Katarzyna Grochola Voodica

Transkrypt

Katarzyna Grochola Voodica
SIERPIEŃ 2016 NUMER 08 (41) / WYDANIE BEZPŁATNE
Katarzyna
Grochola
Dopiero teraz
czuję się pisarką
Voodica
Kadry utkane z baśni
Za wcześnie
na emeryturę
Jurek
Owsiak
#spis treści
08/2016
# 06 Newsroom
Design, moda, wydarzenia
40 / Kulinaria
# 16 Felieton
Młody bób na tapecie
Krzych vs. Petryczko
# 20 Temat z okładki
Jurek Owsiak
# 26 Moda
Kolorowo czy nie, ale zawsze modnie
# 30 Moda
Kadry utkane z baśni
# 32 Rozmowa miesiąca
Grochola poczuła się pisarką
26 / Edytorial
# 42 Kulinaria
Za granicą
schematów
Złocista rewolucja dotarła do Szczecina
# 66 Kultura
Na co wybrać się w sierpniu
# 68 Sport
Igrzyska w Rio po szczecińsku
# 77 Trendy towarzyskie
Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego
#3
#Jarosław Jaz
Redaktor naczelny
Jurka Owsiaka kojarzę od zawsze, czyli mniej więcej od czasu, kiedy mój
#Redakcja
(nie jego) wiek dorastania zaczął obrastać w kontrkulturową otoczkę,
OKŁADKA:
a on w zamierzchłym XX wieku był jedną z osób, która z kontrkulturą była
NA ZDJĘCIU Jurek Owsiak
FOTO Łukasz Widziszowski
niejako związana. Przynajmniej z tą korzystającą z oficjalnych kanałów
komunikacji z odbiorcą. Wtedy, dziś zresztą też, wydawał się osobą
wymykającą się jednoznacznej ocenie. Estetyka, którą reprezentował,
była dość specyficzna. Ot, wesoły pan, który robi wokół siebie sporo
szumu. Z biegiem lat okazało się, że te wszystkie śmieszne hasła, które
non stop opowiada, składają się na jeden spójny komunikat, a ten
z kolei przekuwany był w bardzo konkretne działania, tu mówię bez
przesady - zmieniające świat. Skala do jakiej udało mu się doprowadzić
WOŚP, czy poziom organizacyjny festiwalu Wodstock budzą szacunek.
Dyskusyjną wciąż pozostaje kwestia stylu bycia, ale to właśnie jest ten
element, na podstawie którego powinno się oceniać skuteczność Jurka
Owsiaka. Więc gdy słyszę, kiedy o nim i jego działaniach mówi się i ocenia
w kontekście polityki, kiedy jęk obrzydzenia wspierany jest szemraną
publicystyką, robi mi się słabo. To gość, który robi dobrą robotę. Rzucane
mu pod nogi kłody sprawiają, że podchodzi do tej pracy z jeszcze
większą determinacją. Mam nadzieję, że przyszłoroczny Przystanek
Woodstock będzie tego najlepszym dowodem. Zgodnie z tym, co mówi
w rozmowie z Agatą Maksymiuk, na emeryturę szybko nie odejdzie.
I bardzo dobrze, bo freaków, którzy osiągają taką skuteczność, można
policzyć u nas na palcach jednej ręki. Cieszę się, że będę mógł spotkać go
i posłuchać w Szczecinie.
Redakcja:
Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin
tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342
[email protected]
www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy
Redaktor naczelny: Jarosław Jaz
Product manager: Ewa Żelazko
Promocja i marketing: Marta Rospara
Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul,
Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński,
Agata Maksymiuk, Anna Folkman /
Korekta: Beata Pikutowska
Dział foto: Sebastian Wołosz,
Andrzej Szkocki
Skład magazynu: Ewa Kaziszko
MOTIF studio
Dystrybucja: Piotr Grudziecki
Druk: COMgraph Sp. z o.o.
Prezes oddziału: Piotr Grabowski
Reklama: tel. 500 324 240,
[email protected]
Wydawnictwo:
Polska Press Grupa sp. z o.o.
ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa
Prezes: Dorota Stanek
Z kolei niedaleko Szczecina, bo w Międzyzdrojach, natknęliśmy się na
pisarkę Katarzynę Grocholę i reżysera Jacka Koprowicza. Rozmawiamy też
z fotografką Voodicą i florystką Anią Kubiak. Wszystko po to, by umilić
Wam kolejny wakacyjny miesiąc. Do zobaczenia na plaży!
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#4
Dołącz do nas na
www.facebook.com/
MagazynMMTrendy
oraz Instagram.com/MM.Trendy
nowy sezon
nowe kolekcje
ul. Gen. Rayskiego 23
(wejście od Jagiellońskiej)
tel. 698 800 747
portfolio.szczecin
Odzież, dodatki,
biżuteria. Polskie
marki i projektanci.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Foto: SAVVY
#
Ne
ws
ro
om
Niepoprawna biżuteria
Mosiądz, brąz, srebro i złoto niekonwencjonalnie połączone
z kamieniem naturalnym, szkłem czy materiałem. Tak przedstawia się biżuteria SAVVY od początku do końca wykonana
ręcznie przez szczeciniankę i założycielkę marki, Aleksandrę
Annę Górecką. - Dzięki ręcznemu wykonaniu oraz połączeniu technik rzeźbiarskich z jubilerskimi, każdy stworzony
przeze mnie projekt jest wyjątkowy i niepowtarzalny – opowiada artystka. - Pracuję na dużych i czasami niebezpiecznych maszynach. W procesie powstawania biżuterii ogromną
rolę odgrywa przypadek i często w etapie końcowym wygląda zupełnie inaczej, niż została zaprojektowana. Przez to każdy z moich pierścionków jest inny, z perspektywy złotnika
„niepoprawny”, ale uważam, że jest to ich urok i największa
wartość. Jeden z pierścionków Aleksandry znalazł się w zestawieniu Trendy BAZAAR w grudniowym magazynie Harper’s Bazaar obok projektów: Yves Saint Laurent, Gosia Baczyńska, Chalayan, Loft37.pl oraz Carven. Biżuterię można
kupić m.in. online na www.savvyjewellery.com ale też w OK
SUPER w TRAFO. Wiecej na: https://www.facebook.com/
SAVVYjewellery (am)
#6
Największy wybór
świeżych ryb i owoców morza.
To szczecińska odpowiedź na zagraniczne trendy. Miejsce, które powstało
z pasji do gotowania i odkrywania nowych smaków. Nowocześnie i oryginalnie
urządzone wnętrze wypełnione jest niepowtarzalną atmosferą.
Wyłącznie świeże produkty, autorskie sosy, dbałość o szczegóły
oraz profesjonalny serwis to znaki rozpoznawcze tego wyjątkowego miejsca.
The Kitchen Meet & Eat to restauracja,
w której smak jest aktorem pierwszoplanowym.
Szczecin Bulwar Piastowski 3
tel. +48 570 960 000
zapraszamy od 10.00 do 24.00
Newsroom
#
Symetria Agnieszki
Agnieszkę Rogozińską poznaliśmy w ubiegłym roku przy okazji premiery kolekcji koszulek z geometrycznymi wzorami
zwierząt. Od tego czasu sporo się wydarzyło. Seria została wzbogacona o 4 nowe propozycje: buldog francuski, kot, mops
i sowy. Powstała również kolekcja broszek przy współpracy z marką Poka Broche. Pojawiły się też plecaki-worki, od początku do końca tworzone ręcznie przez projektantkę. Zwieńczeniem dotychczasowej pracy są dwie suknie zaprojektowane
i wykonane na potrzeby sesji zdjęciowej z SAVVY. Dyplomową kolekcję Agnieszki pt. „Deformed” można było zobaczyć
podczas Gryf Fashion Show Models w Szczecinie oraz półfinału konkursu Off Fashion w Kielcach. - Od ubiegłego roku
dużo się wydarzyło – mówi Agnieszka. - Bardzo się z tego cieszę, mam plan by cały czas się rozwijać i proponować coś
nowego. Aktualnie pracuję nad nową serią. Mam nadzieję, że efekty zaprezentuje Wam już tej jesieni. (am)
(zdjecia w sukni) Foto: Joanna Zysnarska / modelka: Paulina Mikołajczak /
sukienki,makijaż i stylizacja: Agnieszka Rogozińska / biżuteria Savvy
(zdjęcia z plecakami) Foto: Joanna Zysnarska / modelka Julia Jakubowska [bloggerka modowa znana jako Juliette in Wonderland] / model
Robert Byliński, / makijaż i stylizacja Agnieszka Rogozińska.
(Broszki) Fotot: Poka Brochę
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#8
Storr(y)ady fascynacja światem sztuki
Storrady - odrestaurowana była szczecińska elektrownia, fascynuje dziś nie tylko przyszłych najemców, ale także świat
sztuki. Joanna Jaroszek, szczecińska fotograf mody, uznała ją za idealny plan zdjęciowy pod delikatny i minimalistyczny
modowy edytorial. Sesja odbiła się echem w Polsce, Włoszech oraz Nowym Jorku, gdzie została opublikowana przez
modowe magazyny. Stylizacje, których autorem jest Kat De Lux, oparte zostały o projekty młodych i zdolnych polskich
projektantów. Dominują w nich biel i czerń, łączą delikatność jedwabiu i mocny charakter skór. Taki właśnie jest budynek, w którym lekkość szkła miesza się z surową stalą. Makijaż wykonała uzdolniona makijażystka Agnieszka Ogrodniczak, a pozowała szczecinianka Estera Kmetyk z Mango Models. W sesji wykorzystane zostały ubrania polskich marek:
KMX Fashion, LOUS, Mia Manufacture, Dag_ny by Dagna Krzystanek, Biżuteria artystyczna by J&P.
Przestrzeń: www.storrady.com
#9
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Newsroom
#
Odnajdź swoją inspirację –
INSPIRATION DAY
wraca w nowej odsłonie
Jeden dzień, siedmiu mówców i tona inspiracji – druga edycja Inspiration Day zapowiada
się jeszcze ciekawiej niż pierwsza. To, co przed rokiem budziło wątpliwości i zdziwienie,
dziś jest jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń roku. Ale od początku...
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Materiały Organizatora
organizator Michał Hamera
Eventy motywacyjne to dla nas nadal nowość, przyprawiona odrobiną stereotypów zza oceanu. Ważną
cegiełkę w budowie świadomości nowego zjawiska dołożył Szczecin. To właśnie tu w ubiegłym roku zorganizowano Inspiration Day
Show, jedno z największych wydarzeń motywacyjnych w kraju. Na scenie pojawili się:
Mateusz Grzesiak, Paweł Tkaczyk, Marcin
Prokop, Dorota Wellman, Jacek Rozenek
i Grzegorz Turniak. Widownię wypełnili goście z całej Polski i zagranicy. Wśród nich pojawili się menedżerowie, urzędnicy, specjaliści
i młodzi zdolni studenci. Prelegenci nie rozdawali
gotowych instrukcji na sukces, ale wskazywali ścieżkę,
którą można do niego dojść. Uznanie uczestników sprawiło,
że druga edycja po prostu nie mogła się nie odbyć.
Już wiemy, że data 24 września kryje za sobą wiele nowości.
Pierwsza z nich to kulisy organizacji. Ojcem tego rocznej edycji jest Michał Hamera, jeden z trzech organizatorów pierwszej
odsłony. W tym roku ciężar wydarzenie postanowił podźwignąć
samodzielnie. Michała znamy nie tylko jako organizatora, ale
też coacha, trenera i konsultanta biznesowego. Kolejna nowość
to miejsce. Po premierze Inspiration Day Show w Filharmonii
Szczecińskiej, przyszedł czas by podbić nowy obszar, a będzie
nim sala kongresowa na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Miejsce nieoczywiste, ale za to wdzięczne do
ewolucji. Przestrzeń nabierze kolorów i delikatnie zmieni swoją
strukturę, a jego synonimem stanie się słowo elegancja. Jednak
miejsce przesuwa się na drugi plan, kiedy zaczynamy mówić
o prelegentach.
Impuls popłynie ze sceny
Siedmiu prelegentów i siedem historii. - Na dziś mogę odkryć
cztery nazwiska nazwiska, trzy już znacie – zdradza nam Michał
Hamera, organizator. - Obiecuję, że będzie ciekawie, czasem
kontrowersyjne, ale zawsze bardzo merytorycznie. Pierwszą syl-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
wetką jest Szymon Hołownia, dziennikarz i publicysta.
Dwukrotny laureat nagrody Grand Press oraz laureat Dziennikarskiej Nagrody Ślad. Zdobywca
Wiktora publiczności za rok 2010 oraz wielu
innych nagród i wyróżnień. Autor licznych
książek o tematyce religijnej i społecznej.
Serca widzów zdobył też jako prowadzący
telewizyjne show.
Kolejny gość to Mateusz Kusznierewicz,
żeglarski mistrz olimpijski, mistrz świata,
mistrz Europy, mistrz Polski, zwycięzca ponad
trzydziestu regat Pucharu Świata. Najlepszy polski
Żeglarz XX wieku. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim
oraz Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zdobywca najważniejszych tytułów sportowego świata. Nie każdy wie, ale od 1996
r. po zdobyciu złotego medalu na Igrzyskach w Atlancie, Kusznierewicz prowadzi wykłady motywacyjne i szkolenia z rozwoju osobistego, za sobą ma ponad 350 spotkań i wciąż doskonali
swoje prelekcje.
Gość numer trzy to Beata Pawlikowska, jedna z najbardziej niezwykłych kobiet w Polsce, Podróżniczka, pisarka, dziennikarka, tłumaczka, fotografka, ale i ilustratorka książek. Pochodzi
z Koszalina i bardzo podkreśla przynależność do naszego regionu. Swoim głosem na antenie radia potrafi porwać tysiące słuchaczy. Drugie tyle zdobywa na blogu i w programach telewizyjnych. Jest świetnym przykładek kobiety w biznesie. - Z każdym
z prelegentów będzie można porozmawiać w kuluarach, są to
osoby otwarte na wszelkie dyskusje – dodaje Michał. - Pozostałe
nazwiska będę odsłaniał stopniowo w mediach społecznościowych. Na pewno ich nie przegapicie.
Czwarte nazwisko można odkryć, spoglądając na okładkę sierpniowego wydania MM Trendy. Jurek Owsiak, prezes zarządu
WOŚP, dziennikarz radiowy, ale też trener i wykładowca, który
jeździ po całej Polsce by motywować innych. Odpowiada za organizację jednych z największych wydarzeń kulturowych w kraju
- Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Przystanek Woodstock.
#10
Newsroom
#
zaproszeni prelegenci
Miejsce na wagę złota
Zainteresowanie rośnie z każdym dniem. - Mimo tego, że jeszcze nie wszyscy prelegenci zostali przedstawieni, wielu ubiegłorocznych uczestników już kupiło bilety – mówi Michał. - Cieszy
mnie to zaufanie. Po pierwszej edycji skupiłem się na tym, aby
zebrać opinie i sprawić, by druga edycja była jeszcze lepsza.
Mam świadomość, że idea wydarzenia i jej „opakowanie” może
się podobać społeczeństwu, ale prawdziwej oceny dokonują
uczestnicy.
W całodziennym evencie będzie można uczestniczyć z trzech
stref: Gold, Platinium i VIP. Każda strefa to inne przywileje, ale
te same inspiracje do zebrania. Nie zabraknie również przestrzeni chill-out, w której uczestnicy złapią oddech. Bilety są dostępne na www.bilety.fm i www.szczecininspiruje.com. Będzie też
okazja wykazania się kreatywnością i zdobycia ich w konkursie.
Szczegóły pojawią się na Facebooku MM Trendy i Inspiration
Day SHOW - Szczecin Inspiruje. Motywować można na kilka
sposobów. Jak Anthony Robbins, głośnymi hasłami, podniosłymi ideami, łapiąc się za ręce wśród kolorowych świateł i muzyki.
Lub jak Larry Winget, dosadnymi komentarzami, wulgarnymi
słowami i niczym niezahamowaną bezpośredniością. O pierwszym mówią cudotwórca i oszust. O drugim pitbull rozwoju
osobistego. Można też działać jak Michał Hamera, zebrać najbardziej utalentowanych ludzi z kraju w jedno miejsce i odkryć
nieznane historie. W końcu liczy się skuteczna motywacja.
Inspiration Day – Szczecin Inspiruje już
24 września 2016 w Sali Kongresowej
Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu
Szczecińskiego. Nie może Cię tam zabraknąć!
Więcej szczegółw na www. szczecininspiruje.com
#11
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Newsroom
Foto: Sebastian Wołosz
Seria Flowers / Model: Dominika Pijanowska / Photo: Slevin Aaron / Zielona Góra 2016
#
Fotografia Slevina
Filharmonia uczciła
swojego patrona
Na ścianie kamienicy przy ul. Krasińskiego 97 filharmonicy szczecińscy odsłonili mural przedstawiający Mieczysława Karłowicza, kompozytora, taternika, a przede
wszystkim patrona filharmonii w Szczecinie. Rysunek
to odwzorowanie ilustracji z książki Grzegorza Wasowskiego „Z historii muzyki dla wszystkich - wierszyki”,
która miała premierę w maju tego roku i została wydana
przez Filharmonię im. Karłowicza w Szczecinie. - Jest mi
niezmiernie miło, że z okazji urodzin Szczecina możemy
podarować mieszkańcom taki prezent - mówi Dorota
Serwa, dyrektor filharmonii (na zdjęciu). - Sięgnęliśmy
po postać dla nas najważniejszą, czyli naszego patrona.
Karłowicz był postacią nietuzinkową, która miała wiele
ciekawych elementów w życiorysie, dlatego wpletliśmy
go w przestrzeń Szczecina. (mk)
Slevin Aaron to jeden z najbardziej utalentowanych artystów
pochodzących ze Szczecina. W pracy przy planach zdjęciowych pomaga mu Remik Babiło. Odnajdują w tym nie tylko
pasję, ale również przygodę i przyjaźnie. Od początku 2016
roku artystę reprezentuje Galeria Alidem w Mediolanie.
Jego zdjęcia zostały zakupione między innymi przez jedną
z największych włoskich telewizji. Współpracuje z trzema
największymi na świecie wydawnictwami: Random House,
HarperCollins i McMillan. 17 zdjęć artysty zostało wyselekcjonowanych przez Vogue Italia do kampanii nowego
zapachu Dior – Poison Girl. W marcu 2016 roku wygrał międzynarodowy konkurs fotograficzny ONE WORLD 2016,
zorganizowany przez Photographic Society of America.
W swoim dorobku ma wiele wystaw zarówno w Polsce, jak
i na świecie, a w listopadzie zdjęcie z serii „Flowers” będzie
można podziwiać na Huawei Photo Vogue Festival w Mediolanie. A tymczasem przedsmak wystawy można poczuć
na naszych łamach. (am)
R E K L A M A
Laser
rehabilitacja po porodzie
CENTRUM DIAGNOSTYKI MEDYCZNEJ
ul. Felczaka 10
tel. 91 422 06 49
www.hahs-lekarze.pl
Newsroom
Foto: Sebastian Wołosz
#
Trzy projektantki z grupy Typiary stworzyły nowy szyld
dla sklepu „Modniarstwo. Kapelusze i dodatki” przy
ul. Bohaterów Getta Warszawskiego 22. To finał projektu
„Dobre praktyki”, który został dofinansowany w wysokości 2 tys. zł z programu MikrogranTY, organizowanego
przez Szczeciński Inkubator Kultury i urząd miasta.
W ramach projektu, Typiary w internecie zorganizowały
ankietę, w której pytały m.in. o to, czy zwracamy uwagę
na wygląd szyldów podczas podejmowania decyzji zakupowych oraz co najbardziej przeszkadza nam w wyglądzie szyldów i witryn. Materiał ten posłużył do dyskusji
o reklamie w przestrzeni miejskiej, która odbyła się
w sklepie „Modniarstwo. Kapelusze i dodatki”. To właśnie ten sklep wygrał w głosowaniu, które towarzyszyło
ankiecie. Typiary zaprojektowały dla niego nowy szyld,
którego wygląd został uzgodniony z właścicielką sklepu.
Jego odsłonięcie odbyło się 30 lipca. Grupę Typiary
tworzą trzy szczecińskie projektantki. Ada Krawczak prowadzi studio projektowe Lines&Dots Studio, wcześniej
przez trzy lata była kuratorką galerii na Alei Fontann.
Patrycja Kuracińska tworzy studio graficzne Melorbuz
i pracowała przy takich wydarzeniach, jak Westival czy
Love Kids Design. Patrycja Makarewicz w Generalnie
Studio zajmuje się brandingiem, a w Spokojnie wykonuje
z drewna przedmioty codziennego użytku. (sid)
Foto: Sebastian Wołosz
Typiary zrobiły szyld,
by uczyć estetyki
44 godziny na parkiecie
Takiego tanecznego maratonu w Szczecinie jeszcze nie
było. Stara Rzeźnia stała się areną prawdziwych tanecznych
zmagań. Czy możliwe jest, żeby tańczyć tango przez 44
godziny? Sprawdzali to miłośnicy tego tańca. I Gryf Tango
Maraton, to inicjatywa, która ma aspiracje do rangi ogólnopolskiej, bo uczestnicy potwierdzający swój udział w tym
niezwykłym, tanecznym widowisku, przyjechali do Szczecina z różnych części kraju i nie tylko. Maraton wystartował
o godzinie 19 w piątek, a skończył w niedzielę około godz.
22. To inicjatywa Akademii Tanga Doroty
i Adriana Grygierów. (red)
R E K L A M A
Felieton
#
#Paweł Krzych: okiem blogera
Zegar tyka, czas
ucieka. A Ty musisz
wydostać się z pokoju!
Przebojem na szczeciński rynek wdarły się escape roomy. To takie
pokoje, z których by się wydostać, musimy rozwiązać szereg zagadek. I mamy na to określony czas. Przeważnie jest to godzina.
W zabawie mogą uczestniczyć osoby w różnym wieku, niektóre
pokoje nadają się również dla dzieci, ale nie brakuje propozycji
dla osób o mocnych nerwach. Koszt zabawy? Od kilkudziesięciu złotych w górę do podziału na uczestników. Pierwsze escape roomy powstały w wirtualnej rzeczywistości, na komputerze.
To tam, na początku za pomocą słowa pisanego, później w coraz
bardziej graficzny sposób, użytkownicy musieli rozwiązywać zagadki, by się uwolnić. Z kolei za kolebkę prawdziwych escape
roomów uważa się Japonię i Hong Kong.
W ciągu kilkunastu miesięcy w Szczecinie pojawiło się 25 pokoi. Poszczególne firmy planują otwarcie kolejnych, przymierzają się do tego też nowe osoby. Pokoje różnią się klimatem,
stopniem trudności, różnorodnością zagadek. Trudność to raczej
rzecz względna, bo dużo bardziej odnajdywałem się w pokojach,
które określane były jako trudne, niż w tych nazwanych przez
odwiedzających łatwymi. Z czego to wynikało? Chyba właśnie
z różnorodności zagadek. W pewnym momencie escape roomy
zaczęły mnie trochę nudzić, bo okazywało się, że większość zagadek ograniczała się do znalezienia kluczyka, wpisaniu szyfru, by
otworzyć pudełko, w którym był zaszyfrowany kod do walizki.
Jasne, jest to fajne i ciekawe na początku, lecz jeśli wchodzisz
do kolejnego pokoju i dostajesz prawie to samo, przestaje bawić.
Po prostu oczekiwania rosną wraz z kolejną wizytą. Biznes ten
jednak nie stoi w miejscu.
Rozmawiając z wieloma osobami, które pracują na co dzień
w tym biznesie, mówi się już o escape roomach 2.0, czyli naszpikowanych elektroniką, które pozwalają na wiele więcej, jeśli
chodzi o stopień skomplikowania zagadek i ich charakter. Z kolei
alternatywą do tego jest stały udział Mistrza Gry, który w różny
sposób uczestniczy z nami w zabawie. Więcej nie mogę tu napisać, by nikomu nie popsuć zabawy.
W Szczecinie odwiedziłem już 7 różnych pokoi, z czego największe wrażenie wywarło na mnie: Stary Dwór, Piła 3D (obecnie ma
przerwę wakacyjną) oraz Sherlock (niestety już nie istnieje). Każdy z nich charakteryzował i zaskakiwał czymś innym. Stary Dwór
(przy ul. Kolumba) to najnowsze odkrycie. Wyróżnia go czas
rozwiązywania zagadki, bo aż 90 minut (standard to 60 minut).
I te dodatkowe minuty pozwalają nam jeszcze bardziej wniknąć
w ten klimat. Klimat rodem z najlepszych horrorów, ten pokój jest
dla osób o mocnych nerwach. Piła 3D (mam nadzieję, że powróci
po wakacjach), to z kolei świetne odwzorowanie filmu. Człowiek
czuje się, jakby rzeczywiście został zamknięty przez psychopatę,
a stawką w grze jest życie.
W Szczecinie w tym roku odbył się również Mass Escape, czyli
rozrywka na większą skalę, dla kilkuset osób. Azoty Arena zostały
zmienione w strefę poddaną kwarantannie i żeby się wydostać,
trzeba było rozwiązać wiele zagadek. Stosunkowo łatwe, ale podczas wydarzenia było dużo początkujących osób, stąd taki poziom
trudności. Krótko mówiąc: impreza bardzo udana, czekam na kolejne z takim rozmachem.
Pokoje zagadek zapoczątkowały nowy rodzaj rozrywki. Propozycji przybywa i w Polsce znajdziemy już horror roomy, czyli
dom strachów z prawdziwego zdarzenia. Coś dla największych
twardzieli, jak wynika z opisów, wiele osób rezygnuje w trakcie
i wybiega z płaczem; pokoje furii: coś dla tych, którzy chcą się
wyżyć. Wchodzisz do pokoju, dostajesz różne narzędzia i możesz
rozwalać do woli. Do dyspozycji kij baseballowy, młot, młotek
i inne; pokoje mechaniczne, gdzie zadaniem jest wprawienie mechanizmu w ruch, niczym w grze komputerowej z dawnych lat
The Incredible Machine; labirynty z lustrami. Niedawno jeden
otworzono w Międzyzdrojach.
Sami widzicie, pomysłów jest mnóstwo. Przeglądając listę escape roomów w serwisie lockme.pl rzucił mi się w oczy jeden
z Warszawy o nazwie „Pogrzebani”. „Pewnego dnia budzisz się w
skrzyni, pogrzebany żywcem. (…) W trumnie znajdujesz worek
z kilkoma przedmiotami, wśród nich jest flara i telefon z jednym
numerem” to opis ze strony. Kto się pisze na taką rozrywkę?
Paweł Krzych - autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www.szczecinblog.pl oraz strony na FB
Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#16
Felieton
#
#Monika Petryczko: kultura (nie)możliwa
Zobaczyć Szczecin
z perspektywy
unikatowego
produktu!
Kilka przykładów: Czy mieli Państwo świadomość, że właśnie
w Szczecinie produkuje się autorskie gitary Bouwer Guitars,
których twórcy dbają o wykonanie już na poziomie osobistego
wyboru drewna? Marta i Łukasz nie dość, że sprawdzają akustykę drewna, to przygotowują całą konstrukcję gitary, malują
ją w lakierni, montują elektronikę i stroją. Ich genialne produkty
wędrują w świat, bowiem na świecie stali się już rozpoznawalną
marką.
Przykład kolejny, jakże pięknie zanurzony w idei ekologii,
bo w 100 % upcyklingowy, to ijo ijo. Firma to trochę taka siostra
słynnej HO:LO („słynnej”, bo w Szczecinie swego czasu każdy
szanujący się klubowicz nosił się z tzw. holówką na ramieniu).
Dziś HO:LO dorobiło się rodzeństwa: ijo ijo, która specjalizuje
się w wytwarzaniu toreb, etui i plecaków z używanych węży
strażackich. Totalnie zjawiskowa sprawa, zataczająca krąg fanów w całej Polsce.
Kocham Szczecin i myślę, że ze wzajemnością. Patrzymy sobie z tym miastem prosto w oczy i widzimy w swych źrenicach
sporo dobrego. Szczecin jako miasto, ocenianie troszkę z boku,
łączone było i jest z pewnymi stały frazami: a że to „tak daleko”,
a że „trochę leży nad morzem, a jednak trochę nie”, a to, że „co
tam w ogóle się wyprawia?”. Pewnie też zauważyli Państwo, że
gdy w jakimkolwiek serialu polskiej produkcji jeden z bohaterów musi zniknąć na dłużej, jadąc w jakąś niebotycznie odległą
Polskę – jedzie właśnie do Szczecina. Tymczasem z Warszawy
do Szczecina jedzie się 5 godzin, niektórzy pokonują tę trasę
nawet w 4 godziny, choć nie wiem jakie prędkości pokazują im
wtedy ich zegary. Nie będzie jednak dziś o trasie Warszawa –
Szczecin, tylko raczej o tym, że Szczecin i Zachodniopomorskie
są ośrodkiem kilku unikatowych zjawisk.
Po pierwsze dizajn i kreatywność. Przyglądam się tej dziedzinie już od dłuższego czasu, widząc jak rozwija się, zmienia oblicza i ewoluuje w bardzo fajnym europejskim kierunku. Przypatruję się szczególnie firmom, które znalazły na siebie pomysł
– niebanalny, nieoczywisty, nietuzinkowy. Wśród tych często
niewielkich działalności odnaleźć można prawdziwe perełki, nie
tylko ze względu na oferowaną jakość usług, ale na totalne zaangażowanie, którego brakuje niestety czasem rekinom rynku.
Powie ktoś „prawo czy natura ekonomii”, a ja powiem bardziej
„kwestia człowieka”.
Więcej mebla w meblu. I tu warto rzucić okiem na niebanalny
dizajn. W Zachodniopomorskiem, szukając wytworów meblarskich, napotkają Państwo na pewno Nord Loft, który priorytetowo postanowił grać stylistycznie wokół ciężkich, industrialnych
elementów metalowych wypełnianych drewnem. W sznycie mebla autorskiego znajduje się także Motif Meble, który nierzadko
na bazie starych wzorów, tworzy nowe cuda – dotyczy to także
renowacji. Warto rzucić okiem na autorskie CRATEive, czyli obiekty wytwarzane ze skrzyń przewożących niegdyś dzieła
sztuki, a także Ideacarton - fenomenalne meble z kartonu inspirowane twórczością Franka Gehry’ego, a powstające właśnie
w Szczecinie. Ostatnio duża ich część zasiliła duży obiekt na Stadionie Narodowym, czego warto pogratulować. Przy okazji mebli
warto wspomnieć o tekstyliach Dizeno, czyli pościeli Hayka ze
wzorem słomy, która trafiła pod niejedną strzechę w Europie.
Co z modą? Moda ma się u nas wręcz znakomicie. Z jednej
strony realizują ją poważne postacie branży, jak Sylwia Majdan
czy Fanfaronada, z drugiej co rusz spotykam się z autorskimi,
świeżutkimi wypustami jak: If I had a hammer, Na lewą stronę,
Sayso, twoje PH. Wart też podkreślenia jest fakt, że giganci street wearu także są „nasi”: Stoprocent czy Endorfina od lat zasilają
rynek swoją fashion twórczością. Firmy duże i firmy małe modowe można wymieniać bez końca. Oczywiście zawsze gdzieś,
w innych miastach, jest lub może być tych wszystkich dóbr więcej. Jednak czy tak naprawdę chodzi o to, aby się porównywać?
Mnie się zdaje, że chodzi o to, aby robić swoje i to dobrze.
Monika Petryczko: producentka, animatorka wydarzeń kulturalnych, dziennikarka muzyczna, DJ-ka. Od ponad 15 lat
związana z kulturalną działalnością w Szczecinie i w Polsce. Prezes Stowarzyszenia MiastoHolizm obecnie skoncentrowana na prezentacji Szczecina i Pomorza Zachodniego w projekcie Koalicja Miast Wrocław ESK 2016. Art Director „Design’Days” organizowanego w OFF Marinie.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#18
Temat z okładki
#
Nie
czas na emeryturę
Na rozmowę udaje mi się umówić zaraz po zakończeniu Przystanku Woodstock. Pytań
wiele, czasu mało. Jurek Owsiak, jedna z najbardziej inspirujących postaci naszych
czasów, w przyszłym miesiącu pojawi się w Szczecinie podczas Inspiration Day. Dużo
się wokół niego dzieje, szczególnie świeżo po festiwalu, ale w tym zamieszaniu znajduje
chwilę, żeby pogadać, o tym co było, jest i będzie.
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Materiały prasowe
Media przedstawiły Cię już chyba na wszystkie możliwe sposoby, dlatego mam wrażenie, że to kim jesteś gdzieś się zatarło? Może zaczniemy od początku? Przedstawisz się?
- Po tylu latach to bardzo trudne, tak po prostu się przedstawić,
ale spróbujmy. Jurek Owsiak, prezes zarządu WOŚP, także prezes zarządu i dodatkowo szef działu graficznego Złoty Melon,
firmy, która robi wszystkie nasze cudowne projekty. Dziennikarz
radiowy, teraz mocno związany z Antyradiem, co poniedziałek
od 20 do 22 mam audycję. Jestem też trenerem, wykładowcą,
który wlewa w ludzi pozytywną energię. Jeżdżę po Polsce, spotykam się z innymi, przekazuję swoją wiedzę i daję z siebie tyle,
ile mogę dać. We wrześniu pojawię się w Szczecinie. Odpowiadam też za organizację finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i kreację Przystanku Woodstock. Myślę, że to najprostsze
podsumowanie mojej osoby.
Mówi się, że ciężka praca to gwarancja sukcesu. Wiadomo
też, że jest potrzebny impuls, który zmotywuje do tej ciężkiej
pracy. Jak to było z Tobą?
- Dla obecnego pokolenia mówienie o tym, co robiłem 40.,
czy nawet 50. lat temu to kompletnie inna bajka. Wspomnienia
z PRL-u są egzotyką, ale to właśnie tamte czasy dały mi ten impuls. Te inspiracje to też festiwale, koncerty, których w Polsce
nie było. Wyobrażanie sobie Woodstocku gdzieś w Ameryce.
Teraz, jeśli komukolwiek chciałbym powiedzieć, że do działania
zainspirowała mnie winylowa płyta Led Zeppelin, i że słuchało
się jej wieczorem, bo miało się ją tylko na jeden dzień, to zabrzmi jak nonsens. To, co dziś dzieje się w naszym kraju jest
niepokojące, ale prawdziwy PRL już nie wróci. Chcę wierzyć,
że ludzi młodych inspiruje zupełnie co innego niż mnie dawniej,
że są to rzeczy, które zwyczajnie im się podobają, a jest tego
cała masa. Można się przyglądać pracy innych na Facebooku,
w telewizji, w Internecie. Przyznam, że ważniejsze od tego co
było kiedyś, jest to czym dziś się inspiruję, a inspiruję się światem, który mnie otacza, tym co jest tu i teraz.
I co starasz się odnaleźć w tym świecie?
- Wszystkie te cechy, które jednoczą ludzi, jak choćby tolerancję, w takim zwykłym podstawowym znaczeniu, otwartość
na innych, przyjaźnie, poczucie, że możemy zrobić z kimś coś
więcej. To są rzeczy, które mnie motywują, żeby iść dalej.
Wspomniałeś o muzyce, Twój związek z nią jest nierozerwalny. To dlatego wybrałeś radio?
- Od początku było we mnie dużo muzyki, od początku był rock’n’roll. Jednak radio to zupełny przypadek. Wojtek Waglewski
szedł do Rozgłośni Harcerskiej zrobić wywiad. Przyjaźniliśmy
się, poszliśmy razem. Przedstawiłem się jako kierownik zespołu Voo Voo, powiedziałem kilka słów i to był początek pierwszej audycji. Później była następna i jeszcze jedna i kolejna,
#21
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Temat z okładki
#
To, co dziś dzieje się w naszym kraju
jest niepokojące, ale prawdziwy PRL już nie wróci.
ale naprawdę to był absolutny przypadek, 100 procent spontanu. W tamtych czasach rock’n’rollowych rozgłośni radiowych
nie było za wiele, mógłbym policzyć je na palcach jednej ręki.
Żeby się dostać do którejś, trzeba było mieć odrobinę szczęścia.
Posiadam wszystkie cechy, które kompletnie eliminują mnie
z pracy w radio, jąkam się i mówię niegramatycznie. Jednak
w Rozgłośni Harcerskiej udało się. Zostałem.
Udało się też w telewizji i świetnie udaje się w Internecie.
Taki był plan?
- Powiem ci, że telewizja to był jeszcze większy przypadek.
Minęło już z 25 lat od mojego pierwszego programu. Przez ten
czas zebrałem trochę wiedzy, doświadczenia. Nigdy nie kształciłem się w tym kierunku, wiele rzeczy robiłem na zasadzie
prób i błędów. Mógłbym napisać przewodnik dla kogoś, kto
chciałby przejść się tą samą drogą. Ważne, żeby być cierpliwym
i iść spokojnie przed siebie. Wtedy można osiągnąć naprawdę
fajne rzeczy i wspiąć się na taki poziom, który pozwala myśleć
o tym, co się robi w sposób profesjonalny. Teraz przyszedł czas
na dziennikarstwo internetowe. To już nie jest przypadek. Nasza
fundacja mocno rozwinęła tę formę. Jesteśmy bardzo aktywni
na Facebooku, w końcu czasy się zmieniają.
W ostatnim czasie zmian jest szczególnie sporo, kilka dotknęło też Ciebie. Trójkę zamieniłeś na Antyradio. Co
z „trójkowymi” słuchaczami?
- Pożegnałem się z Trójką i to była moja decyzja, nikt mnie nie
zwolnił. W przypadku autorskich audycji, słuchacze przechodzą
do nowej stacji razem z autorem. Od ponad roku mój program
miał swój własny fanklub. Nikt w Trójce nie ma takiego oddolnego fanklubu, ja miałem. Członkowie to dorośli ludzie, którzy
jeżdżą razem na Przystanki Woodstock i inne koncerty, w internecie utrzymują ze sobą bieżący kontakt. Zrobili nawet własne
koszulki i logo. W takim przypadku wiadomo, że wspólnie przechodzimy do nowego radia. Moja audycja trafiała też na typowego „trójkowego” słuchacza, któremu mogła się podobać lub
nie. Taki słuchacz nadal będzie słuchać Trójki. Stacja przeżywa
teraz kolejną zmianę ideologiczną. Kilka już przetrwała. Takie
wstrząsy na pewno nie są dobre, ale wierzę, że nadal pozostanie
tam dużo dobrej muzyki.
W Antryradio Twoja audycja jest bardziej spójna z całodzienną ramówką, a to chyba duży plus?
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
- Proponujemy ten sam ciąg muzyczny, słuchacz nie musi specjalnie czekać na audycję i przełączać kanałów. Wszystko co
jest tu związane z muzą i tematami, fajnie styka. Ludzie super
reagują, piszą mnóstwo maili. W ciągu dwóch godzin nie jestem
w stanie przeczytać nawet połowy wiadomości od słuchaczy.
Słyszałam, że czytasz wszystkie listy i maile, na każdą wiadomość odpowiadasz. Naprawdę znajdujesz na to czas, czy to
tylko taka legenda?
- Po pierwszej audycji w Rozgłośni Harcerskiej dostałem trzy
listy. Były od tego samego gościa. Odpowiedziałem na każdy
z nich i zrobiłem kolejną audycję. Dzięki tej audycji i listom zaczęła się moja przygoda z radiem. W tamtych czasach, gdzie nie
było internetu i takich możliwości komunikowania się ze sobą
jak teraz, po miesiącu dostałem worek listów. To był taki wielki,
pocztowy wór. Jak były wakacje, to brałem te wszystkie listy
ze sobą, kupowałem znaczki, drukowałem koperty i odpisywałem. Nauczyłem się, że na każdy z listów trzeba odpowiedzieć.
Wyszła z tego nawet książka „Listy do Owsiaka”, przepiękna,
bardzo mądra. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest kontakt ze słuchaczami. Jeżeli przeczytam wiadomość, ale nie zdążę odpisać
podczas audycji w radio, staram się dać sygnał, że znam treść
listu. Odpowiadam też na maile do fundacji, które są do mnie
zaadresowane. Czasem jednym słowem „dziękuję”, czasem całymi wywodami. Ludzi to zaskakuje, ale to są naprawdę fajne
maile, gęste od treści. Wszystkie odkładam. Może znowu wydamy książkę, tym razem „Maile do Owsiaka”.
List to świetny sposób, żeby do Ciebie dotrzeć, ale są osoby,
które pojawiły się na Twojej drodze w inny sposób. Taką osobą jest Łukasz Berezak ze Szczecina. Pamiętasz tę sytuację?
- Pewnie, że tak. Łukasz to mój kumpel. Rzeczywiście dotarł
do nas przez obrzydliwy, dziennikarski hejt. Ludzie rzucili się
na chłopaka ze swoją koncepcją, nawet nie próbując zrozumieć,
dlaczego Łukasz robi to co robi, a Łukasz po prostu wspierał
WOŚP. Kiedy się dowiedzieliśmy, że chłopak, który sam walczy
o swoje życie, zbiera dla nas pieniądze i zmaga się z tak wielkim
hejtem, nie wytrzymałem, zadzwoniłem i powiedziałem - Łukasz jutro gramy u Ciebie na podwórku. Pojechaliśmy wszyscy
samochodem, jechaliśmy długo, ale dojechaliśmy. W ciągu pięciu godzin zebraliśmy muzyków i artystów, rozstawiliśmy graty.
Pamiętam, że zagrał Łona, zagrał też Kamil Bednarek, całe mnó-
#22
Temat z okładki
#
Nie chcę nikogo namawiać, żeby jechał na Woodstock, żeby kwestował
z nami podczas WOŚP. Jeśli nie chce, niech tego nigdy w życiu nie robi.
Proszę tylko o chwilę wyrozumiałości, żeby w tym czasie nie przeszkadzać.
Niestety tych przeszkadzających, którzy mają konkretną władzę w rękach,
jest dość sporo i to jest bolesne, dlatego zwyczajnie dbam o codzienność,
nie zadzieram nosa i staram się bardzo mocno stąpać po ziemi.
stwo wspaniałych ludzi. TVN transmitował koncert na żywo.
Wtedy poznałem Łukasza i od tamtej pory kontaktujemy się ze
sobą bardzo żywo.
Czyli mylą się osoby, które uważają, że to znajomość tylko na
potrzeby Finału?
- Nasz kontakt jest normalny i naturalny przez cały rok. Łukasz
przyjeżdża też do nas na Woodstock, był w tym roku i w poprzednim. Wziąłem go na scenę i przedstawiłem wszystkim - to
mój kumpel, Łukasz. Czasem jest tak, że nagle patrzę, a Łukasz
wjeżdża do nas na zaplecze. Jeśli akurat jestem zajęty, to mówię
jak człowiek - Łukasz mam tu teraz swoją robotę, ale za godzinę zapraszam na scenę. Wtedy ktoś z nas się nim zajmuje, a za
godzinę wszystko działa zgodnie z planem. Łukasz czuje się u
nas, jak u siebie. Kiedy się widzimy, to tak jakbyśmy znali się
100 lat. Traktujemy to bez euforii, staramy się nie robić z tego
wielkiego zadęcia.
Wielką Orkiestrą i Przystankiem zmieniłeś życie wielu ludzi.
Zima bez WOŚP nie istnieje, podobnie jak lato bez Woodstocku. Masz poczucie, że zrobiłeś coś ważnego, że coś zmieniłeś?
- I tak mi pewnie nie uwierzysz, ale nie, nie mam takiego poczucia. To, co robimy, do dla mnie normalna codzienność, która
momentalnie wylatuje w kosmos, kiedy np. wojewoda mówi, że
podwyższy ryzyko Przystanku Woodstock albo kiedy inni politycy zaczynają atakować naszą pracę. W takich momentach
wszystko sprowadza się do parteru. Poczucie, że robimy coś
wielkiego znika, bo kiedy ktoś wyciąga do nas armaty, trzeba
się bronić. Niestety, często odpieramy ataki ludzi, którzy kreują
nasze życie, nasz kraj. Naprawdę moim motto nie jest naprowadzanie ludzi na to, co robimy i przekonywanie ich do nas. Nie
chcę nikogo namawiać, żeby jechał na Woodstock, żeby kwestował z nami podczas WOŚP. Jeśli nie chce, niech tego nigdy
w życiu nie robi. Proszę tylko o chwilę wyrozumiałości, żeby w
tym czasie nie przeszkadzać. Niestety tych przeszkadzających,
którzy mają konkretną władzę w rękach, jest dość sporo i to jest
bolesne, dlatego zwyczajnie dbam o codzienność, nie zadzieram
nosa i staram się bardzo mocno stąpać po ziemi.
To nie może być łatwe, kiedy stworzyło się „najpiękniejszy
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
festiwal świata”. W czym tkwi fenomen Przystanku?
- Przystanek Woodstock to czas, kiedy pół miliona naszego narodu zbiera się w jednym miejscu i nie bierze się za łby, tylko
zwyczajnie ze sobą egzystuje, przy dobrej muzyce. Ci ludzie
później wracają do domów i świat Woodstocku niestety zbija się
z rzeczywistością. W ich środowisku, miejskim czy wiejskim,
różnie bywa z tolerancją. Zazwyczaj osoby, które różnią się od
innych, wzbudzają agresję. Na Przystanku jej brak, tam wszyscy
są równi, razem tworzą coś pięknego i bardzo, bardzo kolorowego. Jest tam też mnóstwo dobrej muzy, dobrej sztuki. I przede
wszystkim jest tolerancja. Tolerancja, która pozwala, żeby to
wszystko działało jak trzeba.
Chwilę przed i chwilę po Woodstocku media zakipiały od
wiadomości, że to ostatni Przystanek. Przez lata Kostrzyn
stał się miejscem kultowym, jakiekolwiek zmiany naprawdę
wchodzą w grę?
- To nie jest ostatni Przystanek. Datę kolejnego już zapowiedzieliśmy – 3, 4, 5 sierpnia. Kostrzyn czy inne miejsce, wszystkie te
miejsca będą w Polsce. Wszędzie będzie ten sam ustrój, ci sami
wojewodowie, którzy decydują o sprawach organizacyjnych. Dlatego zmiana miejsca raczej niewiele by dała. Problem obraca się
wokół chęci, a raczej niechęci pewnych osób do nas. Może nie być
festiwalu, ale woodstockowicze zostaną. To są ludzie, którzy wpisują sobie tę datę do kalendarza i później chcą być ze sobą. My się
z tego cieszymy i staramy się robić swoje. Daliśmy termin, teraz
pakujemy się i sprzątamy, za chwilę zaczniemy przygotowania do
następnego Przystanku. Nie przewidzimy czy jak w tym roku, na
trzy tygodnie przed Woodstockiem, coś się zmieni.
Woodstock swoją historią zahaczył też o Szczecin, a w zasadzie o Szczecin Dąbie. To był drugi Przystanek, jaki zorganizowaliście. Opowiesz co nieco?
- Doskonale pamiętam tamten Przystanek. Szczecin Dąbie, bardzo trudne miejsce. Ogromna łąka Aeroklubu. Przed Woodstockiem deszcz nie odpuszczał. W dodatku miejsce zaliczyło „cofkę”, jeszcze przed ulewami cofająca się Odra wszystko zalała.
Musieliśmy cierpliwie czekać, aż woda się wchłonie. Zespół
Quo Vadis pomógł nam w logistyce. Przy festiwalu szczególnie biegał Mario, gitarzysta zespołu, który pracował wtedy na
#24
poczcie i na co dzień jeździł samochodem marki Żuk z napisem „łączność”. Warunki były naprawdę fatalne. Wszystko co
się tam działo, nie stykało ze sobą. Nas i nasze biuro ulokowano
w barakach, bardzo śmierdzących barakach. Ludzie próbowali
zadomowić się w tej mokrej trawie. Scena była totalną „samoróbką” z rusztowań budowlanych. Festiwal był serią bolesnych
doświadczeń, ale dzięki temu wiele się nauczyliśmy. Pamiętam
też moment, kiedy wszedłem na scenę otworzyć festiwal, deszcz
ustał, a na niebie zrobiła się dziura pełna błękitnego koloru i zaświeciło słońce. Po prostu cud. Przystanek był robiony „rękami
i nogami”, ale jak najbardziej się liczy, mamy go nawet zarejestrowanego na płytach.
A jak Was przyjął Szczecin, jak zapamiętałeś miasto?
- Miasto przyjęło nas bardzo dobrze, ale chyba tak do końca nikt
nie wiedział, co z tą imprezą zrobić. Tak, jak wspomniałem, zdecydowaliśmy się wydać z tego festiwalu trzypłytowe wydawnictwo CD w prawdziwej, dżinsowej kieszeni. Próbowaliśmy
znaleźć sponsora okładki i uderzyliśmy do przedsiębiorstwa
Odra, które produkowało polskie dżinsy. Odmówili nam, chy-
ba w ogóle nie kumali o co właściwie chodzi. Koniec końców
za szycie zabrał się Levi’s. Szczecin zapamiętałem jako jedno
z piękniejszych miast, piękna architektura, dużo zieleni, niezwykłe bunkry. Świetne miejsce warte wielu rzeczy, ale trzeba tu
dojechać. Szczecin nie jest na trasie, nie jest po drodze. Co by
się nie robiło, nawet większe tournée, to jednak trzeba zboczyć
z drogi. Za to ze Szczecina do Kostrzyna jest bardzo blisko. Co
roku mamy stąd wspaniałą publiczność.
Zdecydowanie dużo się wokół Ciebie dzieje, teraz czas na
odpoczynek?
- Do końca lipca zawsze jest jeszcze szał, pakujemy Woodstock
do wielkiego tira i sprzątamy. Sierpień jest wakacyjny. Wrzesień
to początek przygotowań do Finału WOŚP. Później znów Woodstock. Nie łapiemy siedmiu srok za ogon, staramy się robić to,
co robimy najlepiej.
A myślałeś już o emeryturze?
Prezydent coś proponuje, ale podobno jest tak dziadowska,
że się za nią nie biorę.
#25
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Edytorial
#
Za granicą schematów
Nietypowe kolory, oryginalne kreacje i niebanalna uroda modelki złożyły się na powstanie
najnowszej sesji Dastina Kouhana. - O współpracy z Klaudią myślałem od dłuższego czasu
– zdradza fotograf. - Była moją muzą. Razem ze stylistką, Izą, chcieliśmy wyjść poza schematy.
Nie interesują nas kolejnej proste lub chaotyczne sesje, które dadzą się opisać jedynie słowem „ładna”.
O takich zdjęciach szybko zapominamy. Tym razem postawiliśmy na ubrania, ich nietypową
fakturę i specyficzne kolory, których próżno szukać na ulicy, a tym bardziej na stadionie,
na którym się znaleźliśmy. Miłego oglądania!
Model: Klaudia Winiarska / Agency: Specto Models
Stylist: Izabella Krutul / Mua/Hair: Kinga Tyborska Bednarek
Photo: Dastin Kouhan / Futro z kulkami: Edyta Kaczyńska
Futro z frędzlam: Orushka / Spodnie oraz golf : Van Hoyden
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2016
#26
Edytorial
#
Historia mody
#
Kolorowo czy nie,
ale zawsze modnie
Moda dla szczecinian od zawsze była jednym z najważniejszych elementów.
W domowym zaciszu, w wielkich fabrykach i małych zakładach powstawały kreacje
na miarę paryskich i mediolańskich wybiegów.
TEKST Celina Wojda / FOTO Sebastian Wołosz
Szczecin, jak każde miasto portowe, zawsze był kolorowy i modny. Członkami wielu rodzin byli marynarze, którzy przywozili
modne ubrania lub tkaniny. Szczególnie w czasach, kiedy nie
można było swobodnie podróżować i czerpać inspiracji z witryn
i ulic miast zachodniego świata. Nawet osoby, które nie interesują
się modą, musiały słyszeć o epoce „grempliny” i peruk. Artykuły te były obiektami powszechnego pożądania kobiety schyłku
lat 70. XX wieku. Tak, jak w całym kraju, również w Szczecinie
w każdym domu była maszyna do szycia, dzięki której powstawały - za sprawą mam, babć i cioć - niepowtarzalne kreacje na
miarę ciała i ducha modniś. Trzeba było kombinować. Z kilku kawałków bawełny, tkanin zasłonowych, tetry na pieluchy i starych
swetrów powstawały falbaniaste spódnice, patchworkowe swetry
i sukienki. Innym źródłem modnych strojów był tzw. przemysł
lekki. - Szczecińska Dana i Odra szyły pełną parą, ale rynek był
nienasycony, trzeba było mieć „chody”, aby wejść w posiadanie
wymarzonego ciucha – wspomina Katarzyna Bobala, projektantka. - Pamiętam z tamtych lat piękną kolekcję Dany „Kwiaty Polskie”.
Szalone lata 80.
Dana i Odra robiły co mogły, ale były to ubrania dla kobiet
„dorosłych”, a wciąż rosło zapotrzebowanie na modę młodzieżową. Pojawiły się pierwsze teledyski MTV, filmy video, które
rozpalały wyobraźnię. - Pojawiła się Madonna! W 1984 roku
wyskoczyła jak diabełek z pudełka, cała w elastycznych koronkach, siatkowych podkoszulkach i czarnych punk-spódniczkach. Obwieszona plastikową biżuterią i w ciężkim makijażu.
Jej styl porwał nastolatki na całym świecie. Nic więc dziwnego,
że i szczecinianki chciały wyglądać, jak Madonna – opowiada
projektantka.
Estradowe kreacje stały się inspiracją strojów codziennych. Było
naprawdę kolorowo. Na ulice wyszły neonowe kolory, lycry, elastyczne koronki i tiule. Na głowach obowiązkowo trwała, najlepiej komputerowa i na „mokrą włoszkę”. Pojawiły się również
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
butiki z ubraniami przywożonymi z Turcji. Marmurkowy jeans
zdobył serca. Spodnie, kurtki, sukienki - wszystko marmurkowe,
ozdobione niezliczoną liczbą kieszeni i zamków.
Telewizyjne trendy
- Moda to naśladownictwo, potrzeba identyfikacji z grupą, która jest dla nas wzorem, daje poczucie przynależności, wtajemniczenia - mówi projektantka Katarzyna Bobala. W latach 90.
rozpoczęła się era zagranicznych seriali. „Dynastia”, „Beverly
Hils 90210”, „Powrót do Edenu”. To były seriale pełne świetnie
ubranych postaci. Nieważne były losy bohaterów, tylko to, w co
byli ubrani. - To był czas, kiedy modę dyktowała Alexis z „Dynastii” - śmieje się projektantka. - Z bufiastymi rękawami, złotymi
guzikami, opięta do utraty tchu. Stała się ikoną stylu.
Podobnie było z modą męską. Też wzorowano się na serialach.
Zwłaszcza „Miami Vice”. - Pamiętam jedwabne kolorowe koszule, zaprojektowane przez Versace, gdzie pacha zaczynała się
na wysokości pasa, tak obszerne, że pasowały na wszystkich śmieje się Bobala.
W latach 90. telewizja była prawdziwym oknem na świat. Modne
było to, co obecnie prezentowano w programach telewizyjnych.
W taki sposób swoją popularność zyskały leginsy z lycry. Pojawiły się programy, w których promowano zdrowy i aktywny tryb
życia. Kobiety zaczęły ćwiczyć z Cindy Crawford. - Inspiracją do
street looku okazał się styl sportowy - opowiada projektantka. Dziewczyny chodziły w kolorowych, obcisłych leginsach z lycry,
do tego obowiązkowo zakładało się długie skarpety zrolowane
w kostkach. Taki wizerunek dziewczyny jeżdżącej na wrotkach.
Zwrot w modzie
Nie wszystkie kobiety chciały biegać, uprawiać aktywność sportową lub przypominać Madonnę. Modowych inspiracji zaczęły szukać w ubraniach, które powstały kilka dekad wcześniej.
W latach 90. można znaleźć też sporo nawiązań do mody lat 20.
#32
Historia mody
#
#33
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Historia mody
#
- To były bardzo eleganckie i stylowe kolekcje - zauważa Bobala. - W Szczecinie kilka takich kolekcji stworzyła Magda Brancewicz, właścicielka jednej z - pojawiających się jak grzyby po
deszczu - prywatnych firm odzieżowych, Magnum. To były piękne stroje: trochę retro, układane spódnice, sukienki z obniżonym
stanem. Były czymś nowym i cieszyły się dużym powodzeniem.
Powoli zaczęto rezygnować z kolorowych, plastikowych dodatków i sztucznej biżuterii. Moda przestała być krzykliwa. To był
pierwszy moment, gdy zaczęto szukać inspiracji w tym, co już
było, np. w latach 60. - Sylwetka przestała być deformowana szerokimi ramionami i obszernymi spódnicami, pojawiło się pojęcie
stroju formalnego, czyli odpowiedniego do pracy biurowej - dodaje Katarzyna Bobala. Powstawały firmy prywatne zajmujące
się szyciem swoich kolekcji, zatrudniały projektantów, zaczęto
sprowadzać tkaniny. Szycie i projektowanie ubrań zaczęło odbywać się na coraz wyższym poziomie. - Na świadomość mody
i pewne oswojenie trendów ogromny wpływ miały i mają dalej,
witryny sklepowe.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Lata 90. w naszym mieście to czas, kiedy wspaniałe i przedsiębiorcze kobiety sprowadziły do swoich sklepów światowe marki. Pani Oleszkiewicz markę Marc Cain, siostry Karbowinskie:
Eskadę i Max Marę, a pani Brancewicz firmę Dorothee Schumacher – dodaje projetantka.
Modna i elegancka
Wraz z przemianami politycznymi zmieniała się też moda.
W drugiej połowie lat 90. kobiety zaczynają odgrywać ważną
rolę w prowadzeniu interesów. Prowadzą własne firmy, stają się
partnerami. Są samodzielne i niezależne finansowo i podkreślają
to strojem. Pojawia się pojęcie „businesswoman”. - Wszystkie
panie pragnęły mieć damskie garnitury, które były eleganckie
i praktyczne. W końcu lat 90. absolutnym „must have” był garnitur – zauważa Bobala. Obok garniturów projektowano też proste i eleganckie garsonki, które panie chętnie zakładały do pracy
i na spotkania. Kolorem obowiązkowym stała się czerń, a w krojach rozgościł się minimalizm.
#34
Rozmowa miesiąca
#
Dopiero teraz czuję się
PISARKĄ
Napisała osiemnaście książek, ale pisarką zaczęła mianować się dopiero teraz.
Ludzi nie ocenia, niektórych nawet nie poznaje, ale dzięki temu trafiają jej się wyjątkowe
znajomości. Katarzyna Grochola opowiada o swojej najnowszej książce „Przeznaczeni”,
pisaniu i rzeczywistości, z którą musi się mierzyć.
ROZMAWIAŁA Bogna Skarul / FOTO Polska Press Grupa
- Wie Pani, że dziennikarze prasowi boją się z Panią rozmawiać? - Nie. Dlaczego? Przecież też byłam dziennikarką
prasową.
się pełnoletnią, pełnoprawną pisarką. To najdojrzalsza książka, bo jest zbudowana szkatułkowo, bo myślę, że udało mi się
w niej opowiedzieć coś o świecie.
- Boją się autoryzacji. Ewentualnych błędów stylistycznych czy językowych. - Autoryzacja? To przecież lepiej dla
dziennikarza. Ja od razu poprawiam tak, jak lubię mówić,
choć w mówieniu jestem gorsza niż w pisaniu. A w życiu jestem jeszcze gorsza. Kiedyś nie poznałam nawet premiera.
Myślałam, że to jakiś aktor.
- A pozostałe nie opowiadały o świecie? - Opowiadały, ale o
jakimś wycinku świata. To były zupełnie inne historie.
- I jak zareagował? - Powiedział do mnie: jestem Mareczek.
Więc ja do niego: Kasieńka. I w tym momencie zorientowałam się, że to musi być ktoś bardzo ważny.
- I co? - Zapytałam czy jest aktorem. Nie puściłam mu ręki.
Powiedziałam, że bardzo przepraszam, ale go nie poznaję. Że
on na pewno gra w jakimś serialu, ale ja nie oglądam seriali.
- No to jak zareagował? - Zaczął się śmiać. Więc mu powiedziałam, że go nie puszczę dopóki mi nie powie, kim jest.
Na to powiedział: belkę w cudzym oku widzisz, a źdźbła nie
widzisz? I w ten sposób poznałam Marka Belkę.
- Świetna historia. Jeszcze kogoś Pani nie poznała? - Oj,
tak. Słynę z tego, że nie poznaję ludzi. Kiedyś, jak byłam jeszcze uczennicą i poszłam z koleżanką na wagary, to idąc Krakowskim Przedmieściem w Warszawie ukłoniłam się własnemu ojcu. Wiedziałam, że to jest ktoś znajomy, komu należy się
ukłonić, ale nie wpadło mi do głowy, że to mój własny ojciec.
- Jest Pani właśnie po premierze swojej najnowszej, świetnej zresztą książki, „Przeznaczeni”. - Po tej książce czuję
się pisarką.
- Dlaczego dopiero teraz? - Wiem, że to śmiesznie brzmi, bo
w końcu mam na koncie 18 książek, ale dopiero teraz czuję
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
- A teraz? - Chciałam pokazać, jak często mylimy w życiu
iluzję z rzeczywistością.
- A jakie znaczenie ma dla Pani przeznaczenie? - Ogromne. Wiem do czego jestem przeznaczona. Co prawda pan Bóg,
dając nam wolny wybór, nieco nam tę drogę utrudnia. O tym
mówi przecież „Przypadek” Kieślowskiego. Albo te siedem
sekund przy pierwszym spotkaniu, kiedy oceniamy drugą osobę. Oceniamy i już, a później niezwykle trudno jest zatrzeć to
pierwsze wrażenie.
- Codziennie spotyka Pani nowych ludzi. Walczy Pani
z tymi ocenami? - Nie, raczej nie walczę. Mam w sobie otwartość. Jestem zawsze ciekawa, co jest pod spodem. Jak pijany
facet na mnie wpada na ulicy i mówi „ty kurwo, jak chodzisz”,
to nie myślę o nim źle. Myślę raczej „człowieku jakie musisz
mieć ciężkie życie”. Ale to jest raczej tłumaczenie, nie ocenianie. Myślę też sobie, że mu ktoś przed chwilą zrobił krzywdę.
To samo powiedziałby do latarni, gdyby na nią wpadł.
- Powiedziała Pani, że zawsze wiedziała do czego jest przeznaczona. Od najmłodszych lat Pani pisała. Nawet w podstawówce w zeszycie do matematyki. - Tak. Wiedziałam,
że będę pisarką.
- Skąd? - To była jedyna rzecz, jaką sobie wymyśliłam w życiu. Przedtem oczywiście chciałam zostać albo aktorką albo
zakonnicą, w zależności od tego, jak bardzo byłam nieszczęśliwa, kochając się w kolejnym koledze z klasy. Ale to były
#36
Rozmowa miesiąca
#
- Co zabolało najbardziej?
- „Trzepot skrzydeł”. Książka o przemocy domowej. Napisałam ją, bo uważam, że w
Polsce nie umiemy radzić sobie
z przemocą. Co 10 związek jest
tzw. związkiem przemocowym.
Żyłyśmy z córką tak, wiemy jak to
jest. Tę książkę więc napisałam z dwóch
powodów - osobistym i społecznym.
przejściowe marzenia. Wiedziałam, że będę pisać. Nawet wtedy, kiedy nie byłam wydawana,
nie zmieniało to mojego poczucia,
że jestem pisarką. To przeczucie się
później nadwątliło, ale teraz znów
wiem, kim jestem.
- Przygotowywała się Pani jakoś do pisania? - Jak byłam młoda, to myślałam, że by zostać
pisarzem, trzeba ukończyć medycynę. Bo wszyscy pisarze,
których miałam w ręku, kończyli medycynę. Boy-Żeleński,
Korczak, Bułhakow, Cronin, Van Der Merch - oni wszyscy
byli po medycynie.
- Dlatego postanowiła Pani zdawać na medycynę. - Między
innymi tak. Nie dostałam się, ale za to byłam salową. Myślę,
że jedni pisarze kończyli medycynę, a drudzy byli salowymi
(śmiech). W końcu otarłam się o szpital.
- Jak długo pisze Pani książkę?- Samego pisania wcale nie
jest tak dużo. Czas zabiera zbieranie materiałów, czasami
nawet z pół roku. Muszę wszystko sprawdzić o czym piszę.
Sprawdziłam więc czy rzeczywiście jest ta obora, która ma
100 ha i w niej żyją krowy, które nigdy nie widzą prawdziwego świata. Wiem, że najdłuższe pióra kury japońskiej mają
7 metrów.
- Ile Pani duszy jest w książkach? - Trochę nie wierzę
w wyuczenie się czegoś. Muszę być postacią, o której piszę
i to niezależnie od tego, czy piszę o hazardziście, czy o dziewicy. Muszę się nimi stawać.
- To jest Pani także aktorką?- W jakimś sensie tak. Muszę
być w skórze tego drugiego człowieka. Sięgam do mrocznych
i pięknych zakamarków duszy. A to czasami boli.
- To było dla Pani katharsis?- Ta książka znakomicie pokazała problem. Dostała nagrodę księgarzy. Teraz polecana jest
przez terapeutów. Mam więc satysfakcję i mogę powiedzieć,
że nie poszły na marne moje doświadczenia. Chyba dobrze
opisałam spiralę przemocy i niemocy, współuzależnienia.
- A jak to było z Judytą z „Nigdy w życiu”? Dużo Pani
zaczerpnęła ze swojego życia? - Dość sporo. Judycie użyczyłam swojego zawodu, swoich przyjaciół, swoich psów, kotów, mojej przyjaciółki, mojej furteczki, która do dziś istnieje,
mojego domu. Ale w „Nigdy w życiu” traktowałam świat wybiórczo. Jak pisałam tę książkę, w domu nie miałam ogrzewania. Było mi potwornie zimno. Mój dom był zbudowany
z gipsowych pustaków i one nigdy nie wyschły. Pisałam tę
książkę na komputerze z nogami w miednicy z ciepłą wodą.
Miałam obcięte rękawiczki na palcach, aby można było pisać
na klawiaturze. To były hardcorowe warunki. Ale nie pisałam
o złych rzeczach, które działy się wokół. Pisałam co się zdarzyło dobrego. Stworzyłam cudowny świat mojej Judyty.
- I udało się? - Udało. Myślę, że ta książka, a później film, stały się tak popularne, bo ja tam nie oszukiwałam. Przecież my,
kobiety, jesteśmy takie same. Tak samo płaczemy, jak ktoś nas
nie rozumie, mówimy „tak”, kiedy chcemy powiedzieć „nie”.
A ja to wszystko odważnie napisałam.
Katarzyna Grochola
Ukończyła VII Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego w Warszawie. Zanim zajęła się literaturą pracowała jako salowa, konsultantka w biurze matrymonialnym, pomocnik cukiernika. Wydane książki jej autorstwa zostały
sprzedane w nakładzie niemal 4 mln egzemplarzy. W 2010 r. Grochola uczestniczyła w dziewiątej edycji programu
telewizyjnego Taniec z gwiazdami, w którym zajęła trzecie miejsce razem ze swoim partnerem – Janem Klimentem.
#37
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Pasje
#
Kadry utkane z baśni
Marta Ciosek, znana jako Voodica, to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci
współczesnej polskiej fotografii. Pasję odkryła przypadkiem, zerkając przez wizjer lustrzanki
znajomego. Od tamtego czasu minęło kilka lat, które wykorzystała do zbudowania
własnego baśniowego świata.
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Marta Voodica Ciosek
Aparat to dziś modny atrybut. Nie drażni Cię, że otoczenie
aż zgęstniało od osób, które dopisują sobie za nazwiskiem
hasło „photography”? - Nie sądzę aby do końca chodziło
o modę na bycie fotografem. Oczywiście część osób robi to
dla lansu, na bloga, na Instagrama i inne portale. Wiele osób
natomiast szuka sposobów ekspresji i kreatywnego spędzania
czasu wśród ludzi, którzy posiadają pasję i to jest piękne. Nie
drażni mnie fakt dopisywania do nazwiska słowa „photography”- nie zrobi to z człowieka artysty. Szanuję za to dobrą
twórczość, bez względu na dopiski przed czy po nazwisku.
Gdzie według Ciebie leży granica między amatorstwem
a profesjonalizmem w fotografii? Chodzi o talent, umiejętności, sprzęt, wyobraźnię, estetykę, szczęście?- Zdecydowanie postawiłabym na umiejętności, wyobraźnię i estetykę. Nie chodzi o sprzęt, ciekawe projekty można robić puszką
z dziurką. Drogi aparat nie zagwarantuje udanych kadrów
i o tym trzeba pamiętać. Co do szczęścia - jak to w życiu,
trzeba go mieć dużo.
Fotografia to dla Ciebie hobby czy pasja?- Przez całe życie
byłam związana bardziej z rysunkiem niż fotografią. Przez
przypadek odkryłam fascynujący świat fotografii, kiedy przytrzymywałam znajomemu lustrzankę i zerknęłam przez wizjer. Zakochałam się w tym, co widziałam tak bardzo, że niedługo potem kupiłam pierwszy aparat. Fotografia jest moją
pasją, której poświęcam większość wolnego czasu, niestety
nie ma nic wspólnego z moim życiem zawodowym.
Zdjęcie, które najbardziej zapadło Ci w pamięć - dlaczego? - Kiedyś ktoś porównał moje zdjęcia do twórczości
Kirsty Mitchell - nie miałam pojęcia kto to jest, więc szybko postanowiłam wygooglować. Zaparło mi dech i do dziś
wszystkie jej zdjęcia robią na mnie ogromne wrażenie. Człowiek nie jest w stanie przejść obok nich obojętnie. Pomimo
miłego porównania nie śmiałabym nigdy porównywać się
z jej talentem.
Twoje prace często przekraczają granice intymności,
wprowadzają widzów do świata baśni, zupełnie odrealnionego. Skąd czerpiesz inspiracje?- Inspiracje czerpię ze
wszystkiego co mnie otacza i co spotykam na swojej drodze.
Uwielbiam temat Ofelii, Alicji z Krainy Czarów czy innych
bajek. Najważniejsze to móc czuć i widzieć emocje, które sta-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
ram się przekazywać w moich zdjęciach.
Efekty Twoich prac niejednokrotnie zaskakują. Ile zajmują przygotowania i realizacja sesji? - Wszystko zależy
od projektu, nad którym pracuję. W zależności od tego czy są
to zdjęcia bajkowe czy modowe, przygotowania mogą trwać
nawet kilka tygodni. Najtrudniej zebrać ekipę do zdjęć modowych - ciężko dopasować terminy, żeby wszystkim pasowało.
Organizacja modelki, stylizacji czy miejsca docelowego sesji
- to skomplikowana logistycznie sprawa. Z bajkowymi sesjami jest o wiele prościej, można pozwolić sobie na spontaniczność. Uwielbiam czuć tę wolność wyboru i przyjemność
z postprodukcji.
Nie tylko otoczenie, ale i Twoje modelki są specyficzne.
Na co zwracasz uwagę przy ich doborze? Czy powinny
mieć jakieś konkretne cechy? - Hołduję zasadzie, że moim
modelkom nie wystarczy uroda. Uwielbiam nietypowe twarze, coś, co przyciąga wzrok. Długie rude włosy, piegi, ciekawe spojrzenie. Wiele modelek popełnia błąd – uważając,
że uroda to wszystko co mają do zaoferowania, i że to wystarczy aby dobrze pozować. Akurat to jest najmniej istotne
w moim odczuciu. Moje modelki często bywają z pogranicza
snu: blade, delikatne, onirycznie - tkają każdy kadr.
Twoje prace były wyróżniane przez Vogue.it, ozdabiały popularne na świecie magazyny. Z których publikacji
i wyróżnień jesteś najbardziej dumna? Czym chciałabyś
się pochwalić? - Wszystkie publikacje sprawiają mi radość.
Najbardziej ucieszyła mnie publikacja w młodych talentach
magazynu JOY, World’s Best Photo w Practical Photography
Magazine UK oraz rozkładówka i wywiad w ASF Magazine,
który można było kupić w Empiku. To niesamowicie fajne
uczucie, kiedy trzyma się w ręku gazetę i ogląda swoje zdjęcia w druku.
Masz kogoś/coś napędzającego do pracy? Wzór, idola,
cel, do którego dążysz? - Od samego początku wspierała
mnie mama. To ona pcha mnie do przodu i dodaje skrzydeł
w momencie zwątpienia. Nie dążę do konkretnego celu, ale
gonię marzenia. Ponoć gonienie króliczka sprawia najwięcej przyjemności, więc póki nie mam innych priorytetów
w życiu, skupiam się na sobie i tym, co bym chciała osiągnąć
i stworzyć.
#38
Kulinaria
#
Sałatka z kaszą
i młodym bobem
Dziś zachęcam do sięgnięcia po przepis na sałatkę z młodym bobem i kaszą oraz ogórkiem małosolnym. Długo wahałam się,
czy przypadkiem takie połączenie składników nie okaże się dziwnym wymysłem, ale sałatka wyszła wyjątkowo smaczna.
Młody bób, kasza, czosnek, idealnie pasują do lampki czerwonego, wytrawnego wina. A to wszystko w połączeniu z domowej
roboty sosem winegret. Warto pokusić się też o własnej roboty ogórki małosolne.
Składniki potrzebne do sałatki: około 200 g kaszy pęczak, 500 g bobu, 2 ząbki czosnku, pęczek koperku, pęczek pietruszki,
4 ogórki małosolne, sól i pieprz do smaku Na sos winegret potrzebujesz: musztarda, ocet balsamiczny, oliwa z oliwek, ksylitol. Sposób przygotowania: Kaszę ugotuj, odcedź i wystudź. Bób ugotuj, wystudź i obierz. Czosnek, pietruszkę i koperek
posiekaj, a ogórki pokrój w kostkę. Wrzuć do miski. Składniki na sos przygotuj według Twoich proporcji. Dzięki temu zyskasz
ulubiony przez siebie smak. Smacznego!
zielono
i zdrowo
Joanna Latuszek, autorka bloga Manufaktura Ciastek. Dziewczyna z pasją i aparatem fotograficznym. Z wykształcenia
ekonomistka, pracująca na wyższej uczelni. Temu co kocha, oddaje się w 100 procentach, a Manufaktura Ciastek jest
tego najlepszym przykładem. Więcej zachwycających przepisów Joanny znajdziecie na: www.manufakturaciastek.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
#42
W królestwie burgerów
Wystarczy jeden kęs, by zakochać się w smaku prawdziwej wołowiny, dlatego jedzenie
prawdziwych burgerów stało się czymś więcej niż tylko posiłkiem. Stało się kulturą.
Udowodniono, że burgery najlepiej smakują wśród przyjaciół, wypiekane na ogniu grilla. I właśnie tak przyrządza się
je u Woła i Krowy. Przy dźwiękach subtelnej muzyki, rozkoszując się minimalizmem wnętrza lokalu, goście nie raz dali
się uwieść prawdziwej wołowinie. W pionie danie utrzymuje długa wykałaczka, a drewniana tacka zabezpiecza przez
ewentualnym poślizgiem. Kto jeszcze nie miał okazji częstować się burgerem musi wiedzieć, że bułę trzeba chwycić
mocno od tyłu, tak żeby nie zgubić jej wnętrza.
Wół i Krowa to lokal wyjątkowy i obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych burgerowni w Szczecinie. Wyróżnia
się przede wszystkim jakością serwowanych dań. Lokal jest
usytuowany w urokliwej części miasta - na Podzamczu. Wygodny dojazd oraz bliskość centrum sprawiają, że restaurację można odwiedzić o każdej porze. Marka restauracji Wół
i Krowa to także wakacyjny lokal w jednym z najszybciej
rozwijających się nadmorskich kurortów, w Dziwnowie. To
jedyna profesjonalna burgergerownia w miasteczku. Czynna
podczas letnich wakacji podbiła serce nie jednego turysty,
dlatego pozytywne opinie na temat serwowanych dań, pochodzą nie tylko z Polski, ale i z zagranicy.
To również nowoczesny food track. Furgonetka dojedzie dosłownie w każde miejsce, a sztab kulinarnych specjalistów
tylko czeka by przyrządzić soczystą wołowin. Wystarczy 10
minut i buła gotowa. Burgery powstają ze świeżych produktów na oczach klientów, tu nic się nie ukryje. W menu są
dostępne pozycje dobrze znane z restauracji „matki” na Podzamczu. Prócz burgerów znajdzie się też kubek świeżo parzonej kawy lub butelka orzeźwiającego napoju.Nie ważne czy
w mieście czy nad morzem w wakacje nie można odpuścić
sobie Hawajskiego Bikini. To coś dla wielbicieli upalnych
dni i letniej atmosfery. Całe 200 gram wołowiny przykryte
plastrem sera mimolette opala się w towarzystwie soczystego ananasa. Od wścibskich spojrzeń osłania je chmurka
roszponki i świeży pomidorek. Otoczeni parawanem maślanej bułki czekają, aż się do nich dobierzesz. A komu upałów
jeszcze mało polecamy Piekło w Gębie. Papryczki jalapeno i
sos meksykański rozpalą nawet najbardziej wytrzymałe podniebienia. Wołowina do burgera smaży się w samym piekle,
a pilnuje jej prawdziwy amerykański bekon. Rukola razem z
czerwoną cebulą nadają tonu wybuchowej atmosferze, jednak nie dają do końca ugasić płomieni.
Restauracja jest też gotowa na specjalne okazje - romantyczne spotkania, rodzinne uroczystości i rocznie. W końcu jak
świętować to hucznie, a jak jeść to do syta. Absolutnym królem jest tu Stek w sosie kurkowym, podawany ze smażonymi
ziemniaczkami oraz sałatką, tuż obok niego figuruje Stek z
polędwicy w sosie borowikowym. Do tego szeroka paleta drinków i piw. Kiedy brzuchy będą już pełne, polecamy
odprężyć się przy lampce wina, filiżance gorącej czekolady,
ewentualnie kubku jaśminowej herbaty. Zarówno Wół jak i
Krowa zapraszają o każdej porze, na każdy posiłek. Smak
gody królewskiej pary gwarantowany!
Restauracja Wół i Krowa | ul. Wielka Odrzańska 20, Szczecin |
Rezerwacje i zamówienia : 731 000 230 | [email protected] | www.wolikrowa.com
#43
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Kulinaria
#
...dotarła do Szczecina
Kilka lat temu mieliśmy do wyboru dwa rodzaje piwa: jasne i ciemne. Dziś, każdego dnia
możemy wybierać między: ale, ipa, bock czy stout. W sklepach półki uginają się od dziesiątków rodzajów piw, a właściciele pubów dostrzegają coraz większe zainteresowanie
ciekawymi gatunkami tego trunku.
TEKST Oskar Masternak / FOTO Joanna Latuszek
Kulinaria
#
Czym właściwie jest „piwna rewolucja” i o co w niej chodzi?
By odpowiedzieć na te pytania, trzeba cofnąć się do lat 70.
poprzedniego wieku, do Stanów Zjednoczonych. Tamtejsi
piwosze mieli do wyboru jedynie jasne piwo typu „lager”,
czyli to, które proponują nam również największe polskie
koncerny. Domowe piwowarstwo nie istniało, ponieważ było
prawnie zakazane. Prezydent Jimmy Carter w 1978 roku zalegalizował produkcję piwa własnym sumptem i w ten sposób zaczął się oddolny proces zmian na światowym rynku
browarniczym. Chodziło o poznanie czegoś nowego, czegoś,
co nie jest łatwo dostępne w supermarkecie. Przecież zawodowi piwowarzy rozróżniają ponad sto stylów piwa, a nie
tylko jasne czy ciemne!
Nad Wisłę moda na poznawanie nowych, piwnych smaków
dotarła na początku XXI wieku. Polscy konsumenci zauważyli zachodnie trendy i własnymi środkami próbowali dorównać wzorcom z Czech czy Niemiec. Dopiero sześć lat temu
rodzime warzelnie szerzej weszły na rynek. Dwóch piwowarów ze Śląska stworzyło Piwo Grodziskie, które otworzyło
zmysły polskich piwoszy. Dwa tysiące butelek rozeszło się
w ciągu miesiąca. Później przyszedł czas na „Atak Chmielu”, w którym wykorzystali amerykański chmiel. Okazało
się to strzałem w dziesiątkę. Zachwyceni swoim sukcesem
postanowili stworzyć firmę PINTA, która dziś w portfolio ma
prawie czterdzieści różnych rodzajów piwa. - Jeśli w Polsce
trwa rewolucja piwna, warzymy od jej pierwszego dnia. 28
marca 2011 roku powstała pierwsza warka Ataku Chmielu
– chwalą się na swojej stronie internetowej właściciele Bro-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
waru PINTA. Od tego czasu powstało wiele lokalnych, rzemieślniczych browarów, które powoli zaczynają konkurować
z krajowymi potentatami piwowarskimi.
Szczecin czerpie wzorce
W Polsce nasze miasto kojarzone jest głównie z jedną marką piwa, od lat warzoną na Pomorzanach. Od około sześciu
lat pierwsze zwiastuny nowej mody zaczęły pojawiać się
w Szczecinie. Powstały sklepy, w których można dostać piwa
z wielu stron Polski i świata. Oferta pubów powiększa się
o produkty mniej znanych browarów. Powstały również lokale, gdzie można wypić piwo warzone na miejscu. W końcu
nadszedł czas na pierwszy samoistny browar rzemieślniczy.
- Razem ze wspólnikami jesteśmy dziećmi piwnej rewolucji.
Żaden z nas nie miał styczności z poważnym piwowarstwem.
Sam przez kilka lat eksperymentowałem w domu z produkcją
piwa, natomiast moi partnerzy prowadzą sieć dystrybucji piw
– przyznaje Piotr Jaworski, współwłaściciel Hopsterbeer –
pierwszego browaru kontraktowego ze Szczecina.
Jego historia rozpoczęła się w 2014 roku. Domowe receptury zostały przeniesione na profesjonalny poziom, zabutelkowane i wprowadzone do sprzedaży. Produkcja odbywa się
pod Częstochową, ponieważ, jak mówią właściciele, żaden
ze szczecińskich browarów nie byłby w stanie wyprodukować ich piwa. W tej chwili pod swoją marką mają pięć rodzajów piwa, a wciągu ostatniego roku wyprodukowali blisko
osiemset hektolitrów złotego napoju.
#46
Kulinaria
#
Choć sporo się w naszym mieście zmieniło w kontekście
piwa, to jednak wciąż nie można powiedzieć, że idziemy
równym krokiem z innymi miastami, będącymi w trakcie
„piwnej rewolucji”. Na przykład w większych ośrodkach organizowane są targi piw rzemieślniczych, w trakcie których
polscy piwowarzy mogą prezentować swoje nowe produkcje, wymienić się doświadczeniami czy po prostu promować
nowy trend. - Marzy nam się festiwal z prawdziwego zdarzenia. Chcielibyśmy w ten sposób promować Szczecin i region.
Mamy taki zamysł, ale nie wszystko w tej kwestii zależy od
nas – mówi współwłaściciel browaru Hopster.
Każdy domowy piwowar rozpoczyna przygodę z warzeniem
piwa od gotowych zestawów, które można kupić w specjalistycznych sklepach lub przez internet. Skład piwa jest
naprawdę prosty: słód jęczmienny, chmiel, drożdże i woda.
Potrzebny jest garnek, kuchenka gazowa lub elektryczna,
drewniane mieszadło i chłodnica. Informacje o tym, jak
stworzyć własne piwo można znaleźć na dziesiątkach stron
i forów w internecie. - Sztuką jest uwarzyć dobrego lagera.
Domowi piwowarzy specjalizują się w produkcji piw nietypowych, szczególnie górnej fermentacji, czyli powstające
w temperaturze powyżej osiemnastu stopni Celsjusza – mówi
Filip Mazur, utytułowany piwowar domowy. Proces tworzenia nowych smaków wymaga dużej wiedzy, którą profesjonalni piwowarzy czerpią z doświadczenia domowych eksperymentów. - Nowy smak czy rodzaj piwa jest jak nowy obraz.
Na początku mamy tylko ogólną wizję, zarys. Zanim pojawi
się kompletna receptura, przeprowadzam kilka prób. Dopiero gdy wszystko jest gotowe w stu procentach przekazujemy
procedurę do naszego browaru – zdradza Piotr Jaworski.
Piwosz się zmienia
Stereotyp piwosza nie wygląda najlepiej. W naszej świadomości to około czterdziestoletni mężczyzna z wąsem, siedzący przed telewizorem i oglądający mecz. W ręce oczywiście ma piwo w puszce, które wypija jednym łykiem.
Piwna rewolucja doprowadziła do tego, że po piwo sięgają
ludzie w różnym wieku, chcący poznać nowe smaki. Szcze-
cin, oprócz trzech lokali z piwem powstającym na miejscu,
może pochwalić się dwoma tzw. multi-tapami. Są to miejsca,
w których możemy spróbować kilku różnych piw nalewanych
z kranu. Istotą takiego miejsca jest to, że co rusz pojawiają
się nowe gatunki z różnych browarów. Ważniejszy jest smak,
a nie efekt „szumienia” w głowie.
Właścicielem jednego z szczecińskich multitapów jest Marcin
Stefaniak, prezes zachodniopomorskiego oddziału Polskiego
Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Idea powstania takiego miejsca zrodziła się z potrzeby promocji mało znanych
browarów oraz z tego, by w Szczecinie był lokal, w którym
można porozmawiać przy piwie o piwie. - Mamy w ofercie
osiem lanych piw. Co ciekawe, dużo osób wraca do nas po to,
by poznać kolejny rodzaj piwa. Dużą część naszych klientów
stanowią kobiety. Choć wydawało mi się, że będą wybierać
piwa lekkie i orzeźwiające, to często wybierają piwa ciemne
i przepełnione goryczką – przyznaje prezes Stefaniak. Nowe
gatunki produkowane przez browary kontraktowe i rzemieślnicze, kierowane są do konkretnej grupy odbiorców. - Nasi
odbiorcy chcą się wyróżniać. Lubią czuć się swobodnie
i chcą być swobodnym odbiorcą piwa. Jeżeli pójdą do lokalu i zobaczą, że mogą tam jedynie wypić napój popularnej
marki, to nie skorzystają z takiej oferty. Chcą czegoś więcej,
czegoś oryginalnego. Sięgają więc po piwo rzemieślnicze
i się nim rozkoszują – mówi Piotr Jaworski.
Choć lipiec nie rozpieszczał nas słonecznymi dniami, to i tak
okres wakacji jest tym momentem w roku, w którym Polacy
piją najwięcej piwa. Jakie powinno być więc idealne piwo na
upalne dni? - Przede wszystkim powinno być jasne i lekkie,
ponieważ nasze zmysły intensywniej odbierają kolory bieli
i jasnej słomkowatości. Powinno zawierać wyraźną cytrusową nutę, woń kwiatów. Po wypiciu takiego napoju
na naszych twarzach powinien pojawić się uśmiech – podpowiada Piotr Jaworski.
Domowi piwowarzy potwierdzają te słowa. W piciu piwa
najważniejsza, oprócz umiaru, jest radość, którą powinna nas
wypełniać po wypiciu najlepszego, letniego trunku.
R E K L A M A
SLOW FOOD
filozofia jedzenia
Zaczęło się niepozornie, bo od wyprawy do Rzymu. Carlo Petrini spacerując uliczkami włoskiej
stolicy, tuż przy Hiszpańskich Schodach dostrzegł coś co nie pozwoliło mu już dużej milczeć. Fast foodom, czas powiedzieć dość. Jak pomyślał tak zrobił, a w ślad za nim poszli przedstawiciele 50 krajów świata.
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Joanna Latuszek
Od rewolucyjnej przechadzki Włocha rzymskimi ulicami,
mija dziś dokładnie 30 lat. Zapewne po powrocie do domu
ani krewni, ani przyjaciele Petriniego nie przypuszczali, że
nowatorska idea rozprzestrzeni się po całym świecie i dotrze
nawet do takich miast jak Szczecin, Wigry czy Górczyno
w Polsce. Ale pewnie zastanawiacie się co tak zszokowało
Włocha. Otóż była to restauracja sieci McDonald’s , świe-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
żo otwarta w jednej z najpiękniejszych i najstarszych dzielnic Rzymu. - Jeśli fast foody pojawiają się w miejscach tak
wspaniałych to, co się stanie z chwilą wytchnienia, czasem
spędzonym wśród przyjaciół, wreszcie przyjemnością smakowania posiłków - przeszło Petriniemu przez myśl. - Kultura „fast” zabierze wszystko to co w jedzeniu najpiękniejsze.
A na to, pozwolić nie można!
#48
Świadomość jedzenia
W momencie wynalezienie silnika parowego świat jakby
trochę nabrał tempa, a im więcej lat upływa od pamiętnego
wydarzenia, tym szybsze staje się to tempo. W tym pośpiechu
nie łatwo znaleźć czas na wspólny posiłek przy rodzinnym
stole, nie wspominając o próbie degustacji i powolnego smakowania przygotowanych dań. W końcu ktoś musiał powiedzieć „dość” i zaproponować nowe zasady. - Czyste, zdrowe,
sprawiedliwe - mówi Andrzej Buławski, prezes convivium
Slow Food Szczecin. - Takie powinno być jedzenie i taki
wzór proponuje ruch Slow Food.
Stowarzyszanie w Szczecinie swoje korzenie zapuściło 5
lat temu, zasięgiem obejmując całe województwo Zachodniopomorskie. Członkowie postawili przed sobą wiele zadań, jednak naczelnym celem jest poszerzenie świadomości
konsumentów na produkt. W końcu Slow Food to nie tylko
przeciwieństwo fast foodów, ale cała filozofia jedzenia. Większość społeczeństwa idąc na zakupy za cel obiera sklepy dużych sieci handlowych - mówi Andrzej Buławski. - Za
podjęciem takiej decyzji najczęściej kryją się: niska cena i
gotowość produktu do użycia. Niestety nie są to wyznaczniki
wysokiej jakości towaru. Etykiety często informują o wielu
szkodliwych substancjach, jednak większość ludzi nie zwraca
na nie uwagi. Właśnie dlatego postanowiliśmy pomóc małym
producentom żywności naturalnej dotrzeć do konsumenta, a
konsumentowi wskazać drogę do miejsc, w których czeka
prawdziwe zdrowe jedzenie.
Powrót na właściwy tor
Dawniej rolnik uprawiał ziemię, a hodowca hodował zwierzęta. Dziś rolnik produkuje rośliny, a hodowca mięso. Dotarliśmy do momentu, w którym zaczęły uciekać wartości
nadrzędne. - Jeszcze w latach 70 wielu Polaków mieszkało
na wsiach - opowiada Andrzej Buławski. - Ludzie siali, hodowali. To co wytworzyli ciężką pracą rąk było zjadane przez
ich rodziny i przyjaciół. Teraz najpierw się wytwarza, później
sprzedaje, a to co zostanie oddaje się rodzinie.
Kryzys nasatąpił w okresie PRL-u, kiedy kultura kulinarna i
agrarna zaczęły powoli zanikać. Inspiracje i nowinki kulinarne napływające z Zachodu po 1989 roku, wcale nie pomogły
w odzyskaniu poczucia bogactwa smaków i aromatów, jakimi
dysponują poszczególne regiony Polski. Dopiero rok 2002 i
założenie pierwszego convivium w Krakowie sprowokowały
pierwszy przełom w sposobie myślenia.
#49
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
- Chcąc wskazać konsumentom to co najlepsze i najzdrowsze
jako Slow Food tworzymy listę restauracji oraz produktów
w tym serów i wina, godnych rekomendacji - mówi Andrzej
Buławski. - Przygotowujemy też przepisy kulinarne, które
polecamy drobnym producentom. Choć na pierwszy rzut
oka, można powiedzieć, że nasze działania nie są spektakularne, to jednak mamy się czym chwalić, wystarczy przypomnieć sobie cykliczną akcję Gęsina na św. Marcina, w której
również mamy okazję uczestniczyć.
Statystyczny Polak w okresie międzywojennym zjadał około
4,5 kg gęsiny na rok. Cztery lata temu, kiedy akcja ruszyła
statystyczny Polak zjadał 17 dag gęsiny na rok. W 2015 statystka urosła do 0,5 kg. - Jak to mówią, małymi krokami do
przodu - dodaje prezes szczecińskiego convivium.
Lista wszystkiego co dobre
Slow Food chroni od zapomnienia wszystko to, co dobre i
wartościowe. W ten sposób powstał projekt Arka Smaku.
Przy udziale przedstawicieli świata kultury, nauki, dziennikarstwa, polityki, a przede wszystkim przemysłu żywieniowego, mali i zagrożeni zapomnieniem producenci żywności
dostają szansę odnalezienia się na potężnym światowym ryn-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
ku - informuje przesłanie stowarzyszenia. Również Polska
znalazła swoje miejsce na liście razem z oscypkiem Wojtka
Komperdy i miodem pitnym Macieja Jarosa. Organizacja
wspiera też rolnictwo ekologiczne i sprzeciwia się stosowaniu produktów modyfikowanych genetycznie.
Od rewolucyjnej przechadzki Włocha rzymskimi ulicami
mija dziś 30 lat i choć fast foody wciąż są obecne w naszym
życiu pamięć o tym co dobre jak nigdy nie była tak pobudzona. - Mówi się, że historia kołem się toczy - wspomina
Andrzej Buławki. - Historia żywieniowa zdecydowanie zatacza koło. Wychowałem się w idei, małe jest piękne. Obserwowałem zachłystnięcie się wielkością i szybkością, a teraz
znów mam okazję spoglądać na powrót do tego czego mnie
nauczono.
Od jakiegoś czasu na naszych łamach można
podziwiać smakowite fotografie Joanny Latuszek. Joasia od niedawna zakasała rękawy
i fotografią jedzeniową postanowiła zająć się
profesjonalnie. Trzymamy kciuki i zapraszamy
na jej bloga: www.manufakturaciastek.pl.
#50
R E K L A M A
"Niech pożywienie
będzie lekarstwem,
a lekarstwo pożywieniem”
Hipokrates
Bio korona to sklep, w którym znajduje się żywność
bez glutenu, bez cukru i bez alergenów.
Na naszych półkach znajdziesz:
• wyroby wędliniarskie wytwarzane w oparciu o stare receptury
przekazywane z pokolenia na pokolenie • warzywa i owoce posiadające
certyfikat bez nawozów sztucznych i pestycydów • artykuły spożywcze nie
zawierające sztucznych barwników, środków zapachowych, smakowych
i konserwujących • produkty nabiałowe bez barwników i aromantów,
stabilizatorów, konserwantów, zagęszczaczy i skrobi
Znajdziesz nas
Adres: Przyjaciół Żołnierza 128B/B11 (pawilon przy Starej Cegielni)
Kulinaria
#
W Zielonym Kramie
Jest takie miejsce w Szczecinie, gdzie można poczuć smak naturalnej żywności, stworzonej z pasji
i miłości do jedzenia. Tu wszystkie produkty pochodzą od rolników, pszczelarzy, małych i średnich gospodarstw, wszystkie zostają utrzymane w duchu regionalności i ekologii. W podróż po tajnikach świata
natury zabrała nas Patrycja Dąbek, twórca Zielonego Kramu.
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Sebastian Wołosz
Naturalne jedzenie to coraz popularniejszy temat, ale co właściwie rozumiemy przez hasło „naturalne”? - Naturalne, czyli
uprawiane bez pestycydów, tworzone bez konserwantów i niemodyfikowane genetycznie, wolne od GMO. Jeśli mówimy o produktach roślinnych, to mówimy o produktach uprawianych na organicznej glebie. W przypadku produktów odzwierzęcych, mówimy
o zwierzętach z wolnego chowu, samodzielnie pasących się na pastwiskach. Stosowanie hormonów i szczepionek wspomagających
wzrost jest absolutnie niedozwolone.
Naturalna żywność jest często mylona z ekologiczną. Czy
naprawdę tak łatwo pomylić te dwa pojęcia? - Rzeczywiście,
wiele osób używa tych określeń zamiennie. Może to wynikać z
tego, że świadomość zdrowego żywienia dopiero się w nas budzi.
Różnicę najprościej wyjaśnić na przykładzie. Za żywność naturalną uznamy rzodkiewkę, która rośnie w naszym ogródku, o ile nie
wzmacniamy jej żadnymi pestycydami. Żeby tę samą rzodkiew
uznać za ekologiczną, nasz ogródek i samo warzywo musi przejść
szereg kontroli. Produkt ekologiczny to przede wszystkim produkt
certyfikowany. W moim sklepie Zielony Kram, 95 procent towaru,
to właśnie żywność ekologiczna. Pozostałe 5 procent to produkty
regionalne, w pełni naturalne, od zaufanych dostawców.
Wielu producentów znakuje swoje towary sloganem „bez konserwantów”, czy zawsze jest to wyznacznik dobrego wyboru?
Na co powinniśmy najbardziej uważać w czasie zakupów? Najważniejszy jest skład produktu i jego historia. To właśnie od
tego należy zacząć. Duży napis „bez konserwantów”, to obecnie
najpopularniejszy chwyt marketingowy. Niestety jest bardzo mylący. Składniki wykazane na etykiecie nie są gwarancją odpowiednich warunków uprawy roślin czy hodowli zwierząt. Zdarza się,
że owoce przeznaczone do produkcji dżemów, zanim dotrą do kociołka, są kilkanaście razy pryskane. Etykieta o tym nie informuje.
Moim klientom zawsze polecam wybierać produkty oznaczone
zielonym listkiem na opakowaniu. Zielony listek to ogólnie przyjęty znak produktów ekologicznych, których historia jest sprawdzana od początku do końca.
A co z samym czytaniem etykiety? Zwykle jest tam wiele tajemniczych nazw. - Czytanie składu nie zawsze jest łatwe. Wiele
osób, widząc na wykazie „E” albo nieznane nazwy od razu odkłada produkt na półkę. Nie jest to właściwa reakcja, bo nie wszystkie „E” są szkodliwe. Na pewno bardzo trzeba uważać na „E250”
i wszelkiego rodzaju konserwanty, które niestety zaakceptowała
Unia Europejska. Żeby nie dać się zwariować, najlepiej szukać
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
produktów ze wspomnianym zielonym listkiem.
W takim razie w Zielonym Kramie możemy czuć się w pełni bezpiecznie. Które produkty w ofercie są tymi najbardziej
wyjątkowymi? - Na pewno są to wypieki mojej mamy, znane w
Szczecinie jako „wypieki Joli” (śmiech). Mama piecze od wielu lat i jej ciasta naprawdę cieszą się uznaniem. Powoli zaczyna
przygotowywać też propozycje bez glutenu i bez laktozy, czyli
pod wyspecjalizowanego klienta. Oprócz tego oferujemy chleb,
sprowadzany jedynie dwa razy w tygodniu z Berlina. Miejsce, z
którego pochodzi, to stara piekarnia z ponad 50-letnią tradycją.
Chleb jest w 100 proc. ekologiczny i certyfikowany, robiony z
odmian ziaren, które powszechnie już nie występują. Raz w tygodniu przyjeżdżają też świeże ryby. Do tego mięso, na którego
kontrolę kładziemy bardzo duży nacisk. Zdarzało mi się, że mimo
zapewnień producenta, towar zawierał konserwanty. W takich
przypadkach od razu rezygnujemy z zamówienia. Jest też nabiał,
zarówno w klasycznej wersji, jak i specjalnie dobrany pod klienta,
który nie może przyjmować białka czy laktozy. Staramy się sprowadzać mleko bawole, owcze i kozie. Latem zawsze dbamy, żeby
nie tylko nasze półki, ale i zamrażarki
były pełne, dlatego
można u nas wybierać z całej gamy
pysznych lodów, w tym tych
bez cukru, bez laktozy i bez
glutenu. Moim zamiarem było stworzenie
miejsca, w którym
klient kupi wszystko od A do Z.
Wierzę, że mi się
to udało.
Patrycja
Dąbek
#52
Uroda?
#
Sekret piękna
tkwi w naturze
W samym centrum Pogodna mieści się ryneczek,
a w samym sercu ryneczku niezwykła drogeria
Piękno Natury, w której możemy nabyć znacznie
więcej niż tylko kosmetyki. Gizela Filon, właścicielka sklepiku zdradziła nam, jak w trzech krokach
odkryć sekrety piękna.
TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Sebastian Wołosz
Świadomość, to pierwszy element prowadzący do odkrycia Piękna
Natury. Naturalne rozwiązania wspomagające nie tylko urodę, ale
i higienę osobistą są znane od tysięcy lat. Coraz szybsze tempo
życia i pragnienie natychmiastowych efektów skłoniły wielkie
korporacje do kreowania produktów obliczonych na szybkie, ale
krótkotrwałe działanie. Atrakcyjna cena spowodowana masowością i radość użytkowników z błyskawicznych skutków w wielu
przypadkach zupełnie przyćmiły prawdę o składnikach produktów. A te po cichu wdzierają się do wnętrza organizmu, przynosząc
tragiczne rezultaty.
Krok 1. Rozszyfrować etykietę
Pierwsze spojrzenie na treść składu dowolnego produktu u wielu
osób powoduje konsternację i pełne niezrozumienie. - Niesłusznie
– wyjaśnia Gizela Filon. - Na początek wystarczy przyswoić sobie
kilka nazw, których należy unikać. Składnikami o negatywnym
działaniu, równocześnie występującymi we wszystkich powszechnie stosowanych kosmetykach są: oleje mineralne, SLSy, silikony,
parabeny, wszelkie aldehydy czy też formaldehydy. Oleje mineral-
ne uniemożliwiają oddychanie skóry. Wspomniane parabeny i formaldehydy funkcjonują jako substancje konserwujące i to właśnie
one odpowiadają za powstawanie silnych alergii i podrażnień. Tajemniczy skrót SLS, to nic innego jak syntetyczny detergent, stosowany także jako przemysłowy środek czyszczący. Stwierdzono,
że powoduje silne podrażnienie oczu, choroby skórne i nierzadko
jest przyczyną łupieżu. Dowiedziono, że produkty syntetyczne, aż
w 60 proc. odkładają się w naszych komórkach przyspieszając ich
starzenie.
Krok 2. Poznać naturę osobiście
Na początek będzie potrzebna cierpliwość. Produkty naturalne nie
dogonią szybkości efektów kosmetyków syntetycznych, ale przecież nie to jest ich celem – kontynuuje Gizela Filon. - Jeśli skład
nadal pozostanie dla nas „czarną magią”, warto poszukać informacji o bio-certyfikacie albo zwrócić się o pomoc ekspedientki. Sama
zawsze chętnie służę pomocą. Do mojego sklepu sprowadzam tylko sprawdzone i bezpieczne produkty. Jeśli coś budzi moje wątpliwości rezygnuję z tego. Należy wiedzieć, że kosmetyki naturalne
zawierają substancje aktywne, które są biozgodne z komórkami
naszej skóry. Biozgodne, czyli nie zawierające żadnych toksycznych substancji. Każdy syntetyczny produkt ma swój naturalny odpowiednik – mydła, szampony, pudry, pomadki, dezodoranty, perfumy, kremy anty-age, pasty do zębów, płyny do naczyń, a nawet
podpaski. Obszerność oferty zaskoczy niejednego niedowiarka.
Krok 3. Nie dać się nabrać
Zakupy w popularnych drogeriach i aptekach nie gwarantują, że
produkty będzie bezpieczny dla organizmu. Wiele firm na etykietach umieszcza hasła „hipoalergiczne”, „naturalne”, „zdrowe”. I tu
znów należy wrócić do składu, bo takie zwroty nie oznaczają braku
parabenów czy SLSów. Wybierając się na kolejne zakupy zdecydujmy się czy zaryzykujemy zdrowiem dla szybkich, powierzchownych efektów czy postawimy na cierpliwość i długotrwałe
rezultaty bezpieczne dla organizmu.
#55
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Deptak Bogusława 29
(od strony jubilera Kruk)
otwarte codziennie od 14:00 do ostatniego klienta
facebook.com/CzarnaOwcaDeptak
Tendencje światowego barmanstwa w końcu zawitały do Szczecina!
Nasi barmani przenieśli barmaństwo do kuchni, przygotowując dla Was
wszelkiego rodzaju homemade: alkochole, syropy, bitersy, marmolady, shruby, itd.
Podejmujemy wyzwanie - „trafić w każdy gust” ;)
Do zobaczenia w Czarnej Owcy przy barze!
Z promocyjnych drinków polecamy:
nr 1
nr 2
nr 3
nr 4
apple black sheep
15 zł
sheep Colins
13 zł
thay sheep
17 zł
sour sheep
11 zł
rum cynamonowy syrop kwaśne jabuszko sok wyciskany z cytryny
sok jabłkowy gin ogórek sok wyciskany z cytryny
syrop cukrowy
woda gazowana rum czekoladowy
rum vaniliowy
orszada sok ananasowy
grenadina wódka imbir
syrop malinowy
wycisk z cytryny
bitters żurawinowy Kulinaria
#
Natura drzemie w tradycji
Pośród doskonałych kiełbas, szynek, boczków, pasztetów, pieczeni i polędwic, dumnie prezentują się prawdziwe perełki w postaci
trudno dostępnych szynek wołowych. To dopiero początek przyjemności, ponieważ w wyposażeniu sklepu znajdują się wędzarnia i piec konwekcyjny do wypieku mięs. Smakowity zapach pieczonych mięs i ciepłej kiełbasy wyjętej prosto z wędzarni roznosi
się po całym sklepie, pobudzając ślinianki klientów. Nie trzeba
kupować całych kilogramów, można poprosić o kilka plastrów.
Na kilogram wędliny zużywa się tu ponad kilogram mięsa, a za
wszelkie doznania kubków smakowych odpowiada skład produktów, w którym próżno szukać chemicznych barwników, spulchniaczy czy konserwantów. W końcu od wieków mięso konserwuje się solą, a smak wydobywa przyprawami. Nie bez znaczenia
pozostaje też proces wytwórczy, nad którym czuwa człowiek, a
nie komputer. Charakter staropolskich wędlin to wynik długiego
leżakowania bez utraty walorów smakowych. Wszystko dzięki
naturalnemu: peklowaniu, wędzeniu dymem z drewna dębowo-bukowego oraz suszeniu.
Gwiazda rodzinnego posiłku
WĘDLINA, która
smakuje naturą
Składniki tradycyjnej receptury wędliniarskiej przypraw pasją i okraś ciężką pracą.
W efekcie uzyskasz smak prawdziwej
natury. Przepis, choć przystępny, zarezerwowany jest tylko dla prawdziwych
profesjonalistów. Sposobu jego wykonania można skosztować w Delikatesach
Mięsnych Bohun.
Poszukiwania niedoścignionych smaków dzieciństwa można
uznać za zakończone. Firma Bohun produkująca naturalne, wytwarzane ręcznie wędliny bez konserwantów, przedstawiła swoją
ofertę w autorskich delikatesach przy ul. Ofiar Oświęcimia 14B
(market Kaufland). Choć od wielkiego otwarcia minęło ponad
pół roku, smaki nie przestają zaskakiwać. Czosnek, majeranek,
liść laurowy, lubczyk i sól wydobywają z mięsa to, co w nim
najlepsze. Choć na pierwszy rzut oka mięso prezentuje się jak
każde inne, wystarczy zanurzyć się w jego zapachu i zgłębić
zakątki smaku. Bo przecież przed zakupem nie wypada go nie
skosztować.
Zimna odsłona wyrobów mięsnych to nie wszystko. Gorąca
lada delikatesów o każdej porze dnia prezentuje niepowtarzalne
produkty doprawione szczyptą natury. Panie, którym chwilowo
brak kulinarnego natchnienia i panowie podążający przez żołądek do serca swoich ukochanych, na pewno odnajdą tu wymarzony smak. Zespół Delikatesów Bohun każdego dnia wypieka
przysmaki dedykowane obiadowym talerzom. Karkówki, szynki, boczki, schaby, elementy kurczaka, ale też pieczone kiełbasy,
szaszłyki i kotlety mielone tylko czekają by stać się gwiazdami
rodzinnego posiłku. Wystarczy zadbać o ulubione dodatki i danie
gotowe. Dobre wieści czekają na tych, którzy oczami wyobraźni
zobaczyli uroczysty stół usłany naturalnymi wędlinami i mięsami. Delikatesy Bohun realizują również serwis pod zamówienie.
Wystarczy złożyć u obsługi sklepu informacje o dacie uroczystości i zapotrzebowaniu na wybrane produkty.
Gwarancja jakości
Tak naprawdę o wysokiej jakości wyrobów wędliniarskich firmy Bohun nie świadczą słowa, a zadowolenie smakoszy, które
przejawia się w licznych wyróżnieniach. Godło „Teraz Polska”,
tytuł „Najlepszy Zakład Wędliniarski w Polsce”, nagroda Quality
International 2014 czy medale: złoty, srebrny i brązowy, zdobyte
podczas tegorocznych targów IFFA w trzech kategoriach, to tylko fragment długiej listy laurów. W gronie kulinarnych smakoszy
przysmaków marki Bohun znajdują się nie tylko profesjonaliści,
ale też młodzież, która podczas szkolnych przerw, zamiast szybkich przekąsek woli sięgnąć po chrupiącą bułkę z kawałkiem
pieczonego kurczaka. Dla osób, które również chciałyby się
rozsmakować w wędlinach Bohun dodamy, że wybrane wyroby
dostępne są też w sieci Piotr i Paweł oraz pełny asortyment na
stoisku mięsnym w Carrefourze, w CH Molo. Choć przepis na
doskonały smak wędlin nie wydaje się skomplikowany, sposób
wykonania należy pozostawić prawdziwym ekspertom.
#57
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Zdrowie
#
Na słońce zawsze z czapeczką
i w rękawkach
- Najważniejsze w upalne dni lata, to chronić się przed udarem słonecznym, czyli szczególną postacią
udaru cieplnego - mówi Robert Elszkowski, lekarz z Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy
- Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia i Profilaktyki w Szczecinie. - Najbardziej narażone
są osoby starsze, powyżej 65 roku życia i dzieci poniżej wieku szkolnego, osoby z chorobami układu
krążenia i te, które źle czują się w upałach.
TEKST Anna Folkman
Podstawowa prewencja przed udarem to
zapobieganie przegrzaniu organizmu.
Odpowiednie ubieranie się, czyli strój
przewiewny, lekki, luźny powinien być
podstawą naszej garderoby, kiedy wybieramy się na spacer w promieniach
letniego słońca. Powinniśmy o nich
też pamiętać, pakując walizkę naszej
pociechy na kolonię czy obóz. - Należy unikać dłuższego przebywania w pełnym słońcu między godz. 10 a 15 - dodaje dr Elszkowski. - Jeśli już musimy wyjść
z domu, to unikajmy słońca, np. idąc ulicą idźmy drugą, zacienioną stroną, na przystanku czekajmy w miejscu osłoniętym od słońca. Pilnujmy też, by tak
postępowały nasze dzieci. Osoby starsze i najmłodsi powinni nosić nakrycia głowy z szerokim rondem, bo to właśnie okolice głowy i karku są najbardziej narażone na przegrzanie. Bezwzględnie
nie powinno się ubierać koszulek bez rękawków. Nie pakujmy
ich także dzieciom na wyjazdy. Nawet godzina na pełnym słońcu
w takiej bluzce może mieć przykre konsekwencje.
i unieść nogi wyżej od reszty ciała. Dzięki
temu poprawia się ukrwienie w obrębie
głowy. Kolejne zadanie to schładzanie.
- W małych ilościach podajemy do picia
coś chłodnego - podpowiada Robert
Elszkowski. - Musimy też schłodzić
ciało z zewnątrz. Najlepiej zmoczyć
koszulkę i przyłożyć ją do ciała.
Bąbel pęknie sam
W ciepłe dni warto nosić przy sobie małą butelkę z wodą i co
kilkanaście minut po łyku ją pić. W upał unikajmy napojów alkoholowych, energetycznych, mocnej kawy i mocnej herbaty. Najlepsza do picia będzie woda mineralna czy soki.
Od przegrzania już blisko do oparzenia
skóry. Dochodzi do nich w wyniku długiego przebywania na słońcu. Zwykłe objawia się
to zaczerwienieniem, czasem może powstać nawet
bąbel. - Jeśli czujemy, że nasza skóra jest oparzona od słońca,
powinniśmy ją stopniowo wychłodzić, zakryć przed działaniem
promieni słonecznych i zraszać letnią, nie zimną wodą - dodaje
lekarz. - Można wziąć letni prysznic, stopniowo coraz chłodniejszy. Później osuszmy skórę ręcznikiem, bez niepotrzebnego
tarcia. Na poparzenie można zadziałać miejscowo, preparatami
dostępnymi w aptece. Zapobiegawczo można też łyknąć lek
przeciwzapalny, czyli np. aspirynę. Jeśli na skórze pojawi się bąbel, mamy do czynienia z poparzeniem drugiego stopnia. Wcześniej czy później pęknie. Nie powinniśmy go przebijać. Kiedy
pęknie sam, potem można przyłożyć na ranę tylko gazik jałowy.
„Mamo, źle się czuję”
Wysoki filtr i zdrowy rozsądek
Jeśli dojdzie do osłabienia, zawrotów głowy, pojawią się mroczki przed oczami, skóra stanie się blada lub zaczerwieniona, najpewniej mamy do czynienia z udarem. Zaburzenia świadomości
i omdlenia, to ostateczny efekt udaru, wtedy wzywamy karetkę.
- Mamo, chce mi się pić, kręci mi się w głowie, może sygnalizować dziecko - zauważa lekarz. - Nie możemy tego bagatelizować,
podobnie jak niewyraźnej mowy i gdy spostrzeżemy, że dziecko
słabnie, ma drżenia mięśniowe lub sygnalizuje, że ma dreszcze.
W takiej sytuacji jak najszybciej należy przenieść je lub inną osobę, która ma takie objawy w miejsce chłodne, zacienione, przewiewne.
Trzeba pamiętać, że jeśli skóra nie jest opalona, to musi się do
słońca przyzwyczaić. Zaczynajmy od kilku minut opalania
i zwiększajmy stopniowo dawkę słońca, zachowując zdrowy rozsądek. Wysokie filtry podawane na balsamach do opalania nie
oznaczają, że w nieskończoność można przebywać na słońcu.
- Numer filtra oznacza raczej to, ile razy dłużej przed szkodliwymi promieniami chroniona jest nasza skóra - wyjaśnia Robert
Elszkowski. - Wysoki filtr nie oznacza wcale, że w ogóle się nie
opalimy. Pamiętajmy, że dzieciom nie zależy na opalaniu, ale
lubią bawić się na słońcu, więc chrońmy je. Pamiętajmy również o tym, o czym mówiłem wcześniej - nakryciu głowy, rękawkach i przewiewnej odzieży. Odkryte partie ciała posmarujmy balsamem z najwyższym filtrem. Rodzic bezwzględnie musi
Poluzować kołnierzyk, pasek. Najlepiej kazać położyć się
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
#58
Zdrowie
#
wiedzieć, jak długo jego dziecko jest na słońcu. Jeśli jesteśmy
na plaży, musimy zadbać o zacienione miejsce, np. parasol plażowy, roślinność i raz na jakiś czas schronić tam dziecko.
Koniecznie się osusz
Każdy powinien wiedzieć, że po opalaniu do wody wchodzimy
stopniowo. Najpierw schładzamy ciało i powoli się zanurzamy.
Należy jednak także odpowiednio zadbać o ciało po wyjściu z
wody. Jej krople działają jak soczewka, należy więc osuszyć skórę i ponownie się posmarować balsamem ochronnym. Bądźmy
ostrożni, kiedy przebywamy w morzu, jeziorze, basenie itp. gdyż
czas w wodzie płynie szybciej, a promienie słońca częściowo odbijają się od wody. W wodzie jest chłodniej i nie czujemy jak
słońce na nas działa. Nie czują też tego nasze dzieci, dlatego pilnujmy także ich!
Uwaga na czerniaka
Częste oparzenia słoneczne, zbyt długie przebywanie na słońcu
zwłaszcza u osób o jasnej karnacji, które na skórze mają wiele
znamion, mogą prowadzić do raka skóry. Czerniak jest złośliwym nowotworem, wywodzącym się z komórek barwnikowych
(melanocytów). Połowa wykrytych przypadków w ciągu pięciu lat kończy się zgonem. - To nowotwór skóry, który w czę-
ści przypadków rozwija się na bazie znamion barwnikowych,
tzw. pieprzyków, zwłaszcza atypowych - zauważa prof. Tadeusz Dębniak, konsultant wojewódzki w dziedzinie dermatologii
i wenerologii w Zachodniopomorskiem. - Obecnie uważa się, że
w większości przypadków czerniak rozwija się na bazie skóry
niezmienionej.
Jeśli pojawiająca się na skórze nowa zmiana barwnikowa lub
istniejące już wcześniej znamię barwnikowe „zmienia się” - to
znaczy: rośnie - powiększa średnicę lub uwypukla; ciemnieje robi się nieregularnie zabarwione - są elementy ciemniejsze i jaśniejsze; jeżeli wokół znamienia pojawia się czerwona obwódka
zapalna; pojawia się swędzenie - to nie znaczy że mamy czerniaka, ale na pewno powinniśmy udać się do specjalisty. - Zmieniające się znamiona należy usuwać - podkreśla prof. Dębniak. - Ale
nie laserem czy krioterapią, bo zawsze potrzebne jest badanie
histopatologiczne wyciętej zmiany. Można również rozważyć
profilaktyczne wycięcie stabilnych znamion określanych mianem atypowych - asymetrycznych, nieregularnie zabarwionych
i ograniczonych, przekraczających 6 mm średnicy.
Nie jest prawdą, że usunięcie spowoduje uaktywnienie nowotworu. Jeśli czerniaka usuniemy we wczesnym stadium, zanim
pojawią się przerzuty, jest w 100 proc. wyleczalny.
R E K L A M A
Zdrowie
#
Mogą zapłacić lub oddać zarodek innym
Rządowy program, w którym refundowano procedury in vitro, trwał tylko do 30 czerwca.
Przechowywanie zarodków w ramach programu nie będzie już refundowane.
TEKST Anna Folkman
Jeszcze w ubiegłym roku, na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia, minister Konstanty Radziwiłł podał, że to nie jedyna metoda
leczenia niepłodności. Owszem jest legalna, ale nie powinna być
finansowana ze środków publicznych. Program skierowany był do
par, u których stwierdzono niepłodność kobiety lub mężczyzny.
Kobieta, w dniu zgłoszenia do programu, nie mogła mieć ukończonego 40 roku życia. Decydowała data pierwszej wizyty. Nie
było ograniczeń wiekowych dla mężczyzn. Para powinna była
mieć pełną dokumentację medyczną świadczącą o co najmniej
rocznej próbie prawidłowego leczenia niepłodności. Jeśli para
miała ewidentne wskazanie do leczenia pozaustrojowego, można
było w ciągu kilku tygodni zakwalifikować ją i wykonać procedurę in vitro. Wszystko zależało od tego w jakim dniu cyklu zgłosiła się pacjentka. W ramach programu nie można było korzystać
z banku nasienia ani komórek jajowych dawczyni.
Wygaszenie programu dla par, które już w nim są, nic nie zmienia.
Inaczej było z osobami, które zostały zakwalifikowane dopiero
kilka miesięcy temu. W przypadku wielu par zarodki są wciąż
przechowywane. Koszty przechowywania wliczone były w realizację programu, ale tylko do czasu jego funkcjonowania. Od
lipca trzeba za nie płacić. Opłata wynika z regulaminu, z którym
pary zapoznawały się na początku programu. - Roczny koszt przechowywania zarodków w VitroLive, to 250 zł. Zgodnie z ustawą
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
o leczeniu niepłodności, zarodki mogą być przechowywane przez
maksymalnie 20 lat, po tym czasie przechodzą do dawstwa zarodka - podaje dr Anna Janicka z kliniki VitroLive, która jako jedyna
w naszym województwie przeprowadzała in vitro w ramach programu rządowego leczenia niepłodności.
- Oczywiście para może wcześniej podjąć decyzję o przekazaniu zarodków na rzecz innej pary. Decyzja musi być wyrażona
przez oboje pacjentów na piśmie, w obecności lekarza. - Do innych ośrodków przekazaliśmy ostatnie zarodki w ramach realizacji programu. Pozostają u nas zarodki tych par, które nie złożyły
żadnej deklaracji. Po 30 czerwca nadal mogą być dysponowane
przez te pary, ale już w ramach procedur płatnych - zauważa prof.
Zbigniew Celewicz, kierownik Kliniki Perinatologii, Położnictwa
i Ginekologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego
nr 1 PUM. - Placówka nie dostaje żadnych środków na przechowywanie zarodków, ale nawet jeśli pary nie będą płaciły, prawo
polskie nie dopuszcza możliwości ich niszczenia.
Oczywiście, zawsze para może wykonać procedurę i przechowywać zarodki odpłatnie. Należy jednak zaznaczyć, że jest wiele par,
które w ogóle się nie zgłosiły, z którymi nie ma kontaktu. Dzięki
wsparciu rządowemu z programu na lata 2013-2016 w Szczecinie
na pewno urodzi się około pół tysiąca dzieci.
#60
#ekspert radzi
Lifting laserowy
- kompletna
rewitalizacja skóry
Zanikanie włókien kolagenowych, niewłaściwy
tryb życia i problemy niewydolności układu
naczyniowego, to najczęstsze przyczyny złej
kondycji skóry. Zbigniew Matuszewski, autor
wielu innowacyjnych metod wykorzystania laserów do odnowy biologicznej i właściciel Laser
Studio wyjaśnia, jak trwale im zapobiec.
100%
ZADOWOLENIA!
Mezoterapia, botoks, fale radiowe, operacja... na rynku jest
wiele metod odmładzających skórę, czym różni się od nich
metoda laserowa? - Lifting przy użyciu lasera chirurgicznego
CO2 powoduje pełną regenerację skóry. Efekt zabiegu można
porównać z efektem tradycyjnego liftingu z użyciem skalpela.
Zmniejszamy ilość skóry, usuwamy zmarszczki, bruzdy, poprawiamy napięcie, niwelujemy przebarwienia. Przewaga lasera nad
tradycyjnymi metodami polega na tym, że skóra zostaje kompletnie zrewitalizowana, po prostu staje się młodsza. Swoją naturalną
jędrność odzyskuje dzięki procesowi regeneracji mikrouszkodzeń powstałych podczas zabiegu. Procedura wykonywana jest
w znieczuleniu miejscowym, nie ma potrzeby usypiania pacjenta.
Zaraz po zabiegu można wrócić do codziennych czynności.
Jakim częściom ciała dedykowany jest lifting laserowy?
Pierwsze skojarzenie to twarz. - Zabieg możemy przeprowadzić na dowolnej partii ciała, która wymaga korekcji. Choć przyznam, że najczęściej jest wykonywany na twarzy, szczególnie w
okolicy oczu.
Dlaczego akurat okolica oczu? Czy to szczególne miejsce? Oczy to pierwsze na co człowiek patrzy, spotykając drugą osobę.
To właśnie one nadają charakteru twarzy i mówią o samopoczuciu. Jeśli skóra wokół nich jest rozluźniona, pojawiły się kurze
łapki i cienie, powieki stały się ciężkie i opadają, twarz zaczyna
wyglądać starzej. Laserowy lifting okolicy górnej i dolnej powieki oraz partii skóry nad łukiem brwiowym może odwrócić proces starzenia i w sposób trwały pozytywnie wpłynąć na wygląd.
W przypadku tego zabiegu nie ma ryzyka anatomicznej zmiany
kształtu oka, jak podczas operacji chirurgicznej. Po zabiegu okolica oczu ponownie ma przywrócony młody, naturalny kształt –
jak ze zdjęć z wcześniejszych lat.
UDOWODNIONA
SKUTECZNOŚĆ
Zabieg jest skierowany nie tylko do osób starszych. Skąd u ludzi młodych potrzeba rewitalizacji skóry? - To, co się dzieje na
zewnątrz ciała, jest ściśle związane z tym, co dzieje się wewnątrz.
Wielu pacjentów Laser Studio pojawia się tu z pozornie drobnych
przyczyn - cienie wokół oczu, pajączki na policzkach, przebarwienia skóry. Okazuje się, że są to objawy różnego rodzaju niewydolności układu naczyniowego, które dotyczą ludzi w każdym
wieku. Kiedy krew zaczyna „zalegać” w żyłach, naczynia stają
się poszerzone, w konsekwencji dochodzi do wolniejszego przepływu krwi i nieodpowiedniego utlenowania tkanek. Substancje,
które powinny być eliminowane z organizmu zaczynają się w
nim odkładać. Powstaje cellulit, obrzęki, twarz robi się „ciężka”.
W takim przypadku ingerencja estetyczna nie wystarczy. W Laser Studio dokonamy analizy i przygotujemy pełen plan leczenia
zwieńczony rewitalizacją.
Czy istnieją przeciwwskazania zabiegowe? Jak przebiega
rekonwalescencja? - Tak, jak w przypadku każdego zabiegu z
użyciem lasera, są to przede wszystkim choroby nowotworowe
i fotoalergie. Przed zabiegiem nie należy zażywać leków i ziół
światłoczułych. Po zabiegu skóra nie powinna być wystawiana
na działanie promieni słonecznych. Zabieg nie niesie za sobą żadnych skutków ubocznych. Po liftingu laserowym większej partii
ciała, zaczerwienie i opuchlizna mogą się utrzymywać od 5 do 7
dni. Jest to naturalna reakcja organizmu. W tym czasie warto zostać w domu i wypoczywać. Jeśli zabieg dotyczy jedynie okolicy
oczu, wystarczą duże okulary przeciwsłoneczne.
#61
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Zdrowie
#
Bródka idealna.
Jak osiągnąć subtelny profil?
Struktura kostna twarzy ma decydujący wpływ na jej
kształt i rysy, jednak zbliżone do przyjętego ideału
proporcje ma niewiele osób. Można temu zaradzić,
korzystając ze zdobyczy chirurgii plastycznej. Czy
modyfikacja pewnych elementów twarzy może przybliżyć nas do upragnionego ideału? O modyfikacjach
tych partii ciała opowiada dr n. med. Tomasz Dydymski, chirurg plastyk z kliniki Artplastica.
Nawet idealnie symetryczne rysy nie będą zachwycać, jeżeli układ
kostny twarzy odwróci od nich uwagę. Nieforemna, zbyt ostra lub
cofnięta broda może zyskać ładniejszy i bardziej regularny wygląd
dzięki nowatorskim zabiegom chirurgicznym.
Wystająca bródka. Zbyt dużą lub wystającą brodę można poddać zabiegowi resekcji bródki - zabieg uszlachetnia profil i nadaje
twarzy delikatności. Na ten zabieg często decydują się pacjenci
po korekcie nosa, u których jego zmniejszenie powoduje większe wyeksponowanie defektów brody. Zabieg polega na usunięciu
nadmiaru tkanki kostnej i odpowiednim jej wymodelowaniu w
znieczuleniu ogólnym. Cofnięta bródka. Mała broda może zepsuć wygląd nawet bardzo proporcjonalnej twarzy. Niedorozwój
można skorygować implantem: do wyboru są implanty różnych
kształtów i wielkości, dzięki którym można ukształtować i powiększyć dolną część twarzy. Operacja nie jest skomplikowana
– implant wprowadza się w pożądane miejsce poprzez małe nacięcie na podstawie brody w czasie zabiegu, który trwa zazwyczaj
krócej niż godzinę.
Podwójny podbródek. W przypadku odkładania się znacznej ilości tkanki tłuszczowej w okolicach podbródka możemy rozważyć
odsysanie tkanki tłuszczowej z tych okolic. Dzięki temu zyskamy
ładniejszą i smuklejszą szyję i bardziej zdefiniowaną linię żuchwy.
Dr n. med. Tomasz Dydymski – ceniony chirurg plastyk, członek Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej. Jego obrona tytułu doktora nauk
medycznych oraz szkolenie z zakresu mikrochirurgii odbyły
się pod okiem prof. dr hab. Marii Siemionow, która dokonała
pierwszej w USA udanej operacji przeszczepienia twarzy.
R E K L A M A
#łamiemy tabu
Skuteczne rozwiązanie problemów
intymnych - nietrzymanie moczu
oraz rewitalizacja pochwy
Problemy intymne dotykają wiele kobiet niezależnie od wieku. Nietrzymanie moczu oraz spadek
kurczliwości pochwy po porodzie to jedne z powszechniejszych zaburzeń. Dr Agnieszka Nowak i dr
n. med. Ewa Sznura z Centrum Medycznego Dom Lekarski wyjaśniają jak przełamać tabu i rozwiązać
wstydliwy problem.
Jak duży odsetek kobiet cierpi z powodu nietrzymania moczu oraz spadku kurczliwości pochwy po porodzie? Czy naprawdę
problem jest tak duży? Ewa Sznura:
Statystyki mówią, że problem dotyczy
co czwartej kobiety, ale z moich obserwacji wynika, że może to być już
co druga kobieta. Podczas konsultacji
z pacjentkami zawsze staram się dowiedzieć czy wystąpiły niepokojące
objawy. Jeśli coś się dzieje, szukamy
przyczyny. Nietrzymanie moczu to nadal
temat tabu w naszym społeczeństwie. Kobiety wolą unikać takich rozmów bojąc się, że
problem dotyczy tylko ich. Na szczęście świadomość
rośnie.
gamy samoistnemu wypływaniu moczu. Lekarz
kontroluje ile energii cieplnej przedostaje się
do organizmu. Cały zabieg jest bardzo bezpieczny dla ciała i nie powoduje żadnych
skutków ubocznych ani jakiegokolwiek
krwawienia czy bólu.
W zasadzie skąd bierze się problem? E.Sz. – Zespół rozluźnienia pochwy i nietrzymania moczu w wielu przypadkach
pojawia się po naturalnym porodzie. Z problemem borykają
się też kobiety dojrzałe w okresie przed-menopauzalnym, tu
przyczyną jest wiek.
W mediach dużo mówi się o laserze
Mona Lisa, czy jego działanie różni
się od działania lasera Fotona? A.N.:
Mona Lisa to laser ablacyjny CO2. Laser CO2 powoduje uszkodzenie termiczne. Ze względu na właściwości absorpcyjne
lasera Mona Lisa w niewielkim stopniu jesteśmy w stanie kontrolować temperaturę tkanki oraz
głębokość oddziaływania termicznego. Natomiast stosując laser Fotona możemy w delikatny i kontrolowany sposób
zwiększyć temperaturę tkanki co powoduje, że nie występują zjawiska niepożądane np. krwawienia. Nie oznacza to, że
działanie jest nieskuteczne czy niewłaściwe. Decyzja jakiego
lasera użyjemy zależy od trwałości efektu, następstwa zabiegu
i od aparatu jaki mamy do dyspozycji.
Gdzie szukać pomocy? Rynek oferuje wiele różnych rozwiązań, tylko które będzie najlepsze? Agnieszka Nowak:
Pomocy należy szukać u lekarza ginekologa, urologa czy nawet lekarza rodzinnego. Nie trzeba się tego wstydzić, gwarantuję, że żaden lekarz nie zignoruje niepokojących objawów.
Pacjentkom, które trafiają do naszego gabinetu jako rozwiązanie proponuję metodę laserową. Uważam, że obecnie jest
najskuteczniejsza. Stosuję laser Fotona i muszę powiedzieć,
że jest to Mercedes wśród laserów. Wiązka jego światła rozgrzewa tkankę do 63 stopni nie powodując żadnych zniszczeń.
W rezultacie rozciągnięte włókna kolagenowe zaczynają się
obkurczać, a nowe są pobudzane do wzrostu. Stosując laser u
pacjentek zmagających się z problemem nietrzymania moczu,
wpływamy na zmianę kąta cewkowo-moczowego i zapobie-
Jak zatem wygląda zabieg laserem Fotona? Ile czasu trwa
powrót do codzienności? A.N.: Zaczynamy od konsultacji,
musimy zakwalifikować pacjentkę do zabiegu. Potrzebna jest
aktualna cytologia i USG. Przeciwwskazania do przeprowadzenia zabiegu to miesiączka, infekcje intymne i choroby nowotworowe. Jeżeli wszystko jest w porządku można przystąpić do działania. Zabieg laserem Fotona trwa około 20 minut.
Po zakończeniu zabiegu pacjentka od razu może wrócić do
domu. Nie ma skutków ubocznych ani dolegliwości bólowych. Efekty utrzymują się od 1,5 roku do 3 lat, dobrze jest
je wspierać wzmacnianiem mięśni miednicy, pośladów i brzucha. Problemy intymne można rozwiązać naprawdę szybko i
w prosty sposób, dlatego czas przełamać tabu i zacząć mówić
o nich otwarcie, do czego zachęcamy wszystkie Panie.
Dom Lekarski Centrum Medyczne w Piastów Office Center
al. Piastów 30, Szczecin (wejście C, od strony dziedzińca)
Rejestracja: 91 469 22 82 / [email protected]
#63
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Medycyna estetyczna
#
spodni czy dżinsów, sprawiają kłopot podczas jazdy na rowerze i
uprawianiu sportów, powodują dyskomfort podczas współżycia.
Kobiety skarżą się też na nadmierne wysuszenie nabłonka oraz
liczne urazy i infekcje okolic intymnych.
Czy plastyka okolic intymnych nadal jest traktowana jak temat tabu? - O labioplastyce zaczyna mówić się coraz więcej w
sposób bardziej otwarty. Odchodzi się też od traktowania jej jako
pomysłu na doprowadzenie swojego ciała do perfekcji. Specjaliści
temat przerośniętych warg sromowych traktują w kontekście kłopotów fizjologicznych. Jednak dojrzałe panie nadal wstydzą się
mówić głośno o tych problemach, nawet przy kobiecie lekarzu.
Inaczej jest wśród młodych kobiet, te są bardziej otwarte.
Jakie możliwości stwarza operacja? - Możliwości jest mnóstwo. Możemy nadać właściwy kształt narządom płciowym, które
zostały zniekształcone w czasie porodu. Możemy też dokonać symetryzacji nierównych warg sromowych. Zdarzają się pacjentki
z przerośniętym napletkiem łechtaczki, który całkowicie zasłania
łechtaczkę. Takie kobiety mają problem z osiągnięciem orgazmu.
W takim przypadku wycinamy, albo odpowiednio formujemy napletek odsłaniając łechtaczkę. Bardzo szczupłe, ale i starsze kobiety zmagają się z zanikiem tkanki tłuszczowej wypełniającej wargi
sromowe większe. W rezultacie wargi tracą swoją jędrność. Odpowiedzią jest wypełnienie ich własnym tłuszczem, albo ostrzykiwanie kwasem hialuronowym. Medycyna proponuje naprawdę
wiele.
Labioplastyka,
intymne piękno
Czy labioplastyka łączy się z plastyką pochwy? - Zdarzają się
przypadki, w których połączenie tych dwóch zabiegów jest niezbędne, ale nie jest to zasada. Wszystko zależy od indywidualnych
potrzeb. W klinice Medimel, współpracujemy też z najlepszymi
ginekologami, wiec w razie potrzeby łączymy zabiegi.
Nawet najbardziej intymne problemy nie
pozostają bez rozwiązania. Przerośnięte lub
zniekształcone narządy płciowe kobiet są
poważnym kłopotem, jednak wciąż obejmuje je
wstydliwa cisza. Doktor Katarzyna Ostrowska –
Clark, z gabinetu chirurgii i medycyny estetycznej Medimel, wyjaśnia gdzie szukać pomocy.
Jakie są przeciwwskazania do przystąpienia do zabiegu? - Na
pewno są to infekcje, choroby krwi, choroby nowotworowe i niestabilność emocjonalna.
TEKST Agata Maksymiuk
Co skrywa pod sobą pojęcie labioplastyki? - Labioplastyka to
zabieg plastyki warg sromowych mniejszych. Najczęściej kobiety rozumieją przez to zmniejszanie za dużych warg sromowych,
które powinny chować się w obrębie zamykających je warg sromowych większych. Przerośnięte wargi sromowe utrudniają codzienne czynności - przeszkadzają w noszeniu bielizny, obcisłych
A co ze skutkami ubocznymi? Na co pacjentki powinny uważać po zabiegu? - Wśród powikłań po-zabiegowych są: krwiak,
asymetria, zaburzenie czucia w tym niedoczulica bądź przeczulica. Może też nastąpić rozejście się rany czy bliznowiec. Tak jak
w przypadku wszystkich zabiegów chirurgicznych istnieje ryzyko
powikłań. W związku z tym, że jest to specyficzna i bardzo delikatna okolica, operację przeprowadzamy tylko kiedy pacjentka
ma rzeczywiste wskazania ku temu, a nie jedynie ze względów estetycznych. Po zabiegu minimalnie przez sześć tygodni nie można
współżyć. Moim pacjentkom zalecam też noszenie luźnej odzieży
i stosowanie odpowiednich preparatów do przemywania okolic
intymnych po każdorazowym skorzystaniu z toalety. Po tym czasie można cieszyć się efektami operacji.
MEDIMEL ul. Nowowiejska 1E , 71-219 Szczecin – Bezrzecze
tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884
e-mail: [email protected], www.chirurgia-szczecin.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
#64
Pokonaj problem nadwrażliwości zębów
Przed nami kolejny letni miesiąc. Czas wakacji, urlopów i gorących, a niekiedy nawet
upalnych dni. W tym okresie częściej niż w innych delektujemy się mrożoną kawą, deserami lodowymi i zimnymi napojami. Jednakże dla tych, którzy mają tzw. odsłonięte szyjki zębów, zimny pokarm lub napój oznacza silny i przeszywający ból zębów. Używanie
samej pasty do wrażliwych zębowych nie zawsze jest wystarczające. Rzeczywistość jest
nieco inna niż ta, którą przedstawiają rekalmy telewizyjne. Czy można temu zaradzić?
Czy już do końca życia jesteśmy skazani na ciepłe posiłki, napoje i desery?
Najważniejsza jest diagnostyka. W większości przypadków
za przeszywający ból na zimno odpowiedzialne są recesje
dziąsła, które da się zauważyć gołym okiem. Oznaza to, że
korzeń zęba nie jest w całości pokryty dziąsłem chroniącym
go przed zimnymi bodźcami. Taki stan określa się potocznie jako odsłoniętą szyjkę zęba. Dzieję się tak z wielu powodów. Ich ustalenie i wyeliminowanie jest podstawowym
i najtruniejszym etapem leczenia. W dalszej części terapii
wspólnym celem lekarza i pacjenta jest zlikwidownie dolegliwości bólowych.
gi mikrochirurgiczne poprawiające kondycje dziąsła należy
wykonać przed założeniem aparatu ortodontycznego, aby
zapobiec odsłonięciu się korzeni zębów.
Dzięki leczeniu recesji dziąseł nie tylko pozbywamy się dolegliwości bólowych, ale również przywracamy tzw. estetykę biało-różową, czyli właściwy układ dziąseł względem
zębów, decydujący o harmonijnym, naturalnym i „wyraźnie
zdrowym” uśmiechu.
Stosowanie past do wrażliwych zębów lub odwrażliwianie
odsłoniętych szyjek specjalnymi preparatami w gabinecie
stomatologicznym może dać pozytywny efekt przeciwbólowy na krótki czas. Nie eliminuje jednakże problemu
całkowicie, bowiem korzeń wciąż pozostaje nie pokryty
dziąsłem.
Jeśli odsłonięty korzeń nie został uszkodzony przez nadmiernie silne szczotkowanie lub próchnicę nie należy
w tym miejscu zakładać wypełnienia („plomby”), gdyż może
to powiększyć już istniejącą recesję dziąsła, a niekiedy
przyczynić się do powstania próchnicy lub stanu zapalnego
dziąsła.
Recesja dziąsła przed zabiegiem
Stosując współczesne techniki mikrochirurgiczne można
wykonać zabieg ponownego przykrycia korzenia zęba i naprawić powstałą recesję dziąsła. Taki sposób leczenia eliminuje dolegliwości bólowe i przywraca prawidłowe położenie i kształ dziąsła pokrywającego korzeń. Jednocześnie
izoluje go od zimnych bodźców tak jak to jest w przypadku
zdrowych zębów otoczonych prawidłowym dziąsłem. Chroni także przed próchnicą nieodporny na nią korzeń zęba.
Recesje dziąsłowe często można zauważyć u osób z wadami zgryzu jak również po skończonym leczeniu ortodontycznym. W obu przypadkach po odpowiedniej diagnostyce pacjent również może zostać zakwalifikowany do
zabiegu pokrycia recesji. Dla pacjentów planujących podjąć
leczenie ortodontyczne ważny jest fakt, że niekiedy zabie-
Pokryty korzeń zęba kilka miesięcy po zabiegu
Życzę udanych i bezpiecznych wakacji
lek. stomatolog Michał Dębicki
Stomatologia Mikroskopowa | ul. Żołnierska 13A/1, 71-210 Szczecin
tel. +48 91 44 80 440 | [email protected]
[email protected]
#65
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
Kul
tu
ral
nie
ZAPOWIADAMY
POLECAMY
ZAPRASZAMY
Jak rynku
w Krakowie
Macie ochotę poczuć się przez
chwilę, jak na krakowskim rynku?
Pewnie większość z Was kojarzy
Kraków Street Band z programem
Must be the Music, w którym to
bluesmani dotarli aż do finału. Inni
mogą kojarzyć ich z niezwykle
energetycznych koncertów
na krakowskim rynku, jeszcze inni
z poznaną już podczas poprzednich
występów niesamowitą energią,
która zostaje jeszcze na długo po
koncercie. To grupa dziewięciu artystów, którzy potrafią swoje talenty połączyć tak, że piosenki, które
zagrają - mimo że często słyszymy
je po raz pierwszy - potrafimy
nucić jeszcze przez tydzień.
7 sierpnia, Stara Rzeźnia, godz. 18:00,
bilety 30 zł
Pyromagic
Największy festiwal fajerwerków
w Polsce. Imprezie tradycyjnie
towarzyszyć będzie seria koncertów
pod hasłem Szczecin Music Live,
a w tym roku po raz pierwszy
również widowisko ponad nazwą
Szczecin Water Show. Co roku
w konkursie biorą udział prestiżowe
firmy z całego świata, które na
co dzień zajmują się realizacją
pirotechnicznych pokazów. Wszystkim ekipom postawione są te same
warunki techniczne, a jury ocenia
zgodność pokazu z tłem muzycznym, użyty materiał i kolorystykę.
W tym roku będziemy gościć: Goteborg Fireworks Factory – Szwecja;
Danang Team - Wietnam; Sugyp
– Szwajcaria. Poza tym pokaz
FlyBoard, super puchar w hydro-odrzutowym lataniu Flycup, Jetski,
czyli niesamowite, cyrkowe wręcz
pokazy na skuterach wodnych oraz
wakeboarding - akrobacje na desce
ciągniętej przez motorówki, a także
turniej Smoczych Łodzi.
12 i 13 sierpnia, Wały Chrobrego,
wstęp wolny
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016
#66
Wojtek
Mazolewski
Quintet
na tarasie
Trójmiejska scena jazzowa wypromowała wielu wspaniałych
artystów. Leszek Możdżer,
Tymon Tymański i bracia
Mazolewscy, to tylko początek
całej listy nazwisk, które kojarzone są z nowoczesną, polską
muzyką. W Szczecinie wystąpi
najmłodszy z braci Mazolewskich, Wojtek. Jego quintet to
wybór na tegoroczną edycję
Jazz i Teatr. Jest to jazz, który
nie wpisuje się w kawiarniano-klubowy nurt, tylko daleko
wykracza poza utarte ścieżki.
Wojtek Mazolewski jest już
znanym na całym świecie
artystą. Wydana przed dwoma
laty płyta „Polka” osiągnęła
status złotej.
- Dla mnie „polish jazz” nowej
ery. Wiem, że jego koncerty
cieszą się dużą popularnością
i mam nadzieję, że i tym razem
tak będzie – mówi Monika
Petryczko, organizatorka wydarzenia.
5 sierpnia, Zamek Książąt
Pomorskich, godz. 20:00,
bilety 60 zł
Festiwalu
tatuażu
Szczecin Tattoo Convention zagości
w Starej Rzeźni. Jak zapowiadają
organizatorzy, będzie to wydarzenie,
jakiego w historii tego regionu
jeszcze nie było. Artyści tatuażu,
działający na co dzień w różnych
studiach połączą swoje siły, by pokazać miłośnikom tej sztuki to, co
w świecie tatuażu najlepsze. Dwudniowa impreza zlokalizowana
będzie w niepowtarzalnej scenerii
industrialno-portowych terenów
Łasztowni. Szczecin Tattoo
Convention to: tysiące zwiedzających, kilkadziesiąt studiów tatuażu,
kilkunastu wystawców związanych
z modą, urodą i sztuką, dwa dni pełne koncertów, pokazów i wystaw.
27-28 sierpnia,
Stara Rzeźnia, bilety: 25-50 zł
Legenda
polskiego
hip hopu
Kaliber 44 powstał z inicjatywy
braci: Michała „Ś.P. Brata Joki”
i Marcina „Abra dAba” Martenów
w 1994 roku w Katowicach.
Wkrótce dołączył do nich Piotr
„Magik” Łuszcz i Sebastian „DJ
Feel-X” Filiks. W takim składzie
grupa nagrała swoje największe
przeboje. Zadebiutowali w 1996
roku. Od tamtej pory Kaliber 44
sprzedał ponad 150 tys. płyt, co
sprawiło, że formacja stała się
jedną z najpopularniejszych hip-hopowych grup w historii polskiej
muzyki. - Mimo że chwilę nas
nie było, zaczynamy tam, gdzie
skończyliśmy - tłumaczyli muzycy
reaktywując zespół po 10 latach
przerwy w 2013 r. W tym roku
wydali nową płytę. - To jest album
dla naszych wiernych fanów,
zrobiony w taki sposób, w jaki my
czujemy i rozumiemy hip-hop podkreślili artyści.
29 sierpnia, Zamek Książąt
Pomorskich, godz. 20:30,
bilety: 50 zł / 55 zł
Piwnica
Pod
Baranami
w Starej
Rzeźni
Mocna
kawa z
Dziędzielem
i Mecwaldowskim
Każdy koncert w wykonaniu
artystów kabaretu jest wielkim
wydarzeniem artystycznym. Przybywają na nie ludzie z całej Polski
i z zagranicy. Pierwszym gościem
będzie Tamara Kalinowska - jedna
z czołowych artystek Piwnicy
Pod Baranami, kochana przez
publiczność, należy do grona
śpiewających artystów, którzy
zachowują bezpieczny dystans
wobec piosenek łatwych, takich
o niczym. Jest specjalistką od muzycznych podróży po zakątkach
duszy, przekazując treści, które
na co dzień dotyczą nas wszystkich lecz niekoniecznie się o nich
rozmawia. Każdy znajduje w jej
piosenkach echa własnych przeżyć, podanych głosem, którego się
nie zapomina.
Pokaz filmu „Mocna kawa wcale
nie jest taka zła” w reżyserii Alka
Pietrzaka z Marianem Dziędzielem,
Wojciechem Mecwaldowskim oraz
Dorotą Pomykałą w rolach głównych odbędzie w sali koncertowej
szczecińskiego Multikina. Poza
seansem spotkanie uświetnią swoją
obecnością panowie Dziędziel,
Mecwaldowski i Pietrzak. Dla wspomnianych aktorów będzie to pierwsza w historii okazja do rozmowy
z widzami w jednym miejscu i czasie i wspólnie. Wieczór zaplanowano
w konwencji rozmowy z prowadzącym dziennikarzem filmowym
oraz pytań od publiczności. A pytać
będzie o co, ponieważ zaproszeni
goście to bardzo ciekawe postacie,
które łączą w sobie młodzieńczy
polot z siłą doświadczenia. Spotkanie poprowadzi Lech Moliński,
dziennikarz filmowy i kulturalny,
przez kilka lat był związanym m.in.
ze Stopklatka.pl.
6 sierpnia, Stara Rzeźnia,
godz. 19, bilety: 50 zł
15 sierpnia, Multikino,
godz. 19, bilety 35 zł
#67
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Sport
#
Miłośnicy sportu nie zdążyli jeszcze na dobre ochłonąć po zakończonych niedawno piłkarskich mistrzostwach Europy, a tymczasem lada chwila rozpocznie się impreza jeszcze większego kalibru. Oczy całego
świata będą skierowane na słoneczną Brazylię, a mieszkańcom Pomorza Zachodniego pozostaje się
cieszyć, że w malowniczym Rio de Janeiro będziemy mieć swoje regionalne akcenty.
TEKST Maciej Żmudzki / FOTO Andrzej Szkocki
Występ na igrzyskach olimpijskich, to marzenie każdego sportowca. Wielu profesjonalistów dąży do tego przez całą karierę,
wylewa siódme poty na treningach, a i tak często kończy się na
łzach i rozczarowaniu. Na szczęście istnieje również ta druga
część (olimpijskiego) medalu, czyli ci, którym się udaje. Grono
wybitnie uzdolnionych reprezentantów kraju, ludzi często poświęcających się swojej pasji w całości i bez reszty. Niektórzy
o możliwość wyjazdu na igrzyska olimpijskie walczą – skutecznie
lub nie – przez całą sportową karierę. Innym sukces przychodzi
zdecydowanie szybciej. Przedstawicielem tej drugiej kategorii jest
między innymi Filip Zaborowski, 22-letni szczeciński pływak,
który symboliczny bilet do Brazylii wywalczył sobie już w maju.
Zaczęło się od doskonałego występu na mistrzostwach Europy
w Londynie. Zaborowski przepłynął swój flagowy dystans 400
metrów stylem dowolnym w czasie 3.48,43 i wypełnił wyznaczone przez Polski Związek Pływacki minimum olimpijskie. Wynik
ten sprawił, że szczecinianin niemal na pewno zapewnił już sobie miejsce w kadrze na Rio. Ostatnim krokiem było postawienie
kropki nad „i” w mistrzostwach Polski, które odbyły się dwa tygodnie później w stolicy Pomorza Zachodniego. Zaborowski ponownie pokazał, że nie ma sobie równych. Zwyciężył w imponującym stylu i przypieczętował olimpijską kwalifikację. – Kamień
spadł mi z serca już po wyniku w Londynie, ale na dobre mogłem
odetchnąć dopiero po zwycięstwie w mistrzostwach Polski – tłumaczy zawodnik MKP Szczecin. – Pierwsze uczucia, które mi
wówczas towarzyszyły, to euforia oraz przede wszystkim wielkie
niedowierzanie, które w dodatku trwa aż do dzisiaj. To wszystko
wciąż wydaje się nierealne i ten stan będzie się chyba utrzymywał
aż do 3 sierpnia, kiedy to po raz pierwszy postawię stopę w wiosce
olimpijskiej.
Występ na igrzyskach, to jedno z największych marzeń w karierze
każdego sportowca. Nie inaczej było w przypadku szczecińskiego
specjalisty od wyścigów na 400 metrów stylem dowolnym. – Nie
skłamię, jeśli powiem, że marzyłem o tym w zasadzie przez całe
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
życie. Teraz będę miał wspaniałą okazję, aby urzeczywistnić sen
z dzieciństwa, więc chyba dlatego wciąż to jeszcze do mnie nie
dociera. Poziom sportowy igrzysk stale rośnie, a zawodnicy przy
każdej imprezie tej rangi osiągają coraz lepsze rezultaty. Zaborowski jest świadomy czekającego go wyzwania i każdą chwilę
poświęca na szlifowanie basenowej formy. – Zdecydowanie idziemy w dobrą stronę, ponieważ przy tak wysokich obciążeniach
i kilometrażu nigdy nie pływałem równie szybko. To daje nadzieję, że w Brazylii powalczę o naprawdę fajny wynik.
Jaka jest zatem szansa, że będziemy mieli okazję oglądać szczecińskiego pływaka w olimpijskim finale? – To na pewno nie
będzie łatwe, ale oczywiście, jak każdy sportowiec, mam swoje
ambicje i chcę znaleźć się w gronie najlepszych. Przypuszczam,
choć naturalnie to tylko gdybanie, że aby znaleźć się w finale, niezbędne będzie popłynięcie poniżej rekordu Polski seniorów, który
od kilku lat należy do Przemka Stańczyka. Jeśli zaś chodzi o cel
minimum, który postawiłem sobie na Rio, to jest to po prostu ustanowienie nowej życiówki. Gdy uda mi się pobić swój dotychczasowy rekord, to myślę, że bez względu na końcowy wynik, będę
zadowolony z występu.
Warto pamiętać, że oprócz wspomnianego Zaborowskiego,
a także innych zawodników z regionu, którzy polecą do Brazylii,
Szczecin reprezentować będą także osoby, które na sport patrzą
z nieco innej perspektywy. Jedną z nich będzie dobrze znany czytelnikom „Trendów” Andrzej Szkocki, fotoreporter Grupy Polska
Press, który znalazł się w gronie akredytowanych przedstawicieli
mediów.
Znany fotoreporter sportowy, który dotychczas pracował już
między innymi podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata,
wielkoszlemowych turniejów tenisa czy na piłkarskim mundialu, z igrzyskami zmierzy się po raz pierwszy. – Podobnie, jak
w przypadku sportowców, tak i dla dla mnie impreza tego kalibru
jest czymś absolutnie wyjątkowym – mówi Andrzej. – Nie ma na
#68
świecie większego wydarzenia sportowego i dlatego bardzo się
cieszę, że będzie mi dane pojechać do Rio i jednocześnie spełnić
swoje największe zawodowe marzenie.
Taka przygoda to jednak nie tylko radość i ekscytacja, ale też
oczywiście nieodzowna nutka towarzyszącego stresu. – Łatwiej
byłoby chyba zadebiutować podczas zimowych igrzysk, które
są krótsze i nie ma aż tylu różnych dyscyplin. Rio będzie sporym wyzwaniem, także logistycznym, dlatego bardzo ważne jest
odpowiednie przygotowanie do nadchodzącej imprezy. Zostanę
rzucony na głęboką wodę i jestem świadomy tego, że właściwe
przyszykowanie się do tego wyzwania będzie stanowić klucz do
sukcesu.
Sam proces wyłaniania delegacji fotograficznej do Rio był rozbudowany i w zasadzie rozpoczął się już w październiku minionego roku, czyli aż na dziesięć miesięcy przed startem imprezy.
To właśnie w tamtym czasie wszystkie gazety w Grupie Polska
Press miały możliwość zgłaszania własnych (odpowiednio doświadczonych) kandydatów, którzy – podobnie jak sportowcy
– mogli ubiegać się o symboliczną kwalifikację olimpijską. Do
wypełnienia minimum, konsekwentnie trzymając się ustalonej terminologii, niezbędne było wybranie dziesięciu najlepszych zdjęć
z własnych archiwów i zgłoszenie ich do konkursu. – Wybranie
dziesięciu fotografii z tylu lat działania w zawodzie, to naprawdę
olbrzymie wyzwanie. Wiele razy zastanawiałem się czy lepsze będzie świetne zdjęcie techniczne z mniej ważnej imprezy, czy może
jednak należałoby postawić na nieszablonowe i ciekawe ujęcie
z jakiegoś istotnego wydarzenia. Miałem swoich kilku faworytów,
ale przed ostatecznym skompletowaniem konkursowej dziesiątki
konsultowałem się także z kolegami po fachu. Jak się później
okazało, wybór zagwarantował mi miejsce w samolocie do Rio,
więc wykonaliśmy wspólnie dobrą robotę i im też należą się podziękowania. Mówiąc szczerze, nie wiem, ile osób wzięło udział
w konkursie i dlaczego wybrano właśnie mnie. Wiem natomiast,
że kiedy odbierałem w Warszawie akredytację, to serce zabiło mi
mocniej, a ciśnienie podskoczyło. Naprawdę jadę na igrzyska.
Jak zatem przebiegają przygotowania do największego wyzwania
w całej dotychczasowej karierze zawodowej? – Zacząłem od tych
technicznych, czyli dosprzętowienia się. Posiadam oczywiście
wysokiej klasy narzędzia pracy, ale uznałem, że to dobry czas na
inwestycje w nowy aparat i obiektyw. W Brazylii planuję skupić
się wyłącznie na fotografowaniu, więc przed wyjazdem mój kom-
puter także przejdzie przez ręce specjalisty. Po zatroszczeniu się o
cały sprzęt, przyjdzie czas na merytoryczne rozplanowanie imprezy. Dostanę wprawdzie pełną listę zawodników, których zdjęcia
są dla nas priorytetem, ale i tak na miejscu będę musiał działać
elastycznie. Nie da się przecież przewidzieć, kiedy padnie jakiś rekord lub będzie mieć miejsce inne istotne wydarzenie. Konkretny
plan działań ułożę sobie już na miejscu, ale liczę też oczywiście na
pomoc bardziej doświadczonych kolegów po fachu, którzy mają
już obycie z igrzyskami i na pewno podzielą się ze mną kilkoma
przydatnymi sugestiami.
Skoro udział w wydarzeniu tego kalibru jest spełnieniem marzeń,
to jakie kolejne cele zawodowe może wyznaczyć sobie stale dążący do rozwoju swojego warsztatu fotoreporter? – Wydaje mi się,
że nic nie będzie w stanie przebić igrzysk, ale na szczęście będą
też następne! Już teraz wiem, że zrobię wszystko, aby uczestniczyć w kolejnej imprezie tej rangi, zarówno w jej zimowym, jak
i letnim wydaniu. Innym celem, który postawiłem sobie dawno
temu, jest ustrzelenie klasycznego Wielkiego Szlema, czyli zaliczenie kolejno czterech najważniejszych turniejów tenisowych
w ciągu jednego roku. Udało mi się odwiedzić już Melbourne, Paryż, Londyn i Nowy Jork, ale nigdy nie było okazji, aby dokonać
tego w trakcie tego samego sezonu. Powoli zbliżają się moje 50.
urodziny, więc przypuszczam, że właśnie taki prezent postaram
się sobie sprawić z tej okazji.
Naszego fotoreportera nie przeraża też ogrom logistyczny imprezy, różnica czasowa, wysoka temperatura, ani napięta sytuacja polityczna w kraju. – Wszelkiego rodzaju protesty czy demonstracje
to po prostu ryzyko, które od zawsze jest wpisane w ten zawód.
Jestem tego świadomy, ale równie niebezpiecznie mogłoby być
przecież podczas rozróby w każdym innym mieście, nawet Szczecinie. Jadę do Rio, aby spełnić swoje zawodowe marzenie i mam
tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a zdjęcia
będą na tyle dobre, że moje pierwsze igrzyska nie okażą się jednocześnie tymi ostatnimi.
Pozostaje zatem życzyć wszystkim naszym lokalnym przedstawicielom wielkich sukcesów w Brazylii. Jadą tam, aby realizować
swoje marzenia, a jak powiedział amerykański generał Colin Powell, te nie spełniają się dzięki magii, ale wymagają ciężkiej pracy,
wylanego potu i ogromnej determinacji. O takie zaangażowanie
w wydaniu naszych reprezentantów możemy być natomiast całkowicie spokojni.
#69
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Wybór zdjeć, dzięki którym Andrzej otrzymał rekomendację na wyjazd.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#70
#71
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Rozmowa
#
Dlaczego kwiaty mogą być magiczne
Anna Kubiak, szczecińska florystka, architekt krajobrazu oraz autorka licznych
obrazów z żywych roślin opowiada o niezwykłych właściwościach kwiatów,
takich, o których nawet nie wiedzieliśmy.
TEKST Celina Wojda / FOTO Sebastan Wołosz
Mam dwa storczyki, z czego tylko jeden kwitnie jak mu
się podoba, a drugiemu już chyba nic nie pomoże. A może
po prostu kwiaty nie są dla mnie... Jak to jest z tymi kwiatami, jakie kupować, jak się nimi opiekować? - Potoczne
mówi się, że nie każdy ma rękę do kwiatów. A tak naprawdę
chodzi o to, by dobrać sobie rośliny odpowiednie do trybu
życia, jaki prowadzimy. Jeżeli jesteśmy zapracowani, to kupujemy kwiaty, które nie wymagają częstej pielęgnacji, ale
są ładne i cieszą oko. Co innego jeśli mamy czas i możemy
poświęcić roślinom więcej uwagi.
Dzisiaj coraz więcej osób tego czasu nie ma... - Zgadza się.
Ludzie, którzy mają rękę do kwiatów, poświęcają im po prostu dużo czasu. Podlewają, nawożą, czyszczą, zraszają, rozmawiają. I takim osobom kwiaty częściej kwitną, lepiej rosną,
mają mocniejsze łodygi i korzenie. Są po prostu ładniejsze.
Ale są też takie kwiaty, o których nie trzeba pamiętać. Taką
rośliną jest np. zamiokulkas. Można o nim zapomnieć, wyjechać na wakacje, nie podlewać przez trzy, cztery tygodnie
i on dalej będzie rósł. Drugą taką rośliną są szable. Mają różne kolory, są bardzo odporne, doskonale radzą sobie w każdych warunkach. Dobrym kwiatem dla osób zapracowanych
są też storczyki. Nie trzeba poświęcać im wiele uwagi, trzeba
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
tylko pamiętać, żeby ich system korzeniowy nie stał w wodzie. Przy podlewaniu storczyków, raz na dwa-trzy tygodnie
najlepiej zanurzyć całą donicę w wodzie i poczekać aż bąbelki powietrza się ulotnią, wyciągnąć kwiat z wody i wstawić
do osłonki. Można też zraszać korzenie, nabłyszczać, ale nie
jest to konieczne. Storczyk jest mało wymagającą rośliną.
Powiedziała Pani, że ludzie z roślinami rozmawiają?
- Kwiaty to rośliny żywe. Czują, widzą, słyszą nas i komunikują się między sobą. To potwierdzone różnymi badaniami
naukowymi. Rośliny wyczuwają jaki mamy nastrój, jak się
czujemy i potrafią wpływać na nasze samopoczucie. Jak się
okazuje już mały kwiat postawiony na naszym biurku przy
komputerze zwiększa naszą wydajność nawet do 15 procent,
rośliny mają naprawdę magiczne właściwości. Kwiaty wysyłają nam sygnały. Jeżeli więdną, nie kwitną, to znaczy, że coś
im nie pasuje, dlatego ważne jest też to, żeby obserwować
kwiaty.
Ale co takiego jest w roślinach, że są tak piękne i jak
to Pani powiedziała, magiczne? - Chyba nikt nie wie, co
takiego jest w kwiatach, że tak je uwielbiamy. One same
w sobie są wyjątkowe. Kwiaty, ale i nie tylko, ogólnie zieleń,
#72
rośliny wpływają na nas kojąco. Wyciszają nas, relaksują,
uspokajają. Przykładowo lawenda, to wspaniała roślina dla
osób nerwowych, ciągle zestresowanych. Jej zapach odpręża,
uspokaja, a to za sprawą olejków eterycznych, które wydziela. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak duży wpływ mają
kwiaty i rośliny na czystość powietrza nie tylko na zewnątrz,
ale także w pomieszczeniach, w domach, firmach. Wydajemy
majątek na sprzęt elektroniczny nie wiedząc, jak duże pole
elektromagnetyczne on wytwarza, bo tego nie widzimy, a rośliny to wyczuwają i neutralizują. Wpływają na nas pozytywnie na wielu płaszczyznach.
mieszkaniu. Obraz nie zajmuje dużo miejsca, z reguły jest
wykonany z takiej rośliny, która nie wymaga specjalnej pielęgnacji, niektóre z nich nawet nie potrzebują słońca. W każdej ramie przygotowana jest ziemia o odpowiednim składzie,
żebyśmy nie musieli za wiele kombinować. Bardzo często
przy robieniu żywych obrazów wykorzystuję różne nowinki,
np. hydrożel, który sam podlewa roślinę i nie wymaga od nas
dużego nakład pracy. Niektóre rośliny w obrazach są podlewane raz w miesiącu, a nawet rzadziej. Dzisiaj nikt nie ma
na nic czasu, zwłaszcza na utrzymanie roślin, dlatego obrazy
mają cieszyć oko i nie wymagają dużej ingerencji.
Czy to muszą być jakieś specjalne rośliny? - Jest wykaz
roślin, które zmniejszają zasięg fal elektromagnetycznych
i do takich należy np. skrzydłokwiat. Osoby, które mają dużo
sprzętu elektronicznego w domu, powinny kupić właśnie tę
roślinę. Doskonale nadaje się też do klimatyzowanych pomieszczeń biurowych. Klimatyzacja jest częstą przyczyną
chorób górnych dróg oddechowych, obecność kwiatów może
to złagodzić. Polecam literaturę, która zajmuje się tymi tematami. Jest sporo dobrych pozycji, z których możemy dowiedzieć się, jakie właściwości ma dany kwiat, w jakich warunkach lubi przebywać i jak należy o niego dbać. Bo trzeba też
pamiętać, że nie można przesadzić z tą opieką.
Każdy z nas może sobie zrobić taki obraz, kupić? - Kupić
obraz można u mnie w kwiaciarni Zielona Moda.
Pani wykonuje też obrazy z roślin. To lepsza forma niż
donice? - Obrazy z roślin to dobra forma dla osób, które nie
mają czasu. Zauważyłam, że coraz rzadziej kupujemy rośliny
do domów, odchodzimy od tego. Wolimy kupić jakiś sprzęt
audio za kilkaset złotych niż ładny kwiat, nie zdając sobie
sprawy jak tak naprawdę sobie tym szkodzimy. Obrazy są
alternatywą dla tych osób, które nie chcą stawać kwiatów na
parapetach, meblach, a chcą mieć rośliny nawet w małym
Wystawa florystyczna
Muzeum Narodowe – Muzeum Tradycji Regionalnej zaprasza na wyjątkowy wernisaż pt. „Zielony Romantyzm – natura w obrazie” szczecińskiej florystki Anny Kubiak, który
odbędzie się 26 sierpnia przy ul. Staromłyńskiej 27. Wydarzeniu będzie towarzyszyć poezja romantyczna Małgorzaty
Kuźmińskiej, a pokaz wystawionych prac będzie odbywał
się przy użyciu nowoczesnych technik interaktywnych, stworzonych specjalnie na tą okazję przez firmę IUVO. Podczas
wystawy dla zainteresowanych organizowane będą warsztaty
tworzenia obrazów z roślin. Te dedykowane dzieciom i młodzieży odbędą się 25 sierpnia od godz. 11 do 13 a dorosłym
od godz. 18 do 20. Liczba miejsc ograniczona. Prace Anny
Kubiak oraz uczestników warsztatów będzie można obejrzeć
do 3 września.
#73
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Rozmowa
#
O mieście, które ma niebywały
powab i nie tylko
Reżyser Jacek Koprowicz część swojego życia związał ze Szczecinem. Stąd pochodzą
kobiety, które kochał, tu mieszkał i tworzył. Nam opowiada o szczecińskiej bohemie
autorów związanych z filmem oraz o polskiej romantycznej duszy i tajemnicach wielkich
twórców, o których nie uczą w szkołach.
ROZMAWIAŁA Bogna Skarul / FOTO Andrzej Szkocki
- Jest Pan trochę szczecinianinem, prawda? - Trochę tak. Mieszkałem w Szczecinie przez wiele lat. Wszystko zaczęło
się w roku 1980, kiedy mój kolega ze
studiów, aktor Andrzej Chrzanowski,
został dyrektorem Teatru Współczesnego w Szczecinie. Namówił mnie, abym
z nim wyjechał do Szczecina i wystawił
w teatrze sztukę. Równocześnie zaproponowano mi, bym został szefem programów
artystycznych w Telewizji Szczecin i Radiu
Szczecin. Pełniłem tę funkcję do 1982 roku. Później
wróciłem do swojego macierzystego zespołu „Tor”. Krzysztof
Zanussi dał mi urlop bezpłatny tylko na dwa lata.
- Ale to nie są wszystkie Pana związki ze Szczecinem. - Tak.
To w Szczecinie poznałem Anię (Anna Koprowicz, dziennikarka radiowa - przyp. red.), która została moją żoną. Później pojawiły się dzieci, więc na dwadzieścia kilka lat stałem się mieszkańcem Szczecina.
- I jak się żyło przez tych dwadzieścia kilka lat? - To były
ciekawe czasy, tym bardziej, że oprócz Andrzeja Chrzanowskiego, pojawił się tu Krzesimir Dębski, który także związał się ze
szczecinianką, Anią Jurksztowicz. Obok, na Pogodnie mieszkał jeszcze Bogdan Dziworski, wybitny polski dokumentalista,
który także miał żonę szczeciniankę i jeszcze Jerzy Zieliński,
wybitny polski operator, który jest rodowitym szczecinianinem.
Szczęśliwie się złożyło, że wszyscy mieszkaliśmy blisko siebie.
Tworzyliśmy taką dziwną grupę przybyszy z zewnątrz, którzy
w Szczecinie znaleźli się z powodu kobiet.
- To pewnie dlatego, że szczecinianki to najpiękniejsze kobiety (śmiech). - Naturalnie. Moja obecna, druga żona, też jest
szczecinianką. Wychodzi na to, że to miasto ma niebywały powab, również z powodu kobiet.
- Czyli to szczecinianki były przyczynkiem stworzenia przez
panów takiej bohemy? - Można tak powiedzieć (śmiech).
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08
7/2016
- Ale później te drogi się porozchodziły. - Tak.
To związane jest z naszym zawodem. Niestety,
w Szczecinie przemysł filmowy nie funkcjonuje
(śmiech).
- Nie tak dawno rozmawiałam z Jerzym Zielińskim, który apelował wręcz o stworzenie
właśnie w Szczecinie festiwalu filmowego. Jeśli się uda, to można liczyć na Pana? - Z całą
pewnością. A ja liczę na Akademię Sztuki i mojego
nowego doktoranta, KED-a Olszewskiego. Może coś
powstanie.
- Pana pierwszy film jest o Kazimierzu Przerwie-Tetmajerze, ostatni o Witkacym. Dlaczego właśnie o nich? - Pierwsze moje studia, to była filologia polska w Łodzi. Dopiero na IV
i V roku miałem specjalizację z filmologii, ale ten filologiczny
background został. Zafascynowany byłem postaciami polskiej
literatury. Miałem potrzebę trochę ich odbrązowienia, pokazania
jakimi ludźmi byli naprawdę i co było ich tworzywem. Bo to,
jak pisali i o czym, to także wynik tego, co przeżyli. I Tetmajer, i Witkacy to niebywale fascynujące postaci. A teraz zajmuję się Chopinem. Wszystko wskazuje na to, że będę kręcił film
o Chopinie.
- Także „odbrązowujący”? - Tak. Trochę skandaliczny, bo dotyczący ostatnich 14 dni życia Chopina, kiedy zdarzyło się mnóstwo niesamowitych sytuacji.
- Wszyscy ci Pana bohaterowie mieli nie tylko barwne życie, ale także bardzo „obrazowe”. Czy to było powodem, że
zajął się Pan nimi? - Z całą pewnością. Ich życie było bardzo
filmowe i wizualne. Życie Tetmajera jest fantastyczne do pokazania. Jest skryptem do tego, aby opowiedzieć historię człowieka, który był uzależniony od kobiet. I dzięki temu, albo przez to
uzależnienie rozchorowywał się na wszystkie choroby związane
z tą przyjemnością. Ostatnia jego choroba - syfilis, leczona wtedy tylko za pomocą rtęci i soli - sprawiła, że przez ostatnie 30
lat nie tworzył. Tetmajer miał syna, zresztą z dziwnego związku
#74
Rozmowa miesiąca
#
z młodą aktorką. Ten syn, szalony zupełnie, wierzył, że posiadł
talent ojca. Wierzył, że ojciec posiadł tajemnicę tworzenia arcydzieł i próbował od ojca tę tajemnicę wydobyć. Tragiczne losy
syna - samobójcza śmierć - są ostatnimi scenami filmu.
- Kiedy zajmował się Pan Witkacym, to też w sposób szczególny. Film „Mistyfikacja” jest rzeczywiście mistyfikacją.
- Właściwie opowieść ta zaczęła się jeszcze podczas moich
studiów filologicznych. Poznałem wtedy „znawcę” Witkacego,
który był zafascynowany pisarzem. Tak stał się pierwowzorem
bohatera mojego filmu - Łazowskim. W filmie opowiadam, jak
mój Łazowski doszedł do wniosku, że nie ma dowodu na to,
że Witkacy popełnił samobójstwo. Okazało się także, że cała ta
historia z Witkacym jeszcze bardziej się skomplikowała po przeniesieniu zwłok pisarza do Polski. W trumnie nie było ciała Witkacego, a ciało młodej Ukrainki, która zmarła w trakcie porodu.
I tym samym okazało się, że nie mamy trupa, a jak nie mamy
trupa, to być może Witkacy żyje. Może to jego samobójstwo
zostało sfingowane? Może wyreżyserowane? Tym bardziej,
że partnerka Witkacego, Czesława Oknińska, podczas samobójstwa pisarza była w takim stanie zamroczenia, że z jej relacji nie
można było dowiedzieć się, jak to było naprawdę. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że wymyśliłem alternatywną historię,
z której wynika, że Witkacy żyje.
- W tej chwili stał się filmem kultowym. Jak Pan myśli dlaczego? - Rzeczywiście to film kultowy. Obserwuje to - cały
czas ktoś do mnie w tej sprawie pisze, pyta. Myślę, że ludzie
lubią takie historie. Tym bardziej, że Witkacy w ostatnim momencie życia bardzo się zmienił. Przytył 40 kilogramów, działy się z nim niebywałe rzeczy w związku z chorobą wątroby,
stracił uzębienie.
- Mówił Pan, że teraz będzie kręcił film o Chopinie. Czy jest
jeszcze jakaś postać, która Pana fascynuje i o której chętnie
zrobiłby Pan film. - Mnie zawsze fascynowały osoby klasyfikowane jako pomnikowe, bez żadnych skaz. A ja chciałbym,
abyśmy sięgnęli do tradycji anglosaskiej i zaczęli te postaci pokazywać w sposób bezpruderyjny, pokazywać ich jako ludzi.
Na tej zasadzie bardzo chciałbym zrobić film o Słowackim.
- Dlaczego o Słowackim? - Bo był człowiekiem niezwykłym.
Nie tylko poetą, ale największym handlarzem bronią w tym cza-
sie. Te wszystkie jego podróże związane były z handlem bronią,
a nie z pisaniem wierszyków. Oprócz tego był zafascynowany
Indianami. Był zaprzyjaźniony z autorem powieści o Winnetou i bardzo często w stanie opium biegał po Paryżu przebrany
za Winnetou. Biegał z pióropuszami, w skórach. Poza tym był
pierwszym polskim transwestytą. Przebierał się w sukienki i malował.
- Ale tego w szkole nie uczą! - To chyba nie jest możliwe, żebyśmy w szkole w ten sposób opowiadali o Słowackim. Tymczasem może jakbyśmy o tym uczyli, to nagle zobaczylibyśmy
zupełnie innego człowieka i zrozumieli bardziej jego twórczość.
- A Mickiewicz Pana nie kusi? - Też był niesamowity. Jest reprezentantem klasycznego romantyzmu. Miał taką bezpośrednią
transmisję od Boga, iluminację. Po prostu siadał i pisał, bo miał
natchnienie. Tak napisał „Pana Tadeusza”. Mówiono o nim, że
podpisał „traktat z szatanem”, co też w romantyzmie było szalenie modne.
- To tak, jak Chopin? - Dokładnie. Okazuje się, że Chopin siadał i pisał, a zapis nutowy nigdy nie był przez niego poprawiany.
Wiele razy później próbował coś poprawiać, ale to, co powstało
za pierwszym razem, okazywało się lepsze. Poza tym Chopin
był ateistą. Moglibyśmy więc go nazwać pierwszym polskim
ateistą (został ochrzczony właściwie na łożu śmierci).
- Powiedział Pan, że mieliśmy genialnych romantyków, a
o Polakach mówi się, że mają duszę romantyczną. Co było
pierwsze? Romantycy czy dusza romantyczna? - Właśnie.
Może jakbyśmy bardziej poznali romantyków, jakbyśmy dowiedzieli się, co w ich duszy działo się i tkwiło, to wiele rzeczy by
się wyjaśniło. Ja tę podróż odbywam, bo moja praca jest trochę
związana ze śledztwem. Szukam ludzkich stron w romantykach,
w swoich bohaterach. Chcę pokazać bardziej ludzki romantyzm,
chcę go przybliżyć. To jest fascynujące.
- Ale epoka romantyzmu jest dla Polaków tragiczna. - Ja bym
to odciął i raczej zastanowił się, jak postawa romantyka przenosi
się do naszego czasu, do teraźniejszości.
- A Panu w duszy co gra? Romantyzm? - Pewnie tak. Chociaż
chciałbym być pozytywistą.
Syn Józefa Koprowicza, operatora dźwięku filmowego. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (1970, Katedra Mediów
i Kultury Audiowizualnej, Zakład Historii i Teorii Filmu) oraz PWSFTviT w Łodzi. Debiutował w r. 1983 „Przeznaczeniem” – kontrowersyjną biografią poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Film dwa lata czekał na premierę,
m.in. ze względu na protesty rodziny pisarza. Najsłynniejszym filmem Koprowicza jest Medium (1985), za który
otrzymał nagrodę za najlepszy scenariusz oryginalny na festiwalu MystFest w Cattolica (Włochy). Reżyseruje również
teatralne spektakle telewizyjne. Z zamiłowania fotograf, pasjonuje się parapsychologią.
#75
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
Rozmowa
#
#Co u Pani słychać
#Agnieszka Kuchcińska-Kurcz
Dużo pracy to nic nowego
- Co u Ciebie, Agnieszko, słychać?
- Dużo pracy.
architektów, zaciekawionych, jak
wygląda przestrzeń wokół Centrum i weszli do środka, obejrzeli
wystawy.
- To nic nowego. Ostatni raz
rozmawiałyśmy, kiedy jeszcze
nie funkcjonowało muzeum
Centrum Dialogu Przełomy,
które prowadzisz. Też byłaś
zapracowana. - Trochę się
zmieniło (śmiech). Jest nowa
przestrzeń, do której już można przyjść, jest miejsce, gdzie
mogą się spotkać i świadkowie
historii i młodzież. A ja cieszę się,
że jest nowy budynek, zupełnie inny
niż wszystkie.
- I co mówili? - Że im się
bardzo podoba i że to, co
zobaczyli wewnątrz, idealnie współgra z przestrzenią
na zewnątrz. Mówili też, że
to nasze Centrum, to miasto
w mieście. Wiem, że planowana jest wkrótce impreza na placu,
która ma rozpropagować wiedzę
o nagrodzie. Pewnie wtedy naturalnie
wzbudzi się ciekawość, co jest w środku.
- Właśnie. Ta bryła, a właściwie cała przestrzeń
wokół bryły, zdobyła ostatnio nagrodę i to bardzo ważną
(Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie zostało uznane
za najlepszą przestrzeń publiczną w Europie w konkursie European Prize for Urban Public Space 2016 - przyp.
red.). Tobie się podoba? - Szalenie. Uważam, że zagospodarowanie placu jest fantastyczne i niesamowite jest samo
muzeum.
- Agnieszka, ale miałyśmy mówić o Tobie,
a nie o muzeum. - Co u mnie? Hm... Zupełnie inny rytm
pracy. To, co było wcześniej, miesiące przed otwarciem, to
było szaleństwo - praca po kilkanaście godzin, od świtu po
zmrok. Nieustające dyskusje co jest ważniejsze, jak coś pokazać. Mam to za sobą, choć uważam, że przede mną jeszcze
gigantyczna praca. Chodzi o to, aby ten budynek spełniał
takie funkcje o jakich kiedyś marzyliśmy.
- Dlaczego? - Bo właściwie ta przestrzeń pod ziemią jest
niewielka. W porównaniu do muzeów tego typu ona jest od
3 do 6 razy mniejsza. A nasi goście, którzy oglądają wystawy, mówią, że wydaje im się to miejsce bardzo duże.
- Czyli? - To ma być centrum spotkań, miejsce, gdzie ludzie
chcą przyjść i pobyć trochę (czekam właśnie na otwarcie kawiarni). To ma być miejsce dla tych, którzy lubią historię
najnowszą, dla jej świadków, ale też dla młodzieży i dzieci,
dla których przygotowaliśmy salkę edukacyjną. Chciałabym
aby było to miejsce, gdzie w sposób cywilizowany będziemy
rozmawiać o sprawach trudnych. Jak to osiągniemy, będzie
super.
- To znaczy, że muzeum się przebiło. - Też się cieszę, ale
przyznam, że zależy mi, by po tych nagrodach dla przestrzeni wokół muzeum i dla nagrody za budynek filharmonii nie
umknęła istota rzeczy, czyli po co to muzeum powstało.
- Czy zauważyłaś, że po otrzymaniu nagrody wzrosło zainteresowanie samym muzeum? - Nikt jeszcze nie przyszedł do nas do środka i nie powiedział, że znalazł się tu
z powodu nagrody (śmiech). Chociaż zjawiło się kilka grup
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08
7/2016
- Nadal jesteś pełna entuzjazmu. - Oj tak, bo to szalenie
ciekawe, co się tu dzieje. A teraz chcę zarazić tym entuzjazmem filmowców. W muzeum mamy sporo dokumentów,
które pokazują fantastyczne historie ludzkie i nie zawsze powszechnie znane. A tu są fabuły, że nic tylko kręcić.
#76
Trendy towarzyskie
#
21 Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach
Udany, choć miał sporą konkurencję, bo odbywał się w trakcie Euro 2016. Ale publiczność dopisała, nie przeszkadzały jej
strugi deszczu, które nawiedziły Międzyzdroje podczas najważniejszego dnia festiwalowego – soboty, kiedy na Alei Gwiazd
odbyła się ceremonia odciśnięcia dłoni. (bs)
Specjalnie dla nas do zdjęcia pozowali podczas próby spektaklu:
Anna Gornostaj, Katarzyna Skrzynecka, Grzegorz Halama i Wojciech
wysocki.
Dorota Stalińska wspominała czasy, kiedy na poprzednich edycjach
festiwalu, wspólnie z nami świętowała kolejne urodziny fotoreportera.
Wojciech Wysocki to przecież szczecinianin. Tu się urodził i skończył
liceum ogólnokształcące. Z Międzyzdrojów pojechał prosto na festiwal
teatralny do Polic, gdzie był jurorem.
Znany reżyser filmowy Jacek Koprowicz pokazywał cykl zdjęć, które
zrobił rok wcześniej na wybrzeżu. Na zdjęciu od lewej: Jacek Koprowicz,
Witold Gawina i Anna Karbowińska.
Katarzynie Skrzyneckiej w Międzyzdrojach przeszkadzał
utrzymujący się cały czas zapach frytek na Promenadzie.
Goście Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach
#77
Foto: Andrzej Szkoceki
Jednym z punktów festiwalowych była aukcja grafik Zdzisława
Beksińskiego. Na aukcji zebrano prawie 6 tys. zł dla Domu Dziecka w
Lubiniu (koło Międzyzdrojów).
Dyrektor festiwalu Olaf Lubaszenko miał ogromną satysfakcję
z udanej kolejnej edycji imprezy.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016
#TU NAS ZNAJDZIESZ
KAWIARNIE
•City Break CH Galaxy - 0 piętro
•Coffeeheaven CH Galaxy 0 piętro
•Cafe Club CH Galaxy - 1 piętro
•Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro
•Starbucks Coffee CH Kaskada
•So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42
•Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro
•Fabryka Deptak Bogusława 4/1
•Fanaberia Deptak Bogusława 5
•Teatr Mały Deptak Bogusława 6
•Columbus Coffee DriveUp
•Castellari Al. Jana Pawła II 43
•Public Cafe Al. Jana Pawła II 43
•Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny)
•Corona Coffee ul. Kaszubska 67
•Columbus Coffee ul. Krzywoustego
•Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98
•Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1
•Columbus Coffee „Meeting Point” Plac Żołnierza 20
•Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego)
•Dom Chleba al. Niepodległosci 2
•Columbus Coffee Oxygen
•Cafe Popularna ul. Panieńska 20
•Naleśnikarnia Pył i Mąka ul. Osiek 1
•Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B)
•Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1
•Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska
•Coffe Point ul. Staromiejska 11
•Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12
•Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia)
•Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18
•Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4
•Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17
•Czarna Owca al. Wojska Polskiego 29/9 (od Bogusława)
•Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA
•Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan
•Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter
•Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena
Dubicka ul. Langiewicza 23
•Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3
•Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20
•Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul.
Witkiewicza 49U/9
•MASI Wielka ul. Odrzańska 30
•EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska
ul. Chopina 22 (1 piętro)
•Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7
•Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9
•Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3
•Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1
•Cosmedica Leszczynowa (Rondo Zdroje)
•Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6
•Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60
•Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14,
•Belle Femme ul. Monte Cassino 37a
•Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6
•Coco 33 Violetta Krause ul. Wojska Polskiego 10, U-2
•Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10
•Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7
•Cosmedica ul. Pocztowa 26
•Hair & tee ul. Potulicka 63/1
•Obssesion ul. Wielkopolska 22
•Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20
•Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2
RESTAURACJE
•Porto Grande ul. Jana z Kolna 7
•Sake Sushi al. Piastów 1
•Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3
•Restauracja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1
•Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10
•Caffe Venezia Plac Orła Białego 10
•Chief Rayskiego 16 , pl. Grunwaldzki
•Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1
•The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2
•El Tapatio ul. Kaszubska 3
•Columbus ul. Wały Chrobrego 1
•Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a
•Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro
•Sphinks CH Kaskada
•Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9
•Avanti al. Jana Pawła II 43
•Restauracja Ładoga ul. Jana z Kolna
•El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26
•OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek
•Planeta ul. Wielka Odrzańska 28
•Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20
•Bombay ul. Partyzantów 1
•Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18
•Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7
•Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20
•Villa Sadyba ul. Ku Słońcu 40
•Plenty ul. Rynek Sienny 1
•Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2
•Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8
•Pomiędzy ul. Sienna 9
•Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64
•DietaBar.pl ul. Willowa 8
•Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b
•Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65
•Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19
•Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75
•NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy Rynek 3
•Bachus ul. Sienna 6
•La Passion du Vin ul. Sienna 8
KLUBY SPORTOWE
I FITNESS
•Pure Jatomi (Joanana Cieślek, Karolina Kowalska)
CH Kaskada
•Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10
•Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a
•Fit Town ul. Europejska 31
•North Gym Fitness Club Galeria Północ
1 piętro ul. Policka 51
•RKF ul. Jagiellońska 67/68
•Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69
•Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15
•Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13
•Bene Sport Centrum ul. Modra 80
•Fitness Club ul. Monte Casino 24
•Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin
ul. Przestrzenna 11
•Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn
•Fitness Forma ul. Szafera 196
•Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a
SKLEPY I SALONY
MODOWE
•Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48
•Salon Terpiłowscy CH Auchan
•Salon Terpiłowscy CH Ster
•Salon Terpiłowscy CH Galaxy
•Salon Terpiłowscy CH Turzyn
•Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16
•SALON MEBLOWY QUATRO J&K Kamila Bonowicz
C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13
•Salon Jubilerski YES CH Galaxy
•Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1)
•Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej)
•Silver Swan CH Galaxy (parter)
•Swiss CH Galaxy (parter)
•Van Graf CH Kaskada
•La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58
•Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b
•EBRAS.PL ul. Boh. Getta Warszawskiego 8/9
•Organic Garden ul. Kaszubska 4
•Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec
al. Niepodległości 3
•6 Win ul. Nowy Rynek 3
•C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a
•Geobike CH Nowy Turzyn I piętro
•Renoskór ul. Królowej Jadwigi 1
•Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4
•Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63
•Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2
•Natuzzi ul. Struga 25
•Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29
•MaxMara ul. Bogusława X 43
•KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23
•MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20,
•ABA Meble ul. Goleniowska 25a
•BiM al. Wojska Polskiego 29
•MarcCain al. Wojska Polskiego 43
•Moda Club al. Wyzwolenia 1-3
•Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta
ul. Rayskiego 40a
•Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2
•Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22
•B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2
•DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk)
•Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Cukrowa 12
•Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28
•Świat Rolet ul. Langiewicza 22
•Kwiaciarnia MARIA ul. Traugutta 6
•Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4
GABINETY LEKARSKIE
I MEDYCYNY
ESTETYCZNEJ
•ART MEDICAL CENTER ul. Langiewicza 28/U1
•New 4 You, Dorota Szwarc
ul. Boh. Getta Warszawskiego 19/2
•Dom Lekarski, al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN)
•Dom Lekarski, ul. Rydla 37
•Dom Lekarski, ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6
•Dom Lekarski, al. Piastów 30 (Piastów Office Center,
budynek C (wejście od dziedzińca)
•Hahs ul. Czwartaków 3
•Hahs Klinika ul. Felczaka 10
•Fizjoline, Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1
•Medicus Plac Zwycięstwa 1 (na recepcji)
•Lecznica Dentystyczna KULTYS
ul. Bolesława Śmiałego 17/2
•EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a
•Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1
•Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b
•Estetic ul. Kopernika 6
•Esteticon ul. Jagielońska
•Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18
•Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE
ul. Wyszyńskiego 14
•Dentus ul. Felczaka 18a
•Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny
ul. Krzywoustego 19/5
•MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i
Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1
(vis a vis CH Turzyn)
•NZOZ MEDENTES Przecław 93e
•NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro)
•Hipokrates, ul. Ku Słońcu 2/1
•Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58
•Dentus ul. Mickiewicza 116/1
•Venus, Centrum Urody ul. Mickiewicza 12
•Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140
•Medi Clinique, ul. Mickiewicza 55
•Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7
•Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2
•AestheticMed ul. Niedziałkowskiego 47
•Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze)
•Figurella - Instytut Odchudzania ul. Obrońców
Stalingradu 17
•Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18
•Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców
Wielkopolskich 4c
•Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna
i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2
•dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro
(wtorek,piątek lub biuro Ofice na dole dla dr Hamera)
•Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38
•Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38
•Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10
•Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1
•VitroLive ul. Wojska Polskiego 103
•Medycyna Estetyczna Osadowska,
al. Piastów 30 (Piastów Office)
•Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej)
•Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1
•CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91,
al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27
SALONY
SAMOCHODOWE
•Lexus ul. Mieszka I 25
•DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30
•Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88
•Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena)
•Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena)
•CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1
•Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D
•POLMOZBYT Honda ul. Białowieska 2
•CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19
•Rosiak i Syn Renault, Dacia Bulwar Szczeciński 13
•Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7
•Łopiński VW ul. Madalińskiego 7
•Bogacki Opel ul. Mieszka I 45
•POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10
•Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B
•AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b
•Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2
•Camp & Trailer Świat Przyczep
al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil)
•KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17
•Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A
•Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A
•KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B
•POLMOTOR Nissan ul. Struga 71
•Subaru ul. Struga 78a
•POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8
•Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 48A
•Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32
BIURA PODRÓŻY
•Neckerman, CH Galaxy , Wojska Polskiego 11
•LTUR, CH Galaxy
•TUI, CH Kaskada
•Interglobus Tour, Kolumba 1
•Itaka, Krzywoustego 7
•Odra Travel, Piłsudskiego 34
•Tropicana Travel, Plac Lotników 6/1
•Rainbow Tours, Wojska Polskiego 12
•Hepi Sport-turystyka, Mazowiecka 1
•Kawa i Podróże Lotos Travel –
Klub Podróżnika, Małopolska 4
BIURA NIERUCHOMOŚCI
I DEWELOPERZY
•Calbud ul. Kapitańska 2, pokoj 17 parter
•Neptun Developer ul. Ogińskiego 15
•SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 (wjazd od E. Plater)
•Best Deweloper ul. Sosnowa 6f
•Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47
(Baszta Siedmiu Płaszczy)
•SCN ul. Piłsudskiego 1A
•Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45
•Graz Developer (Piotr Otto) pl. Zgody 1
•Artbud ul. 5 lipca 19c
•MAK-DOM ul. Golisza 27
•TLS Developer al. Bohaterów Warszawy 24/3
•Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2
•Litwiniuk Property, Al. Piastów 30 (Piastów Office Center)
•INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
BAWIALNIE DLA DZIECI
•Kraina Fantazji ul. Mieszka I 73 CH MOLO,
•Castle Kindergarden (Amerykańska Przedszkole)
ul. Kuśnierska 6
•Party-Studio ul. Tkacka 19/22
•KafkaKulturalna ul. Wielkopolska 25/9
(wejście od Monte Cassino)
KANCELARIE
ADWOKACKIE
I NOTARIALNE
•Kancelaria adw Lizak, Stankiewicz, Królikowski
ul. Boh Getta Warszawskiego 1/4
•Kancelaria adw. Babski Dariusz Jan Deptak Bogusława 5/3
•Kancelaria Notarialna Daleszyńska al. Jana Pawła II 17
•Kancelaria Notarialna Zuzanna Wilk ul. Tarczyńskiego 4/1
•Kancelaria Adwokacka Tumielewicz
al. Bohaterów Warszawy 93/5 (vis a vis CH Turzyn)
•Kancelaria adw Mazurkiewicz, Wesołowski,
ul. Klonowica 30/1
•Kancelaria adw Łyczywek ul. Krzywoustego 3
•Kancelaria Radców Prawnych Biel,
Judek, Poczobut-Odlanicki ul. Energetyków 3/4
•Kancelaria adw Andrzej Zajda,
Monika Zajda-Pawlik ul. Monte Cassino 7/1
•Kancelaria adw i Radców Prawnych
adw. Waldemar Juszczak al. Niepodległości 17
•Kancelaria adw Mariusz Chmielewski ul. Odzieżowa 5
•Kancelaria adw Gozdek,Kowalski, Łysakowski
adwokaci i radcowie prawni s.p. ul. Panieńska 16
•Kancelaria adw Wódkiewicz Sosnowski ul. Stoisława 2
•Kancelaria adw Licht Przeworska ul. Tuwima 27/1
•Kancelaria adw. Adamek-Donhöffner Marta
ul. Wojska Polskiego 197/1
•Kancelaria adw Aleksandruk-Dutkiewicz Agnieszka
ul.Wyszyńskiego 14
•Kancelaria adw. Gruca Jakub al. Wyzwolenia 5
•Kancelaria adw. Gruca Marcin al. Wyzwolenia 5/1
KULTURA
•Filharmonia ul. Małopolska 48
•Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15
•Szczeciński Inkubator Kultury
ul. Wojska Polskiego 90
•Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14
•Open Gallery Monika Krupowicz
ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro)
•Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5
•Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8
•Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1
•13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2
•Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1
•Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul.
Staromłyńska 27
•Teatr Polski ul. Swarożyca 5
•Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3
•Gmach Główny Muzeum Narodowego
w Szczecinie Wały Chrobrego 3
•Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2
•Trafostacja ul. Św. Ducha 4
INNE
•Urząd miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1
•Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1
•Urząd marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34
•Urząd marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34
•Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej
ul. Korsarzy 34
•Urzad wojewodzki - sekretariat Wały Chrobrego 4
•Urzad wojewodzki - promocja/rzecznik
ul. Wały Chrobrego 4
•TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a
•Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6
•„Pro Bono” Kompania Reklamowa
Paweł Nowak ul. Necała 2
•Empik School Brama Portowa 4
•Speak UP DH Kupiec
•Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro)
•Euroafrica ul.Energetyków 3/4
•Polska Fundacja Przedśiębiorczości ul. Monte Cassino 32
•Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86
•Interglobus ul. Kolumba 1
•Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27
•L Tour CH Galaxy
•PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8
•Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86
• Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14

Podobne dokumenty