Pobierz - Strefa Biznesu

Transkrypt

Pobierz - Strefa Biznesu
CZERWIEC 2014 NUMER 06 (15) / WYDANIE BEZPŁATNE
Mistrzowie
migawki
Wysokie loty
szczecińskich fotografów
Rafał Grobelny
Będę tęsknił za Szczecinem
Hugh Laurie
Dr House czuje bluesa
Hugh Laurie to bardzo zapracowany człowiek.
Gra w filmach i koncertuje. Do Szczecina zgodził
się przyjechać, kiedy usłyszał, że zagra na
dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Spotkamy
się tam z nim 29 lipca.
40
Paulina Andrzejewska
Kung fu przydaje się w tańcu
# 26 Wnętrza
40 / Rozmowa
Kolory czterech pór roku
# 34 Moto
Volkswagen Karmann Ghia
# 36 Kulinaria
Co widać przez dziurkę od sera
# 38 Rozmowa miesiąca
Rafał Grobelny
# 40 Rozmowa
Paulina Andrzejewska
20 / Styl życia
# 44 Zdrowie
Odżywianie najmłodszych
Spis
treści
05/
2014
# 48 Kultura
# 06 Newsroom
OFF Marina: zagłębie twórców
Design, moda, wydarzenia, kultura
# 10 Felieton
# 50 Kultura
Na co wybrać się w czerwcu
Paweł Krzych: Wakacje tuż tuż
# 54 Sport
# 12 Temat z okładki
Ludzie biznesu kochają sushi
Hugh Laurie
# 56 Rozmowa
# 18 Showroom
Sport i kosmetyki
Co słychać u Przemysława CerebieżTarabickiego
#20 Styl życia
# 57 Trendy towarzyskie
Mistrzowie migawki
Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego
#3
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Jarosław
Jaz /
Redaktor
naczelny
Nie wiem czy Hugh Laurie poradzi sobie z wymową nazwy miasta,
w którym przyjdzie mu zagrać 29 lipca, ale na pewno potraktuje
to jak wyzwanie. Bilety na jego koncert były prawdopodobnie
najszybciej sprzedającym się towarem w najnowszej historii
szczecińskiej rozrywki. Widać chemia zadziałała obustronnie,
bo Hugh miał być zachwycony perspektywą koncertu na dziedzińcu
Zamku Książąt Pomorskich zaś fani zachwyceni są, że artysta zdecydował
się zagrać w Szczecinie. Wspólnych tematów pewnie będzie sporo,
bo śpiewający aktor ceni sobie polską wódkę i zapewne niejedno ma w jej sprawie
do powiedzenia. Podobnie jak i szczecińska publiczność, której na zamkowym dziedzińcu
tego wieczora będzie bez liku. My z kolei mamy kilka tematów dla szczecińskich
Czytelników MM Trendy. Przede wszystkim materiał o Hugh Lauire, który z serialowego
Dr House’a przeistoczył się w muzycznego frontmana, odwołującego się do bluesowych
i jazzowych korzeni muzyki. Na jego show będziemy także rozdawać bilety, które
dostępne będą na naszym facebookowym profilu. Te, które mieliśmy na pozostałe
koncerty z cyklu Szczecin Music Fest, cieszyły się sporym wzięciem. Polubcie nas
na Facebooku, a na pewno łatwiej będzie o bilet na koncert finałowy.
Nie chcę w tym miejscu mnożyć truizmów, jacy to utalentowani ludzie mieszkają
w Szczecinie, bo to oczywiste. Ale taka sytuacja, że czterech szczecińskich fotografów
zdobywa główne nagrody w prestiżowych, ogólnopolskich konkursach, nie zdarza się
codziennie. Każdy z nich ma własną historię do opowiedzenia i swoją drogę dochodzenia
do perfekcji. Wszyscy są młodzi i najlepsze zdjęcia jeszcze przed nimi, ale sukcesy jakie
dotąd odnieśli są godne podziwu. Podobne sukcesy odnosi też choreograf i tancerka
Paulina Andrzejewska oraz wokalista Rafał Grobelny. O nich wszystkich piszemy
w czerwcowym wydaniu MM Trendy. Zapraszam do lektury.
Redakcja/
OKŁADKA:
Na zdjęciu Hugh Laurie
Foto: Warner Music Poland
Redakcja: Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin
tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342
e-mail: [email protected]
www.mmszczecin.pl/trendy
Redaktor naczelny: Jarosław Jaz
Product manager: Ewa Żelazko
Promocja i marketing: Magdalena Sosin
Redakcja: Maciej Pieczyński, Paulina Targaszewska,
Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński,
Maurycy Brzykcy, Piotr Jasina, Sonia Mrzygłocka / Korekta: Beata
Pikutowska / Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki
Skład magazynu: Ewa Kaziszko / Re’FORM Studio
Dystrybucja: Piotr Grudziecki / Druk: COMgraph Sp. z o.o.
Dyrektor Zarządzający: Piotr Grabowski
Reklama: tel. 500 324 240, fax 91 48 13 360,
[email protected]
Wydawnictwo: Media Regionalne sp. z o.o.
ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa
Prezes: Dariusz Świąder
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#4
Dołącz do nas na www.facebook.com/
MagazynMMTrendy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Materiałów,
które nie zostały zamówione redakcja nie zwraca. Na podstawie art.
25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i
prawach pokrewnych Media Regionalne sp. z o.o. zastrzegają, że dalsze
rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w MM Trendy jest
zabronione bez zgody Wydawcy.
Newsroom
#
Czy wiesz...
Foto: agemode.com
… że na facebookowym fanpage’u
MM Trendy rozdajemy książkowe
bestsellery, bilety na koncerty i inne
upominki dla naszych Czytelników?
Wystarczy nas polubić. Zachęcamy!
Foto: Amazon
Wirtualna moda
ze Szczecina
Zakupy przyszłości
Właśnie skończyły ci się płatki śniadaniowe albo twoje dziecko z lodówki
wyjęło ostatni jogurt? Wystarczy powiedzieć albo zeskanować kod z opakowania specjalnym „kluczem przyszłości” i w ten sposób stworzyć listę zakupów. Listę można będzie zweryfikować na platformie dash, która łączy się
z macierzystą siecią i działa bezpośrednio z konta AmazonFresh. Potem tylko podajemy termin dostawy i o umówionej godzinie przed domem lub na
progu mieszkania zastajemy swoje zakupy. Taka usługa dla szczecinian jest
na razie marzeniem, ale mieszkańcy USA mogą już z niej korzystać. Nowy
rodzaj zakupów za pomocą „Key Features” wprowadziła firma Amazon. (bs)
Agemode.com to nowy i nietypowy portal
na rynku modowym. Powstał w Szczecinie i już
święci sukcesy. Jego nietypowość polega między
innymi na tym, że użytkownicy mają możliwość
wirtualnego przymierzania ubrań na wirtualnym
modelu. W milionie możliwości pomoże nam
E-stylista. To program, dzięki któremu użytkownik może sprawdzić, jak ubrania układają się
na sylwetce, ale także jaki ma typ urody i jakie
pasują mu kolory i kroje. Po wybraniu odpowiedniej dla siebie stylizacji przenosi nas do sklepów, gdzie bezpośrednio można zrobić zakupy.
Wystarczy wpisać w przeglądarce agemode.com,
by wejść do wirtualnej galerii handlowej i tam
wybrać ubrania, zapakować je do koszyka i zabrać
ze sobą do przymierzalni. Portal tworzony jest
przez szczecińską fimę Unizet.netcom i jest jej
autorskim pomysłem. (bs)
R E K L A M A
Newsroom
Foto: Sebastian Wołosz / Urząd Miasta
#
Wyjątkowa wizyta książęcej pary
Książę Danii Fryderyk z księżną Marią Elżbietą spędzili w Szczecinie niemal cały dzień. Wizyta zbiegła się z wyjątkową uroczystością
książęcej pary - 10-leciem ich pożycia małżeńskiego. Dlatego Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, z małżonką podarowali następcy tronu
tort. W prezencie od gospodarza miasta otrzymali także porcelanowy serwis do kawy. W Ratuszu Staromiejskim książę Fryderyk i jego
żona rozmawiali z duńskimi i polskimi przedsiębiorcami. Po lunchu księżna odwiedziła oddział pediatrii, hematologii i onkologii szpitala
klinicznego przy ul. Unii Lubelskiej. Oboje także pojawili się na pokładzie duńskiej jednostki wojennej, zacumowanej u podnóża Wałów
Chrobrego. (pit)
#7
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Newsroom
Foto: Oleander Studio
Foto: Jakub Bessarab
#
Francuski pokaz
Sylwii Romaniuk
Usługi dla ludności
Kuśnierz, ślusarz czy kaletnik to zawody, które funkcjonują gdzieś obok
nas. W małych zakładach o zakurzonej witrynie. O tym, że nie zostały całkowicie zepchnięte na margines życia społecznego, przypomina
szczecinianka Justyna Machnik w ramach projektu „Usługi dla ludności”. Zaczęło się od radiowego cyklu reporterskiego. Podczas festiwalu
Spoiwa Kultury była inicjatorką „Szczecina na usługach”, czyli spaceru
po starych zakładach rzemieślniczych. Kontynuacją tych działań jest akcja
fotograficzna związana z witrynami zakładów rzemieślniczych i ciekawymi ludźmi ze Szczecina. Na zdjęciach zobaczymy ludzi kultury, działaczy społecznych czy też naukowców. Dr Maciej Kowalewski, Monika
Petryczko, Kinga Rabińska, Wojciech Wirwicki i Przemysław Głowa, to
tylko niektórzy z uczestników projektu. Fotografie wykonane przez Jakuba Bessaraba będzie można zobaczyć 6 czerwca w Piwnicy Kany. (sim)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#8
Kilka tygodni temu w pałacu festiwalowym, podczas Cannes Shopping Festival, odbył się wyjątkowy pokaz najnowszej kolekcji sukni wieczorowych Sylwii Romaniuk. Na co dzień działająca w
Warszawie - szczecińska projektantka mody - była
bohaterką grudniowego wydania MM Trendy.
Cannes Shopping Festival to wydarzenie, które
gromadzi miłośników mody z całego świata. Pokaz
Sylwii Romaniuk zgromadził ponad 4 tysiące osób.
Ci, którzy nie mogli dostać się na show, oglądali
pokaz na dużym telebimie przed pałacem. Wyjątkowi goście, wspaniali artyści jak Nick Sinkler
czy Tyron Dixon pomagali stworzyć wyjątkowy
show. Partnerami eventu była marka La Selecton niszowe ekskluzywne perfumy z całego świata, Her
Medic, magazyn FSHN i inni. (red)
Newsroom
Foto: Na Lewą Stronę
#
Morskie opowieści
Bluzy i koszulki z kotwicami, haczykami czy wizerunkiem bosmana, to najnowsza propozycja szczecińskiej marki odzieżowej
Na Lewą Stronę. Tym razem Malina Majewska i Agata Opolska postanowiły przedstawić własną, morską opowieść. - Sea Stories,
to zaledwie jedna z kolekcji, którą przygotowałyśmy na wiosnę i lato - mówi Malina Majewska. - Utożsamiamy temat z miejscem
zamieszkania i naszymi podróżami. Kolekcja zostanie wprowadzona na rynek dość niestandardowo. - Plan jest taki, że przez całą
wiosnę i lato ma wychodzić co dwa tygodnie jeden model z kolekcji. Ich cechą wspólną są kolorowe nadruki i dołączenie do nich
aplikacji z dodatkowego materiału, np. w kotwice - opowiada projektantka. Kolekcja występuje w wersji damskiej i męskiej na bluzach i t-shirtach. Ubrania można znaleźć na stronie: www.nalewastrone.co. (sim)
R E K L A M A
Felieton
#
Paweł Krzych: okiem blogera
Wakacje tuż tuż...
Szybko zleciały mi pierwsze miesiące
tego roku. Mamy już czerwiec, pierwsza połowa roku praktycznie za nami.
Wakacje niebawem... Sezon urlopowy
w pracy, sezon ogórkowy w mediach.
Szczecin mocno pustoszeje na te miesiące. Tysiące studentów wracają do domu
lub wyjeżdżają na wakacyjne prace poza
miasto. Na drogach jeździ się dużo płynniej.
Dziś chciałbym Wam pokazać, że w wakacje
Szczecin nie jest jednak taką pustynią... przynajmniej
pod względem kulturalno-rozrywkowym.
Koniec czerwca to dziesiąta edycja inSPIRACJI pod hasłem przewodnim
„Xtreme”. W dniach 27-29 czerwca
spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: czy extreme dla każdego znaczy
to samo? Jak piszą organizatorzy, żyjemy w takich czasach, w których potrzebujemy coraz to nowych bodźców i przekraczamy kolejne granice. Życie jest szybsze,
poszukujemy nieznanych jeszcze doświadczeń.
Wszystko to będziemy mogli zobaczyć na czerwcowych inSPIRACJACH.
Niekwestionowanym liderem wydarzeń w miesiącach
letnich są Dni Morza. W tym roku impreza odbędzie się
w dniach 13-15 czerwca. Czekają nas koncerty, aleja artystów, możliwość zwiedzania żaglowców i okrętów wojennych oraz (jak zawsze na Dniach Morza) pokaz sztucznych
ogni. Dla dzieci przygotowane zostanie wesołe miasteczko,
place zabaw oraz specjalny program artystyczny. Warto tutaj
też wspomnieć o Jarmarku Rozmaitości, na którym będzie
można kupić rękodzieła, kulinaria oraz produkty regionalne.
Atrakcją muzyczną będzie koncert „Wawa Live w Szczecinie”. Na scenie pojawią się: Agnieszka Chylińska, Feel, Loka,
DJ Adamus i Ada Szulc, Red Lips, Maciej Maleńczuk oraz
Dawid Kwiatkowski. Selekcja muzyczna dobrze wpisuje
się w charakter imprezy. Niektórzy mogą narzekać, że mało
jest muzycznych akcentów morskich, ale nie zapominajmy,
że zawsze funkcjonuje scena z szantami.
W lipcu na plaży w Dąbiu po raz ósmy będziemy mogli oglądać filmy pod chmurką. A to za sprawą ósmej edycji Dąbskich Wieczorów Filmowych. W programie imprezy (jak
co roku) na pewno znajdą się filmy pełnometrażowe, krótkometrażowe, pokazy filmów tworzonych przez studentów
z uczelni filmowych, pokazy animacji. Zaplanowane są również spotkania z uznanymi twórcami filmowymi, reżyserami,
aktorami, scenarzystami.
Boli mnie trochę fakt, że promocja naszej sztandarowej imprezy zaczyna się tak późno. W momencie, kiedy piszę ten
artykuł, jest połowa maja, a na oficjalnej stronie nie ma żadnych informacji. Nie widziałem też żadnych materiałów
promocyjnych, zarówno w Szczecinie, jak i poza nim. Dni
Morza mają olbrzymi potencjał. Z odpowiednio wcześniej
rozpoczętą kampanią reklamową mają szansę przyciągnąć
do Szczecina dużo więcej turystów.
Na Wałach Chrobrego w najbliższym czasie odbędą się jeszcze dwa ciekawe wydarzenia. Dni Odry (12-13 lipca), czyli
coroczne święto naszego miasta. Czekają nas wtedy regaty żaglowców, kajakowy rajd na orientację, finał Flisu Odrzańskiego. Tradycyjnie w programie znajdziemy również
zwiedzanie jednostek wodnych oraz występy artystyczne.
Sierpniowe niebo nad Szczecinem rozświetli siódma edycja
Międzynarodowego Festiwalu Ogni Sztucznych Pyromagic,
która odbędzie się w dniach 8-9 sierpnia również na Wałach
Chrobrego. Widowisku nad Odrą towarzyszyć będzie Festiwal Muzyki Elektronicznej.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Jeśli już jesteśmy w klimacie filmowym, to warto wspomnieć
o lipcowym koncercie w ramach finału 11. edycji Szczecin
Music Fest. 29 lipca na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich wystąpi odtwórca tytułowej roli z serialu Dr House
- Hugh Laurie z zespołem. Szkoda, że Dr House będzie
tu tylko na wydarzeniu muzycznym, na warsztaty aktorskie
z jego udziałem na pewno znalazłoby się mnóstwo chętnych.
Szczecin ma również atrakcyjną ofertę dla dzieci. W czerwcu (20-22) zaplanowany jest Międzynarodowy Turniej Piłki
Nożnej Chłopców. W każdą niedzielę - aż do końca września - na Jasnych Błoniach organizowana jest bezpłatna strefa sportowa „Aktywny Szczecin”. Dużo atrakcji zarówno
dla dzieci, jak i dla dorosłych: piłki, trampoliny, zawody w
różnych konkurencjach. Jest to świetna opcja na spędzenie
aktywnej niedzieli. To tylko wybór najciekawszych wydarzeń tych wakacji. Zachęcam Was również do sprawdzenia
Kabaretowego Klubu Dwójki w Amfiteatrze, Jarmarku Jakubowego, Festiwalu Spotkania Kultur, Rowerowych Dni
Szczecina... Długo by można tak wymieniać.
Paweł Krzych - autor najpopularniejszego
szczecińskiego bloga www.szczecinblog.pl
oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś
w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat
Szczecina, nowych mediów oraz podróży.
#10
Hugh
Laurie
Dr House czuje bluesa
Hugh Laurie to bardzo zapracowany człowiek. Gra w filmach i koncertuje. Do Szczecina zgodził
się przyjechać, kiedy usłyszał, że zagra na Zamku Książąt Pomorskich. Zaintrygowała go sceneria,
więc decyzję podjął błyskawicznie. Spotkamy się tam z nim 29 lipca.
Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Warner Music Poland
Temat z okładki
#
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#14
Temat z okładki
#
Hugh Laurie o Polsce słyszał niewiele, ale wie, że można u nas
wypić dobrą wódkę. Zaczęło się od tego, że na swoim profilu na Twitterze kpił z Rosji. Wszystko przez tekst brytyjskiego
„Guardiana” o tym, że Putin, mówiąc o igrzyskach w Soczi,
nakazał osobom homoseksualnym zostawienie dzieci w domu.
Aktor stwierdził wtedy, że zbojkotowałby rosyjskie produkty, gdyby tylko jakieś znał - oczywiście oprócz nieustannego
wpędzania świata w depresję. Na liczne uwagi użytkowników,
że rosyjska wódka jest jednym z takich produktów, Laurie znowu
zakpił z Rosjan. - Tak, w porządku, rosyjska wódka jest OK, jeśli
musisz wyczyścić piekarnik. Do picia musi być polska wódka podkreślił serialowy Dr House, natychmiast zyskując szacunek
tysięcy Polaków, którzy i bez tego uwielbiali go już wcześniej.
Podoba mu się też polskie wydanie jego debiutanckiej powieści
„Sprzedawca broni”. Kiedy zobaczył
niemieckie wydanie swojej książki,
załamał się. Nie spodobała mu się
okładka. - Polska jest OK - powiedział publicznie w telewizji.
płyt: „Let Them Talk” (2011) i „Didn’t It Rain” (2013). To właśnie utwory z tych płyt usłyszymy w lipcu na Zamku, gdzie
Hugh pojawi się na scenie z zespołem The Copper Bottom
Band. Jego muzyka to mieszanka różnych gatunków muzycznych, ale najwięcej w niej bluesa. - Muzyka zawsze była moją
pasją - mówi Laurie. - Aktorstwo przychodzi mi z trudem,
a muzyka daje poczucie wolności. Każe mi się całkowicie odsłonić. Mówimy przez nią wszystko, zdradzamy swój gust,
sympatie, antypatie. Nie miałem pojęcia skąd pochodzi blues,
ale nie chciałem bez niego żyć. Dla mnie blues pulsuje radością, namiętnością. Oczywiście, jest w nim także ból złamanych serc, zawiera w sobie całe ludzkie życie. Utarło się, że
blues to męska muzyka. Dla mnie jednak blues zaczął się od
kobiet śpiewających kołysanki swoim dzieciom.
Laurie zdaje sobie sprawę, że nie jest
wybitnym wokalistą czy muzykiem, ale
podziwia innych i ma swoich mistrzów.
Bardzo przeżył sesję w studio z Dr. Johnem. Aktor jest wielkim fanem muzyka
i możliwość nagrania czegoś razem mocno nim wstrząsnęła. - Omal nie dostałem
zawału - stwierdził Laurie. - Po sesji poszedłem do swojego auta, usiadłem i płakałem. Nie mogłem uwierzyć, że gram
z jednym z moich bohaterów i na dodatek
poszło tak gładko.
Lekarz
Kiedy mówimy Hugh Laurie, niewiele osób kojarzy o kogo chodzi.
Kiedy powiemy Dr House - niewiele jest osób, które by tego nie wiedziały. Rola amerykańskiego lekarza
z okropnym charakterem przyniosła mu popularność na całym świecie. - Bardzo lubię tę postać - mówi
Hugh Laurie. - House jest zabawny,
piekielnie inteligentny i fascynujący.
Choć oczywiście ten jego pesymizm
i trudny charakter mogą dać się
we znaki. Czasami mam dość jego
trudnego charakteru i nieustannego użerania się z ludźmi. Do tego
jeszcze House niemal bez przerwy
ma do czynienia z chorobami, bólem i śmiercią. Mało kto zachowałby zdrowie psychiczne przy takiej
pracy. Dlatego są takie chwile, kiedy mam ochotę uciec gdzieś
daleko i zająć się czymś zupełnie innym. Na przykład wystąpić
w jakimś lekkim, pogodnym musicalu. Gershwin byłby idealny.
Do serialu „Dr House” Laurie musiał nauczyć się amerykańskiego akcentu. - Nadal sprawia mi to trudność - mówi. - Są dni,
kiedy wychodzi mi lepiej, są dni kiedy idzie gorzej. Nadal nie
mam pojęcia od czego to zależy: czy jadłem banana na śniadanie,
czy mam na sobie coś niebieskiego... To loteria. Chyba nigdy się
nie dowiem z czego wynika ta sprawa z akcentem.
A to dlatego, że Hugh Laurie jest Brytyjczykiem z krwi i kości
i raczej nie grozi mu przemiana w Amerykanina. Gdy mieszka
w Stanach, cały czas przyłapuje się na tym, że odruchowo stara
się jeździć lewą stroną ulicy.
Bluesman
Do Ameryki jednak ciągnie go wyjątkowo. Z tego kraju wywodzi się muzyka, która zainspirowała aktora do nagrania dwóch
Sukcesy jego płyt i reakcje widowni wciąż
wydają się nieco go zaskakiwać. - Jest tyle
rzeczy na świecie, nie wiem dlaczego ktoś
miałby skupić się na śpiewającym aktorze - mówi Laurie. - Nie mam ambicji,
żeby zostać gwiazdą rocka, nie o to wcale
chodzi. Ja po prostu kocham tę muzykę
i chcę, żeby inni też ją pokochali. Dopiero w Nowym Jorku zrozumiałem na co
się porywam. Ja, Angol, chcę oczarować
Amerykanów, grając ich własną muzykę.
To szaleństwo. Ale kocham piosenki i ludzi, którzy je wykonują. Rodzi się wspólnota między nami a publicznością. My gramy na oświetlonej
scenie, a oni są na ciemnej widowni, ale wyczuwalna jest więź.
Sportowiec
Oprócz zainteresowań artystycznych Hugh Laurie ma sporo
innych pasji. Na przykład sportowych. Na studiach uprawiał
wioślarstwo i to z dużymi sukcesami, bo zdobywał nagrody.
Ostatnio zafascynował go boks. Co prawda kontuzje ręki,
które mógłby odnieść uprawiając ten sport, utrudniają grę na
pianinie w The Copper Bottom Band, ale jak dotąd nie odwołał żadnego koncertu. Boksuje nadal, mimo różnych przeciwieństw. Na przykład emocjonalnych. - Mam pewną trudność
z biciem ludzi - mówi. - Zostałem nauczony, że przemoc to
najgorsze rozwiązanie. Dlatego kiedy jestem na ringu i pojawia
się kilka sekund gdy przeciwnik jest odsłonięty, a ja powinienem zaatakować, w głowie słyszę głos »Proszę, nie bij tego miłego pana«. Zaraz potem drugi głos mówi: »Jeśli nie uderzysz
tego pana, on uderzy cię mocniej!«.
#15
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Temat z okładki
#
Celebryta
Laurie należy do elity towarzyskiej Londynu. W kręgu jego znajomych są znani intelektualiści i artyści, z księciem Karolem na
czele. - To świetny facet, skromny i uważny - rozpływają się nad
nim znajomi. On sam ma świadomość, że sporo dostał od życia.
Gdy więc bliscy zorganizowali szalony koncert z okazji jego 50.
urodzin, cały dochód przekazał na cele dobroczynne. - Hugh
jest doskonały, a mimo to boleśnie samokrytyczny - mówi aktor
Stephen Fry. - Nie pamiętam, by ze swoich życiowych, w tym
zawodowych osiągnięć był zadowolony. No, chyba że chodzi
o przyjaźń, rodzinę i miłość. Wie, że to mu się udało.
Wysoki (189 cm), niebieskooki artysta zawsze miał powodzenie,
ale ostatnio zainteresowanie nim przybrało postać kultu. Jego
wielbicielki, widać znudzone potulnymi mężami, oszalały na
punkcie utykającego, nieczułego tyrana o intelekcie geniusza.
Żonaty od 21 lat ze starszą o trzy lata reżyserką teatralną Jo Green, aktor ma troje dzieci. Jedyna sensacja o gwiazdorze pochodzi
z lat 90., gdy uległ wdziękom reżyserki filmu, z którą pracował.
Romans szybko się skończył, a aktor całą historię przypłacił załamaniem nerwowym. Przez dwa lata korzystał z pomocy psychoterapeuty, ma nawet za sobą pobyt w zakładzie zamkniętym.
Żona wspierała go przez cały ten czas. Dziś uchodzą za zgodną,
zaprzyjaźnioną parę, której spoiwem jest podobne (i ogromne)
poczucie humoru obojga, taki sam styl bycia i dzieci. - Jest ciepły, dobroduszny i skromny - powiedziała w jednym z telewizyjnych show jego koleżanka ze studiów w Cambridge, Emma
Thompson. Poznali się na zajęciach aktorskich w amatorskim
kółku teatralnym Cambridge Footlights. Brytyjska gwiazda
przez chwilę była nawet dziewczyną Hugh. Choć związek im
się nie udał, do dziś są dobrymi znajomymi. - Jako 20-latek miał
nadwagę. Zjadał za jednym razem sześć steków i myślał tylko
o wioślarstwie. To była jego wielka pasja - wspominała aktorka.
Dzisiaj Hugh, poza tym, że nie ma już problemów z wagą,
wciąż przypomina chłopaka ze studiów. Sława nie uderzyła mu
do głowy. Woli trzymać się na uboczu, niż błyszczeć w świetle
jupiterów. Zamiast mieszkać w Los Angeles, stolicy filmowego
blichtru, lepiej czuje się w spokojnej Anglii. Przez lata to przyjaciele Lauriego robili kariery, a on, zdolny, inteligentny, nieco
wycofany, spokojnie czekał na swój czas. Ten czas w końcu nadszedł. Nie spodziewał się, że dostanie angaż do roli House’a.
Prawdopodobnie zgłoszenie do roli nagrał w przerwie między
zdjęciami do innego filmu, w toalecie, ubrany jak grał: zmięty
i nieogolony. Ta nonszalancja tak spodobała się producentom,
że klasnęli: tak powinien wyglądać przyciągająco-odpychający
House! A gdy poznali Hugh Lauriego lepiej, zachęcili go do
współtworzenia postaci. I to był strzał w dziesiątkę!
Jednak sukces serialu i samego Lauriego spowodował masę kłopotów w jego życiu. Stał się celebrytą ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przyciemnił szyby samochodu, aby nie filmowano
go na każdym kroku telefonami komórkowymi i przestał robić
zakupy spożywcze, bo nie mógł znieść ludzi, którzy robili zdjęcia jego kosza z zakupami. - Największą korzyścią wynikającą
z tego, że przestałem grać w serialu i że ludzie przestali mnie
oglądać codziennie w telewizji, jest fakt, że już nikt nie zagląda
mi do koszyka, kiedy robię zakupy. Mogę nawet zrezygnować
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
z przyciemnianych szyb - mówi. - Ludzie przestali się już tak
mną interesować. Kiedy statek idzie na dno fale bardzo szybko
go przykrywają, a cała uwaga zainteresowanych zostaje skierowana gdzie indziej. Taki jest naturalny porządek w telewizji,
w życiu i tak powinno być - podsumowuje aktor.
Hugh cieszy się, że teraz, kiedy skończył pracę na planie serialu, będzie mógł poświęcić więcej czasu swoim bliskim. Poza
tym czuł się już trochę zmęczony kreowaniem jednej postaci
przez osiem lat. Na łamach „Daily Record” wyznał, że praca
w telewizji to ogromny komfort dla aktora. A on za komfortem
nie przepada. - Gdy nie mam kamyczka w bucie, to sobie go
włożę sam. Lubię wyzwania - zdradził. Zapowiedział też, że
w najbliższym czasie nie wróci do telewizji i nie zagra w kolejnej, wieloodcinkowej produkcji. Chce się skoncentrować
na muzyce, pisaniu, a także reżyserowaniu i produkowaniu
filmów. Od kilku tygodni koncertuje w USA i Ameryce Południowej. Marzy także o długich wakacjach z ukochaną Jo
i dziećmi. Z dala od fanek i miłośników serialu. Musi pożyć
trochę jak zwyczajny człowiek.
Człowiek z orkiestrą
Wolny czas po zakończeniu serialu Hugh Laurie poświęcił
na nagrywanie drugiej płyty. Oba krążki zostały wypuszczone
przez wytwórnię Warner Bros. Na obu muzyk sięga po dorobek amerykańskiej kultury muzycznej, czyli bluesa i jazz,
choć na „Didn’t It Rain” ociera się wyraźnie również o r&b
i tango. W znacznej mierze to standardy, ale odegrane ze sporym wkładem własnym. Anglik wybrał się w podróż ku sercu
Ameryki, gdzie odkrywa na nowo pionierów amerykańskiego
bluesa. Sięga do takich twórców, jak W.C. Handy, Jelly Roll
Morton czy Little Brother Montgomery. Nie zapomina jednak
o bardziej współczesnych artystach. Jak choćby wspomniany
Dr John czy znany z The Animals, Alan Price. Lauriego wspierała wokalnie między innymi legenda bluesa, laureat Grammy
Taj Mahal. Z tej okazji w ubiegłym roku Hugh Laurie zagrał
pierwszy koncert w Polsce, w Sali Kongresowej w Warszawie.
Na scenie pojawił się siedmioosobowy zespół The Copper
Bottom Band, a za chwilę gwiazda wieczoru - Hugh Laurie.
Artysta przywitał się z fanami i rozpoczął swoją blisko dwugodzinną, wspaniałą muzyczną podróż. Serwował publiczności bluesa oraz nowoorleański jazz na najwyższym poziomie.
Ku zaskoczeniu artystów zgromadzona widownia to w większości byli ludzie w wieku 20-35 lat.
Koncert nie był hermetycznym wydarzeniem. Wszechstronni
muzycy zespołu The Copper Bottom Band, towarzyszący aktorowi na scenie, nadawali klasycznym, bluesowym kawałkom
bardziej rhythmandbluesowego sznytu, zdecydowanie jazzowego czy niemal rockowego. Nieustannie wychodzili poza
konwencję. Dr House na żywo okazał się bluesową wersją
Piotra Bałtroczyka, sypiącą ku uciesze publiczności licznymi
żartami. Jego zdaniem Polacy śpiewają dużo lepiej od Rosjan,
a Warszawa będzie mu się kojarzyła z piskiem. A były powody
żeby piszczeć i tańczyć: Hugh Laurie jest wulkanem energii
i posiadaczem dwóch zdrowych, przydatnych chociażby w tańcu nóg. Miejmy nadzieję, że w lipcu w Szczecinie także będziemy mieli okazję się o tym przekonać.
#16
Showroom
#
Ruszaj się
Bluza NBA, Reserved, cena: 99,99 zł;
Koszulka z nadrukiem, H&M, cena: 39,90 zł
Czerwiec to miesiąc, kiedy zaczyna się lato. Dni są dłuższe, na
dworze jest ciepło, w ciągu dnia przyjemnie świeci słońce. Nie
siedź w taką pogodę w domu. Ruch na świeżym powietrzu doda
energii, pozwoli się zrelaksować i wprawi w dobry nastrój. Zamiast
znów wsiadać na rower albo grać w piłkę nożną, spróbuj czegoś
innego. Pojeździj na rolkach po szczecińskich bulwarach, przejedź
się na trójkołowej hulajnodze po Wałach Chrobrego, zagraj
we frisbee albo rugby na Jasnych Błoniach lub faluj na
waveboardzie na placu Lotników. Dobra zabawa gwarantowana!
Koszulka, CROPP, cena: 44,99 zł;
T-shirt czerwony, H&M, cena: 59,90 zł
Buty, CROPP,
cena: 59,99 zł
Saszetka,
RESERVED,
cena: 49,99 zł
Buty, RESERVED,
cena: 79,99 zł
Piłka do rugby, DECATHLON,
cena: 44,99 zł
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#18
Waveboard,
DECATHLON,
cena: 299,99 zł
Showroom
#
Pomaluj mój świat
Ale nie na żółto ani na niebiesko, ale na różowo! Tego lata róż
we wszystkich odcieniach zawładnął sklepowymi półkami
w drogeriach. Może mieć kolor waty cukrowej, intensywnej
fuksji, a nawet w padać w odcienie pomarańczy. Róż mile
widziany jest na paznokciach, powiekach, policzkach i ustach.
Całość najlepiej wykończyć balsamem do ciała o różanym,
słodkim zapachu albo wodą toaletową w różowym flakonie
i świat od razu nabierze piękniejszych barw.
Mgiełka do ciała, H&M, cena: 19,90 zł;
Woda perfumowana Marc Jacobs Lola,
DOUGLAS, cena: 195,00 zł; Pomadka Dior,
DOUGLAS, cena: 145,00 zł
Woda perfumowana
Lancome La vie est
belle, DOUGLAS,
cena: 229,00 zł
Cień do powiek NYX, DOUGLAS, cena: 27,90 zł; Pomadka Yves
Saint Laurent, DOUGLAS, cena: 135,00 zł; Krem do ciała, DOUGLAS, cena: 49,00 zł; Róż Collistar, DOUGLAS, cena: 139,00 zł;
Róż do policzków Givenchy, SEPHORA, cena: 195,00 zł
#19
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Styl życia
#
Fragment fotoreportażu
Tomasza Lazara
Mistrzowie migawki
Zdjęcia szczecinian zgarnęły ostatnio nagrody w najbardziej prestiżowych konkursach w kraju BZ WBK Press Photo oraz Grand Press Photo. Ich autorzy to cztery odmienne osobowości, różne
doświadczenia, motywacja i technika, ale osiągnięty efekt za każdym razem jest niedościgniony.
Oto laureaci konkursów: Andrzej Szkocki, Tomasz Lazar, Łukasz Szełemej i Marcin Zaborowski.
Tekst: Bogna Skarul / Foto: Andrzej Szkocki / Tomasz Lazar / Łukasz Szełemej / Marcin Zaborowski
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#20
Styl życia
#
To jest mój teatr życia
Najważniejsze są jednak zdjęcia. Teraz ludzie wolą obrazy. Jeśli
mnie wybrali, to pewnie dlatego, że to w jaki sposób opowiadam różne historie, podoba im się.
Tomasz Lazar, laureat w konkursie
BZ WBK Press Photo w kategorii Kultura i Sztuka
oraz za fotoreportaż
- Jest jakaś historia, którą chciałbyś fotograficznie opowiedzieć? - Jest. To mój projekt długoterminowy - nazywa się
„Teatr życia”. Pracuję nad nim już pięć lat i zajmie mi to pewnie
kolejnych pięć lat. Efektem tego ma być książka i wystawy. W
związku z tym, że projekt wymaga sporych nakładów finansowych, to wszystko musi potrwać.
Tomasz Lazar studiował na ZUT, absolwent Europejskiej Akademii
Fotografii w Warszawie. Laureat wielu konkursów międzynarodowych, w tym najbardziej prestiżowego World Press Photo 2012
w kategorii ludzie i wydarzenia za zdjęcie uczestniczki protestów
„Okupuj Wall Street”. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Współpracuje z amerykańskimi gazetami i czasopismami, w tym z „New York
Times”, dla którego robił zdjęcia miedzy
innymi w Kosowie. W konkursie BZ WBK
Press Photo zdobył I miejsce w kategorii
Kultura i Sztuka za zdjęcie gejszy i I miejsce
za fotoreportaż z Fashion Week.
Otworzyć
światu oczy
Marcin Zaborowski, laureat
w konkursie Grand Press Photo
- Jak robi się zdjęcia na konkurs? Nie podchodzę do pracy w ten sposób,
że robię zdjęcie na konkurs. Należy robić dobre materiały i włożyć w nie jak
najwięcej wysiłku oraz siebie. Dać 100
procent. Jeśli byśmy robili zdjęcia na
konkursy, szybko byśmy się wypalili.
- A zdjęcie, które wygrało - jak je
zrobiłeś? - Fashion Week odbywa się
dwa razy do roku. Podczas tygodnia
mody swoje dokonania pokazują projektanci. Zastanawiałem się, jak pokazać
ich pracę trochę inaczej, z innej strony.
I jeśli chodzi o zdjęcie Japonki, które
zdobyło pierwsze miejsce, to akurat w
tym momencie znalazłem się z tyłu tego wszystkiego, co się aktualnie działo. Jedna z modelek, która była przebrana za gejszę,
na chwilę przymknęła oczy, bo odpoczywała i właśnie to był
moment, w którym postanowiłem zrobić zdjęcie. I je zrobiłem.
- Jakie lubisz robić zdjęcia? - Zająłem się fotografią dlatego,
że lubię opowiadać historie o człowieku. Dlatego staram się na
zdjęciach pokazywać jego działalność i życie codzienne.
- Często jeździsz do USA, by robić tam zdjęcia. - To moja
praca. Staram się przynajmniej raz do roku tam jeździć, bo
współpracuję z tamtejszymi magazynami i gazetami.
- I jakie zdjęcia dla nich robisz? - To typowe zlecenia, często nawet na zrobienie zdjęć w Europie. Dziennikarz jedzie na
materiał, a ja jadę z nim, bo gazeta potrzebuje także materiału
zdjęciowego. W zeszłym roku byłem tym sposobem w Kosowie, na Słowacji.
- Jak trafiłeś ze Szczecina do „New York Timesa”? - Sposoby są różne. Można nawiązać kontakty w czasie przeglądów
portfolio, można w czasie konkursów fotograficznych, można
spotkać przedstawicieli tych gazet na różnych galach. Można
również skontaktować się z nimi mailowo czy telefonicznie.
Marcin Zaborowski - fotoreporter współpracujący z PAP i National Geographic Polska.
Zajmuje się przede wszystkim fotografią
podróżniczą. W konkursie Grand Press
Photo zdobył III miejsce w kategorii Portret
Sesyjny za zdjęcie 44-letniej Dali Banu,
matki sześciorga dzieci, uchodźcy z Birmy,
która teraz mieszka w obozie dla uchodźców
w Bangladeszu.
- Spodziewałeś się, że akurat to zdjęcie zdobędzie nagrodę? - Nie. Wysłałem cztery zdjęcia w kategorii portret
sesyjny. Raczej myślałem, że wygra fotografia chłopca Abula Basara. Dla mnie
jest bardzo wymowna. W ogóle myślałem, że jak już coś zdobędzie nagrodę, to mój fotoreportaż.
- Co to był za projekt? - To były zdjęcia z wywiadu, jaki robiliśmy wspólnie z korespondentem Polskiej Agencji Prasowej.
Zrobiłem fotografie o niezarejestrowanych uchodźcach, którzy
mieszkają w Bangladeszu. To ludzie, którzy uciekli z Birmy.
- A wygrało zdjęcie... - Wygrało zdjęcie Dali Banu z obozu
uchodźców, też w Bangladeszu. Dali Banu mieszka w oficjalnym obozie. To ważne, bo taki obóz, to trochę inna sytuacja
- ma wsparcie komisarza ONZ. To wsparcie polega na tolerowaniu obecności przedstawicieli organizacji pozarządowych
i minimalnych, ale systematycznych racjach żywnościowych
jakie ludzie dostają w obozie.
- Dlaczego zrobiłeś zdjęcie tej kobiecie? - Jej zdjęcie było
jednym z wielu. Zależało nam, aby dowiedzieć się czegoś więcej
na temat uchodźców w Bangladeszu. Do obozu nie mogliśmy
wejść, więc zapraszaliśmy mieszkańców do nas - do miasteczka
oddalonego o 40 km od obozu. Organizowaliśmy im transport,
wyżywienie, opiekę i prosiliśmy aby do nas przyjeżdżali i opowiadali o swoich losach. Codziennie przyjeżdżało 10-15 osób.
Od rana do nocy rozmawialiśmy z nimi, robiliśmy zdjęcia.
#21
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Styl życia
#
- Chętnie się zwierzali? - Chętnie. Chcieli podzielić się tym,
co przeżyli. Sami mówili, że jesteśmy dla nich niemal jak ojciec
i matka, że są wdzięczni za to, że przed kimś mogli się wyżalić.
Pamiętaj, że oni w tych obozach są już dziesiątki lat. Niektórzy
są tam po 40-50 lat. Na świecie o tym się nie mówi. Właściwie
to zapomniało się o uchodźcach w Bangladeszu.
- To może teraz komuś się o nich
przypomni? - Właśnie na to liczę. To
dla mnie idealna okazja, aby świat sobie
przypomniał o tych ludziach. Wystarczy,
że promil ludzi na świecie znowu zainteresuje się tym tematem. Może będzie
w stanie im jakoś pomóc.
- Jak się robi zdjęcia na konkurs? Nie mam pojęcia.
- Ale zrobiłeś takie. - Nie robiłem go na konkurs, ale liczyłem na rozgłos wokół tych zdjęć. Nie dlatego, że mi zależało na
nagrodach, ale by ktoś zwrócił uwagę na sam temat. Zależało
nam - mi oraz koledze z PAP-u - na tym, aby podróż do Bangladeszu i Birmy oraz pokazanie problemów ludzi z tamtych
regionów stała się znowu tematem na świecie. Może się uda.
- Mówiłeś, że aby zrobić dobre zdjęcie, trzeba mieć też
szczęście. - Zawsze powtarzam, że szczęście sprzyja lepszym.
To trochę na przekór, bo często mówi się,
że głupi to ma szczęście. To znaczy, że ja
nie jestem ten głupi, tylko ten szczęśliwy. Ale szczęście potrzebne jest zawsze,
w każdym zawodzie, w każdej dziedzinie. To nie tylko nas – fotoreporterów
- dotyczy. Z reguły jest kilku fotoreporterów na jednym wydarzeniu. Wszyscy
robią zdjęcia, a tylko jednemu udaje się
zrobić najciekawsze. To przecież moment. To jest właśnie to szczęście.
- Miałeś kiedyś takie fotoreporterskie szczęście? - Byłem na meczu ligi niemieckiej. Reprezentant Niemiec strzelił bramkę. Wszyscy reporterzy byli
w przeciwległym narożniku. A ja sam stałem pod tą bramką.
I ten strzelec ucieszony zobaczył mnie i podbiegł z uniesioną
zwycięsko ręką. Wyszło cudne zdjęcie.
- Masz swoje ulubione fotografie? - Oczywiście, że tak. Ale
„zdjęcie życia” ciągle przede mną. Bo jakbym już je miał, to po
co dalej robić zdjęcia? Mam więc wciąż impuls do działania.
Na szczęście żyję z robienia zdjęć, ale też kocham to, co robię.
Szczęście sprzyja lepszym
Andrzej Szkocki, laureat konkursu
BZ WBK Press Photo w kategorii Przyroda
- Zawsze masz aparat przy sobie? - Naturalnie. Nawet jak
wyjeżdżam na urlop, to biorę tę ciężką torbę. Znajomi namawiają mnie, abym na takie wyprawy zabierał lekki, mały aparacik, który też robi przecież dobre zdjęcia. Ale nie. Ciągle mam
w głowie, że może właśnie na takim wyjeździe będzie potrzebny dobry aparat.
Andrzej Szkocki - fotoreporter Głosu Szczecińskiego, Moje Miasto
Szczecin i MM Trendy. Miłośnik fotografii sportowej, szczególnie
tenisa, któremu poświęca niemal każdą wolną chwilę. Był na wszystkich najważniejszych turniejach tenisowych na całym świecie. W konkursie BZ WBK Press Photo zdobył III miejsce w kategorii Przyroda
za zdjęcie rannego bielika.
- To nie jest Twoja pierwsza nagroda za zdjęcia... - Były
już jakieś wyróżnienia na Grand Press Photo, były wygrane
w konkursie Mediów Regionalnych. Ale zbyt dużo nagród
nie mam.
- Jak robisz zdjęcia do nagród? - Nie mam przepisu. Każdy
konkurs to subiektywna ocena. Ale jest też pewną regułą, że
w największych konkursach fotograficznych można sobie pozwolić na tzw. ładny obrazek. Poza tym dobre zdjęcie to wypadkowa pewnych czynników: odpowiedniego światła, szczęścia,
no i umiejętności. I to wszystko musi się zgrać.
- Codziennie robisz dziesiątki zdjęć. Później je wybierasz i wysyłasz na konkurs. Skąd wiesz, które wybrać?
- My, fotoreporterzy, codziennie robimy zdjęcia, ale tylko niektóre nam się podobają. Każdy z nas ma w komputerze folder
„ulubione”, gdzie trafiają najlepsze obrazki. Gdy przychodzi
czas konkursu, przeglądam te zdjęcia. Wybieram z 10, 20 sztuk
i wysyłam do znajomych z pytaniem, które im się szczególnie
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
podobają. Później działa już tylko statystyka. Ale w tym roku
wiedziałem, że jeśli ma wygrać jakieś moje zdjęcie, to będzie
bielik.
- Ale przecież to nie aparat robi zdjęcia, tylko człowiek?
- Oczywiście. Ale sprzęt pomaga lepszym.
Fotografować Jana Pawła II
Łukasz Szełemej, nagrodzony w konkursie
BZ WBK Press Photo w kategorii Sport
Łukasz Szełemej - fotoreporter Radia Szczecin, wcześniej redaktor
działu on-line. Współpracuje także z Wirtualną Polską, agencją East
News, wydawnictwem Bauer. Doktorant informatyki na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie. Absolwent
Politechniki Szczecińskiej na kierunku informatyka. W konkursie BZ
WBK Press Photo zdobył I miejsce w kategorii Sport za zdjęcie Roberta Sobery, wicemistrza Europy młodzików w skoku o tyczce.
- To trochę zaskakujące, aby fotoreporter, który pracuje
dla radia, zdobył nagrodę za zdjęcie prasowe. - Nie jesteś
pierwszą osobą, która się temu dziwi. Dla wielu osób to ogromne zaskoczenie, że w ogóle radio ma swojego fotoreportera.
#22
Styl życia
#
Ranny Bielik - zdjęcie
Andrzeja Szkockiego
Dali Banu - fotografia
Marcina Zaborowskiego
#23
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Styl życia
#
Sportowe zdjęcie
Łukasza Szełemeja
A ja już w Radiu Szczecin pracuję ósmy
rok. Zaczynałem w redakcji on-line.
To właśnie tam moja pasja fotografowania rozwinęła się. Na początku pracy miałem mały aparat, później nieco większy,
aż w końcu taki o jakim marzyłem.
- Pasję rozwijasz od ośmiu lat? - Nie.
Zacząłem na studiach. Robiłem zdjęcia
amatorsko. Potem pojechałem do Nowego Jorku, tam kupiłem lepszy aparat
i zdjęcia też były lepsze. Ale wtedy to było pstrykanie dla siebie.
- Jak robi się zdjęcia, które wygrywają w konkursach? Nie wiem.
- Ale zrobiłeś takie. - Miałem po prostu szczęście. Nie myślałem, że to zdjęcie wygra. Wysłałem ich kilkanaście i raczej
byłem przekonany, że jeśli ktoś moje zdjęcie w ogóle zauważy,
to wcale nie to, które wygrało.
- A które? - Wysłałem ok. 15 zdjęć i fotoreportaż. Gdy odebrałem telefon z informacją, że zostałem laureatem, to na początku
nie mogłem uwierzyć. Myślałem później, że wygrał fotoreportaż z moją narzeczoną Kasią, która uratowała wróbla.
- Co to za historia? - Na pierwszy rzut oka dość banalna, jednak pełna emocji i miłości. Moja narzeczona znalazła kiedyś
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
chorego wróbla w swoim ogrodzie. Ptak
był mały. Kasia przez cały czas karmiła
wróbla, aż urósł i mógł odlecieć. Ale nie
chciał. Na noc zawsze wracał do domu.
Siadał na ręce Kasi i domagał się karmienia. Spał w klatce w skarpecie. Teraz pewnie poznał swoją wróblową rodzinę i już
się nie pojawia.
- Dlaczego myślałeś, że ten fotoreportaż wygra? - Bo to nie były zdjęcia
z wojny, a raczej opowieść „taka dla serca”.
- Marzysz o jakimś zdjęciu, które chciałbyś zrobić? - Od
zawsze chciałem być fotografem św. Jana Pawła II. A przede
wszystkim chciałbym robić takie zdjęcia, które są moim pomysłem.
- Co to znaczy? - Kiedy fotoreporter ma wykonać zdjęcia do
konkretnego tematu, to zastanawia się jak go „ugryźć”. Jak zrobić niebanalne zdjęcie, inne niż wszyscy. Trzeba wiedzieć co
z czym połączyć, by było ciekawie. Na przykład zaćmienie
słońca chciałbym zrobić na tle ruin Rzymu. A zaćmienie księżyca na tle pomnika Jezusa Chrystusa z Rio de Janerio. Fotografując nie staramy się przecież zrobić zdjęcia na konkurs, tylko
złapać interesujący moment. I czasami nam się udaje. Ale to jest
fart, szczęście, boża łaska.
#24
Wnętrza
#
Stół jest w naturalnym drewnie,
by przełamać jasne kolory całego
pomieszczenia. Stanowi też swoistą granicę
pomiędzy kuchnią a resztą mieszkania.
Gdy właściciele mieszkania zamówili
kuchnię zaznaczyli, że do białych szafek
odpowiednie będą szare blaty.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#26
Wnętrza
#
Kolory czterech pór roku
Wiosną i latem, dzięki poduszkom i fotelowi z błękitnym obiciem, salon jest w odcieniu
niebieskim. Zimą w pokoju dominuje kolor czerwony. Błękitne poduszki zastąpione
zostają intensywnie czerwonymi. Taką barwę mają też tradycyjne, choinkowe ozdoby.
Tekst: Bogna Skarul / Foto: Andrzej Szkocki
Mieszkanie na osiedlu Dolina Słońca
na Bezrzeczu kupili cztery lata temu.
Było w stanie deweloperskim. Podobało im się szczególnie ze względu
na układ i wielkie okna w salonie. Na
prawie 100 metrach kwadratowych powierzchni powstały trzy pokoje, kuchnia, łazienka i mała toaleta. Właścicieli
najbardziej urzekły okna tarasowe,
które stanowią całą ścianę największego pokoju. Widać przez nie ogród oraz,
niestety, okna sąsiadów w budynku naprzeciwko. - Początkowo bardzo nam
to przeszkadzało - przyznaje właścicielka mieszkania i zarazem jego projektantka Magda Czechowicz. - Teraz
nawet zimą nie zasłaniamy kotar. Przyzwyczailiśmy się. Ale też czujemy się
bezpieczniej. Sąsiedzi mają nas na oku.
ne zamiast tradycyjnych kafli. - Szkło
z kolei wymusiło montaż pochłaniacza
- tłumaczy projektantka. - Zdecydowaliśmy się na pochłaniacz przypominający lampę. Można go zamontować
z boku ściany lub na suficie.
Szafki z odzysku
Szare szkło i ściany
Kiedy właściciele po raz pierwszy weszli do nowego mieszkania, trwały tam
ostatnie prace budowlane. Na ich prośbę fachowcy nie wylewali podłogi w łazience i wyburzyli ścianę między salonem a kuchnią. Teraz, po wejściu do mieszkania
z małego przedpokoju, mają wielkie pomieszczenie z oknami
z dwóch stron - północnej - to od kuchni - i południowej - tarasowe od ogrodu. Otwarcie kuchni na duży pokój wymusiło
odpowiednią stylizację. - Od razu wiedzieliśmy, że nasze mieszkanie ma być jasne - podkreśla Magda Czechowicz. - Jednak nie
chcieliśmy, by było sterylnie białe.
Dlatego, gdy zamówili kuchnię w salonie meblowym VIP zaznaczyli, że do białych szafek blaty mają być szare. Dzięki temu
ściany wewnętrzne mieszkania również zyskały szary kolor. Szare jest także szkło na ścianie w kuchni, które zostało zamontowa-
#27
Wygodną kanapę od szafek w kuchni
dzieli spory stół, przy którym gospodarze jedzą posiłki, ale też przyjmują gości. Stół jest w naturalnym drewnie, by
przełamać biel całego pomieszczenia.
Jest też swoistą granicą między kuchnią a resztą mieszkania. Zaraz za nim,
niemal frontem do widoku za oknem
projektantka postawiła kanapy z Ikei.
Jednak stolik przy kanapach to pomysł
Magdy Czechowicz. - Zależało mi
bardzo, aby stolik pasował do całości,
ale także był praktyczny. Stąd dookoła
ma szuflady, w których sporo się mieści
- mówi właścicielka.
Właścicielka zmieniła też zupełnie stylistykę szafek, które stoją
przy kanapach. Stare szafki, kupione na wyprzedażach w internecie najpierw naprawiła, a później pomalowała na biało.
Teraz stoją na nich lampy. Atmosferę mieszkania projektantka
chciała również podkreślić dodatkami. - Tak je postanowiłam
dostosować, aby można było zmienić cały salon w zależności
od pory roku - tłumaczy.
Wiosną i latem salon jest w odcieniu niebieskim, a to dzięki
poduszkom i fotelowi z błękitnym obiciem. Zimą pokój staje
się bardziej czerwony. Błękitne poduszki zastąpione są mocno
czerwonymi, a choinka, która stoi z boku, przyozdabiana jest
w intensywnych, czerwonych barwach.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Wnętrza
#
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#28
Wnętrza
#
Obrazy w salonie namalowała właścicielka
- Magda Czechowicz. Przez dwa tygodnie
nanosiła różne kolory farb, by pasowały
do wnętrza. W końcu się udało.
#29
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Wnętrza
#
Obudowa kominka
to projekt własny, podobnie
jak i witryna przylegająca
do ściany kominowej.
Właścicieli
najbardziej urzekły
okna tarasowe,
które stanowią całą
ścianę największego
pokoju.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#30
Wnętrza
#
Lampa w sypialni to również inwencja
Magdy Czechowicz. Wystarczył kawałek
materiału, z którego wykonane są zasłony.
Powstała fantastyczna kula ze zwykłą
żarówką w środku.
#31
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Wnętrza
#
Po jednej stronie
łazienki jest strefa
kąpielowa, odgrodzona
od reszty sporą szybą.
Sama namalowała obraz
Magda Czechowicz miała spory kłopot, co powiesić na ścianach w salonie. - Długo wraz z mężem szukaliśmy obrazów.
Nic tu nam nie pasowało - przyznaje. - Zdecydowałam się
więc, że sama namaluję obraz w kolorach, które pasowałyby
do wnętrza. Przez dwa tygodnie, codziennie nakładała różne
kolory farb, a mąż doradzał jakich barw powinno być więcej.
- Teraz wszystko pasuje - mówi z dumą projektantka.
miejsca na kąpiel, zgodziła się zrezygnować z wanny. Teraz po
jednej stronie łazienki jest strefa kąpielowa, odgrodzona od
reszty sporą szybą, która powoduje, że pomieszczenie wydaje
się przestronniejsze. Jedną ścianę - właśnie tę z prysznicem wyłożono łupkiem. Jest trochę kłopotliwy w utrzymaniu, bo
przynajmniej raz do roku trzeba go odpowiednio impregnować, ale za to szalenie efektowny. Pozostałe ściany łazienki
wyłożono białymi kaflami, ale wnęki na półki obłożono tym
samym łupkiem.
Wygrał prysznic
Łazienkę zaledwie dwa kroki dzielą od sypialni. Ta jest także
w tonacji białej. Jedną ścianę, tę przy której stoi łóżko, Magda
Czechowicz postanowiła ozdobić sztukaterią. - Dekory służą
tylko za ramkę - tłumaczy i pokazuje, że złoty wzór na ścianie,
to nie żadna tapeta, ale własnoręcznie malowany ornament.
Sama też zrobiła lampę do sypialni. Wystarczył kawałek materiału - tego samego z jakiego są zasłony - aby powstała fantastyczna kula w środku ze zwykłą żarówką.
Na samym końcu przedpokoju jest łazienka. Magda Czechowicz przyznaje, że projekt łazienki był dla niej wyzwaniem.
- Długo nie mogłam się z mężem dogadać, czy mamy mieć
prysznic czy wannę, bo na jedno i drugie nie było miejsca wyznaje. Dopiero jak mąż roztoczył przed nią swoją wizję
Kolejny pokój, to biuro projektantki. Tu najważniejszymi meblami jest spore biurko, które powstało z nóżek z Ikei i zwykłego blatu oraz szafek z mnóstwem półek. Trzeci pokój jest jeszcze niezagospodarowany, ale gospodarze wiedzą jakie będzie
miał przeznaczenie - to będzie pokój dziecięcy...
Po przeciwnej stronie pokoju zamontowała kominek. Pierwotnie był tu wkład kominowy, ale obudowa to już jej własny projekt, tak jak przylegająca do ściany kominowej witryna,
w której stoi minikolekcja porcelany. Widać ją zarówno z salonu, jak i z korytarza.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#32
Moto
#
Nazywam się Ghia... Karmann Ghia
Jaką pasję trzeba mieć, żeby poświęcać czas spędzany z rodziną na przywracanie życia pojazdom,
które w innych okolicznościach zostałyby pocięte na żyletki? Co napędza ludzi
do reanimowania motoryzacyjnych staruszków?
Tekst: Maciej Weber / Foto: Sebastian Wołosz
Każdy ma jakieś hobby. Są tacy, którzy poświęcają życie na zbieranie znaczków pocztowych, ale są i tacy, którzy potrafią zastawić
w lombardzie ostatnią parę spodni, byle tylko zdobyć historyczny numer komiksu z Supermanem. Pasja może być siłą napędową dla niejednego losu i kierować nas do rozmaitych
zainteresowań.
i jego stan był oczywiście dużo gorszy niż pokazywały wcześniejsze zdjęcia: lakier wyglądał jak po burzy piaskowej, fotele
nie miały nawet uchwytów do montażu, więc leżały luzem,
a większość uszczelek wyglądała jak padlina, więc włożyłem
w niego sporo pracy i czasu, żeby doprowadzić go do
takiego stanu, jak dzisiaj.
Czekał dwie dekady
Motoryzacyjna gorączka potrafi zmienić zwyczajny żywot prostego człowieka w niekończącą się przygodę. Jedną z osób, które tego
doświadczają jest Dariusz Gaweł, którego
miłość do tego, co w świecie samochodów
niezwykłe, doprowadziła do jednego z najpiękniejszych dzieł niemieckiej myśli technicznej. Od sześciu lat jest posiadaczem samochodu
marki Volkswagen Karmann Ghia, wyprodukowanego
w 1971 roku. - Zaczynałem też od volkswagena, ale garbusa,
to była moja pierwsza pasja - opowiada właściciel. - Jeździłem
nim na różne zloty, między innymi do Niemiec i tam na jednym z nich zobaczyłem karmanny. Porozmawiałem z właścicielami i od słowa do słowa doszedłem do momentu, w którym wiedziałem, że muszę takiego mieć.
Okazało się jednak, że łatwiej powiedzieć niż zrobić i na swój
egzemplarz pan Dariusz musiał czekać kolejne dwie dekady.
Nie był to oczywiście okres stracony. W tym czasie gorączka
motoryzacyjna pana Dariusza przybrała formę amerykańską
i przez lata w jego garażu stacjonowały krążowniki szos zza oceanu w postaci Mercury Cougara z 1985 r., Chevroleta El Camino z 1971 r. oraz Chevroleta Caprice z 1973 r. - W pewnym
momencie za szybą El Camino znalazłem karteczkę z napisem
„Jeśli chce Pan sprzedać auto, proszę o kontakt” - opowiada
Dariusz Gaweł. - Po krótkich negocjacjach chevrolet znalazł
nowego właściciela i pewnie spędzi u niego resztę żywota. Zastanawiałem się jakiego klasyka kupić następnie i mnie olśniło.
Pomyślałem: człowieku przecież od dwudziestu lat marzysz o
karmannie. I tak zapadła decyzja.
Setki godzin w warsztacie
Mogłoby się wydawać, że poszukiwanie takiego rarytasu potrwa dłużej niż budowa piramid w Gizie i rzeczywiście tak by
było, gdyby szukać modelu w idealnym stanie. Na szczęście
pan Dariusz należy do tej grupy ludzi, którzy doceniają wartość
auta nie tylko przez jego wygląd, ale także przez pracę nad nim.
- Setki godzin spędzonych w warsztacie nad autem sprawiają,
że bardziej docenia się swoją robotę, ale też procentują tym, że
później przy każdym stukaniu czy innych dziwnych dźwiękach
od razu wiesz, co dolega twojemu klasykowi - mówi właściciel. - Wóz przyjechał do mnie z Południowej Karoliny w USA
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Kawał dobrej roboty
Istotnie, stan ten może zachwycić nie tylko
fachowców, ale każdego, kto nie cierpi na
brak zmysłu wzroku. Kawał dobrej roboty
włożony w kawał ładnego auta. W jego niskiej dynamicznej sylwetce można doszukać się kształtów, które później zagościły w
najsławniejszych maszynach sportowych, jak
Aston Martin DB5 czy AC Cobra. Niestety, jazda
takim autem w naszych czasach, oprócz wielkiej frajdy,
ma swoje wady. - Stanie w korku to dramat, bo auto potrafi
się zagrzać - opowiada pan Darek. - Przekładanie biegów, gaz,
hamulec…, ponadto nie ma klimatyzacji, a wiedząc ile pracy
kosztował lakier, cały czas martwisz się, aby jakiś odważny heros kierownicy nie przytulił swojego auta do twoich drzwi. O
parkowaniu w mieście można zapomnieć, bo nie ma na świecie wystarczająco szerokich miejsc parkingowych, aby przestać
stresować się o stan karoserii, a w trasie musisz uważać, żeby
zachować półmilowy odstęp do poprzedzającego pojazdu, ponieważ hamulce w klasykach są równie skuteczne, co stopy
Freda Flintstone’a. Po co więc kupuje się taki wóz? - Dla satysfakcji posiadania czegoś wyjątkowego - wyjaśnia właściciel.
Ciarki na plecach
Karmann potrafi odwdzięczyć się za setki, a nawet tysiące poświęconych mu godzin. Wystarczy tylko przekręcić kluczyk,
a dźwięk czterocylindrowego boksera wsparty nowym układem wydechowym wywołuje ciarki na plecach i gęsią skórkę
wielkości piłek golfowych. Wsiadając odkrywamy pierwszą
niespodziankę w postaci siedzeń, które, choć projektowano je
dla wozu sportowego, są miękkie jakby pod warstwą skórzanego obicia znajdowała się wata cukrowa. A kiedy już znajdziesz
odpowiednią pozycję do jazdy, przekręcasz kluczyk i wtedy
zaczyna się magia. Wóz prowadzi się znakomicie. Trzyma się
drogi jak pociąg torów, choć prowadzenie go wymaga wprawy
i ciągłej uwagi...
VW Karmann Ghia typ 14
rok produkcji 1971; nadwozie coupe; silnik typ 4 - 2.0 litry;
4 cylindry boxer, chłodzony powietrzem; skrzynia biegów
manualna 4-biegowa
#34
Moto
Foto: Sebastian Wołosz
#
#35
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Kulinaria
#
Co widać przez dziurkę od sera?
W Szczecinie znany był jako „Smakosz Zachodniopomorski”, bo taki tytuł widniał na rozdawanych
przez Eugeniusza Mientkiewicza wizytówkach. W Krakowie, wraz z Piotrem Bikontem i Robertem Makłowiczem, założył „Instytut Dobrego Smaku”. Dziś jest specjalistą od serów.
Tekst: Bogna Skarul / Foto: Archiwum
- Wizytówki ze „smakoszem” zrobiłem dla żartu - przyznaje
dziś Gienek Mientkiewicz. - Ale dziennikarze to podchwycili.
Dzwonili więc do mnie z prośbą o opinię na temat różnych
wydarzeń związanych ze szczecińską gastronomią. Czułem się
jak architekt wojewódzki, czy wojewódzki konserwator zabytków. Stałem się takim trochę urzędnikiem od gastronomii.
Smakosz z wykształcenia
Na szczęście smakoszem jest z wykształcenia. Skończył szkołę
gastronomiczną i zdobył tytuł kucharza. Na początku pracował w stołówkach, później szefował barowi „To Tu” przy al.
Wojska Polskiego czy restauracji „Artystycznej” przy al. Piastów. Związał się - jako rzecznik prasowy - z Zachodniopomorską Szkołą Biznesu, aż w końcu wyjechał do Krakowa,
gdzie wraz z Piotrem Bikontem i Robertem Makłowiczem założyli „Instytut Dobrego Smaku”. Celem instytutu było propagowanie wiedzy, która potrzebna jest... przy stole. Wreszcie
parę lat temu został najbardziej znanym w Polsce koneserem
serów. A to za sprawą programu nadawanego w Kuchni TV
„Przez dziurkę od sera”. Nam opowiada, co przez tę dziurkę można zobaczyć. - Przede wszystkim ogromną pasję ludzi,
którzy te sery robią - mówi pełen entuzjazmu i opowiada, że
od pewnego momentu w Polsce liczba serowarni zwiększyła
się przynajmniej dziesięciokrotnie.
- Wszystko zaczęło się mniej więcej w 2003-2005 roku - wspomina Eugeniusz Mientkiewicz. - To wtedy załamał się rynek
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
mleczarski w Polsce. Spadła cena mleka i już nie opłacało się
wielkim mleczarniom odbierać kilku litrów mleka od gospodarzy, którzy mieli po trzy, cztery krowy.
Z kolei gospodarze nie wiedzieli, co z tym mlekiem robić.
Jednocześnie wśród mieszkańców dużych miast zaczął narastać trend przeprowadzania się na wieś. Z pracy w wielkich
korporacjach rezygnowali finansiści, z zawodem żegnali się
dziennikarze, a artyści na wsi poszukiwali ciszy i skupienia.
Te mieszczuchy, jak już osiedliły się z dala od supermarketów,
zaczęły poszukiwać żywności bezpośrednio od producentów.
Tak trafili na mleko prosto od krowy. Początkowo z mleka robili sery twarogowe, ale te mają krótki okres przydatności do
spożycia. Postawili więc na sery długodojrzewające. - Robili
je po swojemu - opowiada Mientkiewicz. - Przepisy brali ze
starych książek kucharskich, czy zapisków swoich babć. Do
mleka dodawali przeróżne zioła, przechowywali raz blisko gorącego pieca, raz z dala od źródła ciepła. Eksperymentowali.
Zaskakujące smaki
Gdy wyrób okazał się smaczny, choć często smak był zaskakujący, najpierw obdzielali swoimi serami rodzinę. Później
znajomych. A, że sery były pyszne, zdobywały coraz większą
popularność. - Tak narodziły się nowe, domowe serowarnie, których wyroby powinny znaleźć się w najbardziej ekskluzywnych delikatesach - opowiada Gienek Mientkiewicz
i wysyła miłośników sera po produkty do Cezarego Szczupaka
z pobliskich Marwic, czy do Elżbiety i Wojciecha Pilchów
#36
Kulinaria
#
Eugeniusz Mientkiewicz
Szczecinianin, kucharz, krytyk kulinarny, organizator festiwali produktów regionalnych oraz wieloletni menedżer Roberta Makłowicza.
Twórca stowarzyszenia Agenci Sero 7. Regularnie organizuje uczty serowe na spotkaniach członków stowarzyszenia Slow Food.
Producentów najlepszych serów zaprasza do Gruczna na sierpniowy Festiwal Smaku, gdzie zbudował Aleję Serową, która jest oblegana przez klientów na kilka godzin przed otwarciem. Od paru lat prowadzi w Kuchni TV swój autorski program „Przez dziurkę od sera”.
Właściciel firmy zajmującej się propagowaniem serów i ich sprzedażą „Sery polskie”.
z Dorgosławia pod Brojcami albo do Lidii Ordysińskiej z
Wołczkowa. Sam jednak tęskni za serem państwa Bachanowskich spod Czarnej Hańczy, którego kosztuje najwyżej dwa
razy do roku. - Bo gospodarze nie są w stanie częściej mi tego
sera odłożyć, nagabywani ciągle przez wielbicieli swojego produktu - mówi.
Bachanowscy robią ser gierałtella z mleka koziego. To ser malutki, tylko trochę dojrzały, z ziołami na wierzchu, które zbierane są na pobliskich łąkach.
można coraz częściej je kupić - zaznacza i jednocześnie chwali
Polaków za ich ciekawość kulinarną. Bo z wycieczek do różnych zakątków świata, to właśnie oni przywożą nowinki, które
później można u nas kupić. - Coraz częściej pamiątką z podróży jest - zamiast przysłowiowej ciupagi - kawałek dobrego
sera czy pęto kiełbasy. I to nas wyróżnia spośród innych nacji
- podkreśla. - Włosi czy Francuzi nawet na wakacjach szukają
restauracji ze swoją rodzimą kuchnią.
Jakie sery lubią Polacy
Marynowany ser żółty
Siła polskich serów żółtych z domowych serowarni, to przede
wszystkim ich niesamowity smak. A ten domowe serowarnie
uzyskują przede wszystkim dzięki wyrobom z niepasteryzowanego mleka. - Brak pasteryzacji to dla smaku kolosalna różnica - podkreśla Smakosz Zachodniopomorski.
Jednak przeciętny zjadacz sera, który kupuje je w sklepie - nawet specjalistycznym - najczęściej wybiera ser gouda. - To bezpieczny ser o umiarkowanej intensywności smaku - tłumaczy
Gienek Mientkiewicz.
Z jego obserwacji wynika też, że Polacy najchętniej kupują
sery twarogowe, trochę słodkie, z nutą kwaskowatości, które
jedzą z warzywami do chleba, albo pieką z nich serniki, ważą
paschy. - To taki najbardziej tradycyjny polski ser - podkreśla.
Poleca jednak sery dojrzałe, przede wszystkim kozie, które idealnie nadają się do zapiekania na grzanki. Dobre sery żółte to
te z Włoch, Niemiec czy Szwajcarii. - Na szczęście w Polsce
Superprzepis
Co jest potrzebne: 300 g sera żółtego w bloku,
oliwa z oliwek, olej rzepakowy, 3 łyżki octu
balsamicznego, papryczka chilli pokrojona w
drobne krążki, 4 ząbki czosnku, kilka gałązek
świeżego rozmarynu.
Jak to się robi: ser kroimy w grubą kostkę.
Mieszamy oliwę z olejem i octem balsamicznym.
W słoiku układamy warstwami ser żółty, a
pomiędzy warstwami umieszczamy przyprawy.
Całość zalewamy mieszanką oliwy z olejem i octem,
tak aby wszystkie składniki były w niej zanurzone.
Odstawiamy na 4-5 dni aż ser wchłonie aromat.
#37
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Rozmowa miesiąca
#
Będę tęsknił za Szczecinem
Wystąpił w Mam Talent, Szansie na Sukces i The Voice of Poland. Jego wokalne umiejętności możemy
podziwiać w programie „Jaka to melodia?”. Nic dziwnego, że dla wielu jest przede wszystkim
przystojniakiem z talent show. W rzeczywistości to jednak szalenie ambitny i zdolny muzyk. Właśnie
przeprowadził się z rodzinnego Szczecina do Warszawy.
Tekst: Paulina Targaszewska / Foto: Własność Michała Grobelnego
- „Młody przystojniak z talent
show” - takie odpowiedzi słyszałam najczęściej, kiedy pytałam
znajomych o Michała Grobelnego. Nie drażni Cię, że ludzie przykleili Ci naklejkę przystojniaka
z programów muzycznych?
głupiać, oraz którego czasami ponosi
duża energia, oczywiście w pozytywnym sensie.
- To żadna ujma, a wręcz przeciwnie.
Nigdy nie zwracałem na to uwagi,
chociaż miło, że ludzie tak o mnie mówią. Ja nie patrzę na siebie w ten sposób. Wolałbym, żeby kojarzono mnie
z tego, co robię muzycznie, ale myślę, że ten moment dopiero nadejdzie. Jeszcze dużo przede mną, więc
wszystko może się zdarzyć.
- Mega doświadczenie sceniczne i osobiste, które pokazało mi plusy i minusy
showbiznesu, ale i nauczyły pracy z kamerą. Programy te nauczyły mnie także
dużego szacunku do samego siebie i pokory. Poznałem wielu ciekawych ludzi,
którzy przekazywali mi swoje informacje na temat światka muzycznego i dzielili się radami, które bardzo często były
pomocne. Na pewno nie żałuję tego, że
w ogóle poszedłem do tych programów,
ponieważ spełniłem dzięki temu swoje
marzenia z dzieciństwa.
- Wystąpiłeś w Szansie na Sukces,
Mam Talent i Voice of Poland. Co
dały Ci te programy?
- Jak Ty sam siebie oceniasz?
Czujesz się artystą, muzykiem,
człowiekiem-orkiestrą, szczęściarzem, przystojniakiem?
- Staram się nie przyklejać żadnej etykietki, ponieważ robię różne rzeczy.
Według mnie artystą jest osoba, która
w głowie ma swój świat i pokazuje go
szerszej publiczności za pomocą swojej twórczości. Artystą jest też człowiek, który tworzy z muzyki
prostej coś oryginalnego, coś swojego, a też przy tym dobrze się
bawi. Ja taki jestem, więc mogę bez krępacji powiedzieć o sobie,
że jestem artystą-muzykiem. Lubię też eksperymentować, czego
skutkiem był zakup nowego loopera wokalnego, w którym imituję za pomocą głosu różne instrumenty i tworzę z tego muzykę. Ale
nie wiem czy nazwałbym siebie „człowiekiem-orkiestrą”. Szczęściarzem jestem ogromnym, ponieważ w tym wieku tyle osiągnąć,
to nie taka prosta sprawa! Czy przystojniakiem? Nie mam pojęcia...
- Jaki jest Michał Grobelny naprawdę? Na scenie jest tym
samym Michałem, co prywatnie?
- Scena to magiczne miejsce. Mogę się tam wykrzyczeć, wyżalić,
wyrazić radość, smutek, złość i różne inne emocje. Jestem wtedy bardziej otwarty i po takim koncercie czy występie łatwiej mi
funkcjonować w normalnym życiu. Prywatnie jestem skromnym,
radosnym chłopakiem, który lubi kontakt z ludźmi, lubi się wy-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#38
- W wywiadach wspominasz,
że surowa ocena jury i widzów
w programie Mam Talent bardzo
Cię przybiła. Uodporniłeś się już
na negatywne komentarze na swój
temat?
- To prawda. Ale jak ma inaczej zareagować 15-latek, który zostaje
ostro skrytykowany na oczach całego kraju. To była naturalna reakcja z mojej strony, lecz wszystko już wróciło do normy dzięki
wsparciu mojej rodziny, za co jestem im niezmiernie wdzięczny!
Poprzez to doświadczenie nauczyłem się nie czytać żadnych komentarzy w sieci na mój temat, ponieważ to zabiera mi czas na to,
co mógłbym zrobić dla przyjemności. Dzięki temu uodporniłem
się i jestem o wiele bardziej pewniejszym siebie człowiekiem.
- Siły do działania dodają Ci częściej krytyczne opinie czy
pochwały?
- I takie, i takie! Szanuję wszystkie opinie na swój temat, choć
czasami zupełnie inaczej myślę. Motywuje mnie to, kiedy ludzie
chwalą, mówią miłe słowa, ale także wtedy, kiedy coś im się nie
podoba. Jednak występując czy tworząc, robię to dla ludzi. Nie
wszystkim da się dogodzić, ale staram się, żeby moja twórczość
dotarła do każdego.
Rozmowa miesiąca
#
- Od niedawna można Cię zobaczyć i posłuchać w programie „Jaka to melodia?”. Jak wygląda praca na planie?
- To dla mnie duża przygoda! Są tam bardzo mili ludzie i dobrze
mi się z nimi pracuje. Na razie też otrzymuję takie same opinie
o sobie, więc nie mogę narzekać. Moim marzeniem było to, żeby
żyć z muzyki i doświadczać czegoś nowego, więc można powiedzieć, że się spełniło.
- Dajesz koncerty w całym kraju, występujesz w programie,
tworzysz muzykę, stale podróżujesz. Udaje Ci się to połączyć z życiem prywatnym?
- No nie jest to takie łatwe... Przeprowadziłem się do Warszawy
i tutaj zaczynam kolejny etap. Rodzina bardzo mnie wspiera, tak
samo jak moja dziewczyna, która jest bardzo wyrozumiała i właśnie za to ją uwielbiam.
larność i grono fanów, a właściwie fanek. Jak z tym radzi
sobie Twoja dziewczyna? Nie jest zazdrosna o fanki piszczące pod sceną i wypisujące wiadomości na Facebooku?
A może Ty jesteś bardziej zazdrosny o nią?
- Jakieś zazdrości są, bo przecież to normalna sprawa w związku.
Prywatnie jestem małym zazdrośnikiem, lecz poprzez rozmowy
i kontakt dobrze się dogadujemy i nie mamy problemów z takimi
rzeczami. Staram się jej wszystko tłumaczyć, żeby nie było żadnych niejasności, że jednak tak moja praca wygląda. Ona jak na
razie to wszystko rozumie i mam nadzieję, że wszystko będzie się
między nami układać.
- Masz wielu idoli, słuchasz różnej muzyki, różną muzykę
wykonujesz. Czego słuchasz aktualnie najczęściej? Zaglądamy do Twojego odtwarzacza mp3, a tam...
- Mam tutaj więcej możliwości na zrobienie czegokolwiek. Mam
w Warszawie kolegę, znanego ze Szczecina pianistę i kompozytora Miłosza Wośko, z którym pracuję nad własnym materiałem,
więc chodziło też o ułatwienie pracy. Łatwiej mi będzie po prostu
się spotkać z nim, mieszkając w Warszawie, czy nawet jeździć na
koncerty po Polsce.
- ...Michael Jackson „Remember the time”. Od jakiegoś czasu
zacząłem po prostu uwielbiać tego artystę i coraz bardziej doceniać jego wcześniejszą twórczość! Jednak faktycznie słucham różnej muzyki. Ostatnio jestem zachwycony norweskim wokalistą
i instrumentalistą Bernhoftem, który zaraził mnie miłością do loopowania głosów i instrumentów. Nadal także moimi idolami są
oczywiście Kuba Badach, Mietek Szcześniak, Kurt Elling, Bracia,
Justin Timberlake i wielu, wielu innych artystów.
- Będziesz tęsknił za Szczecinem?
- Szczecińskich muzyków też słuchasz?
- Oczywiście! Ze Szczecina mam same radosne i miłe wspomnienia, więc na pewno będę tu wracać.
- Oczywiście! Bardzo doceniam to, co się dzieje w światku szczecińskim. Takimi zespołami, których najczęściej słucham są Chorzy na Odrę, moi przyjaciele z Kępisty Quartet oraz Damian
Ukeje. Cieszę się, że w Szczecinie można odkryć wiele różnych
od siebie projektów, zespołów, które również bawią się muzyką,
bardzo często eksperymentując.
- Skąd taka decyzja?
- W Szczecinie nie da się zrobić kariery muzycznej?
- Nie bardzo. Sam nie wiem dlaczego. Po prostu tak jest, że Szczecin niestety jest uznawany za takie miasto, gdzie nie można zrobić
kariery. Nie wiem w czym tkwi ten problem. Szkoda, ponieważ
jest tu dużo zdolnych i utalentowanych ludzi, którym należy się
sukces, ale jednak często wyjeżdżają właśnie do innych miast, by
realizować swoje cele.
- Co robisz, kiedy uda Ci się znaleźć chwilę dla siebie?
- Zazwyczaj odpoczywam w domu lub wychodzę spotkać się ze
znajomymi. Bardzo to lubię i traktuję to jako moment relaksu
przed kolejnym wyjazdem lub jako nadrobienie zaległości koleżeńskich.
- Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc rośnie Twoja popu-
- Pierwszą swoją piosenkę już nagrałeś. Kiedy będziemy
mogli posłuchać kolejnych utworów?
- Pierwszy utwór wyszedł w świat pod koniec maja. Tekst napisała
Małgorzata Szpitun, a ja muzykę. Jestem z niego bardzo dumny,
bo to takie moje dopieszczone dziecko muzyczne. Bardzo jestem
wszystkim wdzięczny za pomoc w realizacji tego utworu, a to
jeszcze nie koniec, ponieważ zamierzamy nagrać do niego teledysk! Jeśli chodzi o płytę, to cały czas się tworzy i kreuje. Mam
nadzieję, że usłyszymy ją jeszcze w tym roku, a jak nie, to na pewno parę utworów pokażemy światu. Nie chcę się z nią śpieszyć.
R E K L A M A
Rozmowa
#
Kung-fu przydaje się w tańcu
Jako mała dziewczynka, zakochana w tańcu, wyjechała ze Szczecina. W stolicy czekały
ciężka praca i miłość do baletu. Konsekwencja otworzyła drogę do sukcesów. Dziś Paulina
Andrzejewska tworzy choreografię do spektakli. Bywa, że na scenie spotykają się dwie jej
miłości. Taniec i partner Mateusz Damięcki.
Tekst: Anna Folkman / Foto: Rymek Błaszczak / Maciej Bielesz
- Zaczęło się od ogniska baletowego, do którego chodziła Pani razem z siostrą w Szczecinie. Jak to było?
- Pamiętam, że było to ognisko baletowe przy ul. Henryka
Pobożnego. Mama zapisała mnie tam, kiedy miałam pięć lat.
Dołączyła do mnie młodsza siostra. Chodziło o to, żebyśmy
nauczyły się ładnie ruszać, wyrobiły w sobie poczucie rytmu.
Taniec bardzo mi się spodobał. Moja siostra jednak znacznie
bardziej wolała rysować. Dziś jest świetnym architektem, choć
mogła być równie wspaniałą tancerką. Zawsze miała do tego
niebywałe predyspozycje i lepsze warunki fizyczne ode mnie.
Ja przez lata nadrobiłam to ciężką pracą, bo taniec stał się moją
pasją.
- Nie każda mama wysyła córki na balet, żeby nabrały
wdzięku. To chyba nie był jedyny powód?
- Mama zawsze chciała tańczyć. Bardzo chciała uczyć się w
szkole baletowej, jednak warunki finansowe nie pozwalaMAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
ły jej na realizację marzeń. Była za to gimnastyczką sportową
w szczecińskim klubie Sparta. Trenowała przez 10 lat, zdobywając klasę mistrzowską. Niestety, w wieku 16 lat musiała zakończyć karierę sportową, ponieważ uległa poważnej kontuzji
ścięgna Achillesa. Została inżynierem budowlanym.
Po latach jednak wróciła do tego, co od zawsze ją fascynowało. Od
24 lat prowadzi w Szczecinie fundację Balet, wspierającą dzieci
artystycznie uzdolnione. Ostatnim celem fundacji była budowa w Szczecinie Domu Sztuki - szkoły baletowej z internatem
w starej olejarni na Golęcinie. Niestety, pomysł się nie powiódł.
- Teraz rozumiem, dlaczego nie bała się puścić Pani samej do wielkiego miasta. Ile lat Pani wtedy miała?
- Do Warszawy wyjechałam w wieku 11 lat. Byłam wtedy
uczennicą Szkoły Podstawowej nr 5 w Szczecinie. Na egzaminy wstępne do szkoły baletowej pojechałyśmy razem w tajemnicy przed tatą.
#40
Rozmowa
#
- Nie był zachwycony?
Kung-fu ma dużo
z tańca współczesnego,
którego uczę.
- Dziś już nie waży się dzieci,
ale kiedyś tak było. Na szczęście
nie było u mnie nigdy zastrzeżeń
do figury, ale była sytuacja,
w której koleżanka zachorowała
na anoreksję i ja przy niej też zaczęłam mniej jeść. Przy wzroście
171 cm ważyłam 44 kg, choroba
była blisko. Gdyby nie szybka reakcja rodziców i dyrekcji, to nie
wiadomo jakby się to skończyło.
Trening rozwija wyobraźnię a praca z kijem
powoduje, że człowiek wyrabia sobie
koordynację ruchową. To jest też potem
inspirujące w choreografii. Wyrabia
wewnętrzną siłę i nadal jest to dyscyplina,
tak jak w szkole baletowej.
- Powiedział, że przecież
jego pierworodny syn nie będzie wyjeżdżał do Warszawy
(śmiech). Potem pogodził się
z tym i wspierał mnie, jak cała
rodzina. To właśnie jemu potem płakałam w słuchawkę.
Wiadomo jak to jest. Na początku byłam podekscytowana. Internat, inne dzieci, nowe, duże miasto. Szkoła baletowa
okazała się ciężką pracą i były momenty załamania. Nie przestraszyło mnie to jednak, bo zawsze ceniłam dyscyplinę i nie
stroniłam od wysiłku, by osiągnąć cel. Podczas jednej takiej
rozmowy tata powiedział, że przyjedzie jutro i mnie zabierze.
Powiedziałam wtedy: nie, daj mi szansę… i z tą szansą skończyłam potem szkołę.
- To musiało być trudne przeżycie dla nastolatki? Podobno szkoła baletowa trzyma w ryzach.
- Pobudka 6.30, zajęcia do godz. 17, potem dodatkowo prywatne lekcje języków obcych. Uczyłam się czterech języków,
których znajomość w dalszej karierze zawodowej bardzo mi
pomogła. Mogłam łatwo komunikować się z realizatorami
z innych krajów. Byłam asystentką choreografa Dennisa Callahana, przy musicalu Taniec Wampirów w Teatrze Muzycznym
Roma, a także miałam okazję robić choreografię w Petersburgu, Wilnie i Azerbejdżanie. Szkoła Baletowa, to trudne wyzwanie fizyczne i psychiczne, ale gdy się mieszka w internacie,
to nie ma się nawet komu pożalić. Większość z nas myślała,
że to będzie przygoda. Wolność z dala od domu i piękne stroje, w których na scenie będziemy tańczyć „Jezioro łabędzie”.
Dzieci nie są świadome tego, co jest potem. Wybór takiej szkoły
to trudna praca, a i tak marzenia tancerzy weryfikuje później
los. O pracę nie jest łatwo.
- Dyscyplina dotyczy także jedzenia?
- Szkoła, zajęcia dodatkowe, nie było czasu, żeby gdziekolwiek wyjść?
- Na szczęście był czas na teatr. W Warszawie moją przyszywaną ciocią jest Ewa Kuklińska, tancerka, aktorka i piosenkarka.
Pracowała wówczas w Teatrze Syrena i zabierała mnie do siebie
na weekendy. To było fascynujące, bo mogłam być cały czas
w teatrze, podglądać aktorów, żyć tym artystycznym życiem.
- Pamięta Pani siebie po raz pierwszy na scenie?
- Miałam 12 lat, kiedy wystąpiłam w Operze Narodowej,
w „Raju utraconym” Krzysztofa Pendereckiego. Miałam ładny skok, więc byłam lampartem. Poczułam to, co dziś chcę, by
przeżyli inni młodzi tancerze. Oklaski. To jest nagroda za trud
ciężkiej pracy. Zadowolenie widzów. Dla nich przecież jesteśmy. Nawet po wielu latach to wspaniałe uczucie nie maleje.
- Teraz częściej można spotkać Panią w Szczecinie?
- Obecnie już po raz czwarty pracuję w Teatrze Polskim z dyrektorem i reżyserem Adamem Opatowiczem. Właściwie dzięki niemu tak naprawdę przeniosłam się do Szczecina na dłużej.
Pierwszy raz współpracowaliśmy w 2011 roku przy „Balu manekinów”.
- Wtedy zaczęła Pani odkrywać to miasto na nowo?
- Właściwie tak. Niewiele pamiętałam z dzieciństwa. Bywałam
R E K L A M A
Rozmowa
#
tu tylko na święta. Teraz przy pracy
nad spektaklem „Hotel snów” ponownie mieszkam w Szczecinie.
Wracam tu po latach już jako
choreograf. Widzę, jak wiele się
zmieniło. Jest piękna Starówka,
brakuje tylko tego, by odnowiono wszystkie stare kamienice. W
Warszawie nie ma takich. Piękne
są te nasze ronda. Każdy kto przyjeżdża tu na konkurs baletowy, podkreśla,
że atmosfera w mieście jest wyjątkowa.
Szczecin lubią też koledzy i koleżanki aktorzy.
Zawsze zaznaczają, że publiczność jest fantastyczna.
Szczecin jest przyjazny artystom.
pełniamy się, nasza współpraca przebiegała
i przebiega płynnie. Kiedy pracujemy, dzieło
jest najważniejsze. Mateusz ma naturalny
wdzięk do tańca, więc nie jest trudno tworzyć dla niego choreografię. To, że widzimy się także po pracy sprawia, że czasem
można jeszcze coś skonsultować, poradzić
się.
- Dwoje artystów, teatr, taniec. To romantyczne okoliczności do pierwszych
spotkań. Kto od kogo wziął numer telefonu?
- Te dłuższe pobyty w Szczecinie, to nadrabianie dzieciństwa?
- Większość dnia spędzam w teatrze, nie ma nawet czasu, żeby
pospacerować. Kiedy jednak mam chwilę i jestem w domu,
wolę spotkać się z rodziną, rozmawiać przy kawie. Ciekawi
mnie co u siostry, brata, innych bliskich. Wtedy chcę siedzieć
w domu i być tylko z nimi. Zawsze z dworca odbiera mnie
siostra. Przyjeżdżam pociągiem o godz. 5.40. Jedziemy do rodzinnego domu w Mierzynie i gadamy do momentu, aż muszę
wyjść do teatru. Jak przyjeżdżam, to nawet nie rozpakowuję
torby. Dostaję rano kanapki, mam podany obiad, trochę jakbym znów była dzieckiem.
- Nadal ma Pani swój pokój?
- Tak, każdy z nas go ma. Są tam jakieś moje miśki, łóżko, półeczka. Nic się nie zmieniło, może tylko to, że jest porządek
(śmiech).
- Oprócz rodziny czekają tutaj jacyś znajomi?
- Mam koleżankę, z którą występowałam w „Kotach”. Wróciła
do Szczecina, założyła rodzinę i jest szczęśliwa. Kocha to miasto. Moje losy potoczyły się inaczej, bo w Warszawie poznałam
mężczyznę mojego życia. Myślę, że tam zostanę, ale zawsze
jedną nogą będę w Szczecinie. Z rodziną.
- W internecie jest mnóstwo Pani zdjęć z aktorem Mateuszem Damięckim. To tego mężczyznę ma Pani na
myśli?
- Tak, tego mężczyznę mam na myśli.
- Długo się znacie? Pewnie połączył Was teatr?
- Znamy się 2,5 roku. Poznaliśmy się na próbie do spektaklu „Ławka rezerwowych” w Warszawie. Mateusz przyszedł
na próbę czytaną, przedstawiłam się jako choreograf spektaklu
i tak zostało.
- Czy to znaczy, że Mateusz Damięcki musiał wykonywać Pani polecenia?
- Właściwie tak (śmiech). Nie miałam jednak żadnych zastrzeżeń do jego pracy. To wszechstronnie uzdolniony aktor. Uzu-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
- Zainteresowanie było obopólne. Jest z tym związana
fajna historia, ale nie będę zdradzać szczegółów z życia prywatnego. Są sprawy, które nie muszą być dla publiczności.
W dzisiejszych czasach trzeba szanować prywatność.
- I tak publiczności oddajecie przecież całych siebie.
Przy czym jeszcze współpracowaliście?
- Przygotowywałam choreografię do „Klaps! 50 twarzy Greya”
w Teatrze Polonia czy do „Oniegina” w Teatrze Studio, w którym Mateusz zagrał główną rolę.
- Wspominała Pani, że koleżanka założyła rodzinę. Myśli Pani o tym?
- Tak, jak każda kobieta. Mam 33 lata i cały czas tańczę zawodowo, ale pracuję także jako choreograf. Jeszcze cztery lata temu
codziennie grałam spektakl, teraz bardziej zajmuje mnie choreografia. Nie jestem już taka młoda. Wyeksploatowałam się.
Oczywiście, że myślę o przyszłości rodzinnej, ale zobaczymy
jaki Bóg ma dla nas plan.
- Jakieś cele na przyszłość?
- Tych cały czas jest wiele. Żałuję, że nie zrobiłam dużo więcej. Nie mam czarnego pasa w karate jak mój brat, któremu
zazdroszczę! Dochodzę do wniosku, że mogłam jeszcze więcej ćwiczyć. Chciałabym robić coraz to większe musicale. Powtórzyć sukces, jakim był „Upiór w Operze” czy „Nędznicy”
z moją choreografią. Chciałabym zrobić film muzyczny i rozwijać się.
- Z tym karate to poważnie?
- Moje pasje to taniec i sztuki walki. Na pierwszym roku studiów trenowałam trochę kung-fu. Każdy z nas oglądał filmy
akcji i gdzieś tam marzył, by też tak potrafić. Problem w tym,
że miałam przez to na ciele wiele siniaków i malowanie mnie
za każdym razem przed wyjściem na scenę było bezsensowne.
Trzeba było dokonać wyboru. Teraz, kiedy już nie jestem aż
tak aktywna na scenie, mogłam sobie w wolnym czasie pozwolić na powrót do tego hobby, choć czasu jest mało. Kung-fu
ma dużo z tańca współczesnego, którego uczę. Trening rozwija wyobraźnię, a praca z kijem powoduje, że człowiek wyrabia sobie koordynację ruchową. To jest też potem inspirujące
w choreografii. Wyrabia wewnętrzną siłę i nadal jest to dyscyplina, tak jak w szkole baletowej. Po ukończeniu szkoły trochę
tego zabrakło, więc odnalazłam to właśnie w kung-fu.
#42
Oko obiektywu otwarte
na drugiego człowieka
Od sześciu lat prowadzi studio fotograficzne toMash. - Moja rola nie kończy się naciśnięciem
spustu aparatu. Żeby zrobić naprawdę wartościowe zdjęcie, trzeba poznać klienta, porozmawiać
z nim,otworzyć się na niego. I ja to robię – zapewnia Tomek Murański.
Fotografia ślubna, biznesowa, portretowa. Zdjęcia rodzinne, rekonstrukcje starych, zniszczonych fotografii, sesje zdjęciowe na
imprezach firmowych. Wachlarz usług, oferowanych przez studio toMash, jest bardzo szeroki. - Poza zdjęciami z pogrzebów
czy fotografią podwodną w zasadzie nie ma zlecenia, którego nie
byłbym w stanie się podjąć – zapewnia Tomek Murański. - Jestem otwarty na współpracę.
spośród swoich klientów poświęca sporo czasu i uwagi. - Dzięki temu prawie zawsze udaje mi się zdobyć ich sympatię, a co
za tym idzie – są bardziej zadowoleni, uśmiechnięci i wyluzowani na zdjęciach, które dzięki temu najzwyczajniej w świecie
po prostu wychodzą dobrze – mówi. - Na imprezach rodzinnych często udaje mi się dzięki temu szybko stać się nieomal
przyszywanym członkiem rodziny – dodaje z uśmiechem.
Ta otwartość jest zresztą nieodłączną, naturalną cechą charakteru
Tomka Murańskiego. - Fotograf powinien być osobą empatyczną i ekstrawertyczną z racji wykonywanego zawodu, zwłaszcza,
jeśli zajmuje się głównie uwiecznianiem ludzi – mówi. - Przecież
nie chodzi o to tylko, aby ustawić fotografowaną osobę w konkretnym miejscu, w konkretnej pozie, i nacisnąć spust. Dlatego
staram się najpierw poznać swojego klienta, porozmawiać z nim,
tak, aby poczuł się swobodnie. Tylko wtedy może wyjść naturalne zdjęcie.
- Wynajęcie fotografa nawet na mniej oficjalną imprezę rodzinną jest bardzo pragmatycznym pomysłem – zapewnia Tomek.
- Wówczas jej uczestnicy nie muszą wcale się martwić o to, czy
ciocia Zosia na pewno nie zapomni o wzięciu aparatu. Zapewniam obsługę tego typu wydarzeń od początku do końca.
W tym przekonaniu Tomek upewnił się, gdy pracował w amerykańskiej firmie jako fotograf na statkach wycieczkowych. Ekstrawersji możemy uczyć się od Amerykanów – mówi. - Oni
bardzo chętnie się fotografują, podczas gdy wielu Polaków po
raz pierwszy stają przed obiektywem na swoim ślubie, nie licząc
zdjęć do dokumentów. A przecież Amerykanie wcale nie są bardziej atrakcyjni wizualnie od nas. Tomek Murański każdemu
#43
Studio fotograficzne toMash mieści się w Szczecinie
przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego 4.
www.tomash.com.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Zdrowie
#
Częstuj się sam, bobasku
Zanim trafi tam, gdzie powinna, przeleci przez całą kuchnię, rozciapie się na podłodze albo rozpadnie
w małych rączkach. Podana dziecku ugotowana marchewka rozwija jego zmysły, motorykę, sprawia,
że uczy się samo jeść i potem już nie testuje na niej sił grawitacji.
Tekst: Anna Folkman / Foto: Andrzej Szkocki
nie musi go karmić.
Nie musi być tylko marchewka. Można ugotować brokuł, kalafior, ziemniaka czy buraka. Z tym ostatnim może
lepiej nieco odczekać, aż dziecko nabierze wprawy i nie będzie bawić się
już jedzeniem, ale celować nim do
buzi. Produkty można, a nawet trzeba
łączyć, dobrze też nadawać im różne
kształty, by były dla dziecka atrakcyjne. Po co to wszystko? Z myślą o sobie
i dziecku. Taki sposób żywienia sprawia, że w niedalekiej przyszłości dziecko nauczy się jeść samo całościowe
pokarmy, nie zmiksowane. Rodzice
natomiast nie będą musieli go karmić
i odstawią blender na inne okazje.
Powoli zaczynamy wprowadzać taki
rodzaj żywienia, kiedy dziecko już
stabilnie, samodzielnie siedzi. Ten
moment przypada na czas, kiedy kończy około pół roku. Wtedy pojawiają
się pierwsze zęby i jest to dobry czas
na rozszerzenie diety poza mleko. Dobrze jest posadzić dziecko do jedzenia
w porze, kiedy my także jemy. Maluch
widząc, jak rodzice spożywają posiłek
zaczyna rozumieć, że warzywa i owoKiedy Pawełek skończył siedem miesięcy, ce, które ma na blacie krzesełka, trzeba
pani Joanna zaczęła stosować metodę BLW włożyć do buzi. Na pewno nie należy
w jego żywieniu. - Dzięki temu dziś jest zaczynać wprowadzania metody, kiesmakoszem wszystkiego, co ląduje na jego dy dziecko jest głodne, rozdrażnione.
W Szczecinie jest coraz więcej roTakże nie, kiedy jest najedzone lub
talerzu - mówi mama chłopca.
dziców, którzy w żywieniu swoich
w ogóle nie jest zainteresowane
pociech stosują nowatorską metodę
tym, by siedzieć w krzesełku. OptyBLW, z ang. Baby-Led Weaning. Oznacza to metodę żywienia
malny czas przypada po zabawie lub wtedy, kiedy interesuje
niemowlęcia, w której wprowadza się pokarmy stałe, pozostasię naszym talerzem i samo widzi, że jemy. Najważniejsze,
wiając inicjatywę wyboru dziecku. W Polsce skrót rozwijany jest
żeby dziecko jadło przy stoliczku, a nie tam, gdzie się bawi.
inaczej i mówi się o metodzie Bobas Lubi Wybór. Bez wzglęNie wolno też wprowadzać zabawek w czasie posiłku. Okodu jednak na nazewnictwo, chodzi o to samo. - BLW to bezło roku dziecko już powinno samo sobie radzić i najadać się.
łyżeczkowy, bezpapkowy sposób żywienia. Nowatorski sposób
- Nie trzeba martwić się o niedobory witamin i o to, że dziecko
podejścia do karmienia niemowlęcia w pierwszym roku życia,
za mało zje. Żaden maluch sam jeszcze się nie zagłodził - przenie tylko przez rok - opisuje Zuzanna Remiszewska, dietetyk ze
konuje dietetyczka. Jeśli nie będzie zainteresowany jedzeniem
Szczecina. - W tej metodzie chodzi o podawanie całościowych
teraz, spróbujmy później. Nic na siłę. Jedzenie jest przecież
produktów. Maluch może wziąć je do ręki, włożyć do buzi i pow jego interesie.
gryźć. Oczywiście należy się odpowiednio do tego przygotować.
Plusy BLW? Nauczenie roli jedzenia jako zaspokajania głodu,
Na początek nie podajemy małego groszku, ale np. podgotowany
nauka gryzienia, żucia, poznawanie smaków z osobna, powolbrokuł czy kalafior. Chodzi o to, żeby warzywo nie było twarde,
ność spożywania posiłku, co jest istotne dla trawienia, nauka
ale żeby też się nie rozpadało.
jedzenia sztućcami, rozwój zmysłów i motoryki poprzez doPoczątki nie są łatwe. Dziecko najpierw musi zrozumieć, że to,
tykanie warzyw i owoców i trafianie nimi do buzi. - Rodzico dostaje na tacce, to jedzenie, które wkłada się do buzi, gryzie
ce bardzo często pytają, czy dziecko się nie zakrztusi - dodaje
i połyka. Wreszcie, że to może być bardzo smaczne. - Najbardziej
pani Zuzanna. - Otóż punkt odruchu wymiotnego u dzieci jest
w BLW spodobało mi się to, że rodzic daje dziecku prawo wybobliżej ust niż gardła, jak to jest u dorosłych. O wiele łatwiej
ru, a dziecko samo decyduje co zje - opowiada Alicja Jędrzejak,
zakrztusić się dziecku papką z łyżeczki niż kawałkiem ugotomama dwuletniego Andrzejka. - To było świetne, bo od razu wiwanej marchewki.
działam co syn lubi najbardziej. Był to brokuł, ale inne warzywa
też mu smakowały i tak jest do dziś. Dziecko czerpie z takiej forSzacuje się, że jedna trzecia polskich dzieci ma problemy
my jedzenia ogromną radość. Dzięki tej metodzie bardzo szybko
z nadwagą lub otyłością. Nasze dzieci są najszybciej tyjącymi
zaczyna używać sztućców. Andrzej robi to odkąd skończył row Europie. Kiedy weszły w użytek najnowsze technologie,
czek, szybko też zaczął sam smarować sobie chleb do kanapki.
dzieci siedzą przed komputerami, nie bawią się w podchody,
Jest żywą reklamą tego, że BLW jest świetną metodą żywienia,
nie skaczą na gumach. Rodzice nie mają czasu gotować, kupudlatego nie spotkałam się z krytyką otoczenia i uwagami, że nie
ją dania gotowe, odgrzewane. Taki maluch, który sam od najkupuję słoiczków i nie przygotowuję papek. Teraz mam dziecko
młodszych lat poznaje smak warzyw i owoców, w przyszłości
samoobsługowe, daję mu zestaw, a on sobie sam wybiera, co chce
też będzie je lubił. Nie od dziś wiadomo, że to element diety,
zjeść. Wszyscy możemy sobie spokojnie usiąść przy stole i nikt
który jest bardzo ważny, a jednocześnie najczęściej pomijany.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#44
Uroda
#
Fryzjer zakochany w Szczecinie
Fryzjer Oskar Stankiewicz z Zielonej Góry, który czesał już wiele gwiazd polskiej estrady w czerwcu przenosi
się do Szczecina. Będzie go można spotkać w salonie fryzjerskim YES przy ul. Małkowskiego 6.
Oskar zakochał się w naszym mieście
podczas ubiegłorocznej edycji Eska
Music Awards, w trakcie której był
odpowiedzialny za fryzury gwiazd
występujących na scenie. Udało mu
się nawiązać współpracę ze znanym
szczecińskim fryzjerem Ernestem
Kawą, właścicielem studia fryzjerskiego YES w Szczecinie.
- Oskar był głównym stylistą fryzur
w Salonie Fryzjerskim Ryan Brown
w Zielonej Górze, jest też instruktorem prężnie działającej w kraju marki
Montibello – mówi o Oskarze Ernest
Kawa. - To świetny specjalista, który
pracuje z pasją. Wspólnie jeździmy po całym kraju i prowadzimy
warsztaty fryzjerskie oraz pokazy artystycznego czesania.
Z Oskarem klientki będą mogły spotkać się także w studiu fryzjerskim Ernesta Kawy w Berlinie. - Planujemy organizację różnych ciekawych wydarzeń związanych z fryzjerstwem – mówi
Ernest Kawa. - Chcemy nauczyć nasze klientki jak odpowiednio dbać o
włosy, jaką zapewnić im prawidłową
pielęgnację, będziemy też informować o najnowszych trendach we fryzjerstwie, pokazywać jak wykonać
ciekawe fryzury. Głowy mamy pełne
pomysłów!
Oskar na co dzień pracuje z kobietami w różnym wieku, czesze gwiazdy,
przygotowuje modelki do sesji zdjęciowych. Czym różni się czesanie
gwiazd od tworzenia fryzur pozostałym klientkom?
- Sławne osoby zwykle większą uwagę przykładają do pielęgnacji włosów, stosują nowoczesne metody regeneracji np.
z wykorzystaniem podczerwieni i ultradźwięków – mówi
Oskar. - Wszystkie moje klientki traktuję jednak tak samo – w
pełni profesjonalnie, z uśmiechem i zaangażowaniem w to, co
robię. Praca jest jednocześnie moją życiową pasją. (ta)
R E K L A M A
Zdrowie
#
Naturhouse odchudza w Szczecinie
Już 29 maja zostanie otwarte kolejne Centrum Dietetyczne Naturhouse w Szczecinie przy ul. Kazimierskiej 2 (wejście od ul. Ku Słońcu –
naprzeciwko CH Ster). W nowo powstałym Punkcie będzie można skorzystać z pomocy dietetyka, który udzieli specjalistycznych konsultacji,
przeprowadzi dokładne pomiary ciała i dobierze plan diety dopasowany do indywidualnych potrzeb organizmu.
Uroczyste otwarcie Centrum Naturhouse w Szczecinie zaplanowano na najbliższy czwartek (29 maja). Pierwsi klienci będą
mogli zapoznać się z ideą Naturhouse, skorzystać z bezpłatnych
porad, konsultacji dietetycznych oraz pomiarów ciała. Na gości
czekać będą również konkursy z nagrodami oraz poczęstunek
składający się z dietetycznych produktów.
Centrum Naturhouse powstałe przy ul. Kazimierskiej 2 należy do międzynarodowej firmy, będącej ekspertem w dziedzinie
dietetyki i reedukacji żywieniowej. Jego innowacyjna koncepcja
opiera się na współpracy z osobistym dietetykiem, który dobiera
indywidualny plan dietetyczny wraz z suplementami. - Podczas
pierwszej wizyty w naszym Centrum, dietetyk przeprowadzi
dokładny wywiad z osobą, która zmaga się z nadmiernymi kilogramami, wykona specjalistyczne pomiary ciała, sprawdzi zawartości tkanki tłuszczowej oraz wody metabolicznej w organizmie
– mówi dietetyk z nowego Centrum Naturhouse w Szczecnie
przy ul. Kazimierskiej 2 - Dopiero na tej podstawie określi przyczyny nadwagi i dobierze kurację odchudzającą, dopasowaną do
indywidualnych potrzeb organizmu. Następnie, na cotygodniowych wizytach będzie na bieżąco kontrolował przebieg diety,
udzielał wskazówek, a przede wszystkim motywował do dalszej
pracy – dodaje dietetyk z Naturhouse. Pomoc specjalisty obej-
muje również etap po zakończeniu diety, kiedy niezbędne jest
utrzymanie wagi i uniknięcie efektu jo-jo. Problemy z nadwagą
to niejedyny powód, dla którego warto skorzystać z konsultacji
dietetyka. Specjalista z Naturhouse pomoże również osobom,
które z rożnych powodów nie są zadowolone ze swojej figury
– kobietom po okresie ciąży lub w trakcie menopauzy, a także
osobom, które z uwagi na stresujący tryb życia mają trudności
z komponowaniem zdrowej diety. Rolą dietetyka jest przede
wszystkim przekazywanie zasad prawidłowego odżywania,
które wprowadzone na stałe spowodują, że problemy z wagą
nie będą powracały.
Wizyta u dietetyka może być także okazją do poprawy sylwetki
jeszcze przed nadejściem lata. Centrum Dietetyczne Naturhouse w Szczecnie mieści się przy ulicy Kazimierskiej 2. Na konsultację można umówić się telefonicznie pod numerem 794
794 942 lub 091 852 44 22.
Pozostałe Centra Dietetyczne Naturhouse w Szczecinie:
Al. Wyzwolenia 6, tel. 512 377 206
Al. Wyzwolenia 91, tel. 539 993 993
Ul. Bol. Krzywoustego 27, tel. 539 992 099
R E K L A M A
Kultura
#
Bartek Stanny, CRATEive
Mirosław Szewczyk
Monika Petryczko, koordynator
OFF Marina: zagłębie twórców
To przestrzeń, o której od początku było głośno w środowisku twórczym. Jeszcze pół roku temu magiczne miejsce
na styku Śródmieścia i Pomorzan czekało na chętnych. Teraz każdego dnia wypełnia się artystyczną energią.
Tekst: Monika Petryczko / Foto: Patryk Paluszek
Dzieje dzisiejszej OFF Mariny sięgają końca XIX wieku. Przeznaczenie rozbudowanego z czasem obiektu przy nadodrzańskiej
skarpie zmieniało się w zależności od właściciela. Przy dzisiejszej Chmielewskiego 18 mieściła się zarówno fabryka serów, jak
i schron czy obóz pracy przymusowej. Na przełomie dziejów
przeważała tam jednak funkcja kulturalna i rozrywkowa. Dziś
OFF Marina to miejsce, które aspiruje do bycia twórczym open
spacem, łączącym Środmieście i Pomorzany w sposób trwały.
Trzonem działalności OFF jest rozbudowa przestrzeni twórczej,
przedsiębiorczej i ekonomicznej w duchu kolektywnego stwarzania sobie i innym możliwości rozwoju. Stąd pomysł, aby połowę głównej hali (ok 500 m2) przeznaczyć na tzw. fab lab, czyli
miejsce, w którym do dyspozycji zainteresowanych są różnego
rodzaju narzędzia umożliwiające pracę. Twórcze laboratorium
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
podzielone będzie na kilka stref: fotograficzną, video, DIY for
kids, moda, chillout room oraz miejsce do tzw. potencjalnych
burzy mózgów pomiędzy artystami a inwestorami. Trzon przedsięwzięcia wymaga ogromnego wsparcia finansowego, o pozyskanie którego intensywnie stara się OFF Marina.
Drugi tor działalności to powstające „zagłębie twórcze”, czyli artyści, freelancerzy, młodzi przedsiębiorcy„osiedlający” się
w przestrzeniach wokół OFF. Wynik stosunku październik 2013
- maj 2014 wynosi 0:14, co oznacza, że przy nadodrzańskiej
skarpie działa obecnie 14 twórców z różnych branży. Falę napływową rozpoczął Patryk Paluszek, który planuje w tym miejscu
zrealizować projekt „Miejski Ul” - inicjatywę mającą na celu
wprowadzenie hodowli pszczół do miast. Na uwagę zasługuje firma Crateive, zajmująca się produkcją mebli ze skrzyni do
#48
Kultura
#
Aleksandra Słowiak, Fikus
Marcin Raubo, właściciel
i pomysłodawca projektu
Marta Graczyk i Łukasz Krupa,
Bouwer Guitars
transportu obrazów. Mocną stroną OFF Mariny jest także fotografia oraz wszelkie sztuki plastyczne. Warto wspomnieć o obecności kolektywu kryjącego się pod pseudonimami Lump, Cinek
i Remik. Nie brakuje designerskich pomysłów, jak choćby lampy
z betonu wytwarzane przez Mirosława Szewczyka. Pozytywnym
zaskoczeniem jest także obecność lutników z Bouwer Guitars,
produkujących tzw. gitary na miarę. Ponadto spotkać tu można
architektów, DJ-ów i modowych przedsiębiorców, jak „Fikus” firmę Aleksandry Słowiak produkującą ubrania z ekologicznych
tkanin, jak bambus i bawełna.
Kolejna gałąź działalności OFF Mariny to organizacja i współprodukcja wydarzeń artystycznych w głównej hali obiektu. Postfabryczny klimat, duże okna oraz oryginalna, drewniana podłoga
sprawiają, że na Chmielewskiego coraz częściej realizowane są
wydarzenia artystyczne, jak choćby Upside Art Festival, Teatr
Tańca czy zbliżająca się impreza retrokompowa. Przestrzeń stanowi również obszar, na którym spotykać się twórczo będą partnerzy OFF Mariny tj.: Las Sztuki, Akademia Sztuki, Klaster.it,
a także wiele innych organizacji pozarządowych i instytucji. Od
czasu do czasu odwiedzają to miejsce twórcy z innych miast.
Przykładem może być Sabina Wacławczyk - absolwentka reżyserii PWST w Krakowie, która z wynikiem celującym ukończy-
ła specjalizację kierunkową - Scenografia i Kostiumy Teatralne
na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Tworzy autorskie,
interdyscyplinarne projekty artystyczno-społeczne. Podczas wakacji w OFF Marinie realizować będzie swój pomysł. Punktem
wyjścia do planowanej instalacji będą odlewy tradycyjnych masek teatralnych.
OFF Marina to nie jest miejsce jednego sezonu. Przestrzeń wymaga wieloletniego zaangażowania i wielu, także finansowych
inicjatyw. Tutejsze pomysły wyprzedzają czas o rok, dwa, a nawet
i dekadę. W najbliższej przyszłości to miejsce współpracy polsko-niemieckiej, sala do realizacji niekonwencjonalnych imprez oraz
patio z pyszną kawą czy nowoczesną sceną teatralną. Funkcjonuje tu niepisana zasada wzajemnej pomocy i dzielenia się wiedzą
oraz wspólnej poprawy, np. warunków pracy. To OFF Mariniarze malują ściany, gdy zachodzi taka potrzeba i to pani OFF architekt dokonuje aranżacji przestrzeni. To także OFF Mariniarze
własnymi siłami wykonują filmy autopromocyjne czy stawiają
strony internetowe. Całość w myśl zasady - ja zbuduję ci stół, ty
zrób mi zdjęcie.
Namiastkę tego można oglądać od 31 maja, czyli od wydarzenia
„Open Day”, a także wkrótce pod adresem www.off-marina.pl.
#49
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Kul
tu
ral
nie
ZAPOWIADAMY
POLECAMY
ZAPRASZAMY
Ekstremalne
inspiracje
Jubileuszowa, dziesiąta edycja festiwalu inSPIRACJE zostanie zorganizowana w ostatni weekend czerwca.
To jednak nie tylko wystawy - choć są
najważniejsze - ale również koncerty,
warsztaty i kampanie społeczne.
W tym roku szerokiej interpretacji
zostanie poddane pojęcie Xtreme. Temat tej edycji nawiązuje do czasów,
w których żyjemy: wyjątkowych, przełomowych, a tak przynajmniej ciągle
słyszymy - tłumaczy Ked Olszewski,
dyrektor artystyczny festiwalu inSPIRACJE. - Dobrze, lepiej, najlepiej...
Przekraczamy granice, aby jeszcze
dobitniej określić naszą wyjątkowość,
nasze „lepiej, najlepiej”. Adrenalina
dostarcza nowych pokładów emocji,
bez których nie jesteśmy w stanie już
żyć. Odpowiednim określeniem tego
stanu jest extreme, a więc wszystko,
co radykalne, skrajne, niepojęte,
ale i wyjątkowe i najlepsze.
InSPIRACJE Xtreme, 27 czerwca,
godz. 19:13 - wernisaż
Międzynarodowy Festiwal Sztuki
Wizualnej inSPIRACJE/Xtreme, 27-29
czerwca, 13 muz, TRAFO Trafostacja,
wstęp wolny.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
#50
Legenda
Jamajki
3 czerwca w ramach cyklu Szczecin
Music Fest na Zamku Książąt Pomorskich pojawią się The Jolly Boys,
legendarna grupa z Jamajki. - Odkryj
urok muzyki, z której wywodzi się
reggae i ska - zapowiadają organizatorzy. The Jolly Boys jest tym
dla muzyki jamajskiej, czym Buena
Vista Social Club dla Kuby. W obu
przypadkach mamy do czynienia
z legendarnym zespołem i stylem,
mającym kluczowe znaczenie dla nowoczesnych gatunków muzycznych
charakterystycznych dla obu wysp.
The Jolly Boys, 3 czerwca, Zamek
Książąt Pomorskich, godz. 20, bilety
75 i 100 zł
Bilety do wygrania
FB / MagazynMMTrendy
Kulturalnie
#
Folk-punk
z Izraela
Izraelski wokalista Asaf Avidan zagra
24 czerwca na Zamku. Będzie to
przedostatni koncert pod szyldem
Szczecin Music Fest. Utwór
izraelskiego wokalisty „One Day/
Reckoning Song”, zremiksowany
przez niemieckiego producenta
Wankelmuta, stał się jednym
z największych hitów YouTube
w 2013 roku. Asaf jest postacią dość
charakterystyczną, zadziwia barwą
głosu - tworzy muzykę łączącą rock,
elementy folku oraz szorstkiego
bluesa. Często porównywany jest
do artystów, jak Janis Joplin
i Robert Plant. Avidan urodził się
w 1980 roku w Jeruzalem. Jego
rodzice pracowali w izraelskim
korpusie dyplomatycznym na
Jamajce, dlatego Asaf spędził tam
dzieciństwo. Na studia przeniósł
się do rodzinnej Jerozolimy, gdzie
zaczął naukę w Akademii Sztuki.
Hrabina
w niebie
Asaf Avidan, 24 czerwca, Zamek
Książąt Pomorskich, godz. 20, bilety
100-120 zł
Hrabina Marica, premiera, Teatr
Letni, 22 czerwca, godz. 21, bilety
20/80 zł
Bilety do wygrania
FB / MagazynMMTrendy
Opera na Zamku zaprasza
w czerwcu na plenerową
premierę jednego z największych
operetkowych hitów wszech
czasów. Absolutna klasyka gatunku,
która bawi wszystkich. Popisowy
numer Imre Kalmana, którego
„Księżniczka czardasza” i „Hrabina
Marica” na stałe wpisały się
do historii muzyki. Nietypowa
i świeża adaptacja, w której
królować będzie wyobraźnia
i surrealizm, a miejsce akcji
przeniesie się do… nieba!
A w niebie - wiadomo - wydarzyć
może się wszystko… Zachwycające
kostiumy i zaskakująca scenografia
dostarczą nieziemskich wrażeń.
Bilety do wygrania
FB / MagazynMMTrendy
Zobacz, co
może morze
„Co może morze?” - to tytuł drugiej
z cyklu wystaw „Mistrz i morze”,
organizowanych przez Galerię
Sztuki Współczesnej ArtGalle,
inspirowanej tematem morza. Prace
ponownie zaprezentują znamienici
twórcy współczesnego malarstwa
polskiego. Poprzez bogactwo
technik malarskich kontynuują
w nowoczesny i zaskakujący sposób
tradycję malarstwa marynistycznego,
zrodzoną ponad 400 lat temu.
Tegoroczna wystawa to spotkanie
z różnorodnością ujęcia tematu
- zetkniemy się z realistycznym
studium natury, z pograniczem
realizmu, elementami abstrakcji,
symbolem, spokojem i chaosem
kompozycyjnym.
Co może morze, 27 czerwca,
Galeria Kapitańska, ul. Kapitańska 2,
godz. 19, wstęp wolny
R E K L A M A
Roller Poster
Blues Woman
Shanna Waterstown, prawdziwa
„Blues Woman” o sensualnym
głosie, wystąpi ze swoim zespołem we Free Blues Clubie,
prezentując muzykę blues, jazz
i soul na najwyższym poziomie.
Dlatego zyskała miano „Blues
Woman” w świadomości fanów
z Europy i USA. Jest jedną
z najciekawszych i najmłodszych
artystek bluesowych dekady.
Shanna Waterstown,
27 czerwca, Free Blues Club,
godz. 21, bilety 20-40 zł
Dzień
na szpilkach
Oficjalnymi Patronami Festiwalu
Bilety na koncerty
do wygrania
Facebook.com/
magazynMMTrendy
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Zrób coś dla siebie, wzmocnij
swoją pewność siebie i zapisz
się na wyjątkowe warsztaty.
Stowarzyszenie Kobiety Dla
Szczecina i Regionu po raz drugi
organizują Dzień na Szpilkach.
W jego trakcie cenione i cieszące
się sympatią trenerki, znane m.in.
z Festiwalu PROGRESSteron,
pomogą uczestniczkom zajęć znaleźć
drogę do lepszego samopoczucia.
- Zależy nam, by szczecinianki
miały możliwość odnalezienia lub
wzmocnienia pewności siebie, dzięki
czemu będą się czuły swobodnie
i bezpiecznie w każdej sytuacji
życiowej i zawodowej. Panie
podczas warsztatów mogą przełamać
schematy, własne ograniczenia,
wytyczyć nowe cele i zdobyć
narzędzia do ich realizowania mówi Anna Kornacka, prezeska
stowarzyszenia. Więcej na
www.kobietydlaszczecina.pl.
Dzień na szpilkach,
7 czerwca, Ładoga
#52
Pierwszy przegląd zjawiska
w dziedzinie projektowania plakatu
jakim jest self-edition, czyli wydawania
i upubliczniania projektów własnym
sumptem, bez komercyjnego zlecenia,
w celu subiektywnej wypowiedzi
artystycznej. W wystawie wezmą
udział uznani polscy twórcy grafiki
projektowej. Znajdzie się na niej
około 70 plakatów. To jedyny przegląd
tego typu twórczości w kraju. Dzięki
temu możliwe będzie stworzenie
oryginalnego, jedynego w swoim
rodzaju zbioru plakatów autorskich.
Roller Poster umożliwi artystom
pokazanie swoich prac wykonanych
z osobistej i bezinteresownej potrzeby.
Więcej na www.rollerposter.pl.
Roller Poster, 7 czerwca, Trafostacja
Sztuki, godz. 18
Turniej tenorów
Międzynarodowy pojedynek na głosy.
Najbardziej znane, najtrudniejsze
i najbardziej efektowne arie operowe
świata i popularne fragmenty operetek.
Kilkutysięczna, surowa publiczność,
która już po raz 16. oceni talent
tenorów. Kto zachwyci widzów
i dostanie od nich najwięcej róż - wygra
i zostanie pasowany na rycerza. Przez
lata formuła imprezy nieco ewoluowała,
ale jej główna idea pozostała
niezmienna. Śpiewacy rywalizują
o względy publiczności, która nagradza
wykonawców symboliczną różą.
Tryumfuje ten, którego publiczność
obdarzy największą liczbą kwiatów.
16. Wielki Turniej Tenorów, 28 czerwca,
Teatr Letni, godz. 20.30, bilety 40/120 zł
Bilety do wygrania
FB / MagazynMMTrendy
Sport
#
Ludzie biznesu kochają sushi
Strefa VIP na stadionie Pogoni przy Twardowskiego - miejsce, gdzie spotykają się ludzie
polityki i biznesu. Ci, którzy płacą za taką przyjemność, mówią, że to forma wsparcia klubu.
Dostają specjalne przepustki i są traktowani wyjątkowo. Ze smakiem.
Tekst: Łukasz Kasprzyk / Foto: Andrzej Szkocki
Budynek VIP został wybudowany za około 3 mln zł. Jest naprzeciwko krytej trybuny. Na parterze miejsce mają dziennikarze i komentatorzy relacjonujący spotkania na żywo do telewizji,
a góra przeznaczona jest dla VIP-ów. Oni mają osobne wejście
z ulicy na stadion (jeżeli są bez samochodu), a jeżeli przyjechali
autem - czeka na nich wydzielony parking. Większość nie paraduje w garniturach. Przychodzą na luzie, często z klubowymi
szalikami. Oczywiście nie kupują zwykłego karnetu, więc nie
szukajcie takiego biletu w klubowym sklepie. Władze Pogoni
wydają specjalnym gościom odpowiednie przepustki, na podstawie których mogą wejść do strefy VIP. Jak wygląda ta strefa?
Na każdy mecz przychodzi tu od 100 do 200 gości. Wszystko
zależy od rangi spotkania, aktualnej atmosfery i wyników. Są
dwa sposoby, żeby dostać się na górę. Normalny, to zapłacić
określoną kwotę. Klub nie chce podawać dokładnej, ale trzeba
przygotować się na kilkanaście tysięcy złotych rocznie. Drugi,
to odpowiednia pozycja społeczna, czyli np. praca w polityce,
radzie miasta, wysokie stanowisko w samorządzie albo administracji państwowej. - Klientów strefy VIP szukamy w kręgach
biznesowych rzecz jasna - mówi Izabela Wilczewska, specjalistka ds. marketingu w Pogoni Szczecin. - Pieniądze są istotnym
czynnikiem, który wpływa na decyzję partnera i naszą, ale bardzo ważny jest także profil działalności i czy dana firma angażuje się społecznie i reklamuje swoje usługi poprzez sport. Jeżeli
nie, proponujemy takie rozwiązania, by firma weszła w taką reklamę z korzyścią dla siebie. Część klientów zgłasza się sama,
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
z polecenia innych klubowiczów, części oferujemy w ramach
swoich pakietów sponsoringowych.
Osób, które przywiązane są do Pogoni i rozumieją, że to największa marka w regionie, jest więcej. Tacy po prostu lepiej rozumieją potrzeby klubu i chętniej wydają pieniądze. - Pogoń
należy do miasta, służy mieszkańcom - przypomina Izabela
Wilczewska. - Jeżeli są firmy, które rozumieją, co pod tym terminem się kryje, będą chciały angażować się w takie przedsięwzięcia jak klub sportowy, dofinansowanie jego lub promocję
- tłumaczy. To rzecz jasna nie jest działalność charytatywna.
Klubowicz może wykorzystywać logo klubu w swojej działalności, może też zaprosić piłkarzy na wybrane firmowe spotkanie lub zrealizować swój pomysł. Jednak to zdarza się rzadko,
co tylko potwierdza, że większość z VIP-ów nie oczekuje wiele
od klubu, ale cieszy się prestiżem przynależności do elitarnego
grona.
Główna część, na którą składa się obecność w strefie VIP, to
oczywiście sam mecz, ale otoczka jest równie ważna. O tym,
co serwuje się na Pogoni, opowiada Izabela Wilczewska. - Bardzo dobre są żeberka i pierogi - śmieje się. - Bywa bigos, sporo
zimnych dań, np. sałatek, kanapek, ale także dania na ciepło.
Dania się jednak zmieniają. Niezmienne jest sushi, które uwielbiają nasi klubowicze. Są takie osoby, które przychodzą niemal
wyłącznie dla tego dania. Zamiast do restauracji, przychodzą
na stadion - mówi półżartem.
#54
Styl życia
#
Rozrywka pełna dobrej zabawy
MK Bowling w Galaxy
Jeśli masz sporo wolnego czasu i nie wiesz, jak go wykorzystać, przyjdź do nas
i wybierz jeden z naszych sposobów na nudę.
Najbardziej znana i szanowana sieć kręgielni w całej Polsce MK Bowling w Szczecinie
funkcjonuje już od 2006 roku.
W ofercie firmy znajdują się trzy
formy rozrywki. Właściciele
poza 14 torami bowlingowymi
zapraszają nas do skorzystania
również z sali bilardowej wyposażonej w 16 stołów bilardowych oraz stół do snookera, jak
i sali dyskotekowej, wyposażonej w nowoczesny sprzęt muzyczny i oświetleniowy. Wszystko to czeka na nas w CH Galaxy na 2 piętrze codziennie od
godziny 10.
Bowling jest powszechnie znaną i lubianą formą rozrywki w
której mogą uczestniczyć zarówno dzieci, jak i dorośli. MK
Bowling w Galaxy dba o swoich klientów w każdym wieku. Dla
najmłodszych przygotowane są dwa tory wyposażone są w „płotki” i specjalne stojaki, które umożliwiają dzieciom łatwiejsze
zbijanie kręgli. Młodzież szkolna może przenieść swoje zajęcia
wychowania fizycznego ze szkolnego boiska na kręgielnie. Studenci, którzy odwiedzą kręgielnię w poniedziałek lub czwartek
mogą liczyć na specjalne rabaty. A dorośli mogą skorzystać z wielu promocji, które cały czas dopasowujemy do potrzeb klienta.
W naszej ofercie znajdziecie Państwo cały wachlarz propozycji
by miło móc spędzić czas. Poza bowlingiem, bilardem i snookerem mamy dla Państwa dodatkowe atrakcje. W kręgielni można
też zagrać w Darta i różnego rodzaje gry zręcznościowe, które
przeznaczone są dla dzieci i dorosłych. W każdy piątek zapraszamy Państwa na wieczory z salsą, które odbywają się w Klubie Kosmos tuż za kręgielnią. Nasi klienci mogą skorzystać z naszych
sal i zorganizować tam urodziny dla dzieci, wieczory panieńskie,
kawalerskie, spotkania rodzinne, różnego rodzaju spotkania fir-
mowe. Każde takie spotkanie
może rozpocząć się zespołową
grą w bowling lub bilard, a następnie jego uczestnicy mogą
przejść do sali dyskotekowej w
Klubie Kosmos, gdzie nasi DJe
i barmani zadbają o niezapomnianą zabawę. Na potrzeby
klienta dysponujemy również
cateringiem i serwisem kawowym.
By czas spędzony w MK Bowling należał do najprzyjemniejszych rzeczy w naszej ofercie znajdziecie Państwo wiele rabatów
i promocyjnych cen. W każdy poniedziałek i wtorek , przez cały
dzień mamy jedną cenę 39 zł za godzinę gry. Natomiast od niedzieli do piątku po 21 druga godzina gry jest gratis. Dodatkowo
mamy da Państwa promocje na barze, które obowiązują w określonych dniach. By móc przyjść w piątek do Klubu Kosmos i
zrelaksować się przy rytmach salsy należy zapłacić jedyne 5 zł,
w sobotę wejście na salę dyskotekową jest darmowe. Obecnie
mamy 50 % rabat na wybrany asortyment barowy. Nasi klienci
mogą korzystać bezpłatnie z Internetu na terenie naszego całego
obiektu. Dodatkowo obsługujemy dla Państwa szereg kart bonusowych, które można zdobyć w naszej kręgielni. O wszystkich aktualnych promocjach informujemy Państwa za pomocą
naszej strony internetowej, profilu na Facebook’u, czy też bezpośrednio na miejscu.
Niezapomniane wrażenia i dobra zabawa. Kręgle, bilard, snooker oraz taneczne wieczory. To tylko część atrakcji jakie możemy sobie zapewnić przychodząc do MK Bowling w Galaxy.
Szczecińska filia najpopularniejszej w całej Polsce sieci kręgielni dba o każdego klienta i zapewnia udaną zabawę na najwyższym poziomie. Czekamy na Was każdego dnia od godziny 10!
www.facebook.com/MKBowlingSzczecin
R E K L A M A
Rozmowa
#
Co u Pani / Pana słychać?
Zmieniło mnie zetknięcie z młodością
Tekst: Bogna Skarul / Foto: Andrzej Szkocki
Więc postanowiłem, że w sposób artystyczny pokażę starość i młodość. Nawet proces
starzenia się czy też proces odmładzania się.
- Co u Pana słychać?
- Teraz u mnie bardzo dużo się dzieje.
- Kilka miesięcy temu obchodził Pan
jubileusz 30-lecia pracy artystycznej.
Narodziło się coś nowego?
- Dlaczego Pan chce to pokazać?
- Bo wydaje mi się, że to temat uniwersalny,
który można potraktować w sposób artystyczny. To zderzenie młodości i starości jest
niezmiernie ciekawe.
- Nowy projekt o dwoistości. To po moim
podsumowaniu jubileuszowym kontynuacja tego, co pokazałem w Galerii Kapitańskiej. Postanowiłem to teraz trochę rozszerzyć z założeniem, że będzie to projekt,
który zakończy się specjalną wystawą. Mam
nadzieję, że odbędzie się w przyszłym roku
w Zamku Książąt Pomorskich.
- Dlaczego?
- Co to za nowy projekt?
- Polega na tym, aby w sposób artystyczny
- bo to w końcu mój zawód i to potrafię pokazać złożone zjawisko dychotomii, czyli
dwoistości. Pokazać je i w sensie trochę filozoficznym, życiowym oraz artystycznym.
Tę dychotomię chcę też pokazać poprzez
połączenie malarstwa z innymi technikami.
Na przykład z fotografią, trochę z drukiem
cyfrowym.
- „Dwoistość” była motywem przewodnim wystawy jubileuszowej. Spodobała
się Panu ta dychotomia?
- Coraz częściej ją odczuwam. Swoje lata
mam i pewnie dlatego inaczej trochę na
różne rzeczy patrzę, i inaczej odczuwam.
Pomaga mi w tym także doświadczenie artystyczne. Z drugiej strony jestem zaprzyjaźniony z młodą osobą, a to nadaje temu
projektowi inny, bardziej ludzki wymiar.
Przemysław
Cerebież-Tarabicki
od 60 lat szczecinianin. Jego ojciec
był architektem, więc naturalną
drogą dla syna były studia na architekturze (Politechnika Szczecińska i Gdańska). Po nich studiował
w Państwowej Wyższej Szkole
Sztuk Plastycznych w Gdańsku.
Dyplom z malarstwa otrzymał
w pracowni prof. Krzysztofa
Ostrowskiego. Autor 18 wystaw indywidualnych i uczestnik 23 zbiorowych. Swoje obrazy pokazywał
przede wszystkim w Szczecinie,
ale też w Niemczech, Danii,
Szwecji i Australii.
- Bo młodość to nowa energia. Ta energia
przyszła do mnie, choć ja sam czuję się jeszcze w dość dużej dynamice. Ale sam problem mnie niezmiernie intryguje. Natura
ludzka jest tak skomplikowana, że każdy
z nas ma dwa oblicza swojej osobowości.
I właśnie chcę to pokazać. Do tej pory opowiadali o tym filozofowie, a ja chciałbym to
pokazać malarsko. To jest ten główny zamysł i plan na najbliższy czas.
- Zetknięcie się z młodością Pana
zmieniło?
- Oczywiście. Dało mi inną energię. Nie
wiem czy lepszą czy gorszą - to jest temat do
dyskusji. A ta energia w procesie twórczym
jest niezbędna. Daje także inne spojrzenie
na rzeczywistość. Ale także daje jakiś współudział. Daje dynamikę.
- Jak już projekt będzie gotowy to...
- ... to potrzebować będę wsparcia instytucji,
które są powołane do tego, aby umożliwić
artyście działanie.
R E K L A M A
Trendy Towarzyskie
#
Najlepsi dziennikarze
W XXIII edycji konkursu tytuł Dziennikarza Roku kapituła przyznała red.
Piotrowi Dziemiańczukowi z TVP Szczecin. Debiut Roku 2013 trafił
do red. Macieja Pieczyńskiego z „Głosu Szczecińskiego”. Katarzynie Wolnik-Saynie z Radia Szczecin kapituła przyznała Nagrodę Specjalną im. Redaktora
Bogdana Czubasiewicza. Nagrodę Dziennikarzy 2013 jurorzy konkursu
przyznali Stowarzyszeniu Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina SENS:
Organizatorami konkursu są stowarzyszenia dziennikarzy: SDP Oddział
Szczecin oraz SDRP Pomorze Zachodnie. (pit)
Andrzej Krupnicki, fotograf, z żoną Marią (z lewej),
i Cezary Dubiel, fotograf.
Emilia Chanczewska, nominowana do tytułu
Dziennikarza Roku 2013, i Grzegorz Drążek,
oboje z „Głosu Szczecińskiego”.
Paweł Bartnik, dyrektor Biura
Euroregionu Pomerania, i Ynona
Husaim-Sobecka, zastępca red.
naczelnego „Głosu Szczecińskiego”.
Aleksandra Philips, właścicielka Galerii Orient,
i Marcin Korneluk, filmowiec.
Maria Bartczak, dyrektor i red. naczelna TVP
Szczecin, Piotr Dziemiańczuk, laureat głównej
nagrody Dziennikarza Roku 2013, Andrzej
Gedymin z Kuriera Szczecińskiego
Od lewej: literat Rafał Podraza,
Wojciech Drożdż, wicemarszałek
zachodniopomorski, Magdalena
Szczepkowska oraz Katarzyna Stróżyk,
dziennikarki „Kuriera Szczecińskiego”.
Magda Zgórska, projektanka mody (z prawej),
z koleżanką Dorotą Wolną.
Łukasz Czub, manager Galerii Orient (z lewej),
i Marcin Zaborowski, autor zdjęć.
Foto: Sebastian Wołosz
Od lewej: Włodzimierz Piątek, Stanisław Modelski, były dziennikarz PR Szczecin,
Katarzyna Wolnik-Sayna z Radia Szczecin - laureatka Nagrody Specjalnej im. red.
Bogdana Czubasiewicza, Piotr Dziemiańczuk, Dziennikarz Roku 2013, Maciej Pieczyński
z „Głosu Szczecińskiego”, Debiut Roku 2013.
Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, posłanka
Renata Zaremba oraz Teresa Kalina, dyrektor
SP 7 w Szczecinie.
Włodzimierz Piątek oraz Elżbieta
Wojciechowska-Włodarczyk, ekspertka
od telewizyjnej pogodynki.
#57
Foto: Sebastian Wołosz
Posłanka Zofia Ławrynowicz oraz
europoseł Bogusław Liberadzki.
Piotr Dziemiańczuk, laureat głównej
nagrody Dziennikarz Roku 2013. W głębi
Piotr Jasina, prezes oddziału SDP Szczecin
(współorganizator konkursu), z prawej Mariusz
Parkitny, ubiegłoroczny laureat.
Wyjątkowe
zdjęcia z Azji
Galeria Orient przy ul. Małopolskiej otworzyła
wystawę Marcina Zaborowskiego „The Unregistered”. Marcin jest fotografem, laureatem
tegorocznego konkursu Grand Press Photo.
Na wystawie pojawiła się rodzina oraz przyjaciele
fotografa, a także kilku kolegów po fachu, którzy
docenili prace. (mk)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Trendy Towarzyskie
#
Coroczny Raut Europejski
Raut Europejski Business Clubu Szczecin to coroczne spotkanie, które odbywa się zawsze w pierwszy poniedziałek maja. Tegoroczny był szczególnie uroczysty, bo wszyscy członkowie BCS i goście święcili dziesięciolecie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Nie obyło się bez wspomnień. Jak wyglądał 1 maja 2004 roku, przypomniał ówczesny marszałek zachodniopomorski profesor
Zygmunt Meyer. (bs)
Edward Osina z firmy Calbud, poseł PO Arkadiusz Litwiński
i dyrektor generalny firmy Calbud Szymon Kreft.
Prezydent miasta Piotr Krzystek, skarbnik miasta
Stanisław Lipiński i prawnik Anna Biel.
Przewodniczący klubu radnych PO, profesor Tomasz Grodzki, Mirosław
Sobczyk z firmy Zapol i Jan Kozłowski, dealer samochodowy.
Zastępca prezydenta miasta Piotr Mync i dziennikarka Krystyna Pohl.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Hanna Kotwis i Ewa Rogowska.
Od lewej konsul honorowy Niemiec mecenas Bartłomiej Sochański, były
marszałek zachodniopomorski profesor Zygmunt Meyer i Wojciech Ciuruś
z firmy Ciroko.
#58
Foto: Sebastian Wołosz
Dziekan Wydziału Budownictwa ZUT profesor Maria Kaszyńska,
konsul honorowy Ukrainy Henryk Kołodziej i konsul honorowy
Niemiec Bartłomiej Sochański.
Jacek Jasiewicz i profesor Zygmunt Meyer.
Trendy Towarzyskie
#
Przyjechali poczytać książki
Po raz drugi do Szczecina przyjechali wybitni aktorzy, żeby czytać światowe dzieła
literatury. Przez cztery dni w Książnicy Pomorskiej publiczność miała okazję zobaczyć, posłuchać i porozmawiać z postaciami, które zazwyczaj znają tylko z filmów
lub słuchowisk radiowych. Aktorzy podczas swojego pobytu w Szczecinie mieli
także okazję zwiedzić miasto i popływać żaglowcem na Odrze.(mk)
Andrzej Połomski i Irena Dawid-Osina.
Grażyna Barszczewska, aktorka.
Anna Nowak i Grażyna Gendaj z Galerii 111.
Krystyna Czubówna, dziennikarka, lektorka.
Jerzy Kisielewski, pisarz,
publicysta (z lewej), i Lucjan
Bombolewski, dyrektor Książnicy
Pomorskiej.
Mirosław Gendaj, Grażyna Gendaj,
Halina Figórska i Włodzimierz Dąbrowski.
Foto: Andrzej Szkocki
Wiesław Lewoc i Przemysław Cierebież-Tarabicki.
Foto: Andrzej Szkocki
Michał Janicki, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie z żoną Zofią Jankowską.
Sonia Bohosiewicz, aktorka, pozowała z dziećmi.
To był jubileusz!
Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku
(z lewej) i Krzysztof Wakuliński, aktor.
Maciej Woltman zdecydował się na jubileuszową
prezentację swojego bogatego dorobku artystycznego i pokazał obrazy, plakaty oraz ilustracje do
książek, choć szczecińskiej publiczności znany jest
przede wszystkim jako artysta-malarz. Dlaczego?
Bo od lat 80. ta dziedzina sztuki absorbowała go
najbardziej. Od kilku dekad Woltman uprawia
malarstwo konsekwentnie skoncentrowane na
człowieku i jego cielesności. I to nam pokazał. (bs)
Stanisława Celińska, aktorka.
#59
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Trendy Towarzyskie
#
Laury Bałtyku 2014
W halach Międzynarodowych Targów Szczecińskich odbyła się 18. edycja jednego z najważniejszych wydarzeń morskich - Herring
Szczecin. Podczas tegorocznej edycji spotkania branży morskiej Laur Bałtyku trafił do rąk dr. Adolfa Wysockiego. W ten sposób
podkreślono ogromny i wieloletni wkład laureata w rozwój polskiej gospodarki morskiej. Z kolei Magemar Polska została uhonorowana Bursztynowym Laurem Bałtyku. Funkcjonuje już na rynku 15 lat, utworzyła m.in. Muzeum Morskie i Centrum Konferencyjne na statku THPV Bembridge 1938. Specjalny Laur Bałtyku w tym roku otrzymał Związek Armatorów Polskich. ZAP obchodzi właśnie jubileusz 85 lat istnienia. Herring Szczecin to największe branżowe spotkanie w kraju. W imprezie uczestniczyło ponad
2160 osób. (pit)
Iwona Pieróg, prezes Unity Travel, Aleksandra Wesołowska,
specjalistka PR w Unity Line.
Dorota Pyć, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury
oraz Rozwoju i Olgierd Geblewicz, marszałek zachodniopomorski.
Od lewej: redaktorki m.in. programu „Wiatr od morza” TVP
Szczecin Joanna Klimowska-Kronic i Joanna Tryniszewska oraz
Aleksandra Wesołowska, specjalistka PR w Unity Line.
Zbigniew Miklewicz, prezes Zarządu Morskich Portów Szczecin
i Świnoujście oraz Piotr Krzystek, prezydent Szczecina.
W środku Jacek Palusiak, dyrektor regionalny BZ WBK SA, z prawej
Przemysław Mańkowski, prezes firmy Net Marine i klubu Pogoń
Baltica.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
Nagrodzeni Laurami Bałtyku. Od lewej: Paweł Szynkaruk, prezes Związku
Armatorów Polskich, zdobywca głównego Lauru dr Adolf Wysocki oraz Rafał
Zahorski, prezes Magemar Polska.
#60
Foto: Sebastian Wołosz
Od lewej Jarosław Mroczek, prezes Klubu Pogoń Szczecin, prof.
Tomasz Grodzki, dyrektor Specjalistycznego Szpitala im.
prof. A. Sokołowskiego w Szczecinie Zdunowie.
Ilona Sawicka, kierownik marketingu Unity Line oraz Krzysztof
Gajewski, właściciel firmy Prima Serwis.
Trendy Towarzyskie
#
Integrowali się na turnieju
Po raz pierwszy w Szczecinie wszystkie kluby Rotary, a także młodzież rotariańska spotkały się na wspólnym przedsięwzięciu, które
miało na celu przybliżyć i zintegrować środowisko. Cel został osiągnięty. Wszyscy bawili się znakomicie. A przy okazji zaplanowali
już kolejne imprezy charytatywne. Turniej drużynowo wygrała młodzież rotariańska - Rotaract. Puchar za wynik indywidualny
odebrał Rober Kucharski z Rotaractor. W imprezie wzieły udział kluby Rotary Szczecin, Rotary Szczecin Multinational, Rotary
Szczecin Pomerania, oraz Rotaract i Interact. Organizatorem I Turnieju Bowlingowego o puchar prezydenta klubu Lubomiry Kudasz był Klub Rotary Szczecin Center. (bs)
Foto: Sebastian Wołosz
Od lewej Marcin Michoń, Robert Kucharski, Olga Witkowska,
Przemysław Lasko, Małgorzata Hałubickan.
Od prawej (z żółtą kulą) Krzysztof Dokowski - prezydent Rotary
Szczecin, Janusz Teresiak, Wojciech Dominiak, Leszek Zdawski,
Roman Kowalewski
Drużyna Rotary Klub Szczecin Center. Od lewej Lubomira
Kudasz - prezydent, Julia Maj, Renata Węgrzyn, Jolanta Jurczyk,
za nimi Roman Szulżyk, Beata Piątak, Ewa Bieganowska, Amelia
Czernik.
Od lewej Hela Skrzyniarz i Jolanta Jurczyk.
Sportowcy z nagrodami
W hali SDS odbyła się doroczna Gala Sportu. Przyznano nagrody i wyróżnienia w kategoriach: zawodnik, trener, działacz sportowy,
menedżer sportu, animator sportu oraz nadane zostały tytuły Mecenasa Sportu i Sportowej Imprezy Roku. Wyróżnienia przypadły
zarządowi Pazimu, który mocno pomaga Pogoni Baltica Szczecin oraz Robertowi Królowi za wieloletnie wspieranie sekcji piłki
wodnej Arkonii Szczecin. Imprezą roku został lekkoatletyczny Memoriał Janusza Kusocińskiego. Łącznie na nagrody przeznaczono
150 000 zł. (mc)
Foto: Andrzej Szkocki
Prezydent Piotr Krzystek wręcza nagrody Małgorzacie Stasiak (w środku) i
Monice Stachowskiej z Pogoni Baltica Szczecin. Obie zajęły z reprezentacją
Polski 4. miejsce w mistrzostwach świata.
Z prawej Paweł Bombolewski z klubu Bushikan Szczecin,
mistrz i medalista mistrzostw świata w karate. Obok Bogdan
Bombolewski, dziennikarz.
Jakub Litwin, kierowca Litwin Racing, zdobywca tytułu wicemistrza
Volkswagen Castrol Cup z mamą Małgorzatą Serbin.
Reprezentanci klubu judo Koch Team Poland: z lewej Jarosław Koch i
Leszek Lisowski.
#61
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2014
TU NAS ZNAJDZIESZ
WYJĄTKOWE MIEJSCA W SZCZECINIE
KAWIARNIE
•Trattoria Toscana, Plac Orła Białego 10
•Caffe Venezia, Plac Orła Białego 10
•Starbucks Coffee, Brama Portowa, CH Kaskada
•Sushi Mado, Pocztowa 20
•Columbus Coffee, „Galaxy” ,Wyzwolenia
•Ricoria Ristorante, Powst. Wielkopolskich 20
18-20, „Turzyn”, Boh. Warszawy 42, „Oxygen”
•Chief, Rayskiego 16
Malczewskiego 26, „DriveUp!”, Struga 36,
•Buddha Thai and Fusion Restaurant, Rynek
„Piastów”, Piastów 5/1, „Nikola”,Krzywoustego16, Sienny 2
„Medyk”, Bandurskiego 98, „Meeting Point”,
•Pomiędzy, Sienna 9
Żołnierza Polskiego 20
•Radecki & Family, Tkacka 12
•Coffee Heaven, CH Galaxy
•Columbus, Wały Chrobrego 1
•City Break, CH Galaxy
•Chrobry, Wały Chrobrego 1 b
•Cafe Club, CH Galaxy
•Colorado Steakhouse, Wały Chrobrego 1a
•So!Coffee, CH Outlet
•Bohema, Wojska Polskiego 67
•Costa Coffee, CH Outlet
•Willa Ogrody, Wielkopolska 19
•Fabryka, Deptak Bogusława 4/1
•Atrium, Wojska Polskiego 75
•Cafe Porto, Bogusława 47
•Willa West Ende, Wojska Polskiego 65
•Fanaberia, Bogusława 5
•Niebo Wine Bar, Cafe Rynek Sienny 3
•Teatr Mały, Bogusława 6
•La Passion du Vin, Sienna 8
•Czili kafe, Bogusława X 2/1
•Chałupa, Południowa 9
•Cafe Castellari, Jana Pawła II 43
•Bachus, Sienna 6
•Public Cafe, Jana Pawła II 43
•Dieta Bar, Willowa 8
•Cinnamon Garden, Jana Pawła II, Tuwima
•Sabat, Warowna 5, Stargard Szczeciński
•CafeIn, Kaszubska 67
•Hotel - Restauracja SPICHLERZ, Czarnieckiego 10,
•Coffeefun, Łubinowa 75
Stargard Szczeciński
•Chocoffee, Opłotki 1
•Cafe Popularna, Panieńska 20
•Coffee Point, Sikorskiego róg Pułaskiego
•Coffe Point, Staromiejska 11
•Public Cafe, Wielka Odrzańska 18
•Szczecińskie Centrum Tenisowe, Dąbska 11a
•Kawiarnia Koch, Wojska Polskiego
•Fit Town, Europejska 31
•Czekoladowa Cukiernia „SOWA”,
•North Gym Fitness Club, Galeria Północ, Policka 51
Wojska Polskiego 17
•RKF, Jagiellońska 67/68
•Czarna Owca, Wojska Polskiego 29/9
•Marina Squash Fitness Club Karpia 15
•Dom Chleba, Niepodległości 2
•Lady Fitness&Wellness, Mazowiecka 13
•Cafe Hormon, Monte Cassino 6
•Fitness Club, Monte Casino 24
•Corner Cafe, Tkacka 64d
•Marina Club Dąbie, Yacht Klub Polska Szczecin
•Jazz Bar Spotkanie, Warowna 9,
Przestrzenna 11
Stargard Szczeciński
•Squash na Rampie, Jagiellońska 69
•Kręgielnia MK Bowling, CH Galaxy II piętro
•Elite Sport Club, Spółdzielców 8k, Mierzyn
•Fitness Forma, Szafera 196 B
•Universum Fitness Club, Wojska Polskiego 39a
•Bene Sport Centrum, Modra 80
•Beverly Hills Akademia Urody, CH Auchan, CH
Galaxy, CH Kaskada
•Studio Urody Masumi, Bogusława 3
•Dr Irena Eris Kosmetyczny Instytut, Felczaka 20
•Imperium Wizażu Jagiellońska 7
•Salon Mody Brancewicz, Jana Pawła II 48
•Modern Design Piotr Kmiecik, Jagiellońska 93/3
•Atelier PASJA, Wojciecha 12
•ART MEDICAL CENTER, Langiewicza 28/U1
•BM, Wojska Polskiego 29
•Cosmedica, Leszczynowa (Rondo Zdroje)
•MarcCain, Wojska Polskiego 43
•L’amour Institute, Łokietka 7
•CH Galaxy, punkt informacyjny
•Filozofia Piękna, Mała Odrzańska
•4 Office, Staromłyńska 8
•Salon fryzjerski YES, Małkowskiego 6
•Natuzzi, Struga 25
•Salon Fryzjerski Keune, Małopolska 60
•MOOI wnętrza, Wojska Polskiego 20
•Studio Fryzjerskie Karolczyk, Monte Cassino 1/14
•B.E. Kleist Jubiler, Rayskiego 20/2
•Belle Femme, Monte Cassino 37a
•Marczewski Showroom Niebuhrstrasse 11Berlin
•Cosmedica, Pocztowa 26
Charlottenburg
•Hair & tee, Potulicka 63/1
•KAG Meble i Światło S.C., Struga 23
•Obssesion, Wielkopolska 22
•Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec,
•Dermedica, Wojska Polskiego 215
Krzywoustego 78
•Enklawa Day Spa, Wojska Polskiego 40/2
•Salony Terpiłowski, C.H.KASKADA (Niepodległości
•Bailine, Żółkiewskiego 13
36), C.H.AUCHAN (Ustowo 45) , C.H.STER (Ku Słońcu
•Sam Sebastian Style, Pocztowa 7
67), C.H.GALAXY (Al. Wyzwolenia 18) , C.H.TURZYN
•Studio Fryzjerskie VEGAS, Panieńska 46/6
(Boh. Warszawy 42), Jagiellońska 16
•Studio Jagiellońska 9
•Organic Garden, Kaszubska 4
•Fryzjerskie Atelier Katarzyny Klim,
•Pracownia krawiecka Tango, Chopina 22
Królowej Jadwigi 12/1
•Sklep EKOdeli, Piastów 73
•Salon kosmetyczny Gaja, Wojska Polskiego 10
•6 Win, Nowy Rynek 3
•Hotel SPA Akacjowy Dwór Trzebiatów 14
•Trend S.C. Modra 85
k/ Stargardu
•Trussardi, Wojska Polskiego 29
•Renoskór, Kr.Jadwigi 1
•Moda Club, Al. Wyzwolenia
•Takumi Sushi Bar, CH Galaxy
•Ebras.pl, Boh. Getta Warszawskiego 8/9
•Sphinks, CH Kaskada
•Geobike ul. Mickiewicza 21
•Grand Cru, Bogusława 9
•Geobike, ul. Boh. Warszawy 40,
•Restauracja Szczecin, Felczaka 9
Galeria Nowy Turzyn
•Avanti, Jana Pawła II 43
•Restauracja Ładoga, Jana z Kolna
•Porto Grande, Jana z Kolna 7
•El Globo, Józefa Piłsudskiego 26
•Na Kuncu Korytarza, Korsarzy 34, Zamek
•Casa Del Toro, Nowy Rynek 2
•Estetic, Kopernika 6
•Planeta, Osiek 7
•Fabryka Zdrowego Uśmiechu, Ostrawicka 18
•Bombay, Partyzantów 1
•Art. Plastica, Wojciechowskiego 7
•Sake Sushi, Piastów 1
•Klinika Stomatologii i Kosmetologii Excellence,
•Z Drugiej Strony Lustra, Piłsudskiego 18
Wyszyńskiego 14
•Stara Piekarnia, Piłsudskiego 7
•Dom Lekarski, Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN),
•Karczma Polska Pod Kogutem, Plac Lotników 3
Rydla 37, Gombrowicza 23
KLUBY SPORTOWE
I FITNESS
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA
SKLEPY
I SALONY MODOWE
RESTAURACJE
•HAHS Klinika, Czwartaków 3
•HAHS Centrum, Felczaka 10
•Dentus, Felczaka 18a
•Ra-dent Gabinet Stomatologiczny,
Krzywoustego 19/5
•Hipokrates, Ku Słońcu 2/1
•Dentus, Mickiewicza 116/1
•Venus Centrum Urody, Mickiewicza 12
•Intermedica Centrum Okulistyki, Mickiewicza 140
•Medi Klinika, Mickiewicza 55
•Orto Perfekt, Ogińskiego 12
•Dental Implant Aesthetic Clinic, Panieńska 18
•Medicus, Plac Zwycięstwa 1
•Perładent - Gabinet Stomatologiczny,
Powstańców Wielkopolskich 4c
•Gabinety Lekarskie Rudzińscy, Śląska 5/2
•Stomatologia Mierzyn, Welecka 38
•Stomatologia Kamienica 25, Wielkopolska 25/10
•VitroLive, Wojska Polskiego 103
•Medycyna Estetyczna Osadowska,
Wojska Polskiego 92
•Gabinet Orto-Magic, Zaciszna 22
•New 4You, Dorota Szwarc, Boh. Getta
Warszawskiego 19/2
•Stomatologia na Podzamczu, Wielka Odrzańska 31b
•Laser Studio, Jagiellońska 85/1
•Studio masażu Lava, Tymiankowa 5b
•Szczecińska Klinika Dzienna, Ku Słońcu 56
•AMC Art Medical Center, Langiewicza 28/U1
•AestheticMed , Niedziałkowskiego 47
•Nowy Impladent, Stoisława 3/2
•Artbud, 5 lipca 19c
•MAK-DOM, Golisza 27
•Calbud, Kapitańska 2
•Neptun Developer, Ogińskiego 15
•Modehpolmo Sp z o.o. Rodakowskiego 1/5
•SGI Plac Hołdu Pruskiego 9 (centrum biurowe MARIS)
•VIP Nieruchomości ul. Bolesława Śmiałego 41/1
•Best Deweloper, ul. Sosnowa 6F
BAWIALNIE DLA DZIECI
•Kraina Fantazji, CH Molo, CH Turzyn Nowy
•Kraina Zabaw, Iwaszkiewicza 103
•Tygrysek, Krakowska 38A
•Bajkowo, Nowowiejska 1D, Bezrzecze
•Party-Studio, Tkacka 19/22
•Kurnik Talentów, Wielkopolska 25/9
•Norbelino, Wojska Polskiego 20
•Tęczowa Planeta, Zawadzkiego 73
KANCELARIE ADWOKACKIE
I NOTARIALNE
•Lizak, Stankiewicz, Królikowski,
Boh Getta Warszawskiego 1/4
•Biel, Judek, Poczobut-Odlanicki
Sp.p, Energetyków 3/4
•Dariusz Babski, Jan, Deptak Bogusława 5/3
•Daleszyńska, Jana Pawła II 17
•Mazurkiewicz, Wesołowski, Klonowica 30/1
•Andrzej Zajda, Monika Zajda-Pawlik,
Monte Cassino 7/1
•Waldemar Juszczak, Niepodległości 17
•Mariusz Chmielewski, Odzieżowa 5
•Gozdek,Kowalski, Łysakowski, Panieńska 16
•Wódkiewicz, Sosnowski Stoisława 2
•Mikołaj Marecki , Św. Ducha 5a/12
•Citroen A. Drewnikowski, Andre Citroena 1,
•Licht Przeworska, Tuwima 27/1
Bohaterów Warszawy 19
•Peugeot Drewnikowski, Bagienna 36D, Rayskiego 2 •Szymon Matusia, Wawelska 1 / 2
•Zbigniew Barwina, Więckowskiego 7 / 14
•Auto-Gryf Fiat, Alfa Romeo Białowieska 2
•Marta Adamek-Donhöffner, Wojska Polskiego 197/1
•Polmozbyt Honda, Białowieska 2
•Agnieszka Aleksandruk-Dutkiewicz, Wyszyńskiego 14
•Polmozbyt Peugeot, Plac Orła Białego 10
•Jakub Gruca, Wyzwolenia 5
•Polmozyt Seat, Mieszka I-go 63
•Marcin Gruca, Wyzwolenia 5/1
•Rosiak i Syn Renault, Dacia.
•Kancelaria Adwokacka Łyczywek, Krzywoustego 3
ul. Bulwar Szczeciński 13
•Holda / Chysler Dodge i Jeep, Gdańska 7
•Łopiński Spółka Jawna ul. Madalińskiego 7
•Master Finanse/Master Auto, Golisza 6
•Filharmonia Szczecińska, Armii Krajowej 1
•Lexus, Mieszka I 25
•Opera na Zamku, Energetyków 40
•Łopiński Spółka Jawna, Madalińskiego 7
•Teatr Współczesny, Wały Chrobrego 3
•DDB Auto Bogacka Mercedes, Mieszka I 30
•Teatr Polski, Swarożyca 5
•Bogacki Chevrolet, Opel, Mieszka I 45
•Teatr Pleciuga, Plac Teatralny 1
•Ford, Pomorska 115B
•Cafe Pleciuga, Plac Teatralny 1
•Bemo Motors, Pomorska 115B
•Pionier 1909, Wojska Polskiego 2
•Auto Bruno Volvo, Pomorska 115b
•Galeria Kierat, Koński Kierat 14
•Mercedes Mojsiuk, Pomorska 88
•Galeria Kierat 2 , Małopolska 5
•Kozłowski Toyota, Struga 17
•Galeria Orient, Małopolska 5
•Kozłowski Opel, Struga 31 B
•13 muz, Plac Żołnierza Polskiego 2
•Krotoski-Cichy Skoda, VW, Audi, Struga 1A
•Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie,
•Polmotor Nissan, Struga 71
Wały Chrobrego 3
•Polmotor KIA, Wisławy Szymborskiej 8
•Muzeum Historii Szczecina, Oddział Muzeum
•Subaru, Struga 78a
Narodowego w Szczecinie, Księcia Mściwoja II 8
•Pehamot Skoda, Zielonogórska 32
•Muzeum Sztuki Współczesnej, Oddział Muzeum
•BMW i MINI Bońkowscy, Ustowo 55
Narodowego w Szczecinie, Staromłyńska 1
•Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego w
Szczecinie, Staromłyńska 27
•Trafostacja Sztuki, Świętego Ducha 4
•Neckerman, CH Galaxy , Wojska Polskiego 11
•Szczeciński Inkubator Kultury, Wojska Polskiego 90
•LTUR, CH Galaxy
•TUI, CH Kaskada
•Interglobus Tour, Kolumba 1
•Itaka, Krzywoustego 7
•Urząd Miasta Szczecin, Armii Krajowej 1
•Odra Travel, Piłsudskiego 34
•Urząd Marszałkowski Województwa
•Tropicana Travel, Plac Lotników 6/1
Zachodniopomorskiego, Korsarzy 34
•Rainbow Tours, Wojska Polskiego 12
•Zachodniopomorski Urząd Wojewódzki, Wały
•Hepi Sport-turystyka, Mazowiecka 1
Chrobrego 4
•Kawa i Podróże Lotos Travel –
•Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości, Kolumba 86
Klub Podróżnika, Małopolska 4
•Północna Izba Gospodarcza, Wojska Polskiego 86
•Dragon Event , Twardowskiego 18
•PKP S.A.Oddział Gospodarowania Nieruchomościami,
3 Maja 22 (I piętro)
•Euroafrica ul. Energetyków 3 / 4
•Polska Żegluga Morska POLSTEAM , Pl. Rodła 8
•Baszta Nieruchomości, Panieńska 47
•ILS Nieruchomości, Boh. Getta Warszawskiego 23/1 •Nordea, Malczewskiego 26, Oxygen
•Polska Fundacja Przedsiębiorczości (sekretariat),
•Konsart Nieruchomości, Grota Roweckiego 27A
Monte Casino 32
•Horyzont, Krzywoustego 15
•TVP oddz. Szczecin, Niedziałkowskiego 24a
•Inwestor Nieruchomości, Krzywoustego11-13
•Karcher Center Kerpol, Struga 31F
•SCN, Piłsudskiego 1A
•Radio ESKA, Matki Teresy z Kalkuty 6
•Prestigo, Rayskiego 18
•Labirynt Laser Tag , Niepodległości 18-22
•Extra Invest, Wojska Polskiego 45
SALONY
SAMOCHODOWE
KULTURA
BIURA PODRÓŻY
BIURA NIERUCHOMOŚCI
GABINETY LEKARSKIE
I DEWELOPERZY
I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ
INNE

Podobne dokumenty

Pobierz - Strefa Biznesu

Pobierz - Strefa Biznesu Redakcja: Paulina Targaszewska, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Agata Maksymiuk, Anna Folkman / Korekta: Beata Pikutowska Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład ma...

Bardziej szczegółowo