Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014

Transkrypt

Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
GAZETKA PRZEDSZKOLNA
MISIACZEK
PRZEDSZKOLACZEK
W DZISIEJSZYM
NUMERZE:
- AKTUALNOŚCI
- JAK RADZIĆ SOBIE Z NIEJADKIEM?
- MAMO, TATO POCZYTAJ ZE MNĄ!
- ĆWICZENIA SPRAWNEJ RĄCZKI
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
Przekazuję w Państwa ręce pierwszy numer gazetki Misiaczek Przedszkolaczek w roku szkolnym 2014/2015.
W dzisiejszym numerze dowiedzą się Państwo jak radzić sobie z niejadkiem. Myślę, że informacje te będą
szczególnie przydatne biorąc pod uwagę fakt, że niektóre dzieci będąc pierwszy rok w przedszkolu mogą mieć
problem z jedzeniem.
Serdecznie zapraszam do lektury i przypominam, że propozycje tego co chcielibyście, aby ukazało się na łamach
naszej gazetki przesyłać można na adres mailowy: [email protected]
Serdecznie pozdrawiam
Redaktor naczelny:
Marlena Imalska
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
AKTUALNOŚCI
Godziny pracy w poszczególnych grupach w Przedszkolu nr 94 "Kraina Słonecznych Marzeń" w roku
szkolnym 2014/2015
Grupa I
7.00-17.00 (nauczyciele: Katarzyna Kalupa, Ilona Falińska)
Grupa II
8.30-15.00 (nauczyciele: Beata Adamska, Beata Gela)
Grupa III 6.00-16.00 (nauczyciele: Ewa Zych, Ewelina Biernacka)
Grupa IV 6.30-16.30 (nauczyciele: Marlena Imalska, Wioletta Czerwonka)
Grupa V 7.00-17.00 (nauczyciele: Monika Kurowska, Magdalena Bereda)
Przypominamy, że Przedszkole czynne jest w godz. 6.00- 17.00. Prosimy o punktualne odbieranie
dzieci.
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
JAK RADZIĆ SOBIE Z NIEJADKIEM?
„Niejadek” to zwykle dziecko, które nie je tak, jak rodzice i wychowawcy oczekują, a więc takie,
które niechętnie próbuje nowe potrawy oraz które niechętnie je różne znane mu potrawy.
Co ma zatem robić przerażony rodzic lub opiekun? Na początek może przyjrzeć się badaniom i
obserwacjom nawyków żywieniowych dzieci, prowadzonych przez lekarzy, dietetyków i psychologów.
Wskazują one na następujące fakty i prawidłowości:
1. Wszystkie dzieci chcą jeść.
2. Dzieci są w stanie same prawidłowo regulować ILOŚĆ spożywanego jedzenia. Kiedy nie są
nadmiernie sterowane, instynktownie będą jadły to, co dla nich najlepsze i w sposób dla nich najlepszy,
a więc korzystając z wewnętrznych sygnałów, takich jak poczucie głodu, apetytu i sytości.
3. Większość dzieci negatywnie reaguje na nowe jedzenie, ale z czasem akceptuje je. Maluchy zwykle
potrzebują ok. 10-15–razowego kontaktu z nową potrawą zanim ją zjedzą.
4. 2-4-latki chętniej akceptują nowe potrawy i szeroką gamę potraw niż 4-8-latki. Uważa się, zatem, że
nie powinno się ograniczać dzieciom dostępu do różnych potraw z uwagi na to, że są za małe.
5. Dziecko to nie mały dorosły. Dzieci nie jedzą po trochę wszystkiego, tak jak dorośli, Jedzą to, na co
mają ochotę danego dnia, jedną lub dwie rzeczy, następnego dnia - coś zupełnie innego lub to samo, by
następnego dnia stwierdzić, że nie lubią bananów, choć jadły je przez trzy dni po dwa naraz. Rodziców
to denerwuje, ale dzieciom zupełnie nie szkodzi.
6. Większość dzieci nie spożywa pełnowartościowych poszczególnych posiłków każdego dnia, ale ich
dieta równoważy się zwykle w okresie jednego tygodnia.
7. Większość małych dzieci zjada 1-2 pełne posiłki dziennie (a nie 3-5).
8. Najlepszym sposobem na nauczenie dzieci jedzenia różnorodnych potraw jest spożywanie ich w domu
przez wszystkich członków rodziny, którzy jednocześnie pozytywnie wyrażają się o jedzeniu.
9. Gdy dzieci rozwijają się prawidłowo i mają wg rodziców i innych osób je obserwujących co najmniej
przeciętny poziom energii, prawdopodobnie nie ma się czym martwić nawet jeśli nie jedzą wg nas
idealnie. Zmuszanie i nadmierne skupianie się wokół diety zdrowego dziecka przynosi więcej szkody
niż pożytku.
Wskazówki psychologów i dietetyków pomagające rodzicom i dzieciom przetrwać pory posiłków to:
1. Postaraj się, by wszystkie posiłki były spożywane w miłej atmosferze, a w szczególności unikaj rozmów o
słabym jedzeniu dziecka;
2. Pamiętaj, żeby w oferowanych dziecku w czasie jednego posiłku potrawach zawsze znalazła się
przynajmniej jedna, którą dziecko lubi oraz nie proponuj więcej niż jednej nowej potrawy w danym dniu.
3. Podawaj dziecku małe porcje: niejadek będzie miał wtedy szansę poprosić o dokładkę, a nadmiernie
jedzące dziecko – sprawdzić, czy mniejsza porcja mu wystarczy.
4. Postaraj się nie przygotowywać specjalnych posiłków dla dziecka. Jeśli nie chce - może nie jeść tego, co
reszta rodziny, ale nie przygotowuj mu innego posiłku. Nic się nie stanie jeśli dziecko raz czy dwa nie zje,
natomiast przygotowywanie mu alternatywnych dań jest na dłuższą metę niekorzystne dla dziecka i dla
rodziców.
5. Proponuj nie więcej niż dwie zdrowe przekąski dziennie (jogurt, jabłko, kawałek banana);
6. Nie używaj jedzenia jako nagrody ani kary;
7. Niech deser będzie daniem po daniu głównym, a nie powodem do kłótni, gdy jest to jedyna część posiłku,
którą dziecko jest zainteresowane.
8. Jeśli dziecko nie znosi określonej potrawy, bo np. wywołuje w nim odruch wymiotny – nie podawaj mu
jej;
9. Jeśli chodzi o potrawy, których dziecko nie zna, a twierdzi, że nie lubi, jednak nie budzą w nim
negatywnych reakcji fizycznych – można i warto zachęcać go do próbowania, ale nie wolno zmuszać.
10. Nie wpadaj w panikę, gdy dziecko nie je produktów ze wszystkich grup pokarmowych w czasie jednego
posiłku;
11. Jeśli dalej się martwisz, że dziecko nie je wystarczająco dużo możesz mu dać witaminę 1-2 razy w
tygodniu, choć pewnie nie jest to konieczne.
12. Pamiętaj, że wszelkie zmiany nawyków jedzeniowych wymagają czasu - dlatego należy być cierpliwym.
źródło: www.rodziceidzieci.com
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
MAMO, TATO POCZYTAJ ZE MNĄ!
Historia Ewelinki
Historia, którą wam opowiem, zdarzyła się naprawdę. Było to 10 lat temu, gdy mieszkałam jeszcze z
rodzicami w Poznaniu przy ulicy Bułgarskiej. Tamtejsza okolica była dość ciekawa, gdyż blok znajdował się
niedaleko lasku Marcelińskiego. Miałam wtedy trzy latka i niewiele pamiętam z tamtego okresu, ale niektóre
zdarzenia utkwiły mi w pamięci. Właśnie jedno z nich pragnę opisać…
Nadeszło lato. Rankiem słońce mocno prażyło tocząc się wysoko nad drzewami. Moja mama
wcześnie wstawała i zawsze robiła coś ciekawego. Tego dnia rozwieszała bieliznę na sznurach. Lubiłam
przyglądać się jej, gdy wykręcała mokre rzeczy i przerzucała przez linkę. Uśmiechnęła się do mnie, a ja
wiedziałam, że teraz moja kolej. To ja byłam tą osobą, której nie mogło zabraknąć – podawałam mamie
klamerki. Mama miała długie, kręcone włosy z grzywką nad oczami. Pamiętam to, bo zawsze ta grzywka
podczas wieszania prania wpadała jej w oczy, a mama takim zabawnym ruchem głowy odgarniała ją na bok.
Byłam wtedy malutka i czułam się szczęśliwa i potrzebna. Nawet, jeśli chodziło o takie drobiazgi jak
podawanie klamerek do suszenia prania. Był to najpiękniejszy okres w moim życiu. Całe dnie spędzałyśmy z
mamą bawiąc się, rysując i śpiewając. Mama często czytała mi bajki. A już najbardziej zachwycało mnie
śpiewanie kołysanek przed snem.
Tego dnia po rozwieszeniu bielizny mama powiedziała:
- Ewelinko, umyj rączki. Zaraz będzie śniadanko!
Po tych słowach poszła do kuchni i podśpiewując przygotowywała śniadanie. Cały mój dobry humor prysł.
Pamiętam, że strasznie nie lubiłam wtedy jeść. Mama i tata starali się jak mogli, żeby jedzenie było
apetyczne. Tata z kanapek budował dla mnie pociągi, w których każda kolorowa kanapka była wagonikiem,
a mama z białego serka i jajek lepiła białe myszki.
To jednak nie pomagało. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że była chora na anemię i lekarze grozili rodzicom,
że jeśli nie przytyję to trafię do szpitala. Teraz to rozumiem, ale wtedy nie mogłam pojąć, dlaczego zmuszają
mnie do jedzenia.
Mama postawiła śniadanko na stole i zawołała mnie. Była to najokropniejsza chwila, bo wiedziałam, że i tak
nic nie zjem, a mama się na mnie pogniewa. Usiadłam przy stole, zakryłam rączkami buzię i powiedziałam
to, co zwykle:
- Ja jeść nie będę…
Spojrzałam na mamę i zauważyłam, że patrzy na mnie inaczej niż zwykle. Nic nie mówiąc wstała do stołu i
wróciła z książką w ręce. Stwierdziła, że skoro jeść nie zamierzam, to ona przeczyta mi książeczkę, którą
ostatnio dostała od koleżanki. Opowiada ona o chłopcu podobnym do mnie, który nazywał się Tadek
Niejadek. Nie pamiętam, czy zrozumiałam wtedy o co chodzi w tej książce. Ale na pewno nie uwierzyłam w
to, że wiatr może porwać dziecko, bo przecież codziennie chodziłam z mamą na spacer i nigdy żaden wiatr
mnie nie porwał. Mimo, że już nie pamiętałam dnia, w którym zjadłabym śniadanko.
Gdy mama skończyła czytać, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. W progu stanął tata i poprosił, żebym się
szybko ubrała, to pojedziemy na działkę babci, zrywać wiśnie.
Bardzo się ucieszyłam, bo wyjazdy na działkę babci lubiłam tak bardzo, jak zabawy z mamusią. No, może
tylko troszeczkę mniej. Po godzinie byliśmy już na miejscu. Babcia czekała na nas przy altance. Tatuś i
babcia zajęli się zrywaniem wiśni a ja biegałam między grządkami, zrywając truskawki. Co chwilę
najładniejsze z nich trafiały do mojej buźki, zamiast do koszyczka. Po jakimś czasie znudziło mnie to
objadanie i usiadłam pod drzewkiem moreli. Patrzyłam jak po pachnącym pniu dreptały rzędem czarne
mrówki. Zerwałam gałązkę przekwitłego bzu i bawiąc się nią patrzyłam w niebo. Podobała mi się ta zabawa,
bo wymyślałam sobie różne zwierzątka z chmurek. Moją zabawę przerwał dopiero cichy śpiew pasikonika –
usiadł na mojej nodze i ruszając długimi wąsami opowiadał mi o swoim życiu.
Podeszła babcia, która niechcący spłoszyła zwierzątko, które uskoczyło w trawę. Babcia przypomniała mi,
że jeszcze nie zerwałam kwiatków dla mamy, więc szybko wstałam i pobiegłam zrywać te najpiękniejsze.
Powietrze prawie parzyło, ale zaczął wiać delikatny wiaterek, który przyjemnie chłodził ciało. Babcia i tatuś
spojrzeli w niebo i szybko zaczęli zbierać wiadra z wiśniami. Kazali mi też zebrać kwiatki i iść do furtki.
Babcia cofnęła się jeszcze po parasol, który miała schowany w altance. Razem szliśmy w kierunku
samochodu, a nad nami w lasku szumiały drzewa. W powietrzu wisiał ledwo słyszalny szmer. Ja szłam
przodem, a tatuś i babcia obładowani wiadrami szli za mną. W pewnym momencie babcia zatrzymała się i
podała mi otwarty parasol, mówiąc:
- Trzymaj go mocno w rączce, bo za chwilę będzie padał deszcz.
Kiedy doszliśmy do krzywej sosny, wiatr zawiał mocniej i szarpnął parasolem do tyłu. Mocniej chwyciłam
rączkę i zmrużyłam oczy. Szłam w milczeniu i zdawało mi się, że słyszę głos wiatru:
- Porwę cię, porwę cię… - dalekim, groźnym głosem szumiał wiatr
- Dokąd, dokąd?... – cienkim głosem odpowiadał babciny parasol.
Gdzieś blisko ziemi chrupnęła nadepnięta szyszka, a spod bucika odskoczył kamyk. Zaczęłam się bać, bo
wiatr wiał z taką siłą, że nie mogłam odwrócić się do tyłu. Przestałam słuchać tego, co się działo wokół
mnie, zbyt byłam pochłonięta trzymaniem parasola.
Niespodziewanie wiatr dmuchnął ze zdwojoną siłą, grzbiety białych brzóz pochyliły się do ziemi.
Pociemniało, zaszumiało i wydawało mi się, że słyszę głos:
- Teraz czas na zabawę… ha, ha, ha!
Po tych słowach poczułam, że unoszę się do góry. Spojrzałam w dół i dokładnie widziałam, że moje nogi
oddalają się od ziemi. Czułam się dziwnie, tak jakbym nic nie ważyła – jakbym była piórkiem. Wtedy
dotarło do mnie, że gdybym zjadła śniadanko, to byłabym cięższa i wiatr by mnie uniósł. Wystraszyłam się i
coś we mnie krzyczało:
- Nie! Nie chcę!...Już będę jeść…
Zamknęłam oczy i wtedy przypomniałam sobie bajkę o Tadku Niejadku. Z wrażenia aż tchu mi zabrakło i
zaczęłam płakać. Wypuściłam parasol z rączki i spadłam na ziemię. Leżąc na trawie patrzyłam na babciny
parasol, który leciał wyżej i wyżej, zatrzymując się dopiero na gałęzi sosny. W jednej chwili wiatr się
uspokoił i z nieba zaczął padać deszcz. Szybko przemokliśmy, ale nie czuliśmy chłodu. Babcia i tatuś
dobiegli do mnie i podnieśli mnie z mokrej trawy. Tatuś wziął mnie na ręce i powiedział:
- Ale nas nastraszyłaś… Latać chciałaś? Może lepiej zostań pilotem, jak dziadek Rafał?
- Pewnie! – roześmiałam się – Już jestem taka lekka, że wiaterek mnie porwał!
- No, no… - mruknął tatuś.
Jedną ręką przygładził czarne włosy, pomyślał chwilę i uśmiechając się postawił mnie na ziemi. Do
samochodu szliśmy lekko i szybko, żeby jak najmniej zmoknąć. Przy babci i tacie czułam się bezpieczna i
rozpierała mnie duma.
Spieszyłam się i biegłam przodem bo bardzo, bardzo chciałam mamie powiedzieć co mi się przydarzyło.
Gdy więc w końcu stanęliśmy w progu stanęliśmy w progu domu, rzuciłam się mamie na szyję i zaczęłam
opowiadać. Mama postawiła mnie na ziemi, wzięła za rączkę i prowadząc do kuchni powiedziała:
- Cieszę się, że już nie będę musiała namawiać cię do jedzenia. Jesteś mądrą dziewczynką i zrozumiałaś, że
trzeba jeść, żeby dobrze się czuć.
Od tej pory przestałam grymasić podczas jedzenia. Jeszcze parę lat miałam skłonność do anemii, ale teraz
jestem już zdrowa i cieszę się, że spotkała mnie ta przygoda. A historię tą, śmiejąc się, opowiada się do tej
pory w mojej rodzinie.
Misiaczek Przedszkolaczek Nr1 2014
ĆWICZENIA SPRAWNEJ RĄCZKI