Untitled

Transkrypt

Untitled
MOLIER
SKĄPIEC
(L’AVARE)
Przekład TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI (akt I-V)
JÓZEF NARZYMSKI (akt V scena 5)
Reżyseria MARIÁN PECKO
Scenografia PAVOL ANDRAŠKO
Kostiumy EVA FARKAŠOVÁ
Muzyka RÓBERT MANKOVECKÝ
Korepetycje muzyczne ANNA PODKOŚCIELNA-CYZ,
BARTEK SZUŁAKIEWICZ
Asystent Reżysera PIOTR HUDZIAK
OBSADA:
Harpagon – IRENEUSZ PASTUSZAK
Kleant - KAMIL URBAN
Eliza – MATYLDA BACZYŃSKA
Walery - ALEKSANDER FIAŁEK
Marianna - MONIKA WENTA
Anzelm - JERZY PAL
Frozyna - KINGA PIĄTY
Simon - MARIUSZ SZAFORZ
Jakub - TOMASZ WIŚNIEWSKI
Strzałka - PIOTR HUDZIAK
Komisarz Policji - TOMASZ PIASECKI
oraz
WERONIKA BARAN, KLAUDIA CZAPIEWSKA,
KINGA CZAPLA, PATRYCJA JASIELSKA,
DOMINIKA KOS, AGATA MURDZA,
GABRIELA NALEPKA, MATEUSZ GUMOLA.
Inspicjent, sufler KRYSTYNA FUDYMA
PREMIERA 6 KWIETNIA 2014 ROKU, DUŻA SCENA
Molier (fr. Moliere), właściwie Jean Baptiste Poquelin. Urodził się
15 stycznia 1622 w Paryżu, zmarł 17 lutego 1673 tamże. Uważany
za najwybitniejszego komediopisarza w historii literatury francuskiej. Był też aktorem i dyrektorem teatru.
Pochodził z rodziny mieszczańskiej, ukończył studia prawnicze,
jednak pracy w zawodzie nigdy nie podjął. W 1643 r. założył
w Paryżu wspólnie z Magdaleną Bejart Illustre Théâtre, wędrowną trupę, która wystawiała zapomniane farsy średniowieczne oraz
włoskie commedia dell’arte. Gdy zespół zbankrutował, Molier został uwięziony za długi. Po wyjściu na wolność kontynuował życie wędrownego aktora aż do 1658 r., kiedy to jego trupa wróciła
do Paryża. W 1659 roku wystawił tam swoją komedię „Pocieszne
wykwintnisie”, która odniosła ogromny sukces, wzbudzając przychylność króla Ludwika XIV.
Molier wierzył w skuteczność nauczania ze sceny. Uprawiał tzw.
wielką komedię, widowiska farsowe, komedię heroiczną i komediobalet. Połączył w nich tradycję rodzimej farsy ludowej
z elementami włoskiej commedia dell’arte i klasycznej sztuki
komicznej (Arystofanes i Plaut). Prezentując galerię wiecznych
typów ludzkich, dawał zarazem satyryczny obraz francuskiej
obyczajowości XVII w. – ośmieszał salonową przesadę („Pocieszne wykwintnisie”, wyst. 1659), niezrozumienie życia rodzinnego
(„Szkoła mężów”, wyst. 1661, „Szkoła żon”, wyst. 1662), hipokryzję i zakłamanie dewotów („Świętoszek”, wyst. 1664), wielkopańską pozę arystokratów („Don Juan”, wyst. 1665), okrutną pogardę
światowców wobec uczciwych i prostolinijnych („Mizantrop”,
wyst. 1666), manię gromadzenia bezużytecznych bogactw („Skąpiec”, wyst. 1668). Molier przepoił swą twórczość głębokim humanizmem – mimo goryczy i pesymizmu wierzył w rozum ludzki i zdolność przezwyciężania zła oraz opowiadał się za wolnym
i godziwym wyborem własnej drogi. Zmarł na scenie podczas
wystawiania sztuki „Chory z urojenia”. W trakcie czwartego
przedstawienia komedii Molier przeżył zapaść, gdy odgrywał scenę śmierci Chorego, a wkrótce po tym zmarł. Jego prochy spoczywają na cmentarzu Pere-Lachaise w Paryżu.
v
Marián Pecko- urodził się w 1958 roku w Zilinie.
W teatrze pracuje od 1977 roku. Zanim został reżyserem, był m.in. aktorem, brygadierem sceny,
bileterem, oświetleniowcem, sprzedawcą biletów,
dyrektorem naczelnym. Pisał też muzykę i teksty do
spektakli. Obecnie pracuje w Teatrze na Rozdrożu
w Bańskiej Bystrzycy jako reżyser i dyrektor artystyczny. Przygotował ponad sto premier w różnych
krajach europejskich (inscenizował teksty Szekspira, Moliera, Lorki, Gogola, Albeego, Bernharda,
E. T. A. Hoffmanna, Gombrowicza, Kafki, a także
współczesnych dramatopisarzy słowackich). Często pracuje w Polsce- jest twórcą m.in. obsypanej
deszczem nagród „Iwony, księżniczki Burgunda”
Witolda Gombrowicza, zrealizowanej w 2009 roku
w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Z sukcesami
pracuje w teatrze lalkowym, dramatycznym, operze
i cyrku. Wielokrotnie nagradzany na międzynarodowych festiwalach teatralnych.
Jak sam mówi: „Kiedy miałem 17 lat odkryłem Teatr. Od tego czasu w tym Teatrze pracuję...”.
SKĄPIEC
(…) Dotknęliśmy punktu, który wprowadza nas w inny problem,
dający tej sztuce osobliwą doniosłość. To r o d z i n a. Skąpiec,
będąc analizą charakteru, monografią namiętności, jest zarazem
tym, co dziś się nazywa d r a m a t e m r o d z i n n y m. Począwszy
od wczesnych sztuk Moliera, można zauważyć, iż w konflikcie,
stanowiącym zwyczajną ich kanwę, konflikcie między ojcami
a dziećmi, staje on prawie zawsze po stronie dzieci, po stronie
młodości. Zważmy w paru słowach położenie dzieci w ówczesnym, dajmy na to, szlacheckim lub zamożnym mieszczańskim
domu. Cechą tego położenia jest najzupełniejsza zawisłość. Póki
ojciec żyje, trzyma w garści wszystko: syn, choćby dorosły, jest
niczym, zależy od jego łaski. A trzeba dodać, iż władza, narzucanie drugim swojej woli, była wówczas najsilniejszą z namiętności.
Praca zarobkowa, w dzisiejszym znaczeniu, nie istniała; urząd –
nawet szarżę wojskową– trzeba było kupić. Małżeństwo dzieci
było wyłącznie w ręku ojca; ileż córek kończyło życie w klasztorze, ponieważ ojciec nie chciał ich posagiem uszczuplać dziedzictwa, bez posagu zaś ani marzyć nie mogły o zamęściu! Iluż
młodszych synów bez powołania musiało składać śluby duchowne! A jeżeli ojciec był złym człowiekiem? jeżeli był sknerą, dziwakiem? jeżeli się ożenił powtórnie i miał serce tylko dla nowej
rodziny?
(…) Nieodzownym było powołać się na te przykłady, mimo że
tak jaskrawe i drastyczne, aby objaśnić pewne rysy komedii Moliera, które dziś mogłyby się wydać nazbyt ponure i razić nasze
poczucie delikatności a nawet poczucie moralne. Wzdrygamy
się, kiedy Kleant na wpół ofiaruje lichwiarzowi rychłą śmierć
ojca: ale czyż nie za czasów Moliera wyszły na jaw owe straszliwe
procesy o trucicielstwo, które musiano umorzyć, gdyż tyle osób i
to z najwyższych sfer było w nie wmieszanych?
W epoce Moliera wada charakteru i umysłu ojca ciążyła nad całym domem, uciskała i paczyła egzystencję rodziny, mogła się
stać katastrofą. Już w „Świętoszku” Molier nakreślił obraz domu
jęczącego pod taką bezrozumną tyranią; w „Skąpcu” pogłębił go
jeszcze. Przyjrzyjmy się tedy rodzinie Harpagona. Matka dawno
już poszła w grób; można się domyślić, jakie było jej życie. Dzieci,
puszczone samopas, mogą robić, co chcą, byleby to nic nie kosztowało. Kiedy Harpagon dowiaduje się, że syn żyje z gry (może
fałszywej, jak czyniło tylu ówczesnych złotych młodzieńców), ma
mu do zarzucenia tylko to, iż wygranej nie składa na procent. Do
córki odnosi się jeszcze gorzej. Widzi w niej tylko jeden więcej żołądek do nakarmienia, a w przyszłości, o zgrozo! może i pretensje
do posagu lub bodaj schedy po matce. Każde jego słowo do niej
jest grubiańskie i upokarzające. W takiej atmosferze wzrosło tych
dwoje młodych; i to czuć. Dziwna od nich obojga wieje oschłość,
twardość, trzeźwość; wcześnie zaczęli szkołę życia, i to najohydniejszą. Porównajmy ich z parą młodych w „Świętoszku”, a ujrzymy odcień: tam, mimo że sarkają na ojcowską tyranię, dzieci
odnoszą się do Orgona z szacunkiem; bo też, poza swoim zaślepieniem, jest to dzielny i zacny człowiek.Dzieci Harpagona mają dla
swego ojca tylko wzgardę i nienawiść. Tam, w atmosferze domu
Orgona, może zakwitnąć jakiś wdzięk, uczucie; tutaj nie: wszystko
zatrują miazmaty pieniądza. Dramaty serca plugawią się drobnymi
gospodarskimi obrzydliwościami. Łatwo zrozumieć, że ci młodzi
nie mają odpowiedniego towarzystwa. Kogóż mogą przyjąć w tym
domu, z kim mogą żyć dzieci Harpagona? Cóż stąd wynika? To,
iż (jeżeli wyłuskamy rzecz z osłonek konwencji) córka wprowadza pod dach ojcowski obieżyświata, o którym nawet dobrze nie
wie, kim jest; syn zaś może być partią jedynie dla awanturnicy, za
jaką (znów gdyby nie konwencja sceny) moglibyśmy łatwo wziąć
tę Mariannę wraz z jej dwulicową mamą i zbyt usłużną Frozyną.
Romantycznie szczęśliwe zakończenie łagodzi wszystko; ale nim
przyszło do tych końcowych cudownych wyjaśnień, wiele moglibyśmy między wierszami wyczytać.
Tadeusz Żeleński- Boy, Pisma, t.11: Molier, wyd. PIW 1957, s.140-144
Z filozofem dr hab. Zbigniewem Mikołejko, profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, rozmawia Urszula Rybicka
Czy z filozoficznego punktu widzenia można powiedzieć, że ludzie są chciwi z natury?
Zbigniew Mikołejko: Nie sądzę. Oczywiście gdzieś w nas istnieje
dążenie do tego żeby poszerzyć terytorium i uczynić je bezpieczniejszym. To się wyraża symbolicznie w pieniądzu czy w dobrach
materialnych. W tym sensie istnieje jakieś biologiczne dno chciwości. Ale generalnie nie zawsze ta biologiczna podstawa musi się
rozwinąć w coś chorego i horrendalnego, czyli to co nazywamy
chciwością czy zachłannością.
Gdzie w takim razie leży granica? Co jest potrzebne, żeby nazwać to zachowanie chciwością lub pazernością?
Myślę, że każda zbiorowość ma swoje miary. Inaczej będzie oceniać
chciwość środowisko bankierów, a inaczej środowisko ubogich
ludzi żyjących gdzieś na peryferiach zamożnego świata. Niemniej
jednak myślę, że po prostu jest to nadmierna, wedle ocen środowiskowych, zachłanność - pożądanie różnych dóbr. Przy czym
chciwość niekoniecznie przekłada się tylko na wartości materialne.
Czasem są to wartości symboliczne. Niektórzy kolekcjonują zachłannie ludzkie uczucia, inni medale.
Czy można w takim razie pomylić chciwość z ambicją?
Często ludzie używają pojęcia ambicja żeby zasłonić chciwość.
Oczywiście ambicja też może być zdrowa lub niezdrowa. Chora
ambicja, chciwość jest czymś, co przerasta bardzo radykalnie i potrzeby, które w sobie nosimy, i możliwości, które człowiek ma. Chciwość wyrasta ponad nasze władze duchowe, moralne czy fizyczne.
Jest ambicją posiadania, która wymyka nam się spod kontroli. Warto też powiedzieć, że często mylimy chciwość ze skąpstwem. A istnieje zasadnicza różnica. Skąpstwo jest postawą raczej bierną, taką,
która za wszelką cenę pragnie ukryć, schować, a nawet udać biedę,
więc ograniczyć się. Natomiast chciwość jest postawą aktywną. (...)
Człowiek, tak jak Pan powiedział, z natury chciwy nie jest, tylko
ma naturalną potrzebę zwiększania stanu posiadania i zapewniania w ten sposób bezpieczeństwa. Może jednak przekroczyć
tę granicę, kiedy pojawi się pokusa.
Pokusa, ale także i lęk. W histerycznym lęku chcemy mieć więcej
i więcej, bo wydaje nam się, że będziemy bezpieczni. Chciwość
może być też narzędziem kompensacji. Oto mali, biedni, szarzy
ludzie, nagle zaczynają mieć pieniądze i mogą stać się dzięki temu
potężni, wspaniali, pożądani przez wszystkich, a wcześniej byli nikim. Źródłem pokusy jest poczucie małości, gorszości. W historii
są postacie mędrców, którzy nie mieli nic, ale żyli w poczuciu, że
mają wszystko, jak Diogenes, który mieszkał w beczce, miał tylko płaszcz i kij do odpędzania bezpańskich psów, bo kubek uznał
za luksus, kiedy zobaczył chłopca pijącego wodę z dłoni. Według
anegdoty, kiedy stanął nad nim Aleksander Wielki, on poprosił go,
aby się przesunął, bo zasłania słońce. Aleksander miał powiedzieć
wtedy, że gdyby nie był Aleksandrem, to chciałby być Diogenesem.
To jest oczywiście skrajny przykład, ale płynie z niego nauka, że
człowiek naprawdę mądry nie potrzebuje mieć wiele, żeby nie mieć
kompleksów. Poza tym jest jeszcze kwestia wolności, bo chciwość
czyni nas niewolnikami czegoś, nad czym nie panujemy i żadne
racjonalne argumenty do nas nie mogą dotrzeć.(...)
Czy nie istnieje chciwość połączona z wyrachowaniem?
Jasne, że ktoś może być chciwy tak na zimno, złowieszczo, z wyrachowania. Są takie przypadki, rzecz jasna. Tylko że to jest objaw.
Bo tak naprawdę pod tą zimną kalkulacją znów przeważnie kryją
się emocje. Tak było w przypadku hrabiego Monte Christo. Zdobył
majątek cudem, po tym jak utracił miłość, wolność i wszystko co
posiadał. I teraz zaczyna kalkulować. Jednak używa metod spekulacyjnych, posługuje się cudzą chciwością z zimnym wyrachowaniem
po to, aby osiągnąć cel emocjonalny, zemścić się.
Tak naprawdę w każdym z nas tkwi potrzeba takiej rekompensaty, przecież doznaliśmy różnych traum, spotkaliśmy się z lekceważeniem. Sądzimy, że nasza pozycja społeczna jest niższa niż na to
zasługujemy. Pieniądz wydaje się narzędziem łatwego wyrównania
niesprawiedliwości. Dlatego bywa pożądany do szaleństwa. Warto jednak wrócić do maksymy Henry’ego Forda, człowieka, który
przecież doszedł do wielkiej fortuny. Powiadał on, że chciwość
jest największą przeszkodą w zdobywaniu pieniędzy. Wiedział, co
mówi.
Źródło: Serwis Nauka w Polsce
www.naukawpolsce.pap.pl
HISTORIA PIENIĄDZA
W kulturach pierwotnych pojęcie pieniądza jako osobnego środka płatniczego nie istniało. Podstawowym sposobem nabywania dóbr był barter,
czyli wymiany na zasadzie przedmiot za przedmiot. Jeden towar wymieniano za inny o niekoniecznie takich samych właściwościach. Szybko jednak
zorientowano się, iż nie zawsze taka wymiana towarami była sprawiedliwa,
gdyż wartość przedmiotów często nie była taka sama i nie prowadziła do
zaspokojenia wszystkich potrzeb. Bezpośrednia wymiana towaru na towar
była również uciążliwa. wadzono tzw. pośredników wymiany, którymi zwykle były między innymi sól, zboże, skóry. Były to przedmioty ułatwiające
zaspokojenie podstawowych potrzeb biologicznych, dlatego też szybko ten
sposób wymiany za owe dobra przyjął się w ówczesnym świecie. Podczas
tego rodzaju wymiany zachodziły dwie ważne czynności: kupno i sprzedaż,
dlatego też możemy powiedzieć, że produkty konsumpcyjne są pierwotną
formą pieniądza. Ludzie zaakceptowali taki sposób wymiany, a akceptacja
ze strony społeczeństwa jest podstawą, by uznać towary konsumpcyjne za
pieniądze. Poza tym towary owe można było swobodnie dzielić, a także ich
trwałość użytkowa była zadowalająca, co skutecznie wpłynęło na akceptację
„pierwotnego pieniądza”. W procesie rozwoju gospodarki i cywilizacji z biegiem czasu miejsce produktów konsumpcyjnych zajęły metale – najpierw
nieszlachetne (brąz, miedź, żelazo) potem szlachetne (srebro, złoto, rzadziej
platyna). Metale gwarantowały trwałość użytkową oraz wartość, dlatego też
stały się formą pieniądza. O zastąpieniu towarów konsumpcyjnych, metalami zadecydowały właściwości metali. Były one znacznie bardziej trwałe niż
towary konsumpcyjne. Ich wielkość była znacznie mniejsza od towarów, co
znacznie ułatwiało transport.
Z biegiem czasu metale zaczęły być uciążliwe. Wymiary metali nie zawsze
były takie same, sztaby złota czy srebra zwykle były dużych rozmiarów,
a ważenie i dzielenie ich na mniejsze kawałki (pieniądz odliczany) zwykle
zajmowało wiele czasu. Pojawiła się więc praktyka, by sztabki złota, srebra
lub innych metali szlachetnych dzielić. Zaczęto owe metale rozdrabniać na
małe kawałki, które zwykle przyjmowały kształt pełnych lub spłaszczonych
kulek.
Z biegiem czasu zaczęto na nich bić pieczęcie znanych władców, królów by
zapobiec fałszowaniu (zmniejszeniu faktycznej ilości danego metalu w kawałku) przy tworzeniu kuleczek metalu. Po nabiciu odpowiednich podobizn, posiadacz nabitych kawałków metalu był świadom i pewien wartości
danego „pieniądza”. Przez setki lat kulki metalu, które pełniły funkcję pieniądza, były tworzone z kilku metali, jak brąz, srebro, złoto. Z biegiem czasu system bicia metali wykrystalizował się do użytkowania dwóch metali:
złota i srebra. Takie kuleczki metalu z nabijanymi podobiznami nazwane
zostały monetami.
Jednak wytwarzanie pieniądza ze złota i srebra było kosztowne, a ponadto ilość owych metali nie była wystarczająca do zaspokojenia istniejącego
zapotrzebowania. Zaczęto więc swoje zasoby pieniężne zostawiać u złotników, którzy wypisywali tzw. kwity depozytowe, które dowodziły ilości
posiadanego złota czy też srebra przez osobę posiadającą kwit. Nabywcy
kwitów mogli oprocentować swoje złoto czy srebro. Kwity depozytowe
były aktywem finansowym pojawiającym się w ewidencji dwóch podmiotów: złotnika oraz posiadacza kwitu. Złotnik zobowiązany był do wypłaty
określonej kwitem kwoty okazicielowi dokumentu. Tak to też narodziła się
kolejna forma pieniądza – pieniądz papierowy – gdyż ludzie coraz częściej
regulowali własne długi oraz należności owymi kwitami depozytowymi.
Po pewnym czasie złotnicy zostali bankierami, gdyż zaczęli emitować
coraz więcej owych kwitów. Kwity te coraz częściej nie miały pokrycia w
złocie czy srebrze – wprowadzane były do obiegu jako zadłużenie wobec
bankierów, a odsetki od nich stanowiły dodatkowy dochód dla złotników.
W następstwie kwity zostały zaakceptowane przez państwo, które wprowadziło rozporządzenia, dzięki którym owe „bilety” stały się powszechnym
środkiem wymiany handlowej. Następnie ustalono bank, który miał emitować banknoty, które zostały środkiem płatniczym, co zażegnało chaos,
który powstał, gdy każdy bank rozpoczął rozprowadzanie swoich banknotów. Później banki emisyjne w większości krajów upaństwowiono, wiążąc
je w centralna władzę monetarną. Papierowe pieniądze pojawiły się w Chinach, potem w Europie w XVII w.
Na podstawie Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza, Murray N. Rothbard,
tłum. Witold Falkowski, wyd. Fijor Publishing, Warszawa 2003
Z profesorem Januszem Filipiakiem, najlepiej zarabiającym prezesem w Polsce (ponad 12 milionów złotych rocznej pensji), rozmawia
Grzegorz Sroczyński
Tony Judt mówi tak: „Wiele osób mieszka dziś na grodzonych osiedlach, w bogatych enklawach i nie czują żadnej odpowiedzialności za
społeczeństwo za bramą”. Prawda?
- Jeśli pan zakłada, że ja siedzę w enklawie, to jest to założenie mylne.
Milionerem zostałem dopiero w wieku lat 50. Zanim powstała firma
Comarch, robiłem różne rzeczy. Byłem dozorcą na budowie, pracowałem w hucie, całe studia musiałem dorabiać. Żyliśmy z żoną w biedzie,
sprzedawało się butelki na koniec miesiąca. Pisałem doktorat, mieszkaliśmy w hotelu asystenckim z dwójką dzieci na szesnastu metrach kwadratowych. No, dla dzisiejszej młodzieży to są rzeczy...
Brzmiące całkiem znajomo.
- Znajomo? Nie dla pracowników Comarch. Chłopak ma 24 lata i już na
starcie domaga się etatu, bo chce wziąć kredyt mieszkaniowy.
Życie widziałem ze stron różnych i nie jestem dobrą osobą, żeby się
wypowiadać z punktu widzenia jakiejś enklawy. Ja nie jestem enklawa.
Mam dom na wsi pod Krakowem, normalnie żyję z sąsiadami, nawet
czasem bańkę z nimi wypiję.
Duży dom?
- Tysiąc metrów. Ale mnie prawie w nim nie ma. Najwięcej radości z
mojej rezydencji mają ludzie, którzy przychodzą tam sprzątać i kosić
trawę.
Rolls-royce to jest droga impreza?
- Pod dwa miliony. Prawie nim nie jeżdżę, po dwóch latach ma tylko 12
tysięcy kilometrów na liczniku. Nigdzie nie można nim zaparkować, bo
jest długi na 6 metrów i 70 centymetrów. Niepraktyczny.
To po co?
- Byłem ostatnio w Dubaju robić biznes. Poszedłem z ludźmi do hotelu
Armani, pod który podjeżdżają wyłącznie rolls-royce’y. Moimi partnerami w rozmowie byli właściciele samych rolls-royce’ów. Więc też posiadam go sobie i jestem spokojniejszy.
Spokojniejszy?
- Robię biznes z jakimś szejkiem i czuję się równy. Bo wiem, że też mam.
Ten samochód stoi w garażu i służy temu, żeby mieć wewnętrzną świadomość. Nie wiem, czy pan to rozumie.
Nie rozumiem.
- No i dlatego pan pieniędzy nie zrobił.
Polaków ciągle traktuje się na świecie jako ludzi gorszych. Jeśli więc robię biznes w wysokiej lidze, tym bardziej muszę mieć wszystkie atrybuty
osoby, która gra w wysokiej lidze.
Garnitur za ile?
- Na zwykłe spotkanie biznesowe nie wypada iść ubranym u najlepszego
krawca w Mediolanie. Zakładam zwykły garnitur, mniej więcej za tysiąc
euro.
A do szejka?
- Trzeba wyglądać bardziej godnie i taki garnitur kosztuje od 10 tysięcy
euro wzwyż. Jestem nuworyszem. Nouveau riche to po francusku znaczy nowobogacki. Nie wstydzę się tego. Na wszystko patrzę, analizuję i sprawia mi frajdę, że ciągle czegoś się uczę. Jadę do Mediolanu do
krawca i się dowiaduję, jak wygląda kaszmir z jedwabiem i że kosztuje
takie pieniądze. Byłem teraz w hotelu w Como na spotkaniu w sprawie
kupna firm włoskich. Odbywało się wesele arystokracji włoskiej. Pan
młody był arystokratą włoskim, a panna młoda kaukaską dziedziczką
rodu. Jakbym był ubrany skromniej niż oni, to kelnerzy by mnie nie
obsłużyli. Na przykład pan wyglądałby w tym hotelu niestosownie. „Co
ty tu, facet, robisz? - by pomyśleli. - My tu gramy w swoją grę, dlaczego
nagle wchodzisz nie z tej bajki?”.
Zegarek?
- Miałem porządny, ale mi go rąbnęli. I to w Szwajcarii. Więc nie mam.
A szejk ma!
- Niech ma. W tym przysłowiowym drogim hotelu nie muszę mieć
zegarka na ręce i sprawdzać nerwowo czas. Ciężko iść bez garnituru,
w majtkach samych na przykład. Zgodzi się pan?
Zgodzę.
- A zegarek mnie nie rajcuje, to nie mam. Mam tylko te elementy, które
są mi potrzebne do wykonywania pracy. Zegarek może kosztować 300
tysięcy euro, a ten, co mi ukradli, kosztował 25 tysięcy euro. Nie był
bardzo drogi.
Sto tysięcy złotych.
- I więcej nie kupię.
Drugi dom ma pan w Szwajcarii. Duży?
- Mniejszy. Tam nie można mieć rezydencji, bo się płaci za nią horrendalne podatki. Zresztą nie wypada. Dom bogacza i dom zwykłego
nauczyciela wyglądają podobnie i mają maksymalnie dwieście metrów.
Oni się nie lubią pokazywać. Biznesmeni też. Front jest skromny takiego
biznesmena i nawet jak ma w garażu ferrari, to nigdy do fabryki nim
nie przyjedzie, żeby pracownicy nie widzieli. Przyjedzie najwyżej autem
marki Subaru. Szwajcaria jest wyjątkowa. Kraj równości.
Pan to lubi?
- Mnie to nie przeszkadza. W Szwajcarii też jeżdżę subaru.
A w Polsce rollsem.
- Rzadko. Kierowca mnie wozi busikiem.
Ten rolls nie daje panu spokoju, więc przybliżę to jeszcze inaczej. Jak byłem profesorem AGH i żeśmy założyli Comarch, to przez chwilę Kluska
chciał nas kupić. Firma Optimus. Przed wizytą Kluski wszyscy wisieli
w oknach, czy on przyjedzie mercedesem S klasy, czy może czymś lepszym. Przyjechał E klasą i było wielkie rozczarowanie. Jaki z tego morał?
Ano taki, że Polska jest inna niż Szwajcaria. U nas istnieje wręcz oczekiwanie społeczne, że po milionerze będzie widać, że jest milionerem.
A ja nie żyję w próżni.
Cytat z Güntera Grassa: „Dryfujemy w stronę społeczeństwa klasowego z coraz biedniejszą większością i odgradzającą się od niej warstwą najbogatszych”. Ma rację?
- No wie pan, Günter Grass... Każda wypowiedź musi być związana z
elementem czasoprzestrzeni, w której została wypowiedziana. Kiedy on
to powiedział? Po II wojnie światowej?
Rok temu.
- To - nie chcę nikogo urazić - stracił kontakt z rzeczywistością.
Społeczeństwa Europy zmierzają wprost do socjalizmu. Zasiłki socjalne,
które niby są obcinane w kryzysie, wciąż wystarczają na niezłe życie.
Oczywiście nie kupi pan zegarka za 25 tysięcy, ale nie jest to nędza i
ubóstwo. Niemcy i Francuzi z powodu zasiłków tracą motywację do
pracy.
Żeby uprzedzić kolejną serię pańskich podchwytliwych pytań: nie jestem przeciwnikiem zasiłków. Mam własną teorię na temat społeczeństwa, która jest inna niż do tej pory głoszone. Ale nie wiem, czy to pana
interesuje.
Bardzo.
- Z moich obserwacji i rozumienia ewolucji wynika, że świat zmierza
w takim kierunku, aby podstawowy poziom życia wszyscy mieli zapewniony. Nikt nie będzie głody, nie będzie mu zimno ani nie będzie
nieubrany. Niezależnie od tego, czy pracuje, czy nie pracuje, to będzie
mógł pójść do przysłowiowego Carrefoura - czy też w inne miejsce,
gdzie można kupić tę chińską odzież - i podstawowe rzeczy dostanie. Za
specjalne bony albo z zasiłku.
Natomiast jednostki, które lubią pracować, mają talent i ciągną całe
społeczeństwo, będą miały możliwość posiadania kominów płacowych,
których nikt się nie czepia.
Aha.
- Jednostki pracowite i twórcze muszą dostać premię za szczególny
wkład w społeczeństwo. Przecież żeby ta cała grupa ludzi, którzy pracować nie chcą, mogła godnie żyć, to tamci muszą najpierw zarobić. Dziś
nie jest to rozumiane. W Szwajcarii na przykład chcą wprowadzić przepis, że prezes nie może zarobić więcej niż 13 średnich pensji w firmie.
Na poważnie dyskutują takie absurdy!
Czy pan sam doszedł do bogactwa?
- Tak. To jest dobrze udokumentowane. Jestem pierwszym pokoleniem,
które się dorobiło. Od pucybuta doszedłem ciężką pracą i talentem do
milionera. I uważam, że na swoją nagrodę zasługuję. Nie biorę niezasłużonych pieniędzy. (...)
Pan mnie nawet ostrzegał przez telefon, że jak będą złe pytania, to
przerwie wywiad, bo pański czas jest zbyt cenny.
- I tak długo pan wytrwał.
Nawet to sobie policzyłem.
- Co pan sobie policzył?
Ile jest warta pańska godzina: 6125 złotych. A siedzimy już
trzecią. (…) Zajmuje pan pierwsze miejsce na liście najlepiej
zarabiających polskich prezesów. Ponad 12 milionów złotych
rocznie, czyli ponad milion miesięcznie. Czy myśli pan czasem
o skutkach społecznych tak wysokiej pensji?
- Skutek społeczny jest taki, że wielu młodych ludzi bardzo ciężko
pracuje, bo też ma szansę tyle zarobić. Jakby nie widzieli tej szansy,
to by tak ciężko nie pracowali.
Jest dokładnie odwrotnie. Skutkiem społecznym takich pensji
jest frustracja całej reszty. Nigdy tyle nie zarobią.
- Ręce mi opadają. (…) To jest ważne, co teraz powiem, proszę słuchać. Zastanawiałem się wiele razy nad swoją karierą, jej źródłami.
Otóż cały mój sukces życiowy zawdzięczam temu, że mi się udało
w 1982 roku wyrwać z Polski. A wie pan, dlaczego wyjechałem? Bo
tu było szaro. Obojętnie, co pan robił, to nie miał pan z tego najmniejszej satysfakcji. I to była największa krzywda, jaką narodowi
polskiemu wyrządzono. W 1982 roku ja i moi koledzy mieliśmy po
30 lat. Wtedy człowiek powinien zrobić w życiu największy skok.
A gdzie skakać? Czy się pan narobił, czy nie, to nie mógł pan zostać
milionerem, nie mógł wyjechać na wakacje na Karaiby, nie mógł
sobie pobyć w drogim hotelu, kupić drogich ciuchów, ekskluzywnego jedzenia. I wie pan co? To ludzi wyjałowiło. Moje pokolenie jest
nieaktywne zawodowo, to są przetrącone życiorysy. Ludzie muszą
mieć szansę wzięcia dużej nagrody, bo tylko wtedy aktywnie pracują. I tylko wtedy społeczeństwo będzie funkcjonować.
Dlaczego zwykli ludzie z takim zapałem oglądają filmy typu „Dynastia” czy „Dallas”? Bo potrzebują nas, bogatych, w charakterze
wzorców. Czasem chodzę sobie po tym przysłowiowym Carrefourze. „TO PAN? BEZ OCHRONY?” - słyszę. Ludzie oczekują, że
będą wśród nich bogaci. Tam, gdzie mieszkam, pod Krakowem,
wielu się cieszy, że mają bogacza tuż obok. To jest nobilitacja dla
okolicy. Jak jadę rolls-royce’em, to spotykam wyrazy sympatii, zwykli ludzie wyciągają kciuk do góry: „Ale fajne auto”.
Gazeta Wyborcza (Duży Format) 07.08.2013r.
„Chciałoby się być bogatym, aby już nie myśleć o pieniądzach, ale większość bogatych
i tak nie myśli o niczym innym.”
Abel Bonnard
„I znowu człowiek wydaje pieniądze, których
nie ma, na rzeczy, których nie potrzebuje, by
imponować ludziom, których nie lubi.”
Danny Kaye
„Lepiej jest mieć stały dochód, niż być czarującym.”
Oscar Wilde
„Mądre, grzeczne, rozumne, chwalone, kochane,
Szlachetne i zabawne, piękne, wzięte, znane
Są pieniądze.”
Adam Naruszewicz
„Niech nie pragnie więcej ten, kto otrzymał
to, co wystarcza.”
Horacy
„Oprócz powietrza, ziemi, wody i ognia to
pieniądz jest piątą naturalną siłą, z którą najczęściej musi się liczyć człowiek.”
Josif Brodski
„Pewne ograniczenie umysłu jest, jak się zdaje, cechą prawie niezbędną dla każdego człowieka czynu, a już przynajmniej dla każdego,
kto poważnie zajmuje się gromadzeniem pieniędzy.”
Fiodor Dostojewski, Idiota
„Pieniądze nie dają szczęścia, ale mogę za nie
kupić każdy wieżowiec w Nowym Jorku.”
Andrew Carnegie
„Pieniądze szczęścia nie dają, lecz każdy chce
to sprawdzić osobiście.”
Stefan Kisielewski
„Posiadanie pieniędzy jest lepsze niż nędza.
Z powodów czysto finansowych.”
Woody Allen
Dyrektor naczelny - RAFAŁ BALAWEJDER
Główna księgowa - ELŻBIETA POPADIAK
Koordynator pracy artystycznej - WIOLETTA ŁAWNIUK
Sekretariat - MONIKA HONKISZ
Specjalista ds. prawno-kadrowych - MACIEJ WIETRZYK
Kierownik techniczny - JERZY PRZYSTUPA
Kierownik administracji - AGATA SĄDEL
Kierownik literacki - ANNA WAKULIK
Pracownia stolarska - JÓZEF KIEŁBASA, TADEUSZ STACH
Plastyk - ANDRZEJ KRZYCZMONIK
Pracownia krawiecka - MAŁGORZATA JERZYKOWSKA
Oświetleniowcy - TADEUSZ WIŚNIOWSKI, WIESŁAW HABEL
Akustyk - JERZY MILEWSKI, ARTUR WACHOWIEC, ŁUKASZ SZARY
Rekwizytor - STANISŁAW KUTA
Garderobiana - BARBARA ŁAZARSKA
Garderobiana, charakteryzatorka - DOROTA POŁEĆ
Montażyści dekoracji - WŁODZIMIERZ NĘDZA (brygadzista),
RYSZARD ADAMIAK, ZDZISŁAW MAZUR, RYSZARD POCIECHA
Magazyn kostiumów - MAŁGORZATA SAIDA
Inspektor ds. bhp, p.poż. - WŁODZIMIERZ NĘDZA
Zaopatrzeniowiec, kierowca - KAZIMIERZ PRYBICZY
Kierownik biura promocji i organizacji widowni - KRZYSZTOF BOGUSZ
Organizatorzy widowni - STANISŁAWA JĘDRZEJEC, KAROLINA BIAŁAS,
MAGDALENA GÓRECKA, MARZENA KIEŁBASA, JERZY MROŻEK,
ANGELINA PASIELAK
Specjalista ds. wizualizacji i reklamy - MACIEJ SROKA
TEATR IM. LUDWIKA SOLSKIEGO W TARNOWIE
ul. A. Mickiewicza 4, 33-100 Tarnów, sekretariat/fax (14) 688 32 88, centrala (14) 622 12 51
BIURO PROMOCJI I ORGANIZACJI WIDOWNI
ul. A. Mickiewicza 4, pokój nr 4 (w foyer) czynne od poniedziałku do piątku
w godz. 8.00 – 16.00, tel. (14) 688 32 87, tel. kom. 784 976 026,
www.teatr.tarnow.pl, e-mail: [email protected].
SPRZEDAŻ BILETÓW
od wtorku do piątku w Teatrze im. L. Solskiego, ul. A. Mickiewicza 4, pokój nr 4 (w foyer)
w godzinach: 9.00-17.00, tel.(14) 688 32 87. Akceptujemy karty płatnicze.
Sprzedaż biletów przez Internet: www.ekobilet.pl/tarnowski-teatr
rezerwacja biletów: [email protected],
soboty i niedziele sprzedaż biletów na dwie godziny przed spektaklem w miejscu grania.
REDAKCJA PROGRAMU
Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, teksty Anna Wakulik,
zdjęcie Paweł Topolski, grafika/skład Maciej Sroka