MOJE LALKI - Chmielnik

Transkrypt

MOJE LALKI - Chmielnik
MOJE LALKI
Kinga Żerebiec, klasa V D
Szkoła Podstawowa w Chmielniku
Opiekun: Barbara Banasik
Już od dziecka zawsze miałam jakąś lalkę:
Ewę, Zuzię, Martę, Sandrę,
potem Beatkę i Natalię.
Teraz jeszcze mam Klaudusię,
która nawet robi siusiu,
woła ,,mama, tata, bee...”
no i ,,kupkę mi się chce”.
Gdy dorosnę, za lat parę,
będę miała także lalę,
taką małą, maluteńką, lecz
prawdziwą, żywą, piękną.
Będzie ona tylko moja,
ta jedyna, wymarzona.
Kupię jej laleczkę małą,
może Zuzię, Ewę, Majkę...
Będzie wołać a... a... a...
i usypiać tak jak ja.
Będę śpiewać kołysanki,
opowiadać baśnie, bajki,
wozić w wózku, karmić smoczkiem,
dawać zupkę, poić soczkiem.
I usiądę razem z nią, i opowiem,
jak to kiedyś dawno, dawno, dawno temu
miałam lalkę o imieniu Zuzia, Ewa, Marta, Sandra...
I przytulę do niej się, powiem
Kocham, kocham cię.
Bo to ważne mieć laleczkę,
kochać czule, się przytulać,
opowiadać, czytać bajki.
Być mamusią, ważna sprawa,
nie do końca to zabawa.
BY WYBACZYĆ
Maria Bielecka, klasa II C
Gimnazjum w Chmielniku
Opiekun: Małgorzata Stachurska
I
Chmielnik, 27.09.1942 r.
Kochany Przyjacielu!
Pamiętasz? To dziś mijają 2 lata, gdy w pochmurny, wietrzny dzień Niemcy pozbawili
życia mojego tatę i brata. Podczas ich deportacji pamiętam, z jakim okrucieństwem Niemcy
zaganiali moich braci do wagonów. Liczyliśmy się z tym, że już nigdy możemy się nie
zobaczyć. Myślałam, że serce mi pęknie z rozpaczy. Jednak ono nie pękło... Również wtedy,
gdy dostaliśmy wiadomość o ich śmierci.
Pamiętam brata i tatę jako osoby kochane, wielkiego serca, wyrozumiałe. Nigdy ich
nie zapomnę. Tak jak nie zapomnę mego gniewu i nienawiści do Niemców tamtego dnia. Do
morderców moich najbliższych. Oni odebrali mnie i mojej mamie ludzi, których kochałyśmy
ponad wszystko. Wraz ze śmiercią Chaima i Hersza nasz świat właściwie przestał istnieć.
Stałyśmy się ludźmi mającymi ciała bez duszy.
Dwóch pierwszych miesięcy po śmierci taty i brata nie pamiętam. Ten okres w mej
pamięci to wielka, czarna dziura. Był to dla mnie czas odrętwienia. Ból, łzy, smutek przyszły
później. Zalały mnie ogromną falą. Falą, którą pamiętam do dziś. Wtedy chodziłam zapłakana,
w oczach mając iskierki gniewu, skierowanego na Niemców, na prześladowców Żydów.
W takim stanie byłabym najprawdopodobniej i dziś. Ale na szczęście nie jestem.
A wiesz kto uratował mnie przed popadnięciem w depresję a może stan odrętwienia?...
Mój tata. Pewnej nocy przyśnił mi się. Stojąc przede mną, rzekł: ,,Haniu, to że umarłem, nie
może pozbawiać ciebie i twej matki siły życia. Trwa wojna. Wojna, która niesie śmierć
narodowi żydowskiemu. Wszystkie rodziny żydowskie, powinny trzymać się razem. A ty
i mama oddalacie się od siebie, opłakując moją śmierć i Hersza. Pogłębiacie się w swoim
smutku, zapominając o sobie. Pamiętaj, że chcę, żebyście żyły szczęśliwie, mając siebie
i pomagając sobie! Ja i twój brat, kochamy was!" Od tamtej pory, moje życie i mamy,
zmieniło się. Zrozumiałyśmy, że najwspanialszą rzeczą na świecie jest to, że mamy siebie.
Od śmierci Chaima i Hersza minęły dwa lata. Dzisiaj z mamą żyjemy, tak jak przedtem. Mimo,
że ból i rozpacz zniknęła, to gniew, nienawiść do Niemców, pozostała. Zrodziła się w mym
sercu, jako małe nasionko. Z każdym rokiem, z każdą wiadomością o śmierci kolejnych Żydów
ono się powiększa, aby ostatecznie przejąć w całości me serce. Dzisiaj zadaję sobie pytanie,
czy kiedykolwiek będę w stanie przebaczyć Niemcom ich ohydne i jakże przerażające zbrodnie.
Moja mama Salcia, mój tata Chaim, mój brat Hersz - przebaczyli. A czy ja zdobędę się na to?
Sądzę, że tak, ale do tego potrzebuję czasu.
Hanna
II
Chmielnik, 30.09.1942 r.
Przyjacielu drogi!
W Chmielniku mamy złotą, polską jesień. Dzisiaj wybrałam się na spacer. Od razu
poczułam się szczęśliwsza, bezpieczniejsza i spokojniejsza. Zawsze spacery po Chmielniku tak
na mnie działają. Uwielbiam wtedy patrzeć ze wzgórza na miasto, które kocham z całego
serca i rozmyślać, jak będzie wyglądało za 50, 90, 100 lat. To miasto jest dla mnie
prawdziwie małą ojczyzną. Czuję się tu szczęśliwa. Urodziłam się w nim i jestem przekonana,
że nie zdobyłabym się na jego opuszczenie. Tak bardzo kocham to małe miasteczko!
Hanna
III
Chmielnik, 01.10.1942 r.
Przyjacielu!
Martwię się! Mama zachorowała na zapalenie płuc. Teraz, kiedy czasy się zmieniły,
brakuje lekarstw. Wszędzie panują choroby. Umierają niemowlęta, dzieci, dorośli i starzy To
wszystko wina tych nazistów! Tych potworów, co roznoszą zarazę śmierci! Tych sadystów!
Czy oni nie mają serca?! Czy człowiek może być taki zły?! Podejść do niewinnej osoby
i strzelić jej kulę w łeb! Nie dlatego, że coś zrobiła! Po prostu jest Żydem. A tacy ludzie nie
mają prawa żyć na świecie. Żydzi, to dla Niemców naród, który należy wyplenić. A mimo to,
my Żydzi, przebaczamy im i modlimy się za nich.
Niemcy zabili mi brata i tatę. A teraz może umrzeć moja mama. Mama, która stała się
dla mnie najlepsza przyjaciółką, źródłem pocieszenia. A teraz mogę ją stracić! Boję się!
Hanna
IV
Chmielnik, 02.10.1942 r.
Przyjacielu kochany!
Przez wiele lat byłeś moim najlepszym przyjacielem, któremu wszystko mogłam
napisać. Znasz mnie lepiej, niż moja własna matka. Wiesz, jakie miałam podejście do
Niemców. Czułam do nich tylko pogardę i nienawiść. Dzisiaj z czystym sumieniem mogę
powiedzieć, że jest mi ich żal. To nie nam, Żydom robią krzywdę. Gdy wojna się skończy, ich
potomkowie będą postrzegani jako naród morderców. Gdy to zrozumiałam, przebaczyłam im.
Przebaczyłam im popełnione zbrodnie. Po śmierci Chaima i Hersza myślałam, że im nie
wybaczę. A jednak.
Hanna
PS.
Będąc na mieście dowiedziałam się, że Niemcy mają deportować wszystkich Żydów
z Chmielnika. Dziwne, ale nie przestraszyłam się. Słyszałam straszne rzeczy o obozach
koncentracyjnych. A mimo to, nie boję się śmierci. W pewnym sensie będzie ona dla mnie
początkiem nowego życia. Lepszego życia. Tam nie będzie strachu. Tam razem z moją mamą
spotkamy tatę i brata. Wreszcie odnajdziemy spokój. Być może piszę do ciebie ostatni raz.
Przez te ostatnie 2 lata byłeś dla mnie najlepszym przyjacielem, źródłem pocieszenia. Tobie
przelałam swoją duszę. Gdy umrę, staniesz się strażnikiem mojego życia. Mam głęboką
nadzieję, że po wojnie ktoś przeczyta te listy i powie: ,,Ta dziewczyna przebaczyła swoim
prześladowcom. Utraciła wszystko, co miała, a mimo to, przebaczyła im. Żydowska
piętnastoletnia dziewczyna, która pozostanie w mej pamięci bohaterką". Nazywam się Hanna
Goldberg. Mam 15 lat. Te listy to pamiętnik i oddaję go w ręce przyszłemu pokoleniu
żydowskiemu.
H.
***
Następnego dnia - 03.10.1942 r. - Hanna razem z matką zostały deportowane do
Treblinki. Mimo, że tam zakończyły swoją ziemską pielgrzymkę, pozostały w ludzkich
umysłach. Ten pamiętnik stał się dla mnie wielkim bogactwem. Sama jestem Żydówką,
mającą 65 lat. Dzięki Hannie zrozumiałam wiele rzeczy.
Przed znalezieniem pamiętnika tej dziewczynki, tak jak ona nienawidziłam Niemców.
W czasie wojny straciłam prawie całą moja rodzinę. Moje serce było przepełnione
nienawiścią do tych morderców, do tych potworów. Ich zbrodnie były, są i będą przerażające.
Nie potrafiłam narodowi niemieckiemu przebaczyć krzywd wyrządzonych Żydom. Pragnęłam
zemsty. Dzień, w którym znalazłam stronice z pamiętnika Hanny, całkowicie odmienił moje
życie. Przebaczyłam Niemcom.
Gdy wybaczyłam narodowi niemieckiemu, zrozumiałam, że moi współbracia też nie
są w stanie przebaczyć nazistom. Wielu z nich straciło na wojnie swych najbliższych. Tego
nikt nie jest w stanie wybaczyć. Wtedy podjęłam decyzję. Będę jeździła po żydowskich
miasteczkach i uczyła ludzi wybaczać. Zawsze na spotkaniach czytam Żydom pamiętnik
Hanny. I zawsze w oczach ludzi widzę łzy. Naród żydowski przebacza Niemcom.
Do śmierci będę wdzięczna losowi za znalezienie pamiętnika Hanny Goldberg. Mimo,
że od jej śmierci minęło wiele lat istnieje w pamięci wielu Żydów, którym pomogła
przebaczyć. Uwolniła ich od nienawiści.
Nazywam się Adelina Adler. Mam 65 lat.
Dziękuję Ci, Hanno, że nauczyłaś mnie przebaczać. Dziękuję Tobie w imieniu wielu
żydowskich rodzin. Jesteś dla nas cichą bohaterką. DZIĘKUJEMY!
ODNALEZIONY SKARB
Martyna Zawierucha, klasa II A
Liceum Ogólnokształcące w Chmielniku
Opiekun: Beata Zaród
Siedziałam na ławce i patrzyłam w dal. Wokół mnie leżały porozrzucane akwarele,
pastele, ołówki oraz wszelkie niezbędne do rysowania i malowania akcesoria. Nadchodził
zmierzch i pora powrotu do domu. Zebrałam wszystkie przybory, szkice, wrzuciłam do torby
i ruszyłam przed siebie. Od urodzenia fascynowałam się malarstwem. Lubiłam wyrażać swoje
uczucia, nastrój poprzez kształty i barwy. To była część mojej natury, a zarazem świetny
odpoczynek po męczącym dniu. Malując z dala od ludzi zawsze mogłam się wyciszyć,
poukładać myśli i odzyskać spokój wewnętrzny. To było jak rozmowa z przyjacielem- białą
kartką papieru, która zapełniała się opowieścią, emocjami, humorem…
Postanowiłam, że wrócę do domu okrężną drogą, żeby móc jeszcze pooddychać
świeżym powietrzem. Poza tym lubiłam przyglądać się budynkom i tworom natury, gdyż
stanowiły dla mnie inspirację do tworzenia. Szczególnie upodobałam sobie malowanie
Chmielnika, jego zabytków, krajobrazu. Zawsze czułam sentyment do tego miejsca, choć
wcześniej nie wiedziałam dlaczego. Odpowiedź odnajdywałam za każdym razem, kiedy
wracałam do domu z podróży, z miejsc, które naprawdę były piękne i zachwycające, ale które
nie mogły w żaden sposób zastąpić mi domu. Pamiętam radość, z jaką wracałam do ciepłego
domu i bezpieczeństwo, jakie czułam będąc na znajomej ziemi.
Właśnie miałam skręcać w uliczkę prowadzącą do domu, gdy coś przykuło moją
uwagę. Odwróciłam się. Centralnie za mną stał niewielki drewniany budynek. Było już
zupełnie ciemno, więc niewiele mogłam dostrzec. Wiedziałam tylko, że jego lata świetności
już dawno minęły. Postanowiłam, że wrócę tu jutro i jeszcze raz mu się przyjrzę. Może i on
stanie się „ofiarą” mojego pędzla?...
Następnego dnia moja klasa wybrała się na plener malarski do okolicznych wiosek, gdzie nie
brakowało łąk, pastwisk i lasów idealnych do uwiecznienia na papierze. Nasz nauczyciel
zawsze mawiał, że otaczającą naturę możemy zrozumieć i namalować tylko wtedy, gdy sami
się nią otaczamy. Chyba właśnie dlatego tak uwielbiałam zajęcia sztuki plastycznej.
Każdy z nas miał znaleźć miejsce dla siebie, by nie przeszkadzać drugiej osobie.
Mieliśmy trzy godziny swobody twórczej.
Przez chwilę zastanowiłam się: udać się na zalane słońcem pastwiska czy może
skręcić w leśną dróżkę? Wybrałam las. Początkowo nie mogłam zdecydować się, które
miejsce chciałabym namalować. Im bardziej zagłębiałam się w las, tym bardziej rozłożyste
stawały się korony drzew, a krajobraz coraz piękniejszy. Zdawałam sobie sprawę, że nie
mogę zbytnio oddalić od grupy, lecz czułam jednocześnie narastającą ekscytację i przypływ
natchnienia.
Nagle moim oczom ukazał się niezwykły widok. Las zmienił się w piękną polanę.
Przebijające przez rozłożyste korony drzew słońce wręcz ją zalewało swoim blaskiem
i otulało ciepłem. Cała usłana była różnobarwnymi kwiatami, a ich cudowny zapach
przyprawiał mnie o zawrót głowy. W tym momencie poczułam się jak Alicja w Krainie
Czarów. Szłam powoli przed siebie, rozkoszując się mieszanym zapachem lasu, kwiatów
i drzew oraz słodkim śpiewem ptaków. Znalazłam się w raju. Usiadłam wśród kwiatów,
wyjęłam pastele i starałam się uwiecznić ten cud natury. Nie mogłam przestać malować.
Jedna kartka to było za mało, żeby móc uwiecznić to piękno. Po pewnym czasie skończyłam
jedną pracę, ale wciąż było mi mało, więc zaczęłam drugą, i kolejną…
- Przepraszam…
Podskoczyłam z przerażenia i stanęłam na równe nogi. Odwróciłam głowę i moim
oczom ukazała się sędziwa staruszka. Nie miałam pojęcia jak ani kiedy się tu znalazła. Do tej
pory polanka była całkowicie cicha i tylko ćwierkanie ptaków przypominało mi
o rzeczywistości. Kobieta tymczasem patrzyła na mnie łagodnie i najwyraźniej czekała, aż jej
odpowiem. Było w niej coś takiego, co onieśmielało mnie i zarazem przyciągało. Mimo że nie
była już młodą osobą, coś mówiło mi, że wewnątrz taka właśnie jest. Ubrana była skromnie,
ale elegancko, a na jej piersi błyszczała broszka w kształcie róży. Była mi zupełnie obca,
a zarazem wydawała się znajoma. Na jej pooranej zmarszczkami twarzy zajaśniał uśmiech,
który rozlał się po całym moim ciele i sercu niczym miód. Była piękna. Emanowało od niej
takie dobro, jakiego nigdy wcześniej u nikogo nie spotkałam.
- Tak? – spytałam niepewnie.
- Jak tu trafiłaś?
Zmarszczyłam brwi zaskoczona jej pytaniem.
- Jak? Normalnie… Weszłam na leśną ścieżkę, skręciłam w las i szłam…
- Nie, nie – weszła mi delikatnie w słowo.– Zastanawia mnie, jak znalazłaś się właśnie tutaj…
Zresztą, nieważne. Czekałam na ciebie.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Słucham?
Staruszka patrzyła na mnie dłuższą chwilę.
- Jesteś taka podobna od matki…
Zamurowało mnie. Co to wszystko ma znaczyć?
- Przepraszam, ale to chyba jakaś pomyłka…
Odwróciłam się,aby powrócić do grupy, jednak słowa kobiety zatrzymały mnie.
- Zaczekaj, Różo…
Odwróciłam się gwałtownie w jej stronę.
- Skąd pani zna moje imię?
Staruszka uśmiechnęła się.
- Jeśli dasz mi szansę i usiądziesz na chwilę, to wszystko ci wyjaśnię. Proszę…
Chciałam odmówić. Naprawdę chciałam. Ale kiedy zobaczyłam to nieme błaganie wypisane
w jej lazurowych oczach, z lekkim ociąganiem zgodziłam się. Usiadłyśmy pośród kwiatów,
co sprawiało wrażenie, jakby te drobne rośliny były jej częścią.
- Cała historia zaczęła się tuż przed II wojną światową. Mieszkałam z rodzicami właśnie tutaj,
w Chmielniku. Pędziłam normalne, skromne życie. Pasjonowałam się malarstwem, dlatego
często, gdy brakowało chleba, po prostu sprzedawałam swoje małe dzieła. Gdy wybuchła
wojna, musieliśmy uciekać. Nie miałam czasu na to, by cokolwiek spakować... Osiedliliśmy
się w niewielkiej, ukrytej od oczu obcych, wiosce. Tatę zwerbowano do wojska i niedługo
później zginął. Nie mówię ci tego po to, że czuję potrzebę podzielenia się swoimi
wspomnieniami. Chodzi mi o te prace, które wtedy pozostawiłam… Już nigdy nie wróciłam
do tego miejsca i nie mam pojęcia, gdzie one mogą być teraz. Założyłam własną rodzinę
i wyjechałam daleko stąd. Moja córka również wolała mieszkać na obczyźnie ze względu na
bezpieczeństwo. Dopiero jej córkę przyciągnęła nostalgia i wróciła z rodziną do Chmielnika.
Właściwie to wróciliście – spojrzała na mnie.- Jednak do tego czasu nasz dom popadł w ruinę,
rodzina o nim zapomniała, a…
- Dość! – przerwałam jej. – Poproszę jeszcze raz, bo zwariuję. Sugeruje pani, że jest moją
zaraz…- zastanowiłam się głębiej – prababką, siedzi obok mnie i po prostu sobie gawędzi, tak?
To jest po prostu niemożliwe! Przykro mi, ale ja już naprawdę muszę wracać do grupy, bo
wrócą beze mnie. – próbowałam wstać, ale kobieta złapała mnie za rękę.
- Proszę, zaczekaj…
W pierwszej chwili chciałam wyrwać się z uścisku jej ręki, ale kiedy zobaczyłam, że
staruszka jest bliska płaczu, a na jej twarzy wypisana jest szczerość, usiadłam z powrotem.
- Dziękuję! – prawie krzyknęła, a jej twarz zajaśniała uśmiechem. Widząc jednak moją pełną
sceptycyzmu minę z pośpiechem kontynuowała swoją opowieść.– Wydawało mi się, że talent
malarski w naszej rodzinie przechodził z pokolenia na pokolenie. Moja mama pięknie
malowała, mojej mamy mama… Ja też to uwielbiałam. Jednak kiedy urodziłam córkę ta, nie
dość, że nie potrafiła narysować drzewa, to jeszcze w ogóle jej to nie interesowało. To samo
z jej córką. Dopiero ty… Do czego zmierzam… Może cała historia malarstwa jakieś starej,
nędznej kobiety wyda ci się nudna i bez znaczenia, ale to była cząstka mnie samej. Myślę, że
wiesz coś o tym – spojrzała na mnie badawczo. – Kiedy porzuciłam to miejsce, poczułam, że
straciłam część własnej duszy i nie odzyskałam jej do tej pory…
- Zaraz! – przerwałam jej.– Nic z tego nie rozumiem… To znaczy, że… - nie potrafiłam
dokończyć tej myśli. Wszystko wydawało mi się tak skomplikowane i nierealne. To było
sprzeczne z rozumem. Staruszka widocznie odgadła moje myśli, bo zapytała:
- A czy pejzaż, który malujesz zimą nie może przedstawiać wiosny? Czy kiedy przypomnisz
sobie zieleń młodych listków to nie możesz ich namalować, bo to sprzeczne z tym, co widzisz?
Przecież kiedy malujesz nie kierujesz się tym, co w danym momencie widzisz, tylko tym, co
czujesz. Szukasz sposobu na wyrażenie swoich emocji. Gdybyś nie kierowała się sercem, nie
zobaczyłabyś mnie, uwierz mi. Więc skąd teraz w tobie tyle racjonalizmu?
Przez dłuższą chwilę milczałam. Milczałam, bo kobieta faktycznie miała rację.
Dlaczego potrafię podczas malowania zobaczyć to, co chcę, choć tego nie ma, a nie mogę
uwierzyć jej, mimo że siedzi obok? To po prostu wydawało mi się tak niemożliwe, jak śnieg
w pełni lata. A jednak… Jeśli chciałabym na obrazie namalować zimę, to lato wcale nie
byłoby przeszkodą. I najgorsze w tym wszystkim było to, że kobieta coraz bardziej zaczynała
przypominać mi babcię…
- W porządku – powiedziałam – powiedzmy, że wierzę w pani historię. Mimo wszystko
jednak jak to możliwe, że pani jest tutaj i jak to możliwe, że mogę panią widzieć?
Zanim kobieta wróciła do swojej opowieści, przez jej twarz przemknął cień smutku.
- Widzisz dziecko… Byłam tak przywiązana do tego miejsca, do wspomnień i obrazów, które
zostawiłam po sobie, że gdy umarłam, nie mogłam przejść „na drugą stronę”. I nadal tak jest.
Jestem gdzieś Pomiędzy. Nie jestem żywa, ale też nie czuję się martwa. Na początku nie
wiedziałam dlaczego tak jest, ale wkrótce to zrozumiałam. Pomyślałam wtedy, że któraś
z córek po prostu odnajdzie moje prace, zabierze je, i przejdę dalej... Jednak, jak już ci
mówiłam, ani moja córka, ani wnuczka nie dostały tego daru malarstwa, więc…
- Więc żadna z nich nie mogła pani dostrzec! – wykrzyknęłam. No tak! Teraz wszystko nagle
ułożyło się w całość. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Dokładnie tak, kochanie. Dopiero kiedy narodziłaś się ty, rozpalił się we mnie jakiś płomyk
nadziei. I nie myliłam się. Masz kontakt z naturą, którego nie miały twoja matka i babka,
dzięki czemu mnie widzisz. Bo tylko osoba, która jest częścią czegoś tak złożonego,
dostrzega to, czego nie widać gołym okiem. Poza tym pięknie malujesz.
- Nieprawda – pokiwałam przecząco głową. – Moje prace nie są idealne, nie zawsze wyrażam
w nich to, co tak naprawdę chcę wyrazić. Jeśli rozumie pani co mam na myśli…
- Oczywiście, że rozumiem! Nawet sobie nie wyobrażasz ile razy ja nie mogłam trafić
w kolor, którym chciałam opisać na przykład gniew. Choć mieszałam odcienie, to ciągle było
nie to.
- Tak! Mam tak samo!
Czułam, że bariera wytworzona między nami i opór z mojej strony zaczęły zanikać.
Ta osoba tak doskonale mnie rozumiała, że na początku nie usłyszałam głosów, które mnie
nawoływały. Kiedy jednak wróciłam do rzeczywistości zerwałam się na równe nogi
przestraszona.
- Zupełnie zapomniałam! – spojrzałam na zegarek – Wspaniale! Czas minął prawie godzinę
temu! Muszę uciekać!
Kobieta wstała przerażona.
- Zaczekaj! – zawołała ze łzami w oczach.– Nie pomożesz mi?
Zatrzymałam się.
- Ale jak ja mogę pomóc?
- Wystarczy, że odnajdziesz moje obrazy i mi je przyniesiesz… Proszę…
- Postaram się! – wykrzyknęłam z oddali i po chwili energicznego biegu dołączyłam do
grupy. – Przepraszam za spóźnienie! – zawołałam zziajana.– Tak pochłonęło mnie malowanie,
że całkiem zapomniałam o Bożym świecie.
Wytłumaczyłam się grupie i wróciłam do domu. Nie mogłam uwierzyć w to, co mnie
spotkało tego dnia. Przez chwilę nawet myślałam, że to sen, ale po uszczypnięciu się
stwierdziłam, że to jednak prawda.
Kobieta poprosiła mnie o pomoc, ale nie miałam pojęcia jak mogę jej pomóc. Przyszła
mi do głowy pewna myśl. Skoro kobieta podaje się za moją prababkę, to muszę mieć jakieś
jej zdjęcia w albumie rodzinnym. Poszłam na strych, gdzie trzymaliśmy stare fotografie
i zaczęłam je przeglądać. Faktycznie, znalazłam wiele zdjęć mojej babci, ale nigdzie nie było
śladu tamtej kobiety. Dlaczego się wcześniej tego nie domyśliłam? Znajduję w środku lasu
kobietę i nagle okazuje się, że to moja prababka. A to dobre… Wstałam z zamiarem wyjścia,
ale wtedy zauważyłam leżące na ziemi małych rozmiarów kartonik. Schyliłam się
i podniosłam go. Zamarłam. Na fotografii była ta sama kobieta, którą spotkałam w lesie, tylko
o parę lat młodsza. Na odwrocie zdjęcia były napisane jej dane osobowe i data urodzenia.
Czyli to prawda…
Następnego dnia wyszłam ze szkoły wcześniej. Chciałam przyjrzeć się miejscu, które miałam
zamiar namalować. Faktycznie. Dom, który znajdował się na uboczu, okazał się ruiną. Było
w nim jednak coś, co sprawiało, że idealnie nadawał się na obiekt do uwiecznienia.
Podeszłam bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się temu miejscu. Po niedługim czasie moje małe
dzieło zostało ukończone, ale ciekawość nie pozwalała mi tak po prostu odejść z tego miejsca.
Odnalazłam wejście i przecisnęłam się do środka. Jedyne pomieszczenie, które pozostało
w prawie nienaruszonym stanie prawdopodobnie kiedyś było pokojem. Rozejrzałam się po
odrapanych ścianach, dziurach w podłodze i miałam wychodzić, gdy coś przykuło moją
uwagę. W jednej w takich szpar dostrzegłam fragmenty papieru. Podeszłam bliżej, włożyłam
rękę w otwór i dosięgnęłam rzeczy tam ukrytych. Obejrzałam je dokładnie i… na każdej
z tych prac znalazłam podpisy mojej prababki! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To
wszystko to prawda!
Zebrałam wszystko i popędziłam czym prędzej do miejsca, gdzie po raz pierwszy
ujrzałam kobietę. Droga zajęła mi prawie dwadzieścia minut, dlatego gdy dotarłam do celu,
byłam mocno zziajana. Podniosłam głowę, ale… tam, gdzie siedziałam ze staruszką nie było
pięknych kwiatów, a las wydawał się bardziej zarośnięty niż zaledwie wczoraj. Usiadłam na
trawie, dokładnie
w tym samym miejscu, gdzie siedziałyśmy.
- Nie rozumiem…
Spuściłam głowę, nie mogąc powstrzymać łez. Spóźniłam się… Otarłam łzy
wierzchem dłoni i zaczęłam oglądać obrazy mojej prababci. Były naprawdę piękne. Tak
dopracowane, tak idealne… Każdy szczegół, każdy detal zachowany. Na jednym obrazie
namalowana była róża. Zwyczajna czerwona róża, a na odwrocie był napis:
Z podziękowaniem dla noszącej imię tego kwiatu. Dla tej, która zobaczyła i uwierzyła, która
pomogła i uratowała mnie.
Zalała mnie fala wzruszenia. Czyli jednak udało się!- pomyślałam.
Schowałam obrazy do torby i wstałam z zamiarem powrotu do domu. Odwróciłam
jeszcze głowę, żeby ostatni raz spojrzeć na miejsce niezwykłego spotkania akurat
w momencie, gdy słońce przebiło się zza koron drzew. Nagle zobaczyłam, że coś połyskuje
w trawie. Podeszłam bliżej, i podniosłam z ziemi broszkę w kształcie róży, która była
przypięta do ubrania prababci. Zaśmiałam się ze szczęścia. Spojrzałam w niebo i zalała mnie
fala ciepła. Miałam wrażenie, że to ona sama spojrzała na mnie z Góry. A obok miejsca
znalezienia broszki wyrosła maleńka czerwona róża.
MOTYL
Martyna Radota, klasa II A
Liceum Ogólnokształcące w Zespole Szkół Nr 3 w Chmielniku
Opiekun: Maria Szymańska
Dzwonek przepracował dwadzieścia osiem dni.
Lato trochę za szybko biegło do mety, jesień wciąż jeszcze w progu.
Otwarte okno od południowej strony,
Regały z książkami były świadkami tej wizyty.
Motyl brunatnoskrzydły przybył w godzinę po zenicie,
odbył dziwny taniec w powietrzu i odfrunął pochłonięty światłem.
Znak czy przypadek?
To dobrze nie rozumieć do końca.
W dzienniku piątka samotnica, dziesiątki fotografii, prezentacji i obraz-wspomnienie Pana
Profesora.
Poruszać się w sieci, żeby nie pobłądzić, kultywować ciszę, cierpliwość i opanowanie.
W tamten piątek zamknięto ostatnią stronę księgi życia mojego Nauczyciela.
Będę pamiętała… że dobrzy ludzie śpią gdzieś tam…
(Tekst powstał z inspiracji opowiadaniem o zdarzeniu w bibliotece szkolnej)
NA ZAWSZE
Olga Janus, klasa II A
Gimnazjum w Chmielniku
Opiekun: Anna Waga
Zamykam dziś oczy i marzyć zaczynam
W pamięci zachowam ten zapach i klimat
Ten gwar czwartkowy i spokój niedzielny
Na zawsze zostaną w mych myślach młodzieńczych
Fontanna tak piękna zakręci mi w głowie
I w podróż zabierze od gór aż nad morze.
Gęś złota, co wita wędrowców strudzonych
Gdy będę daleko, przypomni o domu
W milczeniu podążam po znanych ulicach
Śladami historii tak smutnej Chmielnika
Pod Nike z pokorą swą głowę pochylam
O, Pani Zwycięska, umocnij nas w siłę!
I zaraz mi uśmiech znów wita na twarzy,
To miasto to dom mój, ostoja mych marzeń.
CHMIELNICKI TANCERZ
Piotr Gajek, klasa III A
Gimnazjum w Chmielniku
Opiekun: Anna Waga
Nocka gwiazdy rozsypała po niebie
Małe perły mrugające do siebie
Patrzą z góry, jak świat drzemie strudzony
Na mój Chmielnik w noc gwiaździstą wpatrzony.
Na ulice blaskiem lamp rozświetlone
I na domy, szkoły, parki uśpione
Wiatr w alejach prosi liście do tańca
Sunie z nimi w rytmie tanga lub walca.
Rynek przybrał już kolory jesieni
W złotym pyle kula ziemska się mieni
A nad Wschodnią wierzby w mgłę się odziały
Tańczyć z wiatrem tang i walców nie chciały.
Więc poleciał tancerz wicher jesienny
Gdzieś na Piaski ze szczęścia promienny
Tańczyć tanga i walce do woli
Bo zakochał się w liściach topoli.
Nocka blednie nad miastem o świcie
Wiatr z topoli zrzuca liście obficie
Jeszcze walc pożegnalny na ziemi
I za chwilę w barwny dywan je zmieni.
MOJA MAŁA OJCZYZNA
Sebastian Kosała, klasa II B
Zespół Szkół Nr 3 w Chmielniku
Nazywam Chmielnik dziś…
…ziemią niczyją
Tylu akt własności dzierżyło
To chyba przez bogów
Co to w karty grali,
Niby jeden i ten sam
A jednak każdy inny
Także i Ziemię Obiecaną
Podobnie do wygnańców z Hiszpanii
I ja dziś Chmielnikiem nazywam
Tytułem wreszcie nobilitującym
Miastem królewskim nazywam
A dla mnie po prostu
Mała ojczyzna…
ŁAGIEWNIKI
Martyna Szlązak, klasa IV
Szkoła Podstawowa w Lubani
Opiekun: Paulina Osman
Jest takie miejsce w naszej gminie,
w którym się wszystkim dobrze żyje.
To tu pan Tański swój dom założył
i lat sędziwych w nim godnie dożył.
Jest takie miejsce, gdzie latem
łąka zaprasza na długi spacer.
Gdzie motyl, gdzie wierzba płacząca,
Cicho nad mogiłą żołnierzy pacierz szepcąca.
I nie jest to żadna Warszawa,
lecz mała wieś tutaj – obok.
Na każdym kroku, i w każdej dolinie
to tutaj kilka źródełek bije.
Jest staw i kapliczka na rozstajach.
Aleja lipowa i widokowy z górki taras.
Dla mnie okolica radości i szczęścia
Łagiewniki- ojczyzno moja najmilejsza.
CHMIELNIK – MOJA MAŁA OJCZYZNA
Julia Szczepska, klasa V D
Szkoła Podstawowa w Chmielniku
Opiekun: Barbara Banasik
Ojczyzna moja mała
Do siebie mnie przytuliła.
Do serca mego zajrzała
I już go nie opuściła.
To moje miasto kochane
Przez wszystkich uwielbiane.
To moja ziemia droga i słodka
Ja na niej jak trawa wiotka.
Lecz mocno mnie tu trzyma
Korzeni mych rodzina.
I to, co mnie otacza,
Nasz kościół, dom i praca.
To w mieście moim nocą wśród lamp
samotna Nike patrzy na świat.
Kręci się świata ogromna kula,
A mnie mama do snu utula.
Kocham mą małą ojczyznę
I bardzo cieszę się nią.
Kocham wszystko dokoła.
To miasto – to mój dom.
TAJEMNICA SYNAGOGI
Izabela Krawczyk, klasa III E
Gimnazjum w Chmielniku
Opiekun: Małgorzata Socha
W synagodze tajemniczej zaczaił się duch lat minionych
i opowiadał o przeszłości szeptem z zaświatów,
pomrukiem murów, świstem wiatru otulającego okaleczoną budowlę.
Wiekowy gmach nadszarpnięty zębem czasu i żelazną ręką oprawcy
chce wciąż istnieć i snuć opowieści o czasie dobrym i czasie krwawym.
A wiele ma do powiedzenia.
O starym żydzie, którego drżący głos sławił Najwyższego.
O tej kobiecie, co wsłuchana w słowa modlitwy koiła boleść w sercu
– ranę po wywiezionym synu.
O tej młodej parze – Ryfce i Jankielu – wdzięcznej za dar istnienia.
Zniszczona, opustoszała synagoga dziś zmienia swe oblicze.
Będzie opowiadać i uczyć!
Przeszłość powróci we wspomnieniach radosnych i bolesnych.
Powróci, by nie zapomnieć..
POLSKA JESIEŃ
Dawid Krzyszycha, kl. IV A
Szkoła Podstawowa w Chmielniku
Opiekun: Danuta Gajek
Złota polska jesień
Kolorowe liście niesie
Piękne słonce świeci
Weselą się dzieci.
Kocham naszą jesień
Biegam i się cieszę
Kasztanami rzucam
By je podnieść - kucam.
A gdy deszczyk pada
Płakać nie wypada
Przecież jutro słońce wstanie.
Na boisku granie.