Untitled - Nasza Księgarnia

Transkrypt

Untitled - Nasza Księgarnia
Tytuł oryginału angielskiego
Touch of a Scoundrel
Copyright © 2012 Diana Groe
© Copyright for the Polish translation by Edyta Skrobiszewska, 2013
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza
Księgarnia”, Warszawa 2013
Zdjęcie okładkowe © Goh Chun Hoe | Dreamstime.com
Projekt okładki Marta Weronika Żurawska-Zaręba
M I A
M A R L O W E
Przełożyła
Edyta Skrobiszewska
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia
W serii:
DOTYK ZŁODZIEJKI
DOTYK ŁAJDAKA
DOTYK OSZUSTA
Rozdział 5
D
o diaska!” – pomyślała Emma, kiedy hrabia nachylił
się, by ją pocałować. Nie powinna była dręczyć tego
mężczyzny, ale był tak pioruńsko nadęty, że czuła potrzebę
wbicia mu szpili. Lub kilku. Najwyraźniej z jakiegoś powodu
uznał jej zachowanie za prowokujące. A teraz nie miała już
sposobu, by z gracją uniknąć jego zalotów.
A potem, kiedy ich usta się zetknęły, nie była już taka pewna, czy w ogóle tego chce.
Jego wargi wpasowały się idealnie w jej i można by odnieść wrażenie, że czegoś szukają. Wodził koniuszkiem języka po obrysie jej ust, a te – niech jej Bóg dopomoże – rozchyliły się na tyle, by umożliwić mu dostęp. Poczuła palący
płomień, a między nogami pulsowanie. Był to ból tak słodki, że aż zmiękły jej kolana.
„Na miłość boską, weźże się w garść, Emmo! Czy jest coś
banalniejszego od miękkich kolan?” – myślała.
Widząc, jak przywarła do Devona, każdy uznałby ją teraz
za głupiutką debiutantkę. Ale nie potrafiła się powstrzymać.
Jego pocałunek był niczym oszałamiający eliksir, z którego
nie chciała rezygnować.
Tytus Andronikus spadł na podłogę. Emma chwyciła się połów marynarki Devona, jakby walczyła o życie.
Dłonie lorda Devonwooda odnalazły jej talię i przyciągnęły ją bliżej. Skrywane pod eleganckim frakiem i białą koszulą
~ 51 ~
mięśnie napierały na nią jak skała. Gdyby zaczęła się szarpać,
gdyby chciała się uwolnić, byłaby z góry skazana na porażkę.
Ale n i e c h c i a ł a się uwolnić.
Nie był to jej pierwszy pocałunek. Podczas licznych podróży zalecało się do niej wielu mężczyzn, lecz ich skradzione pocałunki nie miały żadnego znaczenia i szybko odchodziły w zapomnienie. Theodore pocałował ją trzy razy, ale za
każdym razem to ona kontrolowała sytuację.
Tym razem nie mogła się oszukiwać. Straciła grunt pod
nogami. Lord Devonwood to nie zadurzony młokos, którego można było zniechęcić kilkoma sztuczkami, nawet gdyby
miała takowe w zanadrzu. Po raz pierwszy straciła panowanie nad sytuacją.
Oceniając po jego cichym jęku, hrabia także je stracił.
Wiedziała, czego od niej oczekiwał, i jej ciało pragnęło
mu to ofiarować. Emma westchnęła i zaczęła całować hrabiego z pasją, która zdumiała ją samą. Podgryzała jego dolną wargę, ssała język.
„Dobry Boże! Całuję mężczyznę, do którego nie mam
śmiałości zwracać się po imieniu. Nawet nie wiem, jak mu
na imię!” – myślała.
Ta świadomość zawstydziła ją, ale nie zdusiła pragnienia
ani tęsknoty.
Lord Devonwood napierał z taką zapalczywością, aż przycisnął ją plecami do półki. Jego twarde przyrodzenie napierało
na jej brzuch. Nawet przez liczne warstwy spódnic i krynoliny
ten dotyk wydawał się niepokojący i jednocześnie podniecający. Poczuła między udami wilgoć.
Emmaline przerwała pocałunek i zarzuciła mu ramiona
na szyję. Czuła się jak tonący, chwytający się ratownika.
~ 52 ~
A może to lord Devonwood był balastem próbującym pociągnąć ją na dno?
Sutki Emmaline stwardniały. Jego długie palce odnalazły
guziki biegnące po gorsecie jej sukni.
W tym momencie poczuła otrzeźwienie.
Chciał ją zrujnować. Zamierzał doprowadzić do rozłamu
między nią a Theodore’em. A co gorsza, zniszczyłby plany
Monty’ego. Nim zdoła trzy razy powiedzieć „Tytus Andronikus”, wylądują na ulicy.
Próbowała pchnąć jego pierś, ale nie uwolnił jej z uścisku.
Próbowała coś powiedzieć, lecz nawet w jej uszach zabrzmiało to jak namiętne jęki, a nie jak protest.
Wreszcie Emmaline zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej
do głowy.
Kopnęła lorda Devonwooda w krocze tak mocno, jak pozwoliły jej obszerne spódnice.
Ból eksplodował mu w jądrach, wywołując mdłości. Devon
wypuścił ją z przekleństwem na ustach i zgiął się wpół, trzymając za krocze. Próbowała uciec, ale chwycił ją za przedramię.
– Dlaczego pani to zrobiła? – spytał, próbując złapać oddech.
– Dlaczego mnie pan pocałował? – odparła wzburzona.
– Niech mnie licho, jeśli wiem. – Wydawało mu się, że powinien tak postąpić. Gdyby zdemaskował pannę Farnsworth
jako łatwą dziewkę, która odda się każdemu, Theodore mógłby się na niego wściec, ale ostatecznie podziękowałby bratu
za ocalenie przed popełnieniem największego błędu w życiu.
Skąd mógł wiedzieć, że ta kobieta zechce go wykastrować za
pocałunek? Że pokaże mu, iż się mylił, i zniweczy jego plany?
~ 53 ~
I zmiażdży jądra.
– Sprawia mi pan ból, milordzie. – Jej głos drżał. Nie była
nawet w połowie tak spokojna, za jaką chciała uchodzić. –
Oczywiście pańskie zachowanie pokazuje, że nie przejmuje
się pan tym, iż może zranić brata. Podejrzewam więc, że wyrządzenie krzywdy mnie nie robi na panu wrażenia.
– Nigdy w życiu nie skrzywdziłem żadnej kobiety. – Rozluźnił uścisk i ze zdziwieniem stwierdził, że panna Farnsworth
nie uciekła. Devon zmusił się, by stanąć prosto, starając się
jednocześnie zagłuszyć ból. Co dziwne, migrena ustąpiła, chociaż teraz wolałby ją cierpieć, ale mieć pewność, że kiedyś będzie w stanie spłodzić dzieci. Powstrzymał jęk.
– Zapewniam panią, panno Farnsworth, że stanowię dla
pani mniejsze zagrożenie niż pani dla mnie.
– P o c a ł o w a ł mnie pan.
– A pani się to p o d o b a ł o.
Otworzyła i zamknęła usta, jakby miała na końcu języka
jakąś replikę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z jej wypowiedzenia. Wreszcie odzyskała mowę.
– Tak, to prawda.
– Jednakowoż dziwnie to pani okazuje.
Devon wzdrygnął się, kiedy przez jego jądra przeszła kolejna fala bólu.
Przynajmniej była szczera. Kobieta, która potrafiła przyznać się do doświadczania fizycznej przyjemności, była rzadkim zjawiskiem w kraju, gdzie pannom młodym wbija się do
głowy, by w noc poślubną trzymały się ramy łóżka i „myślały
o Anglii”.
– Przepraszam za przysporzenie panu dyskomfortu – powiedziała. – Zaskoczył mnie pan, milordzie.
~ 54 ~
– Mógłbym rzec to samo. – Niewielu mężczyzn miało taką okazję. A już na pewno żadna kobieta.
– Niemniej nie powinno nas dziwić, że ten pocałunek był
dla nas przyjemny – kontynuowała. – Pan jest mężczyzną,
a ja kobietą. W ludzkiej naturze tkwi czerpanie przyjemności z takich rzeczy.
– W istocie. – Pomimo bólu jąder poczuł, że znów twardnieje.
– Niemniej nie ma to żadnego znaczenia. Ludzie kierują się
pierwotnymi instynktami, lecz w przeciwieństwie do zwierząt
potrafią nad nimi panować – powiedziała, uważając, by stać
poza zasięgiem jego ramion. Oddech miała płytki i czasami
niepewnie wzdychała. – Jak tylko zebrałam myśli, zdałam sobie sprawę z tego, że chociaż było mi niezwykle przyjemnie,
ten pocałunek był niewłaściwy w najgorszy możliwy sposób.
Musiałam go przerwać.
– Także w najgorszy możliwy sposób – mruknął.
Skrzyżowała ramiona na piersi. Wiedział, że coś mówiła,
ponieważ poruszała ustami i dobiegały go wymawiane z jankeskim akcentem pojedyncze słowa. Ale ich sens pozostawał
poza jego świadomością.
Rozpraszały go dwa guziki jej gorsetu. Nadal były rozpięte i blada skóra kobiety przyzywała go z taką mocą, że zagłuszała dźwięk jej słów. Pomimo kłopotliwej sytuacji Devon
miał przeogromną chęć przyssać się do niej, całować i sprawić, by wykrzykiwała w ekstazie jego imię, by pragnęła go
tak bardzo, że nie przeszłoby jej przez myśl, aby go odtrącić.
Żeby błagała, by nie przestawał…
– …dlatego nie ma powodu, aby obarczać Theodore’a takim brzemieniem – dokończyła.
~ 55 ~
Zdołał się skupić na jej słowach w ostatnim momencie, by
zorientować się, że Emmaline nie zamierza powiedzieć Theodore’owi o tym, że Devon ją pocałował. Musiał przyznać,
że to bardzo przyzwoicie z jej strony. Prawda sprawiłaby jedynie, że wyszedłby na łajdaka za próbę uwiedzenia przyszłej narzeczonej brata.
– Od kiedy minęliśmy Gibraltar, jedyne, co słyszałam od
Theodore’a, to jaki wspaniały jest jego brat Devon i jak już
nie może się doczekać, by pana znów zobaczyć – powiedziała. – Prawda by go załamała.
– Ma pani rację – odparł, wsuwając dłonie w kieszenie, by
chociaż częściowo zamaskować swoje pobudzenie. – Oczywiście wie pani, dlaczego ją pocałowałem?
– Wątpię, by od czasów Adama i Ewy ten powód się zmienił.
Devon pokręcił głową.
– Jedyny powód, dla którego panią pocałowałem, to sprawdzenie, jak bardzo jest pani oddana memu bratu.
Jej usta wypowiedziały nieme „och”. Na jej szyję wypłynął
rumieniec w kolorze delikatnych róż w jego ogrodzie. Podpełzł
wyżej i objął jej policzki czarującym pąsem.
– Nie odniosłam wrażenia, jakoby to była próba – powiedziała, gładząc dłonią nabrzmiałą dolną wargę.
Ten prosty gest sprawił, że Devon znów był gotów do działania. Odwrócił wzrok.
– Cóż, właśnie tym to było.
– Zatem skoro odrzuciłam pańskie awanse, wnioskuję, że
zdałam egzamin – powiedziała po kilku chwilach. – Nie zamierzam zranić pańskiego brata.
– Co nie oznacza, że go pani kocha.
Devon wypowiedział te słowa bez zastanowienia. Nie był
sentymentalny. Pomysł, że panna Farnsworth zakochała się
~ 56 ~
w jego bracie po tak krótkiej znajomości, wydawał mu się
wręcz niedorzeczny. Nie wiedział, czemu w ogóle o tym wspominał.
– Ma pan rację – odparła bez wahania. – Nigdy nie twierdziłam, że jestem zakochana w Theodorze.
Trudno wypomnieć oszustwo komuś, kto się go nie dopuścił. Pannę Emmaline Farnsworth można oskarżać o wiele
rzeczy, ale wyglądało na to, że była zdeterminowana, aby zawsze mówić prawdę prosto w oczy.
– Jednakowoż to, czy kocham, czy też nie kocham pańskiego brata, jest moją osobistą sprawą i nie zamierzam jej
omawiać z panem, milordzie. – Dygnęła przed nim. – Jeśli
pan pozwoli, już się oddalę. – Odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi.
– Bez lektury?! – zawołał za nią. Czy nie po to przyszła
do biblioteki? Wskazał dłonią na leżący na podłodze egzemplarz Szekspira. – Co z Tytusem Andronikusem?
– Czytałam – odparła. – Zbyt brutalne jak na mój gust.
– Trudno uwierzyć w te słowa, gdy mówi je kobieta, która
przed chwilą o mało mnie nie wykastrowała.
Emmaline spojrzała na niego przeciągle, skrzywiła się
i wyszła z biblioteki.
Devon stał nieruchomo, dopóki odgłos jej kroków na marmurowej posadzce całkiem nie umilkł.
Spodziewał się, że migrena powróci. Nie wiedział, czemu
tak nagle ustąpiła. Zazwyczaj dojście do siebie po całej nocy
korzystania z daru zajmowało mu cały dzień. Jednak z jakiegoś powodu, gdy tylko jego usta dotknęły warg panny Farnsworth, ból głowy całkiem ustąpił.
Niestety nie mógł powiedzieć tego samego o bólu jąder.
~ 57 ~
Okazało się, że Emmaline Farnsworth nie jest panną lekkich obyczajów, za jaką ją brał. Była szczera do bólu, kiedy
szło o jej reakcję na pocałunek i związek z jego bratem. Devon
nie znajdował powodu, by móc czynić jej wyrzuty.
Powinien być usatysfakcjonowany, ale odnosił wrażenie,
że sytuacja kryła coś więcej, że w przywiązaniu panny Farnsworth do Teddy’ego nie chodziło jedynie o ewentualny mezalians. Miał złe przeczucia. Działo się coś podejrzanego. Nie
potrafił wskazać, co dokładnie budziło jego wątpliwości, ale
w takich sprawach nauczył się ufać intuicji.
Będzie obserwował tę amerykańską damę i jej ojca niczym
mastif strzegący majątku.
Schylił się, by podnieść Tytusa Andronikusa, lecz nim jego palce dotknęły książki, zawahał się. Gdy ostatnio podniósł rzecz, którą upuściła Emmaline, w wizji zobaczył, jak
ją całuje.
Co będzie, jeśli kolejne przesłanie pokaże mu, że kocha się
z nią do utraty zmysłów?
Jego ciało poddawało się temu tokowi myślenia, lecz rozsądek odrzucał nielojalność wobec Teddy’ego. Nawet jeśli Emmaline pozwoliłaby mu wziąć się do łóżka, czy byłoby to warte zdradzenia brata?
Devon przełknął, starając się rozluźnić ucisk w gardle.
Panna Farnsworth była tak miękka i słodka, że jakaś cząstka jego krzyczała, że, owszem, byłoby warto.
Ostatni bliski kontakt z dziewczyną mógł wyjaśnić chęcią ocalenia brata. Jednak zbałamucenie jej to zupełnie inna
sprawa.
Wyszedł z biblioteki, zostawiając Szekspira na podłodze.
Baxter go podniesie. Devon nie chciał ryzykować. Nie chciał
wiedzieć.
~ 58 ~
Jeśli jego przeznaczeniem było skalać dobre imię narzeczonej brata, to wolał, aby fakt, że jest Judaszem, był dla niego zaskoczeniem.
~ 59 ~
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o.
02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c
tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49,
faks 22 643 70 28
e-mail: [email protected]
Dział Handlowy
tel. 22 331 91 55, tel./faks 22 643 64 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 641 56 32
e-mail: [email protected]
www.wnk.com.pl
Książkę wydrukowano na papierze
Ecco Book Cream 60 g/m2 wol. 2,0.
Redakcja Zofia Kozik
Korekta Karolina Pawlik, Ewa Mościcka
ISBN 978-83-10-12455-5
PRINTED IN POL AND
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013 r.
Wydanie pierwsze
Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków

Podobne dokumenty