Psiakrew Zoœka poprawiony
Transkrypt
Psiakrew Zoœka poprawiony
„PSIAKREW ZOŚKA” Pietrek Sidor za młodu nie zapowiadał się, Ŝe będzie w przyszłości „dochtorem”. Chłopak wiejski z rodziny z dziada pradziada grekokatolickiej. Fakt faktem rodzin o takim nazwisku we wsi więcej nie ma i nie było. Być moŜe jego pradziadek przywędrował zza Sanu. Pietrek juŜ prawie kawaler do „asenterunku” został wezwany i do wojska II Rzeczpospolitej wcielony na całe 3 lata. Jak to się stało, Ŝe został „łapiduchem”, a nie akurat ułanem, albo do „artylerii” go nie wzięto trudno dzisiaj dociekać. Gdzie wzięli, tam Pietrek poszedł. Wybuchła niemiecko-polska wojna w 1939 roku i Pietrek po 3-tygodniach do domu wrócił. Wiedza i doświadczenie raczej podpatrzone i zapamiętane w wojskowych szpitalach stałych i polowych lazaretach wyjątkowo się mu przydała w przyszłości. W czasie okupacji nikt specjalnie zdrowiem biedoty się nie przejmował. Kto się urodził, a był silny, pokonał głód, choroby i przeŜył to Ŝył. Słabi podali jak muchy. Pietrek jak umiał tak ukradkiem ludziom pomagał, a Ŝe najbardziej popularną walutą był bimber Pietrek zaczął popadać w nałóg pijaństwa. Zresztą cały okres realnego i nierealnego socjalizmu zazwyczaj na flaszki był przeliczany, o siwuchę, straŜacką czy „Wistulę” oparty. „Vistula” miała moc przedziwną, „bo to i skosi i wymłóci, ale teŜ chłopa do rowu rzuci”. Było nie było Pietrek nie tylko za pogotowie ratunkowe i „dochtora rodzinnego” robił, ale o dziwo i chirurgii na domowy uŜytek z przyczyn miłosiernotrunkowych się imał. śona „tyrała” przewaŜnie w polu i obejściu, a Pietrek albo trzeźwiał śpiąc w chałupie, albo rozklekotanym poniemieckim rowerem „węŜykiem” do chorych jeździł. Jedna kobieta obdarzona kilkoma dziećmi z powodu długiego klęczenia przy kołysce podczas karmienia, nabawiła się „wody” w kolanie. Kolano spuchło jak bania i jak tu dzieci karmić, strawę gotować, obrządek robić, zwłaszcza ze swojego chłopa /męŜa/ do „haresztu”, „szandery” z „bezpieki” zabrali. Jakoś Zośka 6 kilometrów do Pietrka dokuśtykała na pomoc licząc. Domowników w chałupie nie było, a Pietrek spał snem sprawiedliwego. Z głowy „parowało” mu okropnie. Gdy do trzeźwości wrócił kolano pooglądał, pomruczał i rzekł: „psiakrew Zośka niedobrze”. Kazał piaskiem gorącym kolana okładać. Faktycznie niebawem przeszło jak ręką odjął. Zośka do chorowitych nie naleŜała. CięŜko pracowała od bladego świtu do ciemnej nocy. Zdarzyło się, Ŝe w palec jakieś cholerstwo sobie wbiła. Palec spuchł, zaczerniał, zaropiał. Znów do Pietrka trzeba było iść, ale po drodze do felczera, który akurat został przysłany do wsi wstąpiła. Ten pooglądał i do Brzozowa kazał jechać, aby palec odjęli. Przestraszona Zośka „drabantem” do Sidora poleciała z płaczem wielkim. Pietrek jakoś akurat był trzeźwy, palec pooglądał, zapalił denaturat i spryszkę od koła rowerowego do białości rozgrzał. Niczego nieświadoma Zośka palec wystawiła, a Pietrek błyskawicznie go spryszką rozpaloną potraktował. Co się dalej działo moŜna sobie wyobrazić. Dość, Ŝe moczyć kazał w serwatce i szarym mydle przez cały tydzień. Po sąsiedzku mieszkał sklepowy Bronek, a raczej bufetowy z gospody, najlepszy kolega Pietrka. Miał Bronek w chałupie strzechą krytej zapas siwuchy i wina na kaŜdą okazję. Zabieg zakończył się tym, Ŝe Zośka dwa wina musiała z wdzięczności kupić no i w poczęstunku uczestniczyć. Zadowoleni byli wszyscy: delikwentka, Bronek z babą Hanką siostrą Zośki i Pietrek Sidor. Faktem jest, Ŝe palec Zośce ocalił. Pietrek zapowiedział „psiakrew Zośka” idź do felczera i powiedz mu, Ŝe jest głupi jak byk. Sam chłopięciem będąc zapadłem na chorobę płuc. Długo „chrypiały” moje płuca tak, Ŝe w nocy nawet na zewnątrz izby było słychać. Stan ten trwał długo i było coraz gorzej. „Suchoty” zbierały w tym czasie straszne Ŝniwo. Pietrek, którego raczej rower prowadził do górnej części wioski zabłąkał się i do oględzin czy przeŜyję został zawołany. „Psiakrew Zośka” powiedział Pietrek, który nawet słuchawkę lekarską miał przy sobie. Posłuchał, podumał, opukał z przodu i z tyłu po plecach, pomruczał. PrzeŜyje powiedział, ale duŜo mleka i serca musicie mu dawać. PrzeŜyłem dzięki Bogu i Pietrkowi Sidorowi, ale duŜe zwapnienia i częściowe upośledzenie płuc zostało mi do dzisiaj. Pietrek Sidor miał dar leczenia, a szczególnie płuc chyba raczej z powszechności tej choroby, niŜ z doświadczenia czy wiedzy medycznej. Namawiał biedaczysko ludzi do pisania listów do „Hameryki” i Kanady, aby krewni penicylinę przysyłali. Pietrek sam zastrzyki robił i ludzi na nogi stawiał. Fakt, Ŝe. felczerzy, którzy we wsi byli krzyku wielkiego z praktyk Sidora nie robili. Recept nie wystawiał, a metody jego były skuteczne. Z czasem Pietrek się zestarzał, „dochtorów” było coraz więcej, a najwaŜniejsze, Ŝe zwolnienie lekarskie L-4 wystawić mogli. W skrajnych przypadkach zamiast Pięterek wypić flaszkę, zarabiał grabarz. Obecnie kasy Chorych czy Chore Kasy w ostateczności jednak zostaną pogrzebane bez większego płaczu, lamentu czy smutku zwłaszcza u pacjentów. Na niektórych lekarzach nie zrobi to Ŝadnego wraŜenia. Raz wezmą z kasy czy Funduszu drugi raz od pacjenta. Sprawdza się porzekadło, a raczej mądrość ludowa „Kto ma lekarza i księdza w rodzinie ten, nigdy nie zginie”. Znam pana doktora z tytułem, który stwierdził cytuję „Panie za drogo Pan kosztuje Kasę Chorych, bo musi Pan drogie leki brać”. Ten to właśnie pan doktor z tytułem akurat po wojnie się urodził, za cięŜkie robotniczo-chłopskie podatki został wykształcony. Teraz bierze 20-30 złotych gratyfikacji od biednych wiejskich emerytów i rencistów, rozbija się po lasach najnowszym 4 napędowym samochodem, nie licząc tego, Ŝe za „psie” pieniądze kupił budynek od samorządu na własność. Człowiek ten ma cywilną odwagę dawać do zrozumienia „umieraj człowieku ze swoim nowotworem i to zaraz, bo leczenie twoje jest za drogie”. Tyrałeś, płaciłeś podatki przez 40 lat, ale to się nie liczy. Co będzie jak panu doktorowi z tytułem wszyscy pacjenci wymrą, a chora kasa nie do mu 100 tysięcy złotych rocznie. Czy wówczas pan doktor z dyplomem weźmie zdezelowany rower i będzie telepał się po błocie i tak, jak Pietrek Sidor leczył chorych za „Bóg zapłać”. Nikt nie wymaga obecnie od doktora z dyplomem, aby leczył za „Bóg zapłać”, ale dobre wychowanie nakazuje grzeczność, szczególnie w stosunku do starszych, słabych, chorych i bezsilnych ludzi, a złośliwe uwagi w stosunku do nich są niepotrzebne i nie na miejscu. Zdarzy się taki jeden czy drugi i psuje opinię lekarzom z powołania, którzy całe Ŝycie poświęcają chorym. Na szczęście ci z powołaniem stanowią większość. Pietrków Sidorów juŜ teŜ nie ma, bo i nie te czasy. Ryszard Owsiany Lesko