gazetka czerwiec
Transkrypt
gazetka czerwiec
Wydanie czerwcowe 2013r. Matury za nami - chciałby człowiek choć raz zawrzeć podsumowanie w jednym zdaniu; krótkim, zwięzłym i rzeczowym. Nie obyło się jednak bez komedii i kompromitacji, a tegoroczne potknięcia Centralnej Komisji Egzaminacyjnej odbiły się echem nie tylko w Gazecie Wyborczej, ale i w umysłach tych licealistów, których egzaminatorom udało się ładnie nabrać. Brawo! Str.2 Chociaż były problemy już na samym początku, a czas wolny trzeba było poświęcić na próby, to podjęliśmy wyzwanie i wystąpiliśmy 18 maja na XXXIV Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Młodzieżowych BAKCYL w Bartoszycach u boku znakomitych amatorskich grup teatralnych. Podium nie zostało zdobyte, ale to nie oznacza, że nie bawiliśmy się równie dobrze jak podczas naszych występów u nas w szkole. Str.3 Proponuję wakacje. Prośbę swą motywuje przewlekłym zmęczeniem, permanentnym brakiem czasu oraz ogólną, słabą kondycją fizyczną i psychiczną. Co Wy na to? Podpisujecie się pod moją malutką propozycją? Str.4 Dnia 7 czerwca 2013 r. w naszym liceum odbyła się akcja promująca zdrowy tryb życia. Jej program składał się z dwóch części. Str.5 Być może wypowiadając się na ten temat Ameryki nie odkryję, aczkolwiek ostatnio podczas lekcji języka polskiego naszła mnie pewna refleksja, a mianowicie: dlaczego uczniowie większość lektur szkolnych traktują jak ostatnią katorgę? Str.6 Lektura- słowo o nieprzyjemnych konotacjach i zmora dla większości członków uczniowskich społeczności. Poza wyjątkowymi, nielicznymi „perełkami”, które przypadają nam do gustu, plan lektur jest dla przeciętnego ucznia obciążeniem i utrapieniem. Str.7 Redaktor Naczelny: Marta Julia Ruczyńska Z-ca redaktora naczelnego: Ewa Bogusławska Skład i grafika: Paweł Szulik Zdjęcia: Natalia Łoś Redaktorzy: Marta Ruczyńska, Katarzyna Kirsun, Ewa Bogusławska, Anna Pietrzak, Alicja Wyszkowska Paradoksy, paradoksy Matury za nami - chciałby człowiek choć raz zawrzeć podsumowanie w jednym zdaniu; krótkim, zwięzłym i rzeczowym. Nie obyło się jednak bez komedii i kompromitacji, a tegoroczne potknięcia Centralnej Komisji Egzaminacyjnej odbiły się echem nie tylko w Gazecie Wyborczej, ale i w umysłach tych licealistów, których egzaminatorom udało się ładnie nabrać. Brawo! Mimo to coraz częściej można dojść do wniosku, że to prawdopodobnie cecha szczególna naszego narodu. Ten nieustanny blamaż, wieczne życie paradoksami. Budząc się rano, oglądając wiadomości, a później polską rzeczywistość w drodze do lub ze szkoły czy pracy, doprawdy trudno zostawić ją bez komentarza. Tak, tak, przygotuj się na narzekanie na narzekanie. Bo narzekamy na rząd i bezrobocie, jednocześnie nie biorąc udziału w wyborach. Bo drwimy z obietnic przedwyborczych, z projektów budowy autostrad (których i tak jest więcej niż wiarygodnych polityków znających się na tym, co robią...), zapominając o tym, jak wiele już powstało stadionów, dróg i tak dalej. Wciąż łatwiej znaleźć niezadowolonych. Widząc powodzenie sąsiada, na ustach pojawiają się najgorsze pomówienia, zaraz po włączeniu telewizora i wygodnym usadowieniu się na kanapie (po co pracować, Kowalski nie kupił tego samochodu za uczciwe pieniądze przecież, ma więcej szczęścia niż rozumu i w ogóle to kradnie i STR. 2 nie wiadomo co jeszcze). Zamiast żyć w zgodzie z sąsiadami, chętniej tworzy się fantastyczne historie rodem z Lewisa czy Lovecrafta, a potem okazuje się, że Twoi rodzice się rozwiedli, a Ty sama zdążyłaś trzykrotnie zmienić miejsce zamieszkania i zajść w ciążę. Równie interesujące bajki produkują politycy-populiści, mistrzowie PR-u. A gdy dodać do tego ignorancję władz; tych, którzy kształtują naszą codzienność, przygotowują reformy systemu edukacji [!], a nie znają podstawowych dat z historii Polski...("Pierwszy rozbiór? Jaki pierwszy rozbiór?! Bez komentarza, znam Wasze sztuczki!"). Racja, zrzędzimy, bo zostaliśmy skrzywdzeni - tak przy okazji rozbiorów. To jest głęboko osadzone w naszej tradycji i obyczajowości, podobno wyrasta jeszcze z kultury chłopskiej, mawiają profesorowie. Poza tym ostatnie dekady nie dostarczały nam powodów do szczęścia. PRL przyniósł Polakom brak podstawowych dóbr; gdy kupno cukru graniczy z cudem, uśmiech na twarzy graniczy z nim także. Pogoń za Zachodem i pozycją państwa, z którym Europa będzie się liczyć też nie pomaga. Ale te absurdy stały się inspiracją dla wielu niezłych polskich komedii i kabaretów. Tyle dobrego! Ewa Bogusławska GAZETKA TRZYNASTKA Bartoszyce powitały Chociaż były problemy już na samym początku, a czas wolny trzeba było poświęcić na próby, to podjęliśmy wyzwanie i wystąpiliśmy 18 maja na XXXIV Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Młodzieżowych BAKCYL w Bartoszycach u boku znakomitych amatorskich grup teatralnych. Podium nie zostało zdobyte, ale to nie oznacza, że nie bawiliśmy się równie dobrze jak podczas naszych występów u nas w szkole. Wszystko zaczęło się od małego marzenia, aby w końcu wystąpić na danym przeglądzie. Nasze koło od dawna próbowało zebrać swoje siły i podjąć walkę z innymi kołami, jednak zawsze COŚ nam wypadało. W tym roku nie obyło się bez komplikacji. Pełni zapału i werwy, ale też i przeogromnej tremy na nowo powtarzaliśmy scenariusz. Nasze przedstawienie było ułożone tak, aby dzieci mogły je potraktować jako bajkę i nacieszyć oczy wspaniałymi kostiumami, które dodawały uroku naszej opowieści. To sprawiło, że nie byliśmy do końca przekonani, czy dobrze odbiorą to dorośli widzowie, a tym bardziej bardzo wymagająca komisja. A potem wszystko wywróciło się do góry nogami. Musieliśmy zastąpić jednego z naszych aktorów (bardzo dziękujemy Kasi Tomczuk) i w ekspresowym tempie poddać próbie pamięć naszego dublera. Próby umiliła nam muzyka i poczucie humoru, choć w dniu wyjazdu nawet podczas podróży męczyliśmy tekst. W Bartoszycach myśląc, że zgodnie z planem wystąpimy o 9:30, spotkała nas kolejna niespodzianka, okazało się, że jednak wystąpimy pierwsi. Musieliśmy jak najszybciej przyszykować dekorację, poprzebierać się, a na przygotowania nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Stres…Stres… Stres… Sam występ nie miał już w sobie takiej magii jak wtedy, kiedy graliśmy przed przedszkolakami i dziećmi z podstawówki. Ciągle mieliśmy wrażenie, że zaraz usłyszymy ich śmiechy, a GAZETKA TRZYNASTKA nawet płacze (zwłaszcza, kiedy Pani Kaczka została porwana…) i pełne przejęcia wykrzykiwanie nazw zwierząt pojawiających się na scenie. Komisja uznała, że nasz występ nadaje się tylko do wystawiania jako bajka dla dzieci i chyba też przed taką publiką czuliśmy się najlepiej. Jurorzy skierowali wobec nas kilka drażliwych opinii, ponieważ komisja wymagała czegoś bardziej poważnego lub dramatycznego. Stwierdzili, że zbyt infantylnie bądź nawet przesadnie pokazaliśmy nasze role. Dostaliśmy upominek i dyplom za udział i chociaż krytyka dotknęła, to wspomnienie radosnych buziek dzieciaków, kiedy oglądały nasz występ w szkole zrekompensował porażkę. Anna Pietrzak i Alicja Wyszkowska STR. 3 Hmm... a może wakacje? Proponuję wakacje. Prośbę swą motywuje przewlekłym zmęczeniem, permanentnym brakiem czasu oraz ogólną, słabą kondycją fizyczną i psychiczną. Co Wy na to? Podpisujecie się pod moją malutką propozycją Należy dodać, iż od dziesięciu miesięcy stale jesteśmy gnani do nauki oraz wszelkich możliwych dodatkowych prac naukowych na rzecz naszej „rzekomej” lepszej przyszłości. Chociaż, jak wszystkim wiadomo, będziemy pracować nie nad kolejnym dziełem na miano Nobla, tylko dbać o czystość miasta, w którym będziemy mieszkać (czyli sprzątać ulice) tudzież dbać o wyżywienie jego mieszkańców (KFC, Burger King). Jednak na razie mamy przed sobą perspektywę wakacji i nią należy się zająć. Jak można spędzić nadchodzące wakacje? Może pojedziecie nad morze, a może pojedziecie w góry, a może… a tych może jest całe morze. Przypominam, że zawsze można pojechać do babci i powspominać utracone czy też chylące się ku końcowi dzieciństwo. Pamiętajmy przy tym, że nikt nie gotuje jak babcia i nami się nie zajmie. Nie zapominajmy jednak o wszechwiedzących koleżankach owej babci, które choć ledwie nas kojarzą, z chęcią poznają każdy szczegół naszego dotychczasowego życia. Można również poszukać atrakcji w miejscu zamieszkania. Ja na ten temat jednak nie wiem nic, ale życzę powodzenia, na pewno coś znajdziecie. Pamiętajmy jednak, by nie zjeżdżać z górki na sankach w pobliżu… O przepraszam, pomyliły mi się dni wolne. Jednak nad wodą również warto uważać, abyśmy we wrześniu spotkali się w tym samym groSTR. 4 nie. Może nie będzie już tak wesoło jak 28 czerwca, ale zawsze coś jest lepsze niż nic. Życząc miłych i jak najlepiej spędzonych wakacji, żegnam. Katarzyna Kirsun Dyrekcji Szkoły, Radzie Pedagogicznej, Pracownikom Administracji i Obsługi oraz Całej Społeczności Uczniowskiej miłych i udanych wakacji Życzy Redakcja „Trzynastki” GAZETKA TRZYNASTKA Igraszki z ogniem – czyli parę słów Dnia 7 czerwca 2013 r. w naszym liceum odbyła się akcja promująca zdrowy tryb życia. Jej program składał się z dwóch części. Najpierw w szkolnej auli uczniowie mieli okazję obejrzeć film o efekcie jojo (bardzo demotywujący dla odchudzający się), a następnie wysłuchali wykładu dietetyka z Ostródzkiego Centrum Dietetycznego, pani Marty Łukaszewskiej, na temat racjonalnego odżywiania się. wprost olśniły jury talentem plastycznym, dlatego wszystkim przyznano pierwsze miejsce i nagrody. Następnie zaproszono wszystkich na poczęstunek złożony głównie z owoców i lekkich przekąsek, chociaż zwolennicy bardziej konkretnego jedzenia również znaleźli coś dla siebie. Na koniec pani Agnieszka Grzymkowska, instruktorka w morąskiej szkole tańca „U Mirka” nauczyła ochotników jednego z latynoskich tańców – bachaty. Później, również na auli, odbyły się zajęcia integracyjne uczniów klasy II B (humanistycznej) z pięciolatkami z przedszkola „Jedyneczka”, którzy postanowili odwiedzić naszą szkołę. Humaniści mieli okazję wykazać się zdolnościami pedagogicznymi. Pod czujnym okiem pani Grzymkowskiej, razem z dziećmi odtańczyli pełnego energii rock n` rolla (w tym przypadku maluchy okazały się bardziej pojętne od młodzieży). Zaproponowali im również grupowe śpiewanie i ruchowe zabawy przy akompaniamencie gitary oraz konkurs rysunku. Dzieci GAZETKA TRZYNASTKA Później przedszkolaki razem ze swoimi nowymi znajomymi z liceum uczestniczyli w niezwykle interesujących pokazach chemicznych. Poprowadziło je dwóch, niezwykle sympatycznych, jednak szalonych i nieprzewidywalnych, naukowców z Torunia. Przez następne półtorej godziny przekonywali oni, zarówno dużych, jak i małych, że chemia również może być pasjonująca… i muszę przyznać, udało im się to! Przeprowadzili wiele spektakularnych doświadczeń z użyciem m.in. spirytusu i ognia. Między innymi zaprezentowali, jak podpalić stół (albo rękę niewinnego ochotnika) tak, by ani stół, ani ręka nie doznały żadnego uszczerbku. Przy okazji wykazali się niezwykłym wprost poczuciem humoru i chociaż sprawiali wrażenie nieco… stukniętych, to widać, że chemia jest ich olbrzymią pasją, którą starają się zarazić wszystkich wokół. Na pewno była to miła odmiana po czysto teoretycznych zajęciach z chemii, które mamy w szkole. Szkoda, że takich zajęć nie ma codziennie, bo na pewno wszyscy uczęszczaliby na nie z prawdziwą przyjemnością. Magda Czerniak STR. 5 Czy lektury to bzdury? Być może wypowiadając się na ten temat Ameryki nie odkryję, aczkolwiek ostatnio podczas lekcji języka polskiego naszła mnie pewna refleksja, a mianowicie: dlaczego uczniowie większość lektur szkolnych traktują jak ostatnią katorgę? Tak, oczywiście, można narzekać, że jesteśmy pokoleniem, które widzi przed sobą tylko te smartfony, fejsbóki, komputery i internety, nie czytamy, a połowa z nas cierpi co najmniej na analfabetyzm wtórny. Może i większość nie czyta często, jest w tym ziarno prawdy. Lektury szkolne nie cieszą się powodzeniem – to fakt. Ale czy to, iż nie darzy się zbytnią sympatią „Pana Tadeusza” czy „Kordiana”, musi automatycznie świadczyć, że jesteśmy ograniczeni? Czy to, że nie znamy akurat pozycji wymienionej przez kogoś, znaczy że nie czytamy zupełnie nic? Uprzejmie proszę nie robić z ucznia idioty. Czytamy – może nie Mickiewicza, Słowackiego czy Kochanowskiego, ale czytamy. I nie tę całą pseudoliteraturę o wampirach i innych wilkołakach, którą eufemistycznie można nazwać zatrważająco mierną. Czytamy – na nasze nieszczęście nie to, co znajduje się w kanonie lektur. Refleksja o lekturach przyszła do mnie w momencie omawiania „Mistrza i Małgorzaty” – ze zdziwieniem musiałam przyznać, że (nie wiem, chyba jakimś przypadkiem) na liście znalazła się (może jeszcze oprócz „Dżumy”) książka naprawdę ciekawa – od pierwszej do ostatniej strony, którą czyta się przyjemnie. Bo, powiedzmy sobie szczerze, może i reszta klasyków mówi o nieprzemijających wartościach, o patriotyzmie, romantyzmie i pozytywizmie, ale nie można ich jednak posądzić o bycie pozycjami ciekawymi. Cóż, możecie uznać mnie za osobę ograniczoną, która nie rozumie głębokiej metaforyki tych utworów – oczywiście – ale zanim to zrobicie, czy moglibyście z ręką na sercu przysiąc, że nawet przez chwilę nie byliście znudzeni, czytając trzecią część „Dziadów”? Zakładając, oczywiście, żeście ją przeczytali. Oczywiście nie dyskredytuję znaczenia wszystkich pozostałych książek. Na pewno niosą w sobie jakieś przesłanie, na pewno komuś tam się podobają, bo bywają w nich czasem trafne fragmenty. Po pierwsze jednak, poruszają problemy w większości odległe od współczesnego ucznia o lata świetlne. Po drugie, niektóre z postaci wydają się tak sztuczne, tak obliczone na przesłanie pewnej STR. 6 idei, że nie robią nic, oprócz denerwowania czytelnika. Są przecież na świecie książki ciekawe i niosące ze sobą jakieś przesłanie. Ktoś mógłby odpowiedzieć, że niezależnie od tego, co byłoby na liście lektur – i tak byśmy nie przeczytali, bo przecież nie czytamy n i c. Nie wyciągam teraz wniosków z kosmosu czy innego wymiaru, mogę bowiem przedstawić empiryczne dowody na potwierdzenie mojej tezy. Tak, proszę sobie to wyobrazić – młodzież czytająca i to z własnej woli książki Jane Austen, Mario Vargasa Llosy, Michaiła Szołochowa, sióstr Bronte, Wiktora Hugo czy nawet Dantego. Tylko to nikogo nie interesuje. Bo przecież łatwiej powiedzieć, że młodzież nienawidzi książek, że to takie pokolenie, że kiedyś to było inaczej, niż zastanowić się nad listą lektur i ją zmodyfikować. Naprawdę, tak się czasami zastanawiam, co sobie myślał ktoś, kto ową listę układał. I po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że chyba jednak nie chcę wiedzieć. Za to jednego jestem pewna – przydałby się ktoś, kto zrobiłby to na nowo. Ktoś, kto najpierw sam przeczytałby to, na co chce skazywać uczniów, potem bardzo dobrze to przemyślał, a na koniec wziął pod uwagę ilu czytelników statystycznie zasypia przy czytaniu owego dzieła. Marta Julia Ruczyńska GAZETKA TRZYNASTKA Czy warto czytać lektury? Lektura- słowo o nieprzyjemnych konotacjach i zmora dla większości członków uczniowskich społeczności. Poza wyjątkowymi, nielicznymi „perełkami”, które przypadają nam do gustu, plan lektur jest dla przeciętnego ucznia obciążeniem i utrapieniem. Lecz w dobie zastraszająco popularnego Internetu i w erze komputeryzacji kreatywne stworzenie, jakim jest uczeń, znalazło receptę na swoją dolegliwość- obowiązek czytania lektur. Są to mniej lub bardziej odbiegające od treści lektury streszczenia. Myślę, że stanowią one tylko i wyłącznie rozwiązanie krótkofalowe. Uczniowski umysł obciążony pluralizmem obowiązków szkolnych, a często domowych, zwykle nie daje rady przyswoić kolejnej porcji chaotycznych informacji wynikających ze streszczenia, które dość często zawiera wydarzenia dobierane wybiórczo bez sensownego ciągu przyczynowo-skutkowego. Często spotykamy się z koncepcjami uczniowskich rewolucjonistów, którzy widzieliby w programie lektur wyłącznie „Harry’ego Pottera”, „Zmierzch”, czy jeszcze bardziej wymyślne i „wyszukane” pozycje. Czy jednak taka literatura ma związek z kształtowaniem oraz prawidłowym rozwojem umysłowym młodych? Andrzej Wojciech Guzek twierdził: „Lektura-sztuczny nawóz myśli”. Sztuczny, ale jakże stymulujący umysł, wzbogacający nasze jestestwo, rozwijający język, którego używamy. Zawarte w programie lektur dzieła są reprezentantami swej epoki, które w praktyce ukazują nam koncepcje i wzory literackie. Wiele utworów, to arcydzieła polskiej literatury minionych wieków. Obowiązkiem Polaka jest poznawanie tegoż dorobku, gdyż w dobie tendencji kosmopolitycznych, wszyscy powinniśmy mieć w naszych wnętrzach właGAZETKA TRZYNASTKA sny księgozbiór, własną bibliotekę, stanowiącą ostoję naszej tożsamości narodowej oraz skarbiec cenionych przez nas wartości. Czytanie lektur i nie tylko ich, to długotrwała inwestycja w siebie. Zatem, czy nie warto włożyć cennej literatury do naszego wewnętrznego księgozbioru, którym jest umysł? To, co przeczytamy, jak się okazuje, przynosi odsetki, tak jak wpłacony do bankukapitał. W erze powszechnego dostępu do każdego rodzaju literatury i paradoksalnie jej niepopularności oraz naszej hibernacji w czytaniu książek, powinniśmy sparafrazować popularne powiedzenie: „Powiedz nam, co i ile przeczytałeś, a powiemy Ci jakim człowiekiem jesteś.” Patryk Wesołowski STR. 7