Zygmunt Solorz-Żak

Transkrypt

Zygmunt Solorz-Żak
Zygmunt Solorz-Żak
Warszawa, dnia 11 listopada 2010 r.
Zysk bez ryzyka?
Jestem przedsiębiorcą od ponad 25 lat. Przez ten czas nauczyłem się, że najlepsze efekty
biznesowe, ale też najwięcej satysfakcji przynoszą sukcesy projektów obiecujących choć
obarczonych dużym ryzykiem. Są to zwykle projekty w początkowej fazie rozwoju i
wymagające dużych nakładów pracy, zwane w żargonie biznesowym „start-up-ami”.
Tak było z Telewizją Polsat, z Cyfrowym Polsatem i nie inaczej jest właśnie z uruchamianym
przeze mnie projektem telekomunikacyjnym. Podobną drogę tworzenia czegoś od podstaw
przebyli inni czołowi polscy biznesmeni, jak Ryszard Krauze.
Nie ukrywam, że znam Ryszarda Krauze. Ale nie dlatego zdecydowałem się zabrać
publicznie głos w jego sprawie. Bo „sprawa Krauzego”, to sprawa wszystkich
przedsiębiorców w Polsce. Bo tu chodzi nie tylko o losy konkretnego człowieka, ale o fatalną
praktykę, która zaczyna rzutować na całą naszą gospodarkę.
Ryszard Krauze jest jednym z największych polskich inwestorów giełdowych, jednak zanim
zdecydował się którąkolwiek spółkę upublicznić, przechodził z nią etap „pionierski” – na
własne ryzyko. Jeżeli miałoby się nie udać, gwarantem był on sam jako prywatny inwestor. W
tym też widzę podobieństwo moich i Ryszarda Krauze doświadczeń. Ryzykował w te
projekty własne pieniądze i środki kontrolowanych przez siebie firm. I oto jeden z jego
projektów prowadzonych w celu uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo znalazł się w
kręgu zainteresowania prokuratury. Dlaczego? Bo prokuratura uważa, że swoje jak
najbardziej prywatne pieniądze inwestował zbyt śmiało, poza wyznaczoną przez prokuraturę
granicą ryzyka.
Czy próba uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo przez Ryszarda Krauze była ryzykowna?
Oczywiście, ale czy budowanie przeze mnie Telewizji Polsat w okresie polskiej transformacji
ustrojowej, na dodatek w sytuacji, gdy dysponowałem skromnym kapitałem (można
powiedzieć, że zerowym w porównaniu z takimi ówczesnymi medialnymi gigantami jak
News Corp, Time-Warner czy Axel Springer), dawało absolutną pewność powodzenia?
Przedsiębiorca uruchamiający przedsięwzięcie biznesowe podejmuje ryzyko, musi go
oszacować i się z nim zmierzyć. Zysk bez ryzyka istnieje tylko na papierze lub jako
chwytliwe hasło reklamowe państwowych obligacji. Czy w celu uniknięcia ryzyka polscy
przedsiębiorcy mieliby jedynie inwestować w obligacje Skarbu Państwa?
W ostatnich dniach prasa ekonomiczna obszernie relacjonowała tzw. sprawę Krauzego.
Wiadomo dzięki temu powszechnie, że w momencie zaangażowania w projekt w Kongo,
majątek reprezentowanej przez Ryszarda Krauze grupy kapitałowej szacowany był na kilka
miliardów złotych. Transakcje związane z próbą uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo
stanowiły znacznie mniej niż 1% ówczesnej kapitalizacji kontrolowanych i posiadanych przez
niego spółek. Na tym tle widać, że ryzyko było bardzo ograniczone.
Warto pamiętać, że w rejonach świata takich jak Azja i Afryka, ryzyko inwestycyjne jest
znacząco wyższe niż w Europie. Rynki tych państw znajdują się w zupełnie innej fazie
rozwoju, często są pozbawione takich instytucji jak sprawna giełda papierów wartościowych,
komisja nadzoru finansowego, etc., które nam wydają się już oczywiste. Trzeba się liczyć
nawet z takimi czynnikami, jak konflikty zbrojne. Pomimo to, czołowe koncerny europejskie i
amerykańskie próbują szukać biznesowego sukcesu właśnie w tak niespokojnym i trudnym
regionie świata. Warunkiem sukcesu są nie tylko pozostające w dyspozycji środki
inwestycyjne, ale też doskonała znajomość lokalnych realiów. Bez wyjątku wspomniane
projekty inwestycyjne realizowane są we współpracy z partnerami, którzy gwarantują dobre
relacje z miejscowymi władzami.
Czasem się udaje, wtedy premia za sukces jest znakomita, a czasem nie. Ryszard Krauze miał
pecha. Po jego zaangażowaniu w ten projekt, w Demokratycznej Republice Konga wybuchła
wojna.
Czy jest to jakiś argument dla prokuratury? Chyba tak, bo w bliźniaczej sytuacji dała spokój
władzom spółki giełdowej, z udziałem Skarbu Państwa, która walcząc o dostęp do złóż
miedzi poniosła w tym samym Kongo straty kilkakrotnie przewyższające straty prywatnej
spółki Krauzego. Z jakiś powodów łatwiej jest atakować osobę, która podjęła ryzyko
zainwestowania własnych pieniędzy. Jaka jest logika tego wyboru? Pojawia się pytanie, czy
prokuratura w Polsce posiada wystarczającą wiedzę o prowadzeniu działalności biznesowej,
ryzyku inwestycyjnym, i np. o działaniach w obszarze poszukiwań surowców
energetycznych?
Z mojej wiedzy wynika, że światowy rynek energetyczny, obejmujący poszukiwania złóż
gazu i ropy naftowej, zbudowany jest na modelu w którym firmy inwestujące w koncesje
ponoszą ryzyko związane zarówno z możliwością znalezienia surowca, jego wydobycia i
transportu, jak i stabilności politycznej w regionie inwestycji. Innej drogi do powiększania
posiadanych zasobów surowców energetycznych po prostu nie ma. I dotyczy to wszystkich:
wielkich globalnych korporacji, koncernów energetyczno-paliwowych kontrolowanych przez
Skarb Państwa jak i prywatnych inwestorów.
Źle by się stało gdyby ryzyko, niezbędne i niemożliwe do uniknięcia, stało się powodem
zaniechania inwestycji prowadzonych w wielu miejscach świata przez polskie firmy. Jeśli za
obarczone ryzykiem prowadzenie działalności mają być stawiane zarzuty menedżerom i
właścicielom, to wkrótce może się okazać, że nawet te nieliczne działania prowadzone
obecnie przez polskie firmy – w tym w zakresie poszukiwań ropy i gazu - zostaną zaniechane.
Z wielkim entuzjazmem powitano w Polsce możliwość występowania złóż gazu łupkowego.
Do tej pory kilkanaście firm nabyło kilkadziesiąt koncesji pozwalających na poszukiwania
złóż tego niekonwencjonalnego gazu. Aby Polska stała się jednak drugą Norwegią
potrzebnych jest wiele prac geologicznych, prawnych i logistycznych. Już dzisiaj wiadomo,
że znaczna część inwestycji skończy się niepowodzeniem. Problemy stojące za
uruchomieniem wydobycia gazu łupkowego związane z ochroną środowiska, czy
opłacalnością wydobycia spowodują, że niektóre firmy nie będą w stanie wykazać się
sukcesem. Czy to znaczy, że prokuratura będzie ścigać ich zarządy?
Niedawno w jedną z firm zajmujących się wydobywaniem gazu łupkowego w Polsce
zainwestował George Soros, jeden z najbardziej znanych inwestorów na świecie. Czy jeśli
firma, której stał się akcjonariuszem nie uruchomi wydobycia w Polsce, to jakakolwiek
prokuratura postawi zarzuty znanemu filantropowi i finansiście za podjęcie ryzyka w Polsce?
Nie zdziwiłbym się specjalnie, wszak zupełnie niedawno prokuratura, nie proszona o to przez
jakiegokolwiek akcjonariusza, postawiła zarzuty członkom zarządu czołowego operatora
telefonii komórkowej w Polsce. W tej sprawie nie obyło się bez widowiskowych zatrzymań i
majątkowych poręczeń. O tym było głośno. O tym, że wszystkie te umowy zostały podpisane
za zgodą statutowych organów spółki, mniej. O tym, że sąd zdjął z „podejrzanych” wszystkie
prokuratorskie rygory i zabezpieczenia, w ogóle się nie mówi.
Przywoływany przepis o działalności na szkodę spółki miał być narzędziem w rękach
akcjonariuszy, którzy – gdyby zaszła taka potrzeba – mogliby uruchomić działania wobec
nagannie działających zarządów. W przypadku Ryszarda Krauze prokuratura próbuje
występować z pozycji dominującego akcjonariusza, udowadniając, że pokrzywdzona jest jego
firma, a „krzywdzącym” on osobiście, jako jej właściciel. Dzisiaj Krauze. Kto następny jutro?
W Polsce decyzje prokuratury zwyczajowo traktowane są jak wyrok sądu. W praktyce
oznacza to zdeptanie dobrego imienia wielu uczciwych ludzi i zniszczenie dobrze
prosperującej firmy. W miażdżącej i przygnębiającej większości spraw „o działalność na
szkodę spółki”, na etapie postępowania sądowego, okazuje się, że prokuratura nie miała racji.
Wtedy jednak nie ma już zainteresowania mediów, nikt za zniszczenie przedsiębiorstw i
przedsiębiorców nie odpowiada. Nikt prawdziwie pokrzywdzonym nie powie nawet
przepraszam. Ocieramy się o szaleństwo, niestety bardzo bolesne w skutkach ekonomicznych.

Podobne dokumenty