Tomasz Madej
Transkrypt
Tomasz Madej
Turystyka i Rekreacja Tom 4/2008 63 Tomasz Madej Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie Turystyka tubylcza w południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych Aboriginal tourism in the southwestern United States Abstract This paper aims to offer a review of research issues related to aboriginal tourism. The article begins with the history of aboriginal tourism. It describes the role of hotelier named Fred Harvey and Santa Fe railroad in the opening of southwestern United States to mass tourism and promotion of Indian culture. It then demonstrates the values of tourist impact in context of cultural and social change. It also analyzes tribal mechanism of self-defense in response to growing number of visitors. The examples used arę Indians Navajo and Pueblo. Słowa kluczowe: turystyka tubylcza, Fred Harvey, Santa Fe, Indianie Pueblo, Navajo Wprowadzenie „Egzotyczna" kultura od zawsze „rozpalała" umysły wielu podróżników. Stanowiła bodziec dla którego ludzie opuszczali bezpieczną domową przystań by udać się w odległe rejony świata. Dobrze oddają to słowa Thora Heyerdahla „Potrzeba zdziwienia, pokusa nieznanego - co jest po drugiej stronie - zawsze intrygowało człowieka zafascynowanego szerokim światem, ciekowością czegoś innego". Ta sytuacja nie zmieniła się do czasów współczesnych. Rdzenne plemiona w wielu rejonach świata stanowią dziś magnes przyciągający rzesze turystów. Turyści pragnąc doświadczyć „autentycznej" kultury i poznać „egzotycznego" dzikiego, podróżuj ą w Papui Nowej Gwinei na pokładzie luksusowego statku do wioski ostatnich kanibali. W Afryce oprócz zwierząt na safari podglądają życie Masajów (rezerwat Masai Mara w Kenii), czy Zulusów (rezerwat Zululand w Republice Południowej Afryki). W Nowej Zelandii przestępująprogi maoryskiego domu zebrań, by później podziwiać tradycyjny taniec Hakę. Trudno dziś wskazać miejsce na mapie, które nie poddało się turystycznej eksploracji. Takie motywacje turystyczne zo- rientowane na doświadczenie praktyk odmiennej kultury Wood określił mianem turystyki etnicznej („ethnic tourism") [15]. Podobnie widzą to autorzy Encyklopedia of Tourism, gdzie turystyka etniczna postrzegana jest jako „forma turystyki, w której najważniejszą motywacją turysty jest pragnienie doświadczenia inności i kontaktowania się z egzotycznymi społecznościami etnicznymi" [6]. Termin turystyka etniczna jest stosowany zamiennie z terminami turystyka plemienna („tribal tourism"), czy turystyka tubylcza („aboriginal tourism"). Jak podaje Kurek pojęcia te „...uznaje się za tożsame i stosuje się je do opisu tej samej formy turystyki, w której najważniejszą motywacją jest pragnienie doświadczenia odmienności kulturowej i kontaktowania się ze społecznościami etnicznymi, które z punktu widzenia turysty uznawane są za egzotyczne" [7]. Termin turystyka tubylcza wykorzystywany jest głównie przez autorów prac opisujących zjawiska zachodzące w Ameryce Pomocnej. Yalene Smith pisząc o Stanach Zjednoczonych dodatkowo przytacza cztery komponenty turystyki plemiennej tzw. „cztery H": habitat, heritage, history, handcrafts (środowisko, dziedzictwo, historia, rękodzieło) [12]. Szacuje się, że tu- 64 rystyka tubylcza w Ameryce Północnej stała się osobną branżą turystyczną przynoszącą corocznie wysokie dochody społecznościom lokalnym. Stąd też niektórzy autorzy postulują, że „.. .mamy do czynienia wtedy (z turystyką tubylczą), gdy uczestniczą w niej tubylczy mieszkańcy lub sprawuj ą nad nią bezpośrednią kontrolę albo kiedy ich kultura staje się główną atrakcj a oferty" [11]. Początki turystyki na południowymzachodzie Rozwój turystyki na południowym-zachodzie Stanów Zjednoczonych był ściśle związany z rozwojem środków transportu oraz budową infrastruktury turystycznej. Odkrycie tych terenów dla masowego turysty nastąpiło wraz działalnością pierwszych linii kolejowych: Atchison, Topeka i Santa Fe Railroad, które połączyły Pacyfik z Atlantykiem w 1885 roku oraz z współpracą pomiędzy liniami kolejowym a hotelarzem Fredem Harveyem. Na mocy podpisanej umowy Fred Harvey uzyskał wyłączność na obsługę pasażerów. Od tej pory świadczyła usługi gastronomiczne i noclegowe dla podróżujących koleją na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych [3]. Linia kolejowa Santa Fe od samego początku swej działalności rozpoczęła aktywną promocję swoich wyjazdów, które były dedykowane zamożnej klienteli. Główną atrakcją turystyczną miała być „dziki zachód". Na pierwszy ulotkach reklamowych obiecywano podróżnym zapierające dech w piersiach „dziewicze" krajobrazy (tj. Wielki Kanion), możliwość obejrzenia „autentycznych" Indian w ich „naturalnym" środowisku oraz kupna wyrobów rękodzieła indiańskiego. Realizację wszystkich atrakcji miała zapewnić firma Freda Harveya Company, której sieć hotelowa rozciągająca się wzdłuż linii kolejowej była stylizowana na kulturę indiańską, najlepszym przykładem jest hotel Alvarado w miejscowości Albuąuerąue. Oprócz stylizacji przestrzeni turystycznej hotele organizowały dla miejscowej ludności specjalne platformy, skąd można było sprzedawać swoje wyroby podróżnym podczas postoju pociągu. W czasach pierwszych turystów w Ameryce taki catering stanowił swoistą okazję do zakupu tubylczej pamiątki nie wychodząc z pociągu. Zapotrzebowanie na sztukę indiańską stymulował produkcję pamiątek. Wyroby indiańskie służyły dodatkowo jako dekoracja wnętrz hoteli. Wyroby ceramiczne, garncarskie stanowiły element wyposażenia pokojów gościnnych. Jednocześnie dalszą zachętą dla turystów do kupna miejscowego rękodzieła była własna kolekcja sztuki indiańskiej Freda Harleya. Niektóre hotele posiadały własne muzea w osobnych budynkach. Takim muzeum może poszczycić się hotel Alvarado. Po pierwszej wojnie światowej nadszedł krach panowania Santa Fe Railroad na południowym zachodem, a związany on był z większą dostępnością pierwszych automobilów. W związku z zaistniałą sytuacją Fred Harley wprowadził nowy produkt na rynek usług turystycznych tzw. „Indian Detours". Nowy trend zapoczątkowany przez produkt „Indian Detours" oferował turystom przysłowiowe zejście z ubitego szlaku, wręcz doświadczenie kulturowego zanurzenia. W ramach „przygody" turysta miał uciec od takich turystycznych inscenizacji takiej jak hotel, czy muzeum aby zobaczyć „autentycznych" Indian i „nieskażone" krajobrazy. Były to zorganizowane wycieczki samochodowe z własnym szoferem i obejmowały odwiedzanie ludów tubylczych żyjących z dala od linii kolejowych. Program każdej wycieczki miał swój początek na stacji kolejowej, gdzie na turystów czekała kobieta ubrana w strój Indianki wraz z mężczyzną przebranym za kowboja (szoferem). W ramach programu „deturyści" (detourists) jak byli nazywani, mogli zobaczyć Wielkie Kanion, Tęczowy Łuk itp. Dzięki takiej formie ruchu turystycznego doszło do „odkrycia na nowo" dla potrzeb turystyki takich plemion jak Navajo czy Hopi. Ważnym elementem, który trzeba podkreślić w tej pracy jest fakt, iż poza turystyczną promocją kultury tubylczej, same działania branży turystycznej miały wymiar nacjonalistyczny. Jak twierdzi Erve Chambers, wczesne podróże koleją oferowały Amerykanom zobaczenie nowej zdobytej (podbitej) części kraju [3]. Santa Fe j ako przykład „scenografii turystycznej" Dean MacCannell w swojej książce „Turysta. Nowa Teoria Klasy próżniaczej" podzielił 65 przestrzeń turystycznego doświadczenia na: scenerię turystyczną, inscenizację i scenografię [10]. Autor za scenerię przyjmuje przestrzeń powstałą nie ze względu na turystów, lecz mogącą się stać przedmiotem ich oglądu, inscenizacja ma cechy unikatowe wśród miejsc społecznych lub sama je naśladuje, natomiast scenografia określa to miejsce, które powstało z myślą o turystach. Zmiany opisane przez Sweeta dotyczące miasta Santa Fe są dobrym przykładem obrazującym Maccannellowską scenografię turystyczną [13]. W małym miasteczku w Nowym Meksyku turyści mogą kupić pamiątki u tubylczych sprzedawców umieszczone na stoiskach przy lokalnym muzeum. Taki „stragan" cieszy się bardzo dużym powodzeniem wśród odwiedzających. Nieświadomi turyści stają ofiarami mistyfikacji skrupulatnie przygotowanej przez same muzeum. Okazuje się, iż każdy kandydat na sprzedawcę musi sprostać pewnym wymaganiom. Po pierwsze musi umieć udowodnić swoją przynależność do jednego z plemion indiańskich. Po drugie wszelkie przedmioty wprowadzone do obiegu turystycznego muszą zostać ręcznie wykonane. Powyższe regulacje są aktualizowane corocznie w czerwcu podczas zebrania z uczestnikami tego "przedstawienia". Wytyczne dotyczące sprzedaży są dyskutowane przez wspólnotę, która wybiera swoich reprezentantów do komitetu. Komitet monitoruje pracę sprzedawców, a specjalne służby porządkowe (dury officers) kontrolują jakość rodzimego wyrobu. Komitet współpracuje ściśle z dyrektorem muzeum. Co się tyczy samego „straganu" z pamiątkami, miejsca sprzedających są przydzielane drogą losową. Jednocześnie regulacji podlega same miejsce sprzedaży: na rodzinę może przypaść tylko jedno miejsce, zakaz sprzedaży produktów w innych miejscach, towarzystwa może dotrzymywać tylko jedna osoba, zakaz zachowania się, które mogłoby zakłócić sprzedaż, produkty pozostawione przez sprzedawcę muszą być zakryte, a przypadku pozostawienia ich na więcej niż godzinę miejsce może zostać przydzielone innej osobie, przedmioty muszą być oznaczone „pieczęcią" przez jego wykonawcę. Współczesna sytuacja jest poniekąd związana z osobą Edgara Hewitta, antropologa i pierwszego pomysłodawcy muzeum (1909). To z jego inicjatywy doszło do „odrodzenia" sztuki Indian, dokonał tego dzięki programom edukacyjnym oraz poprzez współzawodnictwo, patronat i zachętę. Swoistego rodzaju polityka muzeum dotycząca tylko indiańskich sprzedawców doprowadziła nawet do zadziwiającego incydentu. Otóż Paul i Sara Livingston (nie-Indianie) zaskarżyli ją jako przejaw rasowej dyskryminacji. Livingstonowie przegrali obydwie sprawy. Sędzia Doyle w uzasadnieniu swojego wyroku przyznała, że „.. .tylko Indianie mogą robić indiańskie dobra". Dodatkowo jego zdaniem praktyka sprzedaży indiańskich dóbr przed muzeum była ważna dla samych turystów: „Indianie... świadczą nieocenione usługi dla muzeum poprzez przyciąganie turystów do skweru... publicznych budynków i prywatnych sklepów". Indiańscy sprzedawcy zostali przez niego określeni jako element całości, dzięki czemu turyści będą mogli poznać lepiej kulturę Indian. Do czasów współczesnych przetrwały te regulacje. Jednak pociągają one za sobą pewne konsekwencję, tzn. sprzedaż pamiątek turystycznych została zmonopolizowane przez niektóre plemiona indiańskie [13]. Przypadek Santa Fe pokazuje, że im bardziej turyści poszukują autentyczności, tym bardziej przedsiębiorstwa turystyczne starają się sprostać zapotrzebowaniu, przez co inscenizuj ą turystyczne spektakle. Ów „stragan" ukazuje nam jeszcze jeden aspekt spotkania turystów ze społecznością lokalną. W tym przypadku Indianie umieli sami narzucić obostrzenia dotyczące zasad tej relacji. Nie doszło do „zupełnej" komercjalizacji ich lokalnych wyrobów, tak w innych zakątkach naszego globu, choćby na Kurpiowszczyźnie, czy w Kenii- Masajowie (opisane przez Brunera [2]) lub na Węgrzech -Pasterze Pusty (badania własne). Sztuka Indian Navajo jako pamiątka turystyczna Zdaniem MacCanella „Turysta dzięki temu, że się przemieszcza, dzięki oznaczeniom miejsc, produkcji pamiątek i całych scenerii aranżowanych dla jego przyjemności, może uczestniczyć w wytwarzaniu kultury"[9]. Autor dodaje również, iż to turysta pociąga za sznurki 66 konstrukcji rzeczywistości. Potwierdza to antropolog Wojciech Burszta: „Tam, gdzie dany region uważany jest za „turystyczną atrakcję", rodzi się zawsze rzekomo autentyczna „sztuka ludowa" i specjalny typ wytwórczości na potrzeby odwiedzających". Indianie Navajo są „...znani są ze swoich artystycznie tkanych wełnianych dywanów i z wyrobu pięknej biżuterii z turkusami" [5]. Dywany Navajo (Navajo Rugs) są jednym z przykładów ukazujących jak turystyka doprowadziła do „reaktywacji" rodzimego rzemiosła [4]. Pod koniec wieku dziewiętnastego wraz z nadejściem kolei i wprowadzeniem nowoczesnych przędz dywaniki Navajo osiągnęły bardzo wysoki poziom rzemiosła zarówno we wzornictwie, jak i jakości ich wykonania. Duże zainteresowanie ze strony turystyki doprowadziło do wzmożonej produkcji, co spowodowało, że duża ich część była gorszej jakości. W XX wieku również część tkaczy z plemienia Navaj o odwróciła się od barwników anilinowych i zaczęła używać naturalnej wełny włączając w to ciemną, brązową i czarną. Fred Harley zachęcił artystów zajmujących się tkactwem do produkcji dywaników, które mogłyby spodobać się turystom. Miały one nawiązywać do XIX-wiecznego wzornictwa jak i dawały możliwość eksperymentowania z nim. Dzięki rynkowi turystycznemu oraz dzięki swoim sklepom mógł płacić wysokie ceny za wyroby Indian. To w znaczącej mierze uchroniło tradycje tkactwa Navajo od „wyginięcia". Navajo nawet doprowadzili do powstania nowej mitologii związanej z postacią kobiety-pająka, która w ich mniemaniu przekazywała sztukę kolejnym pokoleniom. Nowe dywaniki musiały posiadać drobną skazę, aby nie uwięzić duszy tkacza. W latach trzydziestych konkurencja na rynku doprowadziła do powszechnej rywalizacji, dzięki temu doszło do wyodrębnienia lokalnych wzorów. W latach sześćdziesiątych nastąpił zmierzch produkcji dywanów. Współcześnie są jeszcze sprzedawane dywaniki Navajo, jednak zdaniem wielu kolekcjonerów różnią się znacząco od tradycyjnych wyrobów. Kolejnym zagadnieniem jest biżuteria Navajo i wpływ jaki turystyka wywarła na jej wytwarzanie [4]. Otóż bodźcem do jej produkcji okazały się wymagania stawiane przez amerykańskich turystów, którzy pragnęli przywieźć inną pamiątkę z podróży niż dywan czy ceramikę. Zapotrzebowanie na ozdoby, swoiste świadectwo bycia tam doprowadziło do nowego zapotrzebowania. Indianie wypełnili te zapotrzebowanie i uruchomili produkcję dla turystów. Do tej pory biżuteria była produkowana wyłącznie na rynek indiański, stanowiła świadectwo zamożności właściciela, albo była wykorzystywana jako źródło zapłaty w przypadku gdy właścicielowi zabrakło pieniędzy (dawał w zastaw). Umiejętność obróbki metali dotarła do plemion Ameryki Południowej wraz z konkwistadorami. Zapotrzebowanie turystyczne na „błyskotki" doprowadziło do stworzenia szerokiego rynku zbytu biżuterii indiańskiej: naszyjniki, bransolety, pierścionki. Współcześnie można znaleźć portale internetowe sprzedające „autentyczną" indiańską biżuterię - jak zachęca reklama, przykład portalu: jewelrynavajo.com czy chacodog.com. To zaowocowało powstaniem na początku XX wieku wielu stylów: Hammerem silver (biżuteria robiona z srebrnej dolarówki lub meksykańskiego peso), czy Sandcasting, Overlay. W dzisiejszych czasach mamy do czynienia w niektórych przypadkach z chińskimi podróbkami. Warto jeszcze przytoczyć dwa przykłady opisane przez Deticha: wyrobów ceramicznych i figurek kachinas [4]. Zapotrzebowanie turystyczne na początku XX doprowadziło do produkcji małych wyrobów garncarskich, wiele starszych wzorów było już zapomnianych. Jednak dzięki odkryciom archeologów starych wzorów doszło do odrodzenia u plemienia np. Hopi. Natomiast figurki kachinas Indian Pueblo rzeźbione były na symboliczne podobieństwo duchów. Zdaniem Deitcha la turystów miały wymiar „dzikości" związanej z wizerunkiem Indianina [4]. Popyt turystyczny doprowadził do zmian w stylu kachinas, co przejawiło się w zniknięciu warstwy symbolicznej i sposobu malowania: bardziej błyskotliwie i niedrogą temperą. Prawdzie kachinas są nadal możliwe do nabycia, ale od 1940 roku są już malowane farbą plakatową. Kachinas nadal są produkowane wyłącznie przez mężczyzn, ponieważ reprezentują święte duchy, z którymi tylko mężczyźni mogą wejść w kontakt. 67 Mechanizmy obronne Indian Pueblo Napływ rzeszy turystów nie pozostaje bez reakcji ze strony społeczność lokalnej. Fascynującym przykładem jest zachowanie Indian Pueblo [13]. Duża liczba turystów odwiedzających ich domostwa w Nowym Meksyku i Arizonie, oraz ich zachowanie doprowadziły do wytworzenia mechanizmów obronnych wśród miejscowej ludności. Przed wejściem do rezerwatu przybyszów witają tablice z regułami specjalnie dla nich przygotowanymi: nie wolno fotografować, nie wolno robić notatek ani pozostawiać po sobie żadnych śladów świadczących o ich obecności. W niektórych przypadkach wprowadzany jest specjalny limit dla odwiedzających, a w ważnym okresie związanym z ceremoniami religijnymi nawet zakaz wstępu, który jest egzekwowany przez uzbrojonych strażników. Wszelkie próby złamania regulaminu ze strony turystów mogą zakończyć się grzywną i konfiskatą filmów, bądź innych urządzeń audio-wizualnych. Powyższe restrykcje przybierają na sile podczas otwartych prezentacji rytualnych tańców (the open village ritual dances), wszelcy „obcy" w wiosce są niedopuszczeni do wejścia w bliski kontakt z tancerzami. To samo tyczy się świątyń Hopi i Zuni. Każdy z turystów musi zachowywać się godnie i z pokorą do zastanej sytuacji. Nad ich zachowaniem czuwa policja turystyczna. Powyższe regulacje spotykają się z uznaniem wśród zwiedzających - są swoistego rodzaju potwierdzeniem, że maj ą do czynienia z autentyczną kulturą [13]. Podsumowanie Powyższe przykłady obrazują rozwój turystyki tubylczej na obszarze połudmowo-zachodnim Stanów Zjednoczonych oraz wpływ jaki turyści wywarli na obecny obraz kultury indiańskiej. Śledząc strony internetowe z wypowiedziami turystów, a także ze zdjęciami z ich podróży odnoszę wrażenie, że nic się w tej materii nie zmieniło. Wśród wielu opisów wspomnień z wakacji epatują słowa „autentyczna sztuka ludowa" czy „widziałam prawdziwego Indianina", świadczy to o tym, iż poszukiwaniom turystycznym nadal towarzyszy potrzeba zobaczenia tego innego „egzotyczne- go" „dzikusa" w jego „autentycznym" wigwamie. Ta potrzeba doprowadza nawet do skrajnych sytuacji, w których turysta pragnie kupić „autentyczny" włos Indiana [9]. Myślę, że może to zobrazować jedno zdarzenie opisane przez Evansa-Pritcharda: „Jedna kobieta delikatnie dotknęła nadgarstek młodej dziewczynki. Kochanie, czy jesteś naprawdę Indianką? - zapytała. Mam nadzieję, że się nie masz nic przeciwko temu że cię pytam, ale wyglądasz tak amerykańsko" [9]. Uważam, że cały artykuł dobrze podsumowują słowa Zygmunta Baumana „Turysta opuszcza dom w poszukiwaniu wrażeń (...) oto jedyny łup, z jakim, i jedyny na jakim mu zależy (...) jego to wola uczyniła ten świat światem, jaki się zwiedza, światem wartym zwiedzania - i świat ten musi spełnić oczekiwania turysty, musi się wysilić, aby godnym odwiedzin pozostać (...) postrzega świat jako tworzywo posłuszne jego dłoniom - i co, najważniejsze, woli"[l]. Dziś z nostalgią wspominam romantyczne marzenie Levi-Straussa: „Pragnąłbym żyć w epoce prawdziwych podróży, kiedy wizja rozpościerała się w całej wspaniałości, jeszcze nie zepsuta, nie skażona i nie przeklęta" [8]. Piśmiennictwo: 1. Bauman Z. 1994: Dwa szkice o moralności ponowoczesnej, Instytut Kultury, Warszawa 2. Braner E.M. 2005: Culture on Tour, The University of Chicago Press, Chicago and London 3. Chambers E. 2002: Native Tours. The Anthropology of Travel and Tourism, Waveland Press, Prospect Heights 4. Deitch I.L. 1990: The Impact of Tourism on the Arts and Crafts of the Indians of the Suthwestern United States. W: L. Smith Yalene (red.) Hosts and Guests: The Anthropology of Tourism. University of Pennsylvania Press, Philadelphia: 223 - 237 5. http://www.tygodnikodadoz.com/ElzbietaStapel/ MojaArizona.html (2008.05.07) 6. Jafari J.(red.) 2000: Encyclopedia oftourism, Routledge 7. Kurek W. 2007: Turystyka, PWN, Warszawa 8. Levi-Strauss C. 1992: Smutek Tropików, OPUS, Łódź 9. Maccannell D. 1992: Empty Meeting Grounds, Routledge, London and New York 10. Maccannell D. 2001: Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej. Warszawskie Wyd. Literackie Muza S.A., Warszawa 68 11. Notzke C. 2007: Tradycja w nowych szatach, Tawacin: 4 [80] 12. Smith V. 1997: The four Hs of tribal tourism: Acoma - a Pueblo Case Study. W: C. Cooper, S. Wanhill (red.) Tourism development: erwironmental and community issues, John Wiley and Sons, New York: 141-152 13. Sweet, Jill D. 1990: The Portals of Tradition: tourism in the American Southwest, Cultural Survival Quarterly, Issue 14.2 14. Wencel E. 2007: Wabik na turystów, Tawacin: 3[79] 15. Wood R.E. 1995: Ethnic tourism: the state and cultural changes in Southeast Asia, Annals of Tourism Research, 11: 568-588 Adres korespondencyjny; Tomasz Madej u. Renesansowa 21/33 01-905 Warszawa e-mail: [email protected]