Rok Miłosierdzia Wielki Post 2016 – Tydzień 1
Transkrypt
Rok Miłosierdzia Wielki Post 2016 – Tydzień 1
Rok Miłosierdzia Wielki Post 2016 – Tydzień 1 Na wstępie taka uwaga praktyczna, która odnosić się będzie do każdej modlitwy przez całe rekolekcje. Sposób modlenia się nie będzie ulegał zmianie. Zmieniać się będą jedynie treści do modlitwy, natomiast metoda pozostanie taka sama. I tak wstęp, początek modlitwy będzie taki sam – i to jest ważne, aby dobrze wejść w relację z Bogiem, aby zachować pewien rytm, można powiedzieć "dobry nawyk" w tej relacji. Na początku modlitwy uczyń znak krzyża i uświadom sobie przez chwilę, że oto Bóg jest teraz przy tobie. Ponieważ chcesz z Nim rozmawiać, On Jest Obecny. Poproś więc w tym momencie, aby Duch Święty prowadził twoją modlitwę. Może to potrwać jakiś czas, aby się wyciszyć. Poproś także, by Pan usuwał w twojej modlitwie wszelkie przeszkody, oraz by oczyścił twoje zamiary, intencje, pragnienia, decyzje, czyny – by wszystko służyło większej chwale Bożej i dobru innych ludzi. Cokolwiek na modlitwie się wydarzy, jakie przyjdą ci myśli, czy decyzje, co byś chciał zmienić w swoim życiu, jakie podejmiesz postanowienia pod wpływem usłyszanego Słowa Bożego, niech to wszystko ma podwójny cel – niech będzie dla samego Pana Jezusa i dla dobra innych ludzi. Podobnie kończąc każdą modlitwę przez ostatnie ok. 5 min. porozmawiaj z Panem i powiedz Mu o tym, co teraz czujesz, co myślisz, czego doświadczasz. Niech to będzie spontaniczna rozmowa. Wylej przed Nim swoje serce, które On przed chwilą poruszył na modlitwie. Pamiętaj by to, co będziesz mówił Bogu miało związek z przebytą modlitwą, z tym czasem który minął, o czym rozważałeś przez ten czas na modlitwie. Nie muszą to być zawsze piękne, „pobożne słowa” ale niech one będą prawdziwe, szczere i twoje. Niech to zakończenie modlitwy, nie będzie zbyt pochopne ani "na odczepnego". Zakończ odmawiając: Ojcze nasz. Spróbuj zapisać sobie w swoim "dzienniczku duchowym" najważniejsze myśli, światła, uczucia, jakie pojawiły się podczas całej modlitwy, także postanowienia, decyzje, poruszenia duchowe, to, co ważnego stało się w przeciągu tego czasu. Jeśli nie możesz uczynić tego od razu po modlitwie, zrób to później, ale to uczyń. Ważne, aby po modlitwie pozostał "ślad", aby było do czego się odnieść, by nie uleciało. Zapisywanie jest ważne. 1. Pierwsza zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 8, 27-35 Kilka myśli do modlitwy. Rozpocznijmy nasze rozważania od tego, że Jezus jest świadomy tego co ma stać się w Jego życiu i po co przyszedł na ziemię. Cel jego życia jest jeden: Zbawienie całego rodzaju ludzkiego, wypełnienie woli Ojca, a to nieuchronnie prowadzi Go do Jerozolimy i na krzyż. Właśnie podróżując do Jerozolimy: "Jezus (...) pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. On ich zapytał: A wy za kogo mnie uważacie? Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz" (Mk 8,27-29). U wszystkich Ewangelistów to wydarzenie dzieli Ewangelię jakby na dwie części – na "przed" i "po". Zanim Piotr wyznał, że Jezus jest Mesjaszem, Ewangelie – że tak powiem – biegną normalnie. A od tego momentu Jezus zmienia swój sposób traktowania uczniów. Przedtem posługiwał się przypowieściami. Ale od tego momentu Jezus zaczyna mówić jasno o Swojej męce. Zaraz następuje pierwsza zapowiedź męki: "I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie" (Mk 8,31-33). "I zaczął ich pouczać" – pisze św. Marek, a przecież Jezus już dawno ich pouczał. Tak! ale teraz zaczął im mówić coś zupełnie nowego: "że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie". Zwróćmy uwagę na słowo "Syn Człowieczy" to oznacza „Mesjasza w Chwale”, kogoś tryumfującego. I oto pierwsze odsłonięcie tajemnicy: "Syn Człowieczy będzie poniżony", czyli, że Mesjasz będzie poniżony przez mękę. "A mówił zupełnie otwarcie te słowa". Oczywiście teraz następuje reakcja Piotra, i odpowiedź Pana Jezusa "Zejdź Mi z oczu, szatanie". Uczniów ogarnął smutek, po tym co usłyszeli. A przykładem tego jest Piotr, który zaczął Jezusa odciągać od takiego wypełnienia Jego misji. Teraz rodzi się tak refleksja dla nas. Dopóki jesteśmy – że tak powiem – na zewnątrz Pana Jezusa, słuchamy o Nim, czytamy o Nim, to jesteśmy radośni. Kiedy jesteśmy na zewnątrz, to życie z Jezusem jest wspaniałe. Ale z chwilą gdy człowiek zostaje powoli przyciągnięty do Jezusa, zaczyna Go poznawać od środka, to zaczyna się bać i smucić. Dlaczego? Ponieważ zaczyna się domyślać, że życie Pana Jezusa będzie życiem ucznia, los Jezusa będzie losem ucznia. A ten los nie jest wcale sielankowy! Tutaj jest mowa o krzyżu. Dlatego teraz Jezus zaczyna mówić o uczniach. Mówił o swojej męce, a teraz zaczyna mówić o obowiązkach ucznia. "Potem przywołał do Siebie tłum razem z uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje. Bo kto chce zachować życie – straci je, a kto straci życie z mojego powodu – zachowa je" (Mk 8,34-35). Popatrzmy, jak Jezus im tłumaczy: „Moja droga będzie waszą drogą, mój Krzyż będzie waszym krzyżem, uczeń musi wejść na drogę Mistrza”. Nie są to łatwe słowa, a tym bardziej nie jest to łatwa rzeczywistość do podjęcia; myślę, że każdy i każda z nas, zdaje sobie sprawę że krzyż, to nie jest coś ani radosnego ani miłego do podjęcia. Krzyż nierozłącznie wiąże się z cierpieniem i bólem, którego jak tylko możemy to unikamy. Świat nie uczy nas krzyża a tylko przyjemności, radości i beztroski. Przed nami krzyż, nasz krzyż, który mamy podjąć wraz z Jezusem. Jest tutaj bardzo ciekawe słowo "zaprzeć się", "zaparcie się siebie". Spróbujmy to rozważyć najpierw myśląc o Piotrze. Piotr w czasie męki zaparł się Jezusa. Powiedział, że Go nie zna, że nie bierze Go pod uwagę; że jego życie nie ma nic wspólnego z Jezusem. To znaczyło zaparcie się Piotra. A zaparcie się siebie? Używając tego właśnie porównania i przykładu św. Piotra, można by powiedzieć, że zaparcie się siebie to że: nie znam siebie, nie biorę siebie pod uwagę, moje życie nie ma dla mnie wartości. Jedyną wartością, która się liczy dla mnie to jest Jezus. Zapieram się siebie! Jak zrozumieć słowa "niech weźmie krzyż swój"? Co to jest ten krzyż, o którym tutaj mowa? Krzyż to znaczy, żeby w każdej sytuacji życia – jakakolwiek by ona nie była – zachowywać się tak, jak uczeń Jezusa. Są przecież w naszym życiu sytuacje, które są i będą dla nas prawdziwym krzyżem, bo będziemy musieli zaprzeć się samych siebie. "Niech weźmie krzyż swój" – po prostu przyjmij to wszystko, co się w tym dniu wydarza, co przynosi dzień, idź przez twoje życie i znoś wszytko jako uczeń Jezusa. To jest krzyż. To nie są wcale łatwe sytuacje, ani nie łatwe wybory życiowe – ale to jest właśnie "krzyż na każdy dzień". Na zakończenie naszej modlitwy dziękujmy Jezusowi za to, że On tak jasno mówi, uczniom o krzyżu i nie stwarza iluzji. Dziękujmy za to, że mówi iż musi cierpieć i że my także musimy wziąć krzyż; za to, że nas nie okłamuje co do naszej drogi życia. Prośmy, abyśmy gdy przyjdzie krzyż zrozumieli, że spełnia się to, co Jezus nam obiecał, o czym nas pouczał i ten nasz krzyż podejmowali z Jezusem. Prośmy o wytrwałość. 2. Druga zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 9, 30-32 Kilka myśli do modlitwy. Ważne jest, abyśmy popatrzyli na tę drugą zapowiedź męki w kontekście Ewangelii, kiedy ona się pojawia. Otóż następuje ona zaraz po przemienieniu Jezusa na górze Tabor, w którym brali udział trzej apostołowie oraz po cudownym uzdrowieniu epileptyka, a więc znowu kiedy uczniowie doświadczali Jezusa jako Boga mocnego. Ten kontekst jest bardzo ważny. Kiedy schodzili z góry przemienienia Jezus napomknął o swojej Męce. Kiedy trzej apostołowie pytali Go: "Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że wpierw musi przyjść Eliasz?" Jezus im odpowiedział: "Istotnie, Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko. Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On wiele cierpieć i być wzgardzonym. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i uczynili mu tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane" (Mk 9,11-13). Po uzdrowieniu epileptyka podróżowali "przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać" (Mk 9,30-32). Jezus chowa się przed ludźmi, bo poucza Swoich uczniów. Jest z nimi w bardzo bliskim kontakcie. Wielki nacisk kładzie na pouczenia, na tłumaczenia swoim uczniom wydarzeń jakie będą miały miejsce, licząc że przynajmniej oni to zrozumieją. Wychowuje ich do sytuacji Krzyża. Ale chociaż już jeden raz zapowiadał im mękę, a teraz powtórnie mówi o tym samym, to "oni jednak nie rozumieli tych słów i bali się Go pytać". Zapytajmy samych siebie: kto to jest, kto się boi? Otóż boi się człowiek zastraszony; boi się ten, kto zamyka się w sobie; boi się pytać drugiego człowieka. Boi się poznać jaka jest odpowiedź, boi się poznać prawdę. Strach u uczniów zwycięża. W tym strachu, baniu się, stać ich jedynie na taki sposób ucieczki a mianowicie na zmianę tematu. Apostołowie zamiast próbować rozumieć o czym mówi Jezus, to starają się uciec od trudnego tematu i toczą spór o pierwszeństwo w grupie (Mk 9,3337). Odwołam się do naszego doświadczenia: Kochani – czy nie jest podobnie i u nas, jak coś jest trudne, to staramy się mówić o byle czym, zmieniamy temat, uciekamy od trudnych spraw, włączamy TV, zagłuszamy, i nie powracamy do tych trudnych spraw. Jak wiele ich różni od myślenia Jezusa; Jezus zapowiada swoją mękę, mówi im o czymś innym a apostołowie jakby żyli w zupełnie w innym świecie – nie Jezusowym. Jak bardzo jesteśmy podobni do tych uczniów, ta ewangelia jest o nas; oni i my jak bardzo podobni!? Na zakończenie naszej modlitwy dziękujmy Jezusowi za to, że On tak jasno mówi i swoim uczniom i każdemu z nas o krzyżu i nie stwarza iluzji. Dziękujmy za to, że mówi iż musi cierpieć i że my także musimy wziąć krzyż; za to, że nas nie okłamuje i nie „rozmydla rzeczywistości” co do naszej drogi życia. Prośmy, abyśmy gdy przyjdzie krzyż zrozumieli, że spełnia się to, o czym mówił Jezus i ten nasz krzyż podejmowali z Jezusem, nie uciekali w bezsensowne dysputy, i „gdybania”, filozofowanie... Prośmy o wytrwałość w naszej postawie. 3. Trzecia zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 10, 32-34 Kilka myśli do modlitwy. Ta trzecia zapowiedź wydarzeń, jakie będą miały miejsce w Jerozolimie, już bardzo obrazowo i dosadnie ukazuje nam rzeczywistość. Jezus przewiduje realia swojej Męki: "A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie" (Mk 10,32-34). Zwróćmy uwagę na pewien szczegół: "kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy Jezus wyprzedzał ich tak, że się dziwili". Możemy sobie wyobrazić Jezusa, który dotychczas jest zawsze w grupie uczniów, a teraz idzie na czele, a nawet ich wyprzedza. Oni się boją, są strwożeni, bo wiedzą, że Jezus idzie do Jerozolimy i tam będzie pojmany i zabity. Ale idą za Nim, idą z dala, był odstęp między nimi a Jezusem, ale idą w tym samym kierunku. Idą z Mistrzem, dlatego bo się przywiązali do Jezusa. Chociaż nie rozumieją Krzyża, chociaż się boją, to jednak od Jezusa nie odejdą. Uczniowie nie rozumieją Krzyża. Dla nich jest to niemożliwe, nie pojmują, nie rozumieją – jak Mesjasz może cierpieć. Jak to może być, że ich Nauczyciel – Jezus z Nazaretu – Rabbi, będzie cierpiał, i że go zabiją? Uczniowie są smutni, ale już od Pana Jezusa nie odejdą, ponieważ są związani z Nim sercem. Nawet gdy Jezus naświetlił im wizję Krzyża, to oni nie odejdą. Podobnie i my, jeżeli się do Jezusa przywiążemy, to chociaż byśmy się tak smucili, nawet jak Piotr, to od Niego nie odejdziemy, bo Jezus trzyma nas swoją miłością przy sobie. Nawet jeżeli będzie trudno – bo rozumiemy, że Krzyż Jezusa jest naszym krzyżem – my już od Jezusa nie odejdziemy. Oczywiście i tu próbują uczniowie uciec od problemu i zamiast myśleć jak przeżyć z Jezusem Mękę, myślą już o chwale. Synowie Zebedeusza Jakub i Jan próbują "załatwić sobie u Jezusa" miejsce po Jego lewicy i prawicy w chwale (por. Mk 10,35-40). Kolejna zmiana tematu, uciekanie od trudnej rzeczywistości. Ile w tych wydarzeniach nas samych, jakby o nas pisana ta historia Jezusa i Jego uczniów. Tyle spraw i rzeczywistości – o których wspomina Ewangelista – jaka jest i naszym udziałem: i strach (każdy go doświadcza), zmiana tematu (to także nasze doświadczenie), ucieczka w tylko przyjemne tematy czy sprawy (jakże często tak robimy) – jak apostołowie. Jezus i takich apostołów przyjmuje. Tak jak ich – tak i nas nie odrzuca chociaż nie wiele rozumiemy. Pozwalajmy na przemianę siebie samych, niech Jezus czyni z nas swoich uczniów gotowych na przyjmowanie krzyża. Nie spieszmy się w modlitwie ostatnie minuty poświęćmy, aby Jezusa adorować, złożyć Mu pokłon. Uznajmy, że bardzo trudno tę tajemnicę krzyża zrozumieć. Zacznijmy też dziękować Jezusowi za to, że On tak jasno mówi, że uczniom nie stwarza iluzji. Dziękujmy za to, że mówi iż musi cierpieć i że my także musimy wziąć krzyż; za to, że nas nie okłamuje co do naszej drogi życia. Prośmy, abyśmy byli z Jezusem aż do końca drogi, aż do krzyża i abyśmy zrozumieli, gdy przyjdzie krzyż, że spełnia się to, co Jezus nam obiecał. Prośmy o stałość i wytrwanie. 4. Wjazd do Jerozolimy – Ewangelia św. Jana 12, 12-19 Kilka myśli do modlitwy. Uczniowie, którzy towarzyszyli Jezusowi od Galilei, rozścielają przed Nim swe płaszcze, a na drogę rzucają ucięte gałązki. Taki był rytuał towarzyszący powitaniu króla. Jezus wjeżdża do Jerozolimy, jako prawdziwy król Izraela. Wołanie Hosanna!, oznaczało Uratuj, pomóż! Była to uroczysta inwokacja żydowska. Jezus jest tym, który przychodzi w imię Pańskie i dzięki któremu przychodzi królestwo Dawidowe. Zawołaniem Hosanna na wysokościach! uczniowie proszą aniołów, by im wtórowali w niebie. Radość z przybycia Mesjasza przeniknęła i do nieba. Jezus przybywa nie tylko do miasta, lecz i do świątyni. Przygląda się wszystkiemu. Jest teraz sam z Dwunastoma. To zawołanie tłumów podejmujemy w każdej Eucharystii. Czy mamy tę świadomość wołania, radosnego uniesienia, nie tylko w świątynie ale i w niebie podczas Eucharystii. Ci, którzy rozkładali przed Jezusem wjeżdżającym do Jerozolimy swe płaszcze, nie byli ludźmi bogatymi. Należy pamiętać, że ludzie czasów biblijnych bardzo cenili sobie ubranie, gdyż było ono dla nich środkiem umożliwiającym przetrwanie. Zdobywane z trudem ubrania uważano za rzeczy cenne. Szata jako obraz podstawowej ludzkiej potrzeby stała się symbolem Bożego zaopatrzenia. Ubiór (wraz z żywnością) jest jedną z dwóch dziedzin życia ludzkiego, o które Jezus zabrania troszczyć się przesadnie. Czyż uczniowie i tłum, którzy rozkładali płaszcze przed Jezusem, w sposób nieuświadomiony nie wyrazili potrzeby zwleczenia z siebie starego człowieka? Wskazywało to również na potrzebę odrzucenia przez nich uczynków ciemności. Zdejmowanie szat miało wymiar duchowy. Pięknie mówił o tym Hiob: „Zdobiła mnie dotąd uczciwość, prawość mi płaszczem, zawojem” (Hi 29,14). Ubiór człowieka był symbolem grzeszności. Po grzechu pierworodnym pierwsi rodzice zrobili sobie przepaski, aby ukryć swoją nagość. Szata stała się symbolem chęci ukrycia ludzkiego wstydu. Często przemoc była postrzegana jako szata, którą człowiek się okrywa. Zatem szaty, które rozkładane są przez Jezusem są znakiem podporządkowania się Jemu, uznania Jego królewskiej władzy i prośbą o przyobleczenie człowieka na nowo. Zbawienie było opisywane jako szata: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty” (Iz 61,10). Prośmy Pana Boga: Daj mi Boże pragnienie rozścielenia przed Tobą mojego serca i umysłu. Pomóż, ratuj, bo stan ich jest opłakany. Utwórz w nich na nowo miejsce Twojego królowania. Odnów swoją świątynię. Pokaż jak żyć, a nie jak przetrwać. Niech na nowo umysł i serce staną się miejscem pielęgnowania, noszenia Twojego słowa i troski o Twoją mądrość. Nie dają radości rzeczy, którymi się przyodziewam. Nie cieszą oczy przedmioty, które posiadam. Nie podnosi mnie na duchu to, co dotykam i biorę w swoje ręce. "naiwności kontrolowanej", "naiwności zamierzonej"? Czyż nie jest to jakimś sensie piękne, bo przez Boga przewidziane - by służyć tym, na których się zawiodłem – jak Jezus!? Ale nie jest to tylko czas przeszły to także na przyszłość. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne, ani popularne. To, co jest Boże, jest zazwyczaj działaniem „pod prąd” i nie od nas pochodzi siła, aby takimi być, ale od Boga i naszej współpracy z łaską Jezusa. To jest wielkie zadanie, być może do tego jeszcze nie dorośliśmy, na dojrzewanie musi być czas. Jeśli Ty sam nie pozbawisz mnie rzeczy przemijających, nie jestem w stanie sam, dobrowolnie oddać tego, co dnia każdego powoduje moje wewnętrzne niszczenie. Przestałem się wstydzić moich nieprawości. Kłamstwo i udawanie stały mi się jak bracia. Przybądź Boże i przejmij na nowo tego, który jest Twoim. Hosanna! Uratuj, pomóż! "Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?" – Piotr nic nie rozumiał. Podobnie jak i my do dziś nie rozumiemy – przyznajmy, że nie rozumiemy! Nikt z ludzi nie rozumiał i nie rozumie "tak wielkiej miłości". Są miłości małe i wielkie. Te ostatnie, wielkie i prawdziwe, przez niektórych traktowane bywają jako niedorzeczne, niepotrzebne, będące nieporozumieniem. Ludzie dorastają powoli do zrozumienia, jeśli na coś w swoim życiu Jezusowi pozwalają. Pozwolić Mu umyć mały palec u nogi, a potem drugi. Opór, by Jezus mnie nie dotknął – może być wielki. Dobrze jest uświadomić sobie ten opór obecny w moim sercu, w ciele, w myśleniu. Jego miłość jest większa od mojego oporu, czy uporu, czy niezrozumienia. 5. Umywanie nóg Apostołom – Ewangelia św. Jana 13, 1-15 Kilka myśli do modlitwy. Jezus w Wieczerniku u stóp tych, którzy uciekną, gdy zostanie pojmany. Z pewnością nikt z nas nie chcieliby być potraktowany tak jak Jezus. Bywają sytuacje, w których należy pozwolić, by mnie odrzucono, osaczono absurdalnymi pomówieniami, pozostawiono, by ktoś, kto był tak bliski, na kogo zawsze mogę liczyć - "trzymał się ode mnie z daleka". Może tak było, że kiedy uczniowie opuścili Mistrza, On odczuł szczególną bliskość Ojca. W takim osaczeniu, potraktowaniu pogardliwym i nieuczciwym, mogę doświadczyć "jedno z Chrystusem". Mogę cierpieć z Nim, smucić się z Nim, razem z Panem moim doświadczać osamotnienia, zostawienia przez innych, gdy właśnie teraz ich potrzebuję. Ale tylko razem z Jezusem. Służyć tym, na których i tak nie mogę liczyć, a spodziewanie się, że mnie poprą, gdy będę coś przedstawiał, byłoby naiwnością i brakiem znajomości ludzi. Czy nie należy w pewnych sytuacjach praktykować To trudne – zgodzić się, że takiego Boga umywającego nogi, służącego, bo nie rozumiemy. Czy pociesza, czy cokolwiek zmienia Chrystusowe zapewnienie: "później to będziesz wiedział". Piotr nie rozumiał. Nie chciał tego, czego Jezus chciał dla niego. Mówił, że "nigdy" nie będzie mu Pan nóg umywał. A już za chwilę, oczekuje więcej, niż Jezus proponuje. Chodzenie po skrajnościach. Nie branie tyle i tego, co Chrystus daje. Często, nie wiemy, co czynimy. Czyż taka odpowiedź ucznia, nie raniła Mistrza? Nam trzeba zgodzić się na nie rozumienie Jezusa. Należy uczyć się żyć, sposobem Jezusa. Jezus oczyścił uczniów "od stóp do głowy". Oto jedna z istotnych tajemnic eucharystycznych: zupełne oczyszczenie człowieka. Jezus "do końca umiłował"; do końca - czyli całkowicie, aż do tego, co najniższe i co najbrudniejsze. Jego miłość pochyla się przed człowiekiem po to, by uczynić człowieka zupełnie czystym. Skoro pokora Boga oczyszcza człowieka, to znaczy, że odtąd każde upokorzenie, może stać się pełne boskiej chwały, w tym może być Bóg, jeżeli z Bogiem przeżywamy swoje życie. I nam przynosi to chwałę, kiedy nawzajem umywamy sobie nogi, to znaczy – oczyszczamy się z lęku przed sobą przed innymi oraz Bogiem. Nie wstydzimy się pokazać szlachetnego oblicza i trzymać wysoko głowy, wstydzimy się jednak pokazać to, co najniższe i zabłocone stopy, ponieważ zawsze chcemy być najlepiej odbierani. Jeżeli jednak, nie ukażemy Jezusowi najniższej i najciemniejszej strony naszego życia, "nie będziemy mieli z Nim udziału". Paradoks! Ale to działa! Prośmy Pana Boga: Wieczernik nie chroni mnie przed grzechem. Usiłujesz Panie obmyć mnie, a ja bronię się zaciekle, bo grzech przynosi mi dnia każdego odrobinę złudnego, ale jednak pocieszenia. Nie dowierzam, że będziesz przy mnie, gdy będę potrzebował Twojego umocnienia przez pocieszenie. To trzymanie się od Ciebie z daleka, powoduje mój nerwowy odruch, gdy nie oczekujesz ode mnie niczego więcej, jak tylko obmycia moich nóg. Przeczuwam, że jednak chodzi o coś więcej. Im bliżej jesteś mnie, tym większy jest lęk we mnie, ale i tajemniczy pokój, który mnie pociąga. Nigdy z Tobą razem nie cierpiałem, nigdy się z Tobą nie cieszyłem, nigdy nie dzieliłem z Tobą mojego smutku. Nie umiem. Nie nauczyłem się dzielić mojego życia z Tobą. Niby jestem blisko Ciebie, ale jakże daleko. Jak przeżywać z Tobą osamotnienie, jak radzić sobie z tym, że inny mnie zostawili, ale i ja odszedłem od tych, którzy naprawdę nigdy nie byli mi bliskimi, nie byli braćmi. Czy w moim buncie i zagubieniu, mogę się odrodzić? Czy to, czego się boję, naprawdę może mnie uczynić silniejszym? Nie dowierzam sobie, a co za tym idzie, nie dowierzam też Tobie, Panie. Nie umiem sobie poradzić z Twoją miłością, która niczego ode mnie nie żąda. Im dłużej żyję, tym większy jest mój opór wobec Ciebie. Tak się dużo różnych doświadczeń nazbierało. Za późno, aby cokolwiek rozwiązywać. Gdy chodzę na Mszę świętą, to najczęściej po to, aby odpocząć. Chcę odpocząć, przy Tobie. Oczyść mnie. Nie mam pomysłu na to jak i co? Zrób to po swojemu, Panie. 6. Powtórka Przygotuj ją sam według sposobu jaki do tej pory się modliłeś. 1. Z całego tygodnia wybierz jeden tekst, który najbardziej Cię poruszył, z którego wyciągnąłeś najwięcej owocu duchowego, w którym czułeś najbardziej obecność Boga i Jego działanie w swoim życiu. Powtórz tę modlitwę - skoro było to głębokie spotkanie z Panem, to uwierz, że On chce jeszcze raz się z Tobą spotkać w tym właśnie tekście jeszcze raz. Staraj się nie wyszukiwać nowych treści, tylko skoncentruj się na tych słowach czy zdaniach, które wtedy Cię zatrzymały i dały najwięcej "smaku duchowego". Korzystaj z notatek, które robiłeś po modlitwie. 2. Z całego tygodnia wybierz tekst, który poszedł Ci najgorzej, w którym miałeś bardzo dużo rozproszeń, gdzie może miałeś poczucie, że to "stracony czas". Według tego samego sposobu co wyżej, powtórz tę medytację, prosząc Pana, by tym razem pomógł Ci usunąć przeszkody w dobrym przeżyciu tego spotkania z Nim. 3. Przejrzyj notatki z całego minionego tygodnia (refleksje z modlitwy, miejsca które Cię najbardziej poruszyły, itp.) i wybierając kilka myśli z tego czasu, przygotuj na ich bazie modlitwę powtórkową. Także po powtórce poczyń notatki z modlitwy, niech po modlitwie zawsze pozostanie jakiś ślad materialny. Kolejną powtórką może być nabożeństwo Drogi krzyżowej lub Gorzkich Żali, czy też treść z rekolekcji jaka dla ciebie jest najodpowiedniejsza.