Rok Miłosierdzia Wielki Post 2016 – Tydzień 1

Transkrypt

Rok Miłosierdzia Wielki Post 2016 – Tydzień 1
Rok Miłosierdzia
Wielki Post 2016 – Tydzień 1
Na wstępie taka uwaga praktyczna, która odnosić się będzie do
każdej modlitwy przez całe rekolekcje. Sposób modlenia się nie będzie
ulegał zmianie. Zmieniać się będą jedynie treści do modlitwy, natomiast
metoda pozostanie taka sama. I tak wstęp, początek modlitwy będzie taki
sam – i to jest ważne, aby dobrze wejść w relację z Bogiem, aby
zachować pewien rytm, można powiedzieć "dobry nawyk" w tej relacji.
Na początku modlitwy uczyń znak krzyża i uświadom sobie przez
chwilę, że oto Bóg jest teraz przy tobie. Ponieważ chcesz z Nim
rozmawiać, On Jest Obecny. Poproś więc w tym momencie, aby Duch
Święty prowadził twoją modlitwę. Może to potrwać jakiś czas, aby się
wyciszyć. Poproś także, by Pan usuwał w twojej modlitwie wszelkie
przeszkody, oraz by oczyścił twoje zamiary, intencje, pragnienia, decyzje,
czyny – by wszystko służyło większej chwale Bożej i dobru innych ludzi.
Cokolwiek na modlitwie się wydarzy, jakie przyjdą ci myśli, czy decyzje,
co byś chciał zmienić w swoim życiu, jakie podejmiesz postanowienia
pod wpływem usłyszanego Słowa Bożego, niech to wszystko ma
podwójny cel – niech będzie dla samego Pana Jezusa i dla dobra innych
ludzi.
Podobnie kończąc każdą modlitwę przez ostatnie ok. 5 min.
porozmawiaj z Panem i powiedz Mu o tym, co teraz czujesz, co myślisz,
czego doświadczasz. Niech to będzie spontaniczna rozmowa. Wylej przed
Nim swoje serce, które On przed chwilą poruszył na modlitwie. Pamiętaj
by to, co będziesz mówił Bogu miało związek z przebytą modlitwą, z tym
czasem który minął, o czym rozważałeś przez ten czas na modlitwie. Nie
muszą to być zawsze piękne, „pobożne słowa” ale niech one będą
prawdziwe, szczere i twoje. Niech to zakończenie modlitwy, nie będzie
zbyt pochopne ani "na odczepnego". Zakończ odmawiając: Ojcze nasz.
Spróbuj zapisać sobie w swoim "dzienniczku duchowym"
najważniejsze myśli, światła, uczucia, jakie pojawiły się podczas całej
modlitwy, także postanowienia, decyzje, poruszenia duchowe, to, co
ważnego stało się w przeciągu tego czasu. Jeśli nie możesz uczynić tego
od razu po modlitwie, zrób to później, ale to uczyń. Ważne, aby po
modlitwie pozostał "ślad", aby było do czego się odnieść, by nie uleciało.
Zapisywanie jest ważne.
1. Pierwsza zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 8, 27-35
Kilka myśli do modlitwy.
Rozpocznijmy nasze rozważania od tego, że Jezus jest świadomy
tego co ma stać się w Jego życiu i po co przyszedł na ziemię. Cel jego
życia jest jeden: Zbawienie całego rodzaju ludzkiego, wypełnienie woli
Ojca, a to nieuchronnie prowadzi Go do Jerozolimy i na krzyż. Właśnie
podróżując do Jerozolimy: "Jezus (...) pytał uczniów: Za kogo uważają
Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za
Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. On ich zapytał: A wy za
kogo mnie uważacie? Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz"
(Mk 8,27-29).
U wszystkich Ewangelistów to wydarzenie dzieli Ewangelię jakby
na dwie części – na "przed" i "po". Zanim Piotr wyznał, że Jezus jest
Mesjaszem, Ewangelie – że tak powiem – biegną normalnie. A od tego
momentu Jezus zmienia swój sposób traktowania uczniów. Przedtem
posługiwał się przypowieściami. Ale od tego momentu Jezus zaczyna
mówić jasno o Swojej męce.
Zaraz następuje pierwsza zapowiedź męki: "I zaczął ich pouczać,
że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez
starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale
po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te
słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On
obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź
Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co
ludzkie" (Mk 8,31-33).
"I zaczął ich pouczać" – pisze św. Marek, a przecież Jezus już
dawno ich pouczał. Tak! ale teraz zaczął im mówić coś zupełnie nowego:
"że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie zabity, ale po
trzech dniach zmartwychwstanie". Zwróćmy uwagę na słowo "Syn
Człowieczy" to oznacza „Mesjasza w Chwale”, kogoś tryumfującego. I oto
pierwsze odsłonięcie tajemnicy: "Syn Człowieczy będzie poniżony",
czyli, że Mesjasz będzie poniżony przez mękę. "A mówił zupełnie
otwarcie te słowa". Oczywiście teraz następuje reakcja Piotra, i
odpowiedź Pana Jezusa "Zejdź Mi z oczu, szatanie". Uczniów ogarnął
smutek, po tym co usłyszeli. A przykładem tego jest Piotr, który zaczął
Jezusa odciągać od takiego wypełnienia Jego misji.
Teraz rodzi się tak refleksja dla nas. Dopóki jesteśmy – że tak
powiem – na zewnątrz Pana Jezusa, słuchamy o Nim, czytamy o Nim, to
jesteśmy radośni. Kiedy jesteśmy na zewnątrz, to życie z Jezusem jest
wspaniałe. Ale z chwilą gdy człowiek zostaje powoli przyciągnięty do
Jezusa, zaczyna Go poznawać od środka, to zaczyna się bać i smucić.
Dlaczego? Ponieważ zaczyna się domyślać, że życie Pana Jezusa będzie
życiem ucznia, los Jezusa będzie losem ucznia. A ten los nie jest wcale
sielankowy! Tutaj jest mowa o krzyżu.
Dlatego teraz Jezus zaczyna mówić o uczniach. Mówił o swojej
męce, a teraz zaczyna mówić o obowiązkach ucznia. "Potem przywołał do
Siebie tłum razem z uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną,
niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech
mnie naśladuje. Bo kto chce zachować życie – straci je, a kto straci
życie z mojego powodu – zachowa je" (Mk 8,34-35).
Popatrzmy, jak Jezus im tłumaczy: „Moja droga będzie waszą drogą,
mój Krzyż będzie waszym krzyżem, uczeń musi wejść na drogę Mistrza”.
Nie są to łatwe słowa, a tym bardziej nie jest to łatwa rzeczywistość do
podjęcia; myślę, że każdy i każda z nas, zdaje sobie sprawę że krzyż, to nie
jest coś ani radosnego ani miłego do podjęcia. Krzyż nierozłącznie wiąże
się z cierpieniem i bólem, którego jak tylko możemy to unikamy. Świat nie
uczy nas krzyża a tylko przyjemności, radości i beztroski. Przed nami krzyż,
nasz krzyż, który mamy podjąć wraz z Jezusem.
Jest tutaj bardzo ciekawe słowo "zaprzeć się", "zaparcie się
siebie". Spróbujmy to rozważyć najpierw myśląc o Piotrze. Piotr w czasie
męki zaparł się Jezusa. Powiedział, że Go nie zna, że nie bierze Go pod
uwagę; że jego życie nie ma nic wspólnego z Jezusem. To znaczyło zaparcie
się Piotra.
A zaparcie się siebie? Używając tego właśnie porównania i
przykładu św. Piotra, można by powiedzieć, że zaparcie się siebie to że: nie
znam siebie, nie biorę siebie pod uwagę, moje życie nie ma dla mnie
wartości. Jedyną wartością, która się liczy dla mnie to jest Jezus. Zapieram
się siebie!
Jak zrozumieć słowa "niech weźmie krzyż swój"? Co to jest ten
krzyż, o którym tutaj mowa? Krzyż to znaczy, żeby w każdej sytuacji życia
– jakakolwiek by ona nie była – zachowywać się tak, jak uczeń Jezusa. Są
przecież w naszym życiu sytuacje, które są i będą dla nas prawdziwym
krzyżem, bo będziemy musieli zaprzeć się samych siebie. "Niech weźmie
krzyż swój" – po prostu przyjmij to wszystko, co się w tym dniu wydarza,
co przynosi dzień, idź przez twoje życie i znoś wszytko jako uczeń Jezusa.
To jest krzyż. To nie są wcale łatwe sytuacje, ani nie łatwe wybory życiowe
– ale to jest właśnie "krzyż na każdy dzień".
Na zakończenie naszej modlitwy dziękujmy Jezusowi za to, że On
tak jasno mówi, uczniom o krzyżu i nie stwarza iluzji. Dziękujmy za to, że
mówi iż musi cierpieć i że my także musimy wziąć krzyż; za to, że nas nie
okłamuje co do naszej drogi życia. Prośmy, abyśmy gdy przyjdzie krzyż
zrozumieli, że spełnia się to, co Jezus nam obiecał, o czym nas pouczał i ten
nasz krzyż podejmowali z Jezusem. Prośmy o wytrwałość.
2. Druga zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 9, 30-32
Kilka myśli do modlitwy.
Ważne jest, abyśmy popatrzyli na tę drugą zapowiedź męki w
kontekście Ewangelii, kiedy ona się pojawia. Otóż następuje ona zaraz po
przemienieniu Jezusa na górze Tabor, w którym brali udział trzej
apostołowie oraz po cudownym uzdrowieniu epileptyka, a więc znowu
kiedy uczniowie doświadczali Jezusa jako Boga mocnego. Ten kontekst jest
bardzo ważny. Kiedy schodzili z góry przemienienia Jezus napomknął o
swojej Męce. Kiedy trzej apostołowie pytali Go: "Czemu uczeni w
Piśmie twierdzą, że wpierw musi przyjść Eliasz?" Jezus im
odpowiedział: "Istotnie, Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko.
Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On wiele cierpieć i
być wzgardzonym. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i uczynili
mu tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane" (Mk 9,11-13).
Po uzdrowieniu epileptyka podróżowali "przez Galileę, On jednak
nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów
i mówił im: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go
zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak
nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać" (Mk 9,30-32).
Jezus chowa się przed ludźmi, bo poucza Swoich uczniów. Jest z
nimi w bardzo bliskim kontakcie. Wielki nacisk kładzie na pouczenia, na
tłumaczenia swoim uczniom wydarzeń jakie będą miały miejsce, licząc że
przynajmniej oni to zrozumieją. Wychowuje ich do sytuacji Krzyża. Ale
chociaż już jeden raz zapowiadał im mękę, a teraz powtórnie mówi o tym
samym, to "oni jednak nie rozumieli tych słów i bali się Go pytać".
Zapytajmy samych siebie: kto to jest, kto się boi? Otóż boi się
człowiek zastraszony; boi się ten, kto zamyka się w sobie; boi się pytać
drugiego człowieka. Boi się poznać jaka jest odpowiedź, boi się poznać
prawdę. Strach u uczniów zwycięża. W tym strachu, baniu się, stać ich
jedynie na taki sposób ucieczki a mianowicie na zmianę tematu.
Apostołowie zamiast próbować rozumieć o czym mówi Jezus, to starają się
uciec od trudnego tematu i toczą spór o pierwszeństwo w grupie (Mk 9,3337). Odwołam się do naszego doświadczenia: Kochani – czy nie jest
podobnie i u nas, jak coś jest trudne, to staramy się mówić o byle czym,
zmieniamy temat, uciekamy od trudnych spraw, włączamy TV, zagłuszamy,
i nie powracamy do tych trudnych spraw. Jak wiele ich różni od myślenia
Jezusa; Jezus zapowiada swoją mękę, mówi im o czymś innym a
apostołowie jakby żyli w zupełnie w innym świecie – nie Jezusowym. Jak
bardzo jesteśmy podobni do tych uczniów, ta ewangelia jest o nas; oni i my
jak bardzo podobni!?
Na zakończenie naszej modlitwy dziękujmy Jezusowi za to, że On
tak jasno mówi i swoim uczniom i każdemu z nas o krzyżu i nie stwarza
iluzji. Dziękujmy za to, że mówi iż musi cierpieć i że my także musimy
wziąć krzyż; za to, że nas nie okłamuje i nie „rozmydla rzeczywistości” co
do naszej drogi życia. Prośmy, abyśmy gdy przyjdzie krzyż zrozumieli, że
spełnia się to, o czym mówił Jezus i ten nasz krzyż podejmowali z Jezusem,
nie uciekali w bezsensowne dysputy, i „gdybania”, filozofowanie... Prośmy
o wytrwałość w naszej postawie.
3. Trzecia zapowiedź męki – Ewangelia św. Marka 10, 32-34
Kilka myśli do modlitwy.
Ta trzecia zapowiedź wydarzeń, jakie będą miały miejsce w
Jerozolimie, już bardzo obrazowo i dosadnie ukazuje nam rzeczywistość.
Jezus przewiduje realia swojej Męki: "A kiedy byli w drodze, zdążając
do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy
szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im
o tym, co miało Go spotkać: Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn
Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni
skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić,
oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie"
(Mk 10,32-34).
Zwróćmy uwagę na pewien szczegół: "kiedy byli w drodze,
zdążając do Jerozolimy Jezus wyprzedzał ich tak, że się dziwili".
Możemy sobie wyobrazić Jezusa, który dotychczas jest zawsze w grupie
uczniów, a teraz idzie na czele, a nawet ich wyprzedza. Oni się boją, są
strwożeni, bo wiedzą, że Jezus idzie do Jerozolimy i tam będzie pojmany i
zabity. Ale idą za Nim, idą z dala, był odstęp między nimi a Jezusem, ale idą
w tym samym kierunku. Idą z Mistrzem, dlatego bo się przywiązali do
Jezusa. Chociaż nie rozumieją Krzyża, chociaż się boją, to jednak od Jezusa
nie odejdą. Uczniowie nie rozumieją Krzyża. Dla nich jest to niemożliwe,
nie pojmują, nie rozumieją – jak Mesjasz może cierpieć. Jak to może być,
że ich Nauczyciel – Jezus z Nazaretu – Rabbi, będzie cierpiał, i że go
zabiją? Uczniowie są smutni, ale już od Pana Jezusa nie odejdą, ponieważ
są związani z Nim sercem. Nawet gdy Jezus naświetlił im wizję Krzyża, to
oni nie odejdą.
Podobnie i my, jeżeli się do Jezusa przywiążemy, to chociaż byśmy
się tak smucili, nawet jak Piotr, to od Niego nie odejdziemy, bo Jezus
trzyma nas swoją miłością przy sobie. Nawet jeżeli będzie trudno – bo
rozumiemy, że Krzyż Jezusa jest naszym krzyżem – my już od Jezusa nie
odejdziemy.
Oczywiście i tu próbują uczniowie uciec od problemu i zamiast
myśleć jak przeżyć z Jezusem Mękę, myślą już o chwale. Synowie
Zebedeusza Jakub i Jan próbują "załatwić sobie u Jezusa" miejsce po Jego
lewicy i prawicy w chwale (por. Mk 10,35-40). Kolejna zmiana tematu,
uciekanie od trudnej rzeczywistości.
Ile w tych wydarzeniach nas samych, jakby o nas pisana ta historia
Jezusa i Jego uczniów. Tyle spraw i rzeczywistości – o których wspomina
Ewangelista – jaka jest i naszym udziałem: i strach (każdy go doświadcza),
zmiana tematu (to także nasze doświadczenie), ucieczka w tylko przyjemne
tematy czy sprawy (jakże często tak robimy) – jak apostołowie. Jezus i
takich apostołów przyjmuje. Tak jak ich – tak i nas nie odrzuca chociaż nie
wiele rozumiemy.
Pozwalajmy na przemianę siebie samych, niech Jezus czyni z nas
swoich uczniów gotowych na przyjmowanie krzyża. Nie spieszmy się w
modlitwie ostatnie minuty poświęćmy, aby Jezusa adorować, złożyć Mu
pokłon. Uznajmy, że bardzo trudno tę tajemnicę krzyża zrozumieć.
Zacznijmy też dziękować Jezusowi za to, że On tak jasno mówi, że
uczniom nie stwarza iluzji. Dziękujmy za to, że mówi iż musi cierpieć i że
my także musimy wziąć krzyż; za to, że nas nie okłamuje co do naszej drogi
życia. Prośmy, abyśmy byli z Jezusem aż do końca drogi, aż do krzyża i
abyśmy zrozumieli, gdy przyjdzie krzyż, że spełnia się to, co Jezus nam
obiecał. Prośmy o stałość i wytrwanie.
4. Wjazd do Jerozolimy – Ewangelia św. Jana 12, 12-19
Kilka myśli do modlitwy.
Uczniowie, którzy towarzyszyli Jezusowi od Galilei, rozścielają
przed Nim swe płaszcze, a na drogę rzucają ucięte gałązki. Taki był rytuał
towarzyszący powitaniu króla. Jezus wjeżdża do Jerozolimy, jako
prawdziwy król Izraela. Wołanie Hosanna!, oznaczało Uratuj, pomóż!
Była to uroczysta inwokacja żydowska. Jezus jest tym, który przychodzi
w imię Pańskie i dzięki któremu przychodzi królestwo Dawidowe.
Zawołaniem Hosanna na wysokościach! uczniowie proszą aniołów, by im
wtórowali w niebie. Radość z przybycia Mesjasza przeniknęła i do nieba.
Jezus przybywa nie tylko do miasta, lecz i do świątyni. Przygląda się
wszystkiemu. Jest teraz sam z Dwunastoma. To zawołanie tłumów
podejmujemy w każdej Eucharystii. Czy mamy tę świadomość wołania,
radosnego uniesienia, nie tylko w świątynie ale i w niebie podczas
Eucharystii.
Ci, którzy rozkładali przed Jezusem wjeżdżającym do Jerozolimy
swe płaszcze, nie byli ludźmi bogatymi. Należy pamiętać, że ludzie
czasów biblijnych bardzo cenili sobie ubranie, gdyż było ono dla nich
środkiem umożliwiającym przetrwanie. Zdobywane z trudem ubrania
uważano za rzeczy cenne. Szata jako obraz podstawowej ludzkiej
potrzeby stała się symbolem Bożego zaopatrzenia. Ubiór (wraz z
żywnością) jest jedną z dwóch dziedzin życia ludzkiego, o które Jezus
zabrania troszczyć się przesadnie.
Czyż uczniowie i tłum, którzy rozkładali płaszcze przed Jezusem,
w sposób nieuświadomiony nie wyrazili potrzeby zwleczenia z siebie
starego człowieka? Wskazywało to również na potrzebę odrzucenia przez
nich uczynków ciemności. Zdejmowanie szat miało wymiar duchowy.
Pięknie mówił o tym Hiob: „Zdobiła mnie dotąd uczciwość, prawość mi
płaszczem, zawojem” (Hi 29,14). Ubiór człowieka był symbolem
grzeszności. Po grzechu pierworodnym pierwsi rodzice zrobili sobie
przepaski, aby ukryć swoją nagość. Szata stała się symbolem chęci
ukrycia ludzkiego wstydu. Często przemoc była postrzegana jako szata,
którą człowiek się okrywa. Zatem szaty, które rozkładane są przez
Jezusem są znakiem podporządkowania się Jemu, uznania Jego
królewskiej władzy i prośbą o przyobleczenie człowieka na nowo.
Zbawienie było opisywane jako szata: „Ogromnie się weselę w Panu,
dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty
zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który
wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty” (Iz 61,10).
Prośmy Pana Boga:
Daj mi Boże pragnienie rozścielenia przed Tobą mojego serca i
umysłu. Pomóż, ratuj, bo stan ich jest opłakany. Utwórz w nich na nowo
miejsce Twojego królowania. Odnów swoją świątynię. Pokaż jak żyć, a
nie jak przetrwać. Niech na nowo umysł i serce staną się miejscem
pielęgnowania, noszenia Twojego słowa i troski o Twoją mądrość. Nie
dają radości rzeczy, którymi się przyodziewam. Nie cieszą oczy
przedmioty, które posiadam. Nie podnosi mnie na duchu to, co dotykam i
biorę w swoje ręce.
"naiwności kontrolowanej", "naiwności zamierzonej"? Czyż nie jest to
jakimś sensie piękne, bo przez Boga przewidziane - by służyć tym, na
których się zawiodłem – jak Jezus!? Ale nie jest to tylko czas przeszły to
także na przyszłość. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne, ani popularne.
To, co jest Boże, jest zazwyczaj działaniem „pod prąd” i nie od nas
pochodzi siła, aby takimi być, ale od Boga i naszej współpracy z łaską
Jezusa. To jest wielkie zadanie, być może do tego jeszcze nie dorośliśmy,
na dojrzewanie musi być czas.
Jeśli Ty sam nie pozbawisz mnie rzeczy przemijających, nie jestem
w stanie sam, dobrowolnie oddać tego, co dnia każdego powoduje moje
wewnętrzne niszczenie. Przestałem się wstydzić moich nieprawości.
Kłamstwo i udawanie stały mi się jak bracia. Przybądź Boże i przejmij na
nowo tego, który jest Twoim. Hosanna! Uratuj, pomóż!
"Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?" – Piotr nic nie rozumiał.
Podobnie jak i my do dziś nie rozumiemy – przyznajmy, że nie
rozumiemy! Nikt z ludzi nie rozumiał i nie rozumie "tak wielkiej
miłości". Są miłości małe i wielkie. Te ostatnie, wielkie i prawdziwe,
przez niektórych traktowane bywają jako niedorzeczne, niepotrzebne,
będące nieporozumieniem. Ludzie dorastają powoli do zrozumienia, jeśli
na coś w swoim życiu Jezusowi pozwalają. Pozwolić Mu umyć mały
palec u nogi, a potem drugi. Opór, by Jezus mnie nie dotknął – może być
wielki. Dobrze jest uświadomić sobie ten opór obecny w moim sercu, w
ciele, w myśleniu. Jego miłość jest większa od mojego oporu, czy uporu,
czy niezrozumienia.
5. Umywanie nóg Apostołom – Ewangelia św. Jana 13, 1-15
Kilka myśli do modlitwy.
Jezus w Wieczerniku u stóp tych, którzy uciekną, gdy zostanie
pojmany. Z pewnością nikt z nas nie chcieliby być potraktowany tak jak
Jezus. Bywają sytuacje, w których należy pozwolić, by mnie odrzucono,
osaczono absurdalnymi pomówieniami, pozostawiono, by ktoś, kto był
tak bliski, na kogo zawsze mogę liczyć - "trzymał się ode mnie z daleka".
Może tak było, że kiedy uczniowie opuścili Mistrza, On odczuł
szczególną bliskość Ojca. W takim osaczeniu, potraktowaniu
pogardliwym i nieuczciwym, mogę doświadczyć "jedno z Chrystusem".
Mogę cierpieć z Nim, smucić się z Nim, razem z Panem moim
doświadczać osamotnienia, zostawienia przez innych, gdy właśnie teraz
ich potrzebuję. Ale tylko razem z Jezusem.
Służyć tym, na których i tak nie mogę liczyć, a spodziewanie się,
że mnie poprą, gdy będę coś przedstawiał, byłoby naiwnością i brakiem
znajomości ludzi. Czy nie należy w pewnych sytuacjach praktykować
To trudne – zgodzić się, że takiego Boga umywającego nogi,
służącego, bo nie rozumiemy. Czy pociesza, czy cokolwiek zmienia
Chrystusowe zapewnienie: "później to będziesz wiedział". Piotr nie
rozumiał. Nie chciał tego, czego Jezus chciał dla niego. Mówił, że
"nigdy" nie będzie mu Pan nóg umywał. A już za chwilę, oczekuje więcej,
niż Jezus proponuje. Chodzenie po skrajnościach. Nie branie tyle i tego,
co Chrystus daje. Często, nie wiemy, co czynimy. Czyż taka odpowiedź
ucznia, nie raniła Mistrza? Nam trzeba zgodzić się na nie rozumienie
Jezusa. Należy uczyć się żyć, sposobem Jezusa.
Jezus oczyścił uczniów "od stóp do głowy". Oto jedna z istotnych
tajemnic eucharystycznych: zupełne oczyszczenie człowieka. Jezus "do
końca umiłował"; do końca - czyli całkowicie, aż do tego, co najniższe i
co najbrudniejsze.
Jego miłość pochyla się przed człowiekiem po to, by uczynić
człowieka zupełnie czystym. Skoro pokora Boga oczyszcza człowieka, to
znaczy, że odtąd każde upokorzenie, może stać się pełne boskiej chwały,
w tym może być Bóg, jeżeli z Bogiem przeżywamy swoje życie. I nam
przynosi to chwałę, kiedy nawzajem umywamy sobie nogi, to znaczy –
oczyszczamy się z lęku przed sobą przed innymi oraz Bogiem.
Nie wstydzimy się pokazać szlachetnego oblicza i trzymać wysoko
głowy, wstydzimy się jednak pokazać to, co najniższe i zabłocone stopy,
ponieważ zawsze chcemy być najlepiej odbierani. Jeżeli jednak, nie
ukażemy Jezusowi najniższej i najciemniejszej strony naszego życia, "nie
będziemy mieli z Nim udziału". Paradoks! Ale to działa!
Prośmy Pana Boga:
Wieczernik nie chroni mnie przed grzechem. Usiłujesz Panie
obmyć mnie, a ja bronię się zaciekle, bo grzech przynosi mi dnia każdego
odrobinę złudnego, ale jednak pocieszenia. Nie dowierzam, że będziesz
przy mnie, gdy będę potrzebował Twojego umocnienia przez pocieszenie.
To trzymanie się od Ciebie z daleka, powoduje mój nerwowy odruch, gdy
nie oczekujesz ode mnie niczego więcej, jak tylko obmycia moich nóg.
Przeczuwam, że jednak chodzi o coś więcej. Im bliżej jesteś mnie, tym
większy jest lęk we mnie, ale i tajemniczy pokój, który mnie pociąga.
Nigdy z Tobą razem nie cierpiałem, nigdy się z Tobą nie
cieszyłem, nigdy nie dzieliłem z Tobą mojego smutku. Nie umiem. Nie
nauczyłem się dzielić mojego życia z Tobą. Niby jestem blisko Ciebie, ale
jakże daleko. Jak przeżywać z Tobą osamotnienie, jak radzić sobie z tym,
że inny mnie zostawili, ale i ja odszedłem od tych, którzy naprawdę nigdy
nie byli mi bliskimi, nie byli braćmi. Czy w moim buncie i zagubieniu,
mogę się odrodzić? Czy to, czego się boję, naprawdę może mnie uczynić
silniejszym?
Nie dowierzam sobie, a co za tym idzie, nie dowierzam też Tobie,
Panie. Nie umiem sobie poradzić z Twoją miłością, która niczego ode
mnie nie żąda. Im dłużej żyję, tym większy jest mój opór wobec Ciebie.
Tak się dużo różnych doświadczeń nazbierało. Za późno, aby cokolwiek
rozwiązywać. Gdy chodzę na Mszę świętą, to najczęściej po to, aby
odpocząć. Chcę odpocząć, przy Tobie. Oczyść mnie. Nie mam pomysłu
na to jak i co? Zrób to po swojemu, Panie.
6. Powtórka
Przygotuj ją sam według sposobu jaki do tej pory się modliłeś.
1. Z całego tygodnia wybierz jeden tekst, który najbardziej Cię
poruszył, z którego wyciągnąłeś najwięcej owocu duchowego, w którym
czułeś najbardziej obecność Boga i Jego działanie w swoim życiu.
Powtórz tę modlitwę - skoro było to głębokie spotkanie z Panem, to
uwierz, że On chce jeszcze raz się z Tobą spotkać w tym właśnie tekście
jeszcze raz. Staraj się nie wyszukiwać nowych treści, tylko skoncentruj
się na tych słowach czy zdaniach, które wtedy Cię zatrzymały i dały
najwięcej "smaku duchowego". Korzystaj z notatek, które robiłeś po
modlitwie.
2. Z całego tygodnia wybierz tekst, który poszedł Ci najgorzej, w
którym miałeś bardzo dużo rozproszeń, gdzie może miałeś poczucie, że to
"stracony czas". Według tego samego sposobu co wyżej, powtórz tę
medytację, prosząc Pana, by tym razem pomógł Ci usunąć przeszkody w
dobrym przeżyciu tego spotkania z Nim.
3. Przejrzyj notatki z całego minionego tygodnia (refleksje z
modlitwy, miejsca które Cię najbardziej poruszyły, itp.) i wybierając kilka
myśli z tego czasu, przygotuj na ich bazie modlitwę powtórkową. Także
po powtórce poczyń notatki z modlitwy, niech po modlitwie zawsze
pozostanie jakiś ślad materialny. Kolejną powtórką może być
nabożeństwo Drogi krzyżowej lub Gorzkich Żali, czy też treść z
rekolekcji jaka dla ciebie jest najodpowiedniejsza.

Podobne dokumenty