Maria Ciechanowicz-Sulima Spowiedź Artysty Ewarda Kufko

Transkrypt

Maria Ciechanowicz-Sulima Spowiedź Artysty Ewarda Kufko
Maria Ciechanowicz-Sulima
Maria Ciechanowicz-Sulima urodziła się w Grodnie w rodzinie oficera 76 pułku piechoty im.
Ludwika Narbutta Ryszarda Ciechanowicza. Szkołę średnią skończyła z rosyjskim językiem
wykładowym, studiowała na Wydziale Matematyczno-Fizycznym grodzieńskiego Instytutu
Pedagogicznego im. Janki Kupały.
Maria Ciechanowicz-Sulima stwarza w swych wierszach specyficzny klimat uczuciowy w
bardzo szerokiej płaszczyźnie, daje przykład prawdziwego poczucia wartości i poetyckiego
słowa, polegającej na jego oszczędnym, a przez to pełnym i głębokim wyrazie.
W wierszach dominuje głęboka troska, ból i lęk o teraźniejszość i przyszłość swego
ojczystego kraju. Przebija w nich „trzepot skołatanego serca”, które, jak ptak zamknięty w
klatce, chce wyrwać się do słonecznego, wolnego świata.
Biorąc pod uwagę fakt, że Maria Sulima zaledwie przez niespełna dziesięciu laty opanowała
język polski – język jej przodków, doprowadzając go do perfekcji, szczególnie w tak
delikatnej dyscyplinie pisarskiej jak poezja, zasługuje nie tylko na podziw, ale i najwyższy
szacunek.
Bohdan Grzymala-Siedlecki
Spowiedź Artysty Edwarda Kufko
Poznałam go na posiedzeniu zarządu Polskiego Stowarzyszenia im. R. Traugutta w
Brześciu. Od razu zwróciłam uwagę na starszego pana o inteligentnym wyglądzie, średniego
wzrostu, szczupłego, który siedział naprzeciwko mnie. W jego obliczu było coś takiego, co
mimo woli przyciągało wzrok.
- Kto to? – zapytałam po cichutku sąsiada.
- To Edward Kufko.
Przed oczyma pojawił się obraz „Głód”, który znajduje się w muzeum krajoznawczym
Brześcia. Są to rozważania malarza o sile ducha i granicach wytrzymałości człowieka:
pożądania kawałka chleba, czy też dążenia by za wszelką cenę nie stracić godności ludzkiej.
Od dawna chciałam poznać osobiście malarza. i oto nadarzyła się taka szczęśliwa
okazja. Na początku bieżącego roku odbywała się wystawa jego prac w Polsce i Ameryce.
Tam odniósł duży sukces, wszystkie jego dzieła zostały zakupione.
Na tym samym posiedzeniu zapoznałam się z państwem Kufko. Był z żoną, bardzo
sympatyczną panią, o pogodnym wyrazie twarzy i miłym uśmiechu. Od niej dowiedziałam
się, że jest pianistką. Pomyślałam – jak to czasem los układa się szczęśliwie. Przecież
malarstwo, to muzyka na płótnie, a muzyka – to malarstwo w przestrzeni.
Oto siedzę w przytulnym pokoiku własnego domu państwa Kufków. Chociaż jeszcze
kwiecień, wokół domu już rozkwitają kwiaty, ogródek jest starannie dopatrzony. Nie wiem,
gdzie jest więcej kwiatów – czy w ogrodzie, czy na ścianach pokoiku. Nie mogłam oderwać
wzroku od obrazu, który wisiał naprzeciwko mnie. Przedstawiał on białe róże; zdawało się. że
lada chwila spadnie kropelka rosy, ona drżała i błyszczała jak brylant na płatku.
To, co usłyszałam tam, wydawało się niewiarygodne. Areszt ojca, którego sądzono
tylko za to, że był Polakiem, wysłanie go do Archangielska, podróż rodziny do ojca, jego
śmierć. Sieroce dzieciństwo, a później napiętnowany los syna zesłańca.
1
Wówczas było bardzo ciężko matce utrzymać rodzinę. Musiała pozostać z dziećmi na
Północy; nie było dla nich nigdzie więcej miejsca w tym wielkim kraju. Trudno też było
Edwardowi zdobyć wykształcenie. Na początku uczył się w jarosławskim technikum, później
uśmiechnęła się do niego fortuna – w ciągu roku studiował malarstwo. Jego pierwszym
nauczycielem był znany artysta-malarz, Stiepan Pisachow. Przez całe życie z wdzięcznością
wspomina tego człowieka.
W 1940 r. został powołany do wojska. Wojna! Pierwszy najazd hitlerowców, paniczny
odwrót wojsk radzieckich do starej granicy. tutaj zebrali siły i stawili opór. Nawet wyparli
Niemców z jednej wsi. Wszystko skończyło się pod Umaniem – brakowało amunicji. Dlatego
wydano rozkaz – każdy niech ratuje się jak może. Uszedł niedaleko, trafił do niewoli. Był w
umańskim kamieniołomie. Niemcy trzymali tam ponad 10 tysięcy więźniów.
Przez cały tydzień nie miał ani kropli wody w ustach; już ukazywały się widma przed
oczyma. Po raz pierwszy napił się wody, gdy poprowadzili ich do pracy. Potem droga do
Niemiec. Ostatni obóz – Aichtat pod Monachjum. Wyzwolili ich Amerykanie. Wtedy
karmiono dobrze, do radzieckiej strefy okupacyjnej nikt nie zaganiał. jednakże bardzo
ciągnęło do domu. Dlatego pierwszym transportem pojechał w strony rodzinne.
W radzieckiej strefie widniały ogromne plakaty: „Ojczyzna-matka oczekuje Was!” Do
byłych jeńców ustawionych w szeregu zabrzmiał rozkaz: Położyć przywieziony bagaż,
wystąpić trzy kroki naprzód! i wszystko…
Potem znów łagry, drut kolczasty, bałanda. Sąd był krótki: dziesięć lat łagru za
antysowiecką agitację (tak samo jak w przypadku ojca). Przeszedł dwie fale łagrów: 194145r. i 1946-53r. Ostatnim, docelowym punktem była Kołyma, lecz trafił do Dolnej
Tambowki, ponieważ lekarze postawili diagnozę – gruźlica. Było to szczęście w nieszczęściu;
wątpliwe czy by wrócił z Kołymy. Choroba przeszła jakoś sama. Ocalił fach: w łagrach
rysował, nawet wykonywał tam kopie „Burłaków na Wołdze” Repina, „Nierówny ślub”
Pukiriewa. Ta ostatnia była wykonana dla ministra spraw wewnętrznych Ukrainy.
Po zwolnieniu pojechał do Homla, lecz nie zameldowano go. Dlatego musiał udać się
do Karelii – na wyrąb lasu. Dopiero później osiedlił się w Brześciu. Od 1956r. zaczął brać
udział w wystawach. Jego dzieła przyjmowano dość zimno; nie chciano, żeby o tych innych
stronach życia w radzieckim kraju, kroczącego do komunizmu, wiedziano więcej.
Dzisiaj jest inaczej. Pełnym głosem artysta mówi o tym, co tak długo przechowywał w
głębi zbolałego serca. Teraz stoją przed nim postacie jego bohaterów, których podziwiamy i
którym współczujemy, zachwycamy się ich męstwem, niezłomnością ducha.
W 1966-69r. były wykonane trzy męskie portrety: „Głód”, „Rozważanie” i
„Niezłomny”. Przedstawiają one troje różnych ludzi. lecz łączy ich wspólny los, wspólna
droga śmierci, wspólne poczucie godności ludzkiej. Jest to oskarżenie złoczyńców
faszystowskich i komunistycznych. Płotna „Rozważanie” i „Niezłomny” zostały zakupione
przez Państwowe Muzeum Sztuk Pięknych w Mińsku.
Ten sam temat przewija się w dziełach „Przekleństwo faszyzmy”, „Ucieczka”,
„Prawda”, „Protest”, „Trzy kobiety”, „Żyd”, „Więźniowie wojny”, „Iwan Dienisowicz” i
innych. Cała grupa portretów z łagrów stalinowskich i hitlerowskich. Prawie nie ma różnicy,
tylko odzież jest inna, męki te same. Wychudłe, wycieńczone, zgnębione ludzkie postacie. Już
prawie nie ma płci. Tylko blask oczy mówi, że męstwo ducha jeszcze tli się gdzieś jak
iskierka w zgaszonym piecu. Różnie twarze i charaktery, lecz wspólny protest przeciwko
faszyzmowi i komunizmowi.
Na szczególną uwagę zasługuje portret Aleksandra Sołżenicyna. W otwartych
drzwiach baraku stoi postać proroka w szarym aresztanckim ubraniu. Prawa ręka leży na
sercu. Twarz człowieka, któremu los dał nakaz – musisz przejść przez piekło, przez
nadludzkie męki i wyżyć, by opowiedzieć o wszystkim światu. Ręka jakby uspokaja serce,
2
prosi – nie przestawaj bić, jesteś mądre i wyrozumiałe, musisz wytrzymać! I ono rzeczywiście
wytrzymało.
„Archipelag Gulag”, „W kręgach…” i inne – to książki serca i pamięci. Twarz
Sołżenicyna nosi zbiorowe cechy, to też twarz samego autora. To twarz człowieka wyrażająca
i cierpliwość, i poświęcenie, i męstwo, i optymizm. Przez mgłę światła lampek w baraku i
budki strażnika wychodzą ludzie na świat Boży, błogosławieni przez proroka.
czasami pan Edward odchodzi od tego tematu, lecz nie na długo. Wtedy maluje
portrety, mówiące wszystko o człowieku, o głębiach jego duszy. Maluje kwiaty i kobiety, do
których ma osobisty stosunek. Przepiękne są jego „Floksy”, „Bzy”, „Słoneczniki”, „Róże”.
Czasami natchniony pędzel maluje pejzaże: „Jezioro Sewan”, „Wiatr od morza”, „Diuny” i
inne. Część prac malarza oglądałam tylko w reprodukcjach; oryginały zostały zakupione
przez muzea Białorusi i Ameryki. Część z nich oglądałam w pracowni pana Edwarda, do
której uprzejmie zaprosił mnie.
Z szerokiego okna na piątym piętrze roztacza się piękny widok. Bliziutko niósł swe
wody Muchawiec, na falach dumnie huśtały się białe łabędzie, mewy w locie rozcinały
powietrze. Dzikie kaczki pływały u samego brzegu, nad którym schyliły swe warkocze
płaczące wierzby. Za zielonym dywanem trawy zaczynał się las. Świeciło wiosenne słońce.
Obłoki płynęły po niebie.
Właściwie nie wiedziałam naprawdę, czy to obłoki płyną po wodzie, czy też łabędzie
po niebie.
Odwróciłam się od okna i… skamieniałam. Z dużego płótna patrzyła na mnie uważnie
starsza kobieta, o inteligentnej twarzy, ubrana skromnie ale gustownie. Ona siedzi na
posadzce i zbiera jałmużnę. Za plecami czerwona gwiazda, ramiona której, szczególnie w
dole są rozerwane, a z nich sączy się krew.
Nie, ta kobieta nie może być żebraczką z zawodu; jest w niej tyle ludzkiej godności,
tyle zaciśniętego w sercu bólu i tyle niezłomności, że staje się zrozumiałe od razu – to symbol
Rosji, bogatego, rozległego kraju, który dał światu Puszkina i Tołstoja, Czajkowskiego i
Rachmaninowa, Repina i Ajwazowskiego. Kraina niezliczonych bogactw i… tak zrujnowana.
Ciężki los tego kraju. Oczy kobiety są jak głębokie jeziora, na które padł już wieczorny
zmierzch. Szlachetne rysy twarzy, postać pełna godności nawet w takiej sytuacji. Ona jakby
przedstawia nas:
- Ludzie, jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze podniesiemy się z tej ziemi, obficie zalanej
krwią, Znów na niej zakwitną kwiaty, zaszumię lasy i gaje, oczyszczą się rzeki, zaśpiewają
radośnie ptaki. ten obraz wtedy przejdzie do historii. Tak będzie, tak musi być!
Jeszcze nie ma nazwy ten obraz, natchniony pędzel artysty znów maluje to, co – jak
krwawiąca rana – nie daje spokoju – pamięć o milionach zakatowanych w hitlerowskich i
stalinowskich łagrach.
Majdanek. Postać człowieka nakrytego narzutą. On siedzi na górze kościotrupów. Czy
to ostateczne przekleństwo, czy przebaczenie adresowane zbrodniarzom, jak uczy religia
chrześcijańska? Jest to przestroga: nie może się więcej to powtórzyć już nigdy na naszej
planecie. Życie człowieka jest bezcenne. Wzrok przesuwa się dalej tam, gdzie dymią
krematoria, szczekają wilczury, widnieją ludzkie postacie już bez płci, wszystkie jednakowe.
Na tym obrazie jeszcze nie wyschła farba, jeszcze zamiar autora przybiera realne kształty –
lecz wyraźnie wstrząsające.
Zapytałam pana Edwarda, dlaczego znów powrócił do tego tematu?
Odpowiedź brzmiała:
- Nie mogę inaczej. Prosi mnie o to pamięć serca, muszę tak czynić. To jest mój obowiązek
wobec tych, których już nie ma i wobec tych, którzy jeszcze żyją.
Zrozumiałam go, serdecznie podziękowałam za spotkanie. Wtedy wracałam szeroką,
słoneczną ulicą jak obłąkana. Obrazy stały nadal przed oczyma. Pomyślałam: jak to dobrze,
3
że na świecie są tacy ludzie jak pan Edward. Usta mimo woli szeptały: „Boże, przedłuż mu
lata, daj mu zdrowie”.
NAKAZ Z WYSOKOŚCI
Szemrze tajga odwiecznie,
Kraj daleki, nieznany,
Co zrobiłeś człowieku,
Że zostałeś zesłany?
Za co strasznie głodujesz,
Chodzisz boso, obdarty
I w barakach nocujesz
Chociaż mróz nie na żarty.
I od świtu do świtu
Wciąż pracować ty musisz,
Ciebie luba nie wita,
Nie utula twą duszę.
Ty pamiętasz leszczynę
I słowika o świcie?
Obiecałeś dziewczynie,
Że poświęcisz jej życie.
Gdzie ta teraz leszczyna?
I czy śpiewa tam słowik?
Co się stało z dziewczyną?
Kto ci o tym opowie?
Już nadziei nie było,
Męstwo też porzucało,
Tylko serce swe miłe
Jak i przedtem pukało.
Tak cichutko, uparcie
Wciąż i wciąż powtarzało:
Ty wyżyjesz, Edwardzie,
Co by tu się nie stało.
I opowiesz na płótnie
Pędzlem czułym, lecz twardym
O tych wszystkich pokutach,
Co przeżyłeś, Edwardzie.
Nakaz ten z Wysokości
Musisz spełnić na Ziemi,
Słyszysz, słyszysz chrzest kości,
One proszę wspomnienia…
4