Julia Jędrych Wszystkie informacje o mojej rodzinie posiadam od

Transkrypt

Julia Jędrych Wszystkie informacje o mojej rodzinie posiadam od
Julia Jędrych
Wszystkie informacje o mojej rodzinie posiadam od mojego taty.
Zacznę od moich pradziadków od strony taty. Prababcia nazywała się Władysława, a
pradziadek Antoni Końcikowcy. Prababcia pochodziła z Bydgoszczy, urodziła się w malej
miejscowości Strzelno. Pracowała na poczcie, niestety zachorowała w tamtych czasach na
nieuleczalną chorobę mózgu. Pradziadek również pochodził ze Strzelna i pracował w
mleczarni, i był tam kierownikiem. Zawsze zabierał mojego tatę ze sobą do pracy, wtedy
mógł on kosztować sery, pić mleko i maślankę. Oboje przeżyli II wojnę światową, niewiele
jednak o niej opowiadali, gdyż nie wspominali jej za dobrze. Był to ciężki czas dla wszystkich
ludzi. Zabito wtedy wiele przyjaciół mojej Prababci i Pradziadka.
Pradziadek i Prababcia mieli czworo dzieci: Jadwigę, Stanisławę, Stefanię i Danutę.
Najstarsza – Jadwiga, wyszła za mąż, za Bogdana. Mieli oni dwoje dzieci: Piotra i Ewę.
Druga córka – Stanisława, wyszła za Jana. Miała z nim troje dzieci: Roberta, Beatę i
Dariusza. Następna była Stefania, moja babcia. Wyszła za mojego dziadka Zdzisława. Mieli
troje dzieci: najstarszą Iwonę - moją ciocię, Dariusza - mojego wuja i Piotra - mojego tatę.
Najmłodsza była Danuta, która nigdy nie wyszła za mąż i nie ma dzieci.
Rodzice mojego dziadka - moi pradziadkowie, to Józef i Genowefa. Moja prababcia urodziła
pięcioro dzieci: Zdzisława (mojego dziadka, który był najstarszym synem), Jana, Henryka,
Ryszarda i Irenę. Jan ożenił się z Jadwigą i mieli dwoje dzieci: Grażynę i Krzysztofa.
Następny Henryk ożenił się z Grażyną i mieli córkę Sylwię. Ryszard ożenił się z Barbarą i
ona urodziła mu Klaudię. Natomiast Irena wyszła za Stanisława, mieli dwoje dzieci: Ewelinę i
Artura. Mój dziadek urodził się w 1946 roku w Ludgierzowicach. Po śmierci rodziców
przyjechał do Wałbrzycha. Poznał wtedy moją babcię. Ona była wtedy u swojego wuja, który
mieszkał w Białym Kamieniu. Wujek był chory, więc moja babcia pomagała mu w
codziennych czynnościach - sprzątała, robiła zakupy, gotowała. Dziadek i babcia poznali się
w hucie Victoria. Dziadek był hutnikiem, a babcia przynosiła jedzenie dla pracujących tam
osób. Babcia od razu bardzo spodobała się dziadkowi. Zaczęli się spotykać. Na początku
widywali się tylko na kopalni, aż dziadek zaprosił babcię na kolację do jego ulubionej
restauracji. Widywali się coraz częściej. W końcu zamieszkali razem na ulicy Piaskowej, koło
kościoła św. Jerzego. Babcia pracowała jako kucharka w szkole numer 2 w Szczawnie
Zdroju, a dziadek nadal pracował jako hutnik w Wałbrzychu. Później urodziły im się dzieci.
Przeprowadzili się do większego mieszkania na ulicy Gabriela Peri. Po upadku komunizmu
ulica miała zmienioną nazwę na Daszyńskiego i tak nazywa się do dziś.
O historii moich pradziadków od strony mamy niestety nic nie wiem. Mój tata nie mógł mi za
wiele o nich powiedzieć, gdyż moja mama nic mu o nich nie opowiadała. Z opowieści taty
wiem tylko, że mieli czworo dzieci: Krystynę, Mariolę, Marka i Elę. Mariola wyszła za mąż
za Kazimierza i mieli oni dwoje dzieci: Marzenę i Grzegorza. Marek ożenił się z Bożeną,
która urodziła mu córkę Klaudię. Ela wyszła za Henryka i mieli syna Pawła. Krystyna (moja
babcia) wyszła za mąż za Ryszarda (mojego dziadka). Mieli syna i córkę: Mariusza i
Katarzynę. Także o korzeniach mojego dziadka nic nie wiem, ponieważ historia jego i tej
rodziny była zatajana. Nawet moja mama o nim nic praktycznie nie wiedziała, ponieważ
zmarł, gdy miała zaledwie dwa lata, a jej mama nie chciała poruszać tego tematu. Z tego co
przypomniał mi tata, moja babcia pracowała w Porcelanie ,,Krzysztof” w Wałbrzychu. Babci
od strony mamy nie odwiedzałam, ponieważ nie miałam z nią dobrych kontaktów. Można
powiedzieć, że wcale nie była moją babcia, chyba że tylko na piśmie.
Może teraz wrócimy do mojego taty. Urodził się 16 sierpnia 1969 roku w Wałbrzychu. Tata
opowiedział mi, że jego dzieciństwo było w gruncie rzeczy całkiem zwyczajne, był otulony
miłością i troską przez rodzinę. Jego ulubionymi zabawami były ,,policjanci i złodzieje’’,
,,podchody’’, ,,chowanego’’. Tata wręcz uwielbiał spędzać czas na dworze ze swoimi
najbliższymi kolegami z okolicy. Tata nie miał opinii grzecznego chłopca, strasznie lubił
psocić. Mimo to nie był najgorszym małolatem na osiedlu. Tata robił to, co mu się podobało i
mówił: ,,Będę się bawił tyle, ile będę mógł, bo chcę być dzieckiem jak najdłużej’’.
Jak każde dziecko mój tata musiał też się uczyć. Uczęszczał do Publicznej Szkoły
Podstawowej nr 14 na Białym Kamieniu. Budynek szkoły jest bardzo charakterystyczny wysoki, z czerwonej cegły. W latach 90. była to szkoła podstawowa nr 14, a potem połączono
ja z inną podstawówką i powstała szkoła nr 2. Obecnie ten budynek został zamieniony na
mieszkania. Po szkole podstawowej mój tata uczył się w szkole zawodowej na kierunku
budowlanym.
Gdy skończył 18 lat, poszedł do pracy. Pracował w kopalni. Był górnikiem, miał pracę na
powierzchni. Później został wezwany do wojska. Tata mówił mi, że w tamtych czasach był
taki przymus. Służył w czołgach, jeździł na poligony itp. W wojsku był dwa lata. Oczywiście
jego życie nie kręciło się cały czas wokół pracy. Miał czas, by spotykać się ze znajomymi.
Najlepiej wspomina wakacje. Jeździł wtedy w rodzinne strony, gdzie wychowała się jego
mama, czyli do Strzelna. Tata opowiadał mi, że Strzelno to małe miasteczko. Tata miło
wspomina to mieszkanie, w którym mieszkali jego dziadkowie i ciocia Danuta. Nie było ono
zbyt duże: był to pokój z kuchnią, bez toalety, do której chodziło się do mieszkania obok, i
tam mieszkała moja druga ciocia, Jadwiga. Mogę wszystko potwierdzić, co tata mi
opowiadał, gdyż ja również byłam w Strzelnie, w 2011 roku. Mieszkanie, w którym tata, jako
dziecko spędzał wakacje, niewiele się zmieniło. Jedynie okolica, mieszkańcy i sąsiedzi,
ponieważ nie ma już tych samych ludzi, którzy kiedyś tam mieszkali - większość się
wyprowadziła, a inni, po prostu, już nie żyją. Tata bardzo miło wspomina, jak razem z
przyjaciółmi jeździli rowerami nad jeziora i chodzili pieszo na wycieczki.
Z opowieści mojego taty wiem bardzo dokładnie o dniu, kiedy poznali się moi rodzice. Tata
szedł wtedy do swojej kuzynki Renaty, czyli mojej cioci. Blok znajdował się niedaleko Starej
Kopalni Tytus na Białym Kamieniu i do dziś prawie nic się nie zmienił. Ta niewielka
kamienica jest bardzo stara, ma wielkie, ciężkie drzwi ze stali. Korytarz jest ciemny i ponury,
schody mają żelazne barierki ze ślicznym zdobieniami. Mama mieszkała na parterze, zaraz
koło drzwi głównych i tata, idąc z ciężkimi zakupami, nie zauważył jej, ponieważ mama
wychodziła właśnie z domu. Pewnie nie chciał zahaczyć o nią kartonem, ale tak się stało.
Mama straciła równowagę i tata w ostatniej chwili złapał ją za rękę, aby się nie przewróciła.
Postanowili się spotykać, ale tak niewinnie - jak kolega i koleżanka. Ale było po pewnym
czasie okazało się, że taka sytuacja nie potrwa długo. Ich relacja rozwijała się, zaczęli się
przyjaźnić, aż ich przyjaźń zamieniła się w miłość i poważny związek.
Moja mama nie miała łatwego życia, mimo to bardzo dobrze się uczyła. Poza nauką musiała
zajmować się domem. Mama była bardzo piękną i inteligentną kobietą. Urodziła się 18 marca
w 1980 roku w Wałbrzychu. Pamiętam mamę jako bardzo młodą kobietę. Miała długie,
czarne, kręcone włosy, piwne oczy, ślicznie odznaczone kości policzkowe i lekko zadarty
nosek. Była szczupła, ale i nie do przesady, miała po prostu idealną figurę, jak mówi mój tata.
Nie była wysoką kobietą i to po niej chyba odziedziczyłam. Ubierała się dość zwyczajnie, nie
nosiła jakiś niemożliwych kreacji. Zazwyczaj chodziła w obcisłych dżinsach, stonowanej
kolorystycznie koszuli i narzucie, do tego nosiła botki.
Moja mama skończyła liceum w Zespole Szkół Ceramicznych w Szczawnie Zdroju, zdała tam
maturę. Mama podjęła pracę w zakładzie krawiecko - szwalniczym RAFIO. Mama była
krawcową.
Mój tato pokazał mi indeksy mojej mamy i z nich wiem, że w 2000 roku moja mama
rozpoczęła naukę w CKU w Szkole Policealnej Zaocznej w Wałbrzychu na kierunku Technik
Ekonomista, specjalizacja – finanse i rachunkowość. Była to szkoła średnia. Mama uczyła się
w niej dwa lata. W 2002 roku w tej samej szkole uzyskała specjalizację ,,Pracownik
Socjalny’’. To zajęło jej kolejne dwa lata. Studiowanie i uczenie się było marzeniem mojej
mamy. Po ukończeniu szkoły wyższej chciała też znaleźć inną, lepszą pracę. Mieszkała wtedy
w naszym domu przy ul. Daszyńskiego. Mama nie wyszła za mąż za mojego tatę, nie dlatego,
że go nie kochała, tylko dlatego, że nie było na ten cel środków finansowych. 27 października
2001 roku, przyszłam na świat. Tata pracował wtedy na budowie jako murarz. Mama nie
pracowała, gdyż zajmowała się mną. Nie chciała zostawiać mnie z obcymi ludźmi. Tata
mówił mi, że brała mnie zazwyczaj na ręce, siadała w bujanym fotelu, karmiła mnie butelką i
czytała mi bajki. Podobno nie narzekali na mnie w nocy, ponieważ całą przesypiałam.
Gdy skończyłam 2 lata, mama poszła ponownie do pracy, dodatkowo chodziła do szkoły
wieczorowej, ponieważ studiowała. Tata wtedy nie pracował i zajmował się mną w domu.
Oczywiście pomagała mu moja babcia, a jego mama. Babcia podobno ubierała mnie w
najładniejsze ciuszki, szykowała śliczne kocyki, poduszeczki, które później wkładała do
wózka i mojego łóżeczka. Zawsze pamiętała o tym, żeby zapakować tacie butelkę mleka,
pieluchy, chusteczki nawilżające i wiele innych rzeczy, po czym wysyłała tatę ze mną w
wózeczku na długi spacer. Tata opowiadał mi, że nie było to wcale takie proste, bo ja nie
chciałam się ubierać i nie lubiłam, jak zawijano mnie w te wszystkie kocyki i wkładano do
wózka. Mówił mi, że musiał mi śpiewać, bo do tego przyzwyczaiła mnie moja mama. Nie
było to dla niego łatwym zadaniem - tata po prostu tego nie potrafił, więc poprosił mamę by
nagrała swój głos i podkładał mi go na poduszkę, gdy płakałam. Najbardziej lubiłam chodzić
z nim do stadniny koni w Szczawnie Zdroju. Byłam wtedy uśmiechnięta od ucha do ucha.
Gorzej, gdy było trzeba wracać do domu, wtedy zaraz zaczynał się płacz.
Zajmowało się mną wiele osób z rodziny i wszyscy poświęcali mi bardzo wiele uwagi. Mama
bardzo szybko nauczyła mnie mówić. W wieku 4 lat mówiłam płynnie, recytowałam wiersze i
śpiewałam piosenki. W domu nie było spokoju, bo biegałam jak opętana z pokoju do pokoju.
Byłam otulona miłością przez dziadków, ciocie i wujostwo. Do szóstego roku życia mama
uczyła mnie w domu. Niestety pewnego dnia mama zachorowała. 19 października 2008 roku
zmarła na raka. To była wielka tragedia dla całej rodziny. Ja tez strasznie to przeżyłam, gdyż
miałam wtedy niecałe siedem lat. Pamiętam jak tata powiedział mi o śmierci mamy:
,,Kochanie, popatrz w niebo widzisz te wszystkie gwiazdy na niebie? Przypomnij sobie
mamusię, jaka była piękna i jak bardzo Cię kochała. Teraz popatrz na niebo i wybierz
najładniejszą gwiazdę, która najmocniej świeci… i powiedz do niej: Kocham cię. Bo tam
teraz jest twoja mamusia”. To było dla mnie straszne, nie mogłam się z tym pogodzić. Nie
poszłam nawet na pogrzeb. Nie dałabym rady tam stać ze świadomością, że moja mam będzie
leżała w trumnie i zakopią ją pod ziemię. Niedługo po pogrzebie mamy miały się odbyć moje
urodziny. Tata wyprawił mi wspaniałe przyjęcie, choć wtedy nie mieliśmy wcale pieniędzy.
W tym samym momencie kończyły się dni mojej babci, czyli mamy mojego taty. W dniu 1
listopada tego samego roku zmarła moja babcia. Kolejna wielka tragedia w naszej rodzinie.
Minęło trochę czasu i życie naszej rodziny wróciło do normy. W ciągu tych paru lat
wydarzyło się oczywiście kilkanaście strasznych i radosnych wydarzeń. I trzeba się z nimi
pogodzić i iść przed siebie z podniesioną głową.
Może teraz troszkę o mnie:
Aktualnie uczęszczam do Zespołu Szkół nr 3 w Wałbrzychu. Jestem w drugiej klasie
gimnazjum. Szkoła jest bardzo fajna i są w niej mili ludzie. Jest w niej wiele dodatkowych
zajęć. Dzieciństwo wspominam miło i pozytywnie. Miałam i mam wiele przyjaciół. Do
siódmego roku życia często bawiłam się na podwórku, koło mojego bloku. Teraz nie wydaje
mi się to zbytnio interesujące. Gdy byłam mała, zabawy i samo podwórko, wydawały mi się
wręcz magiczne. Od strony ulicy, koło sklepu przy wyjeździe z podwórka, znajdują się
drzewa i krzewy.
Wyróżnia się tam jedno wielkie drzewo. Zawsze siedziałam na jednej z gałęzi, miałam
podkładkę z kredkami i blokiem rysunkowym, i rysowałam dziecięce bazgroły. Wtedy
mówiłam, że to są arcydzieła. Z tyłu bloku znajduje się trzepak. Na nim bawiłam się w
rozmaite zabawy, takie jak; ,,Baba jaga patrzy’’, ,,Murzynka’’, ,,W diabła’’, ,,Mamo, mamo
ile kroków do ciebie’’ i wiele innych. Za trzepakiem znajduje się ogródek mojego kolegisąsiada, Mateusza. Jego babcia zawsze rozkładała nam huśtawkę, albo hamak i potrafiliśmy
tak huśtać się i śmiać godzinami. Jako dzieci mieliśmy bardzo bujną wyobraźnię.
Udawaliśmy, że ja jestem Hermiona Granger, a on Harry Potter. Robiliśmy różdżki z patyków
i tworzyliśmy nowe przygody tamtych bohaterów. Z drugiej strony podwórka, naprzeciwko
wjazdu, znajdują się garaże. Pod nimi jest wylany beton i graliśmy tam w piłkę, gumę i
skakaliśmy na skakance.
Gdy skończyłam osiem lat nie musiałam bawić się tylko koło domu. Tata pozwalał mi
chodzić na plac zabaw. Znajduje się on pięć bloków dalej. Placyk nie jest wielki, znajdują się
na nim typowe rzeczy jak huśtawki, zjeżdżalnia, piaskownica, karuzela i koniki do huśtania.
Nie było mnie widać z okna i dlatego tata dał mi telefon. Byłam taka szczęśliwa, był to mój
pierwszy telefon jaki miałam, nie był tak nowoczesny jak dzisiejsze telefony. Miał antenkę,
mały ekran i nie miał nawet aparatu. Byłam bardzo ciekawska i dlatego chodziłam trochę
dalej niż na plac i podwórko koło bloku. Chodziłam tam, gdzie mi się podobało. Tata w końcu
przyłapał mnie na tym i był lekko zły, lecz przymknął na to oko i pozwolił mi chodzić, pod
warunkiem, że będę uważała na samochody i przychodziła wtedy, kiedy do mnie zadzwoni.
Jak byłam już starsza, nie bawiłam się w takie dziecięce zabawy. Spacerowałam z
dziewczynami i gadałyśmy o przyszłości, szkole, ciuchach itp. Oczywiście bawiłyśmy się np.:
,,Chowanego’’, ,,Podchody’’. Wymyślałyśmy tez własne zabawy jak ,,Ciotki’’, ,,Sklepy’’. W
,,Ciotki” bawiło się jak w dom. W ,,Sklepy” to jak nazwa wskazuje, każda z nas wybierała
sobie miejsce na swój sklep, ustalała, co i po ile, będzie się w nim znajdowało. Naszym
ulubionym miejscem do zabaw była polana w lesie. Sama też tam chodziłam i leżałam na
wielkim korzeniu i patrzyłam jak sarny pasą się na łące. Nikt nie wiedział, że często tam
chodziłam i siedziałam godzinami. Teraz, gdy jestem już w gimnazjum, mniej chodzę do lasu,
gdyż wracam o godzinie 16:00 do domu i nie mam kiedy wyjść do lasu, chyba, że w czasie
wakacji.
Wspominam wszystko bardzo pozytywnie i miło, mam pretensje do losu za to że zabrał mi
moich najbliższych ale tłumaczę sobie ż tak musiało być i nic z tym już nie zrobię.

Podobne dokumenty