Przeczytaj
Transkrypt
Przeczytaj
Genealogia władzy Przyglądając się osobie, która kiedykolwiek ćwiczyła balet, jesteśmy w stanie dość szybko dostrzec, że gestyka choreograficzna jest już na zawsze zakodowana w jej ciele. Wyprostowane plecy, charakterystyczny rozstaw stóp, elastyczny krok – te cechy, podobnie jak akcent w wyuczonym języku, pozostają nieusuwalne. Public Movement - Izraelska grupa performerów i choreografów z Tel Avivu zajmuje się takimi ‘wrodzonymi’ zachowaniami jednostki i społeczeństwa. Artyści szukają inspiracji jednak nie w sztuce czy tańcu, a w życiu codziennym społeczeństwa izraelskiego, w którym trening militarny przechodzi każdy nastolatek i nastolatka. W pracy Public Movement bardzo ważna jest obserwacja nabytej w armii militarnej gestyki, przenoszenia jej na codzienność, na relację z ludźmi i relację do świata, a także badanie kodów społecznych zachowań indywidualnych i grupowych. Wartki marsz, oddawanie hołdu symbolom narodowym, musztra, apele, zmiany warty i inne schematy działań nawiązujące do języka władzy, ceremonii państwowych oraz defilad składały się na zaprezentowany na rynku Bałuckim w Łodzi spektakl Also Thus! w ramach Festiwalu Dialogu Czterech Kultur. Spektakl opierał się na paramilitarnej aktywności grupy młodych ludzi ubranych w białe, harcerskie uniformy. Ich uroczysty przemarsz, zdecydowanie, charyzma, chłód, poczucie pewności siebie nadane przez kostium, dały sygnał do rozpoczęcia „ceremonii” (tak o swoich pracach mówią ironicznie autorzy), która miała w sobie coś z dwuznaczności państwowego rytuału. Uwodziła mechanizmami tworzenia masowych, militarnych widowisk, była popisem siły, przyciągała pewnością, konsekwencją i synchronizacją; a jednocześnie wzbudzała podejrzliwość, przerażenie i sceptycyzm wobec kolektywnych, odgórnie sterowanych, antyindywidualnych narzędzi demonstrowania siły i symbolicznej przemocy. Grupa silnych, młodych, pięknych ludzi defilowała wskroś placu, wpisując się w posępność rynku łódzkiego, kontrastując z grupką przechodniów, sennych obserwatorów, psów a także z wynajętymi przez festiwal ochroniarzami w czarnych uniformach. Realny wymiar życia miasta, a zwłaszcza tego bardzo charakterystycznego dla Łodzi miejsca (tutaj rozpoczynało się Łódzkie getto, zaledwie kilometr od Piotrkowskiej) był „poligonem działań” izraelskich performerów. W tle krążyły łódzkie wozy policyjne, co podkreślało donośność sytuacji. Obecność policji i agencji ochroniarskiej – tak szczególnie wrażliwej na każdy gest podszyty żądzą władzy lub przemocą - legitymizował peformatywny aspekt widowiska. Być może ta choreografia działa się „naprawdę”, być może aktorzy grali samych siebie, a przemarsz nie był tylko paramilitarną inscenizacją? Zastanawia mnie, czy wykonywanie na tym samym placu klasycznego układu choreograficznego przez tych samych aktorów, również wymagałoby obecności służb? Szczególna uwaga poświęcona spektaklowi przez łódzką policję i ochroniarzy, a także organizatorów, wzięła się prawdopodobnie z świadomości, jak niebezpieczna i skuteczna może być gestyka władzy. Jak łatwo bezmyślnie przyłączyć się do maszerujących, nie zastanawiając się w jakim interesie i dokąd idą. Aktorzy kontynuowali „ceremonię” salutując i uroczyście wciągając flagę na maszt (o abstrakcyjnym wzorze, nawiązującym kolorystycznie do barw Izraela, a jednocześnie do anarcho-pacyfizmu). Następnie na plac wjeżdżało eleganckie volvo z kogutem na sygnale. Pojazd – kolejne ludzkie narzędzie władzy zacytowane z rzeczywistości ulicy – podbudowywał powagę sytuacji. Po chwili jednak militarne zachowania ulegały wynaturzeniu – ktoś nagle obłędnie puszczał się biegiem przez plac, grupa kopała jedynego leżącego, dwie osoby zaczynały brutalnie walczyć ze sobą, a zwycięzcą był, ten kto dotknął krocza drugiego. Produkcja emocji trwała dalej, w mniej oficjalny sposób, niemniej bardzo jemu bliski. Nagle auto brutalnie potrącało jednego z członków ekipy (przerażająca chwila przemieszania prawdy i rzeczywistości). Ofiara wypadku została uniesiona przez resztę osób, w medialnym geście przypominającym wystawienie na widok publiczny ciała palestyńskich męczenników. Po chwili znów nagle wszyscy splotli się w charakterystycznym, izraelskim tańcu w kręgu, następnie położyli się na sobie miarowo oddychając – zupełnie jak jedno, wspólne ciało. Public Movement wprawiało widza w huśtawkę prostych i skrajnych emocji (podziwu, strachu, chęci przyłączenia się), sięgając po oczywiste narzędzia konstruowania tożsamości narodowej i przynależności do grupy (od defilady, powolnego przejazdu eleganckiego samochodu, patriotycznego kroku tanecznego). Izraelscy artyści przejmują w swojej pracy metody, którymi władza uwodzi masy. Ponieważ jednak w ich ceremoniach wciąż obecna jest jednostka (bardzo charakterystyczni performerzy), istnieją tu też granice własnego „ja” w kolektywnych, często pełnych ukrytej przemocy, zachowaniach. Mam wrażenie, że spektakl stawiał też pytania o zdefiniowane przez Michela Foucaulta „technologie własnego ja” - zasady troszczenia się o siebie, praktykowania własnego ciała i sposobu bycia w obrębie danej społeczności, a wywodzące się ze starożytnego imperatywu troski. W imię tych reguł człowiek powinien czuwać nad własnym ciałem i duszą, stosować kulturę siebie, aby doświadczać szczęścia, spokoju czy siły duchowej. Funkcjonowanie poza systemem i zbiorem pewnych wartości, jest według twórców Public Movement, Omera Kriegera i Dany Yahalomi, niemożliwe. Na ich stronie internetowej widzimy dramatyczną scenę ewakuacji żydowskich osadników z Zachodniego Brzegu. Grupa modlących lamentuje podczas ostatniej modlitwy w synagodze i odmawia opuszczenia świątyni. Dopiero interwencja policji izraelskiej umożliwia rozwiązanie tej kwestii. Twórcy Public Movement patrzą na taką historyczną scenę chłodnym okiem antropologów/dziennikarzy/międzynarodowych obserwatorów na Bliskim Wschodzie. Jaki spektakl władzy się tu rozgrywa? Kogo, jakie interesy i ideologie reprezentują płaczący? A jakie zaś wkraczające do synagogi umundurowane i opancerzone policjantki? Stosując podobną relację pomiędzy chłodem, wywarzeniem a emocjonalnością przemocy spektakl badał, na ile formy samopoznania umożliwiają przekształcenie samego siebie? Do jakich praktyk i technologii mamy dostęp? Na ile wpływają one na nasze „ja”? Jak – zwłaszcza w obwarowanym rytuałami społeczeństwie - zróżnicować naszą podmiotowość? Co znaczy, w symbolicznej strukturze władzy, najprostszy gest? Public Movement organizuje też aranżowane wypadki samochodowe, nielegalne przemarsze przez miasto, spontaniczne apele na głównym placu w Tel Avivie. Te niespodziewane sytuacje wydają mi się o tyle ciekawsze, że jeszcze głębiej i brutalniej naruszają granicę pomiędzy życiem codziennym miasta a choreograficznym wydarzeniem, rzeczywistością a spektaklem. Zorganizowany, m.in. w Łodzi minutowy wypadek samochodowy, w miejscu i w czasie, kiedy nikt się go nie spodziewa (na tym polega spektakluraność i siła katastrof) przywodzi na myśl rozważania Allana Kaprowa na temat wyeliminowania publiczności. W eseju z 1966 „Notes on the Elimination of the Audience” Kaprow poszukiwał takiego doświadczania dnia codziennego poprzez sztukę, które pozbawiałoby widzów świadomości ich roli. Tytułowa eliminacja publiczności to według Kaprowa sytuacja, w której publiczność sama nie wie, że nią jest - przy pełnym założeniu obcowania ze sztuką: „Publiczność powinna zostać całkowicie wyeliminowana. Wszystkie elementy – ludzie, przestrzeń, materiał i charakter środowiska, czas – powinny się zintegrować. Wówczas jakiekolwiek podejrzenie o konwencję teatralną zniknie.” – pisał klasyk Happeningu. Jak w praktyce miała wyglądać ta sytuacja? Kaprow zaczął od prostej propozycji pisania scenariuszy dla rzeczywistości, gdzie role były rozdawane potencjalnym uczestnikom, dokładnie tak, jak podczas rozgrywek piłkarskich, ślubów, manifestacji czy ceremonii religijnych. Happeningi miały proponować sytuacje na wzór tych życiowych (lifelike) : „Happening może mieć miejsce w supermarkecie, przy autostradzie, w kuchni znajomego. Jego trwanie może rozciągnąć się do roku. Happening jest wykonywany według planu ale bez próby, publiczności, powtarzalności. To sztuka, która wydaje się bliższa życiu. Jest też wyjątek od reguły. Happening może być ‘tylko do oglądania.’ Ludzie będą oglądać siebie nawzajem, lub akcje wykonywane przez innych, takie jak zatrzymujący się po pasażerów autobus (…) może się to stać czynnością bardzo medytacyjną.1” Tak rozumiany Happening, jest bliski sytuacjom „podrabiania” opartych na przemocy sytuacji wypadku czy ceremonii państwowej. rytuałów władzy i przemocy, jakie stosują izraelscy artyści. Refleksja i estetyka artystów Public Movement oraz niezwykła dosadność przekazu ich akcji skłoniła mnie do zaproponowania im pracy nad ulicznymi działaniami, które krytycznie odniosą się do formy tak zwanych wycieczek genealogicznych organizowanych przez Ministerstwo Edukacji państwa Izrael. Spektakl ma być przygotowany podczas jesiennej rezydentury artystów w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie w ramach programu AIR i zrealizowany na wiosnę 2009 w ramach cyklu akcje w Nowym Teatrze w Warszawie, którego dyrektorem jest Krzysztof Warlikowski. Na zasugerowany z niepewnością temat (Dana Yahalomi kilkanaście lat temu brała udział w podobnej wycieczce), otrzymałam entuzjastyczną odpowiedz: „Czas najwyższy zająć się tą sprawą!” Akcja Public Movement w Warszawie przybierze prawdopodobnie formę aranżowanego marszu dokładnie na trasie, którą przemierzają otoczone kordonami ochrony izraelskie wycieczki szkolne. Izraelscy artyści we współpracy z polskimi uczestnikami zainscenizują przedziwny pochód przez miasto. O ile w Polsce przepracowywany jest obecnie problem polskiego antysemityzmu, tak kolejna polska akcja Public Movement poruszy bardzo delikatny problem traktowania Polski przez Izraelczyków jako cmentarzyska Europy oraz zjawisko programowego nie nawiązywania relacji z mieszkańcami odwiedzanych, polskich miast. 1 Allan Kaprow Notes on the elimination of the audience w: Participation, pod redakcją Claire Bishop, Whitechapel London, The MIT Press Cambridge Massachussetts, 2006, s. 102