Dzieciństwo ma znaczenie! Rozmowa z Afrodytą
Transkrypt
Dzieciństwo ma znaczenie! Rozmowa z Afrodytą
Dzieciństwo ma znaczenie! Rozmowa z Afrodytą <3 1, Spotykasz dawno niewidzianego, lubianego znajomego ze szkoły, pyta Cię: Co u Ciebie słychać? Opowiedz o sobie, czym się zajmujesz, jak wygląda aktualnie twoje życie, co robisz w wolnym czasie, czy masz swoją rodzinę? Gdzie mieszkasz? (chciałabym pokazać jak ludzie pokazują się w oczach innych) Cześć XYZ, a wszystko w porządku. Na razie pracuję przez internet, różne dorywcze zlecenia, pisanie tekstów, sprzedaż na allegro, robótki ręczne, inwestowanie na giełdzie itp. Na razie poszukuję swojej drogi, swojego miejsca, stąd taka praca wolnego strzelca. Na razie mieszkam z rodzicami i moje życie jest skromne. Jest ok, jakoś leci...Tak na pierwszy rzut oka bym odpowiedziała...Intuicyjnie bym tak odpowiedziała, bo tak czuję. 2, Wyobraź sobie, że znajomy odchodzi. Jak czujesz się z tym co mu powiedziałaś? Czy była to opowieść o prawdziwej Tobie? Czy może jedna z Twoich masek? Czuję, że nie byłam do końca szczera, że bardziej chciałam się pochwalić jakimś sukcesem, ale tak naprawdę okazuje się, że nie mam czym. Tak, to zazwyczaj jest maska, bo wstydzę się pokazać taka jaka jestem. Najbardziej wstydzę się, że mam 35 lat i nadal mieszkam z rodzicami. Na dodatek z matką w jednym pokoju, ponieważ moi rodzice żyją trochę oddzielnie, w trochę takiej separacji. Boję się pokazać, że mam słabości, że mi coś nie wychodzi, żeby nie zostać wyśmianą, wytykaną palcami czy też zignorowaną. Ten brak akceptacji ciągnie sie za mną latami. Wolę siebie wybielić, pokazać w jasnym świetle, byleby mnie akceptowano i lubiano. Z tego powodu nie raz w towarzystwie po prostu kłamałam lub lekko naginałam prawdę. W wieku 8 lat tak mnie wyśmiano, zrobiono ze mnie “kozła ofiarnego” że pamiętam to do dziś, wszystkie dzieci na podwórku się ze mnie śmiały. Ten wstyd chodzi za mną do dziś. I stąd te kłamstweka w towarzystwie osób które już mnie znają. Wobec nowych zupełnie osób jestem szczera i o dziwo umiem sie otworzyć i mówić o sobie szczerze. Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego że bardziej ufam obcym niż “swoim”? Może dlatego, że “swoi” nakleili mi swoją etykietkę którą trudno mi zerwać? 3, Czy jesteś zadowolona z siebie, z tego co robisz, jak się ze sobą czujesz? Gdy zostajesz sam na sam, ze sobą i swoimi myślami? Jest to trudne dla mnie dlatego że ja wiele rzeczy robiłam na siłę lub po to aby pokazać się innym ludziom z jak najlepszej strony. Obecnie jest coraz lepiej, ponieważ zrezygnowałam z zajęć zawodowych, które nie rezonowały już ze mną, a ciągnęłam je przez lata. Tak, z tego jestem dumna na ten moment, bo robię miejsce na nowe. Coraz bardziej otwieram się na to co ze mną rezonuje i pozwalam na tę przestrzeń w sobie. Oznacza to faktycznie że poświęcam sobie więcej czasu, jestem sama ze sobą, dużo “leniuchuję”, ale potrzebne mi to jest bo przez lata byłam pracoholikiem. Kiedyś nie umiałam być sama, uciekałam wtedy do ludzi, a także w inne uzależnienia: słodycze, romanse z mężczyznami, w internet, w imprezy, a nawet w alkohol. Obecnie jestem trochę “celibatką” ale potrzebuję tego dla siebie, by poznać siebie na nowo, zobaczyć gdzie jest problem. I spojrzeć w końcu twarzą w twarz w to odczucie samotności od którego tyle lat uciekałam. I przede wszystkim nareszcie robię to dla siebie, a nie dla mamy, taty, babci, cioci, wujka, kota czy psa, bo tak robiłam całe życie, zawsze coś dla innych, nigdy coś dla siebie. Nawet moje sukcesy chciałam by inni zobaczyli i byli ze mnie dumni. Niestety...Dumna jestem także, z tego, że pozwalam płynąć moim myślom swobodnie a ja nauczyłam się przyglądać się, co to jest – dzięki temu uświadamiam sobie swoje nawyki i przekonania, a to bardzo mi pomaga. I już mniej siebie krytykuję. 4, Jak wyglądają Twoje relacje z innymi ludźmi? Zawsze sprawiało mi to w pewnym momencie przykrość. Zazdroszczę innym, że mają mnóstwo cudownych znajomych, bo ja zawsze miałam takiego “pecha”, że koło mnie była jedna koleżanka na dany moment. I jakoś tak to się kręci, że zazwyczaj tak jest. Bardzo skromne mam grono znajomych, głównie są to ludzie wirtualni (FB) bo w realu nie mam znajomych, tzn. w swoim mieście. Relacje są dziwne, bo z osobami ze swojego miasteczka nie utrzymuję kontaktów, jakoś samo się to urwało. Różnie bywało, były kłótnie, niesnaski, wspólne pretensje i nie przetrwało to do dziś. Moje znajomości ze szkoły zniknęły, nie ma. Ja mam trudne relacje z ludźmi, bo gdzieś nieświadomie ich odpycham. Cały czas odkrywam skąd się to bierze, dlaczego nie przyciągam ludzi do siebie I czemu jestem wciąż taka samotna. Ludzie nie lgną do mnie, bo? Bo jestem nudna? Dziecinna? Mało poważna? Nie mam rodziny? Nie mam męża, dzieci? To są moje retoryczne pytania/odpowiedzi bo tak naprawdę piszę to co odczuwam. Jak poznaję kogoś nowego, to on bardzo szybko znika z mojego życia, nie ma dla mnie czasu, nie dzwoni, nie pisze, wiecznie jest zajęty swoimi sprawami. I bardzo szybko o mnie zapomina. No I zostaję sama ze sobą. Przykre, ale prawdziwe. 5, Co w codziennym życiu sprawia Ci trudności? Co chciałabyś zmienić? Czy wiesz skąd wynikają te trudności? Przykładowe sytuacje? Nad czym aktualnie pracujesz? W codziennym życiu największy problem sprawia mi lęk, który mam od dzieciństwa. Bałam się dosłownie wszystkiego. Najbardziej lekarzy, zastrzyków, robienia wyników medycznych, dentysty, pogrzebów, chorób i trudnych sytuacji finansowych. Próbowałam od nich uciekać, a kiedy nie mogłam fizycznie, to robiłam to nieświadomie: mdlałam. Zdarzało sie, że chorowałam i ja, wtedy rownież mdlałam gdy ciało było zbyt słabe by to udźwignąć. Nie miałam po prostu wewnętrznej siły by sobie z tym poradzić. Problemy finansowe mam odkąd weszłam w “dorosłość”. Tutaj także wiecznie długi za mną chodzą. Ciężko na nie pracowałam, ryłam wręcz by je spłacić, potrafiłam wyć z bólu fizycznego a i tak ryłam żeby tylko zapłacić. Niestety przypłaciłam to chorobami. Nie raz położyło mnie to do łóżka I nie mogłam wstać. Dopiero wtedy odpuszczałam. Moje lęki o byt były tak silne, że nie wyobrażałam sobie, że mogę spać na ulicy, pod mostem czy siedzieć w więzieniu. Przerażały mnie te wizje. Dlatego wolałam robić wszystko przeciwko sobie byleby zapłacić. Kiedy nie mogłam zapłacić bo nie miałam pieniędzy, uciekałam. Bałam się. Pracuję nad tym obecnie by stawac twarzą w twarz z lękami, radzić sobie z nimi od nowa. Nie uciekam już od trudnych sytuacji, a długi spłacam ale w inny sposób. Nauczyłam się już ufać Intuicji i idę za jej podpowiedziami, stąd też rozwiązania moich problemów finansowych pojawiają się szybciej. Są doskonałe, a przede wszystkim nie robię już nic przeciwko mojemu ciału. Nauczyłam się ufać biegowi wydarzeń I jeśli w danym miesiącu nie mam na spłatę raty kredytu a przychodzi już czas, czekam spokojnie co sie wydarzy. Przekraczam lęki, nerwicę ufnością, że się poukłada i rozwiązanie się znajdzie. I odkąd tak robię, znajduje się rozwiązanie. Długi spłacają się krok po kroku. Pracuję także nad tym aby ufać sobie, ponieważ tego nigdy nie robiłam. Zawsze kierowałam się tylko logiką, rozumem a obecnie główne miejsce zajmuje moja Intuicja i to Ona ma pierwsze skrzypce w podejmowaniu decyzji. 6, Czy w tych 'problemach' widzisz udział swoich rodziców, swojego dzieciństwa? Twoje dzieciństwo było okazją do wzrostu, czy było obciążające? Czy masz świadomość, że Twoje aktualne życie, postrzeganie, wynika z minionych doświadczeń. Tak, w tych problemach widzę udział swojego dzieciństwa. Szczególnie sytuację kiedy robili mi bańki a ja tego nie chciałam, ale nie mogłam sie wyrwać ani powiedzieć, że nie chcę. Moje ciało wtedy dostału szału i ten ból, cierpienie i takie dziwne odczucie zepchęło gdzieś głęboko. Niestety to odczucie nie zniknęło, bo podświadomość cały czas to dźwigała I kiedy z biegiem lat były podobne sytuacje, to odczucie wracało a ja: mdlałam. Ciagnęło się do momentu, aż zrozumiałam o co chodzi. Dzieciństwo było z jednej strony fajne, bo bawiłam się we wszystko co mi przychodziło do głowy. Byłam dzieckiem z tzw. ADHD, nie usiedziałam na jednym miejscu, wiecznie mnie coś interesowało, wiecznie gdzieś wlazłam, coś robiłam, wymyślałam, grałam we własnoręcznie zrobione gry, układałam z klocków statki, domki, samochody. Zabaw nie było końca. Nawet weszłam kiedyś do śmietnika bo znalazłam tam “skarby”. Rodzice wyrzucali te śmieci, ale dla mnie to były skarby. Z drugiej strony ten obciążający moją psychikę i ciało lęk, który ciagnie sie latami do dziś. I to jest dla mnie trauma, bardzo trudna ale uczę się jej spoglądać w oczy, ponieważ wiem, że nie zniknie. Obecne życie jest oparte na bazie moich lęków, dlatego spojrzenie im w twarz i poznanie od środka dopiero pozwoli mi na nowe funkcjonowanie. 7, Kiedy zaczęłaś widzieć zależność między tym co dzieje się w twoim życiu a przeszłością? Kiedy nastąpił przełom? W jakim momencie poczułaś potrzebę zmiany? Jakieś konkretne zdarzenie? Tak, ogromnie widzę zależność, odkąd zaczęłam interesować się rozwojem osobistym. Zaczęło się w momencie, kiedy miałam dosyć dziwnych zbiegów okoliczności, moje życie się sypało a ja nie wiedziałam, dlaczego. Na dodatek skręciłam nogę w kolanie i musiałam leżeć 3 miesiące w łóżku. Pewnego dnia, mama potrzebowała jakichś porad domowych typu jak odplamić ubrania. Tato trzymał w swojej biblioteczce takie książki. Poszłam o kulach do jego pokoju, otworzyłam szafkę, a tam dosłownie wyskoczyła z niej książka. Patrzę: a co to? To była książka Louise L. Hay “Jak możesz uzdrowić swoje życie” - moja pierwsza która pokazała mi czym jest zmiana myślenia, afirmacje, jaki związek ma sytuacja życiowa czy zdrowie z tym co myślimy, co to są przekonania itd. Zamiast porad dla mamy, znalazłam pierwsze odpowiedzi dla siebie. Tak to się zaczęło. Poza tym było to niezwykłe wypełnienie tego czasu, kiedy nie mogłam chodzić. Od tej książki zaczęłam czytać inne, przeglądałam strony internetowe, zaczęłam słuchać różnych nagrań i wiedza się poszerzała. To był pierwszy taki przełom. Drugi był wtedy kiedy chłopak, w którym byłam zakochana wybrał inną kobietę do wspólnego życia i potem okazało się, że będą mieli dziecko. Byłam totalnie załamana. Do tego wynajmowałam mieszkanko u cudownej kobiety, ale oczywiście zaczęłam opóźniać spłatę czynszu bo moja sytuacja finansowa znowu sie pogorszyła. Miałam dosyć. I to był czas, kiedy pojechałam po raz pierwszy w życiu do uzdrowicielki duchowej. Pozdrawiam Renatę Łopatkę. To także był przełom, ponieważ pokazała mi coś jeszcze bardziej głębszego niż tradycyjną psychologię. Na tamten czas bardzo mi pomogła za pomocą swojej terapii jaką wykonuje. Trzeci taki mocny wstrząs dostałam po tzw. śmierci duchowej (prywatnie mogę wyjaśnić co to takiego) kiedy zbyt mocno weszłam w etap duchowości i za bardzo zaczęłam próbować być miłością do wszystkich i wszystkiego. Chciałam być jakimś guru, a najlepiej lewitującym Jezusem. Niestety jest to efekt naczytania sie różnych stron ezoterycznych, gdzie nie do końca wszystko jest prawdą. Kiedy ja miałam tyle lęków, “zafajdaną” podświadomość, to niestety ale odczuwanie miłości i próba bycia miłością wszem i wobec musiała spalić na manowce, bo podświadomość tego nie udźwignęła. Byłam na skraju wyczerpania fizycznego, mentalnego, emocjonalnego, duchowego. Paranoje, opętanie, nerwica lękowa, depresja, to był mój stan na tamten moment. Schudłam ponad 10 kg i to bardzo szybko, wyglądałam jak śmierć. Wszelkie próby egzorcymów, uzdrawiania światłem, naprawiania aury, podnoszenia wibracji, energii itp spaliły na manowcach. Po 1,5 roku meczarni trafiłam do Faridy Sorany (pozdrawiam Cię Farido) I tam wszystko od nowa zaczęło się “naprawiać”. Dostałam konkretne informacje dlaczego, po co, jak mogę sobie pomóc itp. I zaczęło się wszystko prostować krok po kroczku. Trwa do dziś bo to praca na pełny etat, ale staję dzięki temu na własnych nogach. A co najważniejsze więcej sobie uświadamiam na co dzień i wreszcie słucham Intuicji. Odrzuciłam wszystkie wcześniejsze “terapie duchowe” na rzecz tylko jednego: pracy z Intuicją (u Faridy brzmi to: praca z Wyższą Jaźnią) – jedno i to samo. W każdym razie mi pomaga. I niedawno trafiłam na stronę Magdaleny Szpilki która również cudownie pokazuje jak pracować z emocjami. Także mi to bardzo pomaga I przynosi efekty krok po kroku. 8, Mogłabyś opowiedzieć nam o swoim dzieciństwie? Co się działo? Jak się czułaś w tamtym okresie życia? Jak ono na Ciebie wpłynęło? Moje dzieciństwo wspominam dwojako, jak już wcześniej wspomniałam. Z jednej strony szalona wariatka która nie mogła nacieszyć się zabawą i tylko czekała, kiedy będą wolne dni, czy wakacje. Z drugiej strony srogość moich rodziców, zakazy, nakazy, kontrola. Najbardziej pamiętam (bo trzęsę się nadal jak o tym mówię) to, jak mnie bili kablem, skakanką, pasem. Pamiętam jak dostałam nimi po nogach, po pupie, po udach. Jak matka mnie biła ręką, jak mnie szarpała, jak szantażowała, jak mną manipulowała. Jednego razu była taka sytuacja (było w domu ciężko, bo tylko tato pracował) że było skromnie, ledwo było co jeść a rachunki znowu rosły. Matka zaczęła krzyczeć na mnie że jak tak dalej będzie, a ja nie będę się uczyć, to będę w życiu butelki zbierać, coś w tym stylu. Boże, jak ja się wystraszyłam tego. To chyba wpłynęło na mój lęk o byt, stąd może te długi... natomiast wakacje były cudowne, jeździłam do wujka na wieś, a tam wiadomo, wiecznie coś się działo. Wolność, swoboda, zabawy, uwielbiałam też wyjeżdżać do mojej kuzynki na wieś, ponieważ tam również wiecznie coś się działo. Naprawdę wtedy było super. Natomiast na co dzień ciężko było, tata dużo pił, przychodził do domu pijany. Pewnego razu tak mocno zaczął krzyczeć, że aż talerze z zupą zaczęły tańczyć. Trochę nawet wylał. Wystraszyłam się go wtedy, był taki agresywny, bałam sie go. Uciekłam do swojego pokoju. Bałam się, że zrobi mi coś złego, pobije czy nawet zabije. Po tamtym wydarzeniu zawsze bałam się, kiedy wracał do domu, szczególnie pijany. Modliłam się, żeby tylko poszedł spać. Przez wiele lat nie mogłam mu wybaczyć tego pijaństwa. A długo to trwało. To są sytuacje o których trudno mi się mówi, ale czuję że powinnam juz to zrobić. Kiedy swego czasu chodziłam do psychologa (tylko kilka miesięcy, bo psycholog okazała się mało otwartym człowiekiem, nie ufałam jej), to nawet jej o tym nie mówiłam bo czułam wstyd. Mówię teraz o tym otwarcie pierwszy raz w życiu. Tak, płaczę przy tym, bo jest mi przykro, że nie miałam w domu poczucia bezpieczeństwa. Co jeszcze pamiętam ze swojego dzieciństwa? Kochającą babcię która zawsze mnie przytulała, zawsze miała dla mnie czas, była moim wsparciem. To babci się zwierzałam, kiedy w domu nie działo się najlepiej. Babcia była wyrozumiała, wspierała mnie i próbowała mi pomóc. Nieraz chciała, żebym zamieszkała u nich (u niej i dziadka) To babcia była moim przyjacielem na tamtem czas. Jestem babci za to bardzo wdzięczna. 9, Jak wyglądała Twoja droga do samodzielności, od wyprowadzenia się z domu aż do chwili obecnej? Czy przejęty z domu rodzinnego wewnętrzny ‘zapis rodzicielski’ odgrywał swoją haniebną rolę? Moja droga do samodzielności to brukowa droga pełna kamieni, po których jedzie się mało wygodnym pojazdem, bo wszystko czuć, każdy kamyk. Tak się czułam za każdym razem. Pierwsza moja wyprowadzka oczywiście była na studiach – ale nie na długo. Niestety moje relacje z równieśnikami i lokatorami nie były najlepsze. Po 1,5 roku wróciłam do domu a na zajęcia dojeżdżałam autobusem. Lokatorki okradały mnie po prostu z drobnych rzeczy, nie pytając czy mogą sobie pożyczyć. Ja niestety byłam bardzo naiwna. Druga moja wyprowadzka była w momencie kiedy wyleczyłam kontuzję kolana. To był skok na głęboką wodę. Miałam 26 lat i chciałam wyjechać z dala od rodziców. Marzyłam o Szczecinie (ok. 300 km od miejsca mojego zamieszkania). Niewiele osób wierzyło że mi się to uda, pamietam jak pracownik firmy w której byłam na stażu powiedział: zbyt ambitna jest pani. Może i zbyt ambitna, ale marzę o tym - powiedziałam. Rok później po tej rozmowie wyjechałam. To było cudowne 1,5 roku których nigdy nie zapomnę. Poznałam cudownych ludzi, miałam problemy finansowe (wiadomo) ale mimo to, życie słało mi róże, rozwiązania pod sam nos. Bałam się ogromnie, każdego dnia (już wtedy miałam nerwicę o czym nie wiedziałam)ale mimo to, naprawdę było dobrze. Trafiałam z deszczu pod rynnę kiedy wyrzucano mnie ze stancji, czy znalazł się Anioł Stróż, kiedy nie miałam co jeść. Jak ja dziękowałam Bogu za tę podróż i opiekę. Niestety skończyło się to i wróciłam do rodziców. Trzecim razem wyprowadziłam się blisko domu, próbując swoich sił ale i to po 2 latach się skończyło (własnie tym że wszystko mi sie zawaliło pod każdym względem) a ja nie miałam sił na nic. To było tuż przed śmiercią duchową. To był rok 2014 kiedy wróciłam do domu i od tamtej pory na razie mieszkam z rodzicami. To, że za każdym razem wracałam do domu to efekt własnie tych lęków z dzieciństwa, z którymi tak trudno mi sobie poradzić. Lęk o byt, o siebie, o to czy dam radę to najważniejsze “kamienie milowe” dla mnie, z którymi sie mierzę. Zawsze myślałam, że tato mnie wybawi, choć życie pokazywało mi, że daję sobie radę. Brak wiary w siebie brał górę i kończyło się na powrotach do domu. Nie udźwignęłam tego ani psychicznie (byłam sama zazwyczaj, bez wsparcia, musiałam liczyć na siebie, choć dary z Nieba nie raz sie sypały, to prawda) ani fizycznie. Jest to efekt również tego, że jestem bardzo bardzo wrażliwa i wszystko biorę do siebie. Każdą głupotę, każde słowo, każde wydarzenie, wszystko co się dzieje, bardzo mocno się tym przejmuję. Jestem przeogromnie emocjonalna. Rodzice (szczególnie matka) znęcali sie nade mną fizycznie, psychicznie (dopiero Magda Szpilka mi uświadomiła że to była przemoc) I niestety to wpłynęło na to jak daję sobie radę i na to, że kiedy próbuję się usamodzielnić, wyłażą tonami moje słabości (psychiczne I fizyczne) Dopiero od 2015 roku uczę się na nowo dawać sobie z tym radę krok po kroku. 10, Czy prowadzisz ze sobą wewnętrzny dialog? Jak cofasz się do dzieciństwa i patrzysz na tą małą siebie, co te dziecko czuje? Czego potrzebuje? Co ty możesz jej dać, co jej chcesz powiedzieć jako dorosła i niezależna osoba? Czujesz, że wszystko co Tobie potrzebne masz w sobie :) Pierwsze dialogi już zaczęłam prowadzić, kiedy poznałam metodę terapii z wewnętrznym dzieckiem. To było nieudolne, ale próbowałam. W ogóle ja wszystko robiłam sama, zauważyłam. Trudne to było, bo moje dziecko tylko stało w kącie i płakało cały czas. Nie umiałam się do niej przebić, nie wiedziałam jak. Na dodatek nie miałam doświadczenia z dziećmi, nie miałam również swoich dzieci więc nie miałam pojęcia, jak mam z nią rozmawiać. Dopiero różne podpowiedzi z Internetu troszeczkę mi pomogły. Pamietam że wtedy kupiłam kredki i zaczęłam rysować. Niestety w moim domu, rodziców i brata ogarniał śmiech. Słyszałam: a ty co małe dziecko jesteś że rysujesz? I wszyscy się śmiali. To rysowałam po kryjomu. Później był okres posuchy, czyli moje wewnętrzne dziecko znowu zostało zepchnięte na bok. Do czasu aż ja (dorosła) byłam ponownie na to gotowa. Jest to okres odkąd poznałam Faridę Soranę. Zmieniła mi się świadomość i dlatego obecnie łatwiej mi otwierać się na małą Basieńkę. To dzieje sie krok po kroku, ponieważ potrzebowałam mnóstwo czasu aby Mała otworzyła się na mnie. Była złośliwa, buntownicza, zła, smutna i bardzo bardzo zamknięta, bo nieufna. Nieraz słyszałam, jak mówiła: okłamaś mnie, zdradziłaś mnie. To prawda, bo wiele jej obiecywałam, ale nie dotrzymałam słowa. Ale jest to cudowne dziecko, kochane, bardzo, bardzo Ją kocham. Potrzebuje ogromu miłości, cierpliwości, przutulenia a przede wszystkim poświęcania jej czasu i uwagi. Od nowa się nią zajmuję jak własnym dzieckiem, powracając do trudnych sytuacji sprzed lat I tłumaczę Skarbkowi co się wydarzyło i jak na nowo Mała może sobie z tym poradzić. To naprawdę w moim przypadku jest efekt zmiany świadomości, bo bez tego nie mogłabym tego zrobić. Basieńka jest niezwykłym dzieckiem, uwielbia śmiech, zabawę, radość, taniec, wiecznie coś robi, wymyśla, dekoruje, bawi się. Pokazuje mi jak sie wygłupia, kiedy ją słucham, naprawdę jest mądra. Pracuję z wewnętrznym dzieckiem w wyobraźni, bo tak jest mi łatwiej. Bardzo często ją całuję, przytulam, biorę za rączkę i uspokajam gdy się boi. Potrzebuje wsparcia, miłości, poczucia że jest bezpieczna, że jest mądra, że da sobie radę i że jej kreatywność to dar. To ona mi podpowiada, czym mam się zająć zawodowo, abym nie straciła zapału bo to żywe srebro. I kiedy zaczynam jej słuchać, faktycznie zaczynają mi się otwierać drzwi. Na razie sie uchylają, ale widzę tego sens. To Mała uczy mnie pogody ducha, radości życia, to Ona uczy mnie że życie jest takie fajne, to Ona jest szalona, spontaniczna, wbrew pozorom ufna w to co się wydarzy i to Ona uczy mnie takiego głębokiego zaufania do Życia. Jej nie obchodzą pieniądze, tylko relacje z ludźmi, kontakt z dziećmi, jest wrażliwa i bardzo pomocna. Ma tysiące pomysłów na minutę I po prostu widzę że kiedy ją zauważam, to odmienia mi humor, pokazuje jakby zupełnie inny świat. To ona ciagnie mnie żebym posłuchała bajek, poczytała bajki, pośpiewała, potańczyła, pograła w gry planszowe, czy się po prostu bawiła. Chciałabym Jej powiedzieć tylko jedno: przepraszam Skarbeńku. Kocham Cię bardzo mocno. To chyba najważniejsze, co bym chciała Jej powiedzieć. Jak tak patrzę na nią, to tak, coraz bardziej wierzę w to, że wszystko mam w sobie. Kiedy wewnętrzne dziecko jest uwolnione, to kipi radością, czuje się wolne i może prowadzić przez życie. Ja bynajmniej się tego od niej dowiaduję. 11, Czy masz świadomość, że osób poszukujących, takich jak my, robiących rewizję przeszłości, w celu uzyskania własnego uzdrowienia jest więcej? Czy sądzisz może, że tylko Ty miałaś takie doświadczenia, tylko Ty masz taką historię? Oczywiście, że wierzę w to, że takich ludzi jest więcej. Zapewne każdy ma swoją hisotrię, pytanie tylko czy chcą się podzielić? Czy może jest wstyd, ignoracja, stłumienie, na tyle silne, że jak to moi rodzice mówią: “szkoda na to czasu?”. Dla mnie nie szkoda, dlatego dzielę się tą intymną opowieścią, ponieważ wiem, jakie to uzdrawiające. Chcę tym samym pomóc przełamać się innym, aby mogli spojrzeć w to być może tęskniące dziecko w nich ponieważ ono czeka na gest, tak jak moje czekało. Niestety tyle lat, że w efekcie straciło nadzieję i zamknęło się bardzo mocno. Jest to ogrom pracy nad sobą ale ja wiem z własnego doświadczenia, że warto. 12, Jaki masz stosunek do rodziców aktualnie? Jak radzą sobie w życiu? Miałaś kiedyś myśli czy chęć zemsty, czy masz w sobie pragnienie aby w jakiś sposób zadośćuczynili Twoje krzywdy, zaniedbania? Czy może niczego od nich nie chcesz? Rozmowa z Tobą Magdaleno już wpłynęła na mnie uzdrawiająco. Jeszcze wczoraj, kiedy przeczytałam te pytania, miałam mnóstwo żalu, złości, szczególnie do mamy. Teraz jak wyrzuciłam z siebie to wszystko, poczułam ulgę. Coś wypuściłam z siebie i czuję po prostu ulgę. Cóż mogę powiedzieć? Moi rodzice są tacy jacy są, też wiele przeszli, bardzo dużo trudnych chwil, nie były to przyjemne doświadczenia. Podejrzewam że jest im trudniej, ponieważ nie czują aby wspierać się psychologicznie. Ja natomiast zrobiłam ten krok i jest mi łatwiej podczas trudów. To co widzę to to, że tato radzi sobie w sprawach zawodowych, materialnych, a nie radzi sobie za bardzo z emocjami, bo chowa w sobie. Choć widzę, że odkąd ja uwalniam emocje, coś w nim też sie zmienia. Widzę że potrafi zapłakać, potrafi posłuchać ciała i odpocząć kiedy mu coś dolega, także coś w nim drgnęło. Oczywiście już nie pije od wielu lat, kiedy pewnej nocy tak mocno na niego nakrzyczałam że więcej mu nie pomogę i ma nie pić. Był pijany, ale posłuchał. To mi uświadomiło, że jednak mnie kocha. Mama z kolei jest bardzo zamknięta, nieufna, krytyczna, bardzo sie boi, odsunęła się od bliskości męża i próbuje wszystko robić sama. Nie daje sobie pomóc, bo myśli że wie najlepiej. Jej oschłość, arogancja, krytyka, “ja lepiej wiem od was” i nadopiekuńczość najbardziej w niej widzę. I mam świadomość, że wpływa to na mnie. Jednocześnie podziwiam ją za odwagę, w obliczu bardzo trudnych doświadczeń, matczyną siłę i jakiś rodzaj mocy która wydobywa się tylko w takich sytuacjach. Tu akurat mam na myśli chorobę mojego brata gdy wylądował w szpitalu. Matka nagle stała się mocarzem i nie poddała się, walczyła o niego, wierzyła że wyzdrowieje, po prostu nie ta osoba. Podziwiam ją za to. Niestety nie radzi sobie zawodowo, odkąd straciła pracę, straciła zaufanie i poczucie walki o siebie. Nie wiem, jakby dała radę, gdyby ojciec ją zostawił. Mama się tego bardzo boi. Nie ma zaufania do życia. Chodzi do kościoła ale obraz Boga jest bardziej bogobojny niż ufny. Wypisawszy to wszystko widzę pełniejszy obraz (choć zapewne nie wiem wszystkiego) ale pokazuje mi to, jakie słabości przejęłam po nich a jakie silne walory mogę rozwijać. I cieszę się z tego, bo jako ich przedłużenie mogę wiele zmienić a słabości przekuć w inną siłę, inne walory które mogą być mi w życiu bardzo pomocne. I mimo tego, że było mi trudno, że doświadczyłam tego “zła” mogę być wdzięczna, bo pod płaszczem tych trudności, naprawdę wiele dobrego się kryje. Dopiero to, że widzę to bardziej dojrzale, inaczej, świadomie, pomaga mi uzmysłowić sobie, jakie ważne walory rodzice chcą mi pokazać, mimo że w negatywie. 13, Gdybyś mogła stanąć przed rodzicami, a oni byliby w stanie zrozumieć Ciebie, co chciałabyś im powiedzieć? Czy w ogóle chciałabyś im cokolwiek mówić? Wczoraj wyrzucałabym im jeszcze swoje żale, ale dziś, kiedy tyle ze mnie wypłynęło ( w tym łez) to chyba jestem w stanie powiedzieć im tylko jedno: Kocham was i dziękuję wam za wszystko – mimo że przyprawiliście mi tyle bólu, łez, cierpienia, a nawet przemocy. Ale dzięki temu mogę wzrastać, uczyć się, szukać odpowiedzi, poznawać siebie a przede wszystkim uczyć się kochać bo zaczynam pojmować czym ta miłość jest. Nie kochaniem tylko tego co piękne, ale również kochaniem tego co trudne, bolesne, wstydliwe. To dzięki rodzicom, jestem tym, kim jestem i dzięki nim odkrywam Siebie Prawdziwą. Nie wiem, czy gdybym miała inne dzieciństwo, inne doświadczenia, poznałabym Renatę Łopatkę, Faridę Soranę, Magdalenę Szpilkę, Ciebie, Magdaleno. Czy szukałabym odpowiedzi na najtrudniejsze pytania, czy uczyłabym się słuchania Intuicji? Być może tak, być może nie, nie wiem...Na pewno wiem, że ta historia się nie powtórzy i jest niezwykłym drogowskazem dla mnie na dalszą moją podróż i dla innych, ponieważ pierwszy raz dzielę się tym tak otwarcie. Dojrzałam już do tego i dlatego to robię, dla Ciebie Magdaleno, ale i dla Twoich cudownych czytelników. 14, Czy masz jakąś radę dla innych osób, które podobnie jak Ty wracają do przeszłości, żeby uzdrowić siebie, co wiąże się przecież z ogromnym trudem? Czy warto to robić, czy może lepiej, bezpieczniej i spokojniej o tym nawet nie myśleć? Powiem tak: jeśli czujesz się na siłach, to zrób to. Bo warto. Dla siebie. Dla własnej wewnętrznej wolności. Wszystko zależy na pewno od doświadczeń, ponieważ niektóre są trudne, wstydliwe. Polecam na pewno pomoc psychoterapeutyczną, jeśli ktoś nie chce sam “grzebać w przeszłości”. Ja wszystko robiłam sama, dostawałam tylko wskazówki a potem wszystko sama. No tak mam. Widocznie moją lekcją jest nauka samodzielności. Ale Ty czytelniku nie musisz robić tego sam, możesz dać sobie pomóc. Myślę, że sam poczujesz, czy jesteś gotowy by ruszyć ten proces. Od razu mówię, że łatwo nie będzie, bo wszystko po kolei będzie wyskakiwać. Jednak ja wiem, że jeśli nie zostanie uzdrowiona przeszłość, to będzie ona wpływała na życie, ponieważ wzorce, przekonania, cały czas w podświadomości są. One nigdzie nie znikają. A ciało o tym wie doskonale. Na pewno poleciłabym powrót do wspomnień z dzieciństwa, do tego jakie zabawy uwielbiałeś? Co lubiłeś robić najbardziej? Co Cie uszczęśliwiało? I wrócić do tego, zabawić się, pośmiać, pograć, pośpiewać, poczytać bajki. Ja to robię i mi osobiście to bardzo pomaga w nawiązaniu kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Jeśli masz dzieci, to będzie Ci łatwiej, ponieważ dzieci bardzo fajnie pokazują jaki masz kontakt ze sobą i łatwiej go nawiązać. Oczywiście jest mnóstwo książek, stron, a nawet kursów internetowych na temat wewnętrznego dziecka. Polecam poszukanie i to co będzie z Tobą rezonowało, poczytaj, spróbuj, sam zobaczysz czy już jesteś gotowy na ten krok. Ja życzę powodzenia:) 15, Jak myślisz gdzie byś teraz była, gdyby nie twoje 'przebudzenie'? Śmieję się czasami że po drugiej stronie. Choć jak patrzę na to co przeszłam, to nie wszystko jest takie śmieszne. Kiedy miałam dosyć, a nic mi nie pomagało, to błagałam Boga żeby coś zrobił, albo mi pomógł albo zabrał mnie z tego świata. Tak, miałam chwile, że naprawdę chciałam umrzeć. Byłam bezradna, bezsilna, bez nadziei, wszystko mnie bolało, nie mogłam spać, moje ciało szalało bo nie wiedziało, co się dzieje. I mimo, że kilka lat wcześniej powiedziałam sobie, że sama nigdy nie odbiorę sobie życia (bo mój kuzyn popełnił samobójstwo i żałował tego o czym informował mnie w snach) to tamtej nocy naprawdę chciałam umrzeć. Następnego dnia dziwiłam się, że się obudziłam i w ciągu dnia szukając znowu informacji by sobie pomóc, trafiłam na Faridę Soranę. To był znak. Światełko w tunelu. Bóg mnie wysłuchał. I stwierdził że jeszcze pożyję, że jednak mi pomoże. Tak, od tamtego momentu zaczynam na nowo żyć. Nie jest łatwo, bo wracam jeszcze raz do wszystkich lęków, bólów, cierpienia, ale z inną, nową świadomością i uczę się na nowo z tym radzić. Nie jest łatwo, ale dopóki żyję, nie poddam się tak szybko. Wiem, że Bóg mnie tak szybko stąd nie zabierze, bo mam jeszcze wiele do zrobienia. Wiele do przekazania, a przede wszystkim potrzebuję zmienić swoje życie, swoją drogę, którą do tej pory szłam. Moje przebudzenie to tak naprawdę nie był mój wymysł, ale Mojej Duszy która mnie prowadzi. Od cierpienia do wolności, tak wygląda moja droga. I chcę to nadal kontynuować. Pokazać sobie, że mogę, że dam radę, że jestem odważna, silna. A przebudzenie tak naprawdę mi w tym pomaga. Rozsądne przebudzenie, takie jakiego potrzebowałam. Jakie pokazała mi Farida Sorana. 16, Zastanawiasz się nad swoją dalszą przyszłością? Jak widzisz siebie za 5-10lat? Jakie są Twoje marzenia? Jakie są Twoje obawy? Oczywiście, odkąd powstałam zmartwych, nie przestaję myśleć o życiu. Zrozumiałam, że jest on wyjątkowe, niezwykłe, cudowne w całej swojej okazałości. Taka pełnia. Nie mogę się nim nadziwić i z każdym dniem, mam coraz więcej energii, coraz więcej mi się chce. Coraz bardziej kocham życie. Odkrywam, że jeszcze tylu rzeczy nie robiłam, w tylu miejscach jeszcze nie byłam. Bardzo pokochałam życie na nowo i nadal się w nim zakochuję. Mimo trudności, mimo tego jakie mam lęki, jakie słabości, jakie trudne relacje z ludźmi, chce mi się żyć! Ostatnio dotarło do mnie, że takie życie, w takiej postaci, w takim klimacie doświadczeń, wydarzeń, mam tylko jedno, to właśnie! Drugi raz sie ta sama historia nie powtórzy i dlatego chcę je przeżyć mocno, głęboko, pięknie, w pełni. I rozkoszować się tym wszystkim. Chcę mieć poczucie spełnienia i nigdy niczego nie żałować. Odkąd pokochałam życie na nowo, nagle otworzyła mi sie cudowna wyobraźnia, mam mnóstwo marzeń. Na pewno pierwszym krokiem jaki zrobię, to wyprowadzka od rodziców. Przygotowuję się na to całą sobą (psychicznie, mentalnie, duchowo, fizycznie) bo to ważny dla mnie krok. Chcę iść przez życie na nowo, tym razem w zaufaniu, w spokoju, w poczuciu że dam sobie radę, że mogę na sobie polegać, że jestem mądra i kreatywna. To ważne dla mnie, bo brakowało mi tego dawniej. Oparcie znajduję coraz mocniej w sobie i to także mi pomaga. Marzę o tym, by mieszkać w drewnianym domu, nad morzem, ponieważ uwielbiam miasta nad wodą. Po prostu kocham je. Marzę o tym, by wyjść mimo wszystko do ludzi, zajmować się tym, co uwielbia moje wewnętrzne dziecko. Mianowicie dawać ludziom radość, śmiać się, bawić, tanczyć, dekorować, organizować ciekawe spotkania, zreszać ludzi, pomagać im wyjść sprzed komputera by wspólnie znajdowali dla siebie czas. Chciałabym pokazać ludziom, jak ważne mimo wszystko są relacje, wspólne wspieranie siebie, bycie ze sobą, nie wirtualnie, ale realnie. Moje dzieciństwo to czasy PRL- u gdzie nie było teleofnów komórkowych, internetu. Za to był trzepak, kreda do malowania po chodniku, skakanki, gumy do skakania, wrotki, rower, mnóstwo gier planszowych, no dobra, Commodore, ale przede wszytkim mnóstwo wspólnej zabawy i tysiące pomysłów na minutę. Mnie jako dziecko nie można było zawołać na czas do domu, a jeśli sie spóźniłam to karą było: nie wyjdziesz na dwór! Tak, uwielbiam wspólne ciekawe spotkania, warsztaty, pełne śmiechu I zabawy (niekoniecznie po alkoholu) aby pokazać że warto tak żyć. I marzę o tym by znowu zreszać ludzi nie przed komputerem ale na wspólnym podwórku. Aby to zrobić, na pewno potrzebuję zaufania do siebie, do życia, bo to pozytywna strona moich lęków. O resztę się nie martwię, bo widzę jak jestem prowadzona, a to dla mnie największy dar – posiadanie takiej mapy. Nie zastanawiam się co będzie za 5-10 lat, ponieważ żyję dniem dziesiejszym. Ufam temu co będzie, jakkolwiek to będzie. Tak, mam marzenia, mam plany, a jednocześnie robię to co mam do zrobienia na ten moment. To co będzie za “X” lat, zostawiam Mojego Przewodnikowi (Mojej Intuicji, Duszy, jak kto woli). I niech tak będzie. Koniec. Przy okazji Magdaleno, bardzo dziękuję Ci za ten wywiad. Jesteś niesamowita, cudowna i cieszę sie ogromnie, że wpadłaś na tak cudowny pomysł. Dziękuję Ci Kochana.