Związki złej jakości

Transkrypt

Związki złej jakości
Dzień 7. Związek-bluszcz
Gal 5, 1 Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie
się na nowo pod jarzmo niewoli!
Basia: Związek-bluszcz powstaje niepostrzeżenie. Na początku jest cudownie: oboje nie
widzą świata poza sobą, świetnie się czują w swoim towarzystwie. Życie bez drugiej osoby
straciłoby sens. Każda rozłąka wydaje się być końcem świata. Z czasem w sercu jednej z
osób zaczyna pojawiać się niepokój. Bo ileż można być ze sobą non stop? Próby wywalczenia
chwili swobody kończą się jednak niezrozumieniem – „przecież ja cię tak kocham, że bez
ciebie nie wytrzymam”, „dlaczego mi to robisz?”. A ty przecież kochasz, więc zaciskasz zęby,
zgadzasz się na wszystko, byle tyko druga osoba nie cierpiała. Nie jesteś szczęśliwy, ale
wyrzuty sumienia i „troska” nie pozwalają nic zmienić. Bluszcz owinął się szczelnie, tamując
ruchy i odbierając powietrze. Przeważnie jest już za późno na ratowanie związku – trzeba
ratować siebie.
Studiowałam na drugim końcu Polski, 15 godzin pociągiem od domu. Rzadko w roku
akademickim odwiedzałam rodziców, a wiadomo – tęskniłam. Związałam się z cudchłopakiem, kochaliśmy się na zabój.
Przyszły wakacje, cieszyłam się, że pobędę w końcu z rodziną. Skończyło się jednak na tym,
że w domu byłam tylko przez 2 tygodnie. Pozostałe 3 miesiące spędziłam z nim w Gdańsku,
bez pracy ani żadnego zajęcia. Było mi bardzo źle, ale stwierdziłam, że wolę słuchać
wyrzutów mamy, niż jego płaczu i codziennych tęsknych telefonów. On przecież tak mnie
kochał, nie mogłam mu tego zrobić.
Kiedy w końcu postanowiłam się z nim rozstać, rok leczyłam wyrzuty sumienia. Bo bluszcz
nie chce źle, on nie potrafi inaczej. Tylko że to nie jest związek.
Przyjemność i poczucie winy
Albert: Moje pierwsze związki były zbudowane na tym, żeby było przyjemnie. Zdarzało mi
się w nich podświadomie krzywdzić dziewczynę, z którą byłem. To rodziło we mnie poczucie
winy. Były też łzy i… brak rozwiązania problemu. I znowu było przyjemnie. Ale długo tak się
nie dało wytrzymać. Więc zrywałem taki związek, po to, żeby za jakiś czas wejść w następny.
Aż wreszcie znalazła się dziewczyna, która powiedziała: „Czuję się skrzywdzona. Wiesz co,
nie musimy być razem. Ja się nie pozwalam krzywdzić”. To był dla mnie taki kopniak, który
spowodował lawinę decyzji i wiele miesięcy pracy nad sobą. A ta dziewczyna jest od 9 lat
moją żoną.
facebook.com/WIO.PR
wio.org.pl
REKOLEKCJE W MIEŚCIE:
OD ZWIĄZKÓW ZŁEJ JAKOŚCI DO ZWIĄZKU MARZEŃ
TYDZIEŃ 2
Związki złej jakości
Bardzo mi zależy, byście zrozumieli tę idę. Tu nie chodzi o patologie w związkach.
Nie chodzi o to, że są różnice płci, że z czasem ludziom się nie chce, albo jest przemoc.
Raczej o to, że od początku były źle konstruowane. Jak pisze Marta: „wiele współczesnych
dziewczyn chcąc być z kimś za wszelką cenę pakuje się w znajomości bez przyszłości”. To
tylko jeden z odcieni złej jakości. Dla mnie zawiera się to choćby w nastawieniu: będę z Tobą
tak długo, aż będzie mi dobrze. Bo to przecież nie związek, ale układ korzyści. Nastawienie
nie na budowanie, ale na korzystanie. Bardzo często ludzie wchodzą w coś takiego, bo nie
wiedzą, że można inaczej. Dlatego tak ważne jest, aby pokazać od początku, co jest „źle z
tym projektem”. To jest tydzień o „złej jakości projektu” związku.
Dzień 1. Mieszkanie
Dorota: Spotkali się przypadkiem - on opiekuńczy, ona trochę zagubiona. Zaiskrzyło. Szybko
zamieszkali razem. Teraz mówią, że gdyby nie wspólne mieszkanie, dawno by się rozstali.
Łączy ich mieszkanie, trudno powiedzieć czy coś więcej. Czy walczą o siebie nawzajem?
Raczej nie. Czy chcą planować wspólną przyszłość? Nie wiadomo. Sami też tego nie wiedzą.
Nie ma decyzji ani na „tak”, ani na „nie”, więc stoją w miejscu, tak jak się przyzwyczaili. Z
czasem coraz silniejsze jest to, co wiąże ich na zewnątrz, zaś nierozwijana relacja słabnie.
Dzień 2. Od początku NAM się chce?
Iwona: Z zaangażowaniem w początkach relacji damsko-męskiej bywa różnie. Najczęściej
nastawiamy się wyłącznie na to, że spotkania, randki będą miłym dodatkiem do naszego
obecnego życia. Dodatkiem wydarzającym się między pracą, szkołą, angielskim, siłownią,
ścianką... Częściej mamy w głowie jak to będzie wyglądać: kobieta „w mini”, facet z różą.
Może kino, może teatr, może spacer? Bardziej fantazjujemy o całej otoczce, niż o samej
wartości spotkania. Czasem bardziej nam się chce tego seansu w kinie, niż zaciekawienia
drugą osobą, z którą mamy pójść do tego kina.
Myślę, że klucz tkwi w nastawieniu na drugą osobę i zaangażowaniu w 100% w początki
znajomości. Wiadomo, nie znam Cię, ale ryzykuję. Moje nastawienie i moje „chce mi się” to
już połowa sukcesu. Pamiętam naszą pierwszą randkę - spotkanie zaplanowane, godzina
umówiona. Dzień przed okazało się, że zakwalifikowali mnie w drugiej turze do testu na fajny
4-tygodniowy projekt, test dzień po randce, czyli jeden z dwóch wieczorów na to, żeby się
przygotować. Ciekawość i chęć poznania drugiej osoby przeważyła. Okazało się później, że w
dzień randki Tomek miał różne przygody podczas podróży służbowej niezależne od niego.
Jednak nie chciał się spóźnić, ani odwoływać naszego spotkania. Tak nam zależało, że żadne
z nas nie zrezygnowało, ani się nie spóźniło. Od początku wspólnie nam się chciało starać.
Czasem nawet drobne decyzje, drobne rezygnacje mogą podnieść wartość zaangażowania,
od tego się zaczyna budować i tworzyć.
Dzień 3. Masz być tylko dla mnie
Ola: W wielu związkach panuje założenie: skoro już jesteśmy razem, masz być tylko dla
mnie. Jest przyzwolenie na ograniczanie, a nawet zabieranie wolności partnera. Ile razy ktoś
zabrania chłopakowi wyjazdu, dziewczynie podjęcia dodatkowych studiów, bo tak naprawdę
jest niewolnikiem swojego egoizmu i nie potrafi zrezygnować z komfortu? A założenie
powinno być zupełnie inne - w miłości i zaufaniu daję Ci wolność, bo chcę Twojego rozwoju i
wiem, że wykorzystasz ją dla naszego wspólnego dobra. W związku wolność to nie
zagrożenie, ale wielka szansa.
Gdy poznałam mojego narzeczonego, był zaangażowany w wiele projektów: Szlachetną
Paczkę, MSR, EDK i inne. Jak łatwo się domyślić, nie miał dla mnie tyle czasu, ile
oczekiwałam. Ale widziałam, że tam się rozwija i spełnia, walczyłam o nasz wspólny czas i
szybko okazało się, że wszystko da się pogodzić. Po roku odwdzięczył mi się namawiając
mnie na spełnienie mojego marzenia, czyli półroczny wyjazd do Hiszpanii. Daliśmy sobie
wolność. Może na moment straciliśmy się z oczu, ale zyskaliśmy o wiele więcej - nową jakość
wspólnego życia.
Gotowość
Wojtek: Bardzo ciekawą rozrywką jest obserwowanie współczesnych związków. Jeszcze nie
jesteśmy gotowi na coś poważniejszego. Jeszcze nie jesteśmy gotowi na ślub. Jeszcze nie
jesteśmy gotowi na dziecko. Jeszcze nie jesteśmy gotowi na drugie dziecko.
Ludzie, z takim podejściem daleko nie zajedziecie. A co, jeśli nigdy nie będziecie gotowi?
Przeżyjecie życie nie spróbowawszy go ani razu?
I nie, to nie jest odpowiedzialność. Są rzeczy, na które człowiek nigdy nie będzie gotowy, ale
do których może dorosnąć podejmując się ich.
Dzień 4. Idealizm
Wojtek: Moja żona nie jest ideałem. Mi do Brada Pitta też więcej niż sporo brakuje. I wiecie
co? Jakoś mnie to nie uwiera. Nie żebym czasem nie marudził, ale ogólnie akceptuję to, że
ten typ tak ma i, że ja tak mam. Nie dlatego, że obniżyłem poprzeczkę, ale dlatego, iż
widziałem wiele związków, gdzie oboje byli idealni: inteligentni, wrażliwi, zapatrzeni w siebie,
poświęcający sobie czas, dbający o swój rozwój, a do tego atrakcyjni. Dziś duża,
zdecydowanie zbyt duża, część z nich niestety już nie istnieje.
Smutna prawda jest bowiem taka, że „pospolitość skrzeczy” i jaki by ktoś nie był cudowny, to
nigdy nie będzie idealny w 100 procentach. I nie ma większego znaczenia czy zawiedzie
partner, czy ja sam. Tak czy siak wyobrażenie o tym, jak nasz związek ma wyglądać, zostało
rozbite w drobny pył, przez to, że ideał sięgnął bruku.
Powodem, dla którego związki idealistów nie mają szans na przetrwanie nie jest to, że w
relacji chodzi o tą drugą osobę. Wszak ci idealni też tak twierdzą. W związku chodzi o coś o
wiele więcej… O tą drugą, żywą osobę. A nie o moje wyobrażenia o tym, jaka powinna być
lub jaka jest. Jeżeli ją kocham, bo jest taka cudowna, to jej nie kocham tylko z niej
korzystam. Natomiast jeśli wkurza mnie tak, że byłbym ją w stanie zabić, ale dalej z nią
jestem i dbam o nią, to albo mam nie po kolei poukładane, albo stwarzam jej szansę, by
mogła być prawdziwie sobą nie bojąc się tego, że ją rzucę, gdy masy idealnego pudru
opadną.
To nie znaczy, że nam folguję, tylko że patrzę na nas uczciwie i mam świadomość, że ideał
nie jest punktem wyjścia, tylko dojścia.
Dzień 5. Dobra partia – mały wysiłek
Kor 13, 4 Miłość nie szuka poklasku
Basia: Te związki opierają się na obopólnej korzyści. Ona jest ładna i inteligentna, fajnie się
z nią pokazać w towarzystwie. On przystojny, światowy, obyty – zabierze na wykwintną
kolację, podoba się rodzicom.
Co prawda w swoim towarzystwie często się nudzą, potrzebują ciągle nowych atrakcji, a z
problemami zwracają się raczej do swoich przyjaciół. Po jakimś czasie zdają sobie sprawę, że
w sumie niewiele ich już łączy, ale utrzymują status quo. Przecież wszyscy znajomi
zazdroszczą im takich partnerów. A co jeśli tak dobra partia już się nie trafi?
Pomyślałam sobie kiedyś tak: w sumie pracujemy razem, on jest w towarzystwie
powszechnie doceniany, fajnie byłoby być z kimś takim, cieszącym się powszechną renomą.
On również musiał dostrzec moje zalety, bo wkrótce zostaliśmy parą. Nie znaliśmy się zbyt
dobrze – dotychczas raczej flirtowaliśmy niż rozmawialiśmy merytorycznie.
Wkrótce okazało się, że mamy przeciwne zdania na niemal każdy temat, a dyskutować nam
się w sumie nie chciało. Szybko powstała lista tematów tabu, których między sobą nie
poruszaliśmy. Chyba żadnemu z nas nie chciało się wysilać. Wiedziałam, że to słabe, ale
szkoda mi było dobrej partii. Ładnie razem wyglądaliśmy.
Dzień 6. Produkt i Projekt
Michał: Wchodząc w związek z moją żoną, na początku nie myślałem nic. Potem myślałem Ona fajna, ja fajny, razem stworzymy fajny związek i będzie nam fajnie. I nic się nie zmieni,
bo przecież warunki początkowe są super. I tak faktycznie było przez jakiś czas. Pamiętam
nawet rozmowy na temat „Wow, jesteśmy ze sobą już rok i ani razu się nie kłóciliśmy”.
Ku mojemu ówczesnemu zdziwieniu ten stan się w pewnym momencie skończył. Pojawiły się
różnice zdań, kłótnie, starcia… A przecież na początku było tak fajnie, a teraz co?
Długo moja informatyczna głowa nie potrafiła tego zrozumieć, aż w końcu natrafiłem na
stwierdzenie, że związek to nie PRODUKT, tylko PROJEKT. To do mnie bardzo przemówiło.
Porównanie było dla mnie oczywiste: Produkt idę i wybieram jaki mi się najbardziej podoba
(albo na jaki mnie stać). Jednorazowo płacę i ma mi służyć taki, jak go wybrałem. Projekt to
długoterminowa współpraca, w zmiennych warunkach, w wyłącznej relacji pomiędzy jego
stronami.
Dzięki temu otworzyłem oczy i zobaczyłem, że od naszego początku minęło już dużo czasu.
Ja już nie jestem taki sam i Ona też jest kimś innym. Czy fajniejszym? To wcale nie jest takie
ważne. Najważniejsze jest to, że chcę i staram się na te zmiany reagować. Odkrywać cały
czas coś nowego - to jest dopiero fajne! To dolewa paliwa do związku! Całe życie tak samo?
NUDA!