Trudna przeprawa. Homer wiedział, że decydujące
Transkrypt
Trudna przeprawa. Homer wiedział, że decydujące
Trudna przeprawa. Homer wiedział, że decydujące starcie czeka go nie w południowych tunelach, ale w domu. Krocząc przez wąski korytarz wzdłuż przymkniętych drzwi cudzych mieszkao, wlókł się coraz wolniej i wolniej w miarę przybliżania się do własnego. Trzeba było jeszcze raz przemyśled taktykę i powtórzyd w myślach wszystkie repliki; czasu było coraz mniej. – Co robid? Rozkaz… Sama wiesz, jaka jest sytuacja. Nikt mnie nawet nie pytał. Co ty tak, jak mała dziewczynka? To po prostu śmieszne! No, przecież o to nie prosiłem! Nie mogę. No, co ty! Oczywiście, że nie mogę. Uchylid się? Przecież to dezercja! – mruczał sobie pod nosem, to próbując oburzonego, zdecydowanego tonu, to obniżając głos i starając się kogoś łagodnie przekonad. Kiedy dotarł na próg swojego pokoju, odbębnił wszystko od nowa. Nie, płaczu się nie uniknie, ale nie zamierzał ustępowad. Stary nastroszył się i przygotował do walki, po czym nacisnął klamkę. Z dziewięciu i pół metra kwadratowego – wielkiego luksusu, na który w swoim czasie czekał w kolejce pięd lat, przemieszkując po salach grupowych – dwa metry zajmowało żołnierskie łóżko piętrowe, metr – stół obiadowy z ozdobną serwetą, a kolejne trzy – ogromna, sięgająca sufitu sterta starych gazet. Gdyby Homer mieszkał samotnie, któregoś pięknego dnia ta góra z pewnością zwaliłaby się na niego grzebiąc go pod swoim ciężarem. Ale piętnaście lat temu poznał kobietę, która była gotowa nie tylko znosid obecnośd takiej ilości zakurzonej makulatury w maluteokim mieszkanku, ale i troskliwie ją układad, nie pozwalając, by jej ognisko domowe zmieniło się w papierowe Pompeje. W ogóle gotowa była wiele znosid. Jego niezliczone wycinki z gazet z niepokojącymi tytułami w rodzaju „Wyścig zbrojeo nabiera tempa”, „Amerykanie przetestowali nowy system przeciwrakietowy”, „Nasza tarcza atomowa coraz mocniejsza”, „Kolejne nuklearne prowokacje” czy „Cierpliwośd się wyczerpała”, którymi, niczym tapetą, wyklejone były od góry do dołu ściany pokoiku. Jego nocne posiedzenia z obgryzionym długopisem nad stosem szkolnych zeszytów przy świetle żarówki – o świecy przy takiej kupie papieru nie mogło byd w ich domu mowy. Jego na wpół żartobliwe, na wpół błazeoskie przezwisko, które sam nosił z dumą, podczas gdy pozostali wymawiali je z pobłażliwym uśmieszkiem. Wiele, ale nie wszystko. Nie jego chłopięcą skłonnośd, by za każdym razem wchodzid w sam środek huraganu, żeby popatrzed jak tam wszystko naprawdę wygląda – a przecież ma prawie sześddziesiąt lat! I nie tę lekkomyślnośd, z jaką zgłasza się do dowolnych zadao wyznaczanych przez dowództwo, zapominając, że po jednej z ostatnich wypraw ledwo się wykaraskał. Nie myśl, że mogłaby go stracid i znów zostad całkiem sama. […] Zastał ją w domu przypadkiem – zaszła tu, żeby się przebrad po pracy. Włożyła ręce w rękawy połatanej wełnianej fufajki i tak już została: jej ciemne włosy z dobrze już widoczną siwizną, chod nie miała nawet pięddziesiątki, były w nieładzie, w bladopiwnych oczach był strach. – Kola, coś się stało? Przecież masz dziś wartę do późna? I Homerowi od razu odechciało się mówid jej o podjętej decyzji. Zawahał się: może na razie ją uspokoi, a powie jej mimochodem przy kolacji? Dmitry Glukhovsky Metro 2034. Tłumaczenie: Paweł Podmiotko. www.metro2033.pl – Tylko mi tu nie kłam – uprzedziła go widząc jego błądzący wzrok. – Widzisz, Lena… Jest taka sprawa – zaczął. – Nikt nie…? – spytała od razu o najważniejsze, o najstraszniejsze, nie chcąc nawet wypowiadad na głos słowa „zginął”, jakby wierzyła, że jej głupie myśli mogłyby się zmaterializowad. – Nie! Nie – Homer pokręcił głową. – Po prostu ściągnęli mnie ze służby. Wysyłają mnie na Sierpuchowską – dodał niewinnie. – Ale przecież – zająknęła się Helena. – Przecież tam… Jeszcze nie wrócili, prawda? Przecież tam jest… – Daj spokój, to jakieś bzdury. Nic tam nie ma – przerwał jej szybko. Helena odwróciła się, podeszła do stołu, nie wiedzied czemu przestawiła z miejsca na miejsce solniczkę, wygładziła zagięcie na obrusie. – Miałam sen – chrząknęła, by pozbyd się chrypki. – Ciągle ci się… – Zły sen – ciągnęła uparcie i nagle się rozpłakała. – No co ty? Co ja mogę poradzid… Przecież to rozkaz – myląc słowa, widząc, że cała jego przygotowana przemowa nie jest warta złamanego grosza, bełkotał i głaskał jej dłoo. – To niech jednooki sam tam pójdzie! – rzuciła ze złością przez łzy odpychając jego rękę. – Niech ten pręgowany diabeł tam idzie, w tym swoim berecie! Rozkazywad tylko potrafią… A on co? Całe życie przespał z karabinem zamiast baby! Co on w ogóle rozumie? Nie dało się pocieszyd doprowadzonej do łez kobiety bez złamania własnego postanowienia. Homer czuł wstyd i prawdziwy żal, ale niełatwo było się teraz ugiąd i obiecad odmowę wykonania zadania, uspokoid ją, osuszyd łzy – a potem rozpamiętywad i żałowad straconej szansy. Byd może ostatniej, która trafiała mu się w życiu, według dzisiejszych miar i tak już nieźle przeciągniętym. Więc nie powiedział nic. Dmitry Glukhovsky Metro 2034. Tłumaczenie: Paweł Podmiotko. www.metro2033.pl