Wiceprezes Sądu Okręgowego w Opolu Anna Korwin

Transkrypt

Wiceprezes Sądu Okręgowego w Opolu Anna Korwin
Wiceprezes Sądu Okręgowego w Opolu Anna Korwin-Piotrowska:
Bardzo dziękuję, Panie Przewodniczący, bardzo dziękuję państwu i szanownym
organizatorom konferencji za umożliwienie mi zabrania głosu.
Rola moja jest o tyle trudna, że w zasadzie pan sędzia przedmówca powiedział
wszystko, co na temat nadzoru i problemów związanych z nadzorem prezesów sądów można
powiedzieć. Spróbuję więc krótko wskazać na jeszcze inne zagadnienia.
Proszę państwa, nie sposób jednak nie odnieść się do kwestii nadzoru ministra
sprawiedliwości nad sądami powszechnymi. Dlatego, że nadzór w świetle zmian do prawa o
ustroju sądów powszechnych, które weszły w życie 28 marca 2012 r., nadzór zewnętrzny
ministra, który jest przeciwstawiany nadzorowi prezesów, nadzorowi wewnętrznemu, miał w
zamyśle projektodawcy uchronić ten model od zarzutów niekonstytucyjności właśnie poprzez
wyzbycie się przez ministra uprawnienia do kontrolowania bieżącego toku postępowań
sądowych. Taki był zamysł i tak ten model miał wyglądać. Szybko okazało się, że jest to dla
ministra niemożliwe do wykonywania i w momencie, kiedy wydał rozporządzenie o nadzorze
nad działalnością administracyjną sądów, zapewnił sobie, kwestionowane przez prokuratora
generalnego, uprawnienie do żądania akt w każdej sprawie w uzasadnionych przypadkach.
Jest taka klauzula, owszem, ale nie wiadomo tak naprawdę jakie to mogą być przypadki. Z
odpowiedzi ministra sprawiedliwości na wniosek prokuratora generalnego czytamy, że ten
instrument jest niezbędny, bo bez niego nadzór ministra byłby pozorny. Więcej na ten temat
nie będę rozwijać, z racji tego choćby, że nie ma czasu.
Proszę państwa, przejdę do kwestii związanych z nadzorem prezesów sądów, czyli tym
nadzorem wewnętrznym nad działalnością administracyjną. I wrócę do uzasadnienia modelu
projektodawcy. Otóż mówiono, że dzięki tym zmianom, dzięki tym zmianom i wprowadzeniu
menadżerów do sądów, odciążenia prezesów sądów od tej sfery działalności administracyjnej,
wreszcie prezesi będą mieli czas i możliwości sprawowania właściwego nadzoru nad
działalnością orzeczniczą. Taki przekaz był wysyłany i co z tego przekazu wynika? Jaki może
być nadzór nad działalnością orzeczniczą? Już zostało tutaj powiedziane, że ten nadzór tak
naprawdę może sprawować tylko Sąd Najwyższy, nadzór może być tylko przez instancję
wyższego rzędu.
I powiem tak: ze zdumieniem odnalazłam na przykład – tak sądzę, że jest to efekt
właśnie tych głosów medialnych o tym nadzorze prezesa nad działalnością orzeczniczą –
wystąpienie jednej z liczących się organizacji pozarządowych, opiniotwórczej organizacji
pozarządowej, które wskutek interwencji strony niezadowolonej z rozstrzygnięcia sądowego
oddalającego wniosek o zwolnienie od kosztów sądowych, wystąpiła do prezesa sądu
apelacyjnego z prośbą o właśnie podjęcie działań w trybie art. 38 prawa o ustroju sądów
powszechnych w sprawie tejże, uważając, że powinna zostać przeprowadzona wizytacja w
sądzie właśnie pod kątem weryfikacji decyzji dotyczących zwolnień od kosztów sądowych
pod kątem orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Tak myślę,
że ta interwencja, żądanie wizytacji – która oczywiście, nie mogłaby być przeprowadzona
pod kątem zasadności udzielania bądź nieudzielania zwolnienia od kosztów, bo jest to
orzeczenie sądu i może być tylko i wyłącznie weryfikowane w trybie nadzoru judykacyjnego
– pewnie jest wynikiem tego przekazu medialnego, że oto teraz będziemy mieli zwiększony
nadzór prezesów nad działalnością orzeczniczą i na pewno to poprawi sprawność i jakość
funkcjonowania sądów. To jest zadziwiające, ale rzeczywiście tego rodzaju oczekiwania
mamy i ciągle mamy te skargi, wnioski, pisma stron niezadowolonych kierowane do ministra,
do prezesów o to, żeby coś zrobić i to orzeczenie zmienić.
Dzisiaj zostało powiedziane jasno i wyraźnie wielokrotnie, że Trybunał wyraził się w
sposób nie budzący wątpliwości, że ów nadzór administracyjny, jaki prezesi sprawują, nie
może dotykać kwestii orzecznictwa. I to, proszę państwa, wiemy, tak wynika z przepisów, tak
wynika z u.s.p., tak powiedział Trybunał. Ale rzeczywistość wydaje się być inna, a nawet
powiem, że jest inna. Dlatego, że jednak to, co zostało tutaj zaakcentowane przez pana
sędziego Klugiewicza, prezesi sądów w zakresie administracji sądowej podlegają i prezesowi
przełożonego sadu, ale jednak również ministrowi sprawiedliwości, który, jako polityk,
odpowiada przed całym rządem za wyniki wymiaru sprawiedliwości. Wyniki rozumiane
wynikami statystycznymi, bo to jest najważniejsze – ilość, pozostałość, wskaźniki zaległości,
itd. W związku z tym nadzór sprawowany przez prezesów sądów z kolei nadzorowanych i
kierowanych przez ministra sprawiedliwości nakierowany jest przede wszystkim na to, żeby
poprawić prawność w kontekście poprawy wyników statystycznych. To jest główne zadanie
prezesów, jeżeli chodzi o sprawowanie nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów.
I co w efekcie? Tak jak powiedział pan sędzia, oczywiście oddzielenie sfery
działalności administracyjnej od sfery orzeczniczej nie jest takie proste, jakby się wydawało i
jak możemy wyczytać z wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego, że oczywiście wiele
różnych orzeczeń, czynności procesowych skutkuje zwłoką, skutkuje opóźnieniem
rozpoznania, tak jak zawieszenie postępowania, jak wyłączenie sprawy jednego oskarżonego
do innego postępowania, jak podjęcie decyzji przez sąd w postępowaniu uproszczonym, że
jednak oskarżony musi się stawić na rozprawy, bo sąd nie będzie prowadził rozprawy pod
jego nieobecność. Wszystkie te decyzje procesowe mogą powodować przewlekłość
postępowania.
I cóż, prezes sądu, który sprawuje nadzór odpowiada za wyniki sądu, te statystyczne
przede wszystkim, podejmować musi różne działania, żeby zaradzić tym oczekiwaniom. W
związku z tym ten nadzór nie tylko tyczy się tych czynności, co do których wydaje nam się,
że nie ma sporu, że może prezes ingerować jeżeli sprawa leży, nic się z nią nie dzieje, że
może polecić: proszę podjąć czynności w tej sprawie, prawda? Ale też jak się okazuje z
kierunków nadzoru, które minister daje prezesom sądów apelacyjnych, a prezesi apelacyjni
przekazują prezesom sadów niższej rangi, cóż czytamy? Że przedmiotem nadzoru ma być:
przestrzeganie procedur adopcyjnych, badanie spraw pod kątem prawidłowości postepowania,
więc nie tylko sprawności, kontrole spraw opiekuńczych w zakresie przestrzegania przez sądy
wymogu wysłuchiwania małoletnich, kontrole przyznawania wynagrodzeń, kontrole
prawidłowości wykonywania przez sąd obowiązków wynikających z różnych przepisów
prawa procesowego.
Oczywiście, że sądy powinny prawidłowo stosować prawo i stosować procedury. Ale
czy kontrola tego, jest rzeczywiście rolą prezesów sądów? I czy to jest instrument nadzoru
administracyjnego, czy te instrumenty mogą i powinny wymuszać takie prawidłowe
postepowanie sądu? Uważam że nie, że nie jest to dobry instrument dlatego, że pozostaje to w
sprzeczności z oczywistą zasadą wyrażoną w konstytucji, którą wszyscy znamy, zasadą
niezawisłości sędziowskiej.
Proszę państwa, w pewnym sensie ze zdumieniem można stwierdzić, że prawo o ustroju
sądów powszechnych z 2001 r. po raz pierwszy w historii Polski nie zawiera rozdziału pod
tytułem niezawisłość sędziowska. Taki rozdział zawiera ustawa z 1928 r., ta z 1982 r., gdzie
pomimo tego, że w konstytucji też to było zapisane, ale jednak zapisano, że sędziowie są
sprawowani swego urzędu niezawiśli i podlegają tylko ustawom.
W u.s.p. z 1928 r. zapisano też odpowiednik dzisiejszego art. 79, taki przepis:
niezawisłość sędziego nie wyłącza obowiązku spełnienia zleceń w zakresie administracji
sądowej wydanych w granicach uprawnień władzy dającej zlecenie. Sędzia ma prawo żądać,
ażeby mu zlecenie doręczono na piśmie. Moją uwagę zwrócił ten zapis „wydanych w
granicach uprawnień władzy dającej zlecenie”. Dzisiaj takiego zapisu nie ma. Trzeba
zastanowić się dlaczego. Otóż ustawodawca dzisiejszy nie przewiduje, że jakakolwiek władza
przełożona, sądowa, minister sprawiedliwości mógłby działać z przekroczeniem tych
uprawnień. Natomiast ustawodawca z 1928 r. zakładał, że taki przypadek może się zdarzyć i
dlatego powiedział sędziemu, że ma obowiązek wykonywania tylko tych poleceń, o ile są one
wydane w granicach uprawnień władzy dającej zlecenie.
W związku z tym czytając opracowanie pana doktora Piotrowskiego na temat nadzoru i
zarządzeń nadzorczych wydawanych przez prezesów sądów, trzeba powiedzieć, że sędziowie
nie posiadają żadnego instrumentu, którym tak naprawdę mogliby się sprzeciwić wydawaniu
im zarządzeń, poleceń na przykład w zakresie podjęcia zawieszonego postępowania,
prowadzenia sprawy w dalszym ciągu, nieodraczania ogłaszania wyroków, dlatego że tego
instrumentu brakuje.
W toku prac nad projektem, nad ustawą, która weszła w życie 28 marca 2012 r.,
środowisko sędziowskie proponowało, aby do prawa o ustroju sądów powszechnych, właśnie
na wzór niemieckiej federalnej ustawy, dopisać jeden przepis. Przepis, który by dawał
sędziemu, który uważa, że polecenie z zakresu nadzoru administracyjnego ingeruje w jego
niezawisłość, prawo złożenia zastrzeżeń i do czasu rozpoznania tych zastrzeżeń przez sąd, na
przykład dyscyplinarny, aby mógł wstrzymać się z wykonaniem tychże poleceń. Niestety, nie
doczekaliśmy się realizacji tego postulatu, a uważam, że o tyle szkoda, że gdyby istotnie takie
zastrzeżenia się pojawiły, gdyby istotnie sądy dyscyplinarne częściej musiały rozstrzygać jaki
jest zakres uprawnień nadzorczych prezesa, a zatem gdzie rozpoczyna się
granica
niezawisłości sędziowskiej, wszystkim byłoby łatwiej. Sędziowie mieliby pewność od jakiego
miejsca są niezawiśli, a prezesi sądów wiedzieliby na czym polega instrument nadzorczy, czy
rzeczywiście te uprawnienia z art. 37 i następne u.s.p. mogą skutecznie i efektywnie
doprowadzić do poprawy jakości postępowań sądowych, czy też trzeba poszukiwać innego,
bardziej skutecznego i efektywnego instrumentu.
A propos, proszę państwa, co do wątpliwości gdzie sięga nadzór, a gdzie zaczyna się
niezawisłość sędziowska, przytoczę tylko krótko fragment uchwały sądu dyscyplinarnego,
który rozpoznawał odwołanie sędziego od udzielonego mu wytyku. Sąd dyscyplinarny
powiedział tak: nadmierny czas, w jakim powstaje u sędziego przekonanie co do istnienia
podstaw do wydania na posiedzeniu wyroku, nie może skutkować wytykiem służbowym.
Poza sferą nadzoru prezesa nad działalnością administracyjną znajduje się ocena potrzeby
przeprowadzenia określonych dowodów, odebrania wyjaśnień, uznania obecności za
konieczną. Starania o zapewnieniu obecności tych osób, także nieudolne, dotyczą zarządzania
procesem sądzenia. I to wszystko, jeśli jest wadliwe, jeżeli rzeczywiście sędzia sobie nie
radzi, może stanowić podstawę odpowiedzialności dyscyplinarnej, ale nie można tego
korygować przy pomocy instrumentów, jeśli chodzi o nadzór administracyjny, czyli te
polecenia wydawane na podstawie art. 37.
Z ciekawością przeczytałam też fragment w kwartalniku, który dołączono nam do
materiałów konferencyjnych – nie będę go czytać – o niezawisłości i odpowiedzialności
przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości w Anglii i Walii. Zachęcam państwa do tej lektury,
bo ona także wpisuje się w nasz temat. Ta niezawisłość – która jest zapisana, jej definicja
znajduje się, na stronie internetowej sądownictwa Anglii i Walii – definiuje, że obowiązkiem
sędziów jest również powstrzymanie się od jakiegokolwiek ulegania naciskom nie tylko
zewnętrznym, ale również innych sędziów, w szczególności sędziów wyższych rangą. Stąd
też byłoby warto może, aby te zasady wcielić w życie także w Polsce.
Proszę państwa, a propos efektywności wykorzystania kadry sądowej, to powiem tak: w
tym roku wydarzył się pewien eksperyment, który może o czymś przekonać. Otóż na skutek
perypetii związanych z rozporządzeniem o ocenach okresowych przez dłuższy czas nie
przeprowadzono wizytacji i lustracji
planowanych na ten rok. I cóż się okazało? Otóż
okazało się, że nic się stało. Sądy dalej pracują, funkcjonują, nawet lepiej, a wizytatorów
udało się przesunąć do orzekania, co było ze znakomitym efektem dla – na chwilę do
poprawy – sprawności postępowań sądowych.
Jeśli mogę zająć jeszcze minutę, to powiem tylko tak: przed tą konferencją
przeanalizowałam, proszę państwa, kilkanaście czy kilkadziesiąt protokołów z wizytacji i
lustracji. I na co wskazują wnioski? Otóż na to, że właśnie z uwagi na brak wiedzy i
możliwości rozgraniczenia sfery tej, gdzie ten nadzór administracyjny, którego przecież
wizytacja też jest narzędziem, jest oddzielony od sfery niezawisłości sędziowskiej, tak
naprawdę te wizytacje bardzo często niczego nie wnoszą do poprawy, do korygowania jakości
pracy sądów. Dlatego, że wizytatorzy obawiają się napisania: proszę podjąć postępowanie, tu
jest źle, takie rozstrzygniecie jest wadliwe, ci świadkowie są źle wezwani, tu jest
niepotrzebny badany wątek. W związku z czym w efekcie tych protokołów mamy zarządzenia
nadzorcze typu, że należy wzmóc nadzór, należy dążyć do poprawy jakości, należy dążyć do
poprawy sprawności, należy dążyć do eliminowania zaległości, itd., itd., itd. Są to zupełnie
puste zarządzenia nadzorcze, które niczego nie wnoszą, ale liczba protokołów rośnie
znakomicie, ilość pracy poświęcona na ich sporządzenie, przeprowadzenie tychże wizytacji
przez sędziów wizytatorów jest ogromna, tych, którzy teoretycznie mogliby tak naprawdę
sądzić, ale nie sądzą.
I ostatnia rzecz, która wpadła mi niedawno w rękę, proszę państwa. Przeglądając akta
osobowe sędziego, który wcześniej był arbitrem w Państwowym Arbitrażu Gospodarczym,
natknęłam
się
na
arkusz
przeglądu kadrowego oceny kwalifikacyjnej urzędnika
mianowanego. Ze zdumieniem stwierdziłam podobieństwa do arkusza oceny kwalifikacyjnej
sędziów, jakie mają w tym roku zacząć obowiązywać. I powiem tak: nic nowego, proszę
państwa, nic nowego. Bardzo dziękuję za czas i uwagę.