Na co czekamy
Transkrypt
Na co czekamy
Ke Ka Ko Kerigma Karisma Koinonia Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, nr 1/2007 Na co czekamy... Kongres Koinonii Jan Chrzciciel 2007 Nasz dialog w Jezusie Spełnione marzenia Duch Święty nie jest skrępowany - rozmowa z biskupem Józefem Wysockim Ke Ka Ko od redakcji Kerigma Karisma Koinonia Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, nr 1/2007 Na co czekamy Czekaliśmy, czekaliśmy no i doczekaliśmy się. KeKaKo po raz pierwszy ukazuje się po polsku! Przekazujemy je Czytelnikom w adwentowo-świątecznym prezencie z nadzieją, że pomoże Wam czuć się jeszcze bardziej w sercu Koinonii i że będziecie zadowoleni z tego nowego środka zacieśniania naszych wspólnotowych więzi. Znajdziecie tu przekłady niektórych tekstów z włoskiej wersji KeKaKo oraz aktualności z Koinonii w Polsce i na świecie. Będziecie mogli przeczytać o tym, jak Koinonia Jan Chrzciciel ewangelizuje i czym żyje na co dzień. KeKaKo w wersji polskiej to kwartalnik, tak jak jego włoski odpowiednik. Jest adresowane do członków naszej wspólnoty i jej przyjaciół. Publikując pierwszy numer na kilka tygodni przed świętami Bożego Narodzenia, przypominamy sobie, że Słowo Boże przyszło na świat w postaci małego dziecka. Bezbronne i niepozorne. Dla jednych stało się znakiem nadziei, dla innych-powodem przerażenia. KeKaKo ma nadzieję przydać się wszystkim, którzy w tym Słowie upatrują właśnie nadziei. A nadzieja to oczekiwanie, to spodziewanie się czegoś... lub Kogoś. Życzymy Wam, aby nadchodzące Święta odnowiły w Was oczekiwanie i nadzieję na pełnię spotkania z Jezusem w Jego nadchodzącym Królestwie. spis treści 2 Od Redakcji Na co czekamy 3 Głos Generała Przyjaźń, radość, świadectwo 4/5 Z Polski 6/7 Ze Świata 8 Poznajemy Oazy Camparmo dzisiaj 9 Ludzie Koinonii Ola Lapeta 10/13 Nasze Korzenie 14/15 Mój dom będzie domem modlitwy Kontakt ze Wspólnotą RADZIC Oaza w Radzicu Nowy Radzic 9 21-077 Spiczyn Tel.: 081 757 76 60 Kom.: 0697 132 161 e-mail: [email protected] WROCŁAW Biuro Koinonii Jan Chrzciciel ul. Św. Antoniego 35/25 50-073 Wrocław Tel.: 071 796 47 04, 71 796 47 05 Kom. 0601 15 12 62 e-mail: [email protected] GDYNIA Zenon Kufel ul. Św. Józefa 5 84-207 Bojano Tel.: 0601 61 30 88 e-mail: [email protected] TARNOBRZEG Beata i Andrzej Wójtowiczowie Krajowi Koordynatorzy Szkoły Nowej Ewangelizacji e-mail: [email protected] Redakcja Adres redakcji: KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia, Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn, tel. 0817577660, e-mail: [email protected], http://www.kekako.pl Redaktor naczelny: Robert Hetzyg Redaktor programowy: Iwona Sułek Redakcja: Anna Sawicka, Izabela Łukaszewicz, Joanna Piątkowska Korekta: Izabela Łukaszewicz Skład i łamanie: Łukasz Abramek Druk: Oficyna poligraficzna Apla Spółka Jawna, ul. Sandomierska 89, 25-324 Kielce Historia Camparmo Relacja z Kongresu Koinonii 2007 16/17 Rozmowa Ke Ka Ko Duch Święty nie jest skrępowany 18/19 Chrześcijanie w Izraelu Pierwsze kroki ku Jerozolimie 20 Strona Biblijna Droga do Jezusa 21 Nasze Powołanie List Pasterza Generalnego na Adwent 22/23 Rodzina Małżeńskie Ke Ka Ko Nasz Dialog w Jezusie 24/25 Życie dla Królestwa Dziewictwo dla Królestwa Niebieskiego Spełnione Marzenia 26/27 Strefa młodych 28 Z Oazy głos generała radość przyjaźń świadectwo Może wydam się kiepskim patriotą, nawet jeśli nie jestem Polakiem, a tylko pełnym podziwu obserwatorem tego, co Pan czyni z Koinonią na polskiej ziemi. Tak więc jako porządny „generał” mogę jedynie dostrzec łaskę Boga i zachęcić, abyście nie ustawali w drodze, w którą wyruszyliście dawno temu. Był rok 1992 kiedy Koinonia stawiała pierwsze kroki w Polsce, od tamtego czasu minęło 15 lat intensywnej pracy. Pan nam błogosławił, ale wciąż jesteśmy dalecy od tego czego się od nas oczekuje. Koinonia Jan Chrzciciel jest małym narzędziem w rękach Ducha, którego używa On wedle swojego planu zbawienia: umocnić Królestwo Boże i przygotować drogę Panu. Naszą główną troską jest to, aby podobać się Panu i żyć według charyzmatu, którym nas obdarzył. Dlatego przyjaźń, radość i świadectwo to nasze trzy przykazania! Przyjaźń: być wspólnotą przyjaciół, którzy potrafią być wdzięczni za przyjęcie, jakiego doświadczyli i umieją oddać życie za braci. Radość: radość zaraźliwa, entuzjastyczna, widoczna, typowa dla kogoś, kto jest pełen Ducha i doświadczył zbawienia. Świadectwo: głoszenie tego, co Jezus uczynił w nas i co chce uczynić we wszystkich, którzy otwierają serca na wołanie Boga. To właśnie jest nasza tożsamość, to właśnie musimy robić, tego Kościół od nas oczekuje. A cóż to ma wspólnego z gazetą KeKaKo? Jest to po prostu nasze pismo, twoja gazeta, twoja wizytówka, która słowem drukowanym ogłasza dar Boga ofiarowany Koinonii, którym ona chce się dzielić. KeKaKo będzie głosem Jana Chrzciciela, który przemówi po polsku, będzie twoim głosem! „Podnieś głos, nie bój się, powiedz...” (Iz 40,9) o. Alvaro Grammatica z Polski Pierwsza Polska Oaza Rada Pasterzy Koinonii Jan Chrzciciel powołała pierwszą polską Oazę z siedzibą w Nowym Radzicu. Po ośmiu latach od przyjazdu do Polski pierwszych braci i sióstr celibatariuszy i po pięciu latach od osiedlenia się wspólnoty wewnętrznej we własnym domu w Nowym Radzicu powstała tam siedziba Oazy jednoczącej wspólnoty dotychczasowego regionu tarnobrzeskolubelskiego. Pełniącym obowiązki pasterza została Iwona Sułek. Pasterze postanowili postawić kolejny krok na drodze pełnego zakorzenienia Koinonii w naszym kraju. Skorzystają na tym zarówno wspólnoty, dla których Oaza z jej pasterzem staną się oparciem, jak i wszystkie wspólnoty w Polsce, które dzięki pojawieniu się pierwszej Oazy śmielej mogą myśleć o powstaniu wspólnot życia konsekrowanego w ich własnych regionach. Wiadomości z domu Oazy w Radzicu publikujemy na str. 28. Zmarła Ola Lapeta 15 października Ola Lapeta poszła na spotkanie ze swoim Panem. Jej pogrzeb odbył się we Wrocławiu, w sobotę 20 października 2007r. Sylwetkę Oli spróbowaliśmy przybliżyć na str. 9. przewodniczenie Krajowej Radzie Koordynatorów oraz koordynowanie i promowanie wspólnotowych inicjatyw o charakterze ogólnopolskim. 2. Beata i Andrzej Wójtowiczowie zostali mianowani Krajowymi Koordynatorami Szkoły Nowej Ewangelizacji. Będą dbać o formację szkół regionalnych oraz organizować ogólnopolskie kursy ewangelizacyjne. 3. Prócz tych nominacji pasterz Generalny dokonał także zatwierdzenia Marka Maja na stanowisku Koordynatora Regionu Wrocławskiego, a Zenona Kufla – na stanowisku Koordynatora Regionu Gdyńskiego. Wszystkim mianowanym i zatwierdzonym życzymy jak najlepiej. Nominacje nominacje... Spotkanie Małżeństw w Nowym Radzicu 1. Wraz z pojawieniem się Oazy w Nowym Radzicu, pełniąca obowiązki jej pasterza Iwona Sułek została mianowana przez Pasterza Generalnego Krajowym Koordynatorem Koinonii Jan Chrzciciel w Polsce. Jej zadaniem będzie 4 Od 2 do 4 listopada w Nowym Radzicu spotykali się małżonkowie tej Oazy pełniący we wspólnocie różne posługi. Spotkanie to służyło odnowieniu więzi małżeńskich i ponownemu odkryciu piękna tego, co łączy ze sobą małżonków. Prowadzili je Beata i Andrzej Wójtowiczowie. Więcej na ten temat można przeczytać na str. 22. z Polski z Polski Spotkania i rocznice Tej jesieni sporo podróżowaliśmy, a to za sprawą różnych spotkań, jakie organizowała nasza wspólnota – od Kongresu po regionalne spotkania Koinonii. 6 października na Jasnej Górze pod przewodnictwem o. Ricardo Argańaraza odbył się Kongres Koinonii Jan Chrzciciel. Wzięło w nim udział około 580 osób z całej Polski. Gościem kongresu był J. Eksc. Józef Wysocki biskup pomocniczy diecezji elbląskiej. Sprawozdanie z tego wydarzenia przedstawiamy na str. 14-15. Na str. 16-17 znajdziecie wywiad z bp. Józefem Wysockim. Koordynator Regionu Wrocławskiego), a także Ela i Janusz Wróblowie i wielu innych braci i sióstr będących dzisiaj członkami Koinonii. Gośćmi tego rocznicowego spotkania byli o. Emanuele De Nardi, o. Jan Kruczyński i Iwona Sułek (Krajowy Koordynator Koinonii Jan Chrzciciel w Polsce), która przyjechała z Nowego Radzica razem z Dilettą Andreotti. O. Jan przedstawił krótko historię Koinonii we Wrocławiu, a nauczanie wygłosił o. Emanuele. Eucharystii przewodniczył ks. Infuat Adam Drwięga, proboszcz parafii katedralnej pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. Dziesięciolecie wspólnoty w Kaliszu Także w Kaliszu świętują rocznicę powstania wspólnoty. Tym razem jest to rocznica dziesiąta. W 1997 roku we Wrocławiu podczas spotkania zatytułowanego „Pustynia z Pasterzem”, w obecności o. Ricardo wielu braci i sióstr z całej Polski złożyło pierwsze deklaracje przynależności do Koinonii Jan Chrzciciel. Była wśród nich Iwona Patynowska, zarówno wtedy, jak i dziś – odpowiedzialna za wspólnotę w Kaliszu. Prócz niej także szesnaścioro braci i sióstr z Kalisza podjęło decyzję wstąpienia do Koinonii. Piętnastolecie Koinonii Jan Chrzciciel we Wrocławiu 18 listopada we Wrocławiu świętowano piętnastą rocznicę pierwszego Kursu Pawła, prowadzonego w listopadzie 1992 przez o. Ricardo, Emanuela (wtedy jeszcze nie kapłana) i Jose Prado Floresa. Wydarzenie to wspólnota wrocławska uznaje za początek istnienia Koinonii w tym mieście. W kursie brali udział m.in. Marek Maj (obecnie z Polski Wspólne spotkania Koinonii na północy Wspólnoty północnego regionu Koinonii Jan Chrzciciel budują jedność pomiędzy sobą, odwiedzając się nawzajem. Pierwsze takie spotkanie miało miejsce 11 listopada w Koszalinie, w sali nowo wybudowanego domu rekolekcyjnego przy tamtejszym seminarium duchownym. Prócz gospodarzy wzięły w nim udział wspólnoty ze Szczecina i Słupska. Z posługą muzyczną pospieszyli bracia i siostry z Gdyni. Do kolejnego wspólnego spotkania doszło w Bydgoszczy. Tu prócz bydgoszczan, którzy w grudniu będą obchodzić swoje piętnastolecie, w spotkaniu wzięły udział wspólnoty z Inowrocławia i Chodzieży. Przyjechali także przedstawiciele domu Oazy w Nowym Radzicu – Joanna Piechowiak i o. Robert Hetzyg, który wygłosił nauczanie i przewodniczył wspólnej Eucharystii. 25 listopada przyjechała do Gdyni wspólnota z Malborka, aby wspólnie świętować spotkanie Koinonii. Gośćmi spotkania byli Ela i Janusz Wróblowie z Wrocławia. 5 ze Świata Więcej Oaz – więcej pasterzy Nowiny ze Słowacji Przełom lata i jesieni przynosi zwykle we wspólnotach wewnętrznych Koinonii Jan Chrzciciel nowości i zmiany. Nie inaczej było i w tym roku. Powstały nowe Oazy i mianowano nowych pasterzy. Dużo się ostatnio dzieje u naszych południowych sąsiadów. Rozkwit Koinonii spotyka się tam z życzliwym przyjęciem władz kościelnych. Nowe Oazy Na zaproszenie biskupa hiszpańskiej diecezji Astorga nasza wspólnota otworzyła tam Oazę. Jej pasterzem został o. Corrado Sperotto, wraz z którym do Hiszpanii udali się Małgosia Baczyńska i Krysia Ciarcińska. Jest z nimi również o. Santiago Fernandez, hiszpański ksiądz od kilku lat należący do Koinonii Jan Chrzciciel. Pasterze postanowili także, aby i w Polsce powstała Oaza „z prawdziwego zdarzenia”. Podjęto decyzję, że wspólnota w Nowym Radzicu koło Lublina stanie się centrum Oazy, obejmującej swoim terytorium dotychczasowy region tarnobrzesko-lubelski. Pełniącą obowiązki pasterza została Iwona Sułek. Nowy region w Preszowie 13 października 2007 roku, z udziałem eparchy Kościoła Grekokatolickiego Jana Babjaka, zainaugurowano w Preszowie na Słowacji nową rzeczywistość Koinonii Jan Chrzciciel. Jest to trzeci (po Zlatej Idce i Sklenem) region Koinonii w Słowacji. Będą do niego należeć przede wszystkim bracia i siostry obrządku grekokatolickiego. Jego koordynatorem został o. Anton Parilak, dotychczasowy współpracownik o. Milana Bednarika, pasterza Oazy w Zlatej Idce, a od niedawna także Krajowego Koordynatora Koinonii Jan Chrzciciel na Słowacji. „Na zeszłorocz- Nowi pasterze W związku ze swoim wyjazdem do Hiszpanii o. Corrado opuścił Oazę w Wiecznym Mieście, a posługę pasterza podjęła tam Lorella Andreotti, prywatnie siostra Diletty, ktorej świadectwo znajdziecie na str. 24. Zmiana nastąpiła także na stanowisku pasterza w Camparmò. Od października jest nim o. Artur Bilski, który zastąpił o. Emanuela De Nardi, o. Emanuele rozpoczął teologiczne studia licencjackie w Rzymie. Nowa siedziba Z początkiem listopada Siedziba naszej wspólnoty została przeniesiona z Cogollo del Cengio we Włoszech do Valchy w Czechach. Można powiedzieć, że „sztab” gromadzi się wokół swego generała, bo z okien nowej siedziby widać Oazę w Pilźnie, gdzie mieszka nasz pasterz Generalny. nym spotkaniu koordynatorów naszej Oazy, przyglądając się potrzebom duszpasterskim wspólnoty, doszliśmy do wniosku, że wolą Pana jest rozdzielenie jej na dwie mniejsze tak, aby można było ożywić wzajemne relacje pomiędzy członkami wspólnoty, a także wzmóc ich gorliwość ewangelizacyjną – mówi nam o. Milan. – Nie było to łatwe, zważywszy na dziesięcioletnie więzy, jakie łączyły wielu braci we wspólnocie. Miało to być „cięcie na żywym organizmie”, a takie zawsze jest bolesne. W nowo powstałym regionie mamy teraz około 150 braci i sióstr, podczas gdy wokół Oazy gromadzi się wspólnota mniej więcej trzystuosobowa – wyjaśnia”. Nowi księża 27 października 2007 roku nasz brat Vladko Beregi z rąk biskupa Rudolfa Balaża przyjął święcenia kapłańskie. Cieszymy się tym bardziej, że także ordynariusz archidiecezji koszyckiej arcybiskup Alojs Tkač jest gotów święcić księży 6 ze Świata ze Świata dla posługi w naszej wspólnocie. Wyrazem tej gotowości staną się święcenia diakonatu, jakie 8 grudnia przyjmie inny z naszych braci - Peter Hermanovsky. 21 czerwca 2008 roku ma on zostać wyświęcony na kapłana razem z grupą absolwentów koszyckiego seminarium duchownego. Nowy dom w Vysnym Klatovie W decydującą fazę weszła budowa pierwszego skrzydła Oazy w Vysnym Klatovie. Obecnie wspólnota koszyckiej Oazy Koinonii gnieździ się w niewielkim domu, przystosowanym do tego celu przed ponad dziesięciu laty. Być może już za trzy miesiące opuszczą go, aby przeprowadzić się do nowego domu. ze Świata W szkole praca wre Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody... (Mk 16,15) Podstawowy poziom naszego Instytutu Teologicznego Ateneum Koinonii Jan Chrzciciel to Szkoła Nowej Ewangelizacji z siedzibą w Prusinach, niedaleko Pilzna. Podobnie jak w zeszłym roku, tak i tej jesieni ruszyło tam trzymiesięczne intensywne szkolenie liderów szkół ewangelizacji. Przyjechało na nie 27 braci i sióstr z różnych stron świata: Włoch, Irlandii Północnej, Słowacji, Czech, Hiszpanii, Indii i Meksyku. Szkolenie zakończy się egzaminami w połowie grudnia. Wkrótce po zakończeniu stacjonarnej Szkoły w Czechach, w styczniu przyszłego roku dwie ekipy misjonarzy naszej wspólnoty wyruszą do Indii, aby i tam prowadzić podobne kursy, a w marcu, kolejna grupa braci i sióstr, pojedzie na Sri Lankę. W przyszłym roku nasza Szkoła Nowej Ewangelizacji wyśle swoich nauczycieli jeszcze do Burkina Faso i na Wybrzeże Kości Słoniowej, a latem w Rzymie, poprowadzi coroczne letnie kursy. Będziemy o nich pisać w kolejnych numerach KeKaKo. 7 poznajemy Oazy Camparmo dzisiaj Anna Malina, Robert Hetzyg M aleńka osada w północnych Dolomitach we włoskiej prowincji Vicenza na wysokości 900 m n.p.m. prawie w cało- ści należy do Koinonii Jan Chrzciciel. Tylko jej mała część pozo- - każdego tygodnia od wtorku do czwartku dwugodzinna staje nadal w rękach poprzednich właścicieli, którzy, choć tam modlitwa wstawiennicza, nie mieszkają, dotąd nie chcieli odsprzedać swojej własności. - comiesięczne spotkania ewangelizacyjne w Merano, Porde- Mieszka tu dziś międzynarodowa wspólnota składająca się none, Mantovie, Bolonii, Pove di Grappa i Montebellunie, pro- z Polaków, Włochów, Czechów, Słowaków, Meksykanina i Fran- wadzone we współpracy z Manuelem Rossim - jednym z braci cuzki. Jej pasterzem został niedawno o. Artur Bilski, zastępując ze wspólnoty zewnętrznej, na tym miejscu o. Emanuele De Nardi. - spotkania ewangelizacyjne w domu jednej z rodzin w miejsco- Prezentując pierwszą Oazę Koinonii Jan Chrzciciel, trzeba zrobić wości Castello di Godego, wstępne założenie, że są to tylko informacje, które budzą apetyt - spotkania dla nastolatków (także wspólne wyjazdy - m.in. na osobiste spotkanie z tym miejscem. Stąd wzięły się wszystkie do Medjugorie oraz do innych Oaz), Oazy i Domy Modlitwy na całym świecie. Tutaj pierwsi bracia - obozy dla dzieci i młodzieży, przez wiarę przyjmowali świetlane wizje na przyszłość, których - kursy ewangelizacyjne prowadzone w Oazie i poza nią. spełnienie my dzisiaj możemy oglądać. Istnieją i działają liczne posługi m.in. prorocka, uzdrowienia Oaza Camparmò to dzisiaj nie tylko gromadka szaleńców, wewnętrznego, muzyczna, posługa dzieciom i inne. którzy postanowili wszystko oddać Jezusowi, żyjąc według W Camparmò działa również stowarzyszenie „Aggeo” zrze- rad ewangelicznych. To także potężny, liczący około 500 osób, szające chrześcijańskich przedsiębiorców. Tutaj także zrodził organizm, składający się z 36 Wspólnot Rodzinnych ewangeli- się zapoczątkowany przez wspólnotowe małżeństwo Franco zujących w 100 Domach Modlitwy. Oaza Camparmò obejmuje i Paolę kurs naturalnej regulacji poczęć, rozpowszechniony póź- obszar rozciągający się od pogranicza z Francją (Cuneo, Biella, niej w innych włoskich wspólnotach, a także w Słowacji. Genua), poprzez Lombardię z Mediolanem i okolicami, Valtellinę Dwukrotnie w ciągu roku (1 maja i 15 sierpnia) cała wspólnota w pobliżu granicy ze Szwajcarią, Bolzano, gdzie prawie wszyscy spotyka się w Camparmò na piknikach. To prawdziwe święta mieszkańcy mają podwójne włosko-austriackie pochodzenie, radości. aż do Udine na wschodnich krańcach Włoch. Południową gra- W tym roku bracia i siostry z Camparmò stoją przed nowymi nicę regionu wyznacza natomiast Bolonia. wyzwaniami: rozpoczęły się prace budowlane i remontowe, Każdego miesiąca odbywa się pięć spotkań Koinonii: prócz spo- aby można było powrócić do organizowania spotkań Koinonii tkania w sali w Malo, zwanej Siloe, także w Mediolanie, Genui w Oazie. i Cuneo. Od 21 października 2007 rozpoczęły się spotkania Zapracowanym Koinonii we wspólnocie nazwanej „Gesia”, co w dialekcie ozna- na co dzień, cieszyć się przebywaniem w miejscu, do którego cza kościół, mieszczącej się w miejscowości Cavarzere. Od dwóch każdy z nas, może co najwyżej pielgrzymować. Camparmonitom zazdrościmy, że mogą lat istnieje tam wspólnota życia rodzin założona przez dwa małżeństwa: Zelindo i Katty oraz Daniele i Magdę (to nie pomyłka, Magda jest Polką i pochodzi z Nowego Targu). Wokół tej małej wspólnotki gromadzi się około 150 osób w sześciu Wspólnotach Rodzinnych. Życie współczesnych Camparmonitów niewiele przypomina prawie monastyczny rytm dnia pierwszych braci. Do codziennych modlitw, prac i spotkań przy stole dołączyły teraz częste wyjazdy, a także wizyty gości z całego świata. Oto krótki wykaz pastoralnych zajęć wspólnoty z Camparmò: 8 poznajemy Oazy ludzie Koinonii C i, którzy do wspólnoty należą dłużej niż kilka miesięcy, z pewnością ją znają - jeśli nie osobiście, to ze słyszenia. A może byli na kursie, który prowadziła lub słuchali nauczań tłumaczonych przez nią z włoskiego? W tej krótkiej prezentacji chcemy Wam ją pokazać oczyma bliskich i przyjaciół, tak, jak oni ją poznali i... zapamiętali. Jeśli natomiast ktoś nie miał okazji zetknąć się z Olą bezpośrednio, tym bardziej zachęcam do lektury tej strony KeKaKo. Dla porządku kilka szczegółów biograficznych: - urodziła się 21 września 1950r. we Wrocławiu, - ukończyła filologię romańską na Uniwersytecie Wrocławskim oraz teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu, - poza językami francuskim i włoskim znała również rosyjski, potrafiła porozumieć się po angielsku i hiszpańsku, a nawet przymierzała się do nauki portugalskiego, - rodzina: mąż – Tadeusz, córki: Agnieszka i Weronika. Pasja - robić wszystko na 100 procent. Taką Olę znam i ja: podobną do fali, zagarniającej ze sobą, cokolwiek znajdzie na swej drodze. Niebezpiecznie było nie podążać za tą falą - mogła cię porwać ze sobą. Piotr: "Od kiedy spotkałem Olę po raz pierwszy, zacząłem omijać ją szerokim łukiem. Była wulkanem energii, który stanowił wówczas, jak sądziłem zagrożenie dla mojego niepoukładanego ducha. Nawet nie wiem kiedy ten dystans się skrócił. Ola, z odległej "niebezpiecznej" siostry, stała się przyjacielem, z którym można było dotykać najbardziej intymnych obszarów duszy. Poza tym wszędzie jej było pełno. Była zwłaszcza tam, gdzie ktoś potrzebował pomocy!”. Miśka: "Ola walczyła o zbawienie wielu osób. Walczyła o małżeństwa w kryzysie, o dzieci, którym groziło zabicie w łonie matki, o matki, którym przychodziły takie myśli. Walczyła o zniewolonych, np. narkotykami czy seksem. Głosiła Jezusa, napominała, pościła za nich, prosiła innych o modlitwę. Nie miała względu na osoby. Potrafiła napominać wysoko postawionych, a także modlić się i pościć za tych, którzy ją skrzywdzili. Żyła i nauczała tak, jakby jutro miał nadejść Dzień Pański”. Jej dni ostatnie to osobna historia, którą pewnie kto inny i gdzie indziej opisze. Tutaj pozostawiamy jej żywy, choć oczywiście niepełny obraz. poznajemy Oazy Ola Lapeta Moja mama Weronika Lapeta M oja mama? Perfekcja w każdym calu. Wszystko musiało być zawsze dopięte na ostatni guzik. Każde wyjście z domu razem, to ten sam rytuał. Wszyscy czekamy już w samochodzie... wracam po mamę. Kończy makijaż, jeszcze trzeba pozamykać drzwi do pokojów, torba, reklamówki (z czymś, co na pewno się przyda). Już stoi w drzwiach... a, jeszcze perfumy (od lat ten sam zapach). Wreszcie udaje się wyjść. Zawsze wtedy myślałam - brak poczucia czasu, dziś lubię myśleć - życie tym, co wieczne, „doskonałe”. Dostrzec piękno, żyć pięknie, intensywnie, z gustem. Konkretny owoc to stół pięknie nakryty, na nim wykwintne, wyszukane potrawy, apaszka zawsze dobrze dobrana. A piękno, którego jeszcze nie ma, za którym się tęskni - można znaleźć w wierszach. Moja mama lubi pisać wiersze, wspomnienia (kronika rodzinna), listy. Potrafi „tracić” godziny przy telefonie, zawsze gotowa dać swój czas innym. O czym rozmawiała? O Jezusie. Radzi, pociesza, „prowokuje”... Nigdy nie bała się powiedzieć prawdy! Być zimnym albo gorącym – to zawsze wprowadzała w czyn. Kiedy ewangelizowała, nie było „zmiłuj się”. „Chcesz przyjąć Jezusa, czy nie? Zdecyduj!”- Przyniosło owoc! 9 Historia Camparmo Pan wzywa Camparmo ziemia obiecana, ziemia moja, ziemia nasza J uż od swego pierwszego osobistego spotkania z Jezusem w wieku lat dwudziestu (w latach 50-tych), w o. Ricardo zawsze obecne było pragnienie stworzenia wspólnoty braci, którzy byliby powołani do tej samej co on misji. Okazja ku temu nadarzyła się wiele lat później, w dość dziwnych okolicznościach, dzięki niespodziewanej niedyspozycji. Został wówczas wysłany do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek w Breganze do posługi siostrom przygotowującym się do ślubów wieczystych, gdzie miał silny atak kolki i został niezwłocznie poddany leczeniu. Siostra pielęgniarka o imieniu Santacaterina, wiedząc o jego zamiarach stworzenia Domu Modlitwy w rejonie Val Leogra, poinformowała go, że jeden z jej krewnych zamierza sprzedać dom w miejscowości Vallortigara w gminie Valli del Pasubio. Dlaczego o. Ricardo wybrał właśnie okolicę Val Leogra? Musimy cofnąć się nieco w czasie. W październiku 1974 roku, o. Ricardo przeżył potężne doświadczenie Ducha Świętego. Usłyszał wtedy w sercu silny, choć łagodny głos, który zachęcał go do oddania się na pewien czas samotnej kontemplacji. Podzielił się tym doświadczeniem z braćmi, ze swojej ówczesnej wspólnoty i kiedy modlili się razem, zrozumieli, że Pan prosi go, 10 aby spędził pewien czas w samotności. Tym sposobem, w pierwszych dniach lipca 1975 roku, wyjechał na dwa miesiące do maleńkiego kościółka na wysokości 2300 metrów n.p.m. Szczyt Palon na górze Pasubio: to miejsce było jego „pustynią”. Rozpoczął od dwutygodniowego postu, pijąc tylko wodę. Znaczące było dla niego popołudnie piętnastego dnia, kiedy ku jego zdumieniu, zjawił się tam młody pasterz z Caldogno, mający nieopodal swoje obozowisko, i przy- historia Camparmo niósł mu litr owczego mleka. W czasie swojego odosobnienia ojciec Ricardo miał silne poczucie obecności Jezusa i Jego Ducha. Pan ukazywał mu obrazy przyszłości, zwłaszcza po wieczornej eucharystii. Zapowiadał, że ofiaruje mu miejsce usytuowane po lewej stronie Val Leogra, gdzie żył będzie z braćmi i nie będą to bracia, którzy dotychczas mu towarzyszyli. W wizjach oglądał ciemną ścieżkę górską, którą podążał ogromny tłum chorych, niewidomych, sparaliżowanych, a nawet umarłych, którzy potem powracali jasno oświetloną drogą, zupełnie zdrowi, jaśniejący światłem i radością. To właśnie z tych wspaniałych szczytów Pasubio dostrzegł niewyraźnie z oddali miejsce, gdzie Pan nakazywał mu rozpocząć swoje dzieło. Z końcem sierpnia zakończył czas „pustyni” i wyruszył w powrotną drogę do wspólnoty w Ronchi di Villafranca, gdyż w pierwszych dniach września miał poprowadzić wspomniane rekolekcje. Ze słów swojej pielęgniarki zrozumiał, że Pan daje mu znak. Od razu rozpoczął poszukiwanie domu, który miałby stać się Domem Modlitwy. Pierwszym przystankiem było Vallortigara, lecz nie było to miejsce wybrane przez Pana. Dotarł do znajdującego się w pobliżu Pomnika Poległych historia Camparmo za wolność i po przebyciu około stu metrów przybył do Camparmò. Zaledwie wysiadł z samochodu i postawił stopy na tej ziemi, otrzymał potwierdzenie. Głos w sercu mówił mu: „To jest ziemia obiecana”. Bezwiednie wyszeptał: „Proszę Cię Jezu, aby moje ciało tutaj oczekiwało na zmartwychwstanie”. Tak oto dotarł do ziemi obiecanej mu przez Pana w dalekim roku 1955, kiedy to usłyszał Jego słowa: „Przyjdź i choć za mną”. Z uległością podążał za Nim, aż dotąd nie znając drogi. Teraz z wielkim wzruszeniem patrzył, jak spełniają się obietnice Pana, a jego sny stają się rzeczywistością. Pierwszym małżeństwem, które wstąpiło do Wspónoty byli Domenico i Eliza Maramieri. Tak wspominają początki swojej przyjaźni z o. Ricardo i Wspólnotą z Camparmò: Eliza: W latach 1975-76 mieszkałam w Turynie i należałam do grupy charyzmatycznej „Alleluja”, z którą uczestniczyłam w rekolekcjach w Costabissara, organizowanych przez wspólnotę Cantico, do której w tym czasie należał o. Ricardo. Byłam bardzo młoda i nieśmiała, ale osobowość i charyzma o. Ricardo, jego sposób głoszenia, tak mnie poruszyły, że stwierdziłam bez wahania: „To jest mój przewodnik duchowy!” Już wtedy, żeby spotkać się z nim, trzeba było czekać 11 Historia Camparmo w kolejce po 5-6 godzin. Poprosiłam go o światło co do dalszej drogi mojego życia. Odpowiedział, że z pewnością wyjdę za mąż. W rok później poznałam Domenico. Domenico: Poznałem Elizę w Turynie. W tych latach kierowałem firmą budowlaną i prowadziliśmy prace w mieście. Mieszkałem wtedy w Treviso, ale do domu jeździłem tylko na weekendy. Spotykaliśmy się i pewnego wieczoru zapytałem ją czy za mnie wyjdzie. Zdziwiła mnie jej odpowiedź. Zgodziła się ale pod warunkiem, że ślubu udzieli nam pewien ksiądz z Argentyny. „Dobrze – powiedziałem – ale gdzie go znajdziemy?” „Nie wiem, wiem tylko, że mieszka gdzieś w Veneto”. W pierwszej chwili ogarnęła mnie złość i odpowiedziałem: „Słuchaj, czy w ten elegancki sposób próbujesz mi powiedzieć, że nie chcesz za mnie wyjść?” Z czasem zrozumiałem, że było to dla niej bardzo ważne. Nie znałem wprawdzie Jezusa, ale byłem bardzo zakochany w Elizie. Dlatego w piątki, zaraz po pracy na budowie, jeździłem z Turynu do Treviso, żeby szukać księdza, którego nigdy wcześniej nie spotkałem. Po wielu staraniach dotarłem do Mestrino i ustaliłem, gdzie znajduje się siedziba wspólnoty Cantico. Próbowałem wiele razy spotkać się z nim, ale zawsze odpowiadano, że ojca Ricardo nie ma. Ponieważ jestem bardzo uparty, w końcu usiadłem na zewnątrz przy wejściu i powiedziałem do jego współbraci: „przecież wcześniej czy później wróci, usiądę 12 tu i zaczekam na niego. Dajcie mi znać kiedy się pojawi, bo nawet nie wiem jak on wygląda”. Czekałem wiele godzin, aż wreszcie, widząc moją wytrwałość, współbracia posłali po niego. Okazało się, że był w domu już od rana, ale nikt go nie powiadomił o moim przybyciu. W końcu stanął przede mną i uściskał mnie. Bardzo mnie to poruszyło. Rozmowa była prosta i przyjazna. Przedstawiłem mu moją sprawę, a on pamiętał Elizę i obiecał, że na pewno przyjedzie. „Powiadomcie mnie o dacie ślubu” - powiedział. Eliza: Wrócił triumfując, przekazał mi dobre wieści i numer telefonu do wspólnoty Cantico. Mieliśmy tylko powiadomić ich o terminie ślubu. Rozpoczęliśmy przygotowania i próbowaliśmy skontaktować się z o. Ricardo, którego jednak nie było już w Mestrino. W tym czasie Pan wezwał go do Camparmò. Domenico: Nikt nie umiał powiedzieć nam gdzie on może być, nikt nie znał numeru telefonu. Wzięliśmy więc dwa dni wolnego i pojechaliśmy na poszukiwanie. Po wielu perypetiach udało nam się ustalić nazwę nowego miejsca pobytu i jego położenie. Dotarliśmy do Camparmò wczesnym popołudniem, droga była zrujnowana, zwłaszcza ta, która schodziła do osady, a na miejscu nie zastaliśmy żywej duszy. Ustawiliśmy samochód w poprzek drogi prowadzącej do Camparmò, aby nie przeoczyć nikogo kto się zjawi i zasnęliśmy. Około osiemnastej ktoś zapukał w okno samochodu. Byli to ojciec Ricardo i Costantino, który wziął nas za jakąś parę zamierzającą się rozwieść. 1 lipca 1978 roku, w kościele w Turynie, ojciec Ricardo udzielił nam ślubu w otoczeniu swoich pierwszych współbraci: Silvii, Sandro i Costantino. Eliza: Jak na tamte czasy było to niezwykłe wydarzenie i rozniosło się szerokim echem, pamiętajmy, że minęło już 25 lat, a celebracja była charyzmatyczna, z tańcem i śpiewem i przede wszystkim z ogromną radością. Domenico: Po ślubie nawiązała się między nami piękna historia Camparmo przyjaźń, Bracia często odwiedzali nas w Udine, gdzie się przeprowadziliśmy. W tym pierwszym okresie wspólnota żyła w ekstremalnych warunkach: w Camparmò nie było wody ani elektryczności, więc przyjeżdżając do nas korzystali z okazji, żeby wziąć porządny prysznic. W rok po ślubie nadal nie mieliśmy dzieci. Poddaliśmy się badaniom lekarskim i oboje okazaliśmy się bezpłodni. O. Ricardo zaproponował nam, abyśmy przed rozpoczęciem jakiegokolwiek leczenia, modlili się przez jakiś czas. I stało się tak, że oto w listopadzie 1980 roku urodził się nasz pierworodny syn, Gabriele, a niedługo potem, w styczniu 1982 roku - córka Chiara. Tamte lata były dla mnie niezwykle pomyślne: miałem cudowną rodzinę, praca szła znakomicie, miałem wspaniałych przyjaciół, ale nie dawałem się zbytnio angażować przez braci w sprawy duchowe. W 1994 roku Pan pozwolił, aby moja firma zbankrutowała. Próbowałem znaleźć jakieś ludzkie wyjście z sytuacji, a była ona na tyle poważna, że musieliśmy przenieść się z rodziną do Triestu. Pewnego wieczoru odebrałem telefon: był to o. Ricardo, historia Camparmo który zaproponował mi, żebyśmy następnego dnia pojechali razem do Rzymu. Byłem zaskoczony i zakłopotany, również dlatego, że nasza sytuacja finansowa była bardzo zła, ale po sprawdzeniu czy mam pieniądze na benzynę (za którą zresztą potem on zapłacił), nie pytając o cel tej podróży zgodziłem się pojechać. Kiedy dotarliśmy do Rzymu, pokazał mi dom, który kupił dla braci studentów i zaproponował mi wykonanie prac remontowych i uczestniczenie w tym, co zsyłała Opatrzność. Od tamtej pory, mieszkając blisko niego, poznawałem Pana i uczyłem się powierzać mu moje życie. Patrząc na dzisiejszą rzeczywistość i na to, jak Koinonia Jan Chrzciciel rozrosła się i jest obecna na całym świecie, nie mogę nie wspominać lat osiemdziesiątych, kiedy w Camparmò spotykaliśmy się z ojcem Ricardo w gronie czterdziestu osób, a on mówił nam o przyszłej ekspansji wspólnoty i cudach, których Pan dokona. Powtarzał nam to do znudzenia, a my patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem. Tymczasem dzisiaj możemy oglądać wypełnienie wszystkiego co zapowiedział. 13 „Mój dom będzie domem modlitwy” Kongres Koinonii Jan Chrzciciel na Jasnej Górze, 6 października 2007 W szyscy wiedzą, że był, ale nie wszyscy mieli okazję w nim uczestniczyć. Tym, którzy byli proponujemy wspomnienie, a pozostałym - kilka słów spra- w Polsce. 3. Beata i Andrzej Wójtowiczowie zostali Krajowymi Koordyna- wozdania oraz mini fotoreportaż. torami Szkoły Nowej Ewangelizacji w Polsce. Miłośników cyferek informujemy, że zgromadziło się nas ok. 580 osób z całej Polski. 4. Marek Maj został zatwierdzony jako Koordynator Regionu Byli także goście, i to zagraniczni. Przyjechał sam Ojciec Założyciel z dwoma braćmi Wrocławskiego, a Zenon Kufel jako Koordynator Regionu z Czech: Davidem i Janikiem. Niespodziankę sprawił nam w ostatniej chwili nasz Gdyńskiego. Generał, a ściślej mówiąc nie cały Generał, tylko jego kręgosłup. O. Alvaro, złożony A o czym była mowa? niemocą musiał zostać w domu, choć wszyscy spodziewaliśmy się jego przyjazdu. Hasło kongresu brzmiało „Mój dom będzie domem modlitwy”. Przyjechali również bracia i siostry z domu Oazy w Nowym Radzicu. O.Ricardo rozwinął je w swoim popołudniowym nauczaniu. Uroczystej Eucharystii, na zakończenie kongresu, przewodniczył J. E. Józef Wysocki Mówił o dwóch wymiarach posłannictwa Domów Modlitwy: biskup pomocniczy diecezji elbląskiej. nowej ewangelizacji i nowym powołaniu. Domy Modlitwy mają Oprócz dwóch nauczań o. Ricardo i homilii księdza biskupa, byliśmy świadkami uro- się stać centrami ewangelizacji, gdzie znajdzie się miejsce dla czystości wręczenia nominacji kluczowym osobom w polskiej Koinonii. osób przeżywających trudności rodzinne, zdrowotne lub eko- 1. Iwona Sułek, która od początku istnienia wspólnoty wewnętrznej w Polsce jest nomiczne i potrzebujących Bożej interwencji. W Jezusie mogą jej odpowiedzialną, teraz została mianowana pełniącą obowiązki Pasterza Oazy one odnaleźć rozwiązanie. Dom Modlitwy ma być także dla w Nowym Radzicu. tych, którzy Jezusa w ogóle nie znają lub w widzialny sposób 2. Iwona Sułek została również Krajowym Koordynatorem Koinonii Jan Chrzciciel dalecy są od Boga. 14 Nowe powołanie, w tym kontekście, oznacza otwartość na charyzmaty Ducha Świętego (dar uzdrawiania, światło dla zrozumienia swojego życia oraz woli Bożej). To także udział w odnowie życia parafialnego oraz modlitwa w intencji powołań do życia konsekrowanego i do kapłaństwa. i budzenia powołań do kapłaństwa - Poranne nauczanie poświęcone było – także na potrzeby seminariów diece- w całości tym właśnie zagadnie- zjalnych. Troskę o powołania kapłań- niom. skie ukazał o. Ricardo jako sposób oka- Mówiąc o życiu konsekrowanym, zania miłości naszemu Kościołowi. o. Ricardo wskazał na jego trzy Swoją homilię podczas eucharystii wymiary: czystość, ubóstwo i posłu- bp. Józef Wysocki poświęcił zagadnie- szeństwo. Ukazał je jako postawę niu formacji ku dojrzałości chrześcijań- sprzeciwu skiej. Zachęcił nas do podjęcia walki wobec zachodzącej w świecie dechrystianizacji. o detronizację bożków naszego życia Zachęcił nas też do wspierania i wsłuchania się w słowo Boże. 15 rozmowa Ke Ka Ko Posoborowy model parafii – to wspólnota wspólnot. Jedną z najistotniejszych i najpotrzebniejszych wspólnot jest właśnie taka, która będzie głosiła kerygmat, która w swojej posłudze będzie miała pierwsze przepowiadanie Ewangelii i będzie prowadziła ludzi do przyjęcia Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela, aby mogło dokonać się duchowe przebudzenie. KeKaKo: Wspólnoty podobne do Koinonii Jan Chrzciciel wydają się burzyć porządek istniejący w Kościele Katolickim. W jaki sposób, zdaniem Księdza Biskupa, pasterze Kościoła mogą pomagać takim wspólnotom? Jak można przerzucić pomost pomiędzy tradycją a tym, co w Kościele nowe? Wspólnoty nie mieszczą się w dotychczasowych ramach Kościoła Duch święty nie jest skrępowany - rozmowa z biskupem Józefem Wysockim 16 JW: Burzenie porządku – to mocno powiedziane i brzmi nieco pejoratywnie. Powiedziałbym, że te wspólnoty nie mieszczą się w dotychczasowych ramach Kościoła, będąc rzeczywistością posoborową, wykraczają poza te granice. KeKaKo: A to dobrze, że wykraczają? JW: Dotykamy tu ważnego problemu. Istnieją dwie formy, poprzez które Kościół ujawnia swoją działalność i ją prowadzi: Kościół jako urząd i instytucja oraz Kościół jako wydarzenie – czyli ten Kościół, który ujawnia się w charyzmatach. Między urzędem i charyzmatem może występować napięcie. Wspólnoty te zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu dzięki powiewowi Ducha Świętego, jaki był owocem Soboru Watykańskiego Drugiego. Duch Święty nie jest skrępowany naszym planowaniem, przewidywaniem ani naszymi wyliczeniami. I to dobrze. Kościół jest żywy, dynamiczny, rozwija się. Podobnie było z zakonami, które Duch Święty wzbudzał przez wieki w Kościele: pojawiali się ludzie, obdarzeni szczególnymi charyzmatami, a za nimi idą inni, którzy tymi charyzmatami służą Kościołowi. Dochodzimy tu jednak do ważnego problemu. Kościół ma być w świecie jednością, w której objawia się doskonała jedność Trójcy Przenajświętszej. Z tego powodu to, co zostaje wzbudzone przez Ducha Świętego, co już żyje i funkcjonuje, poddaje się pod osąd urzędu, czyli Kościoła jako instytucji. Kościół, wsłuchany w słowo Pana Boga: „Ducha nie gaście”, posiada charyzmat rozeznawania, czy to, co się rodzi, jest zgodne z Objawieniem i Tradycją Kościoła oraz jego nauczaniem. Służy to zachowaniu jedności, a jej strzeżenie jest powołaniem Kościoła instytucjonalnego. Dochodzimy więc do tego, że charyzmat jest w służbie urzędu, a urząd – w służbie charyzmatu. Charyzmatu się nigdy nie da odłączyć od urzędu. Potrzeba rozeznania rozmowa Ke Ka Ko pojawiających się nowych rzeczywistości, żeby się nie okazało, że walczymy z Duchem Świętym. KeKaKo: A wracając do mojego pytania, to dobrze, że nowe rzeczywistości przekraczają dotychczasowe granice, czy nie? JW: One je muszą przekraczać, bo gdyby ich nie przekraczały, następowałoby skostnienie i nie byłoby rozwoju. Z tym jest podobnie, jak w przyrodzie: zima jest okresem kryzysu, po którym następuje wiosna: słońce przygrzewa, soki zaczynają krążyć, pąki pękają (a to jest bardzo bolesne) i dopiero zaczynają rozwijać się nowe pędy. Tak dokonuje się wzrost. KeKaKo: Koinonia Jan Chrzciciel jest wspólnotą ewangelizacyjną. Jej zadaniem jest głoszenie Ewangelii tym, którzy jej nie słyszeli lub nawet słuchać nie chcą. Jak Ks. Biskup widzi rolę takich wspólnot w kraju, gdzie większość społeczeństwa uważa się za katolików, niezależnie od tego, czy mają doświadczenie spotkania z żywym Bogiem, czy też nie? JW: Posoborowy model parafii – to wspólnota wspólnot. Jedną z najistotniejszych i najpotrzebniejszych wspólnot jest właśnie taka, która będzie głosiła kerygmat, która w swojej posłudze będzie miała pierwsze przepowiadanie Ewangelii i będzie prowadziła ludzi do przyjęcia Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela, aby mogło dokonać się duchowe przebudzenie. Jeśli takie przebudzenie się nie dokona, pozostajemy na poziomie religijności naturalnej – człowiek staje się „spobożnionym poganinem”. Misją takich wspólnot jest wytrącanie ludzi z błogiego samopoczucia: „Panie Boże dzięki, że już jestem taki cudowny” i nieustanne głoszenie im Ewangelii o zbawieniu. Oprócz tych wspólnot w parafii potrzeba także innych, z których każda będzie miała swój charyzmat. Czymś bardzo przyszłościowym wydaje mi się wychowanie księży do tego ideału parafii jako wspólnoty wspólnot. Jeśli my mamy ludzi w kościele tylko na mszy, to jakie jest nasze na nich oddziaływanie? Ile trwa liturgia słowa? Tymczasem oni przychodzą nafaszerowani tym wszystkim, czym żyją na co dzień. Słowo Boże nie może się przebić do takiego serca. Kiedy natomiast na Eucharystię przychodzą ludzie należący do wspólnot, ich uczestnictwo jest żywe i wtedy widać, że i parafia żyje. Ważne, by te wspólnoty potrafiły unikać wszelkiej rywalizacji i cieszyły się nawzajem swoimi charyzmatami. Każdy ma swoje powołanie KeKaKo: Wspólnoty, o których rozmawiamy, w tym także nasza wspólnota, to przede wszystkim świeccy. Kiedy jednak przychodzimy do kościoła, okazuje się, że na czele stoi zawsze ksiądz. Jak Ks. Biskup widzi więc miejsce świeckich w nowoczesnym Kościele? JW: Każdy ma swoje powołanie. Kapłan jest przewodnikiem, liderem wspólnoty parafialnej. Także świeccy mają swoje rozmowa Ke Ka Ko Kapłani są niezastąpieni w tym, co bezpośrednio wynika z mocy ich święceń. powołanie. Oni mogą należeć do różnych wspólnot i służyć Kościołowi swoim powołaniem, ale nigdy nie zastąpią prezbitera. KeKaKo: Kapłani są niezastąpieni w tym, co bezpośrednio wynika z mocy ich święceń. Często jednak widzimy świeckich w roli – powiedzmy - w najlepszym razie, protegowanych księży. Nie tylko w parafii, ale także we wspólnocie nic się nie może wydarzyć bez obecności księdza. Wydaje mi się czasem, że zdaniem księży, świeccy nie są samodzielni w swoim chrześcijaństwie. A przecież, jak to Ks. Biskup sam powiedział, także i oni mają do spełnienia swoją misję w Kościele. JW: Wtedy, kiedy ludzie nie są duchowo dojrzali i odpowiednio przygotowani, nie można powierzać im odpowiedzialności. I wtedy ksiądz musi być wszędzie. My dzisiaj nie mamy właściwie uformowanego laikatu. KeKaKo: A może nie są uformowani, ponieważ nie pozostawia im się przestrzeni do działania? JW: Kiedyś przy parafiach funkcjonowały sale katechetyczne. Dzisiaj katechizacja poszła do szkół, no więc w parafii wszystko ucichło. Świadczy to o tym, że nie ma absolutnie żadnej formacji świeckich. Cała formacja polega na tym, że oni przyjdą na mszę, albo nie przyjdą. Można powiedzieć, że wszyscy są nieprzygotowani do przyjmowania sakramentów świętych, poza małymi wyjątkami, a my ich do tych sakramentów ciągniemy. Czy tak ma być aż do osiemdziesiątego roku życia? A co tu mówić o jakiejś dojrzałości? KeKaKo: Może to dlatego, że życie sakramentalne w Kościele wydaje się dzisiaj celem samym w sobie, zamiast być środkiem do spotkania z Jezusem? JW: Trudno to jednoznacznie ocenić. Z mojego doświadczenia (a sam również prowadzę wspólnotę) wynika, że jedni idą szybciej, a inni wolniej. Są i tacy, którzy odchodzą, bo na pewnym etapie nie mogą „doskoczyć”. Są tacy, którym spokojnie mogę powierzyć różne sprawy we wspólnocie i rodzą się z tego piękne dzieła. Są to jednak ludzie dojrzali i odpowiedzialni. Ta obecność księży wszędzie i fakt, że świeccy są jakby „przetrąceni”, rozbija się o problem odpowiedzialności. KeKaKo: Ale przecież sam fakt bycia księdzem nie oznacza jeszcze, że się jest człowiekiem odpowiedzialnym. JW: No oczywiście. Gdyby tak było, to księża by nam nie odchodzili z kapłaństwa. I gdyby kandydaci na księży przechodzili proces formacji ku dojrzałości chrześcijańskiej... Wiadomo też, że nikt nie jest sędzią we własnej sprawie, dlatego każdy potrzebuje wspólnoty. KeKaKo: Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Robert Hetzyg. 17 chrześcijanie w Izraelu Pierwsze kroki ku Jerozolimie „Są to Izraelici, do których należą przybrane synostwo i chwała, przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice. Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała” (Rz 9,4-5). o. Giuseppe De Nardi T ak wiele razy czytaliśmy te i inne wersety Nowego Testamentu ukazujące głęboko zakorzenione cierpienie apostoła, popychające go ku wyznaniu: „Wolałbym bowiem sam być pod klątwą, odłączony od Chrystusa dla zbawienia braci moich” (Rz 9,3). Dla naszej wspólnoty, jeszcze kilka lat temu, te słowa nie były niczym znaczącym, ani tym bardziej niezbędnym. Ziemia Izraela i naród żydowski były odległe od naszego życia wiary. Odnosiły się do przeszłości, bez której doskonale mogliśmy się obejść. Pewnego jednak dnia, w czasie, gdy nasza wspólnota doznawała szczególnego cierpienia, zasłona, która ukrywała przed nami treść tych słów, opadła i głęboki ich sens zaczął przenikać do naszych serc. W ten sposób, prawie przypadkowo, nie zdając sobie z tego sprawy, zostaliśmy przeniesieni w nowy wymiar. Papież Jan XXIII zachęcał, aby mieć wzgląd na to, co łączy i unikać tego, co dzieli, a Paweł VI w adhortacji apostolskiej „Evangelii nuntiandi” mówił, że dzisiejszy świat bardziej niż nauczycieli potrzebuje świadków. Te dwa twierdzenia są wyznacznikami, według których postępował o. Ricardo i które zaprowadziły Koinonię Jan Chrzciciel wraz z innymi katolickimi i niekatolickimi wspólnotami charyzmatycznymi do miejsca, gdzie nasze oczy otwierają się na ten znak czasów, jakim jest odrodzenie się Kościoła judeomesjańskiego w Jerozolimie. Tym sposobem, dopiero mając sześćdziesiąt lat, o. Ricardo po raz pierwszy stanął na ziemi izraelskiej. Jest to fakt tym bardziej znaczący i paradoksalny, że przez niego założona Koinonia opiera wszystkie swoje projekty ewangelizacyjne na planie biblijnym, z ciągłymi odniesieniami 18 do Żydów, do ziemi izraelskiej i do Jerozolimy, a on sam nigdy nie oszczędzał się w podróżach apostolskich. Każda szanująca się parafia organizuje niemal co roku pielgrzymkę do Ziemi Świętej, co świadczy o tym, jak powszechne jest pragnienie więzi z ziemią izraelską i jak silny jest profetyczny ładunek nieustannego spoglądania ku Jerozolimie. Jest to fakt, którego głębokiego sensu my, Koinonia, nie pojęliśmy do tej pory i który dla większości pozostaje nadal ukryty. Podejmowaliśmy wiele różnych poprawnych i przemyślanych działań, lecz temu, co robiliśmy, potrzeba chrześcijanie w Izraelu było odrobiny proroczego tchnienia. Pan, który stworzył Koinonię, z najwyższą delikatnością i precyzją przewidział, kiedy i w jaki sposób winna ona spotkać się z ludem Biblii. Wybrał czas bolesny: czas wygnania ojca Ricardo, jakby na pamiątkę wygnania Izraela oczekującego wezwania do powrotu do ziemi ojców jako lud nowego Egiptu. Nieświadomie przeżywaliśmy to samo oczekiwanie tak jak wtedy, kiedy o. Ricardo – również wówczas na wygnaniu - w małym zajeździe w Cerbaro, w pobliżu Camparmò, oczekiwał na wezwanie Pana, aby wziąć je ostatecznie w posiadanie. Teraz wołała nas już nie ziemia izraelska i jej święte miejsca, lecz lud tej ziemi, który profetycznie wzywał Koinonię do nowego, proroczego wyjścia, aby stała się znakiem wielkiego powrotu wszystkich narodów do Jerozolimy dla odkrycia jedności ze swymi korzeniami: „do nich należą obietnice, (…) z nich jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki. Amen.” (Rz 9,4-5). Podczas letniej Szkoły Ewangelizacji w lipcu i sierpniu 1994 roku odwiedziła nas grupa braci z Holandii, którzy usłyszawszy o rozmachu i organizacji działań ewangelizacyjnych w naszej wspólnocie, bardzo chcieli nas poznać. W trakcie pierwszej rozmowy przy kolacji wyrażali uznanie dla Szkoły i dla zapału, jaki nam towarzyszył. Byliśmy niezwykle dumni z pochwał, które słyszeliśmy, lecz na koniec jednym zdaniem zostaliśmy sprowadzeni na ziemię: „wierzymy, że energia, z jaką wspieracie budowanie Królestwa zyska szczególną siłę oddziaływania, gdy osiągniemy jed- chrześcijanie w Izraelu ność w Chrystusie!” I zacytowali modlitwę arcykapłańską Jezusa. To zdanie przeniknęło do głębi naszych serc i nie pozostało bez odpowiedzi. Jakiś czas po tym spotkaniu Opatrzność sprawiła, że Ruben, Żyd wierzący w Jezusa, nawiązał kontakt z Koinonią w Rzymie i podczas swojego krótkiego pobytu skierował do nas gorące i usilne zaproszenie do uczestnictwa w pewnym wielkim chrześcijańskim wydarzeniu w Jerozolimie. Po przezwyciężeniu wielu wahań związanych z konkretnymi trudnościami natury ekonomicznej, Koinonia odpowiedziała na to zaproszenie w osobie naszego brata Emanuela. Wziął on udział w międzynarodowym spotkaniu ekumenicznym, które odbyło się w Jerozolimie w 1996 roku. Był gościem Rubena i jego brata Beniamina. Wieczorem, kiedy przybył do ich domu, okazało się, że znajduje się w miejscowości Ein Karim, miejscu narodzin Jana Chrzciciela. Jego entuzjazm i radość były jeszcze większe, kiedy dowiedział się, że obaj bracia pochodzą z tego samego pokolenia co Jan Chrzciciel. Liczne powiązania, poczucie ścisłego i namacalnego związku z kuzynem Jezusa, to samo doświadczenie życia w dziewictwie, a ponadto poczucie znalezienia się u siebie w domu, wszystkie te czynniki stały się fundamentami serdecznej, silnej i wzajemnej relacji Emanuela z dwoma braćmi Żydami. Więzią tą Emanuel zaraził wkrótce całą wspólnotę. Tak oto zaczęła się podróż Koinonii Jan Chrzciciel ku Jerozolimie! 19 strona biblijna Droga do Jezusa Na stronie biblijnej będą pojawiać się krótkie teksty nie mające ambicji egzegetycznych ani medytacyjnych. Spróbujemy spojrzeć na Boga wcielonego w Jezusie oczyma ludzi, dla których jest On wyzwaniem i zagadką, a czasem jedyną nadzieją. Być może Czytelnik odnajdzie swoje miejsce, gdzieś pośród tych wszystkich, którzy musieli jakoś odpowiedzieć sobie na pytanie: „kim jest ten człowiek?”. Robert Hetzyg S zli z daleka, nie wiedząc dokąd. Trochę jak Abraham. Tylko, że Abraham szedł, bo wierzył Bogu, a ci trzej, czy ilu ich tam było, wyruszyli w drogę, bo ujrzeli gwiazdę nowo narodzonego Króla Żydowskiego. Coś ich do Niego ciągnęło, choć pewnie sami nie wiedzieli co. A było tak: „Gdy (...) Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim (...). Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. (...) Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (por. Mt 2,1-12). Znali się na astrologii, ale skąd mieli wiedzieć, gdzie się miał 20 nowy król Żydów urodzić? Najlepiej zapytać w stolicy. Trafili marnie, bo na urzędującego króla, który kogo jak kogo, ale konkurenta do tronu ze szczególnym utęsknieniem nie oczekiwał. Mówiło się wprawdzie o Mesjaszu, ale skoro od wieków pojawiały się zapowiedzi nadejścia Syna Bożego, dlaczego miałyby się ziścić właśnie za jego panowania? Trzeba temu jakoś zapobiec. Z pomocą uczonych w Piśmie i arcykapłanów dowiedział się o możliwym miejscu narodzin i skierował tam dziwnych wędrowców, prosząc ich jednak, żeby mu zdali sprawę ze swojego spotkania z nowo narodzonym królem. Nie miał najwyraźniej wesołej miny, skoro i jego najbliżsi, i cała Jerozolima przestraszyli się tych poszukiwaczy Mesjasza, a najbardziej tego, że może On naprawdę przyszedł na świat. A mędrcy, być może dziwiąc się temu przerażeniu, jakie wzbudzili swoim zainteresowaniem osobą małego Króla, poszli dalej drogą, którą pokazał im Herod. I znaleźli Jezusa. Małe dziecko i kobieta w połogu – taki obrazek zobaczyli, kiedy trafili w końcu do Betlejem. A mimo to upadli na twarz, a potem wyciągnęli ze swych skrzyń, co tylko mieli najcenniejszego. I mówić tu źle o poganach! Nie dość, że stać ich na szaleństwo podróży w nieznane, to jeszcze potrafią oddać pokłon dziecku, o którym tylko słyszeli, że ma być kimś wielkim. A wszystko to bez żadnych dowodów, tylko dzięki jakiemuś tajemniczemu impulsowi, który w sobie nosili. Ten impuls, tak nieuchwytny, że trudny do nazwania, popchnął ich do poszukiwań, na które nie zdobył się ani Herod, ani nikt z wierzących Żydów. Ten impuls i dzisiaj pociąga ludzi często samych siebie niepodejrzewających o zainteresowanie sprawami wiary, do poszukiwań sensu życia i jego spełnienia. Bywa, że szukają na oślep, nie mając nawet tej gwiazdy, która prowadziła wędrujących mędrców. Nie wiedząc o tym, pragną dojść do swojego Betlejem, aby spotkać się z Tym, który wypełni tę pustkę, jaka wyrwała ich z domowego zacisza i kazała wyruszyć w drogę. A mędrcy, kiedy już spotkali się z Jezusem, którego szukali, posłuszni Bożemu natchnieniu, inną drogą wrócili do domu. strona biblijna nasze powołanie LIST PASTERZA GENERALNEGO NA ADWENT Chrystus Zmartwychwstał! Drodzy Bracia i Drogie Siostry, zgodnie z łacińskim kalendarzem liturgicznym w grudniu rozpoczyna się okres Adwentu. Jest to czas oczekiwania, który wprowadza nas w święta Bożego Narodzenia: oczekujemy z zapalonymi lampami nadejścia Pana, tak jak ewangeliczne panny czekały na pana młodego. Pamiątka przyjścia Jezusa w ciele nie jest tylko historycznym wspomnieniem, ale uobecnieniem tego, co to przyjście oznacza: kiedy nadeszła pełnia czasu zesłał Bóg Syna swego dla naszego zbawienia. Przyjściu Jezusa towarzyszyła moc Ducha Świętego: to właśnie w Nim Jezus stał się ciałem. Oznacza to, że Adwent jest nie tylko oczekiwaniem, ale niesie ze sobą obecność Bożą i moc Ducha Świętego. Dlatego też oczekując, profetycznie ogłaszamy obecność i moc mającego nadejść wkrótce odnowienia. Należymy do Jego ludu, do ludu proroków. Tak jak panny – i my – oczekujemy, a czekając prorokujemy i działamy. Oczekiwać to czuwać, a lepiej - mieć zawsze obok siebie kogoś, kto Cię przebudzi, gdybyś zasnął. Innymi słowy, aby nie zasnąć, daj się poruszać radości, a przede wszystkim bądź blisko braci, których radość nie dopuści, by nadejście Pana zastało cię śpiącym. Nie uciekaj od radości braci! Prorokować to nie dopuścić, aby choć jeden dzień upłynął bez opowiedzenia komuś o Jezusie. Mówić o Jezusie nie oznacza rozmawiać na tematy religijne, ale dawać świadectwo tym, co Pan Jezus uczynił w tobie. Dawaj świadectwo wobec braci ze wspólnoty i wobec wszystkich, których spotkasz. Działanie to wypełnianie dzieł Bożych. Dziełem Bożym jest to, aby uczynić uległym nasz osąd i przyjąć zdanie brata nie po to, abyśmy się mieli stać wszyscy jednakowi, lecz aby miłować się nawzajem, by mieć tę samą wizję i aby być gotowymi do działania jako jeden lud, który ma jedno serce. W związku z tym mam kilka konkretnych sugestii: Aby wzrosła radość – nie narzekaj. Aby sprzyjać dawaniu świadectwa – wyrusz na poszukiwanie brata, któremu mógłbyś opowiedzieć o Jezusie. Aby kochać – bądź uległy bratu. Wspólnoty życia – zarówno celibatariuszy, jak i rodzin - proszę, aby czyniły to wszystko ze zdwojoną energią i by ich członkowie zachęcali się nawzajem do coraz głębszego otwarcia serca, umacniając więzy przyjaźni i by nie zaniedbywali cotygodniowego Aktu Pokutnego. Aby zobowiązania te mogły otrzymać konkretne oblicze, proponuję, by każda środa Adwentu była poświęcona modlitwie wstawienniczej w intencji wzrostu Koinonii i częściowemu postowi, dzięki któremu zaoszczędzone środki mogłyby zostać ofiarowane, za pośrednictwem Siedziby, na rzecz naszych misji w regionach najbardziej potrzebujących. Życzę wszystkim Adwentu pełnego Ducha Świętego Pan jest blisko. Pilzno, 16 listopada 2007 nasze powołanie o. Alvaro Grammatica Pasterz generalny 21 rodzina Małżeńskie Ke Ka Ko Spotkanie Małżeństw Oazy w Nowym Radzicu 2-4 listopada 2007 Anna Sawicka J ak żyją dziś małżeństwa w Koinonii? Czy radością Zmartwychwstania Chrystusa, czy też jedynie we wzajemnym znoszeniu się w cierpieniu? Okazją do dania odpowiedzi na te pytania stało się spotkanie małżeństw naszej Oazy, pełniących różne posługi we wspólnocie. Odbyło się ono w dniach 2-4 listopada 2007 roku w Nowym Radzicu, a prowadzili je Beata i Andrzej Wójtowiczowie. Nie zabrakło także gości z innych regionów. Był to czas nowego spojrzenia małżonków na siebie i na kondycję własnego małżeństwa. W oderwaniu od codziennych zajęć mieliśmy okazję przyjrzeć się sobie nawzajem oczyma Boga, bardziej niż przez pryzmat swoich słabości. Podczas spotkania Pan mówił: „Wypłyń na głębię”, tzn. bądź gotowy na nowości w twoim życiu i w twoim małżeństwie. Ewie i Michałowi z Łodzi spotkanie pozwoliło wrócić do początków ich znajomości. Był to moment, kiedy Bóg połączył ich idealnie. Uświadomili sobie, jak duchowo są podobni i ile dla siebie znaczą. „Moja żona jest naj- 22 większym darem dla mnie - mówi Michał - wiedziałem to już na początku małżeństwa, ale codzienność sprawia, że o tym się zapomina. Czas kursu to odnowił. Bóg przez to małżeństwo wiele we mnie uzdrowił, przemienił moje życie”. Zrozumieli, że jedność jest filarem rodziny, a ich pragnieniem stało się szukanie jej w różnych dziedzinach życia. Wiele par zauważyło, że aby dawać świadectwo o miłości, muszą wsłuchać się w potrzeby partnera i dostrzegać cechy specyficzne dla każdej płci. Arek, mąż Ani (oboje z Inowrocławia), odkrył na nowo piękno swojej żony. Zauważył, że Pan stworzył ją w sposób cudowny, choć inaczej niż jego: „Dowiedziałem się, że Ania ma swoje potrzeby, których ja często nie rozumiem, ale tak stworzył ją Bóg i dzięki temu jest szczęśliwa. Odkryłem wiele wartości w mojej żonie, zobaczyłem, w jak wielu sprawach jest mistrzynią i jak wiele ma cierpliwości. To dzięki jej determinacji, utrzymujemy wiele kontaktów. Dotknęło mnie także, iż dla kobiet nigdy i zawsze jest sposobem wyrażania się, a nie przekonaniem. Pomogło mi to, bo kiedyś te słowa bardzo mnie raniły”. Spotkanie w Radzicu pozwoliło jego uczestnikom na nowo otworzyć Jezusowi drzwi ich rodzin. Świadectwo Beaty i Andrzeja Wójtowiczów przekonuje, że warto. Dziękujemy! rodzina Nasz dialog w Jezusie Bóg obdarował nas swoją miłością, najcudowniejszą rzeczą, jaką dwoje ludzi może otrzymać. Beata i Andrzej Wójtowiczowie J esteśmy małżeństwem od dwudziestu jeden lat, mamy dwóch synów Łukasza i Jeremiasza. Mieszkamy w Tarnobrzegu. Od jedenastu lat na stałe związaliśmy nasze życie ze wspólnotą Jan Chrzciciel. Poznaliśmy się w szkole średniej, mieszkaliśmy wtedy w Lublinie. Andrzej: Modliłem się każdego wieczoru, by Bóg dał mi dobrą żonę. W czasie jednej z modlitw Bóg pokazał mi Beatę. Poszedłem do niej mówiąc: Bóg chce, żebyś była moją żoną. Powiedziała mi, że się zgadza i że już o tym wie. Wiedzieliśmy, że to jest miłość, którą Bóg nam ofiarował. Beata: Pochodziliśmy z różnych rodzin, z różnych tradycji, mentalności. Andrzej chciał studiować, ja założyć szybko rodzinę i pójść do pracy. Ja wstawałam wcześnie rano, Andrzej kładł się późno spać, byłam obowiązkowa, Andrzej zawsze się spóźniał. Ja, kiedy mówiłam przepraszam, już więcej nie robiłam tego, za co musiałam przeprosić. Andrzej przepraszał, przepraszał, przepraszał i ciągle przepraszał. W dyskusjach i konfliktach zawsze był górą i tylko ja czułam się winna. Dzieliło nas tak wiele, ale Bóg obdarował nas swoją miłością - najcudowniejszą rzeczą, jaką dwoje ludzi może otrzymać. Andrzej: Razem wyjechaliśmy do Krakowa na studia techniczne. Uczestniczyliśmy w spotkaniach charyzmatycznej grupy modlitewnej, Beata zaczęła studiować równocześnie teologię (dzisiaj jest doktorem teologii i uczy katechezy w szkole średniej). Na trzecim roku studiów pobraliśmy się, mieliśmy po 23 lata, wielkie plany, marzenia i nadzieję na rodzinne szczęście. Beata: Andrzej coraz częściej znikał na spotkaniach grupy modlitewnej, spędzał czas przy komputerze albo z kolegami. Gdy po dwóch latach urodził nam się pierwszy syn Łukasz, spędzaliśmy ze sobą niewiele czasu; nasze drogi były jakby gdzieś obok siebie. Andrzej: Zobaczyłem, że Beata jakoś przygasła, że nie jest już tą radosną dziewczyną, którą kiedyś znałem. Zapytałem Boga, dlaczego tak się stało? Odpowiedź była jasna, zacznij zabiegać o swoją żonę, zainwestuj całego siebie w wasze małżeństwo, nie wymówisz się charyzmatycznym liderowaniem, okaż jej swoją troskę, miłość, zainteresowanie. Musiałem zmienić moje postępowanie wobec Beaty. Beata: Zaczęliśmy dużo rozmawiać, uczyliśmy się rozumieć siebie na nowo, co znaczą dla nas słowa przepraszam, miłość, wierność. Każde z nas definiowało te pojęcia zupełnie inaczej. Powoli uczyliśmy się wspólnego ich rozumienia. Mówiłam rodzina do Andrzeja o tym, co jest między nami fajnego i o tym, co mnie boli. Andrzej potem mówił, jak to zrozumiał. Okazywało się, że Andrzej słyszał zupełnie co innego, niż to, co ja mówiłam. Cierpliwie tłumaczyłam mu, co tak naprawdę chciałam powiedzieć. Dobrze, że miłość jest cierpliwa (1 Kor 13,4)! Andrzej: Te nasze cierpliwe dialogi trwały kilka lat, czasami brakowało nam siły, by wyjaśnić dzielące nas różnice zdań, ale wiedzieliśmy za chwilę, że innej drogi nie ma, przecież się kochamy i chcemy być razem, musimy się dogadać, porozumieć i to przed zachodem słońca (por. Ef 4,26). Beata: Zgadzałam się na jego samotne jaskinie, choć nie za długie, zwłaszcza te przy komputerze. Wiedziałam, że się stara, że mu na mnie zależy. Częściej się zgadzał z tym, co mówiłam, z tym, co myślałam. W naszych sporach i różnicach zdań już raz ja miałam rację, raz on, częściej chyba nawet ja. Andrzej zaczął mi pomagać w domowych obowiązkach: chwile wspólnego gotowania należały do najpiękniejszych. Wróciła między nami radość i nadzieja. Andrzej: Poprosiliśmy wspólnotę by pomodliła się za nas. W rozeznaniu słowa Bóg pokazał nam obraz, że jesteśmy jak dwie osoby ciągnące ten sam wóz, ale w różnych kierunkach, tymczasem trzeba było go ciągnąć razem i to w tę samą stronę. Nasz dialog, cierpliwy i systematyczny, sprawił, że coraz bardziej byliśmy razem, jednym ciałem, że te nasze własne drogi na nowo się zeszły w jedną wspólną. Beata: Podjęliśmy wspólnie odpowiedzialność za nasz dom, za nasze dzieci, za naszą rodzinę, a potem za Szkołę Kerygmatyczną. Wspólnie tworzyliśmy Dom Modlitwy, Wspólnotę Rodzinną i całą Koinonię w Tarnobrzegu. Bóg jest ciągle z nami. To On daje nam jedność tak, że w wielu sytuacjach rozumiemy się już bez słów. Andrzej: Nie znamy pojęcia „ciche dni”. Jeżeli zaufaliśmy Jezusowi, a dla Beaty i dla mnie On jest na pierwszym miejscu, to nie może między nami być podziału. Jezus jest Emmanuelem, tzn. Bogiem zawsze z nami (por. Mt 1,23). Modli się za nas, abyśmy byli jedno, aby świat uwierzył (por. J 17,21)! I kiedy otwieramy dla Niego nasze serca, ta modlitwa Jezusa jest skuteczna. 23 życie dla Królestwa Dziewictwo dla Królestwa Niebieskiego „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić”. Iwona Sułek O d początku istnienia Kościoła byli mężczyźni i kobiety, którzy rezygnowali z dobra, jakim jest dla człowieka małżeństwo, by iść za Barankiem, dokądkolwiek się uda (por. Ap 14,4), by troszczyć się o sprawy Pana i starać się Jemu podobać (por. 1 Kor 7,32), by wyjść naprzeciw przychodzącemu Oblubieńcowi (por. Mt 25,6). Czynili to mocą otrzymanego zaproszenia, czyli powołania, które zawsze domaga się odpowiedzi. Bóg, będąc Miłością, dał nam wszystko w Jezusie, a my przyjmując wszystko w Jezusie, odpowiadamy w sposób konkretny, nie tylko duchowy! I właśnie odpowiadając, niektórzy pragną - również z miłości - oddać wszystko. Sam Jezus tak wyjaśnia kwestię powołania do dziewictwa: „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla Królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19,12). Odkryć naturę i wyjaśnienie dziewictwa znaczy tyle, co odkryć naturę i wyjaśnienie Królestwa Niebieskiego. Wchodząc głębiej, zatrzymujemy się przed MISTERIUM: „już i jeszcze nie”. Ponieważ Królestwo Niebieskie już przyszło, a zbawienie w Jezusie już się dokonało, niektórzy już dzisiaj decydują się, aby żyć tak, jak będziemy żyli w wieczności. A jak to będzie? „Jezus im odpowiedział: Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania” (por. Łk 20,34-36)! I tak rozpoczyna się prawdziwa, iście prorocza przygoda, która, choć nie zdarza się wszystkim, może wydarzyć się w życiu każdego. Zapraszamy Was do podążania z nami śladami tych, którzy tej przygodzie pozwolili się porwać. 24 Spełnione marzenia „(…) jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi” (Iz 62,5) Diletta Andreotti Z anim Pan mnie powołał, marzyłam o czymś zupełnie innym: o spokojnej pracy, o domu i o dzieciach. Chciałam mieć dużo dzieci, choć z powodu mojego stanu zdrowia było to mało prawdopodobne. Kandydatów na męża miałam aż za wielu. Szybko się nimi nudziłam, dlatego było ich aż tylu. Ale w końcu pojawił się taki, z którym mieliśmy się pobrać. Domek stał prawie wykończony, do ślubu już niewiele brakowało. I w tym miejscu zaczyna się Boża interwencja: po raz pierwszy nie ja zostawiłam mojego chłopca, ale to on zostawił mnie. Było to zupełnie niezrozumiałe, tym bardziej, że nigdy nie zostało jasno powiedziane, dlaczego tak się stało. Bardzo się wtedy rozgniewałam na Pana. Wydawało mi się, że On nie chce, żebym była szczęśliwa. Zerwałam wszelkie kontakty z Koinonią, z którą już wtedy związana byłam od lat. Postanowiłam odpocząć. Trwało to około trzech miesięcy, aż zrozumiałam, że tak dalej nie dam rady. Życie bez Jezusa opierało się wyłącznie na uczuciach. Raz było mi dobrze, a raz źle. Nie miałam żadnego punktu odniesienia, ani celu. W końcu pomyślałam, że nie chcę tak żyć. Chcę mieć pewność, że moja przyszłość życie dla Królestwa będzie dobra. A dobra i piękna doświadczyłam wcześniej tylko z Panem. Bez Niego mogło chodzić co najwyżej o przyjemności: zabawa – owszem, kiedy był alkohol i papierosy. Chłopcy – owszem, ale żaden na serio. No więc w końcu z pewną dozą pokory powróciłam do Pana i do moich przyjaciół. A przyjaciele czekali na ten moment. Przyjęcie, jakiego od nich doznałam, sprawiło, że postanowiłam nie cofać się już nigdy do życia bez Jezusa. Miałam okazję przekonać się wtedy, że prawdziwa przyjaźń bierze się z miłości, która pochodzi od Boga. Wróciłam do modlitwy: teraz modliłam się godzinę dziennie. Brałam udział we wszystkich spotkaniach wspólnotowych. Zaczęłam dawać dziesięcinę. No i czekałam na dzień, w którym Pan pośle mi jakiegoś fajnego chłopaka – czyli księcia z bajki. I pojawił się taki chłopak, prawie idealny. Tylko, że moje serce do niego się nie paliło. Mówiłam: „Poczekajmy trochę”. A on odpowiadał: „Dobrze, poczekamy”. I tak czekaliśmy, aż w końcu on zatelefonował i powiedział, że w oczekiwaniu na mnie poznał inną dziewczynę. „To nic poważnego, ale chciałbym, żebyś wiedziała”. W ciągu roku się pobrali. W tym czasie zaczęłam inaczej patrzeć na miłość, że jest to coś więcej, niż tylko przyjemne bycie z kimś. Dotąd zawsze czegoś oczekiwałam od tych, z którymi się wiązałam. Teraz zrozumiałam, że miłość nie jest interesowna. Zdałam sobie sprawę, że ja nie potrafię kochać tak, jak Pan chce. Pewnego razu, podczas modlitwy poprosiłam Go, żeby coś mi o tym powiedział. Miałam z Nim takie doświadczenie, że kiedy potrzebowałam Jego odpowiedzi, dawał mi ją za pośrednictwem swojego Słowa. Tym razem też tak było. Otworzyłam 62 rozdział Księgi Izajasza, gdzie jest napisane: „jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi”. W tamtej chwili świat się dla mnie zatrzymał. Zastanawiałam życie dla Królestwa się, jak tu odpowiedzieć na taką propozycję. Myślałam i płakałam. Czułam się wolna: mogłam odpowiedzieć „tak” albo „nie”. Po trzech dniach powiedziałam „tak”. Tamtego dnia upadł mur: spadł mi z serca ciężar, który nosiłam od lat. Pan mi powiedział, że mam Go kochać taka jaka jestem. Od razu chciałam wstąpić do wspólnoty, ale nikt nie wierzył, że będę potrafiła tak żyć. Powoli zaczęłam się zmieniać. Najpierw to były zmiany w wyglądzie. Przestawałam być „dziewczyną-wamp”, jak mnie nazwała moja starsza siostra. Co miała na myśli? - Krótkie stroje, wysokie obcasy, makijaż, paznokcie długie, pomalowane na czarno, brązowo, fioletowo i bordowo. Zmiany w moim wyglądzie następowały stopniowo: malowałam się coraz mniej, nosiłam coraz krótsze włosy i dłuższe spódnice. Mama zaczęła zauważać te zmiany. Mniej się kłóciłyśmy, byłam dla niej cierpliwsza niż dotąd. Wydaje mi się, że ona się zorientowała, co się święci, ale nic nie mówiła, dopóki sama jej nie powiedziałam. Dzisiaj, po dziewięciu latach życia we wspólnocie, mogę powiedzieć, że spośród moich dawnych marzeń wypełniło się to najważniejsze: czuję się kochana. Nie mam tak spokojnego życia, o jakim marzyłam, ale nie ma też takiej rzeczy, której by mi brakowało. To nie znaczy, że przestałam marzyć w ogóle, tylko teraz marzenia są inne: już nie o tym, co dla mnie, ale o tym, co dla braci. Marzę o nowych Oazach, o ludziach, którzy przychodzą do wspólnoty i o tym, żeby jak najdłużej żyć i móc to wszystko oglądać. 25 strefa młodych Wypoczynek to nie wszystko. Trzeba jeszcze towarzystwa. Izabela i Maciej Łukaszewiczowie Za oknem... szaro i zimno. Szkoła pracuje pełną parą. Bliżej do Bożego Narodzenia niż do ostatnich wakacji. Jednak wspomnienia minionego lata są wciąż żywe, a to za sprawą Wakacji w dobrym towarzystwie, które młodzi spędzili w Radzicu. Zebrało się ich w sumie dwadzieścioro czworo Wspaniałych. Przyjechali z całej Polski i przez prawie dwa tygodnie (od szóstego do piętnastego sierpnia) zmagali się z wyznaczonymi zadaniami. Nie zabrakło siniaków, otarć i bąbli. Jednak wytrwali i nie żałują, bo mogli przeżyć fascynującą przygodę, poznać siebie i doświadczyć prawdziwej przyjaźni. O dobre towarzystwo zadbał dyrektor - Paweł Kulicki, który zorganizował obóz i nim kierował. Nie wszyscy przyjechali na obóz z entuzjastycznym nastawieniem. Każdy jednak wyjechał zmieniony, pełen nowych doświadczeń i z chęcią powrotu za rok. Kaja: Z moim wyjazdem na Obóz Młodych było trochę niejasności. Do ostatniej chwili wahałam się, czy chcę jechać, gdyż miałam wiele innych planów wakacyjnych, dlatego też byłam przekonana, że niestety muszę zrezygnować z obozu. Poczułam jednak coś pięknego: Jezus woła mnie po imieniu. Upadły wszystkie inne plany i w ten sposób znalazłam się na obozie. Czas ten był dla mnie bardzo pożyteczny, wiele mnie nauczył. Mimo tego, że nie mieliśmy rewelacyjnych warunków mieszkaniowych, bardzo mi się tam podobało i uważam, że były 26 to jedne z lepszych moich wakacji. Poznałam wielu interesujących ludzi, a, co równie ważne, mogłam bardziej poznać samą siebie, odkrywać nowe możliwości, a Bóg wydobywał ze mnie to, co najlepsze. Uświadomił mi wiele ważnych rzeczy. Przede wszystkim odkrył we mnie mentalność zwycięzcy, która pomaga mi teraz funkcjonować w życiu i wciąż owocuje. Powróciłam do domu, chodzę znowu do szkoły, ale widzę, że to, co przeżyłam wtedy, pomaga mi przezwyciężać trudności dnia codziennego, gdyż zmienił się mój sposób myślenia i działania. Wyjątkowość tego obozu polegała też na tym, że po raz pierwszy odbył się on w Oazie. Młodzi mieli okazję zobaczyć, jak tu się żyje, pobyć z braćmi i siostrami. Jarek: Będąc w Radzicu, w naszej Oazie miałem ogromną chęć niesienia pomocy wszystkim siostrom i braciom, którzy na co dzień tam żyją. Przez to, że mogłem im pomagać poczułem się w jakiś sposób częścią Oazy, tej wspaniałej rodziny. Nie ma takiej możliwości, żeby nic nie robić. Musisz tam zostawić część siebie, tam jest jakby część twojego ciała, ducha i wszystkiego, co jest z tobą związane. Młodzi obozowicze zapewniają, że kolejne wakacje spędzą również w dobrym towarzystwie. A ty? Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeżeli nie zdecydowałeś się na przyjazd w tym roku lub dopiero teraz dowiadujesz się o Obozie Młodych w Radzicu, już dziś zarezerwuj sobie czas 14-21 lipca 2008! Naprawdę warto! strefa młodych Młodzież na Kursie Paweł Nie byłeś? Poczytaj. Tegoroczne wakacje obfitowały w propozycje skierowane do młodych. Wspólnota z Wrocławia zorganizowała w dniach 20 - 29 lipca kurs Paweł, który odbył się w Miliczu – starym, zabytkowym miasteczku ok. 30 km od Wrocławia. Kurs koordynował Michał Patynowski. Z zaproszenia skorzystało 35 osób w wieku od 14 do 25 lat. Uczestnicy przeżyli dziesięć wspaniałych dni, które dla wielu z nich stały się początkiem nowej życiowej drogi. Magda: Właściwie to jechałam tam niechętnie, nie wierzyłam, że doświadczę czegoś nowego, co zmieni moje życie. Myliłam się... Z dnia na dzień coraz bardziej otwierałam się na Jezusa. Pragnęłam przyjąć to, co On mi przygotował... Pan niejednokrotnie bardzo mocno dotknął mojego serca. Dał mi doświadczenie przyjaźni i po raz kolejny, życia we wspólnocie. Jestem ogromnie szczęśliwa, że mogę się dzielić z innymi tym, czego sama doświadczam - miłością, radością, pokojem, przyjaźnią, poczuciem bezpieczeństwa, niesamowitą ufnością... Mam nadzieje, że nigdy nie zabraknie mi gorliwości i zapału do głoszenia Pana!!! Kurs zakończył się 29 lipca, ale dla mnie on nadal trwa, bo ewangelizacja nigdy się nie kończy, to dopiero początek pięknej przygody... strefa młodych 27 z oazy W tej rubryce będziecie mogli przeczytać o tym, co słychać w domu naszej Oazy w Nowym Radzicu koło Lublina. Gdyby ktoś o nim nie słyszał, to informujemy dla porządku, że mieszka tu pierwsza wspólnota braci i sióstr konsekrowanych w Polsce. Gorące lato Lato, jaka pogoda by mu nie towarzyszyła, bywa u nas gorące już to z powodu odwiedzających nas licznie gości, już to dzięki letniej Szkole Ewangelizacji, w której przynajmniej część z nas czynnie uczestniczy, a na pewno w związku z corocznym spotkaniem w dniu 15 sierpnia, które stało się naszym Świętem Dziewictwa dla Królestwa Bożego. Tego dnia w Polsce bracia i siostry ze wspólnoty wewnętrznej składają zwykle swoje zobowiązania do życia według rad ewangelicznych. Tak było i w tym roku. Zobowiązania wieczyste złożyli Weronika Lapeta, Ewa Turska i Grzegorz Cybulski. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! Wakacyjna temperatura jeszcze wzrosła, ponieważ oprócz wszystkich tych wydarzeń mieliśmy w naszej Oazie obóz młodych. A po wszystkim, na początku września, rozpoczęły się wakacje także dla nas: wyjechaliśmy na coroczne spotkanie celibatariuszy do Recanati we Włoszech. Z roku na rok stawiamy sobie pytanie, czy uda nam się spotkać znowu w komplecie, ponieważ jest nas wciąż więcej i więcej. W tym roku wspólne wakacje spędzało ponad 150 braci i sióstr. W 1999 roku przyjechaliśmy z Włoch i osiedliliśmy się najpierw w Świdniku. Trzy lata później zakupiliśmy gospodarstwo w Nowym Radzicu. Po ostatnich zmianach w Oazach znaleźliśmy się w dziesięcioosobowym składzie: sześć sióstr (Iwona Sułek, Diletta Andreotti, Monika Wojciechowska, Asia Piechowiak, Agnieszka (Chiara) Połuboczko i Dominika Chodowiec) i czterech braci (Paweł Kulicki, Robert Hetzyg, Piotr Patrzałek i Paweł Badyna). Życiu konsekrowanemu poświęcimy osobny cykl w naszym kwartalniku. Tymczasem zapraszamy do lektury krótkiego przeglądu wydarzeń z Radzica. Po wakacjach – zmiany. Już wydawało się, że nikogo nie wypuścimy z naszego domu (naszą Oazę mieli zasilić Monika Wojciechowska i Piotr Patrzałek), a tymczasem jeszcze w listopadzie oddaliśmy wspólnocie z Recanati Magdę Borecką. Zostaliśmy więc w dziesięcioosobowym składzie. Co porabiamy? To jedno z najtrudniejszych pytań, na jakie często przychodzi nam odpowiadać, kiedy spotykamy znajomych, albo rozmawiamy z nimi przez telefon. Aż się ciśnie klasyczna odpowiedź „po staremu”. No bo sami powiedzcie, czy w uregulowanym trybie życia między piątą a dwudziestą drugą, można znaleźć coś nowego? A przecież, jak spojrzeć w kalendarz, aż roi się od nowości i wydarzeń spoza typowego rozkładu naszych zajęć. Zresztą także rytm naszego tygodnia uległ ostatnio zmianie. Po pierwsze – otworzyliśmy Dom Modlitwy. Zdziwienie? – A Tak! Każdej środy o siedemnastej schodzą się do nas sąsiedzi, żeby poznawać bliżej Jezusa i doświadczyć mocy Jego zmartwychwstania. Kiedy zapraszaliśmy ich po raz pierwszy, odnieśliśmy wrażenie, że od dawna na to czekali. Druga nowość to modlitwa wstawiennicza, którą od tej jesieni prowadzimy w każdy wtorek i czwartek od siedemnastej do dziewiętnastej. Może w niej uczestniczyć każdy, kto tylko chce i odpowiednio wcześniej da nam znać o swoich zamiarach, żebyśmy mogli wyjechać po niego na najbliższy przystanek autobusowy. Zapraszamy! Poza stałymi punktami naszego życia wspólnotowego mamy jeszcze wydarzenia ekstra: Od 2 do 4 listopada mieliśmy przyjemność gościć w naszym domu małżeństwa pełniące w naszej Oazie rozmaite posługi. Więcej o tym na str. 26-27. 4 listopada odbyło się także spotkanie koordynatorów naszej Oazy. W dniach 24-25 listopada członkowie Koinonii z Lublina i okolic zjechali się na Kurs Dom Modlitwy. 9 grudnia wyjeżdżamy do Pilzna na doroczne trzydniowe rekolekcje dla wspólnoty wewnętrznej. 24 grudnia, w Wigilię, o godzinie 22 odprawimy Pasterkę. I może nawet ktoś przyjedzie z okolicy... A prócz tych wszystkich wydarzeń codziennie coś nowego przynosi nam Opatrzność: a to udział w rodzinnych uroczystościach naszych sąsiadów, a to kiszenie kapusty (mamy już dwie beczki gotowe), a to znowu świniobicie. Jednym słowem – żywot człowieka poczciwego. Przez całą jesień trwają prace wykończeniowe w przedsionkach obu naszych budynków. Niestrudzona ekipa w składzie Paweł & Piotr kładą płyty gipsowe, szpachlują i malują. W wolnych chwilach myślą o płytkach, które wkrótce trzeba będzie położyć na podłodze. A kto się chce przekonać, jak to naprawdę wygląda, niech wsiada, w co może, i niech tu przyjedzie. Zapraszamy! www.kekako.pl