Na co czekamy

Transkrypt

Na co czekamy
Ke Ka Ko
Kerigma Karisma Koinonia
Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, nr 1/2007
Na co czekamy...
Kongres Koinonii
Jan Chrzciciel
2007
Nasz dialog
w Jezusie
Spełnione
marzenia
Duch Święty nie
jest skrępowany
- rozmowa z biskupem
Józefem Wysockim
Ke Ka Ko
od redakcji
Kerigma Karisma Koinonia
Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel, nr 1/2007
Na co czekamy
Czekaliśmy, czekaliśmy no i doczekaliśmy się. KeKaKo po raz
pierwszy ukazuje się po polsku! Przekazujemy je Czytelnikom
w adwentowo-świątecznym prezencie z nadzieją, że pomoże
Wam czuć się jeszcze bardziej w sercu Koinonii i że będziecie zadowoleni z tego nowego środka zacieśniania naszych
wspólnotowych więzi.
Znajdziecie tu przekłady niektórych tekstów z włoskiej wersji
KeKaKo oraz aktualności z Koinonii w Polsce i na świecie.
Będziecie mogli przeczytać o tym, jak Koinonia Jan Chrzciciel
ewangelizuje i czym żyje na co dzień.
KeKaKo w wersji polskiej to kwartalnik, tak jak jego włoski
odpowiednik. Jest adresowane do członków naszej wspólnoty i jej przyjaciół.
Publikując pierwszy numer na kilka tygodni przed świętami
Bożego Narodzenia, przypominamy sobie, że Słowo Boże
przyszło na świat w postaci małego dziecka. Bezbronne i niepozorne. Dla jednych stało się znakiem nadziei, dla innych-powodem przerażenia. KeKaKo ma nadzieję przydać się
wszystkim, którzy w tym Słowie upatrują właśnie nadziei.
A nadzieja to oczekiwanie, to spodziewanie się czegoś... lub
Kogoś. Życzymy Wam, aby nadchodzące Święta odnowiły
w Was oczekiwanie i nadzieję na pełnię spotkania z Jezusem
w Jego nadchodzącym Królestwie.
spis treści
2
Od Redakcji
Na co czekamy
3
Głos Generała
Przyjaźń, radość, świadectwo
4/5
Z Polski
6/7
Ze Świata
8
Poznajemy Oazy
Camparmo dzisiaj
9
Ludzie Koinonii
Ola Lapeta
10/13 Nasze Korzenie
14/15 Mój dom będzie domem modlitwy
Kontakt ze Wspólnotą
RADZIC
Oaza w Radzicu
Nowy Radzic 9
21-077 Spiczyn
Tel.: 081 757 76 60
Kom.: 0697 132 161
e-mail: [email protected]
WROCŁAW
Biuro Koinonii Jan Chrzciciel
ul. Św. Antoniego 35/25
50-073 Wrocław
Tel.: 071 796 47 04, 71 796 47 05
Kom. 0601 15 12 62
e-mail: [email protected]
GDYNIA
Zenon Kufel
ul. Św. Józefa 5
84-207 Bojano
Tel.: 0601 61 30 88
e-mail: [email protected]
TARNOBRZEG
Beata i Andrzej Wójtowiczowie
Krajowi Koordynatorzy
Szkoły Nowej Ewangelizacji
e-mail: [email protected]
Redakcja
Adres redakcji: KeKaKo Kerigma Karisma Koinonia, Kwartalnik Koinonii Jan Chrzciciel,
Nowy Radzic 9, 21-077 Spiczyn, tel. 0817577660, e-mail: [email protected],
http://www.kekako.pl Redaktor naczelny: Robert Hetzyg Redaktor programowy:
Iwona Sułek Redakcja: Anna Sawicka, Izabela Łukaszewicz, Joanna Piątkowska Korekta:
Izabela Łukaszewicz Skład i łamanie: Łukasz Abramek Druk: Oficyna poligraficzna Apla
Spółka Jawna, ul. Sandomierska 89, 25-324 Kielce
Historia Camparmo
Relacja z Kongresu Koinonii 2007
16/17 Rozmowa Ke Ka Ko
Duch Święty nie jest skrępowany
18/19 Chrześcijanie w Izraelu
Pierwsze kroki ku Jerozolimie
20
Strona Biblijna
Droga do Jezusa
21
Nasze Powołanie
List Pasterza Generalnego na Adwent
22/23 Rodzina
Małżeńskie Ke Ka Ko
Nasz Dialog w Jezusie
24/25 Życie dla Królestwa
Dziewictwo dla Królestwa Niebieskiego
Spełnione Marzenia
26/27 Strefa młodych
28
Z Oazy
głos generała
radość
przyjaźń
świadectwo
Może wydam się kiepskim patriotą, nawet jeśli nie jestem Polakiem, a tylko pełnym podziwu obserwatorem tego, co Pan czyni z Koinonią na polskiej ziemi.
Tak więc jako porządny „generał” mogę jedynie dostrzec łaskę Boga i zachęcić, abyście nie ustawali
w drodze, w którą wyruszyliście dawno temu.
Był rok 1992 kiedy Koinonia stawiała pierwsze kroki w Polsce, od tamtego czasu minęło 15 lat intensywnej pracy. Pan nam błogosławił, ale wciąż jesteśmy dalecy od tego czego się od nas oczekuje.
Koinonia Jan Chrzciciel jest małym narzędziem w rękach Ducha, którego używa On wedle swojego
planu zbawienia: umocnić Królestwo Boże i przygotować drogę Panu. Naszą główną troską jest to, aby
podobać się Panu i żyć według charyzmatu, którym nas obdarzył. Dlatego przyjaźń, radość i świadectwo to nasze trzy przykazania!
Przyjaźń: być wspólnotą przyjaciół, którzy potrafią być wdzięczni za przyjęcie, jakiego doświadczyli
i umieją oddać życie za braci.
Radość: radość zaraźliwa, entuzjastyczna, widoczna, typowa dla kogoś, kto jest pełen Ducha i doświadczył zbawienia.
Świadectwo: głoszenie tego, co Jezus uczynił w nas i co chce uczynić we wszystkich, którzy otwierają
serca na wołanie Boga. To właśnie jest nasza tożsamość, to właśnie musimy robić, tego Kościół od nas
oczekuje.
A cóż to ma wspólnego z gazetą KeKaKo? Jest to po prostu nasze pismo, twoja gazeta, twoja wizytówka, która słowem drukowanym ogłasza dar Boga ofiarowany Koinonii, którym ona chce się dzielić.
KeKaKo będzie głosem Jana Chrzciciela, który przemówi po polsku, będzie twoim głosem!
„Podnieś głos, nie bój się, powiedz...” (Iz 40,9)
o. Alvaro Grammatica
z Polski
Pierwsza Polska Oaza
Rada Pasterzy Koinonii Jan Chrzciciel powołała pierwszą
polską Oazę z siedzibą w Nowym Radzicu.
Po ośmiu latach od przyjazdu do Polski pierwszych braci
i sióstr celibatariuszy i po pięciu latach od osiedlenia się
wspólnoty wewnętrznej we własnym domu w Nowym
Radzicu powstała tam siedziba Oazy jednoczącej
wspólnoty dotychczasowego regionu tarnobrzeskolubelskiego. Pełniącym obowiązki pasterza została Iwona
Sułek.
Pasterze postanowili postawić kolejny krok na drodze
pełnego zakorzenienia Koinonii w naszym kraju. Skorzystają na tym zarówno wspólnoty, dla których Oaza z jej
pasterzem staną się oparciem, jak i wszystkie wspólnoty
w Polsce, które dzięki pojawieniu się pierwszej Oazy śmielej mogą myśleć o powstaniu wspólnot życia konsekrowanego w ich własnych regionach. Wiadomości z domu
Oazy w Radzicu publikujemy na str. 28.
Zmarła Ola Lapeta
15 października Ola Lapeta poszła na spotkanie ze swoim
Panem. Jej pogrzeb odbył się we Wrocławiu, w sobotę 20
października 2007r. Sylwetkę Oli spróbowaliśmy przybliżyć na str. 9.
przewodniczenie Krajowej Radzie Koordynatorów oraz
koordynowanie i promowanie wspólnotowych inicjatyw
o charakterze ogólnopolskim.
2. Beata i Andrzej Wójtowiczowie zostali mianowani Krajowymi Koordynatorami Szkoły Nowej Ewangelizacji.
Będą dbać o formację szkół regionalnych oraz organizować ogólnopolskie kursy ewangelizacyjne.
3. Prócz tych nominacji pasterz Generalny dokonał także
zatwierdzenia Marka Maja na stanowisku Koordynatora
Regionu Wrocławskiego, a Zenona Kufla – na stanowisku
Koordynatora Regionu Gdyńskiego.
Wszystkim mianowanym i zatwierdzonym życzymy jak
najlepiej.
Nominacje nominacje...
Spotkanie Małżeństw w Nowym Radzicu
1. Wraz z pojawieniem się Oazy w Nowym Radzicu, pełniąca obowiązki jej pasterza Iwona Sułek została mianowana przez Pasterza Generalnego Krajowym Koordynatorem Koinonii Jan Chrzciciel w Polsce. Jej zadaniem będzie
4
Od 2 do 4 listopada w Nowym Radzicu spotykali się małżonkowie tej Oazy pełniący we wspólnocie różne posługi.
Spotkanie to służyło odnowieniu więzi małżeńskich
i ponownemu odkryciu piękna tego, co łączy ze sobą
małżonków. Prowadzili je Beata i Andrzej Wójtowiczowie.
Więcej na ten temat można przeczytać na str. 22.
z Polski
z Polski
Spotkania i rocznice
Tej jesieni sporo podróżowaliśmy, a to za sprawą różnych
spotkań, jakie organizowała nasza wspólnota – od Kongresu po regionalne spotkania Koinonii.
6 października na Jasnej Górze pod przewodnictwem
o. Ricardo Argańaraza odbył się Kongres Koinonii Jan
Chrzciciel. Wzięło w nim udział około 580 osób z całej
Polski. Gościem kongresu był J. Eksc. Józef Wysocki biskup
pomocniczy diecezji elbląskiej. Sprawozdanie z tego
wydarzenia przedstawiamy na str. 14-15.
Na str. 16-17 znajdziecie wywiad z bp. Józefem Wysockim.
Koordynator Regionu Wrocławskiego), a także Ela i Janusz
Wróblowie i wielu innych braci i sióstr będących dzisiaj
członkami Koinonii.
Gośćmi tego rocznicowego spotkania byli o. Emanuele De
Nardi, o. Jan Kruczyński i Iwona Sułek (Krajowy Koordynator Koinonii Jan Chrzciciel
w Polsce), która przyjechała z Nowego Radzica
razem z Dilettą Andreotti.
O. Jan przedstawił krótko
historię Koinonii we Wrocławiu, a nauczanie wygłosił o. Emanuele. Eucharystii
przewodniczył ks. Infuat
Adam Drwięga, proboszcz parafii katedralnej pw. św. Jana
Chrzciciela we Wrocławiu.
Dziesięciolecie wspólnoty w Kaliszu
Także w Kaliszu świętują rocznicę powstania wspólnoty.
Tym razem jest to rocznica dziesiąta. W 1997 roku we
Wrocławiu podczas spotkania zatytułowanego „Pustynia
z Pasterzem”, w obecności o. Ricardo wielu braci i sióstr
z całej Polski złożyło pierwsze deklaracje przynależności
do Koinonii Jan Chrzciciel. Była wśród nich Iwona Patynowska, zarówno wtedy, jak i dziś – odpowiedzialna za
wspólnotę w Kaliszu. Prócz niej także szesnaścioro braci
i sióstr z Kalisza podjęło decyzję wstąpienia do Koinonii.
Piętnastolecie Koinonii Jan Chrzciciel we Wrocławiu
18 listopada we Wrocławiu świętowano piętnastą rocznicę pierwszego Kursu Pawła, prowadzonego w listopadzie 1992 przez o. Ricardo, Emanuela (wtedy jeszcze nie
kapłana) i Jose Prado Floresa. Wydarzenie to wspólnota
wrocławska uznaje za początek istnienia Koinonii w tym
mieście. W kursie brali udział m.in. Marek Maj (obecnie
z Polski
Wspólne spotkania Koinonii na północy
Wspólnoty północnego regionu Koinonii Jan Chrzciciel
budują jedność pomiędzy sobą, odwiedzając się nawzajem. Pierwsze takie spotkanie miało miejsce 11 listopada
w Koszalinie, w sali nowo wybudowanego domu rekolekcyjnego przy tamtejszym seminarium duchownym. Prócz
gospodarzy wzięły w nim udział wspólnoty ze Szczecina
i Słupska. Z posługą muzyczną pospieszyli bracia i siostry
z Gdyni.
Do kolejnego wspólnego spotkania doszło w Bydgoszczy.
Tu prócz bydgoszczan, którzy w grudniu będą obchodzić
swoje piętnastolecie, w spotkaniu wzięły udział wspólnoty
z Inowrocławia i Chodzieży. Przyjechali także przedstawiciele domu Oazy w Nowym Radzicu – Joanna Piechowiak
i o. Robert Hetzyg, który wygłosił nauczanie i przewodniczył wspólnej Eucharystii.
25 listopada przyjechała do Gdyni wspólnota z Malborka,
aby wspólnie świętować spotkanie Koinonii. Gośćmi spotkania byli Ela i Janusz Wróblowie z Wrocławia.
5
ze Świata
Więcej Oaz – więcej pasterzy
Nowiny ze Słowacji
Przełom lata i jesieni przynosi zwykle we wspólnotach
wewnętrznych Koinonii Jan Chrzciciel nowości i zmiany.
Nie inaczej było i w tym roku. Powstały nowe Oazy i mianowano nowych pasterzy.
Dużo się ostatnio dzieje u naszych południowych sąsiadów. Rozkwit Koinonii spotyka się tam z życzliwym przyjęciem władz kościelnych.
Nowe Oazy
Na zaproszenie biskupa hiszpańskiej diecezji Astorga
nasza wspólnota otworzyła tam Oazę. Jej pasterzem został
o. Corrado Sperotto, wraz z którym do Hiszpanii udali się
Małgosia Baczyńska i Krysia Ciarcińska. Jest z nimi również
o. Santiago Fernandez, hiszpański ksiądz od kilku lat należący do Koinonii Jan Chrzciciel.
Pasterze postanowili także, aby i w Polsce powstała Oaza
„z prawdziwego zdarzenia”. Podjęto decyzję, że wspólnota w Nowym Radzicu koło Lublina stanie się centrum
Oazy, obejmującej swoim terytorium dotychczasowy
region tarnobrzesko-lubelski. Pełniącą obowiązki pasterza została Iwona Sułek.
Nowy region w Preszowie
13 października 2007 roku, z udziałem eparchy Kościoła
Grekokatolickiego Jana Babjaka, zainaugurowano w Preszowie na Słowacji nową rzeczywistość Koinonii Jan
Chrzciciel. Jest to trzeci (po Zlatej Idce i Sklenem) region
Koinonii w Słowacji. Będą do niego należeć przede
wszystkim bracia i siostry obrządku grekokatolickiego.
Jego koordynatorem został o. Anton Parilak, dotychczasowy współpracownik o. Milana Bednarika, pasterza Oazy
w Zlatej Idce, a od niedawna także Krajowego Koordynatora Koinonii Jan Chrzciciel na Słowacji. „Na zeszłorocz-
Nowi pasterze
W związku ze swoim wyjazdem do Hiszpanii o. Corrado
opuścił Oazę w Wiecznym Mieście, a posługę pasterza
podjęła tam Lorella Andreotti, prywatnie siostra Diletty,
ktorej świadectwo znajdziecie na str. 24.
Zmiana nastąpiła także na stanowisku pasterza
w Camparmò. Od października jest nim o. Artur Bilski,
który zastąpił o. Emanuela De Nardi, o. Emanuele rozpoczął teologiczne studia licencjackie w Rzymie.
Nowa siedziba
Z początkiem listopada Siedziba naszej wspólnoty została
przeniesiona z Cogollo del Cengio we Włoszech do Valchy
w Czechach. Można powiedzieć, że „sztab” gromadzi się
wokół swego generała, bo z okien nowej siedziby widać
Oazę w Pilźnie, gdzie mieszka nasz pasterz Generalny.
nym spotkaniu koordynatorów naszej Oazy, przyglądając się potrzebom duszpasterskim wspólnoty, doszliśmy
do wniosku, że wolą Pana jest rozdzielenie jej na dwie
mniejsze tak, aby można było ożywić wzajemne relacje pomiędzy członkami wspólnoty, a także wzmóc ich
gorliwość ewangelizacyjną – mówi nam o. Milan. – Nie
było to łatwe, zważywszy na dziesięcioletnie więzy, jakie
łączyły wielu braci we wspólnocie. Miało to być „cięcie
na żywym organizmie”, a takie zawsze jest bolesne.
W nowo powstałym regionie mamy teraz około 150 braci
i sióstr, podczas gdy wokół Oazy gromadzi się wspólnota
mniej więcej trzystuosobowa – wyjaśnia”.
Nowi księża
27 października 2007 roku nasz brat Vladko Beregi z rąk
biskupa Rudolfa Balaża przyjął święcenia kapłańskie. Cieszymy się tym bardziej, że także ordynariusz archidiecezji
koszyckiej arcybiskup Alojs Tkač jest gotów święcić księży
6
ze Świata
ze Świata
dla posługi w naszej wspólnocie. Wyrazem tej gotowości
staną się święcenia diakonatu, jakie 8 grudnia przyjmie
inny z naszych braci - Peter Hermanovsky. 21 czerwca
2008 roku ma on zostać wyświęcony na kapłana razem
z grupą absolwentów koszyckiego seminarium duchownego.
Nowy dom w Vysnym Klatovie
W decydującą fazę weszła budowa pierwszego skrzydła
Oazy w Vysnym Klatovie. Obecnie wspólnota koszyckiej
Oazy Koinonii gnieździ się w niewielkim domu, przystosowanym do tego celu przed ponad dziesięciu laty. Być
może już za trzy miesiące opuszczą go, aby przeprowadzić się do nowego domu.
ze Świata
W szkole praca wre
Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody...
(Mk 16,15)
Podstawowy poziom naszego Instytutu Teologicznego
Ateneum Koinonii Jan Chrzciciel to Szkoła Nowej Ewangelizacji z siedzibą w Prusinach, niedaleko Pilzna. Podobnie
jak w zeszłym roku, tak i tej jesieni ruszyło tam trzymiesięczne intensywne szkolenie liderów szkół ewangelizacji.
Przyjechało na nie 27 braci i sióstr z różnych stron świata:
Włoch, Irlandii Północnej, Słowacji, Czech, Hiszpanii, Indii
i Meksyku. Szkolenie zakończy się egzaminami w połowie
grudnia.
Wkrótce po zakończeniu stacjonarnej Szkoły w Czechach, w styczniu przyszłego roku dwie ekipy misjonarzy
naszej wspólnoty wyruszą do Indii, aby i tam prowadzić
podobne kursy, a w marcu, kolejna grupa braci i sióstr,
pojedzie na Sri Lankę. W przyszłym roku nasza Szkoła
Nowej Ewangelizacji wyśle swoich nauczycieli jeszcze
do Burkina Faso i na Wybrzeże Kości Słoniowej, a latem
w Rzymie, poprowadzi coroczne letnie kursy. Będziemy
o nich pisać w kolejnych numerach KeKaKo.
7
poznajemy Oazy
Camparmo
dzisiaj
Anna Malina, Robert Hetzyg
M
aleńka osada w północnych Dolomitach we włoskiej prowincji Vicenza na wysokości 900 m n.p.m. prawie w cało-
ści należy do Koinonii Jan Chrzciciel. Tylko jej mała część pozo-
- każdego tygodnia od wtorku do czwartku dwugodzinna
staje nadal w rękach poprzednich właścicieli, którzy, choć tam
modlitwa wstawiennicza,
nie mieszkają, dotąd nie chcieli odsprzedać swojej własności.
- comiesięczne spotkania ewangelizacyjne w Merano, Porde-
Mieszka tu dziś międzynarodowa wspólnota składająca się
none, Mantovie, Bolonii, Pove di Grappa i Montebellunie, pro-
z Polaków, Włochów, Czechów, Słowaków, Meksykanina i Fran-
wadzone we współpracy z Manuelem Rossim - jednym z braci
cuzki. Jej pasterzem został niedawno o. Artur Bilski, zastępując
ze wspólnoty zewnętrznej,
na tym miejscu o. Emanuele De Nardi.
- spotkania ewangelizacyjne w domu jednej z rodzin w miejsco-
Prezentując pierwszą Oazę Koinonii Jan Chrzciciel, trzeba zrobić
wości Castello di Godego,
wstępne założenie, że są to tylko informacje, które budzą apetyt
- spotkania dla nastolatków (także wspólne wyjazdy - m.in.
na osobiste spotkanie z tym miejscem. Stąd wzięły się wszystkie
do Medjugorie oraz do innych Oaz),
Oazy i Domy Modlitwy na całym świecie. Tutaj pierwsi bracia
- obozy dla dzieci i młodzieży,
przez wiarę przyjmowali świetlane wizje na przyszłość, których
- kursy ewangelizacyjne prowadzone w Oazie i poza nią.
spełnienie my dzisiaj możemy oglądać.
Istnieją i działają liczne posługi m.in. prorocka, uzdrowienia
Oaza Camparmò to dzisiaj nie tylko gromadka szaleńców,
wewnętrznego, muzyczna, posługa dzieciom i inne.
którzy postanowili wszystko oddać Jezusowi, żyjąc według
W Camparmò działa również stowarzyszenie „Aggeo” zrze-
rad ewangelicznych. To także potężny, liczący około 500 osób,
szające chrześcijańskich przedsiębiorców. Tutaj także zrodził
organizm, składający się z 36 Wspólnot Rodzinnych ewangeli-
się zapoczątkowany przez wspólnotowe małżeństwo Franco
zujących w 100 Domach Modlitwy. Oaza Camparmò obejmuje
i Paolę kurs naturalnej regulacji poczęć, rozpowszechniony póź-
obszar rozciągający się od pogranicza z Francją (Cuneo, Biella,
niej w innych włoskich wspólnotach, a także w Słowacji.
Genua), poprzez Lombardię z Mediolanem i okolicami, Valtellinę
Dwukrotnie w ciągu roku (1 maja i 15 sierpnia) cała wspólnota
w pobliżu granicy ze Szwajcarią, Bolzano, gdzie prawie wszyscy
spotyka się w Camparmò na piknikach. To prawdziwe święta
mieszkańcy mają podwójne włosko-austriackie pochodzenie,
radości.
aż do Udine na wschodnich krańcach Włoch. Południową gra-
W tym roku bracia i siostry z Camparmò stoją przed nowymi
nicę regionu wyznacza natomiast Bolonia.
wyzwaniami: rozpoczęły się prace budowlane i remontowe,
Każdego miesiąca odbywa się pięć spotkań Koinonii: prócz spo-
aby można było powrócić do organizowania spotkań Koinonii
tkania w sali w Malo, zwanej Siloe, także w Mediolanie, Genui
w Oazie.
i Cuneo. Od 21 października 2007 rozpoczęły się spotkania
Zapracowanym
Koinonii we wspólnocie nazwanej „Gesia”, co w dialekcie ozna-
na co dzień, cieszyć się przebywaniem w miejscu, do którego
cza kościół, mieszczącej się w miejscowości Cavarzere. Od dwóch
każdy z nas, może co najwyżej pielgrzymować.
Camparmonitom
zazdrościmy,
że mogą
lat istnieje tam wspólnota życia rodzin założona przez dwa małżeństwa: Zelindo i Katty oraz Daniele i Magdę (to nie pomyłka,
Magda jest Polką i pochodzi z Nowego Targu). Wokół tej małej
wspólnotki gromadzi się około 150 osób w sześciu Wspólnotach
Rodzinnych.
Życie współczesnych Camparmonitów niewiele przypomina
prawie monastyczny rytm dnia pierwszych braci. Do codziennych modlitw, prac i spotkań przy stole dołączyły teraz częste
wyjazdy, a także wizyty gości z całego świata. Oto krótki wykaz
pastoralnych zajęć wspólnoty z Camparmò:
8
poznajemy Oazy
ludzie Koinonii
C
i, którzy do wspólnoty należą dłużej niż kilka miesięcy,
z pewnością ją znają - jeśli nie osobiście, to ze słyszenia. A może byli na kursie, który prowadziła lub słuchali
nauczań tłumaczonych przez nią z włoskiego? W tej krótkiej prezentacji chcemy Wam ją pokazać oczyma bliskich
i przyjaciół, tak, jak oni ją poznali i... zapamiętali. Jeśli natomiast ktoś nie miał okazji zetknąć się z Olą bezpośrednio,
tym bardziej zachęcam do lektury tej strony KeKaKo.
Dla porządku kilka szczegółów biograficznych:
- urodziła się 21 września 1950r. we Wrocławiu,
- ukończyła filologię romańską na Uniwersytecie Wrocławskim oraz teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym
we Wrocławiu,
- poza językami francuskim i włoskim znała również rosyjski, potrafiła porozumieć się po angielsku i hiszpańsku,
a nawet przymierzała się do nauki portugalskiego,
- rodzina: mąż – Tadeusz, córki: Agnieszka i Weronika.
Pasja - robić wszystko na 100 procent.
Taką Olę znam i ja: podobną do fali, zagarniającej ze sobą,
cokolwiek znajdzie na swej drodze. Niebezpiecznie było
nie podążać za tą falą - mogła cię porwać ze sobą.
Piotr: "Od kiedy spotkałem Olę po raz pierwszy, zacząłem
omijać ją szerokim łukiem. Była wulkanem energii, który
stanowił wówczas, jak sądziłem zagrożenie dla mojego
niepoukładanego ducha. Nawet nie wiem kiedy ten
dystans się skrócił. Ola, z odległej "niebezpiecznej" siostry,
stała się przyjacielem, z którym można było dotykać najbardziej intymnych obszarów duszy. Poza tym wszędzie
jej było pełno. Była zwłaszcza tam, gdzie ktoś potrzebował
pomocy!”.
Miśka: "Ola walczyła o zbawienie wielu osób. Walczyła
o małżeństwa w kryzysie, o dzieci, którym groziło zabicie
w łonie matki, o matki, którym przychodziły takie myśli.
Walczyła o zniewolonych, np. narkotykami czy seksem.
Głosiła Jezusa, napominała, pościła za nich, prosiła innych
o modlitwę. Nie miała względu na osoby. Potrafiła napominać wysoko postawionych, a także modlić się i pościć za
tych, którzy ją skrzywdzili. Żyła i nauczała tak, jakby jutro
miał nadejść Dzień Pański”.
Jej dni ostatnie to osobna historia, którą pewnie kto inny
i gdzie indziej opisze.
Tutaj pozostawiamy jej żywy, choć oczywiście niepełny
obraz.
poznajemy Oazy
Ola Lapeta
Moja mama
Weronika Lapeta
M
oja mama? Perfekcja w każdym
calu. Wszystko musiało być zawsze
dopięte na ostatni guzik. Każde wyjście
z domu razem, to ten sam rytuał. Wszyscy
czekamy już w samochodzie... wracam
po mamę. Kończy makijaż, jeszcze trzeba
pozamykać drzwi do pokojów, torba, reklamówki (z czymś, co na pewno się przyda).
Już stoi w drzwiach... a, jeszcze perfumy
(od lat ten sam zapach). Wreszcie udaje
się wyjść. Zawsze wtedy myślałam - brak
poczucia czasu, dziś lubię myśleć - życie
tym, co wieczne, „doskonałe”.
Dostrzec piękno, żyć pięknie, intensywnie,
z gustem. Konkretny owoc to stół pięknie
nakryty, na nim wykwintne, wyszukane
potrawy, apaszka zawsze dobrze dobrana.
A piękno, którego jeszcze nie ma, za którym
się tęskni - można znaleźć w wierszach.
Moja mama lubi pisać wiersze, wspomnienia (kronika rodzinna), listy.
Potrafi „tracić” godziny przy telefonie,
zawsze gotowa dać swój czas innym.
O czym rozmawiała? O Jezusie. Radzi,
pociesza, „prowokuje”... Nigdy nie bała
się powiedzieć prawdy! Być zimnym albo
gorącym – to zawsze wprowadzała w czyn.
Kiedy ewangelizowała, nie było „zmiłuj się”.
„Chcesz przyjąć Jezusa, czy nie? Zdecyduj!”- Przyniosło owoc!
9
Historia Camparmo
Pan wzywa
Camparmo ziemia obiecana,
ziemia moja, ziemia nasza
J
uż od swego pierwszego osobistego
spotkania z Jezusem w wieku lat dwudziestu (w latach 50-tych), w o. Ricardo
zawsze obecne było pragnienie stworzenia
wspólnoty braci, którzy byliby powołani
do tej samej co on misji. Okazja ku temu
nadarzyła się wiele lat później, w dość dziwnych okolicznościach, dzięki niespodziewanej niedyspozycji. Został wówczas wysłany
do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek w Breganze do posługi siostrom przygotowującym się do ślubów wieczystych, gdzie miał
silny atak kolki i został niezwłocznie poddany
leczeniu. Siostra pielęgniarka o imieniu Santacaterina, wiedząc o jego zamiarach stworzenia Domu Modlitwy w rejonie Val Leogra,
poinformowała go, że jeden z jej krewnych
zamierza sprzedać dom w miejscowości Vallortigara w gminie Valli del Pasubio.
Dlaczego o. Ricardo wybrał właśnie okolicę Val Leogra?
Musimy cofnąć się nieco w czasie.
W październiku 1974 roku, o. Ricardo przeżył potężne
doświadczenie Ducha Świętego. Usłyszał wtedy w sercu
silny, choć łagodny głos, który zachęcał go do oddania się
na pewien czas samotnej kontemplacji. Podzielił się tym
doświadczeniem z braćmi, ze swojej ówczesnej wspólnoty i kiedy modlili się razem, zrozumieli, że Pan prosi go,
10
aby spędził pewien czas w samotności. Tym sposobem,
w pierwszych dniach lipca 1975 roku, wyjechał na dwa
miesiące do maleńkiego kościółka na wysokości 2300
metrów n.p.m. Szczyt Palon na górze Pasubio: to miejsce
było jego „pustynią”.
Rozpoczął od dwutygodniowego postu, pijąc tylko wodę.
Znaczące było dla niego popołudnie piętnastego dnia,
kiedy ku jego zdumieniu, zjawił się tam młody pasterz
z Caldogno, mający nieopodal swoje obozowisko, i przy-
historia Camparmo
niósł mu litr owczego mleka.
W czasie swojego odosobnienia ojciec Ricardo miał silne
poczucie obecności Jezusa i Jego Ducha. Pan ukazywał
mu obrazy przyszłości, zwłaszcza po wieczornej eucharystii. Zapowiadał, że ofiaruje mu miejsce usytuowane
po lewej stronie Val Leogra, gdzie żył będzie z braćmi
i nie będą to bracia, którzy dotychczas mu towarzyszyli.
W wizjach oglądał ciemną ścieżkę górską, którą podążał
ogromny tłum chorych, niewidomych, sparaliżowanych,
a nawet umarłych, którzy potem powracali jasno oświetloną drogą, zupełnie zdrowi, jaśniejący światłem i radością. To właśnie z tych wspaniałych szczytów Pasubio
dostrzegł niewyraźnie z oddali miejsce, gdzie Pan nakazywał mu rozpocząć swoje dzieło.
Z końcem sierpnia zakończył czas „pustyni” i wyruszył
w powrotną drogę do wspólnoty w Ronchi di Villafranca,
gdyż w pierwszych dniach września miał poprowadzić
wspomniane rekolekcje. Ze słów swojej pielęgniarki zrozumiał, że Pan daje mu znak.
Od razu rozpoczął poszukiwanie domu, który miałby stać
się Domem Modlitwy. Pierwszym przystankiem było Vallortigara, lecz nie było to miejsce wybrane przez Pana.
Dotarł do znajdującego się w pobliżu Pomnika Poległych
historia Camparmo
za wolność i po przebyciu około stu metrów przybył
do Camparmò. Zaledwie wysiadł z samochodu i postawił
stopy na tej ziemi, otrzymał potwierdzenie. Głos w sercu
mówił mu: „To jest ziemia obiecana”. Bezwiednie wyszeptał: „Proszę Cię Jezu, aby moje ciało tutaj oczekiwało
na zmartwychwstanie”. Tak oto dotarł do ziemi obiecanej mu przez Pana w dalekim roku 1955, kiedy to usłyszał
Jego słowa: „Przyjdź i choć za mną”. Z uległością podążał
za Nim, aż dotąd nie znając drogi. Teraz z wielkim wzruszeniem patrzył, jak spełniają się obietnice Pana, a jego
sny stają się rzeczywistością.
Pierwszym małżeństwem, które wstąpiło do Wspónoty
byli Domenico i Eliza Maramieri. Tak wspominają początki
swojej przyjaźni z o. Ricardo i Wspólnotą z Camparmò:
Eliza: W latach 1975-76 mieszkałam w Turynie i należałam
do grupy charyzmatycznej „Alleluja”, z którą uczestniczyłam w rekolekcjach w Costabissara, organizowanych
przez wspólnotę Cantico, do której w tym czasie należał o.
Ricardo. Byłam bardzo młoda i nieśmiała, ale osobowość
i charyzma o. Ricardo, jego sposób głoszenia, tak mnie
poruszyły, że stwierdziłam bez wahania: „To jest mój przewodnik duchowy!”
Już wtedy, żeby spotkać się z nim, trzeba było czekać
11
Historia Camparmo
w kolejce po 5-6 godzin. Poprosiłam go o światło co do dalszej drogi mojego życia. Odpowiedział, że z pewnością
wyjdę za mąż. W rok później poznałam Domenico.
Domenico: Poznałem Elizę w Turynie. W tych latach kierowałem firmą budowlaną i prowadziliśmy prace w mieście. Mieszkałem wtedy w Treviso, ale do domu jeździłem
tylko na weekendy. Spotykaliśmy się i pewnego wieczoru
zapytałem ją czy za mnie wyjdzie. Zdziwiła mnie jej odpowiedź. Zgodziła się ale pod warunkiem, że ślubu udzieli
nam pewien ksiądz z Argentyny. „Dobrze – powiedziałem – ale gdzie go znajdziemy?” „Nie wiem, wiem tylko,
że mieszka gdzieś w Veneto”. W pierwszej chwili ogarnęła
mnie złość i odpowiedziałem: „Słuchaj, czy w ten elegancki sposób próbujesz mi powiedzieć, że nie chcesz za
mnie wyjść?” Z czasem zrozumiałem, że było to dla niej
bardzo ważne.
Nie znałem wprawdzie Jezusa, ale byłem bardzo zakochany w Elizie. Dlatego w piątki, zaraz po pracy na budowie, jeździłem z Turynu do Treviso, żeby szukać księdza,
którego nigdy wcześniej nie spotkałem. Po wielu staraniach dotarłem do Mestrino i ustaliłem, gdzie znajduje się
siedziba wspólnoty Cantico. Próbowałem wiele razy spotkać się z nim, ale zawsze odpowiadano, że ojca Ricardo
nie ma. Ponieważ jestem bardzo uparty, w końcu usiadłem na zewnątrz przy wejściu i powiedziałem do jego
współbraci: „przecież wcześniej czy później wróci, usiądę
12
tu i zaczekam na niego. Dajcie mi
znać kiedy się pojawi, bo nawet
nie wiem jak on wygląda”. Czekałem wiele godzin, aż wreszcie,
widząc moją wytrwałość, współbracia posłali po niego. Okazało
się, że był w domu już od rana, ale
nikt go nie powiadomił o moim
przybyciu. W końcu stanął przede
mną i uściskał mnie. Bardzo mnie
to poruszyło. Rozmowa była prosta
i przyjazna. Przedstawiłem mu
moją sprawę, a on pamiętał Elizę
i obiecał, że na pewno przyjedzie.
„Powiadomcie mnie o dacie ślubu”
- powiedział.
Eliza: Wrócił triumfując, przekazał mi dobre wieści i numer
telefonu do wspólnoty Cantico. Mieliśmy tylko powiadomić ich o terminie ślubu. Rozpoczęliśmy przygotowania
i próbowaliśmy skontaktować się z o. Ricardo, którego
jednak nie było już w Mestrino. W tym czasie Pan wezwał
go do Camparmò.
Domenico: Nikt nie umiał powiedzieć nam gdzie on może
być, nikt nie znał numeru telefonu. Wzięliśmy więc dwa
dni wolnego i pojechaliśmy na poszukiwanie. Po wielu
perypetiach udało nam się ustalić nazwę nowego miejsca
pobytu i jego położenie. Dotarliśmy do Camparmò wczesnym popołudniem, droga była zrujnowana, zwłaszcza
ta, która schodziła do osady, a na miejscu nie zastaliśmy
żywej duszy. Ustawiliśmy samochód w poprzek drogi prowadzącej do Camparmò, aby nie przeoczyć nikogo kto się
zjawi i zasnęliśmy. Około osiemnastej ktoś zapukał w okno
samochodu. Byli to ojciec Ricardo i Costantino, który wziął
nas za jakąś parę zamierzającą się rozwieść.
1 lipca 1978 roku, w kościele w Turynie, ojciec Ricardo
udzielił nam ślubu w otoczeniu swoich pierwszych współbraci: Silvii, Sandro i Costantino.
Eliza: Jak na tamte czasy było to niezwykłe wydarzenie
i rozniosło się szerokim echem, pamiętajmy, że minęło już
25 lat, a celebracja była charyzmatyczna, z tańcem i śpiewem i przede wszystkim z ogromną radością.
Domenico: Po ślubie nawiązała się między nami piękna
historia Camparmo
przyjaźń, Bracia często odwiedzali nas w Udine, gdzie się
przeprowadziliśmy. W tym pierwszym okresie wspólnota
żyła w ekstremalnych warunkach: w Camparmò nie było
wody ani elektryczności, więc przyjeżdżając do nas korzystali z okazji, żeby wziąć porządny prysznic.
W rok po ślubie nadal nie mieliśmy dzieci. Poddaliśmy się
badaniom lekarskim i oboje okazaliśmy się bezpłodni. O.
Ricardo zaproponował nam, abyśmy przed rozpoczęciem
jakiegokolwiek leczenia, modlili się przez jakiś czas. I stało
się tak, że oto w listopadzie 1980 roku urodził się nasz
pierworodny syn, Gabriele, a niedługo potem, w styczniu
1982 roku - córka Chiara.
Tamte lata były dla mnie niezwykle pomyślne: miałem
cudowną rodzinę, praca szła znakomicie, miałem wspaniałych przyjaciół, ale nie dawałem się zbytnio angażować przez braci w sprawy duchowe. W 1994 roku Pan
pozwolił, aby moja firma zbankrutowała. Próbowałem
znaleźć jakieś ludzkie wyjście z sytuacji, a była ona na tyle
poważna, że musieliśmy przenieść się z rodziną do Triestu.
Pewnego wieczoru odebrałem telefon: był to o. Ricardo,
historia Camparmo
który zaproponował mi, żebyśmy następnego dnia pojechali razem do Rzymu. Byłem zaskoczony i zakłopotany,
również dlatego, że nasza sytuacja finansowa była bardzo
zła, ale po sprawdzeniu czy mam pieniądze na benzynę
(za którą zresztą potem on zapłacił), nie pytając o cel
tej podróży zgodziłem się pojechać. Kiedy dotarliśmy
do Rzymu, pokazał mi dom, który kupił dla braci studentów i zaproponował mi wykonanie prac remontowych
i uczestniczenie w tym, co zsyłała Opatrzność. Od tamtej
pory, mieszkając blisko niego, poznawałem Pana i uczyłem się powierzać mu moje życie.
Patrząc na dzisiejszą rzeczywistość i na to, jak Koinonia
Jan Chrzciciel rozrosła się i jest obecna na całym świecie, nie mogę nie wspominać lat osiemdziesiątych, kiedy
w Camparmò spotykaliśmy się z ojcem Ricardo w gronie
czterdziestu osób, a on mówił nam o przyszłej ekspansji
wspólnoty i cudach, których Pan dokona. Powtarzał nam
to do znudzenia, a my patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem. Tymczasem dzisiaj możemy oglądać wypełnienie wszystkiego co zapowiedział.
13
„Mój dom będzie domem modlitwy”
Kongres Koinonii
Jan Chrzciciel
na Jasnej Górze,
6 października 2007
W
szyscy wiedzą, że był, ale nie wszyscy mieli okazję w nim uczestniczyć.
Tym, którzy byli proponujemy wspomnienie, a pozostałym - kilka słów spra-
w Polsce.
3. Beata i Andrzej Wójtowiczowie zostali Krajowymi Koordyna-
wozdania oraz mini fotoreportaż.
torami Szkoły Nowej Ewangelizacji w Polsce.
Miłośników cyferek informujemy, że zgromadziło się nas ok. 580 osób z całej Polski.
4. Marek Maj został zatwierdzony jako Koordynator Regionu
Byli także goście, i to zagraniczni. Przyjechał sam Ojciec Założyciel z dwoma braćmi
Wrocławskiego, a Zenon Kufel jako Koordynator Regionu
z Czech: Davidem i Janikiem. Niespodziankę sprawił nam w ostatniej chwili nasz
Gdyńskiego.
Generał, a ściślej mówiąc nie cały Generał, tylko jego kręgosłup. O. Alvaro, złożony
A o czym była mowa?
niemocą musiał zostać w domu, choć wszyscy spodziewaliśmy się jego przyjazdu.
Hasło kongresu brzmiało „Mój dom będzie domem modlitwy”.
Przyjechali również bracia i siostry z domu Oazy w Nowym Radzicu.
O.Ricardo rozwinął je w swoim popołudniowym nauczaniu.
Uroczystej Eucharystii, na zakończenie kongresu, przewodniczył J. E. Józef Wysocki
Mówił o dwóch wymiarach posłannictwa Domów Modlitwy:
biskup pomocniczy diecezji elbląskiej.
nowej ewangelizacji i nowym powołaniu. Domy Modlitwy mają
Oprócz dwóch nauczań o. Ricardo i homilii księdza biskupa, byliśmy świadkami uro-
się stać centrami ewangelizacji, gdzie znajdzie się miejsce dla
czystości wręczenia nominacji kluczowym osobom w polskiej Koinonii.
osób przeżywających trudności rodzinne, zdrowotne lub eko-
1. Iwona Sułek, która od początku istnienia wspólnoty wewnętrznej w Polsce jest
nomiczne i potrzebujących Bożej interwencji. W Jezusie mogą
jej odpowiedzialną, teraz została mianowana pełniącą obowiązki Pasterza Oazy
one odnaleźć rozwiązanie. Dom Modlitwy ma być także dla
w Nowym Radzicu.
tych, którzy Jezusa w ogóle nie znają lub w widzialny sposób
2. Iwona Sułek została również Krajowym Koordynatorem Koinonii Jan Chrzciciel
dalecy są od Boga.
14
Nowe powołanie, w tym kontekście,
oznacza otwartość na charyzmaty
Ducha Świętego (dar uzdrawiania,
światło dla zrozumienia swojego
życia oraz woli Bożej). To także udział
w odnowie życia parafialnego oraz
modlitwa w intencji powołań do życia
konsekrowanego i do kapłaństwa.
i budzenia powołań do kapłaństwa -
Poranne nauczanie poświęcone było
– także na potrzeby seminariów diece-
w całości tym właśnie zagadnie-
zjalnych. Troskę o powołania kapłań-
niom.
skie ukazał o. Ricardo jako sposób oka-
Mówiąc o życiu konsekrowanym,
zania miłości naszemu Kościołowi.
o. Ricardo wskazał na jego trzy
Swoją homilię podczas eucharystii
wymiary: czystość, ubóstwo i posłu-
bp. Józef Wysocki poświęcił zagadnie-
szeństwo. Ukazał je jako postawę
niu formacji ku dojrzałości chrześcijań-
sprzeciwu
skiej. Zachęcił nas do podjęcia walki
wobec
zachodzącej
w świecie dechrystianizacji.
o detronizację bożków naszego życia
Zachęcił nas też do wspierania
i wsłuchania się w słowo Boże.
15
rozmowa Ke Ka Ko
Posoborowy model parafii – to wspólnota wspólnot. Jedną
z najistotniejszych i najpotrzebniejszych wspólnot jest
właśnie taka, która będzie głosiła kerygmat, która w swojej
posłudze będzie miała pierwsze przepowiadanie Ewangelii
i będzie prowadziła ludzi do przyjęcia Jezusa jako swojego
osobistego Zbawiciela, aby mogło dokonać się duchowe
przebudzenie.
KeKaKo: Wspólnoty podobne do Koinonii Jan Chrzciciel
wydają się burzyć porządek istniejący w Kościele
Katolickim. W jaki sposób, zdaniem Księdza Biskupa,
pasterze Kościoła mogą pomagać takim wspólnotom?
Jak można przerzucić pomost pomiędzy tradycją a tym,
co w Kościele nowe?
Wspólnoty nie mieszczą się
w dotychczasowych ramach
Kościoła
Duch święty nie
jest skrępowany
- rozmowa z biskupem
Józefem Wysockim
16
JW: Burzenie porządku – to mocno powiedziane i brzmi
nieco pejoratywnie. Powiedziałbym, że te wspólnoty
nie mieszczą się w dotychczasowych ramach Kościoła,
będąc rzeczywistością posoborową, wykraczają poza
te granice.
KeKaKo: A to dobrze, że wykraczają?
JW: Dotykamy tu ważnego problemu. Istnieją dwie
formy, poprzez które Kościół ujawnia swoją działalność
i ją prowadzi: Kościół jako urząd i instytucja oraz Kościół
jako wydarzenie – czyli ten Kościół, który ujawnia się
w charyzmatach. Między urzędem i charyzmatem może
występować napięcie. Wspólnoty te zaczęły powstawać
jak grzyby po deszczu dzięki powiewowi Ducha Świętego,
jaki był owocem Soboru Watykańskiego Drugiego.
Duch Święty nie jest skrępowany naszym planowaniem,
przewidywaniem ani naszymi wyliczeniami. I to dobrze.
Kościół jest żywy, dynamiczny, rozwija się. Podobnie było
z zakonami, które Duch Święty wzbudzał przez wieki
w Kościele: pojawiali się ludzie, obdarzeni szczególnymi
charyzmatami, a za nimi idą inni, którzy tymi charyzmatami
służą Kościołowi. Dochodzimy tu jednak do ważnego
problemu. Kościół ma być w świecie jednością, w której
objawia się doskonała jedność Trójcy Przenajświętszej.
Z tego powodu to, co zostaje wzbudzone przez Ducha
Świętego, co już żyje i funkcjonuje, poddaje się pod
osąd urzędu, czyli Kościoła jako instytucji. Kościół,
wsłuchany w słowo Pana Boga: „Ducha nie gaście”,
posiada charyzmat rozeznawania, czy to, co się rodzi,
jest zgodne z Objawieniem i Tradycją Kościoła oraz
jego nauczaniem. Służy to zachowaniu jedności, a jej
strzeżenie jest powołaniem Kościoła instytucjonalnego.
Dochodzimy więc do tego, że charyzmat jest w służbie
urzędu, a urząd – w służbie charyzmatu. Charyzmatu się
nigdy nie da odłączyć od urzędu. Potrzeba rozeznania
rozmowa Ke Ka Ko
pojawiających się nowych rzeczywistości, żeby się nie
okazało, że walczymy z Duchem Świętym.
KeKaKo: A wracając do mojego pytania, to dobrze,
że nowe rzeczywistości przekraczają dotychczasowe
granice, czy nie?
JW: One je muszą przekraczać, bo gdyby ich nie
przekraczały, następowałoby skostnienie i nie byłoby
rozwoju. Z tym jest podobnie, jak w przyrodzie: zima jest
okresem kryzysu, po którym następuje wiosna: słońce
przygrzewa, soki zaczynają krążyć, pąki pękają (a to jest
bardzo bolesne) i dopiero zaczynają rozwijać się nowe
pędy. Tak dokonuje się wzrost.
KeKaKo: Koinonia Jan Chrzciciel jest wspólnotą
ewangelizacyjną. Jej zadaniem jest głoszenie Ewangelii
tym, którzy jej nie słyszeli lub nawet słuchać nie chcą.
Jak Ks. Biskup widzi rolę takich wspólnot w kraju, gdzie
większość społeczeństwa uważa się za katolików,
niezależnie od tego, czy mają doświadczenie spotkania
z żywym Bogiem, czy też nie?
JW: Posoborowy model parafii – to wspólnota wspólnot.
Jedną z najistotniejszych i najpotrzebniejszych wspólnot
jest właśnie taka, która będzie głosiła kerygmat, która
w swojej posłudze będzie miała pierwsze przepowiadanie
Ewangelii i będzie prowadziła ludzi do przyjęcia Jezusa
jako swojego osobistego Zbawiciela, aby mogło dokonać
się duchowe przebudzenie. Jeśli takie przebudzenie
się nie dokona, pozostajemy na poziomie religijności
naturalnej – człowiek staje się „spobożnionym
poganinem”. Misją takich wspólnot jest wytrącanie
ludzi z błogiego samopoczucia: „Panie Boże dzięki,
że już jestem taki cudowny” i nieustanne głoszenie im
Ewangelii o zbawieniu. Oprócz tych wspólnot w parafii
potrzeba także innych, z których każda będzie miała swój
charyzmat. Czymś bardzo przyszłościowym wydaje mi się
wychowanie księży do tego ideału parafii jako wspólnoty
wspólnot. Jeśli my mamy ludzi w kościele tylko na mszy,
to jakie jest nasze na nich oddziaływanie? Ile trwa liturgia
słowa? Tymczasem oni przychodzą nafaszerowani
tym wszystkim, czym żyją na co dzień. Słowo Boże nie
może się przebić do takiego serca. Kiedy natomiast
na Eucharystię przychodzą ludzie należący do wspólnot,
ich uczestnictwo jest żywe i wtedy widać, że i parafia
żyje. Ważne, by te wspólnoty potrafiły unikać wszelkiej
rywalizacji i cieszyły się nawzajem swoimi charyzmatami.
Każdy ma swoje powołanie
KeKaKo: Wspólnoty, o których rozmawiamy, w tym także
nasza wspólnota, to przede wszystkim świeccy. Kiedy
jednak przychodzimy do kościoła, okazuje się, że na czele
stoi zawsze ksiądz. Jak Ks. Biskup widzi więc miejsce
świeckich w nowoczesnym Kościele?
JW: Każdy ma swoje powołanie. Kapłan jest przewodnikiem,
liderem wspólnoty parafialnej. Także świeccy mają swoje
rozmowa Ke Ka Ko
Kapłani są niezastąpieni w tym,
co bezpośrednio wynika z mocy ich
święceń.
powołanie. Oni mogą należeć do różnych wspólnot
i służyć Kościołowi swoim powołaniem, ale nigdy nie
zastąpią prezbitera.
KeKaKo: Kapłani są niezastąpieni w tym, co bezpośrednio
wynika z mocy ich święceń. Często jednak widzimy
świeckich w roli – powiedzmy - w najlepszym razie,
protegowanych księży. Nie tylko w parafii, ale także we
wspólnocie nic się nie może wydarzyć bez obecności
księdza. Wydaje mi się czasem, że zdaniem księży,
świeccy nie są samodzielni w swoim chrześcijaństwie.
A przecież, jak to Ks. Biskup sam powiedział, także i oni
mają do spełnienia swoją misję w Kościele.
JW: Wtedy, kiedy ludzie nie są duchowo dojrzali
i odpowiednio przygotowani, nie można powierzać im
odpowiedzialności. I wtedy ksiądz musi być wszędzie. My
dzisiaj nie mamy właściwie uformowanego laikatu.
KeKaKo: A może nie są uformowani, ponieważ nie
pozostawia im się przestrzeni do działania?
JW: Kiedyś przy parafiach funkcjonowały sale
katechetyczne. Dzisiaj katechizacja poszła do szkół, no
więc w parafii wszystko ucichło. Świadczy to o tym, że nie
ma absolutnie żadnej formacji świeckich. Cała formacja
polega na tym, że oni przyjdą na mszę, albo nie przyjdą.
Można powiedzieć, że wszyscy są nieprzygotowani
do przyjmowania sakramentów świętych, poza małymi
wyjątkami, a my ich do tych sakramentów ciągniemy.
Czy tak ma być aż do osiemdziesiątego roku życia?
A co tu mówić o jakiejś dojrzałości?
KeKaKo: Może to dlatego, że życie sakramentalne
w Kościele wydaje się dzisiaj celem samym w sobie,
zamiast być środkiem do spotkania z Jezusem?
JW: Trudno to jednoznacznie ocenić. Z mojego
doświadczenia (a sam również prowadzę wspólnotę)
wynika, że jedni idą szybciej, a inni wolniej. Są i tacy, którzy
odchodzą, bo na pewnym etapie nie mogą „doskoczyć”.
Są tacy, którym spokojnie mogę powierzyć różne
sprawy we wspólnocie i rodzą się z tego piękne dzieła.
Są to jednak ludzie dojrzali i odpowiedzialni. Ta obecność
księży wszędzie i fakt, że świeccy są jakby „przetrąceni”,
rozbija się o problem odpowiedzialności.
KeKaKo: Ale przecież sam fakt bycia księdzem nie oznacza
jeszcze, że się jest człowiekiem odpowiedzialnym.
JW: No oczywiście. Gdyby tak było, to księża by
nam nie odchodzili z kapłaństwa. I gdyby kandydaci
na księży przechodzili proces formacji ku dojrzałości
chrześcijańskiej... Wiadomo też, że nikt nie jest sędzią we
własnej sprawie, dlatego każdy potrzebuje wspólnoty.
KeKaKo: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Robert Hetzyg.
17
chrześcijanie w Izraelu
Pierwsze kroki
ku Jerozolimie
„Są to Izraelici, do których należą przybrane synostwo
i chwała, przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej
i obietnice. Do nich należą praojcowie, z nich również jest
Chrystus według ciała” (Rz 9,4-5).
o. Giuseppe De Nardi
T
ak wiele razy czytaliśmy te i inne wersety Nowego
Testamentu ukazujące głęboko zakorzenione cierpienie apostoła, popychające go ku wyznaniu: „Wolałbym
bowiem sam być pod klątwą, odłączony od Chrystusa dla
zbawienia braci moich” (Rz 9,3).
Dla naszej wspólnoty, jeszcze kilka lat temu, te słowa nie
były niczym znaczącym, ani tym bardziej niezbędnym.
Ziemia Izraela i naród żydowski były odległe od naszego
życia wiary. Odnosiły się do przeszłości, bez której doskonale mogliśmy się obejść. Pewnego jednak dnia, w czasie,
gdy nasza wspólnota doznawała szczególnego cierpienia, zasłona, która ukrywała przed nami treść tych słów,
opadła i głęboki ich sens zaczął przenikać do naszych
serc. W ten sposób, prawie przypadkowo, nie zdając sobie
z tego sprawy, zostaliśmy przeniesieni w nowy wymiar.
Papież Jan XXIII zachęcał, aby mieć wzgląd na to, co łączy
i unikać tego, co dzieli, a Paweł VI w adhortacji apostolskiej „Evangelii nuntiandi” mówił, że dzisiejszy świat bardziej niż nauczycieli potrzebuje świadków. Te dwa twierdzenia są wyznacznikami, według których postępował
o. Ricardo i które zaprowadziły Koinonię Jan Chrzciciel
wraz z innymi katolickimi i niekatolickimi wspólnotami
charyzmatycznymi do miejsca, gdzie nasze oczy otwierają
się na ten znak czasów, jakim jest odrodzenie się Kościoła
judeomesjańskiego w Jerozolimie.
Tym sposobem, dopiero mając sześćdziesiąt lat, o. Ricardo
po raz pierwszy stanął na ziemi izraelskiej. Jest to fakt tym
bardziej znaczący i paradoksalny, że przez niego założona Koinonia opiera wszystkie swoje projekty ewangelizacyjne na planie biblijnym, z ciągłymi odniesieniami
18
do Żydów, do ziemi izraelskiej i do Jerozolimy, a on sam
nigdy nie oszczędzał się w podróżach apostolskich.
Każda szanująca się parafia organizuje niemal co roku
pielgrzymkę do Ziemi Świętej, co świadczy o tym, jak
powszechne jest pragnienie więzi z ziemią izraelską i jak
silny jest profetyczny ładunek nieustannego spoglądania
ku Jerozolimie.
Jest to fakt, którego głębokiego sensu my, Koinonia, nie
pojęliśmy do tej pory i który dla większości pozostaje
nadal ukryty. Podejmowaliśmy wiele różnych poprawnych
i przemyślanych działań, lecz temu, co robiliśmy, potrzeba
chrześcijanie w Izraelu
było odrobiny proroczego tchnienia. Pan, który stworzył
Koinonię, z najwyższą delikatnością i precyzją przewidział,
kiedy i w jaki sposób winna ona spotkać się z ludem Biblii.
Wybrał czas bolesny: czas wygnania ojca Ricardo, jakby
na pamiątkę wygnania Izraela oczekującego wezwania
do powrotu do ziemi ojców jako lud nowego Egiptu. Nieświadomie przeżywaliśmy to samo oczekiwanie tak jak
wtedy, kiedy o. Ricardo – również wówczas na wygnaniu
- w małym zajeździe w Cerbaro, w pobliżu Camparmò,
oczekiwał na wezwanie Pana, aby wziąć je ostatecznie
w posiadanie.
Teraz wołała nas już nie ziemia izraelska i jej święte miejsca, lecz lud tej ziemi, który profetycznie wzywał Koinonię do nowego, proroczego wyjścia, aby stała się znakiem
wielkiego powrotu wszystkich narodów do Jerozolimy dla
odkrycia jedności ze swymi korzeniami: „do nich należą
obietnice, (…) z nich jest Chrystus według ciała, który jest
ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki. Amen.”
(Rz 9,4-5).
Podczas letniej Szkoły Ewangelizacji w lipcu i sierpniu
1994 roku odwiedziła nas grupa braci z Holandii, którzy
usłyszawszy o rozmachu i organizacji działań ewangelizacyjnych w naszej wspólnocie, bardzo chcieli nas poznać.
W trakcie pierwszej rozmowy przy kolacji wyrażali uznanie
dla Szkoły i dla zapału, jaki nam towarzyszył. Byliśmy niezwykle dumni z pochwał, które słyszeliśmy, lecz na koniec
jednym zdaniem zostaliśmy sprowadzeni na ziemię: „wierzymy, że energia, z jaką wspieracie budowanie Królestwa
zyska szczególną siłę oddziaływania, gdy osiągniemy jed-
chrześcijanie w Izraelu
ność w Chrystusie!”
I zacytowali modlitwę arcykapłańską Jezusa.
To zdanie przeniknęło do głębi naszych serc i nie pozostało bez odpowiedzi.
Jakiś czas po tym spotkaniu Opatrzność sprawiła,
że Ruben, Żyd wierzący w Jezusa, nawiązał kontakt
z Koinonią w Rzymie i podczas swojego krótkiego pobytu
skierował do nas gorące i usilne zaproszenie do uczestnictwa w pewnym wielkim chrześcijańskim wydarzeniu
w Jerozolimie. Po przezwyciężeniu wielu wahań związanych z konkretnymi trudnościami natury ekonomicznej, Koinonia odpowiedziała na to zaproszenie w osobie
naszego brata Emanuela. Wziął on udział w międzynarodowym spotkaniu ekumenicznym, które odbyło się
w Jerozolimie w 1996 roku. Był gościem Rubena i jego
brata Beniamina. Wieczorem, kiedy przybył do ich domu,
okazało się, że znajduje się w miejscowości Ein Karim, miejscu narodzin Jana Chrzciciela. Jego entuzjazm i radość
były jeszcze większe, kiedy dowiedział się, że obaj bracia
pochodzą z tego samego pokolenia co Jan Chrzciciel.
Liczne powiązania, poczucie ścisłego i namacalnego
związku z kuzynem Jezusa, to samo doświadczenie życia
w dziewictwie, a ponadto poczucie znalezienia się u siebie
w domu, wszystkie te czynniki stały się fundamentami
serdecznej, silnej i wzajemnej relacji Emanuela z dwoma
braćmi Żydami. Więzią tą Emanuel zaraził wkrótce całą
wspólnotę.
Tak oto zaczęła się podróż Koinonii Jan Chrzciciel ku Jerozolimie!
19
strona biblijna
Droga do Jezusa
Na stronie biblijnej będą pojawiać się krótkie teksty nie mające
ambicji egzegetycznych ani medytacyjnych. Spróbujemy spojrzeć na Boga wcielonego w Jezusie oczyma ludzi, dla których
jest On wyzwaniem i zagadką, a czasem jedyną nadzieją. Być
może Czytelnik odnajdzie swoje miejsce, gdzieś pośród tych
wszystkich, którzy musieli jakoś odpowiedzieć sobie na pytanie:
„kim jest ten człowiek?”.
Robert Hetzyg
S
zli z daleka, nie wiedząc dokąd. Trochę jak Abraham.
Tylko, że Abraham szedł, bo wierzył Bogu, a ci trzej, czy
ilu ich tam było, wyruszyli w drogę, bo ujrzeli gwiazdę nowo
narodzonego Króla Żydowskiego. Coś ich do Niego ciągnęło,
choć pewnie sami nie wiedzieli co.
A było tak:
„Gdy (...) Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania
króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy
i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy
bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu
pokłon. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała
Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych
ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu
odpowiedzieli: W Betlejem judzkim (...). Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas
ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon. Oni
zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. (...) Weszli do domu
i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz
i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu
dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz,
żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej
ojczyzny” (por. Mt 2,1-12).
Znali się na astrologii, ale skąd mieli wiedzieć, gdzie się miał
20
nowy król Żydów urodzić? Najlepiej zapytać w stolicy. Trafili
marnie, bo na urzędującego króla, który kogo jak kogo, ale
konkurenta do tronu ze szczególnym utęsknieniem nie oczekiwał. Mówiło się wprawdzie o Mesjaszu, ale skoro od wieków
pojawiały się zapowiedzi nadejścia Syna Bożego, dlaczego
miałyby się ziścić właśnie za jego panowania? Trzeba temu
jakoś zapobiec.
Z pomocą uczonych w Piśmie i arcykapłanów dowiedział
się o możliwym miejscu narodzin i skierował tam dziwnych
wędrowców, prosząc ich jednak, żeby mu zdali sprawę
ze swojego spotkania z nowo narodzonym królem. Nie miał
najwyraźniej wesołej miny, skoro i jego najbliżsi, i cała Jerozolima przestraszyli się tych poszukiwaczy Mesjasza, a najbardziej tego, że może On naprawdę przyszedł na świat.
A mędrcy, być może dziwiąc się temu przerażeniu, jakie
wzbudzili swoim zainteresowaniem osobą małego Króla,
poszli dalej drogą, którą pokazał im Herod. I znaleźli Jezusa.
Małe dziecko i kobieta w połogu – taki obrazek zobaczyli,
kiedy trafili w końcu do Betlejem. A mimo to upadli na twarz,
a potem wyciągnęli ze swych skrzyń, co tylko mieli najcenniejszego.
I mówić tu źle o poganach! Nie dość, że stać ich na szaleństwo podróży w nieznane, to jeszcze potrafią oddać pokłon
dziecku, o którym tylko słyszeli, że ma być kimś wielkim.
A wszystko to bez żadnych dowodów, tylko dzięki jakiemuś
tajemniczemu impulsowi, który w sobie nosili. Ten impuls,
tak nieuchwytny, że trudny do nazwania, popchnął ich
do poszukiwań, na które nie zdobył się ani Herod, ani nikt
z wierzących Żydów. Ten impuls i dzisiaj pociąga ludzi często
samych siebie niepodejrzewających o zainteresowanie
sprawami wiary, do poszukiwań sensu życia i jego spełnienia. Bywa, że szukają na oślep, nie mając nawet tej gwiazdy,
która prowadziła wędrujących mędrców. Nie wiedząc o tym,
pragną dojść do swojego Betlejem, aby spotkać się z Tym,
który wypełni tę pustkę, jaka wyrwała ich z domowego zacisza i kazała wyruszyć w drogę.
A mędrcy, kiedy już spotkali się z Jezusem, którego szukali,
posłuszni Bożemu natchnieniu, inną drogą wrócili do domu.
strona biblijna
nasze powołanie
LIST PASTERZA GENERALNEGO NA ADWENT
Chrystus Zmartwychwstał!
Drodzy Bracia i Drogie Siostry,
zgodnie z łacińskim kalendarzem liturgicznym w grudniu rozpoczyna się okres Adwentu.
Jest to czas oczekiwania, który wprowadza nas w święta Bożego Narodzenia: oczekujemy z zapalonymi lampami nadejścia Pana, tak jak ewangeliczne panny czekały na pana młodego.
Pamiątka przyjścia Jezusa w ciele nie jest tylko historycznym wspomnieniem, ale uobecnieniem
tego, co to przyjście oznacza: kiedy nadeszła pełnia czasu zesłał Bóg Syna swego dla naszego zbawienia. Przyjściu Jezusa towarzyszyła moc Ducha Świętego: to właśnie w Nim Jezus stał się ciałem.
Oznacza to, że Adwent jest nie tylko oczekiwaniem, ale niesie ze sobą obecność Bożą i moc Ducha
Świętego. Dlatego też oczekując, profetycznie ogłaszamy obecność i moc mającego nadejść
wkrótce odnowienia.
Należymy do Jego ludu, do ludu proroków. Tak jak panny – i my – oczekujemy, a czekając prorokujemy i działamy. Oczekiwać to czuwać, a lepiej - mieć zawsze obok siebie kogoś, kto Cię przebudzi, gdybyś zasnął. Innymi słowy, aby nie zasnąć, daj się poruszać radości, a przede wszystkim
bądź blisko braci, których radość nie dopuści, by nadejście Pana zastało cię śpiącym. Nie uciekaj
od radości braci!
Prorokować to nie dopuścić, aby choć jeden dzień upłynął bez opowiedzenia komuś o Jezusie.
Mówić o Jezusie nie oznacza rozmawiać na tematy religijne, ale dawać świadectwo tym, co Pan
Jezus uczynił w tobie. Dawaj świadectwo wobec braci ze wspólnoty i wobec wszystkich, których
spotkasz.
Działanie to wypełnianie dzieł Bożych. Dziełem Bożym jest to, aby uczynić uległym nasz osąd
i przyjąć zdanie brata nie po to, abyśmy się mieli stać wszyscy jednakowi, lecz aby miłować się
nawzajem, by mieć tę samą wizję i aby być gotowymi do działania jako jeden lud, który ma jedno
serce.
W związku z tym mam kilka konkretnych sugestii:
Aby wzrosła radość – nie narzekaj.
Aby sprzyjać dawaniu świadectwa – wyrusz na poszukiwanie brata, któremu mógłbyś opowiedzieć o Jezusie.
Aby kochać – bądź uległy bratu.
Wspólnoty życia – zarówno celibatariuszy, jak i rodzin - proszę, aby czyniły to wszystko ze zdwojoną energią i by ich członkowie zachęcali się nawzajem do coraz głębszego otwarcia serca, umacniając więzy przyjaźni i by nie zaniedbywali cotygodniowego Aktu Pokutnego.
Aby zobowiązania te mogły otrzymać konkretne oblicze, proponuję, by każda środa Adwentu była
poświęcona modlitwie wstawienniczej w intencji wzrostu Koinonii i częściowemu postowi, dzięki
któremu zaoszczędzone środki mogłyby zostać ofiarowane, za pośrednictwem Siedziby, na rzecz
naszych misji w regionach najbardziej potrzebujących.
Życzę wszystkim Adwentu pełnego Ducha Świętego
Pan jest blisko.
Pilzno, 16 listopada 2007
nasze powołanie
o. Alvaro Grammatica
Pasterz generalny
21
rodzina
Małżeńskie Ke Ka Ko
Spotkanie Małżeństw Oazy w Nowym Radzicu
2-4 listopada 2007
Anna Sawicka
J
ak żyją dziś małżeństwa w Koinonii? Czy radością Zmartwychwstania Chrystusa, czy też jedynie we wzajemnym znoszeniu się w cierpieniu? Okazją do dania odpowiedzi na te pytania stało się spotkanie małżeństw naszej
Oazy, pełniących różne posługi we wspólnocie. Odbyło się
ono w dniach 2-4 listopada 2007 roku w Nowym Radzicu,
a prowadzili je Beata i Andrzej Wójtowiczowie. Nie zabrakło także gości z innych regionów.
Był to czas nowego spojrzenia małżonków na siebie
i na kondycję własnego małżeństwa. W oderwaniu
od codziennych zajęć mieliśmy okazję przyjrzeć się sobie
nawzajem oczyma Boga, bardziej niż przez pryzmat
swoich słabości.
Podczas spotkania Pan mówił: „Wypłyń na głębię”, tzn.
bądź gotowy na nowości w twoim życiu i w twoim małżeństwie.
Ewie i Michałowi z Łodzi spotkanie pozwoliło wrócić
do początków ich znajomości. Był to moment, kiedy Bóg
połączył ich idealnie. Uświadomili sobie, jak duchowo
są podobni i ile dla siebie znaczą. „Moja żona jest naj-
22
większym darem dla mnie - mówi Michał - wiedziałem
to już na początku małżeństwa, ale codzienność sprawia,
że o tym się zapomina. Czas kursu to odnowił. Bóg przez
to małżeństwo wiele we mnie uzdrowił, przemienił moje
życie”. Zrozumieli, że jedność jest filarem rodziny, a ich
pragnieniem stało się szukanie jej w różnych dziedzinach
życia.
Wiele par zauważyło, że aby dawać świadectwo o miłości, muszą wsłuchać się w potrzeby partnera i dostrzegać
cechy specyficzne dla każdej płci. Arek, mąż Ani (oboje
z Inowrocławia), odkrył na nowo piękno swojej żony.
Zauważył, że Pan stworzył ją w sposób cudowny, choć
inaczej niż jego: „Dowiedziałem się, że Ania ma swoje
potrzeby, których ja często nie rozumiem, ale tak stworzył
ją Bóg i dzięki temu jest szczęśliwa. Odkryłem wiele wartości w mojej żonie, zobaczyłem, w jak wielu sprawach jest
mistrzynią i jak wiele ma cierpliwości. To dzięki jej determinacji, utrzymujemy wiele kontaktów. Dotknęło mnie
także, iż dla kobiet nigdy i zawsze jest sposobem wyrażania się, a nie przekonaniem. Pomogło mi to, bo kiedyś
te słowa bardzo mnie raniły”.
Spotkanie w Radzicu pozwoliło jego uczestnikom
na nowo otworzyć Jezusowi drzwi ich rodzin. Świadectwo Beaty i Andrzeja Wójtowiczów przekonuje, że warto.
Dziękujemy!
rodzina
Nasz dialog w Jezusie
Bóg obdarował nas swoją miłością,
najcudowniejszą rzeczą, jaką dwoje ludzi
może otrzymać.
Beata i Andrzej Wójtowiczowie
J
esteśmy małżeństwem od dwudziestu jeden lat, mamy
dwóch synów Łukasza i Jeremiasza. Mieszkamy w Tarnobrzegu. Od jedenastu lat na stałe związaliśmy nasze życie
ze wspólnotą Jan Chrzciciel. Poznaliśmy się w szkole średniej,
mieszkaliśmy wtedy w Lublinie.
Andrzej: Modliłem się każdego wieczoru, by Bóg dał mi
dobrą żonę. W czasie jednej z modlitw Bóg pokazał mi Beatę.
Poszedłem do niej mówiąc: Bóg chce, żebyś była moją żoną.
Powiedziała mi, że się zgadza i że już o tym wie. Wiedzieliśmy, że to jest miłość, którą Bóg nam ofiarował.
Beata: Pochodziliśmy z różnych rodzin, z różnych tradycji,
mentalności. Andrzej chciał studiować, ja założyć szybko
rodzinę i pójść do pracy. Ja wstawałam wcześnie rano,
Andrzej kładł się późno spać, byłam obowiązkowa, Andrzej
zawsze się spóźniał. Ja, kiedy mówiłam przepraszam, już
więcej nie robiłam tego, za co musiałam przeprosić. Andrzej
przepraszał, przepraszał, przepraszał i ciągle przepraszał.
W dyskusjach i konfliktach zawsze był górą i tylko ja czułam
się winna. Dzieliło nas tak wiele, ale Bóg obdarował nas
swoją miłością - najcudowniejszą rzeczą, jaką dwoje ludzi
może otrzymać.
Andrzej: Razem wyjechaliśmy do Krakowa na studia techniczne. Uczestniczyliśmy w spotkaniach charyzmatycznej
grupy modlitewnej, Beata zaczęła studiować równocześnie
teologię (dzisiaj jest doktorem teologii i uczy katechezy
w szkole średniej). Na trzecim roku studiów pobraliśmy
się, mieliśmy po 23 lata, wielkie plany, marzenia i nadzieję
na rodzinne szczęście.
Beata: Andrzej coraz częściej znikał na spotkaniach grupy
modlitewnej, spędzał czas przy komputerze albo z kolegami.
Gdy po dwóch latach urodził nam się pierwszy syn Łukasz,
spędzaliśmy ze sobą niewiele czasu; nasze drogi były jakby
gdzieś obok siebie.
Andrzej: Zobaczyłem, że Beata jakoś przygasła, że nie jest
już tą radosną dziewczyną, którą kiedyś znałem. Zapytałem
Boga, dlaczego tak się stało? Odpowiedź była jasna, zacznij
zabiegać o swoją żonę, zainwestuj całego siebie w wasze
małżeństwo, nie wymówisz się charyzmatycznym liderowaniem, okaż jej swoją troskę, miłość, zainteresowanie. Musiałem zmienić moje postępowanie wobec Beaty.
Beata: Zaczęliśmy dużo rozmawiać, uczyliśmy się rozumieć
siebie na nowo, co znaczą dla nas słowa przepraszam, miłość,
wierność. Każde z nas definiowało te pojęcia zupełnie inaczej.
Powoli uczyliśmy się wspólnego ich rozumienia. Mówiłam
rodzina
do Andrzeja o tym,
co jest między nami
fajnego i o tym,
co mnie
boli.
Andrzej
potem
mówił, jak to zrozumiał. Okazywało
się, że Andrzej
słyszał
zupełnie
co innego, niż to,
co ja mówiłam.
Cierpliwie tłumaczyłam mu, co tak naprawdę chciałam
powiedzieć. Dobrze, że miłość jest cierpliwa (1 Kor 13,4)!
Andrzej: Te nasze cierpliwe dialogi trwały kilka lat, czasami
brakowało nam siły, by wyjaśnić dzielące nas różnice zdań,
ale wiedzieliśmy za chwilę, że innej drogi nie ma, przecież się
kochamy i chcemy być razem, musimy się dogadać, porozumieć i to przed zachodem słońca (por. Ef 4,26).
Beata: Zgadzałam się na jego samotne jaskinie, choć nie za
długie, zwłaszcza te przy komputerze. Wiedziałam, że się
stara, że mu na mnie zależy. Częściej się zgadzał z tym,
co mówiłam, z tym, co myślałam. W naszych sporach i różnicach zdań już raz ja miałam rację, raz on, częściej chyba
nawet ja. Andrzej zaczął mi pomagać w domowych obowiązkach: chwile wspólnego gotowania należały do najpiękniejszych. Wróciła między nami radość i nadzieja.
Andrzej: Poprosiliśmy wspólnotę by pomodliła się za nas.
W rozeznaniu słowa Bóg pokazał nam obraz, że jesteśmy jak
dwie osoby ciągnące ten sam wóz, ale w różnych kierunkach,
tymczasem trzeba było go ciągnąć razem i to w tę samą
stronę. Nasz dialog, cierpliwy i systematyczny, sprawił,
że coraz bardziej byliśmy razem, jednym ciałem, że te nasze
własne drogi na nowo się zeszły w jedną wspólną.
Beata: Podjęliśmy wspólnie odpowiedzialność za nasz dom,
za nasze dzieci, za naszą rodzinę, a potem za Szkołę Kerygmatyczną. Wspólnie tworzyliśmy Dom Modlitwy, Wspólnotę
Rodzinną i całą Koinonię w Tarnobrzegu. Bóg jest ciągle
z nami. To On daje nam jedność tak, że w wielu sytuacjach
rozumiemy się już bez słów.
Andrzej: Nie znamy pojęcia „ciche dni”. Jeżeli zaufaliśmy
Jezusowi, a dla Beaty i dla mnie On jest na pierwszym miejscu, to nie może między nami być podziału. Jezus jest Emmanuelem, tzn. Bogiem zawsze z nami (por. Mt 1,23). Modli się
za nas, abyśmy byli jedno, aby świat uwierzył (por. J 17,21)!
I kiedy otwieramy dla Niego nasze serca, ta modlitwa Jezusa
jest skuteczna.
23
życie dla Królestwa
Dziewictwo dla
Królestwa Niebieskiego
„Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy
uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym
i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż
wychodzić”.
Iwona Sułek
O
d początku istnienia Kościoła byli mężczyźni i kobiety,
którzy rezygnowali z dobra, jakim jest dla człowieka
małżeństwo, by iść za Barankiem, dokądkolwiek się uda (por.
Ap 14,4), by troszczyć się o sprawy Pana i starać się Jemu
podobać (por. 1 Kor 7,32), by wyjść naprzeciw przychodzącemu Oblubieńcowi (por. Mt 25,6). Czynili to mocą otrzymanego zaproszenia, czyli powołania, które zawsze domaga się
odpowiedzi. Bóg, będąc Miłością, dał nam wszystko w Jezusie, a my przyjmując wszystko w Jezusie, odpowiadamy
w sposób konkretny, nie tylko duchowy! I właśnie odpowiadając, niektórzy pragną - również z miłości - oddać wszystko.
Sam Jezus tak wyjaśnia kwestię powołania do dziewictwa:
„Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi
się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie
takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla Królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19,12).
Odkryć naturę i wyjaśnienie dziewictwa znaczy tyle, co odkryć
naturę i wyjaśnienie Królestwa Niebieskiego. Wchodząc głębiej, zatrzymujemy się przed MISTERIUM: „już i jeszcze nie”.
Ponieważ Królestwo Niebieskie już przyszło, a zbawienie
w Jezusie już się dokonało, niektórzy już dzisiaj decydują się,
aby żyć tak, jak będziemy żyli w wieczności. A jak to będzie?
„Jezus im odpowiedział: Dzieci tego świata żenią się i za mąż
wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału
w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić
nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie
mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc
uczestnikami zmartwychwstania” (por. Łk 20,34-36)!
I tak rozpoczyna się prawdziwa, iście prorocza przygoda,
która, choć nie zdarza się wszystkim, może wydarzyć się
w życiu każdego. Zapraszamy Was do podążania z nami śladami tych, którzy tej przygodzie pozwolili się porwać.
24
Spełnione
marzenia
„(…) jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój
Budowniczy ciebie poślubi” (Iz 62,5)
Diletta Andreotti
Z
anim Pan mnie powołał, marzyłam o czymś zupełnie
innym: o spokojnej pracy, o domu i o dzieciach. Chciałam
mieć dużo dzieci, choć z powodu mojego stanu zdrowia było
to mało prawdopodobne.
Kandydatów na męża miałam aż za wielu. Szybko się nimi
nudziłam, dlatego było ich aż tylu. Ale w końcu pojawił
się taki, z którym mieliśmy się pobrać. Domek stał prawie
wykończony, do ślubu już niewiele brakowało.
I w tym miejscu zaczyna się Boża interwencja: po raz pierwszy nie ja zostawiłam mojego chłopca, ale to on zostawił
mnie. Było to zupełnie niezrozumiałe, tym bardziej, że nigdy
nie zostało jasno powiedziane, dlaczego tak się stało. Bardzo
się wtedy rozgniewałam na Pana. Wydawało mi się, że On nie
chce, żebym była szczęśliwa. Zerwałam wszelkie kontakty
z Koinonią, z którą już wtedy związana byłam od lat. Postanowiłam odpocząć.
Trwało to około trzech miesięcy, aż zrozumiałam, że tak
dalej nie dam rady. Życie bez Jezusa opierało się wyłącznie
na uczuciach. Raz było mi dobrze, a raz źle. Nie miałam żadnego punktu odniesienia, ani celu. W końcu pomyślałam,
że nie chcę tak żyć. Chcę mieć pewność, że moja przyszłość
życie dla Królestwa
będzie dobra. A dobra i piękna doświadczyłam wcześniej tylko z Panem. Bez
Niego mogło chodzić co najwyżej
o przyjemności: zabawa – owszem,
kiedy był alkohol i papierosy. Chłopcy
– owszem, ale żaden na serio. No więc
w końcu z pewną dozą pokory powróciłam do Pana i do moich przyjaciół.
A przyjaciele czekali na ten moment.
Przyjęcie, jakiego od nich doznałam,
sprawiło, że postanowiłam nie cofać się
już nigdy do życia bez Jezusa. Miałam
okazję przekonać się wtedy, że prawdziwa przyjaźń bierze
się z miłości, która pochodzi od Boga.
Wróciłam do modlitwy: teraz modliłam się godzinę dziennie. Brałam udział we wszystkich spotkaniach wspólnotowych. Zaczęłam dawać dziesięcinę. No i czekałam na dzień,
w którym Pan pośle mi jakiegoś fajnego chłopaka – czyli
księcia z bajki.
I pojawił się taki chłopak, prawie idealny. Tylko, że moje
serce do niego się nie paliło. Mówiłam: „Poczekajmy trochę”.
A on odpowiadał: „Dobrze, poczekamy”. I tak czekaliśmy,
aż w końcu on zatelefonował i powiedział, że w oczekiwaniu na mnie poznał inną dziewczynę. „To nic poważnego, ale
chciałbym, żebyś wiedziała”. W ciągu roku się pobrali.
W tym czasie zaczęłam inaczej patrzeć na miłość, że jest
to coś więcej, niż tylko przyjemne bycie z kimś. Dotąd zawsze
czegoś oczekiwałam od tych, z którymi się wiązałam. Teraz
zrozumiałam, że miłość nie jest interesowna. Zdałam sobie
sprawę, że ja nie potrafię kochać tak, jak Pan chce. Pewnego
razu, podczas modlitwy poprosiłam Go, żeby coś mi o tym
powiedział. Miałam z Nim takie doświadczenie, że kiedy
potrzebowałam Jego
odpowiedzi, dawał mi
ją za pośrednictwem
swojego Słowa. Tym
razem też tak było.
Otworzyłam 62 rozdział Księgi Izajasza,
gdzie jest napisane:
„jak
młodzieniec
poślubia
dziewicę,
tak twój Budowniczy ciebie poślubi”.
W tamtej chwili świat
się dla mnie zatrzymał. Zastanawiałam
życie dla Królestwa
się, jak tu odpowiedzieć na taką propozycję. Myślałam i płakałam. Czułam się wolna: mogłam odpowiedzieć „tak” albo
„nie”. Po trzech dniach powiedziałam „tak”. Tamtego dnia
upadł mur: spadł mi z serca ciężar, który nosiłam od lat. Pan
mi powiedział, że mam Go kochać taka jaka jestem.
Od razu chciałam wstąpić do wspólnoty, ale nikt nie wierzył, że będę potrafiła tak żyć. Powoli zaczęłam się zmieniać. Najpierw to były zmiany w wyglądzie. Przestawałam
być „dziewczyną-wamp”, jak mnie nazwała moja starsza
siostra. Co miała na myśli? - Krótkie stroje, wysokie obcasy,
makijaż, paznokcie długie, pomalowane na czarno, brązowo,
fioletowo i bordowo. Zmiany w moim wyglądzie następowały stopniowo: malowałam się coraz mniej, nosiłam coraz
krótsze włosy i dłuższe spódnice. Mama zaczęła zauważać
te zmiany. Mniej się kłóciłyśmy, byłam dla niej cierpliwsza niż
dotąd. Wydaje mi się, że ona się zorientowała, co się święci,
ale nic nie mówiła, dopóki sama jej nie powiedziałam.
Dzisiaj, po dziewięciu latach życia we wspólnocie, mogę
powiedzieć, że spośród moich dawnych marzeń wypełniło
się to najważniejsze: czuję się kochana. Nie mam tak spokojnego życia, o jakim
marzyłam, ale nie ma
też takiej rzeczy, której
by mi brakowało. To nie
znaczy, że przestałam
marzyć w ogóle, tylko
teraz marzenia są inne:
już nie o tym, co dla mnie,
ale o tym, co dla braci.
Marzę o nowych Oazach,
o ludziach, którzy przychodzą do wspólnoty
i o tym, żeby jak najdłużej żyć i móc to wszystko
oglądać.
25
strefa młodych
Wypoczynek to nie wszystko.
Trzeba jeszcze towarzystwa.
Izabela i Maciej Łukaszewiczowie
Za oknem... szaro i zimno. Szkoła pracuje pełną parą. Bliżej
do Bożego Narodzenia niż do ostatnich wakacji. Jednak
wspomnienia minionego lata są wciąż żywe, a to za sprawą
Wakacji w dobrym towarzystwie, które młodzi spędzili
w Radzicu. Zebrało się ich w sumie dwadzieścioro czworo
Wspaniałych. Przyjechali z całej Polski i przez prawie dwa
tygodnie (od szóstego do piętnastego sierpnia) zmagali
się z wyznaczonymi zadaniami. Nie zabrakło siniaków,
otarć i bąbli. Jednak wytrwali
i nie żałują, bo mogli przeżyć fascynującą przygodę,
poznać siebie i doświadczyć prawdziwej przyjaźni.
O dobre towarzystwo zadbał
dyrektor - Paweł Kulicki, który
zorganizował obóz i nim kierował.
Nie wszyscy przyjechali
na obóz z entuzjastycznym nastawieniem. Każdy
jednak wyjechał zmieniony,
pełen nowych doświadczeń
i z chęcią powrotu za rok.
Kaja: Z moim wyjazdem
na Obóz Młodych było trochę niejasności. Do ostatniej
chwili wahałam się, czy chcę jechać, gdyż miałam wiele
innych planów wakacyjnych, dlatego też byłam przekonana,
że niestety muszę zrezygnować z obozu. Poczułam jednak
coś pięknego: Jezus woła mnie po imieniu. Upadły wszystkie inne plany i w ten sposób znalazłam się na obozie. Czas
ten był dla mnie bardzo pożyteczny, wiele mnie nauczył.
Mimo tego, że nie mieliśmy rewelacyjnych warunków mieszkaniowych, bardzo mi się tam podobało i uważam, że były
26
to jedne z lepszych moich wakacji. Poznałam wielu interesujących ludzi, a, co równie ważne, mogłam bardziej poznać
samą siebie, odkrywać nowe możliwości, a Bóg wydobywał ze mnie to, co najlepsze. Uświadomił mi wiele ważnych
rzeczy. Przede wszystkim odkrył we mnie mentalność zwycięzcy, która pomaga mi teraz funkcjonować w życiu i wciąż
owocuje. Powróciłam do domu, chodzę znowu do szkoły,
ale widzę, że to, co przeżyłam
wtedy, pomaga mi przezwyciężać trudności dnia codziennego, gdyż zmienił się mój
sposób myślenia i działania.
Wyjątkowość tego obozu
polegała też na tym, że po raz
pierwszy odbył się on w Oazie.
Młodzi mieli okazję zobaczyć,
jak tu się żyje, pobyć z braćmi
i siostrami.
Jarek: Będąc w Radzicu,
w naszej Oazie miałem ogromną
chęć niesienia pomocy wszystkim siostrom i braciom, którzy
na co dzień tam żyją. Przez to,
że mogłem im pomagać poczułem się w jakiś sposób częścią
Oazy, tej wspaniałej rodziny. Nie ma takiej możliwości, żeby
nic nie robić. Musisz tam zostawić część siebie, tam jest jakby
część twojego ciała, ducha i wszystkiego, co jest z tobą związane. Młodzi obozowicze zapewniają, że kolejne wakacje
spędzą również w dobrym towarzystwie.
A ty? Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeżeli nie zdecydowałeś się na przyjazd w tym roku lub dopiero teraz dowiadujesz się o Obozie Młodych w Radzicu, już dziś zarezerwuj
sobie czas 14-21 lipca 2008! Naprawdę warto!
strefa młodych
Młodzież na Kursie Paweł
Nie byłeś? Poczytaj.
Tegoroczne wakacje obfitowały w propozycje skierowane do młodych. Wspólnota z Wrocławia zorganizowała w dniach 20 - 29 lipca kurs Paweł, który odbył
się w Miliczu – starym, zabytkowym miasteczku ok.
30 km od Wrocławia. Kurs koordynował Michał Patynowski. Z zaproszenia skorzystało 35 osób w wieku
od 14 do 25 lat. Uczestnicy przeżyli dziesięć wspaniałych dni, które dla wielu z nich stały się początkiem
nowej życiowej drogi.
Magda: Właściwie to jechałam tam niechętnie, nie
wierzyłam, że doświadczę czegoś nowego, co zmieni
moje życie. Myliłam się... Z dnia na dzień coraz bardziej otwierałam się na Jezusa. Pragnęłam przyjąć to,
co On mi przygotował... Pan niejednokrotnie bardzo
mocno dotknął mojego serca. Dał mi doświadczenie przyjaźni i po raz kolejny, życia we wspólnocie.
Jestem ogromnie szczęśliwa, że mogę się dzielić
z innymi tym, czego sama doświadczam - miłością,
radością, pokojem, przyjaźnią, poczuciem bezpieczeństwa, niesamowitą ufnością... Mam nadzieje,
że nigdy nie zabraknie mi gorliwości i zapału do głoszenia Pana!!! Kurs zakończył się 29 lipca, ale dla mnie
on nadal trwa, bo ewangelizacja nigdy się nie kończy,
to dopiero początek pięknej przygody...
strefa młodych
27
z oazy
W tej rubryce będziecie
mogli przeczytać o tym,
co słychać w domu naszej
Oazy w Nowym Radzicu koło
Lublina. Gdyby ktoś o nim
nie słyszał, to informujemy
dla porządku, że mieszka
tu pierwsza wspólnota braci
i sióstr konsekrowanych
w Polsce.
Gorące lato
Lato, jaka pogoda by mu nie towarzyszyła, bywa u nas gorące już to z powodu odwiedzających nas licznie gości, już to dzięki letniej Szkole Ewangelizacji, w której przynajmniej część z nas czynnie uczestniczy, a na pewno w związku z corocznym spotkaniem w dniu 15 sierpnia, które stało się naszym Świętem
Dziewictwa dla Królestwa Bożego. Tego dnia w Polsce bracia i siostry ze wspólnoty wewnętrznej składają
zwykle swoje zobowiązania do życia według rad ewangelicznych. Tak było i w tym roku. Zobowiązania
wieczyste złożyli Weronika Lapeta, Ewa Turska i Grzegorz Cybulski. Wszystkiego najlepszego na nowej
drodze życia!
Wakacyjna temperatura jeszcze wzrosła, ponieważ oprócz wszystkich tych wydarzeń mieliśmy w naszej
Oazie obóz młodych. A po wszystkim, na początku września, rozpoczęły się wakacje także dla nas: wyjechaliśmy na coroczne spotkanie celibatariuszy do Recanati we Włoszech. Z roku na rok stawiamy sobie
pytanie, czy uda nam się spotkać znowu w komplecie, ponieważ jest nas wciąż więcej i więcej. W tym roku
wspólne wakacje spędzało ponad 150 braci i sióstr.
W 1999 roku przyjechaliśmy
z Włoch i osiedliliśmy się
najpierw w Świdniku.
Trzy lata później
zakupiliśmy gospodarstwo
w Nowym Radzicu.
Po ostatnich zmianach
w Oazach znaleźliśmy się
w dziesięcioosobowym
składzie: sześć sióstr (Iwona
Sułek, Diletta Andreotti,
Monika Wojciechowska,
Asia Piechowiak, Agnieszka
(Chiara) Połuboczko
i Dominika Chodowiec)
i czterech braci (Paweł
Kulicki, Robert Hetzyg, Piotr
Patrzałek i Paweł Badyna).
Życiu konsekrowanemu
poświęcimy osobny cykl
w naszym kwartalniku.
Tymczasem zapraszamy
do lektury krótkiego
przeglądu wydarzeń
z Radzica.
Po wakacjach – zmiany. Już wydawało się, że nikogo nie wypuścimy z naszego domu (naszą Oazę mieli
zasilić Monika Wojciechowska i Piotr Patrzałek), a tymczasem jeszcze w listopadzie oddaliśmy wspólnocie
z Recanati Magdę Borecką. Zostaliśmy więc w dziesięcioosobowym składzie.
Co porabiamy?
To jedno z najtrudniejszych pytań, na jakie często przychodzi nam odpowiadać, kiedy spotykamy znajomych, albo rozmawiamy z nimi przez telefon. Aż się ciśnie klasyczna odpowiedź „po staremu”. No bo sami
powiedzcie, czy w uregulowanym trybie życia między piątą a dwudziestą drugą, można znaleźć coś
nowego? A przecież, jak spojrzeć w kalendarz, aż roi się od nowości i wydarzeń spoza typowego rozkładu
naszych zajęć. Zresztą także rytm naszego tygodnia uległ ostatnio zmianie.
Po pierwsze – otworzyliśmy Dom Modlitwy. Zdziwienie? – A Tak! Każdej środy o siedemnastej schodzą się
do nas sąsiedzi, żeby poznawać bliżej Jezusa i doświadczyć mocy Jego zmartwychwstania. Kiedy zapraszaliśmy ich po raz pierwszy, odnieśliśmy wrażenie, że od dawna na to czekali.
Druga nowość to modlitwa wstawiennicza, którą od tej jesieni prowadzimy w każdy wtorek i czwartek
od siedemnastej do dziewiętnastej. Może w niej uczestniczyć każdy, kto tylko chce i odpowiednio wcześniej da nam znać o swoich zamiarach, żebyśmy mogli wyjechać po niego na najbliższy przystanek autobusowy. Zapraszamy!
Poza stałymi punktami naszego życia wspólnotowego mamy jeszcze wydarzenia ekstra:
Od 2 do 4 listopada mieliśmy przyjemność gościć w naszym domu małżeństwa pełniące w naszej Oazie
rozmaite posługi. Więcej o tym na str. 26-27. 4 listopada odbyło się także spotkanie koordynatorów naszej
Oazy.
W dniach 24-25 listopada członkowie Koinonii z Lublina i okolic zjechali się na Kurs Dom Modlitwy.
9 grudnia wyjeżdżamy do Pilzna na doroczne trzydniowe rekolekcje dla wspólnoty wewnętrznej.
24 grudnia, w Wigilię, o godzinie 22 odprawimy Pasterkę. I może nawet ktoś przyjedzie z okolicy...
A prócz tych wszystkich wydarzeń codziennie coś nowego przynosi nam Opatrzność: a to udział w rodzinnych uroczystościach naszych sąsiadów, a to kiszenie kapusty (mamy już dwie beczki gotowe), a to znowu
świniobicie. Jednym słowem – żywot człowieka
poczciwego.
Przez całą jesień trwają prace wykończeniowe
w przedsionkach obu naszych budynków. Niestrudzona ekipa w składzie Paweł & Piotr kładą płyty
gipsowe, szpachlują i malują. W wolnych chwilach
myślą o płytkach, które wkrótce trzeba będzie położyć na podłodze.
A kto się chce przekonać, jak to naprawdę wygląda,
niech wsiada, w co może, i niech tu przyjedzie.
Zapraszamy!
www.kekako.pl

Podobne dokumenty