Prof. Ryszard Osadczy

Transkrypt

Prof. Ryszard Osadczy
RO
Profesor Ryszard Osadczy podpisywał się w charakterystyczny, elegancki sposób tymi
inicjałami, splecionymi w graficzny znak, przypominający ®
Ten znak umieszczał często pod swoimi pracami. Przypomniałem sobie ten znak, wracając
pamięcią do naszej, tak niedawnej rozmowy w pierwszym dniu zajęć nowego semestru,
w dniu 20 lutego 2013 roku.
Ryszard Osadczy – RO pokazywał mi wyjęte ze swojej starej szafy – pilnie strzeżonego
archiwum – dwa zbiorowe portrety, przed laty skomponowane z karykatur pracowników, którzy
z nami wówczas pracowali (a niektórzy nadal pracują). Spontanicznie zszedłem do pracowni na
parterze, przyniosłem swój „podręczny” aparat fotograficzny i stojąc na stole, bez statywu
i w kiepskim oświetleniu zreprodukowałem tę specyficzną, historyczną pamiątkę.
Data pliku: 2013-02-20 15:38.
RO występuje tam jako dyrygent, z charakterystyczną, rozwianą czupryną. W narożniku napisano
(pisownia oryginalna): GROPA I ROK PIERSZY 1990/91.
Oto fragment tego tableau, którego autora, lub autorów nie potrafię dziś ustalić:
APG RO
W naszej ostatniej rozmowie, Ryszard opowiadał mi, jak niedawno zadzwonił do niego
kolega z Europejskiej Akademii Sztuki, w której RO przez wiele lat pracował, prosząc o podanie
mu nazwy pasty, której Ryszard używał był na zajęciach z grafiki, które tam. W EAS, prowadził.
W odpowiedzi, Ryszard podał nazwę produktu: APG RO. Kolega nalegał, by podał więcej
szczegółów, producenta, „namiar” na sklep itp. Ryszard rozszyfrował w końcu podany skrót:
Autorska Pasta Graficzna Ryszarda Osadczego.
Pamiętam APG RO doskonale, bo uczestniczyłem w jej sporządzaniu. Była to żółtawa
maź o konsystencji masła lub pasty do butów. Zdradzę jej skład: tajemnicza APG RO była
mieszaniną pokostu, wosku i talku, a w szlachetniejszej wersji magnezji. Korzystaliśmy z niej
w naszej pracowni przez wiele lat; sprawdziła się szczególnie w latach największych braków
rynkowych. RO mieszał ją z różnymi farbami i tym „cudownym” sposobem przekształcał dostępne
w handlu „zwykłe”, farby drukarskie, w „profesjonalne” farby wklęsłodrukowe, niezwykle dobrze
oddające w druku artystycznym walory akwaforty i akwatinty. Sekret proporcji APG, RO zabrał
ze sobą, ale grafikowi, który wzorem Ryszarda Osadczego zechce z tą cenną substancją
eksperymentować, odpłaci ona z nawiązką podczas druku prac. Wystarczy stopić ostrożnie wosk,
dodając powoli pokost i talk, lub magnezję... Resztę wskaże intuicja i praktyka, a życzliwy
nauczyciel-pasjonat, artysta grafik, profesor Ryszard Osadczy (tak zwykł się podpisywać oficjalnie
i bez skrótów) na pewno podpowie początkującemu grafikowi-eksperymentatorowi właściwe
proporcje jego Pasty Autorskiej.
W pracowni, kierowanej przez RO, sami robiliśmy, korzystając z wypróbowanych przez
lata receptur Ryszarda to, co dziś można kupić w pobliskim sklepie dla plastyków. Werniksy
i APG zmieniały się jednak w naszych rękach, bo niektórych składników często brakowało i trzeba
było wymyślać ich zamienniki; był to nieustający ciąg eksperymentów technologicznych, którym
zawdzięczam, nie tylko ja zapewne, przekonanie, że dobrze wyszkolony grafik poradzi sobie nawet
w trudnych okolicznościach, sztuce nie sprzyjających. Myślę, że nie tylko mnie Ryszard Osadczy
tego nauczył.
Dziesięć lat wcześniej niż data historycznego tableau, byłem świadkiem znamiennego gestu
Ryszarda Osadczego. Jako pracownik funkcyjny, kierownik, zobowiązany był do zamknięcia
Pracowni Grafiki. Dekret stanu wojennego już w punkcie drugim głosił: „zakazane zostało
rozpowszechnianie wszelkiego rodzaju wydawnictw, publikacji i informacji każdym sposobem,
publiczne wykonywanie utworów artystycznych oraz użytkowanie jakichkolwiek urządzeń
poligraficznych bez uprzedniego uzyskania zgody właściwego organu”.
Za złamanie tego zakazu, jak i innych, równie wrogich wobec obywateli, groziła kara jak za groźne
przestępstwo, wymierzana, cytuję, „w trybie doraźnym i przyspieszonym”. Na drzwiach Pracowni
Grafiki nalepiono groteskowe, papierowe „plomby” z jakimiś urzędowymi pieczątkami, na znak
powagi. Po odejściu plombujących, nim klej wysechł, Ryszard delikatnie odlepił groźne pieczęcie.
Od tej pory praktykowaliśmy to każdorazowo, gdy byliśmy w Szkole.
Pracownia grafiki Ryszarda Osadczego pozostała czasie stanu wojennego otwarta, a frustracja
naszych długich, pracowniczych „dyżurów” bez studentów, których wysłano do domów, zamieniła
się w warsztaty graficzne, sprzyjające twórczości tych, którzy z Pracowni wówczas, wraz ze mną
korzystali. Pamiętam paradoksalny spokój, a nawet optymistyczny nastrój, który dzięki Ryszardowi
w Pracowni Grafiki odczuwałem. To miejsce, także po powrocie studentów, było swoistą kapsułą
ratunkową i ośrodkiem terapii zajęciowej, w którym nie obowiązywały dolegliwości „stanu wojny”
polsko-jaruzelskiej, politycznego absurdu, panującego na zewnątrz. Czy była to świadoma strategia,
postawa RO? Jego natura, charakter? Jego „spokój szachisty”? Taki właśnie spokój widziałem
w Nim, podczas wielu szachowych partii, które najczęściej przegrywałem. Gdy czasem zdołałem
w rozgrywce uzyskać widoczną przewagę sytuacyjną lub zdobyłem figurę, RO spokojnie, punkt
po punkcie odbierał mi moje zdobycze, a czasem, pozornie bez zmiany sytuacji, w kilku ruchach
wlepiał mi wcześniej przygotowanego mata. Ci, co z Nim grali, mogą przywołać własne, podobne
wspomnienia; ja wykonałem kiedyś rysunkowy portret Ryszarda jako Grafika i Szachisty. Może to
jest właściwy moment, by dziś tę pracę, z Jego wizerunkiem oraz należnymi Mu atrybutami – 32
lata po jej powstaniu – przypomnieć.
„Portret grafika”, rysunek na płótnie naklejonym na płytę pilśniową.
Technika: ołówek, akryl, kredka. 85 x 120 cm, 1983 rok