Kazimierz Kutz_wywiad
Transkrypt
Kazimierz Kutz_wywiad
W Y W I A D Y »ZARYSU« Przyzwoito jest tak wielk warto ci w czasach, gdy zalewa nas fala aferzystów, kłamców i złodziei. Z Kazimierzem Kutzem rozmawia Marian Czura. Marian Czura: Szopienice – wej cie Niemców 1 wrze nia 1939 roku, czy ma Pan jakie wspomnienia z tego dnia ? Kazimierz Kutz: Miałem wtedy 10 lat, to jest taki okres, kiedy si wszystko najintensywniej zapami tuje. Oczywi cie nale ałem ju do tego pokolenia, które po wiekach znowu chodziło do polskiej szkoły. To było wielkie prze ycie, zwłaszcza dla tych o „propolskiej” orientacji. Bardzo dobrze si uczyłem i lubiłem chodzi do szkoły. I wła nie wej cie wojsk niemieckich, bo to było tego samego dnia, odczułem jako osobist tragedi , bo nie mogłem pój do szkoły. Po prostu ryczałem, bo przecie człowiek nie rozumiał wtedy jeszcze historii do ko ca. Wiedział, e tu była Polska, a tam Niemcy... Pami tam to jako wielki al, e nie mog si uczy . A potem rzeczywi cie, poniewa byłem synem powsta ca, przez rok w ogóle nie mogłem chodzi do szkoły. Szkoła była tylko dla ludno ci niemieckiej, dopiero po roku zrobili tak „Übergangsschule“, dla tego pozostałego elementu i my my si tam uczyli tylko j zyka niemieckiego i historii. 19 Dlatego ja wojn prze yłem jako wielk przykro człowieka, który nie mo e si uczy . Który przez rok nawet w ogóle nie chodził do szkoły. A potem chodził do szkoły niemieckiej, która była mu zupełnie obca. M.Cz.: Czy wej cie wojsk niemieckich rozbiło społeczno Czy przyjaciele stali si nagle nieprzyjaciółmi? l sk ? K.K.: My my mieszkali na osiedlu kolejowym w czterorodzinnym familoku. W tym familoku był przekrój wszystkich mo liwych orientacji l ska. S siad obok był Niemcem. My my byli powsta cami, nad nami mieszkali l zacy, którzy uwa ali, e najbezpieczniej nie mie adnej orientacji pa stwowej. A obok nich na górze mieszkał człowiek, który był – mo na by powiedzie – ortodoksyjnym Polakiem. I to był zupełnie przeci tny dom. Gdy wybuchła wojna to mój ojciec oczywi cie uciekał, bo jako były powstaniec bał si konsekwencji. A tego super Polaka przenie li tylko na gorsze mieszkanie. Ale po wojnie wszystko wróciło do normy. Nasz s siad Niemiec nie wyjechał, nikt na nikogo nie donosił i ta społeczno jakby si całkowicie utrzymała, co moim zdaniem bardzo dobrze wiadczyło o tamtejszych ludziach. Ci s siedzi obok byli w BDN, w Hitlerjugend itd., ale to była jakby ich sprawa i oni na nas podczas wojny nie donosili, a mogli, bo przecie o to chodziło. I nie widzieli powodu, by nas traktowa gorzej. A my my po wojnie si im zrewan owali. Dlatego oni nie musieli wyje d a do Niemiec, a nie chcieli, bo byli l zakami i bali si tułaczki. I wszyscy spokojnie razem yli dalej. Wojna była jak zawierucha, która trwała przez par lat. Tyle tylko, e z biegiem czasu wszystkich chłopców, którzy byli wystarczaj co doro li, niezale nie od tego, czy byli l zakami Polakami, l zakami Niemcami czy po prostu l zakami, zacz li wciela do Wehrmachtu. Olbrzymia wi kszo z nich ju z wojny nie wróciła. S siedzi z góry stracili dwóch synów. Mojego brata, który był ode mnie dwa lata starszy, te zabrali do Wehrmachtu, mimo e był przecie synem powsta ca. Na froncie wschodnim został ci ko ranny i nigdy ju nie wrócił całkowicie do zdrowia. A ja, poniewa byłem akurat na tyle młody, e ta zawierucha 20 nie porwała, uratowałem si przed tym strasznym losem. Ale z naszego kolejarskiego osiedla, gdzie było bardzo du o chłopców, jakie pi dziesi t procent z nich, niestety, straciło ycie w Wehrmachcie. Za to potem oni i my traktowani byli my jako Niemcy, jako byli wehrmachtowcy, znowu uwa ano nas za obywateli drugiej kategorii. Przez hitlerowców uwa ani byli my te za co gorszego. W Niemczech jest zreszt tak do dzi , l zacy traktowani s tam jako jacy Wasserdeutsche czy Wasserpolen. A tutaj jest tak samo: l zak to dla Polaka chyba nie Polak, mo e Niemiec... Nie wiem jak w Niemczech, ale u nas w modzie jest teraz mówienie o l zakach, e s narodowo ciowo labilni, to znaczy, e tacy, nie wiadomo co... M.Cz.: Co jakby ostatnia kategoria z dawnej Volkslisty? K.K.: No, to trafił Pan w dziesi tk , dlatego e my byli my rodzin powsta cz . Jak wiadomo na l sku podzielono ludzi na cztery grupy: I, II, III, IV, a rodziny powsta cze to byli tzw. Abgelehnte, czyli pi ta grupa narodowo ciowa, która nie miała adnych praw. Mój ojciec przez cał wojn był kolejarzem, długo trwało zanim wrócił do pracy, marnie zarabiał i płacił 15% podatku za to, e był powsta cem. Jak były jakie egzekucje, to go tam wlekli. My, jego trzej synowie, nie mieli my prawa do jakiejkolwiek nauki i po uko czeniu 14-go roku ycia, za to, e ojciec był powsta cem, musieli my na rok jecha do Niemiec na roboty, na takie odpracowanie. Ja te byłem na tak zwanej „landówce”, tak si to nazywało. I dopiero potem, po roku, po powrocie mo na si było uczy zawodu, ale o gimnazjum nie było mowy. W gruncie rzeczy ta znaczna cz ludno ci l skiej przewidziana była do tak zwanej „Endlösung”, ale e tylu Niemców zgin ło na wojnie, to pod koniec nie było ju wa ne, kto był kim, do Wehrmachtu brali wszystkich. W naszym domu s siedzi obok mieli „dwójk ”, pewnie dlatego, e przed wojn nale eli do niemieckich organizacji mniejszo ciowych, które wtedy na l sku działały legalnie. Ci na górze mieli „trójk ”, to byli l zacy, co do których nie było podejrze i zapisów, e prowadzili jak propolsk działalno polityczn . 21 My my byli „abgelehnt”. A ten super Polak, który nie był powsta cem, miał „czwórk ”. „Jedynki” dostawali wył cznie ci, którzy urodzeni byli w Rzeszy. Mieli my wi c w naszym domu prawie pełny obraz podziału ludno ci na l sku. M.Cz.: A co by si stało, gdyby kto wtedy tej Volkslisty nie przyj ł? Trzeba j było przyjmowa ? K.K.: Mało kto si by na to odwa ył, bo to było zwi zane z egzystencj , z prac , poza tym kartki ywno ciowe były lepsze dla tych, którzy mieli lepsz Volkslist . Wi c, je eli zna Pan l zaków, to Pan wie, e było to niemoliwe, bo tu nie chodziło o demonstracj przekona , ale o to, by utrzyma si w tych ci kich czasach, a rodziny robotnicze były bardzo liczne, aden odpowiedzialny ojciec by sobie na to nie pozwolił. Ale Niemcy chwytali si jeszcze innych, niesłychanie ciekawych, sposobów. Ja si z tym zetkn łem, poniewa si bardzo dobrze uczyłem, po prostu pochłaniałem wiedz . I w tej niemieckiej szkole natychmiast zostałem prymusem. Matka zreszt przez ten rok, kiedy nie chodzili my do szkoły, sama uczyła nas niemieckiego, bo uwa ała, e musimy ten j zyk zna , tak jak polski, by móc si swobodnie porusza w urz dach itd. Gdy wi c po roku poszedłem znowu do szkoły, to mówiłem ju bardzo dobrze po niemiecku, poniewa nasza matka fantastycznie nas uczyła metod praktyczn . Bardzo szybko zostałem prymusem. Którego dnia piel gniarka szkolna ostrzegła mnie, e w szkole była komisja, która jakoby przeprowadzała kontrol i tak dalej. Ta komisja postanowiła, eby najzdolniejszym dzieciom podwy sza Volkslisty po prostu zapadła uchwała, e te dzieci maj dosta „trójk ”. Bo Niemcy, jak mnie si zdaje, w ramach ogólnych procesów germanizacyjnych wyłapywali zdolnych ludzi. I wtedy ja na skutek tej wiadomo ci zacz łem si wiadomie le uczy . To byłby wstyd, gdyby przeze mnie moja rodzina mogła by pos dzana o proniemieckie nastawienie czy co takiego. To były bardzo skomplikowane i bardzo dziwne sprawy, wtedy na l sku. Ale – ogólnie rzecz bior c – to było dobre do wiadczenie, ł cznie z tym, e wyjechałem wtedy do Niemiec. 22 Byłem tam sam jako czternastoletni chłopiec, ale dzi ki temu nauczyłem si fantastycznie j zyka niemieckiego. Trafiłem do stosunkowo dobrej rodziny, a to te była wielka loteria. To chyba był rok, który zadecydował o wielu rzeczach w moim yciu, bo b d c jeszcze dzieckiem musiałem nie tylko sobie radzi , ale dobrze sobie radzi w tych Niemczech. I wietnie sobie radziłem. To mnie umocniło i dało jak energi i do wiadczenie na wiele lat. M.Cz.: Sko czyła si wojna, Polska została „wyzwolona”. Pan, jako młody chłopak na pewno miał jakie marzenia, jak ta Polska miałaby wygl da ? K.K.: Ja przede wszystkim marzyłem o tym, eby pój do gimnazjum. Jeszcze strzelano dookoła, gdy do Szopienic weszli Rosjanie. Oni zostawili t szos mi dzy Krakowem a Gliwicami otwart , eby wojska niemieckie mogły ucieka , bo to jednak Rosjanie postanowili, ukow postanowił, eby ocali Kraków i l sk. No to my my z moim koleg z Szopienic ju nast pnego dnia, drog północn , star , szli do Mysłowic, by zapisa si do gimnazjum, bo w Szopienicach gimnazjum nie było, a to było nasze wielkie marzenie. Ale oni nam tam powiedzieli, e my podlegamy pod Katowice. I my my szli do Katowic, chocia nad nami jeszcze latały i huczały samoloty, tak e my t sknili za tym, eby si uczy . No i w zwi zku z tym natychmiast dostałem si do gimnazjum. M.Cz.: A co było z bratem, ze starszymi kolegami, którzy chc c nie chc c słu yli w Wehrmachcie? K.K.: Jak ju Panu mówiłem, wielu kolegów z wojny nie wróciło. To było okropne. Niektórzy dostali si do niewoli i wrócili dopiero w 1949 roku. A mój brat wrócił zaraz po wojnie, poniewa wycofywał si z jakim oddziałem, uciekał do Czechosłowacji, bo rozeszła si pogłoska, e Czechosłowacj przejm Amerykanie i wszyscy uciekali przed Rosjanami. Bo l zacy strasznie bali si Rosjan. On opowiadał, e brał udział w jakim lokalnym powstaniu po czeskiej stronie jako ołnierz zawodowy. Wrócił w pierwszych dniach 23 po wojnie, ale był człowiekiem psychicznie zupełnie zniszczonym i nigdy ju wła ciwie si z tego nie podniósł. Był wybitnie zdolny, m dry. Zupełnie wiadomie został robotnikiem, lusarzem. Chciał si dowiedzie , ci gle zadawał sobie pytanie, dlaczego wła nie jemu przypadł w udziale taki straszny los. I za wszystkie pieni dze, które zarabiał, kupował ksi ki filozoficzne. A po latach, gdy był człowiekiem niesłychanie m drym i wykształconym, po prostu postawił sobie to wielkie pytanie, które dr czy ka dego filozofa – czy to wszystko ma sens? Potem dostał białaczki i był miesi cami nieprzytomny, bo jego centralny system nerwowy był uszkodzony wskutek tego, e był na wojnie ci ko ranny. Miał wtedy czterdzie ci kilka lat. Potem pojawiła si schizofrenia. Napisał własny system filozoficzny w oparciu o swoj osobist tragedi i wiedz , któr posiadł. Był ju cały czas na dokrwieniu i którego dnia powiedział po prostu: słuchaj, ja ju zrobiłem to, co miałem do zrobienia i nie mam dalej po co y . I nie poszedł ju wi cej do stacji krwiodawstwa. Całkiem bielusie ki zmarł u siebie w pokoju. M.Cz.: Ale byli równie tacy l zacy, którym udało si z Wehrmachtu i przej do AK lub do Armii Andersa. uciec K.K.: Tutaj, na Wschodzie, to była raczej rzadko , bo l zacy nie wierzyli, e b d uznawani za Polaków i bali si , e Ruscy ich roztrzelaj . Wi c relatywnie tych, którzy przechodzili na drug stron było bardzo mało. Natomiast na Zachodzie było inaczej, tak samo, jak w czasie I wojny wiatowej – wojska Hallera chyba w trzydziestu procentach składały si ze l zaków. W Armii Andersa było tak e bardzo du o l zaków. Ale dosta si na front zachodni było uwa ane za wielkie szcz cie. Gdyby Pan pojechał na Monte Cassino, gdzie s dwa cmentarze, polski i niemiecki, to zobaczyłby Pan, e le y tam tyle samo l zaków po jednej, jak i po drugiej stronie. Z mojego otoczenia prawie wszyscy ci, którzy dostali si na front zachodni, po wojnie wrócili do domu. Chocia mój kuzyn nie wrócił... Ale po wojnie to oni nie mieli lekko, nie lepiej ni byli powsta cy, których uwa ano za nacjonalistów i bardzo utrudniano im ycie. Przywódcy powsta po wojnie siedzieli w polskim wi zieniu 24 za to tylko, e kiedy kierowali powstaniami. Ci, co przychodzili z Zachodu, od Andersa, byli uwa ani za ludzi bardzo podejrzanych. Ci z Wehrmachtu traktowani byli okropnie, ale ci z Zachodu te . l zacy wła ciwie ogólnie traktowani byli le. Mo e inaczej było z tymi, którzy przyszli z armi ze Wschodu, ale ja wła ciwie nikogo takiego nie znam. Dla l zaków było to, co zawsze: huta, kopalnia, ci ka praca, adnych studiów, adnych awansów – to było nieosi galne. Nie mo na było samodzielnie zrobi adnej kariery. l zak nie mógł by dyrektorem jakiejkolwiek instytucji, a pewne zawody w ogóle były wykluczone: polityka, policja itd. I tak na dobr spraw było do 1989 roku. Dlatego mieli my tak wielk emigracj do Niemiec w latach sze dziesi tych, siedemdziesi tych. Młode pokolenie patrz c na los ojców – oboj tnie, czy byli to Polacy, Niemcy czy powsta cy – dochodziło do wniosku, e nie ma sensu tutaj dalej y . Niby yj u siebie, a s prze ladowani, traktowani jako co gorszego. Ci młodzi ludzie buntowali si i mówili: my pieprzymy taki kraj, i wyje d ali, a za nimi dopiero jechali rodzice. Połowa moich kolegów, rówie ników – nawet lekarze, in ynierowie, ale te hutnicy – na stare lata wyjechała do Niemiec za dzie mi, bo dzieci tu nie chciały mieszka . Patrz c z perspektywy dnia dzisiejszego my l , e oni słusznie zrobili wyje d aj c, nie godz c si na poni enie. A dzi ki temu my mamy dzisiaj w Niemczech ogromne, potencjalne, ci gle jeszcze nie wykorzystane, lobby pro l skie. My l , e polska demokracja umo liwi mi dzy innymi my lenie w kategoriach regionu, w którym si mieszka, a l sk jest regionem autentycznym i klasycznym, bo ma swoje zadawnione problemy, ma swoj odmienn histori , swoj kultur etniczn , swój j zyk staropolski, niemiecki, polski. W zwi zku z tym ja my l , e to s wietne dro d e na spotkanie l ska z Europ , dlatego, e my tylko w jakim sensie do Europy wracamy. Bo przecie przez 180 lat, przed przył czeniem l ska do Polski, był on cz ci Niemiec. Przez te 180 lat powstało nowoczesne pa stwo niemieckie, nowoczesna cywilizacja i demokracja europejska, to wszystko l zacy mieli, cho byli tylko poddanymi i do zaoferowania mieli jedynie własne r ce. 25 A teraz mog wszystko, mog tu mieszka , mog si kształci , ju niewa ne jest, czy ty jeste powstaniec, mianiec, e masz krewnych za granic , bo wiadomo, e swego czasu to nie było dobrze, mie rodzin za granic , zwłaszcza na Zachodzie. My l , e niezale nie od tej ci kiej sytuacji, która jest teraz w Polsce, tej recesji, agonii dawnego wielkiego przemysłu, który zdycha, to l zacy ze swoim praktycznym umysłem i ze swoj mentalno ci ludzi, którzy szanuj prac , którzy wiedz , e tylko tu jest sens, po prostu b d si kształci i swoje warto ci przenosi w nowe zawody. Szybciej ni inni porobi kariery, bo maj dobre nawyki historyczne. Maj dobry pogl d na wiat, zwi zany z tak traszn histori tego jakby pogranicza. I to jest w ludziach, tego si nie da zmieni , bo to jest wielowiekowe do wiadczenie, które si przekształca w warto duchow , w mentalno , w pewien kod wewn trzny. My l wi c, e ten stary l sk ze swoim silnym zakorzenieniem etnicznym, tym swoim jakby pa stwowym sieroctwem, odzyska swój blask, bo przecie naturaln konsekwencj tego, co si dzieje w Europie i wiecie, jest umieranie roli pa stwa. To ostatnia taka zaraza, która dzieli Europejczyków. Ja tylko ałuj , e si za wcze nie urodziłem, bo my l , e id wietne czasy dla nas, tutaj. M.Cz.: Cz sto dyskutowałem na te tematy z arcybiskupem Nossolem, który pochodzi z moich stron... K.K.: Fantastyczny człowiek, ja go uwielbiam. M.Cz.: ... i ma Pan prawie identyczne spojrzenie na te tematy... K.K.: Ja uwielbiam biskupa, my si przyja nimy i uwa am, e to jest po prostu wi ty. Powiem Panu wi cej, on jako arcybiskup nie mo e powiedzie pewnych rzeczy, mianowicie, e l zacy maj co , co by mo e jest zasług tutejszego Ko cioła, takiego ludowego, robotniczego, a mianowicie wi ksz skłonno do przyzwoito ci ni inni. Pan zdaje sobie przecie spraw z tego, jak bardzo jest to dzisiaj wa ne. Przyzwoito jest tak wielk warto ci w czasach, gdy zalewa nas fala aferzystów, kłamców, złodziei itd. To kapitał ogromnie 26 wa ny, bo jest gł boko osadzony w systemie warto ci, dekalogu, który, moim zdaniem, jest niesłychan sił impregnuj c ka dego l zaka – tego najprostszego i tego najm drzejszego – przed złem tego wiata. To s rzeczy, których nie da si ani kupi , ani wyhodowa w doniczce. Po prostu trzeba dostawa przez wieki w d... i zrozumie w pokorze, e trzyma si trzeba tego, co nam daje spokój sumienia, poczucie godno ci i nadaje ogólny sens yciu w tym strasznym wiecie, w którym y nam przyszło. M.Cz.: Bardzo dzi kuj za rozmow . GARNIA W NIEMCZECH Na składzie kilkana cie tysi cy tytułów ksi ek w j zyku polskim /nowo ci i antykwaryczne/ z ró nych dziedzin: beletrystyka, poezja, historia, polityka, sztuka, ezoteryka, przewodniki, słowniki i encyklopedie, podr czniki szkolne i do nauki j z. obcych, albumy, poradniki, polska muzyka i filmy, prenumerata czasopism. Polonica: ksi ki w j z. niemieckim o Polsce (albumy, przewodniki, tlumaczenia literatury polskiej). Podr czniki do nauki j z. polskiego. Bezpłatne katalogi wysyłamy na yczenie. Polnische Versandbuchhandlung Postfach 21 19 50355 Erftstadt Tel. 02235 - 989373 Fax: 02235 - 989374 E-Mail: [email protected] 27