Rozmowa z panem Bogusławem Michalcem – laureatem
Transkrypt
Rozmowa z panem Bogusławem Michalcem – laureatem
Rozmowa z panem Bogusławem Michalcem – laureatem Bursztynowego Motyla z 2008 r. za książkę „Polska ginąca”. 1. Czy postać Arkadego Fiedlera odegrała jakąkolwiek rolę w Pana życiu? Arkady Fiedler... Wybitny pisarz, którego książki czytało się i czyta z wypiekami na twarzy. Podróże i egzotyka, ale i „Dywizjon 303”! To jeden z tych twórców, których na własny użytek nazywam Chłopcami z Zapałkami. Coś od tego płomyczka Chłopców z Zapałkami się rozpoczyna, potrafią coś rozpalić, ale także oświetlić drogę. A przecież dzieło Fiedlera to nie tylko książki! Powstaniec wielkopolski, żołnierz II wojny światowej... Kiedy staję przed jakimś wyborem, przypomina mi się Tahiti żegnane przez Fiedlera na początku wojny. Kolejny ognik zapałki podarowany nam przez wielkiego pisarza. 2. Co zainspirowało Pana do napisania książki podróżniczej? W środku każdego z nas jest coś, co gna, co skłania do stawiania kolejnych kroków, do pakowania podróżnego worka. Niektórzy nazywają to głodem świata, inni – apetytem na życie. Przypominam sobie pierwsze linijki swojego, nieco żartobliwego, wiersza o wędrowaniu: Tak to się dzieje od wielu wieków, że chęć podróży drzemie w człowieku. Więc być może właśnie ta odwieczna potrzeba przemieszczania się z miejsca na miejsce, ustawicznego ruchu, poznawania i chłonięcia Nieznanego leży u podstaw każdej podróży. I pisania. Bo samo pisanie też jest taką wędrówką odkrywcy. Książki, które piszę, zawsze są podróżą. Ta uhonorowana nagrodą Bursztynowego Motyla była podróżą w czasie. Ruszyłem, a razem ze mną czytelnicy, do miejsc, które znikają... Jeszcze pięć lat, rok, kilka miesięcy, i staną się wspomnieniami. A z miejscami związani są przecież zawsze ludzie, ich trwanie, ale i ich odchodzenie. Ta podróż była więc w pewnym sensie wyprawą ratunkową. 3. Jakie doświadczenie z podróży uważa Pan za najważniejsze? Najważniejsze jest pokonywanie trudności. Każdej. Od rozplątania supła, który niespodziewanie i w najmniej sprzyjających okolicznościach pojawia się na sznurówce, do poradzenie sobie z własną samotnością w obcym miejscu, zmęczeniem, uczuciem głodu, niepewnością... Tę szkołę dają nam podróże. Idziesz i powtarzasz sobie – najpierw w duchu, a potem już na głos, nie wstydząc się, że ktoś przechodzący obok weźmie cię za wariata – powtarzasz sobie: musisz zacisnąć zęby i wytrzymać. Musisz zebrać się w sobie i pokonać kolejny kilometr. Jeśli zniesiesz, zwyciężysz ten trud, każdy następny wyda ci się łatwiejszy do pokonania. Słony smak łez pozwoli kiedyś unieść gorycz porażki. A przemoczony but, w którym woda chlupała pod twoją stopą przez cały dzień, pomoże ci za parę lat przepłynąć rzekę. Nie bójmy się trudu. I nie idźmy nigdy na łatwiznę. Oto, co powtarzam sobie każdego dnia. Ale żeby to miało wyższy sens, należy mieć cel. Należy wiedzieć, dokąd i po co idziemy. Na wycieczce, na wyprawie, w podróży, w życiu...