Myśliwce F-16 to ciągle nie broń, tylko zabawka
Transkrypt
Myśliwce F-16 to ciągle nie broń, tylko zabawka
Myśliwce F-16 to ciągle nie broń, tylko zabawka Dziennik "Polska", 3 września 209 r. Samoloty F-16 strzegą polskiego nieba - ale tylko w telewizyjnej reklamie wody mineralnej. Jak ustaliła "Polska", amerykańskie myśliwce, których pierwsze egzemplarze znajdują się w naszym kraju już od 2006 r., ciągle nie osiągnęły pełnej sprawności bojowej. Mimo że Amerykanie deklarowali, że w tym roku uzupełnią brakujące elementy wyposażenia, już wiadomo, że to nie będzie możliwe. Chodzi tu o system walki radioelektronicznej (WRE). Polska zamówiła u Amerykanów jego niestandardową konfigurację. Prace nad nią amerykaścy specjaliści mieli skończyć w tym roku. - Ale tego nie zrobią, oddadzą ją najwcześniej w 2011-2012 r. A bez systemu WRE F-16 mają ograniczone możliwości prowadzenia działań operacyjnych - tłumaczy w rozmowie z "Polską" płk Piotr Łukaszewicz, były dyr. programu wdrażania samolotów F-16 do służby w Polsce. Ale to nie jedyny problem, jaki mamy z F-16. Cały czas nie ma pełnej obsady pilotów do tych myśliwców. Do tej pory nauczyło się na nich latać 40 pilotów, 34 z nich osiągnęło status combat ready, czyli mogą pilotować ten samolot także w warunkach wojny. Tyle że od ubiegłego roku na polskich lotniskach stacjonuje 48 F-16. Oznacza to, że nawet jeden pilot nie przypada na jeden samolot. Tymczasem, według wytycznych NATO, do jednej maszyny powinno być przypisanych średnio 1,5 pilota. W naszych warunkach oznacza to, że do obsługi myśliwców potrzeba 72 lotników. - Do końca roku jeden pilot będzie przypadał na jeden samolot - deklaruje mjr Marcin Rogus, rzecznik Polskich Sił Powietrznych. Nawet jeśli uda się doprowadzić do takiej sytuacji, to piloci będą mieli duże problemy z doskonaleniem własnych umiejętności. Na wyposażeniu F-16 są bowiem amerykańskie pociski pozbawione funkcji samolikwidacji. W USA to niepotrzebne, gdyż tamtejsze poligony mają po kilkaset kilometrów - dają więc gwarancję, że taki pocisk wystrzelony podczas ćwiczeń nie eksploduje poza poligonem. W Polsce jest inaczej - nasze pola treningowe są niewielkie, więc nie da się na nich używać pocisków bez funkcji samolikwidacji, czyli dających gwarancję ewentualnego ich zniszczania, gdy wylecą poza poligon. Polsce ciągle jednak nie udało się osiągnąć porozumienia w rozmowach o ich zamontowaniu w pociskach sprzedawanych do nas. Brak tych pocisków, a także systemu WRE, sprawia, że na amerykańskich myśliwcach można latać tylko szkoleniowo. - W ten sposób polska baza F-16 zamieniła się w najdroższy aeroklub świata mówi jeden z generałów lotnictwa, który prosił o zachowanie anonimowości. System WRE, czyli samoobrony radioelektronicznej, to zbiór różnych opcji pomagających chronić samolot w starciu z wrogiem. W jego skład wchodzą m.in. urządzenia ostrzegające przed wykryciem przez radar, wyrzutnie flar i dipoli czy urządzenia do wytwarzania radioelektronicznych zakłóceń aktywnych. - Wcale nie jest tak, że polskie F-16 nie mają zamontowanego WRE. Niektóre jego elementy, na przykład system swój-obcy pozwalający odróżnić własne samoloty od nieprzyjacielskich, już są zamontowane - podkreśla mjr Rogus. Nie umie jednak precyzyjnie powiedzieć, kiedy zamontowane zostaną pozostałe elementy F-16 - zasłania się tajemnicą handlową. Tymczasem rozmówcy "Polski" nie pozostawiają złudzeń. - Nie ma szans, by trafił on do nas w tym roku - podkreśla mjr Michał Fiszer, ekspert od lotnictwa, uczestnik wojny w byłej Jugosławii. Amerykanie zwyczajnie zawiedli i nie zdołali przygotować systemu na czas. Choć pytanie, co zrobił MON, by wyegzekwować od USA przestrzegania terminów - dodaje płk Łukaszewicz. Bez systemu WRE nie uda się zrealizować zadań, jakie polskie siły zbrojne stawiają przed F-16. Ten system jest nieodzowny zwłaszcza na terytorium wroga - przyznaje mjr Fiszer. Tymczasem mjr Rogus, rzecznik sił powietrznych, zapowiada, że dowództwo chciałoby wysłać F-16 do Afganistanu. - Te samoloty mają opinie niezwyciężonych, gdyż nigdy nie przegrały starcia w powietrzu. Ale było to możliwe przede wszystkim dzięki systemowi WRE - podkreśla Krzysztof Zalewski, ekspert z miesięcznika "Lotnictwo". Trudno będzie wysłać F-16 do Afganistanu także z powodu szczupłej kadry pilotów. - Wyraźnie brakuje samolotu szkolno-bojowego, który ułatwiłby treningi pilotów. Niestety do tej pory nie udało się wyasygnować na niego pieniędzy - zaznacza Zalewski. Poza tym mamy tylko dwóch kompetentnych instruktorów. - Musimy jak najszybciej stworzyć kompleksowy system szkolenia pilotów i techników. Najlepiej na bazie szkoły lotniczej w Dęblinie - dodaje Tomasz Hypki, redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski". To nie pierwsze kontrowersje, jakie wzbudzają F-16 w Polsce. Już wcześniejsze egzemplarze, które do nas przyleciały w 2006 r., miały awarię podczas lotu. Większe lub mniejsze problemy są z nimi non stop - według szacunków ten myśliwiec psuje się co siedem godzin lotu. Tylko w 2007 r. miał ok. 1700 awarii. Agaton Kosiński