Jan Szyłejko, 13 lat, Szkoła Podstawowa nr 77 w Gdańsku, kl. VI b

Transkrypt

Jan Szyłejko, 13 lat, Szkoła Podstawowa nr 77 w Gdańsku, kl. VI b
Jan Szyłejko, 13 lat, Szkoła Podstawowa nr 77 w Gdańsku, kl. VI b
- Stasiu! Wstań, bo nie zdążysz do szkoły! – upominała mama.
Chłopiec przetarł leniwie oczy. Nie chciało mu się wstać, było przecież tak wcześnie…
- Czy mama nie pamięta, że dzisiaj mam później do szkoły? – zastanawiał się, wsuwając
stopy do zimnych kapci.
Podczas śniadania Staś cały czas myślał o swoim najlepszym przyjacielu. Zawsze w szkole
dużo ze sobą rozmawiali. Tego dnia nie spotka już Krzysia, jego dom spalił się, a on
przeprowadził się z rodzicami na południe, do siostry jego mamy. Stasiek wiedział, że nie ma
nic cennego, co pozwoliłoby na odbudowanie domu Krzysia. Nic, co pozwoliłoby zatrzymać
przyjaciela. Jedyne, co mógł mu ofiarować, to ta najlepsza, ulubiona zabawka. Był to
ukochany miś, z którym zawsze zasypiał. Dostał go od babci na pierwsze urodziny. Stasiowi
ciężko było oddać pluszaka i bardzo przeżywał rozstanie z Krzysiem. Jednego dnia stracił
dwóch przyjaciół. Miał jedynie nadzieję, że jego miś będzie przypominał koledze o ich
przyjaźni.
Od dłuższego czasu Stasiek nie czuł się najlepiej. Często bolała go głowa, szybko się męczył.
Miał problemy z oddychaniem. Kilka razy zemdlał i mama musiała go odebrać ze szkoły.
Wydawało się, że jego skóra jest przezroczysta, bo mógł zobaczyć każdą, nawet najmniejszą
żyłkę. W oczach jego rodziców malował się tylko smutek i strach.
Wolno przeżuwał kanapki, spojrzał na kalendarz. Przypomniał sobie… Duże czerwone kółko
na kalendarzu – data kolejnej wizyty w szpitalu.
[…]
Lekarze postawili diagnozę. Stan chłopca był krytyczny. Nawet po operacji nie dawali mu
żadnych szans. Twierdzili, że chłopiec niedługo umrze…
Sala szpitalna wydawała się chłopcu wielka i przygnębiająca. Czuł się samotny i przerażony.
Za oknem dostrzegł lśniące gwiazdy. Nagle, nie wiadomo skąd, przy jego łóżku pojawił się
ogromny mężczyzna. Miał białe krótkie włosy, duży nos, wąskie usta i głęboko osadzone
oczy. W swoich silnych i długich rękach trzymał sześć zegarów. Siódmym był mały zegarek
na jego lewym nadgarstku. Staś wiedział, kim jest tajemniczy mężczyzna. Przypomniał sobie,
opowiadaną przez babcię legendę.
Mówiła ona o chłopcu, który spełnił siedem dobrych uczynków. Kiedy sam był w potrzebie,
przyszedł do niego Złodziej Czasu. Zatrzymał on czas i przeniósł go do krainy wiecznego
szczęścia.
Na tarczach siedmiu zegarów Staś dostrzegł siedem obrazów. Na każdym z nich rozpoznał
siebie.
Na największym, drewnianym, z wahadełkiem, ujrzał Krzysia – swojego przyjaciela.
Przypomniał sobie dzień, w którym podarował mu swoją najukochańszą zabawkę.
Chłopiec spojrzał na tarczę małego zegarka. Na jego cyferblacie zobaczył chłopca, który
pochylił się nad pięknym niebiesko–żółtym ptakiem. Sikorka leżała na ziemi. Nie mogła się
ruszyć, ponieważ jej skrzydełka były złamane. Staś dobrze pamiętał, jak zaniósł rannego
ptaka do weterynarza, a potem opiekował się nim, aż ten nabrał sił i odleciał.
Na trzecim zegarze, który przypominał małą przykościelną wieżę zegarową z czerwonym
dachem, ujrzał dziewczynkę. Stasiek pocieszał ją, bo przewróciła się, a z jej kolan płynęła
krew.
Na czwartym zegarze zauważył dwóch chłopców, jeden z nich dzielił się z drugim swoją
ostatnią kanapką.
Piąty czasomierz to niebieski zegar ścienny. Miał czerwony daszek. Staś widział na jego
cyferblacie plażę i morze. Ogromne fale wyrzuciły małą meduzę na brzeg. Jakiś chłopiec
podniósł ją i wrzucił do morza.
Szósty zegar (z kukułką) przedstawiał stojące na drewnianym pomoście dziecko. Była zima.
Wokół chłopca zgromadziły się głodne kaczki, a on karmił je chlebem.
Na ostatnim, turkusowym, niedużym, prostokątnym zegarze Staś ujrzał starszą kobietę i
chłopca. Doskonale pamiętał, że dwa lata temu pomagał chorej, samotnej sąsiadce.
- Dlaczego pokazujesz mi to? – spytał Złodzieja Czasu. – Przecież nie zrobiłem nic wielkiego.
- Liczy się każdy, nawet najmniejszy, dobry uczynek. Najważniejsze jest to, że pomogłeś i
kierowałeś się sercem – rzekł duch niskim, ciepłym głosem.
- Czy chcesz mnie stąd zabrać? – przestraszył się chłopiec.
- Niestety, muszę… takie dostałem polecenie. Dla ciebie czas już nie płynie.
Po tych słowach Złodziej Czasu podał Stasiowi rękę i przenieśli się do krainy nieliczonego
czasu i wiecznego szczęścia. Stasiek spojrzał na zegarek. Wskazówki się zatrzymały, a
Złodziej Czasu uśmiechnął się ciepło.
Rano, gdy do szpitala przyszła mama, chłopca już tam „nie było”. Dostrzegła tylko jego ciało.
Ale Staś widział ją doskonale. Stał obok niej i próbował nawet otrzeć spływające po jej
policzkach łzy. Złodziej Czasu położył dłoń na jaj ramieniu. Poczuła w sercu ciepło i spokój.