Straty_Tomasz - matras.pl na facebook.com

Transkrypt

Straty_Tomasz - matras.pl na facebook.com
Tomasz, 26 lat, żołnierz, stracił rękę
Jak szedłem do wojska, to dostałem od cioci w prezencie
zegarek. Został na tamtej ręce. Ktoś go sobie zabrał. Mam
tu, na zdjęciu, zobacz…
Widzę tylko jakiś czołg.
Przypatrz się.
Nie widzę.
Ręka wystaje. Już była prawie ucięta. Ale zegarek jest. To
zdjęcie to pamiątka po zegarku.
A nie po ręce?
Po ręce też.
9
To m a s z
Kto ukradł? Koledzy?
Chyba nie koledzy. Jacyś żołnierze. Moje rzeczy przyjechały do Polski miesiąc po mnie. Na wykazie było, że jest portfel, a w nim sto dolarów, sto pięćdziesiąt złotych i bateria do
laptopa. Amerykanie tak nie postępują. Oni oddają honory,
a nasi kradną. Chciałem coś kupić w tym Afganistanie dla
siostry, dla jej dzieci, bo to moja jedyna rodzina. Gdyby
nie ona, to pewnie bym się podłamał. Mama umarła jak
miałem siedemnaście lat, ojca nigdy nie poznałem. Rozwiódł się z mamą, jak się urodziłem. Ale kocham ich oboje.
Siostra jest ze szwagrem. Kocham ich, jej dzieci też, bardzo.
„Moim honorem jest wierność”. Kiedy to sobie
wytatuowałeś?
Po misji. Taki napis mieli esesmani na sztyletach, ale ja
żadnym nazistą nie jestem. Zrobiłem to dla dziewczyny
i dla armii. Dziewczyny już nie mam, tatuaż został. Dobrze będzie dla tej jedynej, kiedyś. Nadal jestem wierny
armii. Mój dziadek był żołnierzem, walczył pod Monte
Cassino. Ojciec też był żołnierzem. Tu jeszcze mam wytatuowane… 23 lipca 2011 rok. To data, kiedy straciłem
rękę. Ale nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. Przecież mog­łem stracić prawą albo po prostu umrzeć.
Mikroskopijna kawalerka na warszawskim Bemowie.
Przeniosłem się tu niedawno. Pieniądze po tej misji,
po tym, co się stało, jeszcze mam, nie ruszyłem ani zło10
To m a s z
tówki, więc szukam, żeby sobie kupić coś, gdzie będzie
można normalnie żyć. Na razie dobrze, że to mam. Z natury nie narzekam. Młody jestem, życie przede mną. Bez
ręki też może być fajnie. Po misji trochę wydoroślałem.
Ludzie myśleli, że jestem grubo po trzydziestce, a ja miałem dwadzieścia dwa lata. Strasznie tu gorąco, pocę się.
Będę się świecił na tych zdjęciach…
Mogę cię upudrować.
No co ty! To już wolę się świecić. Pojechałem do Afganistanu, bo w mojej jednostce, w 1 Batalionie Kawalerii
Powietrznej, wszyscy jeździli. Obstawialiśmy misje od
pierwszej zmiany w Iraku. Są chłopaki, co mają za sobą
po pięć, sześć wyjazdów. I cali są. Ja byłem na jednej.
Chciałem zobaczyć, jak to jest, sprawdzić się w warunkach bojowych. Walczyć chciałem.
No, ale przecież nie za ojczyznę.
Do tej pory nie wiem, za co się tam walczy. Ale ja jestem
żołnierzem, jestem od wypełniania rozkazów, a nie od
zastanawiania. Jedzie się tam z kolegami i walczy jeden
za drugiego. Jak kolega nie pomoże, to może być kiepsko
i ze mną, i z nim.
Często to zdjęcie oglądasz?
Staram się jak najrzadziej, ale jakoś ciągnie. Byłem gunnerem, czyli strzelcem. Stałem na wieżyczce samochodu
opancerzonego. Dwudziestosześciotonowe bydle. Jak wy11
To m a s z
buchło, to wyleciałem, samochód się jakoś obrócił i już
byłem pod wieżyczką. Dobrze, że nóg mi nie przygniotło,
bo i nogi bym stracił. Kierowca miał uraz kręgosłupa.
W telefonie mam folder z fotami z tamtego dnia. Mam
ich sześć. Jedno dość brutalne, drastyczne. Nie będę pokazywać… Już ze szpitala. Jak to mięso, żyły, skóra wiszą.
Patrzę na to i… nie wiem, to jest jak…
Terapia?
Może terapia. Nie dokończyłem zmiany. Żal mam do
losu. Ale nie, że rękę straciłem, tylko że nie mogłem tam
zostać do końca. Wiesz, ja powinienem tam pojechać,
w myśl zasady: czym się strułeś, tym się lecz. Chociaż na
dwa miesiące. Pamiętam, jak ocknąłem się po wypadku…
Po wypadku?
A jak mam to nazwać? Mina wybuchła, to chyba wypadek? Ocknąłem się, ręka mnie bolała. Myślę: złamana,
wstyd będzie do domu wracać. Wszystko muszę sobie
ułożyć po kolei, bo zawsze jak o tym myślę, to mam chaos
w głowie. Wylecieliśmy w powietrze. Rano było. Wybuch
o siódmej pięćdziesiąt dziewięć. O ósmej mieliśmy wjechać do wioski na przeszukanie. I na wjeździe do wioski
wybuchło, na drodze szutrowej. Straciłem przytomność.
Pamiętam, jak świadomość wracała. Jakiś żołnierz zajrzał
i słyszę: „Kurwa, nie żyje!”.
A ja nie mogłem nic powiedzieć, żadnego ruchu zrobić,
jakby głos z gardła nie wychodził. Za jakiś czas, nie wiem,
12
To m a s z
ile minęło, wyczułem, że mam kilka magazynków. Prawa
ręka była luźna. I zacząłem rzucać tymi magazynkami, żeby
zobaczyli, że jestem, że żyję, że wszystko ze mną w porządku, bo przecież myślałem, że w porządku. Jakbym spotkał
tego, co mnie wysadził, to pewnie bym go walnął, gołą
ręką zabił, ćwiczę w końcu brazylijskie jiu-jitsu, ale z drugiej strony, to była wojna. Trzeba założyć, że można nie
wrócić lub że wraca się bez ręki. Czekałem na medyków.
Jeden przyszedł i mówi: „Na razie musimy cię tu zostawić,
bo może być ostrzał albo mina. Musisz wytrzymać”.
Bolało?
Na początku nie. Ale jak już zaczęło boleć, to nie mówiłem, bo wstyd. Nie jestem gościem, który narzeka.
Morfinę ci dali?
Nie. Nie skarżyłem się. Usłyszałem, że może wybuchnąć samochód, który mnie przygniatał, bo wyciek jakiś
był. Że drugi raz mogę wylecieć w powietrze. Przez myśl
mi wtedy przeszło, że zabiję się sam, nie będę czekać, aż
wybuchnę. Chciałem strzelić sobie w głowę, ale nie miałem czym. To znaczy miałem, ale nie mogłem dosięgnąć.
Głupota mnie naszła. W szoku byłem. Dobrze, że się nie
zabiłem. Oj, dobrze.
W Boga wierzysz?
Przestałem po śmierci mamy. Ciężko zachorowała, chodziłem do kościoła, modliłem się, prosiłem, błagałem.
13
To m a s z
I mama na rękach mi umarła. Ale nie będę o tym mówił,
bo mi na sercu ciężko. Bardzo ją kochałem, a ona mnie.
Medycy przyszli założyć mi opaskę uciskową, bo krew
się z ręki lała. Myślałem: złamanie otwarte. Strasznie mnie
bolało. Próbowali podkopać rękę, lewarki stawiać pod
samochód, żeby choć trochę go unieść. A ziemia tam
twarda jak beton. Jak kopali, to jeszcze dostałem łopatą
w rękę. Jeszcze ją czułem, jeszcze jakieś połączenie nerwowe było. Nie kląłem. Powiedziałem tylko: „Uważajcie,
chłopaki, bo trochę boli”.
Skulony byłem. Pokażę ci, jak to wyglądało…
Tomek kładzie się na podłodze, dziwnie się wywija, kikut
ręki kieruje w moją stronę.
Tak właśnie ta ręka, co już jej nie mam, leżała. Miałem mocny mundur, z takiego materiału, który trudno
przeciąć, przerwać, dziurę zrobić. Potem, po kilku dniach
się dowiedziałem, że ręka się prawie urwała, a materiał
nie puścił. Była w rękawie, na jakichś skrawkach skóry.
Próbowali podnieść ten samochód. Jak leciutko unosili,
to krwawiłem strasznie i słabłem. Medyk wyciągnął sznurówki ze swoich butów, zacisnął na mojej ręce i sznurówka
pękła. Drugiego gościa trzymałem za nogę. On wiedział,
że jak trzymam, to znaczy, że żyję. Założył mi pulsometr,
urządzenie, które mierzy funkcje życiowe. Jak sznurówka
pękła, to chyba odjechałem. Ten od pulsometru mówi,
że dwa razy na urządzeniu było 0,0, czyli że dwa razy na
14
To m a s z
chwilę umarłem. I nigdy się nie dowiem, ile trwały te dwie
chwile. Potem założył opaskę. Czułem bicie swojego serca.
Jakoś tak coraz wolniej biło. Musiałem puścić tę nogę.
Nie miałem siły trzymać. I wiesz co, nikomu o tym nie
mówiłem, ale szedłem w stronę tego białego światełka.
Szło mi się bardzo lekko. Błogo tak. Zatrzymałem się, odwróciłem, spojrzałem na ten samochód i myślę sobie, że
przecież przed chwilą tam byłem. Wracam. Wtedy Amerykanie podali mi jakiś bardzo silny środek, co porusza
serce. Podobno podwójną dawkę dostałem. Wróciłem.
Ożyłem. Potem doktor powiedział: „Miałeś fart”. I w tym
momencie lewarki puściły. Samochód spadł na moją rękę.
Pierwszy raz powiedziałem: „Kurwa mać”. Z bólu.
Trzecia próba. Chcieli samochód przewrócić na bok.
Rosomak ciągnął linę, ale samochód się nie przewracał,
tylko przesuwał. A ja to wszystko czułem. Wtedy dali
morfinę. Nagle śmigłowce przywiozły poduszki pneumatyczne. Mocniejsze niż lewarki. Medyk, który był ze
mną w aucie, mówi: „Jak chcesz żyć, to musisz mi pomóc.
Musisz się stamtąd wyciągnąć”. Wyciągałem się, targali
mnie za ramię, usiadłem, kolana miałem jakieś powykręcane, kostki też. Wiedziałem, że nie wstanę. Bałem
się, że się z bólu… przepraszam, zesram albo zesikam.
Potem by gadali, że pojechał na misję i się z bólu zesrał.
Też mi bohater… Zacisnąłem zęby, wziąłem rękę, była
jak worek z mąką, podciągnęli nosze, na chwilę straciłem
przytomność. Nie wiedziała śmierć, na kogo trafia. Nie
dałem się. Chcieli amputować rękę na miejscu, ale jeden
15
To m a s z
medyk, Polak, taki Paweł, postawił się. Mówił, że może
uda się uratować.
Kiedyś marzyłem, żeby przelecieć się black hawkiem,
pięknym amerykańskim śmigłowcem. Myślałem, że się
nie spełni, a się spełniło. Leciałem. Półprzytomny, na noszach, ale leciałem. Pytam: „Co z tą ręką?”. Lekarz nic nie
odpowiedział.
Płakałeś?
Wtedy nie. Po śmierci mamy płakałem.
Kiedy byłem w bazie, w Ghazni, jeszcze zdrowy, to
zaglądałem od czasu do czasu do szpitala. Tam był Trauma Room. Wstęp wzbroniony. Zastanawiałem się, co tam
jest. I właśnie do Trauma Roomu mnie wwieźli. Patrzyłem
na tę rękę, patrzyłem… I obudziłem się w Bagram, w innej bazie. Podszedł jakiś chłopak: „Wiesz, co się stało?”.
„Wyleciałem w powietrze, złamałem rękę”. „Nie, straciłeś.
Martwica się wdała, nie było co ratować”. Spojrzałem i zasnąłem, podobno na dwie doby. Zbudziłem się w Ramstein, w bazie w Niemczech. Moja siostrę tam przywieźli.
Nie wiem dlaczego, ale miałem dobry humor. Cały
czas się śmiałem. Siostra mi przypomniała, jak w Polsce,
jeszcze przed wyjazdem na misję, powiedziałem do niej:
„A jak ja tam rękę stracę, to przyjedziesz do mnie?”. Nie
wiem, skąd mi się to wzięło. Czasem coś powiem, a potem
to się sprawdza.
Dawali mi morfinę. Ból coraz większy. Starałem się
wytrzymywać jak najdłużej. Jak już byłem pod ścianą,
16
To m a s z
to prosiłem o kolejną dawkę, potem o zamienniki. Wygodne to, miłe uczucie, ale uzależnia, a ja nie chciałem
być uzależniony. Wróciłem do Polski, trafiłem na miesiąc
do szpitala. Operacja była, czyszczenie. Lekarz mówił,
że tak było w środku w tym kikucie wyrwane, że mógł
pod skórą za szyję mnie złapać. Ta skóra tu jest dziwna.
Możesz dotknąć, nie bój się.
Nie dotykam.
Zobacz, kawałek mojego bicepsa… Fragmencik został.
Wyszedłem z tego szpitala, zamieszkałem u siostry i nie
bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Popijać zacząłem.
Tu piwko, tam piwko. Koledzy zawsze się znajdą. Dziewczyna miała dość i odeszła. Prosiłem, że jak mnie kocha,
to niech da mi szansę. Jej strata. Miałem doła, wiadomo.
W alkohol poszedłem. Chciałem chyba ten wypadek zapomnieć. Nadużywałem, nie powiem.
Długo?
Pół roku z małymi przerwami. Poszedłem do Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego, doktor pytał, chciał koniecznie
udowodnić, że mam to PTSD, ten stres bojowy, a ja mu
mówiłem, że to z alkoholem jest kłopot. Okazało się, że
nie mam PTSD, że nie każdy, kto widział wojnę, nie każdy,
kto leżał przygnieciony samochodem ma PTSD. Byłem co
prawda w tej klinice psychiatrycznej i stresu bojowego przez
sześć tygodni, ale dobrze mi to zrobiło, bo się odciąłem od
17
To m a s z
towarzystwa pijących. Za każdym razem, kiedy opowiadałem swoją krótką życiową historyjkę, to słyszałem: „No,
chłopie, przeżyłeś”. Żyję przecież jeszcze. Dopiero zaczynam.
Z lekkością to mówisz, śmiejesz się.
Wiem, że to chyba nie jest normalne, ale kto jest normalny… Załamać rąk nie mogę, bo mam tylko jedną. Byłem
na rehabilitacji w Lądku-Zdroju. Tam poznałem takiego
Krzyśka, też żołnierza. Poszliśmy się napić. Rzucam: „To na
drugą nogę”. A on podciąga nogawkę i mówi: „Ja drugiej
nie mam” i się śmieje. Czarny humor, ale bez tego byłoby
trudno. Sam muszę sobie w życiu pomóc. Z tej psychiatrii
wypuścili mnie i od razu poszedłem do szkoły podoficerskiej w Poznaniu. Dostałem kategorię Z/O, czyli zdolny
z ograniczeniami, a to znaczy, że mogę dalej służyć w armii,
mimo kontuzji, mimo tego, że jestem kaleką, że ręki nie
mam. Zmieniłem jednostkę. Teraz jestem w Dowództwie
Operacyjnym, czyli w miejscu, skąd się wysyła ludzi na
misje. Paradoks taki. Mama chyba byłaby ze mnie dumna.
Jestem podoficerem, mieszkam w Warszawie, mam samochód. Nie, nie wiem, co by powiedziała na ten Afganistan,
jakby ten mój wypadek przeżyła. Chciałbym mieć dzieci.
Im na pewno nie pozwolę iść na wojnę.
Ręka boli?
Ta, co jej nie mam? Czasem boli. Swędzi też. Próbuję się
podrapać. Cieszę się z najdrobniejszych rzeczy, bo kto
wie, kiedy ta pani przyjdzie po mnie jeszcze raz.
18
To m a s z
Nigdy się nie użalasz nad sobą?
Użalam, ale wtedy sam sobie z liścia daję i mówię: „Stary
chłop, a ryczy”. Przechodzi od razu. Nie umiem sobie
jeszcze zegarka na prawą rękę założyć. Ale trenuję. Sznurówki już wiążę.
Chcesz mieć protezę?
Miałem szansę na przeszczep ręki. Niestety, u mnie w rodzinie jest duże zagrożenie nowotworami, a leki, które
się po takim przeszczepie przyjmuje, wprowadzają organizm w stan nieodporności. Znam żołnierza, który
stracił dwie dłonie, miał przeszczep, a mnie powiedział,
że wolałby mieć dwie protezy. Cały czas jest na lekach.
Wolę żyć bez ręki niż z cudzą i na lekach. W sobotę jadę
na trening brazylijskiego jiu-jitsu. Prawą rękę mam bardzo silną. Umiałbym przywalić. Ta jedna ręka to jak dwie
albo nawet trzy. Potrafię tyle rzeczy nią zrobić. Gotuję,
sprzątam, prasuję, ćwiczę. Na jednej ręce trzydzieści pięć
pompek robię. Na razie. Jest taka organizacja, Wounded
Warrior Project. W zeszłym roku byłem z nimi na rajdzie
rowerowym w Niemczech. Cały czas na prowadzeniu.
Protezę od razu po misji mi chcieli dać, nie chciałem.
Teraz już powoli dorastam. Wojsko mi zrefunduje. Nowoczesną, skomputeryzowaną. Na pewno jakiś tatuaż
sobie na tej sztucznej łapie zrobię. Już znalazłem gościa,
który się w tym specjalizuje. Studia już bym skończył
z tą protezą…
19
To m a s z
Mogę dotknąć twojej ręki?
Możesz.
Dotykam.
Pssst, uważaj! Parzy! Żart.
Kapral Tomasz Rożniatowski, Dowództwo Operacyjne Rodzajów
Sił Zbrojnych.

Podobne dokumenty