"Wolę umarłych pisarzy, bo z nimi nie ma żadnego problemu".

Transkrypt

"Wolę umarłych pisarzy, bo z nimi nie ma żadnego problemu".
26
Wolę
umarłych
pisarzy,
bo z nimi
nie ma
żadnego
problemu
Z An d er s e m B o d eg å rdem rozm aw ia S ł awo m ir Pa sz k i e t
marzec 2014
Co jest nAjwAżniejsZe, kiedy tłumACZy się GombrowiCZA? w żołnierskiCh
słowACh.
W żołnierskich słowach? Śmiałość i szaleństwo. Trzeba go też polubić
tego strasznego Gombrowicza.
Na szwedzki przekładano go w latach 60., z polskiego, ale też
przez niemiecki i francuski. W latach 80. zostałem niejako zmuszony
do przekładu Dziennika przez Jana Stolpe, mojego przyjaciela, świetnego tłumacza z greki, łaciny, francuskiego, autora przekładów Platona i Michela de Montaigne’a. Kiedy się dowiedział, że zacząłem
przekładać z polskiego, przekonał mnie, by sięgnąć po dzienniki
Gombrowicza. To Jan był bowiem tym, który w latach 60. wprowadził
w Szwecji prozę Gombrowicza. We współpracy z Janem Kunickim
przełożył i wydał Pornografię i Ferdydurke. Jednak na to, że Gombrowicz zaistniał w moim kraju na dobre, wpływ miał także Alf Sjöberg,
reżyser Królewskiego Teatru Dramatycznego, który pod koniec lat 60.
wystawił Ślub i Iwonę, księżniczkę Burgunda. Oglądałem te inscenizacje jako młody człowiek. Ogromny wpływ, niesamowite przedstawienia!
Poznaliśmy się z Andersem
w stanie wojennym w Krakowie
i zaprzyjaźniliśmy, on zaczął
powoli tłumaczyć moje wiersze.
Ale nigdy nie było między nami
takiej czysto profesjonalnej
relacji, to była bardziej przyjaźń.
Początki przyjaźni nie są jeszcze
przyjaźnią, tylko są znajomością,
takim oglądaniem się trochę.
I między nami tak było.
27
Adam Zagajewski
jAkie były poCZątki ZAinteresowAniA jęZykiem polskim?
– W zasadzie jestem nauczycielem języków. Bardzo wcześnie w życiu
zainteresowałem się obcymi językami, dźwiękami, w szkole uczyłem
się angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, łaciny i oczywiście
francuskiego. Po maturze trafiłem do wojska i wtedy, dzięki zimnej
wojnie, nauczyłem się rosyjskiego. Przez to zacząłem studiować później języki słowiańskie na uniwersytecie, dołączając do rosyjskiego
polski. Z czasem zacząłem polski bardziej lubić od rosyjskiego, ale nie
od razu. Wylądowałem bowiem na parę lat we Francji, gdzie studiowałem i pracowałem jako lektor języka szwedzkiego, najpierw w Paryżu, potem w Lyonie. W końcu postanowiłem odnowić kontakt z polszczyzną. W 1980 roku w Krakowie rozpoczęto lektorat języka szwedzkiego, a ja po 10. latach praktykowania stałem się specjalistą od nauki
szwedzkiego jako języka obcego.
i wtedy ZACZął pAn prZekłAdAć Z polskieGo nA sZwedZki…
– W Polsce działo się wtedy dużo ciekawych rzeczy. W 1980 roku powstała „Solidarność”. A potem wprowadzono stan wojenny. Podczas
godziny milicyjnej siedzieliśmy wieczorami zamknięci w domach, ja
miałem taką dużą maszynę do pisania, którą dostałem w Szwecji od
byłej teściowej. Była bardzo cenna, bo mogłem przepisywać na niej
do 17. kopii, przez to byłem popularny. Z podziemia dostawałem teksty; zacząłem je czytać, przepisywać, aż w pewnym momencie zacząłem po prostu przekładać. Ponieważ dla mnie tłumaczenie to po prostu czytanie. No, może nie tak „po prostu”. To najwyższy stopień czytania, trzeba wtedy definitywnie ustalić, co znaczy to, co czytam, i jak
Anders w wojsku podsłuchiwał
sowieckie łodzie podwodne,
wtedy opanował dobrze rosyjski.
On nie chce o tym mówić,
traktuje to wciąż jako tajemnicę
wojskową. Przyswojenie potem
polskiego nie sprawiło mu
wielkiego kłopotu.
Adam Zagajewski
w i a do m ości
to będzie brzmiało w moim języku, czyli po szwedzku. W pierwszym
numerze pisma „Krytyka” był anonimowy wiersz pod tytułem Raport
z oblężonego miasta. Zorientowałem się, że to Zbigniew Herbert, bo
troszkę znałem jego poezję – było widać, że to jego. Zrozumiałem
wtedy, że chyba jestem tłumaczem.
A Gdy wróCił pAn do sZweCji…
– W Krakowie zostałem jeszcze rok, do końca 1983 roku. Dużo się wtedy działo i zmieniało. I ja chyba też stałem się innym człowiekiem.
A kiedy wróciłem do Sztokholmu, zrozumiałem, że oczywiście dalej
jestem nauczycielem języków, ale jestem także tłumaczem i chcę tłumaczyć. Przywiozłem wtedy Etykę solidarności Józefa Tischnera, którą
przełożyłem w Polsce na wspomnianej maszynie do pisania. U siebie
znalazłem wydawcę tej książki, ukazała się w 1984 roku.
ZAnim prZejdZiemy dAlej – jAk spędZAł pAn CZAs wolny w stAnie
wojennym, ZA wiele robić się prZeCież nie dAło?
– Legalnie nie, to prawda, ale wolno było na przykład śpiewać w chórze po kościołach, a ja w Szwecji śpiewałem od dzieciństwa. Dowiedziałem się, że przy krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej działa
Akademicki Chór Organum. Zgłosiłem się, zaśpiewałem i z miejsca zostałem przyjęty. Tak się złożyło, że tydzień później miał się odbyć konkurs chórów kameralnych na UJ. Zaproszono mnie do udziału, ale pod
jednym warunkiem – że przyjdę w czarnym garniturze. A ja nie miałem ze sobą żadnego, byłem człowiekiem lewicy, który spalił wszystkie garnitury. W Krakowie wtedy wszystkie sklepy były puste, ale któregoś razu, jadąc rowerem, zauważyłem, że w pewnym sklepie wisi
na wystawie… czarny, ślubny garnitur. W sam raz dla mnie, jak się
okazało. Cud, po prostu mały polski cud! I w końcu zaśpiewałem. Mile
to teraz wspominam, fajni ludzie, piękna muzyka polskiego renesansu, którą mieliśmy w repertuarze. To straszne, ale wszystko to zdarzyło się dzięki stanowi wojennemu.
dZięki stAnowi wojennemu poZnAł pAn również polskiCh poetów…
– To prawda, jako lektor nawiązałem wiele kontaktów. Jednym
z pierwszych był Adam Zagajewski, poznaliśmy się, nim wyjechał do
Paryża. Jego poezja jest mi bardzo bliska. Zacząłem przekładać go na
szwedzki z podziemnych wydań, bo był wtedy na indeksie. Po powrocie do Szwecji też pracowałem głównie nad jego wierszami,
j u b i l e u s z e
28
w przyszłym roku ukaże się zbiór wszystkich dotychczas wydanych
utworów. Adam ma w Szwecji swoich czytelników, jako poeta jest
obecny w języku szwedzkim, zresztą często tu przyjeżdża. Pierwszy
raz w 1985 roku, gdy dostał Nagrodę im. Kurta Tucholskiego. Tucholsky wyśmiewał w swojej twórczości faszystowską ideologię i dlatego
został zmuszony do opuszczenia kraju. Wyemigrował w 1929 roku do
Szwecji, gdzie zmarł sześć lat później. Nie był zbyt dobrze traktowany
przez Szwedów, czego się teraz wstydzimy, dlatego szwedzki Pen
Club ufundował nagrodę jego imienia: dla pisarza na wygnaniu, za
męstwo i godność w literaturze. I pierwszym laureatem tej nagrody,
z którą się wiążą pieniądze i wielki honor, został Adam Zagajewski.
Poznałem też w Krakowie innych pisarzy: Ewę Lipską, Wisławę Szym-
Na początku Anders był
właściwie bardzo nieśmiałym
tłumaczem, bo on przyszedł do
tłumaczenia nie jako literat i na
początku tłumaczył moje
wiersze z Larsem Klebergiem,
który jest i był polonistą,
profesorem uniwersytetu,
superprofesjonalistą. Ale potem
się okazało, że on wcale nie jest
gorszy od Kleberga, że ma jakiś
niebywały talent tłumacza.
I tak to potem właśnie
skumulowało się, aż powstały
wszystkie te książki.
Adam Zagajewski
Anders Bodegård – szwedzki tłumacz literatury polskiej
i francuskiej. W jego dorobku znajdują się przekłady
utworów m.in. Wisławy Szymborskiej, Ewy Lipskiej, Adama
Zagajewskiego, Pawła Huelle, Ryszarda Kapuścińskiego,
Antoniego Libery i Witolda Gombrowicza (w tym Dziennik,
Trans-Atlantyk, Iwona, księżniczka Burgunda, Ślub).
Z francuskiego przekłada przede wszystkim dramat i prozę
(Racine’a, Molière’a, Musseta, Rouauda, Houellebecqa),
jego najnowszym, określanym jako wybitne tłumaczeniem
jest Madame Bovary Flauberta. Jeden z założycieli studiów
dla tłumaczy literatury Södertörns högskola
w Sztokholmie, był członkiem jury Nagrody im. Ryszarda
Kapuścińskiego za reportaż literacki. Zasiada w Kapitule
Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej. W 2007
roku został odznaczony medalem Litteris et Artibus
(szwedzki odpowiednik Gloria Artis). Wśród wielu nagród,
jakie Anders Bodegård otrzymał za swą działalność
translatorską, wymienić należy Transatlantyk (wyróżnienie
naszego Instytutu Książki z 2006 roku), prestiżową
nagrodę Letterstedtska priset, przyznawaną przez
szwedzką Królewską Akademię Nauk, oraz Nagrodę
ZAiKS-u, przyznaną mu w 1998 r. Lubi tańczyć i śpiewać.
Anders Bodegård 2 stycznia 2014 roku skończył 70 lat.
borską…
sZymborskA to osobny roZdZiAł.
– Była znana w Szwecji już przede mną, że tak powiem. Jednak zarzucano mi, że ją zmonopolizowałem. Fakt, jest dla mnie bardzo, bardzo
ważna. Poznałem ją osobiście w latach 80., gdy byłem w Krakowie, bywałem i u niej. Namawialiśmy ją przez lata do przyjazdu do Szwecji,
w końcu w 1993 roku przyjechała do Sztokholmu. Już wcześniej wydałem obszerny wybór jej poezji pod tytułem Utopia. W 1993 wystąpiła w Teatrze Dramatycznym. Już przed Noblem była znana, miała
sporo czytelników. Jednak gdy w 1996 roku dostała Nagrodę Nobla,
powiedziała tam, w Zakopanem, gdzie właśnie odpoczywała, że to
przeze mnie:„To wina Andersa”albo wina Andrzeja, ona wolała mówić
na mnie Andrzej, bo Anders to jakiś generał. A to przecież jej„wina”po
prostu tego, że ona pisze takie wiersze. Na jej pogrzebie mówiłem
o szczęściu, co to za słowo „szczęście”. Powiedziałem, że praca nad
wierszami Wisławy Szymborskiej jest żmudna, trwa długo, ale wiąże
się ze szczęściem.
Ona długo pracowała nad każdym wierszem, ogłosiła ich bardzo
mało, 350., jakoś tyle. Kończąc przekład każdego wiersza, czułem
szczęście.
marzec 2014
29
A jAkA jest pAnA współprACA Z polskimi AutorAmi? poZnAł pAn wielu
CZy nA poCZątku droGi trAnslAtorskiej miAł pAn jAkieGoś mistrZA?
swoiCh Autorów Albo miAł Z nimi świetny kontAkt. CZy to pomAGA?
– Kiedy studiowałem, na uniwersytecie nie było żadnych warsztatów
tłumaczeniowych, zacząłem więc nie od teorii, ale od praktycznej nauki w moim pokoju w Krakowie. Po moim powrocie do Szwecji Jan
Stolpe był cały czas obecny, gdy przekładałem Dziennik Gombrowicza. To bardzo ważny dla mnie człowiek. Drugą taką osobą jest Lars
Kleberg, slawista, profesor literatury rosyjskiej, ale też polonista, z którym współpracowałem. Przełożyliśmy nawet razem tom wierszy Adama Zagajewskiego Oda do wielości. Pierwszą część zrobiłem ja, a drugą Kleberg, zbiór ukazał się w Szwecji chyba w 1987 roku.
– Jan Stolpe, którego wspomniałem, twierdzi, że„ja wolę umarłych pisarzy, bo z nimi nie ma problemu”. Nie powinienem tego mówić, bo
bardzo lubię ludzi, których poznałem, ale muszę przyznać, że mało
korzystam z tych kontaktów. Nie każdy pisarz, a może nawet większość z nich nie potrafi do końca wyjaśnić, co pisze, językowo rzecz
rozpatrując. Jednak bywa różnie, Wisława Szymborska wiedziała dokładnie, o co mi chodziło, kiedy ją o coś pytałem. Kilka razy mi się to
zdarzyło, dość rzadko jednak ją fatygowałem w ten sposób. Troszkę
tego teraz żałuję. Dostałem od niej nawet parę jej wyklejanych widokówek, gdzie jest mowa o tym tłumaczeniu.
Ale też nApisAłA dlA pAnA limeryk /wiersZ!
– Tak, na 60. urodziny. Otrzymałem go od niej podczas niesamowitych obchodów, które zorganizowali moi przyjaciele w krakowskim
Teatrze Stu.
ZAśpiewAł pAn wtedy Z mArtą sACiuk, kwArtetem okAZjonAlnym
i GrZeGorZem turnAuem słynny hit „Ząb ZupA dąb”…
Tak, musiałem wtedy tańczyć i śpiewać, ale zrobiłem to z wielką przyjemnością i miło to teraz wspominam.
w i a do m ości
wyChowAł pAn już kilku GodnyCh nAstępCów…
Jestem dziś głównie tłumaczem, ale lubię również uczyć. Z przyjaciółmi, z Larsem Klebergiem i innymi ludźmi, chcieliśmy na uniwersytecie pod Sztokholmem, zresztą w dzielnicy, gdzie mieszka dużo imigrantów, prowadzić warsztaty tłumaczenia literackiego jako rzemiosła. Zajęcia w małych grupach, pięć–sześć osób i tłumacz. Zaczęliśmy
od rosyjskiego, polskiego, niemieckiego, bo były na to pieniądze. Kandydaci mogli złożyć swoje próby przekładu literackiego i my na tej
podstawie wybraliśmy grupy. Moja teza była taka: Szwecja jest krajem
imigracyjnym, jest tu znaczna imigracja, przez co kraj jest lepszy, ciekawszy, bardziej interesujący. Jednak mało się mówi o tym bogactwie,
j u b i l e u s z e
30
Inni zwracają uwagę na to,
że jestem dwujęzyczny,
ale dwujęzyczność wprowadza
pewną niepewność idiomatyczną.
Anders zaś panuje nad językiem
w sposób imponujący,
jego talent przejawia się
nie tylko w sformułowaniach,
w oddaniu poetyckości,
literackich walorów tekstu,
ale także w nieprawdopodobnej
znajomości gramatyki i składni
języka szwedzkiego.
stefan ingvarsson [tłumacz, pisarz, były student bodegårda]
że teraz mamy tyle języków obcych wśród Szwedów. Imigranci
w drugim pokoleniu są już Szwedami. Na przykład imigrantów z Polski jest sporo, były różne fale, powojenna, 1968, też 1980 roku, imigranci ekonomiczni w latach 70. Założyłem, że w drugim pokoleniu
może jest młodzież dwujęzyczna, która interesuje się literaturą i która będzie chciała przekładać z polskiego na szwedzki. I udało się, znalazła się taka trójka. Irena Gronberg, która urodziła się w Radomiu
i jako żydowskie dziecko z rodziną wyemigrowała do Szwecji. Stefan
Ingvarsson, który ma polską matkę. Dawid Szybek, który też miał polską matkę. Wszyscy są jednak Szwedami, jeśli chodzi o język. Pracowaliśmy tam właśnie warsztatowo, stworzyli antologię prozy i poezji,
ale to oni sami prowadzili ten projekt. Jakieś 10–12 lat temu byliśmy
nawet razem w Nadbałtyckim Centrum Kultury, spędziliśmy tam pół
tygodnia. Świetna atmosfera, przyszli Paweł Huelle, którego ja przełożyłem, Stefan Chwin, Olga Tokarczuk. Niestety, te warsztaty zostały
już zlikwidowane, co uważam za skandal. Jednak nowe powstają
w Göteborgu na uniwersytecie. Warsztaty to triumf mojego życia, ale
ich powstanie to oczywiście nie tylko moja zasługa.
nA Co ZwrACA pAn uwAGę, tłumACZąC?
– Miałem ogromne kłopoty z przekładem Transatlantyku Gombrowi-
cza. To jest nieprawdopodobny język, dwukrotnie wyrzuciłem swoją
próbkę tłumaczenia. Niczego podobnego nie ma po szwedzku.
I w zasadzie trzeba by to pastiszować, tak jak Gombrowicz to robił po
polsku. Jednak pastiszowanie w przekładzie jest bardzo ryzykowne.
Dopiero za trzecim razem znalazłem klucz. Przyglądałem się desperacko tekstowi i zastanawiałem się, co mam z tym zrobić. Widziałem,
że te słowa, a nawet litery są ruchliwe, żyją, tańczą ze sobą. Głównym
chwytem jest tu inwersja, czyli odwrócony szyk wyrazów, co oznacza,
że tekst tańczy po prostu ze sobą. Dzięki temu odkryłem sposób, bo
inwersję można oddać po szwedzku.
Chodzi bowiem o głos, głos oryginału. Nie tylko pisarza, ale także
głos danego wiersza. Na czym to polega? Trzeba po prostu znaleźć
specyfikę „oddychania” tekstu i przede wszystkim trzeba czytać na
głos, trzeba słuchać siebie, słuchać swojego przekładu. Ja cały czas
czytam na głos, słucham brzmienia tekstu po polsku i po szwedzku.
Tak samo jest z innymi językami.
jAk wyGlądA w sZweCji środowisko tłumACZy?
– Jest niezwykle ciekawe, bo tłumacze są często wobec siebie bardzo mili. Chyba o wiele bardziej niż pisarze, którzy mają większe ego,
takie mam wrażenie. Byłem nauczycielem, ale bardzo wcześnie dostałem stypendium Funduszu Pisarzy Szwecji (Sveriges författarfond).
Ta bardzo ważna instytucja czerpie pieniądze z systemu opłaty bibliotecznej, czyli umowy między państwem i rodzimymi twórcami
wprowadzającej rekompensatę za to, że nie czerpią żadnych zysków
z wypożyczania ich utworów przez biblioteki. Z pieniędzy pochodzących z tej opłaty autorzy i tłumacze otrzymują swego rodzaju tantiemy. Fundusz przydziela także stypendia na rok, dwa lata lub pięć lat,
choć tylko do siedemdziesiątego roku życia. Dzięki temu mogłem
dużo przekładać i gdzieś w 1989 roku przestałem być nauczycielem.
Od tego czasu żyję z tłumaczenia. I to jest w Szwecji możliwe..
Rozmowa z Andersem Bodegårdem, przeprowadzona w kwietniu 2013 r. podczas
Gdańskich spotkań tłumaczy literatury „Odnalezione w tłumaczeniu”. Cześć wywiadu, stała
się podstawą filmu z cyklu „Wytłumaczenia”, który obejrzeć można na kanale YouTube
http://www.youtube.com/watch?v=U0Jl1wEbwXc
Sławomir Paszkiet – tłumacz z niderlandzkiego, przekładoznawca, członek Stowarzyszenia
Tłumaczy Literatury.
To była najważniejsza rada
Andersa: czytać swoje przekłady
na głos. Liczba błędów zaskakuje.
Znaczy, to nie są błędy, ale
zgrzyty w rytmie, w doborze
słów, w niepotrzebnych
aliteracjach, bo czasami
tworzymy je zupełnie
nieświadomie. To wszystko
wychodzi przy czytaniu na głos i
tylko przy czytaniu na głos
stefan ingvarsson
marzec 2014