TKACZYK
Transkrypt
TKACZYK
Paweł Zwierzchowski TKACZYK 1 stycznia, poniedziałek Obudziłem się w samo południe i potrzebowałem kilku minut żeby stwierdzić, iż jestem w mieszkaniu brata i właśnie przeżyłem kolejnego Sylwestra. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że leżałem w jednym łóżku z jakimś łysym grubasem, który co chwila ocierał się o mnie nogą. Na początku zacząłem się zastanawiać czy na imprezie nie było jakichś zwolenników LPR-u, ale po chwili, ku memu wielkiemu zdziwieniu, u tajemniczego grubasa zaobserwowałem biust! Przerażony pozbierałem wszystkie fakty w kupkę: impreza, alkohol, ja i, bądź co bądź, kobieta… no nie, założę się, że zrobiłem dziecko temu pasztetowi! Ale to się musiało tak skończyć skoro rodzice zawsze zauważali moją obecność tylko wtedy, kiedy trzeba było coś posprzątać, albo pożyczyć trochę kasy. Na przykład w zeszłym roku matka mi powiedziała, że jak byłem na wycieczce we Włoszech, to przyjechał do nas jakiś daleki kuzyn ze Stanów. Puściła mu kasetę wideo ze mną z dzieciństwa, a kiedy patrząc na mnie na ekranie zapytał: „Ile ma?”, ojciec odpowiedział, że 38 cali i funkcję HD Ready. Szybko sięgnąłem po bluzę i biegiem ruszyłem w kierunku drzwi, potykając się przy tym o pozostałych imprezowiczów. Niechaj przeklęty będzie dzień, w którym Artur zaprosił mnie na tę cholerną imprezę, z której w dodatku niczego nie pamiętam. 2 stycznia, wtorek I znowu to samo. Człowiek chce jeszcze odsypiać Sylwestra, a już musi iść do szkoły. Po drodze jakieś dresy próbowały ode mnie wyłudzić 5 złotych, ale z takimi jak oni to 1 ja i z zamkniętymi oczami bym sobie poradził. Krzyknąłem: „O mamo, to przecież Dudek!” i uciekłem ile sił w nogach. Hmmm… Ale jakaś siłownia to by się przydała. 3 stycznia, środa Poszedłem rano zapisać się na siłownię o tajemniczej nazwie „Pudzian”. Wyciągnąłem od rodziców trochę kasy i wykupiłem tygodniowy karnet na próbę. Po szkole miałem trochę popakować. Zjadłem obiad, powiedziałem: „Komu w drogę, temu czas” i rozwaliłem się przed telewizorem. W końcu nie od razu Kraków zbudowano. 4 stycznia, czwartek Hasło dnia: „W zdrowym ciele zdrowy duch, czyli siłownia „Pudzian” – podejście drugie”. To dziś postawię pierwszy krok ku pięknemu, zdrowemu ciału. Wreszcie się skończą żarty na mój temat przed każdym WF-em, a małe dziewczynki przestaną między sobą szeptać na mój widok: „Ciekawe czy ma siusiaka”. Pożyczyłem od ojca wypasiony dres Adidasa i ruszyłem na podbój świata. Po drodze czułem na sobie wzrok wielu pięknych kobiet, które z pewnością wyczuwały narodziny pierwszej seksbomby w mieście. Z dumą otworzyłem drzwi siłowni, podszedłem do recepcji i zalotnym głosem powiedziałem: - Przyszedłem popakować. - Pierwszy raz? - Pierwszy. -A to zaraz. Mareczek, pan pierwszy raz. – Po chwili wyłonił się mutant zwany Mareczkiem. 2 - Siema, Mareczek jestem. Pokażę ci nasz sprzęt. Naprawdę nie wiem jakie licho mnie podkusiło, żeby przyszpanować i powiedzieć: - Świetnie, to może od razu pokaż mi ten pudzian. Wyszedłem sam. 5 stycznia, piątek Noworoczny poranek nie daje mi spokoju. A co jeśli rzeczywiście coś zaszło między tym potworem, a mną? Chyba jednak będę musiał stanąć twarzą w twarz z tym problemem i zadzwonić do brata. Wieczorem wpadł do mnie Krzysiek z „Bravo” w ręku. Od czasu do czasu przynosi tę gazetkę „dla śmiechu”, ale czasami mam wrażenie, że on wcale nie robi tego dla jaj. Tym bardziej nie rozumiem dlaczego to właśnie Krzyśkowi postanowiłem zwierzyć się z mojego problemu… Kiedy skończyłem opowiadać o moim noworocznym poranku, zapytałem go co o tym wszystkim myśli. W odpowiedzi usłyszałem tylko: - Wiedziałeś, że Blog 27 to polski zespół? Tak, bez wątpienia on nie czyta tego dla jaj… 6 stycznia, sobota Tylko ja mógłbym być na tyle głupi, żeby właśnie w sobotę – najpiękniejszym dniu tygodnia, załatwiać swoje największe życiowe problemy. Ostatecznie jednak postanowiłem sięgnąć po telefon i zadzwonić do brata. Z tematem wstrzeliłem się znakomicie, bo wygląda na to, że Artur właśnie znajdował się w łóżku i to bynajmniej nie sam. 3 Zapytałem go wprost czy ten pasztet się ze mną kochał. Artur odpowiedział wyraźnie rozbawiony: - Z tobą? Uważam, że to nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. 7 stycznia, niedziela Nie cierpię niedziel. Człowiek przez cały dzień łazi z kąta w kąt i czeka na nadchodzący tydzień. Postanowiłem przeznaczyć ten dzień na refleksję nad samym sobą i sporządziłem listę rzeczy, które mnie denerwują, żeby móc w nich poszukać dobrych stron. Według mojej listy nie lubię: - błędów ortograficznych - Puławskiej - Tokio Hotel - fanek Radia Maryja - żucia gumy z otwartą buzią - czytania gazet w toalecie - Chelsea - rasizmu - fioletowego Teletubisia Hmmm… ciężko jakichkolwiek zalet. będzie doszukać się w tym 8 stycznia, poniedziałek Wstałem o 6 rano, a wróciłem do domu o 16. Wszystko po to, żeby połowę tego czasu spędzić na słuchaniu o rzeczach, które nigdy w życiu nie będą mi do niczego potrzebne. Na 4 przykład po jaką cholerę mam się uczyć o stężeniach doskonale niesprężystych, czy innych reakcjach polikondensacji? Kiedy wróciłem styrany do domu, zapytałem matkę co na obiad. - Zdechła kura – wysapała z morderczym uśmieszkiem. Żarty żartami, ale szczerze mówiąc, to czasami boję się zasnąć, wiedząc, że ta kobieta jest gdzieś w mieszkaniu. 21.08 Cały świat mówi o kryzysie w polskim kościele, a wszystko za sprawą arcybiskupa Wielgusa, który na chwilę przed objęciem stanowiska metropolity warszawskiego zdecydował się z niego zrezygnować. Ponoć istnieją niepodważalne dowody, że Wielgus współpracował z SB. Oczywiście na miejscu akcji nie mogło zabraknąć Moherowej Armii Ojca Dyrektora. Posypały się bluzgi, a parasole poszły w ruch. Papież jest „skrajnie zdenerwowany” całą sytuacją. Niemcowi z Polakiem nigdy nie będzie dobrze… 9 stycznia, wtorek Z niepokojem stwierdzam, że w ostatnich dniach jedynym tematem do rozmów w mojej szkole jest nowe Grono. A już miałem nadzieję, że po manii Tibii i innych OGame’ów nie będę miał więcej do czynienia z tak przytłaczającą monotematycznością… W związku z takim obrotem sprawy na przerwie postanowiłem pogadać z facetem od historii o wykonanym niedawno wyroku kary śmierci na Saddamie Husajnie. Kiedy byłem w trakcie mówienia o tym, że człowiek nie powinien 5 wchodzić w boskie kompetencje i na zło odpowiadać złem, historyk przerwał mi niemalże krzycząc: - Bardzo mu tak dobrze! Powinni go jeszcze przed śmiercią obwiązać szalikami Polonii i wyrzucić na Łazienkowskiej! Wygląda na to, że w najbliższych dniach wszystkie przerwy będę spędzał sam. 10 stycznia, środa Mama powiedziała, że strasznie się zaniedbałem. Czy ta kobieta naprawdę nie ma innych zmartwień? Polski kościół jest w rozsypce, ruscy zakręcają kurek, a ona moim wyglądem się martwi. Wstyd. 19.42 Przysięgam, że zupełnie przypadkowo zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Chyba rzeczywiście muszę się za siebie wziąć… 11 stycznia, czwartek Po południu przyszedł do mnie Kuba. Wyglądał trochę jak skrzyżowanie Hitlera z Ronaldinho. Dam sobie głowę uciąć, że za każdym razem kiedy go widzę, jego szczęka jest coraz większa. Okazuje się, że Kubie udało się namówić na randkę obiekt jego westchnień – Agatę. To zabawne, że na ostatnie konsultacje wybrał się do największego emocjonalnego nieudacznika w mieście, jakim jestem ja. Po serii pytań o rodzaj kwiatów i inne pierdoły, o których nie mam zielonego pojęcia, Kuba raczył zauważyć, że kiepsko 6 wyglądam. Poczułem się trochę tak, jakby stał przede mną człowiek w kaftanie bezpieczeństwa i pytał czy ja aby na pewno jestem normalny. - Z pewnością wyglądałbym lepiej, gdybym wylał sobie na głowę butelkę żelu, tak jak ty. - No ja też jestem zadowolony z efektu. To powinno mi dodać pewności siebie. Jezu… 12 stycznia, piątek W telewizji trwa w najlepsze wojna Saturna z Media Markt. Obie firmy otwarcie wyśmiewają ceny konkurenta. Wreszcie coś się dzieje w tych przeklętych bloczkach reklamowych. Z kolei Aneta Krawczyk wraca do gry. Tym razem badaniom DNA ma się poddać sam Andrew Lepper. Podobno opracowywane są już różne sposoby działań w zależności od wyniku, ale myślę, że nie ma co spekulować. W końcu pani Aneta świetnie wie kto jest ojcem jej dziecka… 13 stycznia, sobota Co za diabeł sprawił, że to właśnie ja byłem najbliżej telefonu, kiedy zadzwoniła ciotka Halina? Jak tylko człowiek podniesie słuchawkę, ciotka natychmiast zaczyna swój niekończący się monolog, niczym Dariusz Szpakowski w okolicach 70. minuty komentowanego meczu. Z takich ciekawszych rzeczy, jakich dowiedziałem się podczas „audycji”, to moja kochana siostra cioteczna dostała 7 jedynkę z religii, bo zaczęła swoje opowiadanie od słów: „Wybacz mi księże agencie, bo bardzo zgrzeszyłam”. Uważam, że nie powinno się karać 7-latki za tak dobrą znajomość sytuacji w polskim kościele. 14 stycznia, niedziela Natknąłem się dziś na teledyski Ich Troje i tak dobrze mi znanego ostatnio Pudziana. Obiecałem sobie, że od dziś jedynym źródłem muzyki w moim życiu będą moje własne płyty CD. 15 stycznia, poniedziałek Już tylko dwa tygodnie dzielą mnie od ferii. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnąłem odpoczynku. Co chwila kolejne osoby mówią mi, że źle wyglądam. Dzisiaj mama zapytała mnie czy ćpam. Powiedziałem, że codziennie po szkole chodzę z moimi kumplami – Psychotropem i Siekierą, na wysypisko śmieci, dajemy sobie w żyłę i palimy koty. Wygląda na to, że mam przerąbane, bo mama najwyraźniej nie załapała ironii. 16 stycznia, wtorek Tym staruchom to już kompletnie się w głowach przewraca, jak wchodzą do autobusu. Nie ustąpisz miejsca – źle, ustąpisz to też się wściekają, że muszą cię obejść, żeby dostać się do wyjścia. A mówi się, że to młodzież jest zepsuta… 8 17 stycznia, środa Lustracji ciąg dalszy. Dziś padło na Bogusława Wołoszańskiego, który zarzeka się, że nie współpracował z SB, tylko z wywiadem. Tak swoją drogą, to ciekawe kogo teraz dorwą. Nie zdziwiłbym się, gdyby znaleźli coś na Klimka Murańkę. 18 stycznia, czwartek Istna wichura za oknem. Cały dzień pada deszcz, jest szaro i okropnie boli mnie głowa. Na dodatek wszystko wskazuje na to, że wojna pomiędzy Saturnem, a Media Markt dobiegła końca, a żadna znana osoba nie okazała się być agentem SB. Co za dzień… 19 stycznia, piątek Wczorajsza wichura wcale nie była wichurą. Zeszłej nocy przez Europę przeszedł huragan Cyryl. Kiedy rano jechałem do szkoły, miałem wrażenie jakbym przespał jakąś wojnę. Niestety wiatr przywiał ze sobą poważne zaostrzenie sytuacji w polskiej piłce. Wczoraj zatrzymany został Wit Żelazko, a minister sportu zdecydował się wprowadzić kuratora do PZPN-u. W związku z takim obrotem sprawy grozi nam dyskwalifikacja we wszystkich międzynarodowych rozgrywkach i na nic może nam się zdać pamiętne zwycięstwo nad Portugalią w Chorzowie. Wygląda na to, że do usranej śmierci będziemy świętować kolejne rocznice meczu na Wembley… 9 20 stycznia, sobota Jak tylko otworzyłem oczy, ujrzałem pochyloną nade mną matkę. W pierwszej chwili myślałem, że to diabeł przyszedł się ze mną rozliczyć z moich grzechów, jednak po wysłuchaniu następującego komunikatu, szczerze żałowałem, że było inaczej: - Po południu zjeżdża się do nas rodzina. Będzie też Kamil, więc nie próbuj się nigdzie umawiać. Łatwo jej mówić. Będę musiał wytrzymać całe popołudnie z człowiekiem, który myśli, że Nelly Rokita to amerykański raper. 22.06 Wspiąłem się na wyżyny własnego geniuszu. Zadzwoniłem do Krzyśka, który przyniósł ostatnie numery Bravo i z wypiekami na twarzy zabrał się za edukację Kamila. Mój kuzyn wciągnął się na tyle, że śmiało mogłem zająć się buszowaniem po Internecie. A teraz pozwolisz, drogi dzienniczku, że pójdę spać, wydając przed tym z siebie przebiegłe: „Muahahaha”. 21 stycznia, niedziela To były najgorsze zawody Pucharu Świata w Zakopanem jakie w życiu widziałem. W ciągu dwóch dni rozegrano zaledwie jedną serię, a czeski skoczek – Jan Mazoch, swojego skoku o mały włos nie przypłacił życiem. Ale są i plusy – w przerwie reklamowej między kolejnymi decyzjami jury dowiedziałem się, że zanim nauczę się chodzić, 10 ląduje na pupie ponad 300 razy. Jednak człowiek uczy się przez całe życie. 22 stycznia, poniedziałek Jestem niemal pewien, że widziałem moją mamę chowającą się za drzewem, kiedy wychodziłem ze szkoły. Zapewne sprawdzała czy aby czasem nie ma ze mną Psychotropa i Siekiery. Tak to jest kiedy za dużo się rozmawia ze swoimi rodzicami. 23 stycznia, wtorek O 5.30 widywałem już wiele rzeczy, nawet te które nie istniały. Byłem przekonany, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć o tak wczesnej godzinie, jednak widok mojego brata leżącego na podłodze bardzo boleśnie mi uświadomił jak bardzo się myliłem. Po kilku minutach, kiedy byłem już pewien, że nie śnię, postanowiłem dowiedzieć się co jest grane. Kopnąłem Artura w kostkę i zapytałem: - Co ty tu robisz? - Sweter, kretynie. Taaak… Fajnie, że wpadł. 16.15 Biada mi, biada! Okazało się, że minionej nocy Arturowi spaliło się pół mieszkania i przez najbliższych kilka tygodni będę zmuszony dzielić z nim pokój. A myślałem, że po tym jak w dzieciństwie spadłem ze schodów i doznałem wstrząsu mózgu, nie przytrafi mi się już nic gorszego. 11 24 stycznia, środa Kiedy leżałem sobie na łóżku odpoczywając po kolejnym ciężkim dniu i rozmyślając nad tym, że mając prawie 17 lat moim największym życiowym osiągnięciem było otworzenie lodówki tak szybko, że zdążyłem zauważyć jak zapala się światełko, obalając tym samym mit o małym pingwinie, zadzwonił Krzysiek z propozycją przeprowadzenia ankiety dla gazety, w której pracuje jego matka. Jako, że nie miałem lepszych zajęć, umówiliśmy się na sobotę. 25 stycznia, czwartek No i zaczęło się! Jak tylko wszedłem do pokoju, ujrzałem Artura obmacującego się z jakąś blondyną. - Na Boga, mógłbyś przynajmniej to robić na swoim łóżku! - Może nie zauważyłeś, ale chwilowo takiego nie posiadam. - To chwilowo mógłbyś sobie darować macanki z kolejną dziewczyną, która naiwnie myśli, że jutro do niej zadzwonisz. Tak przy okazji – w zeszłym tygodniu widziałem Beatę. Pytała dlaczego jej rybka się do niej nie odzywa. Może i jestem wredny, ale chwila, w której blond-włosa niewiasta spoliczkowała Artura i wybiegła z pokoju, była jedną z najpiękniejszych w moim życiu. 26 stycznia, piątek To miał być wyśmienity początek 16 dni słodkiego lenistwa, a tymczasem zaraz po powrocie ze szkoły zostałem 12 zagnany do prania gaci Artura, bo „ten biedaczek ma za sobą ciężkie dni i musiał się zdrzemnąć”. Kiedy się przekonałem, że pod kocem nie ukrył żadnej dziewczyny, uznałem, że ostatecznie mogę to dla niego zrobić. 27 stycznia, sobota Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że ta ankieta będzie dotyczyła nieco bardziej wyszukanego pytania niż: „Czy jesteś zadowolony/a z życia w Polsce?”. Ale w sumie czego się spodziewać po jakiejś taniej gazetce, w którą moja mama zawija kotlety dla Artura? W każdym razie wyniki przedstawiają się następująco: Tak – 97 osób Nie – 124 osoby Spieprzaj dziadu – 1 osoba w moherowym berecie 28 stycznia, niedziela Postanowiłem stanąć twarzą w twarz z wrogiem i zmusić się do obejrzenia Świata według Kiepskich. Wytrzymałem zaledwie 8 minut i wyłączyłem telewizor. Jak Boga kocham, bardziej kretyńskiego i żenującego serialu w życiu nie widziałem. Co gorsza cieszy się on dość dużą popularnością. Poważnie martwi mnie to, w jaką stronę idzie kultura Polaków… 13 29 stycznia, poniedziałek To fascynujące, jakimi sprawami interesuje się człowiek, kiedy tylko ma chwilę wolnego czasu. Mianowicie, jestem zniesmaczony stanem, w jakim firma Velvet oddaje do użytku swój papier toaletowy. Postanowiłem zatem napisać do ich biura obsługi klienta. Witam, Pragnę wyrazić swoje głębokie rozczarowanie stanem, w jakim Państwa papier toaletowy trafia na półki sklepowe. Warstwy są nierówno na siebie nakładane, ząbki do urywania są coraz gorszej jakości (czasami wręcz ich nie ma), a hasło reklamowe „miękki jak aksamit” stało się nieaktualne, co zaczyna odbijać się na moim zdrowiu. Jestem zatem zmuszony do zakupu produktu konkurencji, a Państwu radzę poważnie zastanowić się nad zakupem nowych maszyn. Z wyrazami szacunku, Filip Tkaczyk 30 stycznia, wtorek Kolejny raz nadziałem się na telefon od ciotki Haliny. Po ponad 20 minutach wysłuchiwania monologu, z mocno sennego stanu wyrwały mnie słowa: - Słuchaj, Bożena, może byście przyjechali do nas w tę sobotę? Po chwili konsternacji, wymamrotałem: - Ale ciociu… rozmawiasz z Filipem… - Ach, z Filipem! To poproś mamusię do telefonu, dobrze? 14 Ta kobieta nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Przynajmniej teraz już wiem dlaczego przez kilka ładnych minut nawijała do mnie o tamponach… 31 stycznia, środa Dostałem odpowiedź od Velvetu następującej treści: Spoko, tak między nami, to i ja ledwo siedzę. Pozdro. Wróżę rychły upadek tej firmie. 1 lutego, czwartek Z samego rana przyleciał do mnie Kuba, który już zdążył rozstać się z Agatą i pomyśleć, że mnie to interesuje. Jeszcze w drodze do pokoju zaczął swoje jęki. - Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego… Tak bardzo się starałem żeby czegoś nie zepsuć, a ona i tak mnie rzuciła… - A nie zapominałeś o żelu? - Ćwierć cholernej butelki na każde spotkanie! - To najwyraźniej nie byliście sobie pisani. - Pewnie tak… I właśnie ze względu na takie sytuacje wybrałem rolę wolnego strzelca. 2 lutego, piątek Polska oszalała. Nasi piłkarze ręczni awansowali do finału mistrzostw świata, pokonując po drodze naszych 15 odwiecznych rywali: Niemców i Rosjan, jednak z Niemcami musimy wygrać jeszcze raz – w finale. Hmm… najpierw siatkarze, teraz szczypiorniści… Co z tą Polską? 3 lutego, sobota Po południu wpadł do mnie Radek, żeby zaprosić mnie na swoją 18-stkę, która odbędzie się w przyszłą sobotę. Powiedział, że imprezę rozkręca DJ Szatan, więc nie mogę tego przegapić. Chciałem z nim polemizować, ale ostatecznie zapowiedziałem, że przyjdę. Teraz zastanawiam się tylko, czy uda mi się wrócić… 4 lutego, niedziela Świat powoli nabiera kolorów – pod koniec przyszłego tygodnia, mieszkanie Artura ponownie powinno być gotowe do użytku. Mam już serdecznie dość dzielenia pokoju z tym lowelasem. Dziś wieczorem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, poprosił mnie o radę odnośnie swojego ubioru na randkę. Szczerze mówiąc, nie udzielam ich zbyt chętnie od momentu, kiedy na życzenie kumpla sporządziłem listę 300 imion dla jego nowego kota, który i tak skończył jako Mruczek. - Filip, którą koszulę byś wybrał - tę bordową, czy tę w paski? - Zdecydowanie bordową. - Dzięki stary – powiedział zakładając tę w paski. Chyba dziś wieczorem pomodlę się o nowe pokłady sił dla pracowników firmy remontowej „Grzmot”. 16 5 lutego, poniedziałek Siedziałem przed lustrem i grałem ze swoim odbiciem w Kto pierwszy mrugnie, kiedy zadzwonił Kuba i powiedział, że wyciąga mnie na piłkę. Niezbyt cieszyła mnie ta perspektywa. Na WF-ie przy wybieraniu składów zawsze czułem się niczym Kawuś w Mieszance Wedlowskiej. Najlepsi oczywiście byli wybierani w pierwszej kolejności, a na szarym końcu zawsze zostawałem ja. Z drugiej strony jednak byłem już znudzony grą i każdej chwili moje odbicie mogło mnie przechytrzyć, zatem zgodziłem się. Muszę przyznać, że nie było najgorzej. Kopnąłem piłkę 6 razy, czyli tylko o 2 mniej niż w moim najlepszym meczu z pamiętnego sezonu 2003/2004. 6 lutego, wtorek Jest piąta nad ranem, a ojciec ciągle lata wściekły po mieszkaniu. Wszystko zaczęło się nieco po północy, kiedy zadzwonił telefon. Oczywiście jako jedyna porządna osoba w rodzinie, zwlokłem się z łóżka i po omacku ruszyłem w stronę dzwonka. Swoją drogą, to ciekawe, kiedy wreszcie rodzice zorientują się, że zawsze w takich sytuacjach słyszę jak szepczą do siebie: „Udajemy, że nie słyszymy. I tak Filip odbierze.” Jak się po chwili okazało, dzwonił dziadek. Poza godziną, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż robił to z aresztu i domagał się bezzwłocznego przyjazdu ojca. O tym, co dokładnie się stało, dowiedzieliśmy się dopiero, kiedy tata był już z powrotem w domu. Mianowicie, mój kochany dziadek został przyłapany przez policję na malowaniu na płocie swojego niemieckiego sąsiada 17 słów: „Szatan był Niemcem”. Być może się mylę, ale chyba nadszedł czas przypomnieć mu, że wojna się już skończyła. 7 lutego, środa Artur siedzi u nas już trzeci tydzień, ale mama twardo twierdzi, iż należy go traktować jak gościa. Tym oto sposobem większość dnia spędziłem na wywiązywaniu się ze wszystkich domowych obowiązków, a mój brat przez cały ten czas obżerał się chipsami i oglądał filmy z Ice Cube’m. Jak Boga kocham, jestem o krok od złapania za narzędzia i udzielenia pomocy pracownikom firmy, która remontuje mieszkanie Artura. 8 lutego, czwartek Chyba muszę przestać buszować po Internecie, bowiem znajomość zasad języka polskiego, jaką posiadają Polacy po prostu mnie przygnębia. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo kobiety z reklam Jogobelli będą władały najlepszą polszczyzną w tym kraju. Kiedy tak się ogłupiałem przed monitorem, Artur podejmował kolejną próbę znalezienia pomysłu na wielki biznes. Ciekawe kiedy da sobie spokój, biorąc pod uwagę fakt, iż najwięcej do tej pory zarobił sprzedając 5-złotówki za banknoty 10-złotowe w wieku 10 lat. 9 lutego, piątek Są takie chwile, w których odnoszę wrażenie, iż jestem jedyną normalną (no, może nie do końca normalną, ale najmniej popieprzoną) osobą na świecie. W samym środku nocy obudził mnie SMS od Krzyśka. Pozwolę sobie zacytować 18 jego treść z poprawionymi błędami ortograficznymi: „Zastanawiałeś się kiedyś, czy pani Goździkowa aby na pewno jest kobietą?” Myślę, że to Krzysiek, a nie ja, powinien nosić nazwisko Tkaczyk. 10 lutego, sobota Każdy się czegoś boi. Tata na przykład obawia się, że kiedyś przy obiedzie zgaśnie telewizor i będzie musiał z nami porozmawiać. Mama boi się, że biorę narkotyki. Ciągle podejrzliwym tonem mówi mi, że kiepsko wyglądam. Chyba nie może pogodzić się z faktem, iż ma brzydkiego syna. Artur natomiast najbardziej obawia się, że „zaliczy” wszystkie dziewczyny w Warszawie. Zawsze powtarza, że druga runda mogłaby nie być już tak fascynująca. Jeżeli chodzi o mnie, to najbardziej boję się, że dzisiejsza impreza u Radka będzie ostatnią w moim życiu. Podobno DJ Szatan zaprezentuje nam swój najnowszy utwór zatytułowany „Lubię Psy”. 11 lutego, niedziela Z ogromną ulgą dochodzę do wniosku, iż jestem cały i zdrowy. Teraz w spokoju mogę opisać to, co wydarzyło się tej dziwnej nocy. Zgodnie z planem, o 19 przed klubem spotkałem się z Krzyśkiem. Po wejściu do środka i zdjęciu kurtek, poważnie zastanawiałem się, czy nie odłączyć się od mojego kompana, który był łaskaw przyodziać bluzę Tokio Hotel. Pomieszczenie, w którym miałem spędzić najbliższych kilka godzin, budziło we mnie odrazę. Ciemna dziura, zwana klubem „Odlot”, pełna była spoconych wyznawców szatana 19 (tego prawdziwego, nie DJa), a nad nimi unosiła się olbrzymia chmura papierosowego dymu. Po przywitaniu się z Radkiem, zabrał nas on w krótką podróż po klubie. Ograniczył się przy tym do kilku kroków, trzech machnięć ręką i słów: „browar, kible, DJ Szatan”. Niestety, po chwili namysłu postanowił nieco dokładniej pokazać nam tę ostatnią atrakcję. - Hej, Szatan. Poznaj moich kumpli. To jest Krzysiek, Filip, a to jest właśnie DJ Szatan. - Siema – mruknął władca ciemności - Cześć. A masz jakieś imię? – zapytałem - Mam. Kajetan Hmmm… Na jego miejscu też bym wolał przedstawiać się jako Szatan. Jakąś godzinę później poważnie zastanawiałem się nad opuszczeniem imprezy. Już nawet z Krzyśkiem nie dało się gadać, bo ten pajac od razu się upił i twierdził, iż spotkał Chrystusa przy pisuarze. Nagle jednak wydarzyło się coś dziwnego. Ni z tego, ni z owego, przed moimi oczami stanęła śliczna, uśmiechnięta brunetka, która zaproponowała mi taniec. Wyjątkowo ostrożnie podszedłem do tej propozycji. Przypomniałem sobie bowiem sytuację z przedszkola, kiedy to wredna Basia Tokarczyk poprosiła mnie o taniec po tym, jak założyła się z koleżankami, iż będzie wywijała na parkiecie z najbrzydszym chłopcem w klasie. Po chwili zastanowienia postanowiłem jednak zaryzykować, dzięki czemu resztę wieczoru spędziłem z jedną z nielicznych osób, które nie miały pentagramu na ubraniu. Jak udało mi się ustalić, dziewczyna ma na imię Monika, ma 17 lat, a jej rodzice są rozwiedzeni. Niestety, na następne informacje będę musiał trochę zaczekać, bowiem Krzysiek zaczynał robić striptiz i musiałem odprowadzić go do domu. 20 12 lutego, poniedziałek Zaczęła się szkoła, zaczęły się problemy. Wracając do domu, zobaczyłem dwóch zmierzających w moją stronę osiłków. Wygolone głowy, dresy i złoto na szyjach, zatem standardowy wygląd każdego bandziora. Kiedy zobaczyłem, że jeden z nich niesie w ręku rozebraną na części komórkę, a drugi wlepia we mnie swój średnio bystry wzrok, zrozumiałem, że nie uda mi się po prostu obok nich przejść. W końcu jeden z nich przemówił: - Ej, sorry. Pożyczyłbyś swoją komórkę, bo moja się zepsuła… Mam pilną sprawę, więc przełożę na chwilę kartę i zadzwonię. Wiedziałem czym to pachnie, jednak podjąłem naiwną próbę wyjścia z tej sytuacji. - Sorry, ale nie mam przy sobie telefonu. - Nie świruj, na chwilę tylko pożyczę i oddam. - Poważnie, nie wziąłem ze sobą komórki. - Dobra koleś, dawaj telefon, bo zaraz załadujemy cię do bagażnika i wywieziemy do lasu. Nie można tak było od razu? Na Boga, szanujmy swój czas. 13 lutego, wtorek Po południu postanowiłem dowiedzieć się na czym stoję i zadzwoniłem do Moniki. Chciałem wyciągnąć ją na jakiś spacer, ale uparła się, że chce zobaczyć jak mieszkam. Niestety, ale po drodze do mojego pokoju stało się to, co było nieuniknione – natknęliśmy się na Artura. W ułamku sekundy wzrokiem przeskanował Monikę od stóp do głów, a gdy ta się 21 odwróciła, wyszczerzył głupio zęby i pokazał mi uniesione kciuki. Kiedy już znaleźliśmy się w pokoju, jej uwagę zwrócił plakat Cesca Fabregasa. - To jakiś twój idol? - W zasadzie można tak powiedzieć. A ty masz jakiegoś? - Mam, Chrystusa. Ok, Jezus powinien być idolem nas wszystkich, ale jednak trochę zaniepokoiła mnie ta odpowiedź. Przez następną godzinę rozmawiało się równie przyjemnie, co na urodzinach Radka i kiedy już zaczynałem myśleć, że znalazłem naprawdę świetną dziewczynę, na której punkcie będę mógł oszaleć, stało się najgorsze. Bez żadnego ostrzeżenia, ni z tego, ni z owego, Monika zaczęła śpiewać „Son Of The Blue Sky” Wilków. Przyznam szczerze, że kompletnie mnie zamurowało. Już bardziej byłem przygotowany na to, że przez okno wleci ufoludek i powie: „Cześć, jestem Grzesiek”. Moment, w którym Monika skończyła śpiewać, był najbardziej idiotyczną chwilą w moim życiu. Nie wiedziałem jak się zachować, czy ona liczyła na jakieś oklaski? Ostatecznie zmusiłem się tylko do głupiego uśmiechu i powiedziałem, że powinienem się zająć lekcjami. Chyba muszę poważnie się zastanowić, zanim ponownie się z nią umówię. 14 lutego, środa Cóż za piękny dzień! I pomyśleć, że spowodowały to słowa Artura… Zazwyczaj kiedy otwiera usta, to spodziewam się tekstów typu: „W życiu nie zgadniesz, co mi się przytrafiło w kiblu”. Dziś jednak było zupełnie inaczej. 22 - Jutro się stąd wynoszę. Dzwonił gość od remontu i powiedział, że ekipa właśnie skończyła. Ucieszyłem się do tego stopnia, że pokusiłem się nawet o serdeczne szturchnięcie brata w ramię. W naszych relacjach to naprawdę duża sprawa. 15 lutego, czwartek No i stało się. Artur nareszcie wrócił do swojego mieszkania i znów mam cały pokój dla siebie. O ile dobrze pamiętam, to w ciągu trzech tygodni, 7 razy przyłapałem go z dziewczyną na moim łóżku. Oczywiście za każdym razem z inną. Założę się, że właśnie teraz świętuje koniec remontu z kolejną panną. Długo myślałem na temat Moniki. Trochę się boję, że kiedyś pójdziemy między ludzi, a ona ponownie zdecyduje się pokazać swoje zdolności wokalne (a w zasadzie ich brak). Mimo wszystko, trzeba przyznać, że jest bardzo sympatyczna i miło się z nią rozmawia. Świetny wygląd również nie pozostaje bez znaczenia. Postanowiłem zatem, że na razie nie będę wykręcał się od tej znajomości i zobaczę jak się sytuacja rozwinie. 16 lutego, piątek Wieczorem napisał do mnie Krzysiek. Naprawdę, ten koleś nie przestaje mnie powalać. Rozmowa wyglądała następująco: Krzysiek: Wszystkiego najlepszego! Ja: Dzięki, ale z jakiej okazji? Krzysiek: No urodziny masz przecież… 23 Ja: Mam. 13 marca. Krzysiek: Hmmm… to kto ma dziś urodziny? Krzysiek: O w mordę, już wiem dlaczego matka taka wściekła chodzi. Krzysiek: Na razie. 17 lutego, sobota Co prawda Artur się wyniósł, ale jeszcze nie wszystko wróciło do normy. Zaraz po moim powrocie ze szkoły, zadzwonił dzwonek, a w drzwiach stanęła około trzydziestoletnia, całkiem atrakcyjna blondynka. - Dzień dobry, ja jestem znajomą Artura. – wymamrotała nieśmiało. - Dzień dobry, tylko, że Artur już tu nie mieszka. - Wiem, wiem, ale wiele wskazuje na to, że zostawiłam tu obrączkę. Twój brat powiedział, że może być pod jego łóżkiem. Troszkę mnie przytkało. Postaliśmy kilka sekund w ciszy, aż w końcu powiedziałem: - Artur zapewne miał na myśli moje łóżko. Dziewczyna kaszlnęła sztucznie, najwyraźniej wstydząc się cokolwiek odpowiedzieć. - Proszę wejść, sprawdzę, czy rzeczywiście tam jest. Była. Wróciłem i oddałem dziewczynie symbol wierności jej mężowi. Kiedy już wyszła z mieszkania, odwróciła się jeszcze na moment i otworzyła usta, ale wydała z siebie tylko kilka dziwnych dźwięków, które zapewne były początkami słów, które chciała powiedzieć. Postanowiłem nieco jej pomóc i wymamrotałem: - Bez obawy, już tego nie pamiętam. Przynajmniej mam taką nadzieję. 24 Uśmiechnęła się nieśmiało i ruszyła do windy. 18 lutego, niedziela Artur zaprosił nas na obiad do swojego wyremontowanego mieszkania. Gdy otworzył nam drzwi, zobaczyliśmy, że wokół jego nóg skacze drobny szczeniaczek. - Kumpel już od jakiegoś czasu szukał na niego chętnych, więc postanowiłem go przygarnąć. Kiedy psina zebrała już solidną dawkę pieszczot od każdego z nas, zapytałem jak się wabi. - Filip. - Przestań, poważnie się pytam. Artur nie odpowiedział. Zamiast tego, gapił się na mnie z idiotycznym uśmieszkiem i delektował się każdą sekundą widoku mojej miny. Przysięgam, że kiedyś kupię sobie najbrzydszego prosiaka, jaki kiedykolwiek przyszedł na świat i dam mu na imię Artur. 19 lutego, poniedziałek Właśnie wróciłem od Moniki. Nie poznałem jeszcze jej rodziców, bo akurat gdzieś się ulotnili, jednak natknąłem się na jej młodszego brata. - Cześć, jestem Filip. – powiedziałem podając mu dłoń. - Roland. – odpowiedział. – Wiem, strasznie poważne imię, ale możesz mi mówić Roluś. - Ee… Zastanowię się. – wymamrotałem z wymuszonym uśmiechem. Kurczę, rodzice nie dali mu szans. Silą się tacy na jakieś czaderskie imię, a potem dzieciak się męczy przez całe życie. 25 Korzystając z (prawie) wolnej chaty, zasiedliśmy przed największym telewizorem w mieszkaniu i włączyliśmy jakiś film. Tak prawdę mówiąc, to nawet nie wiem co to dokładnie było, bo od początku do końca bardziej byliśmy zajęci rozmową niż filmem. Znowu było miło, znowu świetnie się razem bawiliśmy i znowu wszystko nagle prysnęło jak bańka mydlana. - Jakiś słaby ten film. – powiedziała Monika, naciskając przy tym czerwony guzik w górnym rogu pilota. – Poudawajmy zwierzęta. Oczy otworzyły mi się szeroko, a moje wnętrze przeszyło znajome uczucie. Tak, to było uczucie nadciągającej katastrofy. - Że co? – spytałem niepewnie. - No normalnie. Ja będę udawać jakieś zwierzę, a ty będziesz musiał zgadnąć jakie. Gotowy? Po chwili Monika tarzała się po dywanie, chrumkając przy tym głośno. Matko przenajświętsza, przez moment myślałem, że jestem w ukrytej kamerze. Musiałem działać. - Poczekaj, ktoś do mnie dzwoni. - Tak? Nie słyszę… - Bo mam te… no… wibracje. Jeszcze w kieszeni udało mi się odblokować klawiaturę, dzięki czemu komórka zaczęła się świecić, zwiększając jednocześnie moją wiarygodność. Przystąpiłem do realizacji trudniejszej części – rozmowy z powietrzem. Musiałem pamiętać żeby zostawiać odpowiednie przerwy między moimi kolejnymi kwestiami. - Halo? Cześć. Co? To naprawdę konieczne? Dobra, uspokój się, zaraz tam będę. Odłożyłem słuchawkę i zrobiłem najbardziej rozczarowaną minę, na jaką było mnie stać. 26 - Przepraszam, ale muszę lecieć. To Krzysiek, mówił, że ma jakieś straszne kłopoty. Nastąpiła chwila milczenia, po której miała nadejść ocena moich aktorskich zdolności. Ostatecznie Monika uśmiechnęła się i powiedziała: - No trudno, leć, bo to chyba rzeczywiście coś ważnego. Nie minęło pół minuty, a już czekałem na windę. 20 lutego, wtorek Nie mogę przestać myśleć o wczorajszym wieczorze. Kompletnie nie wiem co robić. W jednej chwili Monika jest świetną dziewczyną, którą po prostu uwielbiam, a zaraz potem sprawia, że przeżywam najbardziej idiotyczne chwile w moim życiu. Z jednej strony nie chcę mieć z nią więcej do czynienia, a z drugiej jednak nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Chyba po prostu muszę zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. 21 lutego, środa Wieczorem zadzwoniła do mnie Monika i powiedziała, że chce się spotkać. Kiedy już wylądowałem pod jej blokiem, niepewnie nacisnąłem guzik domofonu. Chyba widziała mnie przez okno, bo w odpowiedzi usłyszałem tylko: „Zaraz zejdę”. Długo czekać nie musiałem, bowiem nie upłynęła chyba nawet minuta, kiedy Monika stanęła przede mną. Bez żadnego przywitania powiedziała: - Wiesz, sporo o nas myślałam i wydaje mi się, że nic z tego nie wyjdzie. Nie obraź się, ale jesteś trochę zbyt dziwny jak dla mnie. Przykro mi. 27 I tyle. Odwróciła się i za chwilę zniknęła mi z oczu. Ja natomiast przez kilka minut stałem w miejscu ze zmarszczonym czołem i zastanawiałem się, co się właściwie stało. 22, lutego, czwartek Wczorajsze rozstanie z Moniką tak mnie dotknęło, że od rana leżę w łóżku z silnym bólem żołądka. Być może nie byliśmy z sobą szczególnie zżyci, jednak moja niesłychana wrażliwość sprawia, że kiepsko to znoszę. Niektórzy pewnie pomyślą, że to mało męskie, ale ja uważam, że to naprawdę piękne. 13.52 Właśnie z pracy wrócił ojciec. - Co tak wcześnie? – zapytała na powitanie mama. - Źle się czuję. Chyba ta wczorajsza ryba na obiad nie była za świeża. Wam nic nie jest? - Filipa od rana skręca. Hmm… to by wiele wyjaśniało. Wiedziałem, że jednak jestem stuprocentowym facetem! Tylko mięczak by się tak przejmował. 23 lutego, piątek Po szkole umówiliśmy się z Krzyśkiem i Radkiem na wypad do kina. Na miejscu trochę się rozczarowałem, bo razem z chłopakami czekał na mnie DJ Szatan. 28 - Stary, słyszałem, że laska cię wystawiła. – powitał mnie serdecznie. – Z ciebie musi być niezły numer, bo do tej pory zawsze Monikę uważałem za największą świruskę jaką znam. - Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. – powiedziałem spoglądając groźnie na Krzyśka. Do tej pory tylko z nim o tym wszystkim rozmawiałem. Dokładnie kiedy zasiedliśmy w kinowych fotelach, rozpoczęły się zwiastuny. Uwielbiam tę część seansu. Często jest nawet ciekawsza od samego filmu. Niestety, Szatan nie podzielał mojego zainteresowania. - Widzicie panowie jakie mam muły? Mówię wam, laski to kochają. Filip, może to dlatego ta Monika cię olała? Takie chucherko jesteś… Stary, powinieneś jeść to, co ja. - Niemowlęta? – mruknąłem pod nosem. Na szczęście dyskusja się nie rozwinęła, bo rozpoczął się film. Matko, jeśli znowu będę musiał spędzić kilka godzin w towarzystwie tego gościa, to chyba zabiję siebie siłą woli. 24 lutego, sobota Przez te wczorajsze teksty Szatana cały czas myślę, jak to się stało, że tak szurnięta osoba jak Monika, nazwała mnie dziwakiem. Przecież to bzdura, niczym się nie różnię od normalnych, młodych facetów. No dobra, może i sikam na siedząco, ale przecież Monika o tym nie wie. Z każdą chwilą wzmagał się we mnie gniew, aż w końcu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do tej psycholki. - Ja jestem dziwny? Ja jestem dziwny?! – wykrzyczałem na powitanie. – To ty się powinnaś na głowę leczyć! Wiesz, uświadomiłem sobie, że jednak znam tę zabawę w udawanie zwierząt. Kiedy tak strasznie mocno się skupiłem, 29 to przypomniałem sobie, że grałem w to kiedyś z ojcem. Wiesz ile miałem lat? 4 do jasnej cholery! A poza tym, nikt normalny nie zaczyna śpiewać w samym środku zwyczajnej rozmowy! Chciałaś pokazać swoje umiejętności wokalne? Trzeba było iść na karaoke! Zresztą o czym ja mówię, jakie zdolności? Mój chomik śpiewał lepiej od ciebie, ty cholerna świrusko! Uhh… aż mnie gardło rozbolało. Po chwili milczenia Monika zareagowała: - Nigdy w życiu się już do ciebie nie odezwę! Po tych słowach zacząłem wydawać z siebie udawane okrzyki bólu. - A tobie niby co? - ŻAL MI DUPĘ ŚCISKA!!! – wrzasnąłem i po chwili się rozłączyłem. Muszę przyznać, że poczułem się dużo lepiej. Satysfakcji nie popsuła mi nawet mama, która stała za mną i pukała się w czoło. 25 lutego, niedziela Po południu na obiad przyszedł Artur z Filipem. Oczywiście cały ten czas minął pod znakiem zachwytów nad szczeniakiem, a słowo „Filipek” zostało odmienione przez wszystkie możliwe sposoby chyba ze sto razy. Szkoda, że rodzice przez całe moje życie nigdy się tak do mnie nie odzywali, nawet kiedy byłem mały. Pomimo mojej irytacji, muszę przyznać, że obiad trzeba zaliczyć do udanych. Humor zdecydowanie poprawił mi się, kiedy mój imiennik postanowił narobić na kanapę. Moment, w którym Artur zaciekle szorował powstałą plamę w rytm wymrukiwanego przeze mnie „szurum-burum, szurum-burum” był jednym z przyjemniejszych w ostatnich dniach. 30 26 lutego, poniedziałek W ten piątek Krzysiek ma urodziny, a w sobotę robi osiemnastkę. Muszę przyznać, że lubię imprezy u niego. Przynajmniej nie muszę go odstawiać do domu, tak jak ostatnio, gdy po pijaku wydawało mu się, że widzi Jezusa. W zasadzie mogłem zapytać czy Krzysiek zaprosił też Monikę. Nie to żebym za nią tęsknił, bo po tym jak mnie potraktowała, musiałaby chyba błagać mnie o wybaczenie. Zwyczajnie jestem ciekaw. 27 lutego, wtorek DJ Szatan wkurza mnie coraz bardziej. Tym razem podprowadza mi najlepszego kumpla. Proponowałem Krzyśkowi wypad na kręgle, a w odpowiedzi usłyszałem: - Sorry, ale dzisiaj siedzę u Szatana. Chciał żebym nagrał partię gitary do jego nowego utworu. - O, a macie już może tekst? Jakby co, to ostatnio miałem ciekawe przemyślenia na temat urywania głów szczeniaczkom i grania nimi w zośkę. - Bardzo śmieszne. - No co? Niewystarczająco szatańskie? - Sorry Filip, ale muszę kończyć. Właśnie wychodziłem. A idź do diabła. Ups, przepraszam, do Szatana. 28 lutego, środa Wieczorem dostałem dziwny telefon od Artura. 31 - Słuchaj, mógłbyś do mnie wpaść? – zapytał dziwnym głosem. - Widzisz, podobno chcieć to móc i obawiam się, że w tym tkwi problem. - Nie jestem w nastroju do żartów, przyłaź. Wcale nie żartowałem. Kiedy ostatnio Artur mnie zaprosił, następnego dnia obudziłem się w łóżku z kobietą, która na początku wydawała się być facetem. - Daj spokój, późno już jest, nie chce mi się ruszać. Nie możesz powiedzieć o co chodzi? - Po prostu muszę z kimś pogadać, bo zaraz zwariuję... W pierwszej chwili nie wiedziałem co odpowiedzieć. Na co dzień staramy się nawzajem unikać, a teraz nagle mojemu bratu zebrało się na zwierzenia? Zaintrygowało mnie to do tego stopnia, że po kilku minutach byłem w drodze. Artur wyglądał okropnie. Podkrążone oczy, rozczochrane włosy, a alkoholem waliło od niego na kilometr. - Życie mi się wali… – Wybełkotał w drzwiach. Westchnąłem ciężko i bez słowa wszedłem do środka. W całym mieszkaniu panował jeden wielki syf. Wszędzie walały się ubrania Artura, brudne naczynia i chusteczki. Z trudem znalazłem kawałek czystego miejsca na kanapie, by po chwili zapytać: - No to co się dzieje? - Życie mi się wali… - Myślałem, że to już ustaliliśmy. - To wszystko jest bez sensu, ja jestem bez sensu. Było w tym ziarnko prawdy. - Powiedz mi, Filip, jaki ja mam w życiu cel? Przyszło mi do głowy kilka uszczypliwych odpowiedzi, ale najwyraźniej to było pytanie retoryczne. 32 - Zarabiam na życie odbierając telefony i robiąc kawę mojej szefowej. A i tak dostałem tę pracę tylko dlatego, że poszedłem z nią do łóżka. Wiedziałem! - Moje życie prywatne to jeszcze większa ruina. Zaliczam ciągle te panienki, a wcale nie staję się młodszy. W tym wieku powinienem próbować założyć rodzinę, a tymczasem z żadną kobietą nie byłem dłużej niż miesiąc. Nie poznawałem Artura. Muszę przyznać, że zrobiło mi się go szkoda. Zawsze sądziłem, że jest niedojrzałym dupkiem i doskonale się czuje wiodąc życie niedojrzałego dupka. - Mówię Ci, nic mi się w życiu nie udaje, nawet te najmniej istotne rzeczy. Niedawno chciałem zakręcić globusem i pojechać w wakacje w miejsce, które wylosuję palcem. Wiesz co wylosowałem? Popatrzyłem na niego pytająco. - Śląsk! - Kurczę, to musiał być naprawdę duży globus… Artur spojrzał na mnie z wściekłością, uświadamiając mi, że moje myśli odleciały w niewłaściwym kierunku. - Słuchaj, zamiast się nad sobą użalać, postaraj się coś ze sobą zrobić. Przede wszystkim zmień swoje podejście do kobiet. Nie szukaj tych z najlepszym tyłkiem, z którymi prześpisz się kilka razy i po tygodniu rzucisz. Staraj się znaleźć taką, z którą będziesz mógł porozmawiać o czymś więcej, niż o rozmiarze twojego penisa. Kilka sekund zajęło przetworzenie mojej rady pijanemu mózgowi Artura. Po chwili wygłosił: - Wiesz co? Tak zrobię! Dzięki Filip, jesteś dla mnie jak… jak rodzony brat. To był dziwny wieczór… 33 1 marca, czwartek Po południu zadzwonił Krzysiek. - Słuchaj, nie miałbyś ochoty dzisiaj wyskoczyć na te kręgle? Postanowiłem poudawać trochę obrażonego. - A co, Szatan dzisiaj zajęty? - Daj spokój, ten koleś świr. Ty wiesz, że on nazwał swoją świnkę skarbonkę Chanuka, bo powiedział, że „żydzi mu kasy”? Wygląda na to, że Szatana mam już z głowy. 2 marca, piątek Po prostu niesamowite. Wracając ze szkoły, zobaczyłem na ulicy mojego brata próbującego wchłonąć migdałki jakiejś szczupłej brunetki, której piersi były większe od jej głowy. Od razu wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Artura. - Cześć, gdzie jesteś? – zapytałem serdecznym tonem. - Eee… w pracy. Nadrabiam zaległości z ostatnich dni. - Nie ściemniaj, właśnie na ciebie patrzę! Artur rozejrzał się nerwowo, ale najwyraźniej mnie nie zauważył. - Tak? To niby co teraz robię? - Ledwo wystajesz zza piersi tej dziewczyny! Przez chwilę Artur nie wiedział co odpowiedzieć. W końcu wyszeptał wyraźnie z siebie zadowolony: - Ogromne są, prawda? - Większych nie widziałem… Ale nie w tym rzecz! Co z tą całą twoją przemianą i szukaniem partnerki życiowej? - Chłopie, daj spokój. Pijany byłem… I tak oto życie wróciło do normy. 34 3 marca, sobota Od rana mama była jakaś dziwnie wesoła. Pewnie w normalnej rodzinie byłby to powód do radości, ale u Tkaczyków podobna sytuacja zazwyczaj oznacza kłopoty. Nie inaczej było i tym razem, bo okazało się, że mama zaplanowała na dziś rodzinny wypad do kina. Próbowałem wykręcić się nauką, ale w moich ustach nie brzmiało to zbyt wiarygodnie. Ani się obejrzałem, a wylądowałem w samochodzie z rodzicami i Arturem. Zanim dotarliśmy do kina, ojciec postanowił zapolować na nowy garnitur. Artur przyklasnął temu pomysłowi, bo akurat potrzebował nowych butów, a mama… wiadomo – kobieta nigdy nie przepuści okazji, by pomacać kilkaset ciuszków i nie kupić ostatecznie żadnego. Ponieważ od spędzania czasu z moją rodziną gorsze jest tylko spędzanie czasu z moją rodziną na zakupach, postanowiłem, że poczekam na nich w samochodzie. Czekałem cierpliwie, ale po dwóch godzinach szlag mnie jasny trafił. Już chciałem udać się w kierunku przystanku autobusowego, gdy kochana rodzinka zdecydowała się wrócić. - Długo czekałeś? – zapytał ojciec, pakując garnitur do bagażnika. - Nie… Wiesz co, tato? Może teraz ja poprowadzę? Wiecie, jak was nie było to skończyłem osiemnaście lat i zrobiłem prawo jazdy! - Już się tak nie denerwuj – wtrąciła kobieta, która przez ponad dwie godziny nie kupiła nawet cholernej bluzeczki. – Teraz jedziemy prosto do kina. Miałem nadzieję, że chociaż film uratuje ten nieszczęsny rodzinny wypad, ale raz jeszcze przekonałem się, 35 że nadzieja jest matką głupich. Zero fabuły, pełno strzelania i humor kierowany chyba tylko do neandertalczyków. Artur bawił się wyśmienicie. 18.17 Po tylu godzinach spędzonych z rodziną, od świętowania urodzin Krzyśka w zasadzie wolałbym powolną śmierć. No nic, pokręcę się chwilę i najwyżej wcześniej wrócę. 4 marca, niedziela Jak tylko otworzyłem oczy, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do Krzyśka. - Monika! Znowu jestem z Moniką! – Przez chwilę nikt nie odpowiadał. - Ma… mama? Widocznie jeszcze spał. Zawsze kiedy długo nie wstaje, jego matka dzwoni do niego na komórkę, żeby go obudzić. - Żadna mama, Filip! - A co ty tak wcześnie wydzwaniasz? - W panice jestem. Wczoraj wpadłem na Monikę i znowu jestem z tą wariatką. - Wiesz co, Filip? Poczekaj, ja oddzwonię za chwilę, bo chyba mam jakiegoś ptaka w pokoju. Matko… Poważne rozmowy z Krzyśkiem zwykle są trudne, ale kiedy jest zaspany to już istne piekło. Poczekałem kilka minut. W końcu oddzwonił. - I jak, pozbyłeś się ptaka? – zapytałem lekko zdenerwowany. - Trochę się stawiał, ale go pogoniłem. Ładny był, wiesz? Chyba głuszec… 36 - Tak, na pewno. W centrum miasta. - Ale coś tam o Monice mówiłeś… - No właśnie… Słuchaj, wpadłem wczoraj na nią u ciebie. Człowieku, wyglądała jak jakaś cholerna bogini! W pierwszej chwili po prostu chciałem się na nią rzucić, ale przecież mam swoją godność. Pamiętasz przecież jak mnie potraktowała. - Czekaj, czekaj… Ja to chyba pamiętam, stałem obok. Ona powiedziała: „Cześć, Filip”, a ty odpowiedziałeś: „Proszę, wróć do mnie”. - Oj mniejsza o to! Grunt, że jesteśmy razem i teraz średnio mi się to podoba. Przecież ona jest nienormalna! - No jest, ale wiesz… jak na mnie, to nawet pasujecie do siebie. Umówmy się, ty też tak do końca normalny nie jesteś. - Niby dlaczego? - Stary, piszesz maile do producenta papieru toaletowego, bo brakuje ci w nim ząbków! Wiedziałem, że za dużo mu mówię. - Nie brakuje mi ząbków, tylko nie podoba mi się ich jakość! - Krzysiek nie odpowiedział. - No dobra, może i masz rację… - Słuchaj, jeżeli chcesz mojej rady, to przestań panikować i daj jej jeszcze jedną szansę. Kto wie, może od waszego rozstania nauczyła się udawać jakieś nowe zwierzątko? W pierwszej chwili trochę się zdenerwowałem, ale po chwili doszedłem do wniosku, że z tego po prostu trzeba było zażartować. - Ty, a może głuszca? 37 Pośmialiśmy się trochę, ale po chwili Krzysiek musiał kończyć. Niezidentyfikowane ptaszysko ponoć zapaskudziło mu cały pokój. 5 marca, poniedziałek Po południu na chwilę wpadł do nas Artur. Mama postanowiła wykorzystać tę okazję i coś nam ogłosić. - Zauważyłam, że ostatnio relacje między wami nie wyglądają najlepiej. „Ostatnio”? Kobieto, gdzieś ty była przez ostatnich 18 lat? - Długo rozmawialiśmy z ojcem i wspólnie zadecydowaliśmy, że w maju wyślemy was na kilka dni w góry, żebyście mogli poprawić swoje stosunki. Gdyby to był film, w tym momencie w zwolnionym tempie wydałbym z siebie przeraźliwe „NIEEEE!!!”, a kamera zrobiłaby ogromne zbliżenie na mój dyndający wściekle języczek. Spojrzałem na Artura, ale on stał tylko i głupio się uśmiechał. Na bank rozbawiło go to, że mama użyła słowa „stosunki”. Ten stary zbok mnie dobija. Nie zapomnę jak kiedyś uważał, że uczniowska zasada 3xZ (zakuć, zaliczyć, zapomnieć) została wymyślona przez zwolenników sado-maso. Ehhh... mam przerąbane. 6 marca, wtorek Postanowiłem posłuchać rady Krzyśka i dać drugą szansę mojemu związkowi z Moniką. Wpadłem do niej wracając ze szkoły. Drzwi otworzył mi jej brat, ale już po chwili pojawiła się również Monika. 38 - Cześć, wchodź... - powiedziała z jakąś dziwną obawą w głosie. Zrobiłem dwa kroki do przodu i wszystko zrozumiałem. W fotelu w dużym pokoju siedział jej ojciec. Muszę przyznać, że i ja się lekko zaniepokoiłem, bo facet wyglądał groźnie. Monika chyba zauważyła, że spoglądam na niego z zaniepokojeniem. - Pamiętasz mojego brata? Głupie pytanie, przecież dopiero co go widziałem. - No jasne, Piguś? Mały spojrzał na mnie z pogardą i odparł: - Roluś. - No widzisz, wiedziałem, że coś słodkiego powiedziałem śmiejąc się nerwowo i czochrając go po głowie. Na jego miejscu chyba bym mnie zabił. Po chwili rozległ się głos z dużego pokoju: - Młody człowieku, pozwól na momencik. Brzmiał tak doniośle, że przez ułamek sekundy myślałem, iż wzywa mnie sam Bóg. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w kierunku pokoju. - Dzień dobry panu. - wymamrotałem niepewnie. - Dobry, dobry. Usiądź. Usiadłem na drugim fotelu, niebezpiecznie blisko tego, na którym siedział ojciec Moniki. Facet wyłączył telewizor i przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Nagle odpalił: - Narkotyzujesz się? - Nie... - odpowiedziałem nieco zdziwiony. - Palisz papierosy? - Nie. - Imprezujesz? - Niespecjalnie. - Oglądasz filmy pornograficzne? 39 Tutaj się zawahałem. Może to podpucha? Każdy facet wie, że wszyscy mężczyźni czasami to robią. - N... nie? Chyba trafiłem. - Polonia czy Legia? O nie. Niby Legia jest dużo bardziej popularna i osobiście nie znam żadnego kibica Polonii, ale to znowu może być podpucha. Nerwowo zacząłem rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś szalika, koszulki, czy innego proporczyka jednego z tych klubów, ale nic nie znalazłem. Rozpaczliwie spojrzałem na stojącą w drzwiach pokoju Monikę, ale ona równie przerażona tylko rozłożyła ręce. To wszystko za długo trwało, trzeba było podjąć decyzję. Nie było podpuchy z pornosami, to może i teraz nie będzie. - Legia... W mordę! Facet ciężko westchnął, spuścił głowę, a następnie spojrzał na mnie jeszcze groźniej niż na początku. - Będę miał na ciebie oko. Cholera. 7 marca, środa Kojarzycie te chwile w życiu człowieka, kiedy nawet najbardziej beznadziejne sytuacje zupełnie niespodziewanie okazują się wcale nie być takie straszne? - Mamo, ale z tym wyjazdem w góry z Arturem to żartowałać, co nie? - Nie, dlaczego? No cóż, nie tym razem. 40 8 marca, czwarek Rodzice kupili psa – mopsa. Był to głównie pomysł mamy, która zawsze narzekała, że siedzi całymi dniami w domu i nie ma do kogo ust otworzyć. Ponieważ jednak moi rodzice lubią oszczędzać, postanowili wykorzystać fakt, iż za kilka dni mam urodziny i oznajmili, że pies jest prezentem dla mnie. Już widzę, jak będą mi to przypominać za każdym razem, gdy trzeba go będzie nakarmić, albo wyprowadzić na spacer. Najpierw jednak trzeba było wybrać imię. Przez moment chciałem odegrać się na bracie i nazwać psa Artur, ale doszedłem do wniosku, że to stworzenie jest zbyt sympatyczne, by dzielić imię z tym przygłupem. Ostatecznie szczeniak skończył jako Balboa. 9 marca, piątek Swoją pierwszą noc w naszym mieszkaniu Balboa spędził na bezskutecznych próbach wskoczenia na moje łóżko. Chciałem mu nawet pomóc, ale obiecałem sobie, że będę się starał go nie rozpieszczać. Schowałem zatem głowę pod kołdrą i udawałem, że nic nie słyszę. Teraz już wiem, że to był błąd. Kiedy rano wstawałem, w lewym kapciu poczułem zemstę Balboy. 10 marca, sobota Powalony przez chorobę, cały dzień spędziłem w łóżku. Monika chyba nie do końca uwierzyła w moje dolegliwości, bo kiedy wysłałem jej wiadomość o tym, że nie będę mógł dziś do niej przyjechać, odpisała: „Ale przecież taty dzisiaj nie 41 będzie”. Muszę przyznać, że całkiem dobrze mnie zna. Gdybym nie był chory, prawdopodobnie i tak napisałbym, że źle się czuję i nie mogę się z nią spotkać. Chyba nie jestem jeszcze gotowy psychicznie na spotkanie z jej ojcem. Nie wiem czy kiedykolwiek będę. Przed położeniem się do łóżka oczywiście nie obyło się bez mojego tradycyjnego rytułału. Zawsze w takich sytuacjach wyciągam kilka książek, które mają umilić mi czas. Następnie ładuję się pod kołdrę, by po chwili namysłu szepnąć do siebie: „Kogo ty chcesz oszukać?” i sięgnąć po pilota od telewizora. Nauczony wczorajszym doświadczeniem, tym razem pomogłem Balboi wgramolić się na moje łóżko. Muszę przyznać, że szczeniak jest wyjątkowo inteligentny. Kiedy po południu zahaczyliśmy o „Modę na sukces” i widzieliśmy jak Ridge po raz kolejny postanowił spróbować szczęścia z Brooke, Balboa zaczął piszczeć jak opętany, zupełnie jakby chciał powiedzieć: „To się nie uda, głupcze”. 11 marca, niedziela Jak na złość, wraz z końcem weekendu kończy się również moja choroba. Mama w dalszym ciągu uważa, że powinienem leżeć w łóżku, co jednak wcale nie przeszkodzi jej jutro wykopać mnie z domu o siódmej rano na autobus do szkoły. Zmęczony ciągłym gapieniem się w telewizor, zadzwoniłem do Krzyśka, w nadziei, że nie wypnie się na najlepszego przyjaciela w potrzebie i wpadnie na moment umilić mi czas jakąś przygłupią konwersacją. Nie od dziś wiadomo jednak czyją matką nadzieja jest. - Sorry, Filip, ale od wczoraj siedzę u Szatana i pomagam mu przy kilku kawałkach. Ty wiesz, że kontaktowali 42 się z nim ludzie z wytwórni płytowej i chcą, żeby jutro zostawił u nich swoje demo? - Pfff...wirtuoz się znalazł. Muzykę z komputera każdy kretyn potrafi robić. A jak tylko musi zagrać na prawdziwym instrumencie, to od razu leci do ciebie po pomoc. - Daj spokój, nie wiesz o czym mówisz. - Zobaczysz. Koleś jeszcze zarobi na tym niezłą kasę, a ciebie, prawdziwego muzyka, zostawi z niczym. Wspomnisz moje słowa. - Pożyjemy, zobaczymy. Kuruj się, chłopie, a ja tymczasem muszę kończyć, bo czas nas goni. Trzymaj się. Chcąc nie chcąc, znów sięgnąłem po pilota i zacząłem się odmóżdżać. Trafiłem na jakiś poranny program ezoteryczny. Wróżka prowadząca zachęcała akurat wszystkie osoby, które czują, że znlazły się w kręgu niemożności, aby wysłały do niej SMSa. Wysłałem. Nie odpisała. 43