TKACZYK

Transkrypt

TKACZYK
Paweł Zwierzchowski
TKACZYK
1 stycznia, poniedziałek
Obudziłem się w samo południe i potrzebowałem kilku
minut żeby stwierdzić, iż jestem w mieszkaniu brata i właśnie
przeżyłem kolejnego Sylwestra. Wszystko byłoby fajnie,
gdyby nie to, że leżałem w jednym łóżku z jakimś łysym
grubasem, który co chwila ocierał się o mnie nogą. Na
początku zacząłem się zastanawiać czy na imprezie nie było
jakichś zwolenników LPR-u, ale po chwili, ku memu
wielkiemu
zdziwieniu,
u
tajemniczego
grubasa
zaobserwowałem biust! Przerażony pozbierałem wszystkie
fakty w kupkę: impreza, alkohol, ja i, bądź co bądź, kobieta…
no nie, założę się, że zrobiłem dziecko temu pasztetowi! Ale to
się musiało tak skończyć skoro rodzice zawsze zauważali moją
obecność tylko wtedy, kiedy trzeba było coś posprzątać, albo
pożyczyć trochę kasy. Na przykład w zeszłym roku matka mi
powiedziała, że jak byłem na wycieczce we Włoszech, to
przyjechał do nas jakiś daleki kuzyn ze Stanów. Puściła mu
kasetę wideo ze mną z dzieciństwa, a kiedy patrząc na mnie na
ekranie zapytał: „Ile ma?”, ojciec odpowiedział, że 38 cali i
funkcję HD Ready.
Szybko sięgnąłem po bluzę i biegiem ruszyłem w
kierunku drzwi, potykając się przy tym o pozostałych
imprezowiczów. Niechaj przeklęty będzie dzień, w którym
Artur zaprosił mnie na tę cholerną imprezę, z której w dodatku
niczego nie pamiętam.
2 stycznia, wtorek
I znowu to samo. Człowiek chce jeszcze odsypiać
Sylwestra, a już musi iść do szkoły. Po drodze jakieś dresy
próbowały ode mnie wyłudzić 5 złotych, ale z takimi jak oni to
1
ja i z zamkniętymi oczami bym sobie poradził. Krzyknąłem:
„O mamo, to przecież Dudek!” i uciekłem ile sił w nogach.
Hmmm… Ale jakaś siłownia to by się przydała.
3 stycznia, środa
Poszedłem rano zapisać się na siłownię o tajemniczej
nazwie „Pudzian”. Wyciągnąłem od rodziców trochę kasy i
wykupiłem tygodniowy karnet na próbę. Po szkole miałem
trochę popakować. Zjadłem obiad, powiedziałem: „Komu w
drogę, temu czas” i rozwaliłem się przed telewizorem. W
końcu nie od razu Kraków zbudowano.
4 stycznia, czwartek
Hasło dnia: „W zdrowym ciele zdrowy duch, czyli
siłownia „Pudzian” – podejście drugie”. To dziś postawię
pierwszy krok ku pięknemu, zdrowemu ciału. Wreszcie się
skończą żarty na mój temat przed każdym WF-em, a małe
dziewczynki przestaną między sobą szeptać na mój widok:
„Ciekawe czy ma siusiaka”.
Pożyczyłem od ojca wypasiony dres Adidasa i ruszyłem
na podbój świata. Po drodze czułem na sobie wzrok wielu
pięknych kobiet, które z pewnością wyczuwały narodziny
pierwszej seksbomby w mieście.
Z dumą otworzyłem drzwi siłowni, podszedłem do
recepcji i zalotnym głosem powiedziałem:
- Przyszedłem popakować.
- Pierwszy raz?
- Pierwszy.
-A to zaraz. Mareczek, pan pierwszy raz. – Po chwili
wyłonił się mutant zwany Mareczkiem.
2
- Siema, Mareczek jestem. Pokażę ci nasz sprzęt.
Naprawdę nie wiem jakie licho mnie podkusiło, żeby
przyszpanować i powiedzieć:
- Świetnie, to może od razu pokaż mi ten pudzian.
Wyszedłem sam.
5 stycznia, piątek
Noworoczny poranek nie daje mi spokoju. A co jeśli
rzeczywiście coś zaszło między tym potworem, a mną? Chyba
jednak będę musiał stanąć twarzą w twarz z tym problemem i
zadzwonić do brata.
Wieczorem wpadł do mnie Krzysiek z „Bravo” w ręku.
Od czasu do czasu przynosi tę gazetkę „dla śmiechu”, ale
czasami mam wrażenie, że on wcale nie robi tego dla jaj. Tym
bardziej nie rozumiem dlaczego to właśnie Krzyśkowi
postanowiłem zwierzyć się z mojego problemu… Kiedy
skończyłem opowiadać o moim noworocznym poranku,
zapytałem go co o tym wszystkim myśli. W odpowiedzi
usłyszałem tylko:
- Wiedziałeś, że Blog 27 to polski zespół?
Tak, bez wątpienia on nie czyta tego dla jaj…
6 stycznia, sobota
Tylko ja mógłbym być na tyle głupi, żeby właśnie w
sobotę – najpiękniejszym dniu tygodnia, załatwiać swoje
największe
życiowe
problemy.
Ostatecznie
jednak
postanowiłem sięgnąć po telefon i zadzwonić do brata. Z
tematem wstrzeliłem się znakomicie, bo wygląda na to, że
Artur właśnie znajdował się w łóżku i to bynajmniej nie sam.
3
Zapytałem go wprost czy ten pasztet się ze mną kochał. Artur
odpowiedział wyraźnie rozbawiony:
- Z tobą?
Uważam, że to nieładnie odpowiadać pytaniem na
pytanie.
7 stycznia, niedziela
Nie cierpię niedziel. Człowiek przez cały dzień łazi z
kąta w kąt i czeka na nadchodzący tydzień. Postanowiłem
przeznaczyć ten dzień na refleksję nad samym sobą i
sporządziłem listę rzeczy, które mnie denerwują, żeby móc w
nich poszukać dobrych stron. Według mojej listy nie lubię:
- błędów ortograficznych
- Puławskiej
- Tokio Hotel
- fanek Radia Maryja
- żucia gumy z otwartą buzią
- czytania gazet w toalecie
- Chelsea
- rasizmu
- fioletowego Teletubisia
Hmmm… ciężko
jakichkolwiek zalet.
będzie
doszukać
się
w
tym
8 stycznia, poniedziałek
Wstałem o 6 rano, a wróciłem do domu o 16. Wszystko
po to, żeby połowę tego czasu spędzić na słuchaniu o rzeczach,
które nigdy w życiu nie będą mi do niczego potrzebne. Na
4
przykład po jaką cholerę mam się uczyć o stężeniach
doskonale
niesprężystych,
czy
innych
reakcjach
polikondensacji?
Kiedy wróciłem styrany do domu, zapytałem matkę co
na obiad.
- Zdechła kura – wysapała z morderczym uśmieszkiem.
Żarty żartami, ale szczerze mówiąc, to czasami boję się
zasnąć, wiedząc, że ta kobieta jest gdzieś w mieszkaniu.
21.08
Cały świat mówi o kryzysie w polskim kościele, a
wszystko za sprawą arcybiskupa Wielgusa, który na chwilę
przed objęciem stanowiska metropolity warszawskiego
zdecydował się z niego zrezygnować. Ponoć istnieją
niepodważalne dowody, że Wielgus współpracował z SB.
Oczywiście na miejscu akcji nie mogło zabraknąć Moherowej
Armii Ojca Dyrektora. Posypały się bluzgi, a parasole poszły w
ruch. Papież jest „skrajnie zdenerwowany” całą sytuacją.
Niemcowi z Polakiem nigdy nie będzie dobrze…
9 stycznia, wtorek
Z niepokojem stwierdzam, że w ostatnich dniach
jedynym tematem do rozmów w mojej szkole jest nowe Grono.
A już miałem nadzieję, że po manii Tibii i innych OGame’ów
nie będę miał więcej do czynienia z tak przytłaczającą
monotematycznością…
W związku z takim obrotem sprawy na przerwie
postanowiłem pogadać z facetem od historii o wykonanym
niedawno wyroku kary śmierci na Saddamie Husajnie. Kiedy
byłem w trakcie mówienia o tym, że człowiek nie powinien
5
wchodzić w boskie kompetencje i na zło odpowiadać złem,
historyk przerwał mi niemalże krzycząc:
- Bardzo mu tak dobrze! Powinni go jeszcze przed
śmiercią obwiązać szalikami Polonii i wyrzucić na
Łazienkowskiej!
Wygląda na to, że w najbliższych dniach wszystkie
przerwy będę spędzał sam.
10 stycznia, środa
Mama powiedziała, że strasznie się zaniedbałem. Czy
ta kobieta naprawdę nie ma innych zmartwień? Polski kościół
jest w rozsypce, ruscy zakręcają kurek, a ona moim wyglądem
się martwi. Wstyd.
19.42
Przysięgam, że zupełnie przypadkowo zobaczyłem
swoje odbicie w lustrze. Chyba rzeczywiście muszę się za
siebie wziąć…
11 stycznia, czwartek
Po południu przyszedł do mnie Kuba. Wyglądał trochę
jak skrzyżowanie Hitlera z Ronaldinho. Dam sobie głowę
uciąć, że za każdym razem kiedy go widzę, jego szczęka jest
coraz większa. Okazuje się, że Kubie udało się namówić na
randkę obiekt jego westchnień – Agatę. To zabawne, że na
ostatnie
konsultacje
wybrał
się do
największego
emocjonalnego nieudacznika w mieście, jakim jestem ja. Po
serii pytań o rodzaj kwiatów i inne pierdoły, o których nie mam
zielonego pojęcia, Kuba raczył zauważyć, że kiepsko
6
wyglądam. Poczułem się trochę tak, jakby stał przede mną
człowiek w kaftanie bezpieczeństwa i pytał czy ja aby na
pewno jestem normalny.
- Z pewnością wyglądałbym lepiej, gdybym wylał sobie
na głowę butelkę żelu, tak jak ty.
- No ja też jestem zadowolony z efektu. To powinno mi
dodać pewności siebie.
Jezu…
12 stycznia, piątek
W telewizji trwa w najlepsze wojna Saturna z Media
Markt. Obie firmy otwarcie wyśmiewają ceny konkurenta.
Wreszcie coś się dzieje w tych przeklętych bloczkach
reklamowych.
Z kolei Aneta Krawczyk wraca do gry. Tym razem
badaniom DNA ma się poddać sam Andrew Lepper. Podobno
opracowywane są już różne sposoby działań w zależności od
wyniku, ale myślę, że nie ma co spekulować. W końcu pani
Aneta świetnie wie kto jest ojcem jej dziecka…
13 stycznia, sobota
Co za diabeł sprawił, że to właśnie ja byłem najbliżej
telefonu, kiedy zadzwoniła ciotka Halina? Jak tylko człowiek
podniesie słuchawkę, ciotka natychmiast zaczyna swój
niekończący się monolog, niczym Dariusz Szpakowski w
okolicach 70. minuty komentowanego meczu.
Z takich ciekawszych rzeczy, jakich dowiedziałem się
podczas „audycji”, to moja kochana siostra cioteczna dostała
7
jedynkę z religii, bo zaczęła swoje opowiadanie od słów:
„Wybacz mi księże agencie, bo bardzo zgrzeszyłam”.
Uważam, że nie powinno się karać 7-latki za tak dobrą
znajomość sytuacji w polskim kościele.
14 stycznia, niedziela
Natknąłem się dziś na teledyski Ich Troje i tak dobrze
mi znanego ostatnio Pudziana. Obiecałem sobie, że od dziś
jedynym źródłem muzyki w moim życiu będą moje własne
płyty CD.
15 stycznia, poniedziałek
Już tylko dwa tygodnie dzielą mnie od ferii. Jeszcze
nigdy tak bardzo nie pragnąłem odpoczynku. Co chwila
kolejne osoby mówią mi, że źle wyglądam. Dzisiaj mama
zapytała mnie czy ćpam. Powiedziałem, że codziennie po
szkole chodzę z moimi kumplami – Psychotropem i Siekierą,
na wysypisko śmieci, dajemy sobie w żyłę i palimy koty.
Wygląda na to, że mam przerąbane, bo mama najwyraźniej nie
załapała ironii.
16 stycznia, wtorek
Tym staruchom to już kompletnie się w głowach
przewraca, jak wchodzą do autobusu. Nie ustąpisz miejsca –
źle, ustąpisz to też się wściekają, że muszą cię obejść, żeby
dostać się do wyjścia. A mówi się, że to młodzież jest
zepsuta…
8
17 stycznia, środa
Lustracji ciąg dalszy. Dziś padło na Bogusława
Wołoszańskiego, który zarzeka się, że nie współpracował z SB,
tylko z wywiadem. Tak swoją drogą, to ciekawe kogo teraz
dorwą. Nie zdziwiłbym się, gdyby znaleźli coś na Klimka
Murańkę.
18 stycznia, czwartek
Istna wichura za oknem. Cały dzień pada deszcz, jest
szaro i okropnie boli mnie głowa. Na dodatek wszystko
wskazuje na to, że wojna pomiędzy Saturnem, a Media Markt
dobiegła końca, a żadna znana osoba nie okazała się być
agentem SB. Co za dzień…
19 stycznia, piątek
Wczorajsza wichura wcale nie była wichurą. Zeszłej
nocy przez Europę przeszedł huragan Cyryl. Kiedy rano
jechałem do szkoły, miałem wrażenie jakbym przespał jakąś
wojnę. Niestety wiatr przywiał ze sobą poważne zaostrzenie
sytuacji w polskiej piłce. Wczoraj zatrzymany został Wit
Żelazko, a minister sportu zdecydował się wprowadzić
kuratora do PZPN-u. W związku z takim obrotem sprawy grozi
nam dyskwalifikacja we wszystkich międzynarodowych
rozgrywkach i na nic może nam się zdać pamiętne zwycięstwo
nad Portugalią w Chorzowie. Wygląda na to, że do usranej
śmierci będziemy świętować kolejne rocznice meczu na
Wembley…
9
20 stycznia, sobota
Jak tylko otworzyłem oczy, ujrzałem pochyloną nade
mną matkę. W pierwszej chwili myślałem, że to diabeł
przyszedł się ze mną rozliczyć z moich grzechów, jednak po
wysłuchaniu następującego komunikatu, szczerze żałowałem,
że było inaczej:
- Po południu zjeżdża się do nas rodzina. Będzie też
Kamil, więc nie próbuj się nigdzie umawiać.
Łatwo jej mówić. Będę musiał wytrzymać całe
popołudnie z człowiekiem, który myśli, że Nelly Rokita to
amerykański raper.
22.06
Wspiąłem się na wyżyny własnego geniuszu.
Zadzwoniłem do Krzyśka, który przyniósł ostatnie numery
Bravo i z wypiekami na twarzy zabrał się za edukację Kamila.
Mój kuzyn wciągnął się na tyle, że śmiało mogłem zająć się
buszowaniem po Internecie. A teraz pozwolisz, drogi
dzienniczku, że pójdę spać, wydając przed tym z siebie
przebiegłe: „Muahahaha”.
21 stycznia, niedziela
To były najgorsze zawody Pucharu Świata w
Zakopanem jakie w życiu widziałem. W ciągu dwóch dni
rozegrano zaledwie jedną serię, a czeski skoczek – Jan
Mazoch, swojego skoku o mały włos nie przypłacił życiem.
Ale są i plusy – w przerwie reklamowej między kolejnymi
decyzjami jury dowiedziałem się, że zanim nauczę się chodzić,
10
ląduje na pupie ponad 300 razy. Jednak człowiek uczy się przez
całe życie.
22 stycznia, poniedziałek
Jestem niemal pewien, że widziałem moją mamę
chowającą się za drzewem, kiedy wychodziłem ze szkoły.
Zapewne sprawdzała czy aby czasem nie ma ze mną
Psychotropa i Siekiery. Tak to jest kiedy za dużo się rozmawia
ze swoimi rodzicami.
23 stycznia, wtorek
O 5.30 widywałem już wiele rzeczy, nawet te które nie
istniały. Byłem przekonany, że już nic nie jest w stanie mnie
zaskoczyć o tak wczesnej godzinie, jednak widok mojego brata
leżącego na podłodze bardzo boleśnie mi uświadomił jak
bardzo się myliłem. Po kilku minutach, kiedy byłem już
pewien, że nie śnię, postanowiłem dowiedzieć się co jest grane.
Kopnąłem Artura w kostkę i zapytałem:
- Co ty tu robisz?
- Sweter, kretynie.
Taaak… Fajnie, że wpadł.
16.15
Biada mi, biada! Okazało się, że minionej nocy
Arturowi spaliło się pół mieszkania i przez najbliższych kilka
tygodni będę zmuszony dzielić z nim pokój. A myślałem, że po
tym jak w dzieciństwie spadłem ze schodów i doznałem
wstrząsu mózgu, nie przytrafi mi się już nic gorszego.
11
24 stycznia, środa
Kiedy leżałem sobie na łóżku odpoczywając po
kolejnym ciężkim dniu i rozmyślając nad tym, że mając prawie
17 lat moim największym życiowym osiągnięciem było
otworzenie lodówki tak szybko, że zdążyłem zauważyć jak
zapala się światełko, obalając tym samym mit o małym
pingwinie, zadzwonił Krzysiek z propozycją przeprowadzenia
ankiety dla gazety, w której pracuje jego matka. Jako, że nie
miałem lepszych zajęć, umówiliśmy się na sobotę.
25 stycznia, czwartek
No i zaczęło się! Jak tylko wszedłem do pokoju,
ujrzałem Artura obmacującego się z jakąś blondyną.
- Na Boga, mógłbyś przynajmniej to robić na swoim
łóżku!
- Może nie zauważyłeś, ale chwilowo takiego nie
posiadam.
- To chwilowo mógłbyś sobie darować macanki z
kolejną dziewczyną, która naiwnie myśli, że jutro do niej
zadzwonisz. Tak przy okazji – w zeszłym tygodniu widziałem
Beatę. Pytała dlaczego jej rybka się do niej nie odzywa.
Może i jestem wredny, ale chwila, w której blond-włosa
niewiasta spoliczkowała Artura i wybiegła z pokoju, była jedną
z najpiękniejszych w moim życiu.
26 stycznia, piątek
To miał być wyśmienity początek 16 dni słodkiego
lenistwa, a tymczasem zaraz po powrocie ze szkoły zostałem
12
zagnany do prania gaci Artura, bo „ten biedaczek ma za sobą
ciężkie dni i musiał się zdrzemnąć”. Kiedy się przekonałem, że
pod kocem nie ukrył żadnej dziewczyny, uznałem, że
ostatecznie mogę to dla niego zrobić.
27 stycznia, sobota
Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że ta ankieta będzie
dotyczyła nieco bardziej wyszukanego pytania niż: „Czy jesteś
zadowolony/a z życia w Polsce?”. Ale w sumie czego się
spodziewać po jakiejś taniej gazetce, w którą moja mama
zawija kotlety dla Artura? W każdym razie wyniki
przedstawiają się następująco:
Tak – 97 osób
Nie – 124 osoby
Spieprzaj dziadu – 1 osoba w moherowym berecie
28 stycznia, niedziela
Postanowiłem stanąć twarzą w twarz z wrogiem i
zmusić się do obejrzenia Świata według Kiepskich.
Wytrzymałem zaledwie 8 minut i wyłączyłem telewizor. Jak
Boga kocham, bardziej kretyńskiego i żenującego serialu w
życiu nie widziałem. Co gorsza cieszy się on dość dużą
popularnością. Poważnie martwi mnie to, w jaką stronę idzie
kultura Polaków…
13
29 stycznia, poniedziałek
To fascynujące, jakimi sprawami interesuje się
człowiek, kiedy tylko ma chwilę wolnego czasu. Mianowicie,
jestem zniesmaczony stanem, w jakim firma Velvet oddaje do
użytku swój papier toaletowy. Postanowiłem zatem napisać do
ich biura obsługi klienta.
Witam,
Pragnę wyrazić swoje głębokie rozczarowanie stanem, w jakim
Państwa papier toaletowy trafia na półki sklepowe. Warstwy są
nierówno na siebie nakładane, ząbki do urywania są coraz
gorszej jakości (czasami wręcz ich nie ma), a hasło reklamowe
„miękki jak aksamit” stało się nieaktualne, co zaczyna odbijać
się na moim zdrowiu. Jestem zatem zmuszony do zakupu
produktu konkurencji, a Państwu radzę poważnie zastanowić
się nad zakupem nowych maszyn.
Z wyrazami szacunku,
Filip Tkaczyk
30 stycznia, wtorek
Kolejny raz nadziałem się na telefon od ciotki Haliny.
Po ponad 20 minutach wysłuchiwania monologu, z mocno
sennego stanu wyrwały mnie słowa:
- Słuchaj, Bożena, może byście przyjechali do nas w tę
sobotę?
Po chwili konsternacji, wymamrotałem:
- Ale ciociu… rozmawiasz z Filipem…
- Ach, z Filipem! To poproś mamusię do telefonu,
dobrze?
14
Ta kobieta nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Przynajmniej teraz już wiem dlaczego przez kilka ładnych
minut nawijała do mnie o tamponach…
31 stycznia, środa
Dostałem odpowiedź od Velvetu następującej treści:
Spoko, tak między nami, to i ja ledwo siedzę.
Pozdro.
Wróżę rychły upadek tej firmie.
1 lutego, czwartek
Z samego rana przyleciał do mnie Kuba, który już
zdążył rozstać się z Agatą i pomyśleć, że mnie to interesuje.
Jeszcze w drodze do pokoju zaczął swoje jęki.
- Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego… Tak bardzo się
starałem żeby czegoś nie zepsuć, a ona i tak mnie rzuciła…
- A nie zapominałeś o żelu?
- Ćwierć cholernej butelki na każde spotkanie!
- To najwyraźniej nie byliście sobie pisani.
- Pewnie tak…
I właśnie ze względu na takie sytuacje wybrałem rolę
wolnego strzelca.
2 lutego, piątek
Polska oszalała. Nasi piłkarze ręczni awansowali do
finału mistrzostw świata, pokonując po drodze naszych
15
odwiecznych rywali: Niemców i Rosjan, jednak z Niemcami
musimy wygrać jeszcze raz – w finale. Hmm… najpierw
siatkarze, teraz szczypiorniści… Co z tą Polską?
3 lutego, sobota
Po południu wpadł do mnie Radek, żeby zaprosić mnie
na swoją 18-stkę, która odbędzie się w przyszłą sobotę.
Powiedział, że imprezę rozkręca DJ Szatan, więc nie mogę
tego przegapić. Chciałem z nim polemizować, ale ostatecznie
zapowiedziałem, że przyjdę. Teraz zastanawiam się tylko, czy
uda mi się wrócić…
4 lutego, niedziela
Świat powoli nabiera kolorów – pod koniec przyszłego
tygodnia, mieszkanie Artura ponownie powinno być gotowe do
użytku. Mam już serdecznie dość dzielenia pokoju z tym
lowelasem. Dziś wieczorem, ku mojemu wielkiemu
zdziwieniu, poprosił mnie o radę odnośnie swojego ubioru na
randkę. Szczerze mówiąc, nie udzielam ich zbyt chętnie od
momentu, kiedy na życzenie kumpla sporządziłem listę 300
imion dla jego nowego kota, który i tak skończył jako
Mruczek.
- Filip, którą koszulę byś wybrał - tę bordową, czy tę w
paski?
- Zdecydowanie bordową.
- Dzięki stary – powiedział zakładając tę w paski.
Chyba dziś wieczorem pomodlę się o nowe pokłady sił
dla pracowników firmy remontowej „Grzmot”.
16
5 lutego, poniedziałek
Siedziałem przed lustrem i grałem ze swoim odbiciem
w Kto pierwszy mrugnie, kiedy zadzwonił Kuba i powiedział,
że wyciąga mnie na piłkę. Niezbyt cieszyła mnie ta
perspektywa. Na WF-ie przy wybieraniu składów zawsze
czułem się niczym Kawuś w Mieszance Wedlowskiej. Najlepsi
oczywiście byli wybierani w pierwszej kolejności, a na szarym
końcu zawsze zostawałem ja. Z drugiej strony jednak byłem
już znudzony grą i każdej chwili moje odbicie mogło mnie
przechytrzyć, zatem zgodziłem się. Muszę przyznać, że nie
było najgorzej. Kopnąłem piłkę 6 razy, czyli tylko o 2 mniej
niż w moim najlepszym meczu z pamiętnego sezonu
2003/2004.
6 lutego, wtorek
Jest piąta nad ranem, a ojciec ciągle lata wściekły po
mieszkaniu. Wszystko zaczęło się nieco po północy, kiedy
zadzwonił telefon. Oczywiście jako jedyna porządna osoba w
rodzinie, zwlokłem się z łóżka i po omacku ruszyłem w stronę
dzwonka. Swoją drogą, to ciekawe, kiedy wreszcie rodzice
zorientują się, że zawsze w takich sytuacjach słyszę jak
szepczą do siebie: „Udajemy, że nie słyszymy. I tak Filip
odbierze.”
Jak się po chwili okazało, dzwonił dziadek. Poza
godziną, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie
fakt, iż robił to z aresztu i domagał się bezzwłocznego
przyjazdu ojca. O tym, co dokładnie się stało, dowiedzieliśmy
się dopiero, kiedy tata był już z powrotem w domu.
Mianowicie, mój kochany dziadek został przyłapany przez
policję na malowaniu na płocie swojego niemieckiego sąsiada
17
słów: „Szatan był Niemcem”. Być może się mylę, ale chyba
nadszedł czas przypomnieć mu, że wojna się już skończyła.
7 lutego, środa
Artur siedzi u nas już trzeci tydzień, ale mama twardo
twierdzi, iż należy go traktować jak gościa. Tym oto sposobem
większość dnia spędziłem na wywiązywaniu się ze wszystkich
domowych obowiązków, a mój brat przez cały ten czas obżerał
się chipsami i oglądał filmy z Ice Cube’m. Jak Boga kocham,
jestem o krok od złapania za narzędzia i udzielenia pomocy
pracownikom firmy, która remontuje mieszkanie Artura.
8 lutego, czwartek
Chyba muszę przestać buszować po Internecie, bowiem
znajomość zasad języka polskiego, jaką posiadają Polacy po
prostu mnie przygnębia. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo
kobiety z reklam Jogobelli będą władały najlepszą polszczyzną
w tym kraju.
Kiedy tak się ogłupiałem przed monitorem, Artur
podejmował kolejną próbę znalezienia pomysłu na wielki
biznes. Ciekawe kiedy da sobie spokój, biorąc pod uwagę fakt,
iż najwięcej do tej pory zarobił sprzedając 5-złotówki za
banknoty 10-złotowe w wieku 10 lat.
9 lutego, piątek
Są takie chwile, w których odnoszę wrażenie, iż jestem
jedyną normalną (no, może nie do końca normalną, ale
najmniej popieprzoną) osobą na świecie. W samym środku
nocy obudził mnie SMS od Krzyśka. Pozwolę sobie zacytować
18
jego treść z poprawionymi błędami ortograficznymi:
„Zastanawiałeś się kiedyś, czy pani Goździkowa aby na pewno
jest kobietą?”
Myślę, że to Krzysiek, a nie ja, powinien nosić
nazwisko Tkaczyk.
10 lutego, sobota
Każdy się czegoś boi. Tata na przykład obawia się, że
kiedyś przy obiedzie zgaśnie telewizor i będzie musiał z nami
porozmawiać. Mama boi się, że biorę narkotyki. Ciągle
podejrzliwym tonem mówi mi, że kiepsko wyglądam. Chyba
nie może pogodzić się z faktem, iż ma brzydkiego syna. Artur
natomiast najbardziej obawia się, że „zaliczy” wszystkie
dziewczyny w Warszawie. Zawsze powtarza, że druga runda
mogłaby nie być już tak fascynująca. Jeżeli chodzi o mnie, to
najbardziej boję się, że dzisiejsza impreza u Radka będzie
ostatnią w moim życiu. Podobno DJ Szatan zaprezentuje nam
swój najnowszy utwór zatytułowany „Lubię Psy”.
11 lutego, niedziela
Z ogromną ulgą dochodzę do wniosku, iż jestem cały i
zdrowy. Teraz w spokoju mogę opisać to, co wydarzyło się tej
dziwnej nocy.
Zgodnie z planem, o 19 przed klubem spotkałem się z
Krzyśkiem. Po wejściu do środka i zdjęciu kurtek, poważnie
zastanawiałem się, czy nie odłączyć się od mojego kompana,
który był łaskaw przyodziać bluzę Tokio Hotel.
Pomieszczenie, w którym miałem spędzić najbliższych
kilka godzin, budziło we mnie odrazę. Ciemna dziura, zwana
klubem „Odlot”, pełna była spoconych wyznawców szatana
19
(tego prawdziwego, nie DJa), a nad nimi unosiła się olbrzymia
chmura papierosowego dymu. Po przywitaniu się z Radkiem,
zabrał nas on w krótką podróż po klubie. Ograniczył się przy
tym do kilku kroków, trzech machnięć ręką i słów: „browar,
kible, DJ Szatan”. Niestety, po chwili namysłu postanowił
nieco dokładniej pokazać nam tę ostatnią atrakcję.
- Hej, Szatan. Poznaj moich kumpli. To jest Krzysiek,
Filip, a to jest właśnie DJ Szatan.
- Siema – mruknął władca ciemności
- Cześć. A masz jakieś imię? – zapytałem
- Mam. Kajetan
Hmmm… Na jego miejscu też bym wolał przedstawiać
się jako Szatan.
Jakąś godzinę później poważnie zastanawiałem się nad
opuszczeniem imprezy. Już nawet z Krzyśkiem nie dało się
gadać, bo ten pajac od razu się upił i twierdził, iż spotkał
Chrystusa przy pisuarze. Nagle jednak wydarzyło się coś
dziwnego. Ni z tego, ni z owego, przed moimi oczami stanęła
śliczna, uśmiechnięta brunetka, która zaproponowała mi taniec.
Wyjątkowo ostrożnie podszedłem do tej propozycji.
Przypomniałem sobie bowiem sytuację z przedszkola, kiedy to
wredna Basia Tokarczyk poprosiła mnie o taniec po tym, jak
założyła się z koleżankami, iż będzie wywijała na parkiecie z
najbrzydszym chłopcem w klasie. Po chwili zastanowienia
postanowiłem jednak zaryzykować, dzięki czemu resztę
wieczoru spędziłem z jedną z nielicznych osób, które nie miały
pentagramu na ubraniu. Jak udało mi się ustalić, dziewczyna
ma na imię Monika, ma 17 lat, a jej rodzice są rozwiedzeni.
Niestety, na następne informacje będę musiał trochę zaczekać,
bowiem Krzysiek zaczynał robić striptiz i musiałem
odprowadzić go do domu.
20
12 lutego, poniedziałek
Zaczęła się szkoła, zaczęły się problemy. Wracając do
domu, zobaczyłem dwóch zmierzających w moją stronę
osiłków. Wygolone głowy, dresy i złoto na szyjach, zatem
standardowy wygląd każdego bandziora. Kiedy zobaczyłem, że
jeden z nich niesie w ręku rozebraną na części komórkę, a
drugi wlepia we mnie swój średnio bystry wzrok, zrozumiałem,
że nie uda mi się po prostu obok nich przejść. W końcu jeden z
nich przemówił:
- Ej, sorry. Pożyczyłbyś swoją komórkę, bo moja się
zepsuła… Mam pilną sprawę, więc przełożę na chwilę kartę i
zadzwonię.
Wiedziałem czym to pachnie, jednak podjąłem naiwną
próbę wyjścia z tej sytuacji.
- Sorry, ale nie mam przy sobie telefonu.
- Nie świruj, na chwilę tylko pożyczę i oddam.
- Poważnie, nie wziąłem ze sobą komórki.
- Dobra koleś, dawaj telefon, bo zaraz załadujemy cię
do bagażnika i wywieziemy do lasu.
Nie można tak było od razu? Na Boga, szanujmy swój
czas.
13 lutego, wtorek
Po południu postanowiłem dowiedzieć się na czym
stoję i zadzwoniłem do Moniki. Chciałem wyciągnąć ją na
jakiś spacer, ale uparła się, że chce zobaczyć jak mieszkam.
Niestety, ale po drodze do mojego pokoju stało się to, co było
nieuniknione – natknęliśmy się na Artura. W ułamku sekundy
wzrokiem przeskanował Monikę od stóp do głów, a gdy ta się
21
odwróciła, wyszczerzył głupio zęby i pokazał mi uniesione
kciuki.
Kiedy już znaleźliśmy się w pokoju, jej uwagę zwrócił
plakat Cesca Fabregasa.
- To jakiś twój idol?
- W zasadzie można tak powiedzieć. A ty masz
jakiegoś?
- Mam, Chrystusa.
Ok, Jezus powinien być idolem nas wszystkich, ale
jednak trochę zaniepokoiła mnie ta odpowiedź.
Przez następną godzinę rozmawiało się równie
przyjemnie, co na urodzinach Radka i kiedy już zaczynałem
myśleć, że znalazłem naprawdę świetną dziewczynę, na której
punkcie będę mógł oszaleć, stało się najgorsze. Bez żadnego
ostrzeżenia, ni z tego, ni z owego, Monika zaczęła śpiewać
„Son Of The Blue Sky” Wilków. Przyznam szczerze, że
kompletnie mnie zamurowało. Już bardziej byłem
przygotowany na to, że przez okno wleci ufoludek i powie:
„Cześć, jestem Grzesiek”. Moment, w którym Monika
skończyła śpiewać, był najbardziej idiotyczną chwilą w moim
życiu. Nie wiedziałem jak się zachować, czy ona liczyła na
jakieś oklaski? Ostatecznie zmusiłem się tylko do głupiego
uśmiechu i powiedziałem, że powinienem się zająć lekcjami.
Chyba muszę poważnie się zastanowić, zanim ponownie się z
nią umówię.
14 lutego, środa
Cóż za piękny dzień! I pomyśleć, że spowodowały to
słowa Artura… Zazwyczaj kiedy otwiera usta, to spodziewam
się tekstów typu: „W życiu nie zgadniesz, co mi się przytrafiło
w kiblu”. Dziś jednak było zupełnie inaczej.
22
- Jutro się stąd wynoszę. Dzwonił gość od remontu i
powiedział, że ekipa właśnie skończyła.
Ucieszyłem się do tego stopnia, że pokusiłem się nawet
o serdeczne szturchnięcie brata w ramię. W naszych relacjach
to naprawdę duża sprawa.
15 lutego, czwartek
No i stało się. Artur nareszcie wrócił do swojego
mieszkania i znów mam cały pokój dla siebie. O ile dobrze
pamiętam, to w ciągu trzech tygodni, 7 razy przyłapałem go z
dziewczyną na moim łóżku. Oczywiście za każdym razem z
inną. Założę się, że właśnie teraz świętuje koniec remontu z
kolejną panną.
Długo myślałem na temat Moniki. Trochę się boję, że
kiedyś pójdziemy między ludzi, a ona ponownie zdecyduje się
pokazać swoje zdolności wokalne (a w zasadzie ich brak).
Mimo wszystko, trzeba przyznać, że jest bardzo sympatyczna i
miło się z nią rozmawia. Świetny wygląd również nie pozostaje
bez znaczenia. Postanowiłem zatem, że na razie nie będę
wykręcał się od tej znajomości i zobaczę jak się sytuacja
rozwinie.
16 lutego, piątek
Wieczorem napisał do mnie Krzysiek. Naprawdę, ten
koleś nie przestaje mnie powalać. Rozmowa wyglądała
następująco:
Krzysiek: Wszystkiego najlepszego!
Ja: Dzięki, ale z jakiej okazji?
Krzysiek: No urodziny masz przecież…
23
Ja: Mam. 13 marca.
Krzysiek: Hmmm… to kto ma dziś urodziny?
Krzysiek: O w mordę, już wiem dlaczego matka taka wściekła
chodzi.
Krzysiek: Na razie.
17 lutego, sobota
Co prawda Artur się wyniósł, ale jeszcze nie wszystko
wróciło do normy.
Zaraz po moim powrocie ze szkoły,
zadzwonił dzwonek, a w drzwiach stanęła około
trzydziestoletnia, całkiem atrakcyjna blondynka.
- Dzień dobry, ja jestem znajomą Artura. –
wymamrotała nieśmiało.
- Dzień dobry, tylko, że Artur już tu nie mieszka.
- Wiem, wiem, ale wiele wskazuje na to, że zostawiłam
tu obrączkę. Twój brat powiedział, że może być pod jego
łóżkiem.
Troszkę mnie przytkało. Postaliśmy kilka sekund w
ciszy, aż w końcu powiedziałem:
- Artur zapewne miał na myśli moje łóżko.
Dziewczyna kaszlnęła sztucznie, najwyraźniej
wstydząc się cokolwiek odpowiedzieć.
- Proszę wejść, sprawdzę, czy rzeczywiście tam jest.
Była. Wróciłem i oddałem dziewczynie symbol
wierności jej mężowi. Kiedy już wyszła z mieszkania,
odwróciła się jeszcze na moment i otworzyła usta, ale wydała z
siebie tylko kilka dziwnych dźwięków, które zapewne były
początkami słów, które chciała powiedzieć. Postanowiłem
nieco jej pomóc i wymamrotałem:
- Bez obawy, już tego nie pamiętam. Przynajmniej mam
taką nadzieję.
24
Uśmiechnęła się nieśmiało i ruszyła do windy.
18 lutego, niedziela
Artur zaprosił nas na obiad do swojego
wyremontowanego mieszkania. Gdy otworzył nam drzwi,
zobaczyliśmy, że wokół jego nóg skacze drobny szczeniaczek.
- Kumpel już od jakiegoś czasu szukał na niego
chętnych, więc postanowiłem go przygarnąć.
Kiedy psina zebrała już solidną dawkę pieszczot od
każdego z nas, zapytałem jak się wabi.
- Filip.
- Przestań, poważnie się pytam.
Artur nie odpowiedział. Zamiast tego, gapił się na mnie
z idiotycznym uśmieszkiem i delektował się każdą sekundą
widoku mojej miny. Przysięgam, że kiedyś kupię sobie
najbrzydszego prosiaka, jaki kiedykolwiek przyszedł na świat i
dam mu na imię Artur.
19 lutego, poniedziałek
Właśnie wróciłem od Moniki. Nie poznałem jeszcze jej
rodziców, bo akurat gdzieś się ulotnili, jednak natknąłem się na
jej młodszego brata.
- Cześć, jestem Filip. – powiedziałem podając mu dłoń.
- Roland. – odpowiedział. – Wiem, strasznie poważne
imię, ale możesz mi mówić Roluś.
- Ee… Zastanowię się. – wymamrotałem z
wymuszonym uśmiechem.
Kurczę, rodzice nie dali mu szans. Silą się tacy na
jakieś czaderskie imię, a potem dzieciak się męczy przez całe
życie.
25
Korzystając z (prawie) wolnej chaty, zasiedliśmy przed
największym telewizorem w mieszkaniu i włączyliśmy jakiś
film. Tak prawdę mówiąc, to nawet nie wiem co to dokładnie
było, bo od początku do końca bardziej byliśmy zajęci
rozmową niż filmem. Znowu było miło, znowu świetnie się
razem bawiliśmy i znowu wszystko nagle prysnęło jak bańka
mydlana.
- Jakiś słaby ten film. – powiedziała Monika, naciskając
przy tym czerwony guzik w górnym rogu pilota. –
Poudawajmy zwierzęta.
Oczy otworzyły mi się szeroko, a moje wnętrze
przeszyło znajome uczucie. Tak, to było uczucie nadciągającej
katastrofy.
- Że co? – spytałem niepewnie.
- No normalnie. Ja będę udawać jakieś zwierzę, a ty
będziesz musiał zgadnąć jakie. Gotowy?
Po chwili Monika tarzała się po dywanie, chrumkając
przy tym głośno. Matko przenajświętsza, przez moment
myślałem, że jestem w ukrytej kamerze. Musiałem działać.
- Poczekaj, ktoś do mnie dzwoni.
- Tak? Nie słyszę…
- Bo mam te… no… wibracje.
Jeszcze w kieszeni udało mi się odblokować klawiaturę,
dzięki czemu komórka zaczęła się świecić, zwiększając
jednocześnie moją wiarygodność. Przystąpiłem do realizacji
trudniejszej części – rozmowy z powietrzem. Musiałem
pamiętać żeby zostawiać odpowiednie przerwy między moimi
kolejnymi kwestiami.
- Halo? Cześć. Co? To naprawdę konieczne? Dobra,
uspokój się, zaraz tam będę.
Odłożyłem słuchawkę i zrobiłem najbardziej
rozczarowaną minę, na jaką było mnie stać.
26
- Przepraszam, ale muszę lecieć. To Krzysiek, mówił,
że ma jakieś straszne kłopoty.
Nastąpiła chwila milczenia, po której miała nadejść
ocena moich aktorskich zdolności. Ostatecznie Monika
uśmiechnęła się i powiedziała:
- No trudno, leć, bo to chyba rzeczywiście coś
ważnego.
Nie minęło pół minuty, a już czekałem na windę.
20 lutego, wtorek
Nie mogę przestać myśleć o wczorajszym wieczorze.
Kompletnie nie wiem co robić. W jednej chwili Monika jest
świetną dziewczyną, którą po prostu uwielbiam, a zaraz potem
sprawia, że przeżywam najbardziej idiotyczne chwile w moim
życiu. Z jednej strony nie chcę mieć z nią więcej do czynienia,
a z drugiej jednak nie mogę się doczekać kolejnego spotkania.
Chyba po prostu muszę zobaczyć jak się sytuacja rozwinie.
21 lutego, środa
Wieczorem zadzwoniła do mnie Monika i powiedziała,
że chce się spotkać. Kiedy już wylądowałem pod jej blokiem,
niepewnie nacisnąłem guzik domofonu. Chyba widziała mnie
przez okno, bo w odpowiedzi usłyszałem tylko: „Zaraz zejdę”.
Długo czekać nie musiałem, bowiem nie upłynęła
chyba nawet minuta, kiedy Monika stanęła przede mną. Bez
żadnego przywitania powiedziała:
- Wiesz, sporo o nas myślałam i wydaje mi się, że nic z
tego nie wyjdzie. Nie obraź się, ale jesteś trochę zbyt dziwny
jak dla mnie. Przykro mi.
27
I tyle. Odwróciła się i za chwilę zniknęła mi z oczu. Ja
natomiast przez kilka minut stałem w miejscu ze
zmarszczonym czołem i zastanawiałem się, co się właściwie
stało.
22, lutego, czwartek
Wczorajsze rozstanie z Moniką tak mnie dotknęło, że
od rana leżę w łóżku z silnym bólem żołądka. Być może nie
byliśmy z sobą szczególnie zżyci, jednak moja niesłychana
wrażliwość sprawia, że kiepsko to znoszę. Niektórzy pewnie
pomyślą, że to mało męskie, ale ja uważam, że to naprawdę
piękne.
13.52
Właśnie z pracy wrócił ojciec.
- Co tak wcześnie? – zapytała na powitanie mama.
- Źle się czuję. Chyba ta wczorajsza ryba na obiad nie
była za świeża. Wam nic nie jest?
- Filipa od rana skręca.
Hmm… to by wiele wyjaśniało. Wiedziałem, że jednak
jestem stuprocentowym facetem! Tylko mięczak by się tak
przejmował.
23 lutego, piątek
Po szkole umówiliśmy się z Krzyśkiem i Radkiem na
wypad do kina. Na miejscu trochę się rozczarowałem, bo
razem z chłopakami czekał na mnie DJ Szatan.
28
- Stary, słyszałem, że laska cię wystawiła. – powitał
mnie serdecznie. – Z ciebie musi być niezły numer, bo do tej
pory zawsze Monikę uważałem za największą świruskę jaką
znam.
- Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. –
powiedziałem spoglądając groźnie na Krzyśka. Do tej pory
tylko z nim o tym wszystkim rozmawiałem.
Dokładnie kiedy zasiedliśmy w kinowych fotelach,
rozpoczęły się zwiastuny. Uwielbiam tę część seansu. Często
jest nawet ciekawsza od samego filmu. Niestety, Szatan nie
podzielał mojego zainteresowania.
- Widzicie panowie jakie mam muły? Mówię wam,
laski to kochają. Filip, może to dlatego ta Monika cię olała?
Takie chucherko jesteś… Stary, powinieneś jeść to, co ja.
- Niemowlęta? – mruknąłem pod nosem.
Na szczęście dyskusja się nie rozwinęła, bo rozpoczął
się film. Matko, jeśli znowu będę musiał spędzić kilka godzin
w towarzystwie tego gościa, to chyba zabiję siebie siłą woli.
24 lutego, sobota
Przez te wczorajsze teksty Szatana cały czas myślę, jak
to się stało, że tak szurnięta osoba jak Monika, nazwała mnie
dziwakiem. Przecież to bzdura, niczym się nie różnię od
normalnych, młodych facetów. No dobra, może i sikam na
siedząco, ale przecież Monika o tym nie wie.
Z każdą chwilą wzmagał się we mnie gniew, aż w
końcu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do tej psycholki.
- Ja jestem dziwny? Ja jestem dziwny?! –
wykrzyczałem na powitanie. – To ty się powinnaś na głowę
leczyć! Wiesz, uświadomiłem sobie, że jednak znam tę zabawę
w udawanie zwierząt. Kiedy tak strasznie mocno się skupiłem,
29
to przypomniałem sobie, że grałem w to kiedyś z ojcem. Wiesz
ile miałem lat? 4 do jasnej cholery! A poza tym, nikt normalny
nie zaczyna śpiewać w samym środku zwyczajnej rozmowy!
Chciałaś pokazać swoje umiejętności wokalne? Trzeba było iść
na karaoke! Zresztą o czym ja mówię, jakie zdolności? Mój
chomik śpiewał lepiej od ciebie, ty cholerna świrusko!
Uhh… aż mnie gardło rozbolało. Po chwili milczenia
Monika zareagowała:
- Nigdy w życiu się już do ciebie nie odezwę!
Po tych słowach zacząłem wydawać z siebie udawane
okrzyki bólu.
- A tobie niby co?
- ŻAL MI DUPĘ ŚCISKA!!! – wrzasnąłem i po chwili
się rozłączyłem.
Muszę przyznać, że poczułem się dużo lepiej.
Satysfakcji nie popsuła mi nawet mama, która stała za mną i
pukała się w czoło.
25 lutego, niedziela
Po południu na obiad przyszedł Artur z Filipem.
Oczywiście cały ten czas minął pod znakiem zachwytów nad
szczeniakiem, a słowo „Filipek” zostało odmienione przez
wszystkie możliwe sposoby chyba ze sto razy. Szkoda, że
rodzice przez całe moje życie nigdy się tak do mnie nie
odzywali, nawet kiedy byłem mały.
Pomimo mojej irytacji, muszę przyznać, że obiad trzeba
zaliczyć do udanych. Humor zdecydowanie poprawił mi się,
kiedy mój imiennik postanowił narobić na kanapę. Moment, w
którym Artur zaciekle szorował powstałą plamę w rytm
wymrukiwanego przeze mnie „szurum-burum, szurum-burum”
był jednym z przyjemniejszych w ostatnich dniach.
30
26 lutego, poniedziałek
W ten piątek Krzysiek ma urodziny, a w sobotę robi
osiemnastkę. Muszę przyznać, że lubię imprezy u niego.
Przynajmniej nie muszę go odstawiać do domu, tak jak
ostatnio, gdy po pijaku wydawało mu się, że widzi Jezusa. W
zasadzie mogłem zapytać czy Krzysiek zaprosił też Monikę.
Nie to żebym za nią tęsknił, bo po tym jak mnie potraktowała,
musiałaby chyba błagać mnie o wybaczenie. Zwyczajnie
jestem ciekaw.
27 lutego, wtorek
DJ Szatan wkurza mnie coraz bardziej. Tym
razem podprowadza mi najlepszego kumpla. Proponowałem
Krzyśkowi wypad na kręgle, a w odpowiedzi usłyszałem:
- Sorry, ale dzisiaj siedzę u Szatana. Chciał żebym
nagrał partię gitary do jego nowego utworu.
- O, a macie już może tekst? Jakby co, to ostatnio
miałem ciekawe przemyślenia na temat urywania głów
szczeniaczkom i grania nimi w zośkę.
- Bardzo śmieszne.
- No co? Niewystarczająco szatańskie?
- Sorry Filip, ale muszę kończyć. Właśnie
wychodziłem.
A idź do diabła. Ups, przepraszam, do Szatana.
28 lutego, środa
Wieczorem dostałem dziwny telefon od Artura.
31
- Słuchaj, mógłbyś do mnie wpaść? – zapytał dziwnym
głosem.
- Widzisz, podobno chcieć to móc i obawiam się, że w
tym tkwi problem.
- Nie jestem w nastroju do żartów, przyłaź.
Wcale nie żartowałem. Kiedy ostatnio Artur mnie
zaprosił, następnego dnia obudziłem się w łóżku z kobietą,
która na początku wydawała się być facetem.
- Daj spokój, późno już jest, nie chce mi się ruszać. Nie
możesz powiedzieć o co chodzi?
- Po prostu muszę z kimś pogadać, bo zaraz zwariuję...
W pierwszej chwili nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Na co dzień staramy się nawzajem unikać, a teraz nagle
mojemu bratu zebrało się na zwierzenia? Zaintrygowało mnie
to do tego stopnia, że po kilku minutach byłem w drodze.
Artur wyglądał okropnie. Podkrążone oczy,
rozczochrane włosy, a alkoholem waliło od niego na kilometr.
- Życie mi się wali… – Wybełkotał w drzwiach.
Westchnąłem ciężko i bez słowa wszedłem do środka.
W całym mieszkaniu panował jeden wielki syf.
Wszędzie walały się ubrania Artura, brudne naczynia i
chusteczki. Z trudem znalazłem kawałek czystego miejsca na
kanapie, by po chwili zapytać:
- No to co się dzieje?
- Życie mi się wali…
- Myślałem, że to już ustaliliśmy.
- To wszystko jest bez sensu, ja jestem bez sensu.
Było w tym ziarnko prawdy.
- Powiedz mi, Filip, jaki ja mam w życiu cel?
Przyszło mi do głowy kilka uszczypliwych odpowiedzi,
ale najwyraźniej to było pytanie retoryczne.
32
- Zarabiam na życie odbierając telefony i robiąc kawę
mojej szefowej. A i tak dostałem tę pracę tylko dlatego, że
poszedłem z nią do łóżka.
Wiedziałem!
- Moje życie prywatne to jeszcze większa ruina.
Zaliczam ciągle te panienki, a wcale nie staję się młodszy. W
tym wieku powinienem próbować założyć rodzinę, a
tymczasem z żadną kobietą nie byłem dłużej niż miesiąc.
Nie poznawałem Artura. Muszę przyznać, że zrobiło mi
się go szkoda. Zawsze sądziłem, że jest niedojrzałym dupkiem
i doskonale się czuje wiodąc życie niedojrzałego dupka.
- Mówię Ci, nic mi się w życiu nie udaje, nawet te
najmniej istotne rzeczy. Niedawno chciałem zakręcić globusem
i pojechać w wakacje w miejsce, które wylosuję palcem. Wiesz
co wylosowałem?
Popatrzyłem na niego pytająco.
- Śląsk!
- Kurczę, to musiał być naprawdę duży globus…
Artur spojrzał na mnie z wściekłością, uświadamiając
mi, że moje myśli odleciały w niewłaściwym kierunku.
- Słuchaj, zamiast się nad sobą użalać, postaraj się coś
ze sobą zrobić. Przede wszystkim zmień swoje podejście do
kobiet. Nie szukaj tych z najlepszym tyłkiem, z którymi
prześpisz się kilka razy i po tygodniu rzucisz. Staraj się znaleźć
taką, z którą będziesz mógł porozmawiać o czymś więcej, niż o
rozmiarze twojego penisa.
Kilka sekund zajęło przetworzenie mojej rady pijanemu
mózgowi Artura. Po chwili wygłosił:
- Wiesz co? Tak zrobię! Dzięki Filip, jesteś dla mnie
jak… jak rodzony brat.
To był dziwny wieczór…
33
1 marca, czwartek
Po południu zadzwonił Krzysiek.
- Słuchaj, nie miałbyś ochoty dzisiaj wyskoczyć na te
kręgle?
Postanowiłem poudawać trochę obrażonego.
- A co, Szatan dzisiaj zajęty?
- Daj spokój, ten koleś świr. Ty wiesz, że on nazwał
swoją świnkę skarbonkę Chanuka, bo powiedział, że „żydzi mu
kasy”?
Wygląda na to, że Szatana mam już z głowy.
2 marca, piątek
Po prostu niesamowite. Wracając ze szkoły, zobaczyłem
na ulicy mojego brata próbującego wchłonąć migdałki jakiejś
szczupłej brunetki, której piersi były większe od jej głowy. Od
razu wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Artura.
- Cześć, gdzie jesteś? – zapytałem serdecznym tonem.
- Eee… w pracy. Nadrabiam zaległości z ostatnich dni.
- Nie ściemniaj, właśnie na ciebie patrzę!
Artur rozejrzał się nerwowo, ale najwyraźniej mnie nie
zauważył.
- Tak? To niby co teraz robię?
- Ledwo wystajesz zza piersi tej dziewczyny!
Przez chwilę Artur nie wiedział co odpowiedzieć. W
końcu wyszeptał wyraźnie z siebie zadowolony:
- Ogromne są, prawda?
- Większych nie widziałem… Ale nie w tym rzecz! Co
z tą całą twoją przemianą i szukaniem partnerki życiowej?
- Chłopie, daj spokój. Pijany byłem…
I tak oto życie wróciło do normy.
34
3 marca, sobota
Od rana mama była jakaś dziwnie wesoła. Pewnie w
normalnej rodzinie byłby to powód do radości, ale u
Tkaczyków podobna sytuacja zazwyczaj oznacza kłopoty. Nie
inaczej było i tym razem, bo okazało się, że mama zaplanowała
na dziś rodzinny wypad do kina. Próbowałem wykręcić się
nauką, ale w moich ustach nie brzmiało to zbyt wiarygodnie.
Ani się obejrzałem, a wylądowałem w samochodzie z
rodzicami i Arturem.
Zanim dotarliśmy do kina, ojciec postanowił zapolować
na nowy garnitur. Artur przyklasnął temu pomysłowi, bo akurat
potrzebował nowych butów, a mama… wiadomo – kobieta
nigdy nie przepuści okazji, by pomacać kilkaset ciuszków i nie
kupić ostatecznie żadnego.
Ponieważ od spędzania czasu z moją rodziną gorsze jest
tylko spędzanie czasu z moją rodziną na zakupach,
postanowiłem, że poczekam na nich w samochodzie. Czekałem
cierpliwie, ale po dwóch godzinach szlag mnie jasny trafił. Już
chciałem udać się w kierunku przystanku autobusowego, gdy
kochana rodzinka zdecydowała się wrócić.
- Długo czekałeś? – zapytał ojciec, pakując garnitur do
bagażnika.
- Nie… Wiesz co, tato? Może teraz ja poprowadzę?
Wiecie, jak was nie było to skończyłem osiemnaście lat i
zrobiłem prawo jazdy!
- Już się tak nie denerwuj – wtrąciła kobieta, która
przez ponad dwie godziny nie kupiła nawet cholernej
bluzeczki. – Teraz jedziemy prosto do kina.
Miałem nadzieję, że chociaż film uratuje ten
nieszczęsny rodzinny wypad, ale raz jeszcze przekonałem się,
35
że nadzieja jest matką głupich. Zero fabuły, pełno strzelania i
humor kierowany chyba tylko do neandertalczyków. Artur
bawił się wyśmienicie.
18.17
Po tylu godzinach spędzonych z rodziną, od
świętowania urodzin Krzyśka w zasadzie wolałbym powolną
śmierć. No nic, pokręcę się chwilę i najwyżej wcześniej wrócę.
4 marca, niedziela
Jak tylko otworzyłem oczy, sięgnąłem po telefon i
zadzwoniłem do Krzyśka.
- Monika! Znowu jestem z Moniką! – Przez chwilę nikt
nie odpowiadał.
- Ma… mama?
Widocznie jeszcze spał. Zawsze kiedy długo nie wstaje,
jego matka dzwoni do niego na komórkę, żeby go obudzić.
- Żadna mama, Filip!
- A co ty tak wcześnie wydzwaniasz?
- W panice jestem. Wczoraj wpadłem na Monikę i
znowu jestem z tą wariatką.
- Wiesz co, Filip? Poczekaj, ja oddzwonię za chwilę, bo
chyba mam jakiegoś ptaka w pokoju.
Matko… Poważne rozmowy z Krzyśkiem zwykle są
trudne, ale kiedy jest zaspany to już istne piekło.
Poczekałem kilka minut. W końcu oddzwonił.
- I jak, pozbyłeś się ptaka? – zapytałem lekko
zdenerwowany.
- Trochę się stawiał, ale go pogoniłem. Ładny był,
wiesz? Chyba głuszec…
36
- Tak, na pewno. W centrum miasta.
- Ale coś tam o Monice mówiłeś…
- No właśnie… Słuchaj, wpadłem wczoraj na nią u
ciebie. Człowieku, wyglądała jak jakaś cholerna bogini! W
pierwszej chwili po prostu chciałem się na nią rzucić, ale
przecież mam swoją godność. Pamiętasz przecież jak mnie
potraktowała.
- Czekaj, czekaj… Ja to chyba pamiętam, stałem obok.
Ona powiedziała: „Cześć, Filip”, a ty odpowiedziałeś: „Proszę,
wróć do mnie”.
- Oj mniejsza o to! Grunt, że jesteśmy razem i teraz
średnio mi się to podoba. Przecież ona jest nienormalna!
- No jest, ale wiesz… jak na mnie, to nawet pasujecie
do siebie. Umówmy się, ty też tak do końca normalny nie
jesteś.
- Niby dlaczego?
- Stary, piszesz maile do producenta papieru
toaletowego, bo brakuje ci w nim ząbków!
Wiedziałem, że za dużo mu mówię.
- Nie brakuje mi ząbków, tylko nie podoba mi się ich
jakość! - Krzysiek nie odpowiedział. - No dobra, może i masz
rację…
- Słuchaj, jeżeli chcesz mojej rady, to przestań
panikować i daj jej jeszcze jedną szansę. Kto wie, może od
waszego rozstania nauczyła się udawać jakieś nowe
zwierzątko?
W pierwszej chwili trochę się zdenerwowałem, ale po
chwili doszedłem do wniosku, że z tego po prostu trzeba było
zażartować.
- Ty, a może głuszca?
37
Pośmialiśmy się trochę, ale po chwili Krzysiek musiał
kończyć. Niezidentyfikowane ptaszysko ponoć zapaskudziło
mu cały pokój.
5 marca, poniedziałek
Po południu na chwilę wpadł do nas Artur. Mama
postanowiła wykorzystać tę okazję i coś nam ogłosić.
- Zauważyłam, że ostatnio relacje między wami nie
wyglądają najlepiej.
„Ostatnio”? Kobieto, gdzieś ty była przez ostatnich 18
lat?
- Długo rozmawialiśmy z ojcem i wspólnie
zadecydowaliśmy, że w maju wyślemy was na kilka dni w
góry, żebyście mogli poprawić swoje stosunki.
Gdyby to był film, w tym momencie w zwolnionym
tempie wydałbym z siebie przeraźliwe „NIEEEE!!!”, a kamera
zrobiłaby ogromne zbliżenie na mój dyndający wściekle
języczek. Spojrzałem na Artura, ale on stał tylko i głupio się
uśmiechał. Na bank rozbawiło go to, że mama użyła słowa
„stosunki”. Ten stary zbok mnie dobija. Nie zapomnę jak
kiedyś uważał, że uczniowska zasada 3xZ (zakuć, zaliczyć,
zapomnieć) została wymyślona przez zwolenników sado-maso.
Ehhh... mam przerąbane.
6 marca, wtorek
Postanowiłem posłuchać rady Krzyśka i dać drugą
szansę mojemu związkowi z Moniką. Wpadłem do niej
wracając ze szkoły. Drzwi otworzył mi jej brat, ale już po
chwili pojawiła się również Monika.
38
- Cześć, wchodź... - powiedziała z jakąś dziwną obawą
w głosie.
Zrobiłem dwa kroki do przodu i wszystko zrozumiałem.
W fotelu w dużym pokoju siedział jej ojciec. Muszę przyznać,
że i ja się lekko zaniepokoiłem, bo facet wyglądał groźnie.
Monika chyba zauważyła, że spoglądam na niego z
zaniepokojeniem.
- Pamiętasz mojego brata?
Głupie pytanie, przecież dopiero co go widziałem.
- No jasne, Piguś?
Mały spojrzał na mnie z pogardą i odparł:
- Roluś.
- No widzisz, wiedziałem, że coś słodkiego powiedziałem śmiejąc się nerwowo i czochrając go po głowie.
Na jego miejscu chyba bym mnie zabił.
Po chwili rozległ się głos z dużego pokoju:
- Młody człowieku, pozwól na momencik.
Brzmiał tak doniośle, że przez ułamek sekundy
myślałem, iż wzywa mnie sam Bóg.
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w kierunku pokoju.
- Dzień dobry panu. - wymamrotałem niepewnie.
- Dobry, dobry. Usiądź.
Usiadłem na drugim fotelu, niebezpiecznie blisko tego,
na którym siedział ojciec Moniki. Facet wyłączył telewizor i
przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Nagle odpalił:
- Narkotyzujesz się?
- Nie... - odpowiedziałem nieco zdziwiony.
- Palisz papierosy?
- Nie.
- Imprezujesz?
- Niespecjalnie.
- Oglądasz filmy pornograficzne?
39
Tutaj się zawahałem. Może to podpucha? Każdy facet
wie, że wszyscy mężczyźni czasami to robią.
- N... nie?
Chyba trafiłem.
- Polonia czy Legia?
O nie. Niby Legia jest dużo bardziej popularna i
osobiście nie znam żadnego kibica Polonii, ale to znowu może
być podpucha. Nerwowo zacząłem rozglądać się po pokoju w
poszukiwaniu jakiegoś szalika, koszulki, czy innego
proporczyka jednego z tych klubów, ale nic nie znalazłem.
Rozpaczliwie spojrzałem na stojącą w drzwiach pokoju
Monikę, ale ona równie przerażona tylko rozłożyła ręce. To
wszystko za długo trwało, trzeba było podjąć decyzję. Nie było
podpuchy z pornosami, to może i teraz nie będzie.
- Legia...
W mordę! Facet ciężko westchnął, spuścił głowę, a
następnie spojrzał na mnie jeszcze groźniej niż na początku.
- Będę miał na ciebie oko.
Cholera.
7 marca, środa
Kojarzycie te chwile w życiu człowieka, kiedy nawet
najbardziej beznadziejne sytuacje zupełnie niespodziewanie
okazują się wcale nie być takie straszne?
- Mamo, ale z tym wyjazdem w góry z Arturem to
żartowałać, co nie?
- Nie, dlaczego?
No cóż, nie tym razem.
40
8 marca, czwarek
Rodzice kupili psa – mopsa. Był to głównie pomysł
mamy, która zawsze narzekała, że siedzi całymi dniami w
domu i nie ma do kogo ust otworzyć. Ponieważ jednak moi
rodzice lubią oszczędzać, postanowili wykorzystać fakt, iż za
kilka dni mam urodziny i oznajmili, że pies jest prezentem dla
mnie. Już widzę, jak będą mi to przypominać za każdym
razem, gdy trzeba go będzie nakarmić, albo wyprowadzić na
spacer.
Najpierw jednak trzeba było wybrać imię. Przez
moment chciałem odegrać się na bracie i nazwać psa Artur, ale
doszedłem do wniosku, że to stworzenie jest zbyt sympatyczne,
by dzielić imię z tym przygłupem. Ostatecznie szczeniak
skończył jako Balboa.
9 marca, piątek
Swoją pierwszą noc w naszym mieszkaniu Balboa
spędził na bezskutecznych próbach wskoczenia na moje łóżko.
Chciałem mu nawet pomóc, ale obiecałem sobie, że będę się
starał go nie rozpieszczać. Schowałem zatem głowę pod kołdrą
i udawałem, że nic nie słyszę. Teraz już wiem, że to był błąd.
Kiedy rano wstawałem, w lewym kapciu poczułem zemstę
Balboy.
10 marca, sobota
Powalony przez chorobę, cały dzień spędziłem w łóżku.
Monika chyba nie do końca uwierzyła w moje dolegliwości, bo
kiedy wysłałem jej wiadomość o tym, że nie będę mógł dziś do
niej przyjechać, odpisała: „Ale przecież taty dzisiaj nie
41
będzie”. Muszę przyznać, że całkiem dobrze mnie zna.
Gdybym nie był chory, prawdopodobnie i tak napisałbym, że
źle się czuję i nie mogę się z nią spotkać. Chyba nie jestem
jeszcze gotowy psychicznie na spotkanie z jej ojcem. Nie wiem
czy kiedykolwiek będę.
Przed położeniem się do łóżka oczywiście nie obyło się
bez mojego tradycyjnego rytułału. Zawsze w takich sytuacjach
wyciągam kilka książek, które mają umilić mi czas. Następnie
ładuję się pod kołdrę, by po chwili namysłu szepnąć do siebie:
„Kogo ty chcesz oszukać?” i sięgnąć po pilota od telewizora.
Nauczony wczorajszym doświadczeniem, tym razem
pomogłem Balboi wgramolić się na moje łóżko. Muszę
przyznać, że szczeniak jest wyjątkowo inteligentny. Kiedy po
południu zahaczyliśmy o „Modę na sukces” i widzieliśmy jak
Ridge po raz kolejny postanowił spróbować szczęścia z
Brooke, Balboa zaczął piszczeć jak opętany, zupełnie jakby
chciał powiedzieć: „To się nie uda, głupcze”.
11 marca, niedziela
Jak na złość, wraz z końcem weekendu kończy się
również moja choroba. Mama w dalszym ciągu uważa, że
powinienem leżeć w łóżku, co jednak wcale nie przeszkodzi jej
jutro wykopać mnie z domu o siódmej rano na autobus do
szkoły.
Zmęczony ciągłym gapieniem się w telewizor,
zadzwoniłem do Krzyśka, w nadziei, że nie wypnie się na
najlepszego przyjaciela w potrzebie i wpadnie na moment
umilić mi czas jakąś przygłupią konwersacją. Nie od dziś
wiadomo jednak czyją matką nadzieja jest.
- Sorry, Filip, ale od wczoraj siedzę u Szatana i
pomagam mu przy kilku kawałkach. Ty wiesz, że kontaktowali
42
się z nim ludzie z wytwórni płytowej i chcą, żeby jutro
zostawił u nich swoje demo?
- Pfff...wirtuoz się znalazł. Muzykę z komputera każdy
kretyn potrafi robić. A jak tylko musi zagrać na prawdziwym
instrumencie, to od razu leci do ciebie po pomoc.
- Daj spokój, nie wiesz o czym mówisz.
- Zobaczysz. Koleś jeszcze zarobi na tym niezłą kasę, a
ciebie, prawdziwego muzyka, zostawi z niczym. Wspomnisz
moje słowa.
- Pożyjemy, zobaczymy. Kuruj się, chłopie, a ja
tymczasem muszę kończyć, bo czas nas goni. Trzymaj się.
Chcąc nie chcąc, znów sięgnąłem po pilota i zacząłem
się odmóżdżać. Trafiłem na jakiś poranny program
ezoteryczny. Wróżka prowadząca zachęcała akurat wszystkie
osoby, które czują, że znlazły się w kręgu niemożności, aby
wysłały do niej SMSa. Wysłałem. Nie odpisała.
43

Podobne dokumenty