Magal_Od cudu do cudu_druk.indd
Transkrypt
Magal_Od cudu do cudu_druk.indd
A L I C I A F L E I S S I G M AG A L H I S TO R I A P R Z E T RWA N I A OPOWIEŚĆ O NICE KO H N F L E I S S I G ALICIA FLEISSIG MAGAL dorastała, słuchając opowieści swojej matki o jej przejściach w Polsce w czasie II wojny światowej. Mimo szczęśliwego, bezpiecznego i uprzywilejowanego dzieciństwa Alicia zawsze żyła w cieniu dramatu tej historii. Po wielu latach podróży, studiów, pobycie w Izraelu i zaangażowaniu w żydowskiej wspólnocie w Los Angeles postanowiła poświęcić się niesieniu „radosnego judaizmu” innym. Jest rabinem wspólnoty z Sedony i Verde Valley w Arizonie. Cena detal. 29,90 zł A L I C I A F L E I S S I G M AG A L NIKA KOHN FLEISSIG, urodzona jako Bronisława Felicja Kohn w 1920 roku, wychowana została w kochającej rodzinie w Krakowie. Piękna, wysportowana, z zamiłowaniem do poezji, ukończyła w 1938 roku hebrajsko-polską szkołę średnią. Nazistowskie zarządzenia wymierzone przeciwko Żydom spowodowały, że jej ojciec stracił firmę i rodzina musiała wyprowadzić się z domu. W roku 1942 Nika została zupełnie sama po tym, jak naziści zamordowali jej rodziców i młodszego brata. Wykorzystując swój talent do języków, intuicję podpowiadającą, komu można zaufać, życzliwą pomoc sprawiedliwych i szczęście, zdołała przetrwać od jednego cudu do drugiego. Wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie wychowała dzieci, Alicię i Williama, oraz znalazła ukojenie w malarstwie. Rzadko opowiadała o swoich doświadczeniach – z wyjątkiem przedstawiania krótkich „scenek” wywoływanych ze wspomnień przez bieżące wydarzenia. Scenki te połączone w całość przez jej córkę Alicię, gdy Nika była już po osiemdziesiątce, stały się kanwą tej książki. OD CUDU DO CUDU Książka jest pełną dramatyzmu relacją Niki Kohn Fleissig – Żydówki ocalałej z Holokaustu. Opowiada ją córka, której życie zostało głęboko naznaczone doświadczeniami matki. OD CUDU DO CUDU ALICIA FLEISSIG MAGAL HISTORIA PRZETRWANIA OPOWIEŚĆ O NICE KOHN FLEISSIG przekład Agnieszka Babio Wydawnictwo znak Kraków 2012 Spis treści Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czerwona linia: perspektywa Drugiego Pokolenia Ocalonych z Holokaustu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Rower . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1935 – Upadek z roweru prowadzi do Wiednia . . . . . . . . . . . . . 27 28 Rozpoznaję cię! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1939 – Rozpoznała mnie i to było niebezpieczne . . . . . . . . . . . . 32 32 Obraz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1939 – Zachwycił się portretem i zajął mój pokój . . . . . . . . . . . 35 35 Suknia na szkolny bal . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1939 – Od królowej balu do karalucha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 38 Fascynacja zjawiskami paranormalnymi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1939 – Przepowiednia: tobie nic się nie stanie . . . . . . . . . . . . . . 41 41 Tworzenie drzewa genealogicznego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1940–1942 – Nasza rodzina próbuje pozostać razem . . . . . . . . 44 45 13 17 Zosia Poźniak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1942 – Nauczycielka gry na fortepianie uratowała mi życie . . 50 51 Numery telefonów i adresy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1943 – Zapamiętaj mój adres . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56 56 Obserwowanie ludzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1943 – Zapach strachu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58 59 Koszerny posiłek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1943 – Koszerny posiłek? Odkryta tożsamość . . . . . . . . . . . . . . 61 63 Metro w Paryżu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944 – Labirynt tuneli pod Warszawą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65 66 Przyjęcie urodzinowe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944 – Niezapomniane urodziny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 68 Nic do jedzenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944 – Głód . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 69 Zupa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944 – Zupa, jedzenie, handel wymienny . . . . . . . . . . . . . . . . . 74 75 Pogadanka o narkotykach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944–1945 – Obóz jeniecki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 78 Listy miłosne na strychu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1944–1945 – Listy miłosne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 81 Prezydent Roosevelt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1945 – Wyzwolenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83 83 W amerykańskim mundurze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1945 – Użyteczna w mundurze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88 89 Szkicowanie strojów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1945 – Dokumenty, szkice i opóźnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 93 94 14 Szósty zmysł. Po prostu wiedziała . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 1945 – Po prostu wiedziałam, że pora jechać . . . . . . . . . . . . . . 100 Powitanie po nieobecności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104 1946 – Pierwsza reklama: Jestem banan Chiquita . . . . . . . . . . 104 Jak poznałaś swojego męża? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107 1946 – Poznałam swojego męża w Nowym Jorku . . . . . . . . . . . 108 Bliska nieznajoma . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 112 Sięgnąć w przeszłość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114 Posłowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 119 Ryszard Dzieszyński, Domek przy ulicy Księcia Józefa . . . . . . . . . 125 Natan Gross, Rabbi Alicia Magal . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 131 Aneks . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 Przypisy końcowe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141 Wprowadzenie Cała rodzina zgromadziła się na wspólnych wakacjach w domku letniskowym mojej mamy w Wellfleet na Cape Cod. Mama wzięła wydrukowany egzemplarz pierwszej wersji historii jej przetrwania wojny, który jej przyniosłam, byśmy mogły popracować nad nim w wolnym czasie, poprawić błędy i wyjaśnić pewne szczegóły. Po skończonej lekturze wyszła ze swojej sypialni z zapłakanymi oczami. – Czytam tę książkę, jakby to były przygody kogoś innego – powiedziała – i zastanawiam się, jak się to skończy. Roześmiałam się i wskazałam na zebranych w pokoju ludzi, z których większość zawdzięczała życie właśnie jej: mojego brata Williama i jego żonę Wendy z dziećmi Arielem i Mią; Davida, syna Willa, naszą córkę Tali i jej przyszłego męża Craiga oraz naszego syna Amira. Pomachałam do roześmianej gromadki kochających się osób w wieku od czterech do ponad sześćdziesięciu lat. – Mamo, oto jak się to skończyło! 17 Odpowiedziała ze łzami i uśmiechem: – Przeżyłam to wszystko, a nie mogę uwierzyć, że to prawda! Zupełnie jak sen. To prawdziwy cud, że przetrwałam. Tak się cieszę, że mogę zobaczyć, jak nasza rodzina znowu się powiększa, jak się kochamy i jak jesteśmy sobie bliscy. Czerwona linia Moja matka urodziła się jako Bronisława Felicja Kohn. Gdy ja przyszłam na świat, nazywała się już Nika Fleissig. W międzyczasie straciła całą rodzinę, wielokrotnie uniknęła śmierci, żyła pod przybranymi nazwiskami, korzystając z fałszywych dokumentów, a po drugiej wojnie światowej przeprowadziła się za granicę i wyszła za mąż. Poznawałam wojenne i powojenne przeżycia swojej mamy w krótkich fragmentach podczas codziennych wydarzeń, które przywoływały jej wspomnienia. Jak wiele Dzieci Osób Ocalonych z Holokaustu byłam pod olbrzymim wpływem jej doświadczeń. Jej opowieści kształtowały mój charakter i oddziaływały na moje decyzje. Jako nastolatka zawsze czułam się winna, gdy denerwowałam się z powodu pryszcza czy czwórki plus zamiast piątki z klasówki lub nie układało mi się z chłopakiem, gdy zaczęłam już umawiać się na randki. Jak śmiem się smucić lub złościć, skoro moje problemy są tak drobne w porównaniu z tym, przez co przeszła matka? Trudno było traktować poważnie swoje „małe życie”, myśląc o dramatycznych doświadczeniach mojej pięknej i odważnej mamy. 19 Za każdym razem, gdy w moim życiu zdarzało się coś pozornie bez znaczenia – uczyłam się jeździć na rowerze, wklejałam zdjęcia do albumu, słuchałam reklamy telewizyjnej – a moja matka przybierała „ten wyraz twarzy”, wiedziałam, że zaraz sięgniemy do tamtej przeszłości. Niektóre historie słyszałam tylko raz. Inne mama opowiadała wielokrotnie, za każdym razem w innym ujęciu, z dodatkowymi informacjami, które pozwalały spojrzeć na opowieść z nowej perspektywy. Zamierałam wtedy w bezruchu, gdyż wiedziałam, że będzie mi wolno zajrzeć do świata, który istniał przed czerwoną linią. Czym była czerwona linia? W moim dziecięcym umyśle utworzył się wyraźny obraz olbrzymiej stronicy, na której przedstawiono historię mojej rodziny. Na górze są imiona i nazwiska bardzo wielu krewnych z czasów normalnego, szczęśliwego życia licznej rodziny matki przed drugą wojną światową. Poniżej znajduje się gruba pozioma czerwona linia. Pod nią jest nowy obraz: matka, ojciec, córka, syn. Na brzegach tu i ówdzie widnieją małe postacie ciotecznych babek, dalekich kuzynów i przyjaciół z polskimi nazwiskami, którzy zastępują krewnych. Żyłam w tym ciasnym kręgu poniżej czerwonej linii. W 2007 roku, w wieku osiemdziesięciu siedmiu lat, moja matka otwarła pierwszą wystawę swojego malarstwa, retrospektywę olejnych i akwarelowych portretów i pejzaży, które namalowała w ciągu półwiecza. Sporządziłam jej krótką notę biograficzną dla prasy. Kilka osób, które przeczytały ten tekst, powiedziało: „Powinnaś napisać o niej książkę, opowiedzieć jej fascynującą historię”. Zgadzałam się z nimi, ale czy byłam w stanie pisać o swojej matce? Nigdy nie wyrażała żadnych emocji, gdy po raz kolejny opowiadała o swoich spotkaniach ze śmiercią podczas wojny. Ukazywała tylko fragmenty wydarzeń – w tych rzadkich momentach, kiedy coś przywołało jej wspomnienia. Przeczytałam wiele książek osób ocalonych 20 z Holokaustu i dziwiłam się, że można wyrażać się z taką szczerością i pamiętać wszystko tak dokładnie, łącznie z własnymi emocjami. Jednym ze źródeł, do których mogłam sięgnąć, próbując ustalić chronologię wydarzeń, był trzygodzinny zapis wideo wywiadu, jaki Rosalie Franks przeprowadziła bardzo taktownie z moją mamą dla Fundacji Shoah Stevena Spielberga. Nie miałam jednak odwagi, by prosić mamę o ponowne przywołanie tych wspomnień. Wiedziałam, że wywiad dla Fundacji Shoah i związany z nim powrót do doświadczeń wojennych ogromnie ją wyczerpały. W tym samym roku miała prelekcję o Holokauście dla uczniów piątej klasy ze szkoły na Nantucket Island niedaleko swojego domku letniskowego na Cape Cod. Wnioskując ze wzruszających listów z podziękowaniami od uczniów, mama wygłosiła bardzo inspirującą prelekcję, ale zapłaciła za nią wysoką cenę. Nie mogła potem spać przez kilka nocy i zdecydowała, że już nigdy nie będzie przemawiać. Za wiele ją to kosztowało. Nie śmiałam zaproponować jej pracy nad książką o jej przedwojennym i wojennym świecie. Czy nie musiałaby znów przeżywać tego koszmaru? Gdy byłam nastolatką, ojciec powiedział mi, że nigdy nie zadaje mamie pewnych pytań, choć jest jego żoną. Czyż miałam prawo ingerować teraz w jej życie i wypytywać o tamte mroczne czasy? Urywkowe informacje, do których dotarłam, a nawet zapis wywiadu, to jednak nie cała historia. Mama skończyła osiemdziesiąt dziewięć lat. Niemal wszyscy krewni i znajomi będący jej rówieśnikami już odeszli. I mama prosi mnie teraz: „Alisieńko, napisz tę książkę”. Ma silniejszą motywację, by udokumentować to, przez co przeszła. Każda historia, którą usłyszałam w ciągu tych lat, tworzyła kolejny mały rozdział. Wszystkie razem, splecione z sobą jak postrzępione włókna, tworzą grubszy sznur. Chciałam trzymać się tej liny 21 życia, by czuć łączność z mamą i tymi nieznanymi krewniakami, po których brat i ja odziedziczyliśmy imiona: Alicia po babce Amalii, a drugie imię mojego brata Williama po bracie mamy Bertholdzie. Chociaż dorastałam w latach sześćdziesiątych, moje życie nie kręciło się wokół seksu, narkotyków i rock and rolla. Daleka od hipisowskiego stylu życia, byłam ostrożna, nie podejmowałam żadnego ryzyka, nigdy się nie buntowałam, nie brałam udziału w demonstracjach i protestach, a także starałam się nie przysparzać zmartwień rodzicom. „Oni już dużo wycierpieli i dużo stracili” – to była moja dewiza, choć od rodziców nigdy nie usłyszałam takich słów. Gdy miałam ponad dwadzieścia lat, zamieszkałam w Jerozolimie. Przeczytałam wtedy książkę Helen Epstein Second Generation. Children of Holocaust Survivors (Drugie pokolenie. Dzieci Ocalonych z Holokaustu). Po raz pierwszy odniosłam wrażenie, że należę do grupy, która ma swoją nazwę. Czułam łączność z ludźmi o podobnych doświadczeniach. Lektura Second Generation była punktem zwrotnym w moim życiu. Deszcz padał przez dwa dni, pogrążyłam się w książce, a moja twarz była mokra jak świat za oknem. Gdy czytałam, wyobrażałam sobie setki, może tysiące innych młodych ludzi, którzy dorastali, słuchając opowieści wojennych swoich rodziców, i w różnorodny sposób reagowali na konkretne historie o stracie i przerażeniu. Oni to rozumieli! Ich rodzice mówili z dziwnym akcentem. Ich matki gotowały potrawy o niezwykłym smaku i zapachu, kompletnie różne od zapiekanki z makaronu i tuńczyka, od hamburgerów i kanapek z masłem orzechowym i dżemem, jakie podawano w domach ich przyjaciół. Nasi ocaleni rodzice wiele wycierpieli. Stanowili bohaterski ideał przewyższający ten, który obowiązywał w „normalnych” amerykańskich domach o mniej surowych regułach i mniej skomplikowanych relacjach rodzinnych. 22 Trudno się zatem dziwić, że bardzo wielu młodych ludzi z Drugiego Pokolenia Ocalonych z Holokaustu (czuję, że muszę pisać tę nazwę wielkimi literami) wybrało dla siebie takie zawody jak terapeuta, pracownik opieki społecznej, nauczyciel pedagogiki specjalnej, rabin lub kantor, dające okazję do pomagania innym ze współczuciem. Może to była próba „ratowania”. Niewykluczone, że wielu z nas czuło olbrzymią potrzebę, by leczyć i naprawiać to, co zostało złamane, by nieść ulgę w cierpieniu, skoro nie byliśmy w stanie cofnąć się w czasie i ocalić naszych rodziców przed niebezpieczeństwem. Nawet gdy miałam trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, czułam, że żyję w cieniu dokonań matki. Ludzie nazywali mnie pionierką. Podziwiali mnie za to, że po czterdziestce wróciłam do szkoły i zostałam rabinem. Moja reakcja często była taka: „Kto, ja? Odważna? Pionierka? Jesteście zainteresowani moją historią?!”. Dla mnie właściwą historią była jedynie historia mojej matki, zwłaszcza z okresu jej młodości. Zawsze byłam grzeczną dziewczynką, która przestrzega zasad. Chociaż zyskiwałam za to pochwały w domu i w szkole, wiedziałam, że ta sama cecha, obecnie uznawana za pozytywną i pożądaną, w czasie wojny doprowadziłaby do mojej śmierci. Prawdopodobnie pomaszerowałabym posłusznie razem z innymi w długim szeregu do komory gazowej. Moja matka myślała samodzielnie, chodziła własnymi drogami i sama decydowała, jaki kierunek obrać. Niezależne myślenie i silna wiara we własny instynkt przyczyniły się do jej przetrwania. Kilka scen z dzieciństwa, które żywo stoją mi przed oczami, ukazuje jej zdolność do przeciwstawiania się większości, powszechnie przyjętemu sposobowi myślenia oraz niezależność połączoną z poczuciem humoru. 23 • Mam dziesięć lat i biorę udział w próbach do szkolnego przedstawienia w chederze w Centrum Wspólnoty Żydowskiej w White Plains w stanie Nowy Jork. Scenariusz wymaga, abym wystąpiła w „stroju, w jakim chodzi się po ulicy”. Mama szyje mi kostium: jaskrawoczerwoną suknię z błyszczącą lamówką. Trzymam w ręku scenariusz i mówię z powątpiewaniem: „Mamusiu, tu jest napisane »strój, w jakim chodzi się po ulicy«. Czy ta sukienka nie jest zbyt elegancka?”. Mama odpowiada: „Przecież nie napisali, którą ulicę mają na myśli. A ta sukienka jest z Piątej Alei”. I tak ubrana występuję w sztuce. • W ponurej i mokrej końcówce zimy mama wprowadza pewną tradycję rodzinną. Świętuje rocznicę swojego przybycia do USA 14 lutego 1946 roku oraz urodziny mojego ojca 15 lutego. Jest to pora, w której mój brat i ja jesteśmy bladzi i pozbawieni energii. Mama decyduje, że cała rodzina powinna wyjechać na narty. Ale co ze szkołą? Nie ma problemu. Mama umawia się na spotkanie z dyrektorem, zawiadamia go o planowanych dziesięciodniowych feriach i zapewnia, że weźmiemy z sobą podręczniki i wrócimy pełni entuzjazmu do nauki. Dyrektor nie jest zachwycony, lecz w końcu się zgadza. Mama wypowiada się lekceważąco o władzach szkoły i całym systemie edukacyjnym w Ameryce; twierdzi, że takie szkolnictwo „tworzy miernoty”. Jestem pod wrażeniem jej indywidualistycznego sposobu myślenia. Dyrektor otwarcie nie wyraża dezaprobaty, zauważam jednak, że w tych latach nie otrzymuję wyróżnienia za obecność w szkole, chociaż poza rodzinnymi wypadami na narty nie opuszczam żadnych lekcji. • Pomiędzy moimi dziesiątymi a czternastymi urodzinami jeździmy co roku zimą do North Conway w stanie New Hampshire. 24 Przed południem uczęszczam na kurs narciarski, co kilka dni przechodząc do bardziej zaawansowanej grupy, a po południu szusuję ze stoków z bratem i rodzicami. Wyglądamy jak rząd kaczek ustawionych według wzrostu – najpierw tata, potem mama, następnie ja i mój młodszy brat Willy. Mama dokłada starań, by wzmocnić naszą odporność. „Taka aktywność fizyczna zapewni wam zdrowie na cały rok i da wam umiejętności sportowe. Nigdy nie wiadomo, co może się wam przydać w życiu”. Później odkrywam, że siła i sprawność fizyczna pozwoliły jej przetrwać w trudnych warunkach wojennych. • Willy i ja uczęszczamy na kurs pływacki organizowany przez Czerwony Krzyż na Gull Pond w Wellfleet na Cape Cod, gdzie spędzamy większość naszych wakacji. Metodycznie uczymy się pływać i po opanowaniu nowych stylów oraz pokonaniu pewnej liczby długości basenu przechodzimy na wyższe poziomy. Moja matka natomiast nauczyła się pływać bez żadnych kursów i instruktorów. Jako mała dziewczynka obserwowała zawodników w parku Krakowskim niedaleko swojego domu w Krakowie. Mówiła sobie z przekonaniem: „Jeśli oni potrafią, to ja też”. Założyła pas korkowy, wskoczyła do wody i naśladowała podpatrzone ruchy pływaków. Próbowała wiele razy i stopniowo opanowała tę umiejętność. Wyrobiła sobie tak doskonały styl pływacki, że trener sportowy zapytał, czy chciałaby ćwiczyć do zawodów. Chociaż miała wtedy dopiero osiem lat, bez wahania odmówiła udziału w sportowej rywalizacji. Kochała sport dla niego samego i nie zależało jej na miejscu w jakiejś drużynie. Pływała dla przyjemności, nie dla współzawodnictwa. Ta zdolność samodzielnego uczenia się bez niczyjej pomocy lub zachęty bardzo się jej przydała podczas wojny. 25 W miarę dorastania zdobywałam coraz więcej informacji o swojej matce. Każdy nowy szczegół pozwalał mi lepiej ją poznawać. Każdy z nich był oknem na jej świat sprzed i podczas wojny. Chcę napisać o matce, wychodząc od zdarzeń w moim życiu, które przywoływały jej wspomnienia. Przekażę jej słowa tak, jak je wypowiadała, i postaram się oddać jej sposób mówienia. Opowiem, jak przedstawiła znaną mi już anegdotę z zupełnie innego punktu widzenia i z dodatkowym morałem. Swoją historię zapisywać będę czcionką prostą jako krótkie wprowadzenie do każdego rozdziału, a umieszczoną po niej narrację mamy wyróżnię kursywą. Moja matka Nika Fleissig jest szalenie barwną postacią. Jej twarz pozostaje piękna i wyrazista. Mama wciąż ma doskonałą figurę, długie nogi i pewne ruchy. Zawsze jest elegancko ubrana, a najchętniej nosi spodnie, niebanalne bluzki, szale i biżuterię zgromadzoną podczas swoich podróży po świecie. Z łatwością nawiązuje kontakty i chętnie rozmawia o rozsądnym gospodarowaniu jedzeniem i pieniędzmi, spożywaniu tylko świeżych i smacznych produktów, urokach podróżowania (oczywiście poza sezonem) i znaczeniu sztuki w życiu człowieka. Ludzie, którzy ją spotykają, są zafascynowani jej życiem, sztuką, przygodami i silną osobowością. Opis powojennych losów mojej matki wykracza poza zakres tej książki. Skupię się na jej przeżyciach od roku 1935, gdy miała piętnaście lat, do lat pięćdziesiątych, gdy była po trzydziestce. To jest historia jej przetrwania od jednego cudu do drugiego. 1 Rower M am sześć i pół roku. Jestem zachwycona, że dostałam swój pierwszy rower – niebiesko-zielonego schwinna na dwudziestocalowych kołach, z dzwonkiem, światłami i podpórką. Jesteśmy naprzeciwko naszego domu na dużym parkingu Centrum Wspólnoty Żydowskiej na Soundview Avenue w White Plains (obecnie kongregacja Kol Ami), doskonałym miejscu do ćwiczeń. Mój ojciec Alfred Fleissig, zazwyczaj w eleganckim garniturze i kapeluszu, pomaga mi w niedzielne przedpołudnie uczyć się jazdy bez dodatkowych kółek. Podtrzymując tył roweru, biegnie kilka kroków i puszcza, a ja się chwieję, usiłując zachować równowagę. Tato klaszcze, gdy udaje mi się to przez dłuższy czas. Wracam do domu zarumieniona, zmęczona i triumfująca. Mama obserwowała nas przez okno i widziała, że zaczynam jeździć coraz pewniej. 27 1935 – Upadek z roweru prowadzi do Wiednia Masz wielkie szczęście, że uczysz się teraz, gdy możesz się przewracać i podnosić i nie musisz się bać próbowania. Moja matka Amalia (wszyscy nazywali ją Malą) chroniła mnie i nieustannie martwiła się, że coś mi się stanie. Rezultat tego był dużo gorszy, niż mogła się spodziewać. Gdy miałam piętnaście lat, wciąż nie umiałam jeździć na rowerze. Wysoki chłopak z trzytygodniowego obozu letniego pożyczył mi swój rower. Podtrzymywał siodełko, gdy wsiadłam i zakręciłam pedałami. A potem nagle mnie puścił, a ja nie umiałam utrzymać równowagi. Siodełko było dla mnie za wysokie, nie dotykałam stopami ziemi i nie mogłam się podeprzeć. Upadłam na żwir i złamałam staw biodrowy. Noga ruszała się i przesuwała. Miejscowy lekarz powiedział rodzicom, że będę musiała nosić but ortopedyczny, gdyż moje nogi stały się nierówne, i że będę ciężko utykała. Mój ojciec nie chciał tego zaakceptować. Na rękach zaniósł mnie do pociągu i zabrał do Wiednia na wizytę u chirurga, który dawał nam jakąś nadzieję. Ponieważ w Polsce trudno było uzyskać paszport, użyliśmy paszportów brata i bratanicy ojca. Cały mój posag został wydany na tę wyprawę, gdyż mieliśmy sporo wydatków związanych z podróżą i opieką medyczną, choć lekarz nie wziął pieniędzy za samą operację, która w tamtym czasie była zdecydowanie nowatorska. Skąd mogłam wiedzieć, że w sąsiednim przedziale tego pociągu do Wiednia jest kobieta, która będzie pełniła funkcję sekretarki w obozie jenieckim Oberlangen, gdzie będę przetrzymywana pod przybranym nazwiskiem w ostatnim półroczu wojny? Ale ona 28 nigdy nie wyjawiła mojej prawdziwej tożsamości. Wiele lat później spotkałyśmy się w domu naszej przyjaciółki Dziuni (June) Ellington na Long Island i wtedy wydała się cała ta historia. Wiele było takich dziwnych przypadków podczas wojny. Spędziłam długie miesiące w szpitalu w Wiedniu, leżąc na plecach z nogą na wyciągu po eksperymentalnej operacji dokonanej przez legendarnego obecnie doktora Boehlera, znanego pioniera w dziedzinie chirurgii ortopedycznej. Ból i niewygoda ogromnie mi dokuczały, ale to był jedyny sposób, by uniknąć wyraźnej dysproporcji nóg oraz inwalidztwa do końca życia. Następnie założono mi gips od biodra do palców i przez kilka miesięcy chodziłam o kulach, mieszkając w okazałej rezydencji siostry ojca, Mali Wolf z domu Kohn, i swojego kuzyna Mundiego (Edmunda) Wolfa, którego zaczęłam adorować. Jako dwudziestoparolatek był już „dojrzałym mężczyzną”, pisarzem otoczonym aktorami i przedstawicielami bohemy, którzy palili i wydawali się niezwykle egzotyczni wychuchanej niewinnej nastolatce. Bardzo podobało mi się to, że kuzyn dopuszcza mnie do swego magicznego kręgu i traktuje jak osobę, a nie jak utrapienie, które najlepiej jest ignorować. Po wojnie stał się znanym pisarzem i dramaturgiem współpracującym z BBC. W Wiedniu pogłębiałam swoją znajomość niemieckiego, zarówno w formie pisanej, jak i mówionej. Nie domyślałam się wtedy, jak istotna będzie kiedyś moja biegłość w tym języku. Obserwowałam wzrastającą liczbę „brązowych koszul”, grup nazistowskich, maszerujących po ulicach. Dało mi to większą świadomość nadchodzącego niebezpieczeństwa, niż mieli moi rodzice w Polsce. Ale byłam tylko nastolatką. Kto by traktował mnie 29 całkiem poważnie? Kiedy wróciłam do Krakowa, próbowałam ocalić naszą rodzinę i przekonać ją, byśmy uciekli z Polski do jakiegoś neutralnego kraju, ale starsi i na pozór mądrzejsi zlekceważyli moje obawy. W tym czasie nie byli nawet w stanie wyobrazić sobie zbliżającego się strasznego zagrożenia. Na razie jednak koncentrowałam się na swojej rekonwalescencji. Wciąż wtedy rosłam i gips spowodował, że moja lewa stopa stała się o numer mniejsza niż prawa, a lewa noga krótsza od prawej o jakiś cal. Od czasu operacji w 1935 roku aż do wybuchu wojny miałam buty robione na zamówienie dwa razy do roku: na Rosh Hashanah* i na Paschę, u znanego szewca Warnera. Zamiast okropnie utykać, chodząc, kołysałam tylko lekko biodrami. Gdy po wojnie zamieszkałam w Ameryce, gdzie wszyscy kupowali gotowe obuwie w odpowiednich rozmiarach, musiałam kupować buty w rozmiarze prawej stopy, a w lewym bucie nosić wkładkę, by pasował. Czasami cena była na tyle niska, że mogłam kupić dwie takie same pary w dwóch różnych rozmiarach i nosić po jednym bucie z każdej z nich! Wiem, że gdyby nie tamta operacja, nigdy nie przetrwałabym wojny. To istny cud, że zastosowano tę nowatorską metodę, a rekonwalescencja przebiegła na tyle pomyślnie, że przetrwałam wojnę, wyszłam za mąż i urodziłam dzieci. A wszystko przez te dwie sekundy na zbyt dużym rowerze. Oto dlaczego chcę, byś uprawiała sport i uczyła się nowych rzeczy. Nie wolno mi cię nadmiernie chronić. Prawdziwą ochroną jest nauka, jak radzić sobie samodzielnie! * Rosh Hashanah – żydowski Nowy Rok (przyp. tłum.). 30 Gdy mama miała osiemdziesiąt pięć lat, wszczepiono jej protezę prawego stawu biodrowego. Przy okazji poprosiła chirurga o wydłużenie lewej, krótszej nogi i zrównanie jej z prawą. Po raz pierwszy od siedemdziesięciu lat jej nogi były tej samej długości. Mama była tym bardzo podekscytowana! Powyjmowała ze swoich butów wszystkie wkładki! A L I C I A F L E I S S I G M AG A L H I S TO R I A P R Z E T RWA N I A OPOWIEŚĆ O NICE KO H N F L E I S S I G ALICIA FLEISSIG MAGAL dorastała, słuchając opowieści swojej matki o jej przejściach w Polsce w czasie II wojny światowej. Mimo szczęśliwego, bezpiecznego i uprzywilejowanego dzieciństwa Alicia zawsze żyła w cieniu dramatu tej historii. Po wielu latach podróży, studiów, pobycie w Izraelu i zaangażowaniu w żydowskiej wspólnocie w Los Angeles postanowiła poświęcić się niesieniu „radosnego judaizmu” innym. Jest rabinem wspólnoty z Sedony i Verde Valley w Arizonie. Cena detal. 29,90 zł A L I C I A F L E I S S I G M AG A L NIKA KOHN FLEISSIG, urodzona jako Bronisława Felicja Kohn w 1920 roku, wychowana została w kochającej rodzinie w Krakowie. Piękna, wysportowana, z zamiłowaniem do poezji, ukończyła w 1938 roku hebrajsko-polską szkołę średnią. Nazistowskie zarządzenia wymierzone przeciwko Żydom spowodowały, że jej ojciec stracił firmę i rodzina musiała wyprowadzić się z domu. W roku 1942 Nika została zupełnie sama po tym, jak naziści zamordowali jej rodziców i młodszego brata. Wykorzystując swój talent do języków, intuicję podpowiadającą, komu można zaufać, życzliwą pomoc sprawiedliwych i szczęście, zdołała przetrwać od jednego cudu do drugiego. Wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie wychowała dzieci, Alicię i Williama, oraz znalazła ukojenie w malarstwie. Rzadko opowiadała o swoich doświadczeniach – z wyjątkiem przedstawiania krótkich „scenek” wywoływanych ze wspomnień przez bieżące wydarzenia. Scenki te połączone w całość przez jej córkę Alicię, gdy Nika była już po osiemdziesiątce, stały się kanwą tej książki. OD CUDU DO CUDU Książka jest pełną dramatyzmu relacją Niki Kohn Fleissig – Żydówki ocalałej z Holokaustu. Opowiada ją córka, której życie zostało głęboko naznaczone doświadczeniami matki.