Szaleni uczniowie - felieton Macieja K.

Transkrypt

Szaleni uczniowie - felieton Macieja K.
Szaleni uczniowie - felieton Macieja K.
Gimnazjum im. Królowej Jadwigi w Brzostku z pozoru szkoła jak każda inna.
Kilkanaście sal lekcyjnych, pokój nauczycielski, szatnie, nauczyciele i ponad dwustu
uczniów. Życie gimnazjalne toczy się jak co dzień. Czasem jednak w tej placówce
niezachwiany spokój rujnują nie kto inny jak szaleni gimnazjaliści, którym do głowy
zawsze przychodzi jakiś śmieszny lub zwariowany pomysł. Przyczyną takich
zachowań są przeważnie pory roku lub jakiś iście kosmiczny impuls.
W jesieni jest w miarę spokojnie, o ile nie dopadnie kogoś głupawka. O tej porze
roku uczniowie dopiero się rozkręcają. Wszystko zaczyna się w zimie. Czyli od
początku grudnia do końca lutego, jeżeli jest w miarę dużo śniegu. W ten czas trwają
nieustanne walki na śnieżki, podczas których nikt nie może czuć się bezpiecznie. Ktoś
zawsze ze śnieżką w ręku czyha na swój cel. Gorzej jest wtedy, gdy ty staniesz się
celem większej grupy osób. W tak niekorzystnych okolicznościach najlepszą obroną
jest ucieczka. Jeśli ci się nie uda, wracasz do domu cały w śniegu. Wiem to, ponieważ
sam tego doświadczyłem, ale nie będę się nad sobą użalał. W takich sytuacjach
najlepiej trzymać się w grupach, bo w razie ataku ma się kolegów przy boku.
Teraz można przejść do wiosny. O tej porze roku tradycją uczniów naszej szkoły jest
oczywiście śmigus-dyngus. Zwłaszcza przez kilkanaście dni przed Wielkanocą.
Najpowszechniej używaną bronią o tej porze są strzykawki (bez igieł oczywiście).
Zdarzały się też czasami nieudane próby użycia koszów na śmieci. Nieudane,
ponieważ na tych, którzy próbowali coś takiego zrobić, czyha pani woźna z miotłą
w ręku.
Jedynym letnim miesiącem, w którym musimy męczyć się w szkole, jest czerwiec, bo
lipiec i sierpień to przecież wakacje. W tym ostatnim miesiącu szkoły każdy usiłuje
dotrwać do końca roku szkolnego z jak najlepszą średnią ocen. Najczęstszym
zachowaniem uczniów w tym czasie jest obleganie sal informatycznych w celu
dostania się do komputerów. Dzieje się tak po konferencji, bo po niej można czuć się
w miarę bezpiecznie.
Później jest już zakończenie roku, rozdanie świadectw, pożegnanie się z przyjaciółmi
z klasy i do domu, na wakacje!!!!!! We wrześniu wracamy pełni sił, z nowymi,
szalonymi pomysłami. I kto się nudzi w szkole?
Przełomowa dyskoteka
Mój pierwszy felieton zacznę od podstawowej, bardzo ważnej sprawy. Chodzi o to, że
jego tematem mają być szkolne, interesujące sytuacje, a problemem jest to, że w naszej szkole
nie dzieje się nic nadzwyczajnego, a przynajmniej nic dość ciekawego, by mogło się stać
tematem do choćby tak marnego felietonu jak mój.
Owszem, czasami uczniom zdarzają się śmieszne wpadki, ale nie jest to zjawisko aż
tak nagminne, by mógł z niego powstać dobry felieton. Jednak zadanie to zadanie! Żeby
napisać cokolwiek, sięgnę wstecz i pozwolę sobie przytoczyć pewną sytuację, która w dużym
stopniu zmieniła postawę starszych uczniów do pierwszaków. Zdarzenie to miało miejsce na
dyskotece (2011 r.), a raczej przed, po i w jej trakcie. Otóż drugie i trzecie klasy miały
ogromne ,,wąty” do pierwszaków, że są dziecinni, beznadziejnie się zachowują, ubierają i że
w ogóle są jakimiś ,,pokemonami”. Było im również szkoda, że poprzednie trzecie klasy
odeszły (w sumie to w tym się z nimi zgadzam, bo rocznik 95 był naprawdę fajny). Niestety,
oni odeszli, a przyszliśmy my, rocznik 98. I wtedy się zaczęło. Już nawet na wakacjach
wypisywano o nas na gimnazjalnej księdze gości, że przyjdzie -tak jak już wcześniej
napisałam- ,,dzieciarnia”. Tematem niemiłych spostrzeżeń stały się szczególnie dwie osoby
(nie będę wymieniać nazwisk), że są ,,tapeciarami” itp. Zresztą nie tylko one były ofiarami.
W końcu nadeszły pierwsze dni szkoły i zaczęło się pierwsze: ,,Kici kici”.
Starszakom długo się to nie nudziło, ale my przetrwaliśmy. Po pewnym czasie po szkole
rozniosła się wieść o pierwszej dyskotece. Znów na księdze gości pojawiły się niemiłe wpisy
na nasz temat. A to, że my, dzieci, nie wiemy, co to dyskoteka, że nie umiemy tańczyć itp.
Ale w końcu nadszedł czas dyskoteki. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Gdy tylko zagrano
pierwszą piosenkę, my ,,kociaki” zawładnęliśmy parkietem. Świetnie się bawiliśmy. Można
powiedzieć, że starsi byli trochę zdziwieni, że jednak wiemy, co to dyskoteka. Jeszcze
większy wstyd zrobili sobie starsi tym, że połowa z nich tylko podpierała ściany, podczas gdy
pierwszaki wywijały na parkiecie. Po dyskotece nastawienie drugich i trzecich klas było
szokujące. Wszyscy nagle stali się kolegami. Na korytarzach było słychać: ,,Cześć”,,Cześć”- ,,Co tam u ciebie”, a wcześniej to ani „Siema” do nas nie burknęli. Na księdze gości
też pojawiły się nowe wpisy, ale te już nie były obraźliwe, np. takie: ,,No te kociaki to jednak
umieją się bawić” albo ,,Ostatnia impreza z pierwszakami była super, oby takich więcej”.
Tak więc przez początkowe głupie zachowanie starsi wyszli na niekoleżeńskich
i oceniających innych pochopnie, po pozorach. Dobrze jednak, że nas poznali i przekonali się
do nas. I tak miło potoczyły się nasze dalsze losy w pierwszej klasie. A wszystko to za
sprawą jednej dyskoteki.
Najlepsze jest to, że te całe moje „wypociny” o szkole, nazywane przez niektórych
felietonem, można podsumować jednym mądrym zdaniem: ,, Nie mów hop, póki nie
przeskoczysz”.
Monika S., felietonistka z IIa
Albertyzm do boju
Felietonowe spojrzenie wg Grzegorza Sz.
Szkoła jest twórczym miejscem, muszę to przyznać. Ale bynajmniej nie
dlatego, że wszyscy uczniowie wykonują polecenia nauczyciela i rozwijają się zgodnie
z myślą pedagogów. Twierdzę, że jest odwrotnie i występują zachowania przeciwne
wymienionym wyżej. Powtarzam jednak, szkoła jest twórczym miejscem, albowiem
tworzą się tu nowe zjawiska,
o których można by napisać wiele książek
socjologicznych. Dzisiaj zajmę się zjawiskiem znanym mi z doświadczenia,
mianowicie albertyzmem.
Słowo to pochodzi od imienia twórcy i mistrza albertyzmu, Alberta. Właśnie
z powodu jego dokonań w tej dziedzinie postanowiłem zająć się tym zjawiskiem.
A więc albertyzm występuje zapewne w każdej klasie, rozpowszechniony
w mniejszym lub większym stopniu. Objawia się nieprzychodzeniem na lekcje w celu
uniknięcia sprawdzianów, odkładaniem popraw, kartkówek, testów. Uczniowie stosują
to nader często. Próbowane było, jest i będzie tępienie tego zachowania przez
nauczycieli, jednak mają oni w tym niską skuteczność. Niewiarygodne, że tak prosty
sposób stał się tak trudny do zwalczenia. Coś musi być w tym powiedzeniu,
że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Jedynym czynnikiem neutralizującym
albertyzm są rodzice. Tylko oni posiadają taką władzę. Chociaż rzadko z niej
korzystają.
Bardzo cieszę się z takiego obrotu spraw. Powstało zjawisko trudne do
zwalczenia przez ogół pedagogów. Uczniowie mają broń. A więc: albertyzm do boju!