Czy tylko granice dzielą…
Transkrypt
Czy tylko granice dzielą…
XVII konkurs ,, Historii Bliskiej” : ,,Polacy- Sąsiedzi po II wojnie światowej: przeciw sobie, obok siebie, razem…” Fundacja Ośrodka KARTA – Warszawa Czy tylko granice dzielą… Pod kierunkiem : mgr Zofia Łukasz, nauczyciel historii, regionalista - opiekun pracy mgr Ewa Pietrzak, nauczyciel języka polskiego, regionalista - adiustacja Autorzy: Marcelina Howaniec- kl. II b Publiczne Gimnazjum Nr 1 Paweł Pietraszek- kl. II b im. Jana Pawła II w Krempachach Weronika Półtorak- kl. II b Krempachy- październik 2012/luty 2013 1 Czy tylko granice dzielą… 2 Plan pracy 1. Wprowadzenie.....................................................................................4 2. Nasze korzenie.....................................................................................5 3. Krótka historia problemów ludnościowych Spisza...............................6 4. Konsekwencje przynależności Spisza do Słowacji w czasie II wojny światowej.................................................................................................8 5. ...przy wspólnej robocie......................................................................12 6. Pogłębianie podziału..........................................................................15 7. Zatarg narodowościowy w parafiach Krempachy i Nowa Biała..........18 8. Trudne lata 60-te i 70-te.....................................................................31 9. Narodowość w szkole.........................................................................36 10. Pustelnica ze Spisza wobec konfliktów w Kościele...........................38 11. Łagodzenie konfliktu.........................................................................41 12.Zakończenie.......................................................................................44 13. Streszczenie......................................................................................46 Bibliografia..............................................................................................48 Załączniki................................................................................................52 3 Wprowadzenie Wątpliwości rodzą wolę działania. Tak było w przypadku pracy pt. „Czy tylko granice dzielą…”. Liczne pytania powstałe w wyniku wnikliwej obserwacji społeczności wiejskiej w Krempachach i Nowej Białej na Spiszu przyczyniły się do potrzeby zgłębienia zagadnień dotyczących przyczyn i skutków powstałych w tych miejscowościach antagonizmów narodowościowych. Uczniowie, autorzy pracy pochodzą z rodzin o słowackich i polskich korzeniach. Nie czują z tego powodu żadnego dyskomfortu. Chodzą do jednej klasy, spotykają się codziennie, rozmawiają, darzą przyjaźnią. Mają wiele ze sobą wspólnego. Wiedzą, że inaczej było z ich dziadkami, dla których podstawową wartością i miarą człowieka było określenie, czy jest Polakiem, czy Słowakiem. Młodzież zaczęła pytać, dlaczego i czy zawsze tak było. Przeprowadzone przez nią badania, wywiady oraz analiza bogatej dokumentacji doprowadziły do wielu istotnych wniosków. Najczęstszym i powtarzanym wielokrotnie jest ten, że bez obiektywnego spojrzenia na niejednokrotnie bolesną przeszłość, nie można tworzyć prawdziwych międzyludzkich relacji i budować przyszłości. Zmierzenie się z tym tematem było dla nich bardzo wielkim wyzwaniem, gdyż ich przodkowie stali po „przeciwnych stronach barykady”. Dla nauczyciela, opiekuna projektu, również nie było to łatwe, gdyż musiał sam „stawić czoła ciemnym duchom przeszłości”. Wieloletnia praca wśród młodzieży ze zwaśnionych regionów (Podhale- Spisz, Polacy- Słowacy) uczy dystansu do problemu, z którym spotyka się codziennie. Układanie poprawnych stosunków z ludźmi tu żyjącymi może przebiegać tylko wówczas, kiedy stanie się w prawdzie. To stało się celem tej pracy. 4 Nasze korzenie Nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie mieszkali i mieszkają na Spiszu, stąd pochodzili i tutaj my jesteśmy zakorzenieni. Jesteśmy „Tu s tela”. Poszukiwanie i badanie śladów przeszłości stało się dla nas ogromnym wyzwaniem. Historia naszej wsi i tragedia, która dotknęła rodziny tu zamieszkałe, żyje nadal w ich pamięci. Wielu z naszych rozmówców nie wyraziło zgody na nagrywanie ścieżki dźwiękowej wywiadów, uważając, że to jest dla nas młodych „za duża polityka”. Trudno w tej chwili zająć stanowisko, czym się kierowali. Czy nadal w nich jest lęk, że problemy podziału narodowościowego powrócą, sąsiad dla sąsiada i brat dla brata będzie wrogiem? Może tak, a może nadal boją się spojrzeć prawdzie w oczy. W rozmowach, w wielu przypadkach wyczuwaliśmy ogromny lęk . A może nie mogą przebaczyć sobie i bliskim, że dali się uwikłać w to, że działacze partyjni i słowaccy agitatorzy dla własnej korzyści manipulowali wieloma mieszkańcami Nowej Białej i Krempach? Przecież tu wręcz dochodziło do utarczek słownych, a nawet rękoczynów. Zmiany granic, przynależność administracyjna, naciski polityczne odgrywają znaczącą rolę w tworzeniu konfliktów narodowościowych pogranicza. Historia Spisza- malowniczego terenu w dolinie Białki jest tego niezbitym dowodem (Polski Spisz- krańce od południa graniczą ze Słowacją, od zachodu odznaczone korytem Białki, od północy rzeki Dunajec i pasmem Pienin- od wschodu). Aby zrozumieć problemy narodowościowe, które rozgrywały się w Krempachach i Nowej Białej po II wojnie światowej aż prawie do czasów nam współczesnych, należy sięgnąć do pamięci świadków tamtych wydarzeń. Zdajemy sobie sprawę z tego, że niejednokrotnie będzie to subiektywna opowieść. 5 Krótka historia problemów ludnościowych Spisza Znamienitym wydarzeniem, które zadecydowało o przynależności Spisza do Polski, był upadek monarchii austro-węgierskiej. Po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość, natomiast w tym czasie na Spiszu i Orawie dochodziło do krwawych zatargów między Polakami a Czechami. Tereny sporne (ziemia spiska i orawska) zostały objęte plebiscytem. Akcja ta miała oprzeć się na przesłankach geograficznych, historycznych, ekonomicznych i etnograficznych. Organizowano odczyty i wiece. Jednak wszystkie te przygotowania stały się daremne. 29 lipca 1920 roku Rada Ambasadorów w Spa podpisała decyzję, w której po stronie słowackiej pozostało 24 500 Polaków na Spiszu i ok. 16 000 na Orawie. Natomiast Polsce nie dostała się ani jedna wioska słowacka. Dla Polaków było to bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe, gdyż na Spiszu oddano tylko 13 wsi z 8,5 tys. mieszkańców, a na Orawie 14 wsi z 16 tys. mieszkańców. Jurgów oddano Polsce bez pastwisk, pól uprawnych i lasów, które przypadły Czechosłowacji. Otrzymaliśmy tylko skrawek czysto polskiego Zamagurza Spiskiego, który dopiero od 1925 r. podlegał jurysdykcji arcybiskupa krakowskiego. Działacze polscy, którzy zostali po tamtej stronie granicy, byli prześladowani. W rodzinnym Lendaku zniszczono płytę nagrobną Wojciecha Halczyna i postawiono słowacką, która istnieje do dziś. Górale spiscy po tamtej stronie zostali pozbawieni edukacji polskiej i byli poddawani systematycznemu wynaradawianiu. Po stronie polskiej rozpoczęto intensywną pracę nad integracją cząstki Spisza z Macierzą Polską. Utworzono starostwo spisko-orawskie, kierowane do 1925 r. przez działacza plebiscytowego - Jana Bednarskiego. Kiedy utworzono oddzielną gminę spiską w ramach powiatu nowotarskiego, na jej czele stanął rodowity Spiszak- Wendelin Haber. Cały teren Spisza objęła sieć polskich szkół, zniesiono ostatnią w Europie enklawę pańszczyzny w Falsztynie i Łapszach Niżnych (Jugenheldowie) oraz w Niedzicy (Salamonowie). Do parafii spiskich powrócili polscy duszpasterze, oprócz Nowej Białej i Krempach, gdzie pozostał ks. Franciszek Moś, który był Słowakiem. Miał on duże 6 wpływy wśród miejscowej ludności. Niejednokrotnie wykorzystywał ambonę do celów politycznych na rzecz Słowacji. Znalazło to odbicie w czasie II wojny światowej, gdzie jawnie sprzyjał okupantom. Dzień 1 września 1939 r. rozpoczął kolejny bardzo trudny rozdział w historii Spisza. Wraz z armią hitlerowską wkroczyły na te tereny wojska słowackie. Z dniem 20 listopada 1939 r. na mocy porozumień niemiecko-słowackich na obszarze Spisza i Orawy władzę przejęło państwo słowackie. Duży nacisk rząd słowacki położył na prowadzenie polityki kościelnej i oświatowej mającej na celu wynarodowienie i indoktrynację ludności tu zamieszkałej. Z terenów Spisza wywieziono polskich księży do Generalnej Guberni. Niektórzy trafili do obozów koncentracyjnych. Nauczyciele z Krempach i Nowej Białej musieli opuścić wioski, gdzie pracowali. Z armią słowacką przyjechali słowaccy urzędnicy i nauczyciele przygotowani do prowadzenia działalności antypolskiej. Końcem października wszystkie szkoły na Spiszu były obsadzone przez słowackich nauczycieli. Pokolenie, które w latach II wojny światowej pobierało nauki w szkole, nadal czuje się Słowakami. Kształtowanie świadomości narodowej w Nowej Białej i Krempachach (tak jak na całym Spiszu) podlegało różnym wpływom. Tutaj przenikały się kultura polska, niemiecka, węgierska, słowacka. Rozstrzygnięcia międzynarodowe i zakończenie II wojny światowej nie zlikwidowały problemów narodowościowych na Spiszu. 7 Konsekwencje przynależności Spisza do Słowacji w czasie II wojny światowej Cały rok Spisz czekał na rozpoczęcie działań administracji polskiej. W tym czasie pozostawieni urzędnicy, żandarmi i nauczyciele nie próżnowali. Prowadzili nadal agitację za przyłączeniem do Czechosłowacji, Spisza i Orawy. Warunki życia mieszkańców uległy pogorszeniu. Terenu Krempach i Nowej Białej, jak również innych wiosek na Spiszu, nie dotknęły ciężary wojenne. Trzeba pamiętać, że Słowacja, w tym Spisz, były sojusznikami III Rzeszy. Tutaj w szkołach prowadzono normalną naukę (po słowacku). Nie docierały również informacje o eksterminacji Polaków, bitwach czy obozach koncentracyjnych. W Krempachach i Nowej Białej po wejściu armii słowackiej wszyscy mieszkańcy podpisali na dokumentach, że są Słowakami oprócz pustelnicy z Dursztyna, pani Mieszysławy Faryniak. Wielu z naszych rozmówców do tej pory stwierdza, że: „Przy Słowiyńsku to nom było dopiyro dobrze, mielimy śićkiego doś, nic nom nie brakuwało, jesce my mogli sprzedać olej dlo Polokow”. Miejscową ludność do Polski zniechęcały również działania oddziału partyzanckiego „Ognia”, które zaopatrywały się na Spiszu, traktując ludność tu zamieszkałą jako wrogów. „Podhalańscy partyzanci zabiyrali nom konie, świnie, skóry, bydło, które było żywicielem wsi.” Najstarsi mieszkańcy wspominają: ,, Ne to potym, my jus tak gynsi paśli. Cza było gynśi paś. Tam koło mocydła zaroz tam poza tom skołe, tam my paśli gynsi het. AIe to była nojgorso robota, bo jak ci sie psokrew jedna dźwigła, to leciały we frasy. Tak było. Jak jus były ściernie, to baby z całyj wsi zganiały, po jednyj i po drugiyj stronie sły do gory, zganiały te gynsi. Wiys, jaki robiyły krzyk te gynsi, potym sie pomiysały, zanim sie zaś ponajduwały Nedy, koło kościoła godali, ze to gynsi rynek, a potym zaś barani tys. Ludzie baraniorze chodziyli zaś po jednyj i po drugiej stronie. Z tego ludzie zyli. Tak było. Gronkowiany zachodziły. Ej było strachu potym. My potym to ino tak tam przy oknie stoli, paczeli, ze dzie skoro przydom, do kogo ta banda, te złodziyje. Ne to my tyn, bo jo tam od od Kołodziyja. Tam do Połtoroka przyśli te łatanki, te z Gronkowa. Przyśli i zabrali im dwa konie, woz, świnie dwie zabrali 8 na woz, naładuwali. Śićko im wziyni het nei pojechali. A dziadek nieboscyk to jesce dziadka ociec godoł: To jo by siod s wami, jo by przyjechał z koniami nazod, O, to siednijcie, hej siednijcie. Wziyni go. I co z tego, jak zajechali hań ku smyntorzu, ku tymu pogrzebanymu, dziadka wziyni, gruf z wozu na ziym. Uciekli, wyśmigali konie i pojechali. Tak było. Toto to my tak, a nasi mama sie jak boła, bo tyz kupiyła takie te połboty prze nojstarsom tom siostre, tam we Svicie jest teroz ta siostra. Kupiyli i dała te boty, boła się, zeby te złodziyje nie ukradły: Jo fcym schować. Wziyna, włozyła pod blache, tam jak sie polom pod blachami teroz i załozyła. Rano stanyła i słozyła ogiyń i zabocyła o tyf połbotaf. Złodziyje nie ukradły, a połboty sie spolyły. Tak płakaly potym obie z tom siostrom. Nie ukradli a połboty sie spolyły, nei tak było. I to rozmaicie było, bo potym przecie biyda była. Krowy paśli boso, nie było co obuć, niy. Tak całe lato boso cza było. Po borze jo pas czydzieści krow, po lasaf. Dawali jeś, bo to nie było. To od jednyj krowy było poł dnia, ne na poł dnia jeś, a od dwof krof na cały dziyń” (Tak opowiadał Jan Kołodziej z córką Barbarą zał. nr 1) Okoliczności związane z napadami rabunkowymi partyzantów ,,Ognia” i brak ochrony ludności przez władze Polski Ludowej wzbudziły głęboką niechęć mieszkańców pogranicza do nowych władz i wszystkiego tego, co kojarzyło sie z Polską. Jak szeroki był to problem, mogą świadczyć również wydarzenia, jakie nastąpiły po wprowadzeniu polskiej administracji. Władze nie zadbały nawet o wymianę korony słowackiej , która była tutaj obowiązującym środkiem płatniczym do końca wojny, na złoty. Ludność miejscowa posiadała dosyć spore oszczędności zgromadzone podczas okupacji i nie miała możliwości wymiany na polską walutę płatniczą. Z przeprowadzonych wywiadów wynika, że środki zgromadzone przez wielu mieszkańców Krempach i Nowej Białej, były wynikiem zapłaty, jaką otrzymywali za pracę przy kopaniu okopów i wykonywaniu umocnień na froncie. Jan Tomaszkowicz, 86 letni mieszkaniec Krempach, wykonywał prace przy okopach i wspominał, że w prawdzie nie były one zbyt wysoko płatne, ale nie zdarzyło się, żeby nie otrzymali zapłaty. Podzieliła również mieszkańców Krempach agitacja władz Czechosłowacji, które zachęcały do podejmowania nauki przez młodzież ze Spisza 9 i Orawy w szkołach na Słowacji. Wielu mieszkańców Krempach i Nowej Białej skorzystało z tych propozycji, m.in. Helena Simsowa z domu Tomaszkowicz, która już na stałe pozostała na terenie Czechosłowacji. Obecnie mieszka w Kraslicach. Maria Półtorak, z domu Niemiec, również zdobywała wykształcenie na Słowacji w Bratysławie. Wróciła jednak do rodzinnej wioski. Wykształcenie zdobyte za granicą i poszerzone w Polsce pozwoliło jej na awans zawodowy i pracę nauczyciela akademickiego w Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym Targu. Wiele osób, które kształciły się na Słowacji, obecnie zajmuje prestiżowe stanowiska w szkołach czy też prowadzi redakcję gazety mniejszości słowackiej „Żiwot”, np. Dominik Surma, Agata Jędrzejczyk z domu Klukoszowska. Na Słowacji pozostali i założyli rodziny, m.in. Majerczak Józef, Cyryl Kołodziej, Maria Bednarczyk, Helena Kromka. Ci, którzy wrócili do kraju urodzenia, w wielu przypadkach prowadzili działalność antypolską. Słowacy w czasie wojny jako sojusznik Hitlera walczyli przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Kiedy zakończyła się wojna, ogarnęła ich psychoza lęku przed komunizmem. Wielu zostawiając gospodarstwa i dobytek, przenosiło się na Słowację z lęku przed polskimi komunistami. Innym powodem przeprowadzek całych rodzin na Słowację była obietnica tamtejszych władz, że nowi osiedleńcy otrzymają dom, zagrodę i gospodarstwo rolne do uprawy na własność. Wiele rodzin ze Spisza skorzystało z tej obietnicy, osiedlając się na terenach, z których wysiedlono Niemców, m.in. rodzina Józefa i Elżbiety Łukasz otrzymała majątek w miejscowości Huncovce. Po sądziedzku mieszkają tam potomkowie rodziny Horników z Dursztyna. Można tutaj podawać jeszcze wiele przykładów rodzin, które zmieniły miejsce zamieszkania i w „poszukiwaniu chleba” znalazły swój do ma Słowacji. Tym samym łączność Spiszaków ze „Słowiyńskiym” się zacieśniała (wywiad z Zofią Łukasz). Zachętą do licznych wyjazdów i osiedlania się w miejscowościach poniemieckich była również polityka Massaryka i Benesza oraz wprowadzenie ustroju ,,demokratycznego’’, a nie ,,komunistycznego”. W trudnych latach kryzysu w Polsce rodziny, które miały krewnych po tamtej stronie Tatr, miały możliwość przywożenia przez granice produktów, których tutaj brakowało, 10 np. rajstopki dziecięce, kaftaniki..., cukier, mąkę. Nagminnym było też sprowadzanie płytek ceramicznych i armatury łazienkowej do Polski. Tę możliwość mieli przede wszystkim ci, którzy mieszkając na polskim Spiszu, podjęli pracę w Czechosłowacji, np. Józef Brzyzek z Krempach. Dzięki bliskim kontaktom rodzinnym i handlowym istniała możliwość sprzedaży towarów z zagranicy. Na terenach przygranicznych ludność spiska, mimo kryzysu w Polsce, dość dobrze prosperowała, co stało się kolejnym powodem nienawiści ze strony mieszkańców Podhala, tak zwanej Polski. Do dzisiaj te antagonizmy są żywe wśród mieszkańców obydwu regionów. W miejscowościach podhalańskich, których nie dotknęły problemy narodowościowe, do dzisiaj żyje przekonanie, że: „Ci Śpisocy zawse umieli sie ustawić, im zawse było dobrze” (relacje przeniesione z domu rodzinnego Chowańców z Rogoźnika). Jest to bardzo krzywdzące, gdyż pogłębia uprzedzenia i buduje negatywne stereotypy. Nawet stwierdzenie, że: „Śpisok z bruzdy sie wyzywi, a ze składu sprzedo” (Zofia Chowaniec), również odzwierciedla uprzedzenia, z jakimi spotykają się mieszkańcy, na przykład Krempach i Nowej Białej. 11 ...przy wspólnej robocie Trzeba przyznać, że również skomplikowana sytuacja Spiszaków na przestrzeni historii i do końca niewypracowane w wielu przypadkach poczucie narodowe, jest przedmiotem drwin i niesnasek w szkołach średnich „w mieście”, w Nowym Targu. Ziemie na Spiszu są o wiele lepsze, wydajniejsze i żyźniejsze niż w wioskach sąsiednich na Podhalu, np. w Łopusznej, Dębnie, Ostrowsku, itd. Tutaj, jak mówią, od zawsze funkcjonowała silna ,,gromada” pomagająca sobie wzajemnie i wspierająca się. Obfitość plonów pozwalała sprzedawać nadwyżki na ,,jarmarku” w Nowym Targu, który odbywał się i odbywa zawsze w czwartek. Tam zboże i ziemniaki sprzedawali Spiszacy. Liczne młyny - aż cztery w Krempachach, np. u ,,Mrafciaka”, pod ,,Walantym” (u Subiszaków potem u Jana i Zofii Łukaszów) oraz dwa w Nowej Białej- dają obraz prężnej gospodarki. Z całego Podhala i Spisza zjeżdzali ,,do młyna” gospodarze, co powodowało, że właśnie tam skupiało się życie całego regionu. Młynarze byli osobami bardzo poważanymi. Do nich przyjeżdżało się nie tylko po usługę, ale również po radę. Niejednokrotnie, aby podnieść prestiż uroczystości rodzinnych, prosiło się ,,młynarkę” w gości. Jak wspomina późniejsza właścicielka młyna ,,pod Walantem”, mieszkanka Krempach, Zofia Łukasz, lat 81: ,,Młynarka nie pojechała w gościnę, aż nie przysłano po niom brycki zaprzynzonyj w dwa konie”. Honor kosztował, ale też budował więzi i autorytet. Bardzo silną izolację na tle rodzinnym mieszkańców tych wiosek powodował fakt, że wszystkie rodziny tutaj są ze sobą skoligacone, spokrewnione. Do niedawna kierowano się tutaj porzekadłem: „Choćby cie zarli psi, zyń sie, abo wydaj we własnyj wsi” (przysłowie wiejskie). W tym porzekadle jest głęboki sens. Utrzymywano tym samym stały status majątkowy wsi. Z obcej „dziedziny” nikt nie dostał majątku (jak opowiadał Jan Brodowski). Chociaż po wojnie nastąpiły głębokie podziały wśród mieszkańców Nowej Białej i Krempach, jednak łączył ich wspólny byt, praca na roli- wykopki (kopanie gruli), żniwa, (zbiorki), młocka (młocynie), wypas bydła, pasenie gęsi w gromadach, wieczory przy kądzieli, darcie pierza 12 (prucie piyrzy). Silne związki miejscowych gospodarzy z rolą– z dziedziną tworzyło osobiste relacje, mimo podziałów narodowościowych wśród mieszkańców wsi. Przy pracy w polu tworzyli jeden zwarty organizm. Ewenementem w skali całego regionu jest wspólna praca przy budowie domów. Tak było dawniej, tak jest teraz. Kiedy ktoś z mieszkańców Krempach czy Nowej Białej buduje nowy dom, wówczas pomagają mu w tym nie tylko członkowie rodziny, ale również bliscy i sąsiedzi. Oczywiści wykonują tę pracę w wielu przypadkach bez jakiegokolwiek zadośćuczynienia, bez zapłaty. Ludzie tutaj mają świadomość, że każdy z nich może być kiedyś w potrzebie i wówczas inni przyjdą mu z pomocą. Mówi się o tym otwarcie. Tego zazdroszczą im mieszkańcy z wiosek poza Spiszem. Ta zazdrość niejednokrotnie jest przedmiotem drwin i przekłada się często na relacje między młodzieżą w szkole. Jeżeli komuś powódź wyrządziła szkody, cała wieś szła z pomocą. Jeżeli ktoś stracił dobytek w pożarze, wówczas cała dziedzina ratowała i odbudowywała gospodarstwo. Dla Bendików po pożarze w 2011 roku mieszkańcy Nowej Białej przeprowadzili zbiórkę desek i pieniędzy na odbudowę stodół. Podobne przypadki miały miejsce również w Krempachach, np. w 1998 roku, gdzie spłonęło 5 zabudowań gospodarczych. W następnym dniu mieszkańcy uprzątnęli pogorzelisko. Zebrano deski i fundusze, by jeszcze przed zimą odbudować budynki gospodarcze. Tego typu doświadczenia bardzo konsolidują społeczność. Ludzie tutaj potrafią pomagać sobie wzajemnie i współczuć, kiedy kogoś dotknie tragedia. Są razem i tego im zazdroszczą mieszkańcy Podhala. Niepisaną tradycją jest również zwyczaj zlecania prac remontowych, budowlanych i innych, pobratymcom. Z zasady nie szuka się fachowców z innych miejscowości. Istnieje wewnątrzwiejska solidarność. Wszystkie wyboje, dziury, nierówności na drogach dojazdowych do pól, które utrudniają przewóz płodów rolnych, również remontuje gromada wiejska. Nie ma tutaj podziału „tyn Polok, tyn Słowiok”. Podobne sytuacje mają miejsce w czasie różnorodnych prac, np. przy wykonywaniu wałów ochronnych, przeciwpowodziowych nad rzeką Białką czy też potokach płynących przez wieś. W kulturze Krempach i Nowej Białej od lat przedwojennych istnieją orkiestry, które biorą udział w ważniejszych wydarzeniach wsi. 13 Tradycją jest udział orkiestry w uroczystościach pogrzebowych. Pewna mieszkanka Gronkowa, która była świadkiem pogrzebu w Krempachach mówiła: „Tutok, to az nie zol umryć, bo nieboscyka obśpiywajom i obgrajom po śmieszci. Straśnie paradnie”. W orkiestrze grają Polacy i ci, co czują się Słowakami. Razem uczestniczą w pogrzebach. To im nie przeszkadza. Ludność tutaj mieszkająca jest otwarta i szczera. Konsekwentna działalność administracji i szkolnictwa przed II wojną światową nie spowodowała podziałów, chociaż wcześnie należeli do Górnych Węgier. Mówili między sobą gwarą zbliżoną do podhalańskiej, a w szkole uczyli się w języku polskim. Zmiana granic, która nastąpiła w 1939 roku spowodowała wyłom w świadomości miejscowej ludności. „Umiym cytać, po polsku przecytom i potrafiym tys godać, bo my w doma godome gwarom, no bo tak godome, gwarom godome no ale po polsku jakby padło to by tyz jus nie chet tak perfekt no tak jak na mieście cy dzie no ale potrafiym. Potrafiym przecytać ne to, rachunki tys nee ee ucyć sie ale jednyj historie to jus nie wiym polskiyj. To jus niy mozym powiedzieć bo jo sie nie ucyla to nie ucyli” (zał. nr 3, Maria Majerczak). Okres po II wojnie światowej był bardzo trudny dla mieszkańców Krempach i Nowej Białej, którzy nie mogli odnaleźć się w nowej rzeczywistości. 14 Pogłębienie podziału Zmiany granic, przynależność administracyjna, naciski polityczne odgrywają znaczącą rolę w tworzeniu konfliktów narodowościowych pogranicza. Warunkuje to postrzeganie rzeczywistości przez ludność tu zamieszkałą (w Krempachach i Nowej Białej) . Istnieją dwie prawdy w jej świadomości. Jedna dotyczy w odczuciu Słowaków krzywdy, jakiej doznali przez przyłączenie części Spisza do Polski, a druga jest związana z mieszkającymi tu od zawsze Polakami, których w ogóle władze administracyjne w swych działaniach i decyzjach nie dostrzegały. Ten problem znały władze kościelne i starały się objąć opieką duszpasterską obydwie współistniejące obok siebie, zantagonizowane grupy mieszkańców. Grupa działaczy słowackich, którzy współpracowali z faszystami, została ukarana za działalność na rzecz III Rzeszy w okresie wojennym. Jednym z nich był ksiądz Franciszek Moś, który był proboszczem w Krempachach i Nowej Białej od 1925-1945 roku. Prowadził on działalność antypolską, posuwając się nawet do agitacji na rzecz Słowacji z ambony kościelnej. Pod pretekstem ściągnięcia modlitewników polskich dla rekrutów powołanych do wojska słowackiego, pozbierał książeczki do nabożeństwa od miejscowej ludności i zniszczył, a na to miejsce wprowadził słowackie. Sam o tym wspomina w pamiętnikach „Roky 1939-1944 na severnym Spisi”. Ksiądz Franciszek Moś w 1945 roku został aresztowany przez polskie władze. Po wojnie pozostał w Nowej Białej, czuł się Słowakiem. Nadal administrował parafię w Krempachach i Nowej Białej. Ksiądz kardynał Sapieha wstawił się za nim u władz, wystosował stosowne pismo, na podstawie którego ksiądz Moś został zwolniony z więzienia w październiku 1946 roku z nakazem opuszczenia Polski i udania się na Słowację. Zmarł w 1971 roku we Frankovej i tam został pochowany. Co roku działacze słowaccy w rocznicę jego śmierci odwiedzają jego grób. W okresie wojny i okupacji mimo działań słowackich władz szkolnych, intensywnej propagandy i agitacji ludność Spisza i Orawy w większości zachowała świadomość i postawę narodową polską. Jednak wszyscy ci, którzy wrócili z frontu, służąc w wojsku słowackim, 15 mieli wielkie oczekiwania, że te tereny zostaną wkrótce wcielone do Czechosłowacji. Tak im obiecywano. Niespełnione nadzieje doprowadziły do antagonizmów na tle narodowościowym. Władze polskie przyszły na Spisz z gotowym stereotypem, że tutaj mieszkają Słowacy. Nie brano pod uwagę w ogóle, że mogą i mieszkają tutaj przede wszystkim Polacy i ludność o poczuciu narodowym słowackim. Zadeklarowanych Polaków szykanowano, odsuwano od decyzji w sprawach gromady. Zdarzały się wypadki napadów i pobicia. Po latach najstarsi mieszkańcy (Zofia Łukasz, Krempachy, lat 81) mówią: „Wrociyła Polska, ale nie broniyła Polokof. Tamci robili, co fcieli”. Władze Polski Ludowej popierały raczej wszystkie żądania zwolenników słowackich. Wojewoda Pasenkiewicz na zebraniu w Jabłonce (po wyzwoleniu), stwierdził, że mieszkańcom Orawy i Spisza będącym Słowakami przysługują wszelkie prawa, które zapewni im Polska Ludowa. Natomiast Leon Leja, starosta nowotarski, na zebraniu w Łapszach Niżnych przed delegatami z całej Orawy i Spisza powiedział jasno, że „Polska nie dba o skrawki Spisza i Orawy, mogą one być przyłączone do Słowacji”. Wielu do niedawna żyło tą nadzieją. W latach 90. XX wieku niektórzy starsi mieszkańcy Krempach nie chcieli dopuścić do wprowadzenia na miejsce słowackich tajemnic różańca świętego, tajemnic w języku polskim. W rozmowie z inicjatorką tego przedsięwzięcia Zofią Łukasz- Rozalia Surma stwierdziła: „A jak wroci tu Słowiyńsko?”. Bezmyślnie wypowiadane słowa przez urzędników administracji niepotrzebnie rozpalały ambicję i roszczenie ludności, która miała ciągle nadzieję na powrót do Słowacji. Nawet w prasie w połowie lat 50-tych znalazł się artykuł, w którym Andrasz Słowak, a wówczas konsul Czechosłowacji w Katowicach, obiecywał: „Trzymajcie się, a niedługo przyłączymy was do Słowacji”. Wielu szowinistów słowackich na Spiszu i Orawie z okresu wojny, nielegalnie posiadało broń. Wobec tego groźby w stosunku do Polaków stawały się realne. Ta skomplikowana sytuacja, nierealne obietnice, nadzieje i roszczenia powodowały, że ludność Spisza uważała granicę polsko-czechosłowacką za tymczasową. ,,Jo pamiyntom, ze moja babka to opowiadali, ze w sobote jus przydyme ku słowiyńsku. Bo takie to bujdy puscali, ze jus przydyme ku Slowiyńsku! To moja babka jus piekła w piontek chlyb, bo 16 godala, ze jak w sobote przydyme ku Slowiyńsku, to bedzie wielko radość, to nie beme kiedy mieć casu kiedy chleba upiyc” (Maria Majerczak, lat 80, Nowa Biała). Józef Łukasz, organista z Krempach, również pamięta euforię, jaka towarzyszyła uczniom w szkole, kiedy słyszeli pogłoski o domniemanym włączeniu Spisza do Słowacji. Mówi to ze śmiechem, gdyż dzieci w szkole (były to wczesne lata 60-te), przerywały naukę, uważając, że „jak przydom do Slowińska, to po co sie ucyć”. Marzenia i nadzieje, którymi żyli w tym czasie „Biylanie i Krympasanie” można spokojnie porównać do nadziei powrotu „do Ziemi Obiecanej”. Z utęsknieniem czekali na swoje „Eldorado”. 17 Zatarg narodowościowy w parafiach Krempachy i Nowa Biała W 1947 roku powstał związek Czechów i Słowaków w Polsce. Dla ludności przyznającej się do narodowości słowackiej zorganizowano specjalne przydziały żywności. A potem skala pomocy jeszcze wzrosła. Spowodowało to, że nawet osoby, które osiedliły się tutaj z Podhala pod wpływem darmowych paczek żywnościowych, przyznawali się do narodowości słowackiej. Przykrą regułą stał się fakt, że na terenie Orawy i Spisza uprzywilejowane stanowiska zajmowali Słowacy. Wiązało się to również z wstępowaniem ich do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej czy też do pokrewnych partii młodzieżowych. Często zdarzały się anonimowe donosy na polskich nauczycieli, więc ci woleli nie zajmować stanowiska albo sprzyjać grupom mniejszościowym, gdyż obawiali się zwolnienia z pracy lub też kar dyscyplinarnych. Przedstawiciele mniejszości słowackich prawie zawsze pomijali władze powiatowe przy załatwianiu trudnych spraw i sporów, chociaż te, jako miejscowa administracja były dobrze poinformowane o problemach terenów na terenach im podległych. Natomiast bezpośrednio zwracali się do władz centralnych, gdzie zawsze, nie licząc się ze stanowiskiem całej ludności miejscowej, pozytywnie załatwiało sprawę na korzyść mniejszości słowackiej. Władze stowarzyszeń słowackich na Spiszu, dostrzegając w tym prywatne korzyści, ściśle współpracowały z władzami partyjnymi i władzami bezpieczeństwa Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Komuniści tym samym przygotowywali się rękami działaczy słowackich do rozprawy z kościołem. Pretekstem miało być wprowadzenie przez Kościół języka narodowego do liturgii. O czym wspominał proboszcz parafii Nowej Białej i Krempach ksiądz Stanisław Adamski (dokumenty w archiwum prywatnym w Krempachach). Mieszkańcy Krempach i Nowej Białej na próżno starali się, aby utworzyć stowarzyszenie Przyjaciół Spisza i Orawy. Wnioski te spotkały się z ignorancją władz polskich. Księża słowaccy w czasie wojny, pracujący na terenie Orawy i Spisza nie dbali o marale wiernych, niejednokrotnie dając zły przykład 18 politykowania podczas kazań. Bratali się z mieszkańcami wiosek. Często zdarzało się, że również nadużywali alkoholu z parafianami. W wioskach orawskich i spiskich dochodziło do nacisków na proboszczów, by śpiewy w kościele odbywały się w języku słowackim. Czynili to pracownicy i funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. W kościele powodowało to zamęt i bałagan. Niejednokrotnie po tego typu sytuacjach, po wyjściu z kościoła dochodziło do bójek pomiędzy wiernymi. Wprawdzie zaleceniem kardynała Sapiechy było, by śpiewać podczas nabożeństw w języku, który jest używany w mowie potocznej na co dzień, to jednak nikt tego nie respektował. Księża, którzy próbowali wyegzekwować te zalecenia, byli pozbawieni pomocy w gospodarstwie, nie dawano im też żadnego wsparcia materialnego. W Nowej Białej jeden z księży (prawdopodobnie był to o. Anastazy Spytkowski- rozmówcy dokładnie nie pamiętają) zażądał śpiewu „Gorzkich żali”, organista (od Cyrwosa) odmówił, gdyż obawiał się grać w kościele polskich pieśni. Grożono mu. Jedną z rodzin, która doznała wielu krzywd i upokorzeń była rodzina Jana i Zofii Łukaszów, właścicieli młyna i tartaku. Gdy opowiadali się po stronie prześladowanych kapłanów, sklasyfikowano ich jako Polaków, tym samym ludzi gorszej kategorii. Kapłani przychodzili do nich niejednokrotnie po radę i mieli u nich wsparcie w pracy duszpasterskiej. Ta rodzina była otwarta na ich potrzeby. Jan Łukasz, zaczepiany przez Słowaków i lżony za pomoc udzielaną polskim księżom, bronił się ,,po męsku". Kiedy jechał w pole furmanką, dwóch działaczy słowackich zatrzymało mu konia za uzdę, krzycząc: ,,Ty Poloku, my ci domy obstawać za klerym". Młynarz, niewiele myśląc, przepędził napastników biczem. Nie pozwolił nigdy kpić z kapłanów. Słowacy z Nowej Białej i Krempach, ze wspólnoty urbarialnej (organizacja wiejska, pozostałość po czasach węgierskich) wybudowali w Nowej Białej tartak, aby zablokować działalność gospodarczą tartacznika, Jana Łukasza z Krempach, gdyż był Polakiem. Zaangażowały się w ten spór władze powiatowe i postawiły wymóg, by tartak przeszedł pod zarząd kółka rolniczego. Wtedy właściciel tartaku byłby pracownikiem tej organizacji. Na to nie mógł się zgodzić. Otrzymał zezwolenie na przecieranie drzewa dla potrzeb 19 własnego gospodarstwa rolnego. Na przetarcie nawet niewielkiej ilości drzewa musiał uzyskać każdorazowo zgodę z urzędu, co wiązało się z całodzienną wyprawą furmanką do Nowego Targu i ponoszeniem dodatkowych kosztów. Tartak zamknięto na 8 lat. Wielodzietna rodzina (pięcioro dzieci, rodzice, dwóch dawnych właścicieli tartaku oraz przygarnięty samotny człowiek pozostawali na utrzymaniu Jana Łukasza) była bez środków do życia. Nastały dla niej bardzo trudne czasy. Miało to miejsce na przełomie lat 60-70-tych XX wieku. Jan Łukasz podejmował różne prace, aby utrzymać wszystkich zamieszkujących domostwo. W Nowej Białej zapanowała euforia „Słowiocy, mome swoj troc, nie musyme rzezać u Poloka” (wywiad, Józef Łukasz). Prześladowania trwały wiele lat z różnym natężeniem. Najczęściej jednak dotyczyły poczucia narodowości. Jan Łukasz dzięki zdecydowanej postawie i dawaniu świadectwa wiary i przynależności narodowej, został nazwany ,,polskim biskupem". W 2011 roku żegnały go tłumy Spiszaków, delegacje samorządowe, a dziesięciu księży celebrowało uroczystości pogrzebowe. Kluczowa rolę w życiu społecznym w wielu miejscowościach (w Krempachach i Nowej Białej również) szczególnie po trudnym okresie wojen, jak i w czasie adaptacji do nowych powojennych warunków, byli kapłani tutaj pracujący. Pielęgnowali oni kulturę duchową. Pozostawienie w okresie międzywojennym do końca II wojny światowej ks. Franciszka Mosia, kapłana słowackiego, spowodowało ogromny zamęt w świadomości mieszkańców wsi. Wprawdzie do miast powiatowych i do szkół wróciła administracja polska, ale mimo wszystko kościół, gdzie skupiało się życie duchowe, pozostał w rękach słowackich. Trudno było przyjąć mieszkańcom Nowej Białej i Krempach decyzję urzędów, by do kościołów po II wojnie światowej powrócił język polski. Tym bardziej jest to mało zrozumiałe, iż przecież msza św. do Soboru Watykańskiego II była odprawiana w języku łacińskim. Dopiero na zalecenie soboru pod koniec lat 60-tych zaczęto wprowadzać do liturgii język zrozumiały dla ludności miejscowej (narodowy). Po wojnie brakowało kapłanów diecezjalnych do obsadzenia parafii. Początkowo pracowali tutaj oo. Franciszkanie (Reformaci) do 1971 roku. 20 Byli to: o. Maurycy Przybyłowski, o. Ireneusz Kmiecik, o. Wiktor Reczyński, o. Atanazy Spytkowsi, o. Józef Galas, o. Zdzisław Bączkiewicz, o. Stanisław Adamski. Następnie parafie Krempachy i Nową Białą przejęli księża diecezjalni. Pierwszym z nich był ks. prałat Józef Kozieł. Praca duszpasterska w tych parafiach nie była łatwa. Księża spotykali się z wrogością ze strony działaczy słowackich i młodzieży. Przeszkadzano im podczas odprawiania mszy św. i podczas nabożeństw. Emerytowana nauczycielka języka polskiego ze szkoły zawodowej w Czarnym Dunajcu wspominała wydarzenia, których była przypadkowym świadkiem. Lato spędzała na obozie harcerskich w Łęgu nad rzeką Białką w Nowej Białej. Należała do zuchów (była uczennicą czwartej lub piątej klasy szkoły podstawowej). W niedzielę przyjechała do niej mama w odwiedziny i za zgodą wychowawców, zabrała ją na mszę św. do miejscowego kościoła. Pod koniec mszy św. ksiądz poprosił wiernych o odśpiewanie pieśni w języku polskim. Jednak uczestnicy liturgii nie uszanowali prośby kapłana i nadal śpiewali w języku słowackim. Ksiądz Bączkiewicz, nie chcąc pogłębiać konfliktu, odszedł od ołtarza. Dla dziecka, które było świadkiem tego wydarzenia był to niewątpliwie szok. Autorytet kapłana i nieuszanowanie jego woli bardzo zbulwersowało osoby postronne (p. Lewińską i jej mamę). Do tej pory wspomina to zdarzenie jako bardzo przykry incydent, którego była obserwatorem. Ślady zatargów znajdują się w pismach kapłanów, którzy pracowali w tych parafiach. Osoby posiadające w archiwach prywatnych kopie dokumentów i listów z tamtego okresu boją się ujawniać swoich danych personalnych, gdyż obawiają się szykan ze strony działaczy słowackich. Dotarliśmy do wielu z nich, jednak zostaliśmy zobowiązani do zachowania anonimowości (część z nich kopiujemy na końcu pracy, w załącznikach). Kapłanom utrudniano również życie poprzez zasypywanie studni z wodą, mchem i sianem lub przez zastraszanie. „Bo raz przysli słowińcy żeby zabrac ksiendzała to światło nawet wybili jak jus było przy plebani żeby nie było ich widać i żeby ich ludzie nie rozpoznali”. Duże znaczenie w parafii posiadał komitet parafialny, dysponujący finansami. Zbierał tacę kościelną i dysponował pieniędzmi według własnego uznania, bez porozumienia z duszpasterzem parafii. Członkami komitetu byli przede wszystkim Słowacy (informacje 21 z archiwum prywatnego). Od roku 1947 władze polskie zezwoliły na otwarcie szkół z językiem słowackim. Wówczas pojawiły się pierwsze antagonizmy na tle języka używanego w kościele podczas nabożeństw. Część ludności miejscowej zaczęła domagać się języka słowackiego w kościele. Msza św. odbywała się po łacinie, śpiewy natomiast były w języku słowackim. Trzeba zaznaczyć, że ten język nie jest używany potocznie , nie posługuje się nim w domach rodzinnych, w szkołach czy urzędach. Ludność miejscowa w rozmowach „z dziada, pradziada” używa gwary spiskiej, która ukształtowała się na bazie autochtonicznego języka polskiego ze znacznymi wpływami języków pogranicza kultur (język węgierski, słowacki, niemiecki). Ojciec Ireneusz Kmiecik, franciszkanin, prosił wiernych w Krempachach, aby śpiew odbywał się na przemian, lecz spotkał się ze zdecydowaną odmową, a organiście, Janowi Półtorakowi grożono, że zostanie zrzucony z chóru, jeżeli odważy się zagrać polską pieśń. To wydarzenie żyje dalej w pamięci dzieci i wnuków organisty (Weroniki Półtorak). Zamieszanie na tle językowym duszpasterze na drogach ustępstw starali się usuwać dość skutecznie. Śpiew i modlitwy w kościele ustawiano w połowie po polsku, w połowie po słowacku. Jedynie w Krempachach i Nowej Białej wszystkie pieśni były śpiewane po słowacku, natomiast w Dursztynie, sąsiadującym z Krempachami, wszystko odbywało się w języku polskim. Ten stan trwał do lat 60-tych. Częstą zmianę duszpasterzy na Spiszu można tłumaczyć ogromnym zmęczeniem psychicznym, trudną sytuacją, którą powodował konflikt w kościele, wewnątrz wspólnoty wiernych. Fałszywe oszczerstwa, oskarżenia bez pokrycia, których byli celem, rujnowały im zdrowie. Ksiądz Adamski bardzo przeżywał wizyty delegacji słowackich na plebanii. Kiedy z nimi rozmawiał, „cały się trząsł”- wspomina Zofia Łukasz. Zniszczyło mu to zdrowie i nerwy. Spotykał się ciągle z zarzutami i roszczeniami działaczy słowackich. Zaczął nagrywać i spisywać wszystkie wizyty i rozmowy z nimi, przez to nazywali go „prawnikiem”. Dokumenty te znajdują się u jednej ze znanych nam osób w Krempachach. Zabezpieczał się tym samym przed bezpodstawnymi zarzutami czy też fałszywymi oskarżeniami. Przez wiele lat, po opuszczeniu Krempach, przyjeżdżał tutaj do zaprzyjaźnionych rodzin. Był to kapłan bardzo delikatny 22 i wrażliwy. Trudno było mu pogodzić się z sytuacją, która miała miejsce w jego parafii. W styczniu 2011 roku, w czasopiśmie „Źiwot” ukazał się wywiad przeprowadzony przez Mariana Smondka z biskupem Dominikiem Kalatą przebywającym na Słowacji. Relacje dotyczące wydarzeń w rodzinnej miejscowości znał z opowiadań rodziców. Tak o tym mówi: „Podľa toho, čo mi hovorili ľudia, ten pán farár Adamski bol strašne energický a tvrdý typ – „porządek musi być, porządek nade wszystko” (...), ľudia žadali od neho, aby sa aspoň niektoré pesničky mohli zaspievať po slovensky. Na čo on im odpovedal, že to neprichádza do úvahy, slovenské piesne nebudú. Ked’ nechcel s tým súhlasiť, tak počas procesie Božieho Tela sa ľudia teda postavili a povedali – potiaľto a d’alej nepôjdete. On, ako mal tú monštranciu v ruke, tak sa začal tou monštranciou rozháňať. To bolo hrozné, monštranciou aj ľudi poranil. To mi rozprávali ľudia, ktorí to videli. O tomto sa v Poľsku nehovorí. To bolo teda nepekné, takto sa to nerobí. Ľudia boli veľmi pohoršení” (Fragment dotyczy informacji jakie były przekazywane przez uczestników zajść, gdzie doszło do profanacji Najświętszego Sakramentu, podczas procesji Bożego Ciała. Fragment ten mówi, że ks. Adamski monstrancją z Najświetszym Sakrementem, wymachując pokaleczył ludzi- tłumaczenie własne). Od września 1965 roku zaprzestano odprawiania mszy św. i nabożeństw w Nowej Białej i Krempachach w związku z ciągłym naruszaniem spokoju i poszanowania miejsca świętego. 7 marca 1965 roku podczas odczytywania przez kapłana listu Episkopatu Polski wprowadzającego do nabożeństw Przepisy Konstytucji Soborowej o Liturgii, część wiernych przeszkadzała głośno, uniemożliwiając przeczytanie pisma. Niektóre z osób nie pozwoliły nawet odprawić pogrzebu według nowych przepisów kościelnych, ubliżali księdzu i wygrażali mu. Tym samym kapłan został zmuszony przerwać obrzędy i odejść. Pogrzeb odbył się bez kapłana. Przeszkadzano również przy wystawieniu Najświętszego Sakramentu, kiedy kapłan modlił się w języku polskim (listy abpa K. Wojtyły do parafii Nowa Biała i Krempachy). Kuria zarządziła odprawianie w parafii trzech mszy świętych, z których na dwóch miał być śpiew słowacki, a na jednej polski. Na słowackich w ogóle nie śpiewano, a na polskiej, nie tylko 23 przeszkadzano w śpiewie, ale również doszło do bójek. Kolejne pismo Ordynariusza również nie przyniosło efektów. Nadal przeszkadzano duszpasterzowi w odczytaniu lekcji na mszach w języku polskim. 15 sierpnia 1965 roku kapłan nie mógł spokojnie odczytać listu Episkopatu Polski z powodu krzyku w kościele. Kolejny list abpa Wojtyły nie został odczytany, gdyż zamknięto kościół (28.08.1965). Do czasu pozytywnego załatwienia sporów słowacko-polskich w kościele w Nowej Białej zaprzestano odprawiania mszy św. i nabożeństw. Odtąd obrzędy liturgiczne odprawiano w kaplicy na plebanii. Nie rozwiązało to jednak problemu. Poza tym na podstawie donosu aktywistów słowackich do władz administracyjnych ks. Bączkiewicz został ukarany (marzec 1967 rok) przez Powiatowe Kolegium do Spraw Wykroczeń w Nowym Targu grzywną trzech tysięcy złotych za nieprawne odprawianie mszy św. na plebanii (inf. ,,Gazeta Krakowska” 28 IV 1967). Początkiem maja aktyw słowacki zabrał z plebanii klucze od kościoła. Ksiądz nie mógł nimi dysponować. W tak trudnych warunkach dochodzi do przejęcia parafii przez ojca Stanisława Adamskiego. „(…) lata siedemdziesiąte bo słowiocy nie fcieli żeby po polsku odprawioło sie msze. No bo jak wiecie dawniej o 13 miała być msza czysto polska ksiondz miał mówić po łacinie a ludzie odpowiadać po polsku. No bo Słowiocy mieli jus dwie msze slowackie o dziewiątej i jedenostej a jednej polskiej nie fcieli dać! I przychodzili i porzekszykiwali Poloków słowackimi piesniami na tej polskiej msy i phali nas coraz bardziej ku ołtarzu nei do bitki dochodziło na policji to z pietnoście razy cza było się zgłaszać i tłumaczyć . No ale rzondowi to na renke no bo komuna była, im chodziło tylko o to żeby skłucic kościół!” (zał. nr 2, Franciszkiem Półtorak). Był on także zmuszony do odprawiania mszy św. w kaplicy na plebanii. Grupy 100 osób w Nowej Białej i ok. 200 osób w Krempachach spotykały się na modlitwie bez kapłana. Okadzano ołtarz, a modlitwy mszalne wraz ze śpiewem recytowano i śpiewano po słowacku. Chrzty i śluby odbywały się poza parafią, gdyż nie życzyli sobie, aby tę posługę dla nich wykonywał polski kapłan (z rozmowy z Zofią Łukasz). Ciągle za zaistniałą sytuację obwiniano pracujących tutaj kapłanów (zał. nr 3). Uważano nawet, że przez spowiedź księża chcą ich wynarodowić . „Ne a w kościele tys rozmaicie było. Jo to nawet 24 do Piyrsyj Komunie nie był. Nie było ftedy pojyncio, ani tak, ani tak. Cza było iś do spowiedzi tak ino. (…) Ne a jo jus był starsy potym to se myślym, co jo przeciez musym iś do spowiedzi, nie bem sie obziyroł” (zał. nr 1, Jan Kołodziej). Dodatkowe informacje znajdują się w pismach ks. Adamskiego (archiwum prywatne - Krempachy). Za zgodą władz w Boże Ciało 1968 roku miała odbyć się procesja z Najświętszym Sakramentem. Po mszy św. odprawionej w kaplicy pod wezwaniem św. Józefa w Nowej Białej wyruszyła procesja. Dość liczna grupa dorosłych, młodzieży i dzieci zastawiła księdzu drogę i nie dopuściła do pierwszego ołtarza. Procesja chciała przejść inną drogą i również tutaj były krzyki i zamieszanie, a nawet rękoczyny uniemożliwiły odbycie jakichkolwiek modlitw. Kapłan niosący Najświętszy Sakrament został zmuszony wraz z wiernymi do powrotu na plebanię. „No bo wtedy, dawniej te śtyry ołtorze były w koło cmentarza. No ale wysło potem wyzwolenie, że mozna po wsi. Ne no to ksiondz św. pamieci Adamski wybrał się z procesjom bo kaplica była na plebani. Tak na plebani. Najpierw było. Jo jak jesce za księdza Bąckiewica do Łopusznej chodzili to ksiondz Bąckiewic wystarał się dlo babek bo nie chodził do kościoła a by fciły być na ms no to był choć jeden pokój! Niy, niy to było pomieszczenie tu na plebani, nei z tego pokoju zrobili kaplice nie!? Z jednego. Nei później ksiondz Bąckiewic odesed bo jak będzie zmiana księdza to jus się pogodzyme do reśty no bo my Polocy chodzili do Łopusznej a słowińcy pospiewać do zamkniętego kościoła nei oni niebrali udziału we msach Tak nawet w niedziele, jedynie śli se pocytac lekcje bo ewangeli nie mogli bo ino ksiondz może nie?! No i pośpiewać pieśni słowackie. -Nej jak my wyśli z monstrancjom z plebani to zatrzymali nas tam kolo studni ,,stop’’- reste nie puscom i zaceła się szarpanina trocze no bo ksiondz sed z monstrancjom do śtyrów polski ołtarzów. Świętej pamięci jesce Wojtyła wtedy rzucił nedy klontfe na tyf ludzi, ekskomunikowal nif i to dość duzo ludzi z Białej bo znieważyli monstrancje. 25 Nedy śićkie ołtarze były polskie. Polskie nebo oni nie chodzili do kościoła się modlić, a ksiondz w kościele tyz nie odprawioł. Neto cos oni mieli wspólnego z Bogiem: ani komuni nie przyjmowali, ani nie chrzcili, jedynie jak szli do innych wiosek: Dursztyna Waksmunda.” (zał. nr 2, Franciszek Półtorak). Spotkało się to z ostrą reakcją ks. kard. Karola Wojtyły. W specjalnym liście do wiernych parafii w Nowej Białej i Krempachach pisał: „To wydarzenie nad wyraz bolesne i hańbiące wywołali ludzie, którzy mówią o sobie, iż są wierzącymi katolikami. (...) Jesteśmy zmuszeni potępić i surowo napiętnować tych, którzy udaremnili odbycie procesji Bożego Ciała w Nowej Białej i zakłócili modlitewny jej nastrój. Zgodnie z kanonem 2343 paragraf 4 Kodeksu Prawa Kanonicznego ci wszyscy, którzy agresywną postawą wobec kapłana niosącego Pana Jezusa Eucharystycznego w monstrancji spowodowali jego potrącenia, iż bez mała nie wytrącili mu monstrancji z rąk, popadają w ekskomunikę zastrzeżoną Ordynariuszowi. Ekskomunikowany zaś nie ma praw do udziału w obrzędach religijnych; ekskomunikowanemu nie wolno przyjmować sakramentów świętych; jest pozbawiony pogrzebu kościelnego i nie ma udziału na odpustach, we wstawiennictwie i publicznych modłach Kościoła. (...) Na koniec wiernych z Nowej Białej i Krempachów, którzy chcieli uwielbić Boga pod osłoną chleba w tegorocznej uroczystości Bożego Ciała wzywamy, by na specjalnie w tym celu urządzonych nabożeństwach odśpiewali Suplikacje oraz „Przed oczy Twoje” – na uproszenie miłosierdzia Bożego i przebaczenia oraz nawrócenia tych, którzy znieważyli Najświętszy Sakrament w tę uroczystość” (kard. K. Wojtyła do wiernych parafii Nowej Białej i Krempachach, Kraków, 22 VI 1968 rok w, Nauczyciel i Pasterz). Wychodząca w tym czasie paryska „Kultura” opisała wydarzenia w sposób krzywdzący, oczerniając ks. kardynała. Stwierdzenie tendencyjnych pism („Źivot” styczeń 2011) jakoby ze strony ks. Adamskiego doszło do zranienia wiernych monstrancją z Najświętszym Sakramentem było i jest dla pamięci nieżyjącego już kapłana wielce krzywdzące. W ciągu kilku lat pomiędzy kurią krakowską a parafią w Nowej Białej krążyły pisma (18 listów i napomnień pasterskich), prasa niekoniecznie życzliwie opisywała 26 zaistniały konflikt. Strona słowacka była przedstawiana jako ta skrzywdzona. Wiele pism skierowanych przez stronę słowacką do kurii było raczej formą szantażu. Wizyta duszpasterska (kolęda) w 1970 roku dla o. S. Adamskiego była bardzo trudna. Został przyjęty w 54 domach w Krempachach, a aż 89 odmówiło przyjęcia. W Nowej Białej sytuacja była korzystniejsza. Tam na 109 domów spotkał się z odmową w 51. Kolędzie towarzyszyły grupy chuligańskiej młodzieży, zakłócając jej przebieg prowokacjami. Nawet ubliżano księdzu. Był to tak trudny czas, iż wydawało się, że sprawa nie będzie rozwiązana. W Krempachach „u Pietroska” spotykali się działacze Słowaccy i stamtąd płynęła „cała polityka”. Polaków publicznie lżono i przezywano (z wypowiedzi starszej Zofii Łukasz). W tamtym czasie (lata 60-te i 70-te) na przełomie sierpnia i września palono ogniska w związku z czechosłowackimi świętami narodowymi. W czasie tych spotkań bawiono się, tańczono, były występy teatralne, ale również przemawiali działacze słowaccy. Jeden z nich w obraźliwych słowach nazwał Polaków „ludożercami”. Budowa nowej plebanii w Krempachach w latach 80-tych spowodowała nowe nadzieje wśród społeczności polskiej. Chociaż wówczas też dochodziło do incydentów ze strony przeciwnej. Kiedy Kazimiera i Albin Pietraszek wieźli końmi kamienie z rzeki Białki na budowę plebanii, wówczas syn jednego z działaczy słowackich zatrzymał im konie za uzdy przy kościele św. Walentego i wygrażając, kazał zrzucać kamienie. Ci odepchnęli go i pojechali dalej (z relacji Kazimiery Pietraszek, obecnie w USA). Po II wojnie światowej, jednemu z księży zarzucano, że jest członkiem organizacji „Ognia”, która zamordowała 4 Słowaków w Nowej Białej. Kłamstwa te znalazły się w ówczesnej miejscowej prasie. Kapłani, którzy pracowali w konfliktowych miejscowościach, doznali wielu upokorzeń i krzywd. Dzielili się swym bólem z zaprzyjaźnionymi rodzinami, które opowiedziały się po stronie Kościoła i stanęły „murem” za kapłanami. Nigdy księża nie dochodzili swoich krzywd, wiele kart pamiętników zniszczyli (np. o. Benedykt Kwaśny). Informacje te żyją w przekazie ustnym wśród wszystkich tych, 27 którzy nie opuścili ich w trudnych czasach. Duszpasterze dali świadectwo głębokiej wiary, uczyli przebaczania. Uważali, że „sąd trzeba zostawić Panu Bogu, a przyjdzie czas, że zostanie to wszystko ujawnione”- kto był winny, a kto winowajcą. Zmanipulowane osoby nadal twierdzą, że: „to śićko kler”. Zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska, czy przekonywanie oponentów nadal jest nie na miejscu. Poznanie i dokładne zbadanie wszystkich dostępnych materiałów jest w stanie zbliżyć nas do prawdy. Tematy związane z tamtym okresem są nadal pomijane milczeniem, zazwyczaj mówi się o nich we własnym środowisku, w rodzinach, w tajemnicy, dyskretnie. Są to tematy niewątpliwie trudne, lecz jedynie spojrzenie na nie w prawdzie, może wyzwolić z zakłamania społeczność tu mieszkającą. Nie jest to proste. Antagonizmy narodowościowe w czasie rządów księdza Tiso (II wojna światowa) doprowadziły do prześladowań języka polskiego we wszystkich aspektach życia. Nawet prywatnie nie wolno było odmawiać modlitw w języku polskim. Niszczono napisy polskie na nagrobkach. Nawet ślad po nich nie został. W Krempachach zniszczono tablicę pamiątkową poświęconą słowackiemu kapłanowi, Józefowi Dziurille, która znajdowała się na kościele św. Marcina, tylko dlatego, że była napisana w języku polskim. Kapłan ten ofiarnie pomagał mieszkańcom w czasie zarazy, która dotknęła wieś. Zmarł 6 lipca 1873 roku. Za ogromne zasługi mieszkańcy ufundowali mu tablicę pamiątkową. W 1965 roku tablica zniknęła. Po wielu latach, w czasie wyrębu drzewa w lesie „Głęboń”- gospodarz Walenty Gielata znalazł resztki tablicy pod korzeniami drzew w lesie. Przyniósł je do tartaku Jana Łukasza, który ją przechował. W roku 1998 rodzina syna Józefa Łukasza ufundowała nową tablicę tej samej treści. Umieszczono ją na miejscu poprzedniej. Wielokrotnie podczas problemów narodowościowych w Krempachach i Nowej Białej interweniował poprzez listy duszpasterskie ks. kardynał Karol Wojtyła. Problemy polsko-słowackie, odrodzone ze zdwojoną siłą, dawały wyraz w likwidacji spuścizny polskiej. Niszczono napisy w języku polskim na nagrobkach cmentarnych. W 1953 roku w Nowej Białej w czasie wizytacji biskupiej i udzielania sakramentu bierzmowania przez biskupa Franciszka Jopa doszło do bardzo przykrych wydarzeń. 28 Mimo usilnych próśb proboszcza, aby włączyć w liturgię (w mszę św. gregoriańską, w języku łacińskim) śpiewy w języku polskim, śpiewano tylko po słowacku. Innym incydentem, który oddaje skomplikowaną sytuację w Nowej Białej było zbojkotowanie drogi krzyżowej prowadzonej przez przewodnika kalwaryjskiego. Część przybyłych, słysząc język polski, wyszła z kościoła, pozostali odpowiadali w języku słowackim. Po nabożeństwie przewodnik z Bożęcina usłyszał groźby pobicia pod swoim adresem, jeżeli będzie się modlił u nich po polsku. Komitet parafialny w Nowej Białej złożony z samych Słowaków miał bardzo duże wpływy w parafii, nie tylko finansowe. Chciał również rządzić w kościele. W archiwum prywatnym w Krempachach znajduje się lista członków tej organizacji. Proboszcz rozwiązał ten komitet, widząc, że jego działalność tylko szkodzi jego pracy duszpasterskiej. Organista, Słowak Jan Cerwas, rzucił księdzu pod nogi klucze od kościoła, oświadczając, że: „Polakowi grał nie będzie”. W uroczystość odpustową Marii Magdaleny w 1956 roku (22 lipca) na organach grał brat proboszcza, a wierni śpiewali w języku polskim. Po mszy św. na plebanię przybyła delegacja z kategorycznym żądaniem i oświadczeniem, że nie życzą sobie w kościele śpiewu w języku polskim. Doszło nawet do napaści na mieszkańców Trybsza, którzy brali udzial w uroczystości odpustowej. Mieszkańcy Nowej Białej, którzy wstawili się za napadniętymi, ponieśli srogie konsekwencje. Wybito im szyby w oknach w domach. Szokującym jest to, że w tej bójce brały udział kobiety i dzieci. Oskarżeniem było stwierdzenie, że tutaj nie wolno śpiewać pieśni w języku polskim. Podobne wydarzenie miało miejsce nawet w roku 1964. Jan Makowski (znany montażysta i filmowiec) wraz z rodzicami uczestniczył w odpuście parafialnym w Nowej Białej. Przyjechał tutaj z nimi na motorze WFM z sąsiedniej Łopusznej. Msza, w której uczestniczyli, odbywała się w języku polskim. W połowie mszy św., ku zaskoczeniu sześcioletniego wówczas chłopca, z chóru rozległy się długie, głośne „uuuuu”, które tak przestraszyło rodziców pana Jana, że w trosce o syna, wyszli z kościoła w połowie mszy św. i wrócili do domu. „I ta msza miała być o piyrsyj godzinie po połedniu, nej zawse ci słowiocy nie fcieli dać zeby była cysto polsko, bo na polskiyj, na słowiyńskiyj msy śpiywali tyz nief bedzie „Niech Bóg uwielbiony”, 29 „My fcyme Boga” na słowiyńskiyj śpiywali i oni potym jako słowiocy nie fcieli dać zeby była o piyrsyj cysto polsko. Ftedy byla bałamuta, ftedy była bałamuta i to potym byl tyn kościoł, to było przed tym, przed tym ksiyndzym Kozłym, bo potym zamkli tyn kościoł. Potym zamkli i nie odprawiało sie. To przed tym było. Zanim ksiondz Kozioł przyseł po łacinie, po słowiyńsku my śpiywali, potym swojym casym zeseł jynzyk słowacki. I tak ze, ze mieli swoje i toci mieli swoje i tak do dziś tak mome. Nebo do dziś tak jest ze som dni co jest po słowiyńsku a po polsku. Ale teroz sie tak, teroz sie jus tak godo, uzgodniylo. Chwała Bogu ze tak je. Po słowiyńsku śpiywano, po polsku śpiywano i modlol sie” (zał. nr 3, Maria Majerczak). Trudności i problemy na tle narodowościowym i ich wielopłaszczyznowa złożoność, jakie spotykali pracujący na Spiszu i Orawie duszpasterze, są nadal przedmiotem sporów i dyskusji. Antagonizm narodowościowy polsko-słowacki zamiast się wyciszać, pogłębiał się coraz bardziej. 30 Trudne lata 60-te i 70-te Powstanie 1956 roku towarzystwa Czechów i Słowaków nasiliło waśnie narodowościowe, które nagłaśniała prasa polska (np. Gazeta Krakowska). Na całym Spiszu i Orawie śpiewy w czasie nabożeństw i liturgii świętej były w języku polskim i słowackim. Oprócz Nowej Białej i Krempach, gdzie wszystko odbywało się w języku słowackim. Sobór Watykański II jasno postawil sprawę języka liturgicznego. W miejsce łaciny, w której odprawiano msze św. wprowadzono języki narodowe. 14 kwietnia 1963 roku (Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego) na terenie Polski zaczął obowiązywać Rzymski Rytuał w tłumaczeniu polskim. Tą zmianę zapowiadano już wcześniej. Towarzystwo Czechów i Słowaków, obawiając się językowej reformy liturgicznej, podjęło akcję na Spiszu i Orawie, by nie doprowadzić do tych zmian. Nawet posunęło się do napisania stosownych listów do władz państwowych i kościelnych. Sekretariat Prymasa Polski poprosił kurię metropolitarną w Krakowie o wyrażenie opinii w tej sprawie. W odpowiedzi Krakowska Kuria przesłała odpowiedź (Źródło- Kuria Metropolitarna w Krakowie do Sekreteriatu Prymasa Polski, Kraków, 28.03.1964, L. 1219/64, AKM. ) „W parafiach Nowa Biała i Krempachy zamieszkuje ludnośc nie tylko narodowości słowackiej, ale i polskiej. Ludność polska czuje się w tych parafiach rozgoryczona, że w swoim kraju nie może brać udziału w nabożeństwach kościelnych w języku polskim. (...) Administrator parafii Nowa Biała i Krempachy wprowadził dodatkowo drugą mszę św. w niedzielę i święta z tym, że na niej wierni modlić się będą w języku polskim. Nie uszczuplił zatem w niczym dotychczasowych Przywilejów słowaków. (...) Wszyscy tu tak w potocznej mowie mówią tylko po Polsku, a mową tą siegając wstecz posługiwali się w domach nawet w czasie ostatniej okupacji, kiedy w kościele nie wolno było używać modlitewnika w języku polskimi wszystkie modlitwy w kościele byly odmawiane w języku słowackim. (...) Aktyw słowacki nastawia niechętnie miejscową ludność do zarządzeń kościelnych i do duchowieństwa. (...) Robią celowe zamieszanie w kościele, gdy jest śpiew w języku polskim, śpiewając równocześnie po Słowacku, 31 (...) a nawet posuwają się do tego, że z chóru kościelnego rzucają tynkiem na wiernych, którzy śpiewają po Polsku. Wierni, chcąc śpiewać po Polsku czują się tym oburzeni i pokrzywdzeni”. Kolejni proboszczowie- ks. Józej Galas, ks. Zdzisław Bączkiewicz, ks. Stanisław Adamski starali się wprowadzić w kościele śpiewy w języku polskim, ponieważ domagała się tego duża część parafian. Dochodziło na tym tle do częstych kłótni w kościele. Spotkania delegacji ze strony polskiej i slowackiej i rozmowy na plebanii nie przynosiły zamierzonych efektów. „Odprawiali po łacinie a po słowiyńsku śpiywali ludzie. A o piyrsyj zaś to jak my byli takie małe dzieci niy, chodziyli my do sustyj ,,co to nimoze być po polsku,, niy? Tak mu godoł: ,,Jak oni maja tu po słowiyńsku śpiyw to tu nief tys będzie po polsku”. Dziadek was groł [Jan Półrorak]. Ale potym ho ho kiedy to było, nie potym co z tego jednum nedziele po łacinie odprawiali a po polsku śpiywali nie dali! Drugum niedziele dzieci moje nie dali! Czecium nie dali, tak się potym tłumacuł: ,,Pod krzyz wychodzili tam śpiywali. Ne to od Giyrgasa nieboscyk to jo jesce kielo razy mu godała to mnie rzuciuł nie do aswaltu, bo były skole, kie mnie śmignuł przez płot przez murek. Jo jus myślała ze po kryngosłupie. Rynte by mi płaciuł do dziś, jak by się co stało! Ne bo wis tak robili i potym w kościele przestało się odprawiać, ne bo się bili. Bo się bili” (zał. nr 4, Maria Jerdonek). Spór ciągnął się nadal. Ks. Adamski, aby wybrnąć z trudnej sytuacji, w jakiej stawiały go delegacje mniejszości słowackiej, przedstawiając go jako prześladowcę Słowaków, nagrywał rozmowy z nimi na magnetofon, a następnie w kaplicy św. Józefa w Nowej Białej po nabożeństwach je nagłaśniał. Wytrącił tym samym argumenty agitatorom słowackim. Przez to nienawidzili go. Konflikt starała rozwiązać się Kuria Krakowska. Do Nowej Białej przybył abp Karol Wojtyła, a pismo skierował bp Julian Groblicki. Działania te jednak były bezskuteczne. Wprowadzono dodatkową mszę św. o godz 13:00 ze śpiewem polskim. Miało to miejsce 12 stycznia 1964 roku. Nadal dochodziło do awantur i bójek, wzajemnych przekrzykiwań. Po odmówieniu pochówku (zamknięcie kościoła przez Słowaków) jednej z mieszkanek Krempach, sprawa znalazła swe miejsce w sądzie powiatowym. 32 Krótkim incydentem w historii Krempach był pobyt w parafii św. Marcina, młodego kapłana, ks. Stanisława Dziwisza. Został wysłany przez kardynała Wojtyłę do pracy duszpasterskiej jako proboszcz w parafii Krempachy. Pobyt jego trwał zaledwie 5 dni, gdyż aktywiści słowaccy, będąc pod wpływem zamroczenia alkoholowego, pod oknem mieszkania, wygrażali się i głośno krzyczeli: „Nie potrzebujemy tutaj polskiego kapłana”. Grożono mu tak sugestywnie, że w niedzielę, po Bożym Ciele, wyjechał do Krakowa. W 2005 roku do ks. kard. Stanisława Dziwisza do Kurii Metropolitarnej w Krakowie, udała się delegacja nauczycieli z gimnazjum w Krempachach (p. Zofia Łukasz, p. Ewa Pietrzak, p. Krystyna Dziga, ks. Jan Wróbel) z pismem, aby zechciał wyrazić zgodę na nadanie szkole imienia, Jana Pawła II. Po bardzo życzliwej rozmowie kard. wyraził zgodę i zapytał się jak obecnie przedstawia się sytuacja narodowościowa w Krempachach i Nowej Białej. W konkluzji stwierdził „Mój Boże, żeby to język był ważniejszy od Pana Boga w Kościele” (Informator-Zofia Łukasz). Wrócił po 40 latach na uroczystość nadania imienia Jana Pawła II gimnazjum w Krempachach. Został uroczyście przyjęty, z wielkimi honorami. Orkiesta dęta towarzyszyła przemarszowi przez wieś, a w szeregach zaproszonych gości znalazła się cała elita polityczne województwa (m.in. pięciu parlamentarzystów). W homilii przypomniał o krótkiej obecności w Krempachach w roku 1966. Zażartował nawet, że: „Niech Krempaszanie wam powiedzą ile dni tutaj byłem” ( z homilii wygłoszonej 17 czerwca 2006 roku). Przed wyjazdem na trzecią sesję Soboru Watykańskiego, ks. kard. Karol Wojtyła, zarządził, aby „w kościele pw. Św. Katarzyny w Nowej Białej dla uchronienia Domu Bożego przed zbeszczeszczeniem, a Najświętszego Sakramentu przed cięzkimi, świętokradczymi zniewagami, Msza Św. o godzinie 13:00 została odprawiona bez jakiegokolwiek śpiewu wiernych” (Pismo Kurii Metropolitarnej w Krakowie do o. Zdzisława Bączkiewicza, administratora parafii w Nowej Białej, Kraków, 15.10. 1964 rok, AKM- frgm. kopii archw. prywatne, Krempachy). Reakcje nastąpiły 2 tygodnie później. Aktyw słowacki (12 osób) przed wejściem do zakrystii, gwałtownymi okrzykami wyrażał swoje oburzenie i swoją wolę, że nie pozwolą na modlitwę 33 w języku polskim. Kiedy podjęto wspólną modlitwę, część modliła się w języku polskim, a część w języku słowackim. W październiku 1964 tarasowano nawet księdzu drogę na ambonę, a komentarze na mszy św. i przeszkadzanie stało się nagminne. W miesięczniku kulturalno-społecznym „Źivot” wydawanym przez towarzystwo kulturalne Czechów i Słowaków w Polsce, w grudniu 1968 roku ukazał się artykuł pt. „Kto protiv komu?”, gdzie poruszano problemy dotyczące Krempach i Nowej Białej, w taki oto sposób: „ ...z powodu kościelnych sporów, tylko z winy kleru, obywatele podzielili się na grupy. Aby obraz był pełen musimy powiedzieć, że poszkodowani są wszyscy a najwięcej Słowacy. Im to kościoł zabrania modlenia się w ojczystym języku. (...) Kościoły Nowej Białej i sąsiednich Krempach są zamknięte, a następca proboszcza Bączkiewicza podtrzymuje tracycje swojego poprzednika. W obrzędach mogą uczestniczyć tylko ci, którzy się zadeklarowali jako zwolennicy aktualnej polityki krakowskiej kurii biskupiej. Dla nich kuria biskupia organizuje nielegalne nabożeństwa” (nieautoryzowany przekład artykułu z achw. pryw. Z. Łukasz). Tak samo mówili działacze słowaccy. Znane są przypadki, kiedy uczestnicy mszy św., wracając z kaplicy pw. św. Józefa w Nowej Białej po liturgii (kościoły były zamknięte przez Słowaków), zostali obrzuceni kamieniami na granicy z Krempachami, nad rzeką Białką. Te wydarzenia powtarzały się kilkakrotnie. Wierni nie mogli bezpiecznie wrócić do domu nawet po procesji rezurekcyjnej w Wielką Sobotę o godz. 23:00, 1970 roku. Nie zważając na wielkie święto jakim jest Wielkanoc, grupa fanatyków słowackich zasadziła się w lesie nad rzeką Białką i zaczęła rzucać kamieniami do powracających z nabożeństwa do domu. Maria Paluch z Krempach doznała dotkliwych obrażeń głowy, które po latach objawiły się ciężką chrobą centralnego układu nerwowego. Walenty Kalata zawsze otwarcie i główną drogą podążał na mszę do Nowej Białej. On również został zaatakowany. Córka Małgorzaty i Jana Surmów z Krempach – Anna, gdy szli z przyjaciółmi do kościoła, na moście granicznym z Nową Białą byli straszeni, że jak pójdą na polskie nabożeństwo, będą wrzuceni z mostu do rzeki Białki. Jeden chłopak tak się przejął groźbą, że aż zemdlał. Napastnicy, widząc co się stało, puścili dzieci wolno. Zaangażowani w spory narodowościowe 34 mieszkańcy Krempach ze strony polskiej uważają, że głównym prowodyrem zatargów i podjudzania był sołtys Jakub Paluch. „Rządził 36 lat władzą absolutną, niczym Stalin. (W Krempachach od 1925 do 1985 roku nie było kapłana. Mieszkańcy chodzili na msze do Nowej Białej lub Dursztyna). Sołtys, współpracując ze służbami, przejął dominacjęwe wsi. Nie dopuszczał nikogo, nawet księdza. Ludzie go słuchali. On był głównym prowodyrem. Był moment, kiedy powiedział na zebraniu partii: (informacja od zaprzyjaźnionego urzędnika) ,,Dlaczego partia nic nie robi, żeby w Krempachach i Nowej Białej nie było księdza. Jo, jo pokozym, ze do dwof rokof nie bedzie tu ksiyndzof” (informacja od Józefa Łukasza z Krempach). Na zebraniach swoim autorytetem sterował mieszkańcami wioski. Do dziś u starszych ludzi tkwi przeświadczenie, że broniąc języka słowackiego bronili wiary. Sołtysowi natomiast zależało, by znaleźć dla swoich synów intratne posady. Jego syn Jakub był pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego Partii w Nowym Sączu. Obrazem działalności Urzędu Bezpieczeństwa w tamtym okresie pozostaje fakt, że kiedy ks. Adamski wielokrotnie był wzywany do Urzędu Powiatowego do przewodniczącego Gawlasa, czy też na posterunek Milicji Obywatelskiej w Łopusznej i w Nowym Targu, jeszcze nie zdążył wrócić na plebanię do Nowej Białej, a już mieszkańcy obydwu wiosek, które administrował jako proboszcz, wiedziały po co był wzywany i o czym rozmawiano (informator – Józef Łukasz). 35 Narodowość w szkole Oddzielnym tematem pozostaje problem w szkołach słowackich, gdzie dzieci do nich zapisane znały w znikomym stopniu lub prawie nie znały języka słowackiego. W szkołach po kilku tygodniach nauki rodzice poprosili, by nauczyciele uczyli w języku polskim (np. we Frydmanie). Zaczął zwyciężać język słowacki wprowadzony jako nadobowiązkowy dla chętnych (np. w Trybszu). Praca wychowawcza nauczycieli w szkołach słowackich i polskich ze słowackim językiem nauczania była bardzo trudna. Każdorazowe zwrócenie uwagi na złe zachowanie dziecka traktowano jako okazywanie wrogości ludności słowackiej. Dzieci polskich nie wpuszczano w Nowej Białej do domu kultury. „To kino tutaj było koło klubowni to jo nie mógł wleś! No bo zef był Polokiem a to był słowieński budynek (oświaty) ! Jak byf chodził na słowieńskom msze to by mnie za darmo wpuścili ale zem na Polskom to nie dali ani wejść! Tako była dzieci nienawiść do dziś jest będzie i była!” (zał. nr 2, Franciszek Półtorak). Niskie oceny lub brak promocji ucznia uważano za prześladowanie. Na wywiadówce śródsemestralnej (styczeń 1993 rok) nauczycielkę historii (Zofię Łukasz) ze Szkoły Podstawowej w Krempachach spotkało wiele przykrości i szykan od rodziców. Rodzice uczniów mniejszości słowackiej w związku ze słabymi ocenami swoich dzieci zarzucili jej, że prześladuje je ze względu na narodowość. Nauczycielka nie byla przygotowana na atak, gdyż do tej pory nie było nigdy zastrzeżeń tego typu pod jej adresem. Tym bardziej, że w tym czasie dwie uczennice z rodzin słowackich zajęły czołowe miejsca na olimpiadach historycznych. Nikt nie zważał na to, że nauczycielka ta jest w ósmym miesiącu ciąży. Również nauczyciele i dyrekcja, wiedząc, że są to bezpodstawne zarzuty, nie stanęli w jej obronie. Do pracy i sposobu funkcjonowania szkoły słowackiej mieszało się wiele organizacji słowackich. Robili niejednokrotnie wyrzutu nauczycielom, że „dobrze żyją z Polakami i rozmawiają z nimi w języku polskim”. Absolwenci słowackiego Liceum Ogólnokształcącego w Jabłonce byli uprzywilejowani przy egzaminach wstępnych na studiach w Polsce. Do tej pory wśród wielu nauczycieli w szkołach w Krempachach i Nowej 36 Białej jest lęk przed wprowadzaniem konsekwentnego nauczania i wychowania wśród dzieci o poczuciu narodowym słowackim. Nawet inne dzieci w szkole to dostrzegają i mówią: „Im to sie popusco”. 37 Pustelnica ze Spisza wobec konfliktów w Kościele Osiadła od jesini 1935 roku na Spiszu, charyzmatyczna pustelnica pani Mieczyława Faryniak, bardzo bolała nad zaistniałymi konfliktami narodowościowymi w Krempachach i Nowej Białej. Wielu, nie mogąc korzystać ze Mszy Św. w rodzinnej miejscowości, przychodziło na Msze Św. do Dursztyna, gdzie po drodze odwiedzali Panią ze Skałki. Wiele dzieci również u niej znajdowało dobre słowo i serce, uczyła je pieśniw języku polskim. W czasie świąt Bożego Narodzenia z młodzieżą odwiedzała domy z szopką, tak zwaną ,,Betlejemką”. O wydarzeniach, które zaistniały w miejscowościach poniżej Dursztyna tak wspomina: ,,Najsmutniej mi pisać o odpustach w Krempachach i Nowej Białej. Tutaj ludność trojaka: mało ludzi dobrej woli, poddającej się zarządzeniom Kurii Krakowskiej, wielu obojętnych, a najwięcej jest Słowaków nienawidzących Polaków, szczególnie polskich księży. Jakże męczyli dobrego ojca Zdzisława w Nowej Białej, omal nie bili go w kościele, gdy chciał nową liturgię wprowadzić. Na żaden sposób nie doszło i nie dochodzi do porozumienia. Mają klucze od kościoła, ksiądz tam nie ma wstępu, chyba za ich łaską proboszcz obecny odprawia jedną Mszę św. według nowej liturgii, a drugą po łacinie ze śpiewaniem słowackim. Ileż to kosztowało męczeństwa celebrujących tam księży. Gorzej jest jeszcze w Krempachach. W tej wsi ludzie dobrej woli są ignorowani. Kościoły zamknięte dla księdza polskiego i słowa polskiego, choć przecież młodzież obu wsi kształci się w Polsce, tutaj pracuje i wszyscy zarabiają polski pięniądz i mówią w domach po polsku. Nienawiść szatana ma tutaj swój wyraz, sprzeciwianie się Duchowi Świętemu, uznanej prawdzie. Zacytować można jeden fakt: jakiś ojciec nie pozwolił dzieciom przyjąć sakramentu Bierzmowania, bo polski biskup go udzielał. Na chrzest podróżowali na Słowację z noworodkami, bo tu polski kapłan…. Jak cierpię! Pisać o tym już nie mogę! Daremnie więc św. Katarzyna Aleksandryjska woła swym męczeństwem z obrazu w głównym ołtarzu w Nowej Białej- „WIARA ginie”! Daremnie druga patronka tej wsi, św. Maria Magdalena pokutnica woła z pól bielskich, gdzie stoi jej kaplica: ,,Ludzie, samemu Bogu się sprzeciwiacie”. Daremnie w Krempachach biskup męczennik, 38 trafiony kiedyś w obraz kulką Czecha, stojąc nad uzdrawianiem wijącego się w padaczce syna starosty rzymskiego, woła: ,,Patrzcie, Bóg jest, ja dla niego zostałem umęczony”. Są głusi! Gdy ksiądz zaczął pogrzebową pieśń polską w tym kościele, z chóru przygłuszyli ją chłopi jakąś inną, słowacką... A drugi patron wioski, św. Marcin, ten który tylu kościołom w świecie patronuje, jest zamknięty. Tutaj ci opanowani przez złego ducha sami sobie śpiewają pieśni, a w odpust dmą trąby bez kapłana przy ołtarzu. Nie wolno! Dawne hasło niemieckie: ,,Deutschland über alles”, tkwi w nich, bo byli w czasie okupacji nie w niewoli, ale pod protektoratem Niemiec. Dobrze im się wiodło, to hasło niemieckie weszło im do krwi i mówią w swej pysze: ,,My sme MY”, tzn. ,,my jesteśmy my”. Nie mogę powiedzieć by mnie cieszyły odpusty, na które tam chodziłam. Przyciągał jedynie Więzień Eucharystyczny, prawdziwy więzień, w którego, wpatrzona sercem- płakałam… Nienawiść, misterium szatana, nie może iść w parze z miłością Boga. Głębie cierpień Kościoła i ludzi z nim współcierpiących są niewyrażalne. To głębie cierpiących. To gorycz nie z tej ziemi, to smaki piekła, oparzenia i rany niegojące się, choć słonko świeci, trawy rosną i ptaszki śpiewają...” (Fragm. pamiętników pustelnicy Polskiego Spisza, pani Mieczysław Faryniak ,,Tchnienie Ducha Świętego”, T. II). Była również świadkiem sytuacji, w której odmówiono chrześcijańskiego obrzędu pochówku, jednej z kobiet z Krempach. ,,29 kwietnia 73 r. zaistniał fakt historyczny! W Krempachach została odprawiona w kościele, po raz pierwszy, Msza św. o godzinie 7.30 z Liturgią polską! Kluczy księdzu nie oddano, ale ci przewrotni ludzie byli zmuszeni otworzyć kościół św. Marcina i nie przeszkadzać Polakom. Ze wzruszeniem uczestniczyłam w tej Najświętrzej Ofierze, której dotąd w języku polskim nie było. Cierpienie ludzi dobrej woli i ofiarę zmarłej ciotki od Kuternogi to spowodowały - Bóg się zlitował! Ciała tej kobiety nawet nie pozwolono wpuścić do kościoła, ani nie wydano krzyża do pogrzebu, ani nie otwarto kościoła. Pochowano ją bez należnego jej z prawa obrzędu. Każdy ma przecież prawo być tak pochowanym, jaką wiarę wyznaje. Przewrotność, zaślepienie i wściekłość tych ludzi, którzy 39 Polski nienawidzą, jest tak wielkie, że choć mówią pięknie po polsku, piszą i czytają, to w bibliotece mają dzieła Sienkiewicza tylko po słowacku i w tym języku je poznają. Odnośnie do tego pogrzebu, rodzina zmarłej zaprotestowała u władzy, Jędrek od Maćka dopomógł, a pan Żmuda od spraw społecznych musiał wynaleźć paragraf, przysługujący katolikom pogrzeb katolicki, jeśli tego zażądają. -Uznać to musieli- więc z wolą, czy bez niej, skazano winnych pięciu zagorzałych szowinistów w Duchu Hitlera: ,,Deutschland über alles" i równoznacznie hasło słowackie: ‘’My sme my” z czasu okupacji- a więzienie i z zawieszeniem kary i zagrożono, że jeśli dalej dalej będą bezprawie uprawiać, to będą ukarani. Oni w swej pysze uznali, że ,,trpą za swój naród” i poszliby chętnie do więzienia, jako bohaterowie. Ta zasłużona, pobożna kobieta, wzorowa żona, matka i obywatelka wsi Krempachy, której mąż Michał Bednarczyk latami był ministrantem i chodził na Dursztyn na Mszę św. w ciągu tygodnia, gdyż jej w Krempachach nie było, - nie zasłużyła na to, by do kościoła, w którym kiedyś była ochrzczona, ślub brała i wiernie przy nim trwało, być z uszanowaniem po śmierci wprowadzoną i przystojnie pochowaną. Do tego prowadzi nienawiść, do tego szatan, działający przez ludzi, jest zdolny. Teraz kochane moje ,,ciotki” Krempaskie nie będą musiały chodzić pod górę na Dursztyn do kościoła, ale u siebie w niedziele wysłuchają Mszy świętej, o godzinie 7.30 rano. O tej wczesnej porze, by ,,Słowaków’’ nie rozdrażnić, ponieważ ich większość przychodzi na 10-tą na sumę w języku łacińskim, podczas gdy jeden z nich czyta lekcję po słowacku, z czego mają radość. O Boże i tak ciężko żyć w czasach tej okrutnej nienawiści człowieka do człowieka…” (Fragmenty pamiętników pustelnicy Polskiego Spisza, pani Mieczysław Faryniak ,,Tchnienie Ducha Świętego”, T. IV) Wiele kobiet przychodziło do niej po radę i wsparcie duchowe. Była ,,dobrym duchem” czasów nienawiści i zacietrzewienia. Krempaszanie wspominają ją nadal z ogromnym rozrzewnieniem i z wdzięcznością, gdyż była ona nieraz jedynym wsparciem w tych trudnych czasach. 40 Łagodzenie konfliktu Pomimo listów i mediacji ze strony ks. kardynała Wojtyły, dziekana spiskiego oraz przedstawicieli kurii, ks. S. Adamskiemu nie udało się rozwiązać konfliktu. Nadal msze odprawiano w kaplicy na plebanii, a Pierwszą Komunię Św. dzieci przyjmowały w innych parafiach lub w kaplicy. Ciągłe delegacje ze strony słowackiej i polskiej, nie wpłynęły na rozwiązanie konfliktu. Kapłan, nie zważając na przynależność narodową, wszystkie dzieci nauczał religii, udzielał Sakramentów Świętych i spowiadał. Klucze od kościoła nadal były przetrzymywane przez komitet parafialny słowacki. „W kościele mome teroz po słowiyńsku, potym sie tak, potym mome tyn, jako biskup potym tu był kościol zamkniynty u nos, nie odprawiało sie w kościele, bo nie wiym, słowiocy mieli kluce, ymm nie odprawiało sie na... Przedtym odprawialo sie w Łopusnyj to chodziyli jako ta Polsko strona do Łopusnyj chodziyli do kościoła. A ta słowiyńsko strona chodziyła do kościoła sie modlić. Chodź ksiondz nie odprawiol w kościele, ale słowiocy sie chodziyli modlić po słowiyńsku jak była, miała być mso, to sie modlyli rozaniec, to jo toto pamiyntom. W kościele choć nie było ksiyndza” (zał. nr 3, Maria Majerczak). Do wprowadzenia na powrót nabożeństw w kościele współziomków nawoływał bp słowacki Dominik Kalata. Prowadził on ożywioną korenspondencję z ks. Adamskim na ten temat. W czerwcu 1971 roku na stanowisku administratora w Nowej Białej następuje zmiana. Parafię objął ks. Józef Kozieł. Nowego proboszcza przywitali tylko Polacy. Msza św. byla nadal sprawowana w kaplicy w Nowej Bialej. Po długich i trudnych rozmowach z przedstawicialami słowackimi, pozwolono kapłanowi obejrzeć kościoły w Krempachach. Wspominał, że: ,,zawilgocone, brudne, stęchłe, brakowało świeżego powietrza”. Zaproponował również, aby mógł odprawić mszę świętą z modlitwami po słowacku, a drugą w języku polskim. Jak mógł przewidzieć, Słowacy nie zgodzili się na mszę świętą w języku polskim, nawet zaznaczyli, ,,że jak nas będziecie słuchać, to tu wytrzymacie, a jak nie, to pójdziecie z kwitkiem jak wasi poprzednicy” (archiwum prywatne Krempachy). W dzień odpustu św. Marcina 41 nie wpuszczono księży do kościoła. Dziesięciu kapłanów pojechało do Nowej Białej, gdzie w kaplicy na plebanii odprawiono mszę święta. Tak samo było 14 lutego 1972 roku podczas odpustu ku czci św. Walentego. Za zgodą ks. kardynała, roraty odprawiono pod krzyżem (wywiad z Zofią Łukasz oraz Małogorzatą Surma). Wielu Słowaków przybiegło nawet z widłami. Po awanturze ks. Józef Kozieł jednak odprawił roraty. Na następny dzień na krzyżu powieszono odezwę w języku słowackim, zaczynającą się od słów: „Ty zbałamucony księże, wynoś się stąd. Idź między dzikie zwierzęta”. Sprawą, która znalazła swój finał w sądzie, było zamknięcie kościoła i cmentarza w czasie pogrzebu Polki śp. Marii Kowalczyk. Kara i wyrok jaki wymierzo Słowakom, uzmysłowił im, że nie warto wszczynać awantur. Otrzymali wyrok 5 lat więzienia. Ks. Józef Kozieł wstawił się za nimi w sądzie. Miał na względzie to, że byli gospodarzami a nadchodziła pora zasiewów, więc nie miałby kto obsiać pól. Prosił, aby zostali zwolnieni. Karę wymierzono w zawieszeniu, lecz mieli oni zapłacić dość wysoką kaucję (z wywiadu z Zofią Łukasz i Małgorzatą Surma). W 1974 roku oddano klucze do kościoła ks. Józefowi Koziełowi. Jednak finanse kościoła pozostały w rękach komitetu parafialnego słowackiego. Ksiądz Kozieł zarządził nabożeństwa ekspiacyjne i wynagradzające w parafiach za wcześniejsze profanacje Najświętszego Sakramentu. Do kościołów powróciła msza święta, a z nią wierni. Duszpasterz nie wdawał się w jałowe dyskusje, stanął nad podziałami. Pokazał w ten sposób, że kościół jest dla wszystkich, bez wyjątku. Zjednywał sobie ludzi (Polaków i Słowaków) zacięciem gospodarczym (hodował owce). „W kościele mome teroz po słowiyńsku, potym sie tak, potym mome tyn, jako biskup potym tu był kościol zamkniynty u nos, nie odprawiało sie w kościele, bo nie wiym, słowiocy mieli kluce, ymm nie odprawiało sie na... Przedtym odprawialo sie w Łopusnyj, to chodziyli jako ta Polsko strona do Łopusnyj chodziyli do kościoła. A ta słowiyńsko strona chodziyła do kościoła sie modlić. Chodź ksiondz nie odprawiol w kościele, ale słowiocy sie chodziyli modlić po słowiyńsku jak była, miała być mso to sie modlyli rozaniec, to jo toto pamiyntom. W kościele, choć nie było ksiyndza, a potym przyseł tyn, to nawet, przyseł tyn 42 ksiondz Kozioł. To jus toto wiycie jak ksiondz przyseł Kozioł, powiedzioł, ze „Nie przysed do jednyf, ale do przyded do śićkiyf”. I on tak potym wzion i naucoł sie troche po słowiyńsku, bo my potym mieli po łacinie, na file my mieli w kościele po łacinie. Po łacinie sie odprawiało. Potym ze, nie wiym jak to był, co to kluc potym dali cy to był biskup, jo jus tego nie pamiyntom ne potym jus jak ksiondz cy to wzion, cy to kluc był odprawiało sie po łacinie, po łacienie w kościele, a była potym w swojym casie polsko była i słowiyńsko była” (zał. nr 3, Maria Majerczak). Natomiast Słowacy nie angażowali się w życie parafii. Stali na uboczu. Nawet nie finansowali remontu i malowania kościoła, a nawet utrzymania plebanii w Krempachach, którą wybudowali Polacy. Przykrym incydentem była również czynna napaść i zrzucenie ks. Kozieła z mostku do rzeki Młynówki. Wywołano go z nabożeństwa pod pretekstem pójścia do chorego. Wiązano to z jednej strony z sympatią, jaką okazywął rodzącej się ,,Solidarniści”, a z drugiej - z problemami narodowościowymi, z którymi się borykał. Momentem przełomowym dla budowania pozytywnej atmosfery we wspólnocie parafialnej był wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Ksiądz prałat Józef Kozieł dążył do zgody, wprowadził msze święte po łacinie z modlitwami, czytaniami i śpiewem słowackim oraz mszę świętą w języku polskim. W 1985 roku ks. kard. Franciszek Macharski poświęcił nową plebanię w Krempachach, do której budowy wydatnie przyczynił się Józef Łukasz. Ks. Józef Kozieł przeniósł się do Krempach. Po prawie 70 latach na nowo proboszcz zamieszkał w Krempachach, a kościół pod wezwaniem św. Marcina na nowo miał gospodarza. Wielowarstwowy konflikt narodowościowy słowacko-polski w parafii w Krempachach i Nowej Białej powoli się wyciszał. Kolejni kapłani nie mieli i nie mają takich problemów jak ich poprzednicy. 43 Zakończenie Każdy naród, każda wieś, pisze swoją własną historię. Nie zawsze są to chlubne karty pisane złotymi zgłoskami w księdze pamięci. Czasami społeczność przeżywa wieloletnie traumy związane z przeszłością. Są one wpisane gdzieś głęboko w świadomość. Najgorzej zaś jest wtedy, kiedy dzieli brak zrozumienia, przebaczenia i niewyjaśniona prawda. Tak jak w przypadku powojennej historii Krempach i Nowej Białej. Nie jest łatwo się z tym zmierzyć, gdyż wieloletnie stereotypy dotyczące trudnych czasów i powojennych kart historii do lat 90-tych XX w. nadal dzielą. Rozwiązanie konfliktu na tle narodowościowym polsko-słowackim w parafii w Krempachach i Nowej Białej wymagało ogromnego trudu, a także taktu ze strony władz kościelnych i duszpasterzy tam pracujących. Nie mogli oni liczyć na współpracę władz administracyjnych. Wieloletnia działalność duszpasterska doprowadziła do powrotu liturgii w kościele. Obecnie w tych miejscowościach msze św. odprawiane są na przemian w języku polskim i słowackim. W wioskach zapanował względny spokój. Czasami wydaje się jednak, że siedzimy „na minie”. Wielu rozmówców nie wyraziło zgody na wystąpienie przed kamerą. Woleli ukryć swoją twarz, chociaż na ścieżce dźwiękowej zostawili wspomnienia. Przyznają oni, że problemy narodowościowe, które skupiły się, z wielokrotną siłą zogniskowały się w kościele i były jak sami mówią „głupotą”, to jednak nie mają nadal odwagi stanąć z odsłoniętą twarzą i dać świadectwo. Dopóki wnikliwe badania historyczne i socjologiczne nie dotkną serca problemów i w prawdzie ich nie wyjaśnią na podstawie dostępnych źródeł socjologicznych, czy też archiwów prywatnych jak również dokumentów z Archiwum Kurii Metropolitarnej w Krakowie, dopóty te problemy będą dzielić mieszkańców wiosek i będą podatni na manipulacje działaczy mniejszości, często szukających swych prywatnych interesów. Wydawać by się mogło, że wielu duszpasterzy w miejscowościach z problemami narodowościowymi nie do końca zdaje sobie sprawę, że ta walka nie rozgrywa się tylko na płaszczyźnie narodowościowej, 44 ale, jak podkreślają rozmówcy, to walka „o rząd dusz”. Nie można traktować sporu jako ciekawostki folklorystycznej, ale należy go interpretoować jako głęboki problem socjologiczny i natury duchowej, który powstał u korzeni poczucia przynależności, że my jesteśmy my: „My sme my, i nikt nie będzie nam dyktował (a najmniej księża polscy), co mamy robić w kościele i jak żyć, my wiemy lepiej” (na podst. wywiadu z Józefem Łukaszem). Ciągła zmiana granic, brak poczucia narodowego z jednej strony, a z drugiej wieloletnie zaniedbania edukacyjne oraz brak odpowiednich decyzji administracyjnych polskich po II wojnie światowej i nawet słowakizacja w czasie wojny i agitacja słowacka po wojnie, spowodowały zamęt w świadomości ludności tu zamieszkałej. Dlatego tak łatwo ulegli wszelkim obietnicom i manipulacjom władz komunistycznych i agitatorów słowackich. Celem ich było doprowadzenie do zatargów na tle narodowościowym, co skutecznie przeniesiono na kościół. Upadł przy tym autorytet kapłana, przewodnika społeczności tu zamieszkałej. Dlatego obecnie tak ogromne nadzieje społeczność polska i słowacka pokłada w kapłanach tu pracujących. Mają dosyć waśni i niezgody. Tak jak wspólnie pracują, żyją, łączą rodziny, tak też chcą się modlić. Miejmy nadzieję, że praca badawcza, którą prowadziliśmy, pozwoli obiektywnie i w prawdzie zobaczyć sytuacje, które przeżyli nasi pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. Nie chcemy przeżywać powtórki z historii XXw. w czasach nam współczesnych. Razem chodzimy do szkoły, spotykamy się, rozmawiamy, wspólnie spędzamy wolny czas, razem się modlimy. I niech tak zostanie. 45 Streszczenie Miejscowości Krempachy i Nowa Biała po II wojnie światowej zostały dotknięte niespotykanym w innych regionach kraju, konfliktem na tle narodowościowym. Ewenementem jest to, że skupił się on przede wszystkim w kościele. To tutaj dochodziło do sporów i kłótni, w jakim języku będzie odprawiać się mszę św. i nabożeństwa po Soborze Watykańskim II, chociaż były jasne wytyczne na ten temat. Działacze słowaccy i mniejszość narodowa słowacka uważała, że wprowadzenie języka zrozumiałego do liturgii zaważy na ich poczuciu narodowym. Kapłani pracujący tutaj spotkali się z brakiem zrozumienia. Społeczność wiejska Krempach i Nowej Białej zawsze była z sobą silnie związana, razem pracowali w polu, pomagali sobie przy gospodarstwie, kiedy przyszła bieda, współczuli sobie wzajemnie. Po pożarach, które kilkakrotnie nawiedzały te wioski, razem odbydowywali stajnie i stodoły. Razem również budowali domy i wspomagali młodych na początku wspólnego życia w gospodarstwie. Zdarzało się, że zawierali związki małżeńskie pomiędzy nacją polską i słowacką. Problem zaczął się w kościele, chociaż ludność miejscowa posługuje się i posługiwała się, odkąd pamiętają najstarsi ludzie, gwarą zbliżoną do podhalańskiej. Antagonizmy na tle narodowościowym zogniskowane w kościele wykorzystała celowo władza komunistyczna i czołowi działacze słowaccy, którzy poprzez obietnice i możliwość lepszych, bardziej prestiżowych stanowisk, manipulowali ludźmi. Mimo wytężonej pracy wielu duszpasterzy problem na tyle był skomplikowany i głęboki, że musiała zainterweniować władza administracyjna poprzez wyroki sądowe. Jak drastyczny był to problem, świadczy fakt, że zamknięto kościoły, doszło do profanacji Najświętszego Sakramentu, co spowodowało interdykt na parafie i ekskomunikę na wiernych, którzy dopuścili się tych czynów. Budując prawidłowe relacje, musimy pamiętać, że tylko odpowiednio ukształtowana świadomość i życie w prawdzie są w stanie pokonać bolesne problemy przeszłości. 46 Dyskusja nad językiem i kulturą oraz poczuciem prznależności nie może być prowadzona w oderwaniu i izolacji od szerszego spojrzenia na specyfikę i charakter danej społeczności. Sytuacja polityczno – historyczna, jaką była komunistyczna ideologia lansowana przez administrację państwową, z marksistowską teorią na temat mniejszości narodowych, celowo wykorzystywana przez niektórych działaczy pozycji mniejszościowej grupy narodowej, a także wyjątkowy i specyficzny moment w reformie liturgii (Sobór Watykański II), która nabierała narodowego elementu przez odejście od powszechnej dotąd łaciny, komplikowała możliwość oceny zatargów ujawniających się w jaskrawy sposób w kościele. Co nie przeszkadza jednak wyciągnięciu właściwych wniosków. Dystans do koniunktury politycznej uwalnia duchowieństwo od niepotrzebnych podejrzeń i oskarżeń. Z pewnością analiza tak bogatej dokumentacji pomaga w zrozumieniu aktualnego stanu myśli, działań i zamierzeń społeczności parafialnej w Nowej Białej i Krempachach. Poznanie historii tych miejscowości przez kapłanów, nauczycieli tu pracujących oraz przez młodzież (w której jest nadzieja), pozwoli uniknąć problemów i konfliktów, z jakimi przyszło się zmierzyć naszym bliskim oraz kapłanom tu pracującym. Pozostawienie w okresie międzywojennym, aż do 1945r. w parafii Nowej Białej słowackiego kapłana- księdza Mosia, prowadzącego agitację na rzecz Słowacji, do tej pory warunkuje poglądy jego zwolenników. Ponadto historię komplikowała jeszcze działalność partyzancka oddziałów „Ognia”, które dopuszczały się kradzieży mienia i dobytku w tych wioskach. Rzutowało to na postrzeganie Polaków przez ludność spiską tu zamieszkałą. Stereotypy te są tak głęboko zakorzenione w świadomości starszego pokolenia, że przekładają się na ich widzenie świata dzisiaj. Celowym jest, by trudna historia pogranicza polsko-słowackiego i wzajemne relacje wśród mieszkańców pozostały dokładnie zbadane i opracowane, co na pewno przyczyni się do budowania opartych na prawdzie relacji pomiędzy ludźmi tu zamieszkałymi. 47 BIBLIOGRAFIA Źródła Informacje zgromadzone na zebraniu odbytym 7 IV 1957r. w Łapszach Wyżnych, protokołowana Jadwiga Bryda, kierowniczka Szkoły Podstawowej w Łapszach Niżnych, mszp., APK. List do Ministerstwa Oświaty w Warszawie z 1957r. podpisany przez 56 polskich nauczycieli ze Spisza i Orawy. Odpis, APK. Łukasz Z., Oświata i szkolnictwo w Krempachach w XIXw. i w pierwszej połowie XX wieku na tle historii Spisza, Kraków 1998/1999, mszp., praca mgr napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Henryki Kramarz, AWSP. Kowalczyk J., Akcja plebiscytowa na Spiszu i Orawie 1918-1920 w świetle różnych źródeł i opracowań, Nowy Targ 1995. Machary F., Moja droga do Polski. Pamiętnik, Kraków 1993. Mniejszości narodowe w Polsce muszą mieć pełna swobodę rozwoju kultury ojczystej, Gazeta Krakowska, 28 VIII 1957. Spisz , Otawa i Ziemia Czadecka w swietle stosunków etnicznych i przeszłości dziejowej, Kraków 1938. Trajdos T. M., Spisz i Orawa w 75 rocznicę powrotu do Polski północnych części obu ziem, Kraków 1995. Trajdos T. M., Szkice z dziejów Zamagurza, Kraków 1991. W sprawie szkół słowackich na Spiszu i Orawie, gazeta Krakowska, 25 VIII 1957. Bryja J., Stosunki narodowościowe na Spiszu i Orawie, Gazeta Krakowska, 1957 , nr 28. Kardynał Karol Wojtyła, Nauczyciel i Pasterz, wyd. Czuwajmy, Kraków 1998. Kumor B., Historia Kościoła w Polsce, Pallottinum, t. 2, Poznań 1980 Kultúrno-spoločneský časopis život 2011 január, styczeń 48 Pieniny. Przewodnik turystyczny, wyd. Sport i Turystyka, Warszawa 1966 Kardynał Karol Wojtyła, Nauczyciel i Pasterz, wyd. Czuwajmy, Kraków 1998. Język mniejszości narodowej jako problem duszpasterski... Praca magisterska, ks. J. Wieczorek, PAT Kraków, 2004 r. 49 Źródła socjologiczne Wywiady z: Maria Majerczak (z domu Wincek)- ,,od Grufa”l. 80- 12 XII 2012 (Nowa Biała) Jan Kołodziej- ,,Brodowskiego” l.77- 18 XII 2012 (Nowa Biała) Franciszek Brodowski- ,,od Czystka” l. 76- 8 I 2013 (Nowa Biała) Maria Jerdonek (z domu Kamoń)- ,,od Jerdonka” l.62- 19 I 2013 (Nowa Biała) Franciszek Półtorak-l. 56- 22 I 2013 (Nowa Biała) Zofia Łukasz (z domu Tomaszkowicz)- ,,ze Młyna” l. 81- 24 I 2013 (Krempachy) Jan Łukasz (zmarł 11 IX 2011)- ,,ze Młyna” l. 86- wspomnienia rodzinne Zofia Łukasz (z domu Chowaniec)- ,,ze Młyna‘’ l.47- 7 I 2013 (Krempachy) Stanisława Lewinska- emerytowana nauczycielka ZSZ ZDZ w Czarnym Dunajcu 15 I 2013 (Krempachy) Katarzyna Moś (z domu Bednarczyk)- ,,od Kruca” l.83- 2 II 2013 (Nowa Biała) Małgorzata Surma- ,,od Kowola” l. 78- 6 II 2013 (Krempach) Jan Makowski (Łopuszna) Józef Łukasz- ,,ze Młyna’’ l. 60- 7 II 2013 (Krempachy) Zofia Chowaniec (z domu Bukowska)- l.71- 4 II 2013 (Rogoźnik) 50 Pamiętniki i wspomnienia Mieczysława Faryniak- Pamiętniki, Tchnienie Ducha Świętego Trajdos T. M., Materiały i dokumenty, 2000 Archiwum prywatne, Zofia i Józef Łukasz, Krempachy Moś F., Roky 1918-1939 na severnym Spisi, Bratyslava 1944 Kwerenda przeprowadzona w archiwum szkolnym pracowni historyczno regionalnej (przy Publicznym Gimnazjum im. Jana Pawła II w Krempachach) pod kierunkiem mgr Zofii Łukasz 51 Załączniki Załącznik nr 1- wywiad z Janem Kołodziejem ,,od Brodowskiego” l. 77- 18 XII 2012 (Nowa Biała) -Nie powiedzielibyście nom, jak to było tak po II wojnie światowej? -Tak zeby ci opowiedzieć co? Mozym wom naopowiadać. -O to super! -Nedy som jesce starsi przecie. -Śićka nom tak godajom. Nedy nima. -To wchodźcie. -Oo to dobre. -Dzień dobry. *No dzień dobry. -Zacnyme, zacnyme od tego jak kopali te zakopy. -Wyopowiodojcie śićko. -Jo nosioł jeś bo moj brat chodzioł nojstarsy kopać te zakopy, Nimcy jyf tak nazywali, nedy zakopy, tu wołali z tymi zakopami. Ne to tu były cołkiym te zakopy pokopane, na boraf, tam do cisowyj skały. Wiycie dzie cisowo skała? -No, no, no. -No to tam het były tam potym tu przy smuntorzu przy tym tu nasym, potym tu były bunkry na smyntorzu. Bunkier taki piernicki był. I z tego bunkiera były te zakopy cołkiym na doł, ku tym lesie, ku brzeziu to kopane. Tam potym tyz na dole dzie jest tyn garbarnie mo yy Kalata tyn mo Maniek. Tam het były i teroz tam ku tymu tartaku tam były te zakopy. No a potym tu jak tyn prond nadeseł no to była bardzo tako... Było strachu w pierniki, bo tu ftory gzie w zakopaf, bo to te Nimcy sie chowali po tyf zakopaf a toci, Rusi atakuwali, niy? Mieli, na kościele były wyzaciongane telefony, droty telefonicne na tym, na w oknie tamtym dzie dzwony, na wiyrchu. Tam były wyzaonacuwane ne, ne, no to potym 52 jak nojgorsy tyn front, to ftedy tako mgła zakryła nasom wiyś cołkiym, to śićko het tam była, siedziała przez trzy dni była siedziala i przez trzy noce, jak jeździyły te samoloty to ni mogły ani bombarduwać, bo nie widziały, bo nie było widoku zodnego. To telo scynście było, bo byli by nom, zniscyli nos marnie wtedy. Tutok w tym, dzie sie w tym borze tam, to Niymcy, te Rusi nachodziyli tu a toci jesce Nimcy tu i byliby tu hoć to śićko jesce siedziało, potym sie onacyli, potym sie brali do gory tam, tam na Zaskale na tamtom, śićko sie wracało, ne to tu potym tako szczylawina była jak fras tu od boru, a tu w tym, potym jesce jak jus przed totyn front no to potym odpadof jesce był, tyf wybuchof rozmaityf. To tu u Mrozka tam na dole to tam zabiyło jednego klianta słowiyńskiego i dwof cywili. Tam od Losecki jednego kawalera i od Mrozka tys jednego. Spadła mina na to na na obore od Mrozka to śićkiyf trzof wyzabijało. No to potym co, potym, potym jak my krowy paśli w lecie, na lato, to tyf wybuchof było rozmaityf. Po borze, byledzie po lasaf, po tym. To strachu było we frasy. Nebo to śićko był zaruinowane zategowane. Nie było tak jak teroz, co wojsko chodziył po tym, kombinuwali dzie sie dało. Ne potym tyz u Kałafutki na gorze tys tam poszczylało. Dwof zabiyło. Prali wsyndzie granatami, potym, nej to doś tak potym przesło, potym co z tego, zaś banda zacyna ta ogniowo, tam te rozmaite złodziyje chodziyły. -Z Gronkowa, tak? -Gronkowiany chodziyły. Ej było strachu potym. My potym to ino tak tam przy oknie stoli, paczeli, ze dzie skoro przydom do kogo ta banda, te złodziyje. Ne to my tyn, bo jo tam odod Kołodziyja. Tam do Połtoroka przyśli te łatanki te z Gronkowa. Przyśli i zabrali im dwa konie, woz, świnie dwie zabrali na woz, naładuwali. Śićko im wziyni het nei pojechali. A dziadek nieboscyk to jesce dziadka ociec godoł: „To jo by siod s wami, jo by przyjechoł z koniami nazot”, „O to siednijcie, hej siednijcie”. Wziyni go. I co z tego jak zajechali hań ku smyntorzu ku tymu pogrzebanymu dziadka wziyni, gruf z wozu na ziym. Uciekli, wyśmigali konie i pojechali. Tak było. Toto to my tak, a nasi mama sie jak boła bo tyz kupiyła takie te połboty prze nojstarsom tom siostre tam, we Svicie jest teroz ta siostra. Kupiyli i dała te boty, boła sie zeby te złodziyje nie ukradły „Jo fcym schwać”. Wziyna włozyła pod blache, tam 53 jak sie polom pod blachami teroz i załozyła. Rano stanyła i słozyła ogiyń i zabocyła o tyf połbotaf. Złodziyje nie ukradły, a połboty sie spolyły. Tak płakaly potym obie z tom siostrom. Nie ukradli a połboty sie spolyły, nei tak było. I to rozmaicie było, bo potym przecie biyda była. Krowy paśli boso, nie było co obuć, niy. Tak całe lato boso cza było. Po borze jo pas czydzieści krow, po lasaf. Dawali jeś, bo to nie było. To od jednyj krowy było poł dnia ne na poł dnia jeś, a od dwof krof na cały dziyń. Toto tak my biydziyli jak my mogli. To cygany przeciez to nie tak jak dziś, co majom boty rozmaite ale wtedy smatami owijały nogi i szczympami pozawionzuwały i tak chodziyły. A tak jak ta umarła ta matka no tyj, jo jus tak pomarły ze staryj dziadki umarła babka to w zimie, tako zima była wse tak biydne płakały. Pytom sie na smyntorzu. „Cos tak płacecie” „Ne bo zimno w nogi”. Nie płakały za niom, nebo zimno to w nogi. Ne to tak my potym biydziyli jak mogli my małe dzieci. Rozmaicie było tak my biydziyli jak my mogli, zeby to jako wybrnonć z tyj sytuacje. Piekli te chleby, biydziyli, i mieli te zasiote i zytniom monke, z zytniej piekli, z tyj zytniyj to takie napiekli ze zymby zostały śićkie w środku, jak guma i śićko. Nedy to potym ta banda nojgorso była, bo chodziyli i kradli no to zabrali i tyf chłopf do gor, śtyrof. Wymorduwali w goraf chłopof. A tyz byli tu zsrajcowie z Białyj ludzie. Co fcieli jyf, nedy wyonacyć tam. To jesce tyn hań, tyn mojyj siostrzynnice chlop to przecie przesed dwa fronty i nic sie mu nie stało Łapśański. Tam go wziyni to jesce go czymali do ostatka, to potym, potym jesce roz Tichner tu przyseł, zeby jesce po polsku śpiywali, nebo puscome. Podpisali, ze niy, ze ni mozom go puścić. Trzy dni w budzie psiyj, psiokref siedzioł tam. Nareszcie if zamorduwal. Tak robiyli z ludziami niepoczebnie. Ne a w kościele tys rozmaicie było. Jo to nawet do Piyrsyj Komunie nie był. Nie było ftedy pojyncio, ani tak, ani tak. Cza było iś do spowiedzi tak ino. *Toś ani do Piyrsyj Komunie nie był? -Eee dzies jef był. Do grupowyj nie byłef, potym takie rozpiepszone śićko. Ne a jo jus był starsy potym to se myślym, co jo przeciez musym iś do spowiedzi, nie bem sie obziyroł. I takie bylo tu potym, te som front to bylo wtedy kie toci z tego tam, zostajali partyzanci w Krympachaf tam nabrali jedzynio tys, a ftosi przez zdrade zrobioł to ftedy jesce jak, był jarmak w Staryj Wsi. Od nos ludzie byli na jarmaku w Staryj Wsi, bo tam 54 jeździyli na jarmak. A toci potym pośli przez rodzownicom i obłade zrobiyli tu przy kościele, tu gzie jest teroz ta nowo remiza, tu stanyli odparli ogniń, bestio puściyli rakiety jak ftosi jechoł z Krympof tak puściyli rakiete palnom i puściyli do tyj pod Walantym tam stodoła spadła, tam dzie ta stodoła sie zapolyła, to śićka paczeli co to bedzie. Nei szczylali, a toci zrobiyli obstawe pod mostkiym potym tam na przykopie jef był, potym tam nizyj jesce tys był to było obstawione. A toci jak jechali z tym Biylany tys to if nie puściyli ba, musieli jechać za nami. Partyzanci piyrse, a oni za niymi, zeby tak. Nei toci szczylali to jak, to konie pozabijane tu przy kościele, trzy konie, to tys jednego tego mojego Łapśańskiego tego teścia tys wloz pod mostek tam przy tym, tu na przykopie tu gdzie, tak jak idzie ta przykopa tu do tartaku woda. Tam sie fcioł schować a Nimiec tam był. A na kozioł tak samo zaś. Tyn mioł zaszczelony świokier, a tego zaś do gor zwiyni, ziyncia, tam zabiyli tys. Od razu było tak. To toci porof tu pouciykal. Nie sło do głowy ze Biylany, nebo nie było pojyncio a konie pozabijali. I tyn jedyn partyzant tu lezoł, gdzie skoła jest, tam przy drodze, tam gdzie droga do tartaku jest, to tam zabity był. A potym zaziyrali my tam byli a drugiego wziyni go złapiyli i potym jak tego to jesce tee, toci, toci Gronkowiany nojwiyncyj tutok tarasiyli, chodziyli na te, na tego ognia odonacyli sie, ze oni som tym ogniym, ne ta banda ognia. Toci Gronkowiany chodziyły i kradły tys. To potym tyf łatankof tam wyszczyloł tyn „Ogiyń”. Bo tak ze na jego nazwisko chodzioł kraś do Białyj. No ale co, potym my zaś tak po trosce przychodziyli do siebie śićka. Do skoły my potym jus chodziyli, bo przed tym my tu nie chodziyli wogule do skoły. -A jak było w kościele? Po słowacku, po polsku? -Jak było? Po słowiyńsku było. Nedy za mnie, to jo chodzioł do słowiyńskiyj skoły. Po słowiyńsku było w kościele. Nawet tak było, ze organista choćkiedy zaśpiywoł po polsku piosnecke to ni mioł fto śpiywać, bo nie umieli ludzie. Dopiyro sie ucyli. No a z tym ksiyndzym z tym co był Moś cały ksiondz, to tys bylo. Niepotrzebne to narobiyli. Bo on tu fcioł, zeby, on tu zrobioł na tym, tu jak jest tyn mostek tam jak sie idzie do kościoła, tam elektrownio tako buda była zrobiono i on tam dynamo tam pozganioł i świycioł tam na tym potocku koło było i oświytlony był kościoł zawse oświetloł i nawet tam somsiodzi tam od 55 tego ciongli. Tak nas fcioł, zeby tu jesce zostoł to na siyłe wziyni i zgłosiyli do UB i przyjechało UB, nej tak lecieli, patrzeli nakładnym autym przyjechali przed fare tu dzie, to krzyceli, płakali. Poty strzylali do powietrzo, zeby tego ksiyndza nie brać. A poty do wiynziynio, siedzioł 9 miesiyncy we wiynziyniu za to ze nie fcioł odyjś z tela. Ze fcioł zostać tu a potym jak wyseł z wiynziynio, przydeł tu jesce na fare, bo sie fcioł pozegnać jesce od tyf tu parafianow, od tego. To poseł do suchannice, to przyseł tyn ksiondz to go wzion wyciongnoł ze suchannice i godo: „Te wiynźniku, uciykoj z tela! Co tu masz do roboty?!” Ksiyndzu tak, wiys? „Te wiynźynniku, uciekoj z tela”. Wyproł go het. To jak śpiywały w kościele po słowiyńsku to wyganioł if het tam w pole śpiywać. Nie w kościele po słowacku. Tak było, rozmaicie no tak. Ni ma co godać, to było przezycie normalnie. Jo nie posed do Piyrsyj Komunie, bo tyn z polskiyj ksiondz dawoł, tak starodowno ucol na gynślaf piosnecki, zeby śpiywać po polsku, jo nie umioł to se myślym jak jo sie mom obźyrać na nif tof se poseł do spowiedzi, bo co bedym robioł. No a inacyj co wom powiedzieć jesce takiego. Ne to potym, my jus tak gynsi paśli. Cza było gynśi paś. Tam koło mocydła zaroz tam poza tom skołe, tam my paśli gynsi het. AIe to była nojgorso robota, bo jak ci sie psokrew jedna dźwigła to leciały we frasy. Tak było. Jak jus były ściyrnie to baby z całyj wsi zganiały, po jednyj i po drugiyj stronie sły do gory, zganiały te gynsi. Wiys jaki robiyły krzyk te gynsi, potym sie pomiysały, zanim sie zaś ponajduwały. *Nedy koło kościoła godali, ze to gynsi rynek. -A potym zaś barany tys, ludzie baraniorze chodziyli zaś po jednyj i po. Z tego ludzie zyli. Tak było. -A była tu dzie jest teroz plebania jako kaplica? -Ne skondze, to dopiyro potym zrobiyli za tego, za Adamskiego. *Jo tam chodziyła na mse, tam sie odprawiało po polsku. -Za Adamskiego to zrobiyli tom kaplice dopiyro. E bo my potym jak toto, to my do kościoła chodziyli choć ksiondz nie odprawioł, a to był tyn Bąckiewic, to on narobioł śićkiego. To za Bąckiewica, przyseł Bąckiewic ne to go witali, grali, ne to go witali, orkiestra grała, to sie pytoł tam na tym mostku, tam taki był mostek, jak sie to po słowiyńsku dziynkuje, słowiyńsku podziynkuwać. A to po co miol sie pytać?! Mog po polsku 56 podziynkuwać. A tu jus fcof po słowiyńsku dziynkuwać.A potym tak dawoł pucowke, ze sie widziało, ze psokrew w kościele. Mse nie fcioł odprawiać a cyrki robioł, bo po polsku musi być, po słowiyńsku nic. Tak za to sie narobiył potym tego śićkiego. Adamski to potym jesce nojgorsy przyseł. Toto to był taki jak prokurator. Jo tego ni mozym zniyś, zeby we wypominkaf go ksiondz cytoł piyrsego w kościele za to... Wiycie jak on ciyrpiol potym?! On na raka potym był chory, bo jo wiym, bo jo lezoł w śpitolu taki z Orawy sy mnom i tak mi godoł, pytoł sie mnie. Nej godom, on lezy i opiekuje go ta kucharka z Orawy przy niymu. Opiekuje go, ale on ciyrpi niesamowite boleści. I to tak było. Potym tak. Tak to sie robiyło niepotrzebnie, no. Na siyłe śićko! Nie do sie na siyłe nic zrobić! Ba to musi być jako uczciwie zrobione. Pomału i ciyrpliwie byłoby dobrze. *Pokora i ciyrpliwość to podstawa. -Zaśpiywojcie i po słowiyńsku i po polsku śpiywali tys a potym niy, bo śicko musi być po polsku, neto jak śićko po polsku, to cysto po polsku a nie po słowiyńsku, nej tak. *Adamskiego roz spotkałaf jak był pogrzyb w Krakowie, takiego dyrektora Crakovii to on odprawioł, tam na cmyntorzu był. Ale to jus lata tys. -Była procesijo na Boze Ciało, ne solty posed to był od Paluska dziadek, no to ludzie rozkozali mu, zeby go pytoł, zeby były po słowacku piosnecki śpiywane i po polsku. Poseł ku niymu „Neto zrobcie tak, zeby po słowiyńsku i po polsku były piosnecki, tak, zeby my cośi tys nom popuścioł”, „Niy! Czysto po polsku!” Ne to potym tak dorobiyli, ze nie pośli z procesjom, bo nie puściyli go słowiocy. Zrobiyła sie tako awantura, co musioł sie wrocić z powrotym. Abo jak śluby były. Musieli iś poza granice ślub brać, bo tu nie dali, nie wolno w kościele. Nas Alojz był kszczony w Krympachaf w kościele przy tym grobie, ne w tym tu pod Walantym, bo tu w Białyj nie wolno było ochrzcić. *I fto go tam chrzcioł? -Ne Adamski. -Ale czemu w Nowej Białej nie wolno było? 57 -Ze nie wolno było? Ze kościoł zamknionty. Powiedzioł ze zamkniontu i nie wolno było odprawiać w kościele. A tu ani nie było poty poświoncki robionyj, ani... -Nie było poświoncki, ale to cały cos wisi nad Nowom Białom to jak nie wy, to na nif spadnie modlić sie za to. Kazdy sie musi modlić. Sićka byli grzyśni, nie ino jedna strona, ale śićka. *Jak była wycieczka do Bieszczad, tam były po wojnie te msze całe, to tyn przewodnik, a on był taki i powiedzoł ze cały rok som tu odprawiane msze świynte o uzdrowiynie, uwolniynie, bo jest tyle zła tam zrobionego. Toto te modlitwy, bo to jest tak jak tu w Białyj. Bo to przechodzi z pokolynio na pokolynie. -Abo baby chodziyły dzieci chrzcić na słowiyńsko. Tako baba musiała wzionś dziecko i iś tam. A do Piyrsyj Komunie z niymi zef jeździoł na Dusztyn, na wozie na zeleźnioku, koniym. A takiego wariota konia zef mioł. Ne bo wyścigi motorof były, nie pamiyntos? Jej raty! Toci bestio na motoraf bez Dusztyn jeździyli totym hudayjym , tak tyn koń sie boł, to z tego. *Na mse w niedziele, to zeście na pewno slysały w domaf, ze my chodziyły do Łopusnyj, na Gronkof, do Trybśa. -A jak ludzie zaakceptowali przynależność Spisza do Polski po II wojnie światowej? -Nedy sprzeciwiali sie i uciykali z Białyj na Słowiyńsko. Od nos moj brat Alajz i dwie siostry jus posły. -Bo tam było lepiej na Słowacji? -A jakze, po wojnie było lepiyj. Tam na Slowacji nie brali do wojny i u nos tys zyniatyf w ogóle, ba kawalerof. Nie wolno było, tako była ustawa. *W Polsce brali? -Hej w Polsce brali śićko. Tyn od Loski se przedłuzoł urlop i tam go dali do ognia i umar. Jak zef był u brata to odwiedziołef jego grob. My tam w Niedzicy z nieboscykiym mojym to my pojechali do Staryj Wsi tam na jarmak. Na granicy Rusek siedzioł w takiyj budce pytoł sie cy mo przepustke, to tata wyjon ksionzke z konia i pokozoł mu jesce do gory nogami. „Aa o jedź, jedź kamarat”. My sie potym śmioli. 58 -Czy mówiono coś albo obiecywano, że Spisz będzie należał do Słowacji? Ne było godane, ze mo spowrotym przys do Słowiyńska, ale tak sie pchało, pchało, pchało... Ne a teroz to jus jest śićko jedno, bez przpustki mozes jeździć dzie fces. -A cy były jakieś osoby, które mówiły o tej całej sytuacji? O zmianie granic? -E dy jo wiym. Oni podejrzewali totyf co wymorduwali. Za to if wywiźli do gor, zeby if pomorduwać i sie skońcy. *Ale skondście to wiedzieli cy Nowa Biało była przy Polsce czy przy Słowiyńsku? -Nedy to jo wim jak to sie mogło stać sićko? Kazdy sie odsknoł, ze jus my som przy Polscje, nifto nom tak nie godoł. To w Ćechaf tyn cały prezydent to popodpisuwoł śićko. To tys było zwionzane z Ruskami. Jesce wom opowiym jak moj tata tu sołtysuwoł to przysed wybiyrać, zaonacyli tu bestio takiego Ruska do wybiyranio podatkof. Pijocyna była okropno, a roz to nawet wepchoł sie na wesele i musieli mu dawać pić, jeś. Az nareszcie po milicjom zadzwoniyli. Dawoł ludziom, a piniondze nie odnosioł do urzyndu, ba potym za te piniondze zrobiol zabawe tam dzie ta nowo remiza teroz jest. Kozoł ludziom iś po sikiyre, ludzie mieli strachu a on romboł miyso i rzucoł to muzykantom jako wypłate. opr. M. Howaniec, W. Półtorak, P. Pietraszek 59 Załącznik nr 2 – wywiad z Franciszkiem Półtorakiem l. 56- 22 I 2013 (Nowa Biała) -Co panu utkwiło w pamięci będąc ministrantem w czasie konfliktu narodowościowego w Nowej Białej między tymi…? -Tak miendzy tymi dwoma stronami co było? nedy no bo jo zef był ze strony polskiej nie? - Tak ,tak wiemy - No bo jo zef był za księdza Galasa ministrantem. No to ile zef mioł wtedy lat? Jedenoście do dwunastu. No a puźniej przysed ksiondz Bąckiewic. Bąckiewic przysed za Galasa a on Inie mieskoł jesce na plebani, ba przecie u Aufona tam na dole. No i on musiał wysprzedawać dwie krowy jałufke mioł świnie no bo to zakonni ksiondzowie na parafi byli . Nej od Aufona tak koło księdza skakali bo to był ‘’if ksiondz’’ bo był słowiendzki! Ne no to mu i nawet sweder upletli nie wiem jak tam długo siedział cy miesiondz cy… ale pamientoć go pamientom nedy jo tam na dole siedzioł to go człowiek widzioł. -Dobrze. A czy pamięta pan procesje Bożego Ciała i co się wtedy działo? -Tak. No bo wtedy , dawniej te śtyry ołtoże były w koło cmentarza. No ale wysło potem wyzwolenie że mozna po wsi. Ne no to ksiondz św. pamieci Adamski wybrał się z procesjom bo kaplica była na plebani -Czyli była ta kaplica? -Tak na plebani .najpierw było. Jo jak jesce za księdza Bąckiewica do Łopusznej chodzili to ksiondz Bąckiewic wystarał się dlo babek bo nie chodził do kościoła a by fciły być na msy no to był choć jeden pokój! -Własnie to była osobna budowla czy tylko pomieszczenie? -Niy, niy to było pomieszczenie tu na plebani, nei z tego pokoju zrobili kaplice nie!? Z jednego. Nei później ksiondz Bąckiewic odesed bo jak będzie zmiana księdza to jus się pogodzyme do reśty no bo my Polocy chodzili do Łopusznej a słowińcy pospiewać do zamkniętego kościoła nei oni niebrali udziału we msach - Nawet w niedziele? -Tak nawet w niedziele, jedynie śli se pocytac lekcje bo ewangeli nie mogli bo ino ksiondz może nie?! No i pośpiewać pieśni słowackie. 60 -Nej jak my wyśli z monstrancjom z plebani to zatrzymali nas tam kolo studni ,,stop’’ –reste nie puscom i zaceła się szarpanina trocze no bo ksiondz sed z monstrancjom do śtyrów polski ołtarzów. Św pamieci jesce Wojtyła wtedy rzucił nedy klontfe na tyf ludzi, ekskomunikowal nif i to dość duzo ludzi z Białej bo znieważyli monstrancje -Ale dlaczego nie chcieli puścić księdza? -Nedy śićkie ołtarze były polskie. Polskie nebo oni nie chodzili do kościoła się modlić, a ksiondz w kościele tyz nie odprawioł. Neto cos oni mieli wspólnego z Bogiem: ani komuni nie przyjmowali , ani nie chrzcili, jedynie jak szli do innych wiosek; Dursztyna Waksmunda. Jesce pamientom scene jak ksiondz był Bąckiewic i jak odprawiało się msze w tej kaplicy tym jednym pokoju. Ale to takom scene ze co roku jeżdżę na Kalwarie jus 35 roków i nigdy jej nie odegrali i nie odegrają jak ftedy była!! Bo raz przysli słowińcy żeby zabrac ksiendzała to światło nawet wybili jak jus było przy plebani żeby nie było ich widac i żeby ich ludzie nie rozpoznali. *No ale Franek powiedz ftóre to chłopy!? Pamientos!? -Ne ftóre!? Ne Łojkowie, Giergasi, Kołodzieje ne wszyscy byli! Nei burzyli ne to mój tata musioł trzymać drzwi ne bo to chłopy dorosłe były nie?! A to twój dziadek ( Jan Półtorak) jesce groł na harmoni, organach ne bo organistom był. Nej ten ksiondz nie Galas ba Bąckiewic tak się boł ze legol het w końcu koło ściany i godoł ,, Babki chowajcie przykrywojcie mnie odziewackami bo juz mnie porwiom!” płakał. Juz mnie porwiom!” Jak pódzies na Kalwarie to aktorzy nie odegrają ci tego za Chiny! -A czemu chcieli wziąć księdza? -No jo nie wiem, bo po polsku odprawioł chyba -Ale się im nie udało wziąć? -Nie! -A czy to prawda że ks. Adamskiego zamknęli w szafie? -Tak ,tak ale to późniejsze lata siedemdziesiąte bo słowiocy nie fcieli żeby po polsku odprawioło sie msze. No bo jak wiecie dawniej o 13 miała być msza czysto polska ksiondz miał mówić po łacinie a ludzie odpowiadać po polsku . No bo Słowiocy mieli jus dwie msze slowackie o dziewiątej i jedenostej a jednej polskiej nie fcieli dać! I przychodzili i porzekszykiwali Poloków słowackimi piesniami na tej polskiej msy i 61 phali nas coraz bardziej ku ołtarzu nei do bitki dochodziło na policji to z pietnoście razy cza było się zgłaszać i tłumaczyć . No ale rzondowi to na renke no bo komuna była, im chodziło tylko o to żeby skłucic kościół! -Nei tak. Bo my byli przy Słowacji byli ino dwa lata od 1918 do 1920! Tu u nos w Białej są ludzie taki jak Janci że w drodze do Austrii kufa się mu nie zamknie a na ulicy to ani czesć nie powie, w drugom strone się obruci! -To kino tutaj było koło klubowni to jo nie mógł wleś! -Ale dlaczego? -No bo zef był Polokiem a to był słowieński budynek (oświaty)! Jak byf chodził na słowieńskom msze to by mnie za darmo wpuścili ale zem na Polskom to nie dali ani wejść! Tako była dzieci nienawiść do dziś jest będzie i była! -Czyli do dziś jest ta nienawiść? -Hee ! dalej jest! No przypoc się naprzykłod ten Janci! W Austrii to na każdy temat będzie godoł a w Białej w drugom strone! -Ale wszyscy mówią że są lepsze stosunki -Nedy wiadomo ,że som lepsze no ale dalej się to krenci przecie ten sam budynek o tym świadczy.. bo kto tam będzie mioł wstęp!? -Wiecie dzieci co tu jest napisane? Przecytać wam…? -,,Głośna stala się chociażby sprawa wydarzenia które miało miejsce w Nowej Białej. Otóż w roku 1967 księdza, prowadzącego wokół kościoła procesję obrzucono kamieniami. Na ten bluźnierczy akt, zareagował stosownie ówczesny metropolita krakowski Karol Wojtyła, który po przybyciu na miejsce rzucił klątwę na sprawców tego czynu.”-Spisz i Orawa . W 75. Rocznice powrotu do Polski północnych części obu ziem. -Nei tak było! -Ale rzucali normalnie kamieniami do księdza? -Tak ,tak i go nie puścili musioł się wrócić. A i godoli ,,dobrze ze jest polski i słowacki bóg bo jak by był tylko polski to by my jus w piekle byli!!” -Słuchojcie dalej… ,,zabrzmiały wówczas ponure słowa: […] i niech im zgaśnie światło 62 wszelkich pociech religijnych, tak jak zgasło światło tej łamanej świecy…Nastepnie zbeszczeszczony kościół został zamknięty na wiele miesięcy ‘’. Jak by się Polok ze Słowackom nie ożenił o i Słowiok z Polkom to by była katastrofa. -A czy ta kaplica dalej istnieje? -Nie! Zburzyli starom plebanie i kaplice, żywą historie!! A przecie było tyle miejsca za plebaniom. -A kto to zwalił tom plebanie? -Ne jak wfo zwalił !? Ludzie zwalili! -Ale Polocy cy Słowińcy? -Polocy i Slowiocy ale zwalili…polocy nieftórzy. -Ale dlaczego zwalili kaplice? -No bo była stara, była z tego roku co kościół -I tylko dlatego zburzyli takom ważnom kaplice? -Tak i niewiem jak oni mogli to zrobić przecie to była żywa historia, nawet ksiondz Kozioł gadał ,,nie dajcie tego zniszczyć” no ale potem księdza doszli do tego ze stare i cza rozebrać, bo żeby nie utrzymywać stare a to cza było zostawic przecie to historia. Kartka się straci i reśte nikt nie be wiedział o niczym i jak fto be pisoł będzie przekrencoł i prawda zaniknie…W tej kaplicy wszystko się odbywalo i śluby i chrzty nawet jom potem powiększono i poświęcono była! -Ale to takie poswięcone miejsce zburzono? -Tak bo kuria dała zezwolenie na jej zburzenie nawet ołtarz św. Józef zburzyli, nic nie zostawili, żadnej pamiątki. Wszystko wyrzucili do sypańca . I to jesce księdza do tego dopuścili. Przecie i religia tam była i wszystko tam w tej kaplicy i dziś ludzie gadajom ze nie było!! -A od czego się zaczął ten cały spór? -Oo on to już za naszych ojców był! -A pamięta pan cos z opowiadań ? -Tak nedy o to samo od wojny bo to była sprawa polityczna. Spis i Orawe przenoszono na Słowacje a potem spowrotem do Polski no to ludzie jus spiskowali. Ostatni jakieś dwa roki temu to jo zef gadał z mamom na ten temat to gadała ze w każdy piontek baby ze słowackiej 63 strony piekły kołoce, chleby bo w sobote przecie przydom ku Słowieńsku i nie będzie casu piec i tak co miesiąc. -I jesce jedno fcem powiedziec. Jo zef Polokiem bo mieszkam w Polsce i tu zef się urodził. Podtrzymujem i bedem podtrzymywał polskie państwo a nie ptrzył za siebie i robil bałamute tak jak to się do teraz dzieje min. tu u nos w Białej. Bo przecie my ino dwa lata byli przy Słowieńsku, dwa lata!! Jo jestem w Polsce i idem za Polskom! Tak jak to powiedziała pewna babka z Kacwina ,, jak to my mozyme patrzec teroz na Słowieńsko jak my som przy Polsce, nos Polska prowadzi, w Polsce jesteśmy Polska nom daje!!’’i to babka z Kacwina nom opowiadała tam ludzie nie waryjują. Tu u nos mniejszość ma większe prawa nisz my, większość, Polocy! -Nei to była tylko i wyłącznie sprawa polityczna i do dzis została za pieniądze! -Dzieci dobre ze to taki wywiad mocie żebyście wiedzieli jak to było. opr. M. Howaniec, W. Półtorak, P. Pietraszek 64 Załącznik nr 3 -wywiad z Marią Majerczak (z domu Wincek) ,,od Grufa” l. 80 - 12 XII 2012 (Nowa Biała) -To śićka chodziyli do Slowiynkskiyj skoły(1939-1945), bo polskyj skoły nie było. I tak jak jo to jo chodziyla czydziesty dziewionty, śtyrdziesty, śtyrdziesty piyrsy, drugi, czeci, cworty i pionty my chdziyli bodejze do maja. W śtyrdziestym piontym do maja my chodzili do słowiynskiyj skoły a potym bo byli ze Slwiynska tacy nauciciele byli a potym już tak zacyno sie rozlatuwać potym przyśli już tacy nauciciele przysed taki Misterko był z babom i on tam siedzioł dzie teroz ta klubownia je i on nos zacoł ucyć ale jesce byli sobie słowiynscy dwof naućicieli tacy co u Czysca siedzieli Sobko i ta jego tyz baba nei to oni nos jesce ucyli tys po Słowiyńsku ale i po polsku. Potym nie wiym kiedy to jak ze tys słowiocy słowiyńscy ucitiele pośli jus, wziyni if het na Slowiyńsko i potym jo ino telo pamiyntom ze my chodzili 2 miesionce jo chodziyla do polskiyj skoly. 2 miesionce nie wiym cy to był maj i jun bo my chodziyli do gwar… Pamiyntom ze my jesce 2 miesionce chodzili do polskiej skoly bo mie potym tyn Misterko godoł tak, bo jo zef się Doś dobrze w skole ucyla i godoł mi tak, bo chćfto nie fcioł iś do polskiyj skoły iśc wis do polskiyj skoły, co tam bem chodziyl do polskiyj skoły a tyn Misterko co był nauciciel zeee bo jo zej sie pisała Winckowo godoł mi tak wiycie co Winckowo? Ale wy se zrobcie jesce te 2 miesionce ze do polskiyj skoły bo zebyście mieli świadectwo, bo fto nie chodzioł to potym świadectwa ni mioł. A jo jesce chodziyla pamiyntom zef jesce chodziyla 2 miesionce do polskiyj skoły i jo jo nie znom polskiyj historyje nic jo teroz nasi oćkiedy jak przydom, opowiadajom to sie śmiejom zy mnie ze jo nie umiym ale jak jo mozym umieć jak jo nie chodziyla do polskiyj skoły. Umiym cytać, po polsku przecytom i potrafiym tys godać, bo my w doma godome gwarom, no bo tak godome, gwarom godome no ale po polsku jakby padło to by tyz jus nie chet tak perfekt no tak jak na mieście cy dzie no ale potrafiym. Potrafiym przecytać ne to, rachunki tys nee ee ucyć sie ale jednyj historie to jus nie wiym polskiyj. To jus niy mozym powiedzieć bo jo sie nie ucyla to nie ucyli. -Dobrze. A jak ludzie zaakceptowali decyzję o przynależności Spisza do Polski po II wojnie światowej? 65 -Ne jo tak pamiyntom ze zaroz po wojnie to nie było, było tam ze porow se takiyf rodowityf polokof co jus sie przyzyniyli tam ze Sieniawy z konsi tam byli tacy, ale tak to my śićka chodziyli do słowiyńskiyj skoły i kazdy był ne no Słowiokiym, ne ne po Słowiyńsku my chodziyli, bo potym jak zacyni toci ne ze juz po polsku, przyśli ksiyndzowie tys ne to potym musieli chodzić i ucyli sie śpiywać po polsku, bo u nos po polsku nie śpiywali ani przed wojnom tys tak tu bul taki ksiondz Moś to on byl z Trybśa ne to był biskup Sapiecha jesce byl i on tyn biskup Sapiecha mu dowoloł coś my byli pod Polskom jo tak słysała bośmy byli pod Polskom a on nom dowoloł ze mozom odprawiać po Słowiyńsku i po Słowiyńsku choć byli pod Polskom to po Slowiyńsku sie odprawiało ludzie sie modlyli, nedy nie było jesce przed y przed wojnom, to bylo do dwudziestyf rokof cy jako, nie wiym. Nie wiym tak dokładnie, ale wiym ze po słowiyńsku i u nos po Polsku nie śpiywali i tak jak potym nastali toci ksiyndzowie. -Czy wcześniej mówiono coś ludziom o tym, że Spisz będzie należał do Słowacji? -Nifto nom nie obiecywol, my sami cekali. Ludzie tak cekali, ze jo pamiyntom ze moja babka to godała tak bo opowiadali tak a w sobote jus przydyme ku słowiyńsku. Bo tak, takie to bujdy puscali ze jus przydyme ku Slowiyńsku. To moja babka jus piekła w piontek chlyb, bo godala tak ze jak w sobote przydyme ku Slowiyńsku to bedzie wielko radość to nie beme kiedy mieć casu kiedy chleba upiyc. -Czyli pani mama się cieszyła, że będzie do Słowacji należal Spisz? Wszyscy sie ciesyli, bo bylo mało takiyf z pocontku po wojnie ludzi co... Dlaczego się ludzie cieszyli? Nebo nom tam bylo dobrze przy Słowiyńsku przecie. -Aha. Dobrze. -Dobrze nom było! Jak prond cy co, dobrze nom bylo tam bylo pod Słowiyńskiym. -A czy przyjeżdżały jakieś osoby, które przekazywały ludziom, wam o tym co się dzieje? -Nie. Nie nikt nic nie opowiadał, zodyn. Tak było jak przysła milicjom bo to nie wołała sie policja ba milicjom. Ne to ta jak baby na ulicy, jo wiym cy to tak duzo bab było to kamieniami rzucaly do nif, do policjantow 66 i pamiyntom takom jednom babke a juz nie zyje co piyrso rzucala kamienie do milicji a potym byla takom polkom okropnie sie zrobiyła. A jak my odpadli my wszyscy byli jednako tak jak wom godom a po polsku nie umieli śpiywać dopiyro potym chodziyli tak po domaf ucyli sie śpiywać jak polscy ksiyndzowie jus przyśli. Nebo potym jus u nos zeby po polsku było bo jak my jus odpadli ku Polsce no to zeby jus po Słowiyńsku sie nie modlić ba po Polsku. -A czy zaraz po wojnie tutaj u nas w Nowej Bialej uczono w języku polskim w szkole? -No jo ino wtedy pamiyntom ze jo ina 2 miesionce chodziyła a potym... -A to było po wojnie, tak? -Po wojnie, po wojnie. Hmmm... Ale byli jesce uciciele. Jacysi to byli uciciele co ucyli, ale jo jus poty nie chodziyla do skoly ale jesce byli tacy nauciciele co jesce ucyli po słowiyńsku. Ze tutoj ze Słowacji tu z niedaleka byli co ucyli i ucyli takie divadla ucyli grać takie po słowiyńsku takie teatry, teroz to wolajom tak a po słowiyńsku sie wołało divadlo. Jo sama grała, to my byli tacy młodzi my byli nie bylo dzie iś to my sie schodziyli i divadla grali. -A jakie były relacje między ludźmi o poczuciu narodowym słowackim i polskim? Kłócili się? -O hej.. Kłócili sie. I tak sie zdarzylo ze matka była, jak powiedzieć, słowiocka a dziywka była polka, bo ona juz miała chłopa poloka cy co to matka jom tam wyszczonsała i wybiyła ze jak ty potrafis być polkom jak jo cie urodziyła, jo jest Słowiocka. Tak było. Przezywali sie i roźnie było. -A jakieś takie sytuacje, takie żeby opowiedzieć, które pani widziała? -Yyyy nie. Nie wiym. -Czyli była taka nienawiśc między ludźmi? -Ooo wis nienawiść była. He. Byla tako nienawiść. -A czy ta niejasna sutyacja administracyjna rzutowała na kościół? No państwo jo tak jus potym nei była tako starso to koś... tyn, państwo nie zabraniało zeby po słowacku abo co. Ino tak jak ksiyndzowie przyśli to oni tak tylko zwalcali, zeby nie było po słowiyńsku, zeby było po polsku. Ci zaś słowiocy nie fcieli popuścić, bo oni byli naucyni po slowiyńsku, jak za tamtyj Polski po słowiyńsku sie modlyli i śpiywali tak, potym zaś my byli przy słowiyńsku, po słowiyńsku i po polsku śpiywali, 67 po słowiyńsku, po polsku nie śpiywali. Ne to choćfto nie fcioł przystać na to niy? Ze sie nie be dzisiok, tacy byli starsi ludzie to choćftorzy godali „Przecie sie teroz nie bemy ucyć po polsku sie modlić i śpiywać jak to od malutka po słowiyńsku śpiywali”. To było tak, hej bylo tak. -A co się utrzymało do teraz, jakie zwyczaje z tamtych czasów? Np. w kościele? -W kościele mome teroz po słowiyńsku, potym sie tak, potym mome tyn, jako biskup potym tu był kościol zamkniynty u nos, nie odprawiało sie w kościele, bo nie wiym, słowiocy mieli kluce, ymm nie odprawiało sie na... Przedtym odprawialo sie w Łopusnyj to chodziyli jako ta Polsko strona do Łopusnyj chodziyli do kościoła. A ta słowiyńsko strona chodziyła do kościoła sie modlić. Chodź ksiondz nie odprawiol w kościele, ale słowiocy sie chodziyli modlić po słowiyńsku jak była, miała być mso to sie modlyli rozaniec, to jo toto pamiyntom. W kościele choć nie było ksiyndza a potym przyseł tyn, to nawet, przyseł tyn ksiondz Kozieł. To jus toto wiycie jak ksiondz przyseł Kozioł, powiedzioł, ze „Nie przysed do jednyf, ale przydeł do śićkiyf”. I on tak potym wzion i naucoł sie troche po słowiyńsku, bo my potym mieli po łacinie, na file my mieli w kościele po łacinie. Po łacinie sie odprawiało. Potym ze, nie wiym jak to był, co to kluc potym dali cy to był biskup, jo jus tego nie pamiyntom ne potym jus jak ksiondz cy to wzion, cy to kluc był odprawiało sie po łacinie, po łacienie w kościele, a była potym w swojym casie polsko była i słowiyńsko była i.. Byl tyn Kozioł był zgodzioł sie, a potym nie wiym co to było cy to przed tym byl tyn ksiondz Błonckewic, jo nie wiym kiedy to był tyn Błonckewic był jako polocy chodziyli zeby msom dać cysto polskom, ze była cysto po polsku. I ta msza miała być o piyrsyj godzinie po połedniu, nej zawse ci słowiocy nie fcieli dać zeby była cysto polsko, bo na polskiyj, na słowiyńskiyj msy śpiywali tyz nief bedzie „Niech Bóg uwielbiony”, „My fcyme Boga” na słowiyńskiyj śpiywali i oni potym jako słowiocy nie fcieli dać zeby była o piyrsyj cysto polsko. Ftedy byla bałamuta, ftedy była bałamuta i to potym byl tyn kościoł, to było przed tym, przed tym ksiyndzym Kozłym, bo potym zamkli tyn kościoł. Potym zamkli i nie odprawiało sie. To przed tym było. Zanim ksiondz Kozioł przyseł po łacinie, po słowiyńsku my śpiywali, potym swojym casym zeseł jynzyk słowacki. I tak ze, ze mieli 68 swoje i toci mieli swoje i tak do dziś tak mome. Nebo do dziś tak jest ze som dni co jest po słowiyńsku a po polsku. Ale teroz sie tak, teroz sie jus tak godo, uzgodniylo. Chwała Bogu ze tak je. Po słowiyńsku śpiywano, po polsku śpiywano i modlol sie. -A przed ksiyndzym Kozłym, jak zeście byli tacy mali to pamiyntocie zeby było po łacinie? -No było. No downo byla łacina. No, no to po łacinie sie mse odprawiały. Wiys my jesce umiyme „Ojcy nas” po łacinie, ale tak jak jo, jo była w tyf Nimcaf, w tyj Austrii jef była ne to tamok byl ksiondz, była tako mso po łacinie, e to jo jak była na tyj msy to jef wiedziała „Ojcy nas”, „Wierze w Boga”, to po, po łacinie. I hej, śpiywało sie. „Wierze w Boga” przy msy śpiywali i „Ojcy na” ne śićko byl po łacinie, po łacinie ksiondz. -Jakie są teraz relacje między słowakami a polakami? Ne teroz nedy to sami wiycie. -Ale tak Pani zdaniem? Polocy na słowiyńskiyj śpiywajom i słowiocy na polskiyj śpiywajom, teroz ni ma takiego ze... -Teraz już nie ma takiego że to są Polacy a to Słowiacy? -Teroz i zyniom sie razym, nedy i zabawy som i śićko to jus teroz lepiyj razym jest no. Bo kazdy mo swoje, tyn idzie na tom, tyndy tyn idzie na tom, tyn idzie na tom tak jak im pasuje. Ne to telo, bo inkse co. opr. M. Howaniec, W. Półtorak, P. Pietraszek 69 Załącznik nr 4 – wywiad z Marią Jerdonek (z domu Kamoń) ,,od Jerdonka” l. 62 - 19 I 2013 (Nowa Biała) -Widzicie tu jesce my byli przy Austro-Wyngierskim, wis tu pise Jedunek, Uj Bela. Nova Bela paczcie sie tu jesce my bylki przy Austro-Wyngierskiyj granicy. -Nie są po polsku. -Ne cośty po polsku, ani po słowiyńsku niektóre. Nova Bela śtyrdziestyczeci rok paczcie się jesce my bili przy Austro-Wyngiyrskiyj granicy. Kielo my byli przy słoniyńsku? -No na chwile, na chwile tylko dwa lata od 1918 do 1920. -Nei tak widzicie dzieci, jo tu mum takie dokładne. Jak dziadek przeprowadzoł pole i widzis tu potym w tisionc dziewiynćsetśtyrdziestym roku. -Ale macie te fajne dokumenty! -To było dobrze jak ciotka pochowie śićko. Tu jesce jest….. To jest całe wyngierskie, gdzie mos po słowińsku, wis to jest śićko wyngierskie, to jest śićko z jednego roku. To było przeprowadzynie pola, to tego co mume we Frydmanie … Widzis tu mos tys jesce, widzis, to mos śićko przy Austro-Wyngiyrskiyj granicy. O tisionc dziewiyńćsetdrugi rok jesce mom poczoj jakie to stare. A wiys co to to jest toto jak dziadek na piyrsyj wojnie światowyj zginuł. Jedrunek Franek Maria, babka. Uj Bela widzis tak sie nazywała Biało…. Jerdonek Walenty, Jedronek Walent paczoj jakie rozleciane mom papiery. Paczoj babka od Seligi dawała pole, Bednarczyk Walenty jako Łoś Wojciech, widzis jako dłużnik, widzis jakiesik dłuźniki, pola były, ale toto śićko paczoj to Jerdonek Walent, toto śićko było przepisane po Austro-Wyngiersko widzis to pola jak rozdawali cy jakosik. To to wszysto 1884 rok. Tak, no, to stare śićko mocie. Pocekojcie Weronika Jedronek to to jus było potym w Polsce. Tu mos jesce widzis, to jus jest słowiński, poznocie. To jest jus ,,Słowiyński Śtat’’ , ale cyje to jest? Michał Galuś to jest nasyj jesce. Widzis to jus toto i wtore to jesce, wtory to jest rok? Nie wiyme nic co to jest. Nima nima bo fto wiy co to jest ,,menorabi,, to ,, pocie ku su statku,, jakiesik tamok diabli wiedum. -Pisze w którym roku? -Niy, nima włośnie. Tu nima nic, ino była tako tablica, ne to by jo słowiyńskie ,,Ten cio dobiti pan byli to pouzite, pre taky rozruch sztatov albo kona ktory je dwarokov ,, Ale co to jest? -Tu pisze 1920? 70 -Ale to było cosik inkse dzieci. To to nie wiym co to jest. Cosik inkse, ale co to nie wiym. Te je zaś to to jest…. Widzis jakie my mu stare papiyry. To to jest jus, jakiesik co jedna w ciunzy, ta jak jakiesik rodzin Wojciek Jerdonek, Janowie Jerdonek, Józefowie. To to wis zaś je AustroWyngierskie tisionc śtyrystaśtyrdziestydziewionty rok te, paczoj sie! Tys jakiesik, bo to było przy Austoro, ciekawe kiedy to kuźwa ftosik dziesik, bo to po piyrsyj wojnie światowyj dziadek był, e to śićko jesce be z tego. To jest jus Jan Jeddonek no to jus dziadek nas. Ale co to? Ale to je przecie jesce stare, e roboki jus zrejum pewnie . Co to jest toto nie wiym. Nie wiym co to. Macie coś takiego o Słowacji? -Tu jest tys. -Takie o administracji lub coś? -E wiys ze jo dziecko nie wiym. Te pamiyntum jak nasi mama od Kamunia wse gadali ze nasi tata byli na frońcie w tisionc dziewinćsetśtyrdziestymcworty-śtyrdziestypiyonty rok, bo ftedy się Walek urodziuł nas tyn co umar ksionc, dwudziestegodziewiątego stycznia śtyrdziesty pionty rok bo to taty nie było. Jesce byli na fruńcie. Telo ino pamiyntum ze te dwa roki, o słowiyńsku to jo ci tak dziecko nic nie opowiym. -Jakie były rela je między słowakami a polakami jak przepychali się w kościele, była msza o pierwszej czysto polska? -Nimiała być cysto polsko! Przestańcie! Bo ksionc nie odprawioł cysto po polsku tak jak jest teroz odprawio, ale po łacinie ksionc a ludzie zeby seśpiywali po polsku. Bo naprzykłod jo chodziyła…. babka twoja [Maria Moś] chodziła do słowiyńskiyj, ale zadania odymnie odpisywała. Bo my wse byli tu w polskiej kalsie. Wiys dzie my się ucyli? Tam na blychu dzie jest ta straś teroz wytawiono. Tam my mieli ino klase. I tam dzie ośrodek było podwórko, to cały dom był taki stary bo wiys tamok my mieli ne śićkie klasy. Klasa polsko się ucyła się tam na brzysku. A klasa słowiyńsko zaś tu dzie klubownia i tu dzie Łabudzianki siedziały ino. -Czyli były dwie szkoły? -Tak polska i słowacka. Oczywiście nie było tak jak teroz „A” i „B”. Jo z nasy… Jo wysła skole całą polską. A buduwali tum skołe nowum, co się jus wy uczyłyście. To jo jus w nij ino była myć okna. A tak to jo jus skuńcyła skołe, jo jus wysła skołe ino jakosik myć. No to telo było. Ale jo chodziła tam na brzyzek. Ucyły nos Łabudzianki, pani Grzebak, pani Mogiylsko potym. Mnie Mogilsko jus nie ucyła, ino pani Grzebak i Łabudzianki, ale bracia jak my tak cosik toto do Paluska zef chodzili z totą torbą i tam zef dawała odpisywać lekcje. Bo nas Sylwester 71 chodziuł do słowiyńskiyj, a potym duzo poprzepisywanyf było w sustyj i siudmyj klasienedy, potym my mieli duzo. Ne tys tyn skuńcuł skołe z tyf roków co jo choć jest rok starsy Benek od Macioka był przepisany, Helina od Majercoka, Spirciak śićko do polskiej się poprzepisywali. Przepisuwali się potym do polskiej skoły, potym przysedł Papież [nauczyciel] kto fsioł iść do skoł to się przepisywoł. Nei potym chodzili cy do Jabłunki cy do Miasta. No msum odprawiali o dziewiuntyj i jedynostyj, o ósamyj rano bo o jedynostyj było po słowiyńsku , wiym, bo wydzwuniali. Odprawiali po łacinie a po słowiyńsku śpiywali ludzie. A o piyrsyj zaś to jak my byli takie małe dzieci niy, chodziyli my do sustyj ,,co to nimoze być po polsku,, niy? Tak mu godoł: ,,Jak oni maja tu po słowiyńsku śpiyw to tu nief tys będzie po polsku,, Dziadek was groł [Jan Półrorak]. Ale potym ho ho kiedy to było, nie potym co z tego jednum nedziele po łacinie odprawiali a po polsku śpiywali nie dali! Drugum niedziele dzieci moje nie dali! Czecium nie dali, tak się potym tłumacuł:,,Pod krzyz wychodzili tam śpiywali. Ne to od Giyrgasa nieboscyk to jo jesce kielo razy mu godała to mnie rzuciuł nie do aswaltu, bo były skole, kie mnie śmignuł przez płot przez murek. Jo jus myślała ze po kryngosłupie. Rynte by mi płaciuł do dziś, jak by się co stało! Ne bo wis tak robili i potym w kościele przestało się odprawiać, ne bo się bili. Bo się bili. -Czyli nie dali odprawiać po polsku? -Coś ty !!! Ne i potym jus do Łopusnyj fto ścioł to chodził a fto niy to śpiywali w kościele. Jak nas Walek mioł prymicje w tisionc dziewińćsetsiedymdziesiuntym roku to przeseł koło kościoła dzwuny biyły no, ale msy nie było, nie wolno było odprawiać. W kaplicy mioł prymicje na farze. -Opowiedzcie nam coś o tej kaplicy. -Za ksindza Bunckiewica powstała tako kaplica, tak żeby babki miały gdzie chodzić. W niedziele nie była mso. Ba to Była mso w taki dziń, dopiero potym jak ludzie nie chodzili do kościoła to śićko toto chodziyło do Łopusnyj ta jak my. A bylefto chodziuł do Trypsia jak Ulka od Wajdy, ne wiys od Mariana niy? Od Wajdy. No to przecies była ze słowiyńskiyj struny, no to una chodziuła do Trypsia, guniuły do Trypsia, no jak bez msy być w niedziele. Powidźcie cy nie była gupota? -No tak. -Był, bo ta jedna mogła być msa, bo to wstyd, niy? Nei na grzundki nie była do kościoła, bo komuna była przecie jak byście wiedzieli. No to potym jak się to skuńcyło to wszystko tisionc dziewińćstosiedymdziesuntympiyrsym rok, potym jus chodzili do kaplicy 72 za ksiyndza Adamskiego, ksionc Adamski ze zatwierdziuł biskup kaplice rzund się zgodziuł, żeby była kaplica. Tam potym jus były Kumunie, Kszty kto fcioł to mug iść. Bo Krympasany chodziyły. -Tak? Tu do tej kapli? -Tak! Tak chodziyły. -Dlaczego ją zburzuli? -Nebo jak wystawili plebanie nowom. A teroz po co tum kaplice było jak przecies mume w kościele. Teroz przecies jus w kościele jest. No niy? -No tak, ale to nie było tak, że Słowacy chcieli ją zniszczyć? -Nedy tak to było powiedziawszy. Plebanie buduwali, niy? Mało kto ze słowiyńskiyj struny chodziuł ku tyj plebani, no mało. Cza powiedzieć, bo jo to dobrze wiym, bo koło ksiyndza Koniorczyka chodziyła, ze babki ftore rynciska miały to porzynosiyły po stówtce niy? Jus nie wiym co mozym powiedzieć, bo potym to moze by jus młodzi chodziyli ze moze by zniscyli ze to fcieli piniundze babki z rynty. Rozumies? No takie babcie no. Ne to a potym sum ksiunc Koniorczyk powiedzioł ze cza zburzyć, ne to ludzie zburzyli niy? Nei ze kaplica nie musi być, ze jest dobrze w kościele. A ale! Jak by się narobiyło bandy, tak było powiedziane ze tam dzie ta salka katechetyczno to ze tam będzie kaplica. Tak jest powiedziane. Tak było powiedziane, ze tak będzie. Przecie jus się tak nigdy nie zrobi, bo przecie wyście jus młodzi, to becie mundżyjsi. Jak babki dziadki tak cza powiedzieć jak jest ne bo to ino babki i dziadki niy? Bo my to były co. Ale to się zacyło w seśdziesiuntympiuntym albo cwortym, nie wiym dziecko dokładnie. Ne bo ci tak nie powiym. Wiym ze w seśdziesiuntympiyrsym rok jak to co to było spokój, bo nasi tata umarli. W seśdziesiuntym roku i był skopój, bo my dzwunili, seśdziesiunty piyrsy. Ci godum zen w seśdziesiuntypiuntym roku jak posły do miasta doskoły co to były, no. No to my się ucyli po polsku, a cymu to my niy mnieli mse po polsku niy? Potym napisali list. -Do kogo? -Do biskupa ze tu młodzież się upumino, nei biskup kozoł, ne ale co s tego jak uni nie dali. -Nie dali nawet jak biskup kazał? -Niy, ne to biskup kozoł, ne to biskup zatwierdziuł tum mse o czynstyj tum co miała być po polsku śpiyw, bo to miało być po łacinie. Bo to dopiero potym ksiunc nieboscyk Kozieł w siedymdziesiuntympiyrsym roku, nie pamiyntum cy w siedymdziesiuntympiyrsym zacyło się odprawiać w kościele cy w siedzymdziesiuntymdrugiym tego ci nie pamiyntum. Ino ksiunc pamiyntum Kozieł jak pzryjechoł do Białyj wsiedymdziesiuntym roku, a tego to tak dobrze pamiyntum ze jesce 73 pzryjeł do nos co jef zapamiyntała ze przyseł do nos. W kaplicy się jesce odprawiało jak ksiunc nieboscyk Kozieł był. Jesce pzryseł do nos do Kamunia i godoł ze cy jest prawdopodobnie wyśniyńcany młody ksiunc. No i godojum niy? Jo jesce godała i posła za Walkiym, bo un jesce rumboł drzewo pod jatum ,,ty, bo przyseł nowy probosc,,. Bo Amaskiego nie było. Przyseł nowy probosc, bo Adamski się jus pakuwoł, no a tyn przyjechoł, no jo nie wiym jak to tak i cośik tego fcieli. Dobra godum ,,ty ale przy kości,, do Justyna godum ,,ty ale przy kości,, a ksiunc stoł za mnum. Nei tak ze potym jak Walek tys nei, to potym tak nei on tak potym chodziuł po wsi i un jokosik potym zorganizuwołzacyło i w kościele zacyło sie odprawiać, potym biskup przyjechol poświńciuł świątynie oczywiście. -A czemu się nie odprawiało w kościele? -Tymu się potym bo się kref poloła. -Ksiądz nic nie muwil takiego w kościele? -Nie ksiunc, to wysso ranga biskup, nie wolnotu jus był potym ekskumikuwoł kościół. Tak dzieci było! Ale się chwała Bogu ulozyło i jest dobrze. Nie ma się cym przejmuwać, no tyle było. -A jakie były w tedy stosunki między polakami a słowakami? -Ne nie dobre były stosunki, bo to widzis ze cowiek tego takie ludzie odcuwali do siebie nienawiść. Tak było! Tak było! Ne bo cymuś by to mi nimogli, cymu dać! W Polsce jo nimozym mieć, to było dziecko, to było. I była nienawiść. Teroz jus się ludzie unormuwali i jest super, bo jedni majum i drudzy majum, jak by nie było wszystko jest wporzundku, niy? Ale ftedy nie było tak. Młodzież się włucyła po zabawaf jak pijani, to wis jak się bili jedyn z drugiym. Jo całe zycie nie chodziuła, bo się boła. Nie tak dzieci było, takie było! No! Jesce co wum powiym to chwała Bogu, ze jest dobrze. No. Dziynki Bogu ze jest dobrze no i jest super.,, opr. M. Howaniec, W. Półtorak, P. Pietraszek 74 Załącznik nr 5 – wywiad z Franciszkiem Brodowskim ,,od Czystka” l. 76 - 22 I 2013 (Nowa Biała) -To do dziewiytnostego roku, jak piyrso wojna była ta potym Beneś zaprzedoł nos. Bo my byli pod zaborym jako Słowiocy. Austro-Wyngry, a potym Ciechy przejyły. Była Ciesko-Slowiyńsko Republika. Ne to widzis un potym ślunsk jak była piyrso wojna światowo ne to Polokum odebrali-ślunsk. Nei potym na słowiyńsku syćki toto weśli na cynść śpisa śtyrnoście dziedzin i śtyrnoście orawy. To pozostało przy Polsce a drugo wojna to w czydziestymdziewiuntym roku to potym odebrali Słowiocy spowrotym. Te śtyrnoście fsi śpisa i śtyrnoście orawy. Nei po wojnie zaś toto potm ściungli do Polski i tam jest po dziś dziyń. Co wum wiyńcyj mogym powiedzieć? Bo toto dobrze wiym. -Powiedzcie nam czy tam, gdzie jest teraz plebenia nie było takiej kaplicy? -Nie było. My fse chodzili się po słowiyńsku, a ksiunc odprawioł zafse po łacinie. Ne a potym jus zaś przysło to wiycie o tym trochę ze po polsku…. *Ne ale tu na farze zrobili kaplice. -Nie dali, ze przyśli polokum potym odprawiali po polsku, a słowiokum jus po łacinie. A my se śpiywali po słowiyńsku i potym nie wiym co tam dosło, bo jo tam na fare nie chodziuł. Ne potym cy ksiunc ruciuł kluc cy potym nie przyśli, cy jus nie chodzili do kościoła. Potym Wojtyła ustanowili kaplice i tam się modlili. -Czyli była ta kaplica. Tak? -E to tak se na farze…. *Na plebani takie zrobili. -No to właśnie zrobili coś takiego na starej plebani? Było takie coś? Było. Nei potym jus choć jako było. Polocy pisali i ksiyndzowie. Śićko prowdy nie pisali. Bo polocy fsyndzie majum. W kozdym państwie, nief będzie cy na wschodzie, cy w Nimcaf, cy w Amaryce. Fsyndy Polokum wolno. A Słowiokum jus tu nie dopuściuł Wojtyła. Tak było. Było potym pisane do Rzymu i potym dowoluł, jako papiyżym był. Bo inacyj by było tys tak jesce fse. No krzywdiyli dużo. Jako tu na Śpisu krzywdzili no! Jak posło poselstwo, papiyż jus Wojtyła to nie było przepisane tu na Śpisu. Telo wum powiym. 75 -I potem jak wysłali do Rzymu, to papież pozwolił? -Tak hej! W kozdym jak to sie powiy inacyj tak praktycnenie zebyście napisali po polsku. Kozdym narodu wolność tu doł. -Czyli tak jak by wolność sumienia? -Tak. Nie ino ze Polocy fsyndy mieli a tu nie fsieli dopuścić na Śpisu i na Orawie. Jesce dziś nie jest tak jak by miało być. -Czyli to było tak, że się podzielili na Polaków i Słowaków, tak? -No to teroz się jus tu pomiysali i się miysajum jo dziś nie poznum nikogo tu z tyf mlodyf. A pirwyj jak się zynili to fse ino chodziuło o majuntki wiyńcyj. Nie brani z drugiej dziedziny i z trzeciyj. Dziś niy, dziś młodzież nie paczy, ino paczy na piyniundze. To ino poza granice i na tym im nie zolezy jus, na niycym. I widziym jak idym do kościoła to wiym jak siedzum i po murze i idum do kościoła albo nie idum. Tak jest przy młodyf dziś. Jo widzym i opserwujym tys. Ne wum bem wiyncyj godoł. Jak fcecie iść o wojnie to jak wojna tu była. -A po wojnie jak zmienili granice? Jak się u kłócili, jakie były stosunki między ludźmi, jak oni żyli tutaj w sąsiedztwie? -To nie było tu Spisu. -Ale jak było tutaj zaraz po tym jak zmieniono granice. Jak ludzie odebrali to, że Spisz który był częścią państwa słowackiego, został przyłączony do Polski? Jak potem było? -E to wiyncyj ksiyndzowie przyciungali. To ksiyndzy duzo wina. *Nie wolno na ksiyndzy godać. -Wolno, prowde dziś czeba. Dziś jest. -Nam chodzi o prawde. -Prowda miejsca nima. -A kłócili się lub była takie jakieś sytuacje, które wynikły z tego, iż jedni czuli się Słowakami a drudzy Polakami? -Przed tym niy. Ne to te seśdziesiunte roki to były spory. -A było tak, żeby się na przykład bili? -Ne to to jus tam. -Mógłby pan nam opowiedzieć? -Jo tego nie słuchum. -Aha. Nie wyciąga pan tego. -Co wum wiyncyj bem godoł. Nedy tako prowda jest. 76 I tu zabili śtyróf chlopof. Dwuf uciekło na Słowiyńsko, a śtyróf wywieźli w góry i zabiyli. Jak tyn guraś jest to jesce mu teroz zrobiyli pumnik, ze on zalcył a fasistami. -To była ta banda ,,Ognia”? -Banda ,,Ognia”. Jesce zebyśmu pumnik dali. Nei co un mioł do roboty ze bojuwoł z kumunistami. Wojna wojnum, bo on był na fruncie, a po wojnie co un mioł w śtyrdziestymsustym jak tu przyseł to wykrod. -No właśnie mówili nam, że on tu kradł. Krod. Krod kunie, krowy co mu przysło. -Te skóry ,,u Wierka”. -Śićka nie ino u Wierka, uno u Czystka tys wykradli. U Krzoka, u Katryny zostały siyroty. U Scurka, u Grucki no. I jesce mu pumnik zrobili, bo wielki bohater. Nie śmieć być tu opruc Poloków, Słowioków, Zydów. opr. M. Howaniec, W. Półtorak, P. Pietraszek 77