Opactwo - Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów
Transkrypt
Opactwo - Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów
Opactwo Brede Rumer Godden Opactwo Brede Przełożyła Teresa Lubowiecka Tytuł oryginału: In This House of Brede Projekt okładki: Kamil Kwiatkowski Redakcja: Iwona Misiak Korekta: Anna Nowak Imprimi potest: Opactwo Benedyktynów L.dz. 147/2011, Tyniec, dnia 20.09.2011 r. † Bernard Sawicki OSB, opat tyniecki ISBN 978-83-7354-392-8 Wydanie I: Kraków 2011 © Copyright by Rumer Productions Limited © Copyright for Polish translation by TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów ul. Benedyktyńska 37 30-398 Kraków tel. +48 (12) 688-52-95 tel./fax: +48 (12) 688-52-91 e-mail: [email protected] www.tyniec.com.pl Druk i oprawa: TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów [email protected] Wszystkie postaci występujące w tej książce są fikcyjne, ale wiele epizodów opiera się na prawdziwych faktach. Niektóre zaczerpnięte są z życia i opowieści dame Laurentii McLachlan i siostry Mary Ann McArdel z opactwa Stanbrook. Chciałam stokrotnie podziękować wielu klasztorom i mniszkom benedyktyńskim, szczególnie angielskim opactwom Stanbrook, Talacre i Ryde. Pragnę również podziękować panu M. Kinihiro z Centrum Informacji Ambasady Japońskiej (w Londynie) za stałą pomoc, a poecie Jamesowi Kirkupowi za zgodę na zacytowanie fragmentu jego książki Return to Japan (Powrót do Japonii). R.G. Prolog Mottem było słowo Pax, ale otoczone koroną cierniową. Pax – pokój, ale jaki dziwny – nieustanny trud i znój, mało widoczne efekty; narażenie na stałe rozproszenia i nieoczekiwane żądania, krótki czas na sen, niewiele wygód, czasami ograniczenia w jedzeniu; lęk przed niezadowoleniem i brakiem zrozumienia; a jednak pokój – niezachwiany, pełen radości, wdzięczności i miłości. „Pokój mój daję wam”. Zwróć uwagę – pokój nie z tego świata. Penelopa Stevens nigdy nie zapomni tego ranka. Był to dzień Nowego Roku. – Co tym bardziej sprawiło, że ten dzień złamał mi serce – powiedziała później swemu mężowi Donaldowi. – Złamał serce? – Penny mogła sobie wyobrazić nutę rozbawienia w głosie pani Talbot, gdyby to usłyszała. – Czyż pierwszy dzień roku nie jest odpowiednim czasem na rozpoczęcie czegoś? Dla Penny nie był to dobry czas na robienie czegokolwiek. Ona i Donald przetańczyli Sylwestra do czwartej nad ranem na jednym z tych jego „ważnych” przyjęć. – Pewnie dlatego byłam taka niewyraźna – stwierdziła Penny. – Pani Stevens, zwracałam się do pani już dwa razy! Jest pani tu, aby pracować, prawda? – Przepraszam, panno Bowman. Joyce Bowman była osobistą sekretarką „wielkiej kobiety”, jak Donald nazywał panią Talbot, więc liczyli się z nią ci, którzy chcieli 7 awansować, co Donald zawsze podkreślał. Przez moment palce Penny stukały w klawisze maszyny do pisania tak szybko, że litery pozbijały się i musiała zacząć jeszcze raz na nowej kartce. Trzy arkusze! – mogła sobie wyobrazić zrzędzenie panny Bowman. – Nie powinna pani dostać tej posady – przełożony maszynistek powiedział kiedyś Penny – w ogóle, gdyby nie to, że pani Talbot poczuła do pani sympatię. – Poczuła sympatię do mnie? – Penny zdziwiła się i odparła. – Jak to możliwe, ona jest taka zimna… jak sopel lodu. – Sopel lodu to dobre porównanie – uznała pani Talbot, kiedy dużo później Penny opowiedziała jej tę historię. – Miałam zwyczaj ostudzania ludzi. Dalej mam. Muszę się tego oduczyć. Penny czuła, że coś się dzieje. Pan Marshall z Departamentu Prasy Zamorskiej przez cały tydzień zajmował biurko w gabinecie pani Talbot. Musiały być rozmowy – ale one odbywają się często – to musiały być spotkania prywatne. Gdyby Penny ujęła w słowa to, co przeczuwała w związku z tym tygodniem, potwierdziłyby one szepty, jakie krążyły w całym departamencie: w biurze wakowało stanowisko jednego z czterech kontrolerów i pani Talbot miała je zająć. A ile kobiet zajmuje stanowisko kontrolera w całym departamencie, zastanawiała się Penny. Tego ranka skrupulatnie punktualna pani Talbot spóźniła się, i to bardzo. Kiedy dotarła, kolejka ludzi ustawiła się do niej, telefon dzwonił nieustannie, jeden za drugim; wewnątrz biura wrzało, a na zewnątrz biuro pracowało normalnie jak każdego dnia. Telefony dzwoniły, dzwonek pani Talbot wzywał, posłańcy wchodzili i wychodzili z dokumentami, trzy maszyny do pisania – Joyce Bowman, starszej maszynistki Cyntii i Penny – stukały, a biurko Penny pokrywało się jak zwykle stertami kalki, taśmy i papieru. – Pani Stevens, czemu nie może pani utrzymać ładu? 8 Penny spojrzała na widok za oknem. Okno ich biura wychodziło na północno-wschodni Londyn, zza swojego biurka Penny mogła patrzeć daleko ponad dachami na wąski zielony horyzont Hampstead i Highgate. Nowy biurowiec zasłonił wieżyczki i wieże katedry Westminster, ale widać było dzwonnicę ponad jednym z budynków. Coś się stało z umysłami ludzi, od kiedy człowiek nauczył się budować biurowce wyższe od strzelistych wież, pomyślała Penny i zarumieniła się, kiedy zorientowała się, że nie jest to jej własna myśl, ale zasłyszana od pani Talbot. – Czemu się rumienisz, mówiąc o swojej Talbot? – zapytał kiedyś Donald, rozbawiony. Penny wiedziała dlaczego, ale nie powiedziała tego mężowi. Donald odczuwał wrodzoną niechęć, jaką mężczyzna ma wobec kogoś, komu jego żona jest oddana. – Możesz być lojalna, nie oddając się w niewolę – dodał z niechęcią. – Nie jestem zniewolona – ale Penny nie powiedziała tego; kierowana mądrością większą niż wynikałoby to z jej wieku, przestała rozmawiać o pani Talbot. Początkowo, w podnieceniu związanym z przyjęciem do biura pani Talbot, paplała – myślała teraz – i przechwalała się. – Pani Talbot to nie tylko dyrektor, to… – Penny nie mogła dokładnie wyrazić, za kogo uważała panią Talbot – ona jest wyjątkowa – stwierdziła niezręcznie. – W jakim sensie? – Donald uniósł brwi. – Jest jedyną kobietą na stanowisku dyrektora. Podlegają jej i mężczyźni i kobiety. – To musi być trudne dla mężczyzn – powiedział Donald. – To nie jest trudne – odparła – to łatwe. – Musi być wspaniała – Donald odpowiedział tak oschle, że Penny powinna mieć się na baczności. Ale dla niej pani Talbot była właśnie wspaniała. Uważała oczywiście, że Donald był także wspaniały. 9 – Nie wiem, dlaczego ożenił się ze mną – powiedziała do panny Bowman. – Jest bystry i przystojny, czyż nie? – Penny szukała potwierdzenia. Panna Bowman musiała przyznać, że Donald jest wyjątkowo przystojny, chociaż widziała go tylko raz, kiedy przyszedł po Penny do biura. – I taki popularny, ludzie go lubią – mówiła Penny – jest błyskotliwy w rozmowie, i utalentowany. Pisze! Penny stwierdziła z podziwem: – Kiedyś wyda książkę. Nie wątpiła o tym. – A ja umiem gotować, szyć i takie tam rzeczy – dodała. – Prać, prasować, sprzątać i robić zakupy – panna Bowman popatrzyła na dłonie Penny. – I chodzić do pracy, i przynosić całkiem niezłą pensję. – Donald zarabia dużo więcej – Penny była szczera. – Daleko zajdzie. Wszyscy to mówią. Ja mu tylko pomagam. Była pozbawiona ambicji, zwłaszcza odkąd wyszła za Donalda. Penny miała dziewiętnaście lat i była mężatką – panią Donaldową Stevens, ale Donald powtarzał jej, że jest beznadziejnie naiwna. – Może to lepiej dla twojego męża, że taka jesteś – zauważyła panna Bowman, a Penny kompletnie jej nie zrozumiała. – Powinnaś pamiętać – dodała Bowman – zawsze pamiętać, że wybrała cię pani Talbot. Kiedy Penny wchodziła do gabinetu pani Talbot, stawała się inną Penny, kimś samodzielnym – Penelopą Stevens. Wciąż nie wiedziała, dlaczego tak się dzieje. Pani Talbot oczekuje od ciebie, że będziesz sobą – nawet więcej niż sobą. Uczę się od niej, myślała Penny, ale to nie wszystko, jest jeszcze coś więcej. Pani Talbot sprawiała, że Penny jakby się prostowała. Pewnego dnia mogłabym nawet stać się elegancką kobietą. Nie, to zbyt wygórowane życzenie, ale mogłabym być staranna, skromnie marzyła Penny. Zauważyła różnicę w swoim sposobie ubierania się, chodzenia, odzywania się lub milczenia. Nawet Donald to zauważył. 10 Co Penelopa wiedziała o pani Talbot? Bardzo niewiele. Miała na imię Filipa, ale jej rówieśnicy w biurze nigdy nie zwracali się do niej Fil, zawsze Filipo. W przeciwieństwie do Penny i innych kobiet pracujących w biurze, ona nie pracowała na określonym stanowisku, ona robiła karierę, która miała ją daleko zaprowadzić. Współpracowała z mężczyznami na równych prawach. – Wysoko postawionymi mężczyznami – opowiadała Penny. Często była jedyną kobietą zasiadającą w radzie lub uczestniczącą w spotkaniu, na przykład w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Penny, jako najskromniejsza członkini biura zewnętrznego, rzadko spotykała panią Talbot. – W sam raz – stwierdził superintendent, ale Penny stawała się „na obraz i podobieństwo Talbot”, jak to określił Donald. Jeden błąd w liście i list odsyłany był z powrotem. Zabronione było wymazywanie gumką. Nie miało również sensu wychodzenie z biura codziennie o piątej – Jeśli jest praca, którą trzeba zrobić, to zostajemy dłużej – powiedziała pani Talbot, kiedy przyjmowała Penny do pracy. Forma „my” wskazywała na zdolność utrzymania personelu w dyscyplinie przez panią Talbot. Jeśli ludzie pracowali ciężko, ona pracowała jeszcze więcej. – Czy twoja szefowa nie ma wcale życia prywatnego? – pytał Donald. – Ma apartament w Highgate, gosposię o imieniu Maggie i kota syjamskiego, który wabi się Griffon. Powiedziała mi o tym – oświadczyła z dumą Penny. – Książek nie wypożycza z biblioteki, tylko kupuje. Czasami zamawiam je dla niej. Książki różnego rodzaju, niekiedy po francusku – opowiadała Penny – a także po łacinie. Czy wiesz, że na nowo uczy się łaciny – w jej wieku! – Ile ma lat? – Czterdzieści dwa. Wydaje przyjęcia – powiedziała Penny z rozmarzeniem. – Czasami w porze lunchu robię dla niej zakupy. Każe mi wtedy brać taksówkę. – Jakiego rodzaju zakupy? 11 – Och, szczególny rodzaj imbiru, wędzone pstrągi i pâte, profiteroles. – Penny zapaliła się do pomysłu, żeby na urodziny Donalda podać salaterkę pâte de foie gras. – Jeden z tych słodkich, małych słoiczków, ale wystarczająco duży na dwoje, kosztuje czterdzieści pięć szylingów! – Czy pani Talbot jest przystojna?– oto następne pytanie Donalda. – N-nie – odpowiedziała Penny – ona… jest raczej bezbarwna, ale… – jak ona, Penny, może wyrazić wyjątkowość pani Talbot? Coś… coś charakterystycznego, pomyślała. – Ona jest szykowna – stwierdziła. – To kwestia pieniędzy – uznał Donald, ale Penny wierzyła, że nawet gdyby pani Talbot była biedna, to i tak wyglądałaby elegancko – Jednak jej stroje są bardzo proste – powiedziała. – Do biura zakłada kostium, prosty kostium, buty na niskim obcasie i jedwabne pończochy, a nie nylony. – Pozuje na mężczyznę – natychmiast skwitował Donald. – Nie, wcale nie – odparła Penny. – Jej włosy są długie, błyszczące. Na małym palcu nosi pierścionek, nie sygnet, tylko wielką perłę. Jest prawdziwa. Powinieneś zobaczyć jej gabinet… Biuro wewnętrzne wyróżniało się, niepodobne do innych pomieszczeń. Ściany miały kolor zielonego bluszczu i białe oblamowanie. Zastanawiam się, jak przekonała do tego Ministerstwo Pracy, rozmyślał Donald, kiedy Penny mu to opisała. – Być może nie musiała. Pani Talbot ma swój sposób na przeprowadzanie spraw, które chce załatwić i jest w tym konsekwentna. – Ma obraz na ścianie – dodała Penny – Sisley’a. – Czy to oryginał? – Oczywiście. – Hm, musi zarabiać jakieś cztery tysiące funtów rocznie i pewnie ma je tylko dla siebie. Kto jest jej mężem? – spytał Donald. 12 – Nie wiem – odparła Penny. – Teraz nie ma męża. – Wdowa czy rozwiedziona? – Myślę, że jest wdową. – Czy ma kochanków? Większość kobiet z jej sfery ma wielbicieli. – Jeśli nawet ma, to jej osobista sprawa. – Penny ostro zareagowała. Dziwnie przykre było dla niej to pytanie Donalda. – Daje odczuć, że nikomu nic do tego. W biurze rzadko rozmawia się na jej temat. – To musi być dość niezwykłe. – Ona jest niezwykła. Powinieneś zobaczyć jej zegar! Zegar podobał się Penny nawet bardziej od Sisley’a. Wyglądał jak duży zegarek na rękę, złoty repetier, który leżał w pudełku na biurku. Był ciężki. Penny podniosła go kiedyś, gdy panna Bowman poleciła jej odkurzyć biurko, po tym, jak podmuch wiatru podczas burzy wrzucił śmieci przez okno. Cyferblat otaczała oprawa z niebieskiej emalii i złota, grawerowana maleńkimi listkami; wskazówki to czyste złoto, i jeszcze ma dzwoneczek o bogatym i słodkim brzmieniu, który, jak panna Bowman powiedziała Penny, może rozbrzmiewać co kwadrans. Pewnego dnia Penny zaniosła dokumenty do pokoju Filipy Talbot – panny Bowman nie było w biurze, a Cyntia wyszła na herbatę – stała tam, aż pani Talbot popatrzyła na nią. – Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – zabrzmiało to sarkastycznie i Penny zarumieniła się, ale musiała odpowiedzieć, choć zabrzmiało to dziecinnie: – Jest prawie kwadrans po trzeciej – wyjaśniła – mam nadzieję, że pani zegar zadzwoni… – pani Talbot sięgnęła po zegar, nacisnęła guziczek i dzwonek zadzwonił trzy razy, a potem zagrał melodyjkę. – Dziękuję – wyjąkała Penny – dziękuję. – Ja też to lubię – uśmiechnęła się pani Talbot. – Teraz… już idź. 13 O wpół do dwunastej, w poranek Nowego Roku zebrali się dyrektorzy. Pan Marshall poszedł, a pani Talbot została, ale Cyntię posłano z panem Marshallem, aby protokołowała. Kwadrans po dwunastej zadzwonił dzwonek i wezwano pannę Bowman do gabinetu pani Talbot. Penny usłyszała głos pani Talbot, który brzmiał szorstko. Panna Bowman nie wychodziła przez dłuższy czas, a kiedy wreszcie się pojawiła, miała zaczerwienione oczy. Penny podniosła głowę, lecz szybko ją spuściła. Co ona takiego zrobiła, pomyślała i zaczęła głośno stukać w klawisze maszyny, aby zagłuszyć jej szlochanie. Pani Talbot musiała ją skarcić surowo, zastanawiała się Penny. Panna Bowman uspokoiła się, ale nie podjęła pracy. Schowała dokumenty do szuflady, tajne dokumenty, których nikt z zewnętrznego biura poza nią nie mógł oglądać, zamknęła szufladę na klucz i wstała. – Pani Talbot pójdzie teraz na lunch z podsekretarzem stanu – powiedziała. – Czy poczekasz na dzwonek? – Tak, panno Bowman – Penny próbowała wyrazić całe współczucie, jakie dla niej miała, ale starsza kobieta nie zwróciła na to uwagi. – Byłam tak tępa – powiedziała później Donaldowi. Panna Bowman miała na małym palcu pierścionek z dużą perłą. – Jak to! Ma pani pierścionek dokładnie taki sam jak pani Talbot. Panna Bowman wydała odgłos przypominający czkawkę i wybiegła z pokoju. Penny poczuła się zafrapowana i ważna; powróciła do pisania listu, ale nie mogła stukać na maszynie. Coś się dzieje, pomyślała. To było coś, co nie wyglądało na awansowanie pani Talbot na stanowisko kontrolera, coś innego. Nasłuchiwała tego, co działo się w biurze wewnętrznym i starała się skoncentrować na swoim liście, ale… Coś się dzieje, pomyślała znowu. Za kwadrans pierwsza Penny usłyszała, że zostały otwarte prywatne drzwi prowadzące z gabinetu pani Talbot na korytarz, po14 tem zostały zamknięte i klucz przekręcono ponownie. Poszła do toalety, pomyślała Penny. Pani Talbot wróciła poprzez zewnętrzne biuro. Penny zerknęła spod rzęs, pani Talbot nałożyła kapelusz i poprawiła makijaż. Penny pisała przykładnie, ale pani Talbot nie przeszła, tylko zatrzymała się przy stoliku. – Penny, chcę, abyś przyszła na chwilę. Powiedziała: Penny! A nie pani Stevens! Dziwny dreszcz podniecenia przeszedł jej po plecach, przeczucie, które równocześnie z podnieceniem zmroziło ją całkowicie. Czyżby, podobnie do panny Bowman, zrobiła coś okropnego? Dlaczego wobec tego – Penny? Kiedy wchodziła za panią Talbot do wewnętrznego pokoju, miała mokry kark i wilgotne ręce. Rękawiczki pani Talbot, długie, ciemnobrązowe – i czyste jak nowe – pomyślała Penny – leżały na biurku obok torebki i obrazu Sisley’a zdjętego ze ściany. Dlaczego go zdjęła? – Zaraz wychodzę – powiedziała pani Talbot. – Słucham, pani Talbot. – Chciałabym powiedzieć do widzenia. Do widzenia przed pójściem na lunch? Dreszcz powrócił, kiedy Penny podniosła zdziwione oczy na twarz pani Talbot. – Do widzenia? – Tak, Penny. Ja nie wychodzę po prostu na lunch. Ja odchodzę. – Odchodzi pani? – podłoga jakby ustąpiła jej spod nóg i Penny uchwyciła się oparcia krzesła. – Odchodzi pani? Ale… kiedy? – Teraz. Już nie wrócę. – Ależ… pani Talbot! Nie! – gwałtownie zawołała Penny – nie! – Nie „nie”, ale tak – odparła pani Talbot – chcę ci to dać. Wiem, że zawsze ci się podobał. – Podniosła zegar i podała go Penny – nie upuść go. 15 – Ale pani Talbot! – Penny była zdruzgotana. – Pani Talbot. Ja… pani – dodała w popłochu – nie rozumiem. Czy pani go nie chce? – Nie będzie mi już potrzebny – w głosie pani Talbot było rozbawienie. – Prawdopodobnie będzie to dla ciebie niespodzianką, Penny, kiedy powiem ci, że odchodzę, aby zostać mniszką. – Mniszką? – teraz niewiele brakowało, a Penny upuściłaby zegar, i pani Talbot szybko wysunęła ręce. – Na twoim miejscu – powiedziała – wsadziłabym go do torebki i zabrała do domu. – Ale… zakonnicą! – Penny, Penny mądrala, jak często mówił o niej Donald, wypaliła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy: – W pani wieku! – po czym zarumieniła się silniej niż zwykle. – Przepraszam… to znaczy… czy do klasztoru nie wstępują osiemnastolatki, czy też bardzo młode dziewczęta? Przepraszam – powtórzyła – to było niegrzeczne. Ale pani Talbot nie rozgniewała się. – Masz zupełną rację – powiedziała – powinnam była pomyśleć o tym dużo wcześniej. – Ale mniszka – Penny była jak ogłuszona. – I zegar! Czy pani jest pewna? – Pewna, żeby zostać mniszką czy pewna, że nie chcę mieć zegara? – a potem rozbawienie w głosie pani Talbot ustąpiło powadze. – Jestem pewna, Penny. Mniszki nie potrzebują zegarów. Mamy dzwony albo duże srebrne zegarki na rękę. Jestem pewna, że mam zamiar zostać mniszką, benedyktynką w opactwie Brede w Sussex. – Ale pani… Och, pani Talbot, nie! Proszę, nie. – Proszę, tak. Penny podniosła oczy i zobaczyła śmiejącą się serdecznie panią Talbot. – Czy myślisz, że to będzie mój koniec? Penny najwyraźniej tak uważała. – Mam nadzieję, że to będzie początek – stwierdziła 16 pani Talbot. Nie robi wrażenia skonsternowanej, lecz szczęśliwej, pomyślała z niedowierzaniem Penny. I znowu pani Talbot spoważniała i powiedziała coś niezrozumiałego dla Penny. – Przede mną długa droga. Penny, czy pomyślisz o mnie czasem? Będę bardzo osamotniona. Zadzwonił intercom, pani Talbot nachyliła się, w głośniku słuchać było męski głos. – Już idę, Ryszardzie. Ryszard to podsekretarz stanu, sir Ryszard Taft. Pani Talbot wzięła torebkę, rękawiczki i zabrała Sisley’a. Zamierza podarować mu ten obraz, pomyślała Penny. Przypomniała sobie sytuację, której kiedyś była świadkiem w gabinecie pani Talbot. Widziała i wtedy nie zrozumiała – z moją zwykłą tępotą – pomyślała teraz. Była sama w biurze zewnętrznym, pani Talbot i sir Ryszard zmagali się z jakimś trudnym problemem w jej pokoju. Zadzwonił dzwonek i Penny podniosła słuchawkę. W gabinecie, słuchając poleceń pani Talbot, Penny uświadamiała sobie obecność sir Ryszarda, który stał pod oknem. Poczuła jego wzrok, przez moment przestała zwracać uwagę na to, co mówiła pani Talbot. Sir Ryszard był wpatrzony, ale nie w nią – dla niego Penny nie istniała – patrzył na panią Talbot i nie kontrolował się. Jego spojrzenie było bezgranicznie czułe. Penny dziwiła się potem, że ona, ignorantka, znalazław sobie słowa pełne treści – „bezgraniczna czułość”. Żałuję, że Donald choć raz nie spojrzał na mnie w taki sposób, pomyślała ze skurczem w sercu. Teraz nagle zrozumiała. Sir Ryszard i pani Talbot! Pani Talbot i podsekretarz stanu! Oczywiście! Penny niechcący odkryła wielki sekret. – Ale… Nigdy pani nie zobaczę! – krzyknęła Penny. – Czemu nie? Możesz przyjechać i mnie zobaczyć. – Czy… mogłabym? Czy mogłabym? – Tak. Będziesz musiała przyjechać. Ja nie mogę. Będę za klauzurą. 17 – Za klauzurą? – obce słowo zadźwięczało w uszach Penny. – Czy to znaczy, że będzie pani zamknięta? – Nie zamknięta. Ściany nie ograniczają nas, ale otwierają na nowy świat. – Ale dlaczego? – Klasztor klauzurowy to jakby elektrownia – powiedziała pani Talbot. – Miejsce dostarczające energię dzięki modlitwie; nie ochrania się elektrowni po to, aby zatrzymać energię, lecz żeby powstrzymać niepowołanych ludzi przed zakłóceniem jej pracy. – No to jak pozwolą mi wejść? – Nie będziesz wchodzić za klauzurę. W klasztorze są rozmównice, gdzie mogą przychodzić ludzie, dużo ludzi. – Pani Talbot zwróciła się w stronę drzwi. – Nie powinnam już dłużej rozmawiać z tobą, bo inaczej spóźnię się na spotkanie z sir Ryszardem. Napiszę do ciebie. Do widzenia, Penny. Spróbuj być bardziej staranna przy panu Marshall. Kiedy wyszła, zegar w jej rękach wydał głęboki dźwięk, który wypełnił opustoszały pokój. Penny rozpłakała się. Tylko niektóre momenty tego dnia docierały do Filipy – aż do popołudnia w pociągu wąskotorowym – stwierdziła. Drobne sprawy wyryły się ostro: twarz Penny, jej szczerość kiedy krzyknęła: – W pani wieku! Dlaczego Penny pozostawiła silniejsze wrażenie niż oddana Joyce Bowman? Podczas lunchu Ryszard Taft nagle zapytał: – A jakie jest klasztorne jedzenie? – Kelner przygotowywał właśnie dla nich stek na stoliku obok. Jedzenie. Czy pomyślałaś o tym? 18