Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest

Transkrypt

Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
Otwock
SP 9 OTWOCK
Zacznę od szkoły w ogóle - w szkole jest ok. 125 uczniów, budynek ma dwie kondygnacje a w budynku jest jedna
łazienka na dole - dwie kabiny dla chłopców i dwie dla dziewcząt.
Klasy młodsze są umieszczone na piętrze i dzieci z pierwszej klasy muszą schodzić do łazienki po schodach.
Zerówka ma oddzielne wejście, ale w szatni mieści się max dwoje rodziców z dziećmi. Sala to jeszcze może być, ale
do łazienki dzieci idą do tej jednej w szkole - najpierw piwnicznym wąskim korytarzem, następnie wchodzą do
kantorka dla woźnych, dalej dwa wysokie schodki, korytarz służący za szatnię i następnie długi korytarz i
wreszcie jest łazienka. Pani zajmująca się grupą 25 osobową nie powinna wypuścić dziecka z sali na samodzielną
wędrówkę (ok.30-40 m), więc z reguły dzieci są zaprowadzane przez woźne, które nie mają tego w zakresach
obowiązków, albo dziecko podąża samo. Przy posiłku, jakim jest obiad, też nie ma pomocy, bo mamy obiady z
zewnątrz, więc dzieci 5 i 6 letnie muszą radzić sobie same.
Uważam, że nasza szkoła nie jest przystosowana dla 5 i 6 latków. Wprawdzie jest na ten rok przewidziana do remontu
(w szkole były dwa mieszkania nauczycielskie zwolnione w ubiegłym roku), ale jeśli miasto nie będzie miało pieniędzy
to remontu w tym roku nie będzie. W każdym razie szkoła przyjmuje 5 latków i jak echo niesie dla ministerstwa
oświaty jest przygotowana, szkoda, że jej nikt, nie widział.
Dla mnie mówienie, że ileś szkół przystosowano dla potrzeb reformy nic nie znaczy, uważam, że reformę można
wdrożyć, wtedy, kiedy zostaną przygotowane wszystkie budynki szkół, a nie jedynie program - wydrukować nowe
podręczniki jest najłatwiej, bo my rodzice i tak sami za nie płacimy, remontów szkół na szczęście jeszcze nie
finansujemy, dlatego do tej pory szkoły w większości nie są przystosowane, bo z reguły samorządy nie mają pieniędzy
na jej wprowadzenie. Ministerstwo ma pomysł to niech wszystko finansuje, bo nawet odroczenie obowiązku do 2014r
wiele nie zmieni.
Szkoła Podstawowa nr 12 w Otwocku
Szkoła z klasą- ma doskonałą opinię w miescie, najlepszą lokalizację (centrum miasta), wygląda przyjaźnie. Wybrałam
ją na szkołę dla mojego syna i owszem, jestem zadowolona, ale...nie wyobrażam sobie w niej mojej córki w wieku 6
lat.
Szkoła jest bardzo duża, w roczniku mojego syna klasy od A do F, w innych rocznikach podobnie. Brakuje sal, więc
dzieci uczą się na 2 zmiany- zaczynają lekcje np. 2 razy w tygodniu o 8 rano, zas w pozostałe dni np. o 12.30. Nie
wiadomo jak będzie, gdy do szkoły przybędzie podwójny rocznik- krążą pogłoski, ze być moze szkoła przejdzie na
system trzyzmianowy. Nie sprawdziłam tego, bo na razie nikt nie jest mi w stanie udzielić takiej informacji- nie
wiadomo przecież ile dzieci dokładnie przyjdzie. Klasy juz w tej chwili są prawie 30 osobowe.
Sala gimnastyczna jest piękna, duża, ale...jedna na tyle klas, więc standardem jest w-f na korytarzu. Podobny problem z
salami do zajęć dodatkowych- nauczyciele nie mają gdzie prowadzić swoich dodatkowych godzin typu kółka
zainteresowań.
Dzieci oczekują na lekcje na świetlicy. Jest ładna i kolorowa, ale znam dzieci (kolegów syna), które za żadne skarby
nie chcą tam zostać ze względu na hałas, jaki panuje, gdy na świetlicy przebywa jednoczesnie np. 200 dzieci w jednej
sali. Mój syn, który też nie lubi hałasu ukrywa się w sali komputerowej, gdzie spędza czas stojąc godzinami w kolejce,
by pograć 10 minut na jednym z 3 komputerów. W pierwszej klasie syn (7 latek) często skarżył się na ból głowy, nie
mógł skupić się na lekcjach.
strona 1 / 2
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
Otwock
Pielegniarka szkolna pocieszyła mnie, ze mnóstwo pierwszoklasistów- nowicjuszy szkolnych tak reaguje na hałas i
rzeczywiscie- syn się przyzwyczaił (po roku). Czy córka, która pójdzie tam rok wczesniej, a dodatku jest nadwrażliwa
słuchowo też się przyzwyczai? Jak szybko i jakim kosztem?
Obiad to to osobna sprawa, prawdziwy survival dla malucha. Najpierw trzeba stać w kolejce (raz poszłam z
synem i policzyłam -był 56-ty), potem wziąc talerz z drugim daniem i donieść do stolika, znaleźć i zająć miejsce,
poleciec po sztućce i picie, nalać sobie samodzielnie zupy. Oczywiście podczas obiadu pomagają panie ze świetlicy, ale
we 4 mają do ogarnięcia 120 dzieci.(nota bene radzą sobie doskonale, uwijając się jak w ukropie, ale mimo to
atmosfera obiadu szkolnego jest zupełnie inna niż spokojny posiłek w przedszkolu) W ogóle sprawa posiłków bardzo
mnie martwi- moje dzieci są niejadkami. W przedszkolu córka dostaje 3 posiłki. Panie bardzo dbają o to, by je zjadała
(oczywiscie nie zmuszają jej, ale zachęcają, pomagają, czasem podkarmią) W szkole dzieci pozostawiane są same
sobie: nie chcesz- nie jedz. Trudno wytłumaczyć 6-latkowi, zeby jadł regularnie, bo jest to niezbędne do jego
prawidłowego rozwoju. Poza tym w szkole trzeba jeść na czas, tzn. wyrobić się w czasie przerwy.
Syn często żali się, że albo nie zjada całego obiadu, bo nie zdąży, albo spóźnia się na lekcje, co jak wiadomo niesie ze
sobą negatywne konsekwencje. W pierwszej klasie dzieci często skarżyły się, że starsi koledzy wypychali je z kolejki i
musiały stać od nowa, co powodowało, ze potem nie zdażyły zjeść obiadu.
Przerwy to też niezły plac boju. Syn często bywał zaczepiany przez silniejszych chłopców, dzieci popychają się na
schodach, korytarze są śliskie. Maluchy więzione przez 45 minut w ławkach biegają jak szalone, nie dbając o
bezpieczeństwo swoje i kolegów. Nauczyciel dyzurujący tez nie ma szans zadbac o wszystkie dzieci z tłumu na
korytarzu. W klasie jest dywanik do zabaw, ale na lekcji jest nauka, a na przerwie wietrzenie klasy, zresztą na
dywaniku nie zmieści się 30 dzieci. Panie pozwalają pierwszakom przynosić zabawki, ale tak naprawdę nie ma gdzie i
kiedy się nimi bawić.
Plac zabaw w szkole oczywiscie został postawiony w zeszłym roku. Śliczny, kolorowy, 2 huśtawki, 1 równoważnia, 1
zjeżdżalnia, 1 "kółko do biegania" (nie wiem jak to się fachowo nazywa)Tylko co w sytuacji, gy na dwór wyjdzie
jednoczesnie np. zerówka,2 klasy pierwsze, 2 klasy drugie i...powiedzmy 1 trzecia. To nam daje ok 180 dzieci na tym
placyku zabaw....czy córka ma szansę choć raz usiąść na huśtawkę?
A moze i ma, bo sumie to przecież nie ma czasu, by wychodzić z dziećmi na dwór. Nowy program jest przeładowany,
nauczyciele ledwo wyrabiają się z realizacją. w końcu te treści, które wcześniej były wprowadzane przez 4 lata w
zerówkach i klasach I- III, teraz przerabia się w 3 lata, czyli tylko w klasach 1-3, bo program przedszkolny zabrania
wprowadzania nauki czytania i pisania. A potem nagle, po miesiącu nauki w szkole maluch ma pisac w drobnej
liniaturze. Siedzą więc i piszą w dusznej klasie, potem siedzą w dusznej świetlicy, po południu w domu odrabiają
lekcje...a tymczasem dzieci w przedszkolu odbywają codziennie spacery. Dzieci szkolne widzą słońce tylko przez
szyby- a przecież tak potrzebują go, by rosnąć! Ale nie ma czasu na spacery- oni muszą realizować program!
Plecaki tak jak i program są przeładowane. W "12-tce" nie ma możliwości zostawiania książek w szafkach w szkole, bo
jedna sala słuzy 2 klasom- zresztą dzieci muszą w domu odrabiać lekcje, więc i tak podręczniki musiałyby nosić. Córka
na razie nie jest w stanie podnieść plecaka brata, gdy ma jednego dnia prócz lekcji ze swoją panią dodatkowo religię i
angielski. Nie sięga tez do wieszaka w szatni, więc kurtki sobie sama nie powiesi. Toalety tez są dla niej za wysokie...
Nauka w naszej "12- tce" na pewno bardzo usamodzielnia dziecko, uczy radzenia sobie w tłumie, hałasie, walki w
kolejce po obiad. Może to i dobre, tylko, że zbyt małe dziecko moze tą samodzielność zdobyć zbyt duzym kosztemkosztem fobii szkolnej.
strona 2 / 2