Studia na Ukrainie. Dostać się na medycynę – to marzenie nie
Transkrypt
Studia na Ukrainie. Dostać się na medycynę – to marzenie nie
Studia na Ukrainie. Dostać się na medycynę – to marzenie nie jednego absolwenta liceum. Problem w tym, że szansę na sukces mają jedynie nieliczni. A co mają zrobić ci, którym mimo dobrego przygotowania, nie udało się dostać na wymarzony kierunek? Zawsze można spróbować swych sił za rok, a dzieci zamożnych rodziców mogą też pójść na horrendalnie drogie studia wieczorowe. Ale jest jeszcze trzecia możliwość – studia za granicą. To doskonały sposób na obejście procedury rekrutacyjnej i zdobycie wymarzonego dyplomu nieco mniejszym wysiłkiem i niższym kosztem, niż w Polsce. W latach dziewięćdziesiątych gro Polaków decydowało się na studia medyczne w krajach byłego ZSRR, przede wszystkim na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Studia w tych krajach obrosły wieloma legendami: mówiło się przede wszystkim o kupowaniu dyplomów i powszechnej korupcji. Wielu „studentów”, zamiast na zajęciach w Moskwie, siedziało sobie spokojnie w Polsce, a zaliczenia i egzaminy załatwiało za łapówki. Żeby daleko nie patrzeć, w podobny sposób (co prawda w Polsce) wyższe wykształcenie zdobywają co poniektórzy nasi parlamentarzyści. O tym procederze doskonale wie personel rządowego Biura Uznawalności Wykształcenia i Wymiany Międzynarodowej, koordynujący sprawy związane ze studiowaniem Polaków za granicą. „Co prawda istniejąca umowa przewiduje możliwość skierowania na bezpłatne studia do dwóch polskich obywateli rocznie, ale strona polska nie korzysta z tego, gdyż brak jest merytorycznych powodów, dla których obywatele polscy mieliby odbywać pełne studia magisterskie na Ukrainie” – napisało wiosną 2004 roku Biuro w odpowiedzi na podanie o skierowanie Polaka na bezpłatne studia na Politechnikę Lwowską. Oficjalnie urzędnicy nie wypowiadają się na temat korupcji panującej na uczelniach krajów poradzieckich, jednak to właśnie przekonanie o jej powszechności decyduje o takim, a nie innym stosunku do ukraińskich czy białoruskich dyplomów. A jak jest obecnie? – Najwięcej obywateli RP studiuje, co zrozumiałe, w pobliżu granicy: we Lwowie i Grodnie. Ale polskich studentów można też spotkać w Kijowie, Iwano–Frankiwsku, Tarnopolu, Łucku, Moskwie czy St. Petersburgu. Jednak z reguły są to pojedyncze osoby – mówi Arkadź Wasiluk, tegoroczny maturzysta z liceum dla mniejszości białoruskiej w Hajnówce. – Są wśród nich takie osoby, jak absolwenci naszej szkoły. Przedstawiciele mniejszości białoruskiej mogą pod pewnymi warunkami studiować bezpłatnie na Białorusi, a etniczni Ukraińcy – na Ukrainie – dodaje młody Białorusin z polskim paszportem. Jednak chętnych do studiowania w kraju swoich przodków jest wśród mniejszości niezbyt wielu. Młodzi Białorusini nie chcą studiować po rosyjsku (na Białorusi język białoruski jest wykorzeniany), a Ukraińcy obawiają się niskiej jakości studiów, korupcji i problemów z uznaniem dyplomów. Ale jeszcze większym problemem jest kompletny brak informacji na temat studiowania na Ukrainie czy Białorusi. – Wiem, że można studiować medycynę na Ukrainie, ale nie mogę nic na ten temat znaleźć! Może ktoś zna stronę internetową? Będę bardzo wdzięczna za wszelkie informacje – pisze internautka Margolcia na forum biologicznym www.forum.biolog.pl. Założony przez nią temat ciągnie się przez jedenaście stron, lecz mimo dużej ilości wypowiadających się osób, chętni do studiowania we Lwowie nic konkretnego się nie dowiadują. Wypowiedzi uczestników forum są typowym przykładem dezinformacji – każdy pisze coś zupełnie innego na ten sam temat. W ukraińskiej prasie (m. in. „Dzerkało Tyżnia”) pojawiają się zarzuty, że ukraińskie uczelnie medyczne celowo unikają rzetelnego informowania o swoich usługach dla obcokrajowców, gdyż taka przejrzystość uniemożliwiłaby im branie łapówek. Lwowski Uniwersytet Medyczny zaprzecza tym sugestiom. – Uniwersytet nie ukrywał i nie ukrywa informacji o swoich usługach, o czym świadczy chociażby zawartość jego strony internetowej www.meduniv.lviv.ua, na której są umieszczone informacje na temat warunków rekrutacji obcokrajowców – ripostuje Ihor Herycz, naczelnik departamentu ochrony zdrowia Zarządu Obwodu Lwowskiego. Na wspomnianej stronie internetowej rzeczywiście są opisane (w języku ukraińskim i angielskim) zasady rekrutacji cudzoziemców. Można się z nich dowiedzieć, że warunkiem przyjęcia na studia jest pozytywne przejście rozmowy kwalifikacyjnej z chemii oraz języka ukraińskiego. Oprócz tego należy opłacić pierwszy rok studiów (ok. 2000 dolarów zależnie od specjalności) i złożyć komplet dokumentów (świadectwo maturalne, zaświadczenia lekarskie, ksero paszportu itp.). Rok akademicki trwa od 1 września do końca czerwca, jednak obcokrajowcy mogą zacząć naukę z poślizgiem – najpóźniej do połowy listopada. Większość potencjalnych polskich studentów po przeczytaniu tych zasad od razu rezygnuje ze studiów we Lwowie. Perspektywa odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w nieznajomym języku, w dodatku z użyciem specjalistycznego słownictwa, wydaje się być przeszkodą nie do pokonania. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że rozmowę kwalifikacyjną można bez problemu odbyć po polsku. W 2004 roku podczas „egzaminu wstępnego” na farmację we Lwowie pytania były następujące: podać polską nazwę H2SO4 oraz napisać reakcję utleniania węgla. Z odpowiedzią poradziłby sobie nawet przeciętny uczeń gimnazjum, a wszystko po to, by przy zachowaniu pozorów, uniwersytet mógł przyjmować na studia wszystkich chętnych. Stąd też polskich studentów we Lwowie nie brakuje. - Medycynę i stomatologię studiuje we Lwowie ponad stu Polaków. W większości są to osoby, które nie dostały się na studia do Polski – tłumaczy Tomasz Wyczółkowski z Lublina, znawca Ukrainy i miłośnik Lwowa. Mimo braku przejrzystości w zakresie rekrutacji obcokrajowców, Lwowski Narodowy Uniwersytet Medyczny cieszy się uznaniem na całym świecie ze względu na jego dorobek naukowy. – Jeśli ktoś chce zostać dobrym lekarzem, to zostanie bez względu na to, gdzie studiował. Wszystko zależy od człowieka – przyznaje Wyczółkowski. Z tego względu nie dziwi fakt, iż wielu zagranicznych absolwentów lwowskiej uczelni pracuje teraz w prestiżowych klinikach w takich krajach, jak USA czy Kanada. Warto też dodać, że dyplom zdobyty na Ukrainie jest w zasadzie uznawany w Europie ze względu na przystąpienie tego kraju do Procesu Bolońskiego wiosną 2005 roku. Należy również pamiętać, że na Lwowie ukraińska medycyna się nie kończy. Idąc na studia do Kijowa, Ivano-Frankivska czy Tarnopola można być pewnym, że od dobrze przygotowanych studentów nikt nie będzie tam wymagać haraczy za zdaną sesję. W kraju, w którym zaliczenia za pieniądze są na porządku dziennym, jest to niezwykle ważna informacja. Kuba Łoginow Gazeta Krakowska, 14 września 2007 źródło: http://www.porteuropa.eu/ukraina/spoleczenstwo/802-studia-dla-pechowcow