obawy i nadzieje związane z wprowadzeniem uro w polsce
Transkrypt
obawy i nadzieje związane z wprowadzeniem uro w polsce
Ewa Bielawska OBAWY I NADZIEJE ZWIĄZANE Z WPROWADZENIEM URO W POLSCE 2 Kartka z pamiętnika, tytułem wstępu… Czwartek, 13 marca. Wieczorkiem przyjechał Krzyś, mój brat. Jak to często bywa, zaczęli z mamą dyskutować o sprawach wcale nie rodzinnych. Zaczęło się, co prawda, od budowy domu, od niej przeszli do kredytów, później zaczęli w ogóle o pieniądzach… i tak rozgorzała debata o planowanym wprowadzeniu euro w Polsce. Mama: Rok 2012 to dla nas za wcześnie, jesteśmy za słabi w stosunku do gospodarek państw Zachodniej Europy. Krzyś: Nieprawda. Polska niewątpliwie szybko i intensywnie rozwija się gospodarczo. Wejście w strefę euro tylko wzmocni tę gospodarkę i jeszcze bardziej przyspieszy rozwój. A na tym ludzie mogą tylko skorzystać. Mama: Ale nic nie wiemy o tym, jak zmiana waluty wpłynie na codzienne życie. Ludzie boją się, że ceny będą liczone w euro, a wynagrodzenia w złotówkach. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o pobycie w Brukseli? To zresztą był historyczny moment – 13 grudnia 2002 r., bo wystartowałam z Warszawy, gdy Polska w Unii jeszcze nie była, a lądowałam w Belgii już po pozytywnym zakończeniu szczytu w Kopenhadze… Ale nie w tym rzecz. Zwróciłam wtedy uwagę na ceny podstawowych towarów w sklepowych witrynach: w znakomitej większości były takie same jak w Polsce, tyle że za cyframi stało €, a nie zł. Krzyś: Tego to i ja się obawiam. Ale z drugiej strony za euro stoi cała gospodarka europejska, za złotówką – tylko polska. Mam więc nadzieję, że ta kontynentalna siła euro obejmie także nasz kraj, co może, a nawet chyba musi przynieść pozytywne efekty w jakiejś tam przestrzeni czasowej. Chociaż wątpliwości i pytań mam wiele. Na przykład kredyty, teraz zaciągane w złotówkach: zostaną zapewne przewalutowane, to logiczne, ale czy zmniejszą się stopy procentowe? Bo jeśli nie, to – moim zdaniem – realne obciążenie dla tych, którzy są zadłużeni w bankach, znacznie wzrośnie. To może być powodem wielu 3 bankructw. Ale i tak uważam, że powinniśmy do strefy euro wejść. Bez tego zostaniemy autsajderami Europy. Mama: No dobra, ale niechby przynajmniej odbyło się referendum, a Tusk zapowiada, że go nie będzie. To nieuczciwe. Taka decyzja jest zbyt ważna dla państwa i dla wszystkich mieszkańców, by zapadała w wąskim gronie. Wszyscy powinni o tym zadecydować. Tak, jak to było w przypadku przystąpienia do Unii. Krzyś: A wiesz ile takie referendum kosztuje? I cała kampania informacyjnoreklamowa? To ja już wolę, żeby państwo te pieniądze przeznaczyło dla grupy kilku czy kilkunastu fachowców, którzy się na tym znają. Niech to oni przygotują ustawy, programy i inne różne działania, i je wdrożą – rzecz jasna, tak, aby Polska na wejściu do strefy euro jak najwięcej skorzystała, a ewentualne skutki były dla rodaków jak najmniej dolegliwe. Niech robią i decydują ci, którzy się na tym znają. Po to w końcu wybraliśmy władze, by się tym zajmowały. Mama: No rzeczywiście! Ciekawe jak. Czy my mamy w sejmie 460 ekonomicznych geniuszy? Gdyby nasza polityka za bardzo się do gospodarki nie mieszała, może nie byłabym tak sceptyczna. Ale może masz i rację. Niech zajmą się tym fachowcy, jestem za. Tyle że ja osobiście chciałabym dokładnie wiedzieć co mnie czeka, na co mam zwracać uwagę, jak już od dziś, czy od jutra powinnam się do tych zmian przygotowywać. A tego nie wiem. Oj - pomyślałam sobie - mama czegoś nie wie, a bardzo chce wiedzieć… to oznacza, że sprawa jest i mocno skomplikowana, i równie mocno ważna. Uświadomiłam sobie, że gdy Polska będzie wprowadzała euro, będę już dorosła, teoretycznie samodzielna, więc to, co i jak się wtedy będzie działo powinno mnie już teraz zainteresować. A może by tak pogrzebać w książkach, Internecie, ludzi mądrych popytać… Byłoby fajnie, gdybym to ja uświadomiła mamę w sprawie polskiego euro… I tak powstała ta praca. 4 Droga euro do Europy Jak człowiek wiele lat w szkole spędził, to wie, że podstawą jest odrabianie lekcji. Takim „odrabianiem lekcji” mama nazywa wszystko, co jest wiedzą elementarną, bez której nie da się rozważać kwestii szczegółowych. Wypada więc zacząć od tego, od czego wszystko się… zaczęło. Dziś to już jak bajka. Dawno, dawno temu, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie i nikt mnie nawet jeszcze nie planował, czyli gdzieś w połowie II wojny światowej, francuski polityk Robert Schumann mówił do swojego przyjaciela adwokata, odnosząc się do wojennego kataklizmu i przeciwdziałania podobnym w przyszłości: „Rozwiązania można upatrywać jedynie w ramach zjednoczonej Europy”1. Nie był Schumann nowatorem. Idea integracji, choć nikt jej wtedy jeszcze tak nie nazywał, pojawiała się już w umysłach starogreckich filozofów, o pokojowym współistnieniu mówił też Tomasz z Akwinu i wielu innych po nim2. Niektórzy nawet próbowali swe idee wcielić w życie, czego dowodzi okres międzywojenny, gdy powstawało sporo różnorodnych unii międzypaństwowych. Różnica między poprzednikami a Robertem Schumannem oraz jego kolegą po fachu i narodowości Jeanem Monnetem polega na tym, że ci dwaj co wymyślili, to i zrobili: w 1950 roku powstała Europejska Wspólnota Węgla i Stali (EWWiS). Obu francuskich polityków nazywa się dziś ojcami zjednoczonej Europy, chociaż, aby zachować właściwą kolejność koligacji rodzinnych – chyba powinno się ich nazwać pradziadkami – też chwalebne. Przez ponad 40 lat państwa Europy powoływały unie, federacje, wspólnoty, które ewoluowały w kierunku coraz szerszej i bardziej zwartej współpracy na coraz większej liczbie płaszczyzn, nie tylko gospodarczych, ale społecznych i politycznych. Ukoronowaniem tej wieloletniej ewolucji był rok 1992 i słynny traktat z Maastricht. Co 1 2 Klaus Bachmann, Którędy do Europy, Warszawa 2002, s. 11. A. Marszałek, Z historii europejskiej idei integracji międzynarodowej, Łódź, 1996, s. 237. 5 ciekawe, był on parafowany 10 grudnia 1991 r.3, a ja się urodziłam prawie równo 9 miesięcy później, więc chyba powstałam jednocześnie z Unią Europejską!. Oficjalnie jednak traktat podpisano 7 lutego 1992 r., a w życie wszedł dopiero półtora roku później. W tym traktacie położony został kamień milowy na drodze euro do Europy, choć kamień ów fachowcy szlifowali, ociosywali już dużo wcześniej, bo Wspólnota wielokrotnie podejmowała próby pogłębionej integracji monetarnej. Taki np. plan Wernera z lat 70. ubiegłego stulecia nie powiódł się z powodu niedostatecznej gotowości do integracji, a także ze względu na odmienne wizje ekonomiczne państw członkowskich: Francja we wspólnej monecie widziała zbawienie dla gospodarki, Niemcy skupiali się stabilnej wartości pieniądza, nawet kosztem wzrostu gospodarczego4. Te próby zaowocowały jednak powstaniem instrumentów, które wytyczały ścieżkę dla euro, między innymi utworzeniem Europejskiego Systemu Walutowego w 1979 roku, a wraz z nim ECU – Europejskiej Jednostki Walutowej5. Jednak dopiero w traktacie z Maastricht zapisano wyraźnie, że jednym z najważniejszych celów UE jest stworzenie Unii Gospodarczej i Walutowej, a każde z państw (no, prawie każde, bo poza Danią na przykład) ma obowiązek dążyć do tej unii. Traktat określił trzy etapy drogi euro do Europy: a) 1990-1993 - kraje członkowskie, dążąc do spójności gospodarczej, usprawniają swoje systemy, np. zapewniają pełną swobodę przepływu kapitału, b) 1994-1998 – powstanie Europejskiego Instytutu Walutowego, powołanie Europejskiego Banku Centralnego i pogłębianie spójności gospodarczej, c) od 1 stycznia 1999 – proces stopniowego wprowadzania do obiegu wspólnej waluty europejskiej, czyli euro i ostateczne zastąpienie walut krajowych. 3 www.pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_z_Maastricht W. Weidenfeld, W. Wessels, Europa od A do Z. Podręcznik integracji europejskiej, Gliwice 1999, s. 346. 5 Za L. Oręziak, Euro, nowy pieniądz, Warszawa 2002, s. 18 i nast. 4 6 Wprowadzenie wspólnej waluty musiało być poprzedzone istotnymi działaniami w sferze gospodarczej, z których najważniejszym było utworzenie w pełni wspólnego rynku, czyli takiego, w którym podstawowe „komponenty” gospodarcze (towary, usługi, ludzie i kapitał) mogły nie zważać na państwowe granice. Dostęp do trzeciego etapu wdrażania unii walutowej został jednak ograniczony. Należało pokonać kilka przeszkód, nazywanych kryteriami zbieżności lub spójności: a) roczna inflacja nie może być wyższa niż 1,5% od średniej inflacji w trzech krajach, gdzie ten wskaźnik jest najlepszy, b) deficyt budżetowy nie może być wyższy niż 3% PKB, c) dług publiczny nie przekracza 60% PKB, d) średnia, długookresowa stopa procentowa nie może przekroczyć 2% tego wskaźnika liczonego średnio dla trzech państw o najniższym stopniu inflacji, e) należy co najmniej przez dwa lata zachować wahania kursów walut na w miarę stabilnym poziomie, mieszczącym się w granicach tzw. mechanizmu kursowego. Gospodarka wtedy jeszcze „piętnastki” poddana została dokładnej analizie i kontroli przez unijne instytucje, a niektóre z nich miały przed sobą trudne zadanie, by wymaganiom sprostać przed 1999 rokiem, kiedy to euro zastąpiło krajowe waluty w obrocie bezgotówkowym. W marcu 1998 roku Komisja Europejska opublikowała raport, oceniający postępy krajów członkowskich. Na jego podstawie Rada Europejska podjęła historyczną decyzję kwalifikując do wspólnej waluty „w pierwszym rzucie” Austrię, Belgię Finlandię, Francję, Hiszpanię, Holandię, Irlandię, Luksemburg,, Niemcy, Portugalię i Włochy6. W wyznaczonym terminie nie zdołała się dostosować Grecja, która jednak dołączyła do członków UGW w 2001 roku. A rok później, bo 1 stycznia 2002, w dwunastu krajach Europy euro zapanowało niepodzielnie, tylko Wielka Brytania i Dania skorzystały z wywalczonej przez siebie zasady opt-out, pozwalającej na jednoczesne 6 B. Gaziński, Unia Europejska nie tylko dla początkujących, Olsztyn 2002, s. 133-134. 7 stosowanie euro i waluty narodowej, a Szwecja nie zgodziła się na zmiany. Od początku 2007 roku do rodziny krajów euro dołączyła Słowenia, a od 2008 – Cypr i Malta. Czy ludzie są za, czy nawet przeciw? Poczytałam, co znalazłam na temat Unii Gospodarczej i Walutowej, a nawet podjęłam próbę czytania ze zrozumieniem, choć do końca pewności nie mam, czy mi się to udało. Jakoś zebrałam to jednak do kupy, z której wyłonił się całościowy (chyba) obraz. Co sobie ułożyłam, dodatkowo skonsultowałam z różnymi ludźmi, którzy fachowcami nie są, ale wiedzą więcej ode mnie, chociaż mniej niż rząd czy bankierzy. Ale przecież tych w rządzie i bankach, w porównaniu z całą polską społecznością, aż tak dużo nie ma, więc chyba ważne jest, co wiedzą tacy zwyczajni „zjadacze chleba”? Z analizy drogi euro do Europy wyszło mi, że obecnie euro jest jedynym oficjalnym Marek Raczyński, dziennikarz prasy lokalnej, podróżnik: pieniądzem w piętnastu europejskich krajach. OK. Ale to nawet jeszcze lepiej. Gdyby zupełnie zapomnieć o granicach, a strefę euro uznać za jedno wielkie państwo, to się okaże, że jest ono tak wielkie i tak bogate jak Stany Zjednoczone. A amerykański dolar zawsze był tym pieniądzem, który na rynku i w portfelach ludzi był najcenniejszy, wciąż ma zresztą swoją wielką wartość. Marek Raczyński.: - To fakt. Wiesz, że np. na Białorusi euro w ogóle jeszcze nie jest uznawane? Tam liczą się tylko amerykańskie dolary. Ilekroć tam byłem i chciałem coś kupić lub sprzedać, to Białorusini nie chcieli rozmawiać bez poparcia „zielonych”. - A nieprawda. Euro posługują się też inne kraje, pozostające poza Unią, np. Kosowo. Gdy rodził się tam protektorat ONZ powstał problem waluty. Mieszkańcy Kosowa godzili się na wszystko, byle tylko nie miało choćby jednego znaczka w języku serbskim. Mają więc euro. 8 Unia Walutowa zaliczana jest obok USA i Japonii do największych potęg gospodarczych świata i największych rynków. Liczba ludności Unii Walutowej wynosi 308 milionów, podczas gdy USA zamieszkuje prawe 290 milionów ludzi, a Japonię 127 milionów. Kraje Unii Walutowej wytwarzają 16% dochodu narodowego świata (USA – 21%, Japonia – 7%) oraz uczestniczą w ponad 18% globalnego handlu zagranicznego (USA – 17%, Japonia – 6%). Stąd tak wielkie znaczenie euro, które stało się obok dolara amerykańskiego podstawową walutą w transakcjach międzynarodowych, zarówno w handlu zagranicznym, jak i w inwestycjach międzynarodowych7. Uczestnictwo w strefie euro eliminuje praktycznie regulowanie rynkiem za pomocą Halina Bielawska, dziennikarz: posunięć politycznych. Mając własne, odrębne pieniądze można manipulować kursem walut w zależności od potrzeb własnej gospodarki, choćby jedne dotacjami sektory wspierać państwowymi, by ułatwić eksport, a inne zostawić na „głębokiej wodzie”. W unii nie da się już zastosować kursu walutowego na - Owszem, euro jest już silne, tylko że polskie przedsiębiorstwa jeszcze nie. Powinniśmy chyba poczekać z euro i dać przedsiębiorcom więcej czasu na rozwój. Co z tego, że nasze firmy uzyskają wielki rynek zbytu, jeśli nie będzie nabywców dla ich towarów? Z drugiej jednak strony, jeśli im teraz trudno przeskoczyć przez granicę, to jak mają ruszyć z „inwazją”? przykład w celu poprawienia konkurencyjności towarów danego kraju na rynku międzynarodowym poprzez dewaluację waluty narodowej, bo tej waluty już by nie było8. Ale z drugiej strony pobyt w strefie euro sam z siebie implikuje wzrost konkurencyjności, bo wpływa na stabilność cenową i obniżenie kosztów produkcji, wynikających między innymi z eliminacji tzw. kosztów transakcyjnych, powstających przy wymianie walut. Zysk z tytułu likwidacji kosztów transakcyjnych Komisja Europejska oszacowała na 7 L. Oręziak, Dolar i euro jako waluty międzynarodowe, Warszawa, marzec 2005, za: E. Radomska, Polska w strefie euro. Potencjalne korzyści oraz koszty makro- i mikroekonomiczne, www.wsz-pou.edu.pl/biuletyn. 8 L. Oręziak, Euro, nowy pieniądz, Warszawa 2002, s. 24. 9 poziomie 13-20 miliardów ecu rocznie, co jest równowartością około 0,5% PKB Unii Europejskiej9. Istotny jest też brak tzw. ryzyka kursowego. Dotyczy ono różnic we wzajemnych relacjach wartości poszczególnych walut. Trudno podejmować decyzje dotyczące na przykład inwestowania w nowe maszyny do produkcji, kiedy nie wiadomo ile one ostatecznie tak naprawdę będą kosztowały i ile się na nich zarobi. Taki na przykład przysłowiowy polski Jan Kowalski zdecydował się w styczniu 2007 roku kupić w Niemczech potrzebną mu maszynę. Zapłacił nią w euro, które musiał w kraju kupić wtedy po 3,83 zł10. Wszystko sobie dokładnie policzył i wyszło mu, że nieźle zarobi, jeśli jedna sztuka towaru wyprodukowanego za pomocą tej maszyny będzie kosztowała jedno euro, czyli owe 3,83 zł. Trochę jednak trwało zanim z maszyny zaczął korzystać, ale w końcu, dajmy na to w marcu 2008, wyprodukowany za jej pomocą produkt już mógł Kowalski „rzucić” na rynek. I tu się zdziwił, bo nie zarobił a stracił, gdyż aktualna stawka za euro to już tylko 3,53 zł. Dodatkowo Kowalski musi spłacać kredyt zaciągnięty na zakup tej maszyny, a koszty tego kredytu nie zmniejszyły się wraz ze spadkiem kursu euro. Strata pod- Adam Krzyśków, poseł na Sejm VI kadencji: wójna. Z punktu widzenia gospodarki narodowej i przedsiębiorców, a więc zarówno w skali makro- jak i mikroekonomii wejście do strefy euro może być 9 - Kiedy już Polska znajdzie się w strefie euro strat związanych z różnicami kursów walut nie będzie. Poza tym dla polskiego przedsiębiorcy dostępne staną się kredyty na warunkach europejskich, a więc tańsze. Nasza gospodarka już jest ściśle powiązana z europejską, więc dla wyeliminowania takich negatywnych skutków, jak podałaś w przykładzie, powinniśmy proces wejścia do unii walutowej przyspieszyć jak tylko to możliwe. P. De Grauwe, Unia walutowa, Warszawa 2003, s. 69. Aktualne i archiwalne kursy walut za: www.money.pl. 10 10 tylko korzystne dla wszystkich, a właściwie dla ogólnej gospodarki krajowej i dla tych przedsiębiorców. Sama droga Polski do euro powinna przynieść pozytywne skutki długofalowe: inflacja, obniżona stabilne i maksymalnie niskie Maria Zych, emerytowana nauczycielka: stopy procentowe, wzrost dynamiki rozwoju gospodarczego poprzez napływ kapitału i inwestycje, a co za tym idzie – zmniejszenie bezrobocia. Ale przecież nie - Obawy mam wielkie, przede wszystkim wszyscy w kraju są biznesmenami… Na takie właśnie obawy zwróciła uwagę nawet Komisja Europejska, na przed radykalnymi podwyżkami cen, które nazwałabym cwaniackimi, a cwaniaków w Polsce nie brakuje. A z tego co czytałam i słyszałam, to we wszystkich krajach, gdzie euro zostało wprowadzone, nastąpiły podwyżki. której zlecenie Eurobarometr przeprowadził ankietę dotyczącą perspektyw wprowadzenia euro11. Jak wynika z publikacji, Tomasz Engler, taksówkarz z Makowa Maz., który 17 lat pracował w Niemczech większość ankietowanych nie kwestionowała praktycznych korzyści, ale 75% obawiało się podwyżek cen. Co ciekawe, oszukańczych machinacji cenowych spodziewało się aż 85% Polaków, a tylko 43% Słoweńców. Tego elementu nie ukrywają fachowcy w - Podwyżki cen po wprowadzeniu euro były przekleństwem dla wielu Niemców, przyzwyczajonych do dużej stabilności. Praktycznie wszystko poszło w górę, tak żywność, jak i artykuły przemysłowe, np. sprzęt AGD. Trochę trwała taka huśtawka, ale z czasem ceny zaczęły spadać. Tyle że te za sprzęt - ceny żywności utrzymały się na podwyższonym poziomie. 11 12 swych opiniach i opracowaniach. Ewa Radomska, kierownik Zakładu Ekonomii i wykładowca w Instytucie Ekonomii i Zarządzania Polish Open University, w cytowanym już opracowaniu12 podaje, że Hiszpanie do dziś nie Perspektywa wprowadzenia euro, „Monitor Unii Europejskiej”, nr 12, grudzień 2005, s. 56-57. www.wsz-pou.edu.pl/biuletyn. 11 potrafią zrozumieć, jak to możliwe, że kawa, która kosztowała 200 peset (czyli ok. 1,2 euro), z dnia na dzień zdrożała do 2 euro. Do dziś nie ustalono rzeczywistej skali podwyżek. Urzędy statystyczne krajów strefy euro w chwili wprowadzenia wspólnej waluty nie odnotowały wielkiego wzrostu inflacji. Natomiast konsumenci z przerażeniem stwierdzali wzrost cen. Wszędzie tam, gdzie do automatów wrzucało się np. monetę jednomarkową, ich właściciele zażądali monet 1 euro. Sprzedawcy zajęli się zaokrąglaniem cen w górę. Danuta Górska, burmistrz Szczytna: Wymianę pieniądza do ukrytych podwyżek wyko- rzystali także właściciele restauracji i punktów usługowych. Nie można wyklu- czyć, że stanie się tak także w Polsce. Ciekawe, że jednak mimo takich obaw, rodacy generalnie chcą wejścia do - Takie manipulacje cenowe będą bardzo dolegliwe dla ludzi, szczególnie tam, gdzie notowany jest wysoki wskaźnik biedy, jak na przykład w naszym powiecie. Cały region Warmii i Mazur wciąż jest mocno zacofany gospodarczo. Pamiętam sprzed kilku lat, gdy powstawała strategia rozwoju województwa, że nasz region miał tylko 3% udziału w PKB. Obniżenie stopy życiowej przeciętnego mieszkańca może nastąpić nie tylko z powodu cwaniactwa. Szerszy rynek zbytu może mieć wpływ na większy popyt na tanie polskie produkty, a to zawsze pociąga za sobą wzrost cen. Tyle że na nieco droższe towary, przy zachowanych relacjach płacowych, stać będzie Europejczyków, ale naszych rodaków już nie bardzo. Ale większy popyt wymusi większą produkcję, więc wpłynie pozytywnie na powstawanie nowych miejsc pracy, a to z kolei pozwoli na samodzielną egzystencję tych rodzin, które dziś żyją praktycznie na państwowym, socjalnym garnuszku. Z dwojga więc złego wolę by euro w Polsce już było, bo w dłuższej perspektywie czasowej przyniesie pozytywne efekty, tak gospodarcze, jak i społeczne. strefy euro. Z sondażu przeprowadzonego w lutym 2005 r. przez Instytut Badania Opinii i Rynku Pentor wynika, że za wprowadzeniem w naszym kraju wspólnej waluty europejskiej opowiada się ponad 60% Polaków, przeciwnych jest niecałe 30%, a reszta nie ma zdania. Najchętniej złotego na euro zamieniliby ludzie młodzi – do 29 roku życia. Za wprowadzeniem wspólnej waluty opowiadają się przede wszystkim przedsiębiorcy, ludzie wykształceni i zamożni. To samo pytanie – czy chcemy euro – Pentor zadał 12 Polakom w 2003 r. Wtedy za wprowadzeniem euro było 53% respondentów. Wzrost liczby zwolenników europejskiej waluty świadczy o tym, że Polacy konsekwentnie opowiadają się za wszystkimi elementami członkostwa w Unii Europejskiej13. Jak się to jednak ma do badania tzw. opinii publicznej wykonanej na Anna Władysławska z Rybnika, pracownik kopalni: zlecenie Komisji Europejskiej, o którym już wspominałam wyżej? Z tego raportu wynika, że wśród ankietowanych niewielka była wiedza o euro. Najmniej prawidłowych odpowiedzi na ten temat udzielali Polacy14. - Uważam, że powinniśmy wejść do unii walutowej, skoro już weszliśmy do UE. To naturalna konsekwencja, zgodnie z zasadą, że jak się powiedziało „A” to trzeba już do końca cały alfabet. O potrzebie Janusz Welenc, starosta żuromiński: referen- dum, jak pamiętam, wspominała już mama w rozmowie z moim bratem. Sama mam mieszane uczucia. Z jednej strony lubię, jak każdy, gdy - I dlatego, moim zdaniem, zanim wejdziemy do strefy euro, powinna być przeprowadzona bardzo szeroka kampania informacyjna. A najlepiej, jeśli zakończy ją ogólnonarodowe referendum. Takie ważne decyzje dla całego kraju i wszystkich ludzi nie powinny zapadać w zaciszu gabinetów, w kilku- czy nawet kilkudziesięcioosobowym gronie. Euro jest nam potrzebne z pewnością, ale musi o tym zadecydować naród, a wcześniej musi wiedzieć, że tego chce i dlaczego chce. mnie pytają o zdanie. Wolę sama o czymś decydować, niż być do tego zmuszana. To chyba naturalne w człowieku. Z drugiej jednak, gdy już się przyjrzałam kwestiom związanym z wprowadzeniem euro i wiem znacznie więcej, to i tak nie mam pewności, czy wiem wystarczająco dużo, by się autorytatywnie wypowiadać. Kampania informacyjna może dużo kosztować, samo referendum też, o czym wspominał już mój 13 14 E. Radomska, op. cit., www.wsz-pou.edu.pl/biuletyn Perspektywa wprowadzenia euro, „Monitor Unii Europejskiej”, nr 12, grudzień 2005, s. 57. 13 brat, a zawsze jednak istnieje ryzyko, że przystąpienia ludzie Polski nie do Marek Raczyński, dziennikarz: poprą unii walutowej. I będzie problem. Europa makro dla Polki mikro Wszystkim „za” i „prze- - Raczej nie będzie. Jeśli rząd zdecyduje się na przeprowadzenie takiej kampanii reklamowej, to tak ją zrobi, że ludzie zagłosują, jak chcą rządzący. W ten sposób patrząc oczywiste jest, że szkoda pieniędzy na kampanię i referendum, bo efekt można przewidzieć z góry. ciw” integracji walutowej, które wskazał Szymon Bielecki15, na moje niewprawne oko, można przypisać niejako ogólne cechy: argumenty „za” mają w większości charakter korzyści ekonomiczno-gospodarczych, argumenty „przeciw” mieszczą się w sferze gospodarczo-politycznej, a ja za polityką nie przepadam, bo wydaje mi się, że – przynajmniej w naszym kraju – ona bardziej gospodarce szkodzi niż pomaga. Zresztą, gdyby tak nie było, to termin wejścia do unii walutowej nie byłby tak odwlekany. Podejrzewam, że naszym „władcom” bardziej zależy na tym, by zachować swoją władzę nad pieniądzem, bo to pozwala mieć wpływ na wszystkie inne sfery życia, niż na tym, by Polska w pełni stała się członkiem zjednoczonej Europy. Osobiście jestem „za” – podobają mi się perspektywy rozwoju gospodarczego, wolę wiedzieć na czym siedzę, a tę pewność powinna mi zapewnić konieczna spójność gospodarek wszystkich państw. Ale chyba najbardziej podoba mi się to, że gdy już Polska znajdzie się w strefie euro, a ja akurat stanę się dorosła, będę mogła podróżować po Europie nie tylko bez paszportu, ale i bez kalkulatora. 15 Kompendium wiedzy o Unii Europejskiej, pod red. E. Małuszyńskiej i B. Gruchmana, Warszawa 2007, s. 123-125. 14 BIBLIOGRAFIA 1. K. Bachmann, Którędy do Europy, Warszawa 2002. 2. F. Drago, B. Gaziński, Unia Europejska. Co każdy o niej wiedzieć powinien, Olsztyn 1996. 3. Euro - pieniądz wspólnej Europy, broszura wydana przez Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce. 4. B. Gaziński, Unia Europejska nie tylko dla początkujących, Olsztyn 2002. 5. P. De Grauwe, Unia walutowa, Warszawa 2003. 6. Kompendium wiedzy o Unii Europejskiej, pod red. E. Małuszyńskiej i B. Gruchmana, Warszawa 2007. 7. A. Marszałek, Z historii europejskiej idei integracji międzynarodowej, Łódź, 1996. 8. L. Oręziak, EURO – nowy pieniądz, Warszawa 2002. 9. L. Oręziak, Dolar i euro jako waluty międzynarodowe, Warszawa, marzec 2005. 10. Perspektywa wprowadzenia euro, „Monitor Unii Europejskiej”, nr 12, grudzień 2005. 11. E. Radomska, Polska w strefie euro. Potencjalne korzyści oraz koszty makro- i mikroekonomiczne, www.wsz-pou.edu.pl/biuletyn. 12. W. Weidenfeld, W. Wessels, Europa od A do Z. Podręcznik integracji europejskiej, Gliwice 1999. 13. www.money.pl 14. www.wikipedia.pl