na szwedzkim stole
Transkrypt
na szwedzkim stole
PIEKARSTWO 3/2012 | Z CHLEBEM DOOKOŁA ŚWIATA TEKST I ZDJĘCIA: WILHELM KARUD Duński folwark w „Zielonej Skanii” Chleb na szwedzkim stole Tym Ty ym razem raze ra em ru rusz ruszam szam sz am w n am niezwykłą iezw ie zwyk wyk ykłą łąą p podróż od dró różż do d dookoła ookkołła Sz Szwe Szwecji. weccj we cji.i TTutejszy cji. utej ut tej ejsz ejsz szyy ch chleb hle leb je jest est jjednym edny ed dnyym z najlepszych. najljlep na ep psz szyc y h yc h.. Zapraszam Zaapr p as a zaam do do llektury. ekt ek ktu turyy. tury P odczas gdy w Blekinge zaczynają śpiewać skowronki i rusza wir prac wiosennych, w Dalarna rozdają właśnie puchary zwycięzcom narciarskiego Biegu Wazów. Gdy w Skåne farmerzy sprawdzają, jak przezimowała pszenica, w Lappland jeszcze przez kilka tygodni będzie można łowić ryby spod lodu. Jeśli sami Szwedzi określają Småland mianem centrum swojego kraju, to do połowy drogi z południa na północ Szwecji zostaje stamtąd jeszcze pół tysiąca kilometrów. Kilka stref klimatycznych od dawna regulowało rytm życia naszych północnych sąsiadów, ustalało ich stosunek do przyrody i kulinarne przyzwyczajenia. Migrujący między prowincjami ludzie pielęgnowali w nowych miejscach swoje poprzednie tradycje. Dziś widać to na wielu szwedzkich stołach w dzień powszedni i podczas świąt. Skanio, witaj Jeżdżąc dość często przez Skanię, w wielu miejscach spotykam smukłe, zwieńczone śmigłami elektrownie wind farms. Napędzane wiejącymi znad Bałtyku i od strony cieśnin duńskich wiatrami zaopatrują w energię elektryczną całe miejscowości, a także niewielkie zakłady przemysłowe. 60 Te same wiatry przez kilka stuleci dawały siłę setkom wiatraków mielących zboże. Do dziś zachowało się około 120 pięknych architektonicznie obiektów produkujących mąkę do wypieku chleba powszedniego mieszkańców południowej Szwecji. Pół setki z nich udostępniono do zwiedzania, a dwadzieścia nadal może mleć dorodną skańską pszenicę. Stoją zazwyczaj na wzgórzach, ale także w środku wsi, a nawet miasteczek, bo dawne osady farmerskie w ciągu ostatnich stuleci zmieniły swój charakter. Wiatraki są atrakcyjnym symbolem rolniczej przeszłości kraju, gospodarności i dbałości o schedę po przodkach. Pod nimi urządza się festyny ludowe, celebruje Midsommar – święto letniego przesilenia słonecznego, organizuje warsztaty rękodzieła. Sophia Möllan, wiatrak w Viken nieopodal Helsingborga, współorganizował niedawno festiwal rozpoczynający obchody jubileuszu firmy Vasa. Ten piekarski potentat już od prawie 100 lat specjalizuje się w produkcji chrupkiego pieczywa. Wielu Szwedów rozpoczyna i kończy dzień twardą jak kamień, ale pełną zdrowotnych dóbr kromką knäckebröd. Produkowany także w innych krajach nie dorównuje jakością szwedzkiemu oryginałowi. Aby zobaczyć, powąchać i pokosztować tradycyjnych szwedzkich chlebów, warto wziąć udział w którymś z tamtejszych ludowych albo religijnych świąt. Midsommar Na obszernym skwerze nieopodal zamku Hovdala już od piątkowego poranka gromadzili się ludzie. Jedni przybyli z obowiązku, by przygotować majstång, ustawić prowizoryczną estradę i zainstalować nagłośnienie. Inni rozkładali kramiki z napojami, kanapkami, lodami, prażonymi migdałami i cukrową watą. Przybywali też pierwsi świąteczni goście, starając się zająć miejsce jak najbliżej umajonego słupa – centrum tradycyjnej celebry. Ci ostatni rozścielali na trawie koce, wyjmowali zawartość koszyków, zaczynali piknik. Z kwadransa na kwadrans na trawniku przybywało barw, zapachów i dźwięków. Szwedzki zespół folklorystyczny szykował akcesoria i stroje, ktoś dostrajał skrzypce, a od strony punktów małej gastronomii zapachniało kardamonem, imbirem i karmelem. Ludzie zmieniali odzież na lżejszą, bo po rześkim poranku zaczynało nieźle przygrzewać. Pogoda podczas szwedzkiego sobótkowego święta to bardzo ważna sprawa, szczególnie w godzinach Z CHLEBEM DOOKOŁA ŚWIATA | PIEKARSTWO 3/2012 południowych, gdy strojony jest majstång (majowy słup), a uczestnicy imprezy choć przez chwilę chcą wokół niego zatańczyć. Zasadnicze uroczystości Midsommar od zawsze odbywają się na powietrzu. Nawet przyzwyczajeni do surowego klimatu Skandynawowie wolą więc, by w tym dniu nie padało, nie wiało i było w miarę ciepło. Wszak radość ze sprzyjających ludziom zjawisk atmosferycznych to główny motyw tego pradawnego obyczaju. Już ponad 50 lat temu specjalnym dekretem szwedzkiego rządu ustanowiono oficjalne święto czczące letnie przesilenie słoneczne. Łącząc pogańskie i religijne tradycje, usankcjonowano odwieczną potrzebę człowieka chcącego oddać hołd słońcu, naturze, witalności i stwórcy. Tradycyjnie na uroczystość pod słupem przynosi się własne jedzenie oraz napoje. W wiklinowych koszach, na wózkach ogrodowych i w turystycznych chłodziarkach ludzie mają piknikowe potrawy. To zwykle kanapki, sucha kiełbasa, sałatki, śledziki, podpłomyki, chrupkie pieczywo, domowe ciasta czy gofry. Przy tej okazji panie domu nie tylko na prowincji dają upust swoim piekarskim fantazjom. W ich koszach można dostrzec rozmaite kształty ciastek, bułek, bułeczek, chlebów i chlebków. Jedne podłużne, pokręcone i obszarpane, inne wyjęte z blaszanych lub słomianych foremek. Część posypana otrębami, siemieniem lnianym, wszelkimi nasionami i suszonymi jagodami, a inne pokryte samą mąką albo głębokimi bruzdami spękań. Midsommar to największe ludowe święto Szwedów celebrowane przez całe rodziny. Dzieci mają w tym dniu dyspensę i zajadają się słodyczami do woli. Dorośli, tuż po głównej ceremonii, sowicie raczą się tzw. kaffegöken (kukułka). To mieszanka, pół na pół, kawy oraz białej wódki. Mieszkańcy Skanii chętnie używają skańskiej akvavit – bezpośredniej następczyni popularnego tu dawniej samogonu. Po powrocie do domu wszyscy siadają do obiadu. Głównym daniem są tego dnia młode ziemniaki z koperkiem, ze szczypiorkiem i z kwaśną śmietaną oraz specjalny gatunek śledzi. Na sobótkowe matiesy markety proponują świąteczną promocję cenową. Do obiadu podaje się też alkohol, a jako deser najpopularniejsze są rodzime truskawki z bitą śmietaną. Tradycja nakazuje, by całą sobótkową noc spędzić przy stole i na parkiecie. Towarzyszący mi podczas święta Camilla i Tobias postarali się, bym kosztował tradycyjnych dań i wypieków. Moi znajomi zajmujący się promocją kilku gmin „Zielonej Skanii” robili wszystko, bym rozsmakował się w ich regionie. – Bigosy, grahamki, croissanty i pierogi możesz jeść w Europie kontynentalnej, a tu poznaj to, czym słynie skandynawska prowincja – mówili. Przysiadając na kocach przyjaciół i krewnych, opisywali mi co ciekawsze specjały. Raz wędzoną na akacjowym drewnie sieję wujka Bengta z Osby, innym razem czyjś chleb na cieście wyrabianym z kozią serwatką i ze zmiażdżonymi listkami młodej pokrzywy. Gdzie indziej korzenne, drożdżowe pieczywo z imbirem, cynamonem, żurawiną i ciemną melasą albo domowe bułeczki semla. Ten ostatni przysmak to wielka szwedzka tradycja. Bułki można podawać jako deser i wtedy są przekładane kremową masą. Można je też jako pieczywo maczać w sosach, polewkach lub mleku. Żytni razowy chleb na miodzie z kłokoczki jedliśmy na śniadanie. Smakował wyśmienicie z masłem roztartym z ziołami zebranymi wokół jeziora Ivösjön, największego akwenu prowincji. Dzień wcześniej kwitnący krzew miododajnej kłokoczki pokazała nam Victoria, autorka książek kucharskich, propagatorka tradycyjnego szwedzkiego jadła. W ogrodach zamku Hovdala pierwszy raz w życiu usłyszałem o tej pożytecznej roślinie. Prawie nieznana w Polsce już tysiące lat temu służyła ludom Anatolii i Bliskiego Wschodu. Oprócz miodu dostarczała oleju, żywicy i materiału na paciorki różańca, wałki do ciasta oraz sztućce. Krzewem zachwycił się Karol Linneusz, słynny przyrodnik, profesor uniwersytetu w Uppsali, opisując ją już w XVIII stuleciu. Przepis Victorii na słodki kardamonowy chlebek, kardemummabröd, z kłokoczkowym miodem, żółtkami i płatkami migdałów mam w swoich zbiorach. Święto Kiszonego Śledzia Jeżdżąc wielokrotnie po Szwecji, miałem okazję uczestniczyć w festynach, świętach i domowych uroczystościach moich przyjaciół. Wszędzie czymś częstowano, zachwalając regionalne i rodzinne tradycje kulinarne. Na uczcie weselnej w restauracji zamku Bäckaskog jadłem końską kiełbasę Gustavskorv, produkowaną w ten sam sposób od ponad stu 61 PIEKARSTWO 3/2012 | Z CHLEBEM DOOKOŁA ŚWIATA Tradycyjny piec chlebowy na farmie nieopodal Osby Pieczywo z piekarenki w Hovdala lat. Zagryzaliśmy ją słodkawym chlebem, którego recepturę jeszcze w wiekach średnich sporządzili miejscowi mnisi. Kilka lat temu, 13 grudnia, w Vanås w cukierni św. Łucja raczyłem się szafranowymi ciastkami lussekatter, piernikiem i grzanym winem glögg. Kiedyś przed Wigilią u znajomych w Kristianstad brałem udział w tradycyjnym posiłku zwanym doppa i grytan – maczane w kociołku. Czerstwe kromki żytniego razowego chleba nasączaliśmy rosołem, w którym gotowano świąteczną szynkę, bekon i kiełbasy. To pozostałość po dawnych biednych czasach, kiedy starano się wykorzystać wszystko, co nadawało się do spożycia. Dziś ten lunch jest okazją do rodzinnych spotkań rozpoczynających święta Bożego Narodzenia. Witając kanikułę, nad jedną z kameralnych 62 Wdzięczny symbol krajobrazu Skanii Chlebek kardamonowy zatoczek Ivösjön śpiewaliśmy znaną od XVII stulecia pieśń Den blomstertid nu Sommer (Nadchodzi czas kwitnienia). Z czerwonym wytrawnym winem wspaniale smakowały wtedy niewielkie owsiane placuszki z kminkiem i rozmaitym nadzieniem. Oprócz tartego żółtego sera, baranich skwarków i szpinaku były w nich szparagi, wędzone ryby, smażone kurki i gotowane szyjki rakowe. Surströmmingspremiären – otwarcie sezonu dostaw, sprzedaży i serwowania kwaszonego śledzia – przypada w trzeci czwartek sierpnia i jest sygnałem do rozpoczęcia kolejnej szwedzkiej fiesty. Specyficzne danie jest przygotowywane z drobnego bałtyckiego śledzia, a długi proces wstępny nazywany jest kiszeniem, gliwieniem, psuciem się, a nawet gniciem tej ryby. Najpierw soli się odłowione śledzie i odkłada na dość długi czas. Kiedy kiszenie – kontrolowany proces fermentacji czy psucia się rybiego mięsa – nabiera intensywnego toku, śledzie są zamykane w hermetyczne puszki, a gdy opakowania pęcznieją, to znak, że można dopuścić je do dystrybucji. Zajmującą ceremonią jest otwieranie puszki z kiszonym śledziem. Jedni wolą nie być tego świadkami, a inni czekają na ten moment w podnieceniu. Dla wielu Szwedów wąchanie ostrego aromatu „zepsutej” ryby jest odrażającym spektaklem, który trzeba przeżyć, by rozpocząć miłe party, inni zaś twierdzą, że to właśnie meritum całej imprezy. Aby udobruchać tych pierwszych, często puszka jest otwierana w naczyniu z wodą, co częściowo neutralizuje intensywny zapach. Z CHLEBEM DOOKOŁA ŚWIATA | PIEKARSTWO 3/2012 W dawniejszych czasach proces kiszenia śledzi był kontrolowany przez gospodynie domowe, żony rybaków lub szynkarzy. Obecnie zajmują się tym wykształceni technicy gastronomii, kucharze renomowanych restauracji i inżynierowie zakładów przetwórstwa rybnego. To wielki kulinarny biznes, jeden z symboli kraju, trzeba więc przestrzegać wszelakich standardów. Nieodłącznym komponentem kiszonego śledzia jest tunnbröd, rodzaj cieniutkiego podpłomyka, a jako dodatków używa się świeżo posiekanej cebulki oraz mandelpotatis, popularnego w Szwecji gatunku drobnych owalnych ziemniaków o słodkawym smaku. W wielu regionach kraju daniu towarzyszą dojrzewający w specjalnych warunkach ser Västerbotten i inne lokalne dodatki. Niektórzy Szwedzi spożywają danie w postaci krokieta, a podpłomyk służy jako opakowanie śledziowej kiszonej masy. Semlor na każdą okazję Kultowym pieczywem podczas wielu świąt są w Szwecji semlor – bliskie naszym pączkom kuliste bułeczki nadziane kardamonem, masą migdałową i bitą śmietaną. Tradycja ich pieczenia sięga XVI wieku i od tego czasu znane są w całej Skandynawii i w Estonii. Początkowo były niezbyt wyszukanym symbolem ostatków i jadano je głównie podczas tzw. tłustego wtorku, tuż przed Popielcem. Wówczas zalewano je gorącym mlekiem i stanowiły główne danie kończącego karnawał rytuału. W ostatnich dziesięcioleciach semlor zrobiły oszałamiającą karierę. Zawdzięczają to swym walorom smakowym, łatwości przygotowania i ciągłemu urozmaicaniu. Zaczęto je podawać w każdy wtorek Wielkiego Postu, a nawet częściej. Ceniący wyznaniową wolność Szwedzi twierdzą, że tłusty wtorek można sobie zrobić codziennie. Obecnie semlor jada się od okresu tuż po Bożym Narodzeniu aż do Wielkanocy. W kafejkach, cukierniach i restauracjach dostępne są o każdej porze roku. Zajadają się nimi dorośli i dzieci, a wielu szwedzkich emerytów nie wyobraża sobie bez nich popołudniowej kawy. W slangu tamtejszych seniorów powstało nawet specjalne określenie kawowo-deserowego rytuału. Fika – przestawione sylaby wyrazu kaffi – oznacza spotykanie starych znajomych, poznawanie nowych przyjaciół, ploteczki i oderwanie się od codzienności. Semlor przeszły też do historii Szwecji, choć okazja ku temu daleka była od radości płynącej z konsumpcji ciast. 12 lutego 1771 roku w wyniku problemów trawiennych zmarł król Adolf Frederick. Stało się to po obfitym posiłku, którego podsumowanie stanowił deser składający się z czternastu słynnych już wtedy bułeczek zalanych mlekiem. Trzeba zaznaczyć, że były one ulubionym deserem władcy. Dziejopisarze nie są pewni, co konkretnie zaszkodziło monarsze, bo chwilę wcześniej jadł homara, wędzone śledzie, kawior, kiszoną kapustę i pił szampana. Jeden z moich szwedzkich przyjaciół Sven Erik nie jada semlor, raków ani kiszonych śledzi. Nie spożywa żadnego sera, grzybów z lasu, podrobów, skwarków, kwaśnej śmietany i paru innych rzeczy. Od dziecka natomiast pije tran, zajada się parówką falukorv, smażonymi rybami i dżemem. Każdy posiłek kończy dwoma kawałkami chrupkiego pieczywa Vasa z chudą margaryną i twierdzi, że to jego recepta na zdrowie. Coraz więcej polskich turystów przyciąga nowa propozycja części prowincji Skåne, regionu zwanego „Zieloną Skanią”. Bromölla i pięć sąsiadujących z nią gmin kuszą czystym powietrzem, wędkarskim rajem, szlakiem chmielnym, średniowiecznymi świątyniami i bogactwem imprez artystycznych. W pałacu Wanås przez cały sezon można oglądać instalacje artystyczne Joko Ono – „drzewka życzeń”, „drabiny do nieba”, „moja matka jest najpiękniejsza”. Bäckaskog Slott, przepiękny zespół starych budynków klasztornych i obronnych, zaprasza do zwiedzania wnętrz (m.in. kuchnia nad strumieniem, z którego mnisi 600 lat temu wyjmowali ryby) i na spektakle teatralne. Miodu z kwiatu kłokoczki, paja z rozmaitym nadzieniem i jęczmiennych podpłomyków skosztujemy w ogrodzie Linneusza na zapleczu byłego duńskiego folwarku Hovdala. W jeziorze Ivösjön możemy łowić kilkanaście gatunków ryb, a na wyspie Ivö osobiście szukać skamielin z odciskami łap dinozaura. Skosztujemy chleba przed momentem wyjętego z pieca pamiętającego pradziadków Pippi Langstrumpf i poznamy kulinarne zwyczaje Lisbeth, bohaterki kryminalnych powieści Stiega Larssona. Spływ canoe, spacer 3-kilometrową kładką po bagnach, wizyta w warsztacie św. Mikołaja, wędrówka po Wzgórzach Rosyjskich z największym bukowym lasem w Skandynawii – to kolejne z setek atrakcji „Zielonej Skanii”. Na szlaku „Humleslingan” (Pętla Chmielna wokół jeziora Ivösjön) w ubiegłym roku spotkałem kilka polskich autokarów turystycznych. Absolwenci byłej łódzkiej uczelni wojskowej kolejne spotkanie wyznaczyli sobie w Skandynawii. Na przystankach degustowali wędzone łososie, kozie sery, piwo z domowych browarów i kultowe szwedzkie podpłomyki. Organizacją wyjazdów, także typu tailor-made trips, zajmuje się Cross Baltica – stowarzyszenie działające na rzecz kontaktów polsko-szwedzkich. 63