Czy te najlepsze z najlepszych skazane są na zawodowy sukces i
Transkrypt
Czy te najlepsze z najlepszych skazane są na zawodowy sukces i
Czy te najlepsze z najlepszych skazane są na zawodowy sukces i osobistą porażkę... - Ostatnia aktualizacja (niedziela, 21 grudzień 2008) ARTYKUŁ - SPOŁECZEŃSTWOWykształcona szuka mężaCzy twoje atuty mogą być przyczyną twoich porażek? Ten paradoks znaliśmy do tej pory z rynku pracy, gdzie część menedżerów nie mogła znaleźć pracy, bo byli zbyt dobrze wykształceni i ich kwalifikacje przerastały stanowiska, o które się ubiegali. Pracę dostawali gorsi. Dziś z tym samym paradoksem muszą zmierzyć się Polki. I to właśnie te najlepiej wykształcone, najbardziej przebojowe, dobrze sytuowane i... ładne. Po trzydziestce, ale wciąż są samotne. Brakuje mężczyzn równie przebojowych jak one. Czy te najlepsze z najlepszych skazane są na zawodowy sukces i osobistą porażkę? Bernadeta Mędrak z Warszawy ma 31 lat, burzę czarnych włosów na głowie i przekonanie, że świat należy do niej. Chce rwać go zębami i czerpać z niego tyle przyjemności, ile tylko się da. Jest ładna, samodzielna, niezależna. Skończyła architekturę, pracuje jako projektant wnętrz, planuje zostać kreatorem mody. Rozmawiamy w wypełnionej ludźmi kawiarni w centrum Warszawy i nie ma mężczyzny, który by na nią nie spojrzał. Ale Bernadeta nie jest do końca zadowolona z życia. - Wokół mnie nie ma żadnych porządnych facetów. Takich, z którymi warto byłoby się związać, zaryzykować. I którzy nie trzęśliby spodniami przed niezależną kobietą. Byliby interesujący, wykształceni, samodzielni i wolni. No, gdzie oni są? - pyta z pretensją w głosie. Bernadeta ze swoim CV i wątpliwościami dotyczącymi relacji damsko-męskich jest symbolem zjawiska dobrze znanego już w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, które teraz obserwujemy w Polsce. W skrócie można je określić WSM (Wykształcona Szuka Męża). Wzrasta liczba wykształconych i dobrze sytuowanych kobiet, którym trudno jest znaleźć stałego partnera. Z badań socjologa prof. Henryka Domańskiego wynika, że liczba samotnych kobiet rośnie w naszym kraju wprost proporcjonalnie do liczby kobiet z wyższym wykształceniem. W dużych miastach w Polsce mieszka armia dwustu tysięcy samotnych kobiet w wieku 30-39 lat, z których tylko co czwarta nie skończyła studiów. I będzie ich przybywać. Teoretycznie wykształcone panny z miasta powinny być najlepszymi partiami na rynku. Mają dobre posady, urządzone mieszkania, na które same zarobiły, albumy pełne zdjęć z egzotycznych wycieczek. Są świadome swojej urody i wartości, zdobywają kolejne szczeble kariery. To przecież ekstrababki, samice alfa, jak określa się w świecie zwierząt te jednostki, które potrafią sobie wywalczyć najlepsze pozycje w stadzie. Tyle tylko że im więcej osiągnęły na zawodowym rynku, tym niżej - paradoksalnie - spadła ich atrakcyjność matrymonialna. Spójrzmy na ten fenomen jako na splot kilku - zupełnie racjonalnych - czynników natury biologicznej, psychologicznej i kulturowej. Przy całej swej mądrości człowiek wciąż pozostaje zwierzęciem, którego odruchy i potrzeby wykute zostały w ogniu ewolucji. Kobiety - edukując się i robiąc karierę - starają się przeskoczyć niesione przez nie ograniczenia. Jednak to wyjście na prowadzenie wymaga czasu, więc na szukanie życiowego partnera owe samice alfa decydują się zwykle dopiero po trzydziestce, a więc z biologicznego punktu widzenia o wiele za późno. Jak twierdzi dr Krzysztof Tymicki, socjolog i demograf z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, który od lat prowadzi badania dotyczące m.in. starych panien i kawalerów, podstawową wartością, jakiej nawet nieświadomie - szukają mężczyźni u kandydatek na żonę, jest młodość. - Nasze preferencje biologiczne powstały w procesie ewolucji - mówi Tymicki. - A wiek jest precyzyjnym probierzem tzw. zdolności reprodukcyjnej: im kobieta starsza, tym gorzej rokuje, jeśli chodzi o rodzenie dzieci. I kiedy taka trzydziestka zaczyna rozglądać się za mężem, okazuje się, że mężczyźni z jej grupy rówieśniczej interesują się już kobietami młodszymi od niej. Podobnie jak ci, którzy przekroczyli czterdziestkę. Taka międzygeneracyjna rywalizacja, polegająca na tym, że młody i stary walczą o tę samą wybrankę, jest w przyrodzie czymś zupełnie naturalnym. Jest to również norma wśród ludzi. I jeśli, dajmy na to, pięćdziesięciolatek żeni się z głupiutką, za to ładną i świeżą osiemnastolatką, może zyskać tylko aprobatę otoczenia: ale śliczną dziewczynę poderwał, ale mu się udało. I nic nie szkodzi, że wybranka z trudem zdała maturę, że nie ma z nią o czym pogadać. - Mężczyźni tak naprawdę oczekują, że partnerka będzie od nich niższa. Dosłownie i w przenośni. Nie chcą mieć w domu rywala - tłumaczy dr Krzysztof Tymicki. Podobnie tę sprawę widzi amerykańska socjolog Jessie Bernard. Jej zdaniem, mężczyźni poślubiają najchętniej kobiety, które są od nich młodsze, gorzej wykształcone i mają gorszy zawód. Natomiast w drugą stronę zależności te nie działają. - Czterdziestolatka wiążąca się z dwudziestolatkiem wciąż wywołuje uśmiechy zażenowania - zauważa Tymicki. W dodatku kobiety preferują mężczyzn będących na wyższym bądź tym samym poziomie, jeśli chodzi o wykształcenie, pozycję zawodową, dochody; to tzw. zjawisko hipergamii. W ich przekonaniu - znów nie zawsze uświadamianym, lecz ukształtowanym przez ewolucję - tylko tacy partnerzy będą w stanie zadbać o potomstwo i zabezpieczyć http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo Generated: 3 March, 2017, 13:27 rodzinę na przyszłość. W całym zachodnim świecie rośnie liczba kobiet alfa, natomiast pula odpowiednich dla nich partnerów się nie powiększa. I we wszystkich krajach największy problem ze znalezieniem partnera mają właśnie wykształcone kobiety. W Niemczech ich problem zauważono jakieś trzy lata temu. Matthias Horx, szef Instytutu Przyszłości we Frankfurcie, takie kobiety, które poszukiwanie partnera mają utrudnione przez zbyt wysokie ambicje i wymagania, nazwał mianem Paniksingles (w przeciwieństwie do Frustsingles - słabo wykształconych mężczyzn w wieku 30-45 lat) i ogłosił, że stanowią one niemal połowę ponadjedenastomilionowej rzeszy singli. Okazało się także, iż zaledwie pięć procent z nich akceptuje swoją samotność i status singla. Przebojem wydawniczym u naszych zachodnich sąsiadów była książka dziennikarki i politolog Katji Kullmann "Generation Ally", opisująca problemy "sióstr Ally McBeal", urodzonych w latach 1965-1975. Ale samotność wyedukowanych kobiet to nie tylko europejski problem. W Japonii po ustawowym wprowadzeniu równouprawnienia zawodowego kobiet w 1985 roku liczba starych panien wzrosła od roku 1990 do 2000 dwukrotnie. W ich gronie dominują oczywiście te, które postawiły na karierę zawodową. W Stanach Zjednoczonych niemożność ułożenia sobie życia osobistego najjaskrawiej daje się zauważyć wśród Afroamerykanek, które na fali rewolucji równouprawnienia czarnych i białych zaczęły kończyć najlepsze szkoły (dziś 35 proc. czarnych kobiet po szkole średniej idzie na studia, mężczyzn o dziesięć procent mniej) i zajmować coraz wyższe pozycje w piramidzie korporacyjnych stanowisk. Im także coraz trudniej o odpowiedniego męża ze swojej grupy etnicznej. W rezultacie aż 47 proc. czarnych kobiet w przedziale wiekowym 30-34 lata nigdy nie było zamężnych (analogiczne dane dla białych kobiet to 10 proc.). Trendowi nie oparła się Polska. Kobiety coraz powszechniej zdobywają wykształcenie i pozycję zawodową, a mężczyźni coraz częściej nie są w stanie dotrzymać im kroku. W latach 80. było u nas około 10 proc. mężczyzn z wyższym wykształceniem, kobiet zaledwie 6 proc. W 2003 roku według danych GUS studia wyższe kończyło aż 23 procent pań i tylko 16 procent panów. A ponieważ pęd do wiedzy u kobiet jest coraz silniejszy, może się sprawdzić przepowiednia pesymistów, że w najbliższej dekadzie co trzecia wykształcona kobieta nie będzie mieć męża i zdecyduje się bądź na życie w pojedynkę, bądź w mniej zobowiązujących, luźnych związkach. To zjawisko powoduje, że na matrymonialnym rynku zostają dwie grupy kobiet: te bez wykształcenia i często mniej atrakcyjne pod względem fizycznym oraz elita. O ile jednak te pierwsze zgodzą się na każdy kompromis, aby tylko związać się z mężczyzną i posiadać potomstwo, o tyle te najlepsze poprzeczkę wymagań ustawiają co najmniej na swoim poziomie, a najchętniej szczebelek wyżej. - Mój były facet też twierdził, że mam za duże wymagania - uśmiecha się nieco ironicznie Katarzyna Rusin: 30 lat, warszawianka, zdecydowana, konkretna. Skończyła politechnikę, pracuje w firmie farmaceutycznej, właśnie kupiła mieszkanie. Jeździ konno, podróżuje po świecie z przyjaciółmi, weszła na szczyt Kilimandżaro, teraz planuje zdobyć Aconcaguę. Wokół niej - w pracy, klubie jeździeckim, na imprezach - pełno jest kobiet, które są same. Czego brakuje im u mężczyzn? Z badań socjobiologów wynika, że wykształcone kobiety z dużego miasta nigdy nie zdecydują się na związek ze słabo wykształconym mężczyzną z małego miasta lub wsi. Wolą zostać same, niż wyjść za kogoś o niskim statusie. Reguła hipergamii (wybiera się niżej postawionych od siebie w grupie) generuje populację "starych panien" po 35. roku życia. Statystycznie kawalerów jest znacznie więcej - w samych dużych miastach ich nadwyżka wynosi 80 tysięcy. Tyle tylko że to kawalerowie drugiego sortu. Z gorszym wykształceniem, statusem zawodowym. Za to z zamiarem znalezienia kobiety, która zamiast biegać na zajęcia z angielskiego ugotuje im zupę pomidorową. Tymczasem postępujący proces emancypacji i przemiany kulturowe spowodowały, że kobiety od swoich mężczyzn - w przeciwieństwie do ich matek i babek oczekują czegoś więcej niż wypchanego portfela i sprawności fizycznej. - Wzrosły nasze wymagania, a poza tym chcemy partnerstwa - mówi Katarzyna Rusin. I wylicza, że jej mężem może zostać człowiek, który nie zrzuci na nią całego ciężaru zajmowania się domem i dzieckiem. Który będzie rozumiał, że ona ma swoje cele i chce je osiągnąć, zamiast gotować pomidorówkę. Który wyda pieniądze na wycieczkę do Indii, a nie na nowy telewizor plazmowy. Z którym można będzie porozmawiać o książkach, filmach, górach. - To ma być partner, przyjaciel, nie macho - dodaje. Podobnie myśli większość jej koleżanek. Z badań Pentora "Ja, kobieta" z 2003 roku, przeprowadzonych na zamówienie firmy Dove, wynika, że współczesne kobiety najbardziej cenią w mężczyznach takie cechy, jak wierność (55 proc.), inteligencja (28 proc.), szacunek dla partnera (35 proc.) czy poczucie humoru (20 proc.). Profesor Krystyna Slany, demograf, podkreśla, że dla współczesnych kobiet bardziej liczy się jakość małżeństwa niż sam jego fakt. - Kobiety dobrze wykształcone, samorealizujące się, z pasjami, nie będą na siłę szukały mężczyzny. Najważniejsze jest dla nich czerpanie satysfakcji, tworzenie prawdziwej wspólnoty emocjonalnej opartej na partnerstwie - wyjaśnia. Jej zdaniem z wielu badań wynika, że do zawarcia małżeństwa zniechęcają też złe relacje między rodzicami oraz przemoc i niesprawiedliwy podział pracy w domu. - Nareszcie, po raz pierwszy w historii świata, kobiety mogą wybierać, a opresja http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo Generated: 3 March, 2017, 13:27 kulturowa zmuszająca je do małżeństwa odchodzi po cichu do lamusa - dodaje prof. Slany. Potwierdzenie, że w dzisiejszych czasach życie bez męża nie oznacza naklejenia etykietki staropanieństwa, kobiety odnajdują na każdym kroku. W kolorowych magazynach opisujących życie singli; w telewizorze, gdzie Ally McBeal czy bohaterki serialu "Seks w wielkim mieście" szukają odpowiednich facetów, czerpiąc przyjemność z samego faktu szukania, a nie zakończenia poszukiwań. Zresztą, jak podkreśla prof. Slany, wiek, kiedy zgodnie z kulturową normą "trzeba" już wyjść za mąż, wciąż idzie w górę. Dziś oscyluje gdzieś koło 40 i w gwałtowny sposób zderza się z normą biologiczną, powodując chaos na matrymonialnym rynku. Monika Mędrek, energiczna 31-latka z Krakowa, długo sobie przypomina, czy kiedykolwiek słyszała pod swoim adresem wyrzuty, że jeszcze nie wyszła za mąż. A zresztą, kiedy miałaby je usłyszeć. Prowadzenie restauracji w Krakowie zajmuje jej większość dnia, wolne chwile poświęca na szlifowanie francuskiego, wypady do kina i robienie projektów architektonicznych. Z mamą widzi się w przelocie. Wolny czas, którego ma niewiele, dzieli między psa, dobre książki, spotkania z przyjaciółmi. Zapewnia, że nie odczuwa jeszcze tego, co Ally McBeal nazwała "tykaniem jajników" - przeświadczenia, że ma niewiele czasu na znalezienie odpowiedniego partnera, który dałby jej dziecko. - Żal mi czasu, by marnować go na spotkania z facetami, którzy mnie nie pociągają. Randki mnie męczą - muszę wysłuchiwać narzekań tylko po to, by po godzinie przekonać się, że facet, z którym siedzę przy stoliku, jest beznadziejny. Wolę ten czas spędzić z dobrą książką, gdzieś nad Wisłą - mówi Monika. Takie podejście do zagadnień damsko-męskich zyskało nawet specjalistyczne określenie. To quirkyalone, czyli w tłumaczeniu na język polski zakręcone bycie z samą sobą. Nazwa pochodzi od "Manifestu bezkompromisowych romantyczek" autorstwa Sashy Cagen, który ukazał się w USA w 2000 roku. Do jego wyznawczyń należą kobiety, które nie godzą się na rytuał szukania partnera na wieczorkach zapoznawczych, w agencjach matrymonialnych, w Internecie czy - nie daj Boże - przez swatów, jak to się odbywało w czasach, kiedy znalezienie właściwego partnera we właściwym czasie było sprawą priorytetową. Dziś quirkyalone twierdzą, że nie szukają męża. Jak się trafi, to dobrze. I trudno powiedzieć, ile w takim biernym czekaniu na księcia z bajki pewności siebie, poczucia własnej wartości, nonszalancji wobec upływającego czasu, a ile przymusu środowiska i kompleksów. A także chciałoby się zapytać - arogancji i przedmiotowego podejścia do mężczyzn. Bo zdaniem socjologa dr. Tomasza Szlendaka trzydziestoparolatki, które biorą się za szukanie męża, podchodzą do tego rozumowo i pragmatycznie, niczym do swojej kariery zawodowej. Albo jak "do towaru czy usługi, która musi być na najwyższym poziomie" - jak pisze w swojej najnowszej książce "Miękkie frotki". I dodaje: "Romans wymaga dużo wolnego czasu, w którym można by popróżnować i poflirtować. A tego czasu mamy w epoce masowej konsumpcji i szaleńczej pracy znacznie mniej". Kiedy młodzi ludzie się ustabilizują, są już po trzydziestce, a to nie jest wiek na miłosne szaleństwa, zwłaszcza w erze konsumpcji. To dlatego romans tak się zracjonalizował. I dlatego jeśli poziom kandydata na męża nie jest odpowiedni, trzeba rozejrzeć się za następnym towarem. I następnym. W dodatku, jak zauważa psycholog Zyta Rudzka, samice alfa nie są zdolne do najmniejszych kompromisów (choć w pracy zawodowej nawet daleko idące ustępstwa są dla nich do przyjęcia), stawiają poprzeczkę niebotycznie wysoko i bez litości wykpiwają każdą wadę kandydatów. - To takie psychiczne kastrowanie facetów - mówi Rudzka. - I to już na pierwszej randce. Wystarczy, że facet przyjdzie w nylonowej koszuli, opowie głupi dowcip, ma złe sandały. A czasami trzeba się najpierw zaprzyjaźnić, zainwestować w kilka spotkań. A koszulę można przecież zmienić. - Lecz one nie chcą nad tym popracować, chciałyby mieć to szybko, od razu i idealnie. A potem są coraz bardziej rozgoryczone - zauważa cierpko Rudzka, porównując takie "randki" do castingu na męża. Współczesnym kobietom brakuje pewnej uległości, która jest niezbędna w kontaktach damsko-męskich. I, co jeszcze ważniejsze, czasu. - Im więcej napięcia w poszukiwaniach partnera, strachu, że zegar tyka i przerażenia, że nie mogą się pomylić, bo dni i tygodnie mijają, tym gorsze wyniki poszukiwań - przyznaje psychoterapeutka Izabella Tornberg. - A może po prostu warto się z tym pogodzić, że zawsze będziemy same. Że nigdy nie znajdziemy odpowiedniego mężczyzny - zastanawia się 26-letnia Karolina Czaplarska z Warszawy. Zauważyła jednak, że nawet rodzina przestała ją dręczyć pytaniami o narzeczonego. Mówią raczej: "Nie ma się do czego spieszyć. Inwestuj w siebie". Więc Karolina inwestuje. Po stronie inwestycji może zapisać dobrą pracę w agencji reklamowej, kursy konwersacji i wygłaszania przemówień po angielsku, wypady na żaglówkę i pracę jako wolontariusz w Polskiej Akcji Humanitarnej. Po stronie minusów - brak stałego partnera. Ale w środowisku jej rówieśników nikt jeszcze nie rozmyśla o małżeństwie. To czas łapania życia za rogi, szlifowania języków, wypadów na koncerty, wieczorów w klubach, pracy kończonej nad ranem. Jednym słowem - antystabilizacji. No, chyba że zadziała mechanizm, który socjolodzy nazywają "efektem zamknięcia pubu". Tę regułę zauważono w barach dla samotnych, gdzie gromadzili się ludzie szukający drugiej połowy. Otóż z godziny na godzinę, im bliżej było do zamknięcia lokalu, spadały ich wymagania wobec partnera. Wreszcie byli w stanie zaakceptować tych, których z początku zupełnie ignorowali. Tylko dlatego, że zostali w barze. Iwona Dominik ([email protected]) Współpraca: Violetta Ozminkowski, Jacek Romanowicz, Bartosz Dembiński, Dorota Malesa Tekst główny artykułu z wydania http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo Generated: 3 March, 2017, 13:27 31/05 ze strony 70 http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo Generated: 3 March, 2017, 13:27