Zwierzenia Mordercy (McR)

Transkrypt

Zwierzenia Mordercy (McR)
„W imię Ojca i Syna i Ducha św. Wybacz mi Ojcze bo zgrzeszyłem. Chciałbym się szczerze
wyspowiadać z grzechów jakie ciążą mi na sercu. Ostatni raz u spowiedzi świętej byłem pod koniec
zeszłego roku. Mój grzech jest jeden, jest ciężki. Opowiem wszystko od początku, żeby ksiądz mnie
zrozumiał
Podczas zimowych ferii poznałem miłą dziewczynę. Miała na imię Paulina. Zakochałem się
w niej od pierwszego wejrzenia. Miała blond włosy długie do ramion, zgrabne nogi, i wszystko to,
co powinna mieć dziewczyna. Rozumie ksiądz co mam namyśli? Chciałem z nią porozmawiać,
umówić się na spotkanie. Ale była zajęta. Lubiłem patrzeć jak idzie ze swoim chłopakiem.
Wyobrażałem sobie w tedy siebie obok Niej... że to ja ją przytulam, że to ja ją całuję. To były tylko
marzenia. Jednak pewnego dnia, gdy ją obserwowałem, czekała na Niego w stałym miejscu, w tej
restauracji koło sklepu z rybami. Ona czekała a On się nie zjawiał. Czekała tak na Niego godzinę,
jednak On wciąż nie przychodził. W końcu wyszła z tej restauracji ze łzami w oczach. Żal mi jej
było. Chciałem nawet do Niej podejść. Jednak stchórzyłem. Kolejnego dnia znowu na Niego
czekała. Zjawił się. Nie wyglądało to za ciekawie. Kłócili się, On ją uderzył i poszedł... Łzy zaczęły
jej napływać do oczu. Nie mogłem na to patrzeć. Odważyłem się podejść. Zapytałem, czy mogę się
przysiąść. Nie odpowiedziała. Usiadłem obok Niej. Chciałem ją jakoś pocieszyć. Przytuliłem ją. A
Ona ku memu zdziwieniu wtuliła się we mnie. Marzyłem o tym cały czas, odkąd ją zobaczyłem, ale
nie w takich okolicznościach. Poprosiłem ją, żeby już więcej nie traciła łez dla tamtego gnojka. Ale
gdy to powiedziałem, to wstała i chciała odejść. Przytrzymałem ją za rękę. Nie mogłem jej puścić.
Zaproponowałem, abyśmy poszli do lunaparku, aby mogła zapomnieć choć na chwilę. Długo
musiałem czekać na odpowiedź. Cały czas stała i płakała. Jednak ku memu zdziwieniu odparła:
„Tak z chęcią”. I w ten sposób ją poznałem. Nawet było zabawnie. Bo dopiero w tym lunaparku
zapytała, jak mam właściwie na imię.
Byłem w Niej zakochany do szaleństwa, jednak bałem się zapytać, co ona do mnie czuje.
Tak zaraz po kłótni z tym jej chłopakiem to mi głupio było. Nawet nie wiedziałem, czy oni ze sobą
zerwali, czy nadal są razem. Poprosiłem Ją żeby dała mi swój numer telefonu. Bałem się, że
odmówi , ale powiedziała: „Z przyjemnością”. Dzwoniłem do Niej następnego dnia z pytaniem, czy
możemy dzisiaj też gdzieś wyjść. Powiedziała, że nie, ponieważ idzie na spotkanie ze swoim
chłopakiem. Zabolało mnie to wtedy bardzo ten, za przeproszeniem, śmieć jest z Nią nadal. Ona
zasługiwała na kogoś lepszego niż On. Jak to mieli w zwyczaju spotkali się w „ich” restauracji.
Śledziłem ją. Może to było trochę prostackie podejście, ale chciałem wiedzieć na czym stoję. Czy
jest sens rozwinąć Naszą znajomość. Weszli do tej restauracji i tylko na siebie patrzyli. W końcu On
coś jej powiedział i wyszedł. Ona zapaliła papierosa i znowu zaczęła płakać. Podszedłbym do Niej,
ale zorientowałaby się że ją śledziłem. Więc poszedłem do domu. Byłem smutny a zarazem
szczęśliwy. Żal mi jej było, ale widziałem swoją szansę w jej sercu i to mnie na swój sposób
pocieszało. Zadzwoniłem do Niej po powrocie do domu, niestety nie odbierała telefonu. W sumie to
sam bym nie odebrał. Wybrałem się do miasta, żeby zapomnieć o Niej choć na chwilę. Poszedłem
do swojego ulubionego baru. Piłem w samotności piwo. Spostrzegłem tego, za przeproszeniem,
chama. Siedział z jakąś sztuczną lalką. Całował ją. Widać było, że coś ich łączy. Zastanawiałem się
od jak dawna zdradzał moją Paulinę. Nie mogłem na to patrzeć. Czułem jak złość i furia opanowuje
moje ciało. Ręce zaczęły mi drgać. Zbiłem szklankę z piwem. Musiałem wyjść i zapalić papierosa.
Normalnie, to ja nie palę. Tylko wtedy, kiedy już naprawdę jestem w ciężkiej sytuacji. Usiadłem na
ławce na przeciwko baru. On siedział przy oknie. Patrzyłem na Niego paląc papierosa. Pomyślałem:
„o nie skurwysynie tak nie będzie”. Siedziałem na tej ławce, dopóki nie wyszli. Szedł chyba do jej
mieszkania. Poszedłem za Nimi. Oni weszli do środka. W spokoju poczekałem na Niego aż
wyjdzie. Wyszedł po godzinie. Była godzina trzecia nad ranem. Ulice świeciły pustkami. Nikogo
nie było. Skryłem się w ciemnej uliczce. Czekałem aż będzie przechodził. Przeszedł. Chwyciłem go
za kurtkę. Zaczął coś krzyczeć, wymachiwać rękami, ale go nie puściłem. Zaciągnąłem go w głąb
ciemnej uliczki. Wyciągnąłem swój scyzoryk odwróciłem go, żeby spojrzeć mu w oczy. Widziałem
w nich strach i niezrozumienie. Ale nie było litości. Wbiłem mu scyzoryk prosto w serce, żeby
poczuł, jak się czuła Paulina, która przez Niego cierpiała. Zaczął krzyczeć. Upadł na ziemię. Ja
szybko uciekłem. W gazetach przeczytałem, że ciało znalazł jakiś bezdomny.
Nazajutrz zadzwonił telefon. Bałem się że mnie namierzyli. Odebrałem. To była Ona, moja
ukochana. Powiedziała, żebyśmy się spotkali. Płakała. Po chwili juz byliśmy razem w restauracji.
Płakała cały czas. Widziałem dlaczego, ale zapytałem, żeby nie nabrała podejrzeń. Odparła, że
wczoraj rano zabili jej byłego narzeczonego. Udawałem zdziwienie a zarazem zainteresowanie.
Dopytywałem się o szczegóły, ale mówiła że nic nie wie. Poprosiła mnie, abym poszedł z Nią na
pogrzeb tego gbura. Zgodziłem się. Pochówek odbył się kilka dni później. Nie pamiętam dokładnie.
Nie mogłem pojąć, dlaczego wszyscy tak Go opłakiwali. Jego rodzina chyba nie wiedziała jaki
gnojek był z Niego. Gdy na mnie patrzyli, pewnie się domyślali, że to ja go zabiłem. Paulina też
płakała. Nie rozumiałem tego. Po pogrzebaniu ciała była stypa. Nie chciałem tam iść, bo cały czas
się zastanawiałem, czy te spojrzenia znaczą „wiem”. Nawet udało mi się namówić Paulinę żeby nie
szła. Poszliśmy zatem do mojego ulubionego baru i piliśmy piwo w ciszy i zamyśle. Wiedziałem ,
że lepiej nie poruszać tematu związanego z jej byłym. Na wszelki wypadek siedziałem cicho żeby
czegoś głupiego nie „walnąć”. Wypiliśmy piwo. Odprowadziłem ją do domu. Na pożegnanie
przytuliłem ją i poprosiłem, aby nie płakała już więcej. Ja sam wróciłem do swojego domu i
położyłem się spać. Nie gryzło mnie sumienie. Wręcz przeciwnie – mówiło mi, że dobrze zrobiłem.
Obudził mnie rano telefon. Paulina dzwoniła. Zapytałem, co się stało. Odpowiedziała, że
musimy się natychmiast spotkać. Była przerażona. Umówiliśmy się w parku. Siedziałem na ławce i
czekałem na Nią. Zjawiła się. Już z daleka było widać, że się czegoś boi. Przytuliłem ją na
przywitanie. Usiedliśmy. Zaczęła mi opowiadać, że miała straszny sen. Śniło jej się, że jest w
ciemnej uliczce. W tej samej, w której zabiłem Jej byłego. Mówiła, że widziała jego śmierć, że
wbito mu nóż w serce. Przeszły mnie dreszcze. Bałem się, że ja też jej się śniłem. Zapytałem, czy
widziała twarz tego, co zabił. Odparła, że widziała oczami mordercy. Przytuliła się do mnie. Była
przerażona. Przesiedziliśmy tak całe popołudnie. Nie chciałem tego zmieniać. Była do mnie
przytulona. Jeszcze kilka dni wcześniej uważałem to za rzecz niemożliwą. Byłem w siódmym
niebie. Nie obchodziło mnie, że ona jest smutna. Ważne, że się do Niej zbliżyłem. Chciałem ją
pocałować, ale wstała i zaproponowała, abyśmy poszli do Niej. Bez wahania się zgodziłem.
Chociaż wyczuwałem w tym podstęp. Myślałem, że u Niej będzie czekała na mnie policja. Ale
wtedy nie myślałem mózgiem, tylko penisem. Chciałem, żeby była moja. Doszliśmy do Jej domu.
Nie było żadnej policji ani tajnych agentów. Tylko ja i Ona. Zapytała, czy wolę kawę czy herbatę.
Chciałem już jej powiedzieć, że jedyne czego chce to Jej. Powstrzymałem emocje. Poprosiłem o
herbatę. Gdy ją przyniosła znowu nachodziły mnie dziwne myśli, że ta herbata może być otruta, że
Ona wie, że chce się na mnie zemścić. Patrzała na mnie dziwnie. Zapytała niewinnie, czy za mało
cukru. Musiałem wyjść. Poszedłem do swojego domu. Dzwoniła do mnie. Nie odbierałem. Może
wiedziała, może chciała mi powiedzieć, że wie. Wyłączyłem telefony i położyłem się, starając się
nie myśleć o obłędzie.
Nie dzwoniłem do Niej przez następne dni. Ona do mnie też nie. Pewnego razu wyszedłem z
domu z zamiarem pobiegania po parku, żeby podciągnąć kondycję. W połowie wytyczonego przez
siebie dystansu zrobiłem sobie przerwę na picie. Usiadłem pod drzewem i piłem wodę
niegazowaną. Nagle w oddali spostrzegłem znane mi twarze. To była Paulina i jej były, którego
zabiłem. „Przecież to nie możliwe” wykrzyknąłem. Ludzie spojrzeli na mnie dziwnie. Pewnie
domyślali się, że jestem mordercą. Ale wtedy to nie było najważniejsze. Podbiegłem bliżej, do
Pauliny. Skryłem się za krzakami. Jeszcze raz spojrzałem. To była Paulina z jakimś facetem, który
był z daleka podobny do mojej ofiary. Stali patrząc sobie na w oczy i trzymając się za ręce.
Wiedziałem, że coś tu nie gra. Chciałem podejść bliżej. Jednak, gdy się ledwo podniosłem, oni już
się całowali. Nie mogłem na to patrzeć. Odwróciłem się na pięcie i kontynuowałem trening. Szlag
trafił moje kilkudniowe starania o jej serce. Musiałem z Nią pomówić, wyznać Jej to, co do Niej
czuję. Dzwoniłem do Niej jak opętany. Nie odbierała. Zdenerwowałem się. Poszedłem do Niej do
domu. Stałem przed Jej drzwiami, pukając i dzwoniąc dzwonkiem. Jednak nie otwierała.
Załamałem się. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Ja dla Niej zabiłem człowieka. Dla Niej
zamoczyłem ręce we krwi. Pewnie o tym wiedziała, dlatego mnie unikała. Bała się mnie. Ale jej nie
byłem wtedy w stanie skrzywdzić. Ja ją kochałem.
Po południu niespodziewanie zaczął dzwonić telefon. Nie wiedziałem, kto to może być.
Myślałem, że zawiadomiła policję i mnie zaraz namierzą. Zrobią obławę. Odebrałem. Dzwoniła
Paulina. Mówiła, że sąsiedzi jej opowiadali, że jakiś narwaniec dobijał się do Niej do domu.
Zapytała, czy to byłem ja. Odparłem, że tak a między wersami zaproponowałem spotkanie w trybie
natychmiastowym. Spotkaliśmy się w pizzerii. Starałem się zachować naturalnie. Tak, żeby nie
zorientowała się, że wiem o Jej związku z tamtym mężczyzną. Aby uniknąć ciszy opowiedziałem
Jej o tym, że mam zamiar kupić samochód. Wyraziła swoje zainteresowanie pytając „jaki, za ile, i
skąd?”. Gdy temat rozmowy się skończył, zapytała mnie, co się stało tamtego wieczoru.
Okłamywałem ją, że dostałem wiadomość o tym, że ktoś się włamuje do mojego mieszkania.
Przejęła się. Pytała co mi ukradziono. Żeby więcej Jej nie kłamać odparłem, że alarm był fałszywy jakieś dziecko sąsiadów robiło sobie żarty. Pokręciła głową. Zastanawiało mnie, czy to znaczy
„Marcin, ja wiem”. Ale nic więcej nie mówiła. Nie mogłem wytrzymać. Musiałem ją zapytać, czy
mogę liczyć na coś więcej w tej znajomości. Otwarłem usta, już chciałem powiedzieć, jednak ona w
tym samym czasie wstała i powiedziała, że ma bardzo ważne spotkanie i musi iść. Przytuliłem ją na
pożegnanie. Wyszła. Zapłaciłem rachunek i ze smutkiem na twarzy wróciłem do domu. Zapewne
szła na spotkane z tym kolesiem. Nie mogłem pojąć, dlaczego ona mnie olewała. Nie widziała, że
coś do Niej czuję?
Nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek konkurencję do serca Pauliny. Musiała być moja
albo nikogo innego. Nasz kontakt bardzo się ochłodził. Zacząłem ponownie ją śledzić. Żeby
sprawdzić, gdzie się spotykają, jak on dokładnie wygląda. Nim zebrałem wszystkie informacje,
musiałem kogoś zabić, dla niepoznaki, aby detektywi policyjni nie zorientowali się, co będzie
łączyć ofiary. Postanowiłem zabić jakąś staruszkę. Dużo życia i tak by jej nie pozostało. Musiała
być zupełnie przypadkowa. Najwięcej staruszek można spotkać w kościele na porannej mszy.
Skryłem się za krzakiem obok tego kościoła. W kurtce miałem schowany mały kij baseballowy.
Czekałem na koniec mszy. Gdy staruszki zaczęły wychodzić, szukałem jakieś samotnej. Znalazłem
jedną. Śledziłem ją. Skręciła w pustą uliczkę. Zaczęła otwierać drzwi od klatki schodowej swojego
mieszkania. Podbiegłem do Niej od tyłu i z całej siły uderzyłem ją w głowę kijem. Nie zdążyła nic
wykrzyknąć. Upadła na ziemie. Z miejsca uderzenie zaczęła jej cieknąć krew. Wziąłem jej klucze i
zaniosłem ciało do mieszkania. Położyłem ją na łóżku. Sprawdziłem, czy żyje. Nie oddychała.
Przykryłem ją kołdrą i wróciłem do swojego domu. Rozpaliłem kominek. Wrzuciłem do niego kij,
żeby zatrzeć ślady. Zaczął dzwonić telefon. Przestraszyłem się. Dreszcze przeszły moje ciało. Już
widziałem siebie na sali rozpraw, później w celi. Odebrałem. To Paulina. Ponownie płakała.
Poprosiła o natychmiastowe spotkanie. Odmówiłem. Zaproponowałem, abyśmy spotkali się
wieczorem. Po dłuższej ciszy w telefonie zgodziła się.
Mieliśmy się spotkać o szóstej wieczorem w „jej” restauracji. Spóźniłem się dziesięć minut.
Jednak ona wciąż na mnie czekała. Przywitaliśmy się delikatnym przytuleniem. Była smutna. Gdy
zapytałem, co się stało. Odparła, że musi mi coś powiedzieć. Wiedziałem, że tym „czymś” będzie
ten koleś, ale udawałem głupiego. Nie myliłem się. Mówiła o tym, że spotkała kogoś wspaniałego.
Kogoś, kto spędzi z Nią resztę życia. Miałem wciąż nadzieję, że mówi o mnie. Jednak moje
wcześniejsze przypuszczenia były słuszne. Zaczęła mi opowiadać o tym kolesiu. Dowiedziałem się,
że ma na imię Karol. Reszta mnie nie obchodziła. Nie słuchałem jej. Prawdopodobnie mówiła o
tym, jaki to On jest wspaniały i w ogóle. Na końcu zapytała mnie, czy jestem może na Nią zły.
Skłamałem, że nie. Tak naprawdę byłem maksymalnie wkurzony. Ona mnie nie dostrzegała.
Widziała, ale nie czuła. Ja ją kochałem, Ona była ślepa. Albo robiła wszystko, żeby mnie nie
widzieć. Może się mnie bała. Może byłem dla Niej po prostu kolesiem z dolnej półki. Nie mogłem
się z tym pogodzić. Ona musiała być moja, a nie jakiegoś gogusiowatego Karola. Zamówiłem deser
lodowy. Jedliśmy w milczeniu. Przeprosiłem ją, pożegnałem i poszedłem do domu. Na razie nie
mogłem zabić tego Karola. Paulina mogłaby się wtedy zorientować, że to ja zabiłem jej byłego.
Stwierdziłem, że przydałby mi się samochód. Poszukałem w internecie ogłoszeń na
autogiełdzie. Nie dysponuję wielką ilością pieniędzy, więc samochód nie był najnowszy i
najpiękniejszy. Udało mi się kupić za niecałe sześćset złotych dużego fiata. Nie jest to
najeksluzywniejszy pojazd na rynku, ale jedzie do przodu. Chciałem się pochwalić nim swojej
Paulinie. Podjechałem nim pod jej dom. Wyszedłem, by ją zawołać. Gdyby klakson działał, nie
musiałbym wychodzić. Ale mniejsza z tym. Zadzwoniłem dzwonkiem. Jednak nikt mi nie otwierał.
Zadzwoniłem jeszcze raz. Cały czas cisza. Zrezygnowany szedłem w kierunku swojego wehikułu i
zza pleców usłyszałem że ktoś mnie woła. Odwróciłem się. To Paulina łaskawie otworzyła drzwi.
Stała w szlafroku. Wróciłem się do Niej. Opowiedziałem jej o swoim zakupie. Nie wyglądała na
szczęśliwą z tego faktu. Gdy zapytałem, czy mogę, wejść zaczęła uciekać wzrokiem i przecząco
pokręcać głową. Zza jej pleców wyłonił się Karol. Zmierzył mnie wzrokiem. Nie bałem się tego
kolesia. Był dla mnie śmieszny. Cwaniak... Wyciągnąłem ku niemu dłoń na przywitanie. On mnie
zlekceważył powiedział coś na ucho Paulinie i poszedł. Zrozumiałem co mam zrobić. Odwróciłem
się na pięcie i wszedłem do swojego nowego samochodu. Paulina coś za mną krzyczała, ale nie
zwracałem na to uwagi. Wkurzyłem się. Ten goguś był zbyt pewny siebie. To spotęgowało moją
chęć zabicia go. Odjechałem z piskiem opon. Zmierzałem do swego ulubionego baru. Zamówiłem
jedno piwo. Nie mogłem więcej. Nie chciałem, aby od razu w pierwszym dniu jazdy nowym
samochodem zatrzymała mnie policja i wzięła prawo jazdy. Pijąc piwo, rozmyślałem, jak zabiję
Karola. Czy bezboleśnie, czy zadać mu jak najwięcej bólu. Postanowiłem, za to zmierzenie, zadać
mu wielką mękę przed śmiercią. Nie mogłem się pohamować. Musiałem go zabić jak najprędzej.
Wiedziałem, że Paulina się domyśli. Ale wtedy była to dla mnie sprawa honoru. Nieważne było, że
mnie zamkną. Przestałem się bać śmierci, bólu. Uważałem się za króla świata.
Jeszcze tego samego wieczoru podjechałem pod dom Pauliny. Widziałem samochód tego
cwela, mojej przyszłej ofiary. Zaparkowałem odpowiednią odległość od domu. Uzbroiłem się w
lornetkę, scyzoryk oraz broń z tłumikiem, którą kupiłem dziesięć minut wcześniej od jakiegoś
ruskiego handlarza nielegalną bronią. Pogasły wszystkie światła. Poszli pewnie spać albo się
kochali. Zazdrościłem temu gnojkowi. Ale wierzyłem, że już niedługo ja będę leżał koło Pauliny, że
to ja z Nią się będę kochał. Obserwowałem tak dom do rana. W końcu chwilę po siódmej rano
Karol wsiadł do samochodu i pojechał do centrum. Pewnie do pracy. Jechałem za Nim. Wjechał w
wąską i długą uliczkę. Nie mógł w niej jechać zbyt szybko. Objechałem pół miasta przekraczając
trzykrotnie dozwoloną prędkość. Chciałem dojechać na drugi koniec tej wąskiej uliczki i czekać już
na Niego. Dojechałem. Czekałem. Widziałem, że się przybliża. Stanąłem w poprzek uliczki.
Schowałem się za swoim autem. Wymierzyłem pistolet w opony nadjeżdżającego pojazdu. Był
jakieś czterdzieści metrów ode mnie. Zatrzymał się. Karol wyszedł z samochodu. Szedł ku mnie.
Zwątpiłem. Nie wiedziałem, czy strzelać w Niego, czy w samochód. Gdy był już tylko dziesięć
metrów ode mnie, strzeliłem mu w kolano. Upadł z krzykiem. Wstałem z wymierzonym w jego
czoło pistoletem. Powiedziałem, żeby się zamknął bo mu poprawie w drugie kolano. Zaczął
szlochać jak małe dziecko, ale w miarę cicho. Podniosłem go. Związałem mu ręce, jakąś starą
szmatą zatkałem usta. Włożyłem go do Jego samochodu. Po czym zaparkowałem swój na parkingu
obok. Zasiadłem za kierownicą jego BMW. Wywiozłem nas za miasto do pobliskiego wysypiska
śmieci. Nie było na nim strażników każdy mógł wjechać kiedy tylko chciał. Wjechałem.
Zamknąłem bramę, aby nikt więcej nie wjeżdżał na razie. Wyrzuciłem go z samochodu. Nacisnąłem
na krwawiące kolano. Chciałem zadać mu jak najwięcej bólu. Wyciągnąłem scyzoryk wbiłem mu
go w łydkę u drugiej nogi. Wierciłem nim w ranach. Zrobiłem mu z dziesięć takich dziur. Krzyczał
w niebogłosy, a ja nad Nim stałem i się z Niego śmiałem. Plułem na Niego. Szydziłem z jego
cwaniactwa. Kopałem go. Uderzałem w zadane rany. Wyciągnąłem broń. Wymierzyłem w jego
krocze. Widziałem Jego przerażenie w oczach. Strzeliłem. Jego krzyk spotęgował mój śmiech.
Krew przelewała się po jego spodniach. Ponownie w Niego wymierzyłem. Tym razem w głowę.
Prosto w czoło. Skończyłem jego męki tym ostatnim strzałem. Umarł. Zakopałem jego ciało
głęboko w śmieciach. Nikt go tam nie znajdzie. Samochód zawiozłem do garażu mojej świętej
pamięci matki, który mi zapisała w spadku. W końcu się na coś przydał. Dziękuję Ci mamo!
Wróciłem po swój samochód. Pojechałem do domu. Odłączyłem telefon, a komórkę wyłączyłem
telefony i tylko leżałem.
Włączyłem telewizor. W wiadomościach był komunikat, że zaginął mężczyzna Karol S.
Pokazali jego zdjęcie. Proszono, aby dać znać, jeśli ktokolwiek go widział. Wtedy już byłem
pewny, że mnie nie namierzą. Nikt go nie będzie szukał na wysypisku. A jeśli nawet. To po
tygodniu, zjadły już go psy. Nie było mi go żal. Byłem przekonany że dobrze zrobiłem. Na nic
więcej nie zasługiwał, tylko na śmierć żebraka.
Włączyłem komórkę. Było z dwadzieścia SMS-ów. Wszystkie od jednej osoby – Pauliny.
Zadzwoniłem do Niej. Gdy powiedziałem „halo”, w odpowiedzi usłyszałem „w końcu”. Pytałem o
co chodzi, ale rzekła, że to nie jest rozmowa na telefon. Pojechałem więc do Niej swoim
samochodem. Czekała na mnie w drzwiach domu. Była na mnie o coś zła. Nie wiedziałem, o co
chodzi. Stanowczym tonem powiedziała, żebym wszedł do środka. Tak też uczyniłem. Poprosiłem o
herbatę, a ona zaczęła mnie wyzywać, o to, że miałem cały czas wyłączony telefon, o to, że mnie
potrzebowała, a mnie nie było. Wkurzyłem się. Powiedziałem, że nie będę się zjawiał na każde jej
pierdnięcie. Powiedziałem jej, co do Niej czuję. Że ją kocham, ale ona tego nie widziała. W
odpowiedzi usłyszałem, że jednak czuła, że się do Niej lepię. Ale jak to powiedziała „jestem taki
sobie i nie w Jej typie. I nie chce ze mną być”. Nie mogłem nic powiedzieć. Ja dla Niej zabiłem
trzech ludzi, a ona mi pierdzieliła, że nie jestem w Jej typie!? Zacząłem się trząść. Wstałem.
Złapałem ją za barki. Wyprowadziłem z domu. Pytała, co robię. Odparłem, że chcę jej coś pokazać.
Włożyłem ją do samochodu. Zawiozłem nas za miasto. Gdy zaczęła się dopytywać, co Jej chcę
pokazać, ogłuszyłem ją uderzeniem pięści w głowę. Chciałem się z Nią kochać. Jednak
powstrzymałem chęć gwałtu. Zakneblowałem i związałem ją, po czym wsadziłem do bagażnika.
Jechałem przed siebie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze dokąd. Nagle dostałem olśnienia, aby
wywieść ją do lasu. Tak też zrobiłem. Zaciągnąłem się w głąb drzew. Zaparkowałem samochód.
Wyciągnąłem łopatę i zacząłem kopać dół dla Pauliny. W tym czasie ona się ocknęła. Zaczęła walić
w bagażnik. Wyciągnąłem ją. Nie chciałem, aby się udusiła. Musiała zginąć w wielkich
męczarniach. Po wykopaniu dołu, udało się jej rozwiązać usta. Mówiła, że tylko żartowała, że mnie
kocha, że chce ze mną być. Wiedziałem, że to są kłamstwa. Zacząłem jej opowiadać, jak zabiłem jej
byłego, starszą kobietę i Karola. Źrenice jej się zmniejszyły z przerażenia. Zaczęła szlochać, coś
majaczyć. Nie mogłem tego znieść. Uderzyłem ją łopatą w głowę. Zaczęła krwawić. Jednak jeszcze
żyła – oddychała. Rzuciłem ją do dołu i zakopałem. Została żywcem pochowana. Po czym
wsiadłem do auta i wróciłem do mieszkania. Umyłem się.
Ciężko mi było na sercu. Zabiłem cztery osoby właściwie bez sensu. Spełniło się tylko jedno
– to że Paulina nie jest moja, ani nikogo innego... jest teraz niczyja. Postanowiłem przyjść tutaj i oto
jestem.
Za wszystkie swoje grzechy serdecznie żałuję i obiecuję się poprawić...”
McRace
NoName 2006

Podobne dokumenty