Pasja i zawziętość
Transkrypt
Pasja i zawziętość
Pasja i zawziętość Rozmowa z Piotrem Małaszukiem, kierowcą rajdowym, biorącym udział w 21. Rajdzie Dolnośląskim Lada dzień, bo w dniach 2-4 września br., odbędzie się 21. Rajd Dolnośląski (5. Runda Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski). I tym razem na trasach zobaczymy najlepszych zespoły rajdowe z kraju, nie zabraknie również załóg reprezentujących Automobilklub Ziemi Kłodzkiej. I właśnie w jego barwach na trasy wyjedzie Piotr Małaszuk z pilotem Dariuszem Szerejko – pojadą Subaru STI zakupionym od Leszka Kuzaja. Skąd takie zainteresowanie akurat tym kierowcą? Ano stąd, iż Piotr Małaszuk na stałe mieszkający w USA, z urodzenia jest kłodzczaninem. W Stanach Zjednoczonych z dużym powodzeniem prowadzi biznes i bierze udział w różnego rodzaju rajdach samochodowych (wywalczył m.in. wicemistrzostwo USA w kat. aut seryjnych tytuł mistrza dla Daewoo Motor America, w kat. fabryk małym Daewoo Nubira). Za swój największy sukces uważa jednak swoją rodzinę, a przede wszystkim dzieci Victorię i Olivera. Od zawsze był miłośnikiem czterech kół i sporej ilości koni mechanicznych pod maską. To nie pierwszy raz, jak wraca na ojcowiznę, by wziąć udział w rajdzie. Co takiego się stało, że po tylu latach przerwy zdecydował się pan na start w Rajdzie Dolnośląskim? – Start w tym rajdzie był moim największym marzeniem. Jak się nad tym zastanawiam, to sądzę, że powinienem je zrealizować już 20 lat temu. Jak to mówią: lepiej późno, niż wcale. Jestem szczęśliwy, że mogę być tym czterdziestolatkiem z marzeniami sprzed 20 lat – taki mój prywatny wehikuł czasu. Próbował pan już dwukrotnie swoich szans w Polsce – pierwszy raz na Międzynarodowym Rajdzie Polski, a drugi na Rajdzie Krakowskim. Czy wola walki, czy – po prostu – do trzech razy sztuka? – Dwadzieścia lat temu jeździłem w Mitsubishi wygrywając nawet strefę północno-wschodnich Stanów. Mitsubishi Rallyart Europe wiedząc, że jestem Polakiem, zwróciło się do mnie o pomoc logistyczną dla ich kierowcy, planującego start w 51. Międzynarodowym Rajdzie Polski. Właśnie wtedy, gdy załatwiałem dla team’u Mitsubishi wszystkie formalności i asystując w występie Japończykowi Hideoki Mijoshi, skądinąd świetny dziennikarz motoryzacyjny – Julian Obrocki podsunął mi myśl i wręcz namówił na start. Julian stwierdził krótko – jak pomagasz tym „Japońcom”, to dlaczego sam nie wystartujesz. I tak w ostatniej chwili namówiłem Grzegorza Skibę, aby mi odstąpił swoją sławną w tamtych czasach Lancię Deltę Integrale. Tak wystartowałem w 51. Międzynarodowym Rajdzie Polski. Pamiętam, że startowałem zaraz za legendarnym, wtedy młodziutkim i jakże nieodżałowanym polskim rajdowcem Januszem Kuligiem. Krzysiek Hołowczyc pokazał wówczas wszystkim Włochom i nam, jak się jeździ bokami... Ale Rajdu Polski pan nie ukończył? – Nie udało się nam. Co prawda przejechaliśmy kilka oesów, ale w okolice Kłodzka i Spalonej już nie dotarliśmy. Wykluczył nas problem z turbo i ciśnieniem w silniku w Lanci. W 1993 roku wystartowałem w załodze Tedex Oil w Rajdzie Krakowskim w parze z Leszkiem Kuzajem i Piotrem Świebodą. Moim pilotem był Erwin Meisel, który teraz pełni funkcję koordynatora naszej załogi. Startowałem autem wysłanym ze Stanów - Mitsubishi Galant VR4. Cały ten pomysł z autem rajdowym i serwisowym z USA okazał się jedną wielką pomyłką. Przed samym rajdem zamiast trenować walczyłem przez parę dni z celnikami w Gdańsku, aby odebrać auta i cały sprzęt. Na sam rajd właściwie wjechałem prosto z trasy, nie mając szans na rekonesans i opis odcinków. Konsekwencja - urwane koło na pierwszym superoesie i skrzywiony wahacz, resztę odcinka przejechaliśmy na 3 kołach dając dużo radości kibicom i pani prezes Tedex’u Monice Gawryluk, która do dzisiaj mile wspomina to wydarzenie i – jak sama mówi – medialnie było ekstra. Dla mnie i Erwina Meisela był to koniec planów na dalsze starty. Trochę się zniechęciłem. Wróciłem do Kłodzka na parę dni i zakochałem się w mojej największej miłości – obecnej żonie Marzence z domu Blaszka. Po Rajdzie Krakowskim sprzedałem Leszkowi Kuzajowi rajdówkę, a on po wielu latach znajomości odwdzięcza się teraz i w Rajdzie Dolnośląskim będę jechał właśnie jego autem. Mam nadzieję, że nie będzie to mój trzeci – ostatni rajd w Polsce. Bo nie do trzech razy sztuka, tylko do tylu, na ile marzenia są nadal aktualne. Na stałe mieszka pan w USA, ale startuje pan z licencją polską, a nie amerykańską. Dlaczego? – Zależało mi bardzo, aby reprezentować Automobilklub Ziemi Kłodzkiej. Pewnie dużo łatwiej i wygodniej byłoby mi wystartować z licencją z Rally America, ale to właśnie reprezentacja Kłodzka była częścią mojego marzenia. W tym miejscu chciałbym skorzystać z okazji i podziękować wielu osobom z Automobilklubu. Panu Bogusławowi Piątkowi, Leszkowi Biegusowi, mojemu koledze – Grześkowi Skibie i wielu innym, którzy przyczynili się i stanęli wręcz na głowie, bym mógł pojechać z licencją Automobilklubu Ziemi Kłodzkiej. Dlaczego akurat rajdy samochodowe? Jaką one rolę pełnią w pana życiu? – Kiedyś bym odpowiedział, że są całym moim życiem. Dzisiaj, mając wszystko, co najważniejsze i najcenniejsze, czyli rodzinę, powiem, że rajdy są dla mnie odskocznią od problemów codzienności. Formą relaksu z dużą dozą adrenaliny. Starty w Polsce będą również możliwością częstszego spotkania się z moją rodziną. Czyli start w Rajdzie Dolnośląskim to nie pojedyncza przygoda, a załoga Małaszuk/Szerejko na stałe wpisze się w polskie trasy rajdowe? – Mamy nadzieję, że będzie to początek serii występów w kraju. Oczywiście, wszystko będzie uwarunkowane budżetem. Chcielibyśmy startować regularnie w całym cyklu RSMP. Na razie mamy budżet na kolejne dwa, może trzy rajdy. Również musimy zweryfikować nasze realne szanse na ściganie się w Polsce. Krajowa czołówka i większość załóg, to silna grupa. Jeżeli nasze czasy będą przyzwoite, to zrobimy wszystko, aby być regularnie na liście. Jeśli zaś okaże się, że zamykamy peleton i gasimy światło, to pościgamy się bardziej rekreacyjnie, poznając Europę – może wystartujemy w rajdzie Chorwacji, może w Bułgarii, Austrii. Startuje pan na aucie wypożyczonym czy prywatnym? – Jak już wspomniałem jest to auto zakupione od STT Racing Leszka Kuzaja przez austiacką firmę, w której mam udziały. Jest to zatem prywatny samochód. Auto wystawione jest w grupie N czy będzie to klasa, w której – jeżeli wszystko się ułoży – będzie pan chciał startować? – Myślę, że najważniejsze dla mnie i naszej załogi, to po prostu wyczuć auto i poznać charakterystykę nawierzchni odcinków w Polsce. Sama klasa dla mnie nie ma znaczenia, zrzucanie wagi przez kit do R4 jest dobre dla kierowców z czołówki, walczących o sekundy. Na razie będziemy się starać odnaleźć w szeregu, poznać konkurencję i zająć jak najlepszą pozycję. Jednak rajdy to nie tylko miłe momenty. Miał pan przecież przerwę w rajdach, spowodowaną poważnym wypadkiem. Co sprawił, że zdecydował się pan na powrót za kierownicę? – Pasja i miłość do tego magicznego sportu. A tak naprawdę to wyrozumiałość i aprobata żony. Rozmawiał: (dj)