Z padłych wstawanie
Transkrypt
Z padłych wstawanie
Z padłych wstawanie Anna Małczyńska Z padłych wstawanie O melancholii w pisarstwie Edwarda Stachury NOMOS © 2014 Copyright by Anna Małczyńska & Zakład Wydawniczy »NOMOS« Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Recenzje: dr hab. Krzysztof Rutkowski, prof. UW prof. dr hab. Andrzej Zawada Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Redaktor prowadzący: Roman Małecki Redakcja wydawnicza i korekta: Anna Stradomska-Bialic Redakcja techniczna: Jacek Pawłowicz Projekt okładki: Michał Dziadkowiec ISBN 978-83-7688-168-3 KRAKÓW 2014 Zakład Wydawniczy »NOMOS« 31-208 Kraków, ul. Kluczborska 25/3u; tel./fax: 12 626 19 21 e-mail: [email protected]; www.nomos.pl Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Iść i padać Z-padłych-wstawać Edward Stachura, Missa pagana Spis treści Wprowadzenie — 9 Rozdział I Sierota z wyboru — 29 Rozdział II Nie mogę sobie znaleźć miejsca — 51 Rozdział III Odpowiednie dać rzeczy słowo — 71 Rozdział IV W stronę utopii — 101 Rozdział V Śmierć i zmartwychwstanie — 137 Rozdział VI Estetyka melancholii — 159 Zakończenie — 177 Bibliografia — 181 Indeks osób — 195 Summary Rising from the Dead: On Melancholy in the Writings of Edward Stachura — 201 7 Wprowadzenie 1 Już w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Jarosław Iwaszkiewicz zwrócił uwagę na melancholijny ton prozy Edwarda Stachury1. Jak dotąd myśl ta nie została podjęta przez badaczy twórczości autora Siekierezady i nie stała się pretekstem do odrębnego omówienia. Pisano wprawdzie o charakteryzującym tę twórczość paradoksalnym, otchłannym uczuciu nieukojonego cierpienia i wielkiej radości, nie rozpoznawano w nim jednak doświadczenia melancholii. Tymczasem całe pisarstwo Edwarda Stachury, który urodził się i zmarł w roku Saturna (na co zwracał uwagę Bogusław Żurakowski2), sytuuje się w polu oddziaływania mitu czarnej żółci (gr. μέλαινα χολή, mélaina cholé), sięgającego co najmniej czasów Hipokratesa i Arystotelesa. Hipokrates, który stworzył termin „melancholia”, był zdania, że pełne smutku i zniechęcenia stany duszy, mogące prowadzić do obłędu, a nawet śmierci, powodowane są zaburzeniami somatycznymi w formie przemian jednego z płynów krążących w organizmie czło- 1 J. Iwaszkiewicz, A może tak coś fabularnego?, „Życie Warszawy” 1963, nr 304, s. 4. Uwaga Iwaszkiewicza dotyczyła pierwszego tomu opowiadań E. Stachury Jeden dzień. 2 Wspomnienie B. Żurakowskiego w: M. Buchowski, Edward Stachura. Biografia i legenda, Opole 1992, s. 231. 9 wieka – wspomnianej już czarnej żółci3. Zdumiewa, że czarnej żółci nikt nigdy nie widział, a mimo to jej legenda oddziaływała na wyobraźnię człowieka przez ponad dwa tysiące lat. Na wieki uwierzono, że ta gęsta i żrąca substancja może zwiększać swój poziom, rozlewać się poza przypisane sobie rejony, ulegać zapaleniu i psuć się, powodując zachwianie równowagi organicznej i związane z tym stany patologiczne ciała i umysłu. Echo wiary w istnienie czarnej, gęstej cieczy, zabarwiającej organizm i myśli człowieka, pobrzmiewa także w liście Edwarda Stachury do Juliana Przybosia: Rosnę w nienawiść, która jak czarna rzeka wypełnia mi wszystkie żyły po brzegi, i jeśli nie zalewa mnie, to dlatego, że od czasu do czasu sen mnie gdzieś przygarnia. Podczas snu muszę krwawić. Dobry sen musi mnie nacinać, żeby mogła uchodzić ta czarna krew. Podczas snu muszę się dobrze wykrwawić. Dlatego zmartwychwstaję4. Arystoteles (albo, co równie prawdopodobne, jego uczeń – Teofrast z Lesbos), próbując przeniknąć, „dlaczego wszyscy mężowie, którzy byli niepospolitymi albo w zakresie filozofii, albo jako mężowie stanu, albo w dziedzinie poezji, albo w umiejętnościach, odznaczali się usposobieniem melancholicznym”5, inspirował się zarówno teorią lekarską Hipokratesa, wówczas w pełni już rozwiniętą, jak i rozważaniami Platona o boskim szale kochanka, poety, proroka, wyłożonymi głównie 3 Zob. J. Mitarski, Z dziejów melancholii, [w:] A. Kępiński, Melancholia, Warszawa 1985, s. 294; R. Klibansky, E. Panofsky, F. Saxl, Saturn i melancholia. Studia z historii, filozofii, przyrody, medycyny, religii oraz sztuki, przeł. A. Kryczyńska, Kraków 2009 (zwłaszcza fragment pt. Teoria „quattuor humores”). 4 E. Stachura, Listy do pisarzy, wstęp i oprac. D. Pachocki, Warszawa 2006, s. 171. 5 Arystoteles, Zagadnienia przyrodnicze, przekł., wstęp i komentarz L. Regner, Warszawa 1980, s. 316 [953a, Problemat XXX, 1]. Za autora niniejszego traktatu uznaje się często Teofrasta z Erezu, albowiem wśród wymienionych przez Diogenesa Laertiosa dzieł tego ucznia Arystotelesa znajduje się właśnie O melancholii (Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, przeł. I. Krońska, K. Leśniak, W. Olszewski, przy współpracy B. Kupisa, opracowanie przekładu, przypisy i skorowidz I. Krońska, wstęp K. Leśniak, Warszawa 1984, s. 279). 10 w Fajdrosie6. Arystoteles uznał melancholię za swego rodzaju przywilej, etos filozofa, artysty, polityka i uczynił ją odpowiedzialną za stany uniesienia, uduchowienia, poetyckiego i filozoficznego natchnienia. Zdawał sobie jednocześnie sprawę, że przypadłość ta może sprowadzać na człowieka niebezpieczeństwo pogrążenia się w otchłaniach obłędu. Już w starożytności melancholia ukazała więc co najmniej dwa oblicza, uzależnione – jak sądzono – od temperatury czarnego humoru (soku, płynu), której stopień mógł decydować o otępieniu człowieka albo jasności jego widzenia, o kreatywności bądź pasywności, nadmiernym łakomstwie lub niechęci do przyjmowania posiłków, o podenerwowaniu, wzburzeniu albo zobojętnieniu. Nie zamierzam tutaj rekonstruować historii pojęcia – robiono to wielokrotnie i z powodzeniem, również na gruncie polskim7. Ustalenia dotyczące melancholii, jakich na przestrzeni wieków nagromadziło się wiele, przywoływać będę w toku opisu. W tym miejscu chciałabym tylko podkreślić pewną niejednoznaczność melancholii oraz jej niezupełną definiowalność – zgodnie z intuicją Sørena Kierkegaarda, który twierdził, że w przypadłości tej tkwi coś niewytłumaczalnego8. W niniejszej pracy korzystam zatem nie z jednej, precyzyjnej charakterystyki melancholii (taka bowiem nie istnieje), ile raczej z jej wielorakich, niejednokrotnie sprzecznych interpretacji, które dowodzą, że przypadłość ta ma w sobie również coś paradoksalnego. Musiał to przeczuwać Szaman z Anhellego Juliusza Słowackiego, skoro twierdził, że „dwie są […] melancholije: jedna jest z mocy, druga ze słabości; 6 Zob. Platon, Fajdros, [w:] tegoż, Dialogi, przeł. W. Witwicki, wybrał, tekst przejrzał, przedmową i objaśnieniami opatrzył A. Lam, Warszawa 1993, s. 33-34, 54 [XXII 243 E-XXIII 245 C, XLVII 265 A-B]; zob. także: Platon, Timajos, tamże, s. 359 [XL 84 D-85 B]. 7 Mam tu na myśli przede wszystkim drobiazgowe studium J. Mitarskiego (dz. cyt.). Zob. także: H. Drüe, Od przypuszczeń na temat melancholii do nauki o depresji, przeł. J. Brudzińska, [w:] Sumienie, wina, melancholia. Materiały polsko-niemieckiego seminarium. Warszawa, październik 1997, red. P. Dybel, Warszawa 1999; A. Małczyńska, W kręgu melancholii. Fragmenty historii, [w:] W kręgu melancholii, red. A. Małczyńska, B. Małczyński, Opole-Wrocław 2010. 8 S. Kierkegaard, Albo-albo, t. 2, przeł. i przypisami opatrzył K. Toeplitz, wiersze przeł. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1976, s. 254. 11 pierwsza jest skrzydłami ludzi wysokich, druga kamieniem ludzi topiących się”9. Edward Stachura oraz stworzeni przez niego bohaterowie doświadczali obydwu wspomnianych tu odmian melancholii, niekiedy nawet jednocześnie. W brulionach nazwanych przez Krzysztofa Rutkowskiego zeszytami podróżnymi10 poeta kilkakrotnie zanotował frazę, którą przypisał Michałowi Kątnemu (bohaterowi Siekierezady i opowiadań z tomu Się): „Bardziej, niż umrzeć, chciałbym tylko jednego: żyć!”11. Melancholia „z mocy”, czyli mniej popularna postać interesującego mnie zjawiska, została nazwana przez Marka Bieńczyka melancholią romantyczną i obszernie scharakteryzowana w pracy Oczy Dürera12. Poza tym, że może być ona posępna i stężała, że grozi rozpaczą, apatią i śmiercią, prowokuje również mniej lub bardziej odważne spojrzenie w daleką, nieznającą kresu przyszłość; jest czynna, drapieżna, odkrywcza i twórcza. Chociaż Bieńczyk obserwuje jej przejawy także w literaturze i sztuce innych epok, to jednak najsilniejsze jej oddziaływanie rozpoznaje właśnie w romantyzmie, kiedy to – jak twierdzi – melancholia została „wciągnięta w dynamikę przemiany, postępu, rozwoju, tak indywidualnej osobowości, jak całej cywilizacji i całego kosmosu. Jest ona często dostrzegana jako etap przejściowy, jedna z najbardziej może dostępnych dróg negatywnych, która przez kryzys, destrukcję, zaprzeczenie, wątpienie prowadzi do odrodzenia, przeobrażenia, przemiany”13. Podobnie ujmuje tę kwestię Marek Tański, który zwraca uwagę na procesualny i transgresyjny charakter omawianej tu przypadłości. 9 J. Słowacki, Anhelli, wstęp i komentarze S. Makowski, Warszawa 1987, s. 43. Rutkowski podkreślał w ten sposób wyjątkowy status genologiczny zapisków Stachury (zob. wypowiedź Rutkowskiego w dokumencie Wszystko jest poezja. Dokumentacja do filmu o życiu poety [film], scenariusz i reżyseria A. Brzozowski, Telewizja Polska, Wytwórnia Filmów Dokumentalnych 1990 oraz K. Rutkowski, Zeszyty podróżne, „Poezja” 1981, nr 8). 11 Notatniki Edwarda Stachury [rękopis], Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, nr inwentarza 2551, t. 3, karta 92; t. 6, karty 64 i 161. 12 M. Bieńczyk, Oczy Dürera. O melancholii romantycznej, Warszawa 2002. 13 M. Bieńczyk, „Dzień przed” (Uwagi wstępne), [w:] tegoż, Oczy Dürera..., s. 16-17. 10 12 Wyróżnia on dwie podstawowe fazy melancholijnej zapaści: pierwszą opisuje jako spowolnienie naturalnego biegu życia, niechęć do działania, znużenie i apatię; drugą – jako ich przezwyciężanie, które sprawia, że melancholia zaczyna jawić się pozytywnie, albowiem przyjmując „postać już nie ociężałej refleksji, staje się wyrazem szacunku wobec złożoności świata. Podmiot […] wyraża zgodę na konieczność znalezienia się w strukturach, które nie do końca są odzwierciedleniem jego zamysłów, planów, przesądzeń”14. 2 Wiele pisano już o tym, czy zasadne jest utożsamianie bohaterów dzieł Stachury z nim samym. Nie trzeba chyba przekonywać, że pisarstwo tego poety obfituje w momenty autobiograficzne, a nawet jest nimi przesycone, co sprawia, że analiza fragmentów, które stoją w wyraźnej sprzeczności z życiem autora, okazuje się dla wielu pociągająca ze względu na znikomą ich liczbę. Mimo że wspólnota przeżyć bohaterów i ich twórcy jest nieporównanie większa niż zaznaczające się różnice, Waldemar Szyngwelski zdecydował się na zachowawcze określenie dzieł Stachury jako quasi-autobiograficznych15 i zalecał, by rozprawę Sobowtór w labiryncie, której jest autorem, czytać łącznie z komplementarnym względem niej kalendarium życia i twórczości poety16. Z kontrowersją, o jakiej tu mowa, badacze pisarstwa Stachury łączą inne jeszcze pojęcie – „życiopisanie” – które na określenie zmagań twórczych autora Siekierezady wprowadził Henryk Bereza, jeden z redaktorów powstałego później, słynnego „wydania dżinsowego” dzieł 14 M. Tański, Czas melancholii – czasem przemian (transgresji) czy czasem destrukcji?, „Przestrzenie Teorii” 2007, nr 7, s. 70. 15 W. Szyngwelski, Sobowtór w labiryncie. Proza artystyczna Edwarda Stachury, Warszawa 2003. 16 W. Szyngwelski, Sted. Kalendarium życia i twórczości Edwarda Stachury, Warszawa 2003. 13 Stachury17. Propozycja terminologiczna Berezy została przyjęta przez krytykę z akceptacją. Wątpliwości ogarnęły jedynie tych, którzy, jak się okazuje, utożsamili „życiopisanie” z autobiografią (by nie rzec: ze spowiedzią)18. Krytyczne odczytanie tej formuły sprowadziło się przede 17 Zob. H. Bereza, Życiopisanie, [w:] E. Stachura, Poezja i proza, red. H. Bereza, Z. Fedecki, K. Rutkowski, wstęp K. Rutkowski, posłowie H. Bereza, t. V – Fabula rasa. Z wypowiedzi rozproszonych, Warszawa 1987. 18 Spowiedź i autobiografia mają ze sobą wiele wspólnego, dlatego łatwo je pomylić. Zdarzyło się to nawet P. Lejeune’owi, autorowi słynnego Paktu autobiograficznego. W roku 1973, posiłkując się definicją gatunku zawartą w popularnym leksykonie, wyznaczył on szereg istotnych cech autobiografii. Za najważniejszą spośród nich uznał tożsamość narratora z autorem oraz głównym bohaterem: „Tożsamość zachodzi albo nie zachodzi – pisał. – Nie ma tu stopniowania, a wszelkie wątpliwości przemawiają za rozstrzygnięciem negatywnym” (P. Lejeune, Pakt autobiograficzny, przeł. A. Labuda, [w:] tegoż, Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii, przeł. W. Grajewski, S. Jaworski, A. Labuda, R. Lubas-Bartoszyńska, Kraków 2001, s. 23‑24). Takie ujęcie problemu spotkało się z krytyką, wobec której Lejeune nie pozostał obojętny. Dokonał więc rewizji ustalonych wcześniej założeń kontraktu autobiograficznego i autobiografii w ogóle. Przede wszystkim znacząco wysubtelnił swoje zapatrywania na kwestie tożsamościowe: „Gdy tylko zaczynam pisać – tłumaczył – podzielam pragnienia i złudzenia autobiografów i z pewnością nie jestem gotów z tego zrezygnować. Mówię głośno: «Ja to ktoś inny», a po cichu być może dorzucam: «ale jaka to szkoda»” (P. Lejeune, Pakt autobiograficzny (bis), przeł. S. Jaworski, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 200). Lektura Paktu autobiograficznego Lejeune’a powinna, jak sadzę, uwzględniać późniejsze uwagi i korekty autora, zebrane pod bliźniaczo brzmiącym tytułem Pakt autobiograficzny (bis). O doniosłości obserwacji A. Rimbauda na temat tego, że „ja to ktoś inny” (znawczyni tematu, R. Lubas-Bartoszyńska, zaznacza jednak, że formuła ta w kształcie bardziej rozbudowanym pojawiła się w piśmiennictwie o charakterze autobiograficznym już wcześniej, w Wyznaniach J. J. Rousseau oraz w pisarstwie intymnym Stendhala – zob. R. Lubas-Bartoszyńska, Pisanie autobiograficzne w kontekstach europejskich, Katowice 2003, s. 45), oraz jej roli nie do przecenienia w autobiografii dużo wcześniej od Lejeune’a, bo w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, pisał M. Bachtin. W jego przekonaniu, absolutne nieomal utożsamienie się mówiącego (autora) z tym, o którym jest mowa (bohaterem), możliwe jest wyłącznie podczas szczerej spowiedzi (rachunku sumienia); jedynie autor i bohater takiego wyznania są – jak powiedziałby Bachtin – współobecni. Konstytutywnym momentem spowiedzi jest bowiem wyjątkowy stosunek „ja” wobec siebie. Tylko w tonie skruchy i modlitwy człowiek zdolny jest mówić o sobie bez próżnej troski o to, jak zostanie odebrany. Autobiografia natomiast nie uwzględnia często wszechwiedzącej pozycji Boga i dlatego pozwala sobie na nie zawsze świadomą autokreację. Jak ujmuje to Lejeune, „autobiograf nie jest kimś, kto mówi prawdę o swoim życiu, ale kimś, kto powiada, że ją mówi” 14 wszystkim do wskazania różnic pomiędzy życiem autora a życiem jego bohaterów19. Rozbieżności te nie mogą jednak służyć za podstawę podważenia trafności ujęcia Berezy, albowiem tym, co zwróciło jego uwagę w szczególności, było nie tyle bliźniacze podobieństwo między autorem i bohaterami, ile owa wyjątkowa, nieczęsto spotykana, właściwa Stachurze jedność życia i twórczości, ich wzajemne zdeterminowanie: „Stachura pisze całym sobą, wszystko w nim jest podporządkowane pisaniu, poza pisaniem Stachura w ogóle nie istnieje”20. Legenda głosi, że w sprawie zacytowanej opinii (która istotnie może razić jako mało powściągliwa) głos zabrał sam poeta. Kiedy w 1970 roku Henryk Bereza po raz pierwszy wygłaszał powyższe słowa w obecności autora Całej jaskrawości, ten miał ponoć powiedzieć: „No, chyba trochę pan przesadził. Ja jednak żyję, i to przede wszystkim”21. W odpowiedzi na te i inne wątpliwości, jakie nagromadziły się wokół terminu „życiopisanie”, Bereza zmuszony był doprecyzować, iż przez określenie „pisanie” rozumie nie tylko czynność przelewania myśli na papier, lecz cały złożony proces poznawczo-twórczy, którego techniczna czynność pisania jest jedynie końcowym etapem22. Jakkolwiek zachowałby się (P. Lejeune, Czy można zdefiniować autobiografię?, przeł. R. Lubas-Bartoszyńska, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 2). W ujęciu Bachtina autor autobiografii to ten ceniony przez nas, „potencjalny inny człowiek, który w życiu najłatwiej może zapanować nad nami, który towarzyszy nam, gdy przeglądamy się w lustrze, marzymy o sławie, planujemy życie – to ten hipotetyczny drugi człowiek, który wdziera się do naszej świadomości, często kierując naszym postępowaniem, sądami i wizją siebie na równi z naszym ja-dla-siebie” (M. Bachtin, Autor i bohater w działalności estetycznej, [w:] tegoż, Estetyka twórczości słownej, przeł. D. Ulicka, oprac. przekładu i wstęp E. Czaplejewicz, Warszawa 1986, s. 210). Autor teoretycznie rozważanej przez Bachtina autobiografii nigdy zatem nie podpisałby z czytelnikiem „paktu autobiograficznego”, lecz co najwyżej – „pakt autobiograficzny (bis)”. 19 Zob. D. Pachocki, Stachura totalny, Lublin 2007, s. 9-11, 25-26; Życio-pisanie, którego nie było, „Topos” 2009, nr 5; G. Borkowska, Edward Stachura: nie wszystko jest poezją, [w:] Sporne postaci polskiej literatury współczesnej. Następne pokolenie, red. A. Brodzka, L. Burska, Warszawa 1995; J. Pieszczachowicz, Edward Stachura – łagodny buntownik, Kraków 2005, s. 50-51. 20 H. Bereza, dz. cyt., s. 455. 21 Zob. M. Buchowski, dz. cyt., s. 318. 22 Zob. H. Bereza, dz. cyt., s. 455. 15 Stachura podczas owego pamiętnego wieczoru autorskiego, nie zmienia to faktu, że w wydanym pięć lat później tomie Wszystko jest poezja ideowo zbliżył się on ku intuicji krytyka. W świecie, gdzie wszystko jest poezją i każdy jest poetą, o doniosłości dokonań artystycznych, ich wielkości bądź przeciętności, decyduje realizacja pewnego etosu. Na krystalizację i skodyfikowanie tego właśnie etosu zorientowana została cała wspomniana „opowieść-rzeka”. Kwestia dyskusyjnego autobiografizmu w pisarstwie Stachury zainteresowała również Ryszarda Nycza, który nie poświęcił poecie odrębnego artykułu na ten temat, lecz jedynie krótką wzmiankę. Autor i bohater dzieł Stachury łączą się – zgodnie z rozpoznaniem Nycza – w figurze syllepsis23. Badacz drobiazgowo charakteryzuje ów trop stylistyczny, a wśród realizujących go pisarzy wymienia właśnie autora Siekierezady (obok Aleksandra Wata, Witolda Gombrowicza, Rafała Wojaczka, Haliny Poświatowskiej, Kazimierza Brandysa, Tadeusza Konwickiego, Mirona Białoszewskiego...). I już później o nim nie wspomina, nie cytuje go, w żaden sposób nie przywołuje; omawiając problematykę związaną z „syllepsą”, przytacza fragmenty utworów innych pisarzy. Jak wyjaśnia Nycz, odbiór „ja” sylleptycznego polega na jego podwójnym, paradoksalnym rozumieniu – jako „ja” prawdziwego i zmyślonego zarazem, tzn. empirycznego i tekstowego, autentycznego i fikcyjnego. Najczęstszym, choć nieobligatoryjnym sygnałem obecności „syllepsy” jest tożsamość nazwisk twórcy i postaci, co oznacza „śmiałe wkroczenie autora do tekstu w roli bohatera odtąd niecałkiem już fikcyjnej historii”24. Konsekwencją takiego zabiegu jest nie tylko sankcjonowanie owej paradoksalnej podwójności, czyli skomplikowanie 23 R. Nycz, Tropy „JA”. Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia, [w:] Ja, autor. Sytuacja podmiotu w polskiej literaturze współczesnej, red. D. Śnieżko, Warszawa 1996, s. 48-53. Związek między „życiopisaniem” a „syllepsą” sygnalizował M. Januszkiewicz we wstępie do książki Tropami egzystencjalizmu w literaturze polskiej XX wieku. O prozie Aleksandra Wata, Stanisława Dygata i Edwarda Stachury, Poznań 1998, s. 32. 24 R. Nycz, Tropy „JA”…, [w:] Ja, autor…, s. 49. Bohater Listów do Olgi nosi – podobnie jak autor – imię Edward i posługuje się pseudonimem Sted, którym dzieli się z bohaterem Królewicza. 16 w miarę klarownej klasyfikacji odróżniającej teksty fikcjonalne od dokumentalnych, ale również wzbogacenie strategii pisarskich – autobiograficznej i mimetycznej – przez autokreacyjną i autotematyczną. Co więc najistotniejsze, „ja” sylleptyczne nie jest jedynie literackim odzwierciedleniem, cieniem, powidokiem rzeczywistej postaci autora, ale jest również jego „twórcą”. Pisanie o sobie w przypadku „ja” sylleptycznego wzbogacone zostaje przez to, co Michel Foucault oddał jako l’écriture de soi, a Michał Paweł Markowski tłumaczył z myślą o Stachurze jako „sobąpisanie”: „l’écriture de soi […], w przeciwieństwie na przykład do le souci de soi (troska o siebie) czy récit de soi (opowieść o sobie), nie sposób jednoznacznie przetłumaczyć, choć w języku francuskim brzmi to całkiem zwyczajnie. Pisanie sobą? Pisanie siebie? Pisanie o sobie? Oczywiście wszystko to i jeszcze coś ponadto. Ostatecznie wybrałem formę najbardziej ryzykowną, choć zakorzenioną w polszczyźnie dzięki Stachurowemu życiopisaniu”25. Warto w tym miejscu zapytać, jak należy interpretować „ja” sylleptyczne, obecne w pisarstwie Stachury, w kontekście ogłoszonej przed laty „śmierci autora”26. W roku 1968 Roland Barthes opowiadał się przeciwko traktowaniu twórcy jako instancji „boskiej”, ustanawiającej jedyne słuszne znaczenia tekstu, pozostające w związku z następstwa25 Tak pisał M. P. Markowski w przyp. 1. do: M. Foucault, Sobąpisanie, przeł. M. P. Markowski, [w:] tegoż, Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura, wybrał i oprac. T. Komendant, przeł. B. Banasiak, T. Komendant, M. Kwietniewska, A. Lewańska, M. P. Markowski, P. Pieniążek, posłowie M. P. Markowski, Warszawa 1999, s. 303. Intuicja Markowskiego względem tego, co „ponadto”, prowokuje do refleksji i przywodzi na myśl coś, co można by oddać za pomocą terminu pokrewnego: „mnąpisanie” – na określenie doświadczenia, którego ślady są w pisarstwie Stachury obecne. Chodzi tu o przeczucie jakiejś siły, która z pisarzy czyni „narzędzie” w osiąganiu rzeczy nieprzewidywalnych: „wytarłem trochę czoło i płytkie zatoki w cieniu włosów, tam gdzie rodzą się myśli te kuszące i tkliwe o cudownym domowym ognisku – wspomina Edmund Szerucki, bohater Całej jaskrawości. – Co za siła straszliwa kazała mi wyrzec się tego ciepła cudowności? I w ogóle wszystkiego? Co chcę przez to osiągnąć? Gdzie ja jeszcze chcę dojść?” [Cała jaskrawość, III 17] (w ten sposób w całej pracy odsyłać będę do: E. Stachura, Poezja i proza, oprac. H. Bereza, Z. Fedecki, K. Rutkowski, t. I-V, Warszawa 1987. Liczby rzymskie oznaczają numer tomu, arabskie – numer strony). 26 R. Barthes, Śmierć autora, przeł. M. P. Markowski, „Teksty Drugie” 1999, nr 1-2. 17 mi życia, upodobaniami czy namiętnościami autora. „Wiemy już dziś, że tekst nie jest ciągłą sekwencją słów, za którą kryłby się pojedynczy, «teologiczny» sens (przesłanie Autora-Boga), lecz wielowymiarową przestrzenią, w której stykają się i spierają rozmaite sposoby pisania, z których żaden nie posiada nadrzędnego znaczenia: tekst jest tkanką cytatów pochodzących z nieskończenie wielu zakątków kultury”27. Słowa Barthesa, w których pobrzmiewają echa dociekań zaprzyjaźnionej z nim Julii Kristevej (a pośrednio również Michaiła Bachtina)28, przyczyniły się w konsekwencji do nobilitacji czytelnika oraz do jego nominacji na współtwórcę tekstu. W odniesieniu do pisarstwa sylleptycznego teza Barthesa znajduje jednak najwłaściwsze zastosowanie w swojej skomplikowanej postaci, która mówi już nie tylko o „śmierci autora”, ale również o jego „zmartwychwstaniu”. W roku 1971, w Przedmowie do książki Sade, Fourier, Loyola, Barthes poddał przedstawioną trzy lata wcześniej koncepcję istotnej korekcie. Nie tyle odwołał czy unieważnił głoszoną pierwotnie tezę, ile ją przewartościował. Pisał bowiem o „powrocie autora”29, który to powrót określał mianem przyjaznego, co było sugestią znaczącą i powodowało następujące konsekwencje interpretacyjne: autor-powrotnik pozbawiony zostaje przywileju wszechwładzy nad sensem, nie jest on już „ostatecznym znaczonym”, zwierzchnikiem lektury, z którego intencją bezwzględnie należy się liczyć, ale jest jednym z wielu, którzy sens utworu ustanawiają, funkcjonującym na prawach równych czytelnikowi. Jest nie tylko ojcem, żywicielem tekstu30, ale również jego dzieckiem. Pisząc sobą, pisze o sobie i zarazem pisze siebie. 27 Tamże, s. 124. Zob. rozważania Bachtina nt. dialogowości słowa oraz tworzony na tej podstawie projekt metalingwistyki: M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, przeł. N. Modzelewska, Warszawa 1970, s. 275 i nn. oraz J. Kristeva, Słowo, dialog i powieść, przeł. W. Grajewski, [w:] Bachtin. Dialog – Język – Literatura, red. E. Czaplejewicz, E. Kasperski, Warszawa 1983. 29 R. Barthes, Przedmowa, [w:] tegoż, Sade, Fourier, Loyola, przeł. R. Lis, Warszawa 1996, s. 10. 30 Zob. R. Barthes, Śmierć autora, s. 249. 28 18 Sposób, w jaki w niniejszej pracy kojarzę i łączę życie Stachury z jego twórczością, najlepiej oddaje lekturograficzne życzenie Barthesa, ujęte w słowach następujących: „Gdybym był zmarłym pisarzem, jakże by mi odpowiadało, że moje życie redukuje się dzięki staraniom jakiegoś przyjaznego i niefrasobliwego biografa do kilku szczegółów, upodobań, charakterystycznych śladów, powiedzmy – do «biografemów»”31. Analizując zjawisko melancholii, które charakteryzuje pisarstwo Stachury na wielu poziomach, korzystam z ustaleń dotyczących biografii pisarza w takim zakresie, jaki wydaje mi się dla interpretacji najbardziej wartościowy i wykazuje ścisły związek z podejmowaną problematyką. Bohaterowie poszczególnych tomów, jeżeli nawet nie dzielą z autorem wspólnego imienia, są jego dość wiernymi odbiciami. Posiadają nie tylko podobne życiorysy, zainteresowania, upodobania i pragnienia, ale również te same cechy charakteru i wyglądu. Mają błękitne oczy i jasne włosy, urodzili się we Francji, gdzie spędzili dzieciństwo; kilka lat po przybyciu do Polski opuścili domy rodzinne, co nazywają drugimi narodzinami – od tego czasu prowadzą wędrowny tryb życia, na które zarabiają pisaniem i pracą dorywczą. Stopień ich identyfikacji jest więc na tyle duży, iż zasadne wydaje się utożsamienie ich pod pewnymi względami i stosowanie wobec nich wspólnego określenia „bohater Stachury”, które wykorzystywać będę w niniejszej pracy na prawach funkcjonalnej pars pro toto. 3 Koleje życia Edwarda Stachury oraz ich złożone związki z twórczością literacką to ledwie fragment, ale najbogatszy, obszernej literatury przedmiotu, która liczy dzisiaj kilkaset pozycji. Owocem zainteresowania tym wielowymiarowym zagadnieniem jest – obok imponującej liczby artykułów, w dużej mierze wspomnieniowych – kilka wydań książkowych. Na uwagę zasługuje przede wszystkim (poza przywołanymi już pracami Waldemara Szyngwelskiego) drobiazgowa, wyróżniająca się 31 R. Barthes, Przedmowa, [w:] tegoż, Sade, Fourier, Loyola, s. 11. 19 pracochłonnością ujęcia i osobistym zaangażowaniem biografia poety autorstwa Mariana Buchowskiego32, który wiele stron poświęcił także słynnej legendzie z lat osiemdziesiątych, czyli temu, co Ziemowit Fedecki (drugi z redaktorów „wydania dżinsowego”) nazwał „modą na Stachurę”33. W ostatnich latach dla ożywienia popularności pisarstwa autora Się czyni bardzo wiele Dariusz Pachocki, który oprócz tego, że opracował niewydane wcześniej w wersji książkowej opowiadania, zredagował i przygotował do druku korespondencję poety oraz długo wyczekiwane notatniki, jest również autorem rozprawy Stachura totalny, w której analizuje zainteresowanie poety ideą całości, „wszystkości”, totalności. Kontynuuje zatem badania zapoczątkowane przed trzydziestu laty przez Krzysztofa Rutkowskiego34, trzeciego redaktora „wydania dżinsowego”, który nigdy nie przestał ze Stachurą „rozmawiać”35, co w efekcie przyczynia się do tego, że odczytuje jego pisarstwo rozlegle i wieloaspektowo – jest autorem prawdopodobnie największej liczby odniesień do tej twórczości (omówień, cytatów, 32 M. Buchowski, dz. cyt. Ukazały się ponadto książki wspomnieniowe: M. Badtke, Stachura alias Sted, Bydgoszcz 2006; M. Derecki, Lubelskie lata Edwarda Stachury, wstęp W. Michalski, posłowie i oprac. D. Pachocki, Lublin 2009; J. Satanowski, E. Stachura, Biała lokomotywa, Warszawa 2011. 33 Z. Fedecki, Moda na Stachurę, [w:] Kaskaderzy literatury. O twórczości i legendzie Andrzeja Bursy, Marka Hłaski, Haliny Poświatowskiej, Edwarda Stachury, Ryszarda Milczewskiego-Bruna, Rafała Wojaczka, red. E. Kolbus, słowo wstępne J. Z. Brudnicki, posłowie J. Marx, Łódź 1990. 34 Zob. następujące teksty K. Rutkowskiego: Próba całości i poezja świata, „Literatura” 1976, nr 19; Pozaliteracka koncepcja poezji. Granice poezji jako literatury, „Przegląd Humanistyczny” 1977, nr 9; Wszystko jedno, „Miesięcznik Literacki” 1976, nr 11; Koncepcja „poezji czynnej” Edwarda Stachury, [w:] tegoż, Przeciw (w) literaturze. Esej o „poezji czynnej” Mirona Białoszewskiego i Edwarda Stachury, Bydgoszcz 1987 (zwłaszcza podrozdział Wypowiedź zupełna, s. 219-223). 35 Na wstępie fragmentu książki Śmierć w wodzie, poświęconego Stachurze, Rutkowski notował: „Nie zwariowałem, ale od pewnego czasu obłęd wyczuwam ostrzej. I wybiła godzina, by porozmawiać z Edwardem Stachurą, nie dlatego że w tym roku mija dwadzieścia lat od jego śmierci, lecz z powodów najbardziej osobistych: dzięki niemu wyruszyłem w ryzykowną podróż, w drogę coraz trudniejszą” (K. Rutkowski, Śmierć w wodzie. Proza, Gdańsk 1998, s. 236). 20 kryptocytatów, reminiscencji...), w tym obszernego eseju, w którym sytuuje działalność literacką i pozaliteracką Stachury w kontekście swoich zainteresowań „poezją czynną” czy „poezją pierwiastkową” Adama Mickiewicza36. Odrębnym, równie wnikliwie opracowanym zagadnieniem dotyczącym pisarstwa Stachury jest tzw. okres mistyczny, który badacze i krytycy zawężają na ogół do czasu, w jakim powstawały dzieła przedostatnie: Się, Fabula rasa i Oto. Zachwytu nad wspomnianymi utworami nie krył między innymi Andrzej Falkiewicz – poświęcił im dwie uważne interpretacje, które złożyły się następnie na niewielką książkę, pełną interesujących refleksji37. Ku zrozumieniu wymienionych utworów zmierza również odczytanie Mirosława Wójcika, który wbrew temu, co mógłby sugerować tytuł jego studium (Człowiek-nikt. Prozatorska twórczość Edwarda Stachury w kontekście buddyzmu zen38), podjął namysł również nad prozą Stachury sprzed „okresu mistycznego”. Spotkało się to z łagodną krytyką Dariusza Pachockiego, który zarzucił Wójcikowi nadmierne skoncentrowanie uwagi na utworach pozbawionych – jak twierdził – aluzji do buddyzmu zen39. Gdyby jednak przyjąć, że człowiek-nikt jest bohaterem nie tylko Fabula rasa, Oto i ostatniego opowiadania z tomu Się, ale że pojawia się on również (choć niejako incognito) w pozostałych utworach Stachury, rozległa perspektywa Wójcika mogłaby okazać się słuszna. 4 W obliczu ogromnej liczby prac poświęconych życiu i twórczości Edwarda Stachury może dziwić twierdzenie Barbary Gładych z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, mówiące o tym, iż „nie 36 Zob. K. Rutkowski, Przeciw (w) literaturze... A. Falkiewicz, Nie-Ja Edwarda Stachury, Wrocław 1995. 38 M. Wójcik, Człowiek-nikt. Prozatorska twórczość Edwarda Stachury w kontekście buddyzmu zen, Kielce 1998. 39 D. Pachocki, Stachura totalny, s. 12. 37 21 ma języka, którym można by opowiedzieć o Stachurze”40. Podzielam to melancholijne przekonanie autorki, ale tylko do pewnego stopnia. Pisząc o twórczości Edwarda Stachury, kieruję się w dużej mierze opinią wyrażoną przez niego samego na wstępie tomu Wszystko jest poezja, którą traktuję jak życzenie. Zakładam, że wyznacza ona właściwą, odpowiedzialną drogę lektury: Wszystko jest poezją: to, że idziesz do księgarni, kupujesz tomik wierszy, wychodzisz na ulicę, przy straganie kupujesz pół kilo czereśni albo pół kilo śliwek, zależy, jaka pora roku, idziesz do parku, siadasz na ławce, jedną ręką przewracasz kartki, drugą sięgasz po czereśnie lub śliwki, zależy, jaka pora roku, wszystko to jest oczywiście poezją, a najmniej poezją są czytane wiersze. Bo czytasz, i co czytasz? Czytasz, że nie ma ci nic do powiedzenia pan Fulano czy pan Mengano, czy pan Zutano, jak mówią w Ameryce Hiszpańskiej, czyli panowie: Iksiński, Ypsyloński i Zaniewski. Przewracasz kartki i tyle. Kiedy się jedzie pociągiem, to jest to o ile ciekawsza poezja. Znam takich, którzy wysiadają na jakiejś stacji albo wprost wyskakują z pociągu (nie trzeba z pośpiesznego), żeby wejść w krajobraz, który ich nagle olśnił. Żeby być w nim. Wtopić się weń. Być jedną linijką, jednym wersem w tym wierszu. Taki skok z pociągu albo nagłe wysiadanie na stacji niedocelowej i pójście przez pola, na przełaj, na sagę – jest przepięknym wierszem, tyle że nie zapisanym na papierze. Ale ja myślę, że zapisany zostaje w powietrzu, odciśnięty zostaje w powietrzu kształt tego wiersza, i znam znowu takich, którzy umieją przepisywać z powietrza i być może tego wiersza nie przegapią, tylko go przepiszą z powietrza, i inne wiersze przepiszą z powietrza, z wnętrza powietrza; inne jeszcze wiersze przepiszą z własnego wnętrza, zbiorą to wszystko, złożą do wydawnictwa, redaktor w wydawnictwie, który najprzeważniej nie ma zielonego ani niebieskiego pojęcia, być może tych wierszy nie odrzuci, mimo mętnych recenzji, i po latach ukazuje się książka, idziesz do księgarni, kupujesz, wychodzisz na ulicę, przy straganie kupujesz pół kilo jakichś owoców albo w kiosku paczkę papierosów, idziesz do parku, siadasz na ławce, czytasz – i potęga! Coraz jesteś przykuty do tego, co czytasz, i dlatego coraz podnosisz głowę w górę, w powietrza domeny, i odbywasz komunię z tym, co czytasz, tak jak tego chce Gaston Bachelard i jak powinno być. [Wszystko jest poezja, IV 5-6] 40 B. Gładych, Odkłamany człowiek, „Poezja” 1982, nr 9, s. 76. 22 Komunia, o której wspomina poeta, oddawana częściej jako „identyfikacja”, stanowi główne założenie tzw. francuskiej krytyki tematycznej, której początek dał właśnie Gaston Bachelard. Praca niniejsza ma charakter analityczno-interpretacyjny, ale bardziej niż o rozumienie, które miałoby służyć objaśnieniu dzieł Stachury, chodzi w niej o (po)rozumienie stanowiące podstawę identyfikacji z tym, co zostało napisane, czyli odtworzenie w lekturze doświadczenia wpisanego w daną twórczość. Tę komunię odrębnych świadomości Stachura nazywa także wzajemnością, spontanicznym zrozumieniem, a w przypadku jego braku – absolutnym zaufaniem [Wszystko jest poezja, IV 246]. Jak sugeruje tematolog Jean Starobinski, spuścizna pisarza to depozyt w rękach czytelnika, który jako depozytariusz zobowiązany jest zatroszczyć się o jej zwielokrotnienie: przypomnienie, ożywienie i wzmocnienie, czyli o specyficznie rozumiane powtórzenie, które nie polega tylko na przepisaniu cudzych myśli, a więc nie oznacza jedynie utożsamienia, lecz coś więcej – identyfikację, która warunkowana jest przez swego rodzaju dystans pozwalający przemyśleć i skomentować czytelnicze doświadczenia. Oto dlaczego termin „utożsamienie” nieprecyzyjnie oddaje intencję tematologów: sugeruje taki stopień empatii, który oznaczałby upodobnienie zupełne i prowadził do tego, co – parafrazując Michaiła Bachtina – można by nazywać zubożeniem bytu41. Bachtin, pisząc o empatii, zauważył, że najlepsze efekty daje ona wówczas, gdy składają się na nią jednocześnie dwa momenty: pierwszy polega na wżywaniu się w sytuację innego człowieka, rozpoznawaniu od wewnątrz jego doznań, odczuwaniu tego, co on czuje; drugi jest momentem powrotu do siebie, na dawną, suwerenną pozycję, gdzie odbywa się proces względnej obiektywizacji tego, co wyniesione zostało z aktu wczucia42. Człowiek wzbogacony przez tę zewnętrzną identyfikację zostaje w pewien sposób dowartościowany. Taką wartościotwórczą moc posiada tylko słowo innego: „To dar, jaki 41 Por. M. Bachtin, Autor i bohater w działalności estetycznej, [w:] tegoż, Estetyka twórczości słownej, s. 133-135: „Czym wzbogacić zdarzenie, jeśli utożsamię się z innym człowiekiem i zamiast dwóch – pozostanie jeden?” (tamże, s. 134). 42 Tamże, s. 59-62. 23 mój duch ofiaruje innemu”43 – i w równym albo nawet większym stopniu od innego otrzymuje. Moja lektura dzieł Stachury zmierza w dwu przeciwstawnych kierunkach: z jednej strony ulegam pokusie utożsamienia, co znajduje wyraz w obfitości cytowanych i parafrazowanych fragmentów, z drugiej natomiast staram się utrzymywać dystans, który, zgodnie z twierdzeniem Starobinskiego, stanowi warunek konieczny aktu identyfikacji, pozwala bowiem przemyśleć i skomentować czytelnicze doświadczenia: „A jeżeli w trakcie spontanicznej recepcji, w e m p a t i i pierwszej lektury, całkowicie poddaję się prawu rządzącemu dziełem, świadomość tego prawa, jaką zdobywam obiektywnie analizując dzieło, pozwala mi widzieć je od zewnątrz, porównywać z innymi dziełami oraz innymi prawami, dokonywać w odniesieniu do dzieła stwierdzeń, które nie będą tylko wyjaśnieniem immanentnej zawartości. Czy to znaczy oddalać się od niego? Tak, z pewnością, skoro przestaję być uległym czytelnikiem i moja droga nie przestrzega już drogi właściwej dziełu – porzucam ją i oddalam się, żeby iść po swojemu. Ale moja trasa pozostaje w pewnym stosunku do dzieła, z którym tylko współistniałem bez reszty, a oddalenie, jakie spowodowałem, stanowi dla mnie warunek niezbędny, żeby powstało nie tylko identyfikowanie się z utworem literackim, lecz również spotkanie z nim” 44. Pozostawiam sobie zatem możliwość kojarzenia utworów Stachury z innymi dziełami literackimi, tekstami krytycznymi i teoretycznymi. Odkrywam45 dzięki temu jeden z podstawowych tematów tej twórczości – melancholię, której ani poeta, ani stworzeni przez niego bohaterowie nie nazywają po imieniu. Prawie nie ma w pisarstwie Stachury takich terminów jak „melancholia” czy „depresja”, są natomiast 43 Tamże, s. 186. J. Starobinski, Relacja krytyczna, przeł. J. Żurowska, [w:] Szkoła Genewska w krytyce. Antologia, wybór H. Chudak, Z. Naliwajek, J. Żurowska, M. Żurowski, przedmowa M. Żurowski, Warszawa 1998, s. 310 (por. G. Poulet, Krytyka identyfikująca się, przeł. J. Zbierska-Mościcka, [w:] Szkoła Genewska w krytyce…). 45 Zgodnie z zasadą mówiącą, że temat należy w badanym pisarstwie odkryć, odnaleźć, a nie narzucić z zewnątrz (zob. M. Głowiński, Wprowadzenie do: Francuska krytyka tematyczna, „Pamiętnik Literacki” 1971, z. 2, s. 178). 44 24 słowa, które mówią o nazwanych tak doznaniach nieporównanie więcej: […] wiecznie łaknące, nigdy nienasycone, nienażarte tarantule o przepastnych zewłokach kąsały nas, cięły, rwąc w żuchwach tętnice, spijając soki. Spijając krew, zżerając mózg, mącąc pojęcie, mieszając wszystkie szyki, wszystki rozum, paląc jadem ostatnie mosty... [Cała jaskrawość, III 33] Kto to robi, że od samego rana, ledwie przebudziwszy się, ledwie powieki rozsunąwszy zaczynam swoje, puszczam sobie krew, zamiast na przykład sławić wróbli ćwierkanie? Niedziela przecież i mogłaby, bestia, dać folgi. Mogłaby trochę dać odpocząć, bestia. [Cała jaskrawość, III 63] Julia Kristeva trafnie zauważa, że w sztuce i literaturze melancholia przywdziewa często „szatę subtelnej piękności”46, która następnie przysłania najbardziej upiorną prawdę o rozpaczy. Twórczość Edwarda Stachury stanowi pod tym względem wyjątek. Jeżeli nawet zgodzimy się z intuicją Edmunda Szeruckiego, iż „wszystkie milczące drzewa niemymi świadkami, że słowa są tylko słabym echem niewyrażalnego żalu” [Dzienna jazda pociągiem, II 207]47, będziemy musieli przyznać, że echo to pod piórem autora Całej jaskrawości brzmi nad wyraz głośno i niepokojąco. 46 Przepaście duszy. Rozmowa z Julią Kristevą, rozmowę przeprowadził D. A. Grisoni, przeł. M. Pieńkowska, „Odra” 2008, nr 4, s. 51. 47 W. Benjamin podejmując namysł nad związkami cierpienia z mową, pisał o skardze, że jest ona „najbardziej niezróżnicowanym, bezsilnym wyrazem języka, zawiera niemal wyłącznie zmysłowe tchnienie; i nawet tam, gdzie szumią tylko rośliny, zawsze pobrzmiewa skarga” (W. Benjamin, O języku w ogóle i o języku człowieka, przeł. A. Lipszyc, „Literatura na Świecie” 2011, nr 5-6, s. 23). Postępuję podobnie jak inni badacze twórczości Stachury i nazywam bohatera drugiego tomu opowiadań Edmundem Szeruckim, mimo że imię takie w Falując na wietrze nie występuje. Stachura używa go na określenie tej postaci dopiero w zbiorze esejów Wszystko jest poezja, w którym przypomina fragmenty swoich wcześniejszych utworów. 25 5 Czynię melancholię w pisarstwie Stachury centralnym tematem niniejszej pracy. Całość składa się z sześciu rozdziałów, poświęconych odmiennym, ale komplementarnym względem siebie zagadnieniom. Przyjmuję następujący porządek rozważań: od genezy melancholii, przez wielorakie reakcje na nią, po jej ostateczne przezwyciężenie wraz ze śmiercią melancholika. Korzystając z teorii psychoanalitycznych Zygmunta Freuda i Julii Kristevej oraz z ustaleń socjologicznych Wolfa Lepeniesa, w rozdziale pierwszym (Sierota z wyboru) podejmuję zagadnienia kryzysu władzy (w tym władzy ojcowskiej) i wykorzenienia społecznego. Krytyczna ocena zachowania bliźnich łączy się w pisarstwie Stachury z szerszym problemem – podejrzliwością względem sztampy, blichtru i zepsutych obyczajów. Wynikająca stąd niesubordynacja, postępowanie wbrew oczekiwaniom rodziny oraz kwestionowanie słuszności niektórych wymagań społecznych skutkowały, zarówno w życiu Stachury, jak i w życiu jego bohaterów, trwającą latami i właściwie nigdy nieukończoną włóczęgą. Koncepcja drugiego rozdziału (Nie mogę sobie znaleźć miejsca) motywowana jest chęcią ukazania tej podróży jako typowo melancholijnej: otwartej, czyli pozbawionej jasno zdefiniowanego celu, a przy tym niemożliwej do powstrzymania. W twórczości Stachury wyraźnie zaznacza się ambiwalentny stosunek do włóczęgi – z jednej strony posiada ona moc terapeutyczną i wyzwalającą, z drugiej natomiast stanowi udrękę trudną do zniesienia. Silna pokusa zatrzymania się ustępuje tu jednak nieokiełznanej potrzebie kontaktu z tym, co tak bardzo „magnesuje”48, przyciąga ku sobie, przyzywa, czego jednak nie sposób uchwycić i w całości opisać, także dlatego, że jawi się jako wszechogarniające, totalne. Problem z werbalizacją niektórych fenomenów, uczuć i stanów (zwłaszcza cierpienia) usytuowany zostanie w centrum kolejnego roz48 E. Stachura, Drogi Przyjacielu!, [w:] tegoż, Moje wielkie świętowanie. Opowiadania rozproszone, zebrał J. Kukliński, posłowie i przypisy D. Pachocki, Warszawa 2007, s. 42. 26 działu, któremu – przez wzgląd na zainteresowanie, jakim Stachura darzył twórczość Norwida – nadałam tytuł Odpowiednie dać rzeczy słowo. Jak przekonuje Julia Kristeva, człowiek w melancholii dotkliwie odczuwa brak odpowiednich słów na wyrażenie tego, co chciałby przekazać49. Zgodnie z twierdzeniem autorki, istnieją dwie znacząco odmienne reakcje na boleśnie odczuwany przez melancholika dysonans między rzeczą a słowem. Pierwsza z nich skutkuje poczuciem bezsilności, zamilknięciem oraz śmiercią, druga prowadzi w stronę poezji lub innego rodzaju sztuki. Obydwie daje się odnaleźć w pisarstwie Stachury. Ale, co istotne, obecność swoją zaznacza tu również reakcja trzecia, właściwa „odkrytemu” przez poetę człowiekowi-nikt, polegająca na przezwyciężaniu problemu niedoskonałości przypisywanej językowi. Utwory Edwarda Stachury powstawały, jak sądzę, w polu napięć generowanym przez wspomniane trzy relacje do języka – co w następstwie stanowiło również o specjalnym charakterze jego dokonań nie tylko na polu literatury. Analizie wypowiedzi człowieka-nikt (i szerzej – charakterystyce jego zachowania, które chociaż wymaga posunięć nadludzkich, stanowi prostą w gruncie rzeczy reakcję w walce z depresją) poświęcony zostanie rozdział czwarty: W stronę utopii – tej utopii, która w przekonaniu Arnolda Gehlena, Wolfa Lepeniesa, Pawła Dybla czy Marka Bieńczyka stanowi drugą stronę melancholii. Trzeba bowiem żywo doświadczyć straszliwego dysonansu świata, wytrzymać w nim i go przemyśleć, aby stworzyć wizję miejsca szczęśliwego, charakteryzującego się miłością, życzliwością, zaufaniem, czyli porządkiem na miarę doświadczonego chaosu. Rozdział czwarty niniejszej pracy będzie zatem traktował o pożytkach z wiary w szczególnego rodzaju utopie, których nie zamieszkują – mówiąc językiem Fryderyka Nietzschego – ostatni ludzie, lecz zamieszkuje je nadczłowiek50. 49 Zob. J. Kristeva, Czarne słońce. Depresja i melancholia, przeł. M. P. Markowski, R. Ryziński, wstęp M. P. Markowski, Kraków 2007 (zwłaszcza rozdz. 2: Życie i śmierć mowy). 50 Do czytania pism Stachury w kontekście filozofii Nietzschego zachęca przede wszystkim K. Rutkowski, który stale podkreśla powinowactwo tych dwu autorów. 27 László F. Földényi nazywa melancholię forpocztą śmierci albo umieraniem na raty51. Zagadnienie to stanowić będzie główny przedmiot rozważań podejmowanych przeze mnie w rozdziale piątym, zatytułowanym Śmierć i zmartwychwstanie, który będzie dotyczył melancholijnego pragnienia śmierci, „przystępowania do niej” (jak powiedziałby Stachura) oraz jej okresowego zwyciężania. W rozdziale szóstym (Estetyka melancholii) analizie poddane zostaną formalne aspekty pisarstwa Stachury. Zgodnie z twierdzeniem Marka Bieńczyka, twórczość melancholijna nie zawsze charakteryzuje się ponurością świata przedstawionego52. Upust czarnej żółci można dawać w inny jeszcze sposób. Freudowski „przymus powtarzania”53, w melancholii szczególnie zauważalny, dowodzi, że człowiek dotknięty tą przypadłością nie pragnie jedynie nowości, ale że spokój i względne spełnienie znajduje także w powtórzeniu, które praca pisarza może realizować na wiele sposobów – poprzez cytaty, kryptocytaty, autocytaty, parafrazy, komentarze czy reminiscencje. Metodę twórczą polegającą na częstym odwoływaniu się do wypowiedzi innych autorów kojarzyć będę w tym rozdziale z alegorią w ujęciu Waltera Benjamina, czyli z kategorią interpretacyjną stanowiącą krytyczny wgląd w otaczającą człowieka rzeczywistość, która od tej pory zaczyna jawić się jako całość popękana, roztrzaskana i sfragmentaryzowana. Sygnalizowali je również A. Falkiewicz i L. Kleszcz; pierwszy z nich zanotował na marginesie artykułu dotyczącego Stachury: „Tako rzecze Sted”, drugi, poświęciwszy część swojej książki utopii nadczłowieka, opatrzył ją mottem ze Stachury właśnie. Sięgnął po fragment Anatemy na śmierć, który – jak się okazuje – trafnie oddaje istotę „życiopisania” obydwu autorów: „Byli tacy, co się rodzili, byli tacy, co umierali, / byli też i tacy, którym to było mało” (zob. A. Falkiewicz, Stachura (I), „Teksty” 1981, nr 1, s. 80 oraz L. Kleszcz, Filozofia i utopia. Platon, Biblia, Nietzsche, Wrocław 1997, s. 123). 51 L. F. Földényi, Melancholia, przeł. R. Reszke, Warszawa 2011, s. 124, 231. 52 M. Bieńczyk, Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty, Warszawa 2000, s. 29. 53 Z. Freud, Poza zasadą przyjemności, [w:] tegoż, Poza zasadą przyjemności, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1994. 28