rozdzial 23 - WordPress.com

Transkrypt

rozdzial 23 - WordPress.com
rozdzial 23
Isabella Potter
Rozdział 23: Odkrycie Amandy
Projekt okładki: Inna_odInnych
Fotografia na okładce: © 2004 John McKee
Redakcja & korekta: as_ifwhat
Copyright © 2015 by Inna_odInnych
http://IsabellaKatePotterRiddle.WordPress.com
http://InnaodInnych.WordPress.com
Numer: 2016-001-IP1-023
Odkrycie Amandy
Wieczorem od razu poszłam do dormitorium. Usiadłam na łóżku
i naskrobałam parę słów w pamiętniku. Był to już drugi wpis i spojrzałam
krytycznie na to, co napisałam. Chwilę myślałam, że to bezsensowne
i beznadziejne, ale o czym właściwie miałabym pisać? Następnie wyciągnęłam
zestaw ołówków od Nicole. Ostatnio byłam zaskoczona, gdy odkryłam,
że w pudełku pod ołówkami znajdowały się również kredki i pastele, dzięki
czemu moje rysunki mogły być kolorowe. Starałam się coś rysować i chociaż
mi to nie wychodziło, nie rezygnowałam, ponieważ działało to na mnie
relaksacyjnie i odstresowująco. Poza tym nie musiały to być arcydzieła,
nie zamierzałam ich nikomu pokazywać.
Poszłam spać jako pierwsza, zanim którakolwiek z dziewczyn weszła
do dormitorium. Na początku spałam jak zabita, aż znów zdarzyło się to, co już
raz przeżyłam w Hogwarcie: Miałam wizję, jakbym była jednocześnie w innym
ciele i obserwowała wydarzenia jego oczami. Częścią świadomości
pomyślałam, że to przecież niemożliwe. Niby jakim cudem miałabym widzieć
fragmenty życia innej osoby i właściwie, kogo?
— Rozejrzyj się, moja kochana, mogą siedzieć gdzieś w ciemnym kącie.
— Usłyszałam w śnie. Rozpoznałam głos Filcha. Z paniką machnęłam na resztę
i zaczęłam skradać się do drzwi, kiedy usłyszałam, że Filch wchodzi
do pomieszczenia, w którym byłam. Zaskoczył mnie strach, który odczuwałam.
— Muszą tu gdzieś być — rozległ się jego głos. — Pewno się ukrywają.
— Tędy — szepnęłam. Żałowałam, że nie mogłam rozpoznać, czyj to był
głos i w czyim ciele się znalazłam. Czułam tylko strach i chęć ucieczki
do Wieży Gryffindoru. Nagle ktoś wydał z siebie zduszony pisk, zaczął biec
i potknął się, a następnie poczułam, jak mnie złapał, przez co wpadliśmy
na stojącą zbroję, która wydała straszny łoskot.
— BIEGIEM! — Dopiero dzięki temu rykowi, ze zdumieniem odkryłam,
że oglądałam to wszystko oczami Harry'ego, a wraz z nim byli Neville, Ron
oraz Hermiona. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam, jak adrenalina krąży
w jego ciele, jakbyśmy je dzielili. Świetnie wyczuwałam jego uczucia, chociaż
nie potrafiłam wyczytać jego myśli.
Spokojnie oglądałam dalszy ciąg wizji, jakby to był zwykły sen.
Naprawdę myślałam, że tak jest. Traktowałam spotkanie z Irytkiem oraz
zobaczenie monstrualnego trójgłowego psa jak film, coś, co nie wydarzyło się
naprawdę. Sen zakończył się, gdy jego bohaterowie dobiegli do Wieży
Gryffindoru i poczuli się bezpiecznie, ciesząc się, że nic im już nie grozi.
W tym momencie przebudziłam się. Zaspana usiadłam i rozejrzałam się
po dormitorium. Lavender i Parvati spały, ale ze zdumieniem zauważyłam,
że łóżko Hermiony było puste.
Nie musiałam się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ dziewczyna
właśnie wślizgnęła się do pokoju. Ze zdumieniem patrzyłam na jej różową,
spoconą twarz i szlafrok ledwo trzymający się na jej ramionach. Nawet na mnie
nie spojrzała, tylko od razu ruszyła do łóżka, mamrocząc coś o trójgłowym
psie.
W pierwszej chwili chciałam ją o niego zapytać, upewnić się, czy to,
co widziałam, wydarzyło się naprawdę. Wszystko na to wskazywało, wyglądała
dokładnie tak samo, jak w mojej wizji. Powstrzymała mnie tylko jedna myśl:
To, co widziałam, nie było normalne nawet w Hogwarcie. Jak wytłumaczyć,
że w śnie widziałam coś, co wydarzyło się komuś innemu i to jego oczami,
jakbym była w jego ciele?
Resztę nocy przeleżałam, zastanawiając się, czy komuś o tym powiedzieć.
Początkowo rozważałam Severusa albo profesora Dumbledore'a.
Ale ze względu na nienawiść Severusa do Harry'ego, odrzuciłam go. Żeby
wyjaśnić to, co widziałam, musiałabym powiedzieć, że kilku uczniów w środku
nocy chodziło po szkole. Nie chciałam tego robić, ale co, jeśli profesor
Dumbledore miał jakieś proste i rozsądne wyjaśnienie? O mojej fascynacji
księżycem też nikomu nie mówiłam, a okazało się, że mam Moc Jednorożca.
Co, jeśli te wizje miały równie logiczną przyczynę?
***
Uwielbiałam sowią pocztę. Wcześniej nigdy nie widziałam sowy,
a po przybyciu do Hogwartu mogłam obserwować ich setki, jak roznoszą listy
do uczniów. Zawsze przyglądałam się tym cudownym ptakom. Tego ranka nie
było inaczej, jednak tym razem wypatrywałam sowy, która mogła mieć list
do mnie. Od kilku dni czekałam na odpowiedź od mamy i niecierpliwiłam się,
mimo że wiedziałam, że mama potrzebowała trochę czasu, by zyskać
odpowiedź na pytanie, które jej wysłałam i które z pewnością wydało się jej
dziwne.
W końcu przede mną pojawiła się duża, brązowa sowa, która dumnie
stanęła przed moim talerzem i wyciągnęła nóżkę z listem. Szybko
go odwiązałam, poczęstowałam ją kawałkiem tosta i gdy odleciała, schowałam
list do torby.
Nie zważając na zainteresowane spojrzenia innych, wyszłam z Wielkiej
Sali i pobiegłam do swojego dormitorium. Dopiero tam, gdy byłam sama,
otworzyłam list i szybko zaczęłam go czytać.
Droga Amando,
cieszę się, że podoba Ci się nowa szkoła i masz tyle interesujących zajęć.
U nas wszystko jest bez zmian, tata pracuje, a ja powoli zaprzyjaźniam się
z naszymi sąsiadami.
Zaskoczyło mnie twoje pytanie, ale postarałam się dowiedzieć
wszystkiego o rodzinie Mary Hale. Osobiście uważam, że mogłaś zapytać o to
Isabellę.
Powinnaś być ze mnie dumna, wydaje mi się, że Mary nadal uważa,
że nasza rozmowa o rodzinie rozpoczęła się przypadkowo. Poczułam się jak
prawdziwy detektyw i chyba jestem w stanie zrozumieć, skąd u ciebie takie
zainteresowania detektywistyczne.
Dowiedziałam się, że Mary nie jest babcią Isabelli, ale jej ciocią.
Jej ojciec, który nazywał się Tom Riddle, zanim wziął ślub z mamą Mary, był
w związku z inną kobietą i miał z nią dziecko. Wiem tylko, że był to chłopiec,
który został nazwany Tom po swoim ojcu. Isabella jest jego córką, ale dziesięć
lat temu zniknął i do dziś nikt nie wie, gdzie jest. Jej matka umarła, dlatego
wychowuje się u córki Mary, Jessici.
Mam nadzieję, że teraz już wiesz wszystko, co chciałaś wiedzieć.
Całuję,
mama
Riddle.
Byłam w takim szoku, że list upadł na podłogę. Ojciec Isabelli nazywał
się Tom Riddle. Mogła to być zbieżność nazwisk, ale w to nie wierzyłam.
Doskonale pamiętałam jego drzewo genealogiczne, w którym został
uwzględniony jego niemagiczny ojciec, również podpisany jak Tom Riddle.
Jego siostra nie była tam wspomniana, ale nic dziwnego, książki
o czarodziejskich rodach nie koncentrowały się na mugolskich gałęziach
rodziny. Ilu Tomów Riddle mogło mieć synów o tym samym imieniu?
Nie mogłam w to uwierzyć. Isabella córką... Voldemorta? Czyżby
w plotkach było więcej prawdy, niż do tej pory sądziłam? Ale... co
z Syriuszem? Dlaczego wszyscy myśleli, że to on był jej ojcem? Czyżby chciał
uchronić Isabellę przed szaleńcami, którzy chcieli ją zabić? Czuł dumę,
że może w ten sposób uratować córkę swojego Pana? A może nie wiedział,
czyją córką była? Może Kate Potter zataiła przed nim, że to nie jego dziecko?
Isabella była taka pewna, że trafi do domu Slytherina. To tylko
potwierdziło moje domysły. Każdy, kto był potomkiem któregoś z założycieli
Hogwartu mógł mieć pewność, że trafi właśnie do jego domu. Nic dziwnego,
że Isabella od lat myślała, że zostanie Ślizgonką, a że w jej przypadku Tiara
Przydziału postanowiła zignorować pochodzenie...
Przydział... W takim razie, dlaczego trafiła do Gryffindoru? Ten fakt
wprowadził wątpliwości. Co mogło okazać się ważniejsze od pochodzenia?
A może myliłam się i naprawdę to była zbieżność nazwisk?
Przypomniałam sobie o jej kontaktach ze Ślizgonami. Kilka osób
zdradziło mi, że podejrzewano ojca Dracona Malfoya o bycie śmierciożercą,
mimo że nigdy mu tego nie udowodniono. Severus Snape był śmierciożercą,
ale po zniknięciu Voldemorta wstawił się za nim Dumbledore twierdząc,
że Snape przeszedł na naszą stronę jeszcze przed upadkiem Czarnego Pana.
Tak czy siak, nie dało się ukryć, że wokół niej było dużo ludzi w jakiś sposób
związanych z Voldemortem.
Nie mogłam w to uwierzyć. Czy to możliwe? Czy naprawdę jest jego
córką i boi się, że ktoś odkryje prawdę?
Moje odkrycie nie sprawiło, że zaspokoiłam swoją ciekawość. Wręcz
przeciwnie. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań, na które mogła
odpowiedzieć tylko jedna osoba: Isabella. Nie wiedziałam, czy będę w stanie
zadać jej którekolwiek z nich.
Szybko schowałam list głęboko w kufrze, tak, by nikt go nie znalazł.
Podejrzewałam, że prawie wszystkim nazwisko Riddle nie wiele
by powiedziało. Kto dziś pamięta, że Voldemort nazywał się inaczej?
Ale wolałam być ostrożna. Skoro Isabella nie chciała, by ktoś wiedział,
kim naprawdę jest, nie mogłam tego zdradzić i pozwolić komuś innemu
na odkrycie jej tajemnicy. Wiedziałam, że powinnam zniszczyć ten list,
ale nie miałam na to czasu.
Biegłam na następną lekcję, ponieważ nie chciałam się spóźnić.
Jednocześnie zastanawiałam się, jak zyskać pewność, czy naprawdę dobrze
połączyłam wszystkie elementy układanki. Czułam, że najlepiej będzie, jeśli
porozmawiam o tym z Isabellą, ale bałam się jej reakcji. Sama byłam
przerażona faktem, że odkryłam to, co tak bardzo próbowała ukryć.
***
W końcu nadszedł czas na to, co w moim przypadku było nieuniknione:
przemiana. Z niepokojem obserwowałam księżyc, widząc, jak każdej nocy
zbliża się ku pełni. Nadal nie przyzwyczaiłam się do chwil, w których moje
ciało tak bardzo się zmieniało, a teraz musiałam to przeżyć w miejscu,
do którego nie miał dostępu żaden uczeń. W każdym razie w teorii.
Kilka dni przed przemianą otrzymałam list od profesora Dumbledore'a,
że spędzę tę noc w Zakazanym Lesie, a on będzie mi towarzyszył. Wiedziałam
tylko tyle, że miałam poznać tutejsze jednorożce. Byłam ciekawa,
czy naprawdę nie będę miała problemu z porozumieniem się z nimi.
Krótko przed podaną godziną wyszłam z Wieży Gryffindoru i zeszłam
do sali wejściowej. Przyspieszyłam, widząc czekającego dyrektora szkoły, który
z uśmiechem mnie obserwował.
— Dobry wieczór — powiedział. Odpowiedziałam mu i w ciszy
wyszliśmy ze szkoły. Poprowadził mnie tą samą ścieżką, którą szłam za Fredem
i George'em w dniu, w którym wydusili ze mnie sporo informacji. Przez pół
drogi rozważałam w myślach, czy zadać profesorowi jedno pytanie, które
męczyło mnie od dłuższego czasu. Starałam się zebrać na odwagę,
by powiedzieć cokolwiek. Odezwałam się, dopiero gdy byliśmy dość niedaleko
drzew.
— Panie profesorze...
— Tak? — Poczułam na sobie jego uważne spojrzenie.
— Czy wizje to coś normalnego, kiedy ma się tę moc? — zapytałam
z nadzieją, że otrzymam odpowiedź twierdzącą.
— Jakie wizje? — Zdawało się, że nie wiedział, o czym mówiłam.
Zaczęłam się obawiać, że to nie była gra, by coś ze mnie wydusić,
ale że naprawdę go tym zaskoczyłam.
— Zdarzyło mi się to dwa razy... tak myślę... — powiedziałam. —
Nie chcę, żeby Harry miał kłopoty...
— Pozostanie to między nami — zapewnił mnie, a ja miałam nadzieję,
że to oznaczało, że profesor nie wyciągnie żadnych konsekwencji wobec
Harry'ego.
— No więc on ostatnio chodził w nocy po szkole... W każdym razie tak
to widziałam w mojej wizji, ale obawiam się, że... to, co widziałam, wydarzyło
się naprawdę...
Zrelacjonowałam przebieg wydarzeń, nie pomijając żadnego szczegółu.
Opowiedziałam o moich odczuciach i nie zapomniałam o najważniejszym:
czyimi oczami widziałam to wszystko.
Przez dłuższą chwilę profesor Dumbledore zatroskany zastanawiał
się nad czymś intensywnie. Dopiero gdy przystanęliśmy przed drzewami
rosnącymi na skraju lasu, otrzymałam odpowiedź.
— Przykro mi, ale to, co widzisz, prawdopodobnie nie ma nic wspólnego
z Mocą Jednorożca. — Poczułam zimny dreszcz na kręgosłupie. Co się ze mną
działo? Skąd to się wzięło? — Do głowy przychodzi mi jedno wyjaśnienie,
ale nawet ono wydaje mi się nieprawdopodobne.
— Jakie? — wyrwało mi się. Na szczęście profesor tylko się smutno
uśmiechnął.
— Przykro mi, ale w tej chwili muszę to zachować dla siebie. Musiałbym
zbyt wiele wyjaśniać, a jak wspomniałem, sam nie jestem pewien, czy mam
rację. Obiecuję, że za jakiś czas, gdy już będziesz gotowa, powrócimy do tej
rozmowy. Proszę cię, żebyś obserwowała te wizje i starała się odkryć, co mają
ze sobą wspólnego. Czy zawsze widzisz wydarzenia oczami Harry'ego,
co on czuje... Wszystko, co wyda ci się ważne. Może dzięki temu odkryjemy,
skąd się biorą. I oczywiście nie opowiadaj o nich nikomu.
— Czyli... nikt inny poza mną tego nie przeżywa?
— Nie znam nikogo takiego — odpowiedział ze spokojem. —
Zauważyłaś u siebie jeszcze jakieś inne nietypowe zdolności?
Zastanowiłam się chwilę.
— Znam mowę wężów — powiedziałam. — Ale przecież to nic
nadzwyczajnego. Poza tym... chyba nic. Tylko to, co wiąże się z mocą i o czym
mi pan ostatnio opowiadał.
Dumbledore nadal był zamyślony, miałam również wrażenie, że był
trochę zmartwiony, dopóki nie pojawił się księżyc i nie zaczęłam się
przemieniać. Ból był tak straszny, że miałam ochotę wyć jak zranione zwierzę,
ale ku mojemu zdziwieniu, żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.
Po kilku chwilach, które trwały dla mnie jak wieczność, stałam na czterech
nogach. Rozejrzałam się i zauważyłam obok mnie białego jednorożca, który
ze spokojem mnie obserwował.
— Wszystko w porządku? — W pierwszym momencie byłam
zaskoczona, że go zrozumiałam. Skinęłam głową i z fascynacją patrzyłam
na kulę światła, która wyszła z rogu profesora Dumbledore'a. Pozazdrościłam
mu umiejętności czarowania za jego pomocą. Miałam nadzieję, że również ja
szybko się tego nauczę.
Mimo że byłam z profesorem Dumbledore'em, bałam się. Przez ponad pół
godziny szliśmy w głąb lasu, nie wiele do siebie mówiąc. Z niepokojem
rozglądałam się wokoło, zastanawiając się, co żyje między drzewami. Drzewa
robiłyśmy się gęstsze, między nimi rozrastały się krzewy, które uniemożliwiały
zejście ze ścieżki. Robiło się przez to coraz ciemniej i starałam się trzymać jak
najbliżej profesora. W końcu zauważyłam prześwit między drzewami
i zastanawiałam się, co to mogło być. Nie wiedziałam, czy powinnam się
niepokoić, ponieważ profesor Dumbledore wyraźnie szedł w kierunku światła.
W końcu znaleźliśmy się u celu naszej podróży. Odetchnęłam z ulgą,
kiedy zorientowałam się, że to światło, które tak mnie niepokoiło, było
światłem księżyca. Było tak dobrze widoczne, ponieważ w środku lasu była
ogromna polana, na którą patrzyłam oczarowana. Z każdej strony była otoczona
gęstymi drzewami, a przez jej środek przepływał strumyk. Trawa rosła gęsta,
w niektórych miejscach była bardzo wysoka. Właśnie tam rosły różne kwiaty,
część z nich rozwinęła swoje płatki, lśniąc w blasku księżyca. Mimo że miejsce
było tak nieziemsko piękne, że można było spędzić całą noc, zachwycając się
jego urodą, to większość uwagi skradały jednorożce. Było ich tam całe stado:
kilkadziesiąt pięknych, białych i smukłych zwierząt przechadzało się po trawie,
od czasu do czasu skubiąc trawę. Z zaskoczeniem zauważyłam wśród nich
kilkanaście małych, złotych i bezrogich oraz sporą grupkę srebrnych.
Zastanawiałam się, dlaczego jedne z nich miały róg, a inne nie.
Po chwili zauważyłam, że jeden jednorożec oderwał się od reszty i szedł
w naszym kierunku. Skupiłam na nim całą swoją uwagę. Rozsiewał księżycową
poświatę i zastanawiałam się, czy to sierść tak bardzo odbijała światło,
czy może była to cecha niezależna od czynników zewnętrznych. Zwróciłam
również uwagę na kopyta: były złote. Każdego innego jednorożca również.
Przez całe wakacje zastanawiałam się, czy można w jakiś sposób
rozróżnić człowieka z Mocą Jednorożca podczas przemiany od jednorożca.
Teraz miałam odpowiedź: wystarczyło spojrzeć na kopyta, moje były czarne jak
węgiel. Zastanawiałam się, jakie jeszcze różnice są między nami, dopóki
zwierzę w końcu nie dotarło do nas.
— Dobry wieczór, Albusie — przywitało się z profesorem. Nadal
nie potrafiłam uwierzyć w to, że je rozumiałam. — Dobry wieczór, Isabello
Potter. Czekaliśmy na ciebie.