Rysa na wizerunku ratowników

Transkrypt

Rysa na wizerunku ratowników
Rysa na wizerunku ratowników
Utworzono: czwartek, 29 kwietnia 2004
Rysa na wizerunku ratowników
Kompania Węglowa ograniczając czas oddelegowania ratowników do Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego chce, by jak
największa grupa ratowników mogła zdobywać wyższe kwalifikacje, poprzez zapoznanie się z funkcjonowaniem sprzętu, jakim
dysponuje CSRG. W Bytomiu nie wszystkim spodobał się ten pomysł.
W jednomyślnym do tej pory środowisku ratowników górniczych zawrzało. Sprawa zaczęła się wraz z decyzją Kompanii
Węglowej, która chcąc uregulować prawne aspekty oddelegowań ratowników do Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w
Bytomiu postanowiła, zgodnie z zapisami Kodeksu pracy, ograniczyć czas oddelegowania do wskazanych w tym akcie prawnym
trzech miesięcy.
– Podjęliśmy tę decyzję chcąc przestrzegać litery prawa. Drugą kwestią jest troska o to, by jak największa grupa ratowników mogła
zdobywać wyższe kwalifikacje, poprzez zapoznanie się z funkcjonowaniem sprzętu, jakim dysponuje CSRG. Uznaliśmy, że rotacja
co trzy miesiące będzie najbardziej odpowiednia i korzystna dla ratowników – pracowników Kompanii Węglowej – tłumaczy
Zbigniew Madej, rzecznik prasowy firmy.
Decyzja ta wywołała bardzo gwałtowny sprzeciw przedstawicieli Związku Zawodowego Ratowników Górniczych, którzy od kilku lat,
w ramach oddelegowania z Kompanii, pełnią służbę w CSRG.
– Nie znamy prawdziwych przyczyn, słyszymy, że dominującym zarzutem jest to, że do CSRG oddelegowanych jest kilku
związkowców. W zakładach KW pod względem bezpieczeństwa jest dużo do zrobienia i na to zarząd powinien być wyczulony,
tymczasem dekompletuje kwestie bezpieczeństwa w instytucji, w której zawsze pod tym względem było w porządku – powiedział
przewodniczący związku Piotr Luberta.
Równie mocne słowa przewodniczącego padły w wywiadzie dla „Dziennika Zachodniego”. Luberta mówił, że wynikiem tej decyzji
będzie zmniejszenie bezpieczeństwa w kopalniach, a do CSRG, zamiast wysokiej klasy profesjonalistów, trafiać będą „ratownicy z
łapanki”. Te stwierdzenia zabolały do żywego górniczych ratowników, pełniących na co dzień dyżury w kopalnianych i okręgowych
stacjach ratownictwa górniczego.
– To dla nas policzek. Ta bulwersująca wypowiedź przewodniczącego Luberty uwłacza nie tylko godności szeregowego ratownika,
ale też godności ludzi, którzy przez wiele lat ratowników szkolą. Jest prawdą, że system oddelegowań do CSRG jest sytuacją dla
działaczy związkowych bardzo korzystną. Mają tam jako związkowcy szereg przywilejów i pewnie nie chcą się ich pozbyć, nawet
kosztem takich krzywdzących swoje środowisko wypowiedzi – denerwuje się Bogdan Okrzesik, przewodniczący ZZR w kopalni
„Bielszowice”.
Okrzesik tłumaczy, że w naszych kopalniach nie ma obecnie ratowników z krótszym niż 12, a nawet 20 lat stażem, a ludzie do
CSRG przyjmowani byli dotąd na zasadzie pełnej dobrowolności, bez żadnej weryfikacji. Ratownicy z jego kopalni mają za sobą
kilka bardzo trudnych akcji, uczestniczą na bieżąco w pogotowiach stacji okręgowej, a ze względu na zabezpieczenie ruchu innych
kopalń także w akcjach zewnętrznych. Niektórzy rocznie mają na swoim koncie nawet 10 akcji, w wielu przypadkach to więcej, niż
ratownicy z CSRG.
Artykułem z „Dziennika Zachodniego” poirytowany jest też Eugeniusz Kuchta z ZZR kopalni „Sośnica -Makoszowy”.
– „Dziennik Zachodni” pisze, że Nowak czekał na CSRG, a przecież wydobyli go ratownicy z kopalni „Halemba”! Chłopcy z kopalń
„Knurów”, „Szczygłowice” i „Makoszowy”, którzy odkopywali Nowaka, jeszcze przez kilka miesięcy mieli po tej akcji pozdzierane
kolana – mówi.
Zdaniem Kuchty, dzielenie ratowników na tych z „Centralnej” i spoza to jest nieporozumienie.
– To są nasi koledzy, ale są takimi samymi ratownikami, wyszkolonymi na tych samych kursach, przez tych samych ludzi i
badanymi przez tych samych lekarzy. Jak przyjdzie do działania, to ratownik z kopalni tak samo się poświęci i tak samo odda życie
jak ten z Centralnej Stacji – dodaje.
Zarówno Okrzesik, jak i Kuchta zgodnie przyznają, że kopalnie nie dysponują tak nowoczesnym sprzętem jak ten na wyposażeniu
CSRG. Dodają jednak, że gdyby i tak niemałe nakłady na bezpieczeństwo pracy w kopalniach Kompanii Węglowej zrównać z
kwotami, jakie firma płaci w formie ryczałtu CSRG, to problem przestałby istnieć. Zaznaczają, że nie chodzi im o negowanie idei
ratownictwa zawodowego, ale o zaprzestanie podziałów we własnym środowisku.
Sporną kwestią są też opinie dotyczące najwłaściwszego okresu oddelegowań.
Piotr Luberta twierdzi, że ratownik potrzebuje roku, żeby nauczyć się obsługi specjalistycznego sprzętu.
– Myślę, że w ciągu drugiego roku powinien przekazać swoje doświadczenie nowym ratownikom. Z mojej ośmioletniej praktyki w
Centralnej Stacji wynika, że minimalny okres oddelegowania powinien trwać dwa lata – tłumaczy.
– Patrząc na to, jaki czas byłby najwłaściwszy do zapoznania się ze specjalistycznym sprzętem, śmiem wątpić, że może być on
dłuższy niż okres, gdy na wyższych studiach można skończyć dwa fakultety – ironizuje Zbigniew Madej.
Jeszcze inny pogląd na ten temat prezentuje Eugeniusz Kuchta:
– Oddelegowany będzie takim samym specjalistą, jak ten w kopalni, z tą różnicą, że poznaje nowy sprzęt. Po trzech miesiącach
jeden może sobie poradzić, inny nie. Ale trzy miesiące to na pewno za krótko, aby z ludzi zrobić zgrany, 5-osobowy zespół. Nie
wytworzy się między nimi więź i to może przełożyć się na bezpieczeństwo pracy – wyjaśnia.
Decyzje dotyczące skrócenia okresu oddelegowań przesłane zostały zainteresowanym.
ANNA ZYCH