Związek i ideały

Transkrypt

Związek i ideały
zrozumieli tylko odpowiedź mojej żony. Teraz umiem to już inaczej nazwać: Zmiana perspektywy
na „na zawsze”. Cokolwiek robię, cokolwiek mówię, w jakiejkolwiek sprawie decyduję, biorę
poprawkę na to, że z żoną chcę być na zawsze. To zupełnie inna perspektywa. Czyny i słowa
wykonane i wypowiedziane dziś działają w tej sekundzie, za godzinę, jutro, za rok i za
trzydzieści lat, a może i dalej. Wtedy trzeba sobie zadać dwa pytania: „Jak to co zrobię/powiem
będzie oddziaływać za 30 lat? Albo w wieczności?” oraz „Co będę myślał o swojej reakcji,
działaniu jak za 30-40 lat spojrzę wstecz na swoje życie?” To zupełnie nowa perspektywa…
facebook.com/WIO.PR
wio.org.pl
REKOLEKCJE W MIEŚCIE:
OD ZWIĄZKÓW ZŁEJ JAKOŚCI DO ZWIĄZKU MARZEŃ
Teksty dodatkowe
Quality time
Monika: Nigdy nie kręciła mnie wizja związku, w którym ludzie nudzą się we dwoje.
Podpatrując przyjaciół zobaczyłam, że warto dbać o specjalny czas, w którym nie rozmawia się
o codzienności i „bieżączce”, ale o tym, co łączy bardziej. Taki „czas wysokiej jakości” u nas
pojawił się od samego początku związku. Ma specjalną nazwę, tak samo jak charakter takich
randek. To są spotkania o tym, co ważne, o tym, co w duszy gra, o tym, co się w nas zmienia i
czego pragniemy. To jest czas na zobaczenie siebie w biegu i zatrzymanie się na tym, co nas w
sobie zachwyca. Dzięki temu nie ma nudy, bo wciąż są ideały i można wracać do tego, co
rozpala nasze serca. Mamy nawet zeszyt, w którym zapisujemy wnioski i postanowienia z tych
specjalnych randek. Potem weryfikujemy, sprawdzamy, znowu siebie nawzajem pytając: „Kim
dzisiaj jesteś?” Taka uważność jest sednem naszych „quality time”.
Modlitwa i zaproszenie Boga
Monika: Dla wielu klasyk i wyświechtane hasło: zapraszamy do związku Boga. Dla wielu droga
nudna i oznaczająca, że we dwoje mieszkamy w kościele, z przerwami na pielgrzymki i katolickie
spotkanka. Dla mnie przygoda życia. Bo skoro w modlitwie spotykam się z Kimś
najważniejszym, a na randce z Najważniejszym Mężczyzną, to dlaczego nie spotkać się we
troje? Taka randka z powerem, której wagi nie przebije nic i nikt. Z każdą modlitwą odkrywam,
czym ta osoba żyje, co tworzy jej dzień, ja sama zdobywam się na odwagę podzielenia się
intymnym światem mojej relacji z Bogiem. Owoce? Bliskość na jakimś nieznanym dotąd
poziomie, pogłębienie przyjaźni, większe zaufanie. Szczególnie, że modlitwa we dwoje prowadzi
do konkretnych decyzji, jak czystość, zasady komunikowania się, realizowanie pragnień w
związku. W modlitwie dzielimy się tym, za co chcemy podziękować, przeprosić i prosić na
następny dzień. To co niewypowiedziane, albo nie było na to miejsca w ciągu dnia, „staje się” w
obecności Boga i nas. O ile prościej jest potem, w codzienności, wyjaśniać konflikty i doceniać
dobro tego drugiego...!
Jedność
Rdz 2, 24 Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną
tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Ola: Jedność w związku to dla mnie fascynująca tajemnica. Nie ogranicza niczyjej wolności, a
jednocześnie sprawia, że dwoje ludzi łączy niespotykana nigdzie indziej bliskość. Ma wiele
wymiarów i można ją zbudować na wiele sposobów. Zapadła mi w pamięć zasada z kursu
przedmałżeńskiego: „nie wpuszczam ciała obcego". Znacie na pewno te momenty, kiedy macie
ochotę zadzwonić do przyjaciółki i wyrzucić z siebie całą złość na chłopaka, który beznadziejnie
się zachował. Albo kiedy mama naciska „A czemu mu nie powiesz, żeby zrobił tak... A czemu nie
chcesz mi powiedzieć, o co się pokłóciliście... ". No właśnie, nie chcę i już, bo to jest tylko
nasze. Jedność buduje się pracą nad związkiem: długimi rozmowami, kompromisami,
trzymaniem jednego frontu, pracą nad słabościami. Buduje się wspólnym tworzeniem. Wreszcie
po prostu byciem ze sobą, wspólnym trwaniem. Dlaczego warto o nią powalczyć? Bo jeśli jest
już jedność, to nic z zewnątrz w nas nie uderzy.
TYDZIEŃ 4
Związek i ideały
Tworząc prazałożenia związku, potrzebne są ideały. Jak kiedyś powiedziała Ania: „Czekam, żeby
już móc z kimś tworzyć.” To jest ideał: wspólne tworzenie. Nie bycie, nie zespojenie pragnień.
Interesujące jest to, czy macie takie ideały. Czy nie występuje tu raczej powszechne powielanie
tego, co było we własnej rodzinie. Albo po prostu wchodzenie w związek, bo tak się robi. To jest
bardzo ważny tydzień: jakie ideały warte są tego, by na nich budować związek.
Dzień 1. Rozwój czy kotlet schabowy
Łukasz: Spotykałem się kiedyś z dziewczyną, która, w ramach jednej z naszych randek,
ugotowała mi typowy, polski obiad: kotlet schabowy z buraczkami i ziemniakami. Ja, z
grzeczności zjadłem ten obiad, ale wcale go nie chciałem. A może mogliśmy wyjść na miasto na
obiad? A może ugotowalibyśmy coś razem? Ta sytuacja oraz wiele innych pokazuje mi, że
tamten związek zaczynał się budować na uzgadnianiu tradycji rodzinnych. Czyli u mnie w
rodzinie był kotlet, no to u nas w związku będzie też kotlet. Pewnie zaczęlibyśmy potem
uzgadniać, jaki kotlet jadłem ja i że czasem wolę, żeby był żurek. Oczami wyobraźni widzę już
rodzinę zbudowaną na takim fundamencie: gruby mąż i otyła żona piekąca kolejne ciasto jak u
teściowej. Ireneusz Dudek napisał kiedyś piosenkę o takiej sytuacji, gdy mąż krzyczy z
wyrzutem do swojej żony: „zostałaś babą!”. Potem poznałem moją obecną żonę, Gosię. Była
wolontariuszką - zarządzała wtedy akcją pomocową. Ambitna - podejmowała się trudnych
wyzwań. Bardzo interesująca w rozmowie. Rozwój był dla niej czymś bardzo ważnym.
Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy: „z tą dziewczyną łatwo nie będzie, ale na pewno nie
będzie nudno”. Teraz, po wielu latach małżeństwa, tworzymy już rodzinę z trójką dzieci. I teraz
wcale nie jest dla mnie najważniejsze to, żeby było łatwo, ale dla nas obojga rozwój jest czymś
bardzo ważnym. Gosia biega codziennie od 9 miesięcy i wygląda bardzo dobrze! No który
mężczyzna o tym nie marzy! Nieustannie się rozwija, pracuje nad swoim życiem zawodowym,
jeździ na szkolenia z rozwoju osobistego. Ja również od wielu lat pracuję nad sobą. Każdego
roku podejmuję się innych wyzwań: od fizycznych, jak przejście w ciągu roku siedmiu tras EDK
(ponad 40 km w nocy każda), po psychologiczne, jak praca nad własnymi przekonaniami.
Nieustannie prowadzimy bardzo ciekawe rozmowy, jak coś w naszej rodzinie rozwinąć, ulepszyć,
zoptymalizować. Jak zarabiać, oszczędzać i wydawać pieniądze. Jak kupować i zarządzać
rzeczami w mieszkaniu. Jak efektywnie wykorzystać i optymalizować czas. Bardzo polecam
rozwój jako ideał do budowy związku. Jest to nieustanna wzajemna motywacja, dopingowanie
się i cieszenie się z sukcesów wszystkich członków naszej rodziny. A ciasta u nas nie piecze się
w ogóle, mimo tego, że jest to tradycja rodziny mojej żony. Po co mamy się tuczyć?
Dzień 2. Gramy do jednej bramki
Monika: To był jeden z letnich wieczorów, pachnąca trawa, słońce chylące się ku zachodowi,
my na miłym spacerze. Nagle on zaproponował, żebyśmy pograli w badmintona. Przystałam na
to, bo jako dziecko zawsze ogrywałam mojego brata, kosząc lotki jedna za drugą. Odkąd
pamiętam, konkurowałam z innymi w olimpiadach, zawodach, wyścigach. W związkach, jakie
budowałam, udowadniałam swoją wyższość w różnych sprawach, pokazywałam sprawność czy
inteligencję większą niż u mojego chłopaka. Do tamtego wieczoru. Bo nagle okazało się, że jest
coś fajniejszego niż koszenie lotek tak, by on nie mógł ich odbić: taka gra, by razem odbić było
jak najwięcej! Dla mnie to była zmiana myślenia i ideał, by zawsze grać do jednej bramki. Ucząc
się na badmintonie, przełożyliśmy to na trzymanie jednej linii przed rodzicami, nie wywlekanie
krępujących kwestii przy znajomych, wspieranie się w naszych celach. Nauczyliśmy się nie
rywalizować ze sobą, ale pomagać sobie nawzajem, bo podwójny sukces lepiej się świętuje niż
tylko swój. Nasz rekord w odbiciach wynosi 302 i wciąż staramy się o więcej :)
Dzień 3. Uczyć się kogoś
Dagmara: Może warto uwolnić się od interpretowania zachowań/działań/słów/ich braku u
drugiej osoby, może warto przyjrzeć się temu, co tak naprawdę z tego wynika, że ta druga
osoba coś robi/nie robi, mówi/nie mówi, czy rzeczywiście to, co sobie wyobrażam i zakładam i…
się tego nauczyć? Nauczyć się, że skoro dla mnie atrakcyjne jest wyjście do teatru albo spacer
brzegiem Wisły, to wcale nie oznacza, że dla drugiej osoby ciekawe spotkanie oznacza to samo!
Bo komuś większą przyjemność może sprawić albo mieć większą wartość, gdy nie ma żadnych
bodźców zewnętrznych i można swobodnie porozmawiać, albo ktoś ma akurat ochotę na
spotkania w większym gronie, bo chce pobyć też z innymi. Dla kogoś dobra rozmowa może
oznaczać, że może trochę więcej o sobie opowiedzieć, a dla drugiej osoby, że może kogoś
poznać i usłyszeć. Czyli najpierw się nauczyć, a potem zostawić jeszcze sporo otwartości, bo
może się okazać, że za jakiś czas ktoś odkryje wartość w długich spacerach, a ja w rozmowie w
zaciszu domowego kąta… Uczyć się więc ciągle na nowo drugiej osoby. Jakby to było ciągłe
szkolenie.
Dzień 4. Ideał posiadania ideałów
Ula: Kiedyś miałam wyobrażenie, że wchodząc w związek wszystko musi stać się wspólne,
musimy się zunifikować. Pracowałam na to, żeby Ci biedni faceci stawali się tacy jak ja: myśleli
jak ja, działali jak ja. Nie dziwne, że nie wychodziło. Potem wymyśliłam, że w zasadzie
wystarczy uzgodnić (i uzgadniać nadal we wspólnym życiu) tylko jedno: wspólne ideały. Ważne,
by w ogóle je posiadać, by o nich rozmawiać, by się ścierać, nawet siłować - by stawały się
wspólne. Ideały odnośnie budowania małżeństwa, wychowania dzieci, relacji z innymi. Jeżeli to
się udaje, to okazuje się, że każdy może zostać sobą, nie musi niczego zmieniać, bo to nie
przeszkadza. Nie przeszkadza odmienny charakter, sposób komunikacji, różna szybkość myślenia
i reagowania. Bo jeżeli mamy wspólne ideały, to oboje wiemy, co jest dla nas ważne.
Niezależnie od odmienności charakteru i płci wiemy, że druga osoba inaczej realizuje to samo i
przybliża nas do wspólnego celu. Nie skupiamy się na szczegółach, ale na tym, co wspólnie
chcemy osiągnąć. W naszym związku od samego początku wychodziło mnóstwo różnic między
nami. Począwszy od naturalnych, związanych z płcią, przez różnice charakteru i temperamentu,
po różnice w podejściu do różnych spraw. Każda różnica i niezrozumienie mogły się stać
przedmiotem sprzeczki. Teraz, po 7 latach związku, nadal jesteśmy różni. Ale to nie
przeszkadza. Bo mamy wiele wspólnych ideałów, wiemy, że te same rzeczy są dla nas ważne,
choć każde z nas walczy o nie w inny sposób. Kiedyś np. powodem sprzeczek i wzajemnych
wyrzutów było odmienne podejście do wspólnego czasu. Ja chciałam, żeby było go dużo, żeby
był zawsze wyjątkowy i żeby było w nim dużo rozmów. Piotrek lubił ze mną po prostu pobyć,
pośmiać się, powygłupiać, nie potrzebował aranżować niczego szczególnego, wystarczyła mu
moja obecność. Uzgodniliśmy wspólny ideał: dbamy o to, by czas spędzony wspólnie był
intensywny i twórczy. Mi już nie zależy na tym, żeby koniecznie była to zaaranżowana randka co
najmniej 1x w tygodniu. Nie przeszkadza mi, że mój mąż po pracy zamiast skupić się na mnie,
potrzebuje chwilę odpocząć, choć ja najchętniej od razu wymieniłabym się odkryciami dnia.
Wiem, że w odpowiedniej chwili zadba o ten czas, choćby miała to być zaledwie 30-minutowa
rozmowa na sofie, przy herbacie, gdy położymy dzieci spać. Tak samo ja: kiedy idziemy razem
na wycieczkę w góry nie zagaduję go o wszystko, co przychodzi mi do głowy, ale szukam
tematów, które naprawdę warto poruszyć, by ten czas spotkania dobrze wykorzystać, ale dać
też każdemu z nas czas na odpoczynek w swoim towarzystwie. W szukaniu wspólnych ideałów
bardzo pomagają nam dwie rzeczy. Po pierwsze: wspólne środowisko, gdzie dyskutujemy z
naszymi przyjaciółmi o ważnych sprawach takich jak duchowość, budowanie rodziny, rozwój
osobisty, wychowanie dzieci. Możemy się od innych razem inspirować tym, co fajne. Chodzimy
na tą samą mszę, słuchamy tych samych konferencji, przeżywamy te same rekolekcje. Dzięki
temu mamy olbrzymią dawkę inspiracji i tematów do dyskusji. Po drugie: realizujemy co
najmniej jeden wspólny projekt. Kiedyś było to uczestniczenie w Studium Teologii Rodziny, teraz
Szkoła Rodziców i Wychowawców. Poza tym angażujemy się w osobne rzeczy. Te wspólne
pozwalają nam się razem uczyć, razem myśleć.
Dzień 5. Odwaga do własnych decyzji
Basia: Jako narzeczeństwo, kiedy rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, snuliśmy odważne,
niczym nie ograniczone plany. Mierzyliśmy wysoko. Później z biegiem czasu świat, to znaczy
znajomi, rodzina lub obcy ludzie zaczęli nas sprowadzać na ziemię. Kiedy pojawiał się temat
ślubu, zdarzały się pytania typu: gdzie będziecie mieszkać, skoro nie macie mieszkania? Gdy
była mowa o dzieciach, ktoś mówił: podróże na razie odpadają - dziecko potrzebuje spokoju.
Zaczęliśmy dostrzegać, że często wszyscy wokoło chcą nas pozbawić odwagi do realizacji
naszych wizji. Po wielu rozmowach odkryliśmy, że chcemy w naszym małżeństwie używać tzw.
„detektora społecznych manipulacji”. Szukamy fałszów, które zabijają w nas odwagę, żeby żyć
tak jak my chcemy, a nie jak widzieliby to inni „życzliwi”. Dążenie do spełniania marzeń jest
super, ale chcemy ciągle weryfikować, czy te cele są rzeczywiście nasze - czy może marzenie o
większym mieszkaniu nie jest w cale nasze, ale naszych rodziców. Może decyzja o przełożeniu
daty ślubu wcale nie jest Wasza? A odkładnie decyzji o wspólnym zaangażowaniu w wolontariat
nie wynika z rozsądku? Czasami uświadamiamy sobie: hej, ale przecież to wcale nieprawda, że
się nie da. Damy radę! Potrzeba odwagi, aby być takim małżeństwem jakim chcemy być podejmując ryzyko, że często nie wpiszemy się w ogólnie przyjęte normy lub „jedyny” dobry
scenariusz.
Dzień 6. Wyciąganie wniosków
Ula: W moim małżeństwie funkcjonuje pewien bardzo praktyczny ideał, który chroni nas bardzo
mocno przed długotrwałymi porażkami: oboje jesteśmy nastawieni na wyciąganie wniosków.
Jest to ideał dalekowzroczny. Nie zależy nam tylko na tym, żeby było nam dobrze tu i teraz. To
chyba zresztą nie jest realne w każdej chwili. Pojawiają się różnice zdań, kłótnie, czasem nawet
nieświadomie sprawiamy sobie przykrość, popełniamy błędy, wychodzą nasze przyzwyczajenia i
niedojrzałości. To wszystko pracuje i jest dynamiczne. Ale ważne jest dla nas, że co chwilę
zatrzymujemy się (każde z nas osobno i potem razem na wspólnej rozmowie) i wyciągamy
wnioski. Obserwujemy, co działa, a co nie działa. Analizujemy, co nas do siebie zbliża, a co
oddala. Mówimy sobie nawzajem o tym, co jest dla nas fajne i czego nie lubimy. Patrzymy, czy
nasze decyzje i działania przybliżają nas do większego szczęścia naszego i ludzi wokół nas.
Jeżeli ocenimy sytuację pozytywnie- działamy dalej. Jeżeli coś się nie układa - widzimy to od
razu i możemy reagować. To działa: problemy nie narastają, tylko się rozwiązują, czasem w
bardzo twórczy sposób. A to nas do siebie zbliża.
Dzień 7. Na zawsze.
Oskar: Kiedy przygotowywałem się do ślubu ks. Jacek, który błogosławił moje małżeństwo,
zapytał: „Miłość to znaczy:...? Ślub to znaczy:...?”. Takie standardowe pytanie o to, czy
zakochani wiedzą, o co chodzi. Wtedy ułożyłem skomplikowaną definicję: „Decyzja o zmianie
sposobu podejmowania decyzji.” Sztywne to, twarde i niezrozumiałe. Goście weselni mówili, że