ZACZNĘ OD PAUMANOK,NAUKA VS. WIARA CZY TEŻ NAUKA I
Transkrypt
ZACZNĘ OD PAUMANOK,NAUKA VS. WIARA CZY TEŻ NAUKA I
LAST POET LAST POET For Prof. Stanisław Jaworski The last poet is protected by intelligence service. 40 servicemen defend him as the last unicorn’s penis. Days and nights. And the poet writes his sarcastic view On the guns, looking at his fantastic man’s nature. His last poem. Now the poet desires to liberate himself from his duties. He wishes to go to another galactic, Where there are pure views, Not polluted with the poetical description, Nor the sin of metaphors. So, the poet puts the last full-stop in his last sentence. The poet says farewell to the Earthlings. Bye, bye, to the youths, Who wave with enthusiasm with their avatars. There is a problem. NASA spaceships, with regard to saeurity reasons, Are unable to transport last poets to the Space. Nothing works. Neither requests, Nor demands, nor blackmail. The last poet has to stay on the Nevada desert And write his last Poem. 2015-04-18. OSTATNI POETA OSTATNI POETA Prof. Stanisławowi Jaworskiemu Ostatni poeta jest chroniony przez służby specjalne, 40 strażników broni go jak ostatniego penisa jednorożca. Dniem i nocą. A poeta pisze sarkastyczne spojrzenie na Karabinach, spoglądających na jego dumne siły natury, I swój ostatni wiersz. Poeta chce się wyzwolić z obowiązków poety. Pragnie udać się do innej galaktyki, Gdzie jeszcze są widoki Czyste, nieskażone opisem poety, Ani grzechem metafory. Teraz poeta stawia kropkę. Żegna się z Ziemianami. Mówi pa, pa, młodzieży, Która wymachuje entuzjastycznie kolorowymi awatarami. Problem. Statki kosmiczne NASA nie przewidują z powodów Bezpieczeństwa transportu ostatnich poetów. Na nic prośby, groźby, próby szantażu. Ostatni poeta zostaje na pustyni Newada I pisze z nakazu swój ostatni wiersz. 2015-04-18. OSTATNI POETA ŚWIATY – POEZJA WIZUALNA ZACZNĘ OD PAUMANOK (15) ZACZNĘ OD PAUMANOK (15) Walt Whitman 15 Kimkolwiek jesteś! Dla ciebie te niekończące się wieści. Córko tych krain, czy czekałaś na swego poetę? Czy czekałaś na tego z potoczystą wymową i ręką dowódcy? Ku mężczyznom Stanów i ku kobietom Stanów, Kieruję żywe słowa – słowa dla tych krain. O wy, krainy! Połączone ze sobą, tęskniące za zbożem! Kraju węgla i stali! Kraju pełen złota! Krainy bawełny, cukru, ryżu! Kraju pszenicy, wołowiny, wieprzowiny! Kraju wełny i konopi! Kraju jabłek i winogron! Kraju pasterskich wyżyn, pastwisk, pól trawiastych świata! Kraju tych Nieskończonych płaskowyżów! Kraju stad, ogrodów i zdrowych, ceglanych domów! Kraju, gdzie wije się północno-zachodnia Columbia i gdzie południowo-zachodnie Colorado się rozpościera! Kraju wschodniego Chesapeake! Kraju Delaware! Kraju Ontario, Erie, Huron, Michigan! Kraju Starych Trzynastu! Kraju Massachusetts! Kraju Vermont i Connecticut! Kraju brzegów oceanu! Kraju sierras i szczytów górskich! Kraju żeglarzy i marynarzy! Kraju rybaków! Nierozłączne krainy! Zespolone razem! Z wielką pasją! Stojące ramię przy ramieniu! Starsi i młodsi bracia! I wy nędzarze! Kraju wielkich kobiet! Kobiecości! Doświadczonych i niedoświadczonych sióstr! Kraju o szerokim oddechy! Sięgający Arktyki! Owiewany od strony Meksyku! Różnorodny! Zwarty! Mieszkańcy Pensylwanii! Virginii! Obydwóch Carolin! Wszystkie i każdy z osobna kochane przeze mnie! Nieustraszone narody! Was wszystkie obejmuję pełnią miłości! Nie mogę was opuścić – ani jednego, ani teraz, ani później! O Śmierci! Ach! Z tego względu mnie nie jeszcze ujrzałaś, w tej godzinie, pełnego głębokiej miłości, Gdy idąc przez Nową Anglię, z przyjacielem, kompanem podróży, Spryskując me nagie stopy na krawędzi letnich fal, na piaskach Paumanok, Jadąc przez prerie – mieszkając znowu w Chicago – mieszkając w każdym mieście, Oglądając spektakle, narodziny, zmiany na lepsze, budowle, dzieła sztuki, Słuchając mówców i mówczynie w miejscach publicznych, W całych Stanach, bo w moim życiu – każdy mężczyzna i każda kobieta Są moimi bliźnimi, Z Luizjany, Georgii, są mi bliscy, a ja jestem im bliski, Z Mississippi i Arkansas, także są ze mną – i ja z nimi; Jeszcze na wyżynach na zachód od głównej rzeki – w moim ceglanym domu, I powracając na wschód – będąc w nadmorskich Stanach lub w Maryland, Widząc Kanadyjczyków walczących z zimą – i śnieg, i lód jak witają mnie, lub docierając do północnego Pacyfiku, do Sitki, Alaski; Prawdziwy syn Maine lub Granitowego Stanu, lub Narraganset Bay State, lub Empire State; Żeglując do innych brzegów, aby dołączyć tego samego – i witającego każdego nowego brata; Niniejszym dodając te źdźbła do nowych, od chwili, gdy łączą się ze starymi; przychodząc wśród nowych, by być ich bliskim i im równym – przychodząc osobiście do ciebie; Włączam cię do scen dramatu, postaci, spektakli. Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900 Przeł. Marek Oktawian Bulanowski ZACZNĘ OD PAUMANOK (14) ZACZNĘ OD PAUMANOK Walt Whitman 14 Czy ktoś chciał zobaczyć Duszę? Patrz! Twój kształt i oblicze – osoby, materia, zwierzęta, drzewa, płynące rzeki, skały i piaski. Wszystko zawiera duchową radość, a potem ją traci. Jak może prawdziwe ciało umrzeć i zostać pochowane? Twoje prawdziwe ciało i ciało każdego mężczyzny czy kobiety, z każdym elementem, wymknie się z rąk myjących zwłoki i przejdzie do sfer scalających, Niosąc, co w nim się nagromadziło od chwili narodzin do momentu śmierci. To nie różni drukarze oddają ich odbicie, znaczenie, zasadniczą troskę, Lecz męska substancja i życie, kobieca substancja i życie, powracają do ciała i duszy, bez znaczenia czy przed zgonem, czy po nim. Spójrz! Ciało zawiera znaczenie i jest nim, to jego troska zawiera także duszę i jest nią; Każdego człowieka! Jakże wspaniałe i jak boskie jest ciało i każda jego część. Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900 Przeł. Marek Oktawian Bulanowski ZACZNĘ OD PAUMANOK (13) Walt Whitman 13 Demokracjo! Blisko ciebie gardło nabiera powietrza i pięknie śpiewa. Ma femme! Dla naszych i nie naszych potomków, Dla tych, którzy są tutaj, i dla tych, którzy przyjdą, Jestem radosny czekając na nich, będę śpiewał radośniej i głośniej kolędy Niż kiedykolwiek słyszano na Ziemi. Zaśpiewam z pasją, aby oddać ich ducha i wasze pieśni, przestępcy – Bo spoglądam na was bratnim wzrokiem, i zabieram was ze sobą jak innych. Zaśpiewam prawdziwą pieśń o bogatych, aby zarobić na chleb, a cokolwiek zapłodni umysł oraz pójdzie naprzód, nie zostanie rzucone na pastwę śmierci. Wydam z siebie wszelki egotyzm i pokażę go, że jest wszędzie – i zostanę piewcą osobowości; I ukażę kobietę i mężczyznę jako równych sobie; I pokażę, że nie ma żadnego braku w teraźniejszości – i nie będzie go także w przyszłości; I pokażę, że cokolwiek się każdemu przydarza, może przynieść dobre skutki – i powiem, że nic nie może się przytrafić bardziej pięknego niż śmierć; I nawinę nić na moje wiersze, żeby czas i wydarzenia stały się powiązane, i żeby wszystkie rzeczy świata stały się pięknymi cudami, każdy tak intensywny jak inne. Nie będę pisał wierszy w odniesieniu do części; Lecz odniosę liście, wiersze, wierszyki, pieśni, powiedzenia, myśli do całości: I nie będę śpiewał o poszczególnym dniu, lecz o wszystkich dniach; I nie napiszę wiersza, nawet jego części bez odniesienia do duszy; Ponieważ, widząc rzeczy świata, myślę, że nie ma nic, nawet pojedynczego pierwiastka, który nie miałby znaczenia dla duszy. Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900 Przeł. Marek Oktawian Bulanowski sir Arthur Conan STRACH NA WZGÓRZACH Doyle: STRACH NA WZGÓRZACH Myśl, że nadzwyczajne opowiadanie, które zostało nazwane Fragmentem Joyce’a-Armstronga, jest praktycznie wyrafinowanym żartem, rozwijanym przez pewną nieznaną osobę, która została przeklęta z powodu perwersyjnego i zbrodniczego poczucia humoru, została obecnie porzucona przez wszystkich, którzy zbadali tę sprawę. Najbardziej makabryczny i z fantazją plotkarz zawahałby się przed połączeniem swoich chorobliwych wyobrażeń z bezsprzecznie tragicznymi faktami, które potwierdzały to stanowisko. Chociaż sądy zawarte w nim są zdumiewające, a nawet przerażające, tym niemniej zmuszają zwykły rozsądek do uznania, że są prawdziwe i że należy ponownie dostosować nasze rozumienie do nowej sytuacji. Nasz świat wydaje się oddzielony cienką i nietrwałą linią zabezpieczeń od tego najbardziej szczególnego i nieoczekiwanego niebezpieczeństwa. Będę podążał za tą opowieścią, która odtwarza oryginalny dokument z konieczności we fragmentarycznej formie, aby ukazać czytelnikowi na bieżąco wszystkie fakty, a uprzedzając moje oświadczenie mówię to teraz, że jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości co do opowiadania Joyce’a-Armstronga, to nie będzie żadnej kwestii co do faktów, dotyczących porucznika R. N. Myrtle’a i pana Haya Connora, którzy z pewnością opisany. skończyli w sposób tak cdn ZACZNĘ OD PAUMANOK (12) ZACZNĘ OD PAUMANOK (12) Walt Whitman 12 Gdy w Alabamie wyszedłem rankiem na spacer, zobaczyłem samiczkę drozda, jak siedziała w gnieździe na krzaku dzikiej róży, gdy wylęgały się jej młode. Widziałem także samca; zatrzymałem się tuż koło niego, i słuchałem jak nadyma się i pięknie śpiewa. I gdy tak stałem pomyślałem, że naprawdę nie śpiewał tylko Tam, Ani dla swojej towarzyszki, ani dla siebie, ani dla tego, co odbijało wszystko echem; Lecz subtelnie, w ukryciu, gdzieś daleko, dzięki ofiarowanej opłacie i tajemnemu darowi – dla nowo narodzonych. Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900 Przeł. Marek Oktawian Bulanowski ZACZNĘ OD PAUMANOK ZACZNĘ OD PAUMANOK (11) Walt Whitman Znam cię: aby zasiać ziarno wielkiej religii, Te pieśni spiewam, a każda w swoim rodzaju. Mój towarzyszu! Dla ciebie, byś dzielił ze mną dwie wielkości – i trzecią, powstającą z nimi, a bardziej wspaniałą, wielkość Miłości i Demokracji – i wielkość Religii. To moja własna kompozycja! Niewidzialne i widzialne; Ocean tajemnicy, gdzie nikną strumienie; Proroczy duch materii, poruszający się i migotający wokół mnie, Żyjące istoty, równe, teraz niewątpliwie blisko nas w wietrze, którego nie znamy; Mam z nimi kontakt codzienny i w każdej godzinie, który mnie nie opuści; Te wybrałem – te, które wskażę, pytały o mnie. Nie tego, który całował codziennie od czasów dzieciństwa, Otulił i objął mnie, z którym nie jestem już związany Bardziej niż z niebiosami, ze światem duchowym, I z cechami Bogów, moich kochanków, wiernych i prawdziwych, Jakimi się okazali zsyłając natchnienie. Ach, te motywy i jednolitość! Zdumienie rzeczy! O, boska równości! O trele w świetle słońca – śpiewane jakby w tej chwili, albo w południe w pięknym tonie! O mocy muzyczna, płynąca przez wieki – teraz sięgająca aż tu, Chwytam twe niespokojne i złożone dźwięki – udoskonalam, i radośnie Przekazuję dalej. Z cyklu „PIEŚNI O DEMOKRACJI”, Źdźbła trawy, 1900 Przeł. Marek Oktawian Bulanowski