Pobierz plik w formacie PDF

Transkrypt

Pobierz plik w formacie PDF
Marek Gajdziński
Harcerski System Wychowania
skrypt kursu podharcmistrzowskiego „Jakobstaf”
Część 3: Środki oddziaływania, Rozdział 2: Środki programowe
© 2007 Marek Gajdziński
Treść skryptu jest chroniona prawem. Udostępnianie osobom trzecim w jakimkolwiek celu bez zgody autora,
powielanie w ilości większej niż na własne potrzeby i modyfikowanie tekstu jest zabronione.
ŚRODKI PROGRAMOWE
Środki programowe są niczym innym jak treścią pracy harcerskiej; wszelkich zbiórek, wycieczek,
obozów, prób, gier, wyczynów, służb, itp. Układając jakikolwiek program pracy, czy to plan pracy
drużyny czy program indywidualnej próby na stopień, zawsze staramy się określić treść zbiórek i
zadań oraz ich formę.
W tej części naszych rozważań spróbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, czy przez dobór
odpowiednich treści możemy osiągać jakiekolwiek cele wychowawcze, a jeśli tak to jakie? Postaramy
się też znaleźć wskazówki w jaki sposób dobierać formę do treści, aby zamierzone cele osiągać
możliwie najbardziej skutecznie.
Kontakt z przyrodą
Zacznijmy od tego co jest solą skautingu i harcerstwa. B-P uważał, że kontakt z przyrodą jest
kwintesencją pracy skautowej. Wskazówki jakie nam pozostawił są aktualne do dziś i sądzę, że będą
aktualne do końca świata. Nic się w tej materii nie zmieniło. W ciągu 100 lat praktykowania metody
skautowej na całym niemal świecie, bez wątpienia utwierdziliśmy się tylko w przekonaniu, że bez
przeważającej liczby zajęć organizowanych na łonie natury, skauting nie byłby skautingiem, a
harcerstwo harcerstwem.
Nie bądźmy gołosłowni i postarajmy się odpowiedzieć na pytanie – dlaczego. Co takiego kryje w
sobie kontakt z przyrodą, bez czego nie ma mowy o wychowaniu harcerskim?
Przede wszystkim jest to najważniejszy chyba element decydujący o atrakcyjności harcerstwa. Metoda
ta powstała z myślą o chłopcach pętających się bez celu po zadymionych ulicach wielkich miast i
podlegających tam nieuniknionej demoralizacji. Dziś po stu latach doświadczeń, możemy tylko
potwierdzić, że skauting nadal rozwija się najlepiej właśnie w ośrodkach wielkomiejskich. Jest kilka
różnych czynników, które o tym decydują, ale najistotniejszym z nich jest, to, że chłopcy z wielkich
miast kochają nasz ruch właśnie za to, że umożliwia im wyrwanie się z codziennego otoczenia w
warunki dla nich niezwykłe. Życie w lesie, bieganie po łące, kąpiele w jeziorze, pływanie kajakiem po
rzece, wędrówki i wspinaczka w górach, przemierzanie wielkich odległości na rowerze pośród
pięknych krajobrazów, jest dla normalnie rozwijającego się chłopca atrakcją z „najwyższej półki”.
Dlaczego? Bo tego nie zazna w mieście, a także dlatego, że właśnie tam czeka go prawdziwa
przygoda.
Dawniej harcerstwo było w zasadzie jedyną drogą wiodącą do tych atrakcji. Jeżeli chłopiec z miasta w
ogóle mógł się z niego wyrwać, to tylko za sprawą harcerstwa. Dziś styl życia mieszkańców wielkich
miast uległ ogromnym przeobrażeniem. Chłopcy często wyjeżdżają za miasto ze swoimi rodzicami,
1
czasem nawet ze szkołą. O tyle też obniżyła się obecna atrakcyjność harcerstwa. Mamy już w tym
obszarze ogromną konkurencję, która ma związek z obniżeniem się liczebności naszego ruchu. Nie
zmienia to jednak faktu, że kontakt z przyrodą nadal pozostaje naszym wielkim atutem. Jest to jeden z
najważniejszych powodów, dla którego chłopcy decydują się włożyć mundur i wejść na drogę
wytyczoną wysokimi przecież wymaganiami.
Tak więc kontakt z przyrodą nadal jest „najsmaczniejszą przynętą” jaką zakładamy na badenpowellowską wędkę. Zastanówmy się teraz czy służy on wyłącznie uatrakcyjnieniu harcerstwa, czy
pełni też jakąś inną rolę wychowawczą.
Wróćmy do wskazówek twórcy skautingu i zwróćmy uwagę na to co on sam uważał za najistotniejsze
w kontakcie z przyrodą. Wielu zdziwi się, ponieważ jest to wniosek na pierwszy rzut oka bardzo
odległy od tego co jako pierwsze nasuwa się na myśl. Zacznijmy jednak od tej najgłębszej myśli.
Kontakt z przyrodą jest drogą do Boga, sposobem na umocnienie wiary w Stwórcę. Rozumiem, że nie
obejdzie się bez obszernego wyjaśnienia.
Baden-Powell tworząc na początku XXw. podstawy swojej metody, nie mógł wiedzieć tego co my
wiemy dziś, a jednak dostrzegł i prawidłowo ocenił niebezpieczeństwo jakie czyha na chłopców,
którzy nie mogą na co dzień obcować z najbardziej oczywistymi przejawami Dzieła Stworzenia czyli
z naturą. Warunki w jakich żyli i nadal żyją chłopcy z wielkich miast, sprawiają, że na co dzień przed
ich oczyma rozpościera się świat zbudowany wyłącznie z wytworów ludzkich rąk i ludzkiego rozumu.
Potężne gmachy, wystawy sklepowe, ulice, pojazdy, sygnalizacja świetlna, wielkie fabryki, reklamy,
filmy, Internet – wszystko to stworzył Człowiek. Napisałem „Człowiek” z dużej litery by
zasygnalizować trop dalszych rozważań.
Środowiska wielkomiejskie i proletariackie, nie mając żadnego prawie kontaktu z Dziełem Stwórcy
utraciły świadomość jego obecności. Jego miejsce zajął Człowiek, który był zdolny stworzyć
niewiarygodne cuda techniki. A skoro tak, to prawdopodobnie zdolny był także samemu stworzyć
sobie raj na ziemi. Młodzież, która wychowała się na ulicach wielkich, przemysłowych aglomeracji, w
dużej części utraciła wiarę w Boga. Ale ponieważ człowiek musi w coś wierzyć, uwierzyła w nową
„religię”, której podstawą jest wiara w Człowieka i w Społeczeństwo. Za podszeptem swoich
przywódców całkowicie zanegowała istnienie Boga, propagując wartości materialistyczne i ateizm. W
ten właśnie sposób znalazła się „baza społeczna” dla komunizmu i wszelkich jego mniej lub bardziej
intensywnych odmian; od narodowego socjalizmu po socjalizm klasowy. Wiemy już do czego to
doprowadziło. Zaraza ta wylała się z robotniczych dzielnic wielkich miast i zalała świat,
doprowadzając do największych w historii zbrodni, i upadku człowieczeństwa. Jeszcze raz
podkreślam, że Baden-Powell trafnie przewidział przyszłość i stworzył ruch, który umożliwił
wielkomiejskiej młodzieży, ponowny kontakt z Dziełem Stwórcy czyli z przyrodą. Jego skala nie była
już jednak w stanie powstrzymać nieszczęścia.
Siedząc nad tą książką, spróbujmy sięgnąć do własnej pamięci i przypomnieć sobie jakie odczucia
towarzyszą nam gdy oglądamy majestatyczną panoramę Tatr, gdy obserwujemy zachód słońca nad
bezkresnym morzem, gdy widzimy klucz dzikich gęsi podążających na zimę do Afryki, gdy z ukrycia
obserwujemy jak sarna pielęgnuje o swoje młode, gdy w nozdrzach poczujemy zapach kwitnących lip,
gdy pochylimy się nad kwiatem rosnącym na łące. Pierwszy odczuciem jest zachwyt. Po czym
przychodzi naturalna refleksja. Jak to wszystko zostało stworzone? Kto urządził to w tak doskonały
sposób? Na pewno nie człowiek! A więc Kto? Jakbyśmy nie usiłowali uciec od Boga, jakbyśmy nie
kombinowali wysilając cały swój intelekt, zawsze dojdziemy do ostatecznego pytania, na które nie ma
racjonalnej, naukowej odpowiedzi. Jaka siła spowodowała powstanie Wszechświata i życia na Ziemi?
Jaka siła uruchomiła procesy ewolucji, nad efektami której teraz możemy się zachwycać?
Wchodząc do lasu czy na łąkę, płynąc kajakiem po Rozpudzie, wędrując przez Beskid Niski,
stwarzamy chłopcom tysiące okazji do zachwytu. Nawet jeśli wstydząc się wzruszenia, nikomu tego
nie okażą, to nie ma na świecie człowieka, który obcując z doskonałością natury nie odczuwałby
2
podziwu dla tej harmonii i piękna, które go otacza. W takich sytuacjach refleksja przychodzi sama.
Instruktor może ją sprowokować, ale zapewniam, że wcale nie musi tego robić. Myśli chłopców same
podążają w stronę, w którą chcielibyśmy je skierować. W ten oto sposób poprzez kontakt z przyrodą
dochodzi do intymnego kontaktu z Bogiem. A Stwórca już doskonale wie jak ten kontakt
spożytkować. Naszym instruktorskim zadaniem jest tylko doprowadzić do jego nawiązania.
W zamyśle Baden-Powella, kontakt z przyrodą był najbardziej doskonałą z pośrednich form
wychowania religijnego. Wychowania, które nie jest nachalne - niczego chłopcom nie narzuca, ale
otwiera niezwykle szeroką przestrzeń do własnych refleksji. Pamiętajmy o często spotykanym
kryzysie wiary jaki dotyka chłopców w wieku harcerskim. Pamiętajmy o ich naturalnej przekorze. W
tym wieku, jakakolwiek próba oddziaływania bezpośredniego, zwłaszcza w tak delikatnej materii,
może zostać odebrana jak nachalna presja i na długie lata, a może i na zawsze, zniweczyć szlachetne
plany pogodzenia chłopca z Bogiem. Tak więc starajmy się nie przepuścić żadnej okazji, by
wyprowadzić chłopców na łono natury. Umacniając w nich emocjonalną więź z przyrodą, budujemy
solidny fundament dla przyszłego, bardziej dojrzałego rozwoju duchowego.
Na tym w zasadzie można by zakończyć te rozważania, bo czyż można wyobrazić sobie bardziej
doniosły efekt naszych zabiegów? Nie mniej, chciałbym jeszcze wskazać na nieco bardziej
„przyziemne” efekty wychowawcze, które można osiągać przy pomocy kontaktu z przyrodą.
Pierwsze co nasuwa się na myśl to świadomość ekologiczna. Kto raz zachwyci się pięknem
otaczającej nas przyrody, kto zda sobie sprawę z jaką łatwością można zniszczyć wszelką formę życia,
kto na własne oczy zobaczy efekty naruszenia kruchej równowagi ekologicznej, ten na zawsze
zostanie uwrażliwiony na konieczność ochrony naszego najcenniejszego dziedzictwa.
Świadomie użyłem słowa „dziedzictwo”, bowiem przyroda jest właśnie bezcennym dziedzictwem,
które odziedziczyliśmy po naszych przodkach. Powinniśmy jej używać rozumnie i oszczędnie.
Jesteśmy wszak zobowiązani przekazać go przyszłym pokoleniom w stanie możliwie najmniej
pogorszonym.
Jednym z ważniejszych postulatów dotyczących postawy harcerskiej jaką chcielibyśmy ukształtować
w chłopcach jest ofiarność na rzecz dobra wspólnego. Problem polega na tym, że Dobro Wspólne jest
określeniem dość enigmatycznym. W zależności od wyznawanego światopoglądu może być zupełnie
odmiennie definiowane. Można się o tym przekonać wsłuchując się w debaty ideowe toczone
pomiędzy ugrupowaniami politycznymi skupiającymi ludzi, którym trudno przecież odmówić dobrej
woli. Zakładając, że instruktorzy harcerscy mogą mieć różne poglądy polityczne, trzeba się liczyć z
tym, że i w harcerstwie termin „Dobro Wspólne” może być czasem inaczej interpretowany. Jedno
wszakże jest wspólne. Jest to świadomość konieczności ochrony życia na Ziemi. Nie tylko życia
ludzkiego, ale także wszelkich innych form życia, które wspólnie z nami tworzą skomplikowany
ekosystem, gdzie wszystko wzajemnie od siebie zależy. Okazuje się, że świadomość ekologiczna
może i powinna być w harcerstwie pojmowana znacznie szerzej niż tylko jako ochrona przyrody. To
ważny element postawy obywatelskiej, która zakłada gotowość poświęcenia interesu własnego dla
dobra wspólnego oraz odpowiedzialność za to dobro.
Nie ulega wątpliwości, że aby ową świadomość ekologiczną wyrobić w chłopcach, nie można
ograniczyć się jedynie do biernego kontaktu z przyrodą. Tu sam zachwyt nie wystarczy. Potrzebna jest
wnikliwa obserwacja, umiejętność dostrzegania wzajemnych zależności i wyciągania wniosków,
wreszcie, w pewnym zakresie również, odpowiednia wiedza i doświadczenie.
Nic dziwnego, że skauting i harcerstwo wykształciło tak wiele różnego rodzaju aktywnych form
kontaktu z przyrodą, które w sposób idealny nadają się do rozbudzenia wrażliwości i świadomości
ekologicznej.
Zacznijmy od puszczaństwa, które polega na umiejętności harmonijnego wtopienia różnych
przejawów życia harcerskiego w otaczającą naturę. Jest to jeden z powodów, dla którego harcerze nie
3
wylewają betonowych fundamentów pod swoje obozy i nie budują ich z cegieł. Ingerencja w przyrodę
ma być absolutnie minimalna. Płócienne, zielone namioty stawia się w lesie, tak aby w jak
najmniejszym stopniu zniszczyć istniejące poszycie. Buduje się tylko takie urządzenia, które są
absolutnie niezbędne i które po zakończeniu obozu można będzie zlikwidować. Zasada jest taka, że
harcerze wyjeżdżając z obozu zostawiają miejsce w takim stanie aby trudno było poznać, że jeszcze
chwilę temu stały tu namioty i tętniło życie.
Niezbędne do przetrwania na obozie, prowizoryczne urządzenia powstają z materiałów naturalnych.
Prycze, półki na ubrania, stoły i siedziska - z żerdzi uzyskanych z niezbędnej dla gospodarki leśnej
przecinki. Palenisko kuchenne buduje się z kamieni i gliny. Zdobnictwo: totemy, bramy, ogrodzenia
powstają z korzeni i gałęzi znalezionych w lesie oraz z szyszek, kamieni, trawy i słomy. To służy temu
by obóz był całkowicie wtopiony w otaczająca go przyrodę. Kształtujemy w ten sposób gusty
estetyczne, które w przyszłości zaowocują szacunkiem dla krajobrazu i wrażliwością na wszelkiego
rodzaju przejawy zaśmiecania naszego naturalnego otoczenia, nie tylko przez pozostawione w lesie
śmieci, ale także przez brzydką architekturę.
Innym efektem owego wtopienia się w przyrodę jest uzyskanie wrażenia jej bliskości i bezpośredniego
z nią obcowania. Zupełnie inaczej słyszy się odgłosy dochodzące z lasu, przez otwarte okno z
wysokości niskiego parteru zabudowań campingowych, a zupełnie inaczej leżąc w namiocie. Szum
wiatru od jeziora, szmer rozkołysanego tataraku i jego zapach, tuptanie jeża, śpiew drozda o poranku,
porykiwanie dzika – na obozie harcerskim wszystko to mają chłopcy dosłownie na wyciągniecie ręki.
W takich warunkach nie można tego nie dostrzegać i nie można się tym nie zainteresować. I oto
właśnie chodzi, żeby chłopcy nauczyli się dostrzegać, że las nie jest tylko ścianą zieleni, ale że żyje
przebogatym życiem, które jest piekielnie ciekawe i które można z pasją badać. Chłopcy uwielbiają
tropić, podpatrywać życie dzikich zwierząt, łowić ryby, pichcić potrawy przyrządzone z darów lasu. Z
wielką ochotą uczą się więc rozpoznawać ślady i sylwetki zwierząt, podchodzić je, poznawać ich
zwyczaje, rozpoznawać drzewa i rośliny.
W tym momencie doszliśmy do punktu, w którym rozbudzona ciekawość chłopców powinna znaleźć
odpowiednie formy zaspokojenia. Prawdziwą kopalnią możliwości są próby na sprawności leśne oraz
zadania w próbach na stopnie. Mają one zmotywować chłopca do praktycznego zbadania zwyczajów
zwierząt i rozpoznania zjawisk przyrodniczych. Jednym z najbardziej ambitnych wyzwań jest
polowanie z aparatem fotograficznym. Aby się udało chłopiec musi wykazać się prawdziwą
znajomością lasu, umiejętnością tropienia i podchodzenia, wreszcie takimi cechami jak cierpliwość i
wytrwałość. A trofeum w postaci wykonanego zdjęcia lub filmu będzie wartościową pamiątką na całe
życie.
Kolejnym etapem budowania świadomości ekologicznej jest rozpoznawanie zagrożeń. W tym miejscu
godzi się wspomnieć, że wszystko o czym dalej będzie mowa są to propozycje skierowane już do
wędrowników. O ile bowiem puszczaństwo i przyrodoznawstwo jest domeną właściwą dla chłopców
w wieku harcerskim, którzy marzą o przeżywaniu przygód i poznawaniu świata, o tyle wędrownicy
powinni już wkroczyć w życie wypełnione służbą.
Rozpoznawanie zagrożeń ekologicznych jest preludium do podjęcia działań wynikających z
oczywistych wniosków jakie każdy wędrownik sam powinien wyciągnąć. Czasem wystarczy
spotkanie z potrafiącym zarazić swą pasją leśnikiem. Pomoc w dokarmianiu zwierząt, budowa i
rozmieszczanie budek lęgowych, to najprostsze pola służby do jakich można przekonać nawet jeszcze
nie wędrowników. A kiedy chłopiec zobaczy pokrwawione trupy zwierząt zaplątanych w sidła, kiedy
natknie się na góry śmieci wywożonych do lasu, możemy być pewni, że ta część jego psychiki, która
decyduje o wrażliwości i która odpowiada za skłonność do buntu, nie pozostawi mu wyboru. Teraz
wystarczy już tylko ów nieunikniony sprzeciw odpowiednio ukierunkować. A możliwości jest bez
liku. Od incydentalnej współpracy administracją i strażą leśną po systematyczną służbę w ramach
Służby Ochrony Przyrody.
4
Kolejnym etapem służby skierowanej już do najstarszych wędrowników są działania stricte
obywatelskie, związane z poważnymi programami ekologicznymi, takimi jak budowanie powszechnej
świadomości ekologicznej w społeczeństwie oraz włączanie się w akcje protestacyjne prowadzone
przez organizacje społeczne wyspecjalizowane w ochronie środowiska naturalnego. Trudno o lepszą
szkołę aktywności i świadomości obywatelskiej.
Techniki harcerskie
Do technik harcerskich zaliczamy umiejętności, których opanowania wymaga się stopniowo od
każdego bez wyjątku harcerza i wędrownika. Umownie dzielimy je na kilka dyscyplin:
Przyrodoznawstwo – (była już o tym mowa) obejmuje następujące umiejętności:
• rozpoznawanie sylwetek zwierząt, głosów ptaków
• rozpoznawanie tropów
• rozpoznawanie drzew i roślin
• rozpoznawanie roślin jadalnych i trujących
• rozpoznawanie roślin podlegających ochronie
• łowienie ryb
• znajdowanie pożywienia w lesie
Pionierka i obozownictwo – obejmuje następujące umiejętności:
• układanie ognisk i rozpalanie ognia w każdych warunkach w tym także bez zapałek
• budowa prowizorycznych kuchni polowych
• gotowanie prostych posiłków w warunkach polowych
• posługiwanie się młotkiem, siekierą, piłą i łopatą
• budowanie prostych urządzeń obozowych; prycze, półki, stoły, siedziska, pomosty,
umywalnie, latryny
• budowanie przepraw wodnych; mostków, kładek, przepraw linowych
• rozstawianie różnych typów namiotów
• rozplanowywanie obozów i biwaków w różnorodnym terenie
Łączność i sygnalizacja – obejmuje następujące umiejętności:
• posługiwanie się prostymi szyframi
• znakowanie i odczytywanie znaków patrolowych
• znajomość Alfabetu Morse’a lub kodu semaforowego
• nadawanie i odczytywanie depesz Alfabetem Morse’a przy pomocy chorągiewek
sygnalizacyjnych, sygnałów dźwiękowych i świetlnych
• ukrywanie i zapamiętywanie meldunków
• budowanie prostych systemów alarmowych
• budowanie linii telefonicznych
• posługiwanie się elektronicznym sprzętem łączności
• wykrywanie podsłuchów
Terenoznawstwo – obejmuje następujące umiejętności:
• czytanie map turystycznych i topograficznych
• posługiwanie się busolą
• wyznaczanie kierunków świata w/g gwiazd, słońca i przedmiotów terenowych
• orientowanie się w terenie i wyznaczanie trasy przy pomocy mapy
• rysowanie szkiców
5
•
•
•
wykonywanie pomiarów terenowych; odległości, szerokość rzeki, wysokość drzewa, itp.
odczytywanie godziny na podstawie położenia słońca
pokonywanie przeszkód terenowych; przeprawa przez bagno, szeroką rzekę, lód, urwisko
skalne
Samarytanka – obejmuje następujące umiejętności:
• skuteczne wzywanie pomocy
• opatrywanie drobnych ran i skaleczeń
• pierwsza pomoc w przypadkach, utraty przytomności, zasłabnięcia, porażenia prądem,
oparzenia, odmrożenia, pogryzienia przez jadowite zwierzęta, zadławienia, zaprószenia oka
• pierwsza pomoc w przypadku zwichnięć, złamań i krwotoków
• stosowanie technik resuscytacji
• udzielanie pomocy tonącym
Zwiady – obejmuje następujące umiejętności:
• czytanie śladów i tropienie
• maskowanie się, budowa kryjówek i ukrywanie się w terenie
• śledzenie, prowadzenie i uwalnianie się z pod obserwacji
• sporządzanie meldunków
• pełnienie warty
• podchodzenie warty i dzikich zwierząt
• przekradanie się przez pilnowany teren
Samoobrona i sztuka walki – obejmuje następujące umiejętności:
• obezwładnienie przeciwnika wręcz
• wytrącanie ostrych przedmiotów i unikanie ciosów
• krycie się przed ostrzałem
• strzelanie do celu
Ktoś kto słabo zna założenia harcerskiego systemu wychowania może teraz nabrać wątpliwości. Po
cóż przyszłym obywatelom ten egzotyczny jak na dzisiejsze czasy zestaw polowych umiejętności.
Gdyby harcerstwo było przedszkolem przyszłych komandosów, można by to było zrozumieć. Ale
przeciętny obywatel, który będzie w przyszłości przedsiębiorcą, lekarzem, nauczycielem, inżynierem
czy urzędnikiem może się spokojnie obejść bez znajomości technik harcerskich. Po co więc zmuszać
młodych ludzi do opanowywania umiejętności, które prawdopodobnie wcale im się w ich przyszłej,
zawodowej czy publicznej działalności nie przydadzą. Pytanie to pada tak często, że warto na nie
wyczerpująco odpowiedzieć.
Zacznę od stwierdzenia, które w pierwszym momencie wydać się może przewrotne. Wcale nie chodzi
o te konkretne umiejętności. Harcerstwo to nie szkoła. Nawet nie „szkoła przetrwania”. W harcerstwie
nie chodzi o zdobywanie takiej czy innej wiedzy i umiejętności. Harcerstwo to przede wszystkim
system wychowania. Techniki harcerskie są po prostu środkiem za pośrednictwem, którego staramy
się osiągać pewne cele wychowawcze. Jakie to cele? Już wyjaśniam.
Chodzi o szeroko pojętą zaradność życiową. Nawet jeśliby żaden z harcerzy nigdy nie musiał w
dorosłym życiu używać alfabetu Morse’a, to przyswojenie tej i innych podobnie „egzotycznych”
umiejętności przyczynia się do wyrobienia pewnej charakterystycznej dla każdego harcerza postawy.
Polega ona na tym, że w obliczu trudności, w sytuacjach zdawałoby się bez wyjścia, harcerz się nie
poddaje, nie załamuje rąk, nie rezygnuje z walki, ale bierze się z życiem za bary, szuka wyjścia z
sytuacji przy pomocy nawet niestandardowych rozwiązań. Czym bowiem jest ćwiczenie technik
harcerskich? To nic innego jak wyrabianie gotowości do radzenia sobie w każdej sytuacji –
oczywiście na miarę tych problemów, w jakich może się znaleźć nastoletni chłopiec prowadzący
normalne życie harcerskie. Kogoś kto jest biegły w technikach harcerskich, nie zaskoczy i nie załamie
żadna sytuacja jaka może mu się przydarzyć w polu, na obozie, na wycieczce, czy podczas gry. Taki
6
wyga, czy jak mówiło się dawniej „ćwik”, który wyszedł cało z niejednej polowej opresji, zaczyna
mocno wierzyć w siebie, hartuje charakter i siłę woli.
Jak to się przekłada na życie dorosłe? Widział kto kiedy harcerza, stojącego w kolejce po zasiłek dla
bezrobotnych? Nie! A dlaczego? Czyżby ratowały go przed bezrobociem umiejętności nabyte w
harcerstwie – znajdowanie pożywienia w lesie, alfabet Morse’a czy umiejętność tropienia? Nie! To
efekt wyrobionej w młodości postawy - szczególnego, aktywnego stosunku do życia, wiary w siebie,
odporności na stres i gotowości stawiania sobie wyzwań. A tę postawę kształtuje się poprzez
zdobywanie umiejętności radzenia sobie w każdej sytuacji i poprzez rzetelne praktykowanie technik
surwiwalowych. Jeszcze raz powtarzam. Techniki harcerskie są środkiem, poprzez który wyrabia się
tego typu postawę.
To, że chłopcy wychodzą z harcerstwa z wieloma mniej lub bardziej przydatnymi w życiu
umiejętnościami polowymi jest w pewnym sensie efektem ubocznym zastosowanej, pośredniej
metody oddziaływania. Pytanie - czy jest to efekt pożądany, neutralny czy szkodliwy? Powiedzmy to
sobie od razu. Jest to bardzo cenna wartość dodana wychowania harcerskiego. Wiele z umiejętności
składających się na techniki harcerskie rzeczywiście może okazać się nie przydatna w życiu
zawodowym czy działalności publicznej. Jednak, na pewno, posiadanie ich nikomu jeszcze nie
zaszkodziło. W życiu dorosłego mężczyzny zdarzają się bowiem sytuacje, w których nie tylko
postawa, ale i posiadanie konkretnych umiejętności może się przydać, a nawet uratować ludzkie życie.
Sam doświadczyłem tego wielokrotnie w sytuacjach zupełnie z życiem harcerskim nie związanych. I
nie mam tu na myśli wyłącznie oczywistości w postaci umiejętności udzielania pierwszej pomocy.
Zaryzykuję takie oto stwierdzenie. Każdy chłopiec powinien znać techniki harcerskie i być zaradnym,
po to by, kiedy sytuacja będzie tego wymagać, mógł się zachować jak przystało na mężczyznę. I to się
nie zmieni nawet za kilkaset lat. Nawet w epoce podróży międzygalaktycznych.
Każdy kto kiedykolwiek był chłopcem, potwierdzi też niezaprzeczalną prawdę, że techniki harcerskie
są jednym z najbardziej atrakcyjnych elementów harcerstwa. Chłopcy uwielbiają je ćwiczyć i
posługiwać się nimi tak często jak to możliwe. Aby zrozumieć dlaczego - znów trzeba by się odwołać
do psychiki chłopca, a zwłaszcza trzech jej cech; pragnienia przeżycia przygody, pragnienia bycia
docenionym i podziwianym oraz pragnienia bycia dorosłym. Ćwiczenie technik harcerskich jest drogą
do spełnienia tych pragnień.
Przygoda, zwłaszcza w rozumieniu nastoletniego chłopca, jest trudną, emocjonującą sytuacją, z której
wychodzi się cało. Dla każdego jest więc oczywiste, aby móc sobie poradzić w trudnej sytuacji trzeba
się wpierw do tego przygotować. Jeśli jeszcze raz, pod tym właśnie kątem, przyjrzymy się
umiejętnościom składającym się na techniki harcerskie dojdziemy do wniosku, że nie są one niczym
innym jak sztuką przetrwania. To wystarczy aby zrozumieć w jaki sposób działają one na wyobraźnię
chłopca, który marzy o przygodzie.
A, że życie harcerskie obfituje w sytuacje, w których techniki przydatne są dosłownie na co dzień,
chłopcy mają świadomość, że uczą się umiejętności niezwykle potrzebnych. Podczas obozów,
wycieczek, wypraw, gier terenowych - nie raz ktoś się zgubi i trzeba go szukać po śladach, nie raz
trzeba samemu odnaleźć właściwą drogę, nie raz trzeba udzielić pierwszej pomocy bo na szybki
przyjazd karetki nie ma co liczyć, nie raz trzeba skombinować coś do jedzenia bo nie ma możliwości
dotrzeć do sklepu czy choćby osady ludzkiej, nie raz trzeba przekazać wiadomość na dużą odległość, a
jak na złość wyczerpały się baterie w telefonach komórkowych. Kto potrafi znaleźć wyjście z tych
opresji staje się w oczach rówieśników prawdziwym bohaterem. Jego czyny opiewane są w legendach
przekazywanych sobie z ust do ust, z pokolenia na pokolenie harcerskie. Ktoś taki choćby miał 13 lat,
staje się nagle w oczach rówieśników prawdziwym mężczyzną. Spełniają się więc trzy jego wielkie
pragnienia.
Życie harcerskie nie przez przypadek obfituje w tego typu sytuacje. Jest to świadome zamierzenie
programowe. Wielokrotnie już to powtarzałem, a w tym miejscu powtórzyć wypada raz jeszcze.
Dobrze ułożony program zbiórki, obozu czy biwaku to ciąg sytuacji wychowawczych specjalnie
7
zaaranżowanych przez drużynowego, które wymagają od poszczególnych chłopców albo od
tworzonych przez nich zespołów, podejmowania decyzji, odpowiedniego zachowania się, właściwej
reakcji i umiejętności radzenia sobie. A, że życie harcerskie toczy się nie w bibliotekach, nie w salach
katechetycznych, nie w kinach, nie na zebraniach, tylko w kontakcie z przyrodą, a więc w warunkach
polowych, opanowanie technik harcerskich jest warunkiem niezbędnym do tego aby chłopiec mógł w
ogóle uczestniczyć w większość zajęć harcerskich i korzystać z dobroczynnego oddziaływania
harcerstwa.
Dlatego też techniki harcerskie są podstawowym zestawem umiejętności wymaganych na kolejne
stopnie harcerskie; młodzika, wywiadowcy i ćwika. Młodzik musi się wykazać ściśle określonymi
umiejętnościami pozwalającymi mu na uczestnictwo w zajęciach polowych, wywiadowca to chłopiec,
o którym możemy powiedzieć, że jest w pełni samodzielny w warunkach polowych, a ćwik - ostatni
stopień harcerski i zarazem pierwszy stopień wędrowniczy - to chłopiec w pełni zaradny i to w
każdych warunkach.
Umieszczenie coraz większych wymagań dotyczących technik w kolejnych stopniach harcerskich
stwarza chłopcom dodatkową motywację do ich ćwiczenia. Chcąc zdobyć kolejny stopień muszą
wpierw posiąść konkretnie określone umiejętności. Zwracam uwagę na słowo konkret. Będziemy
wkrótce dość szczegółowo omawiać mechanizmy metodyczne zastosowane w systemie stopni. W tej
chwili zadowólmy się informacją, że wymagania na stopień dzielą się na dwie grupy. W pierwszej
znajdują się wymagania dotyczące charakteru i postawy harcerza, które zawsze określa się
indywidualnie w stosunki do każdego chłopca, który zdobywa stopień. Te są bez wątpienia, z
wychowawczego punktu widzenia, najistotniejsze. Drugą grupę stanowią wymagania dotyczące
konkretnie określonej wiedzy i umiejętności, którymi trzeba się wykazać by zdobyć stopień.
Wymagania te są wspólne dla wszystkich harcerzy w ramach całej organizacji, a ich podstawową
treścią są właśnie techniki harcerskie. Dzięki temu chłopcy widzą bardzo konkretne i zrozumiałe dla
nich kryteria, które muszą spełnić by zdobyć kolejny stopień. Ponadto owe wspólne dla wszystkich
wymagania, tworzą bardzo konkretną płaszczyznę odniesienia dla całego harcerstwa. Dzięki temu,
gdy dojdzie do spotkania harcerzy z Suwałk i z Wrocławia, wszyscy wiedzą czego można od siebie
wzajemnie oczekiwać.
Umieszczenie technik harcerskich w wymaganiach na stopnie wywołuje jeszcze jeden bardzo
korzystny dla procesu wychowawczego efekt. Dostarcza zastępom harcerskim bardzo konkretnych
wskazówek dotyczących programów kolejnych zbiórek i planowania pracy na dłuższe okresy.
Przypomnijmy, że zastęp harcerski powinien mieć pełną swobodę w programowaniu swojej
działalności. W interesie drużynowego jest unikać wszelkich działań, które mogłyby zburzyć
naturalny charakter grupy rówieśniczej jaką jest zastęp. Wywieranie nacisku na chłopców by ci
organizowali swoje spotkania według planu narzuconego im przez drużynowego stanowiłoby
pogwałcenie naturalnego charakteru bandy tworzącej zastęp i w konsekwencji osłabienie skuteczności
tego środka metodycznego. Dlatego też, jak pamiętamy drużynowy musi znaleźć bardzo dyskretne
formy sugestii i motywowania zastępów do podejmowania pożądanej działalności. Jeśli pod tym
kątem spojrzymy na techniki harcerskie umieszczone w wymaganiach na stopnie, to bez wątpienia, od
razu dostrzeżemy, że stanowią one nieomal gotową propozycję, którą można wypełnić sporą część
programu pracy każdego zastępu. Chłopcy chcąc zdobyć kolejne stopnie, będą chcieli się do tego
przygotować. A gdzież mieliby znaleźć ku temu lepszą okazję jak nie na zbiórkach zastępu? Kiedy
jeszcze raz spojrzymy na zestaw umiejętności składający się na techniki harcerskie, to zauważymy są
to niemal gotowe propozycje dla niezliczonej ilości różnorodnych ćwiczeń i gier możliwych do
przeprowadzenia na zbiórkach i wycieczkach zastępu. Starszy wiekiem i stopniem zastępowy ma
wystarczające kompetencje do tego by uczyć chłopców technik harcerskich, organizować odpowiednie
ćwiczenia oraz gry sprawdzające poziom umiejętności. Stąd też jak Polska długa i szeroka, zbiórki
zastępów powinny obfitować w prowadzone na świeżym powietrzu, ćwiczenia i gry związane z
technikami harcerskimi. Chłopcy je uwielbiają, ponieważ jest to przedsmak przygody, jaka ich czeka.
Przypomnijmy sobie cechy programu harcerskiego. To wszystko ma sens tylko wtedy, gdy chłopcy
będą mieli jak najwięcej możliwości praktycznego wykorzystania posiadanych umiejętności.
8
Najlepsza ku temu okazją jest obóz drużyny. Właściwie to od pierwszego do ostatniego gwizdka, obóz
jest wymagającą „szkołą przetrwania” i poligonem sprawdzającym nabyte w ciągu roku umiejętności.
Kiedy drużyna wchodzi na leśną polanę gdzie za kilka chwil zacznie rozstawiać namioty, każdy z
chłopców zdaje sobie sprawę, że od tego właśnie momentu, zdani są wyłącznie na siebie. To czy
będzie im się wygodnie spało zależy od tego jakie zbudują sobie prycze i jak wypchają sienniki słomą.
To czy będą punktualnie i smacznie jeść zależy od tego jakie zbudują palenisko i jak będą się uwijać
ze służbą w kuchni. To czy zostaną w porę ostrzeżeni przed niebezpieczeństwem zależy od jakości
wart jakie sami będą pełnić. Na obozie, harcerze sami budują wszelkie niezbędne urządzenia. Sami
gotują, sami wartują, i sami sobie urządzają gry i ćwiczenia. A jakość tego wszystkiego zależy od tego
w jakim stopniu opanowali techniki harcerskie.
Gdyby nawet na obozie harcerskim nic więcej się nie działo ponad te prace i czynności, które są
konieczne do bytowania, i tak byłaby to niezwykle cenna szkoła zaradności życiowej. Tymczasem
obóz obfituje w całą masę najprzeróżniejszych zajęć, które wypełniają chłopcom każdą niemal minutę
od pobudki do ciszy nocnej. Uwielbiane przez nich gry i ćwiczenia, planowane są w ten sposób, aby
stworzyć jak najwięcej okazji, do wykazania się zdobytymi umiejętnościami polowymi.
W grach terenowych najczęściej trzeba się wykazać umiejętnościami orientowania się w terenie,
podchodzenia, przekradania się, śledzenia, tropienia, przenoszenia meldunków, korzystania z szyfrów,
porozumiewania się na odległość, pokonywania przeszkód terenowych, udzielania pierwszej pomocy.
Inną, niezwykle emocjonującą i uwielbianą przez chłopców, typowo harcerską grą są podchody, które
polegają na próbie przedostania się do strzeżonego obozu innej drużyny. Dla każdego jest to
prawdziwa przygoda, którą pamięta się do końca życia. Od podchodzących wymaga dotarcia w nieraz
bardzo oddalony rejon obozowania podchodzonej drużyny, wykonani dyskretnego zwiadu w celu
poznania rozplanowania obozu w terenie, rozkładu dnia i zwyczajów obozowych i wreszcie
podkradnięcia się do obozu i niepostrzeżonego wycofania się ze zdobyczą. Podchody są jednocześnie
codziennym ćwiczeniem czujność wart trzymanych w obozach harcerskich. Chłopcy z reguły nie
wyobrażają sobie pożaru lasu, ale codziennie obawiają się wstydu jaki spadnie na nich gdy nie
upilnują obozu przed podchodzacymi. Wartują więc czujnie, strzegąc tym samym obozu przed
prawdziwymi niebezpieczeństwami.
Kolejną uwielbianą przez harcerzy formą ćwiczenia technik harcerskich są tak zwane „robinsonady”.
Polegają one na tym, że na dwa dni wszystkie zastępy opuszczają obóz. Chłopcy zabierają ze sobą
tylko trzy zapałki, po trzy surowe ziemniaki na głowę oraz noże i pałatki. Zadaniem każdego zastępu
jest przetrwać te dwa dni w lesie. Wymaga to od chłopców zbudowania sobie szałasu tzw. chatki,
znalezienia w lesie pożywienia, nałapania ryb, rozpalenia i utrzymywania ognia. Każdy kto czytał
przygody Robinsona Cruzoe, a nawet jeśli nie czytał, ale był chłopcem z krwi i kości, wie jak owe
ćwiczenie musi działać na wyobraźnię, w jaki sposób wypełnia pragnienie przeżycia przygody,
sprawdzenia się w trudnych warunkach i udowodnienia własnej dorosłości. Owe dwa dni spędzone w
lesie są także czasem jaki zastęp może wykorzystać dla siebie. Zazwyczaj czasu nie pozostaje zbyt
wiele, bo okazuje się, że zapewnienie sobie jako takiego bytu jest dość pracochłonne, a chłopcy są
zdani wyłącznie na siebie. To przeżycie bardzo ich łączy i pozwala scementować więzi łączące grupę.
Często „robinasonadzie” towarzyszy też gra totemowa. Jeśli tak, to chłopcy muszą ukryć miejsce
lokalizacji własnej chatki przed innymi zastępami, zachowywać się dyskretnie a jednocześnie starać
się wyśledzić szałasy pozostałych. W wyznaczonych godzinach nocnych rozpoczynają się podchody,
których celem jest wykradzenie totemów pozostałych zastępów.
Najbardziej znaną formą sprawdzenia nabytych przez chłopców umiejętności z zakresu technik są tzw.
biegi harcerskie. Jest to nic innego jak ostateczna próba umiejętności – ostatni etap zdobywania stopni
harcerskich. Formy tych sprawdzianów bywają bardzo urozmaicone. Najczęściej bieg polega na
przejściu wyznaczonej trasy co już wymaga różnorodnych umiejętności terenoznawczych i
łącznościowych, bowiem aby dotrzeć do mety trzeba umieć czytać znaki patrolowe i mapę, wyznaczać
9
kierunki stron świata i azymuty, odbierać depesze nadawane Alfabetem Morse’a i odczytywać
zaszyfrowane wiadomości zawierające wskazówki dotyczące dalszej drogi. Po drodze zaś czekają na
harcerza indywidualne zadania do wykonania odpowiadające w formie i treści wymaganiom
określonym na zdobywany stopień. Typowe zadania z zakresu technik harcerskich to; budowa kładki,
przeprawa przez rzekę, opatrywanie ran, ugotowanie posiłku, rysowanie szkiców, przekradanie się
przez pilnowany teren, it.p. Na biegu harcerskim sprawdza się nie tylko posiadane umiejętności ale
również postawę chłopca – gotowość do spełniania dobrych uczynków (młodzik), gotowość do
niesienia pomocy innym (wywiadowca) oraz gotowość do podejmowania służby oraz radzenia sobie z
bardzo trudnymi zadaniami (ćwik) – ale to już zupełnie inny temat – wrócimy jeszcze do niego.
Tak na prawdę, kiedy tylko harcerze znajdą się „w polu” czyli na łonie natury, zawsze przytrafią się
im sytuacje wymagające zastosowania technik harcerskich. Każda wędrówka, każdy rajd rowerowy,
każdy spływ kajakowy, każdy rejs, każdy biwak pod namiotami, dostarcza dostatecznie dużo takich
sytuacji, w których trzeba sobie umieć poradzić z niezliczoną ilością problemów życiowych. A więc
kontakt z przyrodą jest także doskonałą okazją do wyrabiania zaradności życiowej czyli gotowości i
umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Do tej pory mówiliśmy wyłącznie o programie harcerskim. W gromadzie zuchowej techniki harcerskie
nie znajdują praktycznie żadnego zastosowania. Jeszcze na to za wcześnie. W drużynie harcerskiej
natomiast, omawiany środek programowy powinien być stosowany w jak najszerszym zakresie. Po
pierwsze dlatego, że tego właśnie oczekują sami chłopcy, a po drugie dlatego, że jest to najbardziej
właściwy moment rozwojowy dla budowania tych cech, które mogą być wyrabiane przez techniki
harcerskie.
A co z wędrownikami?
Chłopcy w tym wieku mają już o wiele bardziej bogate i skrystalizowane zainteresowania. Rzadko
kiedy pasjonują ich techniki harcerskie. Jeżeli chłopiec trafia do wędrowników ze stopniem ćwika
prawidłowo zdobytym w drużynie harcerskiej – możemy uznać, że posiadł już wszystkie umiejętności
z zakresu technik i miał wielokrotnie możliwość wykazania się nimi. Zwłaszcza wykazania się przed
samym sobą. Ćwik zna więc swoją wartość i wie, że jest mistrzem technik harcerskich. Mimo
młodego wieku, stawia go to w rzędzie mężczyzn w pełni zaradnych życiowo. Po kilku latach stałego
wykorzystywania umiejętności polowych pragnie już jednak czegoś innego – po drużynie
wędrowniczej oczekuje istotnej zmiany w formie i treści życia harcerskiego.
Nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku chłopców, którzy trafiają do drużyny wędrowniczej, a
wcześniej nie byli harcerzami. Ci odczuwają zwykle wielkie pragnienie zdobycia umiejętności
powszechnie kojarzonych z harcerstwem. Chcą dorównać swoim rówieśnikom, którzy są już
prawdziwymi wygami. Nie mają przesytu, a wręcz przeciwnie ogromny niedosyt przeżyć związanych
z życiem polowym. Dlatego z ogromną pasją wchodzą w to życie i rzucają od razu na głęboką wodę.
Była już o tym mowa. Stopień ćwika jest ostatnim stopniem harcerskim i zarazem pierwszym
stopniem wędrowniczym. Ci właśnie chłopcy jako pierwszy zdobywają od razu stopień ćwika, którego
wymagania uzupełnione są o wszystkie umiejętności polowe z zakresu niższych stopni; młodzika i
wywiadowcy. Nie stanowi to dla nich zresztą większego problemu. Stopień rozwoju umysłowego i
fizycznego pozwala z łatwością opanować wszystkie te umiejętności w ciągu zaledwie paru miesięcy.
Tym bardziej, że chłopcy ci dążą do tego z wielką pasją. Pierwsze miesiące są dla nich czasem
odkrywania harcerskiego stylu życia i osiągania mistrzostwa w technikach harcerskich. Czynią to na
spotkaniach patrolu, a także indywidualnie. Uwielbiają wszelkie formy życia polowego; wędrówki,
biwaki i harce. Ukoronowaniem tego jest zdobycie stopnia ćwika.
W dalszym życiu wędrowniczym techniki harcerskie nie są już podstawą treścią pracy. Wymagania na
stopnie wędrownicze: Harcerza Orlego i Harcerza Rzeczypospolitej nie obejmują technik harcerskich
– po co skoro ćwik jest już mistrzem w tym zakresie. Ale nie oznacza to, że wędrownicy nie
wykorzystują posiadanych umiejętności. Wręcz przeciwnie, tylko, że dzieje się to mimochodem, przy
okazji licznych wyczynów, wypraw, wędrówek i obozów. Często wędrownicy pomagają młodszym
10
harcerzom w budowie ich obozu. Wykonują najtrudniejsze urządzenia pionierskie: kuchnie, ziemianki,
pomosty oraz uczą młodszych jak budować prycze, półki i stoły.
Zdarza się też, że wędrownicy zaplanują sobie wyczyn w zakresie wykorzystania technik harcerskich.
Sam brałem udział w dość imponującym przedsięwzięciu, zbudowania obozu na palach w jeziorze w
odległości 15m od brzegu. Moja drużyna złożona z 11-tu wędrowników, zbudowała w ciągu 10 dni
trzy, kryte matami trzcinowymi chaty na palach, połączone z brzegiem 15 metrowej długości
zwodzonym pomostem z wbudowanym placem apelowym i miejscem ogniskowym. Słyszałem o
tygodniowej wyprawie wędrowników w Bieszczady, podczas której ani razu nie zeszli do sklepu.
Żywili się wyłącznie tym co znaleźli i upolowali w lesie. Spali w szałasach i przemierzając spore
odległości, codziennie wykonywali potajemnie jakiś dobry uczynek.
Sport i kultura fizyczna
W zdrowym ciele zdrowy duch! To „sokole” hasło chyba najlepiej wyjaśnia cel, dla którego programy
harcerskie przesycone są różnorodnymi formami zajęć ruchowych zmierzających do wyrabiania
tężyzny fizycznej.
Dobre samopoczucie fizyczne ma ogromny wpływ na psychikę człowieka. Deklarując, że interesuje
nas nade wszystko wychowanie młodych ludzi musimy wspierać ich prawidłowy rozwój psychiczny,
a tym samym nie wolno nam zapomnieć o tym, że duch zamieszkuje w ciele człowieka.
Kiedy twórcy skautingu i harcerstwa tworzyli założenia wychowawcze ruchu, zwracano uwagę na
fakt, że młodzież zwłaszcza ze środowisk wielkomiejskich pozbawiona jest aktywnego ruchu na
świeżym powietrzu co prowadzi do poważnych konsekwencji rozwojowych i zdrowotnych. Dzisiaj,
stwierdzenie to nikogo już nie zaskakuje. Promocja zdrowego stylu życia jest wszechobecna i wryła
się w świadomość społeczną w sposób chyba już nieodwracalny. Na tym tle zaskakujące jest co
innego. Warunki cywilizacyjne sprawiają, że coraz mniej jest pracy fizycznej. Ludzie w krajach
rozwiniętych prowadzą raczej siedzący tryb życia, wykonując prace umysłowe. Rozwój cywilizacyjny
wymusza poszerzenie i wzbogacenie programów edukacyjnych. Młodzież coraz więcej czasu spędza
w szkole. Zmuszona jest coraz więcej uczyć się w domu i na zajęciach dodatkowych. Do tego
dochodzi urok telewizji, gier komputerowych i Internetu, który sprawia, że ogromną część swojego
czasu wolnego, współczesna młodzież spędza w pozycji siedzącej zamiast zażywać ruchu. Postulat
uprawiania zdrowego stylu życia, z roku na rok, staje się więc coraz bardziej doniosły. Pomimo
powszechnej świadomości zdrowotnej, młodzież ma coraz mniej ruchu i coraz bardziej podupada na
zdrowiu.
Zadaniem harcerstwa jest odciągnąć młodzież, nie od nauki przecież, ale od telewizji i rozrywek
komputerowych, wyprowadzić ją na świeże powietrze i zmotywować do ruszania się. Mamy do
dyspozycji ogromne bogactwo form pracy zmierzających do tego celu. Wiele z nich ma rodowód
czysto skautowy i harcerski, ale korzystać możemy przecież także z form właściwych dla innych
ruchów i organizacji o charakterze sportowym. Spróbujmy przypatrzeć się tym, które ze względu na
swoją atrakcyjność i skuteczność znajdują w harcerstwie powszechne zastosowanie.
Zacznijmy od zuchów, które jak wiadomo, nie są w stanie usiedzieć na miejscu przez dłuższy czas.
Chłopców ciągle gdzieś nosi. Mówiąc o swędzeniu mięśni nie stosuję wyłącznie chwytu retorycznego.
Jest to doznanie, którego chłopcy doznają w sposób jak najbardziej realny. W tej sytuacji, nawet
gdybyśmy tego nie chcieli i tak zbiorki zuchowe, byłyby pełne bieganiny, szarpania się, a nawet
bójek. Ruch jest bowiem jedną z najsilniejszych potrzeb rozwojowych wieku zuchowego.
Harcerstwo nie byłoby harcerstwem, gdyby tego zjawiska nie wykorzystało i nie zaprzęgło do pracy
nad urabianiem charakteru. Dlatego zajęcia ruchowe zajmują niezwykle ważne miejsce w programie
11
każdej zbiórki zuchowej. Organizując je, instruktor musi pamiętać o ograniczeniach, które
omawialiśmy przy okazji charakteryzowania rozwoju fizycznego chłopca na etapie zuchowym.
Przypomnę, że zuch wprawdzie łaknie intensywnego ruchu, ale jednocześnie bardzo szybko się męczy
i potrzebuje odpoczynku. Wysiłek fizyczny nie może więc być długotrwały. Do determinuje
zastosowanie tylko krótkotrwałych form zajęć ruchowych.
Na zbiórkach zuchowych najczęściej znajdują zastosowanie proste konkursy i zawody ruchowe
rozgrywane indywidualnie. Najprostszymi i jednocześnie najbardziej przez zuchów lubianymi
formami są różnego rodzaju wyścigi – od zwykłych biegów po proste tory przeszkód.
Zawody tego rodzaju wymagają intensywnego ale krótkotrwałego wysiłku co w sposób idealny
odpowiada potrzebom i możliwościom zucha. Zawody powinny być rozgrywane sprawnie i szybko, a
wyniki ogłaszane bezzwłocznie. To z kolei podyktowane jest tym, że zuch nie potrafi przez dłuższy
czas skoncentrować swojej uwagi na jednym zagadnieniu. Jakiekolwiek ligi, turnieje czy rozgrywki
cykliczne nie mają w tych warunkach racji bytu.
Podobnie jak gry zespołowe. Zuch nie jest jeszcze w stanie poświęcić własnego „ja” dla sukcesu
zespołu. Dlatego nie ma co marzyć o realizowaniu jakichkolwiek założeń taktycznych, które są istotą
gier zespołowych. Chłopcy w prawdzie lubią grać w piłkę nożną, ale wszyscy wiemy jak ta ich gra
wygląda. Jest to w zasadzie wyścig do toczącej się piłki, gdzie chodzi o to abym to ja, a nie kto inny,
strzelił bramkę. Nie ma więc podań, obrony, krycia, a więc w istocie nie jest to wcale gra zespołowa.
Od zuchów nie można nawet wymagać tego typu społecznej postawy, która jest konieczna w grach
zespołowych. Byłyby to oczekiwania stawiane na wyrost.
Nie mniej istnieje pewna forma zajęć sportowych, która jest wprost idealna dla zuchów, jako wstęp do
wyrabiania postaw niezbędnych w grach zespołowych. Jest to sztafeta. Jej istotą jest to, że
indywidualny wysiłek i sukces każdego chłopca osobno, składa się na sukces całego zespołu. Sztafeta
nie wymaga jeszcze współdziałania w zespole, ale już odsłania przed zuchami kategorię wspólnego
sukcesu, przy czym nadal opiera się na indywidualnych popisach sprawności. Dlatego też, najczęstszą
formą zawodów zuchowych są najprzeróżniejsze wyścigi i konkursy sztafetowe rozgrywane pomiędzy
szóstkami.
Niemal wszystkie te ograniczenia znikają w drużynie harcerskiej. Chłopców stać już na trwający
dłuższy czas wysiłek, a także potrafią skoncentrować swoją uwagę na jednej rzeczy przez okres
znacznie dłuższy niż było to w przypadku zuchów. Przede wszystkim, zaś wkroczyli już w taki etap
rozwoju społecznego, który charakteryzuje się zdolnością do podporządkowania własnego interesu,
wspólnemu interesowi grupy rówieśniczej. W drużynie harcerskiej królują więc gry zespołowe.
Truizmem będzie stwierdzenie, że obecnie, najbardziej popularną wśród polskiej młodzieży, sportową
grą zespołową jest piłka nożna. Dlatego też, jak Polska długa i szeroka, zbiórki zastępów harcerskich
najczęściej sprowadzają się do gry w piłkę. Nie wymaga to od zastępowego praktycznie żadnych
przygotowań, a chłopcy są zadowoleni. Daleki jestem od tego aby nad tym ubolewać. Istotą
harcerstwa jest przecież próba zaadaptowania naturalnych zachowań młodzieży i wprzęgnięcie ich w
ramy harcerskiego systemu wychowania. Zamiast obrażać się na zastępowych za mało ambitne i słabo
wyrafinowane pomysły na zbiórki, drużynowy powinien raczej zastanowić się nad tym jak ów
piłkarski zapał wykorzystać dla celów wychowawczych. A możliwości jest sporo zważywszy na to co
zostało powiedziane na wstępie.
Wystarczy utworzyć w drużynie system rozgrywek piłkarskiej ligi zastępów by nagle bezmyślne dotąd
kopanie piłki na zbiórkach nabrało głębokiego sensu uruchamiając wszelkie dobrodziejstwa płynące
ze skutecznego zastosowania środka metodycznego jakim jest współzawodnictwo zespołowe. Tak się
bowiem szczęśliwie składa, że piłka nożna spełnia wszystkie warunki stawiane przed harcerskimi
grami zespołowymi. Od każdego z grających wymaga poświęcenia się dla dobra zespołu, wypełniania
ściśle określonych ról i zadań, umiejętności improwizowania w sytuacjach nietypowych i to
improwizowania w taki sposób aby partnerzy wyczuli intencje przyświecające podjętemu działaniu, co
12
jest możliwe tylko w zespołach niezwykle zgranych, których członkowie rozumieją się bez słów. Piłka
nożna uczy też dochodzenia wspólnych celów przy poszanowaniu jasno określonych reguł. Czyż nie o
to właśnie chodzi w wychowaniu społecznym realizowanym w drużynie harcerskiej? A przy tym
wszystkim treningi urządzane na zbiórkach zastępów i rozgrywki prowadzone w drużynie zapewniają
chłopcom ogromną porcję ruchu, przyczyniając się do wyrabiania tężyzny fizycznej. Jednym słowem
piłka nożna jest doskonałym narzędziem do osiągania celów wychowania harcerskiego – oczywiście
wtedy gdy ów naturalny żywioł zostanie ujęty w ramy świadomie zaprojektowane przez instruktora.
Najczęściej, jak to się mówi, diabeł tkwi w szczegółach. Można sobie wyobrazić, zespół w którym
starszy zastępowy, znacznie przewyższający resztę umiejętnościami i kondycją fizyczną, praktycznie
sam jest w stanie pokonać niemal każdego przeciwnika. Tego typu gra, nie ma oczywiście żadnego
sensu ani sportowego ani wychowawczego. W swojej praktyce instruktorskiej spotkałem się z kilkoma
próbami rozwiązania niedogodnych sytuacji wynikających ze znacznej nieraz różnicy wieku i
możliwości fizycznych pomiędzy chłopcami uczestniczącymi w rozgrywkach. Drużynom, które
działają samodzielnie w miejscach odległych od terenu działania innych drużyn polecić mogę pewne
modyfikacje zasad gry zmierzające do sztucznego wyrównania szans i aktywizacji wszystkich
grających. Przykładowo zasada, że zastępowy zawsze stoi na bramce, powoduje aktywizację
wszystkich harcerzy na boisku i wymusza stosowanie bardziej wyrafinowanej taktyki gry. Kolejnym
pomysłem jest zróżnicowanie ilość zawodników w zespole w zależności od średniego wieku członków
zastępów. Im zastęp jest młodszy tym więcej graczy ma na boisku, albo tym częściej mogą się
zmieniać. Innym pomysłem jest stosowanie w turnieju dodatkowej oceny za styl gry gdzie nagradzane
są przede wszystkim takie elementy jak ilość podań, jakość krycia, wykorzystywanie pułapek
offside’owych, i t.p.
W harcerstwie, najlepiej sprawdzają się oczywiście sposoby jak najbardziej naturalne. Skoro w
drużynie harcerskiej zastępy harcerskie są najczęściej zróżnicowane wiekowo to najlepszym
sposobem zapewnienia równych szans jest organizowanie rozgrywek sportowych w określonych
grupach wiekowych w hufcach i chorągwiach, gdzie uczestniczyć mogą zastępy zbliżone do siebie
wiekowo z wielu różnych drużyn. Wprowadza to jednocześnie dodatkowy niezwykle cenny dla
chłopców element podnoszący atrakcyjność zawodów. W takiej sytuacji, każdy zastęp reprezentuje w
rozgrywkach nie tylko siebie ale również całą swoją drużynę. Podnosi to prestiż zawodów i wzmacnia
motywacje chłopców.
Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby organizacja harcerzy organizowała tego typu rozgrywki
sportowe na poziomie ogólnopolskim. Uczestnicy turnieju ogólnopolskiego wyłaniani byliby w
eliminacjach hufcowych i chorągwianych, a następnie współzawodniczyli ze sobą o niezwykle
prestiżowe tytuły mistrzowskie. Oczywiście ten system mógłby być wykorzystywany do
organizowania rozgrywek nie tylko w piłkę nożną. Może to dotyczyć każdej innej dyscypliny
sportowej, z położeniem bardzo wyraźnego akcentu na najbardziej przydatne w procesie
wychowawczym gry zespołowe. Przypomnijmy, że przed II wojną światową, w harcerstwie, równie,
jeśli nie bardziej od piłki nożnej popularną dyscypliną sportową była siatkówka.
Jak już stwierdziliśmy, jeśli pozostawimy harcerzom swobodę wyboru sportowej gry zespołowej, jest
niemal pewne, że wybiorą piłkę nożną. Taką swobodę wyboru mają w zastępach i dlatego też zbiórki
zastępów najczęściej sprowadzają się do kopania piłki. Co nie oznacza, że na piłce nożnej świat się
kończy. Instruktor może próbować zainteresować chłopców również innymi dziedzinami sportu
zespołowego. Najczęściej nie jest to trudne. Wystarczy ogłosić w drużynie zawody w koszykówce
pomiędzy zastępami, by skutecznie zmobilizować chłopców do wypróbowania swoich sił w tej
dziedzinie sportu.
Nie zapominajmy również i o tym, że harcerze z wielką korzyścią dla siebie, uwielbiają grać w
typowo harcerskie gry zespołowe o charakterze taktyczno-polowym. Najlepszą ku temu okazją są
wycieczki, biwaki i obozy. Gry te mogą trwać zarówno pół godziny jak i kilka dni i być rozgrywane
pomiędzy zastępami, drużynami a nawet hufcami. Bogactwo form tych gier jest przeogromne i wciąż,
dzięki wielkiej inwencji instruktorów na tym polu, powstają formy nowe. Najprostszą ze znanych mi
13
są tzw. „dwa proporce”, które można rozegrać w 15 minut pomiędzy dwoma zastępami. Ale
uczestniczyłem też i w wielodniowych manewrach taktycznych rozgrywanych pomiędzy wieloma
drużynami, na obszarze dziesiątków kilometrów kwadratowych. Tego typu gry zmuszają chłopców do
bardzo intensywnego ruchu i wysiłku, niosą ze sobą niebagatelne wartości wychowawcze, a przy tym
są przez harcerzy uwielbiane gdyż stanowią źródło niezapomnianych emocji i przygód, możliwych do
przeżycia w zasadzie tylko w harcerstwie.
Jeśli chodzi o dyscypliny sportowe uprawiane indywidualnie, to w zajęciach harcerskich zajmują one
zastosowanie raczej incydentalne. Indywidualne zawody sportowe urządzane są dość rzadko, głównie
w celu stworzenia okazji do zamknięcia prób na sprawności sportowe zdobywane przez konkretnych
chłopców. Pozostaje to w ścisłym związku ze wskazówką sformułowaną przy okazji omawiania
środków metodycznych, wedle której, ze względów wychowawczych, w drużynie harcerskiej powinno
się kłaść szczególny nacisk na wszelkie formy współzawodnictwa zespołowego wymagającego od
chłopców skutecznego współdziałania.
Dla porządku wspomnę tylko jeszcze o dość charakterystycznym zwłaszcza dla młodszego wieku
harcerskiego, elemencie programu mającym związek z rozwojem fizycznym. Są nim wszelkiego
rodzaju ćwiczenia, gry i konkursy wspomagające rozwój zmysłów oraz pamięci. Chłopcy uwielbiają
grać w „KIM’a” rozpoznawać kształty po dotyku i węchu, potrawy po smaku, oceniać wagę i
rozmiary przedmiotów, oceniać odległości, upływ czasu i prędkość. Zwykle z wielkim zapałem
przystępują do konfrontacji swoich zdolności. Ze względu na charakter tej konfrontacji, jedyną dla
niej formą jest rywalizacja indywidualna. Ponieważ, jak już powiedziałem jest to coś niezwykle
charakterystycznego dla młodszego wieku harcerskiego, kiedy można powiedzieć, że chłopiec jest
jeszcze jedną nogą w wieku zuchowym, należy to traktować jako formę przejściową od ściśle
zuchowych do harcerskich form aktywności.
W przypadku wędrowników, sportowy obszar działalności, podobnie zresztą jak wszystkie inne,
powinien nabrać charakteru wyczynu. Powinien, z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego że taki
charakter odpowiada samym chłopcom. Po drugie dlatego, że skuteczne wychowanie wędrownika
polega pokonywaniu poważnych wyzwań. Mamy tu do czynienia z pewną dwoistością
terminologiczną, którą dla jasności dalszych rozważań trzeba koniecznie wyjaśnić. Otóż wyczyn
wędrowniczy nie ma nic wspólnego z tzw. sportem wyczynowym. To ostatnie pojęcie nabrało ostatnio
bardzo konkretnego znaczenia. Używane jest dla określenia zawodowej sfery życia związanej z
zarabianiem pieniędzy. Tak, w ostatnich latach sport stał się popularnym zawodem, a zarazem
wielkim i dochodowym biznesem. Musimy się więc zastrzec, że jeśli mówimy o wyczynie sportowym
wędrowników to absolutnie nie mamy na myśli sportu wyczynowego, a jedynie ambitny poziom
działań podejmowanych, jak to się kiedyś mówiło „po amatorsku”.
Aby zrozumieć na czym polega różnica w planowym uprawianiu sportu przez harcerzy i
wędrowników, wróćmy jeszcze na moment do omawianego wcześniej przykładu piłki nożnej. W
przypadku harcerzy, gra w piłkę może być narzędziem do wyrabiania postaw społecznych i
podnoszenia tężyzny fizycznej w sposób metodycznie zaplanowany przez drużynowego dla całej
drużyny. Wszelkiego rodzaju zawody organizowane są tylko po to aby stworzyć odpowiednią sytuację
sprzyjającą zachodzeniu zaplanowanych procesów wychowawczych. W przypadku wędrowników
współzawodnictwo zespołowe nie jest już samo w sobie skutecznym środkiem oddziaływania. Gdyby
instruktor chciał oprzeć pracę drużyny wędrowniczej na tego typu podstawach poniósł by porażkę. Nie
wyklucza to jednak sytuacji, w której jakaś grupa wędrowników zechciałaby rozwijać swoje piłkarskie
zainteresowania i umiejętności. Najbardziej właściwym do tego miejscem byłaby wtedy
specjalistyczna sekcja piłkarska. Jej działalność musiałaby być prowadzona na bardzo wysokim
niemal profesjonalnym poziomie, a efekty stale konfrontowane we właściwy dla sportu sposób, czyli
w drodze rywalizacji sportowej. Jednym słowem gdyby chcieć uczynić z piłki nożnej wędrowniczą
specjalizację, trzeba by było doprowadzić do powstania harcerskiego klubu sportowego,
uczestniczącego w normalnych rozgrywkach ligowych, na właściwym dla siebie poziomie. Bowiem
tylko taka sytuacja zapewniałaby osiągnięcie poziomu wyczynu wędrowniczego. W przypadku gdy
taki klub nie istnieje, a pojedynczy wędrownicy lub grupy zapaleńców, chciałyby w tym kierunku
14
pogłębiać swoje zainteresowania, nie pozostaje nic innego jak potraktować ich udział w pracach
zwykłego klubu sportowego jako spełnienie wymogu wędrowniczej pracy specjalizacyjnej. Bez
wątpienia miałoby to swoje dobre i złe strony.
Podobnie jest z każdą inną dyscypliną sportową. Jeżeli wędrownicy decydują się uprawiać wspinaczkę
i tworzą własną lub uczestniczą w pracach jakiejś innej, pozaharcerskiej sekcji alpinistycznej, to ich
działalność nie może ograniczać się do cotygodniowych zajęć treningowych na ściance. W ich tle, a
raczej w konkretnie sprecyzowanych planach, musi znaleźć się wyprawa umożliwiająca
skonfrontowanie nabytych umiejętności w warunkach wyczynu. Nie musi to być koniecznie Mont
Everest czy K2, ale z drugiej strony – czemu nie?
Wszystko to co zostało powiedziane, nie wyklucza oczywiście uprawiania sportu, w tym grania w
piłkę, na poziomie rekreacyjnym przy każdej nieomal okazji.
Skoro mowa o rekreacji, warto sobie uświadomić, że harcerstwo jak chyba żaden inny ośrodek
skupiający młodzież, zapewnia swoim członkom wspaniałe warunki do jak to się mówi „aktywnej
rekreacji ruchowej” i to w wielkiej różnorodności form. Każda zbiórka na świeżym powietrzu, każda
wycieczka, każdy obóz, każda wędrówka piesza, kajakowa czy rowerowa wiąże się potężną dawką
ruchu. Dzięki temu wizerunek harcerza to poza wszystkim innym także wizerunek chłopca zdrowego i
sprawnego fizycznie.
Krajoznawstwo
Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że celem uprawiania w krajoznawstwa jest
otwarcie serc chłopców na gorące uczucia do własnego kraju. Fundamentem patriotyzmu jest miłość
Ojczyzny, a jakże w sposób dojrzały kochać coś czego się zna?
Idea krajoznawstwa jako środka do pobudzenia uczuć patriotycznych była już znana i praktykowana w
Polsce pod koniec IXX wieku. Harcerstwo zaszczepiło ją na swoim gruncie w sposób naturalny i
rozwinęło szczególnie w latach 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku. Może się wydawać, że obecnie, w
dobie telewizji i Internetu, nie ma już tak wielkiej potrzeby podróżowania po Polsce i pokazywania
chłopcom piękna ziemi ojczystej. Dawniej uroki Wawelu można było poznać tylko w jeden sposób –
jadąc do Krakowa. Dziś obejrzenie dobrze nakręconego filmu może dostarczyć więcej walorów
poznawczych, niż zwiedzenie zamku z nudnym przewodnikiem. Tylko czy na pewno poznawanie
kraju z ekranu telewizora, pięknie wydrukowanych przewodników i Internetu daje ten sam skutek co
postawienie własnej nogi w miejscach ważnych dla bytu narodu i obejrzenie ich na własne oczy? Nie
– ponieważ obcując osobiście z tymi miejscami, wyczuwamy ich specyficzny klimat i co jeszcze
ważniejsze – nawiązujemy pewnego rodzaju więź emocjonalną. A to właśnie jest naszym celem.
Nowoczesne środki przekazu informacji możemy w sposób niezwykle efektywny wpleść w tradycyjną
formę krajoznawstwa, by je wzbogacić i zintensyfikować jego oddziaływanie, ale nie jesteśmy w
stanie skutecznie zastąpić nimi „staroświeckiego” podróżowania po kraju i ukazywania chłopcom jego
piękna, tak aby mogli je docenić wszystkimi zmysłami.
Skoro już wiemy jaki cel przyświeca praktykowaniu krajoznawstwa, spróbujmy przyjrzeć się jego
formom stosowanym w naszym ruchu. Łatwo przewidzieć, że są to formy dość specyficzne
wynikające wprost z metodycznych zasad harcerskiego systemu wychowania.
W gromadzie zuchowej – krajoznawstwo, tak jak wszystkie inne treści, podawane jest chłopcom w
formie zabawy. Z zuchami, stosunkowo najtrudniej jest wybrać się w podróż po Polsce. Trudno też
liczyć na skoncentrowanie ich uwagi bezpośrednio na zagadnieniach krajoznawczych. Toteż, treści
pozwalające przybliżyć im miejsca najbardziej charakterystyczne dla naszego kraju, wplata się
15
najprzeróżniejsze zabawy tematyczne urządzane na zbiórkach gromady – zabawy najczęściej
związane z zupełnie innym tematem.
Przykładowo: podczas jednej z zabaw cyklu związanego ze zdobywaniem sprawności „lotnika”, każda
szóstka urządza lotnisko w jednym z ważniejszych miast Polski – w Warszawie, w Krakowie, w
Poznaniu i w Gdańsku. Zadaniem zuchów jest namalować na wielkim arkuszu papieru jeden
charakterystyczny dla wybranego miasta element krajobrazu: Zamek Królewski, Wawel, Ratusz,
Stocznię. Następnie „załogi” wykonanych wcześniej „samolotów” otrzymują z wieży kontrolnej trasę
lotu, która prowadzi do wszystkich tych miast w ściśle określonej kolejności. Załogi startują. Chłopcy
muszą rozpoznać miasta na podstawie namalowanych wcześniej charakterystycznych elementów
krajobrazu i wylądować w nich w zadanej kolejności.
Ilość elementów krajoznawczych wplatanych w różnego rodzaju zabawy tematyczne, zależy od
inwencji instruktora. Ktoś kto przykłada do tego środka programowego dużą wagę będzie starał się
robić to jak najczęściej. Ktoś kto ma inne priorytety będzie inaczej rozkładał akcenty programowe.
A co z podróżowaniem po Polsce. Dlaczego z zuchami jest to takie trudne? Ktoś kto kiedykolwiek
miał do czynienia z zuchami wie co to znaczy posadzić ich na kilka godzin w pociągu czy autokarze.
Po dwudziestu minutach chłopcy rozpętają tam prawdziwe piekło. I nie ma co się temu dziwić. Taka
jest natura zucha, że nie usiedzi dwudziestu minut w bezruchu. Dlatego nie ma co ich narażać na
podobne udręki, o ile nie jest to koniecznie potrzebne. Nie mniej czasami jednak trzeba wybrać się z
zuchami w dalszą podróż – ot choćby na wakacje. Dlatego planując lokalizację kolejnych kolonii
zuchowych, instruktor powinien brać pod uwagę również walory krajoznawcze. W jednym roku
wybrać się nad morze, zahaczając po drodze o Malbork i stocznię Gdańską, a w kolejnym udać się w
góry, zatrzymując się na postój pod Wawelem i w Wieliczce. Skoro już musimy wybrać się w dalszą
podróż – niech zuchy przynajmniej po drodze zobaczą kawałek swojej Ojczyzny. Przerwa w podróży
dobrze im zrobi, a mądrze zaplanowany postój przynieść może efekty wychowawcze.
Skoro już znajdziemy się z zuchami pod przykładowym Wawelem musimy pamiętać o kolejnym,
poważnym ograniczeniu związanym z próbą oddania ich w ręce przewodnika, który miałby im ów
Wawel pokazać. Szczerze współczuję biedakowi. Zresztą nie tylko jemu. Także zuchom. Próba
skoncentrowania ich uwagi na najciekawszym nawet zabytku architektury musi skończyć się
niepowodzeniem. Nawet gdyby przewodnik przebrał się za Lajkonika, opowiadał mrożące krew w
żyłach legendy i buchał ogniem jak smok, te wszystkie sztuczki starczyłyby mu na nie więcej niż
godzinę. Tylko gdzie znaleźć takiego przewodnika?
Ta gra nie jest warta świeczki. Za wcześnie! Kiedyś przyjdzie i na to pora, a tymczasem
najwłaściwszą formą uprawiania krajoznawstwa jest zabawa. W przypadku rzeczonego Wawelu,
trudno jest sobie wyobrazić aby ochrona zezwoliła zuchom na najbardziej nawet zdyscyplinowaną
zabawę na dziedzińcu, krużgankach czy tym bardziej w komnatach. Pozostawmy wiec Wawel w tle i
znajdźmy w jego pobliżu mniej strzeżony obiekt, który pobudzi wyobraźnię chłopców i gdzie
będziemy mogli czuć się swobodnie. Pomysł sam się nasuwa – Smocza Jama. Szalona zabawa z
podkładaniem smokowi owieczki wypchanej pieprzem, bardziej chłopców zwiąże emocjonalnie z tym
miejscem niż obejrzenie z przewodnikiem wszystkich komnat królewskich na Wawelu. A gruncie
rzeczy o to przecież chodzi.
W programach harcerskich krajoznawstwo może się już znaleźć na bardziej eksponowanym miejscu.
Ujmuje się je w najbardziej właściwą dla harcerzy formę gry.
Ostatnią rzeczą, którą mógłbym poradzić drużynowemu jest wynajęcie przewodnika do oprowadzenia
chłopców po mieście. Zostawmy to wycieczkom szkolnym. Dla nauczyciela jest to najbardziej
wygodny i najmniej absorbujący sposób wywiązania się z zdania, a chłopcy i tak będą szczęśliwi, że
nie muszą w tym czasie siedzieć w szkolnych ławkach. Od harcerstwa chłopcy wymagają znacznie
więcej.
16
Jeśli chcielibyśmy pokazać harcerzom Kraków, najlepiej zaplanować jest grę miejską, w której
chłopcy sami będą musieli znaleźć i odwiedzić miejsca, które instruktor uzna za warte poznania.
Reguły gry i treść zadań do wykonania powinny być skonstruowane w ten sposób aby mechanizm
współzawodnictwa, zmotywował chłopców do działania i pomógł skoncentrować ich uwagę na
możliwie dokładnym poznaniu wyznaczonych obiektów oraz zdobyciu odpowiednich informacji.
Nie sposób w tym miejscu opisać całego bogactwa takich gier. Musimy się więc zadowolić paroma
wskazówkami i pomysłami, które mam nadzieję będą w stanie rozbudzić wyobraźnię i uruchomić
inwencję twórczą czytelnika.
Dla młodszych harcerzy najbardziej odpowiednią będzie gra, w której walory krajoznawcze znajdą się
w bliższym lub dalszym tle.
Wyobraźmy sobie, że „los” rzucił nas z drużyną w pobliże jakiegoś historycznego miasta; Krakowa,
Warszawy czy Torunia. Zastępy dowiadują się, że w mieście tym prawdopodobnie ukryty jest cenny,
historyczny skarb. Nie koniecznie musi to być „Święty Grall”, „Skarb Templariuszy” czy
„Bursztynowa Komnata”. Bez wątpienia, drużynowy znajdzie pomysł, który rozpali wyobraźnię
chłopców. Przyjmijmy, że będzie to miecz i zbroja Zawiszy Czarnego, które król polski wykupił od
Turków po śmierci rycerza i które wykradziono z Wawelu w XVIII wieku. Chcąc wzmocnić
patriotyczny wydźwięk gry, możemy wzbogacić ją o legendę według której w mieczu Zawiszy
Czarnego ukryta jest cudowna moc. Gdy tylko miecz wróci na Wawel, Polacy odzyskają odwagę i
siłę, które uczynią ich zdolnym do odzyskania wszelkich utraconych ziem i uczynienia swojego kraju
jednym z najsilniejszych państw chrześcijańskiej Europy. Warto aby legendę tę oraz pierwsze
wskazówki prowadzące do skarbu, chłopcy poznali na wieczornym ognisku w dniu poprzedzającym
grę. Dajmy im czas, by wyobraźnia zaczęła działać. Następnego dnia drużyna przyjeżdża do miasta.
Każdy zastęp wyrusza na poszukiwanie skarbu. Pierwsza wskazówka brzmi: „W jednym z
najstarszych kościołów leży rycerz z kozłem w herbie. Ile jest liter w tablicy nagrobnej, tyle
dziesiątków kroków od wejścia do ratusza, idąc w kierunku z którego ów rycerz przyszedł, znajdziesz
bramę prowadząca do szczęścia”. Pierwsze co zrobią zastępy to zwiedzą najstarsze kościoły w
mieście. Zrobią to z najwyższą uwagą szukając właściwej płyty nagrobnej. Gdy ją znajdą staną przed
pytaniem skąd przybył ów tajemniczy rycerz. To wymaga uruchomienia szarych komórek. Może się
zdarzyć, że rozmowa z miejscowym księdzem nie wystarczy. Trzeba będzie poszukać odpowiednich
wiadomości - na przykład w Internecie. Tam zaś można znaleźć informację gdzie urodził się ów
znamienity rycerz lub obywatel. Teraz trzeba ustalić w jakim kierunku od miasta znajduje się owa
miejscowość. Okazuje się, że na północny wschód. Oczywiście, idąc ulicą prowadząca w tym
kierunku od ratusza mija się dziesiątki bram. Ale tylko w jednej z nich znajdują się dalsze wskazówki.
W ten sposób grę można rozwijać w nieskończoność. W zależności od trudności wskazówek i obszaru
gry, etapów tych może być trzy lub dziesięć. Ważne by kolejne wskazówki miały podobny charakter.
Zachęcały chłopców do aktywnego poszukiwania i obejrzenia najważniejszych zabytków miasta. Na
końcu zaś, pierwszy – najlepszy z zastępów powinien otrzymać nagrodę w postaci emocjonującej
możliwości wykopania omszałej skrzyni zawierającej skarb. W naszym przypadku, w skrzyni może
znajdować się np. autentyczna ostroga ze wskazówką, że inne elementy zbroi Zawiszy Czarnego
zostały poukrywane w różnych innych miejscach Polski. W ten sposób zwycięski zastęp otrzymuje
cenną, pamiątkową nagrodę, a wszyscy obietnicę przeżycia podobnej przygody w innym miejscu i w
innym czasie.
Nie twierdzę, że przygotowanie takiej gry jest łatwe i proste. Na pewno wymaga od instruktora sporej
inwencji, wcześniejszego wywiadu – może pomocy miejscowych instruktorów i historyków. Ale kto
powiedział, że dobra gra nie wymaga rzetelnego przygotowania? Na pewno nie ja!
Jak zauważyłem na wstępie, walory krajoznawcze są w tej grze elementem niezwykle istotnym ale
obecnym niejako w tle. Chłopcy przede wszystkim szukają skarbu. Przy okazji sami sobie z tego nie
zdając sprawy poznają i zwiedzają miasto. Mało tego, sytuacja jest niezwykle emocjonująca. To co
zobaczą i przeżyją wryje się na trwałe w ich pamięć i serca.
17
Jest to typowy przykład gry przeznaczonej dla harcerzy, którzy jedną nogą tkwią jeszcze w wieku
zuchowym. Kiedy mamy do czynienia z chłopcami nieco starszymi, którzy zbliżają się do wieku
wędrowniczego, możemy pozwolić sobie na zaproponowanie im gry, która opiera się wprost na
walorach krajoznawczych.
Zastępy wyposażone w kamery cyfrowe i przenośną pamięć otrzymują zadanie przygotowania
prezentacji multimedialnej na temat wskazanego (wylosowanego) zabytku, fabryki, uczelni czy innego
charakterystycznego obiektu w danej miejscowości. Oczywiście każdy zastęp „rozpracowuje” inny
obiekt. Wieczorem na kominku zastępy przedstawiają własne prezentacje, a wszyscy je oceniają.
Tak postawione zadanie wymaga rzetelnego wgryzienia się w temat, znalezienia odpowiednich
informacji oraz odpowiedniej formy dla ich prezentacji - zrobienia dobrych zdjęć, nakręcenia
ciekawego filmu. Zastęp musi podzielić się pracą. Jedni szukają rozmówców i nagrywają wywiady,
inni wykonują zdjęcia, jeszcze inni szukają informacji w Internecie i montują dostarczone materiały w
jedną całość. Wieczorem chłopcy oglądają w napięciu przygotowane prezentacje, chłonąc w ten
sposób informacje, którymi w inny sposób nie zawracaliby sobie głowy.
Warto też zwrócić uwagę, że bardzo istotnym elementem pracy harcerskiej jest dokładne poznanie
swojej własnej okolicy. Wiąże się to z pojęciem „Małej Ojczyzny”, którym zajmiemy się już wkrótce
w znacznie szerszym zakresie. Teraz tylko zasygnalizujmy, że prawdziwy harcerz powinien doskonale
znać okolice własnego miejsca zamieszkania. Wiedzieć gdzie znajdują się kościoły, cmentarze,
urzędy, szkoły, przedszkola, kina, teatry, sklepy, apteki, szpitale, przychodnie, komisariaty policji,
remizy strażackie, dworce kolejowe, przystanki autobusowe, automaty telefoniczne i t.d. Powinien
wiedzieć jak najszybciej dojść i dojechać z jednego miejsca na drugie. Tu też najwłaściwszą formą
pracy jest gra począwszy od wszelkiego rodzaju specjalnych przekradanek wymagających znajomości
tajemnych przejść przez podwórka i piwnice, po wszelkiego rodzaju gry wymagające poruszania się
po okolicy, odnajdywania listów, punktów kontrolnych i t.p.
Planując pracę drużyny harcerskiej pod kątem krajoznawstwa, należy zwrócić uwagę by w ciągu kilku
lat umożliwić chłopcom poznanie najciekawszych miejsc i różnych części Polski. Każdy kolejny obóz,
każde kolejne zimowisko powinno odbywać się w innym rejonie kraju. W ten sposób dajemy
chłopcom szansę zobaczenia Polski w możliwie szerokiej perspektywie.
Warto też sobie uświadomić, że krajoznawstwo w ujęciu harcerskim to nie tylko zwiedzanie zabytków
Krakowa czy Warszawy. To także piękno krajobrazu, które możemy docenić podczas wędrówek po
Polsce, to klimat małych miasteczek i sposób życia mieszkańców wsi. Będąc na obozie w najgłębszej
nawet leśnej głuszy, warto wysłać zastępy na zwiady terenowe. Będąc na Podkarpaciu, dajmy
chłopcom szansę przyjrzenia się jak tętni życie w tamtejszych wioskach, gdzie rolnicy z dziada
pradziada gospodarują na małych, ale własnych poletkach ziemi. Niech porównają to z obserwacjami
poczynionymi na poprzednim obozie odbytym na Pomorzu Zachodnim, gdzie dominują tereny
popegieerowskie, i gdzie ludzie choć też na wsi to jednak żyją zupełnie inaczej. Tego typu obserwacje
będą mało czytelne dla młodszych harcerzy. Nie dostarczą im one intelektualnych przeżyć, ale
pozostawią łatwy do zapamiętania ślad w postaci atmosfery panującej w tych miejscach. Od starszych,
na przykład od zastępowych, możemy oczekiwać już jednak pewnej intelektualnej refleksji natury
społecznej związanej z poczynionymi obserwacjami.
W ten sposób dotknęliśmy trzeciej odsłony krajoznawstwa, właściwej dla wieku wędrowniczego. Już
sama nazwa „wędrownik” każe się domyślać, że w tej właśnie wiekowej gałęzi ruchu harcerskiego
krajoznawstwo znajduje się na bardzo eksponowanym miejscu. Zachęcamy chłopców do wędrowania
nie tylko w celu kształtowania ich tężyzny fizycznej, odnajdywania w pięknie przyrody kontaktu ze
Stwórcą, ale także po to aby poznali swoją Ojczyznę. Poznali to w tym przypadku znaczy nie tylko by
ją zobaczyli i pokochali, ale także by ją zrozumieli.
Polska to nie tylko zabytki kultury, nie tylko piękno krajobrazu – to także Polacy. Poznać Polskę to
także zrozumieć duszę Polaków, zobaczyć jak żyją i dlaczego tak właśnie, a nie inaczej. Jednym
słowem jeśli chcemy aby wędrownicy poznali swój kraj w stopniu adekwatnym do swoich możliwości
18
umysłowych musimy wzbogacić ich wiedzę o refleksje natury społecznej. Chcemy aby zrozumieli
przyczyny bezrobocia na terenach popegierowskich oraz przysłowiowej galicyjskiej biedy. Żeby
uświadomili sobie czemu wyzuci z własności, napływowi osadnicy z Ziem Zachodnich głosują w
większości na lewicę, a zakorzenieni od wieków w swoich społecznościach i osiadli na własnej ziemi
mieszkańcy Polski południow-wschodniej w większości sympatyzują z prawicą. Co zdecydowało o
widocznych gołych okiem różnicach cywilizacyjnych pomiędzy Polską wschodnią i zachodnią, co jest
źródłem możliwości rozwojowych w Polsce centralnej, a co przyczyną gospodarczej zapaści na
ścianie wschodniej.
Ktoś powie, że wiedzę tę młodzież poznaje w szkole. Tak – to prawda. Tylko, że poznaje ją z
podręcznika wkuwając suche fakty i liczby. My zaś chcemy by zobaczyli to na własne oczy, by
spróbowali wczuć się w sytuację konkretnych ludzi - tych których poznają na drodze swoich
wędrówek i aby samodzielnie wyciągnęli odpowiednie wnioski. Zgodzę się, że przygotowanie
wędrówki pod tym kątem wymaga od instruktora sporej wiedzy, doświadczenia i przygotowań, ale
jakże warto zadać sobie ten trud. W ten sposób wędrówka staje się narzędziem wychowania nie tylko
zapalonych turystów, ale przede wszystkim wrażliwych społeczników. Znając i rozumiejąc polskie
problemy nasi wędrownicy staną się w przyszłości w pełni świadomymi i aktywnymi obywatelami
państwa polskiego.
Uświadomienie sobie przyczyn niedomagania polskiej rzeczywistości jest najkrótszą drogą do
ukierunkowania młodzieńczego buntu na tory konstruktywnej pracy dla Polski przejawiającej się
potrzebą podjęcia i pełnienia służby społecznej. Być może, problemy które zdają się dla jakiejś
lokalnej społeczności niemożliwe do pokonania, z perspektywy wielkomiejskiej nie stanowią już
takiej trudności. Może chłopcy poznając realne problemy konkretnych ludzi włączą się w akcję
zbierania funduszy dla jakiejś lokalnej inicjatywy edukacyjnej. Może doprowadzą do powstania
wiejskiej drużyny harcerskiej i obejmą ją swoim patronatem. Trudno tu wymienić wszystkie
możliwości. Jeśli problem zostanie rozpoznany prawidłowo, a chłopcy nabiorą do niego
emocjonalnego stosunku, sprawy potoczą się bez wątpienia szybko przynosząc wartościowe efekty.
Historia i kultywowanie tradycji
Mówi się, że człowiek jest jak drzewo – nie może żyć bez korzeni. Jednym z kluczowych zagadnień
dla psychiki każdego człowieka, a także w sensie społecznym dla każdej zbiorowości ludzkiej jest
pytanie o ich tożsamość. Aby ją określić nie wystarczy znać swoją aktualną kondycję. Trzeba też
wiedzieć skąd się wywodzi, jakie miejsce zajmuje się w sztafecie następujących po sobie pokoleń i
dokąd się zmierza. W pewnym sensie jest to odwieczne pytanie o sens ludzkiej egzystencji. O ile w
ogóle można ten sens zobaczyć, to tylko w pewnej perspektywie czasowej. Skoro nie wiemy jaka
czeka nas przyszłość, ową perspektywę można uzyskać tylko odnosząc się do przeszłości. To skąd się
wywodzimy jest równie istotne jak to dokąd zmierzamy, z tym, że historia może być obiektem
naszego poznania a przyszłość jak dotąd jeszcze nie. Przyszłość to mgliste plany. Przeszłość to
konkret, który możemy starać się poznać. W ten sposób, przynajmniej częściowo, odpowiadamy na
pytanie o sens istnienia i o własną tożsamość.
Oto dlaczego harcerstwo próbuje zakorzenić świadomość chłopców w pewnej tradycji historycznej –
tradycji, która stanowi o ich tożsamości w wymiarze indywidualnym i zbiorowym.
Jeśli oczekujemy, że chłopcy będą w przyszłości odpowiedzialnie budować własne rodziny,
postarajmy się aby ujrzeli to zadanie także w kontekście historycznym, jako kolejną zmianę w
odwiecznej sztafecie pokoleń. Niech poczują się dumni z przynależności do swego rodu i niech
poczują na sobie odpowiedzialność za przeniesienie tradycji rodzinnej w przyszłość. To dostarczy im
w dorosłym życiu dodatkowej motywacji by posiadać i dobrze wychować własne dzieci.
19
Jeśli oczekujemy, że nasi chłopcy będą kiedyś aktywnymi i świadomymi swej roli obywatelami
państwa polskiego, pomóżmy im poczuć się w pełni Polakami, depozytariuszami dziedzictwa
narodowego, które mają zachować i rozwinąć, a następnie przekazać w ręce kolejnych pokoleń.
Taki jest wychowawczy sens poznawania historii i kultywowania tradycji.
A teraz zgodnie z utrwaloną już w tym rozdziale tradycją, zapytajmy o najwłaściwszą do tego formę.
Zuch widzi tylko świat realny. Dla niego historia i tradycja nie istnieją, bo nie można ich ani zobaczyć
ani dotknąć. Zuch nie jest też w stanie prawidłowo ocenić upływu czasu. Kiedy mówimy mu, że jakieś
wydarzenia miały miejsce dziesięć lata temu i sto lat temu, dla niego oznacza to dokładnie to samo –
czyli „dawno temu”. Wplatając elementy historyczne w zabawy zuchowe musimy być świadomi tych
ograniczeń i nie wymagać cudów. Jedyną w zasadzie szansą dotarcia do chłopca z przekazem
historycznym jest ujęcie go w formie legendy. Nie musimy więc dbać o realia, przywiązywać wagi do
dat i nazwisk. Dla zucha liczy się tylko sama opowieść opisująca jakieś zrozumiałe dla niego
wydarzenie, najlepiej przygodę jaka przydarzyła się konkretnemu bohaterowi. Przy czym zuch nie dba
o to czy jest to opowieść prawdziwa czy zmyślona, ważne jest tylko to, żeby była ciekawa. Nie uda
nam się wyjaśnić zuchowi dlaczego doszło do najazdu Szwedów na Polskę. Możemy mu tylko
opowiedzieć jak Kmicić wysadził szwedzką kolumbrynę albo jak to się stało, że Matka Boska
Częstochowska ma bliznę na twarzy. Sensem tej opowieści jest wskazanie pochwalanych przez nas
postaw i wywołanie pozytywnych emocji związanych z poczuciem polskości. Zresztą, sama opowieść
zrobi na zuchu niewielkie wrażenie. Potraktujmy ją tylko jako punkt wyjścia – wprowadzenie do
zabawy. Może nią być konkurs rysunkowy, albo jeszcze lepiej zuchowe przedstawienie. Nic tak się
nie nadaje do zuchowego teatrzyku jak ciekawa legenda. Chłopcy odgrywając powierzone im role
wczuwają się w opowiadaną historię i nabierają do niej emocjonalnego stosunku. Tyle możemy
osiągnąć. Zwarzywszy na wiek chłopców to i tak bardzo dużo.
W drużynie harcerskiej mamy już zupełnie inną sytuację i znacznie większe możliwości
oddziaływania. To nie przypadek, że w szkole, historia jako przedmiot pojawia się dopiero w
okolicach 5 i 6 klasy. Wiąże się to z dość istotnym skokiem w rozwoju umysłowym chłopców. Po
jego dokonaniu, aparat poznawczy chłopca zaczyna przejawiać zdolność do rozpoznawania zjawisk
niematerialnych oraz właściwej oceny upływu czasu. Z tym, że my w harcerstwie traktujemy historię
zupełnie inaczej niż szkoła. Nie zmuszamy chłopca by wkuwał na pamięć daty i nazwiska. Staramy się
oddziaływać na świadomość i na emocje. Do tego też jest potrzebna pewna wiedza, ale nie musi być
wcale zbyt szczegółowa. Zależy nam na tym aby chłopcy poczuli się depozytariuszami dziedzictwa
przejętego od przeszłych pokoleń oraz poczuli potrzebę jego zachowania, rozwinięcia i przekazania w
kolejne ręce. Aby to osiągnąć stosujemy formy, które są zupełnie inne od nauczania szkolnego.
Po pierwsze, chcielibyśmy zbudować w chłopcu świadomość przynależności do własnego rodu. W
tym celu zachęcamy go do poznania historii własnej rodziny. Niestety, mamy dziś w Polsce sytuację,
w której niewiele rodzin może się wykazać wiedzą w tym zakresie. Nielicznymi wyjątkami są
potomkowie starych szlacheckich rodów. Większość Polaków, nawet jeśli odczuwa potrzebę odkrycia
własnych korzeni, nie ma to czasu, ani możliwości. W ogromnej większości polskich rodzin nie
istnieje żadna dokumentacja, a skromna wiedza opiera się wyłącznie na pamięci żyjących jeszcze
dziadków, a więc sięga zaledwie dwa, góra trzy, pokolenia wstecz i to w sposób niezwykle
fragmentaryczny. Najwyższy czas to zmienić. Jeśli chcemy by Polacy żyli w silnych i trwałych
rodzinach musimy przywrócić im ich tożsamość.
Zadanie to wprost idealnie nadaje się do indywidualnych prób na stopnie harcerskie. Kandydat na
wywiadowcę może stworzyć dobrze opisany album fotograficzny rodziny zawierający najstarsze i
najnowsze zdjęcia pradziadków, dziadków, rodziców, wujów, ciotek i kuzynów. Kandydat na stopień
ćwika jest już zdolny do opracowania własnego drzewa genealogicznego. Można też pomyśleć o
założeniu kroniki rodzinnej, którą uzupełni się o znane fakty z przeszłości i w której odnotowywać się
będzie odtąd wszystkie ważniejsze wydarzenia mające miejsce w jak najszerszym, znanym obecnie
kręgu rodziny. Kolejnym stricte już wędrowniczym zadaniem, które może się znaleźć w próbie na
20
stopień HO lub HR jest napisanie historii własnego rodu z notkami biograficznymi bardziej
zasłużonych przodków.
Wartość tego typu zadań polega na kilku cennych efektach, jakie się pojawiają w wyniku ich podjęcia
i wykonania. Powstaje choćby zaczątek dokumentacji, która jest w stanie przenieść w przyszłość
wiedzę, którą do tej pory umierając zabierali do grobu najstarsi członkowie rodzin. W przyszłości
wiedza ta będzie wzmacniać tożsamość chłopców i ich potomstwa. Podczas wykonywania zadania
następuje niezwykle pożyteczna konsolidacja rodziny. Jest niemal normą, że wszyscy starają się
chłopcu pomóc w wykonaniu zadania, a najbardziej dziadkowie. Bardzo często wieść o rozpoczęciu
prac nad dokumentacją rodzinną, aktywizuje bliższych i dalszych kuzynów, przyczyniając się do
odbudowania nadwątlonych więzi rodzinnych i uruchomienia procesów pokrewnych w bardzo nieraz
oddalonych gałęziach rodu. Gwałtownie wzrasta pozycja chłopca w rodzinie, co skutkuje u niego
zwiększeniem poczucia odpowiedzialności. Wreszcie, skoro już mowa o najważniejszych dla nas
efektach wychowawczych, chłopiec buduje w sobie świadomość rodzinną, ocenia wartości jakie
przyświecały jego przodkom i ustala swój własny stosunek do nich, wreszcie odkrywa istnienie
pewnej tradycji rodzinnej nabiera do niej niezwykle emocjonalnego stosunku.
Badając dzieje własnej rodziny, zwłaszcza w przypadku rodów osiadłych od pokoleń w jednym
miejscu, w sposób nieunikniony natrafia się na informacje ukazujące wzajemne związki pomiędzy
historią rodziny a historią społeczności lokalnej. Czasem to przodkowie wywierali istotny wpływ na
dzieje tej społeczności, czasami działo się odwrotnie – jakieś zjawiska dotyczące ogółu mieszkańców
wpływały na losy rodziny. Dostrzeżenie tych związków musi rozbudzić w chłopcu zainteresowanie
historią miejscowości w jakiej mieszka albo terenu skąd wywodzi się jego rodzina. Nawet jeśli jest to
teren odległy, nawet jeśli pozostaje poza granicami obecnej Rzeczypospolitej, pojawienie się tego
zainteresowania otwiera jeszcze szersze możliwości oddziaływania wychowawczego.
W ostatnich latach coraz większe znaczenie przykłada się do zjawiska tzw. patriotyzmu lokalnego
związanego z pojęciem „Małej Ojczyzny”. Nie bez przyczyny. Okazuje się bowiem, że stosunek do
ziemi ojczystej kształtowany jest w głównej mierze przez emocje związane z tym konkretnym
miejscem, w którym się wyrosło, z krajobrazem jaki otaczał nas od urodzenia, z historią i kulturą jakie
ukształtowały naszą świadomość i ludźmi wśród których się wzrastało i którzy wywarli nas swój
wpływ. Tego właśnie miejsca i tych ludzi jesteśmy w stanie bronić aż do utraty życia, za tym właśnie
tęsknimy gdy los rzuci nas z dala od domu rodzinnego. To jest właśnie nasza Ojczyzna, nie jakaś tam
abstrakcja, ale konkret który czujemy każdym zmysłem. Ktoś kto nie pokochał swojego domu
rodzinnego i tej własnej małej Ojczyzny, nigdy nie zrozumie co to Polska i nigdy jej w pełni nie
pokocha. Jeśli korzenie zapuszcza się głęboko, to tylko w tym jednym konkretnym miejscu na Ziemi.
Ktoś kto nie doświadcza patriotyzmu lokalnego, kto nie czuje silnego związku z tym jednym
konkretnym miejscem, ma niestety słabe i płytkie korzenie.
Chcąc kształtować w chłopcu uczucia patriotyczne, powinniśmy rozbudzać w nim świadomość
istnienia jego własnej małej Ojczyzny. Najczęściej pojęcie to będzie po prostu wiązać się z miejscem
zamieszkania i pokrywać z terenem działania drużyny. Czasem jednak owa mała Ojczyzna, ku której
ciążą uczucia chłopca i uczucia jego rodziców może być bardzo odległa. Tak będzie bez wątpienia w
przypadku imigrantów, u których uczucia patriotyczne mogą być niezwykle skomplikowane i trudne
dla nas do zrozumienia. Nie mniej w każdej sytuacji powinniśmy te uczucia wspierać i wzmacniać. W
przypadku imigrantów najbardziej to tego celu właściwe będą różnorodne formy zadań
indywidualnych wyznaczanych w ramach prób na stopnie i sprawności.
W stosunku do ogromnej większości chłopców, ich mała Ojczyzna jest pojęciem wspólnym. To
otwiera omawiany zakres działalności wychowawczej na możliwość stosowania różnorodnych form
zadań zespołowych, które można ująć w programie pracy drużyny.
Pod tym względem zupełnie inna będzie sytuacja drużyn działających w Warszawie czy Krakowie, a
zupełnie inna tych, które działają w małych miasteczkach czy wręcz na wioskach. W tym miejscu
warto poczynić uwagę, która być może dla wielu zabrzmi dziwnie. Otóż sądzę, że o wiele łatwiej jest
21
budować poczucie wspólnoty lokalnej i odkrywać znaczenie małej Ojczyzny właśnie w tym drugim
przypadku. Po pierwsze jest tam znacznie więcej do zrobienia bo historia tych miejsc nie jest zbyt
dobrze opracowana, a większości przypadków wręcz całkowicie nie znana. Po drugie dlatego, że
łatwiej tam o wyrazistą identyfikację. W wielkich ośrodkach miejskich, historia lokalna jest
zdominowana przez wydarzenia o znaczeniu narodowym czy wręcz powszechnym. O wiele trudniej
jest dostrzec te wydarzenia historyczne, które miały wpływ na społeczność lokalną jeśli na każdym
niemal kroku rzucają się w oczy doniosłe ślady historii powszechnej. Nie mniej nawet na krakowskiej
starówce można tropić historie mające wpływ na układ architektoniczny, strukturę własnościową i
losy zamieszkałych tam rodzin mieszczańskich. Próba wyłuskania ich z natłoku ogólnie znanych
zdarzeń odbijających się echem w całej Polsce i Europie, jest trudna ale możliwa.
Pierwsze do czego pociągnie nas nasza polska dusza, to ślady walk o wolność Ojczyzny. W każdej
okolicy znajdą się groby bohaterów, którzy oddali swoje życie za wolność Ojczyzny, w obronie
własnych rodzin i sąsiadów. Groby te warte są upamiętnienia. Podobnie jak miejsca bitew i potyczek.
Historia nie oszczędziła żadnego skrawka polskiej ziemi. Żeby nie sięgać w zbyt odległą przeszłość Insurekcja Kościuszkowska, Wojny Napoleońskie, Powstania Listopadowe i Styczniowe, I Wojna
Światowa, Powstania Śląskie i Wielkopolskie, Wojna Bolszewicka, II Wojna Światowa, działalność
podziemia antykomunistycznego – wszystkie te wydarzenia pozostawiły swoje ślady, które warte są
upamiętnienia w formie godnego zagospodarowania tych miejsc, organizowania lokalnych
uroczystości czy wręcz w formie opracowań historycznych. Odkrywając przed chłopcami owe lokalne
historie warto zwrócić szczególną uwagę na postaci uczestników tych wydarzeń, na ich dalsze losy i
losy ich rodzin. Bardzo często okaże się, że to właśnie nasi chłopcy są potomkami bohaterskich
powstańców. Że w każdej niemal miejscowej rodzinie znajdzie się przodek, którym można się
szczycić.
Do najwłaściwszych, harcerskich form kontaktu z historią należą gry terenowe, których „fabuła”
odtwarza sytuacje z przed lat oraz wszelkiego rodzaju służba związana z opieką nad grobami
bohaterów lub współorganizowaniem uroczystości patriotycznych upamiętniających ważne
wydarzenia historyczne. Podczas rozgrywania gry opartej na realiach historycznych, chłopcy
wczuwają się w rolę powstańców i żołnierzy. Im te realia są lepiej odtworzone, tym identyfikacja staje
się silniejsza. Jeszcze silniejszy efekt identyfikacji osiągamy, gdy uda nam się namówić chłopców do
służby. Pełniąc ją, harcerze nie tylko nabierają emocjonalnego stosunku do idei przyświecających
dawnym bohaterom, ale także mają okazję poczuć się kontynuatorami owych idei w służbie
publicznej.
Wędrowników, z kolei, mogą zainteresować inne aspekty lokalnej historii. Opuszczona i zruinowana
fabryka może się okazać śladem dawnej świetności gospodarczej tego rejonu. Tropienie tego typu
śladów czasem doprowadza w bardzo odległe czasy. Kto wie, może nawet do epoki brązu. Po drodze
może zainteresują ich miejscowe stanowiska archeologiczne. Wykopaliska, to najbardziej chyba
fascynująca chłopców forma obcowania z historią. Wiem z doświadczenia, że dla wędrowników jest
to bardzo pasjonująca dziedzina zainteresowań. Działalność poszukiwawcza musi być prowadzona w
porozumieniu z odpowiednią placówką badawczą. To wymusza nawiązanie jakiejś formy współpracy
i owocuje poznaniem ciekawych ludzi. Bardzo często pozostawia to swój ślad na całe życie, a nie
rzadko owocuje wyborem kierunku studiów.
Najwłaściwszym chyba dla tego celu partnerem okaże się miejscowe muzeum. Jeśli uda nam się
zainteresować wędrowników lokalną historią, współpraca taka otwiera niezwykle ciekawe formy
rozwijania zainteresowań oraz bardzo potrzebnej służby społecznej. W muzeach takich pracują
najczęściej autentyczni pasjonaci. A pasja często bywa zaraźliwa. Nagle może się okazać, że chłopcy
przejawiają zainteresowania, o które nigdy wcześniej byśmy ich nie posądzali. Dzieje miejscowego
szkolnictwa, opieki medycznej, walki z przestępczością, ochrony przeciwpożarowej, dzieje
gospodarcze to są dziedziny, w które można chłopców wprowadzić tylko zarażając ich swoją pasją. A
korzyści wychowawcze mogą być na prawdę imponujące. Owe zainteresowania prowadzą wprost do
22
kształtowania postaw przyszłych lokalnych społeczników. Na tym właśnie powinno nam niezwykle
zależeć.
Myśląc o małej Ojczyźnie jako o szczególnej więzi emocjonalnej ze środowiskiem, w którym się
wzrastało, trudno nie zauważyć, że dla harcerzy i wędrowników jednym z najbardziej ważnych jego
elementów jest... ich własna drużyna. Jeśli jest to drużyna stara, szczycąca się bogatymi tradycjami –
pole do eksploracji historycznych jest wręcz nieograniczone. Ale nawet w przypadku drużyn
najmłodszych, istniejących raptem kilka miesięcy, kwestia budowania świadomości historycznej jest
niezwykle ważna.
Niemalże od początku istnienia naszego ruchu, bardzo istotnym elementem jakiejkolwiek pracy
harcerskiej są kroniki dokumentujące bieżące dokonania i wydarzenia. Każdy zastęp i każda drużyna
powinny taką kronikę posiadać i najczęściej je posiadają. Wpisów do niej dokonują sami harcerze. W
ten sposób każda udana zbiórka, każda wycieczka i obóz – każde harcerskie wydarzenie staje się
częścią historii środowiska lokalnego oraz historii ruchu harcerskiego. Mało tego, chłopcy zyskują
bardzo cenną dla nich świadomość, że są bohaterami i aktywnymi współtwórcami tej historii.
W tym miejscu doszliśmy do niezwykle ważnego, z punktu widzenia psychologicznego, elementu
naszych rozważań. U prawidłowo rozwijającego się chłopca, w wieku wędrowniczym pojawia się
silna potrzeba odgrywania istotnej roli w społeczeństwie. Niestety świat ludzi dorosłych bardzo
rzadko docenia dokonania młodych ludzi, a dokonania na polu harcerskim wręcz lekceważy. Powstaje
więc dość bolesny rozdźwięk pomiędzy tym co jest ważne dla chłopca, a tym co społeczeństwo
skłonne jest docenić. W świadomości społecznej, ważne z punktu widzenia chłopca dokonania
skazane są na całkowity niebyt i zapomnienie. Dobrze prowadzona kronika drużyny spełnia więc
niezwykle istotną rolę w procesie wychowania. Dokumentuje owe dokonania. Pozwala na zapisanie i
zachowanie ich dla potomności. Po latach, zachowane zdjęcia i relacje nie tylko ożywią wspomnienia
chłopców ale też pokażą w jakim stopniu ich harcerska działalność odcisnęła piętno na kondycji
całego środowiska. Chłopcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. W drużynach, gdzie działalność
kronikarska jest dobrze prowadzana, chłopcy zdolni są do wielkich poświęceń i cennych dowodów
odpowiedzialności, byle tylko zasłużyć sobie na uznanie środowiska potwierdzone odpowiednim
wpisem do kroniki.
Sam należę do jednej z najstarszych drużyn harcerskich na świecie, która istnieje nieprzerwanie tak
długo jak długo istnieje cały ruch harcerski. Przez cały ten, blisko 100-letni okres, do działalności
kronikarskiej przywiązywano w Szesnastce Warszawskiej niebywale istotne znaczenie. Jestem
absolutnie przekonany, że jest to jeden z najważniejszych czynników twórczych owego fenomenu,
który polega na tym, że środowisko harcerskie, pozbawione jakiejkolwiek instytucjonalnej trwałości,
potrafiło zachować ciągłość pracy przez tak długi okres. Dobrze prowadzona kronika - to dobrze
udokumentowana historia, a to z kolei oznacza istnienie zbiorowej pamięci, która docenia wkład pracy
poszczególnych jednostek w byt całego środowiska. Historia tej wyjątkowej drużyny obfituje w trudne
sytuacje, które mogłyby stać się kresem jej istnienia. Jednak zawsze wtedy, zwyciężało poczucie
odpowiedzialności za niezwykle wartościowy, udokumentowany dorobek harcerskich pokoleń i za
środowisko świadome swej niezwykle silnej tożsamości. Zawsze wtedy znajdywały się liczne zespoły
ludzi, nawet z pośród osób, które już dawno zdjęły mundury harcerskie, którzy gotowi byli wiele
poświęcić dla ratowania tego wielkiego wspólnego dorobku. W ten sposób pomimo bardzo trudnych
nieraz kolei losu, Warszawska Szesnastka trwa przez dziesięciolecia, wychowuje wciąż nowe
pokolenia Polaków i wywiera wartościowy wpływ na cały ruch harcerski. Drużyna ta jest niezwykle
silnie zakorzenia w swoim środowisku lokalnym i skupia wokół siebie bardzo liczne środowiska
byłych harcerzy. Pomimo tego, że są to ludzie w bardzo różnym wieku, legitymujący się różnym
doświadczeniem życiowym, owa specyficzna, mała Ojczyzna w postaci ich Drużyny jest dla nich
ogromnie cenną wspólną wartością i niezwykle silnym czynnikiem integrującym.
Przykład ten bardzo dobrze ilustruje wartość niedocenianego jeszcze powszechnie patriotyzmu
lokalnego. Prawidłowe wychowanie harcerskie może mieć ogromny wpływ na takie ukształtowanie
postaw obywatelskich, w których silne poczucie tożsamości i odpowiedzialności za los najbliższego
23
środowiska społecznego stanie się w przyszłości motorem podejmowania przez chłopców niezwykle
cennej aktywności społecznej na rzecz tego środowiska, a tym samym na rzecz całego społeczeństwa.
Kolejnym elementem kształtowania tożsamości patriotycznej chłopca, jest budowanie silnej więzi
emocjonalnej w stosunku do państwa polskiego i wspólnoty narodowej. Trzeba w tym miejscu jeszcze
raz bardzo dobitnie podkreślić, owe wyższe uczucia można budować tylko na solidnych
fundamentach, a są nimi tradycja rodzinna oraz silna świadomość przynależności do ściśle określonej
społeczności lokalnej. To są właśnie owe głębokie korzenie decydujące o poczuciu tożsamości
chłopca. Jeśli ich brak, niczego więcej nie da się zbudować. Jeśli natomiast świadomość własnej
tożsamości jest silnie zakorzeniona w „glebie”, z której chłopiec wyrósł, można zacząć sięgać dalej.
Uczucia doświadczane w stosunku do własnej rodziny oraz małej Ojczyzny są podstawą do
urealnienia pojęć takich jak Ojczyzna czy wspólnota narodowa. Bez tego byłaby to po prostu czysta
abstrakcja.
Rozumiejąc charakter własnego związku ze wspólnotą rodzinną i lokalną, chłopiec zaczyna
dostrzegać, że przynależy także do znacznie szerszej wspólnoty ludzi wyróżniającej się pewnymi
bardzo istotnymi i zarazem wspólnymi cechami. Wspólnota ta posługuje się tym samym językiem, jest
osadzona w tej samej kulturze i wyrasta z tej samej tradycji historycznej. Świadomość przynależności
do niej jest tym silniejsza im większa jest znajomość owej kultury, historii i tradycji.
Dziś, w całkowicie wolnej Polsce, możemy uznać, że zadanie wyposażenia chłopca w odpowiednia
wiedzę na ten temat z powodzeniem spełnia szkoła. Nie zawsze tak było. W czasie zaborów, podczas
sowieckiej i hitlerowskiej okupacji oraz w okresie PRL-u, harcerstwo musiało przejąć na siebie tę
część zadań szkoły i włączyć w swoje programy także działania zmierzające do zapoznania chłopca z
prawdziwą historią Polski oraz kulturą i tradycją narodową. Dziś jednak skoro nie ma potrzeby
powielać zadań, z którymi radzi sobie system powszechnej edukacji, harcerstwo może skoncentrować
się na tym co można osiągnąć tylko poza ławką szkolną. Sama znajomość historii i tradycji nie
wystarczy. Chłopiec musi mieć jeszcze do tego silnie emocjonalny stosunek. To jest właśnie zadanie i
rola harcerstwa.
Cóż z tego, że chłopiec zna na pamięć datę bitwy pod Grunwaldem. Co do charakteru jest to
informacja taka sama jak wartość stałej grawitacyjnej. Dopiero gdy zaczną jej towarzyszyć emocje,
informacja ta staje się ważna z punktu widzenia świadomości narodowej. Jak te emocje ożywić?
Oczywiście przy zastosowaniu typowo harcerskich środków. Przy okazji, obozu organizowanego na
Warmii, na trasie wędrówek zastępów powinny znaleźć się Pola Grunwaldzkie - najlepiej 15 lipca w
rocznicę bitwy, kiedy odbywają się tam uroczystości patriotyczne i pokazy rycerskie. Obejrzenie filmu
„Krzyżacy” pod gołym grunwaldzkim niebem, pozostawia znacznie silniejsze przeżycia niż gdyby ten
sam film obejrzało się w domu. Wędrując po Warmii nie można też ominąć pozostałości zamków
krzyżackich z Malborkiem na czele. Mądra gawęda drużynowego opowiedziana przy ognisku, w
ruinach któregoś z tych zamków i pokazy zastępów polegające na zainscenizowaniu najbardziej
przemawiających scen z „Krzyżaków” powinny dopełnić dzieła.
Z tym, że Grunwald i Polska Jagiellonów, jest to jednak dość odległa historia. Niezwykle barwna, ale
osadzona w bardzo specyficznych i odległych realiach średniowiecza. Bliżej jej do scenerii baśni i
legend niż do współczesnych realiów. Dlatego świetnie nadaje się do pracy z młodszymi harcerzami
gdzie zabawa odgrywa jeszcze pewną rolę.
W przypadku nieco starszych harcerzy i wędrowników, znacznie bardziej wartościowa wydaje się
historia bliższa współczesności. Bezpośredni wpływ na ukształtowanie się polskiej tożsamości
narodowej miały wydarzenia i zjawiska w jakie obfitował wiek IXX-ty i XX-ty. Ich poznanie i
zrozumienie znacznie bardziej przybliża nas do celu niż wgryzanie się w realia średniowiecza. Nie da
się bowiem zrozumieć polskiej duszy i nie można poczuć się Polakiem, jeśli nie pozna się i nie
zrozumie, a przy tym nie utożsami się z dążeniami naszych przodków do odzyskania niepodległości, a
potem obrony państwa polskiego i zachowania kultury narodowej w skrajnie niesprzyjających Polsce
warunkach jakie utrzymywały się przez ostatnie dwa stulecia.
24
Na szczęście, jest to historia dość jeszcze żywa w ludzkiej pamięci i dobrze udokumentowana. Istnieją
liczne materialne ślady pozostawione przez wydarzenia, z którymi da się obcować. A co
najważniejsze, żyją jeszcze świadkowie i bohaterowie tych wydarzeń. Spotkanie z nimi jest bezcenne
z punktu widzenia naszego celu wychowawczego.
Kiedy młody człowiek, dowiaduje się w szkole, że hitlerowcy wymordowali blisko 3 miliony polskich
Żydów, informacja ta nie robi na nim zwykle wielkiego wrażenia. Jest to po prostu liczba, która mimo
że obiektywnie ukazuje skalę dokonanej zbrodni to jednak jest zbyt abstrakcyjna by wyobrazić sobie
ogrom tej potworności. Dopiero gdy na szlaku harcerskiej wędrówki zobaczy się ślady tej zbrodni,
choćby w Oświęcimiu czy na Majdanku, gdy spojrzy się w oczy i wysłucha relacji człowieka
ocalałego z holocaustu, gdy pozna się ludzi, którzy ryzykowali życiem, by uratować z pogromu
choćby jedno ludzkie istnienie – dopiero wtedy jest się w stanie doświadczyć głębokiej refleksji na ten
temat i uczynić z niej element własnej świadomości narodowej.
Tak się złożyło, że historia Polski w ostatnich stu latach jest nierozerwalnie związana z historią
harcerstwa. Bohaterowie tej historii w ogromnej większości byli harcerzami, a i samo harcerstwo
odgrywało w niej niezwykle istotną rolę. Okoliczność ta ma bardzo cenne znaczenie, w procesie
kształtowania postaw patriotycznych współczesnej młodzieży harcerskiej. Wartość ta polega na
łatwości z jaką możemy doprowadzić do pełnej identyfikacji chłopców z postawami ich poprzedników
- bojowników o niepodległość Ojczyzny, ochotników z wojny bolszewickiej, żołnierzy września,
partyzantów Armii Krajowej, powstańców warszawskich, żołnierzy polskich sił zbrojnych na
zachodzie, bojowników podziemia antykomunistycznego i działaczy opozycji w PRL. Wystarczy
uświadomić sobie, że osoby, które czcimy dziś jako bohaterów, żyły podobnymi chłopięcymi
problemami, nosiły ten sam mundur i krzyż harcerski, zdobywały te same stopnie i sprawności,
jeździły na niemal identyczne obozy i wędrówki. Byli to, po prostu, tacy sami harcerze jak my, tyle
tylko że historia postawiła ich wobec niezwykle dramatycznego sprawdzianu postawy, w którym
stawką była wolności naszej wspólnej Ojczyzny i ich własne życie. Owa „bliskość” jest czynnikiem,
który trudno wprost przecenić. Chcąc zrozumieć na czym polega szczególny typ ideowości
harcerskiej, trzeba zacząć od tego właśnie, że każdy chłopiec w harcerskim mundurze, gotów jest bez
wahania pójść drogą swoich poprzedników, gdy tylko pojawi się taka okazja. Świadomie użyłem
słowa „okazja”, a nie „potrzeba”, bowiem tak właśnie ukształtowana jest postawa patriotyczna
harcerzy. Każdy z nich czeka na swoją „szansę” przysłużenia się Polsce – czeka z niecierpliwością i w
pełnej gotowości. Gdy taka potrzeba nadejdzie nie będzie kalkulował co mu się bardziej opłaca.
Wykona swą obywatelską powinność tak jak wykonali ją jego poprzednicy.
Rozumiejąc niezwykłą rolę historii harcerstwa w kształtowaniu postaw patriotycznych chłopców,
staramy się przykładać do niej ogromną wagę. Przede wszystkim dbamy o to aby chłopcy posiadali
odpowiednią wiedzą o niej. O tyle to uzasadnione, że nie ma jej w szkolnych programach nauczania, a
więc nie powielamy w tym zakresie zadań szkoły. Wiedzę tą chłopcy przyswajają z dużą łatwością,
bowiem poznając fakty z odległej nawet historii harcerstwa, wyobrażają sobie dość plastycznie
towarzyszące im sytuacje. Ten plastyczny realizm bierze się z identycznych doświadczeń harcerskich.
Chłopcy poznają więc początki polskiego skautingu, będącego tak naprawdę przygotowaniem do
walki o niepodległość, udział harcerzy w czynie legionowym oraz powstaniach śląskich i
wielkopolskim, konspirację POW, historię Orląt Lwowskich, dokonania ochotniczych batalionów
harcerskich w wojnie bolszewickiej, harcerski wkład w obronę Polski podczas kampanii wrześniowej,
historię Szarych Szeregów i innych harcerskich oddziałów Armii Krajowej, udział harcerzy w
partyzantce, w akcji „Burza”, a w szczególności w Powstaniu Warszawskim, bohaterskie czyny
harcerzy w Siłach Zbrojnych na Zachodzie oraz odkrywaną dopiero historię antykomunistycznego
podziemia zbrojnego. Staramy się także przybliżyć harcerzom obywatelskie formy walki o Polskę,
gdzie istotnym odcinkiem „frontu” były zmagania o zachowanie tożsamości harcerstwa, zwłaszcza w
okresie lat 80-tych ubiegłego wieku.
25
Historia ta poznawana jest nie poprzez suche fakty i liczby ale poprzez przybliżanie chłopcom
sylwetek ich poprzedników, a także konkretnych czynów, akcji zbrojnych, potyczek, małego sabotażu,
i tym podobnych faktów, które da się przedstawić w zrozumiałej, „plastycznej” formie.
Niestety coraz mniej jest już możliwości spotkania się z żyjącymi bohaterami tych wydarzeń. W
przyszłości rolę tę przejmą projekcje dokonanych w ostatnich latach nagrań telewizyjnych i
filmowych. Nadal jednak pozostanie pole służby związanej z upamiętnieniem bohaterskich postaw
naszych poprzedników. I rola ta wobec naturalnego procesu zacierania się pamięci, będzie stale rosła.
Do najbardziej charakterystycznych, harcerskich form tej służby należy opieka nad grobami
bohaterów i miejscami pamięci narodowej, wystawianie honorowych wart przy grobach i pomnikach
w trakcie uroczystości patriotycznych, a także współorganizowanie tych uroczystości oraz
dokumentowanie historii.
Typowo harcerską formą przybliżania chłopcom wydarzeń historycznych są różnego rodzaju gry
organizowane na kanwie historycznej. Taka gra, aby spełniała swój cel musi w jakimś stopniu
odtwarzać realia historyczne. Najważniejsze jest jednak to aby chłopcy otrzymali do wykonania
zadania w miarę identyczne do tych jakie wykonywali bohaterowie odtwarzanych wydarzeń. Jeśli jest
to gra poświęcona konspiracji Szarych Szeregów, żeby ją wygrać, będą musieli dobrze się
zakamuflować, unikać patroli nieprzyjaciela, obław i zasadzek, posługiwać się hasłami, odbierać
meldunki ze skrzynek kontaktowych, wykonywać akcje małego sabotażu, drukować ulotki,
transportować broń, celnie strzelać, „zaminowywać” tory kolejowe, odbijać więźniów, i t.d. Zamiar
wychowawczy jest oczywisty. Zależy nam aby chłopcy wczuli się w sytuację, a dążąc do wykonania
postawionych zadań utożsamili się z postaciami swoich poprzedników oraz z motywami jakie
kierowały ich działaniem.
W ciągu ostatnich kilku lat dużą popularność zyskuje sobie ruch rekonstrukcji historycznych. Ruch ten
tworzą grupy autentycznych pasjonatów, którzy stawiają sobie za cel odtworzenie konkretnych
jednostek dawnego wojska polskiego. Ich praca polega na skompletowaniu historycznego
umundurowania i uzbrojenia, oraz wyćwiczeniu umiejętności wchodzących w zakres taktyki
wojskowej odtwarzanych oddziałów. W ten sposób rekonstruowane są półki ułanów, piechoty, a
nawet oddziały pancerne z okresu II Rzeczypospolitej, kompanie legionów piłsudskiego, półki
ochotnicze z wojny bolszewickiej, jednostki Polskich Sił Zbrojnych na zachodzie i partyzanckie
oddziały Armii Krajowej. Grupy Rekonstrukcji Historycznych współpracują ze sobą i organizują
widowiska polegające na inscenizowaniu bitew, w których brały udział odtwarzane przez nie
jednostki. Udział w tym spontanicznie rozwijającym się międzynarodowym ruchu jest propozycją
idealnie nadającą do wykorzystania w pracy z wędrownikami. Wymaga to co prawda zdobycia
pokaźnych funduszy na odpowiednie umundurowanie, wyposażenie i uzbrojenie, ale tego typu
wyzwanie nie powinno wędrowników zniechęcić. Wręcz przeciwnie. Kto rozumie naturę wędrownika
ten wie, że takie wyzwania najbardziej ich pociągają. Tym bardziej, że to nie tylko świetna i
pasjonująca zabawa, ale też, a może przede wszystkim, służba społeczna. W dobie cywilizacji
obrazkowej i masowej pop kultury, żadna akademia ku czci bohaterów bitwy nad Bzurą nie
zainteresuje i nie przyciągnie tylu okolicznych mieszkańców co jej inscenizacja, w której biorą udział
doskonale umundurowane i uzbrojone oddziały i która obfituje w liczne efekty pirotechniczne.
Niezwykle skutecznym sposobem dzięki któremu możemy sprawić, że chłopcy zaczną się
identyfikować z postawą konkretnej postaci historycznej, jest zwyczaj nadawania drużynom imion
bohaterów narodowych, a następnie umiejętne wykorzystanie tej sytuacji w codziennej pracy drużyny
– podejmowanych działaniach, wyznaczanych próbach na stopnie, tworzonych obrzędach i symbolice.
W ten sposób dostarczamy chłopcom kolejny, wartościowy wzorzec osobowy i właśnie wokół niego
budujemy atmosferę wychowawczą drużyny. Obydwa te środki metodyczne zostały już wcześniej
omówione. Przywołuję je teraz po to aby pokazać kolejną skuteczną, harcerską metodę kształtowania
w chłopcach poczucia tożsamości narodowej.
26
W drużynach harcerskich i wędrowniczych ogromną wagę przykłada się do kultywowania tradycji
narodowych. Szczególnie do wspólnego obchodzenia świąt państwowych oraz licznych narodowych i
harcerskich rocznic. Formy tych obchodów bywają różne, a im bardziej są harcerskie tym lepiej.
Udział w uroczystościach patriotycznych jest najprostszą z tych form ale zarazem najmniej
wartościową pod względem metodycznym. Chyba, że harcerze występują tam w charakterze
współorganizatorów, a ich służba polega na wykonaniu konkretnego zadania, za które są całkowicie
odpowiedzialni.
Inną formą wspólnego obchodzenia świąt narodowych są okazjonalne ogniska. Ich program nie
powinien jednak powielać znanych chłopcom wzorów szkolnej akademii. Najtrudniejszym zadaniem
jest zbudowanie odpowiedniego nastroju ogniska, zwłaszcza, że program musi zakładać aktywny
udział chłopców.
Na zakończenie tego tematu, warto podkreślić, że charakterystyczną cechą harcerstwa jest szczególna,
patriotyczna atmosfera panująca w drużynach. Jest ona budowana za pomocą kilku bardzo prostych
środków. Jednym z nich jest szczególny szacunek do symboli narodowych. Towarzyszą one chłopcom
w każdej ważniejszej chwili ich harcerskiego życia, a także na co dzień. Przykładem może być
wyjątkowa część oddawana fladze państwowej. Każdy dzień obozu harcerskiego zaczyna się
uroczystym podniesieniem flagi na maszt, a kończy jej opuszczeniem. Czynność podnoszenia i
opuszczania flagi, powierzana jest harcerzowi, który zasłużył na wyróżnienie. Jest to więc pewnego
rodzaju, symboliczna i bardzo przez chłopców ceniona nagroda za godną naśladowania harcerską
postawę. Wiele środowisk harcerskich przejawia ambicję, by maszt, na który wciągana jest flaga
państwowa, był możliwie jak najwyższy. Jego budowa i postawienie wymaga często niezwykłego
inżynierskiego kunsztu. A wszystko po to aby jak najbardziej wywyższyć symbol naszej
państwowości. Ponadto, jednym z podstawowych obowiązków każdego harcerza jest posiadanie
własnej flagi państwowej i wywieszanie jej na własnym domu w dniu świąt i rocznic narodowych.
Innym elementem sprzyjającym tworzeniu odpowiedniej patriotycznej atmosfery w drużynach są
piosenki śpiewane przez harcerzy. Chłopcy lubują się w historycznych pieśniach wojskowych i
partyzanckich. Kto rozumie naturę chłopca bez trudności zgadnie dlaczego. A ponieważ piosenka
towarzyszy harcerzom i wędrownikom w codziennym obozowym życiu; podczas prac obozowych, w
marszu i na ogniskach, patriotyczne treści zawarte w powtarzanych codziennie słowach, pozostawiają
głęboki ślad w ich sercach. Treści patriotyczne zawiera również większość popularnych piosenek
harcerskich pisanych specjalnie na potrzeby naszego ruchu. Za przykład niech posłuży hymn harcerski
zaczynający się od słów: „Wszystko co nasze Polsce oddamy, w Niej tylko życie, więc idziem żyć”.
Kultywując tradycje narodowe i zachęcając chłopców do poznawania własnych korzeni, budujemy w
nich silne poczucie tożsamości. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że świadomość dotycząca
własnego, pochodzenia i historii jest bodaj najsilniejszym czynnikiem kształtującym owe poczucie
tożsamość, ale nie jedynym. Obok pytania „skąd przychodzimy” w pewnym momencie dorastania
pojawia się też pytanie „dokąd zmierzamy”? Ów szczególny moment dojrzewania przypada na wiek
wędrowniczy i nie może być bagatelizowany.
Stąd w programach pracy wędrowników bardzo istotną rolę odgrywają treści dotyczące poszukiwania
ich własnej drogi życiowej oraz dróg rozwoju wspólnot, z którymi chłopcy się identyfikują; rodzinnej,
lokalnej i narodowej. Poszukując wspólnie z wędrownikami różnych możliwych dróg dalszego
rozwoju społecznego warto pamiętać, że historia nie jest wbrew pozorom nauką wyłącznie o
przeszłości. Kiedy, poznając przeszłość uda nam się zrozumieć naturę mechanizmów społecznych,
jakie objawiły się w obserwowanych wydarzeniach, będziemy w stanie wyciągać trafne wnioski
dotyczące także przyszłości. Jakkolwiek próby wyjaśniania wędrownikom mechanizmów
„rządzących” historią nie jest zadaniem łatwym, to jednak warto je podejmować. Dobrą ku temu
okazją mogą być dyskusje wędrownicze inicjowane w drużynach, a także na nieco szerszych forach
zwanych „kuźnicami”. Organizując tego typu kluby dyskusyjne dla wędrowników, skupiające
chłopców i dziewczęta z wielu środowisk harcerskich, mamy szansę angażować do tego wybitnych
specjalistów o kompetencjach znacznie przewyższających wiedzę drużynowych. Warto zadbać o to
27
aby dyskusje wędrownicze odbywały się w oparciu o rzetelne przesłanki i na możliwie wysokim
poziomie intelektualnym. W ten sposób wychowamy obywateli nie tylko zakochanych w Polsce ale
także potrafiących jej mądrze służyć.
Uczestnictwo w kulturze – rozwijanie zainteresowań
Często mówi się, że kultura jest drugą naturą człowieka. Tym między innymi różnimy się od zwierząt,
że naszym postępowaniem nie kieruje wyłącznie instynkt. Zachowanie człowieka częściej wynika z
wyuczonych wzorców co jest efektem wychowania w określonej kulturze niż z biologicznie
odziedziczonych uwarunkowań. Bardzo często okazuje się nawet, że człowiek postępuje wbrew temu
co podpowiada mu instynkt. Wpływ tej drugiej natury jest tym silniejszy im bardziej jesteśmy
osadzeni w uwarunkowaniach kulturowych, a mówiąc potocznie im bardziej jesteśmy kulturalni.
Czym jest owa kultura? Najogólniej rzecz ujmując jest to całokształt duchowego i materialnego
dorobku społeczeństwa. Na dorobek ten składa się w głównej mierze religia, nauka, sztuka, technika i
prawo. Jest to więc dorobek zbiorowy, dziedziczony od niepamiętnych czasów z pokolenia na
pokolenie i w każdym kolejnym pokoleniu wzbogacany. Skoro kultura jest wytworem społeczeństwa,
to jest zrozumiałe, że tak jak istnieją różne społeczeństwa, tak też istnieją różne kultury. Jedne są
bardziej rozwinięte, inne mniej. Społeczności żyjące w warunkach najbardziej zbliżonych do
naturalnych posiadają najmniej rozwiniętą kulturę, którą często nazywa się prymitywną.
Społeczeństwa, korzystające z większego dorobku cywilizacyjnego, żyjące w bardziej
wyrafinowanych warunkach materialnych, tworzą kulturę bardziej rozwiniętą.
Nam przyszło żyć w Europie, której społeczeństwa od wieków rozwijają się w kulturze mającej swoje
„fundamenty” w antycznej Grecji oraz Rzymie i której „wyższe piętra” budowane są w oparciu o
tradycję chrześcijańską. Bez trudu możemy wskazać odmienne od naszej ale podobnie zaawansowane
kultury społeczeństw Bliskiego Wschodu i Dalekiego Wschodu. Postawy i zachowanie się ludzi
postawionych w podobnych sytuacjach, ale w wyrosłych z różnych kultur mogą być różne, bowiem
każda kultura preferuje nieco inny zestaw wartości. Tak więc w pewnych sytuacjach inaczej zachowa
się ktoś wychowany w kulturze specjalnie akcentującej somodoskonalenie się, a inaczej ktoś wyrosły
w kręgu kulturowym gdzie większe znaczenie przykłada się do miłości bliźniego. Innym przykładem
może być stosunek do wartości takiej jak wolność osobista. W kulturze europejskiej jest ona znacznie
wyżej ceniona niż na Dalekim Wschodzie gdzie ceni się przede wszystkim posłuszeństwo.
Powiedzieliśmy już, że kulturę tworzy człowiek. Jest ona zbiorowym dorobkiem zbiorowości ludzkiej.
Ale i zarazem kultura tworzy człowieka, wyposażając go we wspomnianą już drugą naturę. To ona
stanowi o tym, że nasz gatunek różni się od wszystkich innych stworzeń na Ziemi.
Owo niezwykle ciekawe sprzężenie zwrotne, jest jaskrawo widoczne w procesie wychowania. Chcąc
wychować człowieka zdolnego współtworzyć i wzbogacać dorobek kulturalny musimy go
wychowywać poprzez uczestnictwo w kulturze, dając mu jak najlepszą sposobność korzystania z tego
dorobku i rozwijania własnych zainteresowań.
Co wspólnego mają zainteresowania z rozwojem kulturalnym? Żeby na to pytanie odpowiedzieć
wprowadźmy pojęcie „biernego uczestnictwa w kulturze”. Jego nieco przerysowaną ilustracją niech
będzie stereotyp „robola”, który po pracy kładzie się na kanapie przed telewizorem i do nocy ogląda
jak leci wszystko co jest w programach dostępnych stacji telewizyjnych. Czy on uczestnicy w
kulturze? Czy korzysta z jej dóbr? Oczywiście, że tak! Przekaz telewizyjny oddziałuje na niego,
niezależnie od tego czy on sobie tego życzy, czy nie. Każdy człowiek uczestnicy w kulturze w sposób
bierny. Idąc ulicą, chcąc czy nie, utrwalamy własne wyobrażenie o architekturze, słuchając muzyki w
samochodzie kształtujemy swoje gusty muzyczne, i tak dalej. W każdej sytuacji kontaktu z drugim
człowiekiem lub jego dziełem jesteśmy biernymi odbiorcami jakiegoś przekazu kulturowego. Jego
28
oddziaływanie jest mimowolne, a więc także przypadkowe. Może nieść ze sobą wartości zarówno
pozytywne jak i negatywne. Z punktu widzenia wychowania czyli działalności zmierzającej do
osiągnięcia zamierzonych efektów, bierne uczestnictwo w kulturze możemy potraktować jako tło.
Wychowawcy trudno jest wykorzystać owe chaotyczne tło, niosące ze sobą wiele przypadkowych
przekazów kulturowych i informacyjnych.
Wychowanie jest działaniem ukierunkowanym. Jak korzystać z dóbr kultury w sposób
ukierunkowany? Musi to być świadome uczestnictwo w kulturze, oparte na pewnym wyborze. Mało
tego. Przypomnijmy sobie jedną z pięciu zasad wychowania harcerskiego. Aby nasze oddziaływanie
dokonywało się od wewnątrz, ów wybór musi być zaakceptowany przez chłopca. Najprościej osiągnąć
to w ten sposób, żeby to on sam dokonywał tych wyborów. Zależy więc nam nie na biernym lecz
„aktywnym uczestnictwie w kulturze”. Aktywne uczestnictwo zakłada po pierwsze chęć, po drugie
świadomy wybór form i zakresu tego uczestnictwa. I w tym miejscu dochodzimy do kwestii
zainteresowań, jest bowiem oczywiste, że aktywne uczestnictwo w kulturze jest możliwe tylko w
oparciu o posiadane zainteresowania. To one stanowią mechanizm motywacyjny i podstawę
dokonywanych wyborów. Zainteresowania sprawiają, że człowiek sięga po te, a nie inne książki,
słucha tej a nie innej muzyki, ogląda te a nie inne filmy i w ogóle, w czasie wolnym spontanicznie
podejmuje te, a nie inne działania.
Aktywne uczestnictwo w kulturze prowadzi do jeszcze większej krystalizacji zainteresowań i ich
pogłębiania. W pewnym momencie okazuje się, że w niektórych dziedzinach, rola odbiorcy przestaje
już człowiekowi wystarczać. Pojawia się potrzeba „twórczego uczestnictwa w kulturze”. Nie
przypadkowo, potrzeba ekspresji pojawia się w tych dziedzinach, w których człowiek czuje się
najbardziej wyrobiony. Postawa twórcza jest ukoronowaniem procesu rozwijania i pogłębiania
zainteresowań.
Jest oczywiste, że największy wpływ na rozwój zainteresowań u dzieci mają ich rodzice, a następnie
szkoła, która do tego właśnie celu została stworzona. Harcerstwo, może ten proces wspomagać. Może
też czasem uzupełniać niedomagania rodziny i szkoły w tym zakresie. Ale nie jest w stanie ich
zastąpić. Nie mniej możemy się poszczyć posiadaniem bardzo skutecznego narzędzia metodycznoprogramowego stworzonego właśnie do tego celu. Jest nim „system sprawności”, którego zadaniem
jest motywować chłopców do wyboru, a następnie do pogłębiania własnych już zainteresowań. O
skuteczności tego narzędzia, świadczą niezliczone przykłady zawodowych ścieżek jakimi podążają
harcerze w swym dorosłym już życiu. Wielu z nich jest aktorami, fotografami, dziennikarzami,
inżynierami czy lekarzami tylko dlatego, że w we właściwym czasie ich rozwoju, pojawiła się silna
motywacja zdobycia odpowiednich sprawności co pomogło im odkryć, a później pogłębić swoje
zainteresowania.
W języku potocznym słowo „kultura” ma czasem wąskie znaczenie i ogranicza się do sfery
twórczości artystycznej w ramach dziedzin uznawanych za składniki tak zwanej sztuki. Ale jak
zostało powiedziane na wstępie zakres pojęciowy słowa kultura jest znacznie szerszy i obejmuje
praktycznie wszelkie dziedziny aktywności twórczej człowieka. Wiele z tych dziedzin wprost idealnie
nadaje się do wykorzystania w harcerstwie i programy harcerskie powinny być nimi nasycone.
Wymieńmy te, które harcerstwo już dawno zaadaptowało i z pożytkiem eksploatuje.
Rzemiosło
Historycznie rzecz ujmując, to właśnie umiejętności i praktyka rzemieślnicza dały początek
sprawnościom skautowym i harcerskim. Dziedziny takie jak; introligatorstwo, drukarstwo, stolarstwo,
krawiectwo, hafciarstwo, kowalstwo i inne, były w pierwszej połowie XX wieku z upodobaniem
zgłębiane przez młodzież harcerską. Umiejętności te, dla wielu gorzej sytuowanych harcerzy były
wówczas przepustką do lepszego świata. Ale z zapałem oddawali się im również skauci z rodzin
bogatszych i inteligenckich. Motywowano się tym, że w burzliwych kolejach losu (a czasy były
wówczas burzliwe ) warto jest posiadać konkretne umiejętności, którą pozwolą godnie przeżyć nawet
w skrajnie niesprzyjających warunkach. Nawiasem mówiąc, gdyby prześledzić dalsze losy tych ludzi
okazałoby się jak wielka była w tym przesłaniu mądrość i ile przezorności. Pod okupacją sowiecką i
29
niemiecką, w latach stalinizmu i w stanie wojennym, tysiące dorosłych harcerzy wykształconych na
prawników, inżynierów, aktorów, pisarzy musiało utrzymywać się przy życiu wykonując prace
rzemieślnicze wyuczone jeszcze w harcerstwie. I dzięki temu przetrwali.
Ale, tak na prawdę był to niezmiernie cenny, ale tylko uboczny efekt znacznie głębszego zamysłu jaki
krył się za motywowaniem chłopców do zdobywania umiejętności rzemieślniczych. Owym zamysłem
było nic innego jak nawiązanie aktywnego kontaktu z pewną formą kultury. W dzisiejszych czasach,
gdy rzemiosło jest już właściwie na wymarciu, gdy przeciętny chłopiec, a nawet instruktor nigdy nie
miał okazji korzystać z usług krawca czy stolarza, warto poświęcić kilka słów wyjaśnieniu dlaczego
rzemiosło było, jest i oby dalej było częścią kultury. Zastanówmy się. Czym się różni, garnitur, buty,
szafa czy siekiera wyprodukowane przez krawca, szewca, stolarza czy kowala od podobnych
produktów, zjeżdżających z taśm produkcyjnych nowoczesnych fabryk. Te drugie, produkowane są
masowo i przy bardzo małym udziale pracy ludzkiej. Są więc tańsze i to jest bezpośrednią przyczyną,
dla której rzemiosło jest obecnie na wymarciu. Ale, te produkowane masowo i sztampowo przedmioty
nie posiadają własnej duszy. Natomiast garnitur uszyty przez krawca na indywidualne zamówienie
jest właściwie dziełem sztuki. Nawet po stuleciach można łatwo rozróżnić czy obraz był namalowany
przez tego czy innego malarza. Identycznie jest z szafą, fortepianem czy suknią. Ponieważ rzemieślnik
tak jak artysta malarz, wkłada w pracę całą swoją duszę, doświadczenie, zdolności i przez to nadaje
dziełu łatwo rozróżnialne piętno własnej osobowości. Bardzo często z ust prawdziwych artystów,
którym nie odbiła jeszcze woda sodowa, można usłyszeć, że malarz, muzyk czy literat musi być
przede wszystkim znakomitym rzemieślnikiem w swoim fachu. Artystą się bywa od czasu do czasu i
to tylko wtedy gdy ma się coś na prawdę wyjątkowego i ważnego do powiedzenia oraz gdy znajdzie
się ku temu najwłaściwszą formę.
Rzemiosło jest sztuką przekazywaną z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna, z mistrza na ucznia.
Umiejętności dzisiejszych rzemieślników są sumą doświadczeń gromadzonych przez pokolenia. To
również one kształtowały kulturę, w której obecnie żyjemy. Rzemiosło, było, jest i mimo obecnych
przeciwności zapewne dalej będzie, jednym z filarów naszej kultury. Kiedy spojrzy się na to w ten
sposób, łatwo zrozumieć na czym polega zamysł motywowania chłopców do rozwijania
zainteresowań i zdobywania umiejętności rzemieślniczych.
Technika
Truizmem będzie stwierdzenie, że kultura społeczeństw jest w dużym stopniu funkcją warunków
cywilizacyjnych i technicznych w jakich żyją i że dzisiejszy poziom techniki jest konsekwencją
doświadczeń gromadzonych przez ludzkość od stuleci, od chwili kiedy praczłowiek wziął do ręki
kamień by go użyć. Technika jest naszym wytworem i jednocześnie czynnikiem, który nas tworzy.
Zwłaszcza w XX i XXI wieku. A w przyszłości bez wątpienia jej wpływ na kulturę, sposób życia i
zachowania się człowieka będzie jeszcze większy. Dlatego człowiek kulturalny nie może nie być
obyty z techniką. Inaczej znalazłby się poza kulturą w jakiej żyje nasze społeczeństwo, a tym samym
poza tym społeczeństwem. A harcerstwo jest wszak drogą do adaptacji społecznej jednostek. Dlatego
tak wielką wagę przykłada się w naszym ruchu do rozwijania zainteresowań technicznych młodzieży.
Powszechne zainteresowanie instruktorów tym obszarem kultury pojawiło się w polskim harcerstwie
w drugiej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku. Kiedy uprano się już z odbudową państwowości
polskiej i podźwignięto kraj z powojennej ruiny, zaczęto sobie zadawać pytanie co dalej z
harcerstwem. Wszak początki polskiego skautingu to przede wszystkim ćwiczenia taktyczne piechoty,
mające na celu rozbudzić ducha walki o Polskę, dać młodzieży jej przedsmak i niezbędne ku temu
umiejętności. Teraz, trzeba się było zastanowić jak przestawić pracę na pokojowe tory i kształtować w
młodzieży cechy osobowości oraz postawy przydatne w nowych warunkach. Z wielkim wyczuciem
zwrócono się wtedy ku rozwianiu wszechstronnych zainteresowań, a zwłaszcza zainteresowań
technicznych. Dziś patrząc na to z perspektywy historycznej widać bardzo wyraźnie, jak trafny to był
pomysł. To właśnie w tamtych latach postęp techniczny na świecie przyśpieszył w stopniu wprost
nieporównywalnym z całym dotychczasowym doświadczeniem ludzkości. Polska, jeżeli miała się
liczyć w świecie musiała dotrzymać kroku innym. Polacy zaś jako naród musieli bardzo szybko
przeistoczyć się ze społeczeństwa ziemiańskiego w społeczeństwo techniczne. Polska potrzebowała
30
inżynierów, a młodzież fascynowała się dokonującym się na jej oczach błyskawicznym postępem
technicznym i potrzebowała elementarnego obycia technicznego.
Okazało się, że ambicją każdej drużyny jest mieć prąd i światło na obozie, ciepłą wodę w prysznicach
i radia w namiotach. I harcerze sami to sobie urządzali. Choć trudno nam w to dziś uwierzyć, sami też
konstruowali radia, w których słuchali muzyki. A trzeba pamiętać, że większość Polaków nie miała
wtedy w swoich domach prądu, ciepłej wody i radia. Harcerstwo stało się więc forpocztą przemian
cywilizacyjnych, ruchem niezwykle nowoczesnym i otwartym na nowinki techniczne. Wtedy też
zaczęły rozwijać się specjalizacje harcerskie – jakżeby inaczej, o charakterze głównie technicznym:
żeglarska, lotnicza, radiotechniczna, cyklistyczna i oczywiście motorowa. Nie obyło się bez fascynacji
techniką wojskową, bo też i cały naród interesował się procesem unowocześniania naszej armii. W
tamtych czasach do najbardziej popularnych sprawności jakie zdobywali chłopcy w drużynach
należały sprawności o charakterze technicznym, a większość instruktorów było studentami
politechniki.
Co dziś zostało nam po tej przedwojennej fascynacji techniką. Dziwne, ale niewiele. Dziwne, bo
tempo postępu technicznego wcale nie zmalało, a wręcz przeciwnie – przyśpieszyło. Młodzież nadal
fascynuje się nowinkami technicznymi, a Polska nadal potrzebuje inżynierów. W ogóle uważam, że
jest to jedno z najdziwniejszych zjawisk we współczesnym harcerstwie, które powinno doczekać się
szczegółowego zbadania i wyjaśnienia. Przyczyn może być wiele. Może tempo postępu jest obecnie
zbyt szybkie i stopień zaawansowania technicznych nowości wyklucza sprostaniu temu wyzwaniu w
oparciu o nasze, co tu dużo mówić, amatorskie przecież środki. Innymi słowy własnoręcznie
zbudowany podczas próby na sprawność odtwarzacz DVD, nikomu już nie zaimponuje, a więc
chłopcy nie mają parcia na zdobywanie takich sprawności. Ale co by na ten temat nie wnioskować –
jedno jest pewne. Musimy znaleźć w harcerstwie sposób i odpowiednie środki do tego, by wskrzesić
ducha lat trzydziestych – ducha fascynacji nowoczesną techniką. Inaczej nie jesteśmy w stanie
sprostać wyzwaniu współczesności, a co dopiero przyszłości, a tym samym staniemy się Polsce i
polskiej młodzieży niepotrzebni. No chyba, że świat i kultura nagle zawróci z dotychczasowej drogi
rozwoju – w co osobiście trudno byłoby mi uwierzyć.
Warto sobie zadać pytanie w jaki sposób w przeciętnej drużynie zuchowej, harcerskiej czy
wędrowniczej można dziś rozwijać zainteresowania techniczne chłopców? Mamy niewiele drużyn
specjalistycznych – wodnych, które budują łodzie i w ogóle interesują się techniką morską, lotniczych,
które zajmują się modelarstwem i śledzą nowinki lotnicze. Ruch drużyn specjalnościowych jest pewną
formą odpowiedzi na to wyzwanie, ale powiedzmy sobie szczerze dość marginalną. A co w ogromnej
masie zwykłych drużyn?
Wśród zuchów zagadnienia techniczne są tematem trudnym, ze względu na niski jeszcze poziom
rozwoju intelektualnego chłopców. Choć akurat w zuchach, co wydaje mi się zaskakujące, znaleziono
skuteczny sposób na te pierwsze próby zainteresowań technicznych. Tym sposobem jest jedno z
najbardziej rozpowszechnionych zajęć zuchowych czyli majsterka. Należy tu jednak pamiętać o
ograniczeniach rozwojowych. Jak już wiemy, przeciętny zuch nie potrafi zbudować urządzenia, które
by działało. Potrafi tylko odtwarzać kształt przedmiotów. To z techniką ma jeszcze nie wiele
wspólnego, ale jednak jest to sposób na rozbudzenie być może pierwszych fascynacji. Bo gdy chłopiec
ulepi z plasteliny samolot, to pewnie chciałby by aby kiedyś poleciał.
Znacznie szersze polu do popisu mamy w drużynach harcerskich. Tu jednak o dziwo, instruktorzy nie
przywiązują do rozwoju zainteresowań technicznych większej wagi. Właściwie, rzecz zaczyna się i
kończy na pionierce obozowej. Tak jakby umiejętność zrobienia prostego zaciosu w drewnie
(nawiasem mówiąc kto to dzisiaj potrafi?) i wbicia gwoździa miała chłopcom wystarczyć. A prąd na
obozie? A ciepła woda w prysznicach? Brrr! Toż to nie puszczańskie! Owszem nie puszczańskiej jeśli
jedzie się na gotowe do jakiejś bazy turystycznej albo jeśli przyjedzie pluton wojska i zamontuje
swoje przenośne urządzenia. Znam jednak parę drużyn, które wiozą ze sobą na obóz rury i chłopcy
sami je skręcają główkując przy tym jak sprawić by popłynęła z nich ciepła woda. Widziałem też
namioty oświetlone światłem pochodzącym z najprostszych prądnic i ogniw słonecznych, które
31
zostały skonstruowane przez zastępy. Jestem więcej niż pewien, że kto w wieku 13 lat samodzielnie
oświetli swój namiot na obozie, ten zafascynuje się techniką w przyszłości.
Pomyślmy ile jeszcze innych możliwości drzemie w programie obozu harcerskiego. A systemy
alarmowe wspomagające służbę wartowniczą? A własny samochód drużyny (ale nie taki pożyczony
od rodziców na miesiąc) tylko na prawdę własny, terenowy łazik, w którym wszystko od wymiany
opon po remont rozrządu trzeba zrobić samemu? Nie mogę też przy tej okazji nie wspomnieć o moim
osobistym „kręćku” na punkcie roweru. Uważam, że wyprawa rowerowa (choćby taka jaką sam
niedawno odbyłem z moją drużyną, z Warszawy przez Mazury do Wilna) jest jedną z
najwspanialszych harcerskich przygód, dostarczających aż nadto okazji do oddziaływań
wychowawczych, w tym także rozwijania zainteresowań technicznych. Bo czyż można się w taką
podróż wybrać bez umiejętności dokonania każdej naprawy w rowerze? Ileż frajdy jest na zbiórkach
przygotowawczych, kiedy rozłoży się rower na czynniki pierwsze, a następnie usiłuje się go złożyć.
Kto tego dokona w wieku lat 13-14-tu, tego już nigdy nie zaskoczy żadne zagadnienie mechaniczne.
Nawet jeśli nie wszyscy chłopcy połkną bakcyla i nie wszyscy zostaną w przyszłości inżynierami, to
przynajmniej zaskarbimy sobie wdzięczność ich przyszłych żon. Bo co w domu za pożytek z
mężczyzny, który boi się rozkręcić i naprawić najprostszy mechanizm?
Przejdźmy teraz do pracy z wędrownikami – toż to najprawdziwsza kopalnia możliwości. Zacznijmy
od różnych technik wędrowania; jachtami, balonami, motorolotniami, samochodami terenowymi,
motorami, rowerami. Pierwszym i podstawowym obowiązkiem wędrowca, który chce w ten sposób
podróżować jest poznać i nauczyć się posługiwać odpowiednim sprzętem, a nierzadko także,
własnoręcznie go zbudować. I chłopcy doskonale ten obowiązek rozumieją. Nie potrzeba żadnych
dodatkowych zachęt. Jeśli chcą się wybrać w taką wyprawę, zbudują jacht, wyremontują samochód,
nauczą się latać balonem. Zrobią to z wewnętrznym przekonaniem, że tak właśnie trzeba i że leży to w
ich najlepiej pojętym interesie. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, jak łatwo przy takim
nastawieniu chłonie się wiedzę, jak szybko zdobywa niezbędne umiejętności.
Wiemy już, że praca wędrownicza to nie tylko wędrówki. To także służba, czasem nierozerwalnie
związana ze specjalistycznym sprzętem technicznym. Patrol wędrowniczy, który wejdzie w skład
miejscowej ochotniczej straży pożarnej, będzie miał do czynienia ze sprzętem gaśniczym, w tym z
wozem bojowym. W harcerskiej grupie rekonstrukcji historycznych, trzeba będzie grzebać się w
mechanizmach wozów pancernych, samochodów i motorów, posługiwać się sprzętem
pirotechnicznym, odpowiednio przygotowywać broń. A więc także pełniąc służbę można znaleźć
okazję do rozwijania zainteresowań technicznych.
Podobnie w kolejnej dziedzinie pracy wędrowniczej, a więc w działalności specjalnościowej. Pominę
oczywistości czyli specjalizacje o charakterze stricte technicznym takie jak łącznościowa, motorowa,
czy lotnicza. Wiadomo, że będą one grupować chłopców o już skrystalizowanych zainteresowaniach.
Ale przecież można próbować motywować chłopców do zainteresowania się techniką na poważnie
także przy zupełnie innych okazjach. Zespół muzyczny musi mieć instrumenty, nagłośnienie, światła i
studio nagrań. Wytwórnia filmowa, własne radio czy telewizja - kamery, mikrofony, sprzęt
nagrywający i sprzęt do emisji programów. Te specjalności wybiorą chłopcy o zacięciu artystycznym,
muzycznym, aktorskim i dziennikarskim, ale przy okazji oswoją się, a może nawet zafascynują
techniką, jaka musi towarzyszyć ich pasji.
Jeśli w ten sposób myśli się o pracy z wędrownikami. Jeśli podejmuje się z nimi realne działania
osadzone w rzeczywistości, zawsze znajdzie się milion okazji do tego by przy okazji rozwijać i
pogłębiać techniczne zainteresowania chłopców i by robić to na prawdę wysokim profesjonalnym
poziomie.
Informatyka
Mimo, że informatyka jest w zasadzie jedną z dziedzin techniki, postanowiłem specjalnie ją wyróżnić
i omówić oddzielnie. Z kilku ważnych powodów.
32
Po pierwsze, informatyka jest najnowszą dziedziną techniki, która narodziła się na naszych oczach i
która mnie osobiście zafascynowała na tyle, że poświeciłem się jej zawodowo. Po drugie,
informatyka, jak sama nazwa wskazuje zajmuje się przetwarzaniem informacji, a ta jest nośnikiem
każdego przekazu kulturowego. Mało tego, informatyka znajduje zastosowanie przede wszystkim w
komunikacji, która jest niczym innym, jak sposobem dostarczania informacji. Bez komunikacji nie
ma więc kultury, a im jest ona sprawniejsza, tym kultura znajduje lepsze warunki do rozwoju. Zatem
informatyka jest czynnikiem, rzeczywiście kulturotwórczym. Współczesne kino, telewizja, radio no i
oczywiście Internet – nie istniałyby bez informatyki. Po trzecie, istnieje dość powszechne
przekonanie, że przyszły rozwój nie tylko kultury ale szerzej -cywilizacji, jest obecnie w największym
stopniu uzależniony od postępu w informatyce i elektronice. Jeżeli polska młodzież ma mieć swój
udział w tym rozwoju, jeśli Polska chce się liczyć w świecie, to bardziej niż walecznych generałów
potrzebuje dziś dobrych informatyków.
Na szczęście, odkąd pojawił się w Polsce Internet, a było to raptem kilka lat temu, harcerze go nie
przeoczyli. W sieci funkcjonuje duża liczba serwisów harcerskich, ale moim zdaniem jest to
stanowczo za mało. Nie tylko każda drużyna - każdy zastęp powinien posiadać swoją własną stronę
internetową, własną kronikę prowadzona w sieci, własne mechanizmy komunikacji elektronicznej.
Oczywiście nie namawiam do poświęcaniu czasu grom elektronicznym. Namawiam by zachęcać
chłopców do tworzenia własnych stron, własnych serwisów, specjalistycznego oprogramowania
najpierw na własne, a potem, w miarę zdobywanych umiejętności także na potrzeby zewnętrzne. Żeby
tworzyć oprogramowanie nie trzeba żadnych dodatkowych środków. Nie tak jak w innych dziedzinach
techniki, gdzie żeby na przykład zbudować szybowiec musisz mieć nie tylko umiejętności, ale i masę
pieniędzy. W informatyce wystarczą tylko umiejętności, a efekty swojej pracy widzisz od razu.
A czemóż to w harcerskich grach terenowych nie mielibyśmy wykorzystywać Internetu, telefonów
komórkowych, nawigacji satelitarnej? Czemu widok harcerza z laptopem w lesie jest tak rzadki? Ba!
Sporo drużyn zakazuje chłopcom zabierania takich urządzeń na obóz. Nie mogę się temu nadziwić. To
się na pewno szybko zmieni bo trudno jest stawiać tamę czemuś czego nie można zatrzymać, ale to
my harcerze powinniśmy być forpocztą tych zmian, a nie wlec się w ich ogonie czy wręcz je
hamować. Nie wiem jakie jeszcze inne możliwości techniczne pojawią się za kilka lat. Ale błagam, nie
myślmy o nich jak o dopuście bożym, tylko natychmiast adaptujmy je do harcerstwa. Tylko tak
możemy wychować młodzież na ludzi kreatywnych i otwartych na nowe możliwości. Chodzi właśnie
o kształtowanie postawy otwartości i gotowości do podejmowania technicznych wyzwań
współczesności.
Sztuka
Sztuka jest pojęciem często wręcz utożsamianym z kulturą. Toteż trudno się dziwić, że zastanawiając
się nad formami uczestnictwa w kulturze, pierwsze co przychodzi nam na myśl, to właśnie różnorodne
przejawy odbioru i uczestnictwa w twórczości artystycznej.
Harcerstwo ma w tej dziedzinie całkiem pokaźny dorobek programowy. Spróbujmy go opisać.
Nieodłącznymi elementami każdej zbiórki zuchowej są wszelkiego rodzaju zabawy, które mają
pobudzić inwencje twórczą chłopców. Ot choćby wspomniana już majsterka. Na każdej niemal
zbiórce, zuchy rysują, malują, rzeźbią, śpiewają, tańczą (a czymże są pląsy zuchowe?), urządzają
scenki teatralne, a zajęcia te harmonijnie wplatane są w cykle zabawowe na przemian z grami i
zawodami. Gdyby chcieć dokładnie przyjrzeć się programom dobrych zbiórek zuchowych,
doszlibyśmy do wniosku, że elementy związane z uczestnictwem w kulturze i rozwijaniem
zainteresowań są w nich dominujące. Nie dzieje się tak przypadkiem. Wynika to wprost z potrzeb
rozwojowych chłopców. A skoro chłopcy czegoś potrzebują, nic dziwnego że chętnie biorą w tym
udział. Wodzowie gromad widząc, jak ich zuchy reagują na propozycje zabaw, instynktownie nasycają
zbiórki elementami, o których wiedzą, że będą dla chłopców atrakcyjne. Przy okazji opisaliśmy
mechanizm sprzężenia zwrotnego, który sprawia, że oddziaływania naszego ruchu są naturalne o ile
instruktorzy szukają sposobów by ich propozycje były dla chłopców atrakcyjne.
33
A o jakie to potrzeby psychologiczne chodzi? Jedną z dominujących potrzeb zucha jest potrzeba bycia
zauważonym i docenionym, w pierwszym okresie głównie przez dorosłego, później także przez
rówieśników. Chłopcy przykładają się do malowania ponieważ chcą być pochwaleni za piękny
rysunek. To jest mój rysunek, który świadczy o mnie. Jeśli zasłuży na wyróżnienie, drużynowy mnie
wyróżni. To samo dotyczy wszystkich innych dziedzin ich twórczości. Tak więc mamy tu do
czynienia z bardzo specyficznym impulsem motywacyjnym zupełnie innym niż w przypadku
wędrowników – ci bowiem przede wszystkim odczuwają potrzebę ekspresji, czyli uzewnętrznienia
własnych myśli, sądów czy osobowości. Pamiętając o tym, co motywuje zuchów do zaangażowania
się w proces twórczy, nie zapominajmy doceniać wszystkie ich prace. Nawet w potwornym
bohomazie możemy odnaleźć jakąś wartość i za nią chłopca pochwalić o ile oczywiście widzieliśmy,
że zuch pracował na nim z zaangażowaniem, a nie nagryzmolił coś od niechcenia. Postępując w ten
sposób nie tylko dostarczamy chłopcom tego czego oni w tej chwili najbardziej potrzebują ale przede
wszystkim pozwalamy im uwierzyć w swoje zdolności oraz ośmielamy ich do aktywnej i twórczej
postawy. A to zaprocentuje w przyszłości. I to jak!
Każdy doświadczony instruktor zgodzi się ze mną, że w drużynie harcerskiej sprawy, o których teraz
mówimy nie wyglądają zbyt różowo. Nie wiedzieć czemu w wieku harcerskim „zapał twórczy”
znacznie przygasa. Chłopcy nie podchodzą już zbyt entuzjastycznie do stawianych im zadań o
charakterze twórczym i kulturalnym. Przeciętnego harcerza trudno jest namówić do malowania,
rzeźbienia, popisów śpiewackich czy deklamowania wierszy. Wyjątkami są tylko chłopcy o bardzo już
sprecyzowanych zainteresowaniach i przy tym doskonale świadomi swoich wysokich umiejętności.
Kiedy na ognisku harcerskim organizujemy popis zastępów w odgrywaniu wymyślonych scenek,
możemy być pewni zgrywu i hecy przygotowanej po najmniejszej linii oporu choćby nawet zostawić
im nie wiem jak dużo czasu na przygotowania. A słyszał kto kiedy pięknie śpiewającą drużynę
harcerzy? Bo ja nie. Dla chłopców piosenki dzielą się zwykle na dwie tylko kategorie. Te, które
mruczy się pod nosem i te, przy których można się wraz cała grupą wydzierać aż do zdarcia gardła.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź znów znajdziemy w psychologii. Jak pamiętamy, po okresie
„zuchowej” stabilizacji w psychice harcerza dochodzi do rozchwiania, a nawet gwałtownych burz.
Potrzeba docenienia jest wprawdzie nadal bardzo silna, ale często towarzyszy jej skrępowanie, a nawet
swoisty wstyd przed ujawnianiem własnych uczuć, który maskowany jest nonszalancją. W sztuce,
choćby nie wiem jak prymitywnej, każdy akt twórczy jest formą uzewnętrznienia własnych uczuć i tu
bardzo często chłopiec napotyka na barierę psychiczną. Do tego dochodzi jeszcze przemożna tęsknota
za dorosłością i pragnienie bycia traktowanym jak osoba dorosła. Chłopcy jednak doskonale wiedzą w
jakich dziedzinach mają szanse być tak właśnie traktowani. Są już na tyle krytyczni wobec siebie, że
zdają sobie sprawę iż twórczość artystyczna jest dla nich sprawą zbyt poważną i do tych dziedzin nie
należy. Nie mają jeszcze zbyt wiele do powiedzenia i nie odczuwają potrzeby tego wyrażać. Czując
podświadomie to ograniczenie, obawiają się, że ich prace czy interpretacje mogą zostać uznane przez
otoczenie za infantylne. A to, jak już wiemy, jest ostatnią rzeczą na jakiej chłopcom zależy. Są za to
inne dziedziny, w których dorosłość łatwiej im manifestować i na nich właśnie koncentrują swoją
uwagę oraz aktywność.
Na szczęście, jest i dobra strona tego okresu. Chłopcy zaczynają potrzebować tego co nazwaliśmy
aktywnym uczestnictwem w kulturze. Z wielką przyjemnością chodzą do kina, i na koncerty. W
drużynie harcerskiej trzeba to koniecznie wykorzystać i zachęcać ich do tego by oglądali dobre filmy i
słuchali wartościowej muzyki. Z całą pewnością nie możemy liczyć na to, że rozkochamy ich w
intelektualnej twórczości Antonioniego, ale z łatwością możemy zachęcić do obejrzenia np.
„Gladiatora” zamiast przysłowiowej „Masakry Piłą Mechaniczną”. Zapewne też nie uda nam się
przekonać ich do Chopina czy Mozarta ale możemy sprawić, że zamiast diskopolo, czy jakiegoś
wulgarnego, garażowego „punku” będą słuchać rocka z tekstami zawierającymi wartościowe
przesłanie. Innymi słowy, na ile to tylko możliwe, powinniśmy starać się kształtować ich gusta
kulturalne. Jest to niezwykle ważne właśnie w tym wieku, bowiem upodobania kulturalne wyniesione
z wieku młodzieńczego w sposób decydujący rzutują na wrażliwość na piękno w późniejszym wieku.
34
Tylko jak to zrobić? To pytanie nie należy do najłatwiejszych, choć oczywiście odpowiedź, tak jak w
każdej innej sprawie jest podobna – przy pomocy arsenału naszych harcerskich środków
oddziaływania. A więc przede wszystkim poprzez przykład osobisty instruktora. Jeśli drużynowy,
będzie z zapałem opowiadał chłopcom swoje wrażenia na temat obejrzanego filmu, jest pewne, że i
oni będą go chcieli zobaczyć. Jeśli drużynowy słucha wartościowej muzyki, i potrafi fascynująco o
niej opowiadać, także i chłopcy będą jej słuchać. No dobrze, ale my mówimy tu o środkach
programowych. Jakimi formami zachęt możemy się posłużyć?
Widzę tu ogromną role zastępowych. Zbiórki zastępów nie muszą się przecież odbywać według
wyuczonego schematu: sprawdzenie obecności, zebranie składek, musztra, gawęda, ćwiczenia, gra...
O ileż wartościowsze są „zbiórki” a może lepiej powiedzieć spotkania zastępu organizowane
spontaniczne o każdej porze dnia i nocy, a nie wyłącznie w wyznaczonych godzinach. Wielokrotnie
to już wspominałem. Mój zastęp spotykał się „z dziesięć” razy w tygodniu, rzadko kiedy w
mundurach ale zawsze z wielką frajdą. Graliśmy w piłkę, urządzaliśmy sobie wyprawy we frapujące
miejsca, jeździliśmy na sankach i na łyżwach oraz bardzo często chodziliśmy razem do kina, wspólnie
oglądaliśmy telewizję i słuchaliśmy płyt. To prawda, było to w zupełnie innych czasach. Słuchanie
przemycanych z zachodu płyt, miało zupełnie inny smak niż dzisiaj. Ale i dzisiaj, jeśli tylko zastęp
harcerski jest rzeczywiście zgraną bandą kolegów, którzy chcą przebywać w swoim towarzystwie jak
najczęściej i jak najdłużej, wspólne wyjścia do kina nie tracą nic ze swego uroku. A skoro tak, to
zastępowy jako chłopiec nieco starszy i korzystający z inspiracji drużynowego ma ogromne
możliwości kształtować gusty kulturalne swoich harcerzy i przy okazji swój własny. Tak więc
namawiajmy zastępowych do tego aby tak często jak to możliwe, wybierali się ze swoimi zastępami
do kina, na koncerty i wystawy.
Można też tworzyć dodatkowe motywacje. Choćby w ten sposób. Drużynowy przekazuje zastępowym
informację, że za dwa tygodnie na kolejnej wycieczce drużyny w lasach koło Tomaszowa
Mazowieckiego odbędzie się gra terenowa pomiędzy zastępami oparta na realiach związanych z
kampanią wrześniową 1939 roku, a konkretnie walkami oddziału mjr. Hubala. Kto uważnie obejrzy
film pt. „ Hubal” będzie miał więcej szans by prawidłowo wykonać postawione zadania. Można być
pewnym, że zmyślni zastępowi, zdobędą gdzieś kasetę video lub płytę DVD z filmem i razem z
zastępem go obejrzą. To klasyczny harcerski sposób. Ale nie jedyny. Każdy drużynowy, jeśli tylko
jest świadom swych zadań w dziedzinie zachęcania chłopców do obcowania z kulturą, potrafi znaleźć
dziesiątki innych, równie skutecznych sposobów.
Muszę tu jeszcze wspomnieć o pewnej szczególnej formie aktywnego uczestnictwa w kulturze jaką
jest czytelnictwo. Nie jest dla nikogo zaskoczeniem, że chłopcy coraz mniej czytają. Tymczasem to
właśnie dobra literatura najbardziej kształtuje wyobraźnię, uczy kultury słowa i rozbudza wrażliwość
nie tylko zresztą na piękno, ale także na sprawy uczuciowe, społeczne, religijne, etyczne, moralne.
Jak ich do tego zachęcić? Jak przełamać coraz bardziej powszechną niechęć do książki? Przyznaje to
trudne, nie tylko zresztą dla harcerstwa. Podobną trudność odczuwają rodzice i szkoła. Przyczyny tego
stanu rzeczy są już dość dokładnie zdiagnozowane – jest to przede wszystkim konsekwencja zalewu
masowej kultury obrazkowej, a zwłaszcza wszechobecnej telewizji. A ponieważ trzeba liczyć w
przyszłości z jeszcze większą ekspansją tego typu przekazów, koniecznym jest znalezienie miejsca na
książkę nawet „w cieniu telewizora”.
Z metodycznego punktu widzenia, trzeba sobie uzmysłowić, że czytanie jest czynnością, jakiej
doświadcza się w samotności. Nie da się książki czytać wspólnie, tak jak można wspólnie oglądać
film. To wyłącza zastosowanie wielu najbardziej oczywistych, zespołowych form oddziaływania
harcerskiego. Trzeba szukać form oddziaływania indywidualnego. Najbardziej oczywiste jest
umieszczanie zadania przeczytania i przemyślenia określonej książki, w program próby na stopień.
Pytanie - jakiej książki? Odpowiedź już znamy, ale ja powtórzę ją tu raz jeszcze. Dotyczy to
wszystkich zadań wyznaczanych w indywidualnej próbie na stopień. Zadania te muszą być ustalone
wspólnie z chłopcem. To on powinien ostatecznie zdecydować jaką książkę przeczyta, a zadaniem
instruktora jest podsunąć mu odpowiednio, wartościowe propozycje, które mogą przy okazji pełnić
jeszcze inne funkcje wychowawcze. Narzucenie chłopcu, choćby nie wiem jak wartościowej pozycji
35
do przeczytania nic nikomu nie da, bo on jej po prostu nie przeczyta, ale jeśli nawet, to zrobi to
mechanicznie i bez jakiejkolwiek korzyści. Zasada oddziaływania od wewnątrz – nie nakazywać ale
zachęcać. A może, że względu na wagę problemu powinniśmy poszukać jeszcze innych form
motywowania chłopców do czytania wartościowych książek? Jestem przekonany, że tak. A więc
szukajmy!
Przyjrzyjmy się teraz formom uczestnictwa w kulturze właściwym dla wędrowników. Zacznijmy od
form aktywnych. Przypomnę, że aktywne uczestnictwo w kulturze zdefiniowaliśmy jako korzystanie z
istniejących dóbr kultury w oparciu o świadomy ich wybór. Każdy kto kiedykolwiek miał do
czynienia z wędrownikami, potwierdzi, że nie trzeba ich do tego namawiać. Z psychologicznego
punktu widzenia bardzo łatwo to wytłumaczyć. Wędrownik, to chłopiec na takim poziomie rozwoju
umysłowego, który pozwala mu wkroczyć w świat idei i pojęć abstrakcyjnych. Ten świat jest nowy i
przez to niesamowicie pociągający. Chłopiec pragnie go odkryć i nauczyć się w nim poruszać. A jak
odkryć świat idei jeśli nie poprzez sztukę? To właśnie literatura, film, teatr, malarstwo a nawet
muzyka opisują to coś co jest nieuchwytne, czego nie można zobaczyć gołym okiem. I nie tylko
opisują – stawiają pytania i starają się szukać odpowiedzi. Świat idei, a tym samym i sztuki jest polem
ciągłego poszukiwania sensu i bezustannej dyskusji. Czyż może być cos bardziej pociągającego dla
chłopca, który właśnie jest na etapie budowania swojego światopoglądu?
Wędrownicy z wielką ochotą chodzą do kina, na koncerty, na wystawy, do muzeów. Robią to tym
chętniej, że po za wszystkim innym jest to też wymarzona okazja do spotkań z dziewczętami. Tu
króciutka dygresja. Wszystkim nam zależy na tym, aby te kontakty odbywały się w jak najbardziej
kulturalnej atmosferze i we właściwym otoczeniu. Jest to więc zjawisko niezwykle korzystne z bardzo
wielu punktów widzenia. Mało tego – wędrownicy uwielbiają uczestniczyć w życiu kulturalnym w
większej grupie. Najczęściej wspólnie słuchają muzyki, wspólnie oglądają filmy i wspólnie chodzą na
wystawy. Dlaczego? Bo w grupie jest raźniej ale jeszcze ważniejsze jest to, że w grupie od razu można
skonfrontować własne wrażenia, własne przeżycia i własne przemyślenia z wrażeniami, przeżyciami i
przemyśleniami przyjaciół.
Owa wspólnotowa tendencja do odbioru sztuki, jest zjawiskiem niezwykle korzystnym z punktu
widzenia metodycznego. Pozwala nam bowiem uczynić tę sferę oddziaływania bardzo istotnym
składnikiem programów wędrowniczych i nadać jej niezwykle atrakcyjną formę. Jedną z najczęściej
stosowanych jest pomysł oparty na zasadach dyskusyjnego klubu filmowego. Najpierw urządzany jest
pokaz filmu – w kinie albo w domu przed telewizorem, a następnie chłopcy i dziewczęta wymieniają
się wrażeniami i wspólnie dyskutują na temat obejrzanego dzieła. Dyskusja może być spontaniczna
albo moderowana przez zaproszonego gościa, na przykład specjalistę w dziedzinie, którą ów film
poruszał. Nie ma sensu wymieniać setek innych form pracy opartych na różnych modyfikacjach tego
pomysłu. Jeśli chce się pracować z wędrownikami i odnosić w tej pracy sukcesy wychowawcze, to
trzeba sobie uzmysłowić, że jest to jedna z najbardziej atrakcyjnych i zarazem skutecznych form
oddziaływania programowego.
W pracy z wędrownikami pojawiają się także wprost nieograniczone możliwości kierunkowania
programu na sferę twórczego uczestnictwa w kulturze. Nie ma chyba w naszym kręgu kulturowym
człowieka, który jako młodzieniec nie próbowałby napisać wiersza czy piosenki, nie zaczął pisać
powieści, nie marzył o nakręceniu filmu, zostaniu aktorem czy piosenkarzem. W wieku
wędrowniczym pojawia się bowiem ogromna potrzeba ekspresji czyli uzewnętrznienia i
zamanifestowania własnego ja. To ona pcha młodych ludzi do pierwszych prób wyrażania się w sztuce
i twórczości artystycznej. Najnowszym kulturowo zjawiskiem mającym dokładnie te same przyczyny
są wszechobecne graffiti pokrywające mury naszych miast i blogi w Internecie. Ktokolwiek rozumie
na czym polega naturalny charakter oddziaływania harcerstwa, natychmiast pojmie, jak wielkim
grzechem byłoby zaniechanie możliwości wykorzystania opisanego zjawiska do celów
wychowawczych.
Wędrownikom należy stwarzać jak najwięcej zachęt i okazji do uprawiania twórczości artystycznej.
36
Znakomita większość z nich tego po prostu potrzebuje i wykorzysta każdą stworzoną im okazję. Ale
mogą nam się też trafić chłopcy, którzy z jakiś psychicznych powodów takich potrzeb nie odczuwają.
Mogą też być i tacy, którzy je odczuwają ale brak wiary we własne siły i kompleksy, blokują ich
zaspokojenie. W takich przypadkach powinniśmy dołożyć wszelkich starań by rozbudzić potrzebę
ekspresji i starać się usunąć ewentualne blokady psychiczne. Nie pytajcie jak to zrobić! Nie mam
uniwersalnych recept. Każdy instruktor musi sam znaleźć najbardziej odpowiedni sposób w stosunku
do każdego takiego chłopca. Praca z wędrownikami dlatego właśnie jest taka trudna, że wymaga w
pełni indywidualnego podejścia do każdego z nich.
Dlaczego rozbudzanie aspiracji twórczych i stwarzanie okazji do ich realizowania jest takie ważne? W
ten właśnie, a nie inny sposób budujemy w chłopcach postawę twórczego zaangażowania. To tacy
właśnie ludzie są najbardziej wartościowymi obywatelami społeczeństw demokratycznych, to oni
przyczyniają się do rozwoju naszego wspólnego dorobku cywilizacyjnego, to oni są ludźmi
spełnionymi w życiu, a więc potencjalnie mają największe szanse być ludźmi szczęśliwymi. A
człowiek szczęśliwy jest bardziej skłonny do miłości. Obce jest mu uczucie nienawiści do ludzi,
bowiem nienawiść najczęściej jest skutkiem zazdrości, a czegóż może zazdrościć człowiek
szczęśliwy? Im społeczeństwo bardziej jest nasycone ludźmi szczęśliwymi, tym bardziej harmonijnie
funkcjonuje i się rozwija. W szczęśliwych rodzinach lepiej wychowują się dzieci. W instytucjach, w
których pracują szczęśliwi i spełnieni ludzie więcej jest dbałości o dobro wspólne niż dążeń do
zaspokojenia własnych potrzeb. Na poczucie szczęścia wpływ ma wiele różnych czynników, a jednym
z najważniejszych jest odnalezienie sensu życia. Świadomość pozostawienia wartościowego śladu po
sobie i własnego choćby mikroskopijnego wkładu we wspólny dorobek ludzkości, dla większości z
nas jest właśnie owym sensem życia doczesnego. A doświadczyć tego mogą tylko ludzie, których
cechuje postawa twórcza. I te postawę staramy się wykształcić właśnie na wędrowniczym etapie
wychowania.
Jak już zostało powiedziane aspiracje twórcze pojawiają się w dziedzinach, w których człowiek
najlepiej się czuje, a więc w tych, które są przedmiotem jego skrystalizowanych i pogłębionych
zainteresowań. Najpierw trzeba się zainteresować grą na gitarze, potem nauczyć się dobrze na niej
grać i dopiero wtedy pojawia się potrzeba pisania własnych piosenek. Najpierw trzeba się nauczyć
posługiwać kamerą, ustawiać światło, nagrywać dźwięk, montować materiał. Trzeba obejrzeć tysiące
filmów, przedyskutować je i zrozumieć, odkryć zastosowane formy wyrazu, żeby samemu wziąć się
za pisanie scenariuszy i reżyserowanie własnych produkcji. Tak jest w każdej dziedzinie kultury. Nie
tylko w twórczości artystycznej, także w rzemiośle, technice oraz w winnych których tu nie
omawiamy. Zawsze najpierw trzeba skrystalizować własne zainteresowania, potem je zgłębić i
dopiero wtedy pojawia się odwaga by dokonać aktu twórczego.
Dlatego jedną z najistotniejszych treści pracy wędrowniczej jest pogłębianie własnych,
skrystalizowanych już zainteresowań. Omawialiśmy już formy pracy, które temu celowi służą.
Przypomnijmy że chodzi o jeden z czterech filarów wędrownictwa czyli działalność specjalizacyjną
polegająca na zdobywaniu specjalistycznych umiejętności i stwarzająca okazje do ich spożytkowania.
Jej ukoronowaniem powinien być zawsze akt twórczy; zbudowanie jachtu, uruchomienie serwisu
internetowego, nakręcenie filmu, zorganizowanie wystawy, publikacja albumu, wydanie tomiku
poezji, nagranie płyty.
W tej dziedzinie, pewną dość istotna rolę mają do odegrania wyższe struktury organizacji harcerskiej.
Chodzi o tworzenie płaszczyzn umożliwiających konfrontację twórczości wędrowników z
publicznością. Festiwal piosenki, wystawa grafik i malarstwa, festiwal filmowy i inne tego typu
harcerskie imprezy kulturalne powinny być oczkiem w głowie władz harcerskich, a wędrownikom
umożliwiać skonfrontowanie własnej twórczości z odczuciami i opiniami publiczności. Najpierw tej
harcerskiej o podobnym poziomie wrażliwości. A gdy ta konfrontacja wypadnie pomyślnie, harcerscy
twórcy powinni wypływać na szerokie wody amatorskiej twórczości artystycznej. Nie łudźmy się bez tego typu promocji, żaden znaczący ruch artystyczny w harcerstwie nie powstanie. Bo też i każde
dzieło nie wystarczy, że ma swego twórcę. Musi też mieć odbiorców, publiczność dla której jest
tworzone. Twórcy z różnych stron Polski powinni też mieć szansę wzajemnie oceniać swoje dzieła,
37
inspirować się a nawet spierać. Tworzenie do „szuflady” dla nikogo nie jest motywujące, a już
najmniej dla ludzi młodych, którzy dopiero wyruszają na podbój świata.
***
No dobrze – a inne sfery kultury? Przecież na wstępie napisałem, że kultura jest wielowymiarowym
dorobkiem społeczeństwa. A tymczasem skoncentrowałem się na tak wąskim jej wycinku. Czy
uczestnictwo harcerzy w kulturze ma się ograniczać tylko tych wymienionych? Na pewno byłoby
dobrze gdyby udało się znaleźć właściwe metodycznie formy aktywnego i twórczego uczestnictwa
chłopców także we wszystkich innych dziedzinach kultury. Niestety do tej pory to się harcerstwu nie
udało. Jest to wyzwanie dla kolejnych pokoleń instruktorskich. Wyzwanie trudne, jako że harcerstwo
nie jest ani wyższą uczelnią, ani seminarium duchownym, ani sceną polityczną. Ma swoją specyfikę
działania dostosowaną do potrzeb i możliwości chłopców. W związku z tym program harcerski
podlega ograniczeniom i wymogom, które już znamy. Jeśli w przyszłości uda się komuś, stworzyć
odpowiednie formy działania, które z jednej strony pociągną chłopców, a z drugiej umożliwią im
wejście na poważnie również w inne sfery kultury – będzie mógł o sobie powiedzieć, że sam walnie
przyczynił się do jej rozwoju.
Na koniec jeszcze krótka dygresja, która w pewien sposób dopełnia temat. Kultura osobista. Pojęcie to
coraz rzadziej jest używane, a co gorsza, zasady właściwego zachowania są coraz rzadziej
praktykowane. Tymczasem, harcerz powinien być postrzegany przez otoczenie jako gentleman. Jak
sprawić, by nasze programy przybliżały chłopców do tego wizerunku to znaczy kształtowały tego typu
postawę. Tak postawę, bo to nie tylko kwestia wiedzy i umiejętności, ale także odpowiedniej
świadomości i chęci. Z wiedzą i umiejętnościami sprawa jest stosunkowo prosta. Wystarczyć włączyć
je do kanonu wymagań na kolejne stopnie harcerskie - jak kolejną technikę harcerską lub stworzyć
odpowiednie sprawności. Ale jak sprawić by chłopcy zechcieli praktykować zdobyte umiejętności w
codziennym życiu. Oto kolejne, pilne wyzwanie jakie stoi przed współczesnym harcerstwem.
Gospodarka i rozwijanie przedsiębiorczości
Przeciętnie znający się harcerstwie obserwator naszych poczynań wychowawczych, może odnieść
wrażenie, że kwestie finansów, logistyki i sprzętu niezbędnego dla realizacji naszych zamierzeń
programowych są dla nas poważnym utrudnieniem. Tymczasem istnienie potrzeb sprzętowych i
gospodarczych w drużynach harcerskich i wędrowniczych jest dla nas wychowawców nie żadnym
utrapieniem lecz dobrodziejstwem. Stwarzają one naturalną okazję do oddziaływania na chłopców w
kierunku, który czasem nazywany jest wychowaniem gospodarczym.
Osobiście uważam, że jest to sformułowanie dość niefortunne. Odwraca bowiem uwagę od istoty
rzeczy czyli od konkretnych kierunków tego oddziaływania. A kierunki te są dwa i warto je nazywać
po imieniu, bo dopiero tak nazwane pokazują wysoce przemyślany i uniwersalny charakter naszego
oddziaływania. Jest to kształtowanie postawy, która z jednej strony charakteryzuje się
współodpowiedzialnością i dbałością o dobro wspólne, a z drugiej gotowością do jego pomnażania
czyli przedsiębiorczością. Te dwa kierunki oddziaływania wzajemnie się uzupełniają. Gdybyśmy
kładli nacisk wyłącznie na rozwijanie przedsiębiorczości, moglibyśmy niechcący obudzić demony
egocentryzmu i interesowności. A celem harcerstwa nie jest przecież przygotowanie doskonałych
zawodników do „wyścigu szczurów”. Naszym celem jest wychować ludzi to prawda zaradnych i
doskonale sobie radzących w życiu, ale jednocześnie w najwyższym stopniu zdolnych do poświęceń
dla dobra drugiego człowiek i dla dobra ogółu, takich którym większą radość sprawia dawanie niż
branie. Aby jednak dawać, trzeba najpierw mieć z czego. A więc gdybyśmy, odwrotnie, koncentrowali
się wyłącznie na kwestiach związanych z ofiarnością, uczciwością i rzetelnością, a pozbawili
chłopców pierwiastka waleczności, przebojowości i zaradności rynkowej, zrobilibyśmy im i
społeczeństwu krzywdę. Nieudaczników życiowych jest pod dostatkiem, a Polska marny ma z nich
38
pożytek. Pytanie tylko – jak utrzymać właściwe proporcje pomiędzy tymi dwoma kierunkami
oddziaływania i w jakich formach je realizować? Na to pytanie spróbujemy teraz odpowiedzieć.
Wspólna własność
Pojęcie to zostało w Polsce drastycznie zdeprecjonowanie za czasów rządów komunistycznych.
Własność wspólna była wówczas własnością państwową, wydartą ludziom pod przymusem – po
prostu zagrabioną. Własność znienawidzonego państwa nie miała dla obywateli PRL wielkiej wartości
i często sama była nienawidzona. Mówiło się wtedy – państwowe, a więc niczyje, co było próbą
usprawiedliwienia lekceważącego, a nawet nieuczciwego stosunku obywateli do własności wspólnej.
Mimo, że komunizm dawno już upadł, dawne nawyki myślowe nadal pokutują w dużej części
społeczeństwa polskiego. Tymczasem bez szacunku do własności wspólnej nie da się budować ani
wolnego rynku ani społeczeństwa obywatelskiego. Bo pomyślmy. Własność rodziny jest własnością
wspólną tak samo moją jak i brata, siostry czy rodziców. Ogromna większość przedsięwzięć
gospodarczych prowadzona jest najczęściej w formie spółki. Jej majątek jest własnością wspólników,
a więc też własnością wspólną. Podobnie jest z majątkiem stowarzyszeń i fundacji. Także szkoła,
szpital i radiowóz policyjny jest naszą wspólną, państwową własnością. Gdybyśmy nie mieli szacunku
do tej formy własności, nie moglibyśmy ufać naszym współmałżonkom, wspólnikom, urzędnikom i
politykom. A bez tego rodzaju elementarnego zaufania, żadna rodzina nie przetrwa, żadne wspólne
przedsięwzięcie gospodarcze się nie powiedzie, żaden cel społeczny nie zostanie osiągnięty, a państwo
chroniąc swą własność przed grabieżą stanie się państwem policyjnym. Z tego wynika, że szacunek
do własności wspólnej musi być jedną z podstawowych cnót obywatelskich. Jeżeli oczywiście chcemy
by Polska rozwijała się jako państwo nowoczesne i demokratyczne i by jej gospodarka była sprawna,
pozwalała ludziom realizować własne cele i żyć w dostatku w trwałych i szczęśliwych rodzinach.
Nic dziwnego, że szacunek do własności wspólnej jest jednym z głównych celów wychowania
harcerskiego. Można nawet ująć to jeszcze bardziej dobitnie. Naszym pierwszoplanowym celem jest
sprawić by chłopcy zaczęli przedkładać szeroko pojęte Dobro Wspólne nad interes własny! Zanim
jednak harcerz pojmie znaczenie „dobra wspólnego”, które jest pojęciem wysoce abstrakcyjnym, a
więc trudno dla niego zrozumiałym, trzeba mu je skonkretyzować. Jednym z najbardziej
przemawiających konkretów jest wspólna własność zmaterializowana w formie wspólnych namiotów,
toporków, garnków czyli sprzętu drużyny, a także wspólnego pomieszczenia czyli harcówki i
wspólnych pieniędzy czyli kasy drużyny.
Tak oto odkryliśmy zaskakujący fakt, że zwykły młotek może być narzędziem oddziaływania.
Bynajmniej nie chodzi jednak o wbijanie nim czegokolwiek do głowy chłopca. Młotek jako jeden z
wielu składników wspólnego majątku drużyny stanie się narzędziem wychowania jeśli potrafimy
sprawić, że chłopiec potraktuje go jako obiekt, o który należy zadbać - nie odrzuci go w trawę po
użyciu, ale odniesie do obozowego magazynu sprzętu. A trzeba powiedzieć, że osiągnięcie takiego
stanu świadomości u chłopca, który jest pierwszy raz na obozie harcerskim nie jest wcale zadaniem
łatwym. Niewielu z nich wynosi z domu, odpowiedni szacunek nawet do własnych narzędzi, a co
dopiero do przedmiotów, które jak im często wydaje są niczyje, a w każdym razie nie są ich.
W jaki sposób kształtujemy szacunek i dbałość o majątek drużyny? Pierwszym zadaniem
drużynowego jest zbudować w chłopcu świadomość, że jest jednym ze współwłaścicieli tego majątku.
Sprawa jest w miarę prosta wtedy kiedy, drużyna dopiero powstaje i wszyscy chłopcy ponoszą jakieś
trudy i wyrzeczenia związane z gromadzeniem sprzętu niezbędnego do biwakowania i obozowania.
Im więcej tego wspólnego trudu, im bardziej chłopcy przejmują się zdobywaniem sprzętu i im więcej
mają z tego satysfakcji, tym większa jest świadomość współwłasności. Najczęściej jednak chłopiec,
który wstępuje do drużyny harcerskiej zastaje już w niej sporą ilość nagromadzonego przez lata
majątku. W tej sytuacji trudniej jest sprawić by ujrzawszy w magazynie półki wygięte pod ciężarem
namiotów, siekier, łopat i garnków uznał się za ich współwłaściciela – dodajmy - odpowiedzialnego
współwłaściciela. Bo o ile samo przystąpienie do majątku wspólnego nie jest aktem trudnym do
39
zaakceptowania, o tyle wzięcie na siebie części odpowiedzialności, nie jest już takie łatwe ani
oczywiste.
Na szczęście w dobrych drużynach harcerskich praktykuje się wiele sposobów by ten proces ułatwić.
Pośród tych sposobów można wyróżnić dwa kierunki dążeń. Pierwszy, to dążenie do zaangażowania
przez chłopca kapitału własnej pracy przy porządkowaniu, konserwowaniu i zabezpieczaniu
zgromadzonego już sprzętu drużyny. Kierunek drugi to dążenie do konkretyzacji poczucia
współwłasności poprzez przekazanie części sprzętu do użytkowania zastępom.
Prace gospodarcze
Jeżeli chłopiec nauczy się oprawiać i ostrzyć siekierę, po czym własnoręcznie oprawi i naostrzy jedną
z nich, możemy być pewni, że będzie o nią dbał bardziej niż gdyby nie musiał się natrudzić by ją
przygotować do użytku. To samo dotyczy młotka, saperki, piły, namiotu i każdego innego składnika
wspólnego majątku drużyny. Dlatego w każdej dobrej drużynie harcerskiej prace nad przygotowaniem
sprzętu do następnego obozu rozpoczynają się już na 11 miesięcy przed jego rozpoczęciem czyli
ostatniego dnia kończącego się obozu. I uczestniczą w nich wszyscy chłopcy.
Pracami tymi kieruje, specjalny pomocnik drużynowego - magazynier lub kwatermistrz. Jest to
niezwykle odpowiedzialna funkcja. To on wyznacza harmonogram pracy, rozdziela ją pomiędzy
zastępy i kontroluje efekty. To on dba o porządek w magazynie i właściwy sposób przechowywania
sprzętu. To on też najczęściej zakasuje rękawy i najciężej pracuje. Nie trzeba chyba nikogo
przekonywać, że wychowawczo najbardziej na tym korzysta... ów magazynier. Jego głównym
zadaniem harcerskim jest dobrze zadbać o wspólny majątek drużyny. Na tym koncentruje się jego
uwaga przez okrągły rok. Jeśli drużynowy potrafi odpowiednio zmotywować i dopilnować swojego
pomocnika, nie może to nie przynieść pożądanych efektów wychowawczych. Dlatego powierzenie
obowiązków magazyniera jest wyśmienitym zadaniem w rocznej próbie na wyższe stopnie harcerskie
HO i HR, zwłaszcza dla starszych chłopców - wędrowników, u których można zaobserwować jakieś
braki w postawie wobec własności wspólnej.
Zakres czynności jakie trzeba wykonać by drużyna we właściwy sposób zadbała o swój sprzęt i
przygotowała go do kolejnego obozu jest ogromny. Wyjeżdżając z obozu trzeba go dokładnie spisać,
sprawdzić czy co nie zginęło i w razie czego odszukać, a wszystko dokładnie i logicznie popakować.
Następnie już po przetransportowaniu sprzętu do magazynu trzeba go rozpakować i starannie
poukładać. Podczas oględzin bez wątpienia okaże się, że niektóre garnki wymagają doszorowania, piły
naostrzenia, połamane siekierki i młotki oprawienia. Często zdarza się, że zmuszeni jesteśmy zwinąć
wilgotne czy wręcz mokre namioty. Natychmiast po powrocie trzeba je dokładnie wysuszyć i
odpowiednio zakonserwować żeby nie pogniły. Pracy wystarczy dla każdego chłopca w drużynie. I
każdy powinien w tej wspólnej pracy uczestniczyć. Jeśli nie uda nam się któregoś chłopca do tego
zmobilizować, jeśli nie potrafimy wzbudzić w nim elementarnego poczucia obowiązku wobec
wspólnej własności, możemy być pewni, że nie tylko ten, ale też żaden inny kierunek naszego
oddziaływania nie zakończy się pełnym sukcesem. Harcerstwo to wspólnota i obowiązek wobec tej
wspólnoty. Jeśli chłopiec nie jest w stanie wykrzesać z siebie minimum wysiłku i poświęcić paru
godzin pracy dla dobra wspólnego, udowadnia, w ten sposób, że do życia zamierza podchodzić
konsumpcyjnie, a drużynę traktuje jak biuro podróży, które ma obowiązek zapewnić mu właściwe
warunki na obozie. To jest jeden z kilku niezawodnych sprawdzianów dobrych chęci chłopca. A
pamiętajmy, że harcerstwo jest skuteczne, jeśli oddziałuje od wewnątrz czyli przy udziale woli
jednostki. Jeśli chłopiec nie jest do tego gotowy, nie wiele wobec niego możemy wskórać. Jeśli
natomiast potrafimy wzbudzić w nim poczucie odpowiedzialności za wspólny majątek drużyny i
sprawić by to poczucie przekuł w konkretny czyn, odnosimy nie tylko ten jeden skutek, że uczymy go
szacunku dla wspólnej własności, ale w ogóle kształtujemy w nim aktywną postawę
współodpowiedzialność za los wspólnoty do której przynależy.
Sprzęt zastępu
40
W wielu drużynach sprzęt dzielony jest pomiędzy zastępy i zostaje im oddany w użytkowanie.
Idealnym wprost pojemnikiem mieszczącym ten dobytek i ułatwiającym jego przechowywanie jest
drewniana skrzynia amunicyjna, którą można za bezcen otrzymać od wojska. W skrzyni zastępu
powinno znaleźć się następujące wyposażenie; dwa młotki, dwie siekerki, dwie saperki, dwie 5-cio
metrowe miarki, szpadel, łom do wyjmowania gwoździ, dwa garnki, butla gazowa z palnikami, dwa –
trzy małe namioty biwakowe. Jednym słowem wszystko to co potrzebne będzie zastępowi na
parodniowym biwaku oraz do budowy urządzeń obozowych.
Dobrą praktyką jest też przydzielanie zastępom po jednym dużym namiocie obozowym. Spotkałem się
nawet z bardzo interesującym zwyczajem „chrztu namiotów”. Kiedy nowo założony zastęp otrzymuje
swój namiot na obóz, musi go rozstawić i sprawdzić czy niczego mu nie brakuje. Jeśli zajdzie taka
potrzeba, zadaniem chłopców jest uzupełnić omasztowanie i olinkowanie oraz wykonać wszelkie
niezbędne naprawy. Wszystko to odbywa się oczywiście przed wyjazdem na obóz. Kiedy namiot jest
już w pełni przygotowany do użytku, na jednej ze zbiórek pojawia się drużynowy, sprawdza jego stan
i „chrzci” go nadając mu imię zastępu. Od tej pory, dopóki istnieć będzie zastęp „Wilki”, chłopcy na
każdym kolejnym obozie spać będą w jednym i tym samym, swoim własnym namiocie o imieniu
„Wilk”.
Pomysł z przekazywaniem zastępom części majątku drużyny w użytkowanie sprowadza się do
realizacji w praktyce pewnej mądrości życiowej, która brzmi „Jak sobie pościelisz - tak się wyśpisz”.
Chłopcy mają świadomość, że na obozie będą spać pod własnym namiotem i budować urządzenia
przy pomocy własnego sprzętu pionierskiego. Mają więc silniejszą motywację do tego by o ten sprzęt
odpowiednio zadbać. Jeśli nie połatają i nie zaimpregnują namiotu będzie im się lało na głowy. Jeśli
nie oprawią i nie naostrzą własnych siekier, dłużej zejdzie im budowa urządzeń i więcej się przy tej
budowie namęczą. Podczas gdy inne zastępy, które lepiej zadbały o swój ekwipunek, będą się już
pławić w jeziorze, oni wciąż jeszcze w pocie czoła będą kopać dołki i zbijać żerdzie. Doświadczony
zastępowy ma tego doskonałą świadomość i zrobi wszystko, żeby chłopcy właściwie przygotowali
swój sprzęt do obozu.
Istniej też sprawdzony sposób w jaki drużynowy może wzmóc jeszcze tę motywację. Nic prostszego
jak ogłosić na kilka tygodni przed rozpoczęciem obozu, dzień gotowości do wyjazdu. Tego dnia
organizowana jest zbiórka drużyny, a w jej programie są zawody pionierskie pomiędzy zastępami.
Pierwsza konkurencja – rozstawianie namiotów na czas. Każdy zastęp rozstawia własny namiot. Jeżeli
omasztowanie jest prawidłowo skompletowane i nie brakuje linek szanse na zwycięstwo w tej
konkurencji są większe. Toteż zastęp, który ma prawdziwie harcerskiego ducha, nie zlekceważy
takiego wyzwania i odpowiednio przygotuje namiot. A gdy już ostatni namiot zastępu zostanie
rozstawiony, drużynowy będzie wiedział, który zastępowy podchodzi do swych obowiązków
odpowiedzialnie, a który nie. Będzie też miał doskonałą okazję do tego by wraz z magazynierem
dokonać przeglądu namiotów i ewentualnie wskazać konieczne poprawki. Po zwinięciu płócien –
również na czas, można urządzić kolejną konkurencję – każdy zastęp otrzymuje zadanie aby z trzech
żerdzi w wyznaczonym miejscu zbudować bramkę o zadanych wymiarach. Który zastęp ma lepiej
przygotowany sprzęt pionierski, ten szybciej przytnie żerdzie na wymiar, wykona zaciosy, wkopie
słupki i zbije poprzeczkę. Wynik tych zawodów również da chłopcom do myślenia – zwłaszcza tym,
którzy nie najlepiej zaopiekowali się swoja wspólną własnością. Żeby bramki nie zostały zbudowane
na próżno, co jak już wiemy byłoby poważnym błędem metodycznym, można teraz rozegrać szalony
mecz w piłkę pomiędzy wszystkimi zastępami na raz. Rozbiórka bramek – również może być
konkurencją w zawodach. Zadanie brzmi: zamaskować miejsce po budowli, wyjąć gwoździe i pociąć
żerdki na zadany wymiar do kominka. Na pocięte drewno już czeka jeden z rodziców, płacąc za nie
żywą gotówką. Harcerz jest wszak oszczędny i nie może sobie pozwolić na żadne marnotrawstwo.
Zresztą harcerz powinien być nie tylko oszczędny ale i przedsiębiorczy. Dlatego będzie ze wszech
miar wskazane, jeśli chłopcy na własne oczy zobaczą przykład w jaki sposób kwatermistrz drużyny
zadbał nie tylko o zwrot kosztów poniesionych na zorganizowanie zbiórki ale jeszcze w dodatku
znalazł sposób jak zasilić kasę drużyny o wartość dodaną.
41
Jeśli nauczyliśmy się rozumieć mechanizmy psychologiczne, które wykorzystywane są w
wychowaniu harcerskim, bez wątpienia dojrzymy w praktyce przekazywania majątku drużyny w
użytkowanie zastępom jeszcze głębszy sens niż tylko realizacja zasady „jak sobie pościelisz, tak się
wyśpisz”. Mianowicie pojęcie wspólnej własności konkretyzuje się tym bardziej im bardziej
utożsamiamy się ze wspólnotą, która tym majątkiem dysponuje. Stosunek chłopca do przysłowiowego
młotka, który byłby abstrakcyjną własnością państwową jest zupełnie inny niż do młotka, który jest
własnością Jego drużyny. Jeszcze większy stopień identyfikacji osiągamy gdy ów młotek należy do
grupy najbliższych kolegów czyli do zastępu. A kiedy już chłopiec, na tym konkretnym przykładzie,
zrozumie czym w istocie jest własność wspólna i jak należy się o nią troszczyć, przychodzi czas na
uogólnienie tego pojęcia i postawy, którą udało się nam ukształtować wobec tego dobra. Kiedy
chłopiec zostanie zastępowym w polu jego widzenia i wyobraźni pojawi się majątek drużyny. Kiedy
jako wędrownik bierze udział w pracach sekcji specjalizacyjnej, zaczyna używać specjalistycznego
sprzętu będącego własnością jeszcze szerszej społeczności. Kiedy zostanie magazynierem drużyny i
po raz pierwszy odniesie do hufca dokument spisu z natury, zda sobie sprawę, że majątek drużyny jest
tylko częścią jeszcze większej wspólnej własności – majątku harcerstwa. Ten zaś jest własnością
społeczną. Tak oto wkraczając w kolejne kręgi wtajemniczenia harcerskiego, chłopiec uzyskuje
kolejne stopnie świadomości społecznej. Angażując się osobiście, poprzez własną pracę na rzecz coraz
szerzej rozumianego dobra wspólnego, przybliża się stopniowo do pożądanej postawy obywatelskiej
nacechowanej troską o szeroko pojęty interes społeczny. I to taką troską, która nie ogranicza się do
szlachetnych ale pustych deklaracji słownych ale wyraża się konkretną pracą na rzecz wspólnoty.
Przedsiębiorczość
Minimalną wychowawczą ambicją naszego ruchu powinno być doprowadzeniem do sytuacji, w której
żaden mężczyzna mogący o sobie powiedzieć, że jest lub był harcerzem, nigdy nie stanie w kolejce po
zasiłek socjalny. To minimum. Jeżeli wychowujemy ludzi zaradnych, to także zaradnych
ekonomicznie, czyli przedsiębiorczych. Jest to zadanie niezwykle istotne właśnie teraz, kiedy Polska
wychodzi z choroby socjalizmu, kiedy nie wszyscy chłopcy mogą czerpać właściwe wzorce postaw
życiowych od swoich rodziców. Jeszcze zbyt wielu z nich jest „sierotami po PRL” uzależnionymi od
jałmużny ze strony państwa. Tych chłopców trzeba wyposażyć w odpowiednie umiejętności, ale
przede wszystkim przekonać, że zawsze można brać się za bary z życiem, i nie zależnie od
niesprzyjających okoliczność, znaleźć uczciwy sposób na utrzymanie rodziny.
Można przypuszczać, że wraz z rozwojem wolnego rynku, owe minimalistyczne zadanie nie będzie
już musiało absorbować naszej uwagi i będziemy mogli jako wychowawcy skupić się na celu znacznie
bardziej ambitnym. Pomyślność naszych rodzin, szanse życiowe naszych dzieci w ogromnej mierze
zależą od ekonomicznej kondycji oraz aktywnej i przedsiębiorczej postawy rodziców. Naszym
zadaniem jest sprawić, by nasi harcerze byli w przyszłości takimi właśnie rodzicami, by Polacy umieli
się bogacić. Jeśli Polska ma być w przyszłości krajem bogatym, to tylko poprzez bogactwo swoich
obywateli. Jeśli ma się liczyć w świecie, to nie zdecyduje o tym wielkość naszej armii, sprawność
dyplomacji czy jakiekolwiek inne czynniki natury państwowej. Zdecyduje o tym wyłącznie
przedsiębiorczość Polaków. Pomyślność naszej Ojczyzny, zależy dziś głównie, a w przyszłości
zależeć będzie w jeszcze większym stopniu, od sprawności naszej gospodarki. Ta zaś jest i będzie
gospodarka prywatną, w której sukcesy i porażki są sumą sukcesów i porażek milionów polskich
obywateli. Wychowanie obywatelskie i wychowanie rodzinne, to, poza wszystkim innym, także
kształtowanie przedsiębiorczej postawy życiowej.
Jak w każdej innej dziedzinie wychowania harcerskiego, tak i tu niezastąpiony jest dobry przykład
płynący od drużynowego i wszystkich aktywnych instruktorów harcerskich. Im więcej z nich będzie
uczciwymi przedsiębiorcami dobrze radzącymi sobie na rynku, tym postawa przedsiębiorczości będzie
się lepiej upowszechniać wśród chłopców pozostających pod ich wpływem. Problem polega tylko na
tym, że drużynowy znajdujący się w optymalnym dla tej funkcji wieku, nie może jeszcze być w pełni
przedsiębiorcą, bowiem dopiero się uczy lub studiuje. Nie oznacza to jednak, że w tej sytuacji
życiowej w jakiej się aktualnie znajduje nie może jednocześnie przejawiać przedsiębiorczej postawy,
42
którą chłopcy mogliby obserwować i się nią inspirować. Może przecież zarabiać na własne potrzeby,
na studia, a nawet pomagać finansowo swoim rodzicom. Możliwości zarobkowe są wszak dosłownie
nieograniczone. Począwszy od wykonywania prostych prac fizycznych takich jak mycie szyb czy
sprzątanie, a skończywszy na założeniu własnej firmy produkcyjnej, handlowej lub usługowej. Nie
chcę tego tematu rozwijać bo zajmujemy się w tej chwili nie wzorcem osobowym lecz środkami
programowymi. Chcę tylko zwrócić uwagę i podkreślić jak wielkie możliwości oddziaływania tkwią
w przykładzie osobistym także w tej dziedzinie wychowania.
Wróćmy więc do programu i środków programowych. Kilka akapitów wyżej przytoczyłem opis
pewnej gry harcerskiej, która kończy się zainkasowaniem realnego wpływu do kasy drużyny. Widać,
że drużynowy, który zaplanował to w ten, a nie inny sposób chciał coś konkretnego osiągnąć.
Oczywiście mam na myśli efekt wychowawczy, a nie materialny. Mógł przecież spożytkować
wypracowaną przez chłopców wartość inaczej. Na przykład pakując pocięte na opał drewno na
samochód i zawożąc je na wieś do staruszki znajdującej się w potrzebie albo do niedoinwestowanego
domu dziecka. Byłby to wtedy dar drużyny, którego oddziaływanie na chłopców przebiegałoby w
nieco innym, ale równie czytelnym i właściwym kierunku. Program działania to nic innego jak
tworzenie sytuacji, które oddziałują wychowawczo na chłopców. Drużynowy, który jest świadom swej
roli i który wie jak posługiwać się harcerskim systemem wychowania, może te sytuacje odpowiednio
aranżować i wykorzystywać zgodnie ze z góry założonym zamiarem.
Zatem postawmy sobie konkretny cel - wyrabianie przedsiębiorczości. Spróbujmy dobrać do niego
odpowiednie środki, we właściwej formie.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że stawianie takiego celu w pracy z zuchami, wydaje mi się pozbawione
sensu. Chłopcy w tym wieku będą znacznie bardziej podatni na wiele innych kierunków
oddziaływania. Nie widzę powodu aby formułować wobec nich nierealne oczekiwania, skoro można z
nimi osiągać tyle innych pożytecznych i całkowicie realnych celów.
W pracy z harcerzami najbardziej właściwe, wydaje mi się działanie w kierunku zachęcenia ich do
wykonywania drobnych prac zarobkowych. Przy czym absolutnie kluczowe jest zapewnienie aby
prace te były jednocześnie uczciwe, godne oraz przynoszące dobry zarobek. Drugim, równie ważnym
warunkiem wychowawczej skuteczności tego typu działań jest przeznaczenie i sposób podziału
zarobionych pieniędzy. Mając do czynienia z młodszymi chłopcami, drużynowy powinien sam im te
prace zorganizować. Jeśli natomiast rzecz dotyczy chłopców starszych np. zastępowych, zadanie
znalezienia lub zorganizowania sobie pracy powinno zostać im właśnie powierzone – co jest zresztą
świetną propozycją do próby na stopień ćwika i HO.
Wielu zapewne oczekuje, że w tej chwili sypnę licznymi przykładami dobrze zorganizowanych i
wysoce opłacalnych akcji zarobkowych. Ci będą pewnie rozczarowani. Nie zamierzam tego robić z
prostego powodu, żeby nie ograniczać wyobraźni drużynowych przez skierowanie jej na utarte tory.
W gospodarce bowiem jazda po utartym torze nie jest najbardziej opłacalna. Opłacalne są pomysły
pionierskie i innowacyjne. Takich szukajmy!
Nie mniej na kilka spraw chciałbym zwrócić uwagę. Nie będziemy się zapewne spierać o odpowiedź
na pytanie co to jest praca uczciwa i przynosząca zarobek. To jest dla każdego oczywiste. Ale
odpowiedź na pytanie co to jest praca godna, może już budzić wątpliwości – wszak żadna praca nie
hańbi. To prawda! Dla kogoś kto musi zdobyć środki na utrzymanie siebie i rodziny, każda uczciwa
praca jest dobra. My mamy jednak do czynienia z chłopcami, których chcemy wychować i którzy nie
mają jeszcze noża na gardle. Możemy więc i powinniśmy wybierać. Szukajmy więc zajęć w miarę
możliwości jak najbardziej ambitnych, pobudzających aspiracje, a przy tym społecznie użytecznych,
w takim znaczeniu w jakim użytek społeczny widać przez pryzmat Prawa Harcerskiego. Jeżeli
podejmujemy się roznosić ulotki, drużynowy powinien najpierw sprawdzić co one reklamują.
Jakkolwiek dystrybucję ulotek reklamujących agencję towarzyską nie można nazwać pracą
nieuczciwą , a już na pewno nie nielegalną, to jednak z punktu widzenia harcerskiego jest to praca
niegodna. Jeśli zaś chodzi o przykład pracy mniej lub bardziej ambitnej, to gdybym miał do wyboru
43
uruchomić kilka punktów sprzedaży zniczy przed Zaduszkami albo produkcję i sprzedaż palemek
przed Niedzielą Palmową, wybrał bym to drugie nawet gdybym przewidywał, że przyniesie to
mniejszy zysk. Nie zysk jest bowiem naszym celem, a wychowanie chłopców. A w tym dziele
produkcja i sprzedaż własnoręcznie wyprodukowanych towarów jest zadaniem bardziej ambitnym niż
prosty handel.
Poświęćmy teraz kilka uwag, kwestii przeznaczenia zarobionych pieniędzy. Zanim jeszcze chłopcy
przystąpią do pracy muszą wiedzieć jak spożytkowane zostaną jej efekty. W tym miejscu trzeba sobie
zadać fundamentalne pytanie; jak dzielić zarobek i na co wolno go nam przeznaczyć?
Najczęściej akcje zarobkowe drużyny organizowane tak, że wszystkie wpływy trafiają do wspólnej
kasy. Powiem więcej, nawet gdyby udało się zorganizować prace tak, że każdy chłopiec miałby od
razu możliwość wzięcia uzyskanych pieniędzy do własnej kieszeni, powinniśmy to kategorycznie
wykluczyć. Pamiętajmy, że pokusy związane z pieniędzmi są na tyle silne, że chłopcy mogą im ulec, a
wtedy zamiast wychowania zafundowalibyśmy im pokusę i okazję do demoralizacji. Tak więc
obowiązuje generalna zasada. Wszystkie wpływy trafiają natychmiast do wspólnej kasy, która jest
następnie drobiazgowo rozliczana. Po odliczeniu kwot przeznaczonych na pokrycie kosztów i
ewentualnych podatków, pozostaje drużynie konkretna kwota zysku. Zysk ten wypracowany został
przez wszystkich, którzy w różny sposób pracowali bądź organizowali i nadzorowali tę pracę. Czy
powinien być podzielony równo pomiędzy wszystkich? Kategorycznie twierdzę, że nie! Dość już
socjalistyczne przekonania narobiły spustoszeń w mentalności Polaków. A więc nie każdemu równo
lecz każdemu według wkładu pracy. Zanim jeszcze praca się rozpocznie powinny zostać opracowane
szczegółowe ale zarazem jak najbardziej proste kryteria wyceny wartości pracy poszczególnych
harcerzy. Jednym, z najbardziej uniwersalnych kryteriów jest ilość przepracowanych godzin, choć
przyznaję - nie w każdej sytuacji jest to kryterium sprawiedliwe. Jeśli nie jest – trzeba wypracować
takie rozwiązanie, które wszyscy uznają za sprawiedliwe. Kiedy mamy już zasady wyceny wkładu
pracy poszczególnych harcerzy w osiągniecie wspólnego zysku powinniśmy go wedle tych zasad
podzielić. Ale czy rozdać? Otóż nie! Po pierwsze w świetle obowiązującego obecnie (2007r.) prawa
podatkowego byłoby to nielegalne, a po drugie ryzykowne pod względem wychowawczym. Pieniądze
mogą łatwo demoralizować, zwłaszcza w tak młodym wieku, kiedy chłopcy nie mają jeszcze żadnych
życiowych doświadczeń z tym związanych. Tak więc gotówka nie trafia do rąk harcerzy. Co zatem się
z nią dzieje? A, to zależy od tego w jakim celu podjęliśmy pracę.
Przypuśćmy, że chłopcy chcieli ulżyć swoim rodzicom w ponoszeniu kosztów obozu i w tym właśnie
celu zorganizowana została akcja zarobkowa. Wtedy dzielimy wypracowany zysk według przyjętych
zasad i każdemu chłopcu przypisujemy wynikającą z tego podziału kwotę. Wszystkie pieniądze
zostają w drużynie z przeznaczeniem na obóz, a rodzice płacą za swego syna o tyle mniej ile on sam
zdołał zarobić. Ambicją każdego drużynowego powinno być to aby rodzice harcerzy w ogóle nie
ponosili żadnych kosztów uczestnictwa ich syna w harcerstwie. To chłopcy powinni sami zarabiać na
mundur, ekwipunek, wycieczki, bilety do kina i na obozy. Wtedy po pierwsze, zaskarbimy sobie
wdzięczność i przychylność rodziców. Po drugie, otworzymy dostęp do harcerstwa dla wszystkich
chętnych, także dla tych, których rodziców nie stać na zakup munduru i ekwipunku oraz opłacenie
obozu. A prawdopodobnie takim chłopcom harcerstwo najbardziej jest potrzebne. Po trzecie i
najważniejsze zbudujemy i umocnimy w chłopcach wiarę we własne ekonomiczne możliwości i
ukształtujemy aktywną ekonomicznie postawę tak cenioną we współczesnym społeczeństwie
obywatelskim.
Czasem zdarza się nam podejmować akcje zarobkową głównie w celu zebrania środków na zakup
sprzętu drużyny; namiotów, garnków a może i jachtu lub samochodu. Wtedy dzielimy wypracowany
zysk na poszczególnych harcerzy dokładnie wedle tych samych reguł jak opisane wyżej. Przy czym z
góry ustalamy, że wszyscy chłopcy z wypracowanych przez siebie pieniędzy przeznaczą określoną
kwotę (nie procent!) na wspólny cel, a dopiero ewentualna nadwyżka zostanie dopisana do ich
indywidualnego konta. Jeśli potrzebujemy 2.000 złotych, a w drużynie jest 40 harcerzy, każdy
powinien przeznaczyć na wskazany cel 50 zł z zarobionych przez siebie pieniędzy. Takie właśnie
podejście do budowania wspólnej własności ma największy sens wychowawczy i społeczny. Chłopcy
mają wtedy jasność, że majątek drużyny jest w rzeczywistości dobrem wspólnym, a więc po części
44
ich własnym. Potrafią nawet wskazać swój konkretny wkład do tego wspólnego dobra. Tego typu
świadomość radykalnie zmienia emocjonalny stosunek chłopców do własności wspólnej. Trudno
sobie wyobrazić, że mając taką świadomość mogliby nie utożsamiać się z majątkiem drużyny i mieć
do niego lekceważący stosunek.
Bardzo zachęcam też do tego aby przeznaczać część zarabianych pieniędzy na cele o charakterze
ogólnospołecznym lub charytatywnym. W praktyce może to wyglądać tak, że organizując akcję
zarobkową Rada Drużyny ustala, że z zarobionych pieniędzy każdy chłopiec przeznaczy; 30 złotych
na darowiznę dla Caritas, 60 zł na zakup samochodu drużyny, a resztę na pomoc w sfinansowaniu
obozu dla własnych rodziców. Przy takim założeniu praca powinna być zorganizowana tak aby każdy
chłopiec miał szansę zarobić minimum 150 złotych czyli żeby miał nie tylko ideową ale też i
ekonomiczną motywację do pracy. Idealistom, którzy po tym stwierdzeniu gotowi się na mnie
oburzyć, uprzejmie wyjaśniam iż chodzi nam przecież i o to aby chłopcy od chwili gdy zaczną
zarabiać swoje pierwsze pieniądze, potrafili się nimi dzielić z potrzebującymi. Ale nie możemy
wychowywać ich jakimś niezdrowym przekonaniu, że zarabianie pieniędzy na własne potrzeby jest
rzeczą niegodną czy wstydliwą. Oni będą wszak w przyszłości mężami i ojcami. Ich zadaniem będzie
nie tylko żyć wzniosłymi idami ale także, a może przede wszystkim zapewnić godziwy byt swoim
rodzinom. Nie wychowujemy wszak kandydatów do zakonów kontemplacyjnych, tylko mężów i
ojców oraz obywateli państwa polskiego, od których oczekujemy ekonomicznej aktywności. Gdy
chłopcy od pierwszych zarobionych pieniędzy wyrobią sobie nawyk dobrowolnego świadczenia na
cele społeczne i w nawyku tym wytrwają do późnych lat, osiągniemy więcej niż moglibyśmy marzyć.
Gdyby społeczeństwo złożone było z takich właśnie jednostek, byłoby bliskie ideału.
Skoro już wyjaśniliśmy sobie tę wątpliwość, zadajmy sobie pytanie jak ten pożądany nawyk dzielenia
się z potrzebującymi wykształcić? Proszę zwrócić uwagę na zaproponowany sposób rozliczenia takiej
akcji. Moglibyśmy przecież zaplanować to inaczej. Ot choćby, tak, że drużynowy przekazałby
określoną kwotę na cele społeczne, a resztę rozdysponował pomiędzy drużynę i chłopców. Mógłby tak
zrobić. Nawet byłoby to prostsze do wykonania. Ale czy osiągnąłby zamierzony cel? Czy obywatel,
któremu pod przymusem państwo odbiera część owoców jego pracy w formie podatków ma
satysfakcje z tego, że za te pieniądze utrzymywane są szpitale, domy dziecka, hospicja, sądy, policja i
armia. Świadomość taka jest niezwykle rzadka jeśli w ogóle istnieje. A bierze się to stąd, że obywatel
podlega przymusowi i to nie on decyduje o tym jaką kwotą wesprze cele społeczne ani jakie to będą
cele. Decyzje te podejmują za niego politycy i urzędnicy, nierzadko wbrew jego preferencjom. Nie jest
to więc żadna ofiara, bo nie wynika z dobrowolnej chęci dzielenia się z innymi i łożenia na wspólne
cele, a w dodatku nie daje żadnej satysfakcji. My, mając na względzie cele wychowawcze musimy
postępować inaczej: rozsądnie i taktownie. Chcemy aby chłopiec zaznał satysfakcji i się w niej
rozsmakował. Chcemy aby jego ofiarność była świadoma i dobrowolna. Dlatego, musimy uczynić
dwie rzeczy.
Po pierwsze, dać mu świadomość jaką konkretną i wymierną pomoc wyświadczył potrzebującym. A
nie ma nic bardziej dla chłopca wymiernego jak konkretna kwota, którą on sam na ten cel przeznaczył.
Jeszcze raz podkreślam, nie łączna kwota przekazana przez drużynę, ale ta która jest jego osobistym
darem. Jestem nawet zdania, że o ile nie uda się namówić beneficjenta do wystawienia imiennego
podziękowania, drużynowy sam powinien każdemu chłopcu takie pamiątkowe podziękowanie
sporządzić.
Po drugie, musimy zadbać o to aby chłopcy zaakceptowali cel na jaki przekażą swoje pieniądze.
Najprościej jest aby sami ten cel wskazali. Dlatego to Rada Drużyny powinna podjąć decyzję
poprzedzając ją konsultacjami w zastępach. Jestem nawet zadania, że gdyby pojawiły się kontrowersje
wokół tego jednego, wspólnego celu, można wskazać dwa albo trzy alternatywne. Nie miałbym nawet
nic przeciwko temu gdyby każdy chłopiec sam wskazał cel swojej darowizny i to nawet gdyby tych
beneficjentów miało być czterdziestu. Jestem pewien że wychowawcza wartość takiego rozwiązania
byłaby najwyższa. Ofiara ma wtedy wartość kiedy jest świadoma i dobrowolna.
45
Wiemy już jak uczynić ją w pełni świadomą. A co z dobrowolnością? Nie sądzę aby na tym etapie
świadomości społecznej rozsądnym było pytać każdego chłopca osobno czy w ogóle, a jeśli tak, to
jaką kwotą chciałby się podzielić z innymi. Na coś takiego mógłby się zdecydować tylko absolutnie
genialny wychowawca. Ja nie podjąłbym takiego ryzyka. Bo jest to poważne ryzyka – trzeba mieć
świadomość, że wystarczy paru chłopców, którzy uznają to za zły pomysł, by ich decyzja całkowicie
zniweczyła nasze plany. Oczekiwanie od wszystkich harcerzy w drużynie postawy godnej w pełni
ukształtowanej osoby dorosłej jest moim zdaniem dużą naiwnością. My ich dopiero mamy wychować!
Dlatego doradzam rozsądek polegający na tym, aby decyzję o wysokości darowizny powierzyć
najbardziej wyrobionym chłopcom - czyli członkom Rady Drużyny, a pozostałym dać wybór czy
chcą podjąć pracę w ramach tak zorganizowanej akcji zarobkowej czy nie. Bo przecież przymusu nie
ma i być nie powinno.
Jestem przekonany, bo wielokrotnie to sprawdziłem w pracy z własną drużyną, że akcje zarobkowe
organizowane na takich właśnie zasadach przynoszą pożądane efekty wychowawcze. Kształtują
jednocześnie zaradność ekonomiczną, ofiarność i szacunek dla dobra wspólnego. Chłopcy na prawdę
mają z tego doskonały pożytek i to nie tylko materialny.
Kiedy szukamy najbardziej właściwych form oddziaływania na chłopców w wieku harcerskim nie
możemy nie pomyśleć o grze. Tym bardziej kiedy szukamy sposobów zachęcenia ich do rozwijania w
sobie przedsiębiorczości. Przedsiębiorca, poza wszystkim innym co można o nim powiedzieć, jest
także graczem rynkowym, a rynek to nic innego jak gra interesów, w której uczestniczy ogromna ilość
uczestników. Skoro więc tak się szczęśliwie składa, że rywalizacja jest żywiołem chłopców – czemu
tego nie wykorzystać.
Pomysłów na różnego rodzaju proste i bardziej złożone gry o charakterze quasi ekonomicznym można
spotkać bez liku. Dla rozbudzenia wyobraźni zaprezentuje jeden z takich pomysłów, który sam
wypróbowałem i o którym mogę powiedzieć, że jest sprawdzony.
Gra ta toczy się przez cały czas trwania obozu niejako w tle głównego nurtu życia, a tak na prawdę w
czasie wolnym od innych, zorganizowanych zajęć programowych. Drużynowy wprowadzona
specjalną walutę obowiązującą tylko na terenie obozu. Pieniądz powinien być bardzo starannie
przygotowany przed obozem w sposób uniemożliwiający podrobienie go w warunkach obozowych
oraz w dostatecznej ilości.
Gra rozpoczyna się od wprowadzenia pieniądza „na rynek”. Można to zrobić na wiele sposobów. Na
przykład rozdać każdemu, identyczną początkową kwotę kapitału. Można też wypłacać harcerzom
stopniowo różne kwoty uzależnione na przykład od wyników zastępu w punktacji obozowej. W chwili
wprowadzenia pieniądza na rynek, trzeba też określić jego początkową siłę nabywczą. Aby było to jak
najbardziej naturalne, dobrze jest po prostu urządzić kantynę obozową, gdzie chłopcy mogliby
kupować słodycze, napoje i owoce ale tylko za obozową walutę. Można na ten cel przeznaczyć część
prawdziwego budżetu obozu przewidzianą na podwieczorki. Cennik obowiązujący w kantynie stanie
się wtedy wyznacznikiem siły nabywczej nowej waluty oraz będzie odzwierciedlał jej kurs względem
złotówki. Chłopcy wyliczą go sobie sami porównując ceny w kantynie do cen w okolicznych
sklepach. To bardzo ważne, ze względu na pobudzenie wyobraźni chłopców. Wiedząc co i za ile mogą
kupić oraz jak to się ma do rzeczywistej wartości dostępnych dóbr, będą znali faktyczną siłę i wartość
swoich pieniędzy. Ponadto kantyna stwarza pierwszą motywację do zarabiania pieniędzy. Pokażcie mi
chłopca, który na obozie nie marzy o słodyczach i napojach.
A na czym polega gra? Jak to na czym? Uruchomiliśmy mikroskopijny rynek więc gra idzie o to kto
sobie na nim lepiej poradzi, czyli zdobędzie większy majątek. Jak tego dokonać? Tak jak w
prawdziwej grze rynkowej. Trzeba ruszyć głową i znaleźć skuteczny sposób na zarabianie pieniędzy.
Na obozie mojej drużyny, chłopcy rzeczywiście wykazali ogromną inwencję na tym polu. Po paru
dniach każdy był już przedsiębiorcą. Jak grzyby po deszczu rejestrowano nowopowstające
jednoosobowe firmy i spółki, które zajmowały się przeważnie usługami, ale też produkcją i handlem.
46
Do ciekawszych pomysłów zaliczyłbym: karczmę gdzie można było zjeść kluski z jagodami i placki
ziemniaczane, przedsiębiorstwo lektykowe (fabułą obozową był legion rzymski, a waluta nosiła nazwę
sestercji) oferujące przejażdżki po okolicy, firmę zajmującą się myciem menażek, przedsiębiorstwo
zbrojeniowe produkujące miecze, tarcze, proce, a nawet katapulty i maszyny oblężnicze,
wypożyczalnię sprzętu wędkarskiego, salon gier planszowych. Powstało też kilka konkurencyjnych
gazet żyjących z reklam, ale jednocześnie zamieszczających dobry humor, relacje kronikarskie a
nawet analizy ekonomiczne. Wkrótce też obóz pokrył się licznymi tablicami reklamowymi
zachęcającymi do korzystania z usług reklamodawców. Bardzo szybko okazało się, że zarabiają tylko
ci którzy prawidłowo odczytali istniejące, realne potrzeby wspólnoty obozowej. Przedsiębiorstwo
zbrojeniowe nie przynosiło praktycznie żadnych zysków. Natomiast dobrze żyło się właścicielom
baru, gazet i firmy myjącej menażki. Po kilku dniach, niektóre przedsiębiorstwa zostały zamknięte, a
w ich miejsce powstawały nowe, z tym, że już teraz nauczeni doświadczeniem chłopcy przezornie
starali się najpierw sprawdzić czy ich pomysł chwyci na rynku zanim się w niego zaangażowali.
W ten sposób, w obozie obok zwykłych zajęć, kwitło drugie, równie intensywne życie ekonomiczne
dostarczając chłopcom pierwszych w życiu, bezcennych doświadczeń na tym polu. Jedni zaciskali
pasa i gromadzili majątek. Inni wprost przeciwnie - używali zarabianych pieniędzy korzystając z
dostępnych atrakcji i tworząc w ten sposób popyt na liczne nowe usługi. A ileż było przy tym
tematów do rozmów przy ognisku. Dlaczego ceny w kantynie rosną? W pierwszych dniach pojawiła
się inflacja związana z nadmiarem pieniądza na rynku i małą ofertą innych usług. Szturm klientów na
kantynę zaowocował drastycznym wzrostem cen. Operację tę, zresztą zgodną z prawem popytu i
podaży, przeprowadzono po to aby zniechęcić chłopców do zakupów słodyczy i tym samym zachęcić
do korzystania z innych ofert i tym samym ożywienia rynku. Nie mniej trzeba było im to
wytłumaczyć. Czemu jedni zarabiają a inni nie? Jak zabezpieczyć się przed nieuczciwą konkurencją?
Jak walczyć z czarnym rynkiem walutowym czyli nielegalną wymianą złotówek na sestercje (pojawiło
się takie zjawisko)? Wreszcie jaki przyjąć system podatkowy – bo przecież kadra obozu też chciałaby
korzystać z kantyny? Pytań i wątpliwości było bez liku, a wszystkie budziły ogromne zainteresowanie
bowiem wynikały wprost z sytuacji, które na prawdę miały miejsce na obozie i które budziły ogromne
emocje chłopców.
Warto podkreślić, że harcerze z wielkim zaangażowaniem podeszli do tej gry i zabawy w rynek.
Zresztą czy była to faktycznie tylko zabawa? Kiedy obserwowało się ten żywiołowy rozwój
kapitalizmu w obozowej mikroskali, można było odnieść wrażenie, że się jest w przysłowiowej
dziewiętnastowiecznej Ameryce albo w Polsce roku 1989. Eksplozja przedsiębiorczości ujawnionej
przez chłopców dawała wiele do myślenia. Oczywiście ostatniego dnia wyłoniono zwycięzcę, który
przejął największą część puszczonych w obrót pieniędzy, legitymując się posiadaniem trzech dobrze
prosperujących firm i pokaźnej sakiewki z monetami. Warto przy tym zauważyć, że ów chłopiec nie
należał wcale do największych skąpców. Umiejętnie gromadził kapitał ale i korzystał z życia dając i
innym zarobić.
Na koniec jeszcze jedna konieczna uwaga techniczna. Tego typu grę trzeba zakończyć w sposób, który
nie da chłopcom odczuć, że ich wysiłek i poświęcenie zostało zmarnotrawione. Że ci, którzy zaciskali
pasa, inwestowali i ciężko pracowali nie są „frajerami” w stosunku do tych, którzy korzystali z życia
za obozową walutę. Innymi słowy wszystkie zarobione przez chłopców pieniądze, drużynowy musi od
nich wykupić za uczciwą cenę. Tego wymaga sprawiedliwość. Oczywiście nie za gotówkę, była już o
tym mowa. To może być ulga w odpłatności za kolejne zimowisko lub obóz albo nagroda w postaci
ekwipunku harcerskiego. Tak czy inaczej, decydując się na przeprowadzenie tego typu gry, trzeba
przewidzieć na ten cel odpowiednie środki w budżecie obozu. Ale warto! Naprawdę warto, ze
względu na wartości poznawcze jakie niesie ze sobą ta gra, a jeszcze bardziej ze względu na doskonałą
okazję do tego by rozbudzić w chłopcach przedsmak prawdziwej gry rynkowej do jakiej będą mogli
przystąpić za kilka lat, w dorosłym, jak najbardziej realnym świecie. Gdy dziś obserwuję chłopców,
którzy wtedy najbardziej zaangażowali się w grę, widzę w nich przyszłych przedsiębiorców.
A teraz skoncentrujmy się na wędrownikach. Jak już wiemy, nie wszyscy wędrownicy reagują na
motywację wynikającą z rywalizacji i współzawodnictwa. Chłopcy ci stoją już u progu dorosłości.
47
Żadne gry symulujące prawdziwy rynek nie są im potrzebne. Najbardziej ambitnym, a więc i
odpowiednim dla nich wyzwaniem jest udział w normalnej grze rynkowej. Chcę przez to powiedzieć,
że każdy wędrownik, jeżeli ma odebrać właściwe i kompletne przygotowanie do przyszłych ról
życiowych powinien mieć okazję wypróbować swoich sił w roli prawdziwego przedsiębiorcy.
Tym stwierdzeniem można by właściwie zakończyć bo zawiera w sobie niemal wszystko co na ten
temat można powiedzieć. Pozostaje jednak kwestia techniczna. Jak te okazje tworzyć w sposób
zgodny z prawem i jednocześnie bezpieczny? Branie udziału w realnym życiu gospodarczym przez
osoby niepełnoletnie jest obwarowane istotnymi ograniczeniami prawnymi. Ponadto na instruktorze,
który je do tego inspiruje ciąży odpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie, którego to ryzyka nie
można wykluczyć. Zatem zastanówmy się nad kwestiami technicznymi i prawnymi.
Jedynym rozsądnym zabezpieczeniem przed konsekwencjami ewentualnej porażki podjętego
przedsięwzięcia gospodarczego jest zorganizować je w ten sposób, aby żaden chłopiec nie angażował
w nie swojego własnego kapitału. Wolno nam ryzykować, wyłącznie wkład pracy wędrowników.
Innymi słowy, jeśli interes się nie powiedzie chłopcy mogą stracić wyłącznie swój czas i wysiłek. Co
więcej, muszą być o tym uprzedzeni i świadomie zaakceptować to ryzyko.
Forma prawna – z tym jest największy kłopot, bowiem zgodnie z polskim prawem osoby
niepełnoletnie nie mogą prowadzić działalności gospodarczej samodzielnie ani w formie spółki. Nie
mogą też być udziałowcami spółek prawa handlowego. Mogą natomiast pod pewnymi warunkami
świadczyć pracę. I to jest jedyne legalne rozwiązanie. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że
wędrownicy mogą być jedynie pracownikami firm należących do kogoś innego. Pytanie - do kogo?
Otóż wydaje mi się, że powinno się unikać sytuacji dwuznacznych, mogących rodzić podejrzenie
wykorzystywania tej sytuacji przez kogoś w swoim własnym, prywatnym interesie. Dlatego
stanowczo odradzam, aby właścicielem takiej firmy była jakakolwiek osoba prywatna - nawet
drużynowy. Odradzam też spółkę osób prywatnych. Co zatem pozostaje? Otóż najbardziej wskazaną
formą prawną byłaby firma należąca do organizacji harcerskiej, założona tylko i wyłącznie w celu
wprowadzania wędrowniczych przedsięwzięć gospodarczych na rynek. To może być również fundacja
powołana przez organizacją harcerską w tym właśnie celu – coś w rodzaju harcerskiego inkubatora
przedsiębiorczości. Firma taka musi przy tym dysponować pewnym niewielkim kapitałem,
koniecznym do uruchamiania kolejnych przedsięwzięć i będącym jednocześnie zabezpieczeniem
umożliwiającym pokrycie ewentualnych strat. Jest rzeczą bezdyskusyjną, że tego typu firma musi być
poddana bardzo ścisłej społecznej kontroli i dobrze zarządzana pod względem finansowym. Nie
koniecznie musi to być jedna ogólnopolska firma. Nie widzę nic przeciwko temu, żeby każda
szanująca się drużyna wędrownicza, każdy prężny szczep czy lokalne środowisko harcerskie miało
tego typu własną fundację harcerską. Ktoś powie – to senne marzenie. Dziś może jeszcze tak. Ale
jeżeli chcemy na prawdę przygotowywać chłopców i dziewczęta do aktywnego udziału w życiu
społecznym, jeżeli chcemy by stawali się liderami społecznymi, to nie mamy innego wyjścia –
musimy urzeczywistnić to marzenie.
I w końcu pytanie podstawowe. Co wędrownicy mogą produkować, czym handlować i jakie
świadczyć usługi? To pytanie najtrudniejsze, choć odpowiedź brzmi prosto – mogą robić dosłownie
wszystko co jest legalne i jednocześnie godne harcerza. Istnieją wszak pewne branże, które nie są
kapitałochłonne i w których możemy mieć niezaprzeczalne atuty. Jedną z nich jest działalność
reklamowa polegająca na marketingu bezpośrednim i dystrybucji ulotek. Tu atutem naszym jest spora
i dobrze zorganizowana liczba pracowników oraz ich uczciwość. Innym pomysłem są usługi
kurierskie w obrębie miasta. Szanse widzę też przed biurem turystycznym organizującym wycieczki
szkolne i imprezy integracyjne dla dużych korporacji. Można też rozważyć założenie agencji
usługowej wykonującej proste prace porządkowe, korepetycje, opiekę nad dziećmi (wędrowniczki). A
czemu wędrownicy nie mieliby wydawać lokalnej gazety i zarabiać na reklamach? To oczywiście
tylko utarte sprawdzone już schematy. Prawdziwy sukces czeka tych wędrowników, którzy wpadną
na oryginalny pomysł wychodzący na przeciw realnym potrzebom społecznym.
48
Warto też zwrócić uwagę na możliwość połączenia działalności komercyjnej z pracą w sekcjach
specjalizacyjnych. Sekcja wysokogórska może przy okazji swoich ćwiczeń wykonywać zlecone prace
na wysokości. Sekcja głębinowa – wypożyczać nurków. Grupa odtwórstwa historycznego może
statystować w filmach wojennych i brać udział w komercyjnych przedstawieniach. Ratownicy
Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego mogą podejmować się udziału w zabezpieczeniu
imprez masowych. Sekcja filmowa ma wszystkie dane do tego by kręcić reklamówki i obsługiwać
uroczystości rodzinne, a fotograficzna by wykonywać i opracowywać do druku zdjęcia reklamowe.
Zespół muzyczny może grać na imprezach, a gdy zbierze materiał i nagra własną płytę – czemu nie
miałby jej sprzedawać? Bez wątpienia nie ma ani jednej takiej sekcji specjalizacyjnej, której
członkowie nie mogliby wykorzystać swych specjalistycznych umiejętności także w działalności
komercyjnej.
Problemem podstawowym jest tylko to w jaki sposób zaistnieć na rynku z tą naszą ofertą. Do tego
właśnie przydałaby się dobrze zorganizowana, wielobranżowa firma skupiająca w sobie wszystkie te
możliwości, aktywnie zabiegająca o klientów, prowadzącą skuteczną reklamę harcerskich
przedsięwzięć i w końcu biorąca na siebie ciężar prowadzenia niezbędnej księgowości oraz rozliczeń
podatkowych. A wszystkie te prace, pod nadzorem profesjonalistów, również mogą prowadzić
wędrownicy - ci którzy chcą zdobyć cenne doświadczenie w organizowaniu przedsięwzięć
gospodarczych i zarządzaniu nimi.
Pragnę to dobitnie podkreślić. Jeżeli chcemy realnie wypełniać nasze cele wychowawcze, to nie
uciekniemy przed tym wyzwaniem. Stoi ono przed całym harcerstwem i przed każdym środowiskiem
harcerskim, które poważnie traktuje swoją misję. Przedsiębiorczość jest jedną z najcenniejszych cech
świadomego i aktywnego obywatela współczesnego państwa, a także każdego odpowiedzialnego męża
i ojca. Powinna więc być cechą każdego chłopca, którego przygotowujemy do pełnienia tych ról
społecznych.
Braterstwo skautowe – szukajcie przyjaciół
W 1918 roku zakończyła się I Wojna Światowa, która pochłonęła niespotykaną dotąd w historii ilość
ofiar i zruinowała Europę. Jedno z największych państw świata – Rosja - dosłownie zapadło się w
otchłań komunistycznej zbrodni i absurdu grożąc rozlaniem się tej zarazy na resztę zniszczonego,
głodnego i zrozpaczonego kontynentu. Przez Europę zaczęły przetaczać się nienawistne fale
skrajnych dążeń rewolucyjnych i nacjonalistycznych. Dla każdego, kto miał choć trochę rozumu w
głowie było jasne, że jeżeli nastroje społeczne nie ulegną zmianie, Europę czeka kolejna jeszcze
straszniejsza wojna albo wybuch okrutnej rewolucji socjalistycznej. Oba zdarzenia mogłyby
doprowadzić do całkowitego upadku cywilizacji i bezmiaru nieszczęść jakiego ludzkość jeszcze nie
zaznała.
Pożywką dla ekstremalnych nastrojów rewolucyjnych i nacjonalistycznych była nienawiść klasowa i
narodowa jaka owładnęła ogromną część społeczeństw i narodów europejskich. W wielu krajach
znalazła się też spora grupa cynicznych polityków, którzy dla własnych interesów, robili wszystko by
te nastroje podsycać i potęgować. Tymczasem w interesie narodów europejskich było wtedy szukać
wszelkich sposobów na łagodzenie tego zjawiska. I środowiska, którym zależało na uniknięciu
katastrofy, rozwiązań takich poszukiwały.
Trzeba przyznać, że przyczyny tej powszechnej nienawiści były historycznie i ekonomicznie
uzasadnione. Brała się ona z poczucia krzywdy i wyrosłych na tym poczuciu uprzedzeń. Naprawienie i
wyrównanie krzywd klasowych i narodowych było zadaniem dla polityków. Ci szukali rozwiązań
politycznych i ekonomicznych. Natomiast wychowawcy zabrali się za próby przezwyciężenia
uprzedzeń.
49
Czym jest uprzedzenie? To zjawisko psychologiczne. Polega na przypisaniu pewnej grupie ludzi
wspólnych cech, które powodują wrogie nastawienie do niej i do każdego przedstawiciela tej grupy
osobno. Będąc pod wpływem uprzedzenia z założenia odczuwamy wrogość do konkretnego
człowieka, mimo, że go wcale nie znamy i mimo, że nie wyrządził nam żadnej krzywdy. Wystarczy,
że wiemy o nim iż należy wrogiej klasy czy wrogiego nam narodu. Trzecia zasada dynamiki
obowiązuje również w psychologii i w stosunkach międzyludzkich - akcja wywołuje reakcję uprzedzenie wywołuje uprzedzenie – tak rodzi się, a następnie potęguje wzajemna nienawiść
pomiędzy ludźmi, którzy nawet się nie znają.
Cyniczni politycy zwykli wykorzystywać istniejące uprzedzenia w stosunku do różnych grup
społecznych, potęgować je i prowokować nowe. Stosując zasadę „dziel i rządź” zbijają swój
polityczny kapitał. Niestety, wywołane w ten sposób napięcia społeczne nikomu innemu nie służą i
mogą doprowadzić do tragicznego wybuchu. Efektem tego są wojny, rewolucje i masowe zbrodnie, a
ostatnio także terroryzm. To właśnie uprzedzenia powodują, że ludzie przebrani w wojskowe mundury
tak chętnie do siebie strzelają i bez oporów zadają innym śmierć. Mimo, że w „cywilu” prowadzą
przykładne i uczciwe życie, a nawet mogliby się wzajemnie zaprzyjaźnić gdyby mieli okazję się
poznać.
Na wszelkiego rodzaju uprzedzenia szczególnie podatni są ludzie młodzi, którzy jak już wiemy z
psychologii, są ze swej natury nieufni, mało tolerancyjni, a często wrogo nastawieni do każdego
obcego, który w jakiś sposób się od nich odróżnia. Nie przypadkowo to właśnie młodzież tak chętnie
pierwsza rusza na „barykady”, stając się bezwiednie krwawym narzędziem w ręku bezwzględnych
polityków.
Wśród wychowawców świadomych tych zagrożeń znaleźli się instruktorzy skautowi. Trzeba
wiedzieć, że skauting był wtedy najbardziej chyba nowoczesnym ruchem wychowawczym, w tym
znaczeniu, że potrafił prawidłowo odczytywać potrzeby wychowawcze młodzieży i znajdywać
skuteczne środki służące ich zaspokojeniu. Nic dziwnego, że to właśnie w skautingu narodził się
pomysł jak przeciwdziałać uprzedzeniom klasowym i narodowym. I to narodził się dużo wcześniej, bo
kilka lat przed wybuchem I wojny światowej, kiedy jeszcze mało kto zdawał sobie sprawę ze skali
zagrożeń. W prawie skautowym znalazło się takie oto wezwanie:
„Skaut jest przyjacielem wszystkich, a bratem każdego innego skauta”.
Wyjaśnijmy to dobitnie. Skaut jest przyjacielem wszystkich i bratem każdego innego skauta bez
względu na różnice klasowe i kulturowe, bez względu na narodowość, wyznawaną religię i kolor
skóry. I nie były to puste słowa. Jednym z ważniejszych elementów pracy każdej drużyny skautowej
było nawiązywanie różnorodnych kontaktów z innymi skautami. Zamysł był niezwykle prosty. Kiedy
chłopcy się poznają, odkryją, że mają wspólne pasje, podobne marzenia i plany, kiedy się polubią i
zaprzyjaźnią, wtedy wszelkie uprzedzenia pryskają jak bańka mydlana.
Oddajmy głos samemu Baden Powellowi:
(..) Zawsze zadawałem sobie pytanie, jak uniknąć wojen, tej okropności, tego szaleństwa. Dorośli
widocznie nie potrafią tego zrobić. Różnice ras, religii, narodowości i majątku stanowią dla nich
zaporę nie do przebycia. Nie rozumieją się wzajemnie. W istocie prawie wszystko ich dzieli, nie ma
żadnej wspólnoty między dorosłymi odmiennego pochodzenia. Po raz pierwszy zdałem sobie z tego
sprawę w Indiach. Dlatego zetknąłem ze sobą synów i córki Brytyjczyków i Hindusów, aby się razem
bawili, razem tańczyli, razem śpiewali i urządzali przedstawienia teatralne - i popatrz: młodzi
rozumieli się lepiej niż dorośli, nie odczuwało się różnicy ras, religii, narodowości i poziomu życia.
Jestem przekonany, że dziś, gdy tamte dzieci dorosły, rozumieją się nawzajem lepiej niż ich
rówieśnicy, którzy za młodu bawili się tylko z dziećmi z tego samego środowiska (...) wg. W. Hansen:
Wilk, który nigdy nie śpi. Warszawa 1992
W ten sposób i w tym duchu wychowywana była młodzież spod znaku lilijki na całym świecie.
Niestety skala ruchu do 1914 roku nie była na tyle duża by tego typu postawy mogły znacząco
50
zaważyć na nieuchronnym biegu wydarzeń. Po wojnie i po rewolucji w Rosji, w trakcie wielkiego
kryzysu gospodarczego lat 20-tych, negatywne zjawiska społeczne przybrały jeszcze na sile. Kiedy w
marcu 1933 roku w Niemczech, do władzy doszedł Adolf Hitler i jego partia o charakterze narodowosocjalistycznym, stało się jasne, że pokój w Europie wisi na włosku.
Kilka miesięcy później na światowym Jamborre Skautowym w Godollo na Węgrzech, Naczelny Skaut
Świata – sir Robert Baden Powell, w reakcji na własne złe przeczucia, sformułował i rzucił w
skautowy świat hasło:
SZUKAJCIE PRZYJACIÓŁ!
Gdyby, jak to często w działalności społecznej bywa, skończyło się tylko na rzuceniu owego hasła,
bez wątpienia nie przyniosłoby to żadnych efektów. Ale skauting nie poprzestał na hasłach. W ślad za
słowami pojawiły się bardzo konkretne propozycje wskazujące jak je wcielić w czyn. A że, skauting
był już wtedy potężnym ruchem wychowawczym o zasięgu światowym – znaczenie tych działań
mogło mieć niebagatelne znaczenie. I bez wątpienia miało. Hasło „Szukajcie przyjaciół” zostało
entuzjastycznie przyjęte przez skautów na całym świecie w tym także przez polskie harcerstwo.
Młodzież zrozumiała wielką wagę tej idei i z wielkim zaangażowaniem się jej oddała.
Przede wszystkim na gruncie krajowym, starano się podejmować działania, które zbliżą do siebie
chłopców wywodzących się z różnych środowisk i klas społecznych. Drużyny wielkomiejskie
podejmowały współpracę z drużynami wiejskimi. Ambicją każdej lepszej drużyny skupiającej
chłopców z ekskluzywnych gimnazjów i wywodzących się z dobrze sytuowanych rodzin ziemian,
przemysłowców, wojskowych i inteligencji, było założyć i sprawować opiekę na drużyną działającą
po sąsiedzku w środowisku robotniczym. Chłopcy jeździli na wspólne obozy i wycieczki, grali w piłkę
i urządzali hece jak równy w z równym. To właśnie w latach trzydziestych harcerstwo na poważnie
objęło swoim wpływem młodzież robotniczą i dotarło na wieś. Próbowano też bardziej zdecydowanie
otworzyć się na mniejszości narodowe, ale powiedzmy to sobie szczerze – w tej dziedzinie nie
zdołano wiele osiągnąć.
Przedwojenny ZHP był niezwykle aktywnym i cenionym członkiem światowego skautingu. Polscy
harcerze jeździli na niezliczone zloty skautowe i zapraszali reprezentacje innych krajów na własne,
narodowe zloty. Polskie drużyny nawiązywały liczne kontakty drużynami skautowymi z innych
krajów. Współpraca ta często nie ograniczała się tylko do wymiany korespondencji. Chłopcy
wzajemnie się odwiedzali. Jeździli na zagraniczne wyprawy.
Podobnie działo się we wszystkich krajach gdzie działały drużyny skautowe. W dniu urodzin Roberta
Baden Pawella, czyli 22 lutego ustanowiony został Światowy Dzień Myśli Braterskiej. Tego dnia
skauci z całego świata pisali do siebie listy i spotykali się przy ogniskach wspominając wspólne
wyprawy.
Zwieńczeniem tych działań była idea cyklicznych Światowych Jamboree Skautowych odbywanych co
4 lata w różnych krajach i na różnych kontynentach. Zloty te organizowane były od dawna ale
począwszy od 1933 roku zaczęły gromadziły ogromne rzesze skautów z całego świata. Marzeniem
każdego chłopca noszącego lilijkę stało się uczestniczyć w takim Jamboree choćby raz w życiu.
Program każdego zlotu pomyślany był tak by tworzyć jak najwięcej okazji do wzajemnego
poznawania się, przeżywania wspólnych przygód i wzruszeń przy ogniskach. Ich owocem były tysiące
znajomości i autentycznych przyjaźni pomiędzy skautami różnych religii, narodowości i ras.
Skauting mógł zrobić to do czego został powołany – wpływać na odpowiednie wychowanie młodzieży
i trzeba przyznać– znalazł sposób i robił to w sposób niezwykle skuteczny. Co prawda, ostatecznie
nieszczęściu nie dało się zapobiec, ale to bez wątpienia nie wina skautingu, lecz polityków, którym
zabrakło woli, odwagi i determinacji. Nie mniej, kto wie – może w tym, że ludzkości udało jednak
przezwyciężyć to piekło jakie się rozpętało na ziemi w 1939 roku, jest spory wkład i zasługa skautów.
Nigdy się tego nie dowiemy, ale logika nakazuje uznać, że tak właśnie mogło być.
51
Tyle spojrzenia w przeszłość na genezę dążeń do budowy braterstwa skautowego. Zastanówmy się
teraz, czy te dążenia wychowawcze dalej mają jakiś sens, a jeśli tak to w jakich formach powinniśmy
starać się rozwijać tego typu postawy.
Bez wątpienia nie mamy już dziś do czynienia z tak widocznym jak dawniej rozwarstwieniem
społecznym. Sformułowania takie jak młodzież chłopska, robotnicza, inteligencka czy szlachecka są
anachronizmem. Poziom życia i poziom wykształcenia, tak dawniej zróżnicowany dziś praktycznie już
się wyrównał. Jest to konsekwencją powszechności oświaty i liberalnego systemu gospodarczego,
tworzącego równe szanse ekonomiczne dla wszystkich, którzy uzyskali wykształcenie i nie boją się
pracy. W przyszłości, jeżeli Polska i Europa nie zawrócą z obranej drogi, zjawisko to będzie
prawdopodobnie jeszcze bardziej widoczne i powszechne. Zatem jeden ze społecznych postulatów
harcerstwa został już spełniony przy pomocy znacznie potężniejszych żywiołów niż nasze
wychowanie.
Czy oznacza to jednak, że możemy spocząć na laurach? Czy wszystkie społeczne problemy zostały już
rozwiązane? Łatwo będzie nam się zgodzić, że nie. Pojawiły się bowiem nowe. Można tu wspomnieć
o środowiskach młodzieżowych zaniedbanych kulturowo czy wręcz odrzucających wartości naszej
kultury. Mam na myśli na przykład tzw. „blokersów” Być może zadanie ponownego ucywilizowania
tego typu środowisk jest jednym z obecnych programowych wyzwań harcerstwa. A musimy się
przyznać do tego, że obecne nie mamy wystarczających sił do wykonania tego zadania, ani nawet
żadnego pomysłu.
Innym źródłem napięć społecznych może być pojawienie się w Polsce imigrantów z Azji i Afryki.
Obecnie zjawisko to jest jeszcze marginalne ale w przyszłości, należy się liczyć ze znacznie większą
jego skalą. Jeżeli nie znajdziemy dobrego sposobu na asymilację przybyszów z innych kręgów
kulturowych i religijnych możemy spodziewać się konfliktów podobnych do tych, które ujawniają się
we Francji. Nie możemy pozwolić na tworzenie się gett i otaczanie ich murami obcości. Musimy
znaleźć sposób by chłopcy mogli się ze sobą przyjaźnić i wspólnie przeżywać harcerskie przygody.
Mówiąc wprost, harcerstwo powinno się otworzyć na dzieci imigrantów i to w taki sposób aby
uszanować ich kulturę i ich religię, a przy tym nie zatracić naszej. Być może szacunek dla inności i
wiara w to, że na styku dwóch różnych kultur rodzi się nowa, lepsza jakość jest jedyną drogą do
uniknięcia wzajemnych uprzedzeń, a w konsekwencji krwawych tragedii. To również jedno z
ważnych współczesnych wyzwań programowych jakie życie postawiło przed naszym ruchem.
Równie poważnym problemem, podobnie jak 100 lat temu są napięcia w stosunkach
międzynarodowych. Co prawda jednocząca się Europa, wydaje się kontynentem bezpiecznym, ale nie
zapominajmy, o tym, że są i inne kontynenty, że pogłębiają się różnice ekonomiczne pomiędzy bogatą
półkulą północną, a nadal pozostającą w nędzy półkulą południową. Jeśli to się nie zmieni ryzyko
kolejnej światowej tragedii jest i nadal będzie wysokie. W dniu 11 września 2001 roku, bardzo
boleśnie przekonali się o tym ludzie mieszkający w najbardziej bezpiecznym miejscu na ziemi – na
Manhatanie. Terroryzm jest obecnie jedyną bronią biednego południa, ale przecież nie wykluczone, że
w niedalekiej przyszłości, cyniczni przywódcy, żerujący na uprzedzeniach mogą dysponować bronią
znacznie bardziej straszliwą. Jest oczywiste, że harcerstwo ani nawet cały światowy ruch skautowy nie
rozwiąże tych problemów. Możemy zrobić tylko tyle, żeby nasi chłopcy nie kierowali się
uprzedzeniami w stosunku do wyznawców innych religii i ludzi o innym kolorze skóry. Możemy też
starać się przełamywać podobne uprzedzenia jakie żywią do białych mieszkańcy Azji i Afryki. To da
się osiągnąć w sposób, który wskazał sir Robert Baden Powell – szukając okazji do wzajemnego
poznania się i nawiązywania przyjaźni.
Nadal organizowane są Światowe Jamborre Skautowe. Nie może tam brakować polskich harcerzy. Ale
organizowane co cztery lata zloty, choćby nie wiem jak udane, nie załatwią sprawy. Garstka ich
uczestników nie zmieni biegu historii. Jambo są ważnym ale tylko symbolem dążeń wychowawczych,
które powinny stać się udziałem każdej drużyny skautowej na świecie i każdej drużyny zuchowej,
harcerskiej i wędrowniczej w Polsce.
52
Zuchy oczywiście nie pojadą do Maroka, ale Maroko może „przyjechać” do nich w formie zabawy
tematycznej poświęconej odkrywaniu ciekawostek kultury arabskiej i islamu. Obok sprawności
Strażaka mogą pojawić się cykle sprawnościowe Odkrywcy Maroka, Podróżnika, Samuraja,
Indianina, Pigmeja czy Maharadżdży, których celem jest rozbudzić ciekawość innych kultur i religii
oraz oswoić z myślą o tym, że świat jest różnorodny kulturowo i że to dobrze.
Trudno by mi było wyobrazić sobie wyprawę drużyny harcerzy do Azji czy Afryki. I to nie ze
względu na koszty, ale ze względu na odpowiedzialność drużynowego wobec rodziców powierzonych
mu chłopców. W dodatku, ze względu na to, że żywiołem harcerzy jest rywalizacja, można
przypuszczać, że spotkania rówieśników w tym wieku mogłyby prowadzić do efektów niepożądanych
czy wręcz przeciwnych do zamierzonych. Nie mniej jestem przekonany, że harcerze mogą i powinni
nawiązywać bezpośrednie kontakty ze swoimi rówieśnikami w innych krajach i na innych
kontynentach. Świetną do tego okazją jest Dzień Myśli Braterskiej i związana z nim tradycyjna
wymiana korespondencji. Z tym, że w dzisiejszych czasach dzięki Internetowi, DMB może trwać
przez 365 dni w roku.
Wymiana maili, zdjęć, filmów, a nawet bezpośrednia wideo-rozmowa nie jest już żadnym problemem
technicznym ani finansowym. Harcerze używają nowoczesnych komunikatorów powszechnie. Mogą
więc ich używać do kontaktowania się ze skautami z innych krajów. Aby to się działo potrzebne są
dwie rzeczy: znajomość języka angielskiego i pretekst – wspólny, interesujący obie strony temat.
Stawiam tezę, że biegła znajomość języka angielskiego powinna zostać uznana za kolejną technikę
harcerską i być uwzględniona w wymaganiach na stopnie harcerskie – tak jak alfabet Morse’a.
Drużyna harcerska jest doskonałym miejscem gdzie chłopcy mogą szlifować umiejętność
porozumiewania się w tym języku. To może być nieodłączny element gier i ćwiczeń harcerskich. Jego
znajomość jest konieczna do rozwijania braterstwa harcerskiego. Ale przecież nie tylko do tego.
Stwórzmy specyficzne, harcerskie formy nauki języka angielskiego, a zdobędziemy przychylność
rodziców i wdzięczność samych chłopców. W dzisiejszym, a jeszcze bardziej w przyszłym świecie,
nieznajomość angielskiego oznaczać będzie zablokowanie jakichkolwiek szans życiowych – swoiste
kalectwo umysłowe. Pomóżmy chłopcom uchronić się przed nim!
Jak to zrobić? Szkoły ani profesjonalnych kursów lingwistycznych nie jesteśmy w stanie zastąpić,
zresztą nie ma takiej potrzeby. Ale możemy wzmóc motywację chłopców do nauki języka. Widzę
wiele form w jakich możemy to robić. Od przekazywania informacji organizacyjnych począwszy
poprzez wykorzystanie języka angielskiego w grach, aż po zbiórki i obozy, w których przyjmuje się
założenie, że chłopcy porozumiewają się tylko po angielsku. To są oczywiście sytuacje nieco
sztuczne, choć chłopcy na pewno skłonni będą je zaakceptować. Nic jednak nie zastąpi zagranicznych
obozów wędrownych, których program jest tak ułożony aby chłopcy musieli jak najwięcej
kontaktować się z napotkanymi ludźmi i uzyskiwać od nich informacje. W tego typu sytuacjach
posługiwanie się językiem angielskim jest nieodzowne. Stwarzają one niezastąpioną okazją do jego
używania, ale jeszcze ważniejsze jest to, że chłopcy w sposób najbardziej sugestywny przekonują się
sami, iż bez tej umiejętności nie poradzą sobie we współczesnym świecie. Przy czym nie trzeba
jechać z harcerzami na koniec świata. Wystarczy przekroczyć granicę Polski, by język angielski stał
się podstawą jakiejkolwiek komunikacji.
Napisałem, że warunkiem koniecznym do tego aby harcerze chcieli nawiązywać żywą i autentyczną
korespondencję ze skautami w świecie jest stworzenie odpowiednich do tego pretekstów. Wiem z
doświadczenia, że wymiana grzecznościowych pozdrowień w Dniu Myśli Braterskiej nie wytwarza
odpowiedniej temperatury takich kontaktów. Są one okazjonalne i powierzchowne. W swej istocie nie
prowadzą do tego na czym nam najbardziej zależy – czyli rozbudzenia ciekawości, wzajemnego
poznania się i zrozumienia. Aby chłopcy rzeczywiście nawiązali wartościowy kontakt z jakimkolwiek
skautem lub skautką pochodzącą z innego kręgu kultury czy religii, muszą otrzymywać takie zadania,
których wykonanie jest możliwe tylko na skutek ścisłej i rzeczowej kooperacji obu stron – uściślijmy,
że chodzi o współpracę na odległość. Podam kilka przykładów takich zadań, które można
wykorzystać w próbach na stopnie.
53
(1) Nawiąż kontakt ze skautem z Czadu. Poproś by przysłał ci swoje zdjęcie, zapytaj go gdzie był
ostatnio na obozie, jaką zdobył sprawność, jak wygląda i co symbolizuje jego odznaka skautowa.
Zrewanżuj mu się tym samym. Wspólnie stwórzcie dokument np. Worda prezentujący te
informacje. Pokażcie go swoim kolegom w zastępach i wywieście w miejscu zbiórek.
(2) Nawiąż kontakt ze skautem z Maroka, który jest w tym samym co ty wieku. Poproś go o
przysłanie pięciu swoich aktualnych zdjęć w konkretnych sytuacjach: na zbiórce, w szkole, w
domu z rodzicami, na tle swojego meczetu, przy uprawianiu ulubionego sportu. Poproś by ci się
zwierzył jaką najbardziej lubi książkę, film, wykonawcę muzyki. Sam zrewanżuj mu się tym
samym. Wspólnie wykonajcie stronę internetową, na której zaprezentujecie siebie w podobnych
sytuacjach i swoje upodobania kulturalne.
(3) Nawiąż kontakt ze skautką z Japonii. Zaproponuj jej wykonanie wspólnego zadania polegającego
na nakręceniu i zmontowaniu 3 minutowego filmu prezentującego najważniejsze zabytki
architektury sakralnej w naszych krajach. Film opublikujcie na Yuotube.
Pokazałem przykłady trzech zadań o trzech poziomach trudności adekwatnych kolejno do stopnia
młodzika, wywiadowcy i ćwika. Zwróćmy uwagę, że aby wykonać te zadania, trzeba:
1) znaleźć partnera i zachęcić go do współpracy,
2) podjąć realną współpracę przy wykonaniu zadania,
3) stworzyć wspólną prezentację i ją opublikować.
Treść zadań jest tak dobrana by rozbudzała ciekawość i dawała wykonawcom materiał do refleksji.
Forma wymusza nawiązanie bardzo ścisłego kontaktu, rzeczową współpracę, wspólną aktywność i
możliwość cieszenia się wspólnym efektem, a przy okazji sprzyja zdobywaniu obycia technicznego,
nieodzownego w tego typu kooperacji na odległość.
Czy jest to w ogóle możliwe? Oczywiście, że tak! Największym problemem jest wyszukanie partnera
do wykonania wspólnego zadania. Wymaga to wielu prób, ale przy odpowiedniej dozie samozaparcia
ze strony chłopców, w końcu przeważnie udaje się kogoś takiego znaleźć. W tym względzie
niezwykle pomocne byłoby stworzenie różnego rodzaju internetowych serwisów umożliwiających
składanie tego typu ofert współpracy i wyszukiwanie zainteresowanych nią partnerów. Nie
zapominajmy, że rozwijanie braterstwa skautowego jest celem wszystkich organizacji skautowych na
całym świecie. Chłopcy i dziewczęta są do tego motywowani tak samo jak u nas w Polsce. A korzyści
wychowawcze i społeczne na prawdę trudno jest przecenić.
W pracy z wędrownikami, kwestie związane z rozwijaniem braterstwa skautowego, powinny być
traktowane jako jeden z najistotniejszych środków oddziaływania. Naturalny w poprzednim okresie
rozwoju instynkt rywalizacji traci na znaczeniu i zastępuje go gotowość do współdziałania. W dodatku
rosną możliwości chłopców zarówno intelektualne jak i fizyczne, a także finansowe. Również rodzice
obdarzają synów większym zaufaniem i zdają sobie sprawę, że trzeba im pozwolić na daleko idącą
samodzielność, a nawet swobodę. Wszystko to sprawia, że istotą wędrownictwa jest... wędrowanie. I
to wędrowanie po całym dosłownie świecie. Zaryzykuję stwierdzenie, że o ile w przypadku harcerzy
zależy nam by wędrowali po Polsce, ze względu na walory krajoznawcze takich wędrówek, o tyle w
przypadku wędrowników, w przeważającej ilości powinny to być wędrówki po świecie.
Nic tak nie poszerza horyzontów myślowych jak dalekie podróże, w trakcie których poznaje się
piękno przyrody, różnorodne kultury, a nade wszystko ludzi. Gdyby chodziło tylko o przesłanki do
rozwoju indywidualnego, to nawet wtedy należało by kłaść wyjątkowy nacisk na wędrowanie po
świecie. Ale przecież chodzi nie tylko o to. Chodzi nam w równym stopniu także o to aby chłopcy
oswajali się z innymi kulturami, poznawali odmienne zwyczaje ludzi, nauczyli się je akceptować lub
choćby tylko tolerować i w końcu by się zaprzyjaźniali ze swoimi rówieśnikami. A czyż może być
lepsza okazja do nawiązania takich przyjaźni jak wspólna wędrówka i przygoda?
Mając powyższe na uwadze nasuwa się prosty wniosek. Wędrownictwo nie ma nic wspólnego z tak
zwaną turystyką w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia. Wycieczka, w trakcie której ogląda się Egipt
z okien autokaru, zwiedza piramidy z przewodnikiem i nocuje w luksusowym hotelu, nie ma
najmniejszego sensu z wychowawczego punktu widzenia. Sens ma natomiast wyprawa na
54
Kilimandżaro planowana, przygotowywana i odbywana wspólnie z miejscową drużyną skautów. Sens
ma wyprawa rowerowa dookoła Francji odbyta wspólnie ze skautami francuskimi i tureckimi. Nie ma
co mnożyć dalej tych przykładów. Jeśli już wymyślimy tego typu wyczyn i zaczniemy planować w
jaki sposób zmierzyć się z tym wyzwaniem – odkryjemy, że nie musimy nic więcej robić jak tylko
doprowadzić do realizacji pomysłu. Wszystko inne zrobi się samo. Chłopcy i dziewczęta będą musieli
kontaktować się na długo przed wspólną wyprawą aby wykonać swoje zadania przygotowawcze. A
kiedy się już fizycznie spotkają, nie zabraknie okazji do rozmów i do wspólnego przeżywania
pięknych, a czasem też trudnych chwil. Wrócą do domów bogatsi nie tylko o to co zobaczyli, ale także
o to co wspólnie przeżyli. Będą mieli olbrzymi bagaż cennych refleksji i dobrych, sprawdzonych
przyjaciół na świecie. Warto o to zabiegać w interesie samych chłopców oraz - to zabrzmi szumnie,
ale nie ma w tym najmniejszej przesady – również w interesie ludzkości.
Służba
Wychowanie do służby jest kwintesencją pro społecznego oddziaływania naszego ruchu na młodzież.
Gdyby mnie ktoś zapytał, po czym najlepiej poznać harcerza w jego dorosłym życiu, to miałbym tylko
jedną odpowiedź – po tym ile daje z siebie innym. Gotowość do poświecenia się sprawom drugiego
człowieka i szeroko pojętemu dobru wspólnemu jest bowiem najważniejszym wyznacznikiem
postawy harcerskiej.
Trzeba przyznać, że nie jest to postawa łatwa. Wiedzie przez trudy i wyrzeczenia, ale jednocześnie
prowadzi do ogromnej satysfakcji życiowej, którą, bez cienia przesady, nazywam szczęściem.
Bardzo często mówi się o wychowaniu harcerskim, jako o wychowaniu do służby poprzez służbę. W
pierwszej chwili może to brzmieć nieco dziwnie. Jednak ten kto pojął na czym polega nasz system
oddziaływania, nie będzie miał powodów do zdziwienia. Celem naszych dążeń jest rozsmakować
chłopców w tym stanie ducha, który przepełniony jest satysfakcją z dobrze spełnionej powinności
wobec bliźniego, wobec Ojczyzny i wobec Boga. Żeby to osiągnąć musimy najpierw dostarczyć
chłopcom odpowiedniej satysfakcji, a potem dopiero przekonać, że jest to ich powinność. Postępując
w tej właśnie, a nie odwrotnej kolejności zyskujemy bezcenny atut – sprawiamy, że powinność ta
przyjmowana jest ochoczo, bo wiąże się z odczuwaniem przyjemności.
Gdybyśmy najpierw usiłowali wpoić chłopcom tę powinność w nadziei, że z poczuciu obowiązku
sami podejmą służbę, nie postępowalibyśmy skutecznie. Jak mielibyśmy dotrzeć do zucha czy
harcerza z przekazem o chrześcijańskich powinnościach i obowiązkach wobec społeczeństwa? W
formie gawęd, kazań, czy może referatów? Który z nich chciałby tego słuchać? Czy widział kto
powinność i obowiązek na własne oczy? Kto potrafi sugestywnie opowiedzieć chłopcu o
przyjemności, której nigdy nie zaznał? Nie! Ta droga prowadzi do nikąd!
Wróćmy zatem na drogę wyznaczoną instruktorskim doświadczeniem. Zobaczmy w jaki sposób
instruktor, może sprawić, by zuch, harcerz czy wędrownik rozsmakował się w dawaniu siebie innym
zanim jeszcze uzna, że jest to jego dozgonna i najważniejsza w życiu powinność.
Kiedy zuchy rzucają się w wir swoich zabaw, przede wszystkim myślą o sobie. Jest jednak pewien
niezwykle obiecujący element tego dziecięcego egocentryzmu. Każdy chłopiec chce być zauważony i
doceniony przez instruktora. To stwarza idealną wprost okazję by uświadomić im na czym polega
dzielność jakiej się od nich oczekuje. Wystarczy bardzo uważnie przyglądać się zabawie. Kiedy tylko,
któryś z nich pomoże koledze, kiedy poświęci się dla dobra szóstki, kiedy ustąpi innemu zuchowi,
drużynowy powinien bezzwłocznie takiego chłopca pochwalić przed całą gromadą. Idealnym do tego
miejscem jest Krąg Rady, w którym zuchy starają się omawiać swoje zabawy i oceniać swoje
postępowanie.
55
Każdy taki dobry czyn powinien być przez drużynowego zapamiętany i kiedyś jeszcze, przy
odpowiedniej okazji, przypominany.
- A pamiętacie jak Wiktor pomógł Jankowi pozbierać rozsypane kredki?
Oczywiście, że nie pamiętają. Ale z chwilą, gdy drużynowy to przypomni, chłopcom wraca pamięć i
wszyscy bez wyjątku otrzymują wartościową wskazówkę opartą na ich własnym doświadczeniu.
Sygnał wysłany przez drużynowego brzmi: nie pamiętam, kto narysował najpiękniejszy rysunek – ale
pamiętam, że Wiktor okazał się dzielny. Sam Wiktor po raz kolejny przeżywa satysfakcję, która
sprawia, że gdy pojawi się inna taka potrzeba, nie zawaha się postąpić podobnie. Reszta chłopców zaś,
uświadamia sobie jakie czyny zyskują największe uznanie w oczach instruktora.
Jeśli drużynowy będzie konsekwentnie postępował w ten właśnie sposób, może w bardzo krótkim
czasie stworzyć w gromadzie niezwykle korzystną z punktu widzenia wychowawczego atmosferę.
Jest bardzo ważne aby zuchy od czasu do czasu bawiły się w zabawy tematyczne, które w sposób
szczególny uwypuklają postawę służby. Kiedy chłopcy bawią się w strażaków, nie tylko dowiadują się
dlaczego woda sika na odległość ze strażackiego węża. Przede wszystkim, co prawda na niby ale
jednak, przeżywają sytuacje, w których mają okazję nieść pomoc potrzebującym. Poznają też
strażaków, którzy z pasją opowiadają o swojej służbie i przygodach. Gdy się zobaczy pasję w oczach
dobrego człowieka, który naraża swe życie by ratować innych, nikt nie pozostanie wobec tego
obojętnym. A tym bardziej zuch, który ma taką wyobraźnię, że jeszcze tego samego wieczora, gdy
zamknie oczy, zobaczy samego siebie, jak w pełnym bojowym rynsztunku wynosi z ognia małe
dziecko.
Znacznie większe możliwości oddziaływania roztacza przed nami praca z harcerzami. Chłopcy są już
bardziej wyrobieni życiowo, a zwłaszcza społecznie. Pojawia się lojalność wobec grupy. A w ślad za
lojalnością, gotowość do poświęcenia się jej i odczuwanie obowiązku wobec wspólnoty kolegów.
Nadal powinniśmy starać się dostrzec i docenić każdy pożyteczny czyn chłopców. Z tym, że trzeba
pamiętać, iż z biegiem czasu chłopiec zaczyna bardziej liczyć się opinią rówieśników niż instruktora.
To może być pewna trudność. Bo aby grupa chłopców uznawała i doceniała zachowania rzeczywiście
godne pochwały, musi w niej najpierw panować odpowiednia, ideowa atmosfera. A ta ma szanse
wytworzyć się tylko wtedy gdy grupę tworzą chłopcy świadomi swych harcerskich obowiązków.
Błędne koło? Nie koniecznie!
Drużynowy harcerski jest w tej dobrej sytuacji, że w drużynie obok chłopców młodszych są też i
starsi. Mało tego ci młodsi, patrzą w starszych jak w obrazek i starają się ich naśladować. A starsi są
lepiej wyrobieni, mają wyższe stopnie harcerskie i co jest z tym związane, także wyższą świadomość
ideową. To ci starsi tworzą Radę Drużyny, czyli, to oni mają największy wpływ na kształtowanie się
opinii grupy. Tak właśnie powinna być zorganizowana dobra drużyna harcerska. Jeśli wszystko w niej
działa prawidłowo, jeżeli panuje w niej właściwa atmosfera ideowa, to drużynowy ma ułatwione
zadanie. Wystarczy, że będzie inspirował, podpowiadał i wskazywał chłopcom godne uznania
postawy ich kolegów i może być pewien właściwej reakcji. A kiedy chłopcy sami docenią pożyteczne
zachowanie swego kolegi, wtedy wartość takich wyrazów uznania będzie bezcenna. Kto raz tego
dozna, nie spocznie na laurach. W ten właśnie sposób chłopcy wzajemnie na siebie oddziałują,
zachęcając się do pożytecznej postawy.
W przypadku ogromnej większości chłopców ich pierwsze realne zetknięcie się z pojęciem służby
odbywa się na obozie harcerskim. Okazuje się, że aby przetrwać w warunkach obozowych trzeba
sobie wzajemnie pomagać. Trzeba też świadczyć pewną pracę na rzecz całej wspólnoty.
Pierwszą taką okazją jest przeważnie służba wartownicza. Aby chłopcy mogli cieszyć się
bezpiecznym snem, ktoś musi czuwać w obozie i w porę ostrzec pozostałych przed mogącym zagrozić
im niebezpieczeństwem. To może być pożar lasu, potężna wichura zdolna powalić drzewa nad
namiotami, podejście głodnych dzikich zwierząt, atak chuliganów lub cicha wizyta złodziei. Taki jest
prawdziwy sens warty w obozie. To nie jest żaden zwyczaj, ani zabawa. Warta jest niezwykle
56
odpowiedzialnym zadaniem, służbą na rzecz drużyny i przyjaciół. Jeżeli chłopcy mają tego
świadomość, jeżeli poczują się odpowiedzialni za kolegów i wspólny majątek drużyny, potraktują
swoją wartę niezwykle poważnie i będą się starali zachować czujność.
A nie jest to takie proste zwłaszcza dla jedenastolatka wychowanego w cieplarnianych, miejskich
warunkach. Jak walczyć z zimnem i sennością na warcie, która wypada między o 1-wsza a 3-cią nad
ranem, skoro w całym dotychczasowym życiu, o tej porze spało się w cieplutkim łóżeczku? Jakiej
odwagi trzeba, by w egipskich ciemnościach ruszyć się ze środka placu apelowego i wykonać obchód
całego obozu, zejść do oddalonej kuchni, dotrzeć na kąpielisko i do magazynów? Kto pamięta jak
działała jego wyobraźnia w wieku jedenastu lat? Trzask gałązki, która spadła z drzewa i uderzyła o
ziemię, to na pewno efekt nieuwagi skradającego się mordercy. Wyłaniający się z ciemności kontur
jałowca, zdaje się prężącym się do skoku krwiożerczym potworem. Strach ma wielkie oczy –
zwłaszcza w nocy, zwłaszcza w lesie, zwłaszcza gdy się jest sennym. A jednak chłopcy wstają,
wychodzą z pod koca, czuwają, obchodzą obóz i budzą kolejną zmianę. Dlaczego? Bo wiedzą, że
nocna warta do męska rzecz, a oni czują się już przecież mężczyznami. Dlatego, że zdają sobie sprawę
z odpowiedzialności jaka na nich ciąży i wreszcie dlatego, że są świadomi pewnych powinności jakie
wobec wspólnoty przyjaciół ma każdy z członków drużyny. Właśnie owe poczucie powinności wobec
wspólnoty jest tym, co powinniśmy kształtować i pielęgnować wśród chłopców w wieku harcerskim.
Warta nocna jest niezwykle skutecznym ćwiczeniem, które tę świadomość rozbudza, a przy okazji
doskonale hartuje charakter.
W tym miejscu muszę jednak wspomnieć o pewnym niebezpieczeństwie natury wychowawczej, które
łączy się ze służbą wartowniczą. Ze swej natury jest ona bardzo trudna do dopilnowania. Instruktor też
przecież musi kiedyś spać. Nie jest w stanie nadzorować warty we wszystkie noce. Wyobraźmy sobie
jakie skutki wychowawcze niosłoby za sobą zlekceważenie obowiązków wartownika przez chłopca. A
pokus jest wiele. Jest zimno, a oczy dosłownie same się zamykają. Mam koc, mogę się nim okryć i
zdrzemnąć. Nikt przecież nie widzi. Prawdopodobieństwo pożaru lasu, huraganu czy napadu jest
znikome. Nastawię sobie budzik - jeśli obudzę kolejnego wartownika o wyznaczonej porze nikt się nie
dowie co zrobiłem. Jeśliby instruktor pozwalałby chłopcom na takie lekceważenie swoich
obowiązków, zamiast wychowywać po prostu by ich demoralizował. Tylko jak się przed tym ustrzec
nie zarywając jednocześnie wszystkich nocy na obozie?
Harcerstwo wykształciło pewien specyficzny mechanizm motywujący harcerzy do zachowania
czujności podczas warty nocnej. Sposobem tym są „podchody”. Zwyczaj ten sięga początków
harcerstwa. Podchody polegają na tym, że harcerze starają się niezauważenie podejść pod obóz innej
drużyny, tak blisko jak się da, nawet pod masz flagowy i zostawić tam jakiś dowód swojej bytności.
Dla każdego chłopca jest to nie lada wyzwanie i prawdziwa męska przygoda przywodząca na myśl
wyczyny indiańskich zwiadowców. Podchody to nierzadko wyprawa na drugi koniec Polski,
konieczność przeprowadzenia rozpoznania, opracowania planu podejścia i odwrotu. Już to jest
zadaniem dla prawdziwych twardzieli. A co dopiero samo nocne podejście - mozolne ostrożne
poruszanie się centymetr po centymetrze w kierunku podchodzonego obozu, a potem równie ostrożny
odwrót. Trzeba starannie planować każdy ruch, uważnie obserwować i nasłuchiwać ruchów
wartownika, trzymać nerwy na wodzy, wykazać się cierpliwością i zarazem refleksem, pokonać sen,
chłód i zmęczenie. Ten komu uda się podejść obóz harcerski jest prawdziwych wygą, a jego wyczyn
jest powszechnie doceniany. Dlatego podchodzenie obozów jest ambicją każdego harcerza. Podchody
jako niezapomniana przygoda pociągają wszystkich bez wyjątku i dzięki temu są zjawiskiem
niezwykle powszechnym. Co noc na wszystkich harcerskich obozach, odbywa się gra warty z
hipotetycznym, niewidzialnym przeciwnikiem czającym się w okolicy. Pożary lasu, huragany, napady
rabunkowe, rzeczywiście zdarzają się bardzo rzadko, ale każdą obozową wartę niepokoi inne,
całkowicie realne niebezpieczeństwo – podchody, które mogą przydarzyć się dosłownie każdej nocy.
Dać się podejść na warcie to dla każdego chłopca ogromny wstyd daleko wykraczający poza własną
drużynę. Wstyd, przed przyjaciółmi i upokorzenie dla całej drużyny, która jak się okazuje nie potrafi
upilnować własnego obozu. Każdy harcerz chciałby być bohaterem, któremu udało się podejść inny
obóz i żaden nie chce doznać wstydu pokonanego wartownika, który nie był na tyle czujny by wykryć
podchodzących. Dlatego właśnie chłopcy czujnie pełnią swoją służbę wartowniczą reagując na każde
57
niebezpieczeństwo - te związane z grą w podchody, a także to realne, które choć mało
prawdopodobne, to jednak zawsze może się przydarzyć. Tak oto gra motywuje chłopców do
rzetelnego wywiązywania się z obowiązków, walki z własnymi słabościami i przeciwstawiania się
pokusom. Służba wpleciona w grę - wprost modelowy sposób oddziaływania na harcerzy.
Innym obozowym przykładem służby na rzecz własnej wspólnoty jest wachta kuchenna. To nie
przypadek i nie konieczność obniżania kosztów, decyduje o tym, że na obozach harcerskich nie ma
cateringu ani personelu kuchennego, który przyrządza i podaje posiłki. Chłopcy sami sobie gotują i
jest to nic innego jak konsekwencja bardzo precyzyjnego zamysłu wychowawczego. Kiedy
omawialiśmy techniki harcerskie zwróciliśmy uwagę na to, że przyrządzanie posiłków na obozie przez
chłopców, jest doskonałą szkołą zaradności życiowej. Teraz okazuje się, że uzasadnienie dla tego typu
rozwiązania jest znacznie głębsze. Jest to kolejny przejaw służby jaką chłopcy pełnią na rzecz własnej
wspólnoty.
Każdy musi spać i każdy musi jeść - bez tego nie przetrwa nawet kilku dni. Chłopcy doskonale to
rozumieją, bo sen i jedzenie jest dla nich jedną z najważniejszych rzeczy na świecie. Jest to wszak
okres dojrzewania, intensywnych wzrostów i przybierania na wadze. Chłopcy mają więc
wystarczającą motywację do tego by w sposób szczególny starać się o przygotowanie obfitych i
smacznych posiłków. Mogliby je przyrządzać każdy dla siebie. Ale wtedy traciliby codziennie po
kilka godzin na kucharzenie, a chłopcy przecież jadą lasu by korzystać z przyrody, żeby się kąpać,
podpatrywać zwierzęta, brać udział w grach terenowych, wędrować, podchodzić obozy i codziennie
przeżywać przygody, a nie stać przy garnkach. Po za tym, takie rozwiązanie nie przyczyniałoby się do
kształtowania nawyku i gotowości do służby. Dlatego kwestię przygotowania posiłków rozwiązuje
się na obozach harcerskich poprzez służbę kuchenną. Służbę taką pełnią po kolei wszystkie zastępy.
Trwa ona 24 godziny i polega na przygotowaniu dla całego obozu trzech posiłków; śniadania, obiadu i
kolacji. Jeśli w drużynie jest pięć zastępów – służba taka wypada co piąty dzień, a więc raptem kilka
razy w trakcie obozu.
Dla chłopców nie jest to łatwe zadanie. Przede wszystkim ze względu na towarzyszące mu
wyrzeczenie. Podczas gdy reszta zastępów wychodzi z obozu na grę lub kąpie się w jeziorze, my
musimy ciężko pracować; obierać ziemniaki, znosić chrust, palić w piecu, gotować zupę, przyrządzać
mięso i nieustannie szorować, miski, talerze, deski i garnki. No tak, ale jutro to my wyjdziemy na grę
i będziemy się kapać podczas gdy kto inny przygotuje dla nas posiłki. Jeśli chcemy dobrze i obficie
jeść postarajmy się wykonać swoje zadania w kuchni jak najlepiej. Gdy inni podejdą do swych
obowiązków w ten sam sposób – życie na obozie będzie cudowne.
W tej prostej konkluzji, która przychodzi do głowy każdemu chłopcu, kryje się znacznie głębsza myśl.
Oto bowiem odkrywają oni pewne niezwykle ważne cechy życia wspólnotowego – podział pracy i
kooperację. Taki jest właśnie sens łączenia się ludzi w większe społeczności. Każda wspólnota ma
rację bytu jeśli potrafi się zorganizować w taki sposób, który ułatwi życie każdemu jej członkowi z
osobna. Chłopcy zaczynają rozumieć, że życie w większej społeczności przynosi wymierne korzyści,
ale tylko pod warunkiem, że każdy podchodzi do swoich wspólnotowych obowiązków w sposób
odpowiedzialny i stara się jak najlepiej z nich wywiązać. Jednym słowem – jest pożyteczny. Jeśli tak
się nie dzieje, wspólnota traci sens istnienia i życie każdego z osobna staje się trudniejsze, bo o
wszystko sam się musi zatroszczyć. Żaden, najbardziej uczony referat na temat organizacji życia
społecznego nie odniósłby w świadomości chłopców takiego skutku, jak owa prosta, odczuwana na
własnej skórze lekcja obywatelskich powinności przerabiana przy kuchennym palenisku.
Gotowość do rzetelnego wypełniania obowiązków społecznych i służby na rzecz własnej wspólnoty
jest postawą chwalebną. Gdyby tylko nasze społeczeństwo, nasze wspólnoty lokalne i cały naród
nasycone były jednostkami charakteryzującymi się takimi właśnie postawami, nasze życie społeczne
byłoby idyllą. To wielka wartość, ale to jeszcze nie wszystko do czego dążymy w wychowaniu
harcerskim. Harcerz ma być nie tylko pożyteczny ale i ofiarny.
58
Bycie pożytecznym w życiu społecznym jest w pewien sposób interesowne. Dobro które ja daję
swojej wspólnocie, w jakiejś części wraca do mnie poprzez poprawienie się jakości naszego
wspólnego życia. Natomiast ofiarność to postawa całkowicie bezinteresowna, nie oczekująca
jakiejkolwiek nagrody, wypływająca wprost z miłości bliźniego. To przejaw doskonałości moralnej.
Ku tej właśnie postawie staramy się stopniowo prowadzić naszych chłopców.
Od pierwszych dni istnienia skautingu, podstawowym obowiązkiem każdego skauta na całym świecie
jest codziennie wykonać przynajmniej jeden dobry uczynek. Choćby drobny ale codziennie. Instruktor
nie ma nad tym żadnej kontroli. Pozostawiamy to sumieniu chłopców. Nie żądamy od nich składania
raportów – by nie przywodzić do kłamstwa. Nie przewidujemy za to żadnych nagród i wyróżnień – bo
chcemy by były to czyny całkowicie bezinteresowne.
Obowiązek ten powstaje z chwilą przypięcia do piersi Krzyża Harcerskiego. Nie dotyczy więc
zuchów, natomiast dotyczy już każdego harcerza i wędrownika. Powstaje ciekawe pytanie. Czy
chłopcy o tym obowiązku pamiętają? Czy starają się być na co dzień ofiarnymi, choćby w
najdrobniejszych sprawach? No cóż, różnie z tym bywa. W drużynach, w których traktuje się to
poważnie, gdzie drużynowy i starsi chłopcy przywiązują do tego obowiązku należną wagę, bez
wątpienia młodsi, mniej wyrobieni harcerze starają się dorównać starszym. Nie ma najmniejszego
sensu aby drużynowy skupiał swoją uwagę na szukaniu sposobów rozliczania chłopców z ich
codziennego dobrego uczynku. Po pierwsze nie ma na to sposobu, a po drugie nie ma to
najmniejszego sensu. Ważne jest aby w drużynie wytworzyła się autentyczna moda na spełnianie
dobrych uczynków. Drużynowy powinien skupić swoją uwagę na tym właśnie zadaniu. To w
zupełności wystarczy. Jeśli w środowisku rówieśniczym, którego opinia jest dla chłopca
najważniejsza, uda się wytworzyć taką modę, sprawy same przybiorą oczekiwany obrót.
Istnieje wiele sprawdzonych sposobów, za pomocą których instruktor może próbować wytworzyć
odpowiednia modę w drużynie. Bezspornie najskuteczniejszym jest przykład własny. Chłopcy starają
się naśladować swojego drużynowego w każdej dziedzinie, także w tej. Trzeba tylko znaleźć sposób
by dotarło do ich świadomość, że drużynowy przywiązuje ogromną wagę do dobrych uczynków i sam
stara się je spełniać. Istnieją sposoby obrzędowe – jak choćby wiązanie węzełka na chuście
harcerskiej, który ma przypominać – masz jeszcze coś dzisiaj do zrobienia. Niemal każda drużyna ma
jakieś swoje własne zwyczaje przypominające i motywujące chłopców do działania. Temat ten
powinien też być bardzo często poruszany w gawędach przy ognisku.
Są też środki programowe. Jeden z nich opiszę, bo wydaje mi się nad wyraz udany. Jest to „Akcja
Niewidzialnej Ręki” – świetny pomysł na niezwykle atrakcyjną i wartościową zbiórkę zastępu.
Najpierw zastępowy musi się bacznie rozejrzeć po okolicy i wyszukać okazję do zrobienia dobrej
przysługi komuś kto na prawdę znajduje się w potrzebie. Może jakaś starsza, samotna kobieta nie daje
sobie rady z porąbaniem drewna na opał. Może ma zapuszczony sad i brak jej sił by zebrać dojrzałe
już jabłka. Może jakaś niepełnosprawna, poruszająca się na wózku inwalidzkim osoba, codziennie ma
problem z pokonaniem wysokiego krawężnika i by jej ułatwić życie wystarczyłoby wykonać bardzo
prosty podjazd. Sytuacje podobne do tych, zdarzają się powszechnie. Wystarczy tylko mieć oczy
otwarte, by je dostrzec. Można też popytać rodziców i znajomych, a nawet porozmawiać z
pracownikiem miejscowej opieki społecznej. Te osoby mogą znacznie więcej wiedzieć o różnych
potrzebach ludzi, zwłaszcza o takich, których nie widać gołym okiem z ulicy. Kiedy zastępowy
znajdzie dobrą okazję do wykonania dobrego uczynku, powinien do tego zachęcić zastęp stawiając
przed chłopcami dodatkowe zadanie: zróbmy to tak aby nikt nas przy tym nie widział, a zwłaszcza
osoba potrzebująca pomocy. Nie zapukamy do staruszki i nie zaproponujemy jej pomocy, bo chcemy
oszczędzić jej skrępowania i nie liczymy na żadną wdzięczność. Zadanie się komplikuje, bo teraz,
żeby utrzymać całą rzecz w tajemnicy, trzeba opracować znacznie bardziej precyzyjny plan działania.
Ale to właśnie jest w tym najbardziej pociągające. Wyobraźnia chłopców od razu podsuwa im
skojarzenia z konspiracyjnymi zadaniami wykonywanymi w czasie wojny przez Szare Szeregi. Trzeba
będzie zrobić precyzyjny wywiad i ustalić kiedy starszej pani nie będzie w domu. A podjazd - może
trzeba go będzie zbudować w nocy? Jednym słowem czeka chłopców wielka przygoda i to z
niezwykle wartościowym przesłaniem wychowawczym w tle. A potem, jakaż to satysfakcja? Kiedy
59
starsza pani zobaczy pięknie ułożony song porąbanego drewna albo kiedy niepełnosprawny napotka
na zbudowany podjazd. Jedynym śladem jaki zastęp zostawia po sobie jest znak „niewidzialnej ręki”
czyli odcisk dłoni. Dorośli zachodzą w głowę, kto też to zrobił, a chłopcy, utrzymują całą sprawę w
tajemnicy, obserwując jak okolica huczy od plotek. Gdy po jakimś czasie zastęp zdecyduje się
wykonać podobną akcję, mieszkańcy osiedla lub wioski uznają, że opiekuje się nimi jakiś dobry duch
– ktoś w rodzaju literackiego Zorro czy Robin Hooda.
Kiedy drużynowy obmyśla w jaki sposób zachęcić harcerzy do czynienia dobra, powinien brać pod
uwagę wszystkie dostępne środki metodyczne. Jeśli wyda mu się, że motywacje wynikające ze
skłonności do rywalizacji czy pragnienia przeżywania przygód nie są w tym akurat przypadku
dostatecznie „wzniosłe”, a przez to niezbyt odpowiednie, niech ma przed oczyma cel jaki nam
przyświeca. Chcemy aby harcerze doznali satysfakcji i rozsmakowali się w jej odczuwaniu. Ale
najpierw musi zaistnieć źródło tej satysfakcji czyli konkretny dobry uczynek. Taka jest kolejność, a
więc motywy jakie skłaniają chłopca do działania są w tym przypadku kwestią drugoplanową.
Dopiero kiedy on sam poczuje ile siły duchowej i satysfakcji może czerpać z życia nacechowanego
ofiarnością, nie będzie chciał już żyć inaczej.
Natomiast w przypadku wędrowników, kwestia motywacji do służby ma już ogromne znaczenie. W
ich przypadku powinna to być motywacja ideowa wynikająca z głębokich pobudek osobistych.
Skąd ta zmiana w podejściu? Chłopcy w wieku wędrowniczym pod względem intelektualnym dość
swobodnie poruszają się w świecie idei. Mało tego, do pewnych idei mają stosunek emocjonalny.
Bardzo częstym zjawiskiem rozwojowym w tym wieku jest tak zwany młodzieńczy idealizm.
Chłopiec bardzo silnie przejmuje się pewnymi ideami i jest gotów całkowicie podporządkować im
swoje życie. Chcielibyśmy, aby tak właśnie potraktował nasze harcerskie ideały i bardzo często taki
właśnie jest efekt końcowy naszych oddziaływań.
Wędrownicy są już w większości psychicznie zdolni do kierowania się w swoim życiu pobudkami
ideowymi. I to niezależnie od tego czy są na początku czy na końcu tego etapu rozwoju. Naszym
zdaniem jest tę zdolność pobudzać i rozwijać.
Służba jest jednym z czterech podstawowych pól aktywności wędrowniczej. Przypomnijmy, należą do
nich; życie towarzyskie, wędrowanie na poziomie wyczynu, praca specjalizacyjna i właśnie służba.
Każdy wędrownik ma obowiązek pełnić ją samodzielnie lub w zespole, na przykład w patrolu.
Warto w tym miejscu precyzyjnie określić co rozumiemy pod użytym tu pojęciem służby.
Porównajmy je z tym co omawialiśmy dotychczas. Służba, którą powinni pełnić wędrownicy istotnie
różni się od dobrych uczynków, do których zachęcamy harcerzy. Te mają charakter przypadkowy i
incydentalny, podczas gdy służba wędrowników jest działaniem o charakterze zaplanowanym,
długofalowym i prowadzonym stale na tym samym polu. W odróżnieniu od służby wartowniczej czy
kuchennej ukierunkowanej na potrzeby własnej wspólnoty, służba wędrowników powinna
odpowiadać na realne potrzeby konkretnych ludzi bądź prowadzić do osiągania celów natury
ogólnospołecznej i wynikać całkowicie z pobudek altruistycznych. Jest to więc służba społeczna w
pełnym tego słowa znaczeniu. Taka jaką chcielibyśmy by chłopcy pełnili w całym swoim dorosłym
życiu.
Służba społeczna jest działalnością, wymagającą ogromnej odpowiedzialności. Jeżeli jest świadczona
na rzecz konkretnych ludzi znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej, oznacza poważne
zobowiązanie. Rozbudza w nich wielką nadzieję na poprawę losu i jednocześnie uzależnia od
świadczonej pomocy. Przerwanie takiej służby, a nie daj Boże porzucenie jej, oznacza prawdziwą
katastrofę dla osób i tak już ciężko doświadczonych przez los. Oznacza zabicie nadziei i wiary w
ludzi, nie mówiąc już o konkretnych kłopotach związanych z tym, że jakieś ważne potrzeby życiowe,
nie będą mogły być zaspokojone. Podobnie jest gdy podejmuje się zadania ukierunkowane na cele
ogólnospołeczne. Najczęściej zadania te są częścią jakiegoś większego projektu społecznego,
angażującego szerokie kręgi ludzi dobrej woli. Skuteczność podejmowanych działań wymaga przede
60
wszystkim odpowiedzialnego wywiązywania się z przyjętych na siebie zadań. Nie wywiązanie się z
podjętych zobowiązań może oznaczać zmarnowanie trudu wielu innych ludzi, i to trudu najbardziej
cennego bo podejmowanego pro publico bono, bez oczekiwania na osobisty zysk.
Wróćmy teraz do kwestii motywacji. Powinniśmy mieć pewność, że wędrownik potraktuje swoją
służbę w sposób jak najbardziej odpowiedzialny. Pewności jednak mieć nigdy nie będziemy. Możemy
mieć co najwyżej wysoce uprawdopodobnioną nadzieję, że tak się stanie. A będziemy ją mieli tylko
wtedy, gdy wędrownik podejmie swoją służbę w sposób absolutnie świadomy swojej
odpowiedzialności oraz z pobudek płynących całkowicie z wewnętrznej potrzeby. A już na pewno
nie może poczuć się wykorzystany, „wkręcony” czy zmanipulowany, bo to zaprzepaściłoby nie tylko
spodziewany efekty służby ale także i efekty wychowawcze. A przecież chłopcy w wieku
wędrowniczym mają już wystarczające doświadczenie życiowe i zdolności umysłowe by rozpoznać
taką sytuację.
Powstaje pytanie jak zachęcić wędrownika do podjęcia autentycznej służby społecznej? Jest to jedno z
najtrudniejszych pytań stojących przed drużynowym wędrowników.
Sprawa powinna być w miarę prosta, gdy mamy do czynienia z chłopcem, który przeszedł już długą
drogę w harcerstwie - zdobył dwa albo trzy stopnie harcerskie, uczestniczył w życiu zastępu i drużyny.
Jeśli panowała w niej właściwa harcerska atmosfera, jeśli ideały harcerskie traktowane były z
przejęciem i drużynowy prawidłowo stosował środki oddziaływania – chłopiec powinien być już
wdrożony do ofiarnego życia i wielokrotnie zasmakować satysfakcji jaką ono daje. Tacy chłopcy
zwykle ochoczo podejmują służbę.
Znacznie trudniej jest gdy do wędrownictwa zgłaszają się chłopcy, którzy do tej pory nie mieli szansy
zasmakować życia harcerskiego. Sprawa nie jest jednak beznadziejna.
Trzeba pamiętać, że jeżeli chłopiec decyduje się wstąpić do harcerstwa w wieku lat 15-tu, to robi to w
dużym stopniu świadomie. Najczęstszym powodem przystępowania do harcerstwa w tak późnym
wieku jest chęć dołączenia do grupy przyjaciół, którzy już są w harcerstwie i „świata poza nim nie
widzą”. Ich zaangażowanie i aktywność są zaraźliwe. W takim przypadku, jest oczywiste, że jeżeli
chłopców łączą tak silne więzi emocjonalne, to muszą „nadawać na tych samych falach”, mieć
podobny stopień wrażliwości i poglądy na życie. Ktoś kto podziela te poglądy, bardzo szybko
zaaklimatyzuje się w harcerstwie. Nie rzadko zdarza się też, że chłopiec wstępuje do wędrowników z
powodów czysto ideowych – właśnie dlatego że chce żyć ofiarnie i pożytecznie, a w harcerstwie widzi
dobrą sposobność do tego i odpowiednie towarzystwo. Jeśli chłopcy zostają wędrownikami
dobrowolnie i świadomie – równie chętnie podejmują służbę.
Jeśli natomiast znaleźli się w naszym ruchu przypadkowo, na podstawie błędnego wyobrażenia o
harcerstwie, powinniśmy możliwie szybko sprawić by odkryli prawdziwy jego sens i ponownie
podjęli decyzję – odejść albo zostać, ale już z pełną świadomością zasad jakie tu obowiązują.
Warto zwrócić uwagę na dwa czynniki, które sprzyjają temu, że nawet chłopcy pozbawieni dotąd
wartościowych doświadczeń społecznych decydują się wejść na drogę służby. Pierwszym jest
wspomniana już skłonność do idealizmu. Chłopcy bardzo łatwo dają się ponieść idealistycznym
emocjom i podporządkowują tym ideom swoje życie. Jeśli tylko potrafimy w odpowiednim momencie
i we właściwy sposób przedstawić im porywającą istotę harcerskiego ideału służby - przyjmą go do
serca i oddadzą mu się z zapałem. Drugim czynnikiem jest potrzeba odgrywania widocznej i znaczącej
roli w społeczeństwie. Służba społeczna pozwala tę potrzebę zaspokoić. Dzięki zadaniom
realizowanym w ramach służby, chłopcy włączają się najbardziej wartościowy nurt życia społecznego
i są za to doceniani. Rośnie również ich własna samoocena, co wpływa na poprawę samopoczucia.
Warto o tych czynnikach pamiętać i brać je pod uwagę przy planowaniu zamierzeń wychowawczych.
Jeżeli chcemy by chłopcy świadomie i ochoczo wkraczali w życie nacechowane ofiarnością
powinniśmy pozwolić im samemu zdecydować o rodzaju podejmowanych działań. Najlepiej byłoby
61
gdyby sami wynajdywali pole służby dla siebie. Przyznajmy jednak, że taka idealna wprost sytuacja,
wśród wędrowników nie zdarza się często. Wymaga ogromnej dojrzałości i wrażliwości. O kimś kto
sam potrafi dostrzegać potrzeby społeczne i ma wolę na nie reagować możemy powiedzieć, że
harcerstwo do niczego nie jest mu już potrzebne. Jest już w pełni przygotowany do życia zgodnego z
wymogami Prawa Harcerskiego. W większości przypadków drużynowy powinien chłopcom stworzyć
pole wyboru.
Jak to zrobić? Chłopcom trzeba unaocznić realnie istniejące potrzeby społeczne. I trzeba to zrobić w
ten sposób by nabrali do nich emocjonalnego stosunku. Warto wybrać się z nimi na zimową
wycieczkę do lasu i pokazać trupy zwierząt, które padły z głodu albo zostały złapane w sidła. Warto
odwiedzić oddział dziecięcy w szpitalu, żeby zobaczyli osamotnione, przewlekle chore dzieci łaknące
kontaktu z ludźmi, zabawy i chwili zapomnienia. Warto odwiedzać domy dziecka, domy starców i
hospicja. Warto wziąć udział w akcji ekologów protestujących przeciwko niszczeniu przyrody. Warto
zachęcić chłopców by w swojej parafii pomogli roznieść świąteczne paczki do osób potrzebujących i
przy tej okazji zobaczyli jak one żyją i z jakimi problemami się borykają. Warto - ponieważ tylko w
ten bezpośredni sposób możemy pokazać im ile problemów społecznych, ile nieszczęścia jest wokół
nich i ile spraw wymaga interwencji ze strony ludzi dobrej woli.
W tym właśnie momencie odkryliśmy drugie, ukryte znaczenie słowa wędrownictwo. Nie chodzi nam
wyłącznie o zdobywanie szczytów górskich i trudne, pełne przygód wyprawy w nieznane. Starsi
chłopcy wędrują w harcerstwie także po problemach społecznych, starają się je dostrzec i poznać.
Kształtują w sobie nie tylko zaradność ale także wrażliwość na nieszczęście, na ludzką krzywdę i na
ważkie problemy społeczne.
Jeśli potrafimy pokazać im istotę tych problemów, jeśli uzmysłowimy, że ich dobra wola i aktywności
może uratować ludzkie życie i ocalić czyjąś godność, możemy być pewni, że podejmą wyzwanie.
Zaangażują się w rozwiązywanie problemów, które zrobiły na nich największe wrażenie. Zaczną
pomagać ludziom, którym potrafią pomóc i którzy takiej pomocy rzeczywiście oczekują.
A co jeśli się nie uda? Trudno, w takim przypadku drużynowy musi się przyznać do tego, że nie zdołał
osiągnąć pełni sukcesu wychowawczego. W przypadku chłopca, który nie zaznał wewnętrznej
potrzeby podjęcia służby, nasze oddziaływanie okazało się nie w pełni skuteczne. Być może
osiągnęliśmy wiele celów pośrednich, być może wsparliśmy jego rozwój w wielu różnych wymiarach,
może umocniliśmy jego charakter, ale nie zdołaliśmy doprowadzić go do tego punktu, z którego
będzie mógł samodzielnie ruszyć w dalszą drogę życiową wiodącą ku ideałom harcerskim.
62

Podobne dokumenty