dokument do pobrania
Transkrypt
dokument do pobrania
we Centrum ajo ds. Kr Dodatek do Biuletynu Informacyjnego Krajowego Centrum ds. AIDS HIV / AIDS w kulturze i sztuce upowszechnia się propagandę nietolerancji. Ruanda pokazała, że granica barbarzyństwa nie leży daleko. Nie miała Pani pokusy, żeby osądzać? Przyjechałam do Ruandy rok po największej masakrze i chciałam rozmawiać głównie o przebaczeniu. Ale widziałam chęć zemsty. Oni nie byli gotowi na przebaczanie. Szukali sprawiedliwości, jakakolwiek by była. Odwiedzałam obozy dla uchodźców, w których głównie przebywali Hutu, chociaż zdarzali się także Tutsi. Tutsi musieli być specjalnie chronieni, bo nie było tylu policjantów, którzy byliby w stanie powstrzymać Hutu. Było za wcześnie, żeby zobaczyć winę. Oni wciąż mieli potrzebę zobaczenia krwi swoich wrogów. Kiedy odwiedziłam więzienie w Kigali, nikt nie powiedział, że jest niewinny, ale też nikt nie wyraził poczucia winy. Ile może zrobić dla świata śpiewaczka operowa? Odpowiem panu tak: był przełom lat '93 i '94. Potworna zima w Sarajewie. Nie było wody, ogrzewania ani prądu. Ludzie ostrzegali mnie, żebym szła tylko blisko wysokich budynków i uciekała z miejsc, w których budynków nie ma. Na głowie miałam kask ONZ, lecz nie sprawiło to, że poczułam się bezpieczniej. Szłam na próbę koncertu. Orkiestra, która mi grała, składała się z ludzi o wychudzonych twarzach. Czułam się przy nich zbyt zdrowa. Powiedzieli, że miał z nami grać jeszcze ich 26-letni kolega, ale właśnie został zabity. Zaczęliśmy próbę. Muzyka, jaką usłyszałam, nie przypominała niczego, z czym zetknęłabym się wcześniej. Była w niej siła, nadzieja i krzyk protestu. Jeżeli nawet przed tą próbą zadałabym sobie pytanie, po co w ogóle śpiewać w Sarajewie, odpowiedź przyszła sama. Wiem, że ten koncert nie zatrzymał wojny, ale można powiedzieć, że ją zwyciężył. Do granic barbarzyństwa Gil Courtemanche jest kanadyjskim dziennikarzem, który mieszkał w Ruandzie HIV / AIDS w kulturze i sztuce i obserwował tamtejszą wojnę domową, a tak naprawdę to masakrę. Nie opublikowano w Polsce zbyt wielu książek na temat wojny ruandyjskiej. Najważniejszą pozycją jest „Heban” Ryszarda Kapuścińskiego z jego znakomitym „Wykładem o Ruandzie”. Właśnie ten tekst stanowi wstęp do powieści Courtemanche'a „Niedziela na basenie w Kigali”, dedykowanej „przyjaciołom, których porwała burza”. Uważam, że wydawca miał doskonały pomysł by poprzedzić prozę kanadyjskiego dziennikarza esejem Ryszarda Kapuścińskiego. Bez niego wygodnemu Europejczykowi w ogóle mogłoby się okazać niemożliwe zrozumienie skomplikowanej wojny pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi, a tak naprawdę zrozumienie genezy tego konfliktu, a później też metod walki. Ale czy w ogóle można zrozumieć granicę, za którą człowiek zaczyna być barbarzyńcą? Gil Courtemanche napisał powieść, mimo że większość losów bohaterów w niej opisanych jest prawdziwa. Czytając wstrząsające opisy zbrodni dokonywanych pomiędzy mieszkańcami jednego przecież państwa, wystąpienia braci przeciwko braciom, wygodny Europejczyk pewnie doszedłby do wniosku, że wyobraźnia za bardzo poniosła autora. Courtemanche wyjaśnia jednak, że prawdziwości opisanych zdarzeń dowodzi siedemset stron zeznań świadków, które zostały zebrane przez organizację African Rights. Esej Kapuścińskiego pokazuje tło. Powieść Courtemanche'a szokuje obrazami. Jest też próbą pokazania anatomii zła, które nagle zaczyna współwystępować równie naturalnie jak najzwyklejsze czynności, jakich dokonujemy w życiu. Powieść zaczyna się trochę jak opowiadania Czechowa. Powiedzielibyśmy sielanka: piękny, choć ubogi kraj, gorąco, elegancki hotel w Kigali, a w hotelu basen, wokół którego leżą obcokrajowcy, rozmawiają o polityce. Obsługują ich pracujący w hotelu Ruandyjczycy. Wśród tych obcokrajowców jest pochodzący z Quebeku dziennikarz Bernard Valcourt. Gdzieś wprawdzie rozmawia się o buntach, gdzieś o możliwej rebelii, częściej mówi się o pladze afrykańskiej, czyli AIDS, ale tak naprawdę leżących wokół basenu ludzi niewiele to wszystko dotyczy. Bernard robi notatki, zbiera materiał do swojego filmu, podsłuchuje. Gościom usługuje Gentille, piękna kobieta z plemienia Hutu, która wygląda jak reprezentantka plemienia Tutsi. Redakcja: Redaktor naczelny - dr Anna Lis Sekretarz redakcji - Maryla Rogalewicz Konsultacja merytoryczna - dr Irena Głowaczewska Wydawca: Krajowe Centrum ds. AIDS Redakcja zastrzega sobie prawo adjustacji i skracania artykułów. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. 4 www.aids.gov.pl I choćby z tego powodu pewnego dnia stała się niebezpieczna. Napięcie w kraju rośnie. Dochodzi do coraz częstszych zamachów. Valcourt i Gentille zbliżają się do siebie. Na tle rodzącej się wojny odmalowany jest portret ich „zakazanej” miłości. Aż wszystko wybucha. Oczywiście nie będę opowiadał tu fabuły książki ani zdradzał puenty. Choć finał wojny pomiędzy Hutu i Tutsi jest znany. Chciałbym wskazać na tematy, jakie odrysowuje w swojej powieści Courtemanche. Jednym z nich jest AIDS, a co za tym idzie: śmierć. AIDS rozprzestrzeniało się, bo chorzy nie ujawniali swojego stanu. Dla nikogo nie miał on znaczenia. Tak samo jak seks bez prezerwatywy. Jeden z bohaterów książki, Cyprian, zdziwił się pytaniem o strach przed śmiercią: „Proszę mi powiedzieć, panie Valcourt, w pana kraju ludzie nie umierają?”, bo „Cyprian zamierzał umrzeć tak, jakby sprzedawał tytoń na wielkim bazarze w Kigali. Koniec życia nie miał większego znaczenia niż początek czy środek. Tutaj śmierć była tylko jeszcze jedną codzienną czynnością.” Poza wszystkim umieranie na AIDS okazało się w Ruandzie mniej okrutne niż umieranie z powodu zadanych przez sąsiadów tortur. AIDS i wojna toczyły w Ruandzie odrębną wojnę. Również o to, kto zabije wcześniej. Wstrząsający jest monolog innego bohatera powieści, Lando: „Zmierzamy ku niespotykanej w historii grozie, będziemy gwałcić, podrzynać gardła, obcinać, patroszyć. Będziemy rozpruwać brzuchy kobiet na oczach ich mężów, potem będziemy kaleczyć męża, nim jeszcze żona umrze wykrwawiona, aby być pewnym, że każde z nich zobaczy konanie drugiego. I podczas ich agonii, gdy będą wydawać swe ostatnie tchnienie, będziemy gwałcić ich córki, nie raz, lecz dziesięć razy, dwadzieścia. Żołnierze chorzy na AIDS będą gwałcić dziewice(…) Taka już dola nędzarzy nie umieć zabijać czysto, z chirurgiczną precyzją, jaką powtarzają papugi z CNN(…) Mówię „my”, ponieważ wszyscy zwariowaliśmy.” Ta książka otwiera oczy. Opisana w niej historia wydarzyła się naprawdę. Remigiusz Grzela Gil Courtemanche „Niedziela na basenie w Kigali”, MUZA SA, Warszawa 2005 W całości wywiad został opublikowany: "Wysokie obcasy" - dodatek "Gazety Wyborczej" 11.06.05 r. Adres redakcji: ul. Samsonowska 1, 02-829 Warszawa tel.: 022 331-77-66, fax: 022 331-77-76 e-mail: [email protected] www.aids.gov.pl Nakład: 7.000 egz. Egzemplarz bezpłatny Nr 3/25/2005 HIV / AIDS w kulturze i sztuce