Dlatego, że ją kochał…

Transkrypt

Dlatego, że ją kochał…
Dlatego, że ją kochał…
13 lutego 2013 · by redakcja · in Alicja Müller, recenzje
Dlatego, że ją kochał, wyniósł z jej domu w kartonowych pudłach tlen i zamknął ją w
ośmieszonej tyranią miłosnej klatce. Ona też go kochała, dlatego w końcu zjadła jego
serce.
Spektakl Kłamczucha to przesłuchanie kobiety, która postanowiła przyznać się do
zabójstwa męża. W prasie pewnie napisali, że to była makabra, ale morderczyni nie
przeraża bezwzględnością, siada i od początku zawstydza – zawstydza wszystkie
piosenki o miłości i wszelkie trupy nieczułych facetów. I tak na maleńkiej scenie, w
rytmie początkowo irytującej powtórzeniami opowieści, rozszerza się i rozchodzi
okropność. Zanurzeni w ciemności, którą niejako ustanawia sama sytuacja
przesłuchania, nie wiemy, że będziemy podążać, a właściwie cofać się, w stronę
niemożliwości.
Opowieść oskarżonej, tytułowej kłamczuchy, przypomina w formie strumień
świadomości, niekontrolowany potok najczarniejszych wspomnień. Każde kolejne słowo
zmienia rzeczywistość oraz weryfikuje prawdę – w cyklu demonicznych retrospekcji
oskarżona kobieta przechodzi symboliczną metamorfozę – z oprawcy zmienia się w
ofiarę. Ofiarę aroganckiego, zimnego drania o rozchwianej tożsamości, który
niespiesznie odzierał ją z indywidualności i powoli odbierał życie. Tym, co jej zrobił,
było obranie ze świadomości – metodą redukcji stopniowo odzierał „ukochaną” z
wszelkich elementów konstytutywnych, decydujących o swoistości człowieka. Dokonał
destrukcji indywiduum, zmasakrował swoją wybrankę i okaleczył ją moralnie i
fizycznie. W konsekwencji jego ofiara zasiadła przed nami jako ludzkie „nic”, próbujące
nadać swojemu cierpieniu sens albo chociaż odrobinę godności.
Przedziwnym rytmem toczy się ta ocierająca się o psychodelę opowieść. Rytm kolejnych
zdań imituje przyspieszone bicie złamanego serca. Staje się on onomatopeją strachu i
narastającego poczucia osaczenia. Tragizm potęguje ciasnota i nie tylko dosłowna
„piwniczność” sceny. Niebezpieczna bliskość widowni i bezlitosne policyjne światło
wystawia twarz aktorki na wszelkie niebezpieczeństwa, jednak iluzja trwa – rewelacyjna
Anna Piróg przeraźliwie pustymi oczami błądzi między krainą koszmarnych imaginacji
a rzeczywistością „tu i teraz”, zatrzymując się czasem przed okiem policyjnej kamery.
Staje się niejako artystką totalną – zdaje się kontrolować najbardziej fizjologiczne
reakcje organizmu: cieknie jej z nosa, zalewający twarz zimny pot jest coraz bardziej
namacalny i krępujący, a oczy szklą się bardziej i bardziej, jednak kobieta nie roni ani
jednej łzy. Ciało aktorki opowiada, równoległą do tej werbalnej, historię upodlenia.
Może oskarżona kłamie. Może kłamie nieświadomie, ponieważ skrajna, zakrapiana
rozpaczą samotność, doprowadziła do zatarcia granic między nocnymi koszmarami a
straszliwie pustą i wrogą rzeczywistością – to, o czym śniła, wydawało się bardziej
realne. Straciła pewność, który obraz jest prawdziwy. Moment przebudzenia,
zawieszenia między nocą a dniem, został przedłużony w nieskończoność. A może kłamie
zupełnie świadomie, bo zabiła męża – tłuczkiem do mięsa albo pistoletem dziadka – ale
nie może pogodzić się z banalnością własnej zbrodni. Pragnie, aby przelana krew
włączyła ją do panteonu nieśmiertelnych zbrodniarek, chciałaby zasiąść między
Balladyną a Lady Makbet. A może mówi prawdę – prawdę ukrytą pod
hiperbolizowanymi, naturalistycznymi wizualizacjami albo nagą prawdę, wszak
wydarte i ugotowane serce nie zawsze musi być metaforą. Nie wiem, chyba nikt nie wie.
Wyrok przegrywa tutaj z historią kobiety, która przyszła na przesłuchanie, by
opowiedzieć o tym, jak upiorna, a przy tym absolutna miłość zniszczyła jej życie.
Na scenie Teatru Barakah rozegrał się wielki dramat – była tam rozgorączkowana,
zrujnowana kobieta, która w godzinnym monologu pragnęła dokonać samoocalenia. Nie
chciała uniewinnienia ani rozgrzeszenia. Gęstwiną paranoicznych tłumaczeń próbowała
wyjaśnić nam swoją tragedię, usprawiedliwić monstrualne cierpienie. Opowiedzieć, co
takiego sprawiło, że teraz jest brzydka, szalona, rozklekotana i zasmarkana. I to było
najbardziej wstrząsające.
Alicja Müller, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 46/2013
Teatr Barakah w Krakowie
Kłamczucha
reżyseria: Andrzej Sadowski
występują: Anna Piróg-Karaszkiewicz, Zbigniew Kozłowski, Andrzej Sadowski
premiera: 22 czerwca 2012
Alicja Müller – ur. 1991, studentka filologii polskiej, z „Teatraliami”
związana od 2010 roku, miłośniczka absurdu i dadaistów.