Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury

Transkrypt

Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
Michał Mesjasz
Z karpackiej podróży
Łucji Rautenstrauchowej.
Próba lektury
W 1844 roku ukazały się sfabularyzowane wspomnienia Łucji z Giedroyciów
Rautenstrauchowej (1798–1886) pod tytułem Miasta, góry i doliny1. Nie wzbudziłyby one być może aż tak wielkiego poruszenia wśród czytelników i krytyków,
gdyby nie wpleciony w utwór passus, w którym autorka przedstawiła „z kluczem” środowisko krakowskiej arystokracji. Sprawa ta wywołała zresztą niemałe
poruszenie, wręcz o znamieniu środowiskowego skandalu2. Jeden z oburzonych
recenzentów „Biblioteki Warszawskiej” zwracał się wówczas z retorycznymi
pytaniami do autorki, dlaczego sądziła, „że jej wolno będzie na najdawniejszy
gród ziemi naszej bezkarnie obelgi ciskać”, wyłącznie z tego względu, iż „szanowne jego nazwisko [ukryła — M.M.] pod przezroczystym pseudonimem”, albo
„co znaczą te osobistości, te anegdoty z prywatnego życia, ledwie, że nie pod
właściwymi nazwiskami umieszczone”3. Choć zagadnienie to jest niezmiernie
interesujące i warte dłuższego opisu, nie stanie się materią dalszej refleksji.
Zgodnie z tytułem artykułu przedmiotem rozważań będzie bowiem relacja
Rautenstrauchowej z kilkutygodniowej wycieczki w Karpaty, odbytej w połowie
1839 roku. Podróż owa, której główny cel nakreśliła pisarka w liście do mat1 Fragmenty drukowała autorka w roczniku „Niezapominajki” (Warszawa 1844, s. 70–94)
oraz w tygodniku „Przyjaciel Ludu” (1844, nr 22, 24, 26–30).
2 R. Skręt, Rautenstrauchowa Łucja (1798–1886), [hasło w:] Polski słownik biograficzny, red.
naczelny E. Rostworowski, t. 30, Kraków-Wrocław 1988.
3 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry i doliny, [rec.], „Biblioteka Warszawska” 4, 1844, s. 638.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 41
2012-12-17 20:43:46
42
Michał Mesjasz
ki z 28 czerwca tegoż roku4, dostarczyła także Rautenstrauchowej materiałów
do napisania Miast, gór i dolin. Dziełko to uznać można zarówno za wyraz jakiegoś zafascynowania autorki górami, jak i, chyba w większym stopniu, ogólnego
zainteresowania rodzimym krajobrazem, zamiłowania właściwego romantycznemu światopoglądowi, stąd zawiera ono deskrypcje wędrówek w Tatry i Pieniny,
z ich najważniejszymi atrakcjami — Morskim Okiem, zamkiem Czorsztyn, spływem łódkami Dunajcem itp. Na marginesie nadmienić należy, iż podróżowanie
w góry stawało się już wówczas modne, a choć Karpaty nigdy nie dorównały
popularnością Alpom5, to niewątpliwie były urokliwym zakątkiem, w którym
wrażliwa dusza mogła odnaleźć źródło twórczej inspiracji.
1. Szczawnica
Dnia 6 lipca 1839 roku Łucja Rautenstrauchowa przyjechała do Szczawnicy,
miejscowości uzdrowiskowej położonej w sąsiedztwie Pienin, nad Dunajcem.
Szczawnica stanowiła locus standi, z którego autorka odbywała wędrówki, snując
przy tym swą karpacką opowieść o miejscach i ludziach. Niewielka wówczas
Szczawnica, dzięki działalności Stefana i Józefa Szalayów, dopiero stawała się
modnym kurortem, gdzie zjeżdżała arystokracja i ziemiaństwo, zachwycone jego
romantycznym położeniem6. Tak więc zapewne w niewystarczającym rozwoju
infrastruktury można dopatrywać się niekorzystnego sądu o wiosce, w której
w zasadzie nic nie miało dla pisarki wartości godnej odnotowania, a uwagę
zwracały tylko pagórki obsadzone owsem, ziemniakami i jałowcem karłowatym
(Juniperus nana) oraz kilka ścieżek prowadzących z oberży do źródełka zdrojowego.
Jednak za istotną ciekawostkę należałoby uznać przedstawienie przez Rautenstrauchową warunków mieszkaniowych w Szczawnicy, a — zdaniem turystki,
dla której nie była to z pewnością pierwsza dłuższa podróż — nie zaliczały się
4
W liście do matki, Karoliny Giedroyciowej, Rautenstrauchowa pisała między innymi: „Za dni
kilka to jest drugiego lub trzeciego lipca wiozę ją [scil. Wiktorię — M.M.] do wód do Szczawnicy,
jak to zdaje mi się donosiłam mamie. Droga niedaleka, ale życie tam nad wyrażenie kosztowne.
Mam już zamówione mieszkanie, i od pierwszego płacę go po 8 zł dziennie. Inaczej mogłabym być
w przypadku wcale nie dostania ani jednego pokoju, tak to mała wioska, a napływ ludzi ogromny.
Kupiłam sobie kocz wygodny na tę podróż. W Warszawie, R[autenstrauch] się tym kupnem zajmował, a że nie można było dostać porządnego pojazdu za 30, a on wiedział, że ja taką sumę przeznaczyłam, więc ze swojej kieszeni drugie tyle dołożył, jako i kosztem przesłania mi go poniósł”
(Ł. Rautenstrauchowa, list do matki, Kraków, 28 czerwca 1839, Bibl. Pol., rkps 466, s. 528, 529).
5 O późniejszej podróży Rautenstrauchowej w Alpy por. M. Mesjasz, „…te góry, co się chmurami wieńczą…”. Alpejskim szlakiem Łucji z książąt Giedroyciów Rautenstrauchowej, „Góry — Literatura — Kultura” 5, red. E. Grzęda, Wrocław 2010.
6 Por. J. Żmidziński, Literackie szlaki Pienin. Przewodnik, „Pieniny — Przyroda i Człowiek” 9,
2006, s. 207–209; J. Kolbuszewski, Pieniny w kulturze polskiej. Zarys problematyki, „Litteraria” 37,
2009, s. 96.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 42
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
43
one do najlepszych. Oczekiwała wygodnej i eleganckiej kwatery, tymczasem
zarezerwowany „pałacyk” okazał się oficyną: długą, drewnianą i podmurowaną, z gankiem i wystającym dachem, na który wychodziły drzwi i okna lokali
przeznaczonych dla gości. Autorka dość dokładnie opisała wygląd mieszkania,
złożonego z sieni, kuchni, izby sypialnej, łazienki, z nieotynkowanymi ścianami
z wieloma szparami (przez co można było słyszeć nocą… i szum wiatru, i rozmowy sąsiadów). Każdy z pokoi wyposażono w sosnowy stolik (na którym „ciekawi
mogli wyczytać swych poprzedników dowcipy i poezje”), stołki i sosnowe łóżka
(wyściełane nieświeżą słomą i „tak wąskie i tak krótkie, że ani obrócić się, ani
nóg wyciągnąć niepodobna było”), a gabinet — w stolik, stołki i dwie drewniane
wanny („do nich woda przez wielką w ścianie dziurę drewnianym korytkiem
wlewana, przez drugą w podłodze dziurę spływała pod pałac, któremu udzielała niesłychanej wilgoci”7). Najprzyjemniejszego wrażenia nie czyniła również
w opinii Rautenstrauchowej okolica wokół „pałacu”, przypominająca bardziej
obejście gospodarskie niż pensjonat dla kuracjuszy:
Na lewo widać było drewniany, jakby dworek jakiej pani podstarościny,
z sześciu topolami przed gankiem, obok niego mały domek, rzekłbyś:
kuchenna oficynka; dalej altana; nieco bliżej na prawo, długa, jakby
gościnna oficyna, także drewniana, i trzecia podobnież, środkująca
z pozoru między oberżą, browarem lub folwarkiem8.
Spośród niedogodności, na jakie mógł się jeszcze narazić turysta, wymieniła
Rautenstrauchowa niedobór książek i świeżej prasy, całkowity brak prywatności
(„przechodząc gankiem, mogłeś każdemu zajrzeć w okno, dowiedzieć się, co się
u sąsiadów dzieje i wzajem widzieć, jak do ciebie zaglądają”) oraz trudności
w zaopatrzeniu się w żywność. Mieszkańcy Szczawnicy nie znali dni targowych,
a dodatkowo przed sezonem letniskowym nieczynna była większość zakładów
i sklepów, więc miejscowa traktiernia oferowała jedynie „kaszę, jajecznicę lub
naleśniki”. Jedzenie — relacjonowała autorka — kupowało się bezpośrednio
u chłopów, a następnie chowało do ciemnych i wilgotnych piwnic, gdzie kaczki
i kury „już skazane na śmierć, ciągłym a melodyjnym kwokwaniem, zdają się
usiłować serce […] wzruszyć, o życie błagać”9. Obrazek to o tyle ważny i nieczęsty, przedstawiał bowiem uzdrowisko w okresie początków jego funkcjonowania,
gdy, jeśli wierzyć Rautenstrauchowej, nie było ani tak znane, ani, widzimy, tak
piękne i schludne.
Prawdziwa popularność i rozwój szczawnickich wód przypadły dopiero
na drugą połowę XIX wieku, ale już wcześniej zjeżdżali tam zamożni i eleganccy
kuracjusze z Galicji i z Królestwa Polskiego10. Nie oszczędziła im Rautenstrau7
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry i doliny, t. 1, Poznań 1844, s. 114.
Ibidem, s. 110.
9 Ibidem, s. 115, 116.
10 Por. J. Kolbuszewski, Uzdrowiska górskie w literaturze. Kilka impresji, [w:] Uzdrowiska
górskie w Polsce, red. W.A. Wójcik, Kraków 2004, s. 37–62.
8
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 43
2012-12-17 20:43:46
44
Michał Mesjasz
chowa słów krytyki, złośliwie zarzucając obłudę, koteryjność i powierzchowność
w zainteresowaniu jedynie plotkami i intrygami.
Jedni drugim u źródła kłaniali się z ukosa, przez ramię, innym nie kłaniali się wcale. Do jednych się zbliżano z uśmiechem na ustach, a z żółcią
w słowach, od drugich odwracano głowę. Szukano powodów do krytyk
i obmowy; w końcu, obgadywano się niemiłosiernie — i już się nie nudzono11.
Zwietrzałe komeraże i nuda skłaniały towarzystwo mimo wszystko do chwilowego „zawieszenia broni” i podejmowania wspólnych inicjatyw, jakimi były
jednodniowe wycieczki w Pieniny, do Czerwonego Klasztoru i zamku w Niedzicy, nierzadko łączone ze spływem łódkami przełomem Dunajca. Pieniński
krajobraz — stwierdzał wyśmienity znawca tematyki górskiej Jacek Kolbuszewski — choć nie tak popularny jak tatrzański, posiadał wiele urzekających miejsc,
stanowiących przedmiot opisu odwiedzających te obszary podróżników12.
2. Czerwony Klasztor, Dunajec, Niedzica
Piknik u podnóża Czerwonego Klasztoru, „miejsca zachwycającego pięknością”, gdzie dźwięki muzyki rozchodziły się echem wśród skał, a spokój natury
czynił myśli turystów miłymi i przyjemnymi (gdyż „wszystko było w harmonii
[…] — wszystko — nawet umysły i humory”), sprawił, że Rautenstrauchowa,
nie pierwszy już zresztą raz, miała sposobność zachwycać się rozkosznym
krajobrazem pienińskich gór. Zwróciła więc uwagę na wąwóz „głęboki, wąski,
spadzisty”, ścieżki wijące się w nieskończoność wśród kamienistych wzniesień
o rozmaitych, często dziwacznych kształtach. Z nich tylko miejscami wyłaniała się zielona i kwiecista ziemia, niejako w „świątecznym stroju”, aż wreszcie
na „wspaniałe Pioniny z zawojem mglistych chmur na szczycie, który to zawój
czasem pod stopy rzuca dumnie, wówczas nad chmurami swe obnażone podnosząc czoło”13. Rozrzucone w tekście, często o charakterze krótkiej wzmianki,
wypływającej z chwilowego przypływu czułostkowości, opisy dają pewien ogólny wgląd w to, jak Rautenstrauchowa postrzegała przyrodę („krajobraz obszerny,
wspaniały, zachwycający”, „uroczy”).
Niemalże do turystycznego zwyczaju należał spływ łódkami Dunajcem spod
Czerwonego Klasztoru do Czorsztyna. Relację z takiej przeprawy, dodajmy nocą
11
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 122, 123.
J. Kolbuszewski, Pieniny w kulturze polskiej…, s. 95–122. Por. również J. Kolbuszewski,
Pieniny — góry romantyczne, „Czasopismo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich” 1999, z. 10,
s. 47–77; A. Miśkowiec, W cieniu Tatr. O spotkaniach romantyków z Pieninami, „Prace Pienińskie”
15, 2005, s. 69–88.
13 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 117, 122.
12
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 44
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
45
i w dość dramatycznych okolicznościach, zanotowała Rautenstrauchowa w Miastach, górach i dolinach. Ale nie był to rzecz jasna pierwszy tego rodzaju opis
w literaturze polskiej, prekursorska w tym względzie okazała się powieść Zamek
na Czorsztynie Jana Rostworowskiego z 1818 roku14. Mimo trudności w sposobie opisania przełomu Dunajca, autorzy chętnie dzielili się swoimi wrażeniami,
szczególnie podkreślali zmienną kolorystykę i niespokojność wody, żywiołu
ukazującego własną siłę w kontakcie z ogromnymi skałami15. W tym kontekście sprawozdanie Rautenstrauchowej wydaje się jeszcze o tyle interesujące, iż
opierając się na ustaleniach Jakuba Żmidzińskiego, było pierwszą deskrypcją
nocnego spływu pienińską rzeką i zarazem zapoczątkowało modę na tego rodzaju
wycieczki, organizowane przy świetle góralskich pochodni16.
W utrzymanym w stylistyce grozy opisie podróżniczka wypłynęła wraz z towarzyszami (oraz, rzecz oczywista, z góralami), a zaopatrzeni jedynie w kilka
kagańców, zmuszeni byli omijać sterczące skały i spienione fale; autorka potęgowała dodatkowo napięcie: światło lamp szybko znikało, wszędzie „przeraźliwa
panowała ciemność”. Grozy całemu zdarzeniu dodawać miały ponadto krzyki
i jęki tonących, których czółno nieszczęśliwie zatrzymało się na skale, wszechogarniająca i przeraźliwa ciemność („noc pochłaniała wszystko”) oraz „jęk wiatru” i spłoszony ptak przelatujący nad głową („jakby duch złowieszczy”). W tej
mrocznej poetyce — w której pisarka wykorzystała zapewne pokłady swojej
bujnej wyobraźni, nie można bowiem odnaleźć innych, podobnych świadectw
z epoki — Dunajec „szumi, mruczy, wzdyma się i z gniewem o skały bije”,
„gwałtownie unosi”, fale toczą „w środku mętne kłęby”, a „woda była bez przejrzystości, rzeka bez odblasku”17. Ale Dunajec to nie tylko „straszliwe Karpat
dziecię”, które przedstawiało się turyście w chwili, „gdy niespodziewanie zastąpi
drogę” i „wzbroni przechadzki”18. Wiedziała o tym doskonale Rautenstrauchowa,
pisząc o nim malowniczo, iż „pieni się”, „pryska”, „buja po kamieniach”, „we14
Por. J. Kolbuszewski, Pieniny w kulturze polskiej…, s. 101; J. Żmidziński, Pieniny w literaturze polskiej, Poznań 2010, s. 137, 138.
15 Por. J. Żmidziński, Pieniny w literaturze polskiej…, rozdział Labirynt Pienin. Czarodziejska podróż Przełomem Dunajca.
16 Ibidem, s. 143.
17 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 128, 132 passim. Jakub Żmidziński przedstawił ciekawą interpretację „nocnego spływu Dunajcem”, opis Rautenstrauchowej pozwala czytelnikowi „dotknąć wnętrza Pienin nocą. I choć nie jest to jedyny nocny opis spływu, najlepiej
wprowadza w symboliczne postrzeganie tej podróży. Dla Rautenstrauchowej jest to podróż niejako
w głąb piekieł, w asyście złowieszczych duchów — doświadczenie grozy jest tu dominujące, choć
w obrazie straszliwej wspaniałości pojawia się element fascynacji — budzi więc owa podróż uczucia bliskie pierwotnemu doświadczeniu sacrum” (J. Żmidziński, Literackie szlaki Pienin…, s. 212).
Uzupełnijmy tę deskrypcję jeszcze o stwierdzenie, iż zdarzenie to przywołało w pamięci Rautenstrauchowej sceny z Boskiej Komedii Dantego Alighieri: tak jak włoski poeta prowadzony w piekle
przez Wergiliusza, autorka Miast, gór i dolin doświadczała podobnego uczucia obecności śmierci,
tyle że jej przewodnikiem stał się żywioł natury, rwący potok Dunajca.
18 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 96, 117.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 45
2012-12-17 20:43:46
46
Michał Mesjasz
seli”, „swawoli”, „jak dziecię skacze”, „bawi i zachwyca”, „kaprysi”, „szeleści”,
„szumi”, „wdzięczy” itp. Wydobyła więc z górskiej rzeki jej dwie natury: tę, która
trwoży i niepokoi, oraz tę, która „cichym mruczeniem spokój w duszę przelewa
i jeszcze więcej do dumania wiedzie”19. W tych, a także późniejszych tatrzańskich
opisach, odnajdujemy refleksy teorii malowniczości Williama Gilpina, ale przede
wszystkim estetycznych wskazówek Edmunda Burke’a.
***
W górach każdy deszcz wznieca obawę, niebezpieczeństwem grozi. Zaraz się lękają powodzi, tej klęski tak okropnej, a tak w tamtych stronach
często ponawiającej się20
— wspominała, i właśnie świadkiem takich tragicznych wydarzeń miała być
Rautenstrauchowa na kilka dni przed swoim wyjazdem do Krakowa. Kapryśna
górska pogoda, opady, burze i wicher czyniły z dotychczas małych i niegroźnych
źródeł rwące strumienie21, a widmo wzbierającego Dunajca wzbudzało obawy
o własne życie („coraz wyżej wzdęty, mętnoceglastymi bałwany nam groził, coraz bliżej je przysyłał, coraz bliżej jego hałaśny i straszliwy słyszeliśmy szelest”).
Wioska została odcięta od świata, co umożliwiło autorce pokazanie ludzkich
zachowań w sytuacji ekstremalnej: gdy zaczyna brakować żywności wzrasta
w człowieku egoizm („Ci, co o drzwi z sobą mieszkali, lękali się spotkania, z obawy, by o sąsiedzką nie proszono pomoc, by ostatniej garści kaszy nie zapragniono
podziału”22). Wraz z opadnięciem wody Rautenstrauchowa opuściła góry i wyruszyła do Krakowa i tu ukazał się jej ogrom zniszczeń, jakie pozostawiła po sobie
powódź: pozrywane drogi, zasypane „szczątkami chałup, wozów i wszelkich
gospodarskich sprzętów”:
Całe wsie poznoszone, grunta poprzewracane, zburzone, domy całkiem zrujnowane lub ogromnymi przywalone sosnami. Wpośród tego
zniszczenia, jak cienie błąkające się całe rodziny, w nędzy i rozpaczy,
wyciągają ręce lub grzebiące w tym rumowisku, w nadziei ocalenia
reszty swej chudoby! […] A Dunajec pod ich oczami, niósł jeszcze pełno
swych smutnych zdobyczy; tu ciało ludzkie, tam jakie bydle lub inny
jaki dobytek23.
19
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 2, s. 9.
Ibidem, t. 1, s. 139.
21 „Najdrobniejsze źródło, co w wilią tak się skromnie sączyło, iż ledwie dało się dojrzeć
w trawie, już teraz ogromnym potokiem z góry leci, tysiące nowych co chwila się otwiera źródeł,
ziemia zdaje się pękać, wszystkie jej żyły, jakby poprute, jednym się zalewają strumieniem”. Ibidem, t. 2, s. 33.
22 Ibidem, t. 2, s. 33, 34.
23 Ibidem, t. 2, s. 37, 38.
20
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 46
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
47
***
Opis zamku w Niedzicy dała autorka Miast, gór i dolin raczej powierzchowny.
Zwróciła uwagę, iż został wzniesiony na dość wysokiej, zarosłej skale, zdradzał
już ślady niszczenia (ale nadal „zdawał się pysznić swą czerstwością”), ozdobiony wieżyczkami i gotyckiego kształtu oknami, jeszcze w chwili zwiedzania
stanowił miejsce więzienia dla przestępców. O wiele ciekawszy wydawał się sam
widok z niedzickich murów, z których Rautenstrauchowa dostrzegła ruiny innego
zamku w Czorsztynie, wspaniale prezentujące się na tle „karpackich widoków”.
Zwiedzając kilka dni wcześniej „szkielet Czorsztyna”, z jego szczątków pragnęła
odczytać ślady przeszłości, „przeczuciem zastąpić milczącą historię”, w ciemnej pieczarze odszukać miejscowego ducha, geniusza „skał i ruin” („co rajskim
głosem opieje tę naturę, te skały”24). Swoją deskrypcją włączyła się więc pisarka w romantyczny model postrzegania tego miejsca, które przyciągało uwagę
nie tylko jako malownicze zgliszcza średniowiecznego zamku, lecz także jako
pomnik dawno utraconej wolności25. Dlatego smutkiem i gniewem przepełniał
serce turystki widok zniszczonych i zarośniętych komnat, niegdyś włości sławnego rycerza Zawiszy Czarnego z Grabowa. Nadto silne wrażenie robiły dwa
„potwory”, drewniane straszydła w kształcie niedźwiedzi srożących się groźnie
na sąsiedni zamek i umieszczone na skalnym szczycie, „oznaka nienawiści właściciela Czorsztyna dla sąsiada”26.
W tym miejscu należy również napisać o krzywdzie, jaką Rautenstrauchowa,
świadomie lub nie, wyrządziła ówczesnemu właścicielowi Czorsztyna, Marcelemu Drohojowskiemu, obwiniając go niesłusznie o dewastację historycznego grodu. Niepochlebne uwagi pisarki powtórzyło bowiem wielu późniejszych autorów,
co artykułował jeszcze w XIX wieku Bronisław Gustawicz, starając się wyjaśnić
całą tę sprawę27.
3. Morskie Oko, Czarny Staw, Zakopane
i Dolina Kościeliska
Najważniejszą częścią karpackich wspomnień Rautenstrauchowej był opis
kilkudniowego pobytu w Tatrach, gdzie zwiedziła Morskie Oko, Czarny Staw,
Zakopane i Dolinę Kościeliską. Same Tatry zaczęły fascynować podróżników
od przełomu XVIII i XIX wieku, a za ich właściwego odkrywcę uważa się Stani24
Ibidem, t. 1, s. 99, 100.
Por. J. Żmidziński, Pieniny w literaturze polskiej…, rozdział Romantyczna ikona. Zamek
na Czorsztynie; A. Miśkowiec, „Skały wyrwane z paszczęki czasu”. O różnych obrazach zamku
czorsztyńskiego w literaturze polskiej XIX wieku, „Wierchy” 70, 2004, s. 19–38.
26 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 108.
27 B. Gustawicz, Wycieczka w czorsztyńskie, Warszawa 1881, s. 185–190. Por. J. Żmidziński,
Pieniny w literaturze polskiej…, s. 68, 69.
25
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 47
2012-12-17 20:43:46
48
Michał Mesjasz
sława Staszica, autora studium O ziemiorodztwie Karpatów i innych gór i równin
Polski (1815), który opisywane góry zwiedził w 1805 roku.
Łucji Rautenstrauchowej, gdy pierwszy raz ujrzała Tatry, wydały się one
nie tylko „dumne, groźne i straszliwe”, ale przede wszystkim ujmujące swą „niezmierzoną okiem wielkością”28. Spośród wielu epitetów, jakimi autorka starała
się scharakteryzować widziany pejzaż, dominowały zdecydowanie te, które podkreślały ogrom i niesamowitość zjawiska: krajobraz był więc „dziki”, „srogi”,
„surowy”, a skały „strome” i „ogromne”. Zwracała bacznie uwagę na spadające
ze szczytów strumienie („szumne”, „pieniste”), górskie źródła („ciche”), przepaści („głębokie”, „niedoścignione oku”) i skalne pieczary („czarną otwierające
paszczę”). Tak postrzegana natura, wydawała się turystce czymś niezwykłym,
a nieoswojona z jej urodą szybko odczuła ona dodatkowo „zmęczenie ciała”
i „znękanie duszy”.
We wspomnieniach pisarka pokazała góry w ich romantycznym wymiarze,
majestacie, pięknie, dynamizmie i tajemniczości, wypełnione kaskadami, grotami, rozpadlinami itp.29, zapewne takie, jakie widziałby Jean-Jacques Rousseau,
tknięte „cichą melancholią” i „posępnym smutkiem”.
W obrazie Morskiego Oka30 Rautenstrauchowa podkreśliła jego kształt („jezioro okrągłe”), a przede wszystkim — kolor: od „szmaragdowej zieloności” przy
brzegu do całkowitej czerni wewnątrz (gdzie „woda, jakby źrenicę naśladować
miała”). „Kryształową przejrzystość” wody, miłą dla oka i zachęcającą do ożywczej kąpieli (gdzie „każdy na gruncie widzi się kamyczek”31), skonfrontowała
autorka właśnie z widokiem środka jeziora, którego tajemnicza głębia (określona
metaforycznie „żałobnym płaszczem”) wyzwalała uczucia niepokoju i przerażenia. Ale właśnie z „wodnej źrenicy” człowiek zdolny był dopiero dojrzeć wielkość
Morskiego Oka, które ginęło w konfrontacji z majestatem otaczających je Tatr.
A były to góry zróżnicowane zarówno pod względem wielkości, jak i kształtu: nagie (o czerwonej albo siwej barwie), okryte śniegiem albo zarosłe mchem
i drzewami iglastymi. Szczególne miejsce zajmował widok skalnych szczytów
wokół jeziora, któremu Rautenstrauchowa z jednej strony starała się nadać charakter poetycki (szczyty więc usiłowały „niebu grozić”, „z chmurami sobie gra28 „Wzrok nigdzie dalej zasięgnąć nie mógł, bo wszędzie się odbił o ścianę wysokiej skały,
za którą dwie lub trzy jeszcze wyższe szczyty w śniegu i obłokach ginęły”. Ł. Rautenstrauchowa,
Miasta, góry…, t. 1, s. 152.
29 Por. A. Kowalczykowa, Pejzaż romantyczny, Kraków 1982, s. 88–96.
30 Wypada nadmienić, iż Rautenstrauchowa przywołała w tekście podanie, usłyszane od górali tatrzańskich, w którym objaśnione zostało, skąd wzięła się nazwa Morskiego Oka (Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 177–182), a powtórzone następnie — zdaniem Jacka Kolbuszewskiego — przez Bogusza Stęczyńskiego w poemacie Tatry (1860) (J. Kolbuszewski, Tatry
w literaturze polskiej, Kraków 1982, s. 127). T 424: Powstanie Morskiego Oka (oznaczenie według
J. Krzyżanowskiego, Polska bajka ludowa w układzie systematycznym, t. 1, Wrocław 1963, s. 135).
Obecność zaś Morskiego Oka ewokowała w pamięci Rautenstrauchowej lekturę Rybaka Goethego
i Świtezianek Mickiewicza.
31 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 163, 171.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 48
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
49
ją”), z drugiej zaś miał on służyć podkreśleniu miary Tatr (tak więc „w wyższych
obłokach kryją się”, „w nieskończoności giną”32).
Następnie Rautenstrauchowa udała się do Czarnego Stawu (zwanego
„stolicą śmierci”33), gdzie niejako kontynuowała rozpoczętą w Morskim Oku,
„funeralną” linię opisu. Wszystko wydawało się więc autorce „martwe, ponure,
żałobne”, a szczególnie czarna tafla jeziora („jakby kirem pokryta”), żelazny
krzyż i tojad (Aconitum) („ten kwiat posępny z trucizną na dnie kielicha”) stanowiły „jedyną ozdobę tej srogiej natury”. Czarny Staw zdumiewał „grobową
wielkością”, zdawał się stworzony „dla zbrodniarza i wygnańca”, dla którego
„śmierć jedyną przyszłością” i „straszliwą pokutą”34. Taki widok skłonił Rautenstrauchową do snucia imaginacyjnych wizji, w których na jezioro wypływał
katafalk z trumną i gromnicami, a spośród przeraźliwego wycia wichrów (które
„jedynie przerywają wieczne tam milczenie”, a „jednostajny ich jęk”, przypomina „jakby jakiś śpiew pośmiertny”, hymn35), można usłyszeć dźwięk żałobnego
requiem!
Zaproponowany przez pisarkę sposób deskrypcji pejzażu dla jednych może
stanowić przejaw grafomaństwa, ale jednocześnie może być wyrazem frenetycznej wyobraźni autorki Miast, gór i dolin. Rautenstrauchowa realizowała wybrane
romantyczne wzorce obrazowania, łączyła osjaniczną tradycję z estetycznymi
wykładniami Edmunda Burke’a, wszystko po to, aby doznać pożądanych uczuć
strachu w kontakcie z nieznaną tatrzańską przyrodą. Owa trwoga była umiejętnie
wzmacniana świadomością niespodziewanego zagrożenia cierpieniem lub śmiercią — stąd właśnie „autentyzm odczucia grozy krajobrazów pierwotnych, przede
wszystkim górskich, w kulturze romantycznej prowadził w stronę ich interpretacji jako obszaru śmierci. Niejednokrotnie jednak interpretacje takie wyrastały
z hipertroficznego przejęcia się romantyczną pozą”36, dlatego też trudno ocenić,
ile autentyzmu mają odmalowane przez Rautenstrauchową emocjonalne wyznania, wyniesione z pobytu w Tatrach.
Niewiele miejsca poświęciła autorka Zakopanemu. Dopiero kilkanaście
lat później miało się ono stać „stolicą Tatr”, do której ściągali polscy artyści.
Rautenstrauchowa pozostawiła jedynie wzmiankę o kąpielach w Czarnym Dunajcu oraz odwiedzinach w „fabryce żelaznej” Edwarda Homolacsa, dziedzica
32 Ibidem, s. 164. Temat Morskiego Oka w literaturze romantycznej — głównie na przykładzie twórczości Bogusza Stęczyńskiego, Seweryna Goszczyńskiego, Ludwika Zejsznera, Łucji
Rautenstrauchowej, Antoniego Czajkowskiego, Wincentego Pola, Teofila Lenartowicza, Jadwigi
Łuszczewskiej „Deotymy”, Konstantego Maniewskiego, Juliusza Słowackiego — omówił w rozdziale Nad „Perłą Galicji” J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…, s. 106–137.
33 Identyczne określenie odnajdujemy w utworze Wincentego Pola Obrazy z życia i natury
(1869), co z dużym prawdopodobieństwem stanowiło zapożyczenie właśnie z dziełka Rautenstrauchowej, o czym pisze J. Szaflarski, Poznanie Tatr. Szkice z rozwoju wiedzy o Tatrach do połowy
XIX wieku, Warszawa 1972, s. 508.
34 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 2, s. 8, 9 passim.
35 Ibidem, t. 1, s. 173, 174 passim.
36 J. Kolbuszewski, Pieniny w kulturze polskiej…, s. 104.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 49
2012-12-17 20:43:46
50
Michał Mesjasz
wsi, skąd jako pamiątkę przywiozła „charciczkę” (przycisk do papieru), która
następnie miała przypierać jej „nie górnolotne, lecz czasem może za dziwaczne
marzenia”37 (scil. płody literackie). Ostatnimi miejscami, jakie odwiedziła Rautenstrauchowa przed powrotem do Szczawnicy, były Dolina Kościeliska oraz
Kotlina Nowotarska.
Szczególne wzięcie — pisał Jacek Kolbuszewski — jakim cieszyła
się Dolina Kościeliska, wynikało nie tylko z jej pięknego położenia,
ale w dużej mierze z łatwego dojazdu do niej. W związku z tym wszyscy niemal pisarze, jacy w tym czasie odwiedzali Tatry [scil. w latach
1832–1873 — M.M.] — poznali również Dolinę Kościeliską, co przyczyniło się do jej literackiej nobilitacji, ale i miało konsekwencje w postaci
ukształtowania się pewnych stereotypów38.
Dolina Kościeliska przywitała podróżniczkę o zachodzie słońca i od razu
przykuła uwagę swoim wyglądem („śmiejącej, zielonej doliny, pełnej spokoju, łagodnej ciszy, swobody i szczęścia”), położona wewnątrz gór („okrążona
amfiteatrem fantastycznych skał”) i przecięta Białym Dunajcem (który „jak
dziecię skacze i buja po kamieniach, pieni się i pryska, i jak śliczne dziecię bawi
i zachwyca swymi kaprysami”). Urzekała przede wszystkim przyroda („jakby
zalotna kobieta”), tak odmienna od tej podziwianej w wyższych partiach Tatr,
niejako stworzona dla kochanków, którzy z dala od zgiełku chcieliby pielęgnować swoje uczucie. Wydobyła więc Rautenstrauchowa na plan pierwszy opisy
„cichych, zielonych i ciernistych jaskiń”, „dzikich rozpadlin” obrosłych bluszczem i powojnikiem (Clematis), podkreślając ich naturalny charakter („żaden
owad, ani noga człowiecza nań nie stąpiła”39). Nadała odwiedzanym miejscom
charakter niemal arkadyjski: klimat był łagodny („tam żadna nigdy nie spadła
burza, żaden zimny wiatr nie zawiał, słońce czasami tylko i najłagodniejsze
swe spuszcza promienie”40) i dodatkowo urozmaicony „cichym mruczeniem”
Dunajca.
Na prawo, na lewo, wszędzie było co podziwiać, wszystko mię zachwycało, zdawało mi się, że mię jakiś urojony świat otoczył; umysł mój się
nim odświeżył, dusza odmłodniała; życie mi się stało przejrzystsze,
37
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 2, s. 7.
J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…, s. 74. Motywowi Doliny Kościeliskiej
w twórczości romantyków — Seweryna Goszczyńskiego, Ludwika Zejsznera, Ludwika Zielińskiego, Bogusza Stęczyńskiego, Marii Steczkowskiej, Jadwigi Łuszczewskiej, Konstantego Maniewskiego, Adama Mickiewicza itp. — poświęcił autor rozdział Pochmurna Dolina. Por. również
rozdział Romantyczna dolina w książce E. Kolbuszewskiej, Romantyczne przeżywanie przyrody.
Znaczenia, wartości, style zachowań, Wrocław 2007, s. 133–178.
39 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 2, s. 7–9.
40 Ibidem, s. 9. Zaskakujące może się więc wydawać określenie przez Seweryna Goszczyńskiego w Pieśni Salki z poematu Sobótka (1834) Doliny Kościeliskiej mianem „pochmurnej”.
38
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 50
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
51
lżejsze. Zdawało mi się, żem dawne skończyła, że z nowym się witam,
poznaję, i wszystko się we mnie i wokoło mnie śmiało, i wszystko było
urocze, jak sen w złocistym obłoku uwity w kwiaty41.
Przewodnikiem autorki po „zielonych, uroczych dolinach” i „tajemnych,
miłosnych jaskiniach” był wielbiciel tatrzańskich gór, galicyjski malarz Jan
Nepomucen Głowacki, przebywający wówczas w Kościelisku. A sama dolina
stała się dla Rautenstrauchowej, mającej jeszcze w pamięci „funeralny widok”
Czarnego Stawu — „różowym wschodem jutrzenki”, „uśmiechem swobody”
i „białym promieniem księżyca, obiecującym pogodę i rozkosz”. Dlatego wydaje
się usprawiedliwiony jej sąd o Kotlinie Nowotarskiej, iż mimo swej piękności
nie wzbudzała oczekiwanego podziwu wśród tych, którzy zdążyli już widzieć
Morskie Oko, Czarny Staw i Dolinę Kościeliską.
Widzi się tylko wielkość bez miary — wspominała Tatry — dumną, srogą, majestatyczną naturę, co wieki na sobie nosi i z wieków się śmieje,
co wszystko przetrwała i wszystko przetrwa, przed którą czas skrzydła
opuścił, a słońce straciło władzę. Widzi się i drży przed tym dziełem
olbrzymim, godnym ręki, która jednym zapewne skinieniem je utworzyła, godne podnóża tronu Wszechwładcy Światów. Tam wszystko
nieskończoność Jego objawia, wszystko jakimś nowym językiem od serca o Bogu przemawia, jakby głos Jego raptownie dał się nam słyszeć,
jakbyśmy dotąd jeszcze nieznaną ujrzeli całą potęgę Jego42.
W relacji z „tatrzańskiej podróży” Rautenstrauchowa, podobnie jak to miało
miejsce przy opisie Dunajca, dostrzegła i uwypukliła dwa oblicza gór: groźne
i niebezpieczne oraz łagodne i zachwycające. Czarujące wieloma aspektami,
ale przede wszystkim właśnie swoją różnorodnością, gdzie turysta obok „śmiejącej się doliny” mógł podziwiać „stolicę śmierci”, obok „mglistego poranka”
— „burzową noc” itp. Ponadto autorka, sakralizując Tatry, nadała im walor
symboliczny, jako przejaw geniuszu i mocy Boga, a jednocześnie „marności
towarzyskiego świata” i nicości człowieka. W romantycznej epistemologii „góra
występuje w roli miejsca uniesień ducha lub kontemplacji. Gdyż można, stojąc
na jej szczycie, spierać się ze światem i Bogiem, ale można też wejść na nią
po to tylko, by ze wzniesienia ogarnąć spojrzeniem większą przestrzeń, rozleglejszy horyzont, pogrążyć się w medytacji”43. Tworząc swoisty pejzaż mistyczny,
Rautenstrauchowa podkreślała wielkość i grozę gór, zdolnych wyzwolić skrajne
uczucia od uniesienia i podziwu aż po strach i rozpacz, tajemniczych, wiecznych,
niezniszczalnych, w których najpełniej objawiały się tragizm i samotność człowieka poszukującego ukojenia w bliskim związku z naturą. Z pewnością autorka
41
42
43
Ibidem, s. 11, 12.
Ibidem, s. 164, 165.
A. Kowalczykowa, op. cit., s. 90–91.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 51
2012-12-17 20:43:46
52
Michał Mesjasz
nie pozostawała w swych sądach odosobniona, był to bowiem jeden z najpopularniejszych stylów pejzażu romantycznego44.
4. Sposoby podróżowania i opis mieszkańców Karpat
Strony Miast, gór i dolin zapełniła również Rautenstrauchowa interesującymi
spostrzeżeniami dotyczącymi sposobu i warunków podróżowania oraz wyglądu
i charakteru mieszkańców Karpat. Odwiedzając najważniejsze miejsca, podążała wytyczonymi i popularnymi trasami, które dla porządku warto przywołać:
(1) Szczawnica–(wózkiem) Czerwony Klasztor–(spływ) Dunajec–Szczawnica;
(2) Szczawnica–(pieszo) Czorsztyn–(przeprawa) Dunajec–(pieszo) Niedzica–
(pieszo) Czerwony Klasztor–(spływ) Dunajec–Szczawnica; (3) Szczawnica–
(wózkiem) Maniowy–(wózkiem) Bukowina–Morskie Oko–Czarny Staw–(wózkiem) Bukowina–(wózkiem) Zakopane–(wózkiem) Kościelisko–(wózkiem) Biały
Dunajec–(wózkiem) Czorsztyn–(spływ) Dunajec–Szczawnica.
W opisanej w Miastach, górach i dolinach górskiej wycieczce uczestniczyło
siedem osób (nie licząc służby i górali-przewodników) i wymagała ona nie lada
przygotowania. „Karawana”, w której podróżowała autorka, składała się z pięciu
wózków: kobiety jechały z przodu „w małej, spacerowej dorożce, lekkiej, niskiej
i niekrytej, bez żadnego pakunku, ani służącego”, dalej zaś kryty kocz na wypadek deszczu, bryczki z mężczyznami oraz furgon z kuchnią i „prowizoriami”.
W głębi Tatr należało przesiąść się już do wózków góralskich („tak małych, jakby
dziecinne, tak wąskich, iż otyła osoba nie pomieściłaby się”45): drabiniaste, wysyłane słomą i zaprzężone w konie (nauczone „do czepiania się po opokach”46),
do których wsiadało się parami („jednę naprzeciw drugiej”), a wszystko obsługiwane miało być przez dwudziestu silnych górali. Podróż w górach nie należała
również do najwygodniejszych i najprzyjemniejszych, droga bowiem najczęściej
była w bardzo złym stanie, zawalona kamieniami, starymi pniami i powalonymi
drzewami, gałęziami, naniesionymi przez wodę (tak, iż duża liczba pań „mniemała, że się w kawałki roztrzęsła”47). Często trzeba było wędrować po stromych
skałach i rowach, zdrojach, nierzadko towarzyszyły więc podróży dolegliwości
fizyczne, ból i zawroty głowy. Dlatego też, dla odzyskania sił własnych i koni
robiono przerwy w wędrówce, zatrzymywano się w przydrożnych oberżach,
gdzie przepędzano noc, spożywano gorący posiłek (na który składały się najczęściej kawa, herbata, jaja, kotlety, zrazy itp.). Czasami jednak nagła zmiana
44
Ibidem, s. 41.
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 140, 148.
46 „Zaraz po przybyciu, górale je zwykle wyprzęgą i puszczą, własnemu je zostawując przemysłowi. Biedne stworzenie, przez cały dzień męczone i bite, całą noc po omacku się włóczy, szukając jakiego bądź pożywienia, samo do wody po napój trafi, a nad rankiem, samo wraca do pana”.
Ibidem, s. 159.
47 Ibidem, s. 121.
45
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 52
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
53
pogody albo brak miejsc w oberży zmuszały turystów do szukania schronienia
w opuszczonych szałasach czy spędzenia nocy na dworze, w góralskich wózkach.
Taka przykra sytuacja spotkała Rautenstrauchową w drodze do Morskiego Oka,
co dało sposobność do odmalowania wyglądu „tatrzańskiej strzechy”.
Sionka wprawdzie nieduża, bo ledwo sześć stóp kwadratowych miała; za nią jakichże wymiarów kuchenka; a w bok, duża jedyna izba,
w której dwa okna, bez ram i szyb, lecz z okiennicami, dwie ławki, stół
jeden i drzwi; te spaczone nie zamykały się. W braku okien, na belkach
i po ścianach pełno napisów, poezją miejsca natchnionych48.
W takich „spartańskich warunkach” wydobyto z wózków słomę, która
służyła za materace, z jednej izby przygotowano dwa „apartamenta” dla pań,
mężczyźni zaś mieszkali w sionce, a służba na strychu.
Zmienna tatrzańska pogoda odgrywała bardzo ważną rolę w przygotowywaniu i przebiegu podróży, o czym wielokrotnie przypominała autorka Miast, gór
i dolin, silne opady deszczu groziły bowiem wylewem Dunajca, podtopieniami
okolicznych wsi i zniszczeniem dróg. Jednocześnie klimat tatrzański stał się jedną
z dodatkowych atrakcji, a szczególnie ciekawym, „godnym widzenia” i ostatecznie
rozczarowującym zjawiskiem okazała się dla Rautenstrauchowej burza („zerwał
się raptownie niesłychanie silny i świszczący wicher”, „błyskawice pruły czarne
chmury”, a „blask ich padał tylko na same skał wierzchołki”). Przede wszystkim
pochłaniało uwagę autorki „echo grzmotu, które tysiącznie o głaz odbite, coraz
dalej, coraz słabiej się ozwało, a w końcu powoli ginęło w przestrzeni”, ale sama
burza, w ocenie rozczarowanej nią autorki, nie była jednak godna Karpat („Żaden
piorun pod nogi mi nie padł, żadna skała się nie rozsypała, żadne nawet drzewo
nie spłonęło”49).
Autorka pisała, iż należało podróżować tylko większymi grupami (krążyły
bowiem opowieści o grasujących w górach rozbójnikach), a najodpowiedniejsze
pory stanowiły przedpołudnie i wczesny wieczór, gdy słońce jeszcze w pełni
nie wzeszło; bardzo niebezpieczna z kolei była wędrówka nocą. Interesujące
uwagi Rautenstrauchowej dotyczyły schodzenia z gór: mężczyźni zaopatrzeni
w lepsze buty szli w cieniu, kobiety zaś w cienkim obuwiu zmuszone były „piec
się niemiłosiernie na słońcu” i „tłuc po opokach”, „błagając górali, by ile możności wstrzymywali poczciwe swe konie, a gdzie można, spocząć […] pozwolili”50.
W obszarze zainteresowań Rautenstrauchowej znajdowali się mieszkańcy
Tatr, dlatego dała dość celne opisy górali, pasterzy i kobiet z Białego Dunajca,
wzbogacając relację również o świadectwo fizycznego skarłowacenia części ludności. Górale więc z wyglądu odznaczali się pociągłymi rysami, ciemną karnacją
(„płeć spalona, jakby do lepszego należała nieba”51), bystrym wzrokiem, czar48
49
50
51
Ibidem, s. 158.
Ibidem, s. 160–162 passim.
Ibidem, s. 176.
Ibidem, s. 145.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 53
2012-12-17 20:43:46
54
Michał Mesjasz
nymi oczami i włosami opadającymi na ramiona; wysocy, ciało mieli szczupłe,
a ruchy energiczne i żwawe, mowę zaś właściwą, w trzeciej osobie. W stroju
góralskim zachwycał podróżniczkę płaski, okrągły kapelusz, krótka koszula ledwo sięgnięta rzemiennym pasem, nabitym błyszczącymi guzikami, na którym
na grubym łańcuchu przyczepiono kozik i narzędzia, a także nieduża fajka. Nogi
górala pozostawały okręcone jedynie ciasno sznurkiem „od kostki do pół łydki”,
a na ramionach zarzucony miał nieduży, okrągły, brązowy płaszcz.
Trudniący się wypasem owiec (a co zamożniejsi i krów) pasterze od wiosny
do jesieni mieszkali w górach („całą piękną porę, co można by zwać karnawałem
wiejskiego ludu”), żywiąc się wyłącznie owczym mlekiem, serem i serwatką (żętycą). A odseparowani od społeczeństwa pasterze mieli jedynie do towarzystwa
psa, a za rozrywkę fujarkę („lub starszą jej siostrę kozę” — instrument) i fajkę
(„nieodstępną górala przyjaciółkę”). Dlatego też autorka wyrażała swoje ubolewanie nad ich trudną sytuacją życiową, podkreślała, iż pozbawieni stałego schronienia, nieustannie narażeni byli na niepogodę. Aby więc uchronić się od zmian
powietrza, nacierali ciało słomą i tłuszczem, co w połączeniu „z półrocznym
kurzem i innymi człowieczeństwa smutnymi warunkami” dawało „jakąś skorupiastą powłokę”. Tak spreparowana koszula przylegała do ciała i dodatkowo
nabierała koloru „afrykańskiej tinty”. Owczarze, którzy często przez swój sposób
życia byli brudni i osmoleni, w świetle ogniska wydawali się „zupełnie do szatanów podobni”52, a swoją grą na kozie (z której wydobywali „niezbyt ludzkie
tony”), zdawali się jedynie upewniać Rautenstrauchową o swej dzikości.
Szczególną uwagą obdarzyła podróżniczka „sławne kobiety z Białego Dunajca”, zachwycające zarówno strojami, jak i urodą. Ubrane były odświętnie,
w krótkie, czerwone spódniczki i szerokie, muślinowe fartuchy, w żółtych albo
jasnoczerwonych bucikach do kostek, głowy miały przyozdobione chustami,
kwiatami i wstążkami. Zadziwiały autorkę swym wyglądem, wspominała ona, iż
talię miały wysmukłą, a dalej „włosy i oczy czarne, wzrok głęboki, dumający lub
bystry i żwawy, płeć śniadą, rysy ściągłe i regularne”, dzięki czemu wspaniale
nadawałyby się jako „prześliczne Madonny” dla weneckiej szkoły malarstwa.
Tym bardziej wstrząsający i poruszający stał się dla Rautenstrauchowej widok
dotkniętych kretynizmem ludzi („górzystych krajów płody, wilgotnych, wpośród
gór, dolin, nieszczęśliwe ofiary”), o których będzie pisało wielu późniejszych
autorów, jak chociażby sławny lekarz Teodor Tripplin. Określiła ich mianem małych, brzydkich i odrażających potworków — „wzory wszelkich kalectw”, które
pozbawione ludzkiej mowy, wydobywały z siebie jedynie „zwierzęcy krzyk”.
Wzbudzali oni najpierw wstręt, a dopiero później litość, a ich wygląd został
wiernie utrwalony w Miastach, górach i dolinach: „ogromna głowa na krępym
skoślawionym kadłubie, gardło wydęte, rysy grube, opuchłe, wzrok mdły z wyrazem głupoty, obłąkania”53.
52
53
Ibidem, s. 149, 150, 155.
Ibidem, t. 2, s. 24–26.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 54
2012-12-17 20:43:46
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
55
Spostrzeżenia autorki dotyczące pierwotnych mieszkańców Karpat w zasadzie pokrywały się z podobnymi deskrypcjami Wincentego Pola, Ludwika
Zejsznera, Marii Steczkowskiej54. Wyprowadzone z autopsji, z kontaktu, choć
krótkotrwałego, dawały pewną etnograficzną wiedzę na temat wyglądu fizycznego, strojów, życia górali w połowie XIX wieku.
5. Sentymentalne wojażowanie i trzy wizje Morskiego Oka
Podróż Łucji Rautenstrauchowej przypadła na okres pełnego zafascynowania
górami, fascynacji sięgającej już XVII wieku, gdy Kieżmarski Szczyt zdobywali
spiski matematyk i astronom David Frölich oraz niemiecki muzyk Daniel Speer
(do niedawna znany jedynie pod swym literackim pseudonimem Simplicissimusa), turystyki wyrosłej z wcześniejszych penetracji Tatr dokonywanej przez
pasterzy i myśliwych, fantastów i poszukiwaczy legendarnych „skarbów króla
Gregoriusa”, górników i uczonych odkrywających dla świata nowe minerały,
rośliny, zwierzęta55. Prawdziwie rozkwitły jednak Tatry dopiero w połowie XIX
wieku, kiedy to podróż, w tym podróż w rodzime strony, weszła do kanonu high
life’u — gdy w góry jeździli niemal wszyscy ci, którzy pragnęli czuć się modni,
zaintrygowani „lokalną egzotyką” i łaknący niezwykłych wrażeń. I wydaje się,
że właśnie z takiej romantycznej mody wyrósł „karpacki epizod” Miast, gór
i dolin, któremu autorka nadała własny, indywidualny charakter, nie posiłkując się w zasadzie żadną literaturą przedmiotu56. Ale nie tylko Tatry stały się
źródłem opisu we wspomnieniach Rautenstrauchowej, poświęciła ona również
sporo uwagi Pieninom, które nie odcisnęły może aż tak wielkiego piętna na literaturze, jak najwyższe pasmo Karpat, ale w żadnym wypadku nie ustępowały
mu pięknością i niezwykłością krajobrazu. Dlatego, przebywając w Szczawnicy,
miejscu wypadowym nad Morskie Oko, Czarny Staw, do Zakopanego57, turystka, podobnie jak i wielu innych gości letniskowych, przy okazji podziwiała Czerwony Klasztor, Czorsztyn, Dunajec, dając ciekawe ich opisy. Nie tylko rodzimy
krajobraz stanowił dla Rautenstrauchowej przedmiot deskrypcji, idąc śladami
„sentymentalnego” Yoricka, bohatera powieści Lawrence’a Sterne’a, przyglądała
się spotykanym ludziom, miejscom, zdarzeniom, wywołującym różnorakie uczucia: zainteresowania, sympatii, współczucia, obrzydzenia itp. Wyraźnie można
54
Por. J. Radziszewska, Biblioteka opowieści. Wizerunek górali tatrzańskich w piśmiennictwie polskim XIX wieku, Wrocław 2009. Autorka w swoich rozważaniach nie uwzględniła relacji
Rautenstrauchowej.
55 J. Szaflarski, op. cit., passim.
56 Spośród dzieł stricte krajoznawczych przywołała Rautenstrauchowa jedynie anonimowy
artykuł Morskie Oko (Z Galicji w obrazach), drukowany w „Przyjacielu Ludu” 1839, nr 1 (z 6 lipca), „polemizowała” również z tatrzańskimi ustaleniami geologa galicyjskiego Ludwika Zejsznera
o pochodzeniu wód Morskiego Oka (zasycanego „śniegiem i wodą z gór spadającą”), kwitując
ostatecznie: „To tłumaczenie z wielu względów mnie nie zadowalnia”.
57 Por. J. Kolbuszewski, Pieniny w kulturze polskiej…
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 55
2012-12-17 20:43:46
56
Michał Mesjasz
dostrzec w Miastach, górach i dolinach pragnienie autorki — niechętnej wobec
salonowego blichtru i uciech buduaru — kontaktu z człowiekiem gór, jego kulturą i życiem. Podążając tą drogą, sporo miejsca poświęciła Rautenstrauchowa
przedstawieniu traktierni, szynku, pensjonatu, tatrzańskich schronisk, gdzie
przyszło jej bywać, oraz prostym ludziom, z którymi rozmawiała i których
słuchała, opisując zarazem ich wygląd i charakter — a wszystko przyozdobione
w wypływający z serca kostium czułości i uniesienia. Wplatała w tok narracji
zasłyszane od mieszkańców krótkie historyjki (jak chociażby tę o szewcu, który
w powodzi 1813 roku stracił ukochanego syna, czy o śmiałkach porwanych przez
fale Dunajca), ubarwiała relację, wprowadzając elementy humoru (przywołując
dla przykładu epizody z zagubionym w górach trzewikiem czy zjadliwą charakterystykę towarzystwa szczawnickiego), odwoływała się do lokalnego folkloru
(kreśląc opowieść o początkach Morskiego Oka). Dała więc autorka obraz zarówno przyjemności, jak i trudów górskiego podróżowania.
Wracając raz jeszcze do romansowego Yoricka, należy przywołać jego słowa
definiujące podróż sentymentalną, a wydające się niezwykle bliskie intuicji Rautenstrauchowej: „Jest to cicha podróż serca w poszukiwaniu Natury i tych uczuć,
które w niej się biorą i uczą nas kochać się wzajemnie — i kochać świat lepiej, niż
go dotychczas kochamy”58. Krzywdzące mogą się wydawać opinie badaczy59,
którzy jakby nie zauważają stylizacji, jakiej Rautenstrauchowa poddała swą
relację, sentymentalnego sztafażu, z którego wyrastała cała jej twórczość. Przyzwyczajeni zapewne do operujących w detale utworów Goszczyńskiego, Pola,
Zejsznera itp., zdezawuowali zastosowaną przez autorkę metodę obrazowania —
prymat uczuć i ekspresji własnych przeżyć nad dbałością o szczegóły, zarzucali
nadmierną ilość afektów, egzaltowanie, romansowość, przesadę, pretensjonalność, sztuczność, hiperromantyczność, a więc to, co leżało u podstaw „literatury
czułej”. A właśnie wszystkie te cechy stanowiły o nietuzinkowości relacji Rautenstrauchowej, która postrzegając góry na wzór romansowej heroiny, wpisywała
się w egzystencjalny — chociaż już przestarzały — model obcowania z naturą
(a szerzej ze światem). Nie był to jednak ułagodzony, utrzymany w sielankowym
nastroju sentymentalizm spotykany w podróżniczych relacjach Klementyny
z Tańskich Hoffmanowej, w których krajobraz był zawsze niezwykle spokojny,
a człowiek dobry i „czysty”60, ale raczej sentymentalizm wyrastający z paradoksalnego spojrzenia na góry (podziwiane przez to, że są „wstrętne i straszne”), jakie
prezentował Jean-Jacques Rousseau, oraz z tradycji angielskiej powieści grozy,
w której piękno współistniało z brzydotą, naiwność z wyrachowaniem, czułość
z nienawiścią, i wreszcie z tradycji romantycznej. Romantyczne postrzeganie
58
L. Sterne, Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy, przeł. A. Glinczanka, oprac.
Z. Sinko, Wrocław 2009, s. 114.
59 Por. J. Szaflarski, op. cit., s. 469–471; J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…,
s. 110–112.
60 Por. J. Kamionka-Straszakowa, „Do ziemi naszej”. Podróże romantyków, Kraków 1988,
s. 35–39.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 56
2012-12-17 20:43:47
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
57
natury (a góry obok opisów morza, stepu, ojczystych widoków, stanowiły jeden
z jej głównych elementów61) opierało się przede wszystkim na wszechobecnym
dualizmie, natura wydawała się groźna, ale zarazem intrygująca, przykuwająca
uwagę turystów, bliska ich duszy towarzyszka. W „karpackim pejzażu” Rautenstrauchowej udało się właśnie tę dwoistość uchwycić, w opisie „krnąbrnego”
Dunajca, „groźnych” i zarazem „uroczych” widoków Tatr i Pienin. Operując
elementami stylistyki wyłaniającej się z gotyckiego średniowiecza, w swą relację
wplotła autorka typowo romantyczne widoki ruin, zamków, stromych skał i rozpadlin, głębokich jaskiń, kaskad, a wszystko wpisane w obraz monumentalnych
gór, pozwalających odczuć Boga i doznać bliskości śmierci (jak to miało miejsce
nad Czarnym Stawem). Najpełniej „magię gór”, która sprawiała, iż raz poznawszy
Tatry, pragnęło się do nich wracać już zawsze, wyraziła podróżniczka w drodze
z Morskiego Oka i Czarnego Stawu do Bukowiny:
W miarę, cośmy z gór się spuszczali, powietrze coraz gęściejsze na piersi
ciężyło i sprawiało, jakby jakiś rodzaj tęsknoty. To uczucie mi wyjaśniło, czemu mieszkańcy krajów górzystych najczęściej nieżyznych,
mimo swej nędzy jeszcze bardziej, jak inni nostalgii podlegają, czemu
bez swych dzikich gór żyć im niepodobna. Tam powietrze ma coś eterycznego, ożywnego, co upaja, podnosi umysł i w ciągłej go egzaltacji
trzyma. Tam wszystko bystrzej i silniej się pojmuje, jaśniej się widzi,
mocniej się kocha62.
Należy podkreślić, iż Rautenstrauchowa była przede wszystkim turystką
oglądającą góry, tak jak wielu innych współczesnych jej „zwiedzaczy”, którzy
często łatwo męcząc się i zniechęcając, nie mieli chęci i nie podejmowali —
rzecz oczywista — prób zdobywania szczytów ani wędrówki trudnymi, często
niebezpiecznymi i niezbadanymi partiami Tatr i Pienin. Dlatego trafne wydaje
się, wprowadzone przez Jacka Kolbuszewskiego dla tego rodzaju piśmiennictwa,
określenie literatura „kurortowa”63, tworzona przez ludzi, dla których poznanie
Tatr stanowiło niejako epizod w czasie przebywania w położonym niedaleko gór
uzdrowisku, jakim była wtedy Szczawnica. Goście „kąpielowi” świetnie wpisywali się w „modę na Tatry”, w walce z nudą i monotonią, organizując w kilkuosobowych grupach wypady w góry, ubarwiane lokalną muzyką, wystrzałami
z moździerza, wypłynięciem tratwą na środek Morskiego Oka, piknikiem na łonie dzikiej natury, możliwością wpisania się do pamiątkowej księgi w Bukowinie
itp. I chociaż nie ma wątpliwości, że Rautenstrauchowa nie była pierwszą kobietą
w Tatrach64, można założyć, iż jako jedna z pierwszych — wydając w formie
61
Por. A. Kowalczykowa, op. cit., passim.
Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry…, t. 1, s. 176, 177.
63 J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…, s. 104.
64 Pierwszą znaną turystką w Tatrach miała być Beata z Kościeleckich, która wraz z mężem,
wojewodą sieradzkim Olbrachtem Łaskim, zwiedziła w roku 1565 prawdopodobnie okolice Zielonego Stawu Kieżmarskiego (J. Szaflarski, op. cit., s. 37). Por. także popularnonaukową pracę
62
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 57
2012-12-17 20:43:47
58
Michał Mesjasz
książkowej swoje wspomnienia65 — utorowała kobietom drogę w góry, łamiąc
obiegowy stereotyp o ich niedostępności i zachęcając tym samym kobiety do podejmowania prób zapoznania się z tym dzikim zakątkiem rodzimego krajobrazu.
Miasta, góry i doliny mogły więc stanowić inspirację dla kobiecego podróżopisarstwa, które w literaturze polskiej następnych lat uwidoczniło się głównie
w twórczości Marii Steczkowskiej i Jadwigi Łuszczewskiej, postrzegających
naturę z właściwą dla płci pięknej wrażliwością.
Maria Steczkowska, córka Jana Kantego Steczkowskiego, matematyka
i astronoma, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego66, za każdym razem, gdy
tylko miała okazję, „spieszyła z utęsknieniem” do Morskiego Oka, zauroczyło
ją bowiem nie tyle swoją pięknością, „ale jakąś niepojętą władzą przywiązało
do siebie”. Dopowiedzmy, iż był to rok 1856, a więc siedemnaście lat po wizycie
Rautenstrauchowej. A mimo młodego wieku turystka miała porównanie, widziała już wiele tatrzańskich wód i „zaiste, trudno wystawić sobie coś wspanialszego,
coś równie czarującego, jak to jezioro” — pisała. Nie zachwyciło jej jednak Morskie Oko swą wielkością, ale „niezrównaną wspaniałością położenia”: otoczone
łańcuchem „nagich, dzikich, prostopadłych” skał, które „nigdzie nie rozdarte
do dołu, piętrzą się niby mur odwieczny, w górze dopiero dziwacznie poszczerbiony, porozrywany”.
Zbyt przesadzone są opisy dzikości i zupełnej martwoty natury, jaka
tu zgrozą przejmuje. Uważałam to już za pierwszą bytnością naszą
w tym miejscu, teraz zaś, po zwiedzeniu Pięciu Stawów, gdzie rzeczywiście dogorywa już ostatnia życia iskierka, a głaz martwy, zimny, nagi
rozpościera panowanie swoje, okolica Morskiego Oka wydała mi się
zieloną oazą. Prawda, że olbrzymie turnie, strzegące cichych wód jeziora, których nagość osłaniają jedynie ogromne płaty śniegu, nie ustępują w dzikości urwistym rypom okrążającym Dolinę Pięciu Stawów,
ale nierównie wyższe od tamtych, tak są przy tym wspaniałe, tak poważne i piękne, że wrażenie zgrozy ustępuje tu jakiemuś prawdopodobniejszemu uczuciu, podobnemu do tego, jakiego doznajemy, wchodząc
w progi Pańskich przybytków. I ta nawet cisza, jaka tu panuje, to nie cisza zalegająca ponurą śmierci dziedzinę, ale raczej uroczyste milczenie
świątyni Pana nad pany, które, niby cichy szmer modlitwy, przerywa
H. Ptakowskiej-Wyżanowicz, Od krynoliny do liny, Warszawa 1960, omawiającą historię polskiej
kobiecej turystyki górskiej.
65 Chociaż Miasta, góry i doliny nie były pierwszym opisem Tatr, który wyszedł spod pióra
kobiety, to niewątpliwie rezonans dzieła Rautenstrauchowej był dość duży. Pierwszym, znanym
mi tekstem o tej tematyce, był opublikowany anonimowo w „Rozmaitościach” (Lwów) 1830, nr 17,
artykuł Moja podróż do jeziora „Morskie Oko” w górach karpackich leżącego, odbyta w lipcu 1827
roku (por. J. Szaflarski, op. cit., s. 460–463).
66 Sporo nowych informacji biograficznych dotyczących Marii Steczkowskiej dostarcza artykuł M. Dolińskiej, Babiogórska peregrynacja Marii Steczkowskiej, „Rocznik Babiogórski” 6, 2004,
s. 133–146.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 58
2012-12-17 20:43:47
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
59
daleki szum potoku, kwilenie ukrytej w gęstwinie ptaszyny lub pluskanie pstrąga żeglującego w zwierciadlanych jeziora falach. Nad brzegiem
Morskiego Oka rośnie bujny kosodrzew, zieleni się borówka, wdzięczy
alpejski kwiateczek, tulący się w trawie, która rozściela się wszędzie,
gdzie nie zaległy złomy granitu, świadki okropnych wstrząśnień, które
je zerwały z tych potężnych szczytów, sterczących tak dumnie dokoła,
i strąciły na dno obszernej jeziora kotliny67
— pisała Steczkowska w Obrazkach z podróży do Tatrów i Pienin (1858). Nie mogło zabraknąć i relacji z wycieczki tratwą po Morskim Oku, gdzie „łagodny powiew wietrzyka falował z lekka te ciemne fale, a promienie słońca złotą na nie zarzucały siatkę”; żegluga sprawiała turystom przyjemność, a niezrównane widoki
„czarowały duszę”. Pozostawiła więc Steczkowska i opis barwy jeziora („Woda,
przy brzegach jasnozielonego koloru, ciemnieje, w miarę, jak się zapuszczamy
dalej. Na środku, gdzie znaczna głębia, wydaje się zupełnie czarna”), i rozpościerający się ze środka Morskiego Oka widok na ogromne skały, które stąd dopiero
„pysznią się w całym majestacie ogromu i dzikości”.
A jak widziała Morskie Oko sławna improwizatorka Jadwiga Łuszczewska,
gdy wspólnie z ojcem Wacławem Łuszczewskim oraz historykiem i kolekcjonerem dzieł sztuki Aleksandrem Narcyzem Przezdzieckim udała się w podróż
ku szczytowi Łomnicy, można dowiedzieć się z drukowanych w „Gazecie
Warszawskiej” Wrażeń z Karpat (1860). Pierwsze zetknięcie z obrazem jeziora
wprawiło pisarkę w „wielki krzyk zdumienia”, „niezmierny podziw”, ale zaraz,
dodawała, „drugim wrażeniem jest niejakie rozczarowanie” jego mało imponującą wielkością. Szybko jednak wytłumaczyła się z tego sądu: „Morskie Oko
wydaje ci się drobnym, ale jedynie dlatego, że leży pod górami tak ogromnymi,
iż przy nich wszystko drobnieje!”. Następnie turyści wypłynęli tratwami na Morskie Oko, w milczeniu i przy grze kobziarza, czerpali kubkami wodę z jeziora;
„wody jeziora są tak niewzruszonego spokoju, czystości”, a „całe powietrze było
jedną martwą bryłą ciszy” — relacjonowała Łuszczewska. Niezwykle ciekawie
przedstawiał się widok Morskiego Oka, który autorka stworzyła „w oparciu o oś
wertykalną, realizującą się na zasadzie odbicia obrazu w tafli wody”68:
Oto niespodzianie stanął przede mną amfiteatr, który w górę szedł tak
wysoko, że zdawało się, iż tylko chmury nie pozwalają oku dojrzeć
jego końca, a w ziemię wgłębiał się tak nisko, tak przepaściście, iż oko
nie mogło dobiec do dna owej otchłani zielonej, bo cały niemal amfiteatr, okryty bujną murawą i siecią kosodrzewia, był ciemnozielony, jakby z brył malakitu zbudowany, a na tej zieleni w kilku miejscach leżały
plamy i smugi rażącej białości; to było dziwnym, że te same białe smugi,
te same urwiska, te same odcienia zieloności, które się przedstawiały
67
M. Steczkowska, Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin, cyt. za: Romantyczne wędrówki
po Galicji, wybrał, oprac. i przedmową poprzedził A. Zieliński, Wrocław 1987, s. 385.
68 J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…, s. 123.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 59
2012-12-17 20:43:47
60
Michał Mesjasz
w górnej części olbrzymiego gmachu, powtarzały się z niepojętą tożsamością barw i wiernością kształtów w jego niższej części.
Dopiero pilniej zbadawszy to zjawisko, zrozumiałam dotychczasowe złudzenie mego wzroku. Dostrzegłam, iż ów bezdenny amfiteatr,
jest w połowie przecięty wielką płytą wody i że to, co brałam za jego
dolne przedłużenie, było tylko odbiciem górnych jego części w głębinach Morskiego Oka69.
Morskie Oko, obok Doliny Kościeliskiej, odwiedzano wówczas najczęściej,
dlatego też odnajdujemy wiele jego deskrypcji w literaturze romantycznej, ale jak
podkreślał Jacek Kolbuszewski, w większości wypadków pobieżna jedynie znajomość krajobrazu sprawiała, iż „opisy Morskiego Oka pełne były enigmatycznych
zachwytów nad turniami bijącymi w niebo […]. Całą uwagę skupiano na tafli
wody i ona stawała się centralnym punktem obrazu, otaczające zaś jezioro szczyty traktowane były tylko jako obrazu tego dopełnienie”70. Wobec tych sformułowań również twórcze podejście Rautenstrauchowej nie wyróżniało się szczególną
inwencją, może oprócz porównania powierzchni Morskiego Oka do ludzkiej
źrenicy oraz umiejętnego, świadomego dostrzeżenia wielkości zbiornika, przytłumionego ogromem Tatr.
Trzy wizje Morskiego Oka, trzy spojrzenia na góry, które wyszły spod pióra kobiet, pozwoliły przyjrzeć się przyrodzie z perspektywy podróżopisarstwa
kobiecego, wydaje się, odmiennego od tego, jakiemu poświęcali się mężczyźni,
opartego bowiem w znacznej mierze na afekcie i czuciu, które nie znalazło jak
dotąd eksplikacji w literaturze przedmiotu. O ile dla Rautenstrauchowej natura
symbolizowała pierwotną grozę, dla Steczkowskiej była interesująca poprzez
swoją niezwykłość, a dla Deotymy pociągająca swym ogromem, o tyle wszystkie w pozostawionych relacjach obficie dzieliły się wewnętrznymi przeżyciami,
podkreślając malowniczość i dzikość krajobrazu. Morskie Oko przypominało
więc olbrzymi amfiteatr, jego wody były spokojne, skłaniał do dumania, otoczony
nagimi i olbrzymimi skałami, których szczyty ginęły w chmurach, co z jednej
strony wyzwalało strach i nieprzyjemne odczucia kojarzone ze śmiercią (Rautenstrauchowa, Łuszczewska), a z drugiej coś zupełnie przeciwnego, styl „zielonej
oazy” (Steczkowska). I jak przystało na opisy wychodzące spod pióra romantycznych kobiet, wzruszała je każda napotkana flora, świergot ptaków, plusk pstrągów, dźwięk tatrzańskiej kobzy, żegluga po jeziorze, a niepokojem przepełniały
serce głęboka jaskinia, stroma kaskada, nocna burza itp.
Była więc podróż Łucji Rautenstrauchowej emocjonalną wędrówką w głąb
nieznanego i nieokiełznanego, wyzwalającego strach i fascynację, w królestwo
pierwotnej natury, z której romansowa heroina na pamiątkę swej tam obecności
69 J. Łuszczewska (Deotyma), Wrażenia z Karpat, cyt. za: Romantyczne wędrówki po Galicji…, s. 449, 450.
70 J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej…, rozdział Nad „Perłą Galicji”. Por. idem,
Przestrzenie i krajobrazy, Wrocław 1994, rozdział Siedem wizji Morskiego Oka.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 60
2012-12-17 20:43:47
Z karpackiej podróży Łucji Rautenstrauchowej. Próba lektury
61
uwoziła wyrwany żywiołowi olbrzymich Karpat dziki kwiatek, wzbogacając
domowe herbarium. Wstępowała w obszary do niedawna jeszcze niedostępne,
dawała świadectwo grozy i cudowności gór, wpisywała się w romantyczną modę
na odkrywanie rodzimego krajobrazu, a antropocentryczna postawa ułatwiała
kontakt z przyrodą71. Choć oczywiście Miasta, góry i doliny nie przedstawiają
wartości dzieła ani pionierskiego, ani o wybitnych walorach poznawczych i literackich, mimo wszystko są utworem interesującym o właściwych sobie cechach
sentymentalnej poetyki, z fabułą miejscami trochę sztucznie udziwnioną, z przesadzoną chwilami czułostkowością. Emfaza Rautenstrauchowej musiała razić
już w XIX wieku, skoro anonimowy recenzent „Przeglądu Poznańskiego” pisał
o „rozbujałych fluktach” i wskazywał, iż ozdobą stylu winna być prostota72. Niewątpliwie jednak mimo wad nie bez słuszności wypowiadał się inny z krytyków,
iż „m a l o w n i c z a część jej dzieła, prawdziwie jest malowniczą, nie opowiadaniem lecz o b r a z e m”73.
From Łucja Rautenstrauch’s Carpathians journey.
An attempt at reading
Summary
The aim of the article is to bring back from obscurity a virtually forgotten Polish author,
Łucja Rautenstrauch née Giedroyć (1798–1886) and her virtually unknown work — Miasta, góry
i doliny [Towns, Mountains and Valleys] (1844). The author focuses on a fragment of the work,
namely the writer’s reminiscences from the trip to the Carpathians in 1839. Rautenstrauch sentimentally described the places she visited (Szczawnica health resort, Czerwony Klasztor [Red
Monastery], Niedzica and Czorsztyn castles, Morskie Oko [Sea Eye] Lake, Czarny Staw [Black
Pond], Kościelisko Valley, Dunajec River), people living in the Tatras and the Pieniny mountain
range (shepherds and highlanders, “the famous women of the village of Biały Dunajec”) as well as
the difficulties of mountain trekking. The article is complemented by two accounts from Morskie
Oko by Maria Steczkowska and Jadwiga Łuszczewska (Deotyma), shown as examples of a new
interpretation perspective — looking at romantic travel writing from the perspective of women.
71
Por. J. Kolbuszewski, Góry w literaturze polskiej, [w:] Góry w kulturze polskiej, oprac.
streszczeń, wystąpień i dyskusji J. Skwierawski, Kraków 1975, s. 41–58.
72 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry i doliny, [rec.], „Przegląd Poznański” 1, 1845, s. 70.
73 Ł. Rautenstrauchowa, Miasta, góry i doliny, [rec.], „Biblioteka Warszawska” 4, 1844,
s. 628.
Góry – Literatura – Kultura 6, 2012
© for this edition by CNS
gory.indd 61
2012-12-17 20:43:47

Podobne dokumenty