Rozmowa z panem Krzysztofem Kozłowskim

Transkrypt

Rozmowa z panem Krzysztofem Kozłowskim
Rozmowa z panem Krzysztofem Kozłowskim, ministrem spraw wewnętrznych w
rządzie Tadeusza Mazowieckiego, zwanym „ojcem chrzestnym” GROM-u"
Marcin Lasoń:
Jakie były powody powstania jednostki GROM?
Krzysztof Kozłowski:
W początkowym okresie transformacji ustrojowej było wiele powodów do
powołania tego typu jednostki. Pierwszym z nich, bardzo rzucającym się w oczy w
tamtych czasach, było znaczne nasilenie się przestępczości, wobec której policja
była bezradna. Przeciętny policjant w roku 1990 wystrzelił 15 pocisków, podczas gdy
tzw. antyterrorysta 150. Co więcej, w tym samym roku cała policja nie posiadała
nawet jednego faxu! Tak było w sytuacji, gdy brutalni przestępcy nie wahali się
posługiwać bronią palną. Jest to pewne tło, niezbędne do zrozumienia
rzeczywistości, w jakiej powstawała jednostka.
Struktura tak wielka, jaką stanowiło wtedy MSW, była niezwykle trudna do
zreformowania celem sprostania czekającym ją wyzwaniom. Stawałem przed
trudnym wyborem- przeprowadzenia opcji zerowej i zwolnienia z pracy wszystkich
dawnych funkcjonariuszy, czyniąc tym samy bezbronnymi odpowiednie służby, lub
zachować ich część i przeprowadzić, zgodnie z decyzją rządu, weryfikację i
wykonywać stawiane przed nami zadania. Zastosowałem prostą metodę- z pracy
musieli odejść wszyscy, którzy skończyli 55 rok życia, reszta podlegała weryfikacji.
Naprawdę weryfikowane były Departamenty I (wywiad) i II (kontrwywiad) oraz
struktury logistyczne, natomiast funkcjonariusze pozostałych Departamentów (III, IV,
V, VI) musieli odejść. Ten proces musiał trwać, dlatego łatwiej i szybciej było
stworzyć małe, elitarne jednostki, które dawałyby możliwość reakcji w sytuacjach
kryzysowych i zapewniały pewien stopień bezpieczeństwa. Nie można jednak
zaprzeczyć, że duża część osób, którym dano szansę i zweryfikowano pozytywnie
wykonała zadania bardzo ważne dla naszej państwowości. Stało się tak mimo tego,
że byli funkcjonariuszami służb specjalnych PRL.
ML:
Mamy zatem tło powstania jednostki, pomysłu, z jakiego się narodziła, obok
tego były jednak kolejne zagrożenia, o wymiarze międzynarodowym.
K.K:
Głównym powodem powstania GROM było zagrożenie terrorystyczne.
Uważałem wtedy, ze otwarcie granic i ruch ludzi spowoduje, że z zachodu, gdzie
terroryści wtedy byli aktywni, nadejdzie do Polski zagrożenie tego rodzaju. Co więcej,
gdyby połączyli się z naszą rodzimą przestępczością mogliby zagrozić naszej
państwowości, która w tamtym okresie nie była jeszcze dostatecznie chroniona przez
przeznaczone do tego służby. Mówię przy tym o terroryzmie, który często zazębia się
z polityką i w takim wydaniu jest szczególnie niebezpieczny. Z perspektywy czasu
mogę przyznać, że się pomyliłem i do takiego przeniknięcia nie doszło, jednak
należało zachować ostrożność. Tym bardziej, że PRL w latach 70 i 80- tych była
odskocznią dla terrorystów arabskich. Przybywali tu w sposób przez nikogo nie
kontrolowany i wypoczywali po przeprowadzanych przez siebie akcjach w
oczekiwaniu na kolejne. Ich pobyt mógł trwać lata, zatem wtapiali się w daną
społeczność, co czyniło ich jeszcze bardziej niebezpiecznymi. W MSW nikt nie
prowadził ewidencji tych osób, nikt tego nie kontrolował, sam generał Kiszczak
stwierdził, że to go nie interesuje. Ta sama zasada dotyczyła jeszcze tylko agentów
Stasi, którzy również działali na terenie naszego kraju nie sprawdzani przez nikogo.
W związku z tą sytuacją musieliśmy prosić sojuszników o pomoc, dzięki czemu udało
się zidentyfikować część tych ludzi.
Kolejnym tego typu powodem była decyzja premiera Tadeusza
Mazowieckiego o podjęciu się przez nas zabezpieczenia operacji przerzucenia
rosyjskich Żydów do Izraela z punktem przesiadkowym zorganizowanym na
warszawskim Okęciu. Okazało się, że stołeczne lotnisko jest niemożliwe do
właściwego zabezpieczenia, co było tym bardziej niebezpieczne, że obie strony miały
kłopoty z koordynacją lotów. Często zdarzało się, że ludzie musieli przebywać na
płycie lotniska w oczekiwaniu na samolot, musieli być także odwożeni na noc do
Konstancina, co potęgowało zagrożenie zamachem. Mieliśmy informacja, że osoby
arabskiego pochodzenia kręcą się wokół tego obiektu i próbują znaleźć odpowiednie
dojścia. Na pomoc przybyli Brytyjczycy, którzy w tym czasie byli ekspertami w tego
typu zabezpieczeniach. Stwierdzili jednak, że na Okęciu nie da się wykonać tego
zadania, konieczne jest przeniesie tej operacji na inne lotnisko. Niestety, ze względy
na opory strony izraelskiej odnośnie nowej lokalizacji okazało się to niewykonalne.
Dlatego kolejny raz zdrowy rozsądek mówił, że potrzebna jest nam jednostka
antyterrorystyczna.
ML:
Jak trafił do Pana jej pierwszy dowódca i organizator generał Sławomir
Petelicki?
K.K:
Wtedy jeszcze podpułkownik Petelicki znalazł się u mnie ze względu na to, że
był postacią z pewnych względów dość znaną w MSW. Był osobą twardą, potrafiącą
dać się we znaki. Ale to on miał koncepcję jednostki antyterrorystycznej i dlatego to
jemu zaproponowałem zorganizowanie GROM pytając ile czasu mu to zajmie.
Odparł, że kilka miesięcy, jeśli będzie miał do dyspozycji poligon i odpowiednią broń
oraz możliwość zdobycia właściwych ludzi. Dostał to wszystko, dzwoniłem w tych
sprawach do admirała Kołodziejczyka, zebraliśmy trochę pieniędzy i wszystko
ruszyło. Mogę śmiało powiedzieć, że bez Petelickiego nie byłoby GROM. Mnie
natomiast nazywają „ojcem chrzestnym” jednostki, chociaż moją zasługą było tylko
podpisanie odpowiednich dokumentów. Dzięki temu miałem przyjemność oglądać,
jak cztero gwiazdkowy amerykański generał oglądający ćwiczenia naszych żołnierzy
gratuluje osobiście każdemu z osobna. Dowódcy Delty podkreślali, że GROM jest
jedyną jednostką z tej części Europy, z którą chcą ćwiczyć. Byłem również
zaproszony na ostatnie święto jednostki. Uważam, że powinni na nim być obecni
wszyscy, którzy nią dowodzili, łącznie z pułkownikiem Polko.
M.L:
Jak ocenia Pan przeniesienie GROM do MON?
K.K:
Uważam, że był to wielki błąd! Można było szukać innych rozwiązań,
chociażby takiego, jakie jest stosowane w Niemczech, gdzie jednostka
antyterrorystyczna jest w ramach Straży Granicznej. Z tych zawirowań wynika
również ciągły brak możliwości użycia GROM na terenie kraju, a przecież w moim
zamyśle do tego jednostka była powoływana. Operacje poza granicami kraju są
bardzo ważne, ale musimy pamiętać o możliwych zagrożeniach w Polsce.
Złamaniem prawa i wystawianiem na szwank morale żołnierzy było użycie ich do
wyważania bramy w Pęcicach przy sprawie Art B. Później zaś brali udział w
konwojowaniu do Sejmu teczek służby bezpieczeństwa. W wypadku ataku
terrorystów zapewne byliby użyci, jednak byłoby to wbrew istniejącym regulacjom
prawnym. Przejście do struktur wojskowych sprawiło, że nie zlikwidowano tych
kłopotów z użyciem jednostki, a co więcej ta struktura narzuca równość, jest
przeciwna elitarności. Stąd chociażby obniżenie zarobków żołnierzy, czy spory o to,
kto ma nią dysponować, komu ma podlegać. Prawda jest taka, że każdy by ją chciał,
bowiem przedstawia tak wysoką wartość. Do tej pory nie udało się również uczynić
jej aeromobilną, nie ma bowiem potrzebnego do tego zaplecza i ludzi. Trzeba jednak
pamiętać, że przy użyciu GROM w kraju należy zastosować szczególną ostrożność,
ponieważ tego typu jednostki szkolone są w przeciwieństwie do policji tak, by
eliminować przeciwników. Pamiętać również należy o pewnych niekonwencjonalnych
obawach co do tego typu działań. Otóż minister Pałubicki uważał, że GROM jest
narzędziem postkomunistów, a jednym z dowodów na to była obecność bazy
jednostki w pobliżu jednej z prezydenckich rezydencji. To miało dowodzić, że
żołnierze wykonują dla niego określone zadania, lub mogą to zrobić.
M.L:
Jak wyglądała pomoc Stanów Zjednoczonych przy tworzeniu tej jednostki?
K.K:
Po pierwsze nie było nikogo innego kto mógłby nam pomóc w stworzeniu
jednostki antyterrorystycznej. Przełomowym momentem było przeprowadzenie
operacji w Iraku. Jej sukces zaowocował pewnym otwarciem we wzajemnych
stosunkach. Zwykle jest tak, że przy układającej się współpracy wywiadów, w każdej
innej sferze jest o nią łatwiej. Amerykanie mogli mieć przecież wątpliwości co do
naszych przemian. Ciągle było wielu ludzi z poprzedniego systemu. Tymczasem ta
operacja sprawiła, że lody zostały przełamane, Amerykanie przezwyciężyli
uprzedzenia i zaczęli pomagać. W wypadku jednostki GROM były to przede
wszystkim szkolenia i zapewnienie ich finansowania. Ale do tego się nie ograniczyli.
Sędzia Webster- Szef CIA w tamtym okresie, przyjeżdżając do Polski przywiózł ze
sobą list prezydenta Stanów Zjednoczonych z prośbą, by mógł go wręczyć osobiście
polskiemu premierowi. Otóż pierwszy akapit listu zawierał gorące, serdeczne
podziękowania za wywiezieni oficerów amerykańskich z Iraku. Drugi natomiast z
nieznanych nam powodów mówił, iż Stany Zjednoczone dołożą wszelkich starań, by
zadłużenie Polski zredukować o połowę.
M.L:
Mamy zatem do czynienia z całym szeregiem powodów i wydarzeń, które
przyczyniły się do powstania jednostki GROM i jej funkcjonowania w obecnej postaci.
Często wydają się one niezbyt istotne, a jednak stanowią niezbędny element do
tego, by postanowił Pan o jej utworzeniu.
K.K:
Zgadza się. Ważne jest zarówno tło, o którym mówiłem, a często wiele osób
nie zdaje sobie z niego sprawy. Nie wiedzą, że teoretycznie nasza demokracja w
tamtym okresie mogła być zniszczona przez jeden batalion wojska. Dlatego
musiałem rozważać, czy realizować „opcję zerową” w podległych mi służbach i
uczynić tym samym je bezwartościowym narzędziem na następnych kilka lat, czy też
kierować się zdrowym rozsądkiem i wykonywać zadania, jakie przed nami stały. W
ten sposób trafiłem na Petelickiego, tak samo udało nam się zbierać informacje o
wydarzeniach na wschodzie, a były one wtedy bezcenne, stanowiły nasz atut w
kontaktach z zachodnimi sojusznikami. Podam jeszcze jeden przykład, nieco
zabawmy: otóż MSW miało w Bieszczadach gospodarstwa rolne. Wg mnie
produkowano tam najdroższe mięso w Europie, tak wysokie były koszta jego
funkcjonowania. Chciałem je zamknąć oddać komuś, ale nikt tego nie chciał.
Pojechałem je obejrzeć, widziałem żołnierzy Nadwiślańskich zajmujących się
zwierzętami, a potem zobaczyłem karabiny stojące w ich barakach. Wtedy właśnie
uprzytomniłem sobie, że jest to jedyna jednostka wojskowa, jaką mamy na swojej
wschodniej granicy! O przeniesieniu innych nie mogło być mowy ze względu na
koszty. Dlatego postanowiłem ją zostawić.
M.L:
Serdecznie dziękuje za rozmowę.