Pierwszy dzień, ostatni dzień A gówno prawda! Całe to pieprzenie
Transkrypt
Pierwszy dzień, ostatni dzień A gówno prawda! Całe to pieprzenie
Pierwszy dzień, ostatni dzień A gówno prawda! Całe to pieprzenie, że w takiej chwili człowiek myśli tylko o tym, jak przetrwać, że bada nową rzeczywistość próbując odnaleźć bezpieczną kryjówkę. Gówno prawda! Tylko bajeczki nawiedzonych fantastów tak wyglądają (przecież musi być jakaś akcja! Fabuła!). Tymczasem rzeczywistość to jedno wielkie konanie. Od chwili, gdy Ziemia została zmieniona w gigantyczną hodowlę atomowych grzybków, pozostało tylko czekanie. Czekanie i modlitwa - o jak najmniej bolesny koniec. W jednej chwili straciłem wszystko: cały znany mi świat, rodzinę, przyjaciół; WSZYSTKO! Skazany na błąkanie się po ruinach - jak widmo - na bezsilne zgrzytanie zębami i przełykanie łez. Może ktoś jeszcze ocalał? A może jestem jedynym, który przeżył - prawdę mówiąc gówno mnie to obchodzi. Ziemia pogrążyła się w ciemnościach. Każdy oddech, gdy do płuc wciągam radioaktywny pył, budzi fale palącego bólu. Już nawet nie chce mi się przebierać nogami w tym szarym puchu - prochu spopielonych zwłok Matki Ziemi. Bo i po co? Siedzę z kolanami podkulonymi pod brodę. Staram się jak najdłużej wytrwać w bezruchu, by jak najmniej cierpieć. Delikatnie wsysam powietrze - tak mniej boli. Jedynym celem jest teraz minimalizowanie cierpienia. Dlaczego przetrwałem? Jakiż to bezsens, skoro i tak jestem już trupem! Żebym chociaż stracił przytomność, by umysł otulony kokonem mroku nie był świadom co się dzieje. Mógłbym się zabić - ale o dziwo nie mogę. Nie potrafię. Przecież wiem, że zdechnę! Więc czemu trwam, tak na siłę, wbrew rozsądkowi? Pragnę śmierci, lecz nie chcę ze sobą skończyć. Koliduje to z głęboko zakorzenionym przekonaniem, że nie mam prawa odbierać sobie życia. Przekonaniem, że o tym decyduje ktoś inny. Bóg? Allach? Jak zwał, tak zwał nie ważne. Wierzę, że jest jakiś stwórca. Okrutne jest to, na co zezwolił. A jeszcze okrutniejsze, że pozwolił mi przeżyć - ale widocznie miał w tym jakiś głębszy cel. Jeśli to czytasz, to znaczy, że jednak nie wszyscy zginęli... Ale, kimkolwiek jesteś, po co to czytasz? Gdyby wszystko trwało tak jak dawniej, nie czytałbyś tego. Kim bym dla ciebie był? Jednym z kilku miliardów anonimowych ludzików. Czy obchodziłoby cię wtedy to, co czuję i co myślę? Wątpię. Szczerze mówiąc najbardziej ucieszyłoby mnie, gdyby się okazało, że nikt nigdy tego nie przeczyta. Ani tego, ani czegokolwiek innego. Oto, co byłoby najlepszym dla nas losem. Przestać istnieć raz na zawsze. Wyginąć! Bo my nie nadajemy się do tworzenia cywilizacji - takiej prawdziwej. Nigdy do tego nie dorośliśmy. Umiemy tylko burzyć, niszczyć. A jeśli już budujemy to tylko po to, by wszystko znowu zostało rozpieprzone! Bo prędzej, czy później, ale zawsze się to tym kończy. Już nie poczuję promieni słońca na twarzy. Nie zaznam kąpieli w chłodnej wodzie. Nie usłyszę śpiewu ptaków. Nigdy! Ulotnym wspomnieniem pozostanie smak ust mojej ukochanej. Nie ujrzę potomka, którego nosiła pod sercem. Niczego już nie ma... Pustka. Ból i rozpacz! Ziemia stała się wielką ropiejącą raną i zdechnie w męczarniach toczona atomową gangreną. Stanie się zimną martwą bryłą, jakich wiele w kosmosie. Zniszczyła nas nasza duma i próżność, nasze chore ambicje. Nikt o nas nie wspomni. Nikt nam nie postawi krzyża. Nasze istnienie nie zostanie przez nikogo odkryte. Byliśmy ledwie wyczuwalnym mgnieniem czegoś niezwykłego, krótkim niezauważalnym przebłyskiem cudu, który przedwcześnie sczezł. Nie chcę być ostatnim żywym człowiekiem! Zapewniam was - tego dnia nikt z was nie chciałby przeżyć, a cóż dopiero mówić o szukaniu schronienia, czy... Czy snuciu obłąkanych wizji o odbudowywaniu cywilizacji! To mój pierwszy dzień w tej nowej rzeczywistości. Pierwszy dzień czekania na ostatni dzień. I oby nastał on jak najszybciej! Krzysztof Dąbrowski