Konstruktywna polemika

Transkrypt

Konstruktywna polemika
Konstruktywna polemika
wydany w Czysta Energia – 2012-1
Od kiedy rząd oficjalnie potwierdził swoją determinację w kwestii realizacji planów rozwoju
energetyki atomowej w Polsce, coraz częściej politycy i eksperci w wystąpieniach i
publikacjach przeciwstawiają energię jądrową energii OZE. Wydaje się, że powodem tej akcji
propagandowej jest w pierwszej kolejności próba przekonania społeczeństwa, ale także grup
opiniotwórczych, że tylko elektrownie jądrowe są panaceum na wszystkie bolączki sektora
elektroenergetyki w Polsce.
Zarzuty bez pokrycia
Energia z OZE jest niskiej jakości, negatywnie wpływa na funkcjonowanie systemu
elektroenergetycznego, jest bardzo droga, a więc znacząco wpływa na wzrost cen energii,
drenując kieszenie konsumentów, a na dodatek szpeci krajobraz i powoduje
nieprawdopodobne zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Czy tak jest naprawdę?
Łatwo ustalić na podstawie dostępnych danych statystycznych, że w latach 2005-2010, czyli
w czasie funkcjonowania systemu tzw. zielonych certyfikatów wspierających produkcję
energii z OZE, spółki prowadzące sprzedaż energii elektrycznej podniosły ceny dla końcowych
użytkowników o ok. 131,5 zł/MWh, czyli prawie dwukrotnie (98,8%). Tymczasem łączne
wydatki na rzecz wypełnienia obowiązków z zakresu OZE w sprzedaży końcowej szacuje się w
tym okresie na maksymalnie 11,2 mld zł. W przeliczeniu na 1 MWh energii dostarczanej
odbiorcom końcowym w latach 2005-2010 oznacza to średnioroczne obciążenie rzędu 16 zł,
a w samym 2010 r. ok. 28 zł (odpowiednio 1,6 i 2,8 grosza na 1 kilowatogodzinę). W 2011 i
2012 r. ze względu na utrzymanie obowiązku udziału OZE na tym samym poziomie jak w
2010 r. (10,4%), impuls wzrostowy nie powinien wystąpić. Dane te zadają kłam
upowszechnianym przez różne źródła, w tym przez sprzedawców energii tezom, jakoby
system wsparcia dla OZE był głównym powodem wzrostu cen energii na rynku.
Ponadto mało kto, poza organizacjami ekologicznymi, podkreśla w tych dyskusjach, ile
państwo dopłaciło do sektora węglowego w ubiegłym wieku lub w latach mniej odległych.
Szacuje się, że tuż przed wstąpieniem w struktury UE państwo polskie wsparło sektor
węglowy subsydiami bezpośrednimi i ukrytymi, które polskiego podatnika kosztowały tylko
w 2003 r. średnio ok. 170 zł przeliczone na każdą MWh energii elektrycznej dostarczonej do
odbiorców końcowych!
Energia atomowa ma być rzekomo znacznie tańsza niż ta z OZE, a nawet z energetyki
konwencjonalnej (jeżeli zapomni się o ukrytych subsydiach i braku internalizacji kosztów
środowiskowych). Zastanawiająca jest jednak systematyczna, ale nienagłośniona korekta in
plus nakładów inwestycyjnych, jakie zostaną poniesione na przygotowanie budowy i budowę
przyszłych elektrowni jądrowych. Nie wskazuje się przy tym, jakie konsekwencje cenowe dla
konsumenta końcowego będzie miał ten wzrost nakładów.
Innym z mitów upowszechnianych przez koncerny energetyczne i powielanych przez
domorosłych ekspertów jest rzekomy negatywny wpływ elektrowni wiatrowych na sieć
elektroenergetyczną i konieczność utrzymywania w tym zakresie znaczących rezerw
systemowych. Przy aktualnej podaży energii z tego źródła, która nie przekracza 2% całej
konsumpcji energii elektrycznej, problem ten nie ma większego znaczenia. Niepokojące jest
natomiast to, że państwo nie stymuluje przyśpieszonej realizacji żadnych nowych projektów
w zakresie magazynowania energii.
Natomiast nie ulega wątpliwości to, że każdy obiekt energetyczny musi spełniać surowe
wymogi prawne w zakresie wpływu energetyki na środowisko i krajobraz.
Na kampanię promującą energetykę jądrową rząd przeznaczył ponad 20 mln zł, a na
promocję OZE nawet złotówki. Nikt nie jest w stanie rzetelnie dziś określić, jakie środki
sektora publicznego pochłonie ostatecznie cała inwestycja w energetykę jądrową.
Kto inspiruje konflikt
Środowiska OZE nie były i nie są inspiratorami wojny informacyjnej. Co więcej, nie tylko jej
nie chcieliśmy, lecz nawet nie spodziewaliśmy się. Akceptowaliśmy zawartą w przyjętej przez
rząd Polityce energetycznej Polski do 2030 r. ideę, że w energy mix po 2020 r. równorzędne
znaczenie zyskają oba sektory. Warto przy tym wskazać, że energetykę wiatrową, wodną czy
słoneczną charakteryzuje najmniejszy stopień uzależnienia od importu paliw. Oprócz tego
dostawców technologii OZE jest wielu, co na konkurencyjnym rynku powoduje
systematyczny spadek cen, w przeciwieństwie do energetyki jądrowej.
Opinia publiczna jest świadomie wprowadzana w błąd. Nawet naczelne organy państwa
propagują półprawdy, insynuacje lub niepotwierdzone w praktyce informacje. Kwintesencją
tego typu działań jest ekspertyza senatu z kwietnia 2011 r., która tendencyjnie odwołuje się
do niezweryfikowanych naukowo badań.
Wściekłość tych ataków i mniej znane opinii publicznej działania lub zaniechania władz
nakazują zastanawiać się nad tym, o co tak naprawdę chodzi? Może lobby nuklearne chce
postawić Polskę w sytuacji bez wyjścia, tworząc swoisty przymus inwestycyjny? A może to
efekt zakulisowych nacisków wielkich koncernów dostarczających technologię nuklearną,
wspieranych przez ich rządy? Kurczą im się rynki zbytu, bo kolejne kraje odchodzą od
energetyki jądrowej. W mediach prywatnych w ogóle się o tym nie mówi.
Można zatem zadać pytanie, dlaczego politycy, także najwyższych szczebli, sekują rozwój
sektora OZE, który najszybciej może przyczynić się do redukcji emisji CO2 z polskiej
energetyki, a więc realnie wpłynąć na obniżenie kosztów końcowych energii, a jednocześnie
zmniejszyć deficyt w podaży energii ze źródeł konwencjonalnych? Dlaczego preferuje się
inwestycje, które generować będą lub pozwolą zachować miejsca pracy we Francji, USA czy
Japonii, a nie prowadzi się mądrej polityki inwestycyjnej, która zmuszałaby lub choćby
zachęcała dostawców technologii OZE do przenoszenia przynajmniej części produkcji do
Polski? Dlaczego przyjęcie Krajowego Planu Działania na rzecz rozwoju OZE nastąpiło ponad
pięć miesięcy po uzgodnionym przez kraje unijne terminie, a już ponad rok Polska spóźnia się
z transpozycją unijnej dyrektywy promującej rozwój odnawialnych źródeł energii?
A może chodzi o to, że przy minimalnym wsparciu ze strony państwa obiekty OZE powstają
ze środków niepublicznych, nad którymi politycy mają ograniczoną kontrolę, a w przypadku
energetyki nuklearnej decydować będą o przepływach miliardów euro?
Wszystkie te pytania powinny stać się tematem rzetelnej i otwartej debaty publicznej, gdyż
za konsekwencje złych wyborów zapłaci przede wszystkim całe społeczeństwo, a zarobią
nieliczni – przykład Grecji jest adekwatny także w przypadku tych zagadnień.
Zarząd PIGEO
Tytuł i śródtytuły od redakcji